Podobno położenie jaskini ciągle się zmienia - znalezienie jej polega na odszukaniu odnogi rzeki, której woda zaczyna zmieniać się w śnieg. Idąc tym tropem, można dotrzeć do magicznego lodowca. Choć pierwsze kilka kroków wgłąb jaskini wydaje się piekielnie mrozić całe ciało, później temperatura stopniowo się podnosi. Wtedy też ujawnia się magia tego miejsca. Jeśli przyjdziesz sam, będziesz czuł się fenomenalnie. Wszystko rozjaśni ci się w głowie, uspokoisz się i odetchniesz, może nawet wrócą do ciebie utracone lub zagubione wspomnienia. Jeśli przyjdziesz z kimś, jaskinia was połączy. Niezależnie od ilości osób i odległości między nimi, wasze myśli i emocje zaczną swobodnie przepływać od jednej osoby do drugiej. Choć Biała jaskinia pozornie wydaje się niegroźnym i fascynującym miejscem, w rzeczywistości jednak może zmienić się w zabójczą pułapkę - wystarczy odrobinę zbyt dużo negatywnych myśli bądź emocji, by temperatura drastycznie spadła, a śnieżna rzeka wartkim strumieniem lawiny pochłonęła niechcianych agresorów.
Gdyby było na środku to pierwszy śmiałek by ją znalazł... Przecież to nie mogło być tak proste. Nie dość, że mieli mapę z podanymi lokalizacjami to jeszcze artefakty miały być pozostawione na środku i na widoku. To po prostu było nielogiczne dlatego też Beatrice zakładała, że to będzie gdzieś schowane lub będzie wymagało od nich jakiegoś wysiłku by ją zdobyć. Nie spodziewała się, że to będzie proste dlatego między innymi na to się zgodziła. Potrzebowała jakiegoś wysiłku i zaangażowania. Chciała jakiegoś wyzwania, a to wydawało się jej idealnym rozwiązaniem. - Gdyby tak było już dawno by zostały odnalezione. Zwłaszcza że już i tak ułatwieniem jest pozostawienie mapy, którą spisałyśmy wcześniej - powiedziała do ślizgonki, bo tak sądziła. A jeśli chciała podjąć temat to niech to robi. Krukonka wcale nie jest taka straszna i odpowie jej, jakie miała podejście do szukania oraz też co sądziła. Zresztą prawie nikt nie pyta jej to, co ona myśli. - No będzie ciekawe... ale wolałam tego nie sprawdzać jednak chce wrócić w jednym kawałku z tej wyprawy - nie przeszkadzały jej wyzwania, ale wolałaby nie były ona ponad ich siły. Czarna Magia i Beatrice to dwie różne rzeczy... tak jak ogień i woda. Beatrice po prostu nie bardzo lubuje się w czarnej magi, bo twierdzi, że ona ma swoją cenę. - Powiesz mi w ogóle skąd pomysł szukania tych artefaktów?- była ciekawa, czemu chciała ich szukać. Dla sławy? Bogactwa? Czy po prostu dla samej siebie? Ludzie oddający się w takie wyprawy mają różne powody i była ciekawa, jakie ma jej towarzyszka.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Raczej nie miała jakiś traumatycznych wspomnień z kapturkami po egzaminie... No może jednak nie darzyła ich ogromną sympatią, bo te cholery mocno waliły pałkami, ale jeśli starcie z nimi miałoby ją przybliżyć do celu to jednak nie miałaby większego problemu, by to robić. Nawet z przyjemnością. Yorokonde i tak dalej. Przewróciła jedynie oczami, gdy tylko usłyszała jak Felinus zaczyna argumentować czemu jednak wjebanie strzały do białej jaskini było kiepskim pomysłem, a nie przejawem czystego geniuszu. Jasne wiedziała, że w pewnym sensie było to miejsce, które wydawało się podejrzane, bo w zasadzie co takiego można było o nim wiedzieć? Westchnęła ciężko. - Sarkazm, Felinus. Mówi ci to coś? - akurat jej ostatnią wypowiedź z trudnością można było wziąć na poważnie, ale chyba Lowell faktycznie wziął ją sobie do serca. Nie przerywając wędrówki postukała raz jeszcze w lodową ścianę zgiętym palcem. - Chociaż powtórzę: magiczny lód. Nie wiem jak dokładnie wygląda ta strzała i jakie ma właściwości, ale to otoczenie mogłoby zamaskować jej sygnaturę magiczną lub zabezpieczyć w jakiś szczególny sposób. Dlatego nie jest to do końca takie głupie. Mruknęła jedynie potwierdzająco na kolejne słowa Puchona. Magia tego miejsca próbowała w jakiś sposób wpłynąć na to, co mogli odczuwać. Z drugiej strony w większości przypadków Strauss towarzyszyło przejmujące uczucie pustki lub jakiś trudny do zdefiniowania mętlik, którego nie potrafiła w żaden sposób określić. Trudno było jej zatem określić czy naprawdę odczuwa jakieś efekty jaskini czy po prostu jest w jakimś dziwnym stanie psychicznym. - Pewnie jest niedaleko - stwierdziła jedynie, zapuszczając się jeszcze głębiej w rozświetlaną ich zaklęciami jaskinię. Oby tylko w miarę szybko znaleźli to czego szukali.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Czy wziął sobie te słowa na poważnie? Otóż nie. Czemu tłumaczył? Bo mógł. I zawsze mógł zostać za to zlinczowany, mając to kompletnie w dupie. I nie inaczej było w tym przypadku, kiedy to usłyszał słowa Violetty, która najwidoczniej odebrała to za brak zrozumienia sarkazmu. Na co porozumiewawczo się uśmiechnął, kiedy to przechodził sobie dalej, w głąb jaskini, która to na nich czekała. Czy uda im się coś znaleźć? Tego nie wiedział, wszak zbyt wiele niewiadomych znajdowało się w otoczeniu, ale skoro tutaj przybyli, to nie mogli jakoś zaprzestać na jednym gównie, w związku z czym jedynie cicho westchnął, mając nadzieję, iż to jakoś wpłynie na ich bycie postrzeganym przez jaskinię. Bo słyszał te stukanie do drzwi, jakoby ktoś lub coś próbowało przedostać się do jego umysłu, chcąc wydobyć coś w ramach czystej solidarności uczuciowej. Co jak co, ale tak łatwo na to nie pozwalał; może nie do końca udawało mu się w pełni ograniczyć własne emocje, wszak magia była zbyt silna (w szczególności jak na jego wcześniej wyczerpaną sygnaturę). A można było wyczuć naprawdę dziwne stężenie najróżniejszych uczuć, jakoby wywodzących się nie tylko z obecnej sytuacji, lecz także z wydarzeń przeszłych. Zrezygnowanie, radość, smutek, uczucie zaufania, samotność, uczucie posiadania kogoś bliskiego. To wszystko się mieszało naprzemiennie, w