Uczniowie zakwaterowani są w najlepszym przybytku – magicznych igloo, które są prawdziwą chlubą miasteczka. Pokoje są dwuosobowe i jedynie w łazience jest opcja weneckiego lustra. Całą resztę widać jest jak na dłoni, by zbyt duże łóżka i samotność nie zachęcały do harców. Oraz oczywiście kwestei bezpieczeństwa. Są wykonane ze specjalnego szkła – iglaa świecą w ciemności, dzięki czemu rozjaśniają ciemne noce, ale równocześnie będąc wewnątrz igla nie widać, by budynki obok się żarzyły, co nie przeszkadza w spaniu. Dzięki temu zabiegowi możemy oglądać zorzę polarną całą noc, bądź piękne gwiazdy na niebie.
Uwaga. Ciche demony w nocy krążą często nad kopułami i czasem ich wpływ mogą odczuwać osoby, przy których się pojawiają. Możesz przed każdym wątkiem rzucić kostką k100 jak spało Ci się tej nocy. Nie jest to jednak obowiązkowe
Spoiler:
0 - 20 - Całą noc nie męczyły waszego igloo kompletnie żadne demony. Żadnego nieprzyjemnego uczucia. Tylko ciepłe igloo, wy, zorza i gwiazdy nad waszymi głowami.
21-50 - Przez maksymalnie godzinę mogliście czuć wpływ demonów krążących nad kopułami przez co mogliście mieć problemy z zaśnięciem bądź obudziliście się odrobinę wcześniej niż zakładaliście, jednak nie mogło zepsuć to waszego snu jakoś szczególnie.
51 - 70 - Mogło być gorzej, jednak chociaż nie trwało to długo, aż dwa demony krążyły nad wami przez godzinę, przez co czuliście się podwójnie zdołowani. Na szczęście dość szybko zostały przegonione, ale jednak na jakiś czas czuliście to nieszczęście i smutek nad wami, ze wzmożoną siłą.
71 - 90 - Nie była to dobra noc. Zimno jakby przenikało przez zwykle ciepłe ściany igloo. Trudno było skupić się na spaniu, dopóki jakiś pracownik nie przyszedł w środku nocy, zauważając krążącego nad wami demona. Mimo to pozostaje jakiś strach przez kolejne uczucie, że demon może wrócić? Albo po prostu zasnęliście jak kłody kiedy tylko poczuliście się z powrotem bezpiecznie. Jednak pół nocy zmarnowane.
91 lub więcej - Chłód i niepokój odczuwaliście niemalże całą noc. Trudno było zasnąć i ruszyć się z miejsca. Jedynie kołdra wydawała się być bezpieczną przystanią, a osoba obok mogła być waszym jedynym wsparciem. Demony męczyły wasz sen nieprzyjemnymi koszmarami kiedy tylko na chwilę udało wam się zamknąć oczy na dłużej. Wasze najgorsze obawy i rozterki były jedyne o czym mogliście myśleć w nocy. Może jednak pójdziecie na dzienną drzemkę...
Autor
Wiadomość
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Spójrzmy prawdzie w oczy, nawet Eskil nie wiedział, że był na granicy wyczerpania swojej cierpliwości. Owszem, zbierało mu się to wszystko i kumulowało, ale nie sądził, że wybuchnie na widok zwłok kameleona a potem od dotyku Huntera. Przecież to było niewinne. Jego ręce oplatające jego ramiona były zwyczajną próbą powstrzymania przed rzucaniem przedmiotami w kota. Eskila szlag trafił gdy poczuł ciepło rąk Huntera, a potem zrozumiał, że znowu czegoś nie może. To było straszne, tak bardzo, ale tak bardzo go do niego ciągnęło aż było to podejrzane. Czuł się jak zauroczony nim, jakby stosowano na nim presję wili; ilekroć na niego spoglądał to tęsknił. Nie chciał tego! To, co między nimi jest krzywdzi Robin, a oni... a oni mają się powstrzymywać, starać, aby do tego nie doszło. Było tak dobrze... a teraz okazało się jaki Eskil jest przy tym nieszczęśliwy. Na Merlina, miał szesnaście lat. To było dla niego zbyt wiele, nie miał wytrenowanej siły woli, ulegał, rozpraszał się i dekoncentrował, a teraz kiedy podjął chorą decyzję, że jednak może go pocałować to nie potrafił myśleć już o niczym innym. Dopadł do niego, rzucił się z pocałunkiem do jego ust bo teraz już nikt ich nie widział, już byli sam na sam, w porze kiedy nikt nie powinien się nimi interesować. Los sam ich pchał w takie okoliczności. Przez kilka pierwszych pocałunków nie dostawał od niego odpowiedzi, ale niezrażony maltretował jego usta, wodząc koniuszkiem języka po jego zębach i podniebieniu. Smakował go, a jego zmysły się resetowały i nastrajały teraz na każdy jego oddech i skinienie palca. Uwielbiał ten stan, to było cudowne, wspaniałe, niepowtarzalne choć nie mógł uwolnić z siebie ulgi pełnego szczęścia. Uderzyła go fala rozkosznego gorąca kiedy Hunt w końcu się poddał i go do siebie przycisnął. Zsunął dłoń z jego szyi na biodra i oplótł je przedramieniem, drugim obejmując na wysokości żeber. Zmniejszył ich odległość do jeszcze mniej przyzwoitej, przylegając doń na całej długości tułowia. Przechylał głowę byleby wydobyć spomiędzy jego ust jeszcze więcej nierównego oddechu. Tonął w nim, chciał zapomnieć o wszystkim, tylko trwać przy jego cieple i zapachu już na zawsze. Serce dudniło w jego klatce piersiowej niczym dzwon, a gdy poczuł palce na pośladku, syknął prosto do jego ust i spiął się, robiąc nieporadny krok naprzód, na niego. Całował go dalej, krew szumiała coraz głośniej i głośniej, powoli wyciągał z jego spodni skrawki koszulki, aby wcisnąć ręce na nagą skórę jego pleców, aby zachwycić się ich fakturą i temperaturą. Wyciskał na jego cudownych ustach coraz więcej pocałunków, ale każdy kolejny zaczynał go w dziwny sposób boleć. Jęknął, ale rozpaczliwie, wytrącając się całkowicie z rytmu i opadając czołem na jego bark. Żal ściskał go mocno za trzewia, chciało mu się płakać. Tak po prostu. Jego ramiona zadrżały od lodowatego dreszczu, który nagle spadł na niego niczym solidny ciężar. To nie fair. Został przecież przez Huntera "odstawiony na bok". Cokolwiek teraz zrobią, on to powtórzy, a wtedy po raz drugi Eskil zostanie odtrącony i porzucony. To niesprawiedliwe. Korzystają na tym tylko ich zmysły i ciała, ale bolała go myśl, że po zaspokojeniu potrzeb powróci szara rzeczywistość, gdzie nie ma miejsca dla Eskila Clearwatera. - Czemu mi to robisz? - zapytał zbyt schrypniętym i stłumionym od rozpaczy tonem. - Z-znowu mnie odstawisz. Znowu to zrobisz. - a on tak bardzo chciał przy nim być, bez całego tego porzucania. Czemu zaczęło mu zależeć, aby jednak ta relacja wyglądała inaczej? Chyba był przemęczony już udawaniem, a to dopiero raptem niepełny miesiąc. Przesunął dłonie spod jego koszulki, powoli po przedramionach i do obojczyka, aż zatrzymał je przy barkach. W tym geście było coś smutnego i chyba pożegnalnego. Oderwał się od niego i odwrócił bokiem, zakrywając palcami swoje oczy i nos. Trząsł się, a sekundę później w przypływie harpiej wściekłości kopnął z całej siły komódkę na ręczniki i kosmetyki. Coś się tam potłukło. Ponowił kopnięcie, potem kolejny raz, trzeci aż zabrakło mu tchu, a na drzwiczkach szafki nie pozostało zagłębienie po podeszwie buta. Jego broda zadrżała, a harpia wylazła z niego już niemalże do połowy, zmieniając dłonie i twarz w znane już Hunterowi deformacje. Wszystko się w nim trzęsło i oszpecało oprócz (jeszcze) oczu. Gwałtownie odwrócił się w stronę chłopaka, z tą poczwarą paszczą z której spozierało coraz więcej dzikości. Szpiczasta broda, wąskie, szersze usta, włosy zlepione w szare strąki niczym ptasie pióra, grube kłykcie wygięte w okropny sposób, zwieńczone czarnymi pazurami... - Albo powiemy Robin co się dzieje albo nigdy się więcej nie oglądamy na oczy. SŁYSZYSZ?! - to już wycharczał, skóra twarzy ciągnęła nieprzyjemnie kiedy wykręcała się w szpetne fałdy i nierówności. Jasne oczy Eskila jeszcze były, wyróżniały się teraz na tle harpii, która coraz obficiej go pochłaniała, coraz mocniej, silniej, a jeszcze pozostaje kilka chwil zanim Hunter będzie musiał stąd wyjść bo inaczej stanie się coś złego.
