Sporo imperiów i królestw upadłoby o wiele wcześniej, gdyby nie niewolnicza praca osób zaprzęganych do wydobywania spod ziemi złota, srebra i diamentów. Przed wejściem do właśnie jednego z takich miejsc teraz stoisz - tysiące lat temu rządził tu jeden z władców Babilonu, a dookoła wręcz roiło się od wydobywanych z trzewi ziemi kosztowności. Masz teraz okazję wkroczyć do wnętrza być może nawet samemu się obłowić... lub spotkać los gorszy od przeznaczenia niewolnika.
Kostki: ●2, 3 – błądzisz ciemnymi korytarzami, podskakując czasem ze strachu kiedyś któraś ze starych podpór niebezpiecznie zaskrzypi. Kręcisz się po kopalniach całkiem sporo czasu, znajdując jakieś stare kilofy, wysuszone już przed wiekami bukłaki albo sandały z kolekcji lato/lato roku 521 przed naszą erą. Oprócz tego jednak wychodzisz kopalni z pustymi rękami. ●1, 4, 6 – musiałeś wybrać zły korytarz, gdyż po chwili marszu atakuje cię fulad, na którego terytorium wszedłeś. Musisz salwować się ucieczką przed pordzewiałą i nie robiącą sobie zbyt wiele z twoich zaklęć zbroją - a nie możesz użyć ich zbyt silnych, jeśli nie chcesz ryzykować zawalenia tunelu. Wydostajesz się z kopalni, ale jesteś dość mocno i boleśnie poturbowany. Przez kolejne dwadzieścia cztery godziny od czasu napisania tu posta nie możesz zakładać nowych wątków ani pisać jednopostówek, musisz nieco odpocząć. ●5 – skręcasz w korytarz, który nagle zaczyna mocno opadać w dół. Trzymając się dla utrzymania równowagi ściany, stąpasz powoli coraz głębiej i głębiej. Natrafiasz w końcu na tunele, w których podłoga nie jest usłana porzuconymi narzędziami, ale grudkami złota czy rubinami. Chwilę później wita cię gospodarz tych okolic - potężny, otyły dao o brązowej skórze, który po chwili zaprasza cię do dyskusji, pytając o ostatnie wydarzenia z powierzchni i twoje na ich temat komentarze. Po wszystkim bardzo miło cię odprawia i ofiarowuje kilka klejnotów, które wymienić możesz na całe sto galeonów.
Tutaj nie musisz nosić specjalnego stroju.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julka, choć niechętnie to przyznawała, była córką swojej matki. I choć pozornie różniło je wszystko, to jednak łączyła je pasja do historii. Matka dziewczyny wykładała ją zresztą na uniwersytecie w Soton. Może to właśnie chodzenie za dzieciaka na wykłady prowadzone przez mamę i słuchanie tych wszystkich historii sprawiło, że czym skorupka za młodu nasiąkła, tym na starość zaczęła trącać. Gdy Brooks nie była akurat zbyt zajęta lataniem, graniem na konsoli czy oglądaniem „Przyjaciół” lub „The Office”, to z chęcią sięgała po historyczne książki. A gdy się okazało, że w okolicy zamku, w którym mieszkali, jest kopalnia legendarnego króla Babilonii, oczywiście nie mogła sobie odpuścić możliwości odwiedzenia jej. Wybór partnera tej niezbyt bezpiecznej wyprawy, nie był trudny. Jeżeli kogoś mogło interesować nie tylko pozorne niebezpieczeństwo, dodające smaczku całej wyprawie, ale również tło historyczne, to musiał być to prefekt Krukonów. Wysłała więc chłopakowi wiadomość patronusem, a gdy ten się zgodził, ustawili się pod pałacowym wejściem i mogli ruszyć w długą podróż dywanem. Brooks, w czapce z daszkiem i wysmarowana kremem z filtrem od stóp do głów, obrała kierunek, zerkając co jakiś czas na miotlarski kompas i wypatrywała dziury w ziemi, mającej być wejściem do kopalni.
