W jednym z korytarzy znajdują się drzwi prowadzące do niepozornej sali. Prostokątne pomieszczenie z dużymi oknami i zdobionym sklepieniem wydaje się znacznie większe niż w rzeczywistości. Utrzymane w złocie oraz w czerwieni dodatki zdają się mienić przez wpadające tu światło dzięki wielkim, wysokim oknom. Na ścianach wiszą lustra- duże i w zdobionych ramach. Podłoga zakryta jest mieszanką dywanów z najlepszych tkanin, a na nich tkwi materac z poduchami ułożony w kształt kanapy oraz niewielki stolik. Dużo tu przestrzeni, a przez wysokie sufity roznosi się echo — stwarzając idealne warunki do słuchania muzyki.
Kostki:
Rzuć Kostką k6!
1 - Przechadzając się przy ścianie, przyglądasz się swojemu odbiciu w lustrze. Wydaje Ci się nagle, że widzisz na szkle pęknięcie, po którym instynktownie przesuwasz palcem.. Szkło wbija się, a kilka kropel krwi brudzi Ci skórę. Z zaskoczeniem zauważasz, że po uszkodzeniu nie ma śladu, a ponad to — magia dziwnie gromadzi się dookoła Ciebie. Okazuje się, że na czas pobytu w pokoju, opanowałeś magię bezróżdkową i rzucasz zaklęcia poprzez kiwnięcie palcem. 2 - Czujesz ogarniającą Cię senność, więc korzystasz ze znajdującego się tu siedziska, aby uciąć sobie popołudniową drzemkę. Masz wrażenie, jakby ktoś nasypał Ci piasku w oczy i pomimo walki z samym sobą, usypiasz.. Sny, które masz, są niezwykle realne! Gestykulujesz, ruszasz się, krzyczysz — zupełnie, jakbyś był na prawdziwej przygodzie. Gdy po kilku godzinach spadasz z hukiem z kanapy i budzisz się oszołomiony, wszystko pamiętasz. Okazuje się, że "przeżywałeś" jedną z tutejszych legend i zyskujesz 1 punkt do Historii Magii. 3 - Zajmujesz kanapę, relaksując się. Masz jednak wrażenie, że coś Cię pije, bo nie możesz znaleźć wygodnej pozycji — wsuwasz dłoń pod materac.. Rzuć kostką jeszcze raz:
Spoiler:
Parzysta: czujesz ukłucie - bolesne i nieprzyjemne! Wyjmując dłoń, widzisz ślad olbrzymiego ukąszenia i po chwili Twoje ciało pokrywają maleńkie włoski - zupełnie, jak u pająka. Ręka napuchła, a korzystanie z niej jest utrudnione. Nieparzysta:Znajdujesz mieszek z galeonami — całe 15 złotych monet zasila Twój wakacyjny budżet!
4 - Gdy wchodzisz do pokoju, rozbrzmiewa w nim muzyka. Chociaż nie możesz znaleźć jej źródła, ciągle chce Ci się tańczyć oraz śpiewać! Nie możesz przestać pląsać w jej rytm. 5 - Lustra Cię zaczarowują.. Nie możesz odwrócić od siebie wzroku, wydaje Ci się, że jesteś najpiękniejszy na świecie. Stajesz się narcyzem i egoistą, Twoja pewność siebie osiąga szczyty, ale jednocześnie jesteś nieznośny w obyciu.. 6 - Jeśli przyszedłeś tu z sam, nic się nie dzieje. Natomiast jeśli przyszedłeś z osobą towarzyszącą, obydwoje dotykacie swoich odbić na przeciwnych lustrach, a gdy mrugacie... Zamieniliście się ciałami!
Spróbuj rzucić kostką jeśli twój Pappar jest dobry z Transmutacji. Tutaj musisz nosić specjalny strój.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Muszę przyznać, że jestem naprawdę podekscytowana faktem, że wylądowaliśmy w Arabii. Bardzo rzadko wyruszałam na wakacje, najpierw wszyscy dbali o mój dar, a potem dbali żebym sama się niechcący nie zabiła. Okazał się, że w tym roku szło mi tak dobrze, że mogę wyruszyć z Hogwartem na wakacje. Barwo dla mnie! Szczególnie, że trafiłam na bardzo ciekawe miejsce. Współczuję jedynie każdemu kto miał lęk wysokości, siedzenie na chmurach na pewno nie było ich szczytem marzeń. Trochę trudno mi było zrozumieć te wszystkie zasady o których mówił jakiś gruby Arab i co jakiś czas wypytywałam Julkę o co dokładnie chodzi z tymi pudrami, strojami, papugami, a kończąc spotkanie czułam się równie głupia co zawsze; a nawet bardziej, bo wiedziałam, że czegoś tu nie rozumiem. W pokoju byłam z Puchonem i cherlawą Gryfonką. Kiedy stałam obok niej zagadałam uprzejmie, że wyglądamy jak dobrana para umierająca z głodu po obozie pracy, po czym zaczęłam cackać się z tym całym strojem. Sukienki, chusty, pudry... Każdy chyba mógł z łatwością powiedzieć, że nie był to mój styl. Zauważyłam, że strój, który mi przydzielili był w jednolitym, krwistoczerwonym kolorze, wszystko pasowało do siebie nie tak jak większość strojów. I był w świetnym stanie! Poprzebierali nas jak klauny, ale nawet ja nie mogłam powiedzieć wprost, że sukienka, którą miałam była zwyczajnie ładna. Zakładam jeszcze zwiewny materiał na głowę i biegnę do pokoju Aleca, stwierdzając, że to z nim będzie najlepiej poznać cały pałac. I na pewno on dobrze prezentuje się w tym durnym stroju, więc będziemy wyglądać jak z jebanej bajki. Okazuje się, że mój Pappar był nad wyraz irytujący, jęczy mi coś nad głową mówiąc o niebezpieczeństwach, dopóki nie warczę na niego, by spierdalalał do pokoju i mnie zostawił. Sam pukam energicznie do drzwi Gryfona. Ignoruję wszystkich w pokoju (szczególnie, że był tam Eskil, serio, prześladuje mnie chłopak), machając do Aleca wypudrowaną ręką. Przez fakt, że jest ona czerwona, mam wrażenie że wygląda jakbym właśnie komuś wypruła flaki i zdobycznie wymalowała się czyjąś krwią. - Hej, szejku Taylorze! Nie chcesz mi potowarzyszyć w zwiedzaniu zamku? - mówię ze swoim typowym, szaleńczym uśmiechem, pokazując na swój kostium. - Przebierz się za cyrkowca, bo wrzucą cię do celi, czy coś! - ostrzegam go jeszcze i odczekuję przed wejściem, by przemierzać wspólnie komnaty pałacowe.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Z nieskrywaną ulgą przywitał informację, że rok szkolny w końcu dobiegł końca i teraz czekał go tylko wyjazd na wakacyjną wycieczkę zorganizowaną przez władze szkoły. Tak, to zdecydowanie napawało optymizmem. Co prawda nie znał miejsca docelowego, do którego mieli się wybrać w tym roku, jednak uważał, że wszystko będzie lepsze, niż Hogwart i smutna, szaro-bura Wielka Brytania. Kochał słońce i plaże. Kochał piasek i beztroskie wylegiwanie się, więc miał szczerą nadzieję, że właśnie w te rejony ich wyślą. Słyszał niejednokrotnie, że szkoła nigdy nie żałowała pieniędzy na te wydarzenia i miał szczerą nadzieję, że jego myśli będą miały pokrycie z tym, co przyniesie czas i ten wyjazd. Rzeczywistość przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Wylądowali w Arabii, w której to sam Alec nigdy nie miał sposobności być. Żar uderzył w jego twarz i sprawnie wywołał szeroki uśmiech na jego ustach. Aż Aurora spojrzała na niego nieco zaniepokojona, ale miał to w nosie. W takich chwilach, jak te, naprawdę czuł, że żył. Razem z resztą udał się do pokoju, aby się rozpakować i rozgościć. Te były równie piękne jak jego wyobrażenia, co przywitał wyomwnym gwizdem. W przydziale lokatorskim przyszło mu mieszkać z Aurorą oraz jakimś nieznanym Ślizgonem, ale tym się nie przejmował. Nie miał na to czasu, bo jego ekscytacja sięgała zenitu. Ktoś wpadł do środka, więc automatycznie obrócił się w tamtą stronę. Uśmiech na jego ustach poszerzył się, gdy dostrzegł, że jest to Fredka. A potem kopara opadła mu, bo dziewczyna wyglądała obłędnie w szacie, która przypadła jej w udziale. - Freds, wyglądasz świetnie! - skomplementował ją i od razu, bo po prostu nie wyobrażałsobie inaczej. Od razu wyjął strój, który został mu przypisany i go na siebie włożył. Przejżał się w lustrze, ale nie wiedział, co o nim sądzić. Jakoś nie napawał go ogromnym optymizmem. - Dobra, ja za to wyglądam jak kretyn - parsknął lekkim śmiechem i pokręcił głową. Po czym ruszył w stronę drzwi, po drodze łapiąc dłoń Freddie i wyciągając ją na zewnątrz. - To co, na co masz ochotę? Co chciałabyś tutaj zobaczyć? W ogóle wiesz coś więcej o tym miejscu, bo nawet nie zadbali o to, aby dać jakiekolwiek broszury - gadał zaskakująco dużo jak na jego normalne standardy. Szli przed siebie, raz skręcając w lewo a raz w prawo. Nawet nie bardzo zwracał uwagę na drogę, zbyt zajęty kontemplacją nad urokiem tego miejsca. Faktycznie, było jak w bajce.