C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Pokoje w są w tym roku bardzo luksusowe i przyjemne. Światło mieni się w oknach, ma oczywiście egzotyczny wygląd oraz specyficzny aromat unoszący się w powietrzu. Na środku jest bardzo niski stolik bez krzeseł. Nie ma tu jednak charakterystycznych łóżek, na ziemi leżą podwyższane maty i mnóstwo poduszek. Tak naprawdę sami możecie wybrać sobie układ "łóżek" w sposób jaki chcecie, zmieniając położenie mat i poduszek! Na początku w każdym pokoju jest tyle miejsc do spania ile jest osób, a nad każdym posłaniem jest baldachim; może nie zasłoni on was w zupełności, ale da chociaż odrobinę poczucia prywatności. Są one również bardzo przestronne, macie mnóstwo miejsca. Włącznie z szafą, w której macie stroje, które musicie zakładać. Każdy pokój ma swoją łazienkę.
Uwaga. Jeśli wchodzicie do specjalnych lokacji, gdzie musicie nosić wymagany strój, bierzecie go właśnie ze swojego pokoju. Zanim nie wyruszycie, koniecznie rzućcie kostką jaki strój wyjściowy macie w przydziale. Nie musicie być w pokoju, by go zabrać. Rzucacie tylko raz na to jaki macie strój i posiadacie taki właśnie do końca wyjazdu, chyba że udacie się do odpowiedniego sklepu i tam zakupicie odpowiedni strój.
Oto przykładowy krój stroju męskiego oraz stroju damskiego. Do tego mężczyźni muszą mieć brody, zaś kobiety ręce w magicznym, kolorowym pudrze. Konieczne jest również nakrycie głowy turban, bądź chusta.
Rzucacie jednorazowo kostką k6:
Charakterystyka stroju:
1 - twoja szata nie jest jednego koloru; jest niesamowicie kolorowa! Ma fikuśne wzorki, na dodatek ruchome. Z pewnością przykuwasz wszystkich uwagę, gdziekolwiek nie idziesz!
2 - twoja szata jest dość... staroświecka. Szybko zauważasz, że jest jakaś starsza, nie tak modna jak inne i na dodatek ewidentnie śmierdzi jakimś starym jedzeniem... Należy ją z pewnością wyprać i liczyć na to, że zapach niedługo straci na mocy... Przez trzy wątki Twoja szata nie pachnie przyjemnie.
3 - jeśli jesteś kobietą - z Twoim strojem jest wszystko w porządku! Jeśli jesteś mężczyzną okazuje się, że z Twoją brodą jest coś poważnie nie tak... Za każdym razem jak chodzisz, ta straszliwie się sypie! Włosy z brody dosłownie latają wokół ciebie jak szybko chodzisz, wpadają ci do nosy, za szatę... Na dodatek z każdym dniem jest jej coraz mniej. Po 3 wątkach stracisz resztkę brody i musisz kupić sobie nową brodę! Link do odpowiedniego sklepu, powyżej.
4 - jeśli jesteś mężczyzną - z Twoim strojem jest wszystko w porządku! Jeśli jesteś kobietą okazuje się, że masz okropne uczulenie i wysypkę na barwnik do rąk, który dostałaś! Nieważne ile masz punktów uzdrawiania, nie jest to rodzaj magii, który spotkałaś i cokolwiek nie używasz, wysypka pojawia się ponownie. Musisz kupić sobie krem, którym będziesz musiała się regularnie smarować, bądź kupić całkiem nowy barwnik. Link do odpowiedniego sklepu, powyżej.
5 - niestety szata, którą posiadasz jest zdecydowanie - rzuć kostką k6: parzysta - jest za mała, nieparzysta - jest za duża. Nawet jeśli zmieniasz ją zaklęciem, nadal ta wraca do poprzedniego stanu. Aby to zmienić, musisz oddać szatę do specjalisty. Złóż tam wizytę, by ktoś naprawił Twoją szatę.
6 - rzuć kostką ponownie. Parzysta - Twój strój zmienia kolor! Za każdym razem gdy się budzisz jest inny i musisz na nowo rzucać kostką na kolor szaty! Nieparzysta - Twój strój jest bardzo ładnie dobrany, bo wszystko jest w takim samym kolorze, dzięki temu wygląda jak komplet z turbanem oraz barwnikiem/brodą.
Aby dowiedzieć się jaki macie kolor: brody/barwnika, turbany/chusty oraz szaty, polecamy wylosować!. Jeśli sami wybieracie i nie macie ochoty na losowanie, pamiętajcie, że nie możecie mieć wszystkiego w jednym kolorze, o ile nie mieliście takiej kostki w charakterystyce stroju.