- Jak tam wakacje, Mr. Shaw? – zagaiła, ziewając przy tym przeciągle. Od swojej przygody z zombiakami i zaliczenia rany od jednego z potworków, wciąż chciało jej się spać. Choć byli tu już niemal tydzień, ich drogi przecięły się po raz pierwszy. I w sumie nic dziwnego, bo zamkowy kompleks był ogromny a atrakcji całe mnóstwo. – Smith też przyleciała? Zgaduję, że by sobie nie odpuściła takiego miejsca. Jak ją znam, to chodzi po bazarze i szuka jakichś pradawnych zwojów. Mądra główka – uśmiechnęła się ciepło i poprawiła okulary na nosie. Dzięki bogu za bejsbolówki i szkła z polaryzacją!
Podczas pierwszego wypadu na pustynię Darren postanowił skorzystać z zaproszenia Julii Brooks - jak się okazywało, nowej kapitan krukońskiej drużyny quidditcha po skończeniu przez Elijaha edukacji. Ich celem zostały kopalnie jakiegoś władcy, którego imienia Shaw nawet nie starał się powtórzyć. Na pierwszy rzut oka nie były one jednak jakoś bardzo ekscytujące - żadnych wywróconych wagoników wypełnionych złotymi samorodkami, nieoszlifowanymi rubinami czy choćby malachitami, zero srebrnych monet, nic - tylko porozrzucane dookoła, stare narzędzia, rozpadające się już pod samym dotykiem kawałki skóry, pełno innych śmieci oraz ziejąca przed nimi część prowadzących w głąb ziemi korytarzy. - W sumie jest w pytę - odpowiedział Darren, poprawiając safari-kapelusz na głowie. Na całe szczęście tutaj nie musieli się szwendać w tutejszych szatach - No, oprócz tego że piorę swoją sukienkę już trzeci raz, bo dali mi jakąś zalatującą molami - westchnął, stając na progu kopalni i zaglądając do środka. Skrzywił się, kiedy zobaczył że podpory podtrzymujące sufit były w sumie w nienajlepszym stanie - musieli uważać, by nie stuknąć jakiejś łokciem. - A tak, Jess gdzieś pewnie się szlaja i szuka jakichś książek albo zwojów - powiedział, marszcząc czoło - Ostatnio naprzynosiła do pokoju jakichś dziwnych rzeczy, ale w sumie nie pytałem skąd wzięła, khm, lektykę - dodał, wyciągając głowę z wnętrza kopalni i odwracając się do Brooks. - Mam zwracać się do ciebie teraz 'pani kapitan'? - spytał z wyszczerzonymi zębami. W sumie nie zastanawiał się, kto przejąłby opaskę lidera drużyny, czerwcowe egzaminy pochłonęły go w całości, nie mówiąc już o ślęczeniu nad drogocennymi śmieciami, które trzy tysiące lat temu ktoś wyrzucił w muł, a teraz były traktowane jako niesamowite artefakty i osiągały zawrotne ceny.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
To, czy coś było ekscytujące, zależało tylko i wyłącznie od punktu widzenia danej osoby. Byli tacy, dla których quidditch to banda nabuzowanych wariatów, którzy latali bez celu za piłką i starali się ją pzecisnąć przez pętle. Dla innych nudą była nauka i praktyka skomplikowanych zaklęć ofensywnych, skoro robotę mogła wykonać prosta drętwota. Dla Brooks podróż do kopalni była czymś pomiędzy. Może nie specjalnie ekscytującym, ale z pewnością ciekawym i zajmującym wyobraźnię. Miała nadzieję, że uda im się odnaleźć ślady pradawnej cywilizacji i jakieś pamiątki z nią związane. Nawet gdyby miała znaleźć zwykły gliniany kubek, to byłby to kubek mający kilka tysięcy lat! Cieszyła się przy tym, że w tej podróży nie będzie osamotniona, bo tak po prawdzie, kłopoty lubiły jej się trzymać. Jeżeli komuś miałby spaść na głowę kawałek stropu, to właśnie jej.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, widząc dziwne nakrycie głowy chłopaka. Właściwie, to dotarło do niej, że to nie pierwszy raz, kiedy widzi Darrena w czymś dziwnym na głowie. Najwyraźniej było to jakieś hobby – nieco ekscentryczne, ale nie gorsze od innych. Jedni zbierali sportowe miotły jak Strauss. Niektórzy pluszowe zabawki. Jeszcze inni jak Shaw, oryginalne czapki, kapelusze i inne nakrycia. I było w tym coś uroczego.