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Faktycznie całkowicie zgadzałam się z Alecem, że wszystko było lepsze niż dalsze siedzenie w szaroburej Anglii. Szczególnie, że ja i moja rodzina nigdy nie mieliśmy najlepszych kontaktów, często ze względu na mój przeuroczy charakter. Całkiem nie mogłam się doczekać wyjazdu. I wydaje mi się, że każdy był pod wrażeniem Jamal. Nawet najbardziej ponura osoba na świecie, musiała docenić niesamowitość miast w chmurach. Już nie mogłam doczekać się swojego pierwszego lotu dywanem; chociaż również odrobinę się bałam, że dostanę wizji i padnę trupem. Zjawiskowa śmierć. Póki co jednak wchodziłam do pokoju Aleca jak do siebie, strasząc wszystkich białymi zębami. Na komplement Gryfon macham ręką nieskładanie, wcale mu nie wierząc. Jednak musiałam przyznać, że nawet jak się czułam atrakcyjniej niż zwykle w tym śmiesznym stroju. Nawet nie chciałam myśleć jak wobec tego wygląda na przykład półwila, z którą przyszedł ostatnio Taylor na Celtycką. - Wyglądam jak morderca! - poprawiam go, podnosząc do góry krwistoczerwone ręce w pudrze. Czekam chwilę aż się przebierze, a kiedy on się pokazuje, unoszę do góry brwi, mrugając kilka razy. Oczywiście mylił się, wyglądał zdecydowanie zbyt dobrze. - Och, nie pierdol, wyglądasz jak arabski książę z haremem, w którym każda jest w nim szczerze zakochana - oznajmiam, machając łapą, by ruszył się z miejsca, a nie podziwiał przed lustrem, przekonana, że to była jedynie skromna wypowiedź i doskonale wiedział, że ja tu mam rację. Kiedy Alec łapie mnie za rękę, na chwilę unoszę nasze dłonie i puszczam jego delikatnie. Okazuje się, że puder jest nadal jedynie na mojej skórze i nie brudzę przyjaciela, więc z powrotem łapię go w pewnym uścisku. - A nie wiem! Po prostu połaźmy po całym pałacu, najwyżej się zgubimy - stwierdzam również rozglądając się po pięknym wnętrzu. Kiedy mówi coś o broszurach olśniło mnie i znienacka zatrzymuję nas, rozglądając się dookoła. - Pappary! One są naszymi przewodnikami. Mój jest strasznym tchórzem... Przegoniłam go, bo wszędzie opowiadał mi o jakichś niebezpieczeństwach. Powinieneś sprawdzić swojego! Może jest bardziej przydatny! Nie zagadałeś do papugi? - zasypuję go potokiem pytań i tłumaczeń, szczerze podniecona faktem, że wiem co nieco o papparze i znam prawdziwą odpowiedź na gdybania Aleca. Zdążyłam też ruszyć się z powrotem z miejsca, a teraz popycham wolną ręką jakieś kolejne drzwi przed nami i wchodzę do sali, w której odbijamy się w każdej ścianie. - Dalsze przejście? - pytam towarzysza, rozglądając się czujnie w poszukiwaniu kolejnych drzwi.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
On uwielbiał ciepłe klimaty. Bardzo często było tak, że im cieplejsze one były, tym bardziej odżywał. Więc Arabia w jego odczuciu była po prostu wspaniałym miejscem, gdzie mógł w pełni odpocząć. Za to Wielkiej Brytanii nie lubił bardzo mocno. Nie bardzo wiedział, czy miało to związek z koniecznością nagłej przeprowadzki, czy raczej z tym, że faktycznie było tam po prostu chłodno. Perspektywa powrotu tam dopiero pod koniec sierpnia, znacznie poprawiała mu nastrój i nie zamierzał tego w żaden sposób ukrywać. - Daj spokój, nie wyglądasz jak morderca! - od razu zaprotestował względem jej słów, bo w pełni się z nimi nie zgadzał. A skoro już, to zamierzał mówić o tym głośno. - A jeśli już, to naprawdę bardzo piękny morderca - dodał po chwili, bo nie miał najmniejszego problemu z tym, aby komplementować dziewczynę, skoro uważał, że naprawdę wyglądała dobrze w tym stroju. Nie ma co, Fredka wpasowała się w klimat wyjazdu jak mało kto. Słysząc jej kolejne słowa, po prostu zaśmiał się głośno i serdecznie. No wiele można było na jego temat powiedzieć, ale na pewno nie to, że właśnie wyglądał jak właściciel jakiegoś pieprzonego haremu... Poza tym, na pewno był ostatnią osobą którą znał i którą by posądził nawet o podobne myśli. Szli przed siebie, nie bardzo przyglądając się drodze, raczej skupiając swój wzrok na urokliwych zakątkach tego miejsca. W pewnym momencie nawet zaczął się zastanawiać nad tym, czy jeszcze kiedyś odnajdzie swój pokój, ale po co by się martwić tym teraz, w tak doborowym towarzystwie? Najwyżej przeniesie się na jakąkolwiek z sof licznie ustawionych na korytarzach tego pałacu. Pewnie będą równie miękkie i wspaniałe jak jego własne łóżko. Bo wszystko tutaj wyglądało w taki sposób. Zerknął na nią, kiedy wspomniała o tych dziwnych papugach, które to zostały im przydzielone. Nie wiedział, po jaką cholerę, ale dotychczas w ogóle się tym nie interesował. Jedynie czasami coraz częściej chciało mu się spać, choć nie przypisywał tego kompletnie wpływowi pappara, który okazał się być bardzo leniwym i nie latał za Alecam, jak większość jego ptasich przyjaciół w tym miejscu latała za swoimi właścicielami. - Ta papuga większość czasu śpi, więc nawet nie bardzo miałem jak do niej zagadać. - ziewnął potężnie, jakby i jemu udzielał się podobny nastrój do swojego towarzysza. - Niech siedzi w pokoju i tak na nic się nie przydaje. Nie będę za nim płakał - dodał po chwili brutalnie szczerze. No nie zamierzał się przywiązywać do tego pappara. Fredka weszła do jakiegoś pomieszczenia, a Alec od razu za nią. O mało by jej nie przewrócił, bo dalej szedł przed siebie, kompletnie nie zauważając, że ta się zatrzymała. Złapał ją za ramiona w ramach asekuracji przed ewentualnym upadkiem. Puścił, kiedy się upewnił, że nic jej nie jest. - Chyba nie - powiedział powoli, rozglądając się. A z każdej strony jego sylwetka kilkukrotnie odbita za pomocą wszechobecnych luster zrobiła dokładnie to samo. - Kto wpadł na pomysł, żeby powiesić tutaj tyle luster... - zastanawiał się na głos, nie bardzo rozumiejąc, co się tutaj dzieje. Szanował jednak obcą kulturę i nie zamierzał jej w żaden sposób obrażać. Może to jakieś starodawne pomieszczenie zawodników sportowych? Cholera wie. Przeszedł kilka kroków do przodu, dalej się rozglądając, a im dalej wszedł do pomieszczenia, tym bardziej się rozluźniał. W końcu, to tylko lustra, prawda? - Ej, zobacz, gdzie nie spojrzysz tam Freddie - odwrócił się twarzą do dziewczyny z szerokim uśmiechem na ustach. A odbicie na przeciwległej ścianie zrobiło dokładnie to samo co on.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Śmieję się wesoło na słowa Aleca, chociaż wiem, że wcale tak nie jest. - Weź przestań, próbujesz mnie zawstydzić! - mówię i szczerze powiedziawszy nieźle mu to wychodzi, bo rumieniec wpływa na moje policzki. Mnóstwo dziewczyn na pewno wygląda lepiej niż ja, co powtarzałabym do końca życia, wcale nie wierząc w zapewnienia Taylora; nawet jeśli dość miło było to słyszeć. Urzeknięci swoim wyglądem, chociaż niedoceniający samych siebie, ruszyliśmy wzdłuż korytarzy zamkowych; więcej przeklinam malowniczo za każdym razem gdy widzę coś niezwykłego, a Alec wspomaga mnie odpowiednimi słowami zachwytu, gdy nie potrafię się elokwentniej wyrazić. Patrzę na przyjaciela podczas pogawędki o papparze i unoszę pytająco brwi, kiedy widzę, że wcale nie jest pozytywnie nastawiony do swojej papugi. - Może po prostu jesteś w chuj nudny - mówię, szczerząc się do chłopaka, więc trudno było wziąć na poważnie ten zarzut. - No e... nie wiem, chyba po prostu mają małe mózgi i skupiają się tylko na jednej rzeczy. Mój na sraniu się ze strachu, twój na spaniu... - gdybam sobie włażąc do jakiejś sali, w które Alec wpada na mnie. Na szczęście prędko mnie łapie, ochraniając od upadku, a ja próbuję nieudolnie złapać się go, chociaż był za moimi plecami. W końcu jednak pokracznie stajemy obok siebie, rozglądając się po sali. - Może ktoś w pizdę próżny - mówię i podchodzę do jednego z luster i przyglądając mu się z ciekawością. Wyciągam wypudrowaną dłoń, by musnąć chłodną szybę; mam dziwne wrażenie, że jakieś niepokojące zimno rozlewa się po moich żyłach, kiedy to robię. Przymykam oczy i kręcę prędko głową, chcąc się tego pozbyć. Jednak kiedy otwieram oczy i słyszę co mówi do mnie Gryfon, ja widzę kompletnie co innego w lustrze. Taylora, nie siebie. - Alec. Alec. Alec. Alec - powtarzam jak idiota imię chłopaka, bo jestem przekonana, że jego odbicie powtarza to co ja mówię, zaś moje wydaje się naśladować chłopaka. Odbicie? Odwracam się z przerażeniem w stronę przyjaciela. - ALEC? - krzyczę bojąc się kogo zobaczę naprzeciwko siebie. A widzę, cóż, no siebie.