Lokatorzy:
1. Robin Doppler 2. Hunter Dear 3. Wolf T. Fairwyn 4. Olivia Callahan
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Wzięła głęboki wdech przekraczając próg pokoju, który przez najbliższe tygodnie miał być jej nowym domem. W powietrzu unosiła się przyjemna woń, delikatnie łechcąc zmysł powonienia, a widok jaki malował się przez niebieskimi oczami dziewczyny zapierał dech w piersiach. -Elegancko z odrobiną magii - przyznała, pozwalając by głos wypełnił przestrzeń; rozbrzmiała w nim nutka ekscytacji, nie trudna do rozszyfrowania. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak w bajkach które czasem czytała jej ciocia, kiedy była młodsza - dokładnie tak wyobrażała sobie komnatę Szeherezady i łóżko, które nie do końca było tym, co znała...i baldachim! - Wybieram to, zdecydowanie - oznajmiła, nie zdając sobie sprawy, że od kilku sekund przyglądają jej się tęczówki pewnego Gryfona, który miał dzielić z nią pokoju. Nie miała też pojęcia, że chłopak widział jak kręci piruet na środku pokoju, zanim opadła na jedną z mat. Czy ten postanowi zdradzić swoją obecność?
Destrukcja to chaos, który ssał jego wnętrzności — błagał o więcej. Musiał jednak się hamować. Znaleźć coś, co utrzyma tego potwora w ryzach, ale nienawidził tych psychologicznych bzdur. Kochał ryzyko, to ono wypełniało jego rubryczkę sens całego istnienia. Jednak nie chciał znowu przegapić szkolnego wakacyjnego wyjazdu. Dlatego starał się i to bardzo. Przekonał matkę, całą rodzinę i był w tym dobry. Nawet oceny poprawił na tyle, że nikt nie mógł się do niego przyczepić. Durny system i jeszcze głupsi ludzie. Musiał się uwolnić od rodziny od szkoły. Złapać wolność, którą wszyscy mu zabierali. Sam sobie ją zabierał, ale nie myślał w taki sposób, uważał, że świat potrzebuje buntownika, a nie głupich baranów idących na rzeź. Powiew suchego, arabskiego powietrza dotknął jego skóry. Arabia. Nowy świat, coś niesamowitego, a także niebezpiecznego. Oczywiście nie słuchał zasad, które były wyjaśnione na samym początku, ale kiedy tylko ktoś wspomniał, że dostaje się własnego Pappara — od razu się tym zainteresował. Przybył na miejsce, zastanawiając się, z kim będzie dzielił pokój. Już wybrał sobie poduszki, które miały służyć mu za posłanie i siedział w ciszy, obserwując pierwszą osobę, pojawiającą się w drzwiach. Nie odzywał się, dobrze wiedział kim jest. Bacznie się jej przyglądał, chcąc uchwycić jakieś zmiany, które nastąpiły na przestrzeni lat, odkąd ich znajomość stała się na nowo obca. Jednak to, co interesowało go najbardziej, tworzyło się właśnie teraz. Widział nieskrępowaną normalność i nie chciał tego psuć, ale też oczekiwanie nie było jego mocną stroną. Wolał działać. Tworzyć chaos, więc poruszył się, w ten sposób sygnalizując jej, że nie jest sama, nie chcąc przy okazji jej spłoszyć. - Olivia. - Wypowiedział jej imię z obojętnością ubraną w dziwny miękki dźwięk, jakby oczekiwał, że szczenięce wspomnienia wrócą. - Kogo moje oczy widzą, dziele pokój z panią perfekt. Co za zaszczyt. - Jego słowa nie brzmiały złośliwe, raczej wypowiadał je znudzonym tonem, być może podróż go zmęczyła, albo nowe miejsce. Rozłożył się na poduszkach i ułożył ręce pod głowę, teraz z zaciekawieniem obserwując sufit niż śliczną gryffonke.
Spostrzegawczość nie była mocną stroną dziewczyny, chociaż starała się stwarzać pozory, że kontroluje sytuację nawet jeśli ta niejednokrotnie ją zaskakiwała. Nie lubiła kłamać, ale blefowanie szło jej całkiem dobrze, nie dając jej przy tym żadnych korzyści, więc przewinienie to nie było tak okropne. Niestety tym razem nie potrafiła powstrzymać zdławionego pisku, który wydobył się spomiędzy malinowych ust, kiedy została uświadomiona, że w pokoju nie jest sama. Instynktownie przytknęła dłonie do ust, zatrzymując spojrzenie na znajomej, choć zawartej przez czas twarzy, która pojawiała się w jej wspomnieniach, choć odrobinę bardziej dziecięca. Zaledwie ułamek sekundy dziewczynie zajęło odnalezienie w odmętach umysłu imienia przypisanego do leżącej na jednym z łóżek postaci. -Wolf - lekko wypowiedziała jego imię, wieńcząc je uroczym uśmiechem. Oczywiście wspomnienia mimowolnie napłynęły do jej umysłu przez chwilę wypełniając go w całości, dlatego umilkła na kilka sekund w trakcie których przypatrywała mu się z nieukrywaną uwagą. - Zaszczyt czy nie, od razu uprzedzam, że wciąż chrapię - zaśmiała się, przypominając sobie jedną, wspólną noc którą postanowili spędzić pod namiotem, której Gryfon zwyczajnie nie przestał z jej winy. Sądził, że zapomniała? - A ty nadal lunatykujesz? - zapytała, unosząc prawą brew, ale również kącik ust, dając mu do zrozumienia, że lekko się zgrywa. Nie była pewna ile czasu minęło, od kiedy ich drogi rozeszły się i choć nie towarzyszyły temu głośne sprzeczki czy milcząca nienawiść, to jakoś nie potrafili połączyć swoich ścieżek życia ponownie. Olivia nigdy nie zastanawiała się nad tym, dlaczego jedni ludzie pojawiają się w jej życiu, a drudzy znikają. Uważała to za coś naturalnego,ale przecież niektóre z przyjaźni trwały lata; jej za to ciężko było takie utrzymać, dlaczego?