- Moja jest lawendowa i wyglądam w niej jak jedna wielka landryna. A do tego się okazało, że mam uczulenie na barwnik i przed każdym wyjściem muszę się smarować specjalną maścią kupioną na bazarku. KO-SZMAR – skwitowała, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Starała się unikać miejsc, w których konieczne było noszenie tego przeklętego wdzianka, ale nie zawsze było to możliwe.
Na wyjaśnienia Darrena na temat Jess, pokiwała lekko głową i uśmiechnęła się ciepło. Nie spodziewała się po dziewczynie niczego innego. Była w końcu Krukonem. Julka coraz częściej zauważała i uzmysławiała sobie, że przewagą i główną zaletą Krukonów, wcale nie było zakuwanie wszystkiego, co się da, łącznie z gazetkami w poczekalniach u magidentystów. Nie. Krukoni, a przynajmniej zdecydowana ich większość, miała w sobie pasję do wybranej dziedziny i to właśnie jej oddawali się całym sobą. Darren miał zaklęcia, Smith miała swoje zwoje.
- Lektykę? Ale jak to „lektykę”? – zapytała, marszcząc drzwi, nie do końca rozumiejąc, co chłopak ma na myśli. Dla niej lektyka to niewielki domek na palach niesiony przez zmęczonych niewolników. Skąd Krukonka wytrzasnęła coś takiego i jak to przyprowadziła do pałacu, a potem upchnęła w pokoju? Merlin jeden raczył wiedzieć.
- Nie wygłupiaj się – zbyła słowa chłopaka machnięciem ręki i przewróciła z rozbawieniem oczami, choć trudno było ukryć, że było również nieco zmieszana. – Możesz mnie nazywać Vanilla Face. Choć po tych wakacjach, to raczej „Not so Vanilla Face”. Arabia nie jest dla ludzi o mojej karnacji – dodała, zgodnie z prawdą. Nawet najmocniejsze kremy z filtrem nie były w stanie uchronić jej przed palącym słońcem i tylko żel aloesowy z dodatkiem eliksiru wiggenowego sprawiał, że nie zrzuciła jeszcze całej skóry niczym wąż.
Podsłyszana na bazarze rozmowa na temat kopalni króla Nabucośtam ponownie obudziła we mnie ciekawość. Ostatnia wyprawa za miasto nie skończyła się tak jak chciałam i przysporzyła mi jedynie bólu lędźwi, ud i objawów udaru słonecznego...nie byłabym jednak sobą gdybym nie sprawdziła na własne oczy co kryje to dawno opuszczone miejsce. Uzbrojona w swoją różdżkę wyruszyłam na kolejną pełną obustronnego szczęścia wędrówkę dumbaderem. Tym razem przekonałam pappara do zostania w mieście - nie, wcale go nie zamknęłam w pokoju. Po dotarciu na miejsce przywiązałam wierzchowca do jednej z wystających na zewnątrz belek, licząc w duchu, że nie będą na tyle zbutwiałe, by dumbader się uwolnił. Rzuciłam lumos i wkroczyłam do ciemnej, pełnej wilgoci kopalni. Przemierzyłam w spokoju wiele korytarzy, stosując zasadę "jak nie wiesz gdzie iść, idź w prawo". Pod względem zawalonych przejść okazało się to strzałem w dziesiątkę...tylko pojawił się mały problem. Kopalnia okazała się nie w pełni opuszczona. Zaatakował mnie stwór odziany w płytową zbroję, zmuszając do ciągłego cofania się do tyłu. Bałam użyć się zaklęć ofensywnych, by nie zrzucić sobie na kark i tak ledwo trzymającego przez belki tunelu. Pozostało mi ratować się ucieczką, co jakiś czas ciskając w stwora zaklęciami, by spowolnić jego ofensywę. Po dość długo trwającym biegu wypadłam na zewnątrz, szybko odwiązałam wielbłąda i uciekłam jak najdalej od kopalni. Po opadnięciu adrenaliny poczułam jak boli mnie praktycznie całe ciało, który podczas biegu na w pół omacku obijałam o belki, ściany, niżej położony strop i inne "pułapki". Zdecydowanie potrzebowałam dnia odpoczynku...i chyba wizyty u medyka.
