C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Trudno jest obejść góry, by przedostać się na drugą stronę lodowego jeziora. Jednak jest to wykonalne. Uczniowie oraz studenci nie mogą tu przebywać bez opieki.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
★ Masz dwie drogi do wyboru. Możesz próbować mniej stromym zboczem będącym wolniejszą drogą, bądź trudniejszą, aczkolwiek szybszą trasą. W obu przypadkach czyhają na was niebezpieczeństwa, z którymi musicie sobie poradzić. Uwaga! Sposób, w jaki sobie poradzicie na tej drodze, jest bardzo ważny. Musicie podkreślić to w tekście. Od tego może (ale nie musi) zależeć to, jaki punkt kuferkowy dostaniecie w nagrodę za pomyślne przejście wyprawy. Wybierajcie z głową! Dodatkowo rzucacie obowiązkowo literką, by zrobić drugą akcję, niepowiązaną z głównym zadaniem szlaku. Wszystko możecie zawrzeć w jednym poście, jeśli wam się uda.
Kod do posta
Kod:
<zg>Zabrane ze sobą przedmioty:</zg> wpisz <zg>Wytrzymałość po rzucie:</zg> początkowa +/- [url=podlinkowane modyfikacje][/url]= <zg>Dodatkowo:</zg> utracone przedmioty/potrzeba pomocy/oznaczenia MG
★ Pamiętajcie, że jeśli wasza wytrzymałość spadnie do 0, musicie zakończyć wyprawę i Bo was oddelegowuje do powrotu, wołając patronusem innego przewodnika. Jest to równoznaczne z zakończeniem przygody. Aby zyskać punkt wytrzymałości, musicie napisać specjalnego posta, w którym opisujecie, co robicie, by się wzmocnić. Musicie dać wtedy tylko poniższy nagłówek, nie może być w poście żadnych rzutów ani pomocy innych, tylko logiczny sposób na dodanie sobie siły.
Kod do posta
Kod:
[center]<zg>Post na przywrócenie punktu wytrzymałości</zg> <zg>Wytrzymałość:</zg> wpisz ile miałeś wcześniej + 1 = ile masz obecnie[/center]
★ MG ma prawo ingerować w to co się dzieje na tym evencie, bez względu na to czy macie zgodę na jego działanie w kuferku czy nie.
1,2,3 - Jesteś w pewnym momencie w takim miejscu, że półka skalna jest bardzo wysoko. Jakim cudem się tu znalazłeś? Musisz jakoś przedostać się na wyższe miejsce. Nie masz jednak wokół siebie wyraźnego wejścia, ani nawet zejścia, a sam stoisz na bardzo niewielkiej skale. Jak uda ci się wejść wyżej?
4,5,6 - Nagle niekontrolowanie zaczynasz się zsuwać na dół. Może to twoje buty, a może ktoś zwyczajnie na ciebie wpadł? Zatrzymaj się jak tylko umiesz!
Lżejsze podejście:
1,2,3 - Widzisz, że w niektórych skałach... To wygląda, jakby coś było w środku? Możesz zignorować te znaki, albo spróbować wyjąć ze skały jeden z nich. Jeśli Ci się uda, jest to niewielka, świecąca się runa.
4,5,6 - Naprawdę, ta wycieczka trwa bardzo długo... tracisz 1 pkt wytrzymałości i masz gigantyczną... cóż, potrzebę. Jeśli próbujesz zejść na ubocze, utykasz gdzieś między skałami. Twoja noga zaklinowała się na dobre?
Literki na dodatkową akcję:
A - Ależ głodny jesteś! Zjedz coś, a jak nic nie masz tracisz -2 do wytrzymałości.
B, F - Bóg i heros z Ciebie. Jeśli masz powyżej 7 punktów z wytrzymałości zbyt energicznie łapiesz się kamienia i ten obrywa się znienacka. Rzuć kostką 1,2 - Spadasz na plecy, 3,4 - Na tyłek, 5,6 - Twarzą w śnieg. I tracisz 2 punkty wytrzymałości.
C - Ciepło zdecydowanie nie jest. Znajdź jakiś sposób na ogrzanie się, albo stracisz 1 punkt wytrzymałości.
D, H - Dobrze ci nie idzie. Robisz sobie drobny uraz w (rzuć kostką) 1, 4 - rękę tracisz 1 punkt wytrzymałości, 2,5 - nogę, tracisz 2 punkty wytrzymałości, 3,6 - głowę, tracisz 3 punkty wytrzymałości.
E - Eskimosie ty skubany! Nic ci nie straszne, a nawet czujesz energię rozpierającą Cię. Może to zorza, może to ty, ale zyskujesz +1 punkt wytrzymałości.
G - Głupia sytuacja trochę wyszła (sam wybierz jaka) i tracisz jedną rzecz ze swojego plecaka. Rzuć ponownie kostką. 1,2 - Jest to całe Twoje jedzenie, 3,4 - Tracisz jakiś punktowany przedmiot, 5,6 - Tracisz inny dowolny przedmiot nie dający punktów. Jeśli np. wylosujesz 3, a nie masz punktowanego przedmiotu, możesz wybrać inną dowolną rzecz. Jeśli nie masz ze sobą nic - nic nie tracisz.
