Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Do you think it's really real?

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Darcy A. R. Kidrow
Darcy A. R. Kidrow

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Oba ramiona wypełnione tatuażami magicznymi. Niektóre z nich przy dotknięciu palcami zaczynają się poruszać, niezbyt mocne piegi
Galeony : -143
  Liczba postów : 81
https://www.czarodzieje.org/t19814-darcy-a-r-kidrow
https://www.czarodzieje.org/t19855-sowa-darcy
https://www.czarodzieje.org/t19813-darcy-a-r-kidrow#600841
Do you think it's really real? QzgSDG8




Gracz




Do you think it's really real? Empty


PisanieDo you think it's really real? Empty Do you think it's really real?  Do you think it's really real? EmptyCzw Sty 28 2021, 00:20;


Retrospekcje

Osoby: Darcy A. R. Kidrow; Damien D'Arcy
Miejsce rozgrywki: Mieszkanie na Poddaszu 7
Rok rozgrywki: 09.09.2019
Okoliczności: W życiu każdego człowieka pojawiają się krótkie epizody. Miłostki i te inne sprawy. Ale też mają one swój koniec. Szkoda tylko, że parę słów za dużo może wszystko zepsuć na niewiadomą ilość czasu. Tak też było z tą dwójką.
Powrót do góry Go down


Darcy A. R. Kidrow
Darcy A. R. Kidrow

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Oba ramiona wypełnione tatuażami magicznymi. Niektóre z nich przy dotknięciu palcami zaczynają się poruszać, niezbyt mocne piegi
Galeony : -143
  Liczba postów : 81
https://www.czarodzieje.org/t19814-darcy-a-r-kidrow
https://www.czarodzieje.org/t19855-sowa-darcy
https://www.czarodzieje.org/t19813-darcy-a-r-kidrow#600841
Do you think it's really real? QzgSDG8




Gracz




Do you think it's really real? Empty


PisanieDo you think it's really real? Empty Re: Do you think it's really real?  Do you think it's really real? EmptyCzw Sty 28 2021, 01:36;

