Sypialnia obecnego właściciela Exham Priory utrzymana jest w raczej skromnym stylu. Położona na piętrze, niedaleko wejścia na galerię, otoczona jest skomplikowaną siatką zaklęć, które spełniają bardzo ważną funkcję, a mianowicie podtrzymują w pomieszczeniu odpowiednią temperaturę, w zależności od potrzeby uchylając okno, rozgrzewając kominek czy po prostu magicznie ochładzając dębowe, drewniane panele podłogowe. Ściany i sufit nie zostały jeszcze do końca odnowione - bardziej reprezentatywne części rezydencji były mianowicie wyżej na renowacyjnej liście. Trzy prostokątne okna skierowane na wschód dostarczają odpowiednią ilość światła przez pół dnia, zaś metalowy krąg nad paleniskiem, zaczarowany jak okna w Ministerstwie Magii, spełnia to zadanie przez drugą połowę. Naprzeciw szerokiego, acz podobnego do tych z hogwarckich dormitoriów, łoża ustawione i przymocowane do ścian są szafki, komody oraz półki, w których właściciel Priory trzyma nie tylko swoje ubrania, ale też rzeczy nie na tyle cenne lub niebezpieczne, by znajdowały się w chronionym gabinecie.
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Sob Mar 13 2021, 11:34, w całości zmieniany 1 raz
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie zgubili się - i ostatecznie dotarli do Archenfield, lądując bezpiecznie przy bramie Exham Priory. Moment rozpakowania minibusa ze zwierząt i wejścia do rezydencji Smith właściwie pamiętała jak przez mgłę - wyczerpana przez emocjonalny rollercoaster, pakowanie i sam przelot właściwie całej Wielkiej Brytanii w czasie krótszym niż się zakładało. Choć w powietrzu nie obawiała się korków, czy sygnalizacji świetlnej - musiała podwójnie zwracać uwagę na warunki atmosferyczne, mugolskie samoloty, inne latające auta i przede wszystkim - miasta w dole. Gumochłon miał sprawny moduł niewidzialności, co nie zmieniało faktu, że musiała kontrolować czy rzeczywiście działa - tak to już było w hybrydach magiczno-mugolskich. Coś paść zawsze mogło. Tak jak Jessica chciała paść już na łóżko. Właściwie nie wiedziała dlaczego, ale ostatecznie uparła się na spędzenie nocy w przygotowanym wcześniej przez Darrena pokoju. Stwierdziła, że zwierzętom łatwiej będzie się zaaklimatyzować, jeśli będzie w pobliżu, prawda była jednak taka... że jej menażerii było praktycznie bez różnicy. Stworzenia wydawały się nawet nieco żywsze w murach Exham. To ona miała problem - paradoksalnie. Choć Priory znała już niemal od piwnic po samą wieżę. Było już grubo po północy - kiedy Smith stwierdziła, że w końcu ma dosyć wgapiania się w wysoki sufit pokoju i słuchania naprzemiennych pochrapywań Warga i Fantoma, nie wspominając o zwiniętej w pustym już kufrze Adelajdzie. W towarzystwie cichych, czeskich przekleństw wygrzebała się z pościeli i zarzucając przyduży sweter na równie przydużą koszulkę, służącą jej za piżamę - bezszelestnie, nie budząc nawet charjuka, wyszła ze swojego pokoju. Szybkim krokiem przemierzyła korytarzyk, właściwie na wyczucie, w moment docierając pod drzwi sypialni Pana Domu - Shawa Juniora. W pierwszym momencie, gdy uniosła dłoń aby zapukać, zawahała się - chcąc obrócić się na pięcie i wrócić tam skąd przyszła. Ostatecznie jednak westchnęła krótko i zapukała cicho trzy razy - nie czekając na żadną odpowiedź, po prostu prześlizgnęła się przez lekko uchylone drzwi. — Darren...? — zaczęła cicho, stając u wejścia i równie bezszelestnie zamykając za sobą drewniane skrzydła. Jej sylwetkę przyświecało mdłe światło księżyca padające przez okno, ognista łuna bijąca od kominka i... delikatne światło bijące od brisingamena, który wisiał na jej szyi. Zrobiła kilka kroków w głąb pomieszczenia, odnotowując lekkie poruszenie na obaldachimionym łóżku. Zatrzymała się tuż przy kominku - przyklękając na jednym z futrzastych dywanów. — Nie mogę spać... I nawet twój grzaniec nie pomógł — podjęła nieco głośniej, choć dalej na pograniczu szeptu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Lot