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Wcale nie próbował jej zawstydzić! Mówił to, co myślał, że Freddie naprawdę dobrze prezentowała się w tym stroju i ogólnie w tym otoczeniu. Po co miałby kłamać? Przecież gdyby kłamstwo wyszło na jaw to prawdopodobnie uczyniłby jej jeszcze więcej przykrości, niż teraz poprzez swoją szczerość, prawda? Nie było jednak sensu dłużej się nad tym rozwodzić, bo przecież mieli cały pałac do zwiedzenia! Tymczasem zatrzymał się w pół kroku, słysząc tak precyzyjnie wycelowany pocisk prosto w niego i jego rzekome usposobienie. Położył obie dłonie w miejscu, gdzie mieściło się serce i przybrał bardzo zbolały wyraz twarzy. Cały efekt psuł jednak czający się na ustach delikatny uśmiech, którego ni jak nie mógł powstrzymać. - Trafiony. Przyjaciel okazał się najgorszym wrogiem! - oczywiście żartował, a dziewczyna znała go na tyle, że musiała zdawać sobie z tego sprawę. Niemniej wiedział, że w jej towarzystwie nie musiał się wstrzymywać, więc robić tego nie zamierzał. Dlatego żartował sobie w najlepsze, nie chcąc w żaden sposób się ograniczać. Jego wzrok przykuł jednak niesamowity widok ogromnej ilości luster rozmieszczonych w pomieszczeniu, do którego dopiero co weszli. Rozglądał się wokół szczerze zainteresowany tym, co tutaj mógł dostrzec, nie do końca to rozumiejąc. O ile same lustra nie wydawały się w żaden sposób specjalne, tak ich ilość była naprawdę ciekawa. Nie bardzo zwracał uwagę na to, co robiła Freddie, zbyt zainteresowany samym sobą i tym, co było wokół niego. Nie bardzo wiedział, co się stało i kiedy to miało miejsce, jednak po prostu poczuł się dziwnie. Ogarnęło go kompletne niezrozumienie. Rozglądał się dookoła, choć nie mógł zlokalizować źródła tego dziwnego odczucia. A kiedy mrugnął i spojrzał w lustro tuż przed sobą, krzyknął przerażony, Jednak ten krzy w niczym nie przypominał jego natrualnego krzyku, tylko bardziej przypominał krzyk, jakim mogłaby pochwalić się Fredka. Bo i przed nim w lustrze odbijała się Fredka! Przerażony spojrzał na siebie samego! stojącego w miejscu, gdzie mrugnął. - Co tu się kurwa dzieje?!- kręcił głową z niedowierzaniem, a długie włosy przyjaciółki poruszały się wraz z nim. Spojrzał w dół, ale zobaczył zamiast swojego dziwnego stroju, tę spódnicę i szal, któy dziewczyna miała dopiero co na sobie. - Merlinie, ty coś zrobiłaś, czy co? - cholernie dziwnie było obserwować to, jak wypowiadał coś, patrząc na siebie, a jego usta wciąż pozostawały nieruchome. Chociaż z drugiej strony... ta sytuacja tworzyła wiele nowych możliwości. Tylko na razie jeszcze o tym nie myślał, zbyt przerażony tym, co właśnie miało miejsce.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Pewnie nie próbował. Nie podejrzewałam go tak naprawdę o taki poziom filuternych zaczepów, czy coś w tym stylu. Wiedziałam, że raczej wynika to z czystej sympatii do mnie i pewnie nawet sam uważa, że mówi to szczerze. Ale właśnie! Zajęliśmy się innymi sprawami, takimi jak chodzenie po całym pałacu, rozglądaniem się po kątach i najwyraźniej zgubieniem się w tych wszystkich kolorowych zakamarkach. Kiedy zatrzymujemy się na chwilę, by Alec mógł zareagować na moje jakże okrutne słowa, śmieję się w głos, doceniając żart. Ja nie mówiłam na poważnie większość czasu przy Gryfonie, bo zazwyczaj konwersacje z nim były lekkie i przyjemne, bez zbędnych ograniczeń. Jednak nie wiem czy nie powinny one odrobinę dotyczyć posiadania własnego ciała. Bo oto słyszę swój krzyk - nie z moich ust, ja zaś powtarzam - nie swoimi ustami, imię Aleca. W przeciwieństwie do przerażenia mojego przyjaciela, ja na chwilę zastygam po prostu nie mając pojęcia co zrobić i co powiedzieć. Podnoszę do góry rękę moją, która nie jest moja i ze szczerym zdumieniem wpatruję się w siebie, czyli w Taylora. Zerkam na strój który mam na sobie, mimowolnie stwierdzając, że mimo wszystkich warstw, moja sukienka była ciut wygodniejsza od ciasnego kaftana. Musiało być nim w nim strasznie gorąco na dworze... Takie idiotyczne myśli przechodzą mi przez głowę ze zwyczajnego stresu. - Ja? Jestem jasnowidzem, nie jakimś metamofromagiem, dzielącym się darem... ja jestem jasnowidzem czy ty... - bełkoczę, nadal w szoku. Spoglądam jeszcze raz w lustro i widzę twarz Aleca z nietypowym dla siebie wyrazem twarzy, bo posiadającym moje częste skrzywienie. Gryfon rzadko wyglądał na tak jawnie zdegustowanego czymś; to była moja mimika. Zerkam jeszcze na chłopaka... znaczy na siebie i zauważam, że chociaż nadal wyglądam na szczerze zdziwioną, nie ma w sobie charakterystycznego spięcia, które towarzyszyło mi od zawsze, od kiedy rzuciłam kompletnie środki odurzające i żyłam w ciągłem czujności na możliwe wizje. - Myślisz... że to tak na długo? Kto może nam pomóc?- pytam ostrożnie, już zastanawiając się jak mielibyśmy sobie z tym poradzić. Wykonuję kilka chaotycznych ruchów rękami, które nie wyglądają specjalnie mądrze. Szczególnie, że czuję się teraz odrobinę ciężej, niż kiedy macham moimi chudymi patykami. Cały ten strój mnie uwiera i krępuje, więc rozpinam kilka górnych guzików. Mimowolnie klepię się po klacie, sprawdzając moje obecne umięśnienie.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Sytuacja, w której oboje się znaleźli, była naprawdę bardzo dziwną. Taylor zdążył już zwiedzić wiele miejsc w Hogwarcie, ale dotychczas nie spotkał takiego, w którym to zamieniłby się ciałem z inną osobą. Jak widać, dla takich efektów specjalnych należało pojechać na wycieczkę szkolną do rzekomo bezpiecznego miejsca. W innej sytuacji to nie mogło zadziałać! Takie rzeczy tylko w Arabii! Odnalezienie się w tym wszystkim nie było łatwe. Kompletna konsternacja ogarnęła nim, kiedy przyglądał się temu, jak jego ciało porusza się bez jego woli i rozkazów. Tak dziwnego uczucia jeszcze nigdy nie posiadał. Próbował coś powiedzieć, ale szok zapanował w jego mózgu, który po prostu przestał filtrować przyswajane informacje. Ot, pozwalał im dotrzeć do wnętrza, choć wypraszał od razu, kiedy chciały się one zagłębić. Niczym małe dziecko przekrzywił głowę Fredki, wpatrując się w swoje własne ciało. Zrobił kilka kroków do przodu czując... Czyli to tak, jak ma się piersi. One się ruszają! Naprawdę dziwne uczucie. I jeszcze ta spódnica. Cholernie ciężka jak na kawałek tylko materiału. - Na mnie nie zganiaj! Ja nie mam jakichś dziwnych ukrytych zdolności, które nawet w magicznym świecie są wyjątkowe - od razu zastrzegł, ale słowa wypowiedziane głosem Freddie zabrzmiały tak dziwnie, że aż musiał się po tym niekontrolowanie zaśmiać. Niech ich Merlin ma w swojej opiece, bo inaczej to szlag wszystko trafił... - Jaka ta sukienka jest niewygodna! Strasznie pije pod pachami - narzekał, bo mimo wszystko chyba wolał ten dziwny kaftan w którym to przyszło mu się poruszać w tym mieście. Przyglądał się swojemu nowemu ciału, nieco tym faktem skrępowany. Bo mimo wszystko czuł, że nie powinien tego robić, bo przecież był dżentelmenem. A Freddie pozostawała kobietą, której należał się szacunek. Podniósł nieco zlęknione spojrzenie na Aleca- Freddie, który zachowywał się i wyglądał kompletnie nie jak on sam w normalnej sytuacji. Jednak sytuacji było chyba daleko do normalnej. - Tak naprawdę cholera wie. Ja nawet nie wiem, kiedy to się stało - odparł mało rozsądnie i logicznie, ale co innego mógł powiedzieć? Był tak samo skonsternowany tym wszystkim jak i ona. Zmarszczył lekko brwi, kiedy zaczęła odpinać kilka górnych guzików jego stroju. - Ty mnie normalnie rozbierasz - powiedział z lekkim niedowierzaniem w głosie. Zaśmiał się na to, bo faktycznie, kiedy do jego ust doleciał sens tych słów, zrozumiał jak absurdalnie brzmiały. Wykonał kilka skoków w miejscu, cholernie ciekawy tego, w jaki sposób porusza się kobiecy biust w takiej sytuacji. Wrażenia były... kompletnie nietypowe. Odsunął nieco swoją-jej bluzkę tak, aby zerknąć pod spód. Dopiero po chwili, kiedy już nacieszył się widokami, wrócił do niej spojrzeniem. - Musiałem sobie przypomnieć, jak wyglądały - wyszczerzył się w jej kierunku. Mimo, że w kobiecym ciele, dalej pozostawał facetem, w dodatku dość prostym w obsłudze...