To prawda, chciał go tylko zatrzymać przed zdemolowaniem pokoju w pogoni za kocurem, ale skończyło się tak, że rozdrażniony jego dotykiem Eskil zaczął wygarniać mu co tak naprawdę o nim myśli. Praktycznie wszystko co mówił było prawdą, ale Hunt był skomplikowanym człowiekiem, który nie potrafił ot tak przyznać się do tego, że coś spieprzył. Pouczał go, ochrzaniał, wrzeszczał, zakazywał i musiał wysłuchać tego co leżało mu na sercu. Gdyby to tylko zdziałało coś w tej sytuacji. Jednak ta frustracja zawładnęła Eskilem do tego stopnia, że chciał usprawiedliwić nią swoją konkretną już prowokację pocałunkiem. Hunter go tylko przytrzymał za ramiona, zupełnie nie miało to wydźwięku tego jaki młodszy Ślizgon sobie wyobrażał. A Clearwater uznał, że przez ten jeden niepozorny gest, można przekreślić cały tydzień ich pracy, dzięki której byli w stanie trzymać się od siebie z daleka. Pocałował go. A Dear mimo, że na początku stał jak słup, jakby wiedział, że ma to przerwać, ale nie potrafi, to po chwili oddał się tej chwili i wpadł w przepaść eskilowego uroku, który wcale nie był powodem wilowego genu. I poczuł się jak przed wyjazdem, beztrosko mając go przy swoim boku. Wszelkie myśli z uleciały z jego głowy, a pozostały tylko te wspomnienia, które tak ochoczo zachęcały do namiętnych pocałunków, by znów poczuć to co wtedy. Pragnął aby to uczucie go nie opuszczało. Opanowała go błogość, spokój, tak jakby na to czekał przez te kilka dni w ciągu których wzbraniał się od jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z Eskilem. Dotyk jego ust, języka, palców wodzących po jego plecach - to wszystko było tak upajające, że nie był w stanie wyzbierać się z tej manii, w której nagle się znalazł. Wystarczyło odpowiedzieć na jeden pocałunek, aby znów dać się porwać temu zachłannemu pragnieniu posiadania go. Eskil wydawał się być dla niego ucieczką, która wprawiała w drżenie jego ciało. To naprawdę wyglądało jak uzależnienie. Gdyby tylko miał więcej siły woli... Gdyby tylko przypomniał sobie o tym co czuje do Robin - z pewnością odsunąłby się pierwszy. Ale zrobił to Eskil. Kiedy usłyszał jego słaby głos, zimny dreszcz przeszedł jego ciało, z momentem gdy uświadomił sobie prawdziwość tych słów. Sam chciałby wiedzieć czemu to robi. Wpatrywał się w niego jeszcze przez chwilę, zanim odpowiedział: - Nie wiem, Eskil. Nic nie wiem. Ja... przepraszam. - ostatnie słowo nie sprawiły mu trudności, za to ogromny wewnętrzny ból. To wszystko była prawda. To była jego wina - bawił się i nie wziął pod uwagę tego, że ktoś może przez to cierpieć. Skupił się na swoich pragnieniach, uczuciach i pogubił się w tym wszystkim, gnając za tym, nie zważając na innych. Czuł się jak gówno. Jednak nie mógł nic zrobić. To było nieuniknione, a on tego nie przewidział. Opuścił wzrok z jego twarzy na ramiona, które powędrowały na jego barki. A potem, kiedy się odsunął, dostrzegł te wszystkie emocje, które zdawały się w rozpaczliwie wydzierać z jego głowy i wiedział, że Eskil jest za słaby na nie. Zdał sobie sprawę, że co zdecydowanie za dużo jak na szesnastolatka i że wyrządził mu cholerną krzywdę. Zacisnął zęby i dłonie w pięść, milcząc i opadając plecami o ścianę, znajdującą się zaledwie metr za nim. Była przyjemnie chłodna i pozwoliła mu spróbować wziąć wdech, chociaż gardło miał ściśnięte. A potem kiedy podniósł wzrok zobaczył to - zmianę, jaka zaszła na przestrzeni dosłownie kilku sekund w Eskilu. Jednak nie potrafił zapanować nad swoją dziką naturą. Nie teraz kiedy tyle tego nazbierało się w jego głowie i kiedy miał w sobie tyle wściekłości i żalu. Przez chwilę wpatrywał się w niego nieco zdezorientowanym wzrokiem, aby za moment przymknąć powieki. Tak po prostu. Ciemność, która go owładnęła pozwoliła mu przez chwilę pozbierać myśli, zdecydować. Naprawdę rodziło się w nim coś w stosunku do Robin, ale tak trudno było odrzucić całkowicie Eskila. To było niepojęte, jak dwie osoby mogły tak zamieszać w jego głowie. Może jest inne wyjście? Może jest szansa, że nie będzie musiał rezygnować z żadnego z nich? Rozwarł powieki i wyprostował się, wbijając wzrok w pomarszczoną, pomarańczową twarz harpii, która miała ciągle świadomość Ślizgona, którego znał. - Możesz mi rozszarpać gardło, ale nie zgadzam się na żadną z tych opcji. - sam nie wiedział co wyprawiał, jednak to podpowiadał mu rozum. Nic z tego co proponował Eskil nie było słuszne. Istniało inne rozwiązanie, musi je znaleźć. - Nie będę Cię już prowokował. Masz moje słowo. Ale nie każ mi odsuwać się od Ciebie całkowicie. - powiedział cicho dokładnie to co czuł. Powinni tłumić w sobie te wszystkie silne zapędy, ale z pewnością, jeśli się od siebie całkowicie odetną - to nie będzie dobre rozwiązanie. Muszą po prostu przywyknąć do tego, że nie mogą mieć tego czego chcą. Nie miał pojęcia, dlaczego tak uparcie dążył do tego, aby nadal utrzymywać jakikolwiek kontakt z Eskilem. Ale jedno wiedział na pewno - ściskało go w środku na samą myśl, że miałoby być inaczej.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie wiedział co ma czuć. Naprawdę starał się sobie to ułożyć w głowie, rozmawiał o tym z Sophie, próbował zdystansować się, ale to przekraczało jego siły. Może gdyby posiadał jeszcze jakieś doświadczenie miłosne czy chociaż fizyczne to potrafiłby ocenić poziom własnego zaangażowania. Zebrało się w nim tak dużo emocji, że potrzebował natychmiastowej ulgi, a jedyną skuteczną był Hunter. Można nazwać to nawet pewnym rodzajem paniki bądź strachu, a w takich sytuacjach człowiek - zwłaszcza młody - nie myśli logicznie. To Eskil zniweczył cały tydzień tej pracy i trzymania się od siebie z daleka. Całe to kłamanie, udawanie, że siebie nienawidzą... to wszystko było destrukcyjne. Widząc zwłoki kameleona, a potem z bliska te cudowne oczy Huntera, nie wiedział co robić więc uległ swojej tłumionej potrzebie. Zamiast iść do kogoś, porozmawiać, zamiast usiąść z nim wspólnie przy antałku z miodem pitnym albo chociażby wymyślić procesję żałobną dla Pokraki... nie, on wepchnął go do łazienki i rzucił się na niego niczym wygłodniałe zwierzę. To było uwłaczające. Zawstydzające, a najgorsza była świadomość, że nawet jeśli pójdą na całość... to potem będzie tylko gorzej. Wieczór bądź noc pełna szczęścia w zamian za późniejszą gorycz i cierpienie? Drgnął słysząc przeprosiny Huntera, ale czy i one mogły coś zmienić? Przecież obaj tego chcieli. Nie dawał rady już w sobie tego wszystkiego utrzymać. Skoro nie poprzez ulgę i jego gorący oddech to przez agresję, tak nietypową dla luzackiego Eskila. Harpia pchała do innych metod wylewania z siebie emocji, a on jej słuchał, bo nikt inny nie powiedział mu jak to zrobić. Czerwień wściekłości rozlała się po jego umyśle kiedy przez te parę sekund twarz wykrzywiła się w okrutnej szpetocie, pełnej obrzydzenia i okropieństwa. To działo się za szybko, krew nie nadążała za transportowaniem tlenu do jego mózgu, a więc szalał, wpatrywał się w Huntera, który coraz to bardziej zamazywał się i tracił na swojej wyrazistości. Eskil mrugał, próbował to powtrzymać, aby jeszcze trochę usłyszeć jego głosu. Chłopak udowadniał już, że wie jak się zachować w obliczu harpii. Oczywiście najrozsądniej byłoby właśnie teraz opuścić łazienkę i zamknąć ją na cztery spusty lecz samo odcinanie Eskila od negatywnych bodźców mogło opóźnić bądź łagodzić furię harpii. Brak agresji w jego głosie, spokojna postawa, ani śladu obrzydzenia i te słowa, które z coraz większym trudem dostawały się do jego umysłu... Zero dotyku, zero ruchu, zero naruszania sfery prywatności wyłażącej zeń harpii... tak, to był dobry krok. W jego gardle sformułował się kolejny charkot, który docelowo miał być jękiem rozpaczy, a został zwieńczony nutą skrzeku. Oddychał płytko, szybko, nierówno, jasność jego oczu zanikała, aby potem powrócić i zepchnąć czerń z białek. Taka wewnętrzna walka. Podszedł. Zatrzymał się w odległości metra, paskudny i w jakiś sposób zraniony. - Nie mogę... - podniósł zdeformowaną rękę i tknął czarnym szponiastym paznokciem jego klatkę piersiową na wysokości mostka. - ... z tobą mieszkać. To za dużo. Zapachu. Pokusy. Ja nie mogę. - ta myśl, że wcale nie muszą się od siebie całkowicie odcinać trochę go zbiła z tropu. To znaczy, że istnieje coś pomiędzy? Harpia zawyła pod jego skórą tęskniąc za siłą, a więc odkrył, że może ją oszukać. Zamiast atakować kogoś, po prostu z całej siły - oczywiście znienacka - walnął pogrubiałymi kłykciami w półkę wiszącą obok głowy Huntera. Zabolało, nie tak mocno jak powinno wszak zdeformowana dłoń miała znacznie grubszą skórę, ale udało się tym oszukać harpię. Włosy odzyskały swój słomiany blask, skóra kolor, ale jeszcze było w nim za dużo dzikości. - To mnie nie odstawiaj na bok. - przygarbił ramiona. Najbardziej ze wszystkiego bolało go to odsunięcie, a skoro... skoro pojawiła się taka sytuacja szczerości to wyrzucił to z siebie. Przełknął głośno ślinę kiedy napotkał jego wzrok, a w nim znowu się zagotowała tęsknota za ciepłotą jego ust. Odwrócił się gwałtownie i wypadł z łazienki w paru susach, a gdy pojawił się w pokoju głównym, harpia zniknęła, choć pozostawiła po sobie niską temperaturę ciała, rozdygotanie i bladość skóry. Objął palcami lewej ręki różdżkę i rzucił kilkanaście czarów, jeden po drugim. Jego rzeczy pakowały się do kufra i do walizki. Stał nieruchomo w miejscu i je przeciągał w odpowiednie miejsce. Ubrania, buty, wizbook, samonagrzewający się kubek, chiński ogniomiot, czekoladowe żaby, wszystko, a jednak okazywało się tego niewiele. Czuł, że coś właśnie stracił. Było mu źle, smutno, przykro, bolały go trzewia, brzuch z nerwów. Wściekłość jednak z niego ulatywała, a powracała bezsilność. - Czyli... mamy się do siebie odzywać ale dalej nie możemy podchodzić do siebie? - zapytał przez ściśnięte struny głosowe. Teraz dotarło do niego zawstydzenie. On się na niego przecież rzucił. W emocjach nie myślał jasno, po prostu poszedłby z nim na całość bez zastanawiania się. Nie trwało to długo, spakował swoje rzeczy (oczywiście, że wszystkie były wciśnięte byle jak, ale Sophie powiększyła mu walizkę do takiego stopnia, że nie musiał po niej skakać - po walizce rzecz jasna - aby się zamknęła. Został jeszcze kot, którego chciał ze sobą zabrać, a który dalej był schowany pod komodą. Nie odwrócił się do Huntera, nie spojrzał na niego, bał się swojej własnej reakcji.