na Wielką Brytanią - przynajmniej dla Darrena - był ZAJEBISTY. Co prawda możliwe, że zgubili się na chwilę nad Grampianami, a te skalne wysepki które widzieli przez chwilę na horyzoncie to na pewno NIE BYŁY Orkady (oby), ale w końcu wylecieli na niziny północnej, wesołej Anglii. I nawet jeśli moduł znikania zawiódł na chwilę nad Manchesterem - nic dziwnego, powietrze tam w końcu lepiej było oglądać niż wdychać. Mimo tego jednak połowę drogi Shaw spędził przy Jess, zachowując się jak dwulatek który nauczył się pytania "co to robi?" i wskazując po kolei na wszystkie guziki, pokrętła i dźwignie jakie tylko znajdowały się w pojeździe. Drugie pół Krukon przesiedział przyklejony do okna i spoglądający w dół. Mimo wszystko nie mógł powiedzieć, że lot Gumochłonem BYŁ lepszy od lotu na miotle - ale wygodne siedzenia, ogrzewanie oraz brak wiatru piździącego w twarz były na pewno sporymi plusami. Po wylądowaniu w Exham - Krukon specjalnie poprawił wcześniej wszelkie bariery, tak by przepuściły auto z Jess oraz nim na pokładzie - Shaw pomógł dziewczynie rozpakować jej menażerię, która zadomowiła się w rezydencji widocznie szybciej niż sama ich właścicielka. Skombinował też na szybko jakąś kolację, jego umiejętności kulinarne nie mogły jednak równać się z tymi hogwarckich skrzatów - po długiej podróży jednak chyba zarówno jemu, jak i dziewczynie było wszystko jedno co zjedzą i, po całusie na dobranoc, po prostu rozeszli się do swoich pokoi - choć kłamstwem byłoby powiedzieć, że Darren poszedł tam bez ukłucia zawodu. Shaw, zbyt zmęczony by zakładać całą piżamę, po prostu założył jakiś stary, wyciągnięty T-shirt Tajfunów i wskoczył pod pościel, zakrywając zasłony machnięciem także wyczerpanej już dziś różdżki. Mógł się spóźnić na jutrzejsze przedpołudniowe godziny w Ministerstwie - zbytnio go to nie obchodziło, gdy zasypiał snem sprawiedliwych... ...przynajmniej do czasu, kiedy usłyszał ciche pukanie drzwi. Ciche - ale po pomieszczeniu z wysokim sufitem niosło się całkiem donośnie. Otworzył powoli sklejone snem oczy i obrócił się na swój lewy bok - zobaczył tam wślizgującą się do środka i kucającą przed kominkiem Smith. - Żeeesssss...? - spytał Krukon. Przetarł ostatnie, buntujące się jeszcze resztki snu z oczu i uniósł wyżej powieki. Najwyraźniej Jess nie mogła spać - po dniu pełnym wrażeń nie było w tym nic dziwnego. Od eksmisji, do ekspresowej przeprowadzki, pakowania, lotu, rozpakowania, nowego - choć znanego już - miejsca... Shaw nie był więc zaskoczony - choć sam zapewne zasnąłby jak bobas i tak. Darren wyślizgnął się spod kołdry i przydreptał do dziewczyny, siadając po turecku obok niej i powstrzymując ziewanie. Choć może nie powinien - w końcu było ono wyjątkowo zaraźliwe, a gdyby Smith zaczęła ziewać, to może łatwiej byłoby jej zasnąć? Dwieście IQ, Shaw. ...może chociaż ciepłe mleko? IQ rośnie wykładniczo. - Już dooobrze - powiedział Darren, obejmując dziewczynę i odganiając ostatnie, senne jeszcze myśli. W sumie nie pomyślał o tym, że Jess może się w Priory po prostu spać źle - może na pierwszą noc powinien po prostu załatwić trochę nasennego eliksiru? Nie miał jednak na to i tak czasu - od wiadomości na wizzengerze do samej przeprowadzki minęło niewiele godzin - Może... może chcesz dziś spać tu? - spytał, wskazując ruchem głowy na opuszczone przed chwilą łóżko - Mogłem rzucić na twój pokój parę Fovere za mało, jak tak o tym pomyślę... - dodał, ściągając usta w cienką linię. Dwa tygodnie treningu w Norwegii - na marne.