Uczniowie zakwaterowani są w najlepszym przybytku – magicznych igloo, które są prawdziwą chlubą miasteczka. Pokoje są dwuosobowe i jedynie w łazience jest opcja weneckiego lustra. Całą resztę widać jest jak na dłoni, by zbyt duże łóżka i samotność nie zachęcały do harców. Oraz oczywiście kwestei bezpieczeństwa. Są wykonane ze specjalnego szkła – iglaa świecą w ciemności, dzięki czemu rozjaśniają ciemne noce, ale równocześnie będąc wewnątrz igla nie widać, by budynki obok się żarzyły, co nie przeszkadza w spaniu. Dzięki temu zabiegowi możemy oglądać zorzę polarną całą noc, bądź piękne gwiazdy na niebie.
Uwaga. Ciche demony w nocy krążą często nad kopułami i czasem ich wpływ mogą odczuwać osoby, przy których się pojawiają. Możesz przed każdym wątkiem rzucić kostką k100 jak spało Ci się tej nocy. Nie jest to jednak obowiązkowe
Spoiler:
0 - 20 - Całą noc nie męczyły waszego igloo kompletnie żadne demony. Żadnego nieprzyjemnego uczucia. Tylko ciepłe igloo, wy, zorza i gwiazdy nad waszymi głowami.
21-50 - Przez maksymalnie godzinę mogliście czuć wpływ demonów krążących nad kopułami przez co mogliście mieć problemy z zaśnięciem bądź obudziliście się odrobinę wcześniej niż zakładaliście, jednak nie mogło zepsuć to waszego snu jakoś szczególnie.
51 - 70 - Mogło być gorzej, jednak chociaż nie trwało to długo, aż dwa demony krążyły nad wami przez godzinę, przez co czuliście się podwójnie zdołowani. Na szczęście dość szybko zostały przegonione, ale jednak na jakiś czas czuliście to nieszczęście i smutek nad wami, ze wzmożoną siłą.
71 - 90 - Nie była to dobra noc. Zimno jakby przenikało przez zwykle ciepłe ściany igloo. Trudno było skupić się na spaniu, dopóki jakiś pracownik nie przyszedł w środku nocy, zauważając krążącego nad wami demona. Mimo to pozostaje jakiś strach przez kolejne uczucie, że demon może wrócić? Albo po prostu zasnęliście jak kłody kiedy tylko poczuliście się z powrotem bezpiecznie. Jednak pół nocy zmarnowane.
91 lub więcej - Chłód i niepokój odczuwaliście niemalże całą noc. Trudno było zasnąć i ruszyć się z miejsca. Jedynie kołdra wydawała się być bezpieczną przystanią, a osoba obok mogła być waszym jedynym wsparciem. Demony męczyły wasz sen nieprzyjemnymi koszmarami kiedy tylko na chwilę udało wam się zamknąć oczy na dłużej. Wasze najgorsze obawy i rozterki były jedyne o czym mogliście myśleć w nocy. Może jednak pójdziecie na dzienną drzemkę...