Ta sytuacja dla wszystkich była trudna. Próbowali na wszelakie sposoby to załagodzić - unikać się, nienawidzić, wyzywać - jednak jeszcze bardziej się to gmatwało. A mogli zacząć tę znajomość inaczej. Gdyby nie ta pieprzona amortencja pewnie byliby teraz w zupełnie innym miejscu. Albo i nie. W każdym razie nie mógł oprzeć się wrażeniu, że schrzanili to na całej linii i teraz odbierają za to karę. Te wszystkie myśli i emocje, które przeżywali przez ostatni tydzień chyba właśnie tym miały dla nich być. Za dużo działo się z nimi samymi i widocznie pogubili się w całej tej plątaninie emocji - tych udawanych jak nienawiść i tych prawdziwych jak pragnienie bliskości. Hunter czuł się w tej chwili winny i dlatego takie słowa padły z jego ust. Był świadomy, że jego przeprosiny tak naprawde niewiele znaczą, jednak czuł, że jest to winny Eskilowi. Zachowywali się bezmyślnie obaj, jednak to on "odstawił go na bok" i kazał czekać. To spotęgowało w młodszym Ślizgonie frustrację i złość, więc to co się teraz między nimi działo to wszystko przez niego. Było mu trudno przyznać się do tego przed chłopakiem, jednocześnie nie pokazując mu tego jak go to bolało. Musiał to przeżywać w środku i rozpatrywać te zmiany na twarzy Eskila, które świadczyły o tym, że coś niepokojącego się z nim dzieje. To była ona - harpia. Powoli wkraczała na jego twarz, wciskała się w jego skórę, zajmowała jego gardło i wszystkie tkanki. Jednak świadomość została i to co potem usłyszał w postaci warkotu, jednak pochodzące od samego Eskila, naprawdę dało mu do myślenia. Chciał zachować rozwagę, jednak nie skupiał się na tym, aby nie popełnić błędu w towarzystwie bestii, ale na spokojnym dokończeniu rozmowy z Eskilem, który jeszcze wciąż tam przecież był. Nie mógł zostawić go samego. Nie potrafił. Widział w jego spojrzeniu, że stara się nie odpuszczać harpii i nie dawać jej okazji do przejęcia nad sobą całkowitej kontroli. Hunter od zawsze wierzył, że chłopak ma w sobie tyle siły, aby to powstrzymać. Jednak kiedy zbliżył się do niego, lekko drgnął, jakby nie był pewny czy ten spokój, który starał się zachować był jednak dobrym posunięciem. Wbił spojrzenie w te w połowie eskilowe tęczówki, czując na mostku ostry pazur. A potem zdołał na ułamek sekundy, automatycznie przymknąć powieki, zanim ten uderzył z całej siły w półkę obok niego. Serce w jego piersi zamarło na moment, wystraszone tak nagłym ruchem. Był w stanie uspokoić się, dopiero kiedy podniósł wzrok na Eskila i zobaczył, że Ślizgon już praktycznie wrócił z powrotem do swojej ludzkiej postaci. - N-nie będę. Bądźmy blisko siebie, ale nie ze sobą. To nie tego potrzebujemy... Myślę, że to ta amortencja sprawiła, że w to tak mocno uwierzyliśmy - mówił cicho, próbując zrozumieć co tak naprawdę mogło się z nimi dziać. Najwidoczniej magia przestała działać z momentem wyparowania eliksiru, ale miała jakiś wpływ na ich myślenie. Namieszała im w głowach w tamtym momencie, co rzutowało na przyszłe wydarzenia i na to co wydawało im się, że czują. Ale najprawdopodobniej to było tylko ułudą. Widząc jak Eskil wycofuje się z łazienki przez chwilę jeszcze stał nieruchomo, próbując pozbierać myśli. Nic nie miało sensu w tej całej układance, ale trzeba było to jakoś pozbierać. Bo nie mogło to wyglądać tak jak w tej chwili, bo w końcu ich to zniszczy całkowicie. - Naprawdę to robisz? Gdzie pójdziesz? - spytał, wychodząc z łazienki i widząc jego rzeczy lewitujące do jego kufra. Aż niewidzialna szpilka ukuła go w sam środek piersi. - Na razie... nie podchodźmy. Musimy to sobie wszystko poukładać. Uwierzyć, że nie tego potrzebujemy. - odezwał się po chwili, w odpowiedzi na jego słowa, stając gdzieś w sporej odległości, wbijając wzrok w jego plecy. Spuścił głowę i westchnął, zdając sobie sprawę jakie to wszystko co mówi będzie trudne do zrobienia. Teraz, kiedy byli przekonani, że potrzebują bliskości drugiego jak powietrza musieli przekonać swój umysł do tego, że to jest błędne - że to tylko głupie przekonanie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Dopadło go zmęczenie emocjonalne. Wybuchł niczym wulkan, a teraz spływała po nim paląca magma, a on musiał poczekać aż ocieknie nią cały wierząc, że wtedy poczuje ulgę. Każda komórka jego ciała krzyczała za Hunterem, ale czy kryło się za tym uczucie? Nie kochał go, nie był w nim zakochany, ale z drugiej strony nie chciał go nienawidzić bo to kłóciło się z tym przyciąganiem które wobec siebie odczuwali. Nie miał pojęcia czy to wina jego wilowatości, amortencji czy psikusa losu, ale faktem jest to, że się do siebie zbliżyli i przymusowa rozłąka była dla nich obu krzywdą. Eskil nie chciał drugi raz zaznać uczucia "odstawienia", porzucenia i nakazu czekania... na co? Teraz do niego docierało, że gdy się całowali to zaczynało mu w tym brakować emocjonalnego zaangażowania. Dlatego to Eskil przerwał, załamał się, cofnął, wybuchł kolejną falą złości bo teraz chciał więcej, a to prosty krok by jednak się zadurzyć w nim tylko czy to będzie dyktowane prawdziwymi uczuciami czy są to jedynie powikłania po zażytej amortencji? - Ale czy ty tego nie ogarniasz, że ja chcę ciebie dotykać i całować i... i... - poczerwieniał teraz z zawstydzenia bo nigdy dotąd nie mówił tego na głos. - To ten eliksir miłości mi to wmówił? To, co czuję to kłamstwo? O to ci chodzi? - zerknął na niego z ukosa, a w jego zmęczonych oczach jeszcze jawiła się ostrość i złość. Nie było w tym jednak wyrzutu. Energicznie poruszył różdżką i wciskał swoje rzeczy do kufra i walizki. Nie miał żadnego awaryjnego planu oprócz tego, że naprawdę nie może tu dalej spać. Potrzebował chociaż paru dni samotności właśnie w trakcie snu, bez towarzyszących przy tym pokus, a wystarczy, że usłyszy spokojny oddech Huntera a już ma ochotę schować się pod jego kołdrą, blisko ciepłego ciała. - Nie wiem. Może do Dear. W sensie do twojej kuzynki. Powiedziała, że mogę przyjść kiedy chcę i z czym trzeba. - wzruszył ramionami i przeciągnął swoją walizkę wraz z kufrem pod drzwi igloo. Podszedł do terrarium ze zwłokami kameleona. Ten widok powinien go odstręczyć a jednak okazuje się, że rozlew krwi nie wywołuje w nim odruchu wymiotnego. Potraktował cały zestaw zaklęciem "Reducio", a potem opakował w sakiewkę i przywiesił przy walizce. Gdzieś to potem zakopie. Zwłoki kameleona. - Nie poukładam sobie tego mając cię codziennie na widoku. - oznajmił słabym głosem i przykucnął przy komodzie pod którym schowany był kot - Pożycz mi klatki swojej sowy. - jeszcze wczoraj by nie pytał o zdanie, wziąłby sobie bez zastanawiania się czy Hunterowi to odpowiada. Przeczesał palcami włosy, nerwowo. - A czego ty tak naprawdę chcesz? - podniósł wzrok na chłopaka i posłał mu pytające spojrzenie. Odległość była dopuszczalna, a on był zajęty i dodawał sobie otuchy tym, że zaraz wyjdzie na zimne powietrze.
Nie spodziewał się, że tego dnia czara się przeleje i Eskil będzie zmuszony wyprowadzić się z igloo, które razem dzielili. Czuł się z tym okropnie, tak samo jak z tą jego wściekłością, która nim owładnęła i przywołała harpię. Hunter już na początku nie wiedział co ma czuć, co myśleć i jak pogodzić wszystkie swoje potrzeby, bo najzwyczajniej w świecie zaczęły być dla niego ważne dwie osoby. Każdy na swój sposób był dla niego niezbędny. Jednak to nie zmieniało faktu, że już jakiś czas temu wiedział, że coś się kroi i mógł jakoś to wtedy powstrzymać. Zrobić coś, a nie brnąć bez sensu, uznając, że samo się wyjaśni. Potraktowanie Eskila w ten sposób było cholernie niedojrzałe z jego strony, ale on właśnie taki był. A po jakimś czasie zaczynał żałować swoich zachowań... Przez chwilę milczał, kiedy dotarły do niego słowa Eskila. Potrząsnął lekko głową, uzmysławiając sobie, że on ma tak samo. - To nie jest prawdziwe. Dokładnie tak myślę - że to tylko złudne wrażenie. Intensywne, ale... nieprawdziwe - mówił tak jakby przekonać i samego siebie. Niby doszedł przed momentem do tych wniosków, ale jego umysł też się buntował. Nie chciał przyjąć do wiadomości tego, że to wszystko jest kłamstwem i to tylko taka zabawa igrająca z ich emocjami. Nie wiedział też co myśleć wyprowadzce Eskila. Czy to był dobry pomysł? Czy to rzeczywiście ułatwi? Przemilczał tę kwestię, tak samo jak to, że chce szukać pomocy u Beatrice. Najwidoczniej mieli dobry kontakt. Obserwując jak zbiera zwłoki kameleona, przeszedł do drugiej części pokoju, aby dać mu odrobinę prywatności. W końcu to był jego zwierzak a w tej sytuacji, to na pewno było jeszcze trudniejsze. Skinął tylko głową, na znak że rozumie, kiedy chłopak oznajmił, że nie może logicznie myśleć, kiedy mieszkają razem. Później machnął ręką w stronę pustej klatki po jego sowie, a kolejne słowa Eskila sprawiły, że przez moment wprawiły go w konsternacje. - Chce... być fair wobec wszystkich, ale musze być też fair wobec siebie... - odparł po chwili, próbując zrozumieć własne myślenie. Ale tylko stał w miejscu, kiedy Eskil taszczył walizkę i kufer, zgodnie z obietnicą, nie chcąc go niepotrzebnie prowokować. Ale w środku był cholernie przybity tym do czego to wszystko doprowadziło.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Miał ochotę usiąść, załamać ręce i uderzyć czołem w ścianę igloo. - Ale to takie intensywne. To co jest teraz prawdą a co nie? Ech, jeszcze trochę a chyba naćpam się veritaserum bo inaczej nie będę wiedział. - wykrzywił usta w grymasie i sięgnął klatkę po sowie. Na jej dnie położył poduszkę ze swojego łóżka, a potem położył się na podłodze, złapał kota (tak, został bardzo dotkliwie przez niego podrapany po ręku i pogryziony, ale skubany - Eskil, nie kot - wytrzymał, zaciskając zęby i sycząc coś pod nosem) i czym prędzej wcisnął go do klatki, dostając przy tym pazurami po dłoniach. - Na Merlina, uspokój się, głupi morderco! Właź tam, au! - zatrzasnął drzwiczki i pacnął kocie łapy kiedy te zaczęły przeciskać się przez szczebelki. Jakby nie był już zdenerwowany, tak teraz miał na rękach sporo głębokich i bolesnych ranek po kocich pazurach. Nie zamierzał jednak poświęcać na to eliksiru wiggenowego, najwyżej zagoi się to wszystko samo albo jeśli zdoła się jutro skoncentrować to sam to podleczy. Pozostaje też odwiedzić Felinusa, ale to już w swoim czasie. Teraz odstawił klatkę do swoich bagaży. Chciał pomniejszyć kufer, co udało mu się dopiero za piątym razem. Kot uwięziony, wszystko spakowane, a jego trzewia zabolały na myśl, że ma stąd wyjść i więcej nie będzie spać w tym samym pomieszczeniu co Hunter. Nie do końca zrozumiał odpowiedź chłopaka, ale też wiedział, że drążenie tego teraz nie przyniesie niczego dobrego. Ubrał kurtkę i znieruchomiał, bo zrobiło mu się żal. Nie chciał stąd wychodzić ale jednocześnie wiedział, że nie może tu zostać. - Ech. Jak coś to wiesz... wizzenger czy jak. Na początek. - burknął. Czuł ulgę, że Hunter nie próbował go zatrzymać za wszelką cenę. To ułatwiło wytrwanie w swojej decyzji. Zapiął suwak swojego ocieplanego płaszcza. - Eee... - nie wiedział co zrobić. - To ymm... do później? - odwrócił wzrok i otworzył drzwi igloo. Zimne powietrze wywołało w jego ciele gęsią skórkę, ale dalej czuł na ustach smak jego języka. Ten cudowny dreszcz był kłamstwem? Nie chciało mu się w to wierzyć, ale musiał spróbować. Mruknął coś jeszcze pod nosem, ale wytargał swoje bagaże i pomknął naprzód, wzdłuż pola igloowego. Obrócił się tylko raz, aby zerknąć przez szklaną ścianę na stojącego tam Huntera. To naprawdę było nieprawdziwe?
