Vigdis to sędziwa staruszka czystej krwi czarodziejskiej, która od urodzenia mieszka w Torsvårg. Jej największą pasją jest pieczenie ciast, a drugą - kawa. Dlatego na stare lata postanowiła spełnić swoje marzenie i przekształciła własny (i ciasny) domek w malutką kawiarenkę. Wkłada w to miejsce wiele miłości i sama codziennie rano piecze świeże desery. Serce pomieszczenia stanowi palenisko, obok którego stoi piec z zaczarowanym imbrykiem i kawiarką - sprzęty te same przygotowują i nalewają ciepłe napoje gościom, dzięki czemu w tym czasie sympatyczna właścicielka może opowiadać miejscowe legendy i historie. O ile... jej rozmówca posługuje się płynnym norweskim.
Menu:
Słodkości: Kvæfjordkake - tradycyjne norweskie ciasto przypominające biszkopt, przekładane delikatnym kremem budyniowym ze słodką bezą na szczycie. Dodatkowo ozdobione prażonymi migdałami, które w czarodziejskiej wersji mienią się pastelowymi kolorami, przywodzącymi na myśl zorzę polarną. Skoleboller - niesamowicie pyszne i puszyste norweskie bułeczki drożdżowe. Formowane w płaski dyski z wgłębieniem na budyń. Przeważnie polewa się je lukrem i posypuje wiórkami kokosowymi. Kvikk Lunsj - domowej roboty podłużne wafelki pokryte mleczną czekoladą. Idealna słodka przekąska. Już jeden kęs sprawia, że wraca energia i zapał do działania. Niestygnące cynamonki - wiecznie ciepłe, mięciutkie cynamonki. Są idealnie wyrośnięte i nigdy zbyt słodkie! Posypane posiekanymi orzechami laskowymi i gruboziarnistym cukrem.
Napoje: Vørterøl – bezalkoholowy napój wytwarzany z wody, słodu i chmielu o lekko korzennym, słodkim smaku. Vørterøl idealnie gasi pragnienie podczas aktywnego dnia spędzonego na norweskim szlaku. Smocze Espresso - mocny napój o konkretnym piernikowym zapachu. Pobudzający i momentalnie stawiający na nogi. Wyjątkowy, poprzez unoszącą się nad nim parę o czerwonym kolorze, oraz poprzez drobne kuleczki, na które można się natknąć ją pijąc, a które zawierają pieprzowy sok. Nic tak nie rozgrzewa i nie stawia na nogi jak smocze espresso! Dyptamowy Smakosz - jest to kawa, której zapach czuć w całym domu już sekundę po zaparzeniu. Posiada w sobie składniki odstresowujące, zatem chętnie sięgają po nią czarodzieje pracujący w stresujących warunkach. Słynie też z tego, że chwilę po zakończeniu degustacji powoduje bezsenność na co najmniej cztery najbliższe godziny. Jednak aby w pełni wykorzystać jej magiczne możliwości, kubek przed zaparzeniem musi zostać wypłukany koniecznie lodowatą wodą, a dopiero później można tam przyrządzić ów przysmak. Chochlikowe Cappuccino - nietypowe zielone cappuccino o orzechowym smaku. Do każdej porcji dodawana jest słodka laska, która zamoczona w napoju stopniowo się rozpuszcza i tym samym z każdą chwilą nasza orzechowa kawa staje się waniliową. Istnieje też możliwość wrzucenia do środka małego, fioletowego chochlika, który nada naszej kawie alkoholowy posmak. Ewentualnie można go zjeść osobno! Syrenie Latte - delikatne niczym wiotka syrena pływająca w odmętach mórz. O wyjątkowym smaku słodkiego syropu czekoladowego. Na uwagę zasługuje syrena usypana z kakao na wierzchu bajecznie puszystej pianki, która dzięki magii co jakiś czas daje nura w gorącym latte. Czarny Troll - klasyczna, czarna herbata liściasta o wyrazistym aromacie. Cechuje się sporą goryczką, a jej magiczne właściwości sprawiają, że nie da się jej posłodzić. Będzie gorzka nawet wtedy, gdy rozpuści się w niej tuzin łyżeczek cukru. Napój tylko dla prawdziwych smakoszy i wielbicieli herbat! Malinowy Chruśniak - aromatyczna herbata o intensywnie malinowym smaku i nutce cytryny gdzieś w tle. Rozgrzewa i zapobiega przeziębieniu.
Ledwo wracamy do szkoły po przerwie świątecznej, a już nadchodzą semestralne egzaminy a po nich wyczekiwane ferie. To nie pierwszy raz, kiedy w zimę jedziemy w miejsce jeszcze bardziej zimowe niż zaśnieżona Wielka Brytania, więc wybór wcale specjalnie mnie nie zaskakuje, chociaż jak zwykle nie mogę doczekać się momentu kiedy okazuje się gdzie dokładnie tym razem mamy spędzić wyjazd. Jest niezwykle zimno i ciemno. Od razu okazuje się, że moje zwyczajne, zimowe szaty są dużo za cienkie i powinnam założyć, co najmniej kilka dodatkowych warstw swetrów, a kiedy razem z Cali docieramy do naszego igloo to wcale nie mam ochoty się stamtąd ruszać. Jest tak przyjemnie, ciepło i cały wieczór (a może to dzień? ciężko powiedzieć która jest właściwie godzina) mam zamiar przeglądać wizbooka, czytać ciekawe opowieści z broszury o miasteczku i może też wypatrywać zorzy polarnej. I tak sobie siedzę, nic nie robię, aż dostaję wiadomość od Eskila, że pilnie (!!!) musimy porozmawiać. Wcale nie mam ochoty nigdzie iść, więc chwilę ociągam się z odpisywaniem, ale w końcu piszę parę słów, myśląc sobie, że może kawiarnia to wcale nie taki zły pomysł. Może nawet będzie przyjemniej niż w igloo? No i jestem nawet ciekawe o co chodzi. Ubieram więc trzy warstwy swetrów, na to ciepłą, długą kurtkę, grube rękawiczki i wszystko inne co potrzeba. Mam też specjalne na tę okazję śniegowce, które sięgają prawie do kolan i mogę chodzić po wielkim śniegu godzinami a na pewno nie przemokną. Co prawda nadal nie czuję, żeby była dostatecznie grubo ubrana, ale postanawiam jakoś przemknąć do kawiarni. Chwilę zajmuje mi jej znalezienie (pomaga mapka, którą dostaliśmy na samym początku) i kiedy wchodzę do środka, Eskil już tam jest. - Cześć! - Podchodzę do małego stolika i zaczynam zdejmować z siebie pierwszą warstwę swojego okrycia. - To co było takie ważne? Zamówiłeś już coś dobrego? - Wieszam kurtkę i siadam na krzesełku. Zastanawiam się nawet czy by nie zdjąć jednego ze swetrów, tak miło się robi od ognia w kominku.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Czuł się jakby ktoś trafił go Drętwotą. Nie potrafił pozbyć się tej ciężkości z żołądka przez co nie umiał skoncentrować się na ekscytacji z powodu pobytu w Norwegii. To jego pierwsza zagraniczna wycieczka i doprawdy, miał wiele wątpliwości czy na nią jechać. Nie chciał zostawiać babci na kolejne dwa tygodnie, ale siłą rzeczy dał się jej przekonać. Niestety miał tak bardzo wielki mętlik w głowie, że nie mógł czerpać całej radości z pobytu w tak zimowym i ciemnym miejscu. Siedział w kawiarni od dwunastu minut i po prostu skręcało go w środku czy to ze stresu, czy niedowierzania, czy może szoku... a może wszystko naraz? Stara babuleńka, jak i również właścicielka tej kawiarni, chciała odebrać od niego zamówienie. Sprawiała wrażenie takiej kruchej, a on jakoś tak odruchowo miłym angielskim próbował się z nią dogadać. Oczywiście, że mu się to nie udało. Nic mu się, do jasnej cholery, nie udawało!! Co rusz napotykał jakieś przeszkody, co rusz musiał rezygnować z przyjemności, ze spokoju bo przecież nie miał prawa robić to, co chciał. Nie mógł wytrzymać, musiał porozmawiać z Sophie, a więc ją tu ściągnął i gdyby nie przyszła, poszedłby do jej igloo i nie