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Szczerze mówiąc, ja bym się nie zdziwiła gdyby to się wydarzyło i w Hogwarcie, w końcu nie jedne szalone rzeczy się tama działy. I przynajmniej tam byłabym bardziej pewna, że jest to tylko łatwo odwracalny psikus. Tutaj jestem znacznie bardziej zaniepokojona co to za czary, dlatego krzywię się brzydko (a raczej Alec krzywi się) do lustra. Słucham jak mój własny głos gani mnie za chęci zwalenia czegokolwiek na Gryfona. Muszę przyznać, że brzmi on inaczej niż kiedy ja go słyszę w mojej głowie. Dlatego zagapiam się na siebie, mrugając głupio. Mój przyjaciel dziwnie się porusza kiedy jest kobietą i wygląda to chyba jeszcze mniej zgrabnie niż kiedy ja chodzę. Patrzę na to z lekkim politowaniem, że udało mu się zrobić ze mnie jeszcze większą pokrakę niż normalnie jestem. - Co ty opowiadasz, nie jest wcale takie złe to wdzianko. To twoje jest kurewsko opięte... - mówię ruszając się niepewnie w kaftanie. Patrzę na długą suknie, w której musi chodzić Taylor i przez chwilę mój wzrok wyraża lekkie przerażenie i niepewność, które jednak prędko znikają. - Boże, masz szczęście, że nie mam okresu... A może szkoda! W końcu jakiś chłopak by odkrył co musimy przeżywać co miesiąc! - zaczynam od lekkiej ulgi, kładąc sobie dłoń na płaskiej piersi, ale kończę na buntowniczym, feministycznym okrzyku, brzmiącego całkiem interesująco w ustach Aleca. Wtedy też rozpinam kilka guzików, na co mój przyjaciel stwierdza, że postanowiłam go rozebrać. - Wcale nie, po prostu strasznie obcisłe... - mówię na usprawiedliwienie, rumieniąc się lekko na te zarzuty. Jednak widzę niepotrzebnie się przejmuję, bo oto Alec postanawia wprost zajrzeć w mój dekolt. - Hej! - piszczę śmiesznie, oburzona tym co robi, marszcząc brwi. - Powinieneś się zastanowić do kogo musimy iść po pomoc, a nie... Z resztą, nie mam tam zbyt wiele do oglądania! Ty pewnie też nie! - droczę się z chłopakiem i mozolnie dobieram się do spodni, by tam zerknąć.
Ostatnio zmieniony przez Freddie Moses dnia Wto Sie 03 2021, 02:43, w całości zmieniany 1 raz
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Ciężko było okreslić, jakie będa skutki sytuacji, która ich spotkała. Jak na ten moment Alec nie znajdował żadnego logicznego wyjaśnienia nagłej zamiany ciał. Ponadto, kompletnie nie wiedział, w jaki sposób mogliby to naprawić. Czuł się cholernie niekomfortowo ze świadomością, że tymczasowo stał się kobietą, a raczej utknął w ciele kobiety ze swoją własną świadomością. Owszem, to stwarzało wiele nowych i ciekawych mozliwości, ale przecież był dżentelmentem, nie mógł zachowywać się w nieprzyzwoity sposób! Obserwowanie swojego ciała we władaniu innej osoby było tak cholernie dziwnym doświadczeniem, że miał szczerą nadzieję iż więcej czegoś pdoobnego nie doświadczy. Zaczął się zastanawiać, czy faktycznie zawsze tak mu się dziwnie garbiły plecy, kiedy robił krok do przodu, czy tylko może w wykonaniu Freddie wyglądało to tak... dziwnie. A jeśli nawet nie, to czemu nigdy wcześniej nie zwrócił na to uwagi? - Daj spokój, wszędzie świecysz brzuchem i ta spódnica waży chyba z tonę - mruknął kompletnie niezadowolony z tego, co go spotkało. Przeraził się, kiedy wspomniała o okresie, bo sam wcześniej kompletnie o tym nie pomyślał. Jakby odruchowo spojrzał na swoje (jej?) krocze, oczywiście nie dostrzegając nic ponad fałdy ciężkiej spódnicy. - To ja jednak wolę, jak tego okresu nie masz, bo mimo wszystko, to by było za dużo jak dla mnie w tym momencie - przyznał rozbrająco szczerze. Naprawdę wolał tego nie doświadczać. Co prawda wiedział, że to coś kompletnie naturalnego, że każda kobieta przez to przechodzi co miesiąc i nawet nie miał problemu, aby o tym rozmawiać. Jednak rozmawiać o czymś, a doświdczyć tego, to dwie kompletnie różne kwestie! oglądanie rumieńców na własnych policzkach było czymś, czego nie mógł nieskomentować gromkim śmiechem. Miał dziwne wrażenie, że ten wyraz twarzy nigdy nie zagościł na jego licu, gdy sam był w jego posiadaniu! Fredka wyciskała z niego nowe emocje, nie ma co... A on nie pozostawał jej dłużny, jakby kompletnie zapominając o byciu dżentelmenem w tamtym momencie. - Merlinie, jakie to jest chore! - zawyrokował, podchodząc do własnego ciała i mało co nie potykając się o tę durną spódnicę, kiedy Fredka była zajęta dobieraniem mu się do spodni. - Myślałem, że będe musiał prosić, żebyś ponownie zainteresowała się tymi rejonami- śmiał się głośno łapiąc jej/jego dłonie, zanim ostatecznie nie odpięła jego rozporka. Dziwnie było czuć swoje ręce pod dotykiem cudzych palców. Tak, to wszystko było dziwne. - Jakiś uzdrowiciel chyba będzie potrzebny - powiedział jeszcze, dalej przyglądając się swojej twarzy jej oczyma. I kompletnie nie wiedząc, jak na to wszystko reagować...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie potrafił przejść obojętnie wobec prośby @Drake Lilac. Chłopak męczył się z wilkołaczą klątwą i choć dziś mieli zajmować się czymś innym niż tojadowy, to Max miał nadzieję, że to mu pomoże w przyszłości. Zawsze cieszył się, gdy mógł kogoś wesprzeć nad kociołkiem i nie ukrywając eliksiry wciąż były jego cholerną pasją mimo, że obecnie przechodził związany z tym kryzys. Nie wziął nawet do Arabii własnego sprzętu i musiał posiłkować się pożyczonymi rzeczami od pałacowej obsługi. Na szczęście nie było z tym większego problemu. O umówionej godzinie stanął przed salą luster i wziął głęboki oddech, by następnie otworzyć drzwi. Pomieszczenie olśniewało i Max przez kilka sekund nie mógł się napatrzeć na to cudeńko. Dopiero, gdy ochłonął zaczął przygotowywać stanowisko, jak zawsze mechanicznie i starannie układał na stole składniki i przyrządy, by wszystko było pod ręką i usprawniało ich pracę. Brakowało tylko gryfona, który miał pojawić się lada chwila.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Najzabawniejszą rzeczą było to, że nie dla siebie chciał opanować eliksir spokoju, bo tego był wręcz oazą w wielu sytuacjach. Za to Doireann... Jej przydałby się pięciolitrowy baniak tego eliksiru. A jako że zawsze było taniej uwarzyć, niż kupić, to będzie mógł się tym dla niej zajmować. Zanim przyszedł do złotej sali luster nieco się jej naszukał. W końcu pałac nadal był dla niego nowym miejscem, którego nadal nie do końca ogarniał. Prawie spóźniony, wszedł pośpiesznie do pomieszczenia mając na ramieniu pappara który na tym spacerze nieco przysnął. Na szczęście był bardzo mądrym papugiem, a nie śpiochem który nie robi nic poza tą czynnością. Uśmiechnął się do Maxa, który już był w środku. Drake tak samo jak Solberg miał na sobie szatę, którą byli zobowiązani nosić w tym miejscu. Tyle że ta Drake'a nieco capiła i musiał rzucić na nią absortio wraz z zaklęciem które tworzy przyjemny zapach, żeby nie było to aż tak wyczówalne. -Cześć. No to jak, zabieramy się do pracy? - Na pewno będzie musiał wkuć na pamięć przepis, ale to nie jedyna rzecz jaką będzie musiał ogarnąć, prawda? Jego pappar wyrwał się z drzemki, rozejrzał się po sali i zachwytem zaczął opowiadać jak przy jej budowie wykorzystano transmutację. Chłopak oczywiście go słuchał, bo skoro papug już zaczął się produkować, to wypadało go słuchać prawda? Widocznie będzie się tu też uczył nie tylko eliksirów. Drake zwrócił też uwagę na pęknięcie na lustrze, którego odruchowo dotknął i się skaleczył. Nie zwrócił na to jednak większej uwagi. Przynajmniej na chwilę obecną, bo to tylko mała ranka, prawda? Zagoi się sama za jakiś czas, a nie było po co marnować na nią zaklęć. Dopiero kilka chwil później poczuł jak magiczna energia zaczęła się wokół niego zbierać, a magiczne iskierki przeskakiwały między palcami. Nawet na nie spojrzał i zauważył coś dziwnego. Po skaleczeniu nie było ani śladu. Czyżby to była jedna z rzeczy o których wspominał magiczny papug? Jeszcze nie ogarnął że może używać magii bez korzystania z magicznego patyka.