Kiedy przeszliście przez drzwi widzicie piękną komnatę, całkowicie przeszkloną. Nie mieliście pojęcia, że znajdujecie się tak wysoko, a jednak stąd macie widok na cały Jamal! Wielka Wezyrka okazuje się niezwykle młoda i piękną kobietą, legendy mówią, że ma w sobie krew Sili, a patrząc na nią możecie się domyślać, że tkwi w tym ziarno prawdy. Tutaj czas działa inaczej, jesteście wszyscy razem – Ci którzy przeszli wszystkie próby. Wezyrka kłania się Wam lekko, okazując szacunek, by chwilę potem za sprawą jej magii Wasze obrażenia zniknęły, choć nie do końca, to czujecie jedynie dyskomfort w miejscach, które ucierpiały w drugiej próbie. — Dziękuję Wam — jej głos był aksamitny, uspokajający — Udowodniliście, że jesteście warci prawdopodobnie więcej niż nie jeden czarodziej. Próby nie były dla mnie, były dla Was, żebyście mogli się przekonać jak wiele dobra macie we własnych sercach, ile jasności w umyśle i przede wszystkim – jak szlachetna jest Wasza dusza. — po kolei każdemu z Was patrzyła w oczy, niemalże hipnotyzując swoim spojrzeniem — Możecie mieć pewność, że jestem Wam wdzięczna, to Wy pokazujecie, że ludzie są wiele warci, wbrew wszelkim przeciwnościom losu, z którymi przyszło Wam się zmierzyć. Każdemu z Was wręczyła złotą bransoletę, jeśli przyjrzeliście się wystarczająco uważnie – dostrzegliście, że sama nosi identyczną. Chwilę później klasnęła w dłonie, a w pomieszczeniu znalazło się wiele stolików, wszystkie w pełni zastawione, na środek wyszły najlepsze z arabskich tancerek, a do pomieszczenia zaczęły wchodzić najważniejsze arabskie osobistości. Zaraz miał rozpocząć się bankiet, na Waszą cześć. — Jeśli chcecie, możecie zostać. Jeśli chcecie odejść i odpocząć, zrozumiem. — powiedziała. Mieliście wolną rękę w podjęciu tej decyzji, choć nie każdemu było dane zabawiać się w takim towarzystwie.
KILKA ZASAD
● Wszyscy, którzy brali udział w próbie są na bankiet zaproszeni, jeśli nie chcecie brać udziału – wystarczy Wasz jeden post kończący! ● Bransolety mają specjalne właściwości – dodają +2pkt do statystyki, którą możecie wybrać. Kamienie w niej zmieniają kolor, w zależności od nastroju rozmówcy (np. przy złości robią się czarne). Potrafią także odbić zaklęcia od progu wczesnoszkolnego do złożonego (jedno zaklęcie na wątek). Jeśli spróbujecie odbić nią zaklęcie specjalne – zostaje zniszczona. ● W pierwszym poście, który tu napiszecie – zaznaczcie proszę jaką statystykę kuferkową wybieracie. Jeden post jest obowiązkowy – jeśli chcecie pisać więcej (do czego gorąco zachęcam), macie taką możliwość, nie daję daty końcowej, możecie spokojnie kończyć tutaj wątek.
DLA ZOSTAJĄCYCH NA BANKIECIE
● Dostępne są wszystkie potrawy i napoje ze spisów! ● Wielka Wezyrka zdaje się być zajęta, wciąż zaczepiana przez ważne osobistości, a jednak wciąż możecie spróbować z nią porozmawiać! By sprawdzić czy Wam się to udało, rzućcie kostką k6: 1, 2 – niestety, nie udaje Wam się, nawet nie chodzi o to, że jest zajęta, ale strażnik, który nie odstępuje jej na krok, łypie na Was groźnym okiem. 3, 4 – udało Wam się zamienić z nią kilka zdań! Jednak już po chwili zostaje odciągnięta na bok, przez jednego z jej najważniejszych doradców, taka osoba jak ona, nigdy nie wychodzi z pracy, przeprasza Was uprzejmie i odchodzi z doradcą na bok. 5, 6 – mieliście szczęście, akurat nikt inny jej nie zaczepiał, nikt z nią nie rozmawiał, a ona poświęciła Wam naprawdę długą chwilę, dając wyczerpujące odpowiedzi, okazuje się, że legendarna Wielka Wezyrka jest całkiem przyziemną czarownicą, w dodatku niezwykle czarującą! ● Rzućcie literką, by dowiedzieć się kto Was zaczepił: A – jak Ahmad godny pochwały – jeden z wysoko urodzonych miejscowych, po krótkiej rozmowie dowiadujesz się, że jestem zwierzchnikiem wszystkich strażników, to właśnie on pilnuje, by w mieście wszyscy byli bezpieczni, a dodatkowo ofiaruje swoją pomoc w odprowadzeniu Cię do pokoju! B – jak Bahija piękna – jedna z tancerek, jeśli zdecydujesz się z nią zatańczyć i opiszesz to na 1tys znaków – możesz zgłosić się po 1pkt do działalności artystycznej, obiecała, że nauczy Cię tradycyjnego arabskiego tańca, taka sposobność może już nigdy się nie przydarzyć! C – nie jak Basel, ale za to niesamowicie odważny – rozmawiając z nim czujesz się jakbyś mógł górwy przenosić, a strach nigdy nie gościł w Twoim życiu! Może właśnie to jest ta chwila kiedy wyślesz patronusa, to swojej ukrytej miłości, a może zawsze chciałeś spróbować wystąpić przed całą masą ludzi, ale strach Ci nie pozwalał? Teraz czujesz, że jesteś niepokonany! D – jak Dżabir, który pociesza – przy nim czujesz, że wszystkie Twoje zmartwienia w mgnieniu oka znikają, jest jednym z najbliższych ludzi Wielkiej Wezyrki, może właśnie dlatego wydaje się tak spokojna, proponuje nawet, że Cię zahipnotyzuje, byś do końca tygodnia czuł się tak jak teraz, absolutnie pocieszony. E – zupełnie nie jak Zijad, za to zupełny nadmiar – nadmiar wszystkiego, czujesz się nieco przebodźcowany, szczególnie, kiedy mężczyzna mówi Ci kolejną szalenie ciekawą anegdotkę o swoim życiu, wciąż proponując kolejnego drinka, kolejny przysmak, w dodatku jest niebywale głośny, szybko zaczep kogoś innego, by nagle nie zaczęło kręcić Ci się w głowie! F – jak Fawaz szczęśliwy – niebywale wesoły człowiek, bardzo wysoko urodzony, który zaraża uśmiechem już po jednym spojrzeniu, opowiada Ci kawały i kompletnie nie chce odejść, wciąż znajdując kolejne, nie zdziw się jeśli nagle zaczniesz płakać ze śmiechu! G – jak Gijas, przychodzący z pomocą – widzi, że czujesz dyskomfort, przychodzi z pomocą oferując swoje uzdrowicielskie ramię i okazuje się uzdrowicielem samej Wielkiej Wezyrki! Pomaga Ci na tyle, że zostajesz zwolniony z warunków opisywania dyskomfortu z drugiego etapu eventu. H – jak Hajam, zatopiona w miłości – działa na Ciebie tak, że aż rozpiera Cię miłość! A może to przez tego drinka, którego wcisnęła Ci w dłoń i wzniosła z Tobą toast, prawdopodobnie było tam nieco zmodyfikowanej amortencji. Jeśli masz partnera – Twoja miłość do niego wzrasta, jeśli jesteś szczęśliwym singlem – możesz wybrać osobę, do której będziesz się nieco lepić. I – jak Iman wierna – nieważne co zaprząta Twoją głowę, zaczynasz wierzyć, że wszystko się ułoży, a także w wielką moc Wielkiej Wezyrki, może jest hipnotyzerką, a może ma tak czystą aurę, że aż trudno w to uwierzyć! Przez kolejny wątek – jeśli chcesz – ten efekt może się utrzymać. J – Jasir bogaty – och, to jeden z tutejszych bankierów, ponoć najbogatszy człowiek w Jamalu, krótka gadka, kilka wymienionych zdań, a on już Ci ukradkiem wciska w dłoń 50 galeonów i jakby nigdy nic odchodzi. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie!