związku z czym rzeczywiście trudno było wyczuć, co obecnie czuje Lowell - w szczególności, gdy i tak ograniczał działanie Jaskini na jego własny umysł. - Nie ma zabezpieczenia bez słabych punktów. - koniec końców, jakby nie było, każde ukrycie posiadało jakieś tylne wejście, dzięki któremu można zawładnąć ponownie nad własnym losem. Zresztą, wiele razy o tym słyszał. Tworzenie tylnej furtki, którą zna tylko osoba rzucają czar, wcale nie jest zjawiskiem nienormalnym - wbrew pozorom stanowi chleb powszedni. Tylko trzeba odnaleźć sposób na znalezienie i jej wytarganie, pomyśleć jak osoba, która chciałby to coś ukryć. A skoro magiczny lód ukrywał sygnaturę magiczną, to możliwe, iż poprzez różnicę w drżeniu substancji stałej mogliby wykryć położenie strzały. Choć potrzebowaliby do tego sporo sprzętu - którego to za chuja nie będą posiadać. Zresztą, taktyczne myślenie mogło się przydać na polu walki, a nie tutaj. - Może... - mruknął pod nosem, przybliżając się do kolejnych sklepień magicznego lodu... i dostrzegając w nim coś. Coś dziwnego, coś, co zakrzywiało się w odbiciach, powodując jakoby nagły błysk zrozumienia; nie bez powodu Lowell przystanął, przykucnął, starając się bardziej doświadczyć tego, co znajduje się w tym cholernym, magicznym lodzie. Strzała. Po prostu.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zlinczować raczej by nie zlinczowała, ale nie zawsze widziała sens w podejmowaniu dyskusji na tematy, które dla niej wydawały się oczywiste tak jak fakt, że zdecydowanie pewne miejsca wydawały się oczywistymi kryjówkami i to je sprawdzano w pierwszej kolejności. Chociaż jak bardzo była to kryjówka skoro prowadziły do niej wyryte chamsko linie mapy w jaskini trolla? Coś kiepskie jak dla niej było to zabezpieczenie. - Jedne tylko mają więcej tych słabych punktów, a inne mniej - wszystko dało się złamać z odpowiednimi umiejętnościami i wiedzą. Tylko tego było potrzeba, aby z czasem złamać nawet najtrudniejsze zabezpieczenia. I choć nie była doświadczoną łamaczką klątw ani awanturniczką z powieści przygodowych to jednak ze swoim samozaparciem zapewne była w stanie osiągnąć naprawdę wiele. Felinus dostrzegł strzałę jako pierwszy. Ona zwróciła uwagę na nią dopiero w momencie, gdy Lowell przystanął i przykucnął, by przyjrzeć się jej lepiej. Już po chwili znalazła się tuż przy nim i zaczęła się przyglądać ich znalezisku, które odnaleźli w końcu po długim czasie. - Tutaj się schowałaś... - mruknęła i choć jej głos brzmiał wciąż nieco demonicznie to jednak pobrzmiewała w nim jakaś łagodna nuta. Zaraz też sięgnęła różdżką ku lodowej ścianie, by spróbować ją w jakiś sposób nadtopić albo skruszyć. Chociaż chyba w tym wypadku jej zaklęcia ewidentnie nie dawały żadnego efektu.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Jego bardziej ciekawiło to, dlaczego troll nie postanowił samemu udać się na wyprawę poszukiwania artefaktów, najlepiej pod osłoną nocy, ale koniec końców nie było mu dane poznać realnych przyczyn. Owszem, istota ta może nie należała do najprzyjemniejszych, ale nie wątpił w to, iż ogromne łapska byłyby w stanie rozjebać ścianę przy pomocy jednego uderzenia. No, o ile się nie okaże, iż lód jest tak zabezpieczony, iż prędzej ten połamałby sobie własne kości, aniżeli osiągnął zamierzony cel. Co jak co, ale czuł się trochę jak chłopiec na posyłki, którego jedynym zadaniem jest tak naprawdę odpowiednio odnaleźć, zdobyć i przetransportować artefakty. Nawet jeżeli zajmowała się tym oczywiście Strauss - zwiedzanie różnych miejsc miało swój urok, ale nadal. Czy opłacało się poświęcać trochę czasu na głupie rzeczy od magicznej istoty? Nie podejrzewał. Kiwnął w potwierdzeniu głową. Wiele rzeczy posiadało najróżniejsze strony - zarówno te słabe i mocne - które, poprzez prawidłowe doświadczenie i zdolność logicznego myślenia, są w stanie zostać złamanymi, o ile atakujący posłuży się w idealny sposób posiadaną wiedzą. No właśnie. A wiedza kosztuje - to, co wynosili z tego kurwidołka, tak naprawdę nie przydawało się zbyt często. Czego dowodem stała się uwięziona w lodzie strzała. Czekająca na kogoś, kto ją uwolni - niczym w tej słynnej bajce o księżniczce znajdującej się na szczycie najwyższej wieży, chronionej przez smoka. - Czarnomagiczne? - zapytał się, choć nie wystosował żadnego, kiedy to roztapiające i rozjebujące wcale nie zadziałały tak, jak powinny zadziałać. Wyglądało na to, iż nie było to coś łatwego do zrozumienia - przynajmniej z początku. Dopiero potem pojawił się przed nimi napis, który to jawnie pokazywał, z czym będą mieli obecnie do czynienia. Jako że magiczna półka również się wysunęła, czekając na cokolwiek. - Ciekawe, co należy interpretować jako ofiarę. - prychnął poniekąd, bo nie widziało mu się wchodzić do, zresztą, zbyt małej dla niego półki. Przedmiot? Tylko jaki? Tego nie wiedział, dlatego czekał na decyzję dziewczyny.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Trolle nie były zbyt bystre i dlatego jeśli tylko trzeba było ruszyć głową, by odnaleźć jakiś artefakt to czarodzieje się nadawali do tego o wiele lepiej. Wszystko zależało od tego w jakich miejscach spoczywały łuk i strzały oraz co należało zrobić, aby je zdobyć. Plus jeśli miała zostać wynagrodzona za to wszystko to naprawdę nie przeszkadzało jej to, że wyręczała lokalnego trolla w zdobywaniu legendarnych przedmiotów. Przez moment przyglądała się całemu miejscu, kontemplując to w jaki sposób mogłaby wyciągnąć tę cholerną strzałę ze ściany. Całe szczęście już po chwili pojawił się napis, który mógłby ją na to nieco naprowadzić. Razem z miejscem, w którym powinna złożyć ofiarę. Uprzednio pokręciła jedynie przecząco głową choć nie mogła być do końca pewna tego, że na pewno była to nieszkodliwa magia. - Nie sądzę... Może ta magia jest dziwna, ale raczej nie wyczuwam tu żadnych czarnomagicznych wpływów - w Luizjanie co rusz czuła czarnomagiczne wpływy, które przepełniały nieraz całe miejsca. Tym razem nie potrafiła znaleźć czegoś podobnego w pobliżu.