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Nastał ten jeden z nielicznych dni w roku, kiedy jej introwertyczne serduszko zapragnęło czyjegoś towarzystwa. Tego jednak nie miała w pałacu pod dostatkiem; Eskil z powodu bardzo konkretnych powodów odpadał, zaś Liv zdawała się łypać na nią na tyle podejrzliwie, że i jej Puchonka wolała unikać. Wybór padł więc na możliwie najbezpieczniejszą opcję - Drake'a. Znalezienie go nie należało do szczególnie trudnych zadań. Wystarczyło zapytać paru uczniów, a ci bez problemu naprowadzili ją na trop gryfona. Wkroczyła do Sali dosłownie chwilę po Lilac'u. - Hej. - Przywitała się z niewymuszonym uśmiechem na ustach i bez skrępowania podeszła bliżej dwójki młodzieńców, po czym przysiadła nieopodal nich, dając znak, że cokolwiek planowali robić - będzie tego częścią. Dopiero potem zerknęła na rozłożone przez Max’a składniki… I wcale nie wyglądała przy tym na zachwyconą. Miała żelazną zasadę, że nie robi się niczego, co mogłoby wybuchnąć komuś w twarz, bez kontroli jakiegokolwiek profesora. - Co będziecie… - Chciała zadać pytanie, jednak w tym samym momencie spostrzegła wlatującą do pomieszczenia papugę. Solberg mógł z łatwością zauważyć, dlaczego tak właściwie Drake chciał nauczyć się wytwarzania eliksiru spokoju. Już sami widok ptaszyska sprawił, że dziewczyna pobladła i widocznie się spięła. - Nie, nie, nie, nie, przepadnij. - Jęknęła, kiedy pappar przysiadł nieopodal niej. Doireann znała ten ptasi błysk w oku, który zwiastował nadejście absolutnego upokorzenia. Ptak zaś wyglądał na absolutnie podekscytowanego. Ze spojrzeniem skierowanym na gryfona oznajmił swoim skrzekliwym głosem: "Doireann całowała się z Eskilem. Przyłapał ich Whitelight. Kazał im pójść do pokoju. Doireann uciekła". A potem nauczony doświadczeniem, odleciał z pola widzenia Puchonki. Ta zaś nie siliła się już na cokolwiek - jedynie oparła łokcie o kolana i schowała twarz w dłoniach. Było wysoce prawdopodobne, że jedynie sekundy dzielił ją od wybuchnięcia płaczem.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cenił ludzi konkretnych i dość punktualnych. Drake ani trochę go nie zawiódł, gdy pojawił się w sali nim Max dał radę przygotować bazę pod eliksir, co wbrew pozorom nie zdarzało się wcale często. -No siemanko. Zabieramy, zabieramy! Nie ma co czekać. Czemu akurat spokoju? - Zapytał, szukając powodu, dla którego Drake interesował się akurat tym eliksirem. Był w końcu pewien, że wilkołak zawsze najpierw weźmie na tapetę tojadowy, by oszczędzić dużo pieniędzy i mieć pewność co do jakości. Nie było im dane zbyt długo jednak porozmawiać, bo drzwi do sali otworzyły się i stanęła w nich młoda dziewczyna. Max już miał pytać, co ona tu robi i jakoś ją wyprosić, bo nie lubił jednak, gdy ktoś z dupy przeszkadzał mu w udzielaniu korepetycji, ale wtedy wleciało to cholerne ptaszysko i zaczęło drzeć ryja. Reakcja dziewczyny była chyba naturalna. Solberg od razu do niej podszedł i przykucnął obok. -Doireann, tak? - Wolał się upewnić, ale wątpił, by pappar mówił o kim innym. Sam były ślizgon z kolei poczuł nienaturalny przypływ energii, który próbował teraz powstrzymać. -Sam bym uciekł. Wiem, co Whitelight potrafi i z kim się spotyka. Cenię sobie własne życie. - Sprawy z Eskilem nie skomentował. Sam znał chłopaka tylko z opowiadań, a te nie były uczniowi zbyt przychylne. Kto jak kto, ale jednak Max nie był kimś, kto ocenia takie wybryki, bo sam był dużo gorszy. -Będę uczyć Lilaca jak uwarzyć poprawnie eliksir spokoju, chcesz się dołączyć? - Zaproponował, kładąc jej delikatnie dłoń na ramieniu, w geście wsparcia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
No, gdyby nie to że ktoś mu pomógł w poszukiwaniach nieco go na to miejsce nakierowując, to spóźniłby się na sto procent.-Wiesz, wolę skupić się na początek na tych łatwiejszych eliksirach niż od razu rzucać się na głęboką wodę. Po za tym bardziej niż dla mnie ten...- No i w tym momencie weszła Doireann. Czasem ma wrażenie że gdyby nie to że przed pełniami zachowuje się niemal jak ninja nie zostawiając za sobą śladów, to ta już dawno by go dorwała przemienionego w wrzeszczącej chacie, zakazanym lesie albo jeszcze innym magicznym zadupiu gdzie wilkołak mógł się zaszyć na pełnię. I oczywiście chwilę później straciłaby przytomność z nerwów jeśli nie miałaby przy sobie eliksiru którego miał się właśnie teraz uczyć. Gdyby go miała, zdążyłaby zrobić dwa kroki zanim przyjęłaby strategię oposa i udawała trupa. O samym eliksirze już nieco czytał i częściowo zapamiętał przepis, ale wiadomo... Przeczytanie o czymś, a próbowanie tego w praktyce to dwie różne rzeczy. Wskazał obiema rękoma puchonkę zamiast dokończyć zdanie, mając minę "to jest powód". I w sumie dobrze, bo chwilę później wleciał jej papug, który zarzucił bardzo ciekawą informacją, która zbiła nieco gryfona z tropu. Na szczęście jego pappar dalej gadał mu o transmutacji, czego starał się słuchać więc nie skupiał się za bardzo na plotce, która mu mózg zlagowała. Tego że Doireann się pocałuje z Eskilem całkowicie się nie spodziewał. Zwłaszcza że Ci znali się bodajże od... końca kwietnia? albo maja? Trochę kurde szybko. Zwłaszcza że Sheenani jest płochliwa niczym mysz, więc nie spodziewał się tego za bardzo. Szlag... Że akurat teraz nie miał przy sobie ciastek. No trudno.- Dori. Może sobie usiądziesz? Na kanapie? - Drake jeszcze zerknął na rzeczy które przygotował Maximilian. Poznawał między innymi walerianę, którą uprawiali na zielarstwie, krwawe ziele oraz - o mój kurwa Merlinie - melissę, którą przydałoby się zaparzyć i podać puchonce. Jednak eliksir spokoju przydałby się jej bardziej, niż sama melisa.-Chodź, przyłącz się. Max jest bardzo dobrym eliksirowarem, więc zapewniam że nic nie wybuchnie. - "No chyba że ty płaczem, bo widzę że Ci się zbiera" - dodał w myślach.