I - I po prostu koniec! Jesteś w sytuacji w której koniecznie potrzebujesz pomocy drugiej osoby, inaczej Bo lub Do przyjdą i oddelegowują Cię z wyprawy. 1,2 - Dowolne utknięcie, 3 - Utrata przytomności, 4 - Utrata różdżki, 5, 6 - Kłopotliwa przewrotka. Cokolwiek to nie jest, narysuj scenę tak, że nie możesz poradzić sobie bez drugiej osoby.
J - Jejku trwa i trwa ten spacer... Jeśli wylosowałeś tą literkę oznacz w poście może przydarzyć Ci się drobny wypadek z którego wyjdziesz cało tylko jeśli masz jakiś punktowany przedmiot. Oznacz w poście @Fillin Ó Cealláchain by dostać drobne zadanie, bądź sam strać w dowolny sposób 1 punkt wytrzymałości, gdyż na zadaniu możesz stracić więcej, albo nic.
______________________
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Zabrane ze sobą przedmioty: kanarkowe kremówki, czekoladowe żaby, eliksir wiggenowy, 2x eliksir pieprzowy, amulet Uroborosa (na szyi), skradziony Hunterowi z igloo termos z herbatą Wytrzymałość po rzucie: w 1 etapie początkowa to 6/10 -> rzut literką w 1 etapie dał wynik 7/10 wytrzymałości. w 2 etapie noga mi się klinuje mam -1 wytrzymałości, ale literka dodatkowej akcji dodaje mi +1 do wytrzymałości więc się zeruje. Dodatkowo: próbuję wyciągnąć swoją nogę z pomocą zaklęcia Separi petris.
Poszedł za Bo. Wyprzedził kłócących się za nim ludzi, nie zwracał uwagi o co poszło i dlaczego bo przecież kto jak kto ale Eskil nie lubił cudzych problemów więc lepiej będzie urwać się zanim ktoś postanowi się do niego o coś doczepić. Wśród tej gromady widział swoją kuzynkę, ale miała już swojego marudera więc opuścił towarzyszącego mu chwilę rudzielca i pomknął naprzód. Podziwiał widoki, a ich surowe piękno zapierało dech w piersiach i jednocześnie poniekąd dodawało mu energii. Cały czas żwawo pokonywał drogę i choć zmęczenie zaczęło mu powoli doskwierać to jednak odkrył w sobie ukryte pokłady siły, aby wspiąć się na ten szczyt. Z jego wiarą w ludzi bądź nadzieją to bywało różnie. Wolał nie ryzykować więc wybrał tę drogę siły choć przecież nie był tak napakowany jak połowa chłopaków tutaj. Zdecydowanie łatwiej było patrzeć na siebie poprzez pryzmat pewnej siły psychicznej wszak nieco wysiłku wymagało od niego pilnowanie wewnętrznej harpii, prawda? Robin też mawiała, że potrafił być silny. Pozostało po prostu zaufać jej ocenie. Cwałował żwawo i czasem zaglądał przez ramię, ale ogólnie rzecz biorąc pochłaniał widoki i cieszył nimi oczy. Czuł się wyśmienicie, był rozgrzany od wspinaczki. Przytrzymywał się głazów bądź gałęzi gdy wspięcie się przychodziło z trudem. Po jakiejś godzinie uznał jednak, że ta droga się dłuży, a wszystko wygląda tak samo. Zerkał na plecy wędrującego Bo zastanawiając się czy to, co mówił o zorzy to faktycznie prawda. Zjawisko atmosferyczne miało stworzyć różdżkę? Ciekawe. Przydałaby mu się jakaś fajna broń, zamiennik tej porcelanowej pięknej różdżki z włosa wili. Zatrzymał się, aby złapać oddech i zszedł na pobocze, aby cóż, załatwić swoje potrzeby fizjologiczne wszak przed wyjściem tutaj wypił dwa małe kufelki pitnego miodu, co nie? Nie załatwił co chciał, noga mu się omsknęła i stało mu się to samo, co Freddie. Stopa utknęła mu między kamieniami. - Au! Serio? Serio? - wywrócił oczami i próbował wyciągnąć stopę najpierw z pomocą rąk, a potem użył znajomego zaklęcia. Skierował różdżkę na jedną skałę i potraktował ją zwielokrotnionym zaklęciem "Separi petris". Poświęcił na to odpowiednią ilość czasu, aby skałka po prostu straciła swoją objętość oraz ciężar. Zamierzał wtedy wyciągnąć stopę z tej skalnej pułapki i wrócić na szlak.
| Eskil tupta samotnie na przedzie, można zagadywać jak ktoś chce |
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Zabrane ze sobą przedmioty: różdżka, termos z dyptamowym smakoszem, kilka batonów proteinowych, opakowanie czekoladowych żab, omnikulary, beret uroków, eliksir wiggenowy x3, eliksir pieprzowy x3, gogle do quidditcha. Wytrzymałość po rzucie: 9/10 (za poprzedni etap) + bez zmiany w tym Dodatkowo: utracone przedmioty/potrzeba pomocy/oznaczenia MG
Wybór odpowiedniej drogi, nie był tak łatwy, jak by się mogło wydawać. Był wręcz podchwytliwy. Może w Brooks nie było zbyt wiary w innych ludzi, ale za to całe mnóstwo w samą siebie. Ostatecznie postanowiła jednak wybrać ścieżkę siły. Przede wszystkim dlatego, że wspinanie się po górach jest znacznie ciekawsze i bardziej niebezpieczne, niż spacer przez jezioro, no i o wiele bardziej wymagające, a Brooks nie lubiła, gdy było zbyt łatwo i przyjemnie. Kiedy przewodnik przedstawił im dwie możliwości pokonania górskiej trasy – lżejszą i cięższą, nie zastanawiała się dwa razy. Oczywiście zdecydowała się na podróż stromym zboczem. Pewnym i stabilnym krokiem szła przed siebie, skoncentrowana na zadaniu. Choć poruszała się szybko, to wciąż zachowywała czujność i patrzyła pod nogi. Poślizgnięcie się i spadnięcie albo utknięcie w jakiejś zaspie były ostatnim rzeczami, na które miałaby ochotę. Im dłużej szła i im wyżej się znajdowała, tym bardziej zaczynał jej dokuczać przenikliwy chłód, wzmacniany jedynie przez porywisty wiatr. Dziewczyna przystanęła na chwilę, wygrzebała z plecaka termos i nalała sobie kubek gęstej jak smoła i gorącej jak ostatni krąg piekieł kawy. Napój przyjemnie grzał ją w dłonie, mimo że miała na nich rękawiczki i rozgrzewał ją od środka. Wystarczyło kilka drobnych łyków, aby poczuć się lepiej. Gorzki posmak w ustach zabiła kilkoma czekoladowymi żabami wsadzonymi do ust. Choć nie przepadała za słodyczami, to wiedziała, że cukier nieco ją pokrzepi, zwłaszcza że zanosiło się na ciężką i długą wspinaczkę.
- Proszę – powiedziała, podając kubek i paczkę żab Antoszce, który już zdążył do niej dotrzeć. Rosjanin pewnie nawet nie odczuwał chłodu ani głodu, ale odrobina miłości ciepła i kalorii jeszcze nikomu nie zaszkodziły, prawda? Kiedy termos wylądował w plecaku, dziewczyna dogrzała się jeszcze zaklęciem calefieri i ruszyła w dalszą drogę. W swojej ambitnej wędrówce tak się zagalopowała, że nim się zorientowała, znalazła się na niewielkiej skalnej półce. Kolejna zaś, na którą powinna wejść, znajdowała się wysoko nad jej głową.
- Kurwa – mruknęła cicho pod nosem, rozważając swoje możliwości, a tych nie było zbyt wiele. Zawsze mogła wrócić, ale to nie wchodziło w grę. Wspinaczka również odpadała, bo wyłomy w skale były tak niewielkie, że raz-dwa zwaliłaby się w jakąś przepaść. Zaczęła więc myśleć nad zaklęciami. Przez dłuższą chwilę rozmyślała nad tym, czy dałaby radę siebie przelewitować mobilicorpusem, ale pomysł wydał jej się absurdalny. Podobnie jak przywołanie do siebie miotły. Byli tak daleko od ośrodka, że nim „Boyden” by doleciał, ona już dawno by zamarzła. Chłód ten nie sprzyjał myśleniu, dlatego Krukonce trochę zajęło sobie przypomnienie odpowiedniego zaklęcia. W końcu jednak żarówka się zapaliła nad jej angielską główką.
- Carpe Retractum – wycelowała różdżką w półkę nad głową i podciągnęła się po magicznej linie, sprawdzając, czy zaklęcie utrzyma ciężar jej ciała. Kiedy upewniła się, że tak, zaczęła wspinaczkę. Stopami wspierała się o skałę, a dłonie ostrożnie przesuwała ku górze. Jeden błąd i skończy w anielskim chórze. Co było podwójnie chujowe, bo raz, że nie chciała umierać i dwa, nie potrafiła śpiewać. Na szczęście treningi na torze przeszkód, którego elementem było właśnie wspinanie się po linie, na coś się zdały i już po kilku minutach zmęczona Brooks była na górze. Serce biło jej jak młot od nadmiaru adrenaliny, ale gdy stres związany ze wspinaczką zniknął, poczuła ulgę i satysfakcję.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pon Lut 15 2021, 10:44, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nawet niezbyt zastanawiał się nad wyborem drogi. Chciał po prostu chwilowo odpocząć od ludzi, którzy podnosili mu ciśnienie i mimo, że oznaczało to wybranie innej ścieżki niż Lowell, postanowił się pójść w stronę gór, niż jeziora. Nim jednak mógł iść dalej, stanął przed kolejnym wyborem i znów zrobił to, co uznał za większe wyzwanie. Nie miał zamiaru iść łagodną trasą. Potrzebował wysiłku, może nawet wyplucia z siebie płuc, co choć po części mogło pomóc mu wyładować agresję i zniwelować efekt braku nikotyny we krwi. Nie czekając więc na decyzję innych zaczął wspinać się po stromym zboczu, pokonując szlak wolno, krok za krokiem. Trasa nie należała do łatwych. Max co chwila ślizgał się i grzązł w śniegu, jednak nie miał zamiaru zatrzymać się choćby na sekundę. Dysząc, brnął przed siebie, aż nagle nie ustawił źle stopy, zaczynając zsuwać się w dół. -Arresto Momentum! - Rzucił na siebie, powodując zdecydowane spowolnienie ruchu własnego ciała, a tym samym dając sobie czas na chwycenie się najbliższego wgłębienia w skale i zyskania stabilnego gruntu. Dał sobie kilka sekund, na złapanie ponownie oddechu, nim dalej mógł kontynuować wspinaczkę. Nie miało jednak być to dla niego zbyt łatwe, bo poczuł, jak ogromne zimno przeszywa jego ciało. Ponownie wycelował w siebie różdżkę, rzucając Fovere na swoje ubranie, które od razu rozgrzało się, a w efekcie i ślizgona. Miał nadzieję, że tyle wystarczy, by bezpiecznie dotarł na koniec tej drogi, bo naprawdę zaczynał mieć dosyć tych przygód, choć nie spodziewał się przecież, że ta wyprawa będzie łatwa i przyjemna. W końcu mieli tutaj mieć do czynienia z jakimś magicznym rytuałem, a to nie brzmiało jak coś, czego można dostąpić bez ówczesnego ubrudzenia sobie rączek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Zabrane ze sobą przedmioty: ciepłe ubranie; różdżka* (+5 do OPCM); totem protekcyjny* (+2 do transmutacji); bezdenna torba, a w niej: 2 porcje eliksiru wiggenowego; latający dywan (+1 do zaklęć); rękawice ze skóry węża morskiego (+1 do ONMS); czekoladki z Felix Felicis; samopodgrzewający kubek; termos z herbatą; kilka batoników proteinowych i paczka krakersów
* - przedmioty, które Keyira zawsze ma ze sobą
Wytrzymałość po rzucie: 9/10 - 0 = 9/10 (bez zmiany w tym etapie) Dodatkowo: tracę termos z herbatą
Kiedy dotarli do pierwszego punktu kontrolnego, a Bo przedstawił im kolejne dwie możliwości na kontynuowanie wędrówki, Keyira zawahała się. Wątpliwości dopadły ją, gdy tylko postawiła odruchowy krok w kierunku śnieżnych szczytów. Zaraz potem zatrzymała się i obejrzała na ścieżkę, prowadzącą do Lodowego Jeziora. Przez moment obserwowała, jak ludzie dzielą się na dwie grupy i musiała przyznać, że wybór co poniektórych szczerze ją zaskoczył. Odprowadziła wzrokiem Gunnara, po czym przeskoczyła nim do Cali, Jess, a w końcu Faolána. O ile jeszcze wybór pierwszej trójki wydał jej się poniekąd zrozumiały przez wzgląd na towarzystwo, tak szlak wybrany przez Wilczka postrzegała jako wybór nie tyle może nielogiczny, co po prostu nieoczekiwany. Tym bardziej, że kompan jego dotychczasowych przygód nie zastanowił się nawet dwa razy, nim podążył trudniejszą trasą ku ostrym szczytom. Nie znali się jednak mimo wszystko na tyle, by mogła odczuwać z powodu nieobecności Puchona jakiś konkretny zawód. Ten sprawiło jej zupełnie co innego. Raz jeszcze, na krótką chwilę, zerknęła ku pierwszej grupie. W końcu uniosła głowę i zaczerpnęła głęboki wdech, który napełnił jej płuca świeżym, mroźnym powietrzem. Przymknęła oczy, próbując sobie przypomnieć słowa przewodnika. "Jeśli uważacie, że to wiara i nadzieja w siebie lub innych was napędza..." Shercliffe wierzyła w ludzi, jak również wierzyła w to, że uda się im pokonać szlak, wiodący przez jezioro. Nie potrzebowali do tego jej obecności. Nie była natomiast stuprocentowo pewna tego, czy zdoła samodzielnie pokonać trasę ciągnącą się przez góry i właśnie dlatego, zaledwie kilka sekund później, brnęła już po kostki w śniegu, wspinając się po zboczu. Chciała... Potrzebowała sprawdzić czy jest w stanie pokonać trudności, choćby miała wpełznąć na szczyt na czworaka. Z tego samego powodu wybrała ostatecznie najtrudniejszą ścieżkę. Nim dotarła do bezpieczniejszego, jak jej się wydawało, ustępu skalnego, minęło trochę czasu. Wiedziała, że ścieżka prowadząca między szczytami jest krótsza i jak wielu - teoretycznie - przystanków by nie zrobiła i tak powinna dotrzeć na miejsce wędrówki szybciej, niż grupa wlokąca się przez Lodowe Jezioro. Nie postrzegała jednak całego wydarzenia w kategorii wyścigu, więc zaraz ponownie skupiła się na swoim zadaniu. Zerknęła w górę, uczepiła się skały nieco pewniej i ostrożnie sięgnęła do torby, by ostatecznie wyciągnąć z niej termos z ciepłym napojem. Upiła łyk herbaty, ale zanim zdołała się nią nacieszyć, z wyższych partii skał osunęła się na nią warstwa śniegu i ukruszonych odłamków. Chcąc się zasłonić, Keyira przyśpieszyła ruchy, co doprowadziło do utraty stabilności: jej stopa osunęła się w dół, a wraz z nią podążyła reszta ciała. Serce momentalnie podeszło jej do gardła. By móc się czegoś chwycić, Ślizgonka odrzuciła termos i zamiast niego objęła przytwierdzoną do uda różdżkę. Wycelowała ją we własne stopy, próbując przypomnieć sobie, jakie zwierzę uważała za mistrza zimowej, górskiej wspinaczki. — Crura — sapnęła z wysiłkiem. Sekundę później jej nogi, od kolan w dół, przybrały kształt potężnych łap pantery śnieżnej. Shercliffe wbiła swoje nowe, mocne pazury w skałę i w końcu chwyciła się najbliższej półki. Odetchnęła z ulgą, schowała różdżkę i pozwoliła sobie na krótki odpoczynek, by złapać oddech i opanować szaleńcze bicie serca, jak również zdradzieckie drżenie dłoni. Runięcie w dół byłoby nie tylko bolesne, ale też okropnie żałosne... Key szybko zebrała się w sobie i podjęła dalszą wspinaczkę, teraz znacznie ułatwioną przez nowe, bardziej przystosowane kończyny. Musiała przyznać, że było to bardzo ciekawe doświadczenie, a jednak, kiedy tylko dotarła na górę, na powrót przemieniła parę łap z powrotem w stopy i dopiero potem pozwoliła sobie na odrobinę prawdziwego relaksu. Wsparła dłonie na biodrach i rozejrzała się, podziwiając cudowne krajobrazy. — Myślisz, że Bo by się wkurzył, gdybyśmy teraz wskoczyły na latający dywan? — mruknęła z rozbawieniem, zatrzymując się u boku Brooks. Krukonka, tak jak Keyira, wydawała się być zadowolona z siebie. I słusznie.