Wspomnienia są ulotne. Pamięć z biegiem lat przyozdabia się w dziury, jakby przeszłość nie była istotną częścią naszej egzystencji. Pamiętał Olivie, ale nie tak dokładnie jakby mogło się to wydawać i nie chodzi nawet o to, że intensywność ich relacji nie była istotna. Zapewne kiedyś była ważna, ale to miało miejsce wieki temu. Teraz żył innym życiem, a także bardzo się zmienił. Zresztą jak każdy. Dziewczyna, która stała przed nim niemal była mu całkiem obca. Nie znał jej. Ich relacja tkwiła gdzieś w jego pałacu pamięci we mgle i to było całkiem normalne. Brzmienie jego imienia w jej ustach ozdobionych uśmiechem, kiedy na nią spojrzał, spowodowało, że lekko zmrużył oczy. Nie lubił swojego imienia. Brzmiało jak zawołanie dla psa, ale ojciec mu powtarzał, że to silne imię i oczekuje od niego, aby był drapieżnikiem, a nie ofiarą. Właściwe był drapieżnikiem, ale polował raczej na siebie niż swoje ofiary. - Jakoś to przeżyje. - Uśmiechnął się lekko, sam raczej nie chrapał. - A co boisz się, że mógłbym pomylić podusie? Wiesz, że nie można budzić lunatykującego... - Wyszczerzył zęby radośnie, po czym usiadł w wygodniejszej pozycji. - Jakieś palny na wakacje? Nadal jesteś tą rozrywkową dziewczyną, którą pamiętam? Czy stanowisko Pani Perfekt zmusza do sztywniarstwa? - Kosmyk czarnych włosów opadł mu na prawy policzek, a on przeczesał je wszystkie dłonią. Jego włosy zawsze dobrze się układały.
On w pamięci dziewczyny zapisał się zupełnie inaczej niż postać siedząca na łóżku; był niczym innym jak mylnym wrażeniem, które stworzyła na podstawie wyrywkowych wspomnień tworzących ich przeszłość, tych jeszcze niezbyt mocno wytartych przez czas. Nie była w stanie dokładnie uchwycić w pamięci tego momentu w którym ich drogi na dobre się rozeszły, a oni z bliskich sobie osób stali się obcymi. Czuła, że niezależnie od tego kto zawinił to było nieuniknione, biorąc pod uwagę fakt, jak wiele zmian zachodziło wówczas w ich życiu. Czy powinni żałować, że nie podjęli próby uratowania tej relacji? A może nie spodobałoby im się to kim się stają? Może to był powód przez który każde poszło własną ścieżką? Z drugiej strony byli wtedy jeszcze dziećmi, a świat nie był tak skomplikowany, jak ten nastolatków w których buzują hormony, a zdolność myślenia czasem zanika, gdyby w grę wchodzą emocje. Widząc jak na twarzy Gryfona maluje się szeroki uśmiech, zareagowała podobnie, uświadamiając sobie, że w tym jego nic się nie zmieniło, wciąż nosił w sobie odrobinę niepokorności. - Lepsze podsie niż łóżka, jeszcze wylądowałbyś w tym Huntera - zaśmiała się, puszczając mu oczko, choć gest ten nie nosił znamienia flirtu czy czegoś podobnego, ot zwyczajnie sobie żartowała,co było miłą odmianą od poważnych rozmów dotyczących egzaminów czy rozterek miłosnych do których obecnie nie miała kompletnie głowy. - Powiedzmy, że odrobinę zmądrzałam - odpowiedziała, na palcami pokazując odległość o jakiej mówi mając na myśli odrobinę. - Ale dobrą zabawą nie poradzę, w końcu mamy wakacje i jesteśmy w Arabii, nie sądzisz, że to do czegoś zobowiązuje? - zapytała ciekawa opinii chłopaka. Kiedy ten próbował przyjąć wygodną pozę na podwieszanej leżance, Liv otworzyła pakunek opatrzony jej inicjałami, który zawierał strój wyjściowy - był piękny. -Też coś takiego masz? - zapytała, pokazując swoją kolorową i mieniącą się suknię.