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Doireann nie spodziewała się, że pocieszenie przyszłoby do niej ze strony Solberg'a. Prędzej spodziewała się tego, że Drake przerzuciłby ją sobie przez ramię, posadził w jadalni i wciskał w nią niebotyczne ilości słodkości, dopóki przejedzenie nie sprawiłoby, że nie miałaby siły dalej płakać. W końcu podobny schemat działa już… ile lat? Sześć? Nie bardzo wiedząc, jak zareagować na pomoc ze strony obcej osoby, pozwoliła sobie na przesunięcie dłoni w dół, tak by odsłonić swoje załzawione oczy i przyjrzeć się ex-Ślizgonowi. Zrozpaczone, spanikowane serduszko zadecydowało już, że tego człowieka będzie sobie lubić, zwłaszcza, że podzielał jej zdanie, że przed profesorem transmutacji powinno się uciekać. Uśmiechnęła się krótko, trochę pokracznie i z wdzięcznością. Z początku chciała jednak odmówić. Podziękować i powiedzieć Drake’owi, że poczeka na niego w pokoju. I aby koniecznie zabrał po drodze jakieś ciastka. Najlepiej kokosanki. Przy nich płakało się jej najlepiej. Zaraz jednak dotarło do niej, że nie chodzi tu o jakiś-eliksir-którego-używania-i-tak-będzie-unikać, a o główny składnik jej diety. - Spokoju? Naprawdę? - Przeniosła spojrzenie na Drake’a, a malująca się na jej twarzy rozpacz zaczęła powoli ginąć pod chwilowym rozczuleniem. Może i była ostatnio rozhisteryzowana, ale jej mózg wciąż potrafił połączyć tak proste kropki. Normalnie jej kumpel, super ziomeczek i druh postanowił nauczyć się robić eliksir spokoju. DLA NIEJ. Wróciła na moment do Max’a, pokiwała głową, dla wzmocnienia dodając ciche "Dobrze, dziękuję.", a potem podniosła się z pufa. Wciąż wyglądała na dogłębnie zranioną, ale na razie nie groziło im to, że zaraz wybuchnie płaczem. Miała w sobie naprawdę ogromne pokłady wdzięczności wobec Lilaca. Chłopak znał ją lepiej od kogokolwiek na tym plugawym świecie - nawet jeśli nie wiedział o wielu rzeczach, to i tak zawsze bezbłędnie odgadywał, czego było jej trzeba. Czasami zaś nie chodziło o to, by coś zrobić, ale by pewną rzecz zignorować, przynajmniej do momentu, w którym ona sama nie będzie gotowa o tym porozmawiać. Czuła więc ulgę, że Drake w swoim stoickim spokoju postanowił w żaden sposób nie okazać, co pomyślał, słysząc papparową plotkę. Stanęła krok za chłopakiem, wcale nie dla bezpieczeństwa, a potem, z wcale nie bezpiecznej odległości, absolutnie nie wątpiąc w umiejętności Solberg’a, zaczęła się przyglądać co niektórym składnikom. "Bogowie, to się źle skończy", pomyślała. Ostatnio podejmowała same złe decyzje - dlaczego ta miałaby do nich nie należeć? Samo wproszenie się na tę niekontrolowaną przez odpowiednie służby lekcję sprawiło, że papparowa karma jej dosięgła. "Weźmie i strzeli mi w twarz. Bogowie, no pierdolnie.", kontynuowała w duchu.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Do mnie nadal średnio dochodziło, że jestem mężczyzną. Bardziej martwił mnie fakt, że jestem tak... ciężka. Trudno mi było skoordynować moje ruchy, polegać na moim ciele. I jeśli kiedykolwiek wcześniej narzekałam na swój wzrost i mówiłam, że mi przeszkadza - teraz to był już kompletnie inny level (ha! dosłownie!). Każdy krok wydawał się jakiś inny. Przenoszę wzrok na Aleca, który marudzi na ciężką spódnicę i odkryty brzuch. Marszczę lekko brwi, kiwając w sumie głową na zgodę. - Racja, strasznie seksistowskie to pokazywanie brzucha. Jak ktoś jest bardziej okrągły mu mieć straszne kompleksy - oznajmiam jakby to było akurat ważne w obecnej sytuacji. Najwyraźniej próbuję myśleć o wszystkim, byleby nie o tym w jak patowym położeniu się znajdujemy i co powinniśmy teraz zrobić. Krzywię się lekko na pomysł, że musiałabym pokazywać Alecowi jak radzić sobie z okresem jeszcze na moim ciele. - Dobra racja, dobrze, że nie mam. W oczy potem nie moglibyśmy sobie spojrzeć - stwierdzam, wzdychając z rezygnacją. Kiedy indziej będę walczyła o to, by mężczyźni w końcu docenili jak trudno jest przeżywać tę comiesięczną katorgę. Dobra prawda, tak samo jak moja twarz wydawała się wyglądać kompletnie inaczej kiedy emocje Aleca przez nią przenikały, tak z pewnością moje zachowania nie pasowały wcale do całokształtu Taylorowego. Jak na przykład właśnie moje rumieńce. Albo wcześniejsze grymasy irytacji, które tak rzadko gościły na uroczej buzi chłopaka. Wyciągam ręce na pomoc, kiedy widzę, że upadam. Cóż, mi również nie było wygodnie w niej chodzić, nie od dziś wiadomo, że znacznie bliżej mi do dresów niż eleganckich sukienek. Prędko wracam jednak do rozporka, jednak moje chude ręce powstrzymują mnie. Na tekst Aleca rechoczę głupio (podwójnie głupio to zabrzmiało w ustach Aleca) i mechanicznie wykonuję ruch ręką, by odgonić swoje włosy z twarzy. Zapominam, że ich nie mam, więc niezgrabnie po prostu macham łapą, jakbym chciała odganiać muchy. Nie bardzo mam jakąkolwiek ciętą ripostę, więc tylko otwieram głupkowato buzię, jakby coś mądrego mogło po prostu do niej wpaść. - Taaa... Chyba tak - stwierdzam wobec tego na jego pytanie, patrząc po prostu na hmm siebie. Przysuwam się bliżej i... wącham swoją twarz. Z ulgą oddalam się odrobinę. - Och, pachnę miętówkami, które jem. Całe szczęście. Nie bałeś się nigdy, że w rzeczywistości strasznie śmierdzisz i ludzie Ci tego nigdy nie mówią, bo wiesz... są kulturalni? - pytam, a raczej paplam, jako speszony Alec.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Urwane zdanie zaciekawiło Maxa, ale wchodząca do środka dziewczyna była niczym manifestacja odpowiedzi w cielesnej formie. Solberg uśmiechnął się lekko, nie komentując tego, ale w głębi serca rozumiejąc Lilaca. Sam pewnie nauczyłby się wielu rzeczy, by móc wspomóc bliskich. Czy to przyjaciół, czy partnera, czy nawet rodziny. Nim mogli przejść do pracy trzeba było uspokoić rozemocjonowaną Doireann. W takim stanie Solberg nigdy by jej do kociołka nie dopuścił, a i pewnie sam on i Drake rozpraszaliby się, próbując zadbać o jej komfort bardziej niż o to, co akurat bulgotało sobie na ogniu. Może i były ślizgon znany był z pojebanych i niebezpiecznych eksperymentów przy eliksirach, ale nigdy nie narażał innych. O dziwo okazało się, że dziewczyna nie ma zamiaru uciec z płaczem ani oddać się panice. Może niezbyt entuzjastycznie, ale przyjęła propozycję dołączenia do wspólnej nauki i mogli w końcu rozpocząć. Będąc obecnie w dość kiepskim stanie psychicznym, nawet nie skomentował słów wilkołaka. Nie uważał się w tej chwili za "dobrego eliksirowara" bez względu na to ile w tak młodym wieku udało mu się już osiągnąć. -O nie, nie, nie. - Zaśmiał się, widząc, że dziewczyna staje na uboczu. Widać nie znali jeszcze metod nauki Solberga, a ten miał zamiar szybko ich z nimi zapoznać. -Stajesz tu moja droga i bierzesz się do roboty. Skoro mam was dwóch proponuję kooperację. Jedna osoba przy kociołku, jedna przy składnikach. Jestem tu żeby wam pomagać, więc nie bójcie się, że coś pierdolnie. Nie pozwolę na to. - Wyjaśnił czekając, aż Ci podzielą się rolami. W końcu nie było niczego piękniejszego i bardziej edukacyjnego niż czysta praktyka. -No więc podstawą każdego eliksiru jest baza. Wyczarujcie wodę w kociołku, około dwóch, trzech litrów i rozpalcie pod nim ogień. Po czterdziestu sekundach trzeba dodać roztartą walerianę, więc proponuję już się za to zabrać. Liście należy rozcierać kolistymi, ale dość pewnymi ruchami, by wypuściły dużo soku. O, tak... - Wziął moździerz, by pokazać, co dokładnie miał na myśli, po czym oddał im przyrządy, by sami mogli przystąpić do działania.