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Statystyka do bransolety: Transmutacja Kość na Wezyrkę: 5 Kość na towarzystwo: H - Kocham Felka jeszcze mocniej
Nie do końca docierało do niego, co się dzieje. Został podniesiony z podłogi i poprowadzony przez kolejne drzwi. Nie miał już sił na kolejną próbę. Chciał wyjść, odpocząć, zostać sam... Zamiast tego wrzucono go w tłum, a centrum jego atencji była sama Wielka Wezyrka, która okazała się być naprawdę piękną kobietą. Krew buzowała w jego żyłach, gdy słyszał, jakoby te próby miały być dla nich. Miał ochotę wkurwiać się i dać upust tej złości, ale najzwyczajniej w świecie nie miał siły. Wiedział jedno, skoro tyle przeszedł, to głupio byłoby odpuścić okazję i nie porozmawiać z kobietą, która obrosła tutaj tak wielką legendą. Złapał moment, gdy Wezyrka akurat nie odbierała od nikogo pochwał i podszedł do niej. Po postawie Maxa widać było, jak wykończony i niepewny jest, ale mimo to zebrał w sobie siły, by jakoś ciągnąć konwersację. Nie miał zamiaru wychwalać jej, ani prawić peanów na temat Arabii. Zdecydowanie zbyt mocno rozbiegałoby się to z jego poglądami, choć uroda kobiety była onieśmielająca. Zamiast tego zainteresował się kulturą Wezyrów, szkieletem smoka jaki znalazł i wszechobecnymi wężami. Pytał o ich związek z ludźmi tego kraju i ogólnie bardziej skupiał się na historii i kulturze, co mogło też naprowadzić go na kilka ciekawych magicznych tropów. Naturalnie zapytał też o bransoletę, jaką dostali i szczerze zdziwiony był, jak wiele cierpliwości i ciepła kobieta mu okazywała. Wydawało się że naprawdę miło im się konwersuje, więc dopóki im nie przerwano, korzystał z tego wszystkiego. W końcu jednak Wezyrka została porwana w tłum ważniejszych ludzi, a Max musiał znaleźć inne towarzystwo. Za wiele czasu sam nie był, gdy dorwała go jedna z tutejszych kobiet, wciskając mu do ręki jakiś napój. Wyglądało jak alkohol, a Solberg chętnie by teraz się odciął od świata, więc bez zastanowienia wlał sobie zawartość szkła do gardła wznosząc toast. Rozmawiając z uroczą kobietą poczuł nagle jak wypełnia go ciepło i pozytywne uczucia. Nagle poczuł cholerną potrzebę odnalezienia Felka i powiedzenia mu, ile ten dla niego znaczy. Przeprosił więc towarzyszkę rozmowy i udał się w tłum, by znaleźć ukochanego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Statystyka do bransolety: Uzdrawianie Kość na Wezyrkę: 1 Kość na towarzystwo: H - Kocham Maxia jeszcze mocniej
Kolejne drzwi, kolejna próba? Tego nie wiedział. Tak naprawdę nie widział nic do momentu, dopóki nie pojawił się na środku szklanej komnaty, gdzie mieli zobaczyć Wielką Wezyrkę. Niestety, on przez pierwsze parę sekund nie miał takiej możliwości. Mógł zatem jedynie wsłuchać się w głos, jaki posiadała kobieta, a był on aksamitny i poniekąd uspokajał rozszalałe serce i niezwykle podrażnione tkanki. Ciężko było ustać momentami, skoro nic nie widział, a palce u stóp i dłoni zwyczajnie odmawiały już posłuszeństwa. Nic dziwnego zatem, iż postanowił schować różdżkę, przymykając na chwilę oczy, których to zmętniałe źrenice ewidentnie wskazywały na problem z komunikacją pod względem odbierania bodźców z otoczenia za pomocą właśnie tego narządu. Równie dobrze ktoś mógłby zawiązać szarfę, a i tak nie zrobiłoby mu to żadnej różnicy. Zamiast tego otrzymał bransoletę. Dopiero po krótkim czasie kobieta postanowiła uleczyć rany, które odnieśli w wyniku prób. Czuł się tragicznie, jako że ponownie zyskiwał do tego słowa coraz to większą pogardę. Rozumiał, że te mają na celu spowodować wykrzesanie z odmętów serca szczerej odpowiedzi, a nie przystosowanej do zdania, tudzież przejścia do kolejnego pomieszczenia, ale nadal, nic nie usprawiedliwiało obrażeń. Mimo to był naprawdę zmęczony, gdy ból wcześniej rozsadzał jego umysł, a z czasem ponownie się do niego przyzwyczajał, dlatego musiał na siebie uważać. I co gorsza, demony, które się zbudziły, wymagały więcej. Lowell postawił zatem na jedną rzecz - na to, by po powrocie do Wielkiej Brytanii ponownie skupić się na własnym leczeniu, na własnym komforcie psychicznym, a przede wszystkim na sesjach terapeutycznych, które były w jego przypadku obowiązkowe. Do Wielkiej Wezyrki nie miał okazji podejść; świat pozostawał nadal rozmazany, obiekty z trudem rozpoznawał z oddali, ale te z bliska posiadały w sobie cechy, jakie to doskonale zapamiętał. Nic dziwnego zatem, że wpadał na najróżniejszych uczestników tego całego zamieszania, posyłając jedynie krótkie przeprosiny. Dyskomfort był duży, a nawet nie zauważył, jak podeszła do niego kobieta, która była całkiem wylewna. Wepchnęła kieliszek w dłoń i wzniosła toast, a Felinus, lekko niechętnie, ale bez wyjścia, po prostu to zrobił, by mieć zarówno spokój, jak i nie urazić organizatorki tego całego spotkania. Wlał duszkiem zawartość naczynia, pozwalając na to, by ciepło rozeszło się po jego klatce piersiowej. I to dosłownie; wystarczyło kilkanaście sekund, by nagle poczuł w środku znajome uczucie, tęsknotę, uczucia tak znajome, iż nie bez powodu powiązał je z jedną osobą. Zaczął zatem rozglądać się po otoczeniu, by odnaleźć partnera - by wtulić się w jego ciało, by poczuć, jak serce między sklepieniami żeber bije nieustannie, by pochłonąć cały ten zapach, który go tak mocno uspokajał. -Expecto Patronum. - powiedział, gdy wyciągnął różdżkę, czując lekkie pulsowanie w palcach; teraz, gdy Lowell znajdował się pod wpływem zmodyfikowanej amortencji, z łatwością był w stanie wyczarować świetlistego strażnika. Nie zakodował wiadomości, a zamiast tego pozwolił, by ten pojawił się przy osobie, na której mu naprawdę zależało. Łapy pozostawiały lekką, widoczną mgiełkę, a światło, które wydzielało, ewidentnie skupiało uwagę jego szwankującego wzroku. Rozejrzawszy się zatem jeszcze raz po otoczeniu, by czekoladowe tęczówki napotkały właśnie ukochanego, zauważył, jak charakterystyczna mgiełka owija się radośnie wokół jednej osoby. Lekko obijając się bokiem o stolik, podszedł niepewnie, choć z widoczną nadzieją. - Max? - zapytał się, mrugając parę razy oczami i czując wewnętrzną potrzebę skrócenia tego dystansu, który ich jeszcze dzielił.