- Zaraz się przekonamy... Wykluczyła w pierwszej kolejności składanie ofiar z krwi. Do tego raczej służyłaby czarna magia. Sięgnęła więc po sakiewkę z galeonami, bo w zasadzie poza nią nie miała zbyt wiele ze sobą i wyciągnąwszy kilka monet umieściła je na lodowej półce, czekając na to, co się stanie.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Sam chyba wolałby wziąć ze sobą tę legendarną strzałę i łuk, by następnie wypierdolić z Norwegii, nie oddając ich trollowi. Co jak co, ale naprawdę sporo osób przewijało się przez jego jaskinię, dlaczego więc on miałby być osądzonym jako ten, kto nie przyniósł artefaktu? Niektórzy po prostu nie mają tyle szczęścia, by móc odnaleźć to wszystko, w związku z czym pozostają z pustymi rękoma. I to jest całkowicie naturalne - nie wszyscy przecież muszą zakończyć tę przygodę w sposób wyrażający jednoznaczny sukces. Czy nie bardziej opłacalnym byłoby wzięcie tego wszystkiego i sprzedanie w Wielkiej Brytanii za ogromną sumę? Albo po prostu pozostawienie trolla w dupie, gdzieś na drugim końcu Norwegii szukając kogoś, kto byłby w stanie zrobić z tych przedmiotów należyty użytek? Gdyby mógł, to by wzruszył ramionami - i do tego się posunął, ale pod kopułą własnej czaszki. Skoro to magiczne stworzenie było głupie, to skąd miało pamiętać, że akurat on był w tej jaskini, skoro wiele chętnych osób się w niej kręciło? Półka najwidoczniej była objawem jakiejś magii, ale Lowell nie był w stanie stwierdzić, jakiej dokładnie. Mimo to bardzo powoli czuł narastający niepokój - nie do końca zregenerowana sygnatura magiczna zaczęła reagować niestosownie co do znajdującej się w tym miejscu magii, dlatego musiał się odsunąć, czując stres. Jeden krok do tyłu zatem stał się urealnieniem jego rzeczywistych zamiarów. Nienawidził tego. Może to nie były zakazane sztuki rzucania zaklęć, ale też, miejsce było przesiąknięte. Nie chciał siebie narażać w jakikolwiek sposób na zgubę, w związku z czym musiał trochę się odizolować. - Jest w chuj dziwna. - stwierdził, mrużąc oczy, aczkolwiek pozostając tym samym w odpowiedniej odległości. Owszem, nie była to Luizjana, ale nadal - magia pozostawała poza zasięgiem ich wiedzy, w związku z czym zachowywał należytą, szczególną ostrożność. I obserwując to, co się działo po włożeniu sakiewki z jakąś ilością galeonów, która to została pochłonięta przez ścianę czarodziejskiego, niezniszczalnego lodu - typowymi zaklęciami, oczywiście. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę - nim się obejrzeli, a przedmiot zniknął, pojawiając się w dłoni Violetty - bez żadnych efektów ubocznych. Lowell podniósł mimowolnie brwi, jakoby sprawdzając, czy aby na pewno jest wszystko w porządku. - No i gitówa, można zapierdalać do trolla. - dodał poniekąd rozbawiony, kiedy to wziął głębszy wdech, zastanawiając się nad tym, jak spędzi resztę dnia. Byleby się stąd wydostać i będzie wszystko w porządku. Raczej.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jasne, że można byłoby to sprzedać, ale po co? Jakoś nie bardzo przemawiała do niej mowa galeonów. Owszem miło było je posiadać i wymieniać na dalsze towary i usługi, ale nie czuła większej potrzeby tego, by je kumulować. Przede wszystkim liczyło się dla niej to, że poszukiwanie artefaktów mogło stanowić pewnego rodzaju awanturniczą przygodę i zapewnić jej jakąś rozrywkę. Jedynie o to chodziło. Chociaż jak na razie poza łażeniem po lesie i jaskiniach nie spotkało ją nic nadzwyczajnego. Po prostu rozczarowanie. Na krótkie stwierdzenie Felinusa mogła jedynie przytaknąć. Z pewnością to wszystko było pojebane, ale to chyba była jej specjalność. Magia pojebana. Powinna to wykładać w Hogwarcie jak już skończy studia i doktorat z tego napisze, bo najlepiej się do tego nadawała. Ciekawe czy utworzą specjalnie dla niej stanowisko. Byłoby naprawdę miło. - No proszę, nie sądziłam, że to zadziała... - powiedziała, gdy w końcu strzała pojawiła się w jej dłoni. Bo oczywiście dla niej to wszystko było zdecydowanie za proste. Zupełnie inaczej niż w Luizjanie gdzie zamiast napieprzać galeonami w drzwi trzeba było złożyć ofiarę na progu. Ze zwierzęcia. - Możemy się stąd wynieść. Dzięki za dotrzymanie towarzystwa - zwróciła się jeszcze do Puchona, któremu zapewne było niezwykle spieszno do wyjścia z terenu jaskini.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Musiała się zgodzić z krukonką. Zbyt łatwe odnalezienie artefaktów nie miałoby najmniejszego sensu, więc musiały wysilić nieco swoje głowy i pomyśleć nad jakimś sposobem rozwiązania tego problemu. -Mogli chociaż zostawić tutaj jakieś wskazówki, nie sądzisz? Przynajmniej ja żadnej nie widzę, a jaskinia może się ciągnąć kilometrami. - Powiedziała czując, jak jakaś magiczna siła pcha ją do ścian groty. Próbowała się jej opierać, ale mimo wszystko powoli stawiała kroki w tamtym kierunku. -To tak jak ja. Mam jeszcze plany na przyszłość. - Uśmiechnęła się lekko, bo żadnej z nich widać nie było na rękę umrzeć tutaj, szukając kawałka magicznego drewna. -Szczerze? Czysta ciekawość i chęć sprawdzenia się. Historia wydała mi się dość ciekawa, więc czemu by nie spróbować swoich sił. - Przyznała lekko, bo ani sławy, ani bogactwa to ona nie potrzebowała. Nawet potencjalna nagroda nie była dla niej specjalnie kusząca. -A jak u Ciebie? Liczysz na sowitą nagrodę od trolla? - Domyślała się, że nie każdy wybiera się na te poszukiwania bez większej potrzeby materialnej i nie było w tym nic złego. Sama nie wiedziała, czy potrafiłaby żyć, gdyby nagle odebrano jej wszelkie wygody, do jakich została przyzwyczajona, choć nie lubiła zamykać się tylko i wyłącznie w tym hermetycznym światku.