Post na przywrócenie punktu wytrzymałości Wytrzymałość: 9 + 1 = 10
Kiedy jej niebezpieczna wspinaczka na skalną półkę dobiegła końca, a ręce przestały drżeć jej od wysiłku i nadmiaru wrażeń, Krukonka postanowiła ponownie sięgnąć po czekoladowe żaby. Co prawda nie była głodna i czuła, że ma jeszcze mnóstwo energii, ale doszła do wniosku, że dodatkowa porcja cukru jej nie zaszkodzi. Wsadziła więc kilka czekoladowych płazów do ust i zaczęła je żuć, oglądając przy tym znajdującą się w pudełku kartę. Niestety, nie była to żadna z quidditchowych kart, więc po prostu spaliła ją za pomocą incendio. Przyglądała się właśnie krążącemu w powietrzu popiołowi, gdy niespodziewanie pojawiła się obok niej Ślizgonka, z którą miała przyjemność grać w „Stówę” podczas ostatniego treningu i Limiera. Doskonale wiedziała, że jest córką Shercliffe’a, ale właściwie nic poza tym.
- Hej – przywitała ją uśmiechem i wskazała różdżką na przetransmutowane stopy dziewczyny. – Jeżeli szukasz dobrej pedicurzystki, to znam jedno miejsce w Hogs. Powinni sobie dać radę i z tym – zażartowała i wyciągnęła w jej kierunku paczkę z czekoladowymi żabami, zachęcając ją do poczęstowania się.
Kiedy dziewczyna wspomniała o latającym dywanie, brązowe oczy Krukonki zalśniły entuzjastycznie pod goglami.
- Nie gadaj, że masz latający dywan! Skąd, gdzie, jak, skąd? Skąd go masz? – zaplątała się z podniecenia. Odkąd tylko nauczyła się latać na miotle, marzyła, aby polatać kiedyś również na dywanie. Ostatnio szukała nawet kogoś, kto chciałby taki sprzedać, niestety bezskutecznie. – Myślę, że Bo nie byłby zachwycony. Słyszałaś go, prawda? CzEkA wAs pOtYcZkA ZeSłAnA pRzEz ZoRzĘ. JaK jĄ pRzEjDzIeCiE, bĘdZiEcIe gOdNi! – Obniżyła nieco głos, przedrzeźniając przewodnika. Sama nieszczególnie wierzyła w to, co mówił i pojawiła się tu raczej dla przygody i wyzwania, niż jakiejś magii, którą miała na nią zesłać zorza. – W każdym razie jak już wrócimy, to obowiązkowo musisz mi pokazać ten dywan!