Po tej całej rozmowie nie miał już siły na nic. Był zmęczony, rozdrażniony, sfrustrowany i do tego kręciło mu w nosie od kociej sierści, która wszędzie walała się po ich igloo, co jeszcze zaczęło dodatkowo go irytować. Gdyby chciał odsunąć od siebie całkowicie Eskila, z pewnością powiedziałby mu to w dosadny sposób, bo co by go wtedy interesowały jego uczucia? Jednak w duchu uznał, że już zbyt wiele nerwów kosztowała ich ta relacja i wystarczy już tego na tę chwilę. Widać było po nim, że był zrezygnowany, bo nie dostał tego czego chciał. Ale Hunter także. Ale to była iluzja pragnienia - to tylko podsuwał im zdezorientowany mózg, który nie wiedział już czy chcą siebie za sprawą magii czy naprawdę. Amortencja zadziałała i chyba sprawiła, że przez to, że te pieszczoty tak im się spodobały, stwierdzili zachłannie, że chcą siebie więcej, częściej i bardziej intensywnie. I przez to, że było to tak silne, zaćmiło im prawdę, a to było już niebezpieczne, bo za jakiś czas te gwałtowne i burzliwe emocje opadną i nie zostanie nic... Stojąc na drugim końcu pomieszczenia czuł się dziwnie. Sunął wzrokiem za Eskilem, który pakował do jego sowie klatki kota, gdzie ten wcale nie chciał być zamykany. Przymknął na moment oczy, próbując odciąć się od tej szamotaniny Eskila ze zwierzakiem, słysząc jednocześnie jego odgłosy irytacji i syk bólu po kolejnych draśnięciach pazurów kocura. Nie pomógł mu, kiedy ten męczył się z pomniejszaniem bagażu, ciągle zawzięcie utrzymując odległość kilku metrów od niego. Usłyszawszy jego głos, starał się przyjąć neutralny wyraz twarzy, choć w środku czuł się jak ostatni gnojek, z tym, że Eskil musi opuszczać swoją część igloo. - Tak... wizzenger - zdołał wydukać, zanim to chłopak nie ubrał się do końca i chwycił za walizkę i kufer. - Na razie - pożegnał go krótko, ale czuł, że gardło go ściska, kiedy młodszy Ślizgon otworzył drzwi i zrobił krok aby wyjść w ciemność. Pozwolił mu na to, bo miał rację - to dobra decyzja. Nie powinni ze sobą tak często przebywać i tak blisko siebie. Tak będzie dużo lepiej. Tylko czemu w tej chwili stał jak kretyn na środku przeszklonego pokoju, nie wiedząc co ma począć, kiedy został sam?
|zt| +
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Starsze małżeństwo z zagrody ferni teleportowało go do pola igloowego. Jak na złość nie było nikogo z opiekunów w pobliżu, a akurat byli wtedy potrzebni! No tak, pora obiadowa, a więc wszyscy gnieździli się w stołówce, a Eskil co? Blady jak ściana, ostatni odcinek niósł dziewczynę na rękach bowiem różdżka mu się przegrzała od bardzo długiego lewitowania jej i nie dawał rady już utrzymać zaklęcia. Ta dalej nie odzyskała przytomności, co dla Eskila było chore. Mięśnie ramion go paliły i zdrętwiały od wysiłku. Akurat ta dziewczyna nie należała do chucherek, a więc po przejściu raptem paru metrów musiał zatrzymać się i po prostu położyć ją do połowy na śniegu, a w tym czasie dostrzegł nadchodzącego Huntera. Na jego widok poczuł nieprzyzwoicie ogromną ulgę! - Nareszcie. Weź ją, przynoszę ją z daleka, zaraz mi ręce odpadną. - jęknął i bardzo chętnie przekazał ją w ręce kogoś o większej masie mięśniowej (a miał okazję zapoznać się dokładnie z budową jego ciała). Minę miał nieszczęśliwą kiedy wparowali już wszyscy do igloo. - Coś ma ze stopą, ona gadała, znaczy ta dziewczyna, nie stopa, jakieś dziwne rzeczy, straszne rzeczy... - nawijał jak katarynka i stał nad Hunterem, nachylał się nad dziewczyną, łaził za chłopakiem i po prostu mu przeszkadzał jednocześnie nerwowo relacjonując sytuację. - Krzyczała coś, ona mnie złapała za rękę i straciła przytomność i nie chce się obudzić, tamci czarodzieje powiedzieli, że ciało ma zdrowe bo sprawdzali, ale może zawołam jakiegoś opiekuna? zrób coś, ja nie wiem czemu tak, po co ja wlazłem na ten szlak, czemu ona tam odpłynęła, no weź... - dostawał słowotoku kiedy się denerwował. Nie miał sił nawet zdjąć z siebie kurtki, ramiona go bolały jak diabli, a jednak był przepocony od naprzemiennego lewitowania dziewczyny i noszenia. Oczy miał szeroko otwarte, ale przez to, co mówiła. To było okropne. Dom bez starej kobiety, sierota, piękna sierota z genami wili odchodzi, jest sama. Wzdrygnął się na samą myśl, a ten jej głos! Dostawał zimnych dreszczy, a więc nerwowo łaził za Hunterem, choć to jemu zrzucił całą odpowiedzialność za dziewczynę. Przeżywał to na swoje sposoby, a jednak bardziej się tym przejmował aniżeli niedawną walką z mimikiem.
Nie wiem co się działo, co jakiś czas próbowałam wyrwać się z okropnego stanu w jakim byłam. Rozbudzić się z przemującego żalu i niedowierzania. Nie swojego na dodatek. Ale nadal byłam w połowie w pustym domu i jedynie po części dalej Fredką. Dawno nie miałam tak mocnej wizji z tyloma okropnymi emocjami, że aż nie mogłam powrócić do rzeczywistości. Nie czuję całej podróży, spoconych dłoni Ślizgona, nie słyszę głosów pomagających mu czarodziejów ani nawet przybycia bliskiej osoby na pomoc. Nie czuję też bólu w kostce. I nie mam pojęcia, że moja świadomość wypływa na powierzchnię dzięki temu, że jakby z głębi dociera do mnie znajomy głos Huntera, który poniekąd przywołuje mnie z powrotem na ziemię. Łapię powietrzę znienacka siadając na nieznajomym mi łóżku. Natychmiast próbuję nabrać tlenu i z przerażeniem patrzę na wila obok mnie oraz Huntera, również niedaleko. - ODSUŃCIE SIĘ - wrzeszczę czując, że ponownie nadciąga wróżba, a ja nie mogę do tego dopuścić. - Dusicie mnie emocjami. Uspokójcie się - dodaję i macham ręką, by każdy z nich oddalił się ode mnie na pewną odległość. W międzyczasie ściągam z siebie odzienie wierzchnie jakie mi zostało i rzucam w kąt, zostając w samej koszulce, mając nadzieję, że to mi pomoże w tej okropnej duchocie. Mój oddech normuje się i groźba wróżby została odsunięta, a ja już czuję, że zostałam tylko ze skutkami ubocznymi poprzedniej. - Miska - mówię prędko zasłaniając buzię i czy ktoś zdążył, bo był na tyle rozgarnięty, czy nie, wymiotuję żółcią obok łóżka z wysiłku psychicznego. Zmęczona kładę głowę na poduszce, próbując uspokoić rozbuchane nerwy. Z trudem sięgam ręką do kieszeni dresika, by wykaraskać stamtąd opakowanie miętówek. Wrzucam kilka do buzi z rezygnacją. - Przykro mi - mówię patrząc na Eskila, który wyglądał na równie spanikowanego co ja przed chwilą. Z wiele powodów jest mi przykro. Że zwymiotowałam w ich igloo, że musiał mnie tyle nieść... i za to co powiedziałam. Nie mam pojęcia co, bo niestety mój dar mi na to nie pozwala, ale nadal czuję gdzieś w swoim wnętrzu rozrywający mnie żal. I chyba coś jeszcze czuję. Zerkam na swoją nogę, przypominając sobie dopiero teraz, że to ona, jebana, była powodem tego wszystkiego.