Dostali pokój ze ślizgonami. Osobiście nie znał za dobrze Huntera ani tej drugiej, ale może w końcu się pojawią i będzie jakaś okazja do zapoznania się, chociaż nawet jeśliby takowej nie było, nic by się nie stało. Nie był chłopakiem, który lubi zawierać nowe relacje. Trzeba było się angażować, utrzymywać związek niczym świątynie, w której trzeba dbać o porządek. To nie było dla niego. Nie znał przeszłości gryffonki i chyba też nie miał zamiaru się dopytywać. Zastanawiał się też czy jest sens na nowo ją poznać. Zresztą może miałby jakieś chody u pani perfekt. Czemu na to wcześniej nie wpadł? - Na pewno Hunter nie miałby nic przeciwko. - Powiedział to obojętnie, całkowicie mając gdzieś, z kim spałby w łóżku. Chociaż najlepiej mieć swoje własne tylko dla siebie. - Oczywiście, że zobowiązuje. Może chciałabyś ze mną gdzieś wyjść i zaszaleć? Obczaimy jakąś miejscówkę. Na pewno długo nie trzeba szukać. Obserwował, jak otwiera pakunek. Wszyscy takie dostali. Wolf również. - Twój jest lepszy od mojego. - Oznajmił i podniósł swoją szatę, którą już przymierzał. Wyglądała dość normalnie, chociaż do oczów na pewno nie będzie mu pasowała. - Przymierzałem za mała. Będę musiał naprawić. Zaklęcia nic tu nie dają. Super jeszcze będę wydawać ze swojego kieszonkowego. - Nienawidził, kiedy nakazywano nosić ubiór, bo uważano, że jest on odpowiedni do określonych miejsc i ludzi, ale z tego, co słyszał, niestosowanie się do panujących zasad kończyło się w więzieniu, a nie chciał pójść w ślady swojego ojca. Rzucił ubiór niczym jakąś szmatę obok na poduszki. - Kto by pomyślał. Każą się ubierać na błaznów. Turbany, szaty i brody. Mam sobie zapuścić brodę? - Pogładził się po twarzy, jakby spodziewał się, że już mu wyrosła. Nienawidził nakazów, zakazów i wszystkich ograniczeń, które chcieli mu narzucić tym razem Arabowie.
Olivia miała mieszane uczucia co do tego z kim będzie dzieliła pokój, bo o ile Huntera lubiła, a Wolf również wydawał się być fajną opcją - gdy byli młodsi zdarzało im się nocować razem - o tyle Robin stanowiła pewien problem, o którym brunetka nie mówiła głośno. Miała jednak nadzieję, że dla dobra wszystkich uda jej się ze Ślizgonką dogadać na tyle,by zwyczajnie nie wchodzić w sobie w drogę. Sam pokój zamierzała traktować jedynie jako sypialnie, większość czasu spędzając poza jego ścianami, trwoniąc bezcenne minuty na zabawie i zwiedzaniu; już czuła, że w całej dobie może być ich zbyt mało. Gdyby Gryfonka wierzyła w przeznaczenie i tego typu dyrdymały zapewne uznałaby, że nie bez powodu właśnie w tym momencie życia los ponownie postawił na jej drodze Fairwyn'a. Niestety Liv ignorowała tego typu "przepowiednie" zwalając to na zwykły zbieg okoliczności, który albo wniesie coś w ich znajomość albo pozostawi ją w ruinach w jakich była obecnie. Nie zamierzała zastanawiać się nad tym, co wydarzy się za kilka minut czy godzin, bo nie o to w tym wszystkim chodziło. A może dane będzie im spędzić wakacje w swoim towarzystwie tylko po to, że gdyby ponownie znajdą się w murach szkoły znowu będą sobie obcymi z bagażem nowych doświadczeń? Callahan zakładała, że wszystko jestem możliwe, dlatego nie zamierzała robić sobie żadnych nadziei; miło było zamienić z Wolfem kilka zdań o czym świadczył uśmiech dziewczyny, który nie schodził z malinowych ust, ale wciąż w głowie trzymała się kurczowo myśli, że należy zachowywać zdrowy dystans. - Może on nie - pomieszczenie wypełnił pełen rozbawienia śmiech, który za chwilę ustał,a Oliv przybrała poważniejszy wyraz twarzy - Ale Robin już owszem, są parą, a ona jest dość… - umilkła próbując znaleźć odpowiedni epitet, który choć w niewielkim stopniu określiłby blondynkę, co do łatwych nie należało. Żadna z sytuacji w jakiej brały udział nie ukazywały zbytnio lepszej strony Ślizgonki - wręcz przeciwnie - terytorialna tu chyba odrobinę pasuje, choć nadal nie do końca. W każdym razie lepiej na odcisk jej nie deptać - uczciwie ostrzegła, będąc solidarną z wychowankiem domu Gryffindora; należało dbać o swoich. - Myślę, że więcej problemu niż znalezienie jej sprawi nam wybranie czegoś spośród tego,co mają do zaoferowania - zgodziła się, szeroko uśmiechając. Czuła mrowienie pod skórą, które wywołane było budzącą się ekscytacją. Wyjmując swój strój z opakowania przez chwilę przyglądała mu się z lekko przekrzywioną głową, dopiero po kilku sekundach uświadamiając sobie z czym ma do czynienia i że część jej ciała będzie odkryta, wystawiona na spojrzenie innych. - Przyjemniej nie jesteś w połowie odsłonięty - stwierdziła, zanim pozwoliła sobie na chwilę zniknąć w łazience. - I jak? - zapytała, ponownie pojawiając się w pokoju, tym razem odziana w ozdobną suknię i trzeba przyznać, że prezentowała się naprawdę pięknie. -Moja chyba leży idealnie, ale nie jestem w stanie zapiąć wszystkich tych guziczków z tyłu, pomożesz? - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem,z prośbą wymalowaną w niebieskich tęczówkach. Prostym ruchem dłoni odgarnęła włosy z pleców przekładając je do przodu,a powietrze wokół Liv wypełnił słodki zapach gumy balonowej. - Z tą brodą... zawszę będziesz mógł zobaczyć czy ci pasuję i wówczas uchronisz się przed ewentualnym błędem by ją nosić - zawszę szukała plusów sytuacji, to się w niej nie zmieniło, niezależnie od tego czy miała trzynaście czy siedemnaście lat.