Statystyka do bransolety: Zaklęcia Kostka na wezyrkę: 3 Kostka na towarzystwo: I - Wierzę, że wszystko będzie dobrze
Pojedynek zakończył się pokojowo, co tylko poniekąd zdziwiło Irvette. Patrząc na poprzednie próby obawiała się, że będzie poddana którejś ze skrajności, a tu proszę, bez większego problemu została przeprowadzona przez Jafara do jednej z najpiękniejszych komnat, jakie w życiu widziała. Zaparło jej dech w piersiach, gdy pojawiła się w tym pomieszczeniu pełnym szkła i niesamowitych barw. Nie wiedziała, gdzie powinna skierować najpierw swój wzrok, gdy poczuła coś ciężkiego na nadgarstku. Spojrzała na swoją rękę, by dostrzec na nią cudowną bransoletę, która miała być nagrodą za próby, które właśnie ukończyła. Oczywiście ozdoba bardzo jej się spodobała, co widać było po kolorze kamieni, które odzwierciedlały nastrój ślizgonki. Po skończonym przemówieniu Wezyrki, Ruda nie zastanawiała się zbyt długo i podeszła do kobiety. Chciała wyrazić swój szacunek do niej i zapytać o kilka spraw, które zastanawiał ją, gdy przemierzała ulice Jamalu. Niestety, choć uzyskała odpowiedzi, jakich szukała, a wezyrka okazała się być naprawdę miłą czarodziejką, szybko została odciągnięta na bok przez najważniejszego doradcę, zostawiając Rudą pełną nadziei na to, że czegokolwiek przyszłość nie przyniesie, będzie ona jawiła się raczej w jasnych barwach. Aura ta nie opuszczała dziewczyny, lecz Irv poczuła się naprawdę zmęczona po przejściu tych trzech prób. Dlatego też po chwili raczenia się tym cudnym banietem, opuściła towarzystwo i udała się do swojej komnaty by odpocząć, wciąż mając w pamięci ten cudowny widok na Jamal, który roztaczał się ze szklanego pomieszczenia.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ludzi na sali było od groma. Zresztą, nie dziwił się temu, bo sam przecież chciał poznać Wielką Wezyrkę no i do tego czarownica była oblegana przez najważniejsze osobistości tutejszego świata. Maxa jednak w tej chwili nie obchodziła Ona, a jego partner. Krążył między gośćmi będąc raz po raz zaczepianym przez tego, czy owego, ale nigdzie nie widział Felka. W końcu, to nie on go znalazł, a przy boku Maxa pojawił się tak znajomy świetlisty wilk. Instynktownie uśmiechnął się i wyciągnął ku niemu rękę, a w tym momencie poczuł rozchodzące się po ciele ciepło. Długo nie musiał czekać, aż usłyszał jak ktoś woła jego imię. -Feli! - Gdy tylko zobaczył znajomą sylwetkę, ruszył ku niemu, od raz łapiąc partnera w pasie i składając na jego ustach pocałunek. -Nie wierzę, że też tu jesteś! Kurwa, jak ja Cię kocham. - Może nie był to szczyt romantyzmu, ale musiał to powiedzieć. Nie zwiększał dzielącego go dystansu i też nie miał najmniejszego zamiaru. Ciągnęło go do tej bliskości, choć podświadomie czuł, że coś nie jest do końca w porządku.
Wilk posiadał w sobie uczucia, jakimi to Felinus darzył właśnie swojego partnera. Te ciepłe, pozytywne, jakby spojrzenie oczu pozostawało całkiem podobne do tego, którym były student był w stanie obdarować Maximiliana w pełnym tego słowa znaczeniu. W głębi własnego serca bardzo za nim tęsknił, a uczucia, którymi go darzył, nie były fałszywe; były szczere, najprawdziwsze, jakoby wysunięcie dłoni i zapoznanie się ze strukturą skóry umożliwiało jednoznaczne stwierdzenie tego faktu. Cholernie pragnął jego obecności obok siebie, więc nic dziwnego, że zaczął go szukać wśród sylwetek, które mniej lub bardziej kojarzył. Gdy patronus zatem lawirował dookoła niego, pozostawiając kolejne, mgiełkowe ślady, ciesząc się i machając ogonem w naturalny sposób, choć z widocznym ziarenkiem ekscytacji, sam dotyk futra mógł być porównany do przytulenia. Niósł ze sobą widoczne ciepło, którego przeniesienia Lowell nie potrafił odmówić podczas rzucania zaklęcia, lekkie i widoczne zarówno ziarenko ekscytacji, szczęścia, że tutaj jest i się znajduje. Personalne, poniekąd intymne, acz te miłe, specyficzne, którym zamierzał obdarować tylko i wyłącznie jego bez jakiegokolwiek skrępowania; subtelne, przyjemne. Nie wiedział jeszcze, że efekt ten jest wynikiem wypicia drinku od kobiety, ale też - niespecjalnie tego żałował. Podbite dodatkowo uczucia, spotęgowane ich odczuwanie, powodowały, że cały umysł oscylował właśnie tylko wokół niego. Chciał mu oznajmić, zarówno słownie, jak i poprzez mowę ciała, jak bardzo wiele dla niego znaczy i jak bardzo się stęsknił, choć rozłąka nie trwała wcale tak długo, jak mu się obecnie wydawało - a może po prostu tutaj nie chodziło o ilość czasu, która realnie upłynęła, a o tęsknotę, jaka to wzrastała personalnie w sercu każdego człowieka? Nawet wcześniejsze rany i dyskomfort przestały mieć znaczenie, gdy na krótki moment wstrzymał oddech, upewniwszy się, iż jest to aby na pewno on. Pocałunek go w tym zapewnił; muśnięcie warg było tak znajome. - Pocałunek nie jest dowodem twojej wiary w to? - zaśmiał się lekko, widocznie, czując przyjemne ciepło tam, gdzie dłoń pojawiła się na jego talii. Zmętniałe źrenice być może wyróżniały się w całkowitej aparycji młodego już mężczyzny, aczkolwiek nawet jeśli - nie przejmował się tym, że widzi co najmniej średnio. Zamiast tego posłał partnerowi najbardziej szczery uśmiech, a czekoladowe tęczówki zaiskrzyły radośnie, widocznie, bez krzty najmniejszego skrępowania. Cieszył się z jego obecności tutaj, że jest prawdopodobnie cały i zdrowy, że istnieje, że zapach opatulił jego ciało, powodując uspokojenie mocniej bijącego serca. Lgnął do kontaktu, oddawał się mu całkowicie, dłoń pojawiła się na policzku, pogłaskała czule; opuszki palców raz po raz dotykały w subtelny sposób jego delikatnej skóry. - Stęskniłem się i... bardzo cię kocham. - nic mu więcej do szczęścia nie trzeba było. Może wyglądał dziwnie, gdy tak bardzo się wtulał, ale nie miało to żadnego znaczenia. Nie wiedział, że był pod wpływem amortencji, może coś mu zaświeciło w głowie, ale oddawał się temu, iż partner jest i mógł mieć z nim ten bliski kontakt.