Był spanikowany, kiedy odczytał wiadomość od Eskila. Wydawało mu się, że serce stanęło mu w piersi, kiedy pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy to, że dziewczyna, o której pisał Eskil to Robin. Nieprzytomna, nie chce się obudzić... Oczywiście jego umysł zaczęły nawiedzać najgorsze scenariusze i wybiegł z igloo jak poparzony, nawet bez kurtki, bez niczego, tak jak stał, żeby po kilku minutach zobaczyć w oddali sylwetkę chłopaka, a przy nim postać leżącą w śniegu, którą zdecydowanie nie była Robin. - Freds - mruknął, podchodząc do niej i sprawdzając czy oddycha i na ile jest przytomna, próbując zadawać jej podstawowe pytania, ale nie reagowała. - Kurwa, Eskil, coś Ty znowu wymyśli?! - warknął do niego, bo po ostatniej akcji z mimikiem nie brał po uwagę innej opcji jak ta, że Ślizgonowi znowu coś głupiego się przytrafiło i Moses była po prostu w pobliżu. Nie znał sytuacji, ale śmiał twierdzić, że skoro Eskil był na miejscu coś poważnego musiało się stać. Wziął ją więc na ręce, aby po kilku minutach mogli wszyscy znaleźć się w igloo, w którym aktualnie mieszkał sam Dear. - Dobra, już, przymknij się, trzeba ją rozgrzać - jęknął po chwili, nic kompletnie nie rozumiejąc z tego co Eskil do niego mówił, za to wkurzało go to niemiłosiernie, że robił to tak chaotycznie, a poza tym, teraz musieli zająć się Fredką. I zdążył jedynie rzucić parę zaklęć ogrzewających na dziewczynę, leżącą na łóżku, kiedy ta w końcu odzyskała przytomność. W pierwszej chwili był zdezorientowany jej słowami, ale po chwili zrobił krok w tył, tak jak kazała, by potem zobaczyć jak wymiotuje żółcą. - Cholera, Freds. Jak się czujesz? Co się, do cholery jasnej stało? Czy ktoś mi wytłumaczy? - odezwał się zaraz, przysiadając na drugim łóżku i patrząc to na Puchonkę to na Eskila. - Poczekaj, zrobie Ci kompres na tą noge... - poszedł do łazienki i wrócił z butelką wody, którą zmroził i owinął w ręcznik, by podać dziewczynie. Nie rozumiał czemu Fredka przepraszała Eskila i czekał na moment aż w końcu wszystkiego się dowie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Poniekąd tęsknił za rozmowami za Hunterem. Za kłótniami. Za denerwowaniem go. Tkwiła w tym pewna doza sympatii jak i chory żal, że nie może już patrzeć na niego tak jakby chciał. Poczuł ulgę na jego widok, a gdy Hunter z góry obwinił go za nieprzytomną dziewczynę… wszystko to z niego wyparowało a pojawiła się bardzo silna złość, niemalże taka sama jak przy Filinie w stołówce, kiedy to dotykała go rażąca niesprawiedliwość. Krzyknął, że to nie on, ale Hunt nawet nie zwracał na niego uwagi. Kazał się zamknąć, a przecież próbował mu pomóc (nieudolnie), wyjaśnić szybko co się wydarzyło, tylko co zrobić gdy przemawiają przez niego nerwy? Dodatkowo dyktowane złością i niepewnością związaną z tym co usłyszał od Puchonki. Podskoczył kiedy ta znienacka się obudziła i chętnie się cofnął bo zaczynała mu już pulsować żyłka na skroni. Nie mogła się obudzić wcześniej? Naprawdę teraz? Kiedy już wymęczył się przynosząc ją tutaj? Byłoby łatwiej jakby ocknęła się dobre pół godziny temu. Nie ma to jak pech. - USPOKOIĆ SIĘ?!- wrzasnął bowiem ta dwójka skutecznie zaczęła go naładowywać złością, a jak wiadomo słowa "uspokójcie się" są zapalnikiem do jeszcze większej złości i niepokoju. Nie podsunął jej miski, to igloo Huntera. On będzie sprzątać wymiociny. Teraz był na niego już tak zdenerwowany, że empatia została dosadnie przytłumiona. - Ty mi kuźwa mdlejesz nad przepaścią, GADASZ JAK JAKIŚ POTWÓR okropne rzeczy, noszę Cię całą drogę Z GÓRY!, aż mi kuźwa ręce i nadgarstki opadają, ten tutaj mnie obwinia za wszystko dla zasady bo tak mu wygodnie i ja mam, do jasnej avady, być spokojny?! - nerwowo gestykulował raz wskazując Freddie, której imienia nawet nie znał, a która swoją przepowiednią go przeraziła, a raz Huntera na którego nie mógł teraz patrzeć bo nerwy puszczą mu już ostatecznie. Miał rację, że w ostatnich tygodniach zrobił się bardziej porywczy niż kiedyś. Z wystraszonego szesnastolatka zmienił się w kipiącą złość dyktowaną poczuciem silnej niesprawiedliwości. Nie powinien tak przeklinać, babcia złapałaby się za głowę gdyby usłyszała jego język. Cofnął się o kolejny krok bowiem robienie okładów przypominało mu pewien wieczór w dormitorium.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Moje prośby, żeby przestali spełzały na niczym. Nadal czuję stres Huntera, który próbuje bardziej lub mniej udolnie zająć się moją nogą. - Mam wizje, rozbudziłam je. Przez cete stały się jeszcze bardziej niespodziewane i napastliwie - mówię słabo kiedy Ślizgon się robi coś, by się mną zająć, nadal staram się powstrzymać odruchy wymiotne, drgawki i z trudem zgarniając włosy z twarzy. Jednak przy nich nie mogłam się uspokoić. Chłopak, który mi pomógł zaczyna krzyczeć rozemocjonowany, a ja nie mogę nic odpowiedzieć, bo znowu czuję zatykające mnie powietrze. Wiem, że powiedziałam coś złego blondynowi, ale nie mam zielonego pojęcia co. Czy Dear nie może się domyślić o co chodzi? Czy nie pamięta, że nie słyszę tego co mówię podczas moich mniej lub bardzie bezużytecznych wizji? Ta najwyraźniej była bardzo użyteczna, ale też cholernie nieszczęśliwa. Ślizgon krzyczy, a ja czuję jak znowu osuwam się w nicość i wchodzę w jakiś okropną pół - wizję. Ostatnio miewałam coś takiego jak odkładam narkotyki, więc dobrze znam ten stan. Dlatego udaje mi się nie popaść z powrotem w kolejne stadium mojego daru, ale wiem też, że nie mam już siły z tym walczyć. Czuję jak łzy napływają mi do oczu z bólu i bezsilności. Nie wytrzymam tu ani minuty dłużej. Ktoś musi mnie zabrać od tych emocji do czegoś znajomego... Jak się stąd wydostać. Tak bardzo nie mam siły na nic, ale muszę wykrzesać z siebie jakąś iskrę. Patrzę na prześwitujące szyby igloo zastanawiając się czy nie będzie lepiej po prostu umrzeć pod norweską zorzą... Albo może tak się stąd wydostanę? Czołgam się do szkła i znienacka zaczynam nawalać pięściami w szyby. Nie mogę tracić sił na próby uspokojenie rozgoryczonego chłopaka, bo to najwyraźniej nic nie daje. Nadal nie mam pojęcia co mu powiedziałam, wiem za to, że muszę zapobiec dalszym omdlewaniom. - BROOKS!! VIOLA!! - krzyczę uderzając mocno o szkło, nie przejmując się łzami w oczach. - KTOKOLWIEK, KURWA, CALLAHAN - igloo tego ostatniego jest tuż obok, wystarczy że podniósłby wyżej głowę. - WEŹCIE MNIE STĄD - nie przestaję walić w szybę, płakać bezwiednie, wciągając prędko powietrze, jakbym znowu miała się dusić. Opieram czoło o chłodną szybę, mając nadzieję, że ktoś po prostu będzie przechodził obok i się mną zajmie. Zabierze od rozzłoszczonego chłopca. Czy działałam całkowicie świadomie? Raczej w malignie, próbując przezwyciężyć swój dar. - Nie wiem co powiedziałam, nie wiem... - jęczę i powtarzam cicho raz za razem, kiedy wykrzesałam z siebie te resztki energii, które miałam.
