Osoby: Beatrice L. O. O. Dear w towarzystwie @Camael Whitelight Miejsce rozgrywki: Pokój Beatrice i Camaela w Arabii Rok rozgrywki: Lipiec 2021 Okoliczności: Po dość niespodziewanym dla niektórych zakończeniu wieczoru w towarzystwie Perpetuy oraz Huxleya, należy się zmierzyć z porankiem i tym, co przyniesie.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Czasami uważała, że niektóre rzeczy działy się kompletnie niezależnie od jej woli i jednocześnie w sposób kompletnie irracjonalny. Jak chociażby to iż miała wrażenie, że w tym kraju zdecydowanie wcześniej pojawiał się świt, niż w Wielkiej Brytanii o tej samej porze roku. W pełni świadoma, choć wciąż nie w pełni trzeźwa obserwowała jak jedne z pierwszych promieni słonecznych zakradały się przez zdobione ramy pałacowych okien i przystroiły pomieszczenie całą feerią różnorakich barw. W zależności od tego, gdzie promień mógł się odbić, tak różnorakie kolory królowały w pomieszczeniu. Czerwień, zieleń i błękit tańcowały radośnie na komodach, na grubych belkach w nogach łóżka, na wielu innych płaskich powierzchniach w tym pokoju. Czarne ślepia Beatrice śledziły ten bieg, błądząc za promieniami w bardzo zsynchronizowany sposób. W końcu jedna z wiązek światła doprowadziła jej wzrok do mężczyzny pogrążonego w głębokim śnie, który spoczął obok niej tej nocy w łóżku. Te same promienie tworzyły cudowny mezalians w platynowych pasmach włosów mężczyzny, co prawdopodobnie w innych okolicznościach, z nieukrywanym zachwytem by obserwowała. Teraz jakoś nie była w stanie. Patrząc na śpiącego obok niej Camaela, zastanawiała się nad tym, jak to możliwe, by tyle sprzecznych uczuć krążyło jednocześnie w ciele jednej osoby. Analizowała to wszystko w głowie, w ciszy, cholernie zadowolona, że tym razem ich współlokator jednak nie pojawił się na noc. Nie była pewna, czy zniosłaby jego widok w tamtym momencie. A tak mogła w spokoju kontemplować nad tym, czy bardziej opłacalnym było zabić Camaela czy jednak jeszcze trochę go kochać. Nikt jej w tym nie przeszkadzał. Narzeczony był pogrążony w głębokim śnie i przynajmniej od godziny przyglądała mu się bez większego skrępowania. Rozmyślała nad całą sytuacją, nad tym, co miało miejsce poprzedniego wieczoru, ale przede wszystkim nad tym dlaczego nie powiedział jej wcześniej. Jak na razie nie znajdowała satysfakcjonującej ją odpowiedzi… Cicho wysunęła się spod dzielonej z mężczyzną pościeli i nie siląc się na odnalezienie jakiegokolwiek obuwia, czy ubrania, podeszła boso do jednej z szafek, gdzie jak wiedziała, poprzedniego wieczoru pozostawił swoje papierosy. W normalnych okolicznościach nie paliła. Jednak okoliczności w jej opinii były dalekie od normalnych. Wyjęła jednego papierosa i ujęła w dłoń swoją różdżkę. Wyszeptała odpowiednie zaklęcie, a na końcu magicznego patyka pojawił się delikatny płomień, którym odpaliła używkę. Zaciągnęła się mocno, po raz wtóry zastanawiając jak on mógł palić to dziadostwo. Obrzydzenie odmalowało się na jej twarzy, ale postanowiła dać lordkowi jeszcze jedną szansę. A potem jeszcze jedną. I jeszcze kolejną, aż nie wiedząc kiedy sięgnęła po drugiego papierosa z kolei, ówczesnego zamieniając w guzik pasujący do męskiej marynarki, którego potem kompletnie nieroztropnie rzuciła w stronę łóżka na którym wciąż znajdował się śpiący mężczyzna. A żeby sczezł...