wyszedłby nawet gdyby go stamtąd wyrzucała. Kiedy dziewczyna już się pojawiła, poderwał się do pionu i wpatrywał w nią wyczekująco do chwili aż nie podeszła. Od razu było widać, że Eskila coś trapi. - Nie było, cały czas jest ważne. - warknął, zdradzając swoje zestresowanie. Chrząknął coś pod nosem i cicho wymamrotał ledwie słyszalne "przepraszam", a potem usiadł z powrotem na miejsce i zerknął na babuleńkę. - Zaraz nam coś przyniesie. Gada tylko po norwesku. - wywrócił oczami, ale nim miał zacząć zagadywać dziewczynę, pani Vigdis postawiła na ich stoliku dwa słodkie Vorterole oraz drożdżowe Skoleboller. Piwo bezalkoholowe i babeczki, uff. Podziękował po angielsku, a jak i czekał aż odejdzie a potem od razu pochylił się do Sophie i położył palce na jej chudym nadgarstku. Minę miał śmiertelnie poważną. - Przysięgnij mi, że nikomu nie powiesz. Przyrzeknij, Sophie. To jest cholernie ważne, ale NIKT, naprawdę nikt nie może się dowiedzieć. Nawet Lucas. Jemu powiem potem... ale teraz nikt, okay? - mówił z tak silnym przekonaniem, a w jego oczach było widać tak głębokie przejęcie, że nie sposób było tego zignorować. - Ja nie wiem co mam robić, ktoś musi mi powiedzieć. Tylko ty mi przyszłaś na myśl. Sero, Soph. Serio, tylko ty. - zacisnął palce między kosmykami swoich włosów, tuż nad karkiem w niemym geście podenerwowania. Z ręką na sercu nie widział w swoim otoczeniu nikogo kogo mógłby obdarzyć tak głębokim zaufaniem. Oczywiście cholernie bał się, że Sophie go wyśmieje, uzna za idiotę albo co gorsza, obróci się na pięcie i go zostawi, ale nie miał innego wyjścia. Potrzebował jej porady, jej spojrzenia na sytuację od kogoś niezaangażowanego w jego sprawy sercowe.
Atmosfera tego miejsca, a dokładniej melodia, która, jak zostało nam wyjaśnione, pochodzi od cete, sprawia, że jestem spokojna, chociaż równocześnie nieprzyzwyczajona do niej, ciągle słyszę to dziwne śpiewanie i nie jestem w stanie chociaż na chwilę o nim zapomnieć. Bez przerwy rozbrzmiewa w mojej głowie. Wystarczy jedno spojrzenie na Eskila, żeby stwierdzić, że z nim jest zupełnie inaczej. To znaczy - wiem to od kiedy zobaczyłam jego wiadomości, a teraz tylko się to potwierdza. Tak zaskakuje mnie tym czepianiem się co powiedziałam, nieistotnym jakby się wydawało doborem słów, że nawet nic nie mówię, tylko lekko marszczę brwi, kiedy zaraz mnie przeprasza. Nie przebywałam z nim jakoś dużo, poza tym jednym razem nie wiedziałam jak się denerwuje i właściwie to najwięcej czasu razem spędziliśmy podczas świąt, więc niespecjalnie wiem czego powinnam od niego oczekiwać na co dzień. Ciągle nic nie mówię, kiedy właścicielka przynosi nam napoje i ciastko (dziękuję jej norweskim takk, pierwsze słówko, jakiego już zdążyłam się nauczyć z broszurki!), czekając aż Eskil sam opowie co to ciągle jest takie ważne. Próbuję piwa i trochę się krzywię, coś mrucząc pod nosem, że bardziej pasowałaby herbata. Słowa Eskila są zaskakujące i zupełnie nie wiem na co powinnam się przygotować. Przykrywam wolną ręką jego dłoń w uspokajającym geście, bo cokolwiek by to nie było, to przecież mogę mu obiecać dyskrecję. Szczególnie jest tak bardzo mu na tym zależy. - Obiecuję, że nikomu nie powiem - mówię więc po prostu i wcale nie musi wspominać od Lucasie, żebym nie mówiła również jemu. Nie biegam do niego z każdą głupotą (z zakazanym lasem to inna sprawa, sam przecież spytał), a nawet niektóre wydarzenia specjalnie pomijam w naszych rozmowach, bo w końcu nie musi wiedzieć wszystkiego. - No dobrze. Już powiedz. Tylko nie wiem czy będę ci umiała powiedzieć co masz robić. Co się dzieje? - Uśmiecham się łagodnie, próbując być dobrą i wspierającą kuzynką, co wcale nie jest takie łatwe, bo przeważnie do wielu rzeczy podchodzę emocjonalnie. A już zwłaszcza spraw sercowych (bo jak można inaczej?) ale nawet jeszcze nie wiem, że o to chodzi. Możliwe, że w ogóle nie jest dobrą doradczynią, ale na pewno go nie wyśmieję, szczególnie widząc jego zdenerwowanie. Mimo wszystko jest mi całkiem miło, że czymkolwiek jest ten wielki sekret to postanowił zaufać właśnie mi. Zapominam już nawet, że miałam zamiar nie wychodzić z igloo, zresztą w trzech swetrach robi mi się coraz bardziej gorąco, więc nawet zapominam o strasznym zimnie na zewnątrz.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Śpiew cete? Na brodę Merlina, jak on miał wsłuchiwać się w tę melodię oraz podziwiać widoki skoro od środka go tak skręcało? Nic więc dziwnego, że pierwsze co, gdy poczuł, że nie ma sił cieszyć się z Norwegii, to zażądał spotkania z Sophie. Powinien rozegrać to inaczej, poprosić ją łagodnie chęci, zapytać czy ma czas, czy w ogóle jest zainteresowana porozmawianiem z nim na trudny temat. Nie, on nie miał na to cierpliwości, a gdy przyszła to poczuł trochę ulgi, że jednak go nie wystawiła. Nie miał ochoty na picie teraz piwa choć w innych okolicznościach zdecydowanie by temu nie odmówił. Uzyskał obietnicę od Sophie, ale nawet gdy te słowa zatrzymały się w powietrzu tak dalej wpatrywał się w jej oczy, aby upewnić się, że istotnie nie zamierza go okłamywać. Tak czy siak, to już postanowione. Zaufa jej, bo jest przyszywaną (?) siostrą jego kuzyna, który zawsze zapewniał, że może mu powiedzieć o wszystkim. Nie było go tutaj, a więc tylko Sophie mogła chociaż go wysłuchać. Nabrał powietrza do płuc i zbierał się w sobie, by mówić. Rozejrzał się jeszcze po kawiarence. Siedzieli w takim miejscu, że nie sposób było ich podsłuchiwać, a i nie było tu wiele klientów. - Dobra. - przełknął głośno ślinę, a jego dłonie ochłodziły się, gdy wypełnił go stres. Popatrzył niepewnie na dziewczynę. - Jakiś czas temu anonimowy idiota podał mi i pewnemu kolesiowi, którego nie cierpię... amortencję. - serce fiknęło koziołka w jego klatce piersiowej. Będzie dobrze, będzie dobrze. Musi być dobrze. Znajdzie się rozwiązanie, naprawdę. Musi. - Ocknąłem się spod wpływu tego eliksiru kiedy... kiedy... - te wspomnienia były zamazane i przykrywane świeższymi obrazami od których robiło mu się gorąco i tak słodko. - ... byliśmy w bardzo jednoznacznej sytuacji. Mówiąc wprost... - jęknął, bo to było wstydliwe. - ... bardzo, ale to bardzo się całowaliśmy. - zacisnął mocno powieki jakby czekał na śmiech Sophie. Podniósł babeczkę i zaczął rwać ją na milion kawałków. Musiał zająć czymś ręce. - Nie, ja nie wolę chłopaków... chyba. Nie wiem. Nie rozumiem. Sęk w tym, że no... że... - musiał wziąć naprawdę głęboki wdech, a i dalej gapił się na swój porcelanowy talerzyk. Nienawidził mówić o tak trudnych rzeczach, ale teraz był w sytuacji podbramkowej. - ...misiętopodobałochybaniewiem. - wymamrotał na wydechu. Miał jej powiedzieć, że potem całowali się ale już bez udziału amortencji? Że nie mógł przestać o nim myśleć? To było szaleństwo, a to zaledwie ułamek tego, co się dzieje. - Ale ja do tej pory... do tej pory bardzo mi się podobała dziewczyna. Eee... nawet bardzo. I ja chyba jej też. Ale potem ta amortencja... i ten koleś... i potem okazało się, że jemu też się podobało... - zaczął się gubić, mówić chaotycznie, bez składu, nie miał pojęcia jak uspokoić swój słowotok i wyeliminować z tonu głosu zawstydzenie oraz głębokie zakłopotanie. Nie miał pojęcia czy Sophie zrozumiała cokolwiek z jego słów, ale miał taką silną nadzieję, że chociaż powie mu co ma robić! Nie musiała mu doradzać, wystarczyłoby, aby podsunęła własną opinię gdyby poznała wszelkie szczegóły. Było tego mnóstwo, nie umiał umieścić ich w jednej wypowiedzi, potrzebował na to więcej czasu, cierpliwości dziewczyny, ale też i jej chęci, by przebrnąć przez to bagno razem z nim. Podobała mu się jedna ślizgonka, a potem przez amortencję odkrył w sobie wymiar zupełnie innych uczuć względem człowieka, którego nie lubił. Na Merlina, Eskil miał tylko szesnaście lat. Nie powinien czuć aż tak skomplikowanie, prawda?