On też musiał przyznać, że dziwnie mu się mieszkało samemu w igloo, bez tych narzekań i wyrzutów Eskila, które słyszał co wieczór i które tak bardzo go denerwowały. A może tylko wmawiał sobie, że chłopak go denerwuje? W każdym razie czuł się nieswojo w domku, chociaż przebywanie samemu zawsze wpływało na niego kojąco. Ale też przyzwyczaił się głupio do tych ich krzyków i teraz nie może tego przeżyć. Ale Eskil zadbał o to, aby nie było zbyt spokojnie w jego życiu, dlatego prawie dostał zawału przez jego wiadomość na wizzie i dlatego teraz stał nad łóżkiem, na którym leżała zmarnowana Freddie i warczała na nich, aby dali jej trochę przestrzeni. Nie miał okazji zobaczyć wyrazu twarzy Eskila, dopóki ten nie wybuchnął za jego plecami i Dear nie odwrócił głowy w jego kierunku. - ESKIL, KURWA! - wrzasnął do niego, widząc jak Puchonka blednie i ogólnie coraz gorzej wygląda. Nie przejmował się na ten moment sprzątaniem, bo wiedział, że coś tu jest cholernie nie tak, tylko nie wiedział jeszcze co. Dopóki Fredka nie oświeciła go, że ma znowu intensywne wizje i to właśnie mogło być powodem tego wszystkiego. Tylko co z tym wszystkim miał wspólnego Eskil? Nalał wody do szklanki, która stała na stoliku obok łóżka i podał ją dziewczynie. - Ale... to boli? W sensie, bardziej niż zwykle? - spytał, dociekając co tak naprawdę doprowadziło ją do takiego stanu, w jakim aktualnie się znajduje. A potem było jeszcze gorzej, bo Fredka doczołgała się ku szklanej szybie i zaczęła w nią walić jak opętana, co wbiło Huntera w podłogę w pierwszej chwili. Podszedł do niej i złapał ją za nadgarstki, w obawie, że zrobi sobie krzywdę, uderzając tak mocno w szybę. - No już, już. Freds, uspokój się, do cholery! Tu Ci się nic nie stanie, po co Ci Boyd?! -jakby pierwszym jego odruchem było podważenie jej potrzeby pomocy ze strony przyjaciół a dopiero po tym zaczął zastanawiać się co tak naprawdę mogło dziać się w jej głowie. Nie znał całej sytuacji. Nie wiedział czego dotyczyła ta wizja i dopiero po chwili dowiedział się, że Puchonka także nie miała pojęcia co przekazała Clearwaterowi. Usłyszawszy to, puścił uścisk na jej przegubach, cofając się o krok, by za chwilę podejść do tej samej szafki nocnej, z której zabrał szklankę, aby wyciągnąć z szuflady Feniksowe. Podsunął je Fredce, próbując najlepszej metody jaką znał, aby troche odsunąć od siebie emocje. Zerknął na Eskila. Nieświadomy tego ile dla chłopaka znaczyła ta wizja, przez chwilę wpatrywał się w niego, aby wyciągnąć rękę z paczką papierosów i w jego kierunku.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Słysząc o jakichś wizjach tylko zaczął coraz bardziej podejrzewać to, co się stało. Przyszłość. Widzenie przyszłości. Nigdy się z tym nie spotkał (na lekcjach wróżbiarstwa zasypiał w trymiga), nie doświadczał i w sumie nie interesował. Wolał, aby pozostało to w tej formie, a tu okazuje się, że ten potworzasty, nawiedzony głos był jakąś intensywną wizją? Dlaczego? Czemu akurat wtedy? Czemu on? Czy to prawda? Czy to kłamstwo? Zagubił się, nerwy mu już puściły, podniósł głos, bo przecież tak łatwo było wybuchać emocjami w towarzystwie Huntera, a kiedy jeszcze doszło do tego niezrozumienie zachowaniem Freddie to wyszło niejako combo. Nie zauważył jak ta blednie bo wtedy wpatrywał się wściekle w Huntera, który zarzucił swoje typowe "Eskil, kurwa", które słyszał już kilkakrotnie i za każdym razem dostawał od tego gorących dreszczy. Dopiero jak dziewczyna dopada do ściany igloo to Eskil odskoczył i się najzwyczajniej w świecie zamknął bowiem nagle się okazało, że jest żałosny w swojej złości skoro ta Freddie potrzebuje teraz jakiejś pomocy. Zachowywała się niepoczytalnie, nienormalnie, a on nie wiedział co zrobić więc zacisnął zęby i gapił się z szeroko otwartymi oczami na tę dwójkę (która notabene musiała się nieźle znać skoro na Hunterze nie robiło wrażenie słowo "wizje"), słuchał ich wymiany zdań, a raczej monologu chłopaka, a i nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Wyjść? Tak, chciał wyjść, ale nogi wrosły mu w ziemię i stał jak sparaliżowany. Do jego uszu dotarł jej jęk, a i też tknęło go w końcu, że dziewczyna najwyraźniej przejmuje się tym, co powiedziała, a czego nie pamięta. Wzdrygnął się od lodowatego dreszczu przemykającego wzdłuż pleców. Nie zdawał sobie sprawy jacy wszyscy są teraz bladzi i wstrząśnięci. Zapomniał na chwilę o złości skierowanej do Huntera, zbytnio sparaliżowany przejawem szaleństwa tej dziewczyny. Na Merlina, gdyby zaczęła mu takie coś odstawiać w trakcie schodzenia z góry to chyba by się załamał. Drgnął, czując na sobie czyjś wzrok więc oderwał swój od dziewczyny i popatrzył na Huntera. Na Merlina, jego oczy wwiercały mu się w czaszkę, prosto do mózgu, do wszystkich neuronów i robiły tam bajzel. Poczęstowanie papierosami nieco wymazało złość na niego, bo też podszedł i wziął od niego fajka choć nie podpalał. Kusiło go nasycenie się tym zapachem, a nie płuc tytoniem. Ponownie popatrzył na dziewczynę, ale już niepewnie. - Czyli to jakaś wizja przyszłości? - zapytał z przestrachem. - Powiedziałaś, że moja babcia umrze i to niedługo. Nie może tak być. Nie wierzę w to. Nie zgadzam się, nie chcę nawet o tym myśleć. - zakrył dłonią swoje oczy, rozmasował kciukiem i palcem wskazującym zamknięte powieki, aby ukryć panikę na samą myśl o tym, że babci miałoby zostać niewiele czasu. Była wiekowa, ale nie może umrzeć! Eskil nie jest na go to gotowy, to go bolało, bał się tego. Nie potrafił zareagować dojrzale jednakże kto potrafiłby zachować się rozsądnie wobec takich informacji? Nagle nabrał ochoty rzucić się do swojego lusterka dwukierunkowego i wrzaskiem wybłagać u Lucasa, aby nie opuszczał babci nawet na sekundę. Ponownie wzdrygnął się z zimna.
- Po prostu nie chce minąć, więc boli jak zwykle, tylko dłużej - mówię niemrawo przyjmując szklankę wody, by napić się łyka, licząc na to, że to jakoś ukoi moje nerwy. Ale niestety tak nie jest. Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia jaka jest relacja między chłopcami i wcale mnie to nie interesuje. Jednak oni są bardzo zajęci sobą i gdybym miała sprawny umysł uznałabym, że to jakaś grubsza sprawa między tą dwójką, patrząc na to jak Hunter przejmuje się Eskilem. Niestety potem jest jeszcze gorzej po krzykach wila, ja dosłownie szaleję z bólu i robię nieracjonalne rzeczy, spowodowane zbyt dużą dawką emocji obydwu Ślizgonów. Hunter nie uspokaja mnie spokojnie i uprzejmie, wręcz przeciwnie. Łapie za nadgarstki, krzycząc na mnie, a ja tylko jeszcze bardziej szlocham na tą okropną sytuację. Po co mi Boyd? Co to za pytanie w tej chwili! - Mieszka tam. Wyniesie mnie stąd - jęczę patrząc na igloo obok. Dobrze, że faktycznie tam nie stoi, bo pewnie gdyby zobaczył scenę w której Dear trzyma mnie za ręce, a ja zasmarkana płaczę, przybiegłby w te pędy, zrobił burdę i już kompletnie bym odpłynęła. Jednak póki co nie przychodzi mi to do głowy mam tylko jeden cel - uciec stąd. W końcu na mój bełkot Hunter mnie puszcza i oddala się. A Eskil na szczęście zamurowało, więc mogłam stłamsić odrobinę swój dar chociaż obecnie odczuwałam głównie ogromną złość i wstyd. Gdyby po prostu dali mi odpocząć, to by się nie wydarzyło. - Nie wiesz, że nie pamiętam nigdy wizji, znasz mnie od wczoraj? - pytam rozzłoszczona Deara i uderzam jego rękę z wyciągniętymi papierosami. Nie będę powstrzymywać duszenia daru większą ilością dymu. Atmosfera się odrobinę uspokoiła i uznaję, że to dobry moment by wyjść z igloo do swojego, zanim nie zacznie się kolejna afera. Kładę powoli jedną i drugą nogę na ziemi i sykam z niesmakiem czując ból w jednej z nich. Panowie stali sobie i popalali papieroski, co wydawało mi się obrazem rodem z kiepskiej komedii. - Jestem jasnowidzem - mówię na oburzenie młodszego chłopca, ocierając ostatki łez z policzków. - Bez narkotyków i bez cete, mówię bzdury - dodaję jakby to było ważne, ale chcę się jakoś wytłumaczyć z tego wszystkiego, póki znajduję na to siłę. Z trudem wstaję z miejsca i drepczę do moich porzuconych w kąt rzeczy. Przy nich siadam z westchnieniem, by zacząć się ubierać. - Nie panuję nad tym co zobaczę... - Na chwilę zatrzymuję ubieranie się i z uwagą patrzę na blondyna. - Przepowiedziałam w życiu trzy śmierci. I choć się starali, nikt ich nie odwrócił. To nie znaczy, że nie możesz próbować. Ale każdy kiedyś umiera. Ty wiesz, że musisz z nią spędzić więcej czasu. Ty zdecyduj czy to błogosławieństwo czy przekleństwo. Przymykam oczy by odetchnąć na chwilę i z wracam do zakładania kurtki. Jestem przekonana, że chłopak nie zareaguje dobrze na moje słowa, jakkolwiek by nie były prawdziwe i nie chcę tu zostać, by po raz kolejny odczuwać jego żal, który odczuwałam w agonii tak długi czas.