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Obudził się, z największym bólem głowy, jaki kiedykolwiek pamiętał. Wypił zeszłej nocy zdecydowanie zbyt dużo i miał wrażenie, że arabski alkohol działał na niego dużo gorzej niż szkocka whisky. W ułamku sekundy postanowił, że już więcej go tutaj nie ruszy, bowiem za każdym razem kończy się to tak samo – na wielkim kacu. Podniósł się i rozmasował skronie, krzywiąc się na promienie słońca, które świeciły mu prosto w oczy. — Dzień dobry — ziewnął i przeciągnął się, a chwilę potem zauważył, że Trice nie ma obok niego. Szybko odszukał ją wzrokiem i zmarszczył brwi. Paliła. I wcale nie chodziło o to, że paliła jego papierosy, co o sam fakt. Doskonale wiedział, że Dear nie sięga na co dzień po papierosy, ba! nawet nie zawsze przyjmuje tego proponowanego przez Camaela. Sęk w tym, że Whitelight kompletnie nie wiedział dlaczego jest zła, albo zmartwiona – nie bardzo potrafił stwierdzić, kiedy słońce tak go raziło. Czuł jednak na sobie jej wzrok, przez co zmrużył oczy z powątpiewaniem. Miał pustkę w głowie, zupełnie nie potrafił przypomnieć sobie szczegółów ostatniego wieczoru, zupełnie jakby ktoś nałożył na nie zaklęcie maskujące. A może po prostu mu się wydawało? Może zwyczajnie miała ochotę zapalić? Przecież nie był dobrą osobą do prawienia jej w tym temacie morałów. Zdusił więc ten natarczywy głos w swojej głowie, mówiący, że coś było nie tak, przysięgając w duchu, że zostaje abstynentem. Poniósł guzik z łóżka, unosząc brew i wstał, chociaż to był tragiczny błąd z jego strony, gdy ból przeszył jego skronie, skrzywił się. Sięgnął po butelkę z wodą i wybił na raz połowę jej zawartości, by podejść do swojej narzeczonej i objąć ją od tyłu ramionami, ucałować w policzek. — Smakuje? — mruknął, zachrypniętym od snu głosem, mając na myśli papierosa, którego wciąż trzymała w dłoni. Starał się ignorować alkoholowe osłabienie, które czuł w każdej komórce własnego ciała. W końcu też spojrzał na Trice bardziej dokładnie. Coś zdecydowanie było nie tak i z całej siły próbował ustalić co takiego. A jednak kac mu w tym przeszkadzał i fakt, że naprawdę pamiętał tylko część wieczoru. Zrobił coś? Nie, przecież by to zapamiętał, nie mogło być aż tak źle, nie wypił aż tyle. Niemniej, potrafił odczytywać emocje kobiety, nauczył się tego już dawno i albo on miał kompletnie przejebane, albo ktoś inny i miał szczerą nadzieję, że będzie to druga opcja. — Kto cię tak zdenerwował? — zapytał, patrząc na nią z czystym zmartwieniem w niebieskich tęczówkach, wciąż odrzucając od siebie myśl, że to on jest winny temu wszystkiemu. Przecież nie pamiętał niczego, co by mogło ją zdenerwować. Wziął jednego Lordka i zaciągnął się znajomym nikotynowym dymem, choć zupełnie nie spodziewał się, że poczuje truskawki. Wyjął papierosa z ust i zgasił go niemalże od razu, z przyzwyczajenia unikając wszystkiego co truskawkowe, choć przecież wiedział, że w Lordkach nie ma ich ani grama. Wolał jednak dać Trice szansę na dokonanie mordu z zimną krwią, niż umrzeć przez alergię.
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Nie spodziewała się, że jej ewentualna konfrontacja z Camaelem nastąpi tak szybko. Dalej niespiesznie ćmiła ukradzionego mu papierosa, kiedy to zobaczyła ruch w łóżku. Z początku delikatny, niespieszny, z każdą chwilą coraz bardziej przemyślany oraz świadomy. Była przekonana, że po takiej ilości alkoholu, jaka poprzedniego dnia popłynęła w żyłach Whitelight'e, ten będzie spał przynajmniej do późnego południa. Tymczasem powoli budził się do życia, a ona obserwowała to z nieskrywanym zainteresowaniem. Przynajmniej tak, jakby właśnie oglądała naprawdę intrygujący przypadek magicznego zwierzęcia, z którym nigdy wcześniej nie miała do czynienia. Odszukał ją spojrzeniem i odezwał się. Jak to możliwe, że od samego dźwięku jego głosu w normalnych okolicznościach niemalże miękły jej kolana? Teraz nie było tego odruchu. Skinęła mu tylko delikatnie głową w ramach odpowiedzi, aby następnie skupić swój wzrok na rozciągającym się za oknem widokiem. Nie przyglądała się temu, jak leczył pierwsze objawy zatrucia alkoholowego, które z pewnością go dopadły. Wyglądał naprawdę źle po wczorajszym wieczorze, co niejako sprawiało jej delikatną satysfakcję, choć przecież wcale nie powinno tak być. Tymczasem nic nie mogła poradzić na ten fakt. Ponownie leniwie zaciągnęła się papierosem, choć wcale nie miała na to ochoty. Merlinie ten smak, który rozchodził się po jej podniebieniu... jak on mógł to zdzierżyć na co dzień?! Ona nie była w stanie, jednak nikotyna wołała ją nawet wtedy, gdy podszedł, aby ją objąć i ucałować jej policzek. - Śmierdzisz - odpowiedziała tylko, czując jak jego alkoholowy zapach omiótł jej twarz. Skrzywiła się delikatnie, dopalając papierosa, by następnie obdarzyć go spojrzeniem, które nie kryło że wspomniany zapach nie był jej miły. Odgasiła papierosa uznając, że wystarczy jej na najbliższe kilka lat. Tym razem nie kwapiła się, by zmienić go w guzik. Zamiast tego pozostawiła go w popielniczce, a różdżkę odłożyła na tę samą szafkę. Tak, zdecydowanie lepiej, by nie miała różdżki w dłoni. Inaczej będzie zmuszona zapoznać się z wątpliwą gościnnością Arabskiego więzienia, a na to naprawdę nie miała ochoty. Skierowała na niego spoj zaskoczony wzrok, kiedy zadał jej to pytanie. Czarne brwi podniosły się niebezpiecznie wysoko na jej własnej twarzy, kiedy to wpatrywała się w jego własną, próbując zrozumieć, co właśnie sugerował. A wyglądało na to, że doprowadził się do takiego stanu iż nie pamiętał, czego przez przypadek się dowiedziała. Parsknęła śmiechem, któremu daleko było do wesołości i z niedowierzaniem pokręciła głową. Merlinie, jeszcze tego brakowało, by dyskutowali o czymś, czego Camael nawet nie był świadom. - Ty tak na poważnie? - zapytała, nawet nie próbując udawać miłej czy kochanej Beatrice, z którą normalnie mógł mieć do czynienia. Tej, która stała obok niego bliżej było do urażonego hipogryfa, co jak wiadomo, nie mogło skończyć się zbyt dobrze, o ile ktoś nie postanowi jej nieco uspokoić. Tylko jak uspokoić emocje, o których nie miało się nawet pojęcia?