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Słysząc senne przeciągnięcie swojego imienia przez Darrena, skuliła się nieco w sobie. Naprawdę nie chciała Krukona obudzić - choć z drugiej strony... w takim razie po co tutaj przyszła? Miała nadzieję, że nie śpi, mimo wszystko - i ostatnie o czym myślała to zakłócanie spokoju gospodarza... jakby nie patrzeć była w Exham Priory gościem. Chociaż precyzyjniej określając - nowym lokatorem. Chyba. Na razie. Nie mogła sobie tego odpowiednio poukładać w głowie - i prawdopodobnie również przez to nie mogła zasnąć... Wcale nie przez to, że miała też świadomość Shawa tuż za ścianą. — Spałeś — bardziej stwierdziła niż spytała, z lekkim wyrzutem do samej siebie i swoich gumochłowatych decyzji. — Nie chciałam Cię budzić... — powtórzyła swoje myśli sprzed chwili, mimo to z pewną ulgą wtulając się w koszulkę Shawa. Otoczył ją zapach świerku - i niepokojące uczucie w żołądku nieco osłabło. Myśli też jakby nieco zwolniły, poruszając się jak w słodkiej malignie - Smith westchnęła cicho. Przechyliła się lekko na bok, przysiadając na swoim biodrze, by lepiej wpasować się pod ramię Darrena, opierając policzek w kołysce męskiego obojczyka. To było kojące - naprawdę sama siebie w tej chwili nie rozumiała jak mogła rezygnować z uczucia tak błogiego spokoju. — Nienienie — zaczęła zaprzeczać - choć wcale nie na pytanie zadane przez Shawa, a raczej na kierunek, jaki podjęły jej myśli. Zacisnęła szczupłe palce na tajfunowskim t-shirtcie, zaraz podejmując się wyjaśnień. — W sensie, nie, że rzuciłeś za mało Fovere, tam jest naprawdę ciepło. — Oderwała policzek od jego skóry, wbijając wzrok w jego twarz. Co jak co, ale ostatnie co mogłaby zarzucić Darrenowi, to nieprzygotowanie czy niezadbanie o cokolwiek. W tym - cóż - także o nią. Zwłaszcza o nią? Chrząknęła. — I nie... że nie musisz nigdzie iść i dogrzewać, czy coś. No i ostatnie nie, że... — Uciekła spojrzeniem najpierw na tańczące płomienie w kominku, potem na łóżko, by ostatecznie znów oprzeć się o tors Krukona, chowając się za kurtyną włosów. — ... żebyś w ogóle nigdzie nie szedł. Zachichotała nerwowo, mieląc w dłoni rąbek koszulki Shawa. Zapewne w tej chwili poprawiłaby okulary na nosie - gdyby w istocie je miała. — Wiesz, to zabawne, ale... Tylko się nie śmiej, dobra? — podjęła, chcąc zrzucić z siebie nagromadzone irracjonalne napięcie. — Tak się przyzwyczaiłam w Torsvårg do spania z Tobą, że musiałam wyjąć drugą kołdrę i... zwijałam ją w rulon. W takiego gałgana, który imitował drugą osobę. Ciebie w sensie — odsunęła się odrobinę od Darrena, uśmiechając niepewnie. — No, ale kiepskie to jednak zastępstwo.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nigdy wcześniej Krukon nie zauważył jak miękkie były dywaniki, ułożone w kilku miejscach jego sypialni. W końcu wchodził do niej zwykle późnym wieczorem, zasypiał niedługo potem, rano wstawał i opuszczał pomieszczenie na praktyczny dzień, nie zaprzątając sobie nim absolutnie głowy. - Nic się nie stało - uspokoił Jess, przytulając ją nieco mocniej. Zaspany do tej pory żołądek podskoczył mu lekko w rytm leniwego trzasku ognia na kominku, gdzie na rozżarzonych brzozowych polankach błądziły nikłe płomyki, sprawiające że cienie - a raczej w tej chwili cień - rzucane przez parę Krukonów co chwilę wydłużały się i skracały na drewnianych panelach komnaty. Shaw powiercił się chwilę w miejscu, by lepiej ułożyć siebie i opartą o niego Smith. Uśmiechnął się lekko na słowa dziewczyny, jednak z każdym kolejnym rozpracowanym "nie" szczęśliwy grymas nieco się poszerzał, by w końcu objąć też krótkim, pierwszym od czasu nieprzewidzianej pobudki błyskiem oczy Darrena. - Nigdzie się nie wybieram - oznajmił stanowczo, jednak to mocne postanowienie zbladło nieco, kiedy znów musiał lekko przesunąć stopę, bo dywanik - choć miękki - szybko stawał się po prostu ubitą matą, niewiele bardziej wygodną od po prostu heblowanych kawałków dębu. Po wyznaniu Jess na temat zastępczego Darrena stworzonego ze zrolowanej kołdry - zapewne całkiem miękkiego, jednak pozbawionego cudnego przecież krukońskiego charakteru - Shaw przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej, wtulając twarz w rozczochrane nieco włosy. - Mogę ci się pożyczyć na parę nocy, jeśli gałgan zgodzi się na taką wymianę, oczywiście - mruknął