Bez mrugnięcie (no prawie, nie staram się przecież tego nie robić) wytrzymuję spojrzenie Eskila, mając wrażenie, że sprawa którą chce się ze mną podzielić jest kwestią życia i śmierci. Czy to możliwe, żeby wplątał się w jakieś paskudne kłopoty? Cóż, jak go już odrobinę znam... to wszystko jest prawdopodobne. Sama siebie uważam za osobę godną zaufania. Wiadomo, lubię plotki, ale co innego zasłyszane od kogoś słowa na temat osób trzecich, które pewnie lada chwila i tak pojawią się w Obserwatorze, a co innego powierzane z taką uwagą sekrety. Inna sprawa, że to co opowiada mi Eskil, równie dobrze też mogłoby się znaleźć w na plotkarskim wizbooku... ale przecież nic nikomu nie powiem. Ciągle spokojnie czekam, aż kuzyn zbierze się w sobie, sprawdzi czy nikt nas nie podsłuchuje... (Zdaje się, że dookoła nas słychać tylko norweski - wątpliwe, żeby któraś z tych tutejszych osób miała się zainteresować sprawami dwóch hogwartczyków.) Kiedy wreszcie zaczyna opowiadać, wcale nie jestem zaskoczona wieścią o podanym ukradkiem eliksirze. Ostatnio mam wrażenie, że w Hogwarcie ciągle zdarzają się takie rzeczy, a że amortencja... to całkiem zabawne. Staram się nie okazać tego co myślę w żaden sposób, uśmiecham się tylko lekko, gdy Eskil przestaje mówić na chwilę i zabiera się za rozrywanie babeczki na kawałki. - Amortencja robi z ludźmi różne dziwne rzeczy... no i jesteś całkowicie pewien, że nie lubisz chłopaków? - Staram się brzmieć łagodnie, ale jednocześnie zupełnie nie wiem jak się rozmawia na takie tematy, dlatego po prostu pytam wprost. Chcę przede wszystkim uświadomić Eskilowi, że to normalne, że w głowie i z ciałem dzieją się różne dziwne rzeczy, kiedy przychodzi do tego typu relacji między ludźmi, jakiejkolwiek płci by nie byli. Zlepek słów, który mamrocze pod nosem rozumiem tylko częściowo, ale wyławiam z niego coś o "podobaniu", więc sens tego co mówi wydaje się być jasny. - Więc podobała ci się dziewczyna, ale potem po amortencji całowałeś się z chłopakiem i martwisz się tym, że wam się podobało, chociaż wcześniej się nawet nie lubiliście? - Podsumowuję wszystko co powiedział, wcale nie wydaje mi się być to takie skomplikowane, chociaż niewątpliwie w jego głowie musiało szaleć mnóstw różnych emocji. - Przecież to nic złego. W końcu całowanie się jest całkiem przyjemne, prawda? A po amortencji to już pewnie w ogóle. - Znowu się uśmiecham, w przeciwieństwie do Eskila wcale nie jest mi dziwne, że rozmawiamy o takich rzeczach.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Niestety nie potrafił zarazić się opanowaniem Sophie choć trzeba przyznać, że dziewczyna zachowywała zimną krew wobec takich szalonych rzeczy, które jej opowiada. Sam nie potrafi się w tym połapać, a co dopiero osoba postronna? Głównym problemem była nie swoja orientacja (wszak okazuje się, że lubi obie płcie bo z obiema się całował i to w jednym miesiącu i to bez udawania), bo doskonale wiedział, że zainteresowanie chłopakami nie jest niczym złym. Nie traktował tego jako coś "złego", potrafiłby przejść z tym do porządku dziennego. Bardziej do szału doprowadzał go fakt, że najpierw zadurzył się w Robin, a potem był gotów zrzucić z siebie wszystkie ubrania na widok tego spojrzenia Huntera, którego przecież nienawidził!, a co stawało się istotnie nieaktualne. - Wychodzi na to, że pociągają mnie nawet faceci... a raczej tylko jeden, bo resztę mam w poważaniu. - był tak rozemocjonowany, że mówił wprost. Niejako też podbierał od Sophie tę postawę, aby jednak nie owijać w bawełnę bo dzięki temu szybciej wyłoży swój problem i szybciej odkryje jakieś cudowne rozwiązanie. Słysząc podsumowanie dziewczyny jego oczy zrobiły się okrągłe, wpatrywał się w nią oniemiały, a potem znienacka gwałtownie objął jej dwie ręce. - Tak, tak, tak! To dokładnie tak wyglądało! - udało się jej to zrozumieć! Nie zgubiła się w tym... początku całego końca, bo tak się czuł. Że stracił podwójnie, a chciał po prostu dobrze. Nigdy nie wychodziło tak jak powinno, prawda? Życie nie polega na dostawaniu tego, czego się pragnie. Zdążył już tego zasmakować. - No tak, ale potem spotkałem się z nim gdzie indziej i się kłóciliśmy ostro... a potem znowu się całowaliśmy. I to nie była amortencja. - zacisnął pięści i w porę zorientował się, że cały czas trzymał ręce Sophie więc poluzował nacisk, cofając je trochę, ale wpatrywał się w Sophie jakby była wyrocznią. Jeśli pomoże mu to rozwiązać to chyba będzie nosić ją na rękach. Samo okazanie mu zrozumienia było cholernie mu potrzebne. Upewnia się wówczas, że nie oszalał. - On mi się zaczął po prostu podobać. Ale wcześniej ona mi się podobała i lubię ją, nie zdzierżę, żeby się ze mną nie przyjaźniła, ale... teraz ten koleś powiedział mi, że nie możemy jednak się w ten sposób zadawać, bo on musi sprawdzić co czuje to tej dziewczyny. To jest chore. Jak popieprzony trójkąt, gdzie nie ma dla mnie miejsca, bo gdziekolwiek się nie wcisnę to ktoś tam ucierpi. - teraz to już jęknął z żalu kiedy przypomniał sobie rozmowę z Hunterem. Chciało mu się po tym wyć, zgrzytać zębami i rozwalać wszystko na swojej drodze. Czuł się taki opuszczony z ciepła, bo do tej pory ktoś go w nim wybudzał, a teraz nie miał ani Robin ani Huntera. Dalej mieli utrzymywać kontakt, przyjaźnić się... ale po tym wszystkim wydaje mu się to takie oszukiwane... Oparł czoło o blat stolika tak jak niedawno w Wielkiej Sali, przed Luasem. - Mam tego dość, Sophie. Nie wiem co robić, nie wiem co czuć. Co mogę, a czego nie mogę. To po prostu boli. - może nie powinien startować z nią z aż tak głęboką szczerością, ale nie dawał rady już tego w sobie trzymać. Ktoś musiał o tym wiedzieć, potrzebował podzielić się tą wiedzą i uczuciami bo bez tego oszaleje. Tutaj mówił tak, jak jest. Nie udawał, że nic go nie rusza. Nie zaprzeczał niczemu, po prostu mówił i marzył, aby ten ciężar z klatki piersiowej zniknął. Pozostało wierzyć, że Sophie udźwignie jego sercowy mętlik. Nie dawał rady samodzielnie uporządkować tego w swojej głowie, a więc może ona...?