Nie wiedział dokładnie jak to jest kiedy ma się wizje, takie jak Freddie, ale wiedział jedno: wrzaski Eskila pogarszały tylko sprawę. Może i był w emocjach, ale kto z tej trójki nie był. Dziewczyna przeżywała swój własny koszmar, Clearwater dowiedział się zapewne czegoś, czego nie chciał wiedzieć, a Hunter był w samym środku tego wszystkiego i nie wiedział co ma robić, nie rozumiał ich przejęcia. Nie należał do grona osób zbyt empatycznych. W tej chwili pragnął tylko, żeby się uspokoili i wyjaśnili mu o co chodzi, bo inaczej nie dojdą do niczego. Ale Fredka zaczęła szaleć, tknięta wyrzutami Eskila i najwyraźniej chciała jak najszybciej opuścić to igloo i szukać spokoju gdzie indziej. Rzeczywiście, mogło to wyglądać niepokojąco, kiedy ją trzymał za przeguby dłoni, ale szybko ją puścił, kiedy usłyszał jej marny głos. Kojarzył, że w przeszłości nie pamiętała nic ze swoich wizji, jednak w tym przypadku naprawdę wyraźnie widać było, że męczy ją to, że nie wie nawet co przekazała Ślizgonowi. To na pewno było mega ciężkie. Przez jakiś czas skupił się tylko i wyłącznie na przyjaciółce, jakby zapominając o obecności Eskila, kiedy ten już się uspokoił i przestał krzyczeć. Dopiero, kiedy wpadł na genialny pomysł uzupełnienia dawki nikotyny. Westchnął tylko, kiedy Freds odtrąciła jego fajki, za to częstując Clearwatera. Jednak nie zdążył odpalić swojego papierosa, zanim usłyszał głos chłopaka. Śmierć? Przepowiednia śmierci babci Eskila...? Nie spodziewał się czegoś takiego. Lekko go zamurowało i zdołał tylko przenieść wzrok na Fredke, kiedy ta odpowiadała chłopakowi, podnosząc się z łóżka i kierując w stronę swoich rzeczy. Teraz już wiedział czemu Eskil był tak poddenerwowany a dziewczyna tak rozdygotana. - Czyli, że... istnieje szansa, że może się to nie spełnić w takich okolicznościach, jakie przedstawiłaś? - odważył się spytać, zerkając na nią, nie wiedząc co myśleć. Z pewnością Eskil był w tej chwili cholernie przytłoczony tym wszystkim i wcale mu się nie dziwił. Kto chciałby usłyszeć z ust jasnowidzki, że najbliższa mu osoba umrze.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie mógł wyjść z oszołomienia, gapił się na dziewczynę z rozdziawioną buzią bowiem jej zachowanie nie wpisywało się w żaden sposób w to, do czego przywykł. To już jawne wariactwo ale kiedy usłyszał, że te widzenie ją w jakiś sposób boli to wykrzywił usta w grymasie. Trudno stwierdzić czy to zajawki empatii, raczej zauważenie faktu, że od chwili spotkania z Freddie cały czas ją coś bolało. Jak nie noga to jasnowidzenie. Jeszcze trochę a zacznie podejrzewać, że w jego towarzystwie ludziom przydarzają się kłopoty. - Przecież nikt tu cię nie trzyma siłą. - wtrącił nieco oschle więc odchrząknął, bo nie powinien wychodzić na nieczułego dupka. Nie zamierzał reagować w żaden sposób na jej chęci wyjścia stąd. Nie pomoże jej więcej, nie potrafił się na to zdobyć. Stał jak kołek w swoim miejscu. - Zawsze… na przykład Hunter, może cię odprowadzić. Nie musisz krzyczeć jakby ktoś ci tu robił krzywdę. - bo przecież obaj stali jak słupy soli, gapili się na nią i nie wiedzieli co robić. Emocje? Emocje są winą? Kto jak kto ale Eskil nie potrafił na zawołanie stłumić swojej złości, żalu czy frustracji a teraz coś go w trzewiach bolało bo nie chciał wierzyć, że przepowiednia Freddie miałaby się spełnić. Gdyby nie brzmiała tak wiarygodnie, zignorowałby to, ale teraz… do jasnej avady! Słysząc, że przepowiedziała trzy śmierci jeszcze bardziej pobladł a jego ręce zadrżały od wijącej się pod skórą harpii. Wbił palce w swoją dłoń, wypuszczając tym samym na podłogę niezapłaconego papierosa i zaciskał zęby. - Nie będziesz mi mówić co mam robić. Nie wierzę w te bzdury! Nic o mnie ani o mojej babci nie wiesz, żadne przepowiednie mnie nie obchodzą!- wmawiał im i sobie, że tak jest, ale wystarczy być nieco bardziej spostrzegwczym człowiekiem od innych, aby zauważyć, że chciałby nie wierzyć w te słowa tylko mu to nie wychodzi. - Nie trzeba być jasnowidzem żeby widzieć, że stuletnia kobieta kiedyś umrze ale nie zamierzam słuchać tych bzdur, że to lada moment. Nie widziałaś jej na oczy, nic nie wiesz! - nie powinien zachowywać się tak wobec Freddie i z pewnością w normalnych okolicznościach byłby bardziej przystępny jednak trudno oczekiwać od kogoś spokoju wobec takich informacji, zwłaszcza jak ten ktoś jest szesnastoletnim półwilem, któremu trzęsą się ręce bo oczywiście wystraszył się tych słów. Cieszył się z pobytu w Norwegii ale jednocześnie Hunter i teraz Freddie dostarczyli mu sporego bagażu emocjonalnego.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Przez chwilę skupiam się na sobie. Sprawdzam czy moje buty są w porządku. Mozolnie zakładam bluzę, kurtkę i nakładam czapkę. Cieszę się, że na chwilę wil wrósł w ziemię, a Hunter okazał względny spokój. To właśnie uleczyło mnie bardziej niż wszystkie możliwe zimne okłady. A ponieważ irytuje mnie strasznie pouczający ton chłopca, który nie ma pojęcia co czuje i muszę przypominać sobie, że właśnie dowiedział się, że babcia mi umrze i jest na pewno załamany co jakiś czas oddycham spokojniej i nie odpowiadam na słowa chłopaka, ignorując jego pierwsze zaczepki. No i na dodatek mam u niego dług, w końcu zniósł mnie z tej zjebanej góry. Szczególnie, że potem zaczynam dość po łebkach tłumaczyć co wiem, starając się uświadomić tamtego co go czeka. Patrzę na Deara i lekko wzruszam ramionami na jego pytanie. - Nie wiem co powiedziałam. Albo ominie ją śmierć i nic nie będzie tak jak powiem, jeśli coś się zmieni w życiu. Albo będzie dokładnie tak jak powiedziałam, ale po prostu był źle zinterpretowany czas... Spróbuj go uspokoić i się dowiedzieć, a potem mnie zapytaj, to mogę... nie wiem coś pokminić - proponuję, chociaż nie jestem pewna czy Eskil chce cokolwiek więcej ode mnie. Wyciągam dłoń, by Hunter pomógł mi wstać i opieram się o niego z trudem. Drugi Ślizgon zaczyna znowu krzyczeć, a ja przymykam oczy, próbując odciąć się od tego co znowu może się stać, jeśli tamten nie przestanie. Nie odpowiadając nic na to już idę w kierunku drzwi, które wyważam jak najprędzej, wybiegając na błogosławiony, śnieg. Przenikliwy chłód jest moim wybawieniem, a szklane mogły za chwilę odciąć mnie od emocji. - Nie wiem kim jest twój nowy przyjaciel, ale dostanie wpierdol stulecia, czy to przed śmiercią babci, czy to po żałobie - oznajmiam wyrównując oddech i wstając na obydwie nogi chybotliwe. - Sorry za świrowanie i rzyganie, wiem że nie wiedziałeś co robić - mówię i podchodzę do przyjaciela i cmoknąć go w policzek, po czym już turlam się powoli do spokojniejszego igloo.
Oboje mieli racje. I Eskil, który uważał, że reakcja Freds, w której rzuciła się na przeszklone ściany igloo, waląc w nie dłońmi była przesadzona, i sama dziewczyna, która po prostu w odruchu chciała się wydostać z nieznanego jej miejsca, by w jakiś sposób osiągnąć spokój i móc dojść do siebie. Naprawdę był w stanie zrozumieć każdego z nich, ale dopiero w momencie, kiedy dowiedział się szczegółów dotyczących przepowiedni. Jednak jeśli chodziło o Huntera, nie było co liczyć na to, że wyjdzie z inicjatywą, aby odprowadzić Freddie do igloo Boyda (bo tam chyba chciała iść?). Po pierwsze dlatego, że wyszłoby na to, że się o nią troszczy - czego ani on nie chciał pokazywać, ani zapewne dziewczyna nie miała ochoty doznawać; w końcu byli kumplami - a po drugie nie miał ochoty na spotkanie z Callahanem; mieli jeszcze niewyjaśnione sprawy. Dlatego na słowa Eskila, tylko uniósł nieco oczy, zdziwiony tym, że chłopak mówi za niego, zamiast zaproponować samemu pomoc, by ostatecznie spojrzeć na Freddie już z łagodnym wyrazem twarzy, oznajmiając naturalnie, że odprowadzi ją, jeśli chce. Pomógł jej wstać i widząc jak słaba jest, przez chwilę zastanawiał się czy serio nie iść ją odprowadzić. Późniejsze słowa dziewczyny sprawiły, że Cleawater nie mógł długo wysiedzieć w milczeniu. Hunt przeniósł na niego wzrok właśnie z momencie, kiedy po raz kolejny Eskil stracił cierpliwość. - Przestań, to nie jej wina, że to widziała - warknął niemalże do niego, bo samemu już stawał się niespokojny przez ich emocje. Widocznie szybko mu się udzieliły - Serio, chcesz karać sowę za wiadomość? - dodał jeszcze po chwili, próbując racjonalnie wytłumaczyć mu, że to nie wina Puchonki, że ma takie wizje. Eskortował więc Fredkę do drzwi - bo skoro chciała wyjść, to tak jak mówił Eskil, nikt nie będzie jej tam przetrzymywał - po czym usłyszał jej pokrzepiające słowa. - Jest rozemocjonowany. Każdy byłby na jego miejscu - odparł nieco ciszej, nachylając się ku niej, aby mogła się z nim pożegnać. - Odpocznij - mruknął do niej na odchodne, ze szczerym przejawem opiekuńczości, który zdecydował się okazać, chociaż w niewielkim stopniu. Kiedy drzwi igloo numer czternaście zamknęły się za dziewczyną, Dear wziął głęboki wdech, odwracając się w stronę Eskila. Nie miał pojęcia co ma powiedzieć. To dlatego zawsze uważał, że lepiej nie wiedzieć nic na temat swojej przyszłości. Bo ta wiedza wiele kosztuje... - Co robiliście w górach? - wypalił w końcu głupio, próbując zmienić temat albo po prostu dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego co się tam zdarzyło. Bo przecież nie zapyta go wprost jak ważną osobą jest dla niego babcia i czy w tej chwili ma się nią kto zająć, żeby był spokojny. Tego na pewno by nie powiedział.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Miał serdecznie dosyć tego mącenia w głowie. Nie brakowało mu problemów. Nie potrzebował jeszcze do tego nastraszenia jakąś popieprzoną wizją. Nie potrafił się opanować choć największa złość opadła, ale zdenerwowanie wylewało się z niego każdą komórką ciała. Kiedy Freddie próbowała wyjaśnić mu jeszcze tę wizję, zasłonił swoje oczy, potem uszy, potrząsnął gwałtownie głową. - Przestań. Nie chcę tego słuchać!- to było już ponad jego siły. Na Merlina, miał szesnaście lat, nie chciał słuchać o tym, że lada moment straci najważniejszą osobę w życiu. Nie będzie w to wierzyć, Freddie jest obcą babą, jakąś wariatką, nie zna jej, nie ufa, nie wierzy, nie będzie tego znosić, to nie jest prawda! To się nie wydarzy! Zaciskał mocno powieki, wciskał w nie swoje kłykcie i gdyby Freddie nie wyszła, to on by stąd wyparował bo ramiona już mu drżały. Był zmęczony, głodny, obolały, wszystko mu dolegało i nie potrafił w sobie tego już pomieścić. Usiadł na swoim dawnym łóżku bo było najbliżej, oparł łokcie o swoje kolana, pochylił się i zaciskał w garści przydługie blond włosy. Nie uważał, aby karał Freddie w jakiś sposób za tę wizję. Nie umiał po prostu zareagować dojrzale, to było ponad jego dzisiejsze możliwości. Drgnął słysząc głos Huntera kiedy dziewczyna już wyszła. Podniósł na niego przekrwione oczy, gapił się na niego przez chwilę blado i otępiale. Nie potrafił powstrzymać napływu wspomnień kiedy znajdowali się w cieple i miłym zapachu. Ten obraz miał słodki posmak choć spotęgował ciężkość w sercu. Opuścił wzrok na swoje ręce, obolałe i zdrętwiałe od transportowania Freddie z tak wysoka. Mógłby teraz zasnąć w jedną minutę. - Wracałem ze szlaku…- nie miał ochoty mówić mu, że odłączył się od grupy i przewodnika. Jak nic zostałby opieprzony. - I usłyszałem ją bo utknęła między kamieniami nad przepaścią. To chore. Czemu mnie to spotyka. Co ja u licha zawiniłem, że co chwila coś się odwala. - jęknął już przygnębiony. Nie oczekiwał odpowiedzi, ale też wiadomo, że nie mówił tylko o tej chorej wizji, ale też o kilku innych aspektach. Jednym z nich był oczywiście Hunter. Zaczął rozmasowywać swoje zamknięte powieki tak mocno, że zaczęły go piec ale i tak nie przestawał. Lucas wiedziałby co zrobić. Nie miałby z niczym problemu. Umiałby poradzić sobie ze wszystkim. Dlaczego nie umie być taki jak on? Zamiast tego przyciąga kłopoty.