w czuprynę Smith Krukon, spoglądając ponad głową dziewczyny w rozpadający się właśnie wyjątkowo powoli fragment brzozowego konara - Jess... wiesz, że nie musisz szukać nowego mieszkania, prawda? - spytał, biorąc potem nieco większy wdech. Próbował opanować szybkie bicie serca, które galopowało prawie tak jak w gabinecie czy na płonących, norweskich ławkach - i choć pomiędzy wcześniejszą z tych okazji a tym wieczorem minął już ponad miesiąc, to Darren i tak miał wrażenie, jakby było to co najwyżej przedwczoraj. - Możesz zostać w Priory - oznajmił tonem, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Ba, dla niego była - nie widział najmniejszego powodu dla którego Jess miałaby się przeprowadzać gdziekolwiek, gdzie nie będzie Shawa - ...ze mną - dodał szybko, mając wrażenie że głośne bicie jego serca i krew szumiąca mu w uszach powinny być słyszalne nawet zza drzwi, a tym bardziej przez Smith.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Całe napięcie i irracjonalny stres powoli odpływał z jej ramion - jakby parując w zetknięciu ze skórą Shawa. Skupiła się tylko i wyłącznie na tym wrażeniu, zawężając swoje postrzeganie do niewielkiej bańki, obejmującej tylko ją i Darrena. Nie zmieniła swojego położenia nawet jak kość biodrowa coraz dotkliwiej odczuwała spotkanie z parkietem - nawet jeśli nakrytym dywanikiem. W całości oddała się chwili, w której czuła się zwyczajnie uspokojona - zarówno słowami jak i gestami mężczyzny. Jakby doskonale ją rozumiał. Cóż, jeśli już ktoś potrafił to zrobić, nie przewracając oczami nad jej płochliwością - to był to Shaw. — Gałgan nie ma absolutnie nic do gadania — odbiła, samą siebie zaskakując stanowczością w głosie. Była wdzięczna, że się nie śmiał - ba, nie była wdzięczna jedynie za to. Miała naprawdę wiele, bardzo wiele powodów do wdzięczności - i na pewno nie chciała ich zostawić bez wzajemności. Przymrużyła z zadowoleniem oczy, gdy Krukon objął ją nieco mocniej - gdzieś podskórnie czuła, że spokój, który ją otulał niedługo zmieni się w coś innego. Póki co, była to cisza przed burzą. [...] nie musisz szukać nowego mieszkania [...] - I nie trwała długo, ta cisza. — O-Oh, ja... — Serce przyspieszyło w jej piersi - chcąc chyba zsynchronizować się z sercem Darrena, które tłukło jej się tuż przy uchu. Jego wzorem też - choć już bardziej świadomie - wzięła głębszy oddech, zapobiegając nadchodzącemu bezdechowi. Na Merlina, która dziewczyna nie chciałaby usłyszeć takich słów od ukochanego? A zwłaszcza Smith od Shawa - który stał się przecież nieodłącznym elementem jej codzienności. Osobą, która ją motywowała - przy której brała oddech pełną piersią, śmielej zaczęła stawiać kroki i... rano zawsze chwytała za wizzbooka, żeby się z nim przywitać. Teraz mogłaby to robić osobiście. Burza rozpętała się w jej myślach - nie miała jednak nic wspólnego z ciemnymi chmurami i poczuciem irracjonalnego strachu. W żołądku znów zawirowało jej poczucie lekkości - a myśli rozpierzchły się w radosnej panice. Zaczynała naprawdę lubić ten popłoch. — Wtedy, pod wodospadem... — zaczęła, walcząc ze ściśniętą z emocji krtanią. — ... nie żartowałeś. Zastanowiłeś się, bardzo dobrze. — Właściwie przytoczyła jego słowa z Torsvårg - nie tylko słowa z resztą, bo zaraz powieliła również pozycję w jakiej wtedy się znajdowali. Z niedorzecznym uśmiechem błąkającym się po ustach i błyszczącymi w tańczącym świetle oczami, wsunęła mu się na biodra, zaplatając smukłe palce na męskim karku - i opierając się czołem o jego czoło. — Powiedz tylko, że chcesz, to zostanę — wyszeptała - pewnie, tonem podszytym obietnicą. Serce galopem rozbijało się o jej mostek.