Bezruch, nie to w ogóle nie pasowało do niego. Do pokoju wpadł, żeby zobaczyć, gdzie mieszkają i zostawić walizki, a nie miał ich szczególnie wiele. Zastanawiał się przez moment czy te poduszki będą wygodne, ale właśnie je wypróbował przed chwilą i były całkiem komfortowe. To nie mógł być przypadek, że trafił na Olivie. Nie wierzył w przeznaczenie. Nie zwracał na takie rzeczy uwagi, ale jeśli nagle los postawił ich przed sobą to, czemu by nie poznać się bliżej? Na nowo zobaczyć czy tym razem to wypali. Ich przyjaźń. Co prawda Wolf poddawał się paranoi, lecz jak na razie również trzymał zdrowy jak na niego dystans. Nie myślał nawet o przyjaźni ani o zagłębianiu się w relacje, które należy pielęgnować. Ale może warto spróbować dać temu szanse, gdyby uznał, że nie podoba mu się ich znajomość — zapewne ponownie znikłaby bezpowrotnie. - Mówisz, że ta Robin to trzyma Huntera za jaja? - Zaśmiał się, nie lubił tych zepsutych panusiek. Biedny chłopak współczułby mu, gdyby nie był ślizgonem. - To wygląda na to, że musimy się stąd szybko ulotnić. - Poczekał, aż Livia wyjdzie z łazienki. - Ale za to będę w tym wyglądać, jakbym ukradł to młodszemu bratu. - Podszedł od tyłu do gryffonki i na jej życzenie, zaczął zapinać wszystkie te kolorowe guziczki, których nie mogła dosięgnąć i musnął jej skórę opuszkami palców niby przypadkiem. - Wyglądasz niczym księżniczka. - Szepnął na jej ucho, lekko się nachylając, po czym odszedł jakby nigdy nic i znów rzucił się na poduszki, nie zakłócając już prywatniej przestrzeni Callahan. Nadal jednak towarzyszył mu zapach gumy balonowej, który tak lubił i który przywoływał smak minionych, słodkich lat. - Najpierw będę musiał naprawić szatę. No i z tego, co tu widzę, do turbanu dają brodę.- Wstał i zajrzał na dno swojego pakunku. No cóż, nie będę musiał się golić, wystarczy zdjąć. - Prychnął z kpiną, a być może też z lekkim rozbawieniem, a następnie odwrócił wzrok w stronę Olivii i podszedł do niej śmiało, obdarzając ją figlarnym uśmiechem. Ukłonił się lekko w pasie, chowając jedną ręką za plecy, a drugą wyciągając w jej stronę. - Czy mogę prosić panią do tańca? - Uniósł tylko delikatnie spojrzenie swych niebieskich oczu na dziewczynę, jakby miał przed sobą samą Szeherezadę. Nie wiedział, jak się ich taniec skończy. Nie był idealnym tancerzem, ale taka chwila jak ta nie wymagała perfekcji, a spontanicznej zabawy.
Olivia nie byłaby sobą, gdyby nie wykorzystała możliwości jakie dawał im los, nawet jeśli nie wierzyła w to, że ma wobec nich jakiś plan. Z tego powodu podobnie, jak Wolf postanowiła dać tej znajomości szansę, w dużej mierze opierając się o to, że kiedyś mieli ze sobą naprawdę dobry kontakt, a to przecież o czymś świadczyło. Ludzie zmieniali się, ale pewne cechy towarzyszyły im przez całe życie, jak chociażby poczucie humoru, którym odznaczał się Gryfon. - To też bardzo możliwe,ale do łóżka nie zamierzam im wchodzić, żeby to sprawdzić. Ty jeśli masz ochotę... - zaśmiała się wskazując jedno z wolnych posłań, które zapewne zajmą Ślizgoni; mówiąc w ten sposób "droga wolna". Nie trudno było jej pochwycić żart chłopaka, bo mieli podobne poczucie humoru. - Może nie ogarnęli, że trochę jednak urosłeś przez ostatnie lata - stwierdziła, przez chwilę wpatrując się w przymały strój. Nie dało się nie zauważyć, że Fairwyn'owi przybyło kilka a nawet kilkanaście centymetrów i trochę mięśni. Przez większość czasu był od niej niższy, a teraz? Musiała lekko zadzierać brodę,by ich spojrzenia się spotkały. - Ale myślę, że uda nam się znaleźć kogoś, kto to naprawi - jak zawsze starała się myśleć pozytywnie, a jeśli im się nie uda, sama postara się przerobić nieco szatę chłopaka; w drobnych przeróbkach miała wprawę, wszakże niejednokrotnie poddawała im swoje ubrania, które zawsze pochodziły z drugiej ręki; gdzieś w kufrze na pewno walał się podręczny zestaw do szycia. Wstrzymała oddech, kiedy do niej podszedł, choć nie rozumiała dlaczego. Mięśnie dziewczyny lekko się spięły,a czując opuszki palców na swojej skórze, którą ledwie musnął Liv przygryzła dolną wargę, czując narastającą nerwowość. Nie obawiała się jego dotyku, bo ten był całkiem przyjemny, jednak brak zaufania jaki wykształcił się u Gryfonki w ostatnich miesiącach sprawiał, że miała ochotę uciec. Dawniej nie miałaby problemu by odpowiedzieć na jego szept nieco niecnym gestem, jednak obecnie jedyną reakcją do jakiejś była zdolna był krok naprzód byleby tylko zwiększyć dystans między ich ciałami. Z jednej strony odczuwała lekki dyskomfort przez to, co zaszło - choć nie było to nic nadzwyczajnego, natomiast z drugiej czując przyjemne mrowienie pod skórą podświadomie chciała pociągnąć tę odrobinę zabawy; tej brakowało ostatnio w jej życiu. Podobnie jak adrenaliny, którą bardzo lubiła. Poniekąd zgłaszając się na wakacyjny wyjazd miała nadzieję, że zazna jednej z tych rzeczy. - Dziękuję, chociaż brakuje mi księcia - odpowiedziała puszczając mu oczko, kiedy dłońmi przejechała po zdobnym materiale - suknia była naprawdę piękna. I nagle żebraczka stała się księżniczką zaśmiała się w myślach z samej siebie, bo była prawdopodobnie ostatnią, która nadawałaby się do tej roli. Zmarszczyła czoło, gdyby chłopak odwrócił się w jej kierunku i w zapraszającym do tańca geście - ukłonił się. W pierwszym momencie pokręciła przecząco głową, śmiejąc się w głos gdyż odebrała to jako żart, ale widząc powagę malującą się w niebieskich tęczówkach Gryfonka również spoważniała. Ostrożnie, jakby z lekką obawą pozwoliła by ujął drobną, dziewczęcą dłoń w swoją. - A chociaż nauczyłeś się już tańczyć? - jeśli jej pamięć nie myliła,to właśnie Wolf był tym, który deptał stoły nie tylko swoje,ale również innych. Instynktownie drugą dłoń położyła na ramieniu bruneta i zupełnie nie przeszkadzał jej fakt, że w pokoju panowała cisza.
Oj, nie zamierzał nikomu wchodzić do łóżka, zwłaszcza wężom. Czasami ryzykował niczym ktoś niespełna rozumu, stając na krawędzi, unosząc jedną nogę i oczekując, że nie spotka go upadek, ale takim wariatem nie był. Również zaśmiał się, w końcu z Olivią, zawsze mógł spędzić kilka radosnych i przyjemnych chwil. Być może ich relacja była bardziej siostra brat niż coś innego. Jednak Wolf musiał przyznać, że ze swoją starszą siostrą nie miał nigdy tak dobrych relacji, jak niegdyś z gryffonką. Teraz mogli na nowo odnowić tę więź, zapewne nie w taki sam sposób. Pewne rzeczy nie wracały, ale mogli stworzyć coś całkiem nowego, mimo że młody Fairwyn nie wyglądał na takiego, co by się bał, podchodził naprawdę bardzo, bardzo ostrożnie do nowych znajomości. Jakby ludzie w jego życiu byli najgorszym niebezpieczeństwem niż stwory skrywane przez pustynie Jamalu. - Zapewne. - Odparł, na obie wypowiedzi Livi. Na pewno w mieście była jakaś szwalnia. Widocznie dostał wadliwy egzemplarz i to jeszcze w tak beznadziejnym kolorze, chociaż mógł dostać coś o wiele gorszego. Może zachowywał się zbyt śmiało, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wiele razy ingerował w prywatną przestrzeń innych, a potem odchodził tak po prostu — bezczelnie. Większość go ignorowała, a inni reagowali niczym spłoszona zwierzyna. Rzadko ktoś odwzajemniał dotyk, jeśli już to niepewnie. Sam uważał, że bliskość nie jest czymś niezwykłym, ponieważ nie potrzebował jej, ale kiedy do niego przychodziła, nie miał problemu, aby ją zaakceptować. Bliskość nie raniła tak, jak ludzie którzy wdzierali się we wspomnienia i przeszłość, po czym siali spustoszenie. - Na pewno książę się jakiś znajdzie. - Pochwycił jej oczko, sam jednak uważał, że żaden z niego książę. Taka dziewczyna jak Olivia zasługiwała na prawdziwego księcia, a nie uzurpatora. - Nie, nadal jestem łamagą. - Wyszczerzył się z błyskiem w oku i chwycił delikatnie za jej dłoń, a drugą objął ją w talii, niemal tak delikatnie jakby trzymał w dłoniach porcelana; a ona od chociażby najlżejszego uścisku mogłaby się rozkruszyć na drobne kruszyny. Panowała totalna cisza, przerywana tylko szelestem jej sukni. Wolf jakby nigdy nic zaczął nucić, jedną z tych mugolskich piosenek zespołu Maroon 5, którego niegdyś słuchali do porzygu.