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Konsternacja – właśnie to czuł, kiedy spoglądał na swoją narzeczoną, wciąż przeszukując własną głowę w poszukiwaniu odpowiedzi na niezadane przez niego pytania. Nie miał pojęcia co się stało, nie potrafił zebrać choć jednej całej myśli, a kiedy próbował wracać wspomnieniami do zeszłego wieczoru – te ulatywały, niczym zaklęcie po finite. Musiał się dowiedzieć, a jednak miał wrażenie, że Beatrice niespecjalnie zamierzała na tej płaszczyźnie z nim współpracować. Ból głowy wciąż mu doskwierał, kiedy mrużył lekko oczy, powstrzymując się od jęknięcia. Nie miał siły myśleć, dlaczego nie mogła mu po prostu odpowiedzieć, nie pytaniem na pytanie. Czy wyglądał, jakby chciał teraz bawić się w jakieś gierki, żartować? Był przekonany, że wygląda tak jak się czuł – jakby przejechał go traktor i ktoś młotem pneumatycznym wywiercał mu dziurę w głowie. Słodki Merlinie, kiedy niby wypił aż tyle? Wszystko urywało się w momencie, gdy rzucał słowa o własnej kuzynce i Trice – potem była kompletna pustka, jakby ktoś wymazał jego wspomnienia rzuconym obliviate. Widział, że była wściekła, może absolutnie rozdrażniona, ale zupełnie nie wiedział dlaczego. Niewesoły śmiech wcale go nie uspokoił, i nawet jeśli nie bał się jej, to twardy wzrok jasno dawał mu do zrozumienia, że nie ma żadnych szans w próbach szybkiego zażegnania problemu, choć nie miał pojęcia gdzie ten się pojawił. Stłumił westchnienie i usiadł na łóżku, na moment chowając twarz w dłoniach, by w końcu przeczesać nieco splątane snem, przydługie i jasne pasma włosów własnymi palcami. Atmosfera wcale mu nie pomagała i gdyby wiedział, że obudzi się w takich okolicznościach – może by jeszcze trochę pospał, albo przynajmniej próbował, bowiem Camael nie sypiał za wiele. Nie do końca wiedział co ma powiedzieć, fakt, że jeszcze nie do końca się obudził wcale mu nie pomagał. Jak miał chociaż trochę załagodzić sytuację, kiedy Trice patrzyła na niego w ten sposób. Była urażona, może to właśnie było odpowiednie słowo. Ale dlaczego? — Jeśli pytasz czy znam odpowiedź na swoje pytanie, to zaprzeczę. — mruknął, nieco poirytowany własnym brakiem pamięci. Miał nieco odpuścić, ale nie tak, i chociaż to nie był jego pomysł, żeby pić tyle shotów ciężkiego, arabskiego alkoholu naraz, to wciąż był zirytowany tylko i wyłącznie sobą. Nie pamiętał jak znaleźli się z powrotem w pokoju, nie wiedział co się stało po tym jednym pytaniu, wszystko było kompletnie zamazane, denerwujące. Jęknął cicho i wypił resztę wody z butelki, naiwnie się łudząc, że to cokolwiek pomoże. Kac morderca nie miał serca. — Trice proszę, powiedz mi, nie jestem w kondycji za bardzo, co zapewne doskonale widzisz. — powiedział i się skrzywił, by w końcu podnieść wzrok na swoją kobietę, mając nadzieję, że mu odpowie, może się zwyczajnie nad nim zlituje, choć jakiś głos z tyłu głowy podpowiadał mu, że jeśli to on zawinił, to nie miał co liczyć na litość z jej strony. Sęk w tym, że pewności nie miał, chociaż nie był wcale głupi i jej zachowanie jawnie to pokazywało. Może jednak trochę się łudził, w końcu nadzieja umierała ostatnia. Była też matką głupich.