Nie tylko zaopatruje się w odpowiednią mapę, ale także prowiant, kiedy samotnie podróżuje po pustyni na swoim dumbaderze, zwą go Baszar. Zdążyła się do niego przyzwyczaić tak jak on do niej. Klepie go lekko po szyi, a następnie każe się zatrzymać, kiedy znajdują się u celu. Przed wejściem do jednego z miejsc skalanego chciwością, potem i krwią niewolników — Kopalnia króla Nabuchodonozora. Może nie jest to zbytnio odpowiedzialne. Samotne wędrówki po arabskiej pustynni. Nawet dobrze przygotowanym można się zdziwić, jakie wielkie niebezpieczeństwo może ukrywać się przed podróżnikiem. Musiała wybrać zły korytarz, gdy przekroczyła próg kopalni. Spokojny marsz zamienia się w ucieczkę przed fauladem, na którego terytorium Jibril przypadkiem wchodzi. Pordzewiała zbroja nie daje się zaklęciom rzucanym przez dziewczynę, a użycie zbyt silnych spowodowałoby zawalenie się tunelu. Wypada na piach i pustynne słońce, nabierając gwałtownie powietrza — wszystko ją boli. Musi odpocząć, dlatego też przysiada na chwile przy swoim dumbaderze, który trąca jej ramie, po czym wsiada na niego i zmęczona, a także poobijana wraca do Jamalu.
| zt
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- No normalnie, lektykę. Składa się - wzruszył ramionami Darren. Potrafiąca pomniejszyć się do rozmiarów niewielkiego pudła lektyka była dla Krukona niczym zbytnio dziwnym - w końcu za dzieciaka bywał w namiotach, których wnętrze było kilkunastokrotnie większe niż mogłoby się wydawać z zewnątrz - Szkoda, że w Anglii i tak nie można nimi za bardzo polatać - rzucił, acz i tak za bardzo nie żałował. Varapidos i tak był nie tylko o wiele szybszy, ale i o wiele wygodniejszy. Shaw schylił się, wchodząc do korytarza, kończącego się gdzieś dalej ścianą mroku. - Kapitan Vanilla Face - pokiwał głową z poważną miną Darren. Uświadomił sobie, że od kiedy pamiętał - a raczej od kiedy nieco bardziej interesował się szkolnym quidditchem - to Elijah Swansea był kapitanem drużyny Ravenclawu. Był ciekaw, jaki styl treningów przyjmie Julia, jaką taktykę poleci, jakie relacje będzie się starała w teamie utrzymać - co prawda grała zarówno w zawodowej drużynie ligi angielskiej, jednej z najlepszych na świecie, oraz w reprezentacji kraju, jednak nie musiało to znaczyć, że chłonęła jak gąbka różne informacje przedstawiane przez trenerów i podejmowane za kulisami przez sztab. Znając Brooks, było wręcz przeciwnie. - Powinno się przyjąć. W Anglii też łazisz po kopalniach? - spytał, kopiąc gdzieś na bok jakiś stary sandał, który pod dotknięciem przez jego but rozpadł się na dwa kawałki - rzemienie odleciały gdzieś dalej, a skórzana, wysuszona na wiór podeszwa pacnęła o żwir - Ech - westchnął Darren, wyciągając różdżkę i Lumosem oświetlając sobie i Julii dalszą drogę.