Jeszcze nie wiem jak bardzo to co chce mi opowiedzieć Eskil brzmi jak historia z plotkarskiej gazety. Na razie całkiem dobrze łapię się w tym co mówi, skoro jestem w stanie podsumować całość w zaledwie jednym zdaniu. No i nawet pozytywnym wydaje się to, że chłopak już tak nie plącze się w swoich opowieściach - być może w końcu rzeczywiście wierzy, że nie będę się śmiała (a przynajmniej bardzo starała), bez względu na to co powie. I tak słucham i słucham, i zupełnie nie wiem co mam zrobić z eskiowym spojrzeniem, która jest we mnie utkwione, jakbym znała wszystkie odpowiedzi. Wcale nie znam. Właśnie otwieram usta, żeby zadać głupie pytanie "a co to było jak nie amortencja", kiedy sam to wyjaśnia. A odpowiedź jest tak prosta i skomplikowana jednocześnie, tak samo jak te wszystkie relacje w które zaczyna mnie wprowadzać - kto się komu podoba. - Czyli jemu podoba się ta sama dziewczyna co tobie? Znaczy co tobie wcześniej? To trochę komplikuje sprawę - zauważam jakże mądrze, wcale nie popisując się swoimi dobrymi radami, bo po prostu nie wiem jakie powinnam mieć. Z mojej perspektywy (w moich relacjach) przeważnie wszystko jest jasne, ale co ja mogę wiedzieć, jeśli nigdy nie wplątałam się w taki dziwny trójkąt? Najgorzej kiedy nie wiadomo czy to przyjaźń, czy może coś więcej. - No a ona, ta dziewczyna, co myśli. Wiesz coś? - zadaję kolejne pytanie, oszukując się, że jeśli będę to wiedziała to na pewno powiem coś mądrego. Dotykam włosów Eskila, kiedy tak się kładzie na stole, chcąc go tym gestem chociaż odrobinę pocieszyć, bo jakoś wątpię, żeby miały to zrobić moje słowa. - Nie zapanujesz nad swoimi myślami, więc musisz sobie pozwolić to jakoś... przeżyć. A robić... najlepiej zawsze to co się chce najbardziej. - Daję swoje złote rady, być może nieco głupie, ale sama lubię się nimi kierować - jeśli nie wiem co robić to robię co chcę. I najlepiej nie myślę za dużo, bo przez roztrząsanie sytuacji można tylko się pogubić.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Na moment oderwał czoło od blatu stolika aby za chwilę pozwolić mu znowu opaść i jęknąć raz enty. -No. To chore. I on teraz chce sprawdzić czy do niej coś czuje po tym co było ze mną i ja już sam nie wiem co czuję i mam dość. Chyba dam sobie spokój. Spróbuję. Nie wiem. - głowa zaczęła go boleć od analizowania wszelkich za i przeciw. Jedno jest pewne, chciał z nimi przebywać codziennie, najlepiej bez przerwy, ale też było to trudne. Z drugiej strony łatwiej było mu przebywać z Robin aniżeli z Hunterem, bo przy niej nie myślał obsesyjnie o tym aby ją pocałować. To było pogmatwane, nie miał sił, a Sophie chyba nie wiedziała co odpowiadać na to wszystko. Wcale się jej nie dziwił choć chciał wierzyć, że znajdzie dla niego jakieś proste rozwiązanie, którego on najwyraźniej nie widzi. - Ona wie, że ją wtedy lubiłem tak mocniej i że wypiłem nieumyślnie amortencję i że całowałem się z kimś, nie mówiłem jej, że z chłopakiem bo by mnie zabiła, i że nie mogę o tym zapomnieć. Kiepsko to przyjęła, bo okazało się, że mnie też zaczęła lubić. Ostatecznie stanęło... nie wiem na czym. Nie wiem jak mam z nią teraz gadać. - wszystko to powiedział niemal na jednym wydechu, a gdy wyrzucił z siebie kolejną bolesną rzecz to poczuł, że w końcu może napić się norweskiego piwa i wrzucić do buzi pokruszoną babeczkę. Ledwie to zrobił a zrozumiał jaki jest głodny. Babeczka zniknęła w ciągu kilku sekund, a on przeniósł wzrok na tę nienaruszoną, należącą do Sophie. - Będziesz to jeść? - skinął brodą na łakoć gotów pochłonąć ją w paru kęsach. To niezawodny znak, że stres trochę opadł, a rozmowa pomagała. Mógł znowu jeść i pić! Apetyt wraca, to dobry symptom. Na jego ustach zamajaczył w końcu lekki uśmiech kiedy dotknęła jego włosów. Zarastał nimi, powinien się ostrzyc, ale nigdy nie było na to czasu ani galeonów. - No właśnie dokładnie tak żyłem! Robiłem co chciałem, a teraz nie mogę. Jeśli będę chciał całować się z nim to tej dziewczynie pęknie serce. A, no tak, bo oni są przyjaciółmi. Jeszcze bardziej pojebane, wiem. - nie powinien tak przeklinać, to nie pasowało do jego aparycji i natury, ale wydawało mu się, że poprzez taki akcent udowadnia jak bardzo ważne są wypowiadane słowa. Nie miał jednak nikogo kto miałby go opieprzać za takie zachowania czy przypominać o manierach. - Jestem tym sfrustrowany. Czyli... mam po prostu czekać aż samo się coś wyklaruje? Czy lepiej powinienem sobie odpuścić oboje i no nie wiem... oddurzyć się i tyle? - nie powinien też obarczać Sophie odpowiedzialnością za wysuniętą teraz odpowiedź. Niestety tego nie wiedział. Potrzebował, aby ktoś mu powiedział jak to powinno wyglądać bo on sam już błądził.