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Wiedziała, że poprzedniego wieczoru nikt nie żałował alkoholu, nikt nie baczył na słowa, czy obyczaje. Każdy cieszył się tym skradzionym momentem wolności,. który zagościł w ich życiu pomiędzy licznymi obowiązkami, zarówno tymi szkolnymi jak i tymi bardziej prywatnymi. Cieszyli się wzajemnym towarzystwem do upadłego oraz bawili w najlepsze. Czy nie tak to powinno wyglądać? Owszem, powinno, w momencie, kiedy była nad tym zachowana jakakolwiek kontrola. Jak widać, nie każdy posiadał ten hamulec awaryjny, który pozwalał zatrzymać się przed jakimś niepożądanym momentem. I Beatrice teraz patrząc na swojego narzeczonego, doskonale to rozumiała. Z dziwną fascynacją w głowie, nieodmalowaną na jej twarzy, obserwowała jego zmagania z własnym umysłem, gdy próbował ustalić fakty. Szło mu to tak opornie, że aż w pewnym momencie poczuła współczucie względem niego, które również nie zawitało na jej licu. Oh, wciąż potrafiła doskonale kontrolować swoje odczucia i emocje, jeśli tylko tego zapragnęła. Ta umiejętność teraz zdecydowanie się przydawała. Obserwowała go, kiedy odchodził z powrotem w stronę łóżka. Sama dalej opierała się pośladkami o komodę, trzymając dłonie na jej blacie, za swoimi plecami. Bezwiednie stukała paznokciami od drewniany front mebla, przyglądając się mężczyźnie. - Nie, o to nie pytałam - powiedziała spokojnym głosem, kompletnie nie pasującym do naprawdę napiętej sytuacji. Nawet ślepiec by to zauważył, gdyby wszedł do tego pomieszczenia. NIczym małe, zaintrygowane dziecko, delikatnie przechyliła głowę na bok, obserwując go, gdy wypijał resztę wody w butelce. Czuła dziwnego rodzaju złość, której pochodzenia nie potrafiła do końca wyjaśnić. W końcu, to było (chyba...) dawno temu, na długo nim ponownie się zeszli. A mimo to niesmak w ustach pozostawał na myśl, że nawet w takich okolicznościach Camael uznał za stosowne to przed nią przemilczeć. Oderwała swoje pośladki od mebla i powoli ruszyła w jego stronę. W czasie, gdy pokonywała te kilka kroków dzielących ją od ich łóżka, jej ciało całkowicie zafalowało magicznie. Urosła o kilkadziesiąt centymetrów, czarne włosy zapadły się w głąb czaszki, miejsce biustu zastąpiła smukła klatka piersiowa, nogi stały się mocniejsze, bardziej umięśnione, to samo spotkało ramiona i barki. W niespełna kilka sekund zmieniła się kompletnie tak, że obecnie, kiedy zbliżyła się do łóżka, aby usiąść obok swojego narzeczonego, siadał obok niego Salem Latif. Idealnie odwzorowany pod każdym szczegółem. - Może tak będzie łatwiej? - zapytała, jego głosem. Potrafiła odwzorować każdy szczegół z wyjątkiem oczu. Te wciąż pozostawały czarne, jak u samej Beatrice Dear, choć prócz tego jednego szczegółu, w męskiej sylwetce siedzącej obok Camaela próżno było szukać jakiegokolwiek podobieństwa względem kobiety z którą postanowił się związać. Pozwoliła na to, aby metamorfomagiczny czar trwał jeszcze kilka chwil, by potem ponownie zmienić się w samą siebie. Po prostu wypuściła magię na wolność, a ta na powrót uformowała jej naturalne ciało. Szczupłe, niewielkich rozmiarów, z czarnymi włosami sięgającymi łopatek, które jak zwykle delikatnie falowały na jej głowie. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że to twój były? - zapytała wprost, patrząc się dalej na niego z nieskrywanym już zaintrygowaniem. Oh, Merlin jej świadkiem, że była cholernie ciekawa tego, czemu uznał ten szczegół za niewarty podzielenia się nim.
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Mowa o hamulcu awaryjnym była nieco poniżej pasa, głównie z racji tego, że to nie był jego pomysł, by pił tyle naraz, a jednak nie znał jej myśli i nie mógł tego skomentować ani słowem, wyjść obronną ręką z całej tej sytuacji. Nie wiedział co właściwie zrobił, on, albo ktokolwiek inny i miał wrażenie, że jego narzeczona czerpała z tego jakąś satysfakcję. Może miała ku temu naprawdę dobry powód – nie wiedział, i bardzo chciał się dowiedzieć. Westchnął kolejny raz, choć starał się westchnienie stłumić, jednak nieskutecznie. Był zmęczony i nie chodziło o fakt zupełnego niewyspania, a o tę sytuację. Patrzył na nią kątem oka, mając nadzieję, że szybko postanowi się nad nim zlitować. Merlinie, no co mu było tyle pić? Nie miał pojęcia jakie emocje nią targają, była mistrzynią w ich ukrywaniu, i może gdyby był w lepszej kondycji, nie miałby aż takiego problemu w odczytaniu Trice, ale teraz zwyczajnie nie był w stanie. Stukanie paznokciami w drewno irytowało jego boląca głowę, a jednak nie pozwolił sobie na ani jedno słowo, nie kiedy Dear była niepokojąco spokojna. Nawet na kompletnym kacu był świadom temperamentu własnej narzeczonej i nie chciał jej bardziej denerwować. Spokój, który sobą reprezentowała zdawał się być szalenie nie na miejscu, kiedy był przekonany, że wewnątrz aż wrze. Głowa mu pulsowała, to wszystko było nie tak. Jakim cudem tak luźny wieczór, kiedy wszyscy odpuścili, zmienił się w tak tragiczny poranek. Nie był zbyt dużym rannym ptaszkiem, ale tego dnia nie był nim wcale. Nie wiedział też co teraz działo się w jej głowie, za to we własnej nie potrafił się odnaleźć. Urywki wspomnień poprzedniego wieczoru nijak nie układały się w kompletną całość, którą zapewne Trice posiadała bez żadnej skazy. Cholera jasna. Patrzył jak idzie w jego stronę i minimalnie uniósł brew, nie rozumiejąc co się dzieje. Odrobinę zmrużył oczy, kiedy jej sylwetka zaczęła się zmieniać, a gdy stała przed nim inna osoba, wypuścił powietrze z płuc, powoli zaczynając rozumieć. Pokręcił głową, nie chciał teraz widzieć Salema, to Trice była na niego wściekła i to ona była dlań najważniejsza. Latif już dawno przestał mieć dla niego znaczenie. Nie pamiętał co się stało w Fanusie, nie pamiętał własnych słów i chociaż powoli do niego docierał sens tej sytuacji, to wciąż stąpał po cienkim lodzie. Pokręcił głową. — Nie, chcę ciebie, zawsze. — mruknął, patrząc w jej oczy, które jako jedyne nie uległy zmianie. Ciemność jej tęczówek zdumiewała go za każdym razem tak samo, tak samo go hipnotyzowała i sprawiała, że nie widział nic innego. Nie do końca jeszcze wiedział co Latif ma z tym wszystkim wspólnego, choć się domyślał. Magia zafalowała, a on z powrotem patrzył na miłość swojego życia. Jej kolejne słowa wszystko wyjaśniły, a Camael na ułamek sekundy przymknął oczy. Wszystkiego się spodziewał – ale nie tego. Uśmiechnął się lekko i delikatnie pokręcił głową. Była zazdrosna. — Właśnie dlatego. — rzucił i machnął ręką, jakby pokazując całą tę sytuację, w której właśnie się znaleźli. Znał ją i dobrze wiedział, że fakt mieszkania z jego byłym nie będzie niczym z czego byłaby zadowolona. Nie dziwił się jej, wcale, a jednak chciał uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, zawierając z Salemem niemą umowę, żeby o przeszłości nie wspominać. A przynajmniej taką miał nadzieję, chociaż teraz to było już bez większej różnicy. Połączył ich spojrzenia. — I dlatego, że to nie ma żadnego znaczenia. — zignorował swoje średnie samopoczucie, kiedy delikatnie ujął jedną dłonią tę jej, a opuszkami drugiej wodził po bliznach, których być może nie ukryła, a jeśli to zrobiła, to w miejscu, w którym się znajdowały, gdy nie ukrywała ich metamorfomagią. — Chociaż schlebia mi trochę, że jesteś tak zazdrosna. Ale mam nadzieję, że jednak mi ufasz, hm? — dodał i mrugnął do niej jednym okiem, zastanawiając się, czy za chwilę go odepchnie i stwierdzi, że jest idiotą, czy może jednak nie była aż tak wściekła.