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Obijający się o okna Exham świst marcowego wiatru nie docierał nawet do uszu Darrena - a nawet jeśli, to był zupełnie nieobecny w jego świadomości, która była zachowywała się, jakby poddana była idealnemu, anestezjologicznemu zabiegowi na wszystkie bodźce, oprócz Jess oczywiście. Ubity tyłkiem dywanik przestał być niewygodny, ogień na kominku równie dobrze mógłby zgasnąć, a przedwiosenna wichura, ostatnie tchnienia niebyłej już zimy, nie potrafiła się przebić nawet przez szum skrzydeł szczęśliwych motyli, obijających się o sklepienie czaszki Shawa. Słysząc wspomnienie jego własnych słów pod wodospadem, przez twarz Krukona przemknął cień rozczulonego uśmiechu. Czy tamte odwiedziny "krańca światu", podążanie za wskazówkami w liściku oraz rozwieszonymi wzdłuż drogi kolorowymi kulami było jednym z najcenniejszych wspomnień Darrena z norweskich ferii? Można by było tak powiedzieć - gdyby nie to, że całe dwa tygodnie spędzone z Jess Krukon uważał za jeden, długi i piękny sen, którego nie były w stanie popsuć ani ciche demony, ani nawet stanięcie twarzą w twarz (albo raczej "twarzami w pyski") z wilkołakiem i ponurakiem. Gdyby Shaw miał teraz wybierać między ponownym spotkaniem dzikich stworzeń, a straceniem Jess choć na minutę ze swoich objęć - to zapewne szykowałby już Mizerykordię. Zanim Smith w ogóle zdążyła dokończyć swoje zdanie, każda cząstka ciała Krukona nakazywała mu jej przerwać i powiedzieć - ba, krzyknąć - że tak, oczywiście, co to za pytanie! Darren powstrzymał się jednak, maskując drżenie wzięciem oddechu, po czym uniósł lekko głowę i z ustami praktycznie stykającymi się z wargami Jess odpowiedział jej zaledwie jednym słowem: - Chcę - po czym złączył ich usta, na początku delikatnie i nawet ostrożnie, nie mogąc się jednak powstrzymać od stopniowego, choć i tak hamowanego, całowania jej coraz mocniej.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Pamiętała każde jego słowo - tak jak niemal z fotograficzną dokładnością mogła odtworzyć każdy moment, jaki z Shawem spędziła. Bo były to momenty ważne i warte zapamiętania - zwłaszcza, że dopiero zaczynali zbierać je wspólnie, a... już się ich nazbierało. Ku jej skrytej, egoistycznej radości - mogła wertować karty swojego umysłu niczym album i ostatni jego rozdział w lwiej większości poświęcony był Krukonowi. Ukradkowym spojrzeniom, uśmiechom - tymi lekkimi jak i szerokimi, które sięgały ciepłych, piwnych tęczówek - drobnym, czułym gestom, rozmowom o wszystkim i niczym, pocałunkom gdzieś w przelocie jak i tym... niosącym za sobą coś. Takim jak ten teraz - którym Darren połączył ich usta. Smith westchnęła cicho, rozkosznie - w duchu - zbyt zajęta była bowiem niewerbalną odpowiedzią na pytanie mężczyzny. Bo wyczuła jego wstępną ostrożność, nieme zapytanie - i zbywała to wszystko, dając się porwać lekkości, beztrosce i wirującymi jej pod powiekami kolorami. Bo czy mogła chcieć teraz czegoś więcej niż tylko bliskości kochanego człowieka? Potrzebne były jej dodatkowe zapewnienia? Kolejna próba prawdy na Ławkach Wiecznego Ognia? Pytania, na które - tego była pewna - otrzyma jedynie twierdzące odpowiedzi? Nie, i ta właśnie pewność była... odkrywczym uczuciem.
Ostatnio zmieniony przez Jessica Smith dnia Wto Mar 09 2021, 00:54, w całości zmieniany 1 raz
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Mimo starań przed paroma tygodniami by niczego nie skiepścić, Darren musiał przyznać że zaklęcia nałożone na pokój zdecydowanie szwankowały. Po wykryciu dwóch osób podnosiły temperaturę do niemożliwych wartości, jednak w sposób niezauważalny, a zarazem szybki... Bo jakie było inne wytłumaczenie tego, że gorąco prawie zapierało Krukonowi dech w piersi? Czekając na odpowiedź Jess, Shaw czuł wręcz przeciwieństwo tego, co działo się w środku Smith. A co, jeśli się nie zgodzi? Miała do tego przecież pełne prawo, mogła wynająć sobie jakieś mieszkanie znowu w Hogsmeade, Dolinie Godryka czy w okolicy Pokątnej i nie przejmować się w ogóle snuciem po jeszcze w większości niewykończonej kupie gruzu - o ile Exham wykończone będzie kiedykolwiek. W końcu gdyby nie nagła sytuacja i zobowiązanie do przejęcia rezydencji, zapewne nawet Shaw wciąż spałby w krukońskim dormitorium, nie gdzieś na nizinach Archenfield... Na szczęście odpowiedź przyszła szybko.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