1p.n.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Tak jak jemu tojadowe były potrzebne do funkcjonowania i nie przerabiania ludzi na konfetti podczas pełni, tak Doireann potrzebowała eliksiru spokoju żeby ujrzeć lewitujące jedzenie i nie zemdleć. No dobra może przesadzał, ale to i tak było prawdopodobne. Tak czy siak ona była głównym powodem dla którego chciał się nauczyć warzenia tej misktury. Drugim powodem była chęć ogólnego polepszenia się w produkcji eliksirów. W końcu pokazane przez Maxa metody będzie można wykorzystać również przy innych recepturach, prawda? Popatrzył chwilę na Doireann i się uśmiechnał żeby podnieść ja na duchu.-Skoro obawiasz się kociołka, będziesz mogła się zająć składnikami.- Podszedł do kociołka i już miał wyciągać różdżkę, ale kiedy przenosił rękę nad nim, idealnie napełnił go wodą magią bezróżdżkową. Jego spokój pozostał niezmącony, ale kilka chwil zajęło mu ogarnianie co się właściwie tu Odmorganiło. Dochodził do wniosku że to może przez to tajemnicze skaleczenie, a jego magiczny papug wyraził zachwyt tym co zrobił z kociołkiem. Oczywiście po tym jak skończył swój wykład odnośnie transmutacji. Spróbował też zrobić to z niewerbalnym Incendio i roznieceniem ognia pod kociołkiem. Oczywiście dokładnie się też przypatrywał jakie dokładnie Maximilian wykonuje ruchy podczas mielenia waleriany. W końcu nie przyszedł tu tylko gotować wody, ale nauczyć się warzyć ten eliksir tak dobrze jak tylko się dało. Obserwował też co dokładnie robiła puchonka podczas ćwiczeń. Raczej zwykłe mielenie rośliny w moździerzu nie powinno jej zbytnio stresować. A nawet jeśli będzie robiła coś nie tak, to chyba Solberg powinien ją nieco nakierować na bardziej poprawne ruchy. Powinna dać sobie radę, bo jakby pomyśleć o tym w inny sposób, to przyrządzanie eliksirów przypominało nieco gotowanie zupy. Magicznej zupy z dziwnym smakiem i jeszcze dziwniejszym efektem. Dlatego sądził że Doireann raczej sobie w tym poradzi. W końcu ciastka robiła nie najgorsze i coś czuł, że od teraz będzie swoje wypieki faszerować tym eliksirem żeby łączyć przyjemne z pożytecznym. Tak... To w sumie naprawdę bardzo prawdopodobne że będzie tak robić. Kiedy już z eliksirów podszkoli się dostatecznie dobrze, spróbuje opanować ten tojadowy żeby nikomu nie przepłacać.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Bycie kobietą to... ciężki kawałek chleba. Alec zdążył to zauważyć na przestrzeni tych kilkudziesięciu minut spędzonych w dziwnej, lustrzanej sali, gdzie to właśnie przez przypadek zamienił się z Freddie ciałami. Dalej nie wiedział, jakim cudem w ogóle do tego doszło! Szukał w myślach, gdzie popełnili błąd, a jedyne, co odnalazł to fakt, że Puchonka zapragnęła pomacać powierzchnię jednego z luster. Doprawdy, coś takiego mogłoby być powodem tego, że teraz umysł Gryfona został uwięziony w jej ciele?! Powinni wieszać jakieś tabliczki ostrzegawczy, czy coś! Aż chciał wyjść stąd i sprawdzić, czy podobna informacja znajdowała się na wejściu, ale zamiast tego zajął się marudzeniem, jak to niewygodnie mu było w tej dziwacznej spódnicy, w tej bluzce, która pozostawiała naprawdę wiele do życzenia. I chwalił wszystkie bóstwa, które istniały i nie istniały na tym świecie, że Freddie jednak nie miała właśnie okresu. Nie, tego nie byłby w stanie znieść, po prostu to by było zdecydowanie za dużo. A jego wytrzymałość na dziwaczne sytuacje też posiadała pewne granice. Mimo wszystko... - Może nie kontynuujmy tego tematu - poprosił dziwnie zmienionym głosem. Podejrzewał, że Freddie czułaby się równie chujowo, gdyby coś typowo męskiego działo się aktualnie z jego ciałem. Na szczęście nie miał żadnych tego typu problemów, więc oboje mogli skupić się na znalezieniu rozwiązania dla tej sytuacji. Ale to oczywiście nie było takie proste, bo po pierwsze poruszanie się w nie swoim ciele, było chujowe, a po drugie w głowie Aleca pojawiła się myśl, że może by jednak wykorzystać ten moment na przypomnienie sobie, bądź sprawdzenie, czy aby bust Puchonki wciąż prezentował się w ten sam sposób. Słysząc tak charakterystyczny śmiech przyjaciółki w swoich ustach, po prostu też się głośno zaśmiał, dalej powstrzymując ją przed zajrzeniem w jego (jej?) spodnie. Przysunęła (przysunął?!) się do ciała Fredki, a Alec jej oczami wykonał zeza, wciąż patrząc wprost na swój własny nos i oczy, które to przysuwały się do niego. Co ona chciała zrobić?! Szybko jednak się wyjaśniło, a on pozwolił sobie na oddech, który rozluźnił jej ciało. - Merlinie, tak, bardzo! Dobrze wiedzieć, że mnie też nie śmierdzi z ust! - przyznał w końcu, bo faktycznie właśnie zwrócił uwagę na to, że z jego oddechem nie było tak źle! Ściągnął brwi, w wyrazie konsternacji, dalej przyglądając się swojej twarzy - Ej ja naprawdę na moim policzku widać tę bliznę po tym, jak Ace dostał różdżkę!- stwierdził z uśmiechem, stając jeszcze na palcach, aby przyjrzeć się temu naprawdę z bliska. W końcu Fredka była niższa od niego. - Dobra, musimy znaleźć jakiegoś uzdrowiciela, bo nie obraź się, nie mogę zostać na zawsze w twoim ciele - dodał po chwili, odsuwając się od niej i po prostu ruszył w stronę wyjścia z tego przeklętego pomieszczenia.
Zt. Fredka i Alec
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Doireann była teoretykiem. Możliwe, że z przymusu, bo przecież brakowało jej dostępu do jakichkolwiek pracowni, w których mogłaby przeprowadzać eksperymenty z dziedzin, które ją interesowały. Jednak nawet jeśli tkwiła w tym romansie bez większego wyboru, tak jednak matematyczny opis praw przyrody był czymś, co naprawdę ją cieszyło. Hogwart jednak nieczęsto uznawał teoretyków. Liczył się eksperyment i doświadczenie - na dodatek takie, gdzie pomiar i zwrócenie uwagi na teorię błędu nie zawsze było najważniejsze. "Jak działa, to działa, po co wnikać?" zdawało się być mottem wielu czarodziei-"naukowców". Dziewczyna czuła się więc pominięta - razem ze swoją spekulacją logiczną i miłością do zachowywania bezpiecznego dystansu. Niechętnie, bo niechętnie, ale zajęła wskazane przez Solberga miejsce przy stole, po czym bez najmniejszych oporów pozwoliła Drake'owi stanąć przy samym kociołku. - Nie mam przy sobie różdżki. - Szepnęła jedynie, próbując dać sobie jakieś usprawiedliwienie. U Doireann "nie, bo nie", niepoparte żadnym argumentem, bardzo rzadko miało szansę przejść. Nie była zaś świadoma działań sali i tego, że - o zgrozo - sama stała się dużą, niepraktyczną, acz wciąż przenośną różdżką. Szybko przejęła moździerz od Maximiliana, starając się jak najlepiej oddać jego ruchy, pomimo wciąż utrzymującego się poruszenia gadulstwem papugi. Nawet, jeśli nie szło jej to najgorzej, to i tak parokrotnie spoglądała na uczącego ich chłopaka, szukając w jego twarzy zapewnienia, że już nie spierdoliła popsuła. - C-Czekaj, co? - Powiedziała po chwili, kiedy zorientowała się, że jej przyjaciel nagle potrafił zrobić coś, co w tym wieku było… nieosiągalne. Zamurowało ją niemalże całą; jedynie ręka ucierająca wciąż pracowała, znacznie bardziej przerażona wizją tego, że jak przestanie i zrobi coś źle, to wszyscy umrą i będzie to tylko jej wina, niż faktem, że Drake przeskoczył nagle stał się najwyraźniej bardzo potężnym czarodziejem. To jednak tylko jedna ręka; reszta Puchonki wyglądała bowiem na zaskoczoną i zestresowaną. - Czyli to bezróżdżkową zajmujesz się po nocach, Drake? - Spytała, podsuwając mu moździerz (wcześniej zerkając pytająco na Solberga). W końcu czterdzieści sekund zbliżało się już do końca.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Energia zaczęła go roznosić, co było widać w jego ruchach. Powstrzymywał się przed jakimś dzikim pląsem, na który miały ochotę jego nogi, ale skutkowało to bardzo energicznymi ruchami, które musiały wyglądać raczej osobliwie. -Nie szkodzi. Do przygotowania składników nie będzie Ci ona potrzebna. Sam wolę stare dobre mugolskie podejście. Mam wtedy większą kontrolę nad tym, jak te składniki faktycznie zostaną przyrządzone. - Posłał dziewczynie ciepły uśmiech, bo choć nie znał powodu, dla którego nie miała przy sobie różdżki, to po części potrafił ją zrozumieć. Sam przecież stronił ostatnimi czasy od magii i swojego kijka używał tylko gdy już naprawdę nie miał innego wyjścia. Dzisiaj, gdy miał ich uczyć musiał być jednak przygotowany, że będzie musiał szybko zareagować na to, co działo się na ich stanowisku. Widział to, jak Drake obserwuje ruchy Doireann i podobało mu się to. Fakt, że zajmował się kociołkiem nie znaczyło, że ma kompletnie ignorować drugą stronę. Zresztą ze wzajemnością. Zauważył, że ten bez problemu posłużył się magią bez pomocy różdżki. Uniósł pytająco jedną brew, ale to słowa puchonki zwróciły jego uwagę. Czyli dziewczyna nie miała pojęcia o futrzastym sekrecie gryfona. Cóż, Max nie miał zamiaru go zdradzać. Zamiast wypowiadać się na ten temat pochwalił pracę Doireann, bo waleriana naprawdę została poprawnie utarta i można było dodać ją już do kociołka. -Drake, teraz mieszasz. Piętnaście razy zgodnie ze wskazówkami zegara. Radzę się nie popierdolić. - Wyszczerzył się i zwrócił uwagę na dziewczynę. -Doire, w międzyczasie, Ty musisz przygotować skaczące fasolki. Trzeba obrać je i namoczyć w roztworze z wody różanej, by nieco zmiękły. Pokażę Ci jak. - Stanął obok niej, wyciągnął swój sztylet i sprawnymi ruchami zaczął pozbawiać fasolki skórki, by następnie wkładać je do miseczki z wodą różaną, gdzie te natychmiast nieruchomiały.