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Owszem, nieco wmuszła w niego alkohol, choć prawdę mówiąc, to nie była jej wina. Przecież nie zmuszała go do kłamstwa, a za tym podążała konieczność poniesienia konsekwencji swojego niestosownego zachowania. Nie miało to jednak teraz żadnego większego znaczenia, gdyż czy tego chciał, czy nie, konsekwencje dotykały jego ciała nawet kolejnego dnia. Kac to niewątpliwie paskudne uczucie, z którym ten musiał się zmierzyć, a jakby tego było zbyt mało i jego katusze zbyt delikatne, miał jeszcze na głowie ją, która wcale nie zamierzała być spokojna. Otrzymana poprzedniego dnia informacja wstrząsnęła nią. Nie dała jej spać jeszcze wiele godzin po tym, jak znaleźli się już w bezpiecznej przestrzeni własnego pokoju. Próbowała w jakikolwiek sposób zrozumieć postępowanie mężczyzny, chęć zatajenia przed nią przecież dosyć istotnej informacji na temat jego samego oraz mężczyzny z którym dzielili dosyć osobistą przestrzeń. Niestety, nie potrafiła tego wyjaśnić, co napawało ją dodatkową frustracją. A ta w obecnej chwili oscylowała wokół naprawdę wysokiej, bardzo niebezpiecznej granicy i Merlin tylko jeden raczył wiedzieć, jakim cudem, kobieta nie zaczęła tej rozmowy od rzeczowego i bardzo konkretnego krzyku. Tak samo jak tylko on wiedział, dlaczego zdecydowała się na to, aby właśnie w taki sposób obwieścić Camaelowi o tym, co faktycznie leżało jej na sumieniu. Występując przed nim w postaci Salema nie wiedziała co chciała osiągnąć. Być może zaszokować go, sprawić, aby poczuł się w pewien sposób tak oszukany jak i ona się czuła. Mogła tylko przyglądać się jego twarzy, szukając na niej tej nuty konsternacji, czy zaskoczenia, gdy wpatrywała się w niego nie swoimi oczami, choć o swoim własnym kolorze tęczówek. Widziała, że nie do końca zrozumiał, o czym dodatkowo świadczyły jego własne słowa. Czy to przez litość, czy cholera wie przez co, postanowiła to zakończyć. Powiedzieć wprost, co leżało jej na sercu i oczekiwać jego reakcji na własne słowa. Wrócić do siebie, aby w taki sposób się z tym zmierzyć. Spodziewała się wiele różnorakich reakcji, jednak uśmiech na jego twarzy był ostatnim, czego oczekiwała. Wybita z rytmu uniosła do góry jedną brew, kiedy ten zatoczył ręką jakiś kształt w powietrzu. Powiodła za nią spojrzeniem, by ostatecznie wrócić w stronę niemalże turkusowych tęczówek. Zachowywał się w sposób, którego nie przewidziała, przez co siedziała obok, wpatrując się w niego z konsternacją na twarzy. Była zaskoczona na tyle, że na chwilę zapomniała o złości na niego i na całą tę sytuację. Nic dziwnego, że bezwiednie oddała w posiadanie swoje ręce, gdy ten tylko po nie sięgnął. Nie, nie nakładała na siebie magicznej maski, która pokryłaby jej wszelkie niedoskonałości. Przy nim nigdy nie czuła takiej potrzeby. Wiedziała, że obok niego nie musiała być idealna, zdecydowanie mogła być sobą, cokolwiek to słowo oznaczało. - Dla mnie jednak jakieś znaczenie to ma - powiedziała powoli, dalej patrząc mu prosto w oczy. Merlinie, kiedy tak się uśmiechał, miała ochotę tylko na to, aby nigdy ten uśmiech nie znikał z jego ust. W takich momentach czuła, jakby faktycznie tylko ona miała dla niego jakiekolwiek znaczenia, jakby cały świat nie istniał i nie miał w ogóle prawa bytu. Próbowała pozostać twardą, choć było to niesłychanie trudne w tym przypadku. - Ja zazdrosną? Cam, proszę cię… - prychnęła pod nosem wykonując efektownego młynka oczami. Ona nigdy nie kłamała. Chyba że nie była świadoma faktu, że wypowiadane przez nią słowa to kłamstwo. Bo w jaki inny sposób można było nazwać jej zachowanie, jak właśnie nie w ten, w który określił je Camael? - Oczywiście, że ci ufam. Tylko dalej tego nie rozumiem - a ona nie lubiła czegoś nie wiedzieć. Jej umysł działał w chłodny, analityczny sposób, emocje rzadko kiedy przejmowały nad nim kontrolę, jednak kiedy to już robiły, to działy się rzeczy paskudne. Tylko że czuła, że cały ten ogień i gniew jakoś w niej zelżał, powoli opuszczał jej ciało, jakby jego zapewnienia znacznie to ułatwiły. Może faktycznie tak było? Może potrzebowała tych słów z jego ust, aby zrozumieć, że to jednak nie ma żadnego znaczenia...