Samemu nie uważał, by te całe artefakty były warte jakiegokolwiek wysiłku. Wszystko opierało się na nudnych poszukiwaniach, aniżeli rzeczywistej przygodzie. Może Lowell nie wymagał fajerwerków, co nie zmienia faktu, iż koniec końców wszystko zdawało się być niezwykle monotoniczne. Może wszystkiego nie wiedział i wiele rzeczy znajdowało się poza jego zasięgiem czekoladowych tęczówek, spokojnie analizujących otoczenie, ale... po prostu było nudno. Wcześniej o mało co nie spadł z drzewa i o mało co sobie kręgosłupa nie rozwalił i gdyby nie dobra reakcja towarzysza, zapewne nie skończyłoby się to zbyt dobrze. Potem jakiś trup postanowił rozpierdolić im nadgarstki. I tyle - zero dialogu, po prostu statyczne sytuacje, polegające na kopaniu, patrzeniu w powietrze, szukaniu. Samemu nawet nie zdołał odnaleźć wcześniej z Zamszonym Lesie poprawnie artefaktu, co jeszcze przy okazji mogło skutecznie dobić jego chęci wobec szukania tego gówna. Ale koniec końców udało mu się wypełnić zadanie za dość... nietypowe, ale niekoniecznie przydatne składniki. Przyglądał się zatem, jak półeczka z magicznego lodu zjada do środka galeony, pozwalając na wyplucie łuku - ten magicznie pojawił się w dłoniach Violi, co ewidentnie wskazywało na zwycięstwo. Mimo to... jakoś nie chciał wierzyć w tę lokację. Napawała go wręcz niepokojem, dlatego nie bez powodu chciał się stąd jak najszybciej wydostać. Nie czuł się bezpiecznie ze świadomością, iż ktoś może mieć jednak wgląd do jego obecnych uczuć i zachowania wynikającego z danych sytuacji, jakie to kłębiły się pod kopułą jego własnej czaszki. - Zajebiście ukryty łuk. - dodał prześmiewczo, kiedy to postanowił odpalić sobie szluga przed wyjściem stąd, spoglądając na artefakt. Piękny? Może. Nie czuł jakoś specjalnie emocji wobec tego przedmiotu, w związku z czym prędzej miał na niego wyjebane. Tyle zachodu o jakieś gówno, z czego i tak czy siak troll będzie bardziej korzystny. Ciche westchnięcie nie bez powodu wydobyło się spomiędzy jego ust, formując się na krótką chwilę w widoczny, charakterystyczny obłok. - W sumie jedyne, o czym teraz marzę. - zaśmiał się, kiedy to spoglądał na tlący się zastrzyk nikotynowy, który to potem zutylizował, kiedy to wydostawali się z Białej Jaskini. - Jasne, nie ma problemu. - powiedział, zanim to świeże powietrze nie uderzyło ich w twarze, pozwalając na spokojne rozejście się. I tak oto potowarzyszył w dość nietypowych poszukiwaniach, odnajdując chwilę spokoju we własnym życiu. Sylwetki rozeszły się w odrębne strony, kiedy to uznał, że ma również własne rzeczy do roboty; miał swoje własne. Lowell naprędce pożegnał się z Violą i tym samym zniknął za drzewami... czy czymkolwiek.
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Szukanie artefaktu:6 Efekt znalezienia:B → duch wikinga
Po ostatnim wypadzie z Elaine po łuk i późniejszych perypetiach na wyprawie podczas zorzy polarnej, Gunnar potrzebował trochę przerwy od kolejnych wędrówek. Nie byłby jednak sobą, jeśli zaraz po zaleczeniu wyziębienia, nie podjąłby się kontynuacji poszukiwań artefaktów. Zostało im jeszcze ledwie dwa dni ferii i zamierzał te dwa dni dobrze wykorzystać. W Jaskini z nikim się nie umówił, uczony doświadczeniem wiedział, że nie byłby to dobry pomysł. Jeśli nie Duch zrobiłby komuś krzywdę, z pewnością stałoby się coś innego, równie feralnego. Wkroczył do jaskini samotnie, zabierając ze sobą Łuk. W nadziei, że jego energia może sama ściągnie do niego strzałę. Czego się jednak nie spodziewał, to że w swojej samotni usłyszy czyjeś myśli. Myśli, których treść zdradzała...