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Faktycznie patrouns wywołał prawie to samo uczucie, co prawdziwy uścisk ukochanego. Prawie, bo w tej chwili nic nie mogło się równać z żywym kontaktem, którego teraz łaknął bardziej niż czegokolwiek. Nie podejrzewał, że wlany w siebie toast miał cokolwiek z tym wspólnego, ale tak było lepiej. Nie potrzebował kolejnych ciemnych chwil, które nachodziłyby jego umysł. Potrzebował odpoczynku, a wiedział, że w ramionach partnera właśnie to otrzyma. -Chyba muszę przekonać się raz jeszcze. - Zaśmiał się, tym razem całując go w policzek. Tak cholernie cieszył się, że go widzi. Najchętniej nie wypuszczałby go wcale z objęć. Widział też, że i Feli czuje się podobnie. Czekoladowe tęczówki niosły w sobie radość i tęsknotę, która powoli zaczynała być zaspokajana wzajemną obecnością. -Cieszę się, że udało Ci się tu dotrzeć. Nie wyobrażam sobie tego bankietu bez Ciebie. Widziałeś jak tu zajebiście? - Choć zwrócił uwagę Felka na otoczenie, sam nie spuszczał z niego wzroku, nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Przymknął oczy, gdy dłoń wylądowała na policzku, by móc nieco bardziej rozkoszować się tym krótkim momentem. Pal licho Wezyrkę, miał u swojego boku ważniejszą osobę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Po czasie, gdy wzajemny kontakt został zaspokojny, patronus zniknął. Charakterystyczny, lekki dźwięk jakoby wiatru rozniósł się dookoła, by następnie istota zniknęła. Przenikając w odmęty wspomnień, stała się właśnie tym, z czego powstała - przyjemną chwilą, możliwością wtulenia się w ramiona ukochanego. Sam Lowell nie wierzył, jak teraz tak mocno chciał być jak najbliżej niego. Działanie magicznego eliksiru miało swoje plusy - nie skupiał się na bolących palcach bądź wzroku, który szwankował. Skupiał się zamiast tego w pełni na chłopaku, przytulając go niezwykle mocno. I nie puszczając z tego uścisku przez dość długi moment, jako że go pragnął. Pragnął jego bliskości, obecności obok siebie, a tańczące ogniki w źrenicach ewidentnie to udowadniały, gdy wpatrywał się w te barwy szmaragdowej. Próba teraz nie miała znaczenia - znaczenie miało to, że Max był tuż obok i mógł w jego ramionach czuć się bezpiecznie. Były szerokie, męskie, odczuwalne. - Widziałem tę chwilę zawahania! - widocznie również się zaśmiał, wszak był w bardzo dobrym humorze, gdy ponownie poczuł jego usta, ale tym razem na policzku. Przy tym śmiechu odchylił lekko głowę do tyłu, jakby go to łaskotało, acz nic bardziej mylnego - po prostu te małe gesty sprawiały mu ogromną radość. A wszystko pozostawało podbite działaniem amortencji, która krążyła sobie radośnie w jego żyłach, co nieco powodując podkoloryzowanie tego, co miało obecnie miejsce. Ta chwila mogła trwać wiecznie i najchętniej by do tego dążył, gdy głaskał go palcami po barku, ażeby następnie przenieść dłonie na jego talię. - Mnie by się nie udało? - podniósł brwi, by przenieść jedną rękę i stuknąć go lekko, acz przyjemnie w mostek. Zawsze tak robił, gdy próbował przemówić do rozumu. - Miałem powód, by tutaj dotrzeć. Jeden, wyjątkowy. - bezceremonialnie stuknął tym razem nie zgiętym palcem, a całym. Tym powodem był właśnie on, czego nie zamierzał negować. Poniekąd była to też prawda - chciał przetrwać te wszystkie próby właśnie dla niego. Po to, by móc z powrotem wrócić do pokoju, by wspólna noc i znajdowanie się we wzajemnych objęciach przyniosły im spokojny, przyjemny sen. - Trochę tak, trochę nie... - nie spojrzał jednak dookoła, a zamiast tego patrzył na niego przez okulary - zarówno te różowe, podłożone przez eliksir, jak i własne. - Ale nie potrzebuję żadnego bankietu, dopóki to ty tutaj jesteś. - jeszcze raz na krótki moment złączył ich wargi w pocałunku, wydając z siebie cichy pomruk podczas tej czynności. Mogłoby to trwać znacznie dłużej, ale byli na spotkaniu z najważniejszą kobietą w Jamalu, więc nic dziwnego, że posiadał do niej szacunek. Chociaż to Max, niezależnie od tytułów, jakie dzierżyła władczyni, był dla niego najważniejszy. - Miałeś okazję porozmawiać z Wielką Wezyrką? - zapytał się, chwytając go za dłoń, by następnie złożyć na jej wierzchu pocałunek. Nie puścił jej jednak, gładząc ją raz po raz opuszkami palców - i wpatrując się w te lekko rozmazane, acz bardzo znajome tęczówki. Znajome do tego stopnia, że by ich nie pomylił z żadnymi.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jeżeli potrzebował ostatnimi czasy czegoś naprawdę mocno, to właśnie tego, chwilowego zapomnienia w ramionach ukochanej osoby, zapomnienia o całym tym pierdolniku, który ich na każdym kroku spotykał i po prostu cieszenia się ze wzajemnej obecności. W końcu, trochę liczył na to, że tak właśnie te wakacje będą wyglądać, ale zamiast malinek, dostali na pamiątkę kolejne traumy. Feli musiał wrócić na terapię, czując jak znów ogarniają go dawne demony, a Max... No cóż, jak się nie ma co się lubi... Sam rozkoszował się tą bliskością, nie chcąc wypuszczać go z objęć. Merlinie, jak mógł kiedykolwiek pozwolić mu odsunąć się od swoich ramion? Nie potrafił tego teraz zrozumieć, bo też nie potrafił sobie tego scenariusza wyobrazić. Pomyśleć, że musieli przejść osobne przez całe trzy próby, by się tu znaleźć. Zdecydowanie było warto. Kojot pod rękawem jego koszulki też się z tym zgadzał, z przyjemności przymykając oczy, choć naturalnie było to obecnie dla nich niewidoczne. -Wiesz, że nigdy w Ciebie nie wątpię. - Odgarnął z jego czoła kilka zabłąkanych kosmyków, mówiąc słowa, które i bez Amortencji nie raz opuszczały jego usta i były najszczerszą prawdą. Zresztą, całą reszta też nawet obok kłamstwa nie stała, a eliksir pozwalał tylko na to, by nieco bardziej podkreślić swoje uczucie i wylać je poza myśli Maxa, który zazwyczaj nie był aż tak wylewny. -Jeden? Wyjątkowy? - Zapytał, spuszczając wzrok na tykający go w mostek palec. Bardzo dobrze znał ten gest i wiedział, co oznacza, choć dziś miał też nieco inne zabarwienie. -A co Ci się tu nie podoba, hmmm? - Zapytał, nieświadomy jeszcze, że Feli nie do końca ma zdrowy wzrok. Sam wyszedł z tych prób bez fizycznego szwanku, a że psychika leżała gdzieś zakopana i kwiczała, nie miało teraz większego znaczenia. -Cieszę się, że to mówisz, bo też nie mam w tej chwili ochoty na nic innego. - Puścił mu oczko, jeszcze bliżej przyciągając do siebie. Nie mógł się po prostu powstrzymać i jak zwykle nie obchodziło go gdzie i z kim wokół są. -A miałem. Szalenie miła i mądra kobieta. Zabrać Cię do niej? Może znajdzie chwilkę. - Zarumienił się lekko, gdy jego dłoń została ucałowana. Amortencja zawsze wywoływała u niego tę reakcję, która normalnie raczej nie występowała.