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Nie podejrzewał, że fakt – nawet nie kłamstwa – co pominięcia tej informacji tak bardzo ją ugodzi. Prawdę mówiąc, dopiero gdy widział ją w takim stanie, coś w nim drgnęło, jakby poczucie winy, a jednocześnie wciąż uważał, że gdyby od razu zrzucił na nią takie nowiny, nie byłoby wcale lepiej. Oczyma wyobraźni widział cudowną dramę między Trice a Salemem i naprawdę chciał tego uniknąć. Nie do końca wiedział jak ona to sobie wyobrażała: „Trice, będziemy przez dwa miesiące spać obok mojego byłego, na pewno ci się to spodoba”? Otóż on nie wyobrażał sobie wcale. Fakt ten jednak wyszedł na jaw, w nieco niespecjalnie przemyślany sposób, którego Camael w dodatku nawet nie pamiętał. Cała ta sytuacja z minuty na minutę wydawała mu się coraz bardziej irracjonalna. Może jego plan przemilczenia tej kwestii się nie powiódł, za to nie sądził, że wybrałby inaczej. Chciał jednak zażegnać ten problem, problem, którego on sam nawet nie widział. Latif był przeszłością, całkiem dawną i totalnie zagmatwaną. Jeśli zapytałaby go czy żałował, odpowiedziałby przecząco, a jednak nic z tego nie miał dla niego najmniejszego znaczenia. Był zagubiony, kiedy pierwszy raz pojawił się w Arabii, szukał siebie w podróżach, by wrócić kompletnie odmienionym, jakkolwiek poetycko by to nie brzmiało. Ale nic więcej prócz krótkiego, acz intensywnego, romansu z Salemem go nie łączyło. Żadne głębsze uczucie, nie ze strony Camaela i być może dlatego tak bardzo zlekceważył to wszystko, gdy ponownie zawitał w Arabii. Był wierny Trice, a ona musiała o tym wiedzieć, tym bardziej nieco bawił go fakt jej zazdrości. — Jakie? Mam ci opowiadać o wszystkich moich byłych? — odparł, gdy stwierdziła, że dla niej to wszystko ma znaczenie. Uniósł nieco brew do góry, jakby odrobinę niedowierzając w jej słowa. Był tu i teraz, przy niej, i zamierzał trwać u jej boku już zawsze. Na dobre i na złe. Parsknął krótkim śmiechem na jej zaprzeczenie i uniósł wyżej kącik ust, kiedy bez żadnego ostrzeżenia przeniósł ją na swoje kolana, nie przerywając kontaktu wzrokowego, a kiedy byli już znacznie bliżej, cmoknął z niezadowoleniem na jej słowa. — Nie omijaj prawdy, Dear — mruknął jej do ucha, głosem wciąż zachrypniętym od wczorajszego wieczoru, kładąc mały nacisk na jej nazwisko, które w końcu miało zostać zmienione. Czy sygnet, który nosiła na swoim palcu, nie był wystarczającym dowodem na to, że żadni jego byli, żadne jego byłe, nie miały żadnego znaczenia? Odgarnął jej czarne włosy, lekko muskając opuszkami palców jej skórę. Złożył miękki pocałunek na łuku jej szyi, całkiem świadomie chcąc odwrócić jej uwagę od wszelkich myśli ciążących w jej głowie. Chciał jej pokazać, że żadna przeszłość nie miała wpływu na ich relację. W takich chwilach, liczyła się tylko ona, nikt i nic więcej. Po chwili ujął jej policzek jedną dłonią i spojrzał głęboko w oczy. — Zwyczajnie byłem świadomy, że ta informacja nie będzie czymś co byś chciała usłyszeć. Salem nic dla mnie nie znaczy, Trice, to przeszłość. Za to ty jesteś moją przyszłością. — powiedział słowami płynącymi prosto z serca, bowiem głęboko w nie wierzył. Wyczuł, że ogień nieco w niej zelżał. Chwilę potem połączył ich wargi w pocałunku, którym chciał potwierdzić swoje słowa, przenosząc dłonie na jej biodra. Włożył w ten pocałunek pewną dozę namiętności, a jednak nie całą, kiedy odsunął się od niej i z lekkim błyskiem w oku na nią spojrzał. — Hm, muszę się wykąpać — mruknął i lekko się uśmiechnął — Dołączysz?
