Retrospekcje
Osoby: Fredka i Boyd
Miejsce rozgrywki: Norwegia, igloo Boyda
Rok rozgrywki: ee 2021
Okoliczności: Fredka przychodzi do Boyda, bo ma blisko igloo.
Zanim ktokolwiek mnie zatrzyma ja wstaję i udając, że przeszkadza mi jedynie noga idę dzielnie do przodu. Ocieram łzy, które cisnął mi się do oczu i już po kilku krokach orientuję się, że wcale nie zajdę daleko zbyt daleko. Odwracam się dyskretnie, by upewnić się, że Hunter zajmuje się już Eskilem i nie będzie patrzył w moim kierunku. Dopiero wtedy zatrzymuję się, robiąc kilka spokojniejszych oddechów, mam nadzieję, że zimne powietrze mnie jakoś otrzeźwi, ale wtedy też orientuję się, że dziwnie kręci mi się w głowie i chyba nie powinnam chodzić w tej chwili na dłuższe spacery. Mam ochotę krzyczeć ze złości, ale na to oczywiście również nie mam siły. Wypluwam z furią miętówkę, którą miałam w buzi, bo miałam wrażenie, że nawet przez nią jest mi niedobrze. Ocieram buzię i ściągam z i siebie czapkę, opierając dłonie na kolanach. Wtedy też patrzę w bok i widzę w igloo obok Boyda. No tak, pamiętałam, że mieszka niedaleko, tak sobie przypominam, że nawet chyba to krzyczałam. Chłopak siedział przy biurku bardzo skupiony skrobiąc coś na papierze i popijając sobie napój z termosiku. Jaki kurwa Szekspir. Jebłabym zalotnie śnieżką w szybę, ale to wydawało się być zdecydowanie ponad moje zdolności manualne dzisiejszego dnia. Dlatego po prostu prostuję się na tyle ile mogę i idę w kierunku wejścia do igloo Callahana. Wchodzę z gracją na poziomie czołgu, szarpiąc za drzwi i uderzając z bara, by dostać się do środka. Muszę wyglądać świetnie. Nogi i kolana mam w śniegu przez to, że kiedy szłam parę razy w nim wylądowałam. Mam wielką, rozpiętą kurtkę spod której wystaje żółta, oczojebna bluza. Z ręki wypada mi czapka przez impet z jakim wpadam do środka, a splątane włosy przyczepiają mi się do twarzy. Odgarniam je chaotycznie z mordy, która chyba jest moją najgorszą wizytówką. Moje oczy są podkrążone i drgają niebezpiecznie, bo muszę je powstrzymywać przed ucieczką do góry, co sprawia, że nadal co jakiś czas lecą mi łzy z oczu i teraz właśnie nieeleganckim gestem ocieram policzek. Nie wiem już czy jest mokry od potu, czy jednak płaczu.
-
Piszesz mi list miłosny? - pytam zachrypniętym głosem, krzywiąc blade usta w jakiejś imitacji uśmiechu. -
Oto jestem, gotowa na kolejna rundę! - kontynuuję swój przedni żart i nieopatrznie macham nieskoordynowanie ręką, wtedy orientuję się, że średnio mam siłę na cokolwiek i chyba, mogę na chwilę stracić kontakt z rzeczywistością. -
Jak coś to tylko przez wizje... - chcę wyjaśnić Boydowi, ale niestety w tym momencie mdleję i upadam na podłogę.