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Oboje pod pewnymi względami ukrywali się. Wakacje nie były tak naprawdę gwarancją odpoczynku od wcześniejszych problemów. Nikt nie wiedział o tym, co mieli okazję przeżyć, no ba - nawet pewnymi rzeczami Lowell nie chwalił się podczas sesji. Nic dziwnego, że nie tylko on, teraz, jako chłopak po części naćpany amortencją, wolałby się znaleźć gdzieś indziej. I chociaż bankiet obecnie był pierwsza klasa, to tak naprawdę liczyła się tylko obecność partnera, a temu był w stanie się oddać z całego, puchońskiego serca; raz po raz wchłaniał zapach należący do chłopaka, czując się tak, jakby mógł zasnąć. Tu i teraz, na stojąco; tak go to wszystko uspokajało, gdy czuł ten dotyk, a sam wtulił się bardziej, zamykając na bardzo krótki moment oczy. Własną dłoń położył natomiast na klatce piersiowej, w której to dudniło serce - niepowtarzalne, jedyne, prawdziwe i szczerze. Gdyby to było możliwe, najchętniej powróciłby z powrotem do Pokoju 11, tylko bez współlokatorów; nawet sam fakt konieczności zbierania się do Wielkiej Brytanii go aż tak nie przerażał, dopóki był przy nim właśnie Max. Nic dziwnego zatem, iż Felinus podniósł wzrok, gdy usłyszał te słowa, czując mocniej bijące między sklepieniami żeber serce - być może nawet i słowa nie były w stanie wyrazić tego, co obecnie czuł. A czuł naprawdę wiele, czerpiąc z tego spotkania - kompletnie przypadkowego i wywołanego buzującego w ich krwi amortencją - czemu zamierzał się w pełni oddawać. Emocje wobec partnera nabierały na sile i stawały się bardziej widoczne, tudzież wyraźniejsze. - Masz zatem odpowiedź również w moim przypadku. - odpowiedziawszy jak najbardziej szczerze, pogładził go po policzku, gdy te niesforne kosmyki zostały ułożone gdzieś za ucho bądź przywrócone do pełnego, widocznego ładu; był w jego objęciach szczęśliwy. I to się obecnie najbardziej liczyło, w związku z czym niespecjalnie zwracał uwagę na otoczenie, w którym się znajdowali. Liczył się przede wszystkim on, lekko rozmazany, gdy w palcach odczuwał dyskomfort, a inne rzeczy po nim spływały. Opuszki dokładnie badały jego skórę na dłoniach, gdy pozostawiał kolejne pocałunki. - Jeden, wyjątkowy. - jeszcze raz; stuknął lekko w mostek, który wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, choć wcale nie musiał być na tym bankiecie słyszalny nawet przez nich. Mimo to liczyło się to, co chciał przekazać, a w głębi własnych odmętów myśli było to jak najbardziej szczere. Nie poddałby się. Miał naprawdę wiele powodów do tego, by powrócić całemu i zdrowym w ramiona partnera. Czekoladowe tęczówki nie były w stanie dostrzec wszystkich detali dzisiejszego dnia, niemniej jednak dopóki miał do czynienia właśnie ze Solbergiem, nie potrzebował tego. - Pomyślmy... - odwrócił teatralnie na bardzo krótki moment wzrok, lekko uśmiechając się pod nosem i pozwalając sobie na drobny, przyjemny dla ucha chichot, zaczął szukać odpowiedniej przyczyny. - Wolałbym spędzić ten czas w inny sposób. Nie wiem, może coś szalonego? - spojrzawszy na niego jak najbardziej poważnie, zaśmiał się głośniej, na krótki moment przekierowując wzrok na płytki. - Oj, mój kojocie... czasami gadam różne rzeczy bez powodu. Czy potrzebują one wytłumaczenia? - zapytał jak najbardziej szczerze; bankiet był ciekawy, ale nic nie rekompensowało im chwili spędzonej we własnych ramionach, z niewielką ilością trunku w dłoni, a przede wszystkim z możliwością napawania się wzajemnie obecnością. - No i widzisz, najważniejsze, że w tym jesteśmy zgodni. - przysunął się bardziej, wtulając mocniej. Różnica wzrostu była całkiem spora, więc nic dziwnego, że to Felinus wyglądał na delikatniejszego, choć prawda była zabójczo inna. Nie powracał do tego jednak, pozwalając na to, by ta subtelniejsza strona uchyliła rąbka tajemnicy, gdy położył na krótki moment głowę na jego ramieniu, a plączące się wzajemnie słowa tworzyły jedną, widoczną całość. - Nie, nie trzeba, serio! Wolę twoją obecność, od tego zacznijmy, a też, coś mi się wydawało, że mnie strażnik nie chce dopuścić. Do szczęścia tego nie potrzebuję, skoro już je mam. - spojrzał na niego po tej czynności, pozwalając sobie na wygięcie kącików ust w widocznym, ciepłym uśmiechu, gdy pogładził jeszcze na krótki moment powierzchnię dłoni. Nie przeszkadzało mu to, a rumieńce, jako że były rzadkie ze strony Maxa, pozostawały jeszcze bardziej wyjątkowe w swej naturze. - Uroczo się rumienisz. - wymruczał, gdy ciemne obrączki źrenic, w których uchylało się kolejne ciepło, zetknęły się z tymi zielonymi. Może nie miał nic wyostrzonego perfekcyjnie, ale zauważał te drobne zmiany na jego twarzy. - Następnym razem będę tak ciągle ci robił. - roześmiał się i wtulił w obojczyk, by odczuć resztą ciała bijące serce, które powodowało, iż jego własne chciało znaleźć się w tym samym, idealnym rytmie. Jak w zegarku.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Znajdowali się w wyjebistym pałacu, w obecności najważniejszych i najszlachetniejszych postaci tego kraju, w komnacie, która zadziwiała nie tylko swoim urokiem ale i widokiem, jaki roztaczał się stąd na Jamal, a jednak to wszystko jakoś bledło przy tym, że byli tu razem. Gdyby ktokolwiek kiedyś powiedział Maxowi, że coś takiego się wydarzy, zapewne głośno by się zaśmiał szczególnie, że wcześniejsze doświadczenia z Amortencją miał raczej niezbyt przyjazne. Sam też chętnie by stąd wyszedł. Tłum może i mu nie przeszkadzał, ale zdecydowanie nie był im teraz potrzebny. W głowie miał milion lepszych scenariuszy, niż stanie na tym bankiecie, gdzie ryzyko, że ktoś ich od siebie rozdzieli rosło z każdą chwilą, podczas gdy on chciał tylko cieszyć się tym, że mógł czuć bijące przy nim serce partnera, które widocznie dostosowywało swój rytm do jego. Nie odpowiedział nic, zahipnotyzowany sunącymi po jego dłoni palcami. Ciężko było uwierzyć, że tak proste gesty potrafiły wywołać tyle przyjemnych emocji. Dlaczego wcześniej aż tak tego nie widział? To nie tak, że wcześniej było to dla niego obojętne, ale trunek skutecznie podbijał te doznania, robiąc z nich coś niepowtarzalnego. -Mówisz? Jak bardzo szalonego? W skali od Voralberga do seksu na pędzącym dumbaderze? - Zapytał widocznie rozbawiony i zaintrygowany, choć w tym momencie zgodziłby się chyba na każdą propozycję, byleby spędzić więcej czasu z Felkiem. -Nic nie poradzę na to, że chcę wiedzieć, co kryjesz pod tymi uroczymi lokami. - Wzruszył lekko ramionami, składając na jego czole kolejny pocałunek. Siłą by ich teraz chyba nie odciągnięto od siebie. -Jebać strażników.. No, ale skoro nie chcesz, to nie będę Cię tam ciągnął. Jeszcze spodoba CI się bardziej ode mnie i wtedy będzie. - Widać było, jaką przyjemność sprawiło mu to ostatnie zdanie, gdy delikatnie spuścił wzrok. W życiu nie podejrzewałby się o takie reakcje, a tu wystarczył jeden toast, by obudzić w nim jakieś nieznane sobie zakamarki duszy. -Nie mam nad tym kontroli, więc tym bardziej się cieszę, że Ci się podoba. Ale tak, zdecydowanie musisz robić tak częściej. - Czekoladowe tęczówki nie dawały mu oderwać od siebie wzroku. Zapomniał o całej reszcie, o tym gdzie się znajdują i jak wiele mogliby skorzystać z tego bankietu. Objął go, gdy ten wtulił się w jego obojczyk, a następnie sam położył policzek na jego głowie. Z boku musiało to wyglądać naprawdę osobliwie, gdy wśród tego zamieszania, u nich czas nagle jakby stanął i przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.