Nie wyobrażał sobie jakie to uczucie usłyszeć taką przepowiednie na temat przyszłości, jaka dotarła do uszu Eskila. Na szczęście nigdy nie był świadkiem żadnej wizji Freddie, więc był od tego z dala, co bardzo go cieszyło. Nie chciał wiedzieć nic na temat tego co się kiedyś zdarzy, bo uważał, że zbyt duży wpływ mają na to ludzie, a słysząc takie proroctwo, można się zbytnio sugerować właśnie tym, co może skrzyżować plany. Tak samo jak w tym przypadku, Eskil wiedząc, że jego babcia może niedługo umrzeć, nie będzie w stanie myśleć o niczym innym, skupić się na niczym innym... Nie chciał oceniać, ale stojąc z boku, musiał to robić. Tak jak powiedziała Freds, trzeba było jakoś Clearwatera uspokoić, jakoś do niego przemówić, bo to co się z nim działo, nie mogło mu wyjść na dobre. Zbyt emocjonalnie podszedł do tej przepowiedni. Ale czemu tu się dziwić, to szesnastolatek. Był roztrzęsiony i widać było, że jego myśli krążą ciągle wokół tego, jak automat. Hunter nie był zbyt dobry w takiej zwykłej rozmowie, podnoszącej na duchu czy pocieszającej. On zazwyczaj przywoływał ludzi do porządku gwałtownie i głośno. - No już, już. Nie co chwila i nie tylko Tobie. - zaczął po chwili, słysząc jego słowa pełne rezygnacji. Wiedział doskonale, że i sam przyczynił się do takiego stanu chłopaka, jednak nie miał zamiaru w żaden sposób wykazywać wyrzutów sumienia. Teraz nie było to potrzebne, a też nie było do niego podobne. - Czasami po prostu trzeba zacisnąć zęby i iść dalej. Tak wygląda życie, ciągle się coś pieprzy - dodał bardzo pokrzepiająco, jednocześnie odwracając wzrok w stronę przeszklonej ściany i świecącego się w oddali sąsiedniego igloo. - Jesteś w stanie sprawdzić co z Twoją babcią? - spytał w końcu, zerkając na niego, a następnie skinął znacząco na niewielką komodę, na której leżał czysty pergamin i pióro. Mógł nawet napisać do samej staruszki, byleby to go tylko uspokoiło. Hunt na pewno tak by zrobił, żeby móc spać spokojnie, po takiej wiadomości.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Powinien nauczyć się podchodzić z dystansem do kłopotów. To wyjdzie mu na dobre ale czy też czasem nie stanie się nieczułym dupkiem, który nie reaguje emocjonalnie wobec problemu? Nie wiedział czy umiał być chłodny w ocenie ale ostre jak brzytwa słowa Huntera nieco go ocuciły ale też poirytowały. Cóż, nie mógł od niego oczekiwać pełnego zrozumienia, chłopak nie miał pojęcia nic o jego życiu. Tutaj tknęła go też myśl czy umiałby rzucić mu prosto w twarz "nie twój interes" i wyjść tak, jakby to zrobił jeszcze półtora miesiąca temu. Z jednej strony nie chciał teraz stąd wychodzić do swojego pustego igloo a z drugiej nie czuł się tu w żaden sposób potrzebny. Siedział tu bo nie miał sił wyjść a Hunter go nie wywalał za drzwi tylko próbował rozmawiać. Czyż odruchowo nie reagował nań irytacją? Przelotne spoglądanie na niego nie było już takie trudne jak jeszcze kilka dni temu, ale cały czas czuł żal. Teraz jeszcze w dodatku strach o babcię dławił go w gardle. Chciałby poczuć się lepiej gdyby ktokolwiek choć raz zauważył, że zachował się wobec Freddie doskonale - niczym empatyczny rycerz na białym koniu, ale najwyraźniej pozytywne zachowania są uznawane za oczywistość i nie trzeba ich komentować. Te złe to już trzeba wytykać i widzieć. Nie sądził aby miał uświadczyć takich słów od Huntera i nie był pewien czemu by tego chciał. - A powiedział to do szesnastolatka doświadczony przez życie dziewiętnastolatek. - odparł zgryźliwie, nie mogąc jeszcze pozbyć się z siebie tych odruchów. To też jego system obronny choć nie potrafił określić dlaczego posługiwał się nim właśnie teraz. Westchnął i opuścił ręce, a teraz gdy otworzył powieki to obraz był przesłonięty czarno-czerwonymi plamami. Może to i dobrze. - Ech, nie. Nie odpisała mi na list, a wysłałem go pierwszego dnia ferii. Lucas ma do niej zajrzeć, a ja nic oczywiście nie zrobię, nawet jak tam jakiś cudem pojadę. Szybciej ja tam dotrę niż sowa. Poza tym nie chce słuchać jakichś głupich wizji obcej baby. Nie będę więcej ratować dziewczyn z opresji.- zacisnął palce w pięści. Wszystkie na koniec są na mnie wściekłe. Ech, zmywam się stąd. Robin pewnie powie coś mądrego na ten temat. - z trudem podniósł się do pionu. Oj, będzie obolały. Może skusi się na saunę? Och nie, zaśnie tam jak tylko otoczy go ciepło.
Wiele się zmieniło. Miał wrażenie, że każdy z nich, nadal był sobą, ale jednak traktowali siebie inaczej. Hunter nie szukał już na siłę zwady u Eskila, jednak nie przestał go na swój sposób przywracać do porządku. Ciągle zachowywał się jakby znał odpowiedź na większość pytań i nieustannie dążył do tego, aby wydawało się, że jest od niego nie wiadomo ile starszy i dojrzalszy, co oczywiście było bzdurą kompletną, bo sam zachowywał się czasami jak sześciolatek. Postanowił jednak zostać, bo mimo wszystko wiedział, że dla Eskila podobnie jak dla niego rodzina jest naprawdę ważna (nawet jeśli nie wiedział, że dla Clerwatera Hanna była całą rodziną). - Przynajmniej jestem świadomy tego, że nawet jeśli tupnę nogą, to nic to nie zmieni... - burknął do niego, w odpowiedzi na jego zgryźliwą uwagę, obdarzając go przelotnym spojrzeniem, zanim to nie wyjrzał przez okno. Usłyszawszy jego odpowiedź na pytanie o babcię, zmarszczył brwi, słysząc imię jego kuzyna, które wydawało mu się, że gdzieś się przewinęło i dopiero po chwili przypomniał sobie o ślizgońskim prefekcie, z którym Eskil był spokrewniony. Hunter rzeczywiście nie zarejestrował jego obecności na wyjeździe, więc może Clearwatera uspokoi to, że ktoś inny ma oko na Hannę. - I tu wyjątkowo się z Tobą zgodzę. Nie ma co brać tego tak dosadnie. - odparł na jego komentarz a prospos tego, że nie będzie przejmował się tą przepowiednią. Może to najlepsze wyjście. Może usłyszał to po to, żeby teraz bardziej doceniać czas spędzony ze staruszką. W końcu sam mówił, że jest już sędziwa, ale mimo wszystko... - O tak, mogłem się domyślić, że pierwszą osobą, z którą o tym porozmawiasz będzie Robin. To miłej pogawędki - dodał nieco chłodno, od razu przybierając dziwie obojętny wyraz twarzy, jakby wcale ten nie szedł późną nocą do dziewczyny, która jemu się podoba. Nie, wcale nie był zazdrosny.
+
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Z jednej strony jeszcze czuł wewnętrzną potrzebę uzyskiwania atencji Huntera ale z drugiej drażniło go to więc na siłę próbował się jej pozbawić. Tkwił jeszcze pomiędzy chęcią bycia blisko a jednak daleko. Czas naprawi te szkody wywołane nieświadomym zażyciem eliksiru amortencji. Teraz nie jest jeszcze łatwo, zachowanie Eskila może drażnić a zapewne przy następnym spotkaniu znowu inaczej będzie się odnosić do Huntera. Nie tak prosto jest powrócić do normalności ale najsilniejsza gorycz już nieco zelżała. Jak na złość pojawiło się kolejne zmartwienie, a zmieszane ze zmęczeniem dawało coś niezbyt ciekawego. Wykrzywił usta w grymasie na słowa Huntera. Kiedyś te zaczepki przynosiły ogrom frajdy, teraz coraz bardziej mu przeszkadzały. To nie tak, że nie chciał więcej Huntera widzieć bo byłoby to kłamstwo. Po prostu póki co przebywanie z nim tworzyło jeszcze w jego głowie bałagan. Dziś jednak lepiej będzie stąd wyjść. Nie miał sił już na nic więcej, a spotkanie Robin miało być znieczuleniem przed przykrą nocą i przykrymi snami. Dziwnie było zgadzać się z czymś z Hunterem. Skinął głową bo cóż więcej mógł tu dodać? Podniósł się, roztarł dłońmi swoją twarz i wyprostował się, gotów przedostać się do igloo Robin i Jose bez zbędnych przystanków. - Oczywiście, że ona. Nie zapomniałem o niej nawet pomimo tego, że my… że… ty…- zamotał się więc ugryzł się w język aby nie kończyć zdania bo wiadomo co miał na mi. Podszedł już do drzwi igloo, zapiąwszy uprzednio płaszcz pod samą szyję. - Tylko ja miałem odwagę zaryzykować i powiedzieć jej, że przez jakiś czas ktoś inny mnie rozpraszał. Zabolało ją, ale dalej chce mojego towarzystwa. Tutaj to ja mam przewagę, bo ty tego już nie możesz zrobić bez wzbudzania podejrzeń. - tak, puścił mu oczko ciesząc się, że chociaż w jednym małym aspekcie mógłby być lepszy niż Hunter. To pokrzepiające. Jeśli Hunter chciałby się przyznać Robin do "romansu" to nie miał już na to szans bez naprowadzania dziewczyny na trop. Nie czekając na odpowiedź wyszedł na zimny mróz. Ten dzień nie należał do udanych.