Klepię Eskila czule po głowie. Nie dziwię się jego reakcjom, to co opowiada jest strasznie pokręcone i będąc na jego miejscu na pewno nie wiedziałabym co robić. To że ten chłopak mówi mu że chce "sprawdzić" co czuje do tej innej dziewczyny, w moim mniemaniu brzmi co najmniej dziwnie. Zupełnie tak jakby to ją stawiał na pierwszym miejscu i gdyby jednak coś do niej czuł, to miał zamiar odrzucić Eskila. Biedny. Nie wiem czy powinnam mu mówić o moich wysnutych na szybko wnioskach. Nie chcę go niepotrzebnie smucić, wydaje mi się, że sam powinien postąpić tak jak wydaje mu się to słuszne, nawet jeśli wziąłby trochę pod uwagę to co ja mu mówię. - To na pewno nie ostatni raz, kiedy coś takiego czujesz. On nie musi być jakiś wyjątkowy, na pewno jeszcze się ktoś taki trafi. - Nie wiem czy to co mówię jest w ogóle mądre, ale próbuję brzmieć pocieszająco. - Wie że wtedy lubiłeś ją mocniej, tak jej powiedziałeś? - powtarzam, bo jak się okazuje, jednak gubię się w tym wszystkim. - Czyli już jej tak nie lubisz, bo teraz wolisz jego? - Wcale nie chcę się śmiać z Eskila, tylko próbuję wyjaśnić co on w zasadzie tej dziewczynie powiedział i co on sam czuje. Bo na razie dla mnie to brzmi jakby strasznie się motał. Jak na początku wydawało mi się, że cała sytuacja jest jasna, to teraz się mocno skomplikowała. - Może powinieneś powiedzieć jej prawdę. Albo i nie. Sama nie wiem. - Nie jestem pewna jak powinnam mu doradzić, bo to on wie co czuje w stosunku do tej dwójki. Nawet gdyby opisał mi to najlepiej jak umie - nigdy nie będę tego wiedzieć ja. Patrzę na ciastko, które częściowo już jest porwane, jakby ktoś (to znaczy Eskil) się nam nim bardzo pastwił. Uśmiecham się lekko i kręcę głową. - Jedz, ja sobie zamówię drugie. - I jak mówię tak robię. Do jakiegoś smakołyku proszę też o herbatę (próbuję to wytłumaczyć na migi, pokazując na stolik obok) i chyba nawet się udaje, bo po niedługim czasie pani przynosi mi malinowy chruśniak i coś co nawet nie wiem, że jest kvæfjordkake. Wygląda pysznie, więc z chęcią zabieram się za jedzenie. - Chcesz kawałek? - pytam jeszcze Eskila, kiedy mam więcej niż połowę ciasta. - Z tego co mówisz to on ma zamiar dowiedzieć się co do niej czuje, więc chyba będzie zaraz wiedzieć? To może poczekaj w takim razie, bo... pewnie nie oddurzysz się tak nagle - próbuję w kolejne rady, być może tym razem trochę lepsze.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Sam się w tym wszystkim zgubił i nie mógł oczekiwać, że Sophie odnajdzie proste rozwiązanie. Miał na to ogromną nadzieję, ale im dalej rozmawiali tym czuł, że to jest zbyt pogmatwane i tylko upływ czasu mógłby rozwiązać problem. Pozostaje też wycofanie się... ale nie lubił poświęcać swoich uczuć, nie był aż tak bezinteresowny, aby dawać się bezkarnie "odsuwać na bok". - Sęk w tym, że lubiłem ją bardziej i było to fajne dopóki między mną a nim nie pojawiła się ta głupia amortencja. Przez to wszystko mi się pokićkało. Nie wiem już kogo i na ile lubię. Nie chcę o nim myśleć, wolę o niej, ale mój mózg mnie nie słucha. - jęknął, ale czuł się nieco pocieszony kiedy Sophie go tak wspierała i starała się pomóc mu rozjaśnić wszystko w głowie. Nie chciał czuć się w taki sposób już ani razu. Nie wiedział gdzie ulokować swoje uczucia, a wychodziło na to, że ani w Robin ani w Hunterze. Powinien wycofać się z tego i dla zdrowia swoich emocji odpuścić, ale nie umiał tak łatwo zrezygnować. Tęsknił za obojgiem na dwa chore sposoby. Nie mógł znieść myśli, że mogliby być razem, a on co? Zostanie sam jak palec. Głęboko westchnął i podniósł głowę. Rozmowa w pewien sposób mu pomagała. Świadomość, że ktoś inny wie co mu gra w duszy dodawała sporo otuchy. Widząc stroskanie na twarzy Sophie stwierdził, że nie będzie jej wprowadzać w temat tego, że Robin doskonale wiedziała już co do niej czuł a dlaczego nie może czuć dalej. Nie powiedział tylko, że chodzi o chłopaka i w dodatku jej wieloletniego przyjaciela. Pewne rzeczy warto jednak przemilczeć. Pochłonął babeczkę Sophie i pokiwał głową na znak, że chętnie zje jeszcze więcej. Tak to jest jak poprzez nerwy traci apetyt. Norweska kuchnia całkiem mu smakowała, to musiał przyznać. Upił piwa i mógł w końcu odetchnąć z ulgą. Problem nie został rozwiązany, ale czuł się znacznie spokojniejszy. - Wiesz co? Ja nie chcę być traktowany przez niego jak pocieszenie. Woli sprawdzać swoje uczucia do niej, więc tak jakby dał mi do zrozumienia, że woli ją. Mam go dosyć. Muszę wybić sobie ich oboje z głowy. - oznajmił uroczyście i jednak mina mu zrzedła, bo naprawdę nie chciał rezygnować ze swoich uczuć. Tęsknił za towarzystwem Robin, która miała odpowiedź na każde pytanie i tęsknił za Hunterem, który wpędzał jego ciało w bardzo przyjemne szaleństwo... Rozmasował swoje skronie. - To jest chore, co nie? Co ty byś zrobiła? Czekała aż samo się rozwinie, czekała aż on się łaskawie tobą zainteresuje czy po prostu odpuściła? - chciał poznać jej opinię i oczywiście wziąć ją sobie do serca. Naprawdę nie powinien obciążać dziewczyny takimi odpowiedziami, ale nie miał innej alternatywy. Musiał wiedzieć co robić, a Sophie oznaczała dla niego niejako rodzinę.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Po złożeniu zamówienia na różdżkę, Zefek musiał faktycznie (według niego) odwdzięczyć się Mii za jej towarzystwo. Chociaż samotne wracanie też było w porządku, tak ktoś do towarzystwa zawsze był miłą osłodą dnia. A skoro już to się stało, że spotkał ją i dobrze się zresztą dogadywali - postanowił postawić na kawiarnię "U Vigdis". Zdawało mu się, że jeśli ktoś faktycznie chciał się ocieplić to było to jedno z niewielu miejsc, gdzie faktycznie to miałoby miejsce. I tak się składało, że jego kieszeń jeszcze potrafiła zmieścić na cały wyjazd możliwość swobodnego jedzenia, gdyż trochę odkładał sobie na boku, aby finalnie wydać trochę więcej. A napitek w dobrym towarzystwie? Na to sobie nie pozwoli nie stracić dodatkowych galeonów. Więc kiedy oboje byli już pod kawiarnią, Zeph otworzył Gryfonce drzwi, aby mogła przejść pierwsza. Buchnięcie ciepłem sprawiło tylko, że przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Podobny do tego, który miał miejsce u różdżkarza. Ale ten był na tyle przyjemny, że utrzymać się będzie przez dłuższy czas. Zwłaszcza jak napije się czegoś dobrego. Kurtki raczej nie miał, więc jeśli to dziewczyna trzymała coś na sobie, pomógł jej z tym. Dobry, dżentelmeński gest? Herbert uśmiechałby się teraz z zaświatów, gdyż zawsze wspominał, że podstawą dobrych relacji jest sam fakt, że dba się o takie detale. A jedyne relacje jakie miał Zeph to te sportowe, albo.... z syreną podczas nurkowania. Doszli oboje do kobiety sprzedającej specjały, gdzie chłopak postanowił najpierw popatrzeć na stojącą przed nimi tablicą z menu. — To ja chyba wezmę coś... Bo widzę, że nie macie tutaj gorącej czekolady, więc może... Wezmę Chochlikowe Cappucino... A ty? Ja stawiam, więc możesz nawet wziąć najdrożsżą. — Skupił się na ciągłym uśmiechu i fakcie, że w końcu jego dłonie dostaną zasłużony odpoczynek od zimna. A kiedy już zamówione przez nich napoje miały być zrobione magicznie, odebrał je i w sumie zabrał się z dziewczyną do stołu. Przysiadł naprzeciw. — To cóż... Chciałem powiedzieć, że bardzo się cieszę, że mi towarzyszysz, bo nie wiem co bym zrobił samemu. A tak przynajmniej zajmujemy nawzajem swój czas. I mam nadzieję, że będziemy mogli razem potrenować lub zrobić coś jeszcze innego... — Zeph napił się swojego Cappucino. — Ummmm... To jest serio dobre, chcesz spróbować? — Naprawdę był podekscytowany swoją kawą. Miała w sobie ten posmak, który dość bardzo lubił. Chociaż czuł teraz delikatną nutkę wanilii, która oczywiście była stopniowo wytwarzana coraz głębiej za sprawą magicznej, cukrowej laski. Coś niesamowitego.
Nigdy by nie pomyślała, że jej wyjście do posągu Trolla tak wiele wniesie w ten jakże cudowny dzień. Była szczęśliwa? Chyba tak, była szczęśliwa, że spotkała na swojej drodze gryfona. Bardzo dobrze jej się z nim spędzało czas. Ba! Nawet nie dopuszczała myśli, że za chwilę będą musieli się rozstać. Albo i nie? No dzień też nie trwa wiecznie więc pewnie niedługo będzie musiała wrócić do igloo i pewnie zamęczać opowiadaniami Olivię. Już widziała w głowie jej wywracanie oczami. No co. Przecież Zeph jest super facetem, podobał jej się co nie znaczy, że od razu na niego polowała, bo nie. Może się ktoś podobać, a być z kimś przyjaciółmi. Nie pomyślała nawet przez chwilę, że to spotkanie odmieniłoby jeszcze bardziej jej dotychczasowe życie. Nie znała terenu, ale zdążyła się zorientować, że nie zmierzają jednak do igloo co ją bardzo ucieszyło. Gryfon postanowił spędzić z nią jeszcze trochę czasu. Czuła się przy nim bardzo swobodnie, nie czuła tego, że znali się zaledwie kilka godzin. Jaki dżentelman - pomyślała. Wlazła oczywiście przed nim rozglądając się po wnętrzu. Było tutaj całkiem przyjemnie. Tak można powiedzieć po domowemu. Chociaż tak naprawdę nie liczyło się dla niej to jakie to jest miejsce, a liczyło się dla niej towarzystwo z którym miała spędzić tutaj czas. Chciała być z nim sam na sam, modliła się w duchu, żeby żadna znajoma duszyczka tutaj nie zawędrowała. Zrzuciła z siebie katankę, żeby chłopak mógł ją gdzieś odizolować od niej. - To ja w takim razie poproszę Smocze Espresso. - mruknęła do niego. Zawędrowała za nim w najbardziej odpowiadające im miejsce i zasiadła. - Ja też się z tego faktu bardzo cieszę. Pewnie jak tylko będziesz chciał i miał ochotę zawsze możesz się do mnie odezwać. Myślę, że bez wątpienia znajdę czas. - oznajmiła. I znowu ten rumieniec pojawił się na jej twarzy. Ehh, Mia. Gdy dostarczono do niej trunek od razu objęła kubek swoimi dłońmi. - Jasne. - rzuciła gdy ten zaproponował jej spróbowanie jego zamówienia. Zabrała jego kubek i napiła się. Zamruczała i pokiwała energicznie głową. Rzeczywiście było bardzo smaczne. Oddała mu kubek by po chwili podać mu swój. - Spróbuj. - powiedziała uśmiechając się do niego.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Co miał więcej powiedzieć jak to, że faktycznie jej towarzystwo było mu bardzo przyjemnym dodatkiem tego dnia. Jeszcze tego samego dnia myślał tylko o tym, że najpewniej pójdzie do tego wcześniej wspomnianego trolla, a skończył z jedną wielką przygodą kończącą się w kawiarence w towarzystwie kogoś, kto zamierzał mu już dać lepszy humor do końca dnia. To było... dość interesujące. Jedna rzecz - tyle wydarzeń. Żeby jednak nie było - Zefek chciał wyciągnąć z tego spotkania sto procent, więc zapewne zacznie albo zasypywać ją opowieściami albo sam ją zapyta o coś. W końcu była to jedna z niewielu osób do których od ponad pół roku się odzywał. Większość czasu poza zajęciami spędzał jednak samemu, szukając wielu możliwości sprawdzenia się fizycznie. Pływanie, wspinaczka, biegi przez te bardziej strzeżone tereny Hogwartu. Wszystko po to, aby zapomnieć o tym co miało miejsce przed tym. Ale nie zamierzał też wylewać z siebie żali, bardziej skupił się na samej dziewczynie. I oczywiście... też myślał o tym, aby spędzić ten czas we dwoje. Gdzie nikt ich nie zauważy i będą mogli nawet pograć w otwarte karty. Gdzie oprócz nutki wanilii w kubku w powietrzu będzie wisieć też ekscytacja tym co będzie kryło się za następnym pytaniem. Następną odpowiedzią. I tego jaki wyraz twarzy pojawi się na twarzy u każdego z osobna. Kiedy tylko mówiła mu o możliwości spotkania treningowego "widział" ten rumieniec. Gdyż nie zawsze to było tak, że to rumieniec musiał wszystko zdradzać. To czasem była mimika, wzrok czy ułożenie nawet samych ust. A to powodowało, że mógł zobaczyć ten obraz. I sam odwrócił wzrok gdzieś na bok, jakby nie chcąc jej dodatkowo peszyć. Trochę trzymał jednak dystans, gdyż pewne emocje mogłyby za dużo z niego wydostać. A nawet i to trzeba ograniczać. Trzymał kubku blisko jej twarzy, czując samoistnie pojawiające się plamki ciepła na polikach. Mógł po prostu zgonić na fakt temperatury. Działającej od maszyn czy samego kominka. Przecież nie przyzna się aż tak szybko, że z niej też była niczego niebrakująca dziewczyna. A takie osoby trzeba było mieć przy sobie. By w pewnym momencie wysłuchali ciebie, pocieszyli... poklepali po plecach. Zeph po upiciu i jej komentarzu wydał z siebie wydech i uśmiechnął się. — Tak, lubię ten orzechowy smak. Ale ta wanilia też ma w sobie coś super. Chociaż szkoda, że nie mieli czystej gorącej czekolady. — Dodał na sam koniec. Wtedy też ona sama zaoferowała posmakowanie swojego smoczego espresso. Biorąc łyk, nadal zerkał w jej oczy z rozbawieniem. I momentalnie po jego napiciu się poczuł mocniej pojawiające się wypieki, a sam musiał jeszcze poprawić kołnierzyk. Faktycznie było pieprzne i rozgrzewające. — Ugh, widać, że lubisz faktyczne ciepło. — Odpowiedział i zrobił jeszcze wydech. Jakby to wszystko zaczynało rozgrzewać go w brzuchu i wędrować w górę. — Ahh, faktycznie rozgrzewa. Nawet czuję lekkie mrowienie w palcach od tego. A zimne są jak nie wiem co. Chcesz dotknąć? — Wystawił do niej dłoń. Nie widział w tym nic niezwykłego, ot coby zobaczyła, że nie wszędzie musi udzielać mu się klimat ciepła. Na szczęście wejście do tej kawiarenki zrobi dobrze dla ich temperatury ciał. Zaraz powrócił jednak do czegoś bardziej poważnego. — To skoro jesteśmy przy kawie, a nasza wycieczka nie wiadomo kiedy się skończy... Może chcesz zagrać w pytania? Możesz zapytać o wszystko. — Pytania. Uwielbiał je. Uwielbiał na nie odpowiadać i poczuć się zagięty, aby zaraz w głowie decydować jak chce odpowiedzieć.