To wszystko było pok… powalone. Nawet jej własny obraz w lustrze był zakrzywiony. Nie. To ona była skrzywiona. Lustro odbijało jedynie jej prawdziwe wnętrze. A było ono zepsute i połamane na małe kawałeczki, które sklejane magiczną taśmą czekały na kolejny moment, kiedy zrobić po prostu “trach” i spaść ponownie na podłogę. Na kolejne kawałeczki. I kolejne. Kolejne. Aż nie będzie udało się tego zebrać do kupy, bo coś w końcu zginie. Czarny pies zawsze stał za plecami Darcy, czekając tylko na jej kolejny upadek. I nie dziwiła się mu - bardzo często upadała. Ale przeważnie się podnosiła. Udało wstać z kolan i iść dalej przez życie. A raczej tak sądzili wszyscy inni. “Dasz sobie radę, Darcy, będzie dobrze”, mówili wszyscy, którzy znali ją lepiej. Ale kurewską prawdą było to, że nie będzie dobrze. Kiedy zawsze nadchodziła choć odrobina radości, iskierka szczęścia w jej życiu, zaraz coś podchodziło i jak wilk z bajki o trzech świnkach zdmuchiwał. Zdmuchiwał nadzieje i dalsze chęci do życia. To były te momenty, gdy straciła jakikolwiek smak na języku, a co drugi kęs był coraz bardziej gorzki. A wsypanie całej cukierniczki nie powodowało nagle polepszeniem smaku. Nawet nie udawało się jej widzieć twarzy innych ludzi. Po prostu byli humanoidami bez twarzy. Workami ze skóry, wypełnionym mięsem. Bez twarzy. Czuła się tak, jakby najlepiej nie było jej na świecie, a wszelkie Nokturnowe męty i inni przechodzący zerkający z dołu w jej okno mogli zauważyć… nic. Po prostu nikogo. Była zbyt mocno w sobie zamknięta.
Siedząc na prostym stołku kuchennym, przy stole… też kuchennym… zerkała swoim wzrokiem w stojący na blacie czasomierz. Chciała mieć poczucie, że może jeszcze panować nad swoim poczuciem czasu, ale to było po prostu… głupie. Nakręcony czasomierz położyła na stole, nadal zerkając w jego obudowę. Tyk-tak, tyk-tak. I tak nieprzerwanie. Było w tym coś, co potrafiło zamknąć jej umysł, skupić się na prostym odgłosie, opisanym wcześniej onomatopeją. Zawsze jednak kończyło się to. Kończyło się prostym - ptrynk - i koniec. Znowu wracały myśli, serce zaczęło bardziej nasiąkać strachem, palce zaciskać na łokciach. Ścisnąć się tak mocno, aby po prostu pęknąć. A aurorzy, którzy wejdą do środka jedyne co powiedzą: “Miała gust z tą czerwoną farbą na ścianach. Mogła tylko oszczędzić meble. Hej, Larry, chcesz jej stołek”, cóż, nawet odrobina czarnego humoru nie zaszkodzi, prawda?
Kolejne kroki poczyniła w znanym jej kierunku przy łóżku. Dosłownie obok nóżki przy szafeczce nocnej, gdzieś dalej w cieniu stał słoiczek wypełnionym ziołami. Krwawymi ziołami. Które stały się smutnym nawracającym nałogiem Darcy Kidrow, nie Mercer. Nie mogła mu tego zrobić. Musiał być i on silny. Nie mogła go zawieść. Ręka zadrżała przy wyciąganiu, ale dłoń w końcu szybkim ruchem chwyciła za słoik. Jeszcze tylko odrobina trudu z otwarciem, marszczenie nosa. Puściło. Wieczko puściło, a zapach suszonego ziela dostał się do nozdrzy Darcy, powodując nasilenie pracy ślinianek. Potrzebowała tego. Znalazła gdzieś jeszcze ostatnie bibułki. Palce jakby nagle odzyskały swoją artystyczną zręczność i po chwili był już gotowy. Tylko nie chciała nasmrodzić w “sypialni”. Uchyliła okna, tak, aby świeże powietrze dostało się do środka. Nawet nie zamierzała pójść do kuchni. Siadła pod samym oknem, zerkając tylko w eter. Zaraz wspomogła się różdżką i niewerbalnie podpaliła blunta. To przynajmniej ją uspokoi. Zabierze może jakiś problem, da ukojenie. Wyleczy ją. Przecież to już tak bardzo na nią nie działało. Tak zresztą myślała.
A potem pukanie do drzwi. Tylko same gałki oczne poruszyły się w stronę hałasu. “Nie ma mnie”, chciała odpowiedzieć. “Idźcie sobie, nie chcę waszych produktów”, kolejny nieśmieszny żart. Ogarnij się, Darcy. Rusz się tam. Naprzód. No już. I coś ją jednak podkusiło.
Ruszyła w kierunku drzwi bosymi stopami, nie przejmując się w sumie niczym. Ale nie będzie wspaniałą gospodynią. Nie powita chlebem i solą. I na pewno nie da kapci. Spojrzała przez judasza, to on. Cholera, jeszcze dzisiaj jego jej brakowało. Odsunęła oko, oparła się plecami o ścianę. “Proszę, niech sobie idzie, naprawdę. Niech wszyscy sobie idą”, ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że tak łatwo nie odpuści. Nie on. On zawsze odpuścił dopiero na końcu. Wewnętrzne westchnięcie… i zaraz to zewnętrzne. Otworzyła mu różdżką. — Co… — Nie było sensu. Nie pytała dalej. Po prostu ruszyła przed siebie i ponownie siadła pod oknem. I tyle. Ona, on, krwawe ziele. Co się stanie dalej z nią, Damien? Ona sama nie wiedziała to może chociaż ty wiesz...
Powrót do góry Go down
 

Do you think it's really real?

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Do you think it's really real? QCuY7ok :: 
retrospekcje
-