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Prawdę powiedziawszy na pewno czułaby się o wiele lepiej, gdyby miała świadomość relacji, jaka niegdyś istniała pomiędzy jej narzeczonym, a mężczyzną którym dzielili przestrzeń osobistą. Na pewno nie byłaby zadowolona słysząc taką informację, jednak z pewnością dowiadywanie się w taki sposób, nie było szczytem jej marzeń. Zresztą, kto pragnął tego, by dowiadywać się o czymś podobnym przez kompletny przypadek? Nic dziwnego, że po tym wieczorze, pół nocy wszystko dogłębnie analizowała. Każdy gest, każde spojrzenie, którego była świadkiem, a które miało miejsce pomiędzy tym dwojgiem. Oh, zdecydowanie nie przyjęła tego najlepiej, zachodząc w głowę, dlaczego to wszystko poukładało się w taki a nie inny sposób. Wiedziała, że Salem był dla niego przeszłością, nie miała jednak pewności, jak bardzo odległą i namiętną, co doprowadzało ją do szału przez większą część nocy. Prychnęła pod nosem, kiedy zadał kolejne pytanie i uciekła wzrokiem, byle dalej. Kontrolowała się na tyle, że czerwieniące się od razu policzki, przykryła metamorfomagicznym czarem, byle tylko Camael nie zauważył jej niewielkiego zażenowania. Liczyła na to, że był na tyle zmęczony wczorajszą libacją, że ten szczegół mógł mu umknąć. Niestety, jego późniejsze słowa wyraźnie pokazywały, że niekoniecznie tak było gdyż bardzo szybko zauważył pewne nieścisłości pomiędzy jej słowami a zachowaniem, które jawnie temu przeczyło. I jeszcze ten śmiech na jego ustach, który dodatkowo irytował. Nie powinien mieć miejsca w sytuacji, kiedy to ona szykowała się na naprawdę poważną konfrontację, a ten urabiał ją jak tylko chciał. Jak w ogóle do tego doszło?! Jakim prawem tak szybko ją udobruchał?! Zaskoczona ponownie przeniosła na niego spojrzenie czarnych oczu, gdy postanowił umieścić jej niewielką sylwetkę na swoich kolanach. Jak ona mogła się na niego gniewać w sytuacji takiej, jak tej? Kiedy zadrżała na jego kolanach gdy omiótł swoim oddechem jej ucho. - Nie próbuję, Whitelight - odpowiedziała cicho, niespodziewanie równie zachrypniętym głosem, co jego własny. Bezwiednie przymknęła oczy, zapominając o całym świecie, kiedy traktował ją w taki sposób. Nawet nie zanotowała, kiedy odchyliła głowę, aby ułatwić mu dostęp do tego skrawka jej ciała, który zapragnął właśnie posiadać. oczywiście, że w takiej sytuacji nie była w stanie dłużej się na niego gniewać. Wiedziała co robił, miała świadomość, że umiejętnie odwraca jej uwagę i cholernie dobrze mu to wychodzi. Spojrzała mu w oczy, kiedy położył swoje palce na jej policzku. Serce zabiło jej szybciej, co było odpowiedzią na jego słowa i tak pewne spojrzenie, którym ją darzył w tym momencie. - Wiesz, jesteś bezczelny. To ja tu próbuję być zła, a ty robisz ze mną co chcesz... - chciała powiedzieć coś więcej, ale nie było jej to dane. Zamiast tego, poczuła smak jego ust na swoich własnych wargach. W tym momencie jakoś nie przeszkadzał jej jego alkoholowy zapach, fakt, że dowiedziała się wczoraj o jego związku z ich współlokatorem. Nic nie miało znaczenia, oprócz tych słodkich ust. Sama wplątała palce jednej dłoni w jego blond kosmyki, rozkoszując się tym doznaniem. Otworzyła niechętnie oczy gdy przerwał. Uniosła jedną brew ku górze. - Ty naprawdę jesteś bezczelny... - skwitowała jego słowa, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem. Mimo to, powoli podniosła się z jego kolan, tylko po to, aby stanąć przed nim i wyciągnąć swoją dłoń w jego kierunku. Skoro zapraszał...
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Obserwował ją, nauczony widzieć każdy szczegół w jej zachowaniu, każdą najmniejszą zmianę. Znał ją na tyle, że potrafił w niej czytać i nie umknęło jego uwadze, że się nieco zmieszała, choć uporczywy ból głowy pozwolił mu pominąć fakt czerwieni jej policzków, gdy intensywnie patrzył w jej ciemne tęczówki. Czuł niemałą satysfakcję, gdy zadrżała pod wpływem jego dotyku, doskonale wiedząc, że skutecznie odciąga jej myśli od całej wcześniejszej sytuacji. I robił to zupełnie świadomie, z pełną premedytacją, choć nie miał do końca pewności czy zadziała. Jej mowa ciała jednak jasno pokazywała mu, że cały gniew z niej uszedł, doskonale to widział i nawet jeśli jeszcze chciałaby go oszukać, udawać, że wcale tak nie jest, to była na przegranej pozycji, gdy do jego uszu dobiegł jej zachrypnięty głos. Lubił jak jego nazwisko leżało w jej ustach, szczególnie w sytuacji takiej jak ta, gdy oddawała mu się bezwiednie, w pełnym zaufaniu. Rozciągnął usta w uśmiechu zarezerwowanym tylko dla niej, przenosząc dłonie na jej plecy, nieco bardziej ją do siebie przyciągając, gdy tylko usłyszał jej słowa. Miała rację, w takiej sytuacji jak ta – nie mogła się na niego gniewać. — Ja? Nigdy w życiu. — rzucił ze śmiechem, który stłumił pocałunkiem, rozkoszując się smakiem jej ust i faktem jak doskonale