Mia Marcello
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165
C. szczególne : Czarna skóra, oraz długie czarne, gęste włosy.
Pewnie wiele osób, które trochę ją znają mogłyby stwierdzić po jej zachowaniu, że jest bardzo szczęśliwa. Co prawda Mia należała do osób, które często się śmieją, ale ten już wiedziała, że będzie inny jak tylko pomyśli o gryfonie. Naprawdę bardzo się cieszyła, że jej skóra powodowała, że nie widać było rumieńców, bo po dzisiejszym spotkaniu miałaby jeszcze jakieś kompleksy z tego powodu. Wiele razy czuła naloty gorąca i to wszystko było spowodowane obecnością Zepha. Cieszyła się z tych chwil mając go tylko dla siebie, bo zdawała sobie sprawę, że więcej razy takiej okazji może nie mieć. Ale hola. Przecież obiecywał jej trening więc chyba wywiążę się z tej obietnicy. A co jeżeli to nie była obietnica tylko zwykłe gadanie? Mia tak naprawdę nie miała czego mu opowiadać. Co miała opowiadać o swojej mugolskiej rodzinie. Oczywiście, że ich się nie wstydziła, bo nie miała ku temu żadnych powodów, ale sama nie była pewna czy chciałby w ogóle o tym wiedzieć, bo po co mu by była ta wiedza? Gdyby tylko jej ojciec go znał pewnie już by był przesłuchiwany jak tylko by się o nim dowiedział, a matka nie dawałaby jej spokoju w gadkach o miłostkach. Miała młodych rodziców, dlatego czuła się przy nich swobodnie tak naprawdę mogła z nimi porozmawiać na każdy temat i wcale się tego nie wstydziła. Nie miała co prawda jeszcze powodów by rozmawiać o wszelakich uczuciach z nimi, bo żaden chłopak nie pojawił się jeszcze na horyzoncie, przynajmniej taki konkretny którego mogłaby być pewna w stu procentach, a inaczej nie miała zamiaru im mieszać w głowie. Bardzo dobrze, że gryfon trzymał jednak jakiś dystans. Mia nie miała doświadczenia w takich poważniejszych rozmowach więc mogłaby nawet stąd uciec wymyślając byle jaki powód. Gdyby ją teraz widziała Olivia pewnie zastanawiałaby się czy to na pewno ona, czy ktoś czasami nie wypił eliksiru wielosokowego. Faktycznie w tym momencie sama siebie nie poznawała, być może dlatego że w jakimś tam stopniu zależało jej na chłopaku? Ona również czuła lekkie speszenie chłopaka, może źle to odbierała ale właśnie tak to w tym momencie wyglądało. Trochę jej to nawet schlebiało, bo jeszcze z żadnym chłopakiem nie spędziła tyle czasu co z nim. Nawet Max dość szybko się ulatniał, a Zeph nadal był i kto wie czy to jest ich ostatnie miejsce dzisiejszego dnia. Jednakże to wszystko nabierało dość konkretnego tempa i zastanawiała się czy nie dać sobie, im trochę czasu na to wszystko. Być może to tylko zabawa ze strony gryfona, ale ona jakby zaczęła grać w tę grę nie patrząc na konsekwencje jakie mogą ją czekać. - Ja uwielbiam kawy wszelkiego pochodzenia... - oznajmiła. Mimo młodego wieku rzeczywiście pije za dużo kawy. W swoim kufrze w dormitorium ma naprawdę zacny komplecik, którego czasami jej szkoda zużywać, ale jednak nie pozostaje jej nic innego. W końcu nic nie trwa wiecznie. - O wiele bardziej wolę gorące, bądź ciepłe napoje to fakt. - oznajmiła i uśmiechnęła się lekko gdy ten wystawił do niej dłoń. Zawahała się, ale finalnie dotknęła jej.- Rzeczywiście zimne. - powiedziała by po chwili wrócić swoją dłoń na kubek. - Mówisz, że mogę zapytać o wszystko? - zapytała. Oczywiście jako ciekawska osóbka miała jedno konkretne pytanie, jednakże zawahała się zanim je zadała. - Czy podoba Ci się któraś dziewczyna ze szkoły? - przecież nie będzie go pytać o jego ulubiony kolor, tak? Raczej nie na tym polegała ta zabawa, chyba że ona się na tym nie znała.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Tak, Zeph obiecywał treningi ludziom i takich obietnic potrafił dotrzymywać. Wszystko to ze względu na fakt, że takie coś łatwiej było mu przysiąc na swoje zdrowie. A ono było i tak już w niebezpieczeństwie często i takiego treningu mógłby nie dożyć. Ryzyko było bardzo duże, że trening nie odbyłby się wtedy. Ale byłoby mu chyba szkoda, więc nie zamierzał akurat przysięgać na siebie. Ale dotrzyma! To już postanowione. Krzywoprzysięzcą nie bywał. Ani też nie był. Swojego życia Zeph mógłby opowiadać niezliczoną ilość. Safari z Herbertem, pieczenie ciast i pielęgnowanie ogródka z Gretą. Przebywanie czasem Ralphem jak fotografował jakieś wydarzenia. Ale ostatecznie najwięcej miał wspomnień z paczką znajomych z Pretorii, gdzie mieszkając na obrzeżach miasta mógł sobie pozwolić na wymykanie i granie wraz z chłopakami właśnie w Quidditcha. Albo ścigać się z nimi w przyszykowanym torze przeszkód. Czasami udawało mu się spadać na swoją gębę, ale zawsze się potem z tego śmiał. Za każdą raną w końcu kryła się historia. A tatuaż? To był pomysł Herberta, który powiadał, że doda mu charakteru. Mniej się to podobało Grecie, ale... nie kwestionowała. Wspierała go jak mogła w tym wszystkim. A nundu zawsze będzie jego ulubionym zwierzęciem, bo tylko raz udało mu się je zobaczyć i to jeszcze zbliżyć. Ranna bestia. A potem zniknęła mu z oczu. I już nigdy żadnego innego zwierzęcia z tego gatunku nie widział. W każdym razie dobre ma relacje z rodziną. I takie chciał zawsze utrzymywać. I nic tego nie zmieni. Raczej. Zeph nigdy nie lubił być zbyt prowokującym do skracania dystansu zbyt gwałtownie, Był w tym powód, który nie zamierzał być przez niego wspominany obecnie teraz, ale zapewne kiedyś opowie o tym więcej. Póki co jednak wolał skupić się na teraźniejszości i przy okazji zainteresować się bardziej dziewczyną, która... chyba podzielała jego zainteresowanie. Ale nie wiedział jeszcze jednak czy to była cała ona czy faktycznie to on tak oddziaływał na ją całą. Trochę mu to zajmie do odgadnięcia, ale... Ma na to jeszcze czas, prawda? Zeph nie był też tym, który ulatnia się tak łatwo z życia innych ludzi. Zawsze był wtedy, kiedy ktoś go potrzebował, bo sam już odczuwał fakt tego, że w najgorszych momentach swojego życia należało po prostu mieć kogoś obok. Nawet jednego przyjaciela czy kogoś, kto szepnie dobre słowo pocieszenia. Czy chciał, żeby to było ostatnie ich spotkanie? Nie do końca. Zawsze chciał, żeby z kimś