Czuł się głupio wciskając do bagażu srebrny kociołek, musząc zrezygnować z kilku koszul i puchońskiego koca, który ciągał przecież ze sobą dosłownie wszędzie, przez jakiś czas mając go nawet w Wilczej Norze. I choć miał odwagę skorzystać z transmutacji, by pomniejszyć ubrania i niektóre z mniej ważnych przedmiotów, to zabrakło mu wiary w siebie, by zaryzykować jakąkolwiek ingerencję w potrzebne do eliksirów składniki, obawiając się, że mógłby naruszyć ich strukturę. I przez pierwsze dni ferii faktycznie zaglądał do kociołka tylko wtedy, gdy musiał dopilnować wywaru tojadowego, teraz już nie tylko dla samego Mefisto, ale i malutkiej Cynthii, jednak jeden list od Felinusa sprowadził go na ziemię, przypominając o tym, że ma zobowiązania wykraczające poza świat Noxów. Przelał ostatnią porcję wywaru do grubego kubka, podając go Mefisto do wypicia, zaraz już wyganiając go z córką na krótki spacer, w czasie którego zamierzał wyrobić się z przygotowaniem obiecanego Puchonowi eliksiru wiggenowego. Jak zawsze zaczął od podgrzania zalewy z wody księżycowej i kory drzewa wiggen, zaraz już ucierając w moździerzu zasuszony tojad, którym ich igloo pachniało od bulgoczącego przez ostatnie dni w tle wywaru tojadowego. Dodał nieco mniej mięty niż zazwyczaj, w zamian ucierając nieco cynamonu, chcąc zastąpić nieco orzeźwiające uczucie bardziej rozgrzewającym, dość pewny tego, że Felinus zdąży zużyć uwarzone dla niego porcje eliksiru jeszcze przed końcem zimy. Zamieszał całość kilkukrotnie, dorzucając do kadzi kilka pączków tojadu, cierpliwie czekając, aż te rozwiną się nieco pod wpływem temperatury, dopiero wtedy posyłając na dno gładki bezoar i stabilizując ogień pod kociołkiem. Obiecał sobie, że nie zmarnuje czasu, którego potrzebował eliksir, by dojrzeć nad grzejącym go płomieniem, a jednak ledwie rzucił kilka zaklęć czyszczących, a już opadał na łóżko ze świadomością, że wcale nie przejrzy trzymanych w dłoni notatek. Myśli szybko wgniotły go w materac świadomością, że zwyczajnie sobie nie radzi, nie nadążając za tym wszystkim, co działo się wokół niego. Że nie ma go tyle w Lumos, ile by tego chciał, że coraz częściej zdarza mu się opuszczać wykłady, że wciąż nie skończył swojej pracy dyplomowej, chociaż zaczął ją tak cholernie wcześnie. Przede wszystkim martwił się jednak o jego nagłą ważną rolę w ledwie rozpoczętym życiu Cynthii i tym, że gdzieś w tym wszystkim stracił tę intymność i swobodę przy Mefisto, które zdążyły go już tak silnie uzależnić. I zanim zdał sobie z tego sprawę, minął cały jego wolny czas, uciekając gdzieś pomiędzy użalaniem się nad sobą a senną bezczynnością, więc zerwał się gwałtownie, gdy spojrzeniem na zegarek uświadomił się, że za chwilę minie dobry czas na zgaszenie ognia pod eliksirem. Kilka machnięć różdżką później mógł już przecedzić gęsty płyn, ostrożnie wyławiając z zawiesiny swój niemal zużyty już bezoar, by zaraz rozlać gorący eliksir do wysłanych przez Felka fiolek, podpisując je ówcześnie z największą możliwą dla niego starannością. Zdążył napisać list i czas momentalnie stanął mu w miejscu, gdy faktycznie pozostało mu tylko oczekiwanie aż dwójka Noxów wróci do ich mało prywatnego igloo. Przeszklone ściany sprzyjały ciągłemu wyglądaniu za znajomą sylwetką, a jednak próbował skupić się na przyniesionych przez siebie notatkach, z ołówkiem w ręku śledząc swoje obliczenia sprzed kilkunastu miesięcy, momentami nie mogąc powstrzymać pobłażliwego uśmiechu nad tak nieświadomie popełnianymi błędami. Bawiło go jak pewny w teorii się wtedy czuł, a jednak ten rok zdobywania bardziej różnorodnych doświadczeń pokazał mu jak wiele wiedzy go omijało, teraz z dużą większą pewnością kreśląc od nowa poprzednie obliczenia, wytyczając kilka propozycji co do zmiany składników eliksiru, nad którym pracę tak mimochodem niegdyś porzucił. I właściwie, równie lekko podszedł do tego i teraz, porzucając plik notatek, by rzucić się w stronę wejścia, od razu kradnąc Cynthię na swoje ręce, do samego ośnieżonego lekko Mefisto wychylając się tęsknie po mroźnego buziaka.
|zt |