Okoliczności nie miały żadnego znaczenia obecnie. Równie dobrze mógłby zobaczyć najważniejszą osobistość na świecie, nie w kraju, a i tak miałby to gdzieś. Obecnie liczyła się obecność partnera, a nie kogoś, kto nie miał dla niego tak naprawdę żadnego emocjonalnego znaczenia. Trwali w tym, byli w tym, istnieli w tym - nie zwracając uwagi na otoczenie, po prostu napawali się własną obecnością, chłonęli zapach, pozwalali na to, by te dwie dusze zsynchronizowały się jednocześnie, a koniec końców... cieszyli się z tego, że są. Cali i prawie zdrowi, choć to drugie nie miało najmniejszego znaczenia dla Lowella, który niespecjalnie przejmował się tym uszkodzonym wzrokiem, skoro miał przy sobie osobę, którą kochał. Gdyby ktoś kiedyś mu powiedział, że się zakocha, prychnąłby z rozbawieniem. Nic dziwnego; wcześniej nie interesował się takimi rzeczami, a teraz, gdy wszystko pozostawało doprawione szczyptą amortencji, liczyła się tylko jego obecność. Snujące zatem po dłoni palce, słyszalność uderzeń serca, a przede wszystkim ta chwila - może zbyt intymna, może pokazująca, że ktoś powinien się nimi zająć - była tym, na czym się w pełni skupiał. Cały bankiet nie miał teraz żadnego znaczenia; znaczenie miał tylko Max, w którego się wtulał, w którego bijące pod sklepieniami żeber serce się wsłuchiwał, odzyskując spokój ducha. Palce raz po raz snuły po dłoni, a ciepło w jego klatce piersiowej jeszcze bardziej się pogłębiało - nie wiedział, czemu tak mocno to wszystko odczuwa, ale nie interesował się tym do tego stopnia, by się jakkolwiek o te dziwne efekty zapytać. - Seks na pędzącym dumbaderze brzmi co najmniej zajebiście i szalenie, niemniej jednak wolałbym uniknąć nieprzyjemności, gdyby ten zahamował lub się wywalił. - wyszczerzył się szerzej, przybliżając na krótki moment twarz do jego policzka, by lekko się w niego wtulić. Był to prosty i niepozorny gest, a im bardziej oddawał się w ramiona uczuć, tym prędzej najchętniej by się położył i zasnął w ramionach ukochanego. Nic nie mógł na to poradzić, skoro liczył się obecnie tylko on. Na kolejne słowa sam lekko okrył się szkarłatem na policzkach, przenosząc dłoń na jego kark, by go przez krótki moment rozmasować. Serce biło mocniej, pewniej, a przede wszystkim, podsycone działaniem eliksiru, bardziej wyczuwalnie. - No wiesz co, żeby sądzić, że - tutaj nachylił się bardziej w kierunku ucha, by coś szepnąć, lekko uśmiechając się pod nosem - jakaś baba mi się bardziej spodoba - odsunął się wtedy, jeszcze nadal wtulony, w dłońmi obejmującymi chłopaka w talii - to jesteś w błędzie. - dokończył, spoglądając na niego w sposób, który nie wskazywał na zakładanie jakichkolwiek masek. Wcześniej się do tego uciekał, wcześniej z tego korzystał nagminnie i koniec końców nie potrafił odnaleźć samego siebie, aczkolwiek udało mu się wyjść jakoś na prostą. Przed nim nie zamierzał udawać. To szczerość biła z tych ciemnych obrączek źrenic, to szczerość biła z gestów, które wystosowywał. - To ty mnie interesujesz, to ja jestem twoim facetem i to ty jesteś moim facetem. Nie zamieniłbym cię na nikogo innego. - pozwolił sobie ponownie na złożenie krótkiego pocałunku, jakoby chcąc dopełnić tych słów właśnie poprzez ten gest. Wiedział, jak na niego działa mówienie tych słów, ale nie były one wymuszone, zamiast tego całkowicie szczere. Jego miłość wobec partnera wzrastała jeszcze bardziej, acz nie potrzebował ku temu żadnego wytłumaczenia. Przybliżył dłoń, pogładził go po policzku, wziął głębszy wdech i ponownie się wtulił. - To dobrze, że nie masz nad tym kontroli! Jesteś szczerzy. - uśmiechnął się, gdy koniec końców stali wtuleni w siebie, a niespecjalnie mu to wszystko przeszkadzało, gdy liczyła się tylko jego obecność. Opinią innych niespecjalnie się interesował, a gdy poczuł, jak ramiona go objęły, zamruczał cicho pod nosem, wtulając się w pełnej krasie w obojczyk należący do partnera. Zapach docierał do jego zmysłów i o mało co nie powodował, że nogi mu się uginały, niemniej jednak nic dziwnego, skoro czuł się tak bezpiecznie i tak szczęśliwy, gdy to wszystko miało miejsce. Zapomniał już o próbie, zapomniał już o tym, jak czas upływa; dla niego tarcza zegara straciła wskazówki, a skrzydła na sen zostały wyrwane. - Będę tak robił częściej. - odpowiedział po czasie, przymykając na krótki moment tęczówki. Chwila ta mogła trwać dla niego wiecznie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kwestia tego, że w ogóle będzie kiedyś w związku, który nie będzie tylko powierzchowną przykrywką, była dla niego przez długi czas czymś abstrakcyjnym. Wystarczyło jednak trochę czasu i naprawdę wiele wydarzeń, by ten scenariusz stał się prawdą, a on trwał szczęśliwie u boku drugiej osoby. Można było nawet pomyśleć teraz, że te trzy próby były po to, by mogli odnaleźć siebie i docenić to, co ich łączy bardziej, niż spotkać Wielką Wezyrkę. -To prawda, dlatego też podałem go na drugim końcu skali. - Wyszczerzył się, choć świadomość jak nieprzyjemny byłby to upadek znajdowała się w jego umyśle. To wszystko przykrywało jednak uczucie do partnera i to, jak bardzo urocze były rumieńce, które pojawiły się teraz na jego policzkach. Z lekkim zawodem przyjął fakt, że jedna z jego dłoni chwilowo opuściła jego ciało, by znaleźć się na karku Felka. Można było zobaczyć ten przebłysk w jego zielonych tęczówkach i mocniejszy uścisk w talii partnera, by ten przypadkiem nie myślał o tym, by się jeszcze od niego odsunąć. -Wolałem się upewnić. - Lekki, przyjemny dreszcz przeszył go, gdy poczuł ciepły oddech Felka i poczuł nagły przypływ pewności siebie, gdy usłyszał te słowa. Nie żeby jakoś specjalnie wątpił w to, że jest dla niego wyjątkowy, ale do cholery nigdy nie pomyślałby, żeby konkurować z Wielką Wezyrką. -Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy. Mówiłem Ci już, że chcę być tylko Twój. Zawsze. - Odpowiedział, a rumieniec na jego policzkach nieco się powiększył, gdy ich usta znów się spotkały, a on mógł rozkoszować się tą przyjemnością prze kolejną krótką chwilę. Zdecydowanie zbyt krótką jak na jego gusta. -Jestem... - Powtórzył, czując lekkie ukłucie w sercu, którego teraz nie potrafił przypasować do niczego, choć kwestia jego szczerości wcale nie była tak przejrzysta, jak się to mogło Felkowi wydawać. Chciał być szczery z nim, w stu procentach. Wstyd jednak i poczucie odrzucenia do samego siebie, a przede wszystkim strach, że partner go odrzuci, były zbyt wielkie. -Co powiesz na to, by się stąd zmyć? - Zapytał w końcu, nie widząc sensu w dalszym przebywaniu na tym wykwintnym bankiecie. Chciał mieć go tylko dla siebie, bez niepotrzebnych par oczu zerkających w ich stronę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