do siebie pasowali. Ból głowy odszedł w niepamięć, gdy trzymał ją w swoich ramionach, gdy czuł tak wiele emocji, które nim targały, kiedy tylko była tak blisko niego. Nie nazywał ich, choć uczucie, którym ją darzył, za każdym razem uderzało w niego tak samo mocno. Uniósł brew, kiedy podniosła się z jego kolan i bez słowa ujął jej dłoń, by stanąć obok niej, choć całkiem szybko uznał, że może być jeszcze bardziej bezczelny, kiedy bez żadnego ostrzeżenia podniósł ją, niczym pannę młodą, właśnie tak jak powinno być, czyż nie? Uśmiech wciąż błądził na jego wargach, gdy prowadził ich do łazienki, a kiedy już znaleźli się w odpowiednim pomieszczeniu, ostrożnie postawił ją na chłodnych kafelkach, by zadbać o dokładne zamknięcie drzwi, by nikt im przypadkiem nie przeszkodził, kiedy mieli ważne sprawy do przedyskutowania. Stanął za nią, choć połączył ich spojrzenia w lustrze, delikatnie kreślił drogę opuszkami palców na jej ramionach, nieco zsuwając z nich materiał. Nie spieszył się, nie musiał i przede wszystkim nie chciał, rozkoszując się każdą mijającą sekundą. Sam spał w samych szortach, uznawał więc za wielce niesprawiedliwe, że miała na sobie znacznie więcej ubrań. Zaniechał jednak dalszych działań na tej płaszczyźnie, obracając ją jedynie przodem do siebie. Uniósł lekko jej podbródek, łącząc ich usta w słodkim pocałunku, a kiedy przypomniał sobie jak zazdrosna była chwilę temu, nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Deklarował całego siebie, oddawał tylko jej, kiedy prosił ją o rękę, a jednak wciąż irracjonalnie jej zachowanie mu schlebiało. Nie potrafił się na nią denerwować, nie zamierzał jej mówić, że nieco przesadza i przede wszystkim – nie zamierzał się z nią kłócić, nie kiedy zdecydowała się z nim współpracować, gdy tylko postanowił przejąć inicjatywę. — Nadal sądzisz, że jestem bezczelny? — zapytał, choć nie czekając na odpowiedź, pozbył się własnych szortów i wszedł pod prysznic, bezceremonialnie rozkładając ręce w zapraszającym geście. Włączył chłodną wodę, która była zbawieniem wśród arabskich upałów i kroplami opadała na jego rozgrzaną temperaturą i obecnością narzeczonej skórę. Przymknął oczy, zaczesując mokre kosmyki włosów do tyłu, gdy odchylił głowę w stronę strumienia wody. Czekał na nią.
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Oh, doskonale ją znał i okazywał to w każdym możliwym przypadku. Nawet teraz, kiedy jego głowę atakował niemiłosierny kac i kompletny rozgardiasz, to zachowywał się dokładnie w ten sposób, jakby nie była w stanie nic przed nim ukryć. Niejednokrotnie już zastanawiała się nad tym, jak to robił. Dlaczego przed nim nie mogła nic ukryć nawet wtedy gdy usilnie próbowała tego dokonać. Nie znajdowała satysfakcjonującej ją odpowiedzi. Jej ciało ją zdradzało w jego obecności, działało kompletnie instynktownie, jakby pragnąc znaleźć się jeszcze bliżej Camaela. Nie miała tak silnej woli, by próbować oponować w takiej sytuacji. Nie miała żadnych słów, które byłyby godnym komentarzem na to, co właśnie się działo. Robił z nią, co tylko zechciał a ona jak głupia nastolatka oddawała mu się, w pełni ukontentowana zainteresowaniem. Jak to się działo, że zazwyczaj tak pewna siebie i stanowcza, jemu ulegała niemalże w każdej płaszczyźnie? Wykorzystywał to do cna, co dodatkowo ją nakręcało. Powtórzyła tylko słowo bezczelny jednak tak cicho, że prawdopodobnie nie miał najmniejszego prawa tego usłyszeć. Wstała pewna, że po prostu za nią pójdzie. Nie przypuszczała, że i względem takiego rozwiązania zaproponowanego przez nią miał inne, kompletnie swoje i w jego ocenie bardziej odpowiednie. Parsknęła śmiechem, kiedy ją wziął w swoje ramiona, zakrywając usta jedną dłonią, przymykając oczy. Drugą ręką oplotła go wokół szyi aby zapewnić sobie jakąkolwiek stabilizację. Co on z nią robił… Jej stopy dotknęły zimnych kafelków. Chciała obrócić się przodem do Camaela, jednak ten jak zwykle miał inne plany. Obserwowała w lustrze, jak sunął swoimi smukłymi palcami po jej ciele czując dreszcze w miejscach, które dotknął. Powoli obróciła się do niego przodem, by ponownie posmakować jego ust. Przymknęła przy tym oczy, więc ominął ją widok zadowolonego z siebie mężczyzny. Uchyliła je, gdy zadał to pytanie, jednocześnie powielając jej własne słowa. Nie mogła się nie uśmiechnąć. - Oczywiście - odpowiedziała bez zająknięcia, by zaraz potem pozbawił się reszty odzienia i wskoczył pod prysznic. Pokręciła z niedowierzaniem głową, naprawdę rozbawiona tym wszystkim i tym, co się właśnie działo. Zapraszał ją do siebie, a ona nie chciała i nie umiała mu odmówić. Zrzuciła z siebie koszulkę, która okrywała jej tors i to samo zrobiła z krótkimi szortami, niedbale pozostawiając te części garderoby na posadzce. Nie mogła pozwolić, aby zbyt długo na nią czekał, prawa?
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona