Papuga: 48 |
GStrój: 5 |
nieparzystaNo i kurwa fajrancik.
Egzaminy zdane, jedne lepiej, drugie gorzej, grunt, że ogarnięte śpiewająco. Mogłem się szczycić zdaną szóstą klasą, całkowicie wolnym czasem iiiiiiii kolejnymi miesiącami niespędzonymi z moim starym. Nie żebym coś do niego miał, jednak absolutnie nie chciało mi się spędzać ten czas z dala od magii, która stałą się dla mnie bardzo ważna, w sumie dopiero od momentu, w którym zacząłem lepiej przykładać się właśnie do ciśnięcia w zaklęcia. Odkąd też trafiłem do drużyny Quidditcha gryfonowskiej i może nie poszczyciliśmy się najlepszymi wynikami w pucharach
jakichkolwiek tak jednak dobrze się bawiłem przez cały ten rok.
W całym tym zamieszaniu związanym z wakacjami, miejscem które pozostawało tajemnicą, jak i całą otoczką, ja miałem zupełnie inny problem.
Jak tu skołować szlugasy.
Papieroski, bez których życia sobie wyobrazić nie mogłem, o nie ma opcji panie Merlinie. Mimo wszystko wróciłem na kilka dni do domku, tego mugolskiego, żeby zbić piątaka z ojczulem, wymienić się doświadczeniami i po tym jak usłyszałem niesłychane informacje o tym jak to IT się na świecie zmieniło, wróciłem na magiczne rejony i razem z całą ekipką wyruszyliśmy w nieznane.
Że będzie ciepło to się spodziewałem, ale nie spodziewałem się takich klimatów. Ciekawie to wybrał Hogwart, zważywszy też na różnice kulturowe jakie są między jednymi i drugimi. Arabia. No nieźle. Dobrze, że sobie ten wagon petków w Oasis kupiłem, bo tutaj to takie rzeczy to pewnie karane chłostą są.
Ogarnąwszy wszelkie sprawy organizacyjne mogliśmy wreszcie udać się do pokojów. Ja dostałem info, że moim jest numer siedemnasty. W ręce trzymałem ciuch, który dostałem na starcie, ciekawski jak to będzie na mnie leżało. Mówili mi, że jest to nadzwyczaj ważne, gdyż można dostać po kieszeni za brak odpowiedniego ubioru na mieście. No spoko, zawsze nowa kreacja, a ja to lubię się przebierać. Miejmy nadzieje chociaż, że będzie to jakoś wyglądać na mnie.
Sztuczna broda była już nieco przesadą, ale chuj, niech im będzie. Broda może i nie była zła, ale nie pasowała do mnie, zresztą moja genetyka nie pozwala mi na zbytnio gęstą brodę.
Jako pierwszy wszedłem do pokoju i już na starcie „zaatakowało” mnie coś.
- Witajta! – Ptaszysko zaskrzeczało, ja stanąłem jak wryty, nie spodziewając się akurat tego. Potrzebowałem chwilki, żeby się przyzwyczaić do szarej papugi. Ładna to może nie była, ale chociaż ciekawa. Chwilkę z nią pogadałem, ona zaś szybko dorwała się do mojej torby, w której zaczęła grzebać.
-
Zdupcaj ptaku, to moje rzeczy – wypłoszyłem papugę, lecz ona weszła tylko głębiej kracząc tam coś, że syf mam i ona to ogarnie. Wzruszyłem ramiona i korzystając z faktu, że byłem sam w pokoju, przebrałem się w ciuch, który otrzymałem.
-
Niebywałe kurwa mać – skomentowałem pewien fakt. Bowiem. Ta szata. Jest. Na mnie. Za duża.
Co?
Na jakiego olbrzyma ona musiała być szyta, że ja, dwumetrowa żyrafa byłem za mały. Rękawy mi zwisały zasłaniając dłonie, spodnie nawet pomimo samego kroju, były po prostu na mnie zbyt szerokie. Podwinąłem rękawy i usiadłem na parapecie przy oknie, które otworzyłem i bezceremonialnie wyciągnąłem jednego szluga i go odpaliłem, patrząc na widok z okna, do którego przyjdzie mi się przyzwyczaić w ciągu najbliższego czasu. Wciągnąłem dym nikotynowy, przyglądając się czasem swoim nowym ubraniom. No, po skróceniu mogły być. Nie mój kolor, parszywy ślizgoński powinienem dodać, ale tragedii nie było, zawsze może być gorzej!