To, że działał obecnie pod wpływem zarówno prawdziwych uczuć, jak i amortencji, zgrabnie mu umykało - gibko niczym lunaballa podczas tańca w czasie trwającej na niebie pełni. Nie był tego świadom, choć już powoli zdawał sobie sprawę z tego, że pewne rzeczy są dla niego zbyt mocno wyczuwalne, by mógł normalnie uznawać to za coś normalnego. Mimo to nie zamierzał tego psuć lub niszczyć, skoro przecież czuł się dobrze. - No to wybrałbym coś ewidentnie bliższego tej czynności, aczkolwiek jak najdalej od Voralberga. - prychnął z widocznym rozbawieniem, bo jakoś nie widziało mu się lądować na piachu z obdartymi od tego upadku dłońmi oraz poparzeniami. Poza tym, nie myślał o tym aż nadto, skoro miał przed sobą Maxa, na którym to skupiał własną uwagę w pełni. Reszta - osoby, cokolwiek odmiennego - nie miała dla niego miejsca w umyśle. Amortencja w jego przypadku objawiała się ciut odmiennie już nawet w tej zwykłej wersji, a co dopiero w tej zmodyfikowanej. Patrząc na partnera, nic innego się nie liczyło innego, poza jego obecnością tu i teraz, a wszelkie skazy zdawały się odejść gdzieś na dalszy plan. Nawet ich nie zauważał; wszystko mogło być przeciwko nim, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia i było mu to wszystko jedno, dopóki nicie przeznaczenia pozostawały razem splątane, a palce u dłoni zapoznawały się z tymi należącymi do partnera. Ani to, że nieopodal znajdowała się straż, ani to, ze mógł zobaczyć na własne oczy Wielką Wezyrkę - nie przykuwał ku temu czekoladowych tęczówek, skoro przed sobą miał te zielone, hipnotyzujące, w których widział specyficzne, tańczące w danym rytmie ogniki. - Pff, wątpisz nagle w to, że siłą rzeczy wolę facetów, a przede wszystkim ciebie? - zaśmiał się widocznie, bo co jak co, ale do kobiet go nie ciągnęło. Może emocjonalnie coś by zdołał w tej kwestii ugrać, bo prędzej działał na tle uczuć, ale nie widział siebie w związku z osobą płci przeciwnej - po prostu go to nie interesowało - więc siłą rzeczy nie było to dla niego możliwe. Nie pociągało go w nich praktycznie nic, a w jego spektrum zainteresowań znajdowali się tylko mężczyźni. A przede wszystkim Max. - Pamiętam, mówiłeś. I nie zamierzam tego zmieniać; ja chcę być tylko twój. - podkreślił przedostatnie słowo, oddając się tej krótkiej chwili, gdy poczuł, jak ponownie lekko zaczerwienione policzki wstępują na jego twarz. Nie wiedział jeszcze o tym, jak bardzo się mylił w kwestii szczerości partnera, w związku z czym żył w iluzji, z której to wydostanie się na pewno będzie bolesne, aczkolwiek konieczne. Ze wszystkimi emocjami na wierzchu. I rzeczywiście - przytulać się tak mógł w nieskończoność, gdyby nie fakt, że jednak bankiet nastawiony był na świętowanie, a więc siłą rzeczy nie powinni aż tak powodować dyskomfortu wśród innych, którzy ich zobaczyli. Ale czy to go obchodziło? Niespecjalnie. Mimo to świętować nie chciał w takim gronie i naprawdę by wystarczyła dla niego tylko obecność chłopaka, w związku z czym nie zwracał uwagi na otoczenie, znajdując się w jego objęciach. Nie interesowała go opinia innych, nie interesowało go nic - dopóki czuł się bezpiecznie, dopóki mógł wyczuć opuszkami palców mięśnie pleców, tudzież barki, a sam zapach docierał do jego nozdrzy, nie zamierzał w żaden sposób się odsuwać. Nic nie było oczywiste, dla niego natomiast dzień mógł się kończyć, zmęczenie narastać, ból w palcach również - nie skupiał się na żadnym z tych aspektów. Ani na tym, że obraz pozostawał rozmazany, a dyskomfort patrzenia w światło jeszcze bardziej potęgował ten efekt. - Jestem za! Do pokoju? - uśmiechnął się, odklejając się na chwilę od jego torsu, by tym samym pierwsze położyć własną dłoń między jego łopatkami, a następnie przejść do wyjścia. Z czasem przeniósł ją na talię, muskając ją palcami, a koniec końców splótł razem ich dłonie. Wyszli po angielsku, z jak najmniejszym wysiłkiem w zakresie żegnania się z innymi - chcieli odpocząć. We własnych ramionach.
statystyka do bransolety: transmutacja kość na wezyrkę:4 kość na spotkanie:C
No i tak oto dotrwał jakoś do końca prób, które na szczęście nie skutkowały u niego jakimiś poważniejszymi obrażeniami. Bo w sumie poza tym że dostał kilku odmrożeń i wyrzucił z siebie śniadanie i wczorajszą kolację, to nic się nie stało. Z drugiej strony, to nawet jeśli by coś mu się stało, to Wielka Wezyrka i tak zdołała ich dosłownie magicznie uzdrowić. Chwilę później tak samo jak reszta osób otrzymał bransoletę, która szczerze nawet mu pasowała. No i te kamienie mogły ułatwić mu odczytanie nastroju rozmówcy nawet kiedy ten będzie zgrywał opanowanego, co może mu się przydać w przyszłości. Podziękował za podarek i dosłownie chwilę później spróbował zamienić kilka zdań z Wezyrką. Kilka, bo jej doradca zdążył ją odciągnąć do pracy. Drake więc skierował się do stołów, żeby się najeść i uzupełnić to co wyrzygał przed tygrysem.
/zt
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Statystyka do bransolety: Transmutacja Kostka na Wezyrkę: 4 Kostka na towarzystwo: A jak Ahmad
Była zdumiona, kiedy po opuszczeniu pokoju prób znalazła się w pięknej komnacie, która prawdopodobnie wykonana była ze szkła i choć pomieszczenie na chwilę przykuło uwagę brunetki, ta zaraz przeniosła ją na znajome twarze, wyraźnie zaskoczona obecnością niektórych osób w tym miejscu. Ale i im nie była w stanie poświęcić zbyt dużo czasu, gdyż pośrodku komnaty pojawiła się młoda kobieta, wywołując kolejny grymas zdumienia na twarzy Olivii. Sądziła, że Wielka Wyzerka będzie nieco starsza, bardziej doświadczona? Ciężko było jej teraz określić czego oczekiwała, jednak nie była zła czy smutna, że jej oczekiwania nie zostały spełnione. Niemniej gdy kobieta oznajmiła, że czas zacząć imprezę cichy jęk niezadowolenia wymsknął się spomiędzy malinowych ust. Zdecydowanie spotkało ją dziś zbyt dużo rzeczy i była zwyczajnie zmęczona. Jednocześnie nie chcąc być niegrzeczną postanowiła chwilę zostać zamieniając kilka słów z Wyzerką, a kiedy pojawił się przy niej jeden z zaproszonych gości oferując, że odpowiedzi ją do pokoju, bez wahania przyjęła jego propozycję z uśmiechem pełnym wdzięczności.
Z TEMATU
Úlfur Tunglbarnn
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 235 cm
C. szczególne : Całe ciało poza twarzą ma w tatuażach.
Z całą pewnością mógł stwierdzić że zapamięta te próby na naprawdę długi czas. Zwłaszcza dzięki temu nieprzyjemnemu uczuciu w kolanach, które zostało pomimo zniknięcia ran. To pewnie mu też przejdzie ale póki co, wolał odpocząć. Wysłuchał co Wielka Wezyrka ma do powiedzenia, bo w sumie przebrnął przez te wszystkie próby ponieważ chciał ją ujrzeć. Prezent w postaci bransolety również przyjął. Postanowił jednak nie zaczepiać Wezyrki widząc że ta i tak miała mnóstwo na głowie. Po rozpoczęciu balu zjadł więc coś i udał się do pokoju będąc zbyt wyczerpanym żeby tańczyć albo imprezować w inny sposób.
/zt
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Statystyka do bransolety: Uzdrawianie Kość na Wezyrkę: 4 Kość na towarzystwo: B - piszę na 1000 znaków i mam +1 do DA!