Olivia nigdy nie zastanawiała się nad tym, jaki charakter ma ich znajomość, chociażby z tego względu, że byli dziećmi. Wówczas Wolf był dla niej kimś ważnym, powiernikiem sekretów, towarzyszem zabaw i nieodłącznym kompanem, kiedy knuli coś niedobrego; jego zamiłowanie do niecnych uczynków bardzo często udzielało się Gryfonce. Mieli też za sobą pocałunek, na który zdobyli się kierowani dziecięcą ciekawością; chociaż kompletnie nie przypominał on tych kolejnych jakich Liv doświadczyła. Doskonale pamięta jak oboje chodzili później z guzem na czołach, mówiąc że były to rany wojenne i być może to wydarzenie w jakiś sposób zniechęciło ich spojrzenia na siebie inaczej niż kumpli, a może wtedy byli zbyt młodzi? Z perspektywy czasu nie miało to i tak znaczenia,bo ostatecznie ich drogi rozeszły się, a więź jaką stworzyli przestała istnieć, ale czy całkowicie? Callahan miała tą tendencję, że łatwo przywiązywała się do ludzi i bardzo rzadko z nich rezygnowała. Potrafiła nie rozmawiać z kimś długi czas, aby w przeciągu kolejnych sekund odnowić daną relację, aczkolwiek nie było to jednoznaczne z odbudowaniem zaufania (czasem traciła je całkowicie, gdy ktoś ją skrzywdził), bo na to potrzebowała czasu.
Ignorowanie przestrzeni osobistej drugiej osoby, a zwłaszcza chłopców było ulubionym zajęciem Olivii, często pozwalała sobie na śmiałe gesty, kokietując swoimi zachowaniem. Bliskość była dla niej czymś naturalnym, zupełnie jak oddychanie i zawsze na nią odpowiadała, ale teraz coś się zmieniło; pojawiła się u niej pewna doza ostrożności, nawet jeśli dotyk nie mógł zranić.
- Gorzej z księżniczką - stwierdziła rozbawiona, dając mu tym samym do zrozumienia, że kompletnie się do tej roli nie nadaję, nawet jeśli wyglądem takową przypominała, co w dużej mierze zawdzięczała sukni.
- Jak widzę pewne rzeczy się nie zmieniają - skomentowała słowa bruneta z szerokim uśmiechem, chociaż gdy spojrzał w niebieskie tęczówki Gryfonki mógł zauważyć, że nie do końca wierzyła w jego słowa. Musiał pamiętać, że bardziej ceniła czyny niż zapewnienia.
Wzięła głębszy wdech pozwalając, by życiodajna mieszanka wypełniła płuca, czując jak z niewiadomego powodu zaczyna się denerwować. Dlaczego? Sytuacja nie była dla niej nowa, wszakże lubiła tańczyć i wielokrotnie robiła to z partnerem. Problem prawdopodobnie tkwił w tym, że zawsze kończyło się tak samo i to budziło obawy Liv, ale z drugiej strony to był Wolf, tak?
Zrobiła krok w tył dając tym samym brunetowi znak,by ich poprowadziła, tym samymi rezygnując z kontroli, którą tak uwielbiała. Materiał sukni zafalował lekko, gdy pod wodzą Gryfona wykonała obrót zaraz na powrót wracając w jego ramiona, choć tym razem dystans między ich ciałami być nieco mniejszy. Uśmiechnęła się słysząc, jak Wolf po cichu nuci znajomą melodię.
- Maroon 5 - oznajmiła, doskonale kojarząc, który z utworów zespołu wybrał - Kiedy my tego słuchaliśmy? - zapytała, odchodząc od niego na wyciągnięcie długości rąk. - Nie sądziłam, że jeszcze pamiętasz o istnieniu tego zespołu - w tym przypadku wątpliwości dziewczyny były jak najbardziej zrozumiałe, bo jaki czarodziej zachowałby w pamięci piosenki jednej z ulubionych kapel dawnej, prawie mugolskiej koleżanki?
Niestety nie mogła zbyt dużo czasu poświęcić tej myśli, ponieważ pokój wypełnił przeraźliwy skrzek, sprawiając że Livia straciła poczucie rytmu; wystraszona najpierw nadepnęła Gryfonowi na stopy, a następnie wpadła na niego. Z głuchym odgłosem uderzyli od podłogę, lądując na zdobnym dywanie. Ich twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie, niebieskie tęczówki dziewczyny wpatrywały się w chłopaka z przerażeniem.
-Jaaa.... - wydusiła z siebie, lekko unosząc głowę, by napotkać spojrzenie kolorowej papugi. - Na Merlina, papuga... - stwierdziła, zanim kolejna nie usiadła jej na głowie.