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Z cichym westchnieniem ulgi weszła z ciemnej spokojnej nocy do urokliwego igloo, którego wyposażenie i standard komplementowała w myślach dobre kilka minut. W przeciwieństwie do wielu dziewcząt nie przywiozła ze sobą ośmiu walizek, a jedynie małą, na kółeczkach oraz bezdenny plecak, który zawierał w sobie znaczą część bagażu. Nie miała bladego pojęcia z kim trafi do domku. Pierwszy raz od dawna nie był to Elijah, który załatwił sobie obecność własnej dziewczyny. Nie miała mu za złe, nie. Żałowała tylko, że nie miał już dla niej tyle czasu, co kiedyś. Pozostało więc stłumić swój własny smutek i podejść do życia z wysoko podniesioną głową. Obiecała sobie otworzyć się na nowe wrażenia i ludzi, aby wyrwać się ze swojej spokojnej ciszy, tak dla niej nienaturalnej. Stanęła przy szafeczce nieznanego współlokatora i przeczytała widniejącą tam karteczkę z jego imieniem i nazwiskiem. Kai. Jak ładnie! Niestety niewiele jej to mówiło, a więc póki co pozostał jedynie eleganckim zapisem na tym zwitku pergaminu. Zadbała o to, aby jej rzeczy nie wadziły, a więc wypakowała je starannie najpierw na łóżko, a potem do szafy. Zajęło jej to trochę czasu bowiem jednak trochę ich zabrała. Na swoim łóżku rozłożyła łabędzi koc otrzymany od siostry, a zimowe kozaki zastąpiła łabędzimi papciami od brata. Ten motyw był wszędzie, nawet na samonagrzewającym się kubku, w którym to zaparzyła sobie malinowego chruśniaka dzięki znajomości kilku zaklęć oraz zabraniu ze sobą tejże herbaty. Na łóżku współlokatora położyłakilka czekoladek jako powitalny akcent. Uśmiechnęła się do siebie gdy pomyślała o kochanym Skylerze, który przyklasnąłby takiej formie nawiązania relacji. Gdy już wszystko opanowała, przebrała się w wygodniejsze ciuchy i rozpuściła włosy, usiadła na łóżku z samonagrzewającym się kubkiem i wpatrywała się przez szklane ściany na niebo. Póki co nie przeszkadzały jej te widoki, choć z pewnością gdy będzie szła spać to zadba o tę odrobinę prywatności. Pozostało poczekać na współlokatora, aby sprawdzić jak przyjdzie im dogadywanie się przez najbliższe dwa tygodnie. Od samego rana planowała wybrać się na zwiedzanie wyspy, aby rozbudzić w sobie dawną chęć zdobywania przygód.
Kiedy brnę przez śnieżne zaspy do igloo, które zostało mi przydzielone, kompletnie nie wiem czego się spodziewać - w kontekście całych ferii, a nie tylko tego oczekującego mnie pokoiku, no bo jednak mijam po drodze całkiem sporo bardzo przeszklonych przykładów. Targając swoją walizkę przez śnieg stwierdzam, że pewnie wygodniej byłoby mieć dobrze wyważony kufer i transportować go przy pomocy magii, ale jestem na to stanowczo zbyt rozkojarzony, więc nawet nie próbuję wyciągać różdżki z zakrytej milionem warstw ubrań kieszeni spodni. Po prostu chlapię sobie śniegiem pod nogi, napawam się gorącym bólem nadwyrężanej od ciężaru ręki i rozglądam się ciekawsko po tej hotelowej (?) okolicy. W pewnym momencie przyłapuję się na myśli, że "rano wszystko będzie i tak wyglądało inaczej", więc aż muszę zerknąć na zegarek, by określić godzinę i przypomnieć sobie o tym, że tak będą wyglądały też najbliższe dni - i jeszcze nie wiem co o tym myślę, bo widzę już zarys damskiej sylwetki w igloo z numerem 23, przy którym znajdowało się również moje nazwisko. - Hej! Ooo, już się zdążyłaś rozpakować - zauważam w porywie tej mojej wybitnej bystrości, trochę gubiąc się na widok atakujących mnie ze wszystkich stron łabędzi, co już w ogóle zdaje mi się nie pasować do mroźnej Norwegii. Odstawiam wreszcie walizkę i otrzepuję przemarznięte dłonie ze śnieżnych drobinek, próbując się nie zastanawiać nad tym jak bardzo zaczerwieniony muszę być od panującego na zewnątrz chłodu i jak mocno związane w kucyk włosy pozlepiały się od ciepła trzymającej je czapki. - To jest- no, to jest sporo łabędzi, to jakiś taki motyw, czy- och, Swansea - przypominam sobie gwałtownie, dopiero wymawiając to nazwisko na głos dostrzegając oczywistą oczywistość. - To ja chyba mojego nazwiska nie będę wprowadzał do igloo, bo jest go sporo na zewnątrz. Malakai Snowflake - przedstawiam się, kończąc mój drobny słowotok zażenowanym, ale dalej ciepłym, uśmiechem.