Pokój zmienia się po raz kolejny i ku mojej uldze, nareszcie spotykamy Wielką Wezyrkę. Jest ona bardzo urodziwą kobietą i wygląda na niesłychanie młodą. Dlatego zastanawiam się poważnie nad tym czy może nie używa jakichś niesamowitych eliksirów odmładzających. Jeśli tak szalenie chciałbym się dowiedzieć co to takiego. Może niegrzecznie byłoby tak przychodzić i zagadywać do kobiety o to czy jest młoda czy to magia, więc chcę najpierw spróbować jakiś niewielki small talk. Niestety idzie nam tak średnio i Wezyrka już jest ode mnie odciągana. Wzdycham z niezadowoleniem i rozglądam się za swoją ukochaną, przekonany że również przeszła próbę. Kiedy jednak zmierzam do stołu zaczepia mnie arabska tancerka. Bahija podchodzi do mnie i dość bezpardonowo łapie moją dłoń. Ze zdumieniem zerkam na kobietę, która mówi po arabsku. Oznajmiam miło, że nie rozumiem niestety, ale ta już ciągnie mnie za rękę, pokazując na nasze nogi. A oczywiście - potańczyć mogę skoro tak bardzo chce. Kobieta łamanym angielskim tłumaczy mi, że jest to tradycyjny taniec z ich rejonów. Wyciąga w moim kierunku drugą dłoń, którą łapię niepewnie, bo nie wiem co mam robić. Ta z gracją robi dwa kroki w bok, w sposób podobny jakby to był taniec brzucha. Mam nadzieję, że tego ode mnie nie wymaga, bo jedynie idę za nią. Podnosi moją dłoń i oboje okręcamy się powoli wokół własnej osi, po czym płynnie zmieniamy dłoń. Kieruje mną tak, bym teraz ja ją obrócił, po czym przybliża się do mnie, byśmy rozpoczęli niezbyt skomplikowane kroki w parach. Zawsze lubiłem tańczyć, więc nie sprawiało mi to zbyt wiele trudności, a kobieta była wyraźnie zadowolona z moich postępów. Bahija porusza się coraz szybciej, a ja staram się jej dotrzymywać kroku. Obracam się z nią w odpowiednich momentach, stawiam kroki coraz pewnie. W pewnym momencie pokazuje mi, że czas na lekkie podniesienie. Kładę dłonie na smukłej talii i z łatwością podnoszę lekką tancerkę. Kiedy obracam się z nią jej suknia powiewa z tyłu, tworząc jakąś magiczną poświatę, którą trudno mi wychwycić, bo jestem zajęty utrzymywaniem tancerki. Uśmiechamy się do siebie wesoło, że tak świetnie nam idzie i odstawiam ją na bok, by wykonać jeszcze kilka zgrabnych ruchów i obrotów, dopóki muzyka się nie skończy.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Statystyka do bransolety: Transmutacja Kość na Wezyrkę:1 Kość na towarzystwo:D - ale nie daję się hipnotyzować!
Więc jednak - okazało się, że przeszła kolejną próbę, gdy sala znów przekształciła się i mężczyzna przeprowadził ją przez kolejne drzwi. Tym razem nie trafiła do żadnego skarbca, a... zupełnie innej sali, dosłownie zapierającej dech w piersiach, całej przeszklonej i mieniącej się wszystkimi kolorami. Perpetua aż zachłysnęła się z zachwytu, ciesząc oczy istną feerią barw - a także stając przed majestatem samej Wielkiej Wezyrki. Wzorem kobiety, dygnęła lekko - jednym okiem spoglądając na potężną czarownicę, a drugim przebiegając po innych, którzy pomyślnie przeszli te trzy próby. Nie miała wątpliwości, że będzie wśród nich Huxley - w końcu był jednym z najlepszych ludzi jakich w ogóle znała, nie wierzyła, że mogłoby go tutaj nie być razem z nią. I rzeczywiście, mignęła jej gdzieś jego ciemna czupryna, zanim jednak zdążyła do niego dotrzeć, w komnacie zaroiło się od arabskich osobistości, w których nurcie dosłownie utonęła. W pewnym momencie ktoś wyłapał ją z tłumu, przedstawiając się jako Dżabir - który widząc jej troski, zaproponował hipnozę. Złotowłosa uniosła brwi, z uśmiechem jednak dziękując pałacowemu hipnotyzerowi za propozycję... i akurat wtedy dostrzegła swoją zgubę. Williams tańczył w najlepsze z jedną z arabskich tancerek. Nie tylko jej nowiutka złota bransoleta doskonale odzwierciedlała jej irytację, która rozgorzała zazdrosnym płomieniem w jej piersiach. Kamień w ozdobie momentalnie z mlecznobiałego przeszedł w głęboką, podbitą czerwienią czerń - zupełnie jak jej jasne oczy zaszły granatem, kiedy z doprawdy pięknym uśmiechem zaczęła iść w stronę niczego nieświadomego Huxleya i jeszcze bardziej nieświadomej ślicznej Bahiji. Drapieżnym spojrzeniem, śledząc ich ruchy stanęła prosto na 'torze' ich tańca. Wyprostowana niczym struna i o posągowej - pięknej jeszcze - twarzy, znacząco chrząknęła, wbijając z zimną furią czarne oczy w zaskoczoną tancerkę. Emanowała mimo wszystko opanowaniem - choć była to bardzo krucha fasada, skrywająca tuż pod alabastrową skórą miotającą się z zazdrości harpię. — Piękny taniec. Oczarował mnie — przyznała, tonem ociekającym wręcz słodyczą - tak żywo kontrastującym z jej ścinającym krew w żyłach spojrzeniem. Sugestywnym, acz pełnym wdzięku ruchem, ujęła Williamsa pod ramię, przyciskając je do swojej piersi w posesywnym geście. Z gracją dygnęła przed Bahiją. — Dziękuję za zapewnienie rozrywki mojemu ukochanemu. Życzę Pani wspaniałego wieczoru — jej miłe słowa ociekały wręcz jadem, kiedy niczym chmura burzowa, razem z Williamsem (obojętnie czy protestował czy nie) opuściła bankiet.
Z tematu Hux&Perpa
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Po przejściu trzech prób - dość wymagających, jak uznał Darren po otarciu potłuczonych kończyn - Shaw znalazł się w pięknie przystrojonej komnacie, do tego w dość doborowym towarzystwie, nie tylko samej władczyni miasta Jamal i innych możnowładców z zapewne najznamienitszych czarodziejskich rodów Arabii, ale też kilku znajomych osób, które najwidoczniej też okazały się godne spotkania z Wezyrką. Chociaż z samą kobietą Darren zamienił ledwie parę słów, nie mógł nie być przekonany o jej uroku - który zapewne nie przeszkadzał podczas zarządzania miastem. Parę słów Wezyrki podniosło go na duchu (choć nie czuł się przecież wcale źle), po czym arystokratka została odciągnięta przez jakiegoś jej doradcę. Krukon zaczął mijać kolejne osoby, dostrzegając na drugim końcu sali Jess. Pomachał Solbergowi i Lowellowi - którzy w sumie nie zwracali chyba zbytnio uwagi na kogokolwiek innego, kiwnął głową plecom profesora Williamsa i profesor Sher...? Whiteh...? - sam już nie wiedział, acz zbytnio go to nie obchodziło - po czym dostał się w końcu do swojego celu, przy okazji łapiąc z jakiegoś półmiska kawałek chałwy. - -ej - przywitał się z ustami wypełnionymi klejącą się, słodką masą - ja- tam?
Nie miała pojęcia czego się spodziewać po ukończeniu kolejnej magicznej próby. Miała wrażenie, że ostatnia mogła być najciekawszą - przy pierwszej w ogóle nie myślała, przy drugiej się rozbudziła, z kolei trzecia stanowiła największe wyzwanie i nie posiadała oczywistego rozwiązania czy nawet wyniku. Nanael z sercem dudniącym w klatce piersiowej gotowa była zobaczyć, czy jest już godna poznać Wielką Wezyrkę i czy dzięki spotkaniu z nią poczuje coś... więcej. O sobie, o niej, o życiu, o czymkolwiek. W końcu całe te starania miały na celu odnalezienie jakiegoś sensu, którego Ślizgonce dalej brakowało. I jakkolwiek zachwycająca nie byłaby władająca Jamalem czarownica, jakkolwiek piękny nie byłby wystrój Szklanej Komnaty, do której Nanael została dopuszczona, to z jakiegoś powodu to wszystko wcale nie było wystarczające. Whitelightówna nie spodziewała się bankietu i definitywnie nie była na niego gotowa, więc wcale nie miała ochoty na zagadywanie nieznajomych. Najbardziej fascynująca z tego wszystkiego była złota bransoleta, którą Nanael nie przestawała się bawić, dopóki wreszcie nie opuściła tego zaczarowanego zamku, by w samotnym spokoju przemyśleć działanie arabskiej magii.