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
... ciekawe czy Konwalia to jakieś skrzyżowanie pufka pigmejskiego z lokalnym lomenem? W sumie, o ile się orientuję, to pufki pigmejskie nie występują w białym kolorze, lomeny są naturalnie białe. Ale też nie występuje u nich dymorfizm płciowy i każdy osobnik ma te nieproporcjonalnie duże rogi... Hmm...? Co to za dźwięk? Czyżby cete zaczynały śpiewać? Smith robiła to, co zwykła robić podczas zapoznawczych wędrówek po okolicach - rozważała, analizowała, badała. Tym razem jednak pod rękę nie trafiły jej się żadne zapisy runiczne - a kolejna niezwykła jaskinia, której zwiedzenia nie mogła sobie odmówić. W rozluźnionych połach szalika narzuconego na ramiona siedział temat jej rozważań - Konwalia, czyszcząca swoje białe futerko małymi łapkami. Dziewczynę ogarnęło dziwne wrażenie - jeszcze przed chwilą czuła się zadziwiająco spokojnie, a umysł miała jasny, a teraz w nurt jej myśli wpływały... zaskoczenie i nadzieja - odnalezienia czegoś. Ona jednak niczego nie szukała. Ponawiając niewerbalne Fovere na swoich ramionach, obróciła się w kierunku wyjścia z jaskini z pewnym rozbawieniem - wyjątkowo pozbawionym typowej dla niej niepewności - dostrzegając tam Ragnarssona. — Czego szukasz?
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Ją zalała jego własna ekscytacja i przejęcie poszukiwaniami drugiej części artefaktu. Do pierwszej wyprawy podchodził z równym podekscytowaniem tylko dlatego, że miał towarzyszkę, która umilała mu ten czas, ale teraz... kiedy już wiedział, że znalezienie kopii magicznego łuku i strzały nie jest tylko mrzonką, a realnym zadaniem... już nie chodziło tylko o dobre towarzystwo. Teraz miał w głowie realny cel, do którego zmierzał i który, według wskazówek na mapie... mógł znajdować się w tej Jaskini. Jednak obok tej wizji, zalała go druga potrzeba. Zgłębiania wiedzy. Tak dosadna, że z zainteresowaniem przyglądał się skamieniałym ścianom, jeszcze zanim usłyszał JEJ głos – autorki tych rozważan, która zaszczepiła w nim podobne rozważania. – Na Bogów, Smith – przywitał ją właśnie w ten sposób, podobnie jak ona szybko orientując się, że... ten kobiecy głosik w jego głowie to wcale nie jego nowoodkryty, bardziej pracowity i sumienny, wewnętrzny głos. Drodzy państwo. Nadzieja umarła. Ragnarsson juz nigdy więcej nie miał powrócić do swojej pracowitości. – Wycisz myśli... muszę się skupić. Pomimo pretensjonalnego tonu, jaki przybrał z początku rozmowy, szybko przybrał swobodną postawę, wyciągając w jej kierunku zwitek pergaminu z tylnej kieszeni spodni. – Zerknij – wskazał głowa mniej bądź bardziej zbliżony kierunek w stronę krzyżyka na mapie, a sam w tym czasie oparł się o lodową ścianę za swoimi plecami, splatając ramiona na piersi, a nogi w kostkach przed sobą. Jakby urodził się na tych terenach, a nie pojawił si tu poraz pierwszy i nie miał najmniejszego pojęcia jakie nebezpieczeństwa mogą tu na nich czyhać. – Jesteśmy blisko. Łatwo przeszedł w tryb kooperacji... co, jeśli czuła dokładnie to samo, co on, zapewne wyczytała z jego uczuć. Tych, o których nie mówił. A wbrew obojętnej, lekceważącej postawy prawda była taka, że serce GUnnara Ragnarssona biło w równiejszym tempie z nieco większym zaangażowaniem, kiedy jakikolwiek SNOB w zapyziałej Anglii rozmawiał z nim NORMALNIE. Jak z człowiekiem, a nie DZIKIM TROGLODYTA z dalekiej Islandii. Tam też istniała cywilizacja... nie był pewien czy anglicy o tym wiedzieli...
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie miała zamiaru go dopytywać co tutaj robi - bo magia tego miejsca widocznie w jakiś pokrętny sposób ich połączyła, a ona już wiedziała. Jeszcze zanim Gunnar przekazał jej zwiniętą i nieco pogniecioną mapę, którą bez słów wzięła do ręki. Nie potrafiła jednak spełnić jego prośby i wyciszyć myśli - choć sama w istocie, była cicho. Przyjrzała się pergaminowi, który jej przekazał z nieukrywanym zainteresowaniem. Wszelkie stare rysopisy, manuskrypty oraz oczywiście mapy takie jak ta - budziły jej krukoński entuzjazm i głód wiedzy, zwłaszcza, kiedy ten łączył się pragnieniem odnalezienia artefaktu przez Ragnarssona. Hestmannen... Troll jadący konno, jeden z licznych norweskich mitów - tych pomniejszych, które powstały już po stworzeniu Midgaardu. Ciekawe ile w tej legendzie jest prawdy. Trolle nie są przystosowane do jazdy konnej, nie mówiąc już o koniach, które byłyby w stanie je unieść. Poza tym łuk? W rękach trolla? Stawiałabym bardziej na wyjątkowo nieurodziwego półolbrzyma, który uchodził po prostu za inny gatunek... Ale skoro Gunnar znalazł już łuk... Paradoksalnie, to właśnie teraz, słysząc myśli i czując emocje Ragnarssona, nie czuła się Ślizgonem onieśmielona. Właściwie to nawet poczuła, że mają nieco więcej wspólnego niż jej się wydawało. — Sądzisz, że broń jest prawdziwa? — spytała, choć w sumie wcale nie musiała. Oddała też mężczyźnie skrawek pergaminu, mimowolnie, bez słowa podejmując się współpracy. Skoro mogła tak zbadać jedną z legend... — Panie przodem? — zdecydowała za siebie - i za niego, stawiając pierwsze ostrożne kroki w głąb lodowej pieczary, zacieśniając nieco wiązanie szalika tak, by Konwalia z niego nie wypadła.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar nawet we własnych myślach nie mieszał tylu rozważań co Jess. Nie potrafił myśleć, jak kobieta. Na pełnych obrotach. W tym momencie przez myśl przeszło mu dokładnie to samo, co powiedział głośno: "Odynie, ucisz ją". A zaraz potem: "o, ładnie pachnie", "kurwa, co z tą strzałą?" , kiedy rozejrzał się po Jaskinii i leniwie ruszył za nią: "ładny tyłek". Jego myśli były krótkie, w większości skoncentrowane na rzeczach aktualnych. Raz tylko uciekły mu gdzieś do opowieści trolla. O tym, że strzałę da się przetopić na runę, którą wcale by nie pogardził na ramieniu... Fakt, że każdą z tych chaotycznych myśli Jessica słyszała w swojej głowie, tak, jak on słyszał i jej, nie krępował go tak długo, dopóki wzrok niebiesko-zielonych oczu nie padł mu na fragment ściany, w którym odbijał się cień krukonki. "Wygląda prawie jak matka" - przez rozmyte kształty, to raczej była kwestia autosugestii niż prawdziwego podobieństwa. Zaraz jednak Ragnarsson przeklął się w myślach, rzucając długą wiązankę islandzkich przekleństw i przyrzeczeń żeby nie myśleć teraz o matce. Nie, kiedy pojawił się w Jaskini z zamiarem przeżycia małej przygody. – Huh? Opuścił Łuk wzdłuż ciała, zerkając na niego w skupieniu. — Nie... myślę, że to kopia. Ale nawet kopia jest sporo warta. Tyle samo, co kopia strzały, dlatego, możemy więcej się rozglądać, a mniej gadać?