następowało kolejne. I kolejne. I kolejne. Aż albo będzie się z kimś śmiał z nierozłączności albo głupiego przeświadczenia, że jest się dla kogoś przeznaczonym. Uczucia były jednak bardziej skomplikowane niż to się sądziło. I zamierzał się tego określenia trzymać. — Powinnaś kiedyś spróbować rooibosa. To nie jest kawa, ale bardzo smaczna herbata z moich stron. Gdybyś tylko posmakowała... to może by Ci się spodobała. Znaczy zasmakowała. — Przejęzyczył się na samym końcu, ale komu to się nie zdarzało. Prawda? Prawda. Chłopak przy tej dziewczynie chyba będzie miał wiele okazji do pomyłek. Pytanie ile z nich wszystkich mu wybaczy. Czując dotyk jej skóry na swojej dłoni sprawiło, że przez sekundę zatrzepotał rzęsami. Dość przyjemny miała dotyk, a on sam czasem za często dotykał innych ludzi w przepływie euforii. Dlatego trzymał przeważnie przy sobie dłonie. Ale teraz po prostu... zaryzykował. I to mu się opłaciło, bo zaraz wrócił jego palce przejechały po wewnętrznej stronie jej dłoni, zanim znowu się nie speszył i wrócił ją do siebie. Udał, że to się nie wydarzyło. Za to nie musiał długo czekać na jej pytanie. Takie odważne i bezpośrednie. Trzymał kubek dwiema dłoniami, gdy przystawiał go do swoich ust. Czuł na języku to delikatne parzenie, ale zaraz wziął łyk, aby w tym czasie pomyśleć nad odpowiedzią. I chyba trochę odpowiedział wymijająco, ale szczerze. — Tak, zdarzyło się. W szkole było wiele dziewczyn, które posiadały w sobie coś, co mogłoby mnie przyciągnąć... Ale raczej nic nie zastąpi dla mnie charakteru. Pewnego zestawu cech, które przyciągają mnie do kogoś. Taki rodzaj magnesów. — I to była jego bardziej dłuższa odpowiedź. Pomyślał zaraz jednak nad pytaniem. Wtedy postawił kubek na stole i przyjrzał się jej oczom. Bez żadnego wstydu ani speszenia. Udawał, że go nie było, ale wewnątrz wręcz płonął zawstydzeniem. — Idealny dzień randki? Myślałaś kiedyś o takim? Albo zwierzałaś się z niego swojej koleżance? — To w sumie chyba były dwa pytania? Albo trzy? Nie myślał. Ale może sama go utwierdzi.
Mia Marcello
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165
C. szczególne : Czarna skóra, oraz długie czarne, gęste włosy.
Raczej i tak uznawała, że będzie to bardziej zabawa niżeli trening. Ona nigdy nie ćwiczyła z nikim tak na poważnie. Gdyby naprawdę tego potrzebowała wybrałaby się na treningi drużyny, a nie ćwiczyła samotnie, prawda? Miotła była jej ulubionym środkiem transportu. Na szczęście Mii prócz zwykłego przeziębienia nic nie dolegało, przynajmniej na razie. Wiadomo treningi w porę deszczową sobie odpuszczała mimo iż zdawała sobie sprawę, że jak będzie chciała grać na poważnie to warunki atmosferyczne będą najmniejszym problemem. Mia była swego rodzaju chłopaczycą. Raczej nie spotykała się w mugolskim świecie z koleżankami, bardziej wolała z chłopakami. Uprawiać te sporty co oni, łazić z nimi po drzewach, czy też pływać w niestrzeżonym akwenie wodnym. Ona takie ryzyko bardzo lubiła i tak naprawdę często jej tego brakowało. Zawsze z nimi się spotyka jak tylko wyrusza do domu, ale teraz te spotkania wyglądają o wiele inaczej. Raczej drinkują, czy podpalają mugolskie papierosy. Jednakże jej papieros bardzo nie smakował i bardzo źle się po tym czuła, więc nie miała potrzeby, żeby to robić. Mimo iż godnie się ubiera to nie jest typem dziewczyny, która boi się ubrudzić, co to to nie. Więc gdyby Zeph wpadł kiedyś na taki pomysł, żeby obrzucić ją błotem to śmiało może to robić, a ona jedynie się będzie z tego śmiała. Gryfonka bardzo kochała zwierzęta, w domu posiada swoje dwa psy. Jest bardzo z nimi przywiązana, ale do szkoły wolała ich nie brać, bo chyba nie widziała w murach szkoły, żeby ktoś kiedykolwiek spacerował ze swoim psem. Tak naprawdę Marcello miała bardzo mało mocniejszych kontaktów z facetami, więc dla niej to taka nowość, a zarazem sprawdzenia samej siebie. Czy nadawałaby się do związku? To było bardzo ciekawe jakby w tym wszystkim się odnalazła. Ona raczej jest typem samotniczki, gdzie robi praktycznie wszystko sama, nikogo o nic się nie prosi, a tutaj będzie musiała się z wieloma rzeczami z kimś dzielić. Nie była osobą, która ukrywała cokolwiek czy też udawała kogoś innego niż jest. No nie. Ona zawsze jest sobą i jak komuś to nie odpowiadało to nikogo na siłę przy sobie nie trzymała, tak? Mimo iż Mia zdawała się być samowystarczalna nie wyobrażała sobie życia gdyby nie miała przy sobie Olivki czy innych znajomych z którymi mogła porozmawiać o wszystkim. Wiele osób twierdzi, że właśnie tak by woleli funkcjonować, ale w późniejszym etapie życia jednak tego wszystkiego brakuje i ona sama zdążyła się już o tym przekonać nawet całkiem niedawno. - Ej! Ja to chyba kiedyś piłam... Albo i nie... - sama nie wiedziała. Coś jej ta nazwa mówiła, ale ręki sobie uciąć nie dałaby. Pomyłki, przecież to każdemu się przydarza, a zwłaszcza Mii. Nie raz pewnie sama pogubi się w swoich zeznaniach. Bardzo nie lubiła być stawiana pod ścianą i wtedy tak naprawdę potrafi się nawet zająknąć. Poczuła dotyk gryfona, ale ten dotyk nie był taki zwyczajny, koleżeński, ba! On nawet według niej nie był przyjacielski. Coraz bardziej to wszystko składało się w jedną całość, tę którą zawsze chciała uniknąć. Nie raz się śmiała z Olivki po co jej to, po co jej te miłostki itp. Lepiej być tak naprawdę samemu i wtedy człowiek według niej jest najbardziej szczęśliwy, bez żadnych problemów. A tym samym sama coś tworzy czego nie jest w stu procentach pewna. Pokiwała głową przytakując. No tak charakter w tej kwestii jest najważniejszy. Choćby nie wiadomo jak chłopak wyglądał to jednak bez odpowiedniego dogadania się to nic i tak by z tego nie wyszło. Bo pierw byłaby fascynacja choćby wyglądem, ale później ta osoba by zaczynała denerwować. Nie, nie, nie. Ona z pewnością pierw chce tą osobę poznać, chyba że od samego początku doskonale się dogadują i chce się więcej i więcej, a tak właśnie było w ich przypadku. - No to tak naprawdę to nie jest odpowiedź na moje pytanie... - wymamrotała przyglądając mu się z zaciekawieniem. Ona bardziej oczekiwała