Powoli stawiał kroki. Nie były one pełne gracji. Zwyczajne i staranne, dziwne jak na jego osobę. Nie był tancerzem. Nie umiał tańczyć. Robił to, co każdy. Krok za krokiem — tylko że inni nie oczekiwali upadku. Chcieli zachować jak najbardziej twarz. On, nie przejmował się tym. Trochę chaosu, niezdarności kogo to obchodzi. - A nie pamiętasz, ile razy tego słuchaliśmy? Wryło mi się to do głowy lepiej niż kawałki Druzgotka, które wyła moja siostra, żeby doprowadzić mnie do szału. - Jego uśmiech przyjął lekki krzywy zarys na to wspomnienie, które nie wiadomo było gdzie przydzielić — czy to dobrych wspomnień, a może tych gorszych, albo jedno i drugie. - To prawda, nie jesteś taka zarozumiała jak te wszystkie księżniczki. - Odpowiedział, delikatnie odsłaniając swoje wilcze zęby. Znowu kontynuował nucenie mugolskiej piosenki, ale po chwili gdzieś się zgubił. - Widocznie nie znam tak dobrze, jak mi się wydawało. - Gdy tylko ucichł, wszystko stało się w jednej chwili, jakby czekając tylko na znak od wszechświata. Barwne pappary postanowiły zakłócić ich taniec. Poczuł, jak Livia w panice depcze mu po nogach, a on nie mając ani chwili czasu na reakcje no cóż, poleciał razem z nią. Na szczęście to on upadł z łomotem na dywan, a gryffonke jakby w obawie, że zrobi sobie krzywdę, złapał instynktownie nieco mocniej. Silny ból tylko na moment sprawił, że na kilka chwil go to otumaniło, zaraz to wrócił do rzeczywistości, zdając sobie sprawę, w jakiej znaleźli się sytuacji. Oczy Callahan wydawały się zdradzać przerażenie, ale Wolf tylko uśmiechnął się jak wariat. - Nie wiedziałem, że na mnie lecisz po tylu latach. - Rzucił wyświechtanym tekstem, po czym się zaśmiał. - Madame pozwoli, że pomogę pani wstać. - Powiedział, jednak nie uczynił żadnego ruchu, jakby po prostu chciał, żeby się przygotowała. Być może mógł posunąć się nieco dalej. Zakończyć ich upadek w skradzionym pocałunku, ale nie chciał rozpoczynać ich znajomości od czegoś niezręcznego, ponieważ ich relacja w podobny sposób nagle się rozpłynęła. Nie zamierzał powtarzać tych samych błędów. Nie w przypadku Olivii. Chociaż bał się, gdzie może to ich zaprowadzić. No i ta durna skrzecząca papuga. Powstrzymał się od wulgaryzmów, dopóki nie wstaną.
Gdzie podziała się ta Gryfonka, której odwaga często balansowała na granicy głupoty? Widok przerażonej Olivii mógł wywołać rozbawienie; raz, że był naprawdę niecodzienny, zwłaszcza dla Wolfa, który zapewne w głowie miał wspomnienie dziewczynki lubiącej pakować się w kłopoty i bojącej się naprawdę niewielu rzeczy, a dwa, jak się okazało, nie było powodu do tak wielkiego strachu, ot para papug.
Upadek rzeczywiście nie był tak bolesny, jak się spodziewała, choć bez wątpienia zawdzięczała to głównie chłopakowi, który przyjął na siebie ich upadek. Widząc rozbawienie malujące się na jego twarzy, nie powstrzymała kącików ust, te mimowolnie unosiły się delikatnie do góry, kiedy dodatkowo zdała sobie sprawę jak absurdalne myśli na chwilę pojawiły się w jej umyśle. Wolf nie mógł chcieć jej pocałować.
- Masz marzenia - zaśmiała się, uderzając go zaczepienie w ramię, gdy udało im się stanąć na nogi, chociaż niewątpliwie czas działał na korzyść bruneta. Mimo to Liv nie widziała w nim potencjalnego kandydata na chłopaka, w zasadzie od kilku miesięcy nie widziała go w nikim. Chciała odpocząć od tego całego skomplikowania jakie w życie wprowadzali chłopcy, przez co stroniła od randek (tych nigdy nie lubiła,a dwie na jakich była okazały się katastrofą) czy niezobowiązujących pocałunków, które wcześniej chętnie skradała. Traktowała ich jak kumpli z którymi dobrze spędza się czas.
- Co za nieustępliwe ptaszysko - jęknęła, próbując kolejny raz przegonić ją z siebie - raz siadała jej na głowę, a raz na głowie.
"Jestem twój, głupia" zaskrzeczała, na co Liv w odpowiedzi zmarszczyła brwi, patrząc pytająco na Wolfa - Myślisz, że są jak nasze sowy? - zapytała, jednak odpowiedź nasuwała się sama. Nic więc dziwnego, że za chwilę oboje zajęli się zwierzętami, które jak się okazało wymagały sporo uwagi, dlatego na drugi plan zeszła ich rozmowa, chociaż oboje wiedzieli, iż na tej jednej się nie skończy.