13 kwietnia, pozornie zwykły dzień, ot wtorek jak każdy inny. Wschodzące słońce dopiero wychylało się znad Forest of Dean, złocąc niziny Archenfield w świetle i porannej rosie. Jessica wygrzebała się z ciepłej pościeli - i jeszcze gorętszych ramion Shawa - tuż przed świtem. Choć głowa i powieki jej ciążyły, odmówiła sobie dodatkowego snu, wciągając na biodra szare dresy i boso - żeby tuptać najciszej jak tylko mogła - wyślizgnęła się z ich sypialni. Nie chcąc naruszać jakkolwiek bariery roztoczonej nad Exham Priory - do kuchni przeszła pieszo, z zadowoleniem odnotowując składniki o które wieczorem prosiła Grzywkę. Musiała podziękować skrzatce - jednocześnie prosząc, żeby wróciła do swojego pokoiku, bo akurat dzisiaj Smith wszystko chciała zrobić własnoręcznie, bez skrzaciej magii. Wróciła więc do głównej sypialni wraz z pierwszymi promieniami słońca - delikatnie uchylając drzwi biodrem i machnięciem różdżki rozpalając drewno w kominku. Rozległe pomieszczenie szybko traciło na cieple - którego braki dotkliwie dawały się we znaki jedynie porankami, kiedy trzeba było opuszczać ciepłe objęcia Morfeusza. — Daaaarren~ — zaświergotała łagodnie, z typowym czeskim zaśpiewem, rozpraszając również zaklęcie przyciemniające sypialniane trójskrzydłowe okno. Kołysząc się lekko - próbując utrzymać pełną tacę jedzenia - podeszła do ich łóżka. Ustawiła śniadanie na niezajętej części materaca, siadając tuż obok Shawa i podwijając nogi na pościel. — Dzień dobry, můj milovaný — nachyliła się nad mężczyzną, składając na jego ustach krótki, powitalny pocałunek. Jak co dzień, gdy budziła się obok. — Śniadanie do łóżka dla Darrena Shawa... — zaintonowała wesoło, uśmiechając się szeroko i mrużąc radośnie szare oczy. — ... ukochanego Jessici Smith, pierwszego zaklęciarza Hogwartu, wzorowego Prefekta, pogromcę wilkołaków i norweskich legend, najlepszego nauczyciela-korepetytora po tej stronie globu, poskramiacza ghuli i różeczników, jeźdźca szlachetnego Kruczopióra... — podsunęła tacę ze śniadaniem na kolana Krukona, powstrzymując się jeszcze od chichotu. — ... oraz świeżo upieczonego dwudziestolatka — zakończyła, chichotem i kolejnym pocałunkiem wymierzonym w męski policzek. — Wszystkiego najlepszego! Dla podkreślenia niezwykle wzniosłej okazji - machnęła różdżką raz jeszcze, a w pomieszczeniu rozeszła się instrumentalna wersja słynnego 'Happy Birthday', puszczając roześmiane iskry z szarych oczu Smith.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Trzynasty kwietnia roku pańskiego 2021. Darren Shaw spał snem sprawiedliwych po wkuwaniu dzień wcześniej sposobów wyceny indonezyjskiej biżuterii pogrzebowej, która - nie było się co oszukiwać - prędzej czy później groby opuszczała. Oczywiście, na tym polu także pomoc Jess okazała się nieoceniona. Nie dość, że miała z tym wszystkim doświadczenie na co dzień, tłumacząc różne docierające do Biura Tłumaczeń dokumenty, to jeszcze dorzuciła tu i ówdzie jakąś ciekawostkę związaną z historią regionu. Około-historyczno-magiczna wiedza Shawa, od kiedy spędzał 'więcej' (eufemizm tysiąclecia) czasu ze Smith, wystrzeliła do góry jak noworoczne fajerwerki. Kiedy Jess wymknęła się z łóżka, Darren był jeszcze w tak głębokim i nieprzerwanym śnie, że nie zauważył prawie braku swojej towarzyszki, bezwiednie sięgając po smithową poduszkę i, krótkim chrapnięciem chrzcząc ją następczynią kołdrowej rolki Jess, wtulając się w nią. Ba, był w śnie tak głębokim, że po świergoczącym piękniej niż słowiki za oknem wejściu dziewczyny Shaw ledwo zaczął łapać za uparcie ulatujące paski świadomości, stabilizując je dopiero mniej więcej przy wypowiedzeniu przez Jess słów nawiązujących do Norwegii. Krukon momentalnie otworzył szeroko oczy i podskoczył wręcz na