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Jego myśli były wyjątkowo rozproszone - a raczej chaotyczne, poprzecinane różnymi wątkami. Niekoniecznie takimi, które Smith chciałaby jednak słyszeć we własnej głowie. W niej dalej siedział ten spokój i poukładanie, jakiego doznała, gdy jeszcze przebywała w jaskini sama. Jasność myśli jej nie opuszczała - i wręcz zaczęła żałować, że nie może tego przełożyć na Gunnara. Nie próbowała się bronić przed męskimi myślami - bo miała wrażenie, że i tak nie miałaby szans z magią tego miejsca - niemniej, po prostu spychała je na bok. W swoistym uszanowaniu tego, że Ragnarsson myśli rozjaśnić nie umiał - lub nawet nie chciał. — Aktualnie to ja gadam tu najmniej — rzuciła krótko, mierząc wędrującego za nią Ślizgona szarym spojrzeniem. Bardziej rozbawionym niż zirytowanym czy urażonym. — Skup się w końcu, porządnie. — Bo i ja się zaraz rozproszę albo zacznę zadawać niewygodne pytania. A wolała chyba nie wiedzieć dlaczego przypomniała mu - choćby mgliście - jego matkę i dlaczego zaczął rzucać przy tym islandzkim mięsem. Mogła zapytać - i Gunnar nic nie poradziłby na to, że odpowiadałby jej choćby w myślach. Chyba, że wykazałby się w końcu skupieniem i przestał szukać problemu w jej obecności. Cóż, przynajmniej doceniała szczerość - niemniej nie było to komfortowe. — Lumos Sphaera — mruknęła, dobywając różdżki z kieszeni płaszcza i posyłając ku sklepieniu jaskrawą kulę, by rzucić nieco światła na ich poszukiwania. Naprawdę starała się sama nie rzucać w myślach czeskich przekleństw.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar nie zauważył kiedy zaczął myśleć w mieszanym języku angielskim i slamdzkim. Teraz jednak wyczuwając zagrożenie że zrozumienia jego własnych myśli przez osobę postronna, intuicyjnie tor jego rozważań przeszedł na rodowity język. Mógł mieć tylko nadzieję, że Jessica biegła w różnych językach nie zna islandzkiego. Tak jak powiedziała, skoncentrował się, ale nie na myślach, a na otoczeniu. Zaklęcie Kruklanki odbijało się refleksami od ścian i w tym samym stopniu rozświetlało drogę, jak oślepiało, dlatego wyszedł trochę na przód, pozostawiając kule światła za swoimi plecami, zamiast tego skupiając spojrzenie na drodze. Różdżke trzymana w kieszeni spodni miał w pogotowiu aż do czasu kiedy stanęli na rozwidleniu korytarzyka jaskini. Wtedy wyciągnął ja, żeby posłać patronusa w jedną odnoge. Sprawdzić czy srebrzysty lis nie zatrzyma się przed ścianą. Nie. Zniknął za zakrętem wgłąb. – Świetnie... - skomentował najpierw posępnie, wykorzystując ment zastanowienia na zagadanie Jess - A Ciebie co właściwie tu sprowadza? ... I gdzie idziemy? - pytał w eter własnych myśli i właśnie wtedy dostał odpowiedź. Luk w ręku zaczął mrowiec w opuszki palców, kiedy Gunnar przechylił się w stronę lewej odnogi. – Strzelam, tutaj. Ty w prawo, czy wolisz ze mną? I tak Cię usłudze, gdyby coś się miało dziać.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Uśmiechnęła się jedynie pod nosem, kiedy Gunnar kompletnie zmienił język swoich myśli - całkiem sprytnie. Islandzki znała jedynie po łebkach - tyle ile zdążyła wyciągnąć z pracy w Biurze Tłumaczeń. Nie był to żaden z jej głównych języków, więc mieszanka islandzko-angielska była dla niej zrozumiała ledwie w 1/4. W tej angielskiej 1/4. Sama więc przestawiła się na czeski - skoro właśnie to miało zapewnić swobodę przepływu myśli a jednocześnie prywatność we własnej głowie, to nie zamierzała z tego nie korzystać. Skomentowawszy więc po swojemu wysunięcie się na prowadzenie Gunnara, mruknęła coś jeszcze do cicho popiskującej Konwalii i ruszyła w ślad z Islandczykiem. — Mnie? Zwykła ciekawość. Z doświadczenia wiem, że torsvardzkie jaskinie bywają interesujące — odparła, płynnie przechodząc na angielski. W końcu w jednej z nich znalazła białego pufka - i spędziła trzy godziny w towarzystwie Darrena, na co uśmiechnęła się kącikowo. — Pójdę w prawo — rzuciła krótko, obracając się, wraz ze swoją kulą Lumos w wybraną przez siebie odnogę. — Możemy iść razem, ale to i tak bez sensu, skoro słyszymy swoje myśli. Tak będzie sprawniej — stwierdziła, wzruszając ramionami. — Mną się nie przejmuj — dodała jeszcze, skręcając w prawy korytarz - była ostrożna. A i z górskim trollem w razie czego mogła się bez problemu dogadać.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