Zabrane ze sobą przedmioty: 2 wiggenowe, 2 pieprzowe, samonagrzewający kubek z malinowym chruśniakiem i butelka vørterøl, część paczki z miodowego królestwa: paczka kociołkowych piegusków, pieprznych diabełków, dyniowych pasztecików, kilka czekoladowych żab, gogle quiddtchowe, różdżka, wykres gwiazd Wytrzymałość po rzucie: 7 Dodatkowo: I, 4 - tracę różdżkę :))
Wytrzymałość: 7 Wybór: łagodne przejście Wylosowana k6: 2 (opiszę w kolejnym poście)
W jednym momencie siedzę sobie spokojnie na kamieniu i piję kakałko od Felka, opowiadając Maxowi jak to się przeprowadziłam i jak miło mieszkać mieszkać na swoim... uśmiecham się też do dwójki nauczycieli, zapewniając, że nic mi się nie stało, równocześnie ledwo co powstrzymując śmiech kiedy słyszę sposób w jaki mówi profesor Avgust. Po czym stacza się na nas Morius i cała miła atmosfera posypuje się równie szybko jak kakao ląduje na kurtce Felinusa (przynajmniej nie moje, na wszelki wypadek szybko wypijam ostatnie dwa łyki, które mi zostały). Trochę nie wiem co mówić i robić, więc przyglądam się temu wszystkiemu, kiedy milion osób po kolei próbuje uspokoić Maxa. Gdzieś międzyczasie macham do Cali, która zdaje się, że ma towarzystwo Gunnara i Jess, po czym ruszam za resztą grupy, kiedy już wszystko jako-tako się uspokaja. Słucham tego co mówi Bo i wydaje mi się, że powinnam pójść ścieżką siły, czyli przez góry. Może nie jestem jakoś specjalnie silna pod względem fizycznym (prędzej zwinna) ale wydaje mi się, że jeśli postawię sobie jakiś cel to dążę do jego osiągnięcia. Po prostu za pomocą własnych zdolności, a nie wiary w coś, co być może nie istnieje. To jest moja pierwsza myśl i nie rozmyślam za dużo nad tym czy to dobra decyzja - zapewne droga pozwoli mi to zweryfikować. Zresztą, o ile pokonanie gór zdaje mi się być wyzwaniem, to kto wie jak byłoby z jeziorem? Tam naprawdę trzeba wierzyć w to, że lód nie załamie się pod ciężarem ciała. Kiedy wchodzimy na górskie szyty, nasuwam na oczy gogle quidditchowe, dzięki czemu widzę nieco lepiej, a w momencie możliwości wyboru jednego z podejść, idę oczywiście tym łagodniejszym. Dedukuję to sobie tak, że wolę nie pchać się w jeszcze bardziej niebezpieczne miejsca i po prostu starać się iść szybciej. Doganiam @Eskil Clearwater akurat w momencie, kiedy oswobadza stopę ze szczeliny. - Eskil, wszystko w porządku? - wołam do niego, no bo jest jednak nie jest na szlaku tylko kawałek dalej, no i wygląda jakby jednak coś się stało, więc może potrzebuje pomocy. Niewiele myśląc, chcę do niego podejść ale jakoś tak niefortunnie staję, że śnieg się pode mną zapada i to tak serio głęboko, jak to tylko możliwe jest chyba w górach. Ląduję po ramiona w jakiejś dziurze i co prawda nic takiego mi nie jest, ale kiedy próbuję wyjąć różdżkę, żeby coś sprytnego nią wyczarować, to gdzieś mi się zapodziewa w tym śniegu. No pięknie... - Eskil? - odzywam się do niego, bo przecież ciągle musi tu być. - Chyba... chyba musisz mnie stąd wyciągnąć - zauważam i nie to, że nie wierzę, że będzie chciał to zrobić, raczej o to czy będzie umiał. I już wcale nie jestem taka pewna czy ta ścieżka była tą odpowiednią.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Metodą cierpliwości i ponawianych prób czaru jakoś wyswobadził stopę. Jest tak zimno, że nie jest pewien czy coś go boli ale skoro nie kuleje ani nie słyszy w bucie żadnego krwawego plaśnięcia to raczej wszystko jest w porządku. Minęło dziesięć minut tego wswyobadzania się kiedy usłyszał nieopodal głos kuzynki. - Okay! Zaraz podejdę.- woła do niej, póki co nie patrząc na dziewczynę tylko doprowadzając się do porządku by móc kontynuować trasę. Kolejne jej zawołanie już przyciągnęło jej wzrok i gdy tylko zobaczył ją zakopaną w śniegu, ruszył niemalże biegiem (na tyle na ile to możliwe w tych okolicznościach) do dziewczyny. - Soph! Na gacie Merlina. - od razu przykucnął przy niej aby wziąć ją pod ramię. Wykorzystując siłę swojego ciężaru zaparł się aby pomóc się jej wyswobodzić. Nie jest to proste więc najpierw rozgarnął śnieg wokół niej. - Dobra, to inaczej. - wolał nie eksperymentować z zaklęciami więc przykucnął przy niej i dzięki współpracy - trzymał ją za ramiona i wciągał na siebie - po dłuższym czasie udało się ją wyciągnąć. Opadł plecami na śnieg, zziajany, zaczerwieniony na twarzy, mokry i zimny. - Coś ci jest?- naprawdę się zaniepokoił więc szukał na niej jakichkolwiek oznak, że coś ją boli. Usiadł na śniegu i otarł wierzchem rękawiczki twarz. - Może chodźmy razem. Mam sposób by iść za Bo, on prowadzi tak, że nigdzie nie wpada ani się nie osuwa. - zasugerował i podniósł się do pionu, podając rękę dziewczynie. Ścisnął mocno jej dłoń i pomógł jej otrzepać się ze śniegu na plecach oraz ramionach.