łóżku, kolanem prawie trącając tacę z ułożonymi na niej pysznościami. Czy ukochana chciała mu przekazać, że wciąż była zła za to, że nic nie powiedział jej wcześniej i że w ogóle w taką beznadziejnie głupią wojaż się wybrał, czy może po prostu chciała jeszcze raz poruszyć ten temat... Na szczęście jednak, po kolejnych fragmentach potoku słów - dość nietypowego dla Jess, przynajmniej jeśli nie mówiła o magicznych zwierzętach albo historii - i pierwszych tonach Happy Birthday unoszących się w powietrzu, Shaw domyślił się prędko, już otrzeźwiony falą strachu, że tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego - a mianowicie jego... - T-to dziś? - jęknął cicho, błyszczącymi oczami przeskakując ze śniadania na twarz Smith i z powrotem. Iskry wzruszenia zagrały mu pod powiekami, a na usta wypłynął szeroki uśmiech - na usta, które po chwili Darren ponownie złączył z wargami Jess, ujmując jej policzki w swoje dłonie i przyciągając je delikatnie do swojej twarzy - Dziękuję, kochanie - mruknął z drżącymi wciąż kącikami ust. Shaw oparł się o poduszkę i zmrużył oczy. - Dwadzieścia lat, huh? - rzucił w eter, spoglądając za okno na kwietniowy poranek w Archenfield. Po paru chwilach wrócił wzrokiem do swojej ukochanej i wzruszył ramionami - Bez zmian, nic nie czuję.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie była specjalnie doświadczona w organizowaniu jakichkolwiek urodzin - nawet swoich, a co dopiero dla kogoś. Dotychczas zdarzało jej się jedynie obchodzić urodziny ewentualnie swoich sióstr, raczej nikogo więcej. Niemniej, nie wyobrażała sobie, żeby puścić mimo uszu datę zawitania na świat swojego ukochanego - który do rangi tej urósł zaskakująco szybko, wprowadzając mały chaos w życiu Smith i jej pojmowaniu. Nagle dochodziło do niej jak wiele rzeczy jeszcze nie wiedziała - ale była to przyjemna do odkrywania niewiedza, którą mogła uzupełnić jedynie własnym doświadczeniem, nie książkami. W końcu miło było zrobić coś dla ukochanej osoby w dniu jej święta, prawda? Nawet jeśli miały być to tylko drobiazgi. Mogła tylko chichotać, obserwując dezorientację i nawet niejaką obawę w ciemnych oczach Darrena, która momentalnie - kiedy mężczyzna zdał sobie sprawę o czym Jess mówi - przeszła w wyraźnie miłe zaskoczenie i rozczulenie. Spojrzenie mu zmiękło, jaśniejąc ognikami - a cichy śmiech dziewczyny przerwany został przez pocałunek, który z czułością oddała. To nie były jej urodziny - a mimo to podeszła do nich z radością większą niż do swoich, lub w ogóle jakichkolwiek innych. — To ja powinnam podziękować za to, że jesteś — odparowała, ciągle z nieodłącznym uśmiechem układając się tuż obok Shawa na poduszkach. Półsiedziała, wpatrując się bez przerwy w Krukona. Musiała zwalczyć ziewnięcie, moszcząc się na powrót w pościeli. — Bez zmian? Absolutnie żadnych? — podpytała, opierając się o wezgłowie łóżka. Musiała sięgnąć po swoją poduszkę - zagarniętą przez Darrena - żeby podłożyć ją sobie pod plecy. — To porównaj zeszły rok do obecnego. Jak spędzałeś dziewiętnaste urodziny? W domu? — Z kim? - cisnęło jej się jeszcze na usta, z czystej ciekawości - choć tego nie dodała. Przysunęła bliżej tacę z jedzeniem, rozlewając do kubków truskawkową herbatę - i jeden podsuwając Krukonowi. Powoli odchodziła od porannej kawy na rzecz liściastych naparów, głównie za sprawą Shawa. — Dalej bez zmian? — podpytała, wolną ręką bawiąc się brisingamenem na szyi - i pociągając łyk owocowej herbaty wpatrywała się w Darrena z wyczekiwaniem. Istotnie była szczerze ciekawa jak Shaw postrzega siebie w przeciągu minionego roku.