— Co cię bardziej ucieszyło? Biały pufek czy towarzystwo Shawa? – spytał zanim rozdzielili się w swoje strony. Myśl towarzysząca jej podczas wypowiedzi po angielsku, była dla niego również zrozumiała, pomimo, że czeski znał jeszcze mniej niż ona islandzki. Przy tym komentarzu uśmiechnął się kącikowo, a chwilę potem oboje zniknęli w odnogach korytarzy. Podczas tej wycieczki uświadomił sobie jedną, ważną rzecz... Którą zachował dla siebie, w islandzkim "stylu". To mysląc, niewiele później, kierowany instynktem i śmiesznym mrowieniem w palcach, wręcz potknął się o strzałę, która sama wpadła mu w ręce, podobnie jak wczesniej łuk. Dokładnie tak, jakby sama chciała być znaleziona. — Znalazłem. Pomyslał, a było to za proste... dlatego podejrzewał, że niestety, była to kopia.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Cenię sobie dobre towarzystwo — odparła wymijająco, rozbawiona, że się nie upilnowała i Gunnar od razu jej myśli wyłapał. Jak również tym, że Shaw wkradał się w jej umysł zadziwiająco często, nawet w okolicznościach takich jak ta - kiedy została mentalnie połączona z kimś, na dobrą sprawę, nieznajomym. Dlatego szybko ucięła nadpływające obrazy darrenowych uśmiechów i drobnych pocałunków - zastępując je runicznymi ciągami, które ostatnio tłumaczyła w Gringottcie. Gunnar już nie mógł dostrzec jej niedorzecznego uśmiechu, gdy oboje skręcili w swoje korytarze - chociaż mógł odczuć zwyczajne, ludzkie zadowolenie napływające od Smith. Ona też długo nie potrafiła poczuć się 'na miejscu', pomimo bycia przecież rodowitą Brytyjką i uczęszczając do Hogwartu od samego początku edukacji. Starała się przejąć od Ragnarssona myśl czego właściwie powinna szukać - miała wrażenie wręcz, że obraz, który widziała ona, nakładał się na obrazy, które widział Ślizgon. Co nie sprzyjało jej poszukiwaniom - choć uważnie rozglądała się po jaskini, podświetlając co ciemniejsze, drobne odnogi odchodzące od jej głównego korytarza. Znalazłem. Przystanęła w miejscu, uśmiechając się lekko i przytulając do swojej szyi napuszoną Konwalię. — Na niewiele Ci się zdałam, Gunnar — posłała myśl tak jak on wcześniej, jednocześnie zastanawiając się, czy nie była to jakaś miejscowa jaskinia do ćwiczeń dla oklumentów. Lub legilimentów. — Daj znać jak poszły negocjacje z trollem. — Naprawdę była tego ciekawa. — Gdybyś potrzebował... rady, to znam trochę trollańskich dialektów.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar parsknal rozbawiony. Dźwięki run akurat rozumiał. Cały ich ciąg jaki rzucala Jessica wywołał jego śmiech, głównie dlatego, że przy tym nastrój Smith sprawiał wrażenie nadzwyczaj dobrego. – W łóżku też ciąg run działa na Ciebie lepiej niż gra wstępna? ... W takim razie ja też mogę mieć u Ciebie szansę. Druga część myśli nie była przeznaczona dla niej, ale kontrola własnego toku myślenia nie była wcale łatwa, szczególnie, kiedy Gunnar przerzucał się z jednego języka na drugi, co znowu też nie było aż tak proste. Kucając akurat przed strzała, która chwycił w dłoń, stracił koncentrację, po prostu kontynuując myśli w języku, w jakim chciał się do niej zwrócić. — Nie musisz. Nie zamierzam mu ich oddawać . Tym razem to on uśmiechnął się w zadowoleniu, wyobrażając sobie runę jaką mógłby uzyskać w zastępstwie za tę strzałę. Z kolei łuk zapewne zostawi sobie na pamiątkę, pomimo jego wartości. — Zmywajmy się. Zaraz będzie ciemno.
// przepraszam za zniknięcie na tak długo i brak postów
Wątpiłaby zostawili wielki znak ,,tutaj jestem" wtedy już dawno by ktoś znalazł strzałę i łuk. Dla niej samą wskazówką była mapa oraz legenda. Jednak mapę przeanalizowała dokładnie niestety nie podeszła tak samo do legendy. Jakoś za specjalnie w nią nie wierzyła. - Zostawili mapę oraz legendę sądzili, że śmiałkowie dzięki nimi będą mieli wystarczając łatwo by znaleźć artefakty - powiedziała do towarzyszki. Nie była do końca pewna, czy rzeczywiście ktoś kiedykolwiek liczył się z tym, że zostaną znalezione. Jednak po co innym wypadku była obiecywana nagroda i mapa. Nie wiedziała jak to było, ale fajnie było wziąć udział w czymś innym niż tylko korzystaniu z ferii na lenistwie. - Musiałabym własną matką by liczyć na nagrodę... Nie raczej chciałam przeżyć ciekawą przygodę oraz udowodnić coś sobie - powiedziała szczerze. Nie interesowały ją bogactwa materialne, bo przez nie wiele straciła. Matka ciągle goniła za sławą, prestiżem i majątkiem. Tracąc pokolej swoje pociechy. Jedynie Bea zawsze przy niej była, chcąc ją wspierać w tym oraz dlatego, że kochała tą ,,wariatkę". Ciężko było jej się odciąć dlatego grała, że jest podobna do niej. To miała jej pokazać, czy rzeczywiście zatraciła się w tej grze, czy jeszcze jest tą samą dziewczyną, jaką skrywała.