Na pewno mnóstwo razy słyszałam, że idąc jakimś szlakiem nie powinno się z niego zbaczać i dzisiejszy wypadek bardzo mi o tym przypomina. Strach pomyśleć co bym zrobiła gdybym tak głęboko utknęła w śniegu, a w pobliżu nie było nikogo kto mógłby mnie usłyszeć. Czuję się przez chwilę, jakbym miała jakieś zaćmienie mózgu, bo kiedy gubię gdzieś różdżkę to totalnie nie wiem co robić. W mojej głowie pojawiają się tylko świetne pomysły na wykorzystanie zaklęć, a nie coś innego, bardziej przydatnego w tej sytuacji. Dopiero kiedy Eskil zaczyna odgarniać śnieg, stwierdzam, że to może całkiem dobry pomysł i też próbuję trochę powiększyć dziurę, równocześnie stając na ubitym śniegu, dzięki czemu znajdę się chociaż odrobinę wyżej. Łapię kuzyna mocno za ramiona i pozwalam się wyciągnąć, już na sam koniec starając jakoś pomóc nogami. Wymęczona (chyba bardziej perspektywą utknięcia, bo to Eskil odwala większość roboty) padam obok na bezpieczny kawałek białej ziemi. - Chyba nie - stwierdzam, że czując, żeby cokolwiek poważnego mi dolegało. Plecak z całym moim prowiantem i paroma innymi, przydatnymi rzeczami, ciągle spoczywa bezpiecznie na plecach. - Ale gdzieś tam zgubiłam różdżkę. Możesz dasz radę ją przywołać? - pytam, tak naprawdę nawet nie wiedząc czy zaklęcie zadziała. Żadne z nas nie wie dokładnie gdzie różdżka się zapodziała, a zdaje się, że wiedza o umiejscowieniu przedmiotu jest dosyć ważna przy Accio. - Dzięki, że mnie uratowałeś, umarłabym tam bez ciebie - zwracam się jeszcze do niego, kiedy już się podnosimy i pomaga mi się otrzepać. Też zgarniam śnieg, który poprzyczepiał mu się do kurtki i czapki. - To chyba całkiem niezły pomysł - mówię i wracamy na ścieżkę. Problem jest tylko taki, że przez przerwę jaką sobie zrobiliśmy, przewodnik Bo poszedł gdzieś do przodu. Ale to nic, na pewno zaraz go dogonimy. Ciągle nie mogę pogodzić się z utratą różdżki, obawiam się co jeszcze może się stać i jak sobie bez niej poradzę. Przyglądam się mijanym przez nas kamieniom i zauważam, że na niektórych są jakieś znaki. Rozpoznaję w nich runy, ale nie wiem co oznaczają (że też nie wzięłam ze sobą świetlika). Kiedy którejś z nich dotykam, okazuje się, że trochę się rusza i aż prosi się o wyciągnięcie, więc biorę jakiś luźny kamień i próbuję jakoś poluzować szczelinę, żeby móc sobie wziąć runę. - To się rusza - wyjaśniam Eskilowi, kiedy spędzam nad znakiem zdecydowanie więcej czasu niż potrzeba i przewodnik Bo znowu się oddala.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie może teraz już narzekać na zimno bo rozgrzał się przy wyciąganiu Sophie z tego śnieżnego dołu. Kiedy już leżeli na śniegu, łapał oddech i popatrzył na ciemne niebo. Niesamowite widoki, ale wolałby jednak nie zostawiać tu Sophie ani tym bardziej żadnej z jej kończyn. - Masz farta. - otarł pot z czoła. Zerknął w kierunku miejsca gdzie Sophie była zaklinowana i kierując tam swoją różdżkę rzucił zaklęcie "Accio różdżka", a nuż uda się ją przywołać. Posłał kuzynce bezradne spojrzenie, bo nie miał pojęcia czy to zadziała. Wszystko jest kwestią tego jak głęboko ta różdżka upadła, czy jest w całości, a i czy zaklęcie Clearwatera miało odpowiednią moc. Schował swoją różdżkę z powrotem do rękawa i rozmasował swój kark. - Nie umarłabyś. - prychnął kiedy zasugerowała, że nie dałaby sobie rady. Nawet nie chciał o tym myśleć ani tym bardziej rozprawiać. Najważniejsze, że wszystko się względnie dobrze skończyło. Postanowił towarzyszyć Sophie tak długo aż nie znajdą się w bezpieczniejszym miejscu. Ruszyli w końcu na nowo na ścieżkę, ale tym razem się już nie oddalał. - Na pewno wszystko okej? - może to lucasowa nadopiekuńczość mu się przejawiła w tym nadprogramowym pytaniu. Raczkująca empatia również! Zmarszczył brwi kiedy zatrzymała się przy jakichś kamieniach. To było teraz jak kuszenie losu i wolałby kontynuować wspinaczkę za Bo, ale zatrzymał się z Soph. - Jesteś pewna, że ruszający się kamień to jest to, czego chcemy na szczycie góry? - zapytał z powątpiewaniem, ale nie przeszkadzał jej. Ot, wykręcał głowę aby widzieć gdzie idzie Bo i reszta osób, aby za chwilę mogli go bezproblemowo dogonić.
Morius Crow
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Pieprzyk po jednej i drugiej stronie nosa na tym samym poziomie, wory pod oczami które mocno podkreślają oczy. Duży pieprzyk na szyji.
Zabrane ze sobą przedmioty: różdżka i kruk Wytrzymałość po rzucie: 10 - 4 (Wywalenie się, przewrócenie punktów i -1 od mg strata w szarpaninie.)=6 Dodatkowo: Nic Wytrzymałość:6/10 Wybór:Łagodne Wylosowana k6:3 DODATKOWA AKCJA:F Chociaż raz uśmiechnął się do mnie los.