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Od początku lutego szanse Darrena na śmierć spowodowaną oberwaniem jakąś klątwą drastycznie spadły - a może raczej nie stawiając zauważalnego oporu zostały prześcignięte przez utonięcie w cukrze i słodyczy, którymi emanowała wprost Jessica, zastępując tym każdy tort urodzinowy jaki Shaw mógł tylko sobie zażyczyć - nawet jeśli pora była wciąż stricte śniadaniowa. Na pytanie o dziewiętnaste urodziny Krukon zmarszczył jednak czoło i wytężył pamięć, próbując przypomnieć sobie co działo się trzynastego kwietnia dwa tysiące dwudziestego roku. Co prawda jedyną celebracją na jaką sobie pozwolił była śpiewająca babeczka z białą czekoladą zakupiona w Miodowym Królestwie. W tamtym okresie nie był jeszcze aż tak zasypany pracą - uczył się do egzaminów, odrabiał prace domowe i przygotowywał się do kursu na pracownika Ministerstwa Magii, jednak nie mogło się to równać z nawałem pracy, który czekał na niego choćby we wrześniu, kiedy do obowiązków doszło jeszcze noszenie odznaki prefekta. - Pewnie w bibliotece - uznał, wzruszając ramionami - Albo na miotle, w końcu mniej więcej wtedy wzięli mnie do drużyny - dodał, przypominając sobie swój debiut, całkiem zresztą udany - na pewno bardziej niż ostatni mecz, acz w tym przypadku poprzeczka była wyjątkowo niska. Krukon sięgnął po herbatę, uśmiechając się lekko kiedy do jego nozdrzy dotarł zapach truskawki. Jakiś czas temu znalazł niewielką herbaciarnię na Pokątnej, parę uliczek od Gringotta, w której można było kupić wyborne herbaty, zarówno te tradycyjne, jak i te z magicznymi dodatkami. Zostawione tam galeony były jednymi z najlepszych ostatnich wydatków. - Ani trochę - potwierdził brak zmian Darren, kręcąc głową. Postukał się palcem wskazującym po nosie i policzku, sprawdzając jakby czy jego skóra w przeciągu jednej nocy się nie zmieniła, ale także była 'po staremu' - No, może nieco bolą mnie plecy. Ughhh... - dodał z łobuzerskim uśmiechem, odstawiając herbatę i masując się lekko po korzonkach w geście typowym dla osiemdziesięcioletnich czarodziei.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Sama do końca nie wiedziała jakiej odpowiedzi spodziewała się po Darrenie na swoje pytanie o zeszłoroczne urodziny. Niby tylko rok - a jednak przez te 365 dni naprawdę wiele się wydarzyło (i zmieniło) i to nie tylko w życiu Smith. Jakby na to nie spojrzeć, oboje nawet nieco drastycznie przeskoczyli z beztroskiego życia uczniów i raczkujących studentów do właściwie dorosłego życia. Choć Jess wcześniej raczej obawiała się dorosłości - tak dzisiaj, z perspektywy czasu i 'problemów' jakie ją dopadły... Nie tęskniła za sobą sprzed roku. Gdyby ktoś zaproponował jej działający zmieniacz czasu najprawdopodobniej cisnęłaby go do jeziora - albo potraktowała Bombardą. — Cóóóóż... — przeciągnęła samogłoskę, uśmiechając się pod nosem - i zasłaniając własne usta filiżanką z parującą herbatą. — Brzmi zupełnie jak moje urodziny co roku — prychnęła cicho śmiechem, zaraz jednak prostując: — No, oprócz miotły. Ale może w tym roku, kto wie... — wzruszyła ramionami, ciągle nie tracąc swojego uśmiechu. Ranek świtał za oknem, a dwójka Krukonów siedziała tuż obok siebie, w dzień urodzin jednego z nich, na jednym łóżku, pod jedną kołdrą i z dwoma kubkami truskawkowej herbaty nad urodzinowym śniadaniem do łóżka. Brzmiało to jak naprawdę urocza scenka z jednej z książek - bynajmniej nie naukowych. — Ani trochę? — powtórzyła za mężczyzną, wlepiając w niego uważne, szare spojrzenie. Jasne oczy zaraz wywinęły młynka w powietrzu, kiedy ten jęknął, teatralnie masując się w okolicach krzyża. — No tak, jesteś już w końcu baaardzo stary — przyznała z rozbawieniem, pociągając jeszcze jeden malutki łyk herbaty - i również odstawiając kubek na bok. Przysunęła się do Shawa niwecząc ostatnie dzielące ich centymetry - i skazując ciepłą jeszcze skórę mężczyzny na gwałtowny kontakt ze swoimi lodowatymi wręcz nogami. — Krioterapia, w sam raz dla starych czarodziejów — mruknęła, ani myśląc się z resztą odsuwać. Ba! Wsunęła jeszcze zimną dłoń za plecy Darrena, dokładnie w miejscu gdzie jeszcze przed momentem rozmasowywał korzonki. — Co powiesz dzisiaj na wagary? — zaproponowała, poważnym głosem - choć z zawadiackim błyskiem w oku.