@ Irvette de Guise
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Przewróciła teatralnie oczami na myśli Gunnara, czując jak wraca do niej uczucie zakłopotania zmieszanego z onieśmieleniem. Nie miała problemu z rozmową - i myśleniem - na jakiekolwiek tematy, dopóty dopóki choć teoretycznie się na nich znała. Z kolei gra wstępna prowadząca do łóżka była dla niej tematem równie tajemniczym co czarna magia. Cóż, póki co. — W takim razie uważaj na siebie. Rozwścieczony troll... Z resztą, nieważne, wiesz co robisz — skończyła swoje pouczenia jeszcze zanim je zaczęła - orientując się, że jeśli chodzi o magiczne stworzenia, to akurat Gunnar spokojnie przerastał ją swoją wiedzą. Nawet jeśli to ona miała więcej doświadczenia z komunikacją międzygatunkową jako poliglotka. Miała zamiar jeszcze zostać w jaskini, żeby rozejrzeć się po ścianach w głębszej jej części - ale widocznie straciła poczucie czasu. Gunnar oznajmił, że zaraz się ściemni - a Smith nie miała zamiaru natknąć się na ciche demony w drodze powrotnej do igloo. — Daj znać jak Ci poszło. — Dosłownie chwilę zajęło jej dotarcie do Ragnarssona, którego zmierzyła szarym, uważnym spojrzeniem. Doskonale wiedziała ile runicznych tatuaży Ślizgon nosił na swojej skórze - widocznie zbierał ich jeszcze więcej. — I jaką runę dostaniesz. Tylko... — prychnęła cicho śmiechem, gdy wychodzili z jaskini. — Nie musisz mi jej pokazywać.
Z tematu Jess&Gunnar
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zdecydowanie nie mogło być za łatwo, choć sama jaskinia wydawała się nie wskazywać na to, by cokolwiek było w niej ukryte. Ot zwykła grota, choć Irv czuła w sobie emocje, które zdecydowanie do niej nie należały. -Zobaczymy, czy to się sprawdzi. Narazie nie mamy zbyt wiele poza lokacją, prawda? - Choć emanowała determinacją, w tym momencie nie miały zbyt wiele poszlak. Ruda weszła więc ostrożnie głębiej, by spróbować wypatrzeć jakąkolwiek, najmniejszą wskazówkę. Może nietypową runę umieszczoną na ścianie, a może zupełnie co innego. -Czyli obydwie po prostu pchamy się w to dla czystych emocji. To nawet pocieszające. - Podsumowała słowa Beatrice. Ciągła pogoń za nagrodą mogła nie jednej osobie przyćmić to, co ważniejsze. Dla ślizgonki dużo bardziej jednak liczył się spokój i otwarty umysł niż koncentracja tylko i wyłącznie na zdobyciu jakiejś korzyści. Stawiając kolejne kroki, w pewnym momencie potknęła się o nierówne podłoże jaskini. Chwyciła się ściany, by zachować równowagę, a gdy już stanęła na nogi, poczuła lekkie ciepło pod palcami, a następnie ukazała jej się poszukiwana przez dziewczęta strzała. -Patrz, Beatrice! Znalazłam swoją. - Ostrożnie wzięła artefakt w dłoń, dokładnie się mu przyglądając. Dopiero po chwili poczuła, że coś jest z nią nie tak. -No, bytstrooka dziewojo, może uczcimy to rogiem jakiegoś dobrego napitku w imię kutasa Odyna? - Rzuciła do krukonki niższym i dużo bardziej gburowatym tonem niż wcześniej. Co jej się działo? Czyżby strzała wpływała na jej osobowość? Zdecydowanie to musiało być to, innej opcji nie widziała, choć obecnie marzyła tylko o kielichu czegoś mocnego i dobrej rozróbie.
Przeciągając trochę po niej dłonią idąc głąb. Aż zatrzymała się, bo coś dostrzegła... Spojrzała na swoją towarzyszkę, co ona robi, czy coś również znalazła. - Zapłać ofiarę, a otrzymasz to, czego szukasz Przeczytała napis, który pojawił się znikać. Przez myśli dziewczyny przebiegło tysiące myśli. Jaką ofiarę? Pieniądze? Czy coś bardziej cennego. Nie miała za wiele rzeczy przy sobie, bo nie brała za dużo na wyprawę. Jednak galeonów miała... Wyciągnęła trochę jakieś 40 galeonów... Modląc się by zostało przyjęta, bo nie chciała wydawać za dużo. Matka by ją zabiła jeśli zmarnowałaby kasę dla jakieś jaskini zamiast na ubrania. Jednak po chwili w jej dłoniach pojawiła się strzała. Nie była... Była raczej zwyczajna nie robiła jakiegoś wrażenia swoim wyglądem. Jako że słabo się znała na legendzie i o tym jak powinno wyglądać. Dała ją przyjaciółce. Niech ona oceni czy to jest to czego szukają, czy zmarnowała kasę dla jakieś strzały. - Co? - powiedziała do swojej znajomej... Nie rozumiała co się z nią dzieje i nigdy nie słyszałaby ktoś teraz tak mówił. Poza tym to nie był głos Iv. - Wszystko z tobą okej?
@Irvette de Guise
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie widziała napisu, który pojawił się przed Beatrice, bo sama była zajęta własną strzałą. Przyglądała się jej uważnie, początkowo nie zdając sobie sprawy z tego, jak artefakt może na nią zadziałać. Dopiero, gdy otworzyła usta, by odpowiedzieć krukonce, wyleciały z nich słowa, których nigdy nikt nie usłyszał w jej wykonaniu. -Róg miodu i dobra bitka, na lepszy sen, co Ty na to? A rano możemy wypłynąć w morze. - Wyjaśniła zdziwiona, że dziewczyna jej nie rozumie. Widocznie mózg Irvette przestał działać tak, jak powinien i zaczął naśladować jakiegoś jebanego wikinga, który raczej nie lubił przesiadywać w jaskiniach. Wzięła strzałę dziewczyny, by lepiej jej się przyjrzeć. -No, no porządna robota. Na pewno robota samego Waylanda! Może urządzimy sobie pojedynek strzelecki? - Zaproponowała patrząc na zdziwioną towarzyszkę, po czym oddała jej artefakt. -Na Lokiego, chyba bogowie się denerwują, bo mroźnica się wdziera. - Temperatura w jaskini zaczynała lekko spadać wywołana zmianą nastroju w dziewczętach, czego pominąć się nie dało i o ile Irv wyczuwała emocje Beatrice, wiking doszczętnie przejął nad nią kontrolę, nie pozwalając skupić się na tym dość osobliwym odczuciu.