Spojrzałem na strome zbocze, pierwszy instynkt podpowiadał mi, żebym się tamtędy wspinał. Jednak szybko otrząsnąłem się z tego amoku. Głowa nadal mnie bolała, nie chciałem więcej urazów. I tak wystarczy, że będę musiał, jakoś to dokładnie załatać jak wrócę. Nie oglądałem się na resztę wspinających. Miałem doświadczenie w pokonywaniu takich przeszkód. Niczym kot wchodzący po drzewie pokonywałem mniej strome zbocze. Jednak wyprawy na polowania z ojcem przydawały się w takich wspinaczkach. To na jedną półkę skalną wskakuję, to sobie powoli omijam wysokie zaspy śniegu. Czułem się jak ryba w wodzie. Przemierzając te tereny, które przypominały mi rodzinne strony.
W pewnym momencie złapałem za kamień, który był lekko luźny. Teraz do mnie doszło, że jednak to uderzenie w głowę, było zbawieniem. W pełni sił pewnie bym nawet nie zwrócił na to uwagę i poleciał w dół. Pomyślałem, że lepiej dać znać innym. Jednak po chwili dotarło do mnie, że znajdujemy się na szczytach skalnych. Pokryte one są lodem, a nie chciałem, aby jakaś lawina powstała z powodu mojego głosu. Jednak coś było nie tutaj nie tak. Wyjąłem kamień a zanim znajdowała się runa. Użyłem różdżki, aby ją przybliżyć, po czym delikatnie chwyciłem. Spoglądałem na nią, przez chwile nie wiedząc dokładnie, co mógłbym z nią zrobić, schowałem ją do kieszeni płaszcza, po czym udałem się w dalszą wędrówkę. Byłem z tyłu grupy, wreszcie dogoniłem dwie osoby. Wydawało mi się, że byli oni o wiele dalej, jednak chyba im coś wypadło po drodze. Podszedłem i się przywitałem. -Hej coś się stało? Myślałem, że tylko ja sobie postanowiłem pozwiedzać szczyt dłużej niż inni.- Uśmiechnąłem się do dwójki, którą napotkałem. Wydawało mi się, że dziewczynę kojarzę, ale na razie wolałem nie ryzykować zgadywania. Po chwili zorientowałem się, że obok nich znajduje się dół. Podrapałem prawą ręką po brodzie. Nie wiedziałem, o co chodzi i tylko mogłem się domyślać.
Zabrane ze sobą przedmioty: różdżka, zapas jedzenia i picia dla dwóch osób, gorąca herbatka, ekskluzywny magiczny namiot Wytrzymałość po rzucie: 10 Dodatkowo: tracę żarcie w tym etapie :C
Myślał, że dyskusja pomiędzy Maxem a Huxem została zakończona w momencie w którym ten drugi zmienił temat i zaczął umilać mu czas anegdotami ze swojej (szalonej) młodości, tymczasem okazało się że po tej wydawałoby się niewinnej wzmiance konflikt tylko zaognił się, bo młody Ślizgon wziął sobie jego słowa mocno do siebie; Antoszek postanowił taktycznie przemilczeć sprawę, stwierdzając, że jeśli jeszcze on dorzuci swoje trzy ruble, to pewnie tylko pogorszy sytuację, na którą tak naprawdę szkoda było strzępić języka. Gdy Bo wytłumaczył im, na czym będzie polegała dalsza część wycieczki, z wielkim żalem pożegnał swojego towarszysza - no i tyle było z miłej wspólnej wycieczki - i wyruszył zgodnie z poleceniem przewodnika w stronę przejścia przez góry, oglądając się jeszcze przez ramię na Huxa, lekko zmartwiony, czy ten na pewno przejdzie cało przeprawę przez jezioro i nie skończy jej przypadkiem w wodzie, zamarzając na śmierć. Szedł w milczeniu niedaleko Maxa, który wybrał tą samą trasę co on; nie podejmował z nim żadnych rozmów, głównie dlatego że trzeba było naprawdę skupić się na pokonaniu stromej trasy, i z grubsza pilnował tylko, żeby uczeń pozostawał w zasięgu jego wzroku, a nie łaził gdzieś i nie robił kolejnej draki. Po drodze spędził chwilę w towarzystwie Julki, która poczęstowała go czekoladową żabą (bardzo miła kulturalna dziewczyna, no naprawdę!!!) i nie minęło zbyt wiele czasu, gdy niespodziewanie zarówno on jak i Maksim zaczęli się zsuwać w dół jak dwie ostatnie pokraki; zachował zimną krew, oczywiście, i zamiast bawić w zaklęcia, po prostu chwycił się najbliższej gałęzi, wykazując przy tym spektakularnym refleksem i imponującą siłą, dzięki czemu mógł się zatrzymać i zachować równowagę. Pech chciał, że przy tym inna gałąź, zapewne brzytwotrawa, smagnęła mu po plecaku, rozdzierając go, a z wnętrza wyleciał cały jego dwuosobowy prowiant. Świetnie, teraz Huxley, poza tym że zamarznie w jeziorze, to zginie z głodu, brawo Antek, pomyślał sobie nieco zrezygnowany, ale ogólnie nie tracił hartu ducha i po tej drobnej porażce wspinał się dzielnie dalej z nadzieją że już niedługo dotrze do celu i odnajdzie swojego towarzysza podróży całego i zdrowego.