Drake:
Rzuć sobie k100, określi to czas, jaki zajęło Ci mieszanie. Poniżej 45 mamy kłopot. Tak samo powyżej 85.
Doire:
Rzucasz k100 na to, jak radzisz sobie ze skaczącymi fasolkami. Wynik wyższy lub równy 53 oznacza sukces. W innym wypadku fasolki spierdalają Ci jak głupie i potrzebujesz pomocy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Z całą pewnością mógł stwierdzić że popierał podejście Maxa odnoście mugolskiego sposobu przyrządzania. W końcu lepiej było zaufać własnym dłoniom i nożowi, niż zaklęciu. W końcu co by było gdyby nagle krojony składnik za pomocą zaklęcia zostałby starty w pył, zapłonąłby albo lepiej... zmienił się w gołębia i odleciał? Nie byłoby za ciekawie. Obserwował jak puchonka ściera walerianę, ale oderwał się kiedy zadała mu pytanie.-Co, nie. Przypadkiem mi się teraz udało. Co miałaś namyśli mówiąc "po nocach?"- Daje głowę że gdyby spróbował tego po powrocie do Hogwartu, to nie byłby w stanie chociażby wykrzesać najmniejszej iskierki z dłoni. Zapomniał też tego że niektórzy zauważają jego braki w dormitoriach i pokojach, a przez takie rzeczy rodzą się plotki. Kiedy waleriana została dodana, on zgodnie z prosbą zamieszał dokładnie piętnaście razy. Nie mniej, nie więcej. Może orłem z eliksirów nie był, ale wiedział jak ważną jest podczas ich przyrządzania precyzja i jak nieznaczne błędy wpływają na końcowy efekt. Czasem eliksir zamiast mieć fioletową barwę, stawał się pomarańczowy bo na przykład zapomniało się dodać syropu z ciemiernika. Kiedy skończył zerknął jak Doireann sobie radziła z fasolkami, które miały tendencję do spierdalania niczym Eskil z lekcji. Popatrzył też na swojego papuga, który zmęczony wykładem jaki dał na temat transmutacji, postanowił sobie na chłopaku uciąć małą drzemkę. W końcu kto papparowi zabroni, nie? No nikt nie zabroni. Jeśli fasolki zaczęły puchonce spieprzać, wilkołak był gotów próbować je łapać i odstawiać na miejsce. Nie był pewien czy dobrze postąpił pozostawiając jej krojenie składników. Praca przy kotle w końcu wydawała się być tą łatwiejszą, nie? W międzyczasie zaczął się namyślać o powiedzeniu swojej przyjaciółce o jego problemie futerkowym. I w sumie Eskilowi chyba też powinien to wyznać, prawda? W końcu znają się już kilka ładnych lat. No i chyba też wolał powiedzieć im to jednocześnie. Może by ich do łaźni zaprosić i tam powiedzieć? Chyba...
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Maximilian sobie zapunktował. Puchonka od zawsze uważała, że nic nie zastąpi precyzji własnych palców, zwłaszcza w kuchni - dlatego też starała się unikać zaklęć gospodarskich tak długo, jak mogła. W końcu i bez miksera dawało ubić się pianę na sztywno. Niby efekt okupiony był bólem ręki, ale… Warto było poświęcić czucie dla odpowiednio kruchych ciastek. Dziewczyna spojrzała z boku na przyjaciela, zastanawiając się, czy w ogóle powinna omawiać temat nocy spędzonej poza pokojem. A zwłaszcza teraz, kiedy - jakby nie patrzeć - byli właśnie na lekcji, która wymagała od nich skupienia. Obok zaś stał Solberg, którego stopnia zażyłości z Drakem nie znała (bo przecież na pewno nie spędzili razem nocy w opuszczonej chacie na pustyni złączeni w dziwnym, chwilowym miłosnym trójkącie). Chyba... wystarczało, że Max wiedział, że ona sama obściskuje się ze Ślizgonami po kątach. To było wystarczająco niekomfortowe. Cholera, niepotrzebnie się odzywała. - Nie, nic, przepraszam. - Mruknęła, przejmując sztylet i łapiąc między palce pierwszą fasolkę. Była rozedrgana, jakby... świadoma tego, że zaraz zostanie brutalnie obdarta ze skóry i umrze. No bogowie, czemu wszystko musiało się tutaj ruszać? - Musiałam się pomylić. - Mówiła bez większego przekonania, zbyt zapatrzona w roztrzęsioną roślinkę. Czuła się dokładnie tak samo, jak na farmie, parę tygodni przed jej pierwszą emanacją, kiedy ojciec postanowił wziąć ją do pomocy przy uboju królików. Usta Puchonki wypowiedziały bezgłośne "przepraszam", a potem rozpoczęła bezkrwawą, fasolową rzeź, starając się jak najlepiej oddać ruchy Solberga. Była pewna, że słyszy bardzo cichy pisk rozpaczy i bólu; jakby mniejszą, ledwo słyszalną wersję zarzynanego królika. Wcale nie była bliska łez. W końcu jednak wszystkie fasolki dogorywały w różanej wodzie, a nieco zgarbiona pod ciężarem wyrzutów sumienia Doireann czekała na kolejne polecenia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie wcinał się w rozmowę na temat nocnych wypadów Drake`a. Nie była to jego sprawa i jeśli gryfon trzymał to w tajemnicy przed Doireann, to musiał mieć jakiś powód. Sam bawił się dość dobrze ostatniej pełni, choć początek ich wspólnej nocy się na to nie zapowiadał. Mimo to skończyło się naprawdę pokojowo i wszyscy wrócili do pałacu, jakby nigdy z niego nie wychodzili. Wyglądało na to, że zabrała się święta Trójca mugolskiej praktyki. Zapowiadało to owocną i skuteczną współpracę, jako że gdyby chcieli używać zaklęć użytkowych, Max mógłby mieć tutaj problem z pomocą. Początek pracy zapowiadał się jednak bardzo dobrze. Choć Doireann widocznie się stresowała, bez problemu poradziła sobie ze skaczącymi fasolkami, a brak charakterystycznego smrodu oznaczał, że Drake również nic nie popierdolił. -No powiem wam, że może jeszcze coś z was będzie. - Zaśmiał się, chwaląc ich. Obrabianie fasolek wcale nie należało do najłatwiejszych zadań, a tu proszę. Żadnego błędu. -To teraz tak. Drake, zmniejsz temperaturę pod kociołkiem. Nie więcej niż o cztery stopnie i nie mniej niż o dwa i pół. Następie dodawaj co dziesięć sekund jedną kroplę tej wody różanej. Łącznie potrzebujemy czternastu kropel. Poznasz koniec po tym, że wywar zrobi się lekko brunatny. - Poinstruował chłopaka, podtykając mu pod nos odpowiednie narzędzia. -Ty Doire musisz pourywać listki waleriany i drobno je posiekać, a następnie odmierzyć siedem łusek z ogona żmii. - Robiło się coraz więcej pracy i miał nadzieję, że ta dwójka sprosta wyzwaniu. Wierzył w nich, ale też był czujny, w razie, gdyby cokolwiek poszło niezgodnie z planem.\
Drake:
Rzucasz k100 na to, jak dobrze udało Ci się dobrać temperaturę. powyżej 60 osiągasz sukces. Do tego dorzuć tyle k6 ile kropel wody masz wrzucić do kociołka. Suma oczek powyżej 15 gwarantuje sukces
Doire:
Rzucasz literką na siekanie. Spółgłoska to sukces, samogłoska oznacza dorzut k6.Parzysty wyniki dorzutu to skaleczenie dłoni ostrzem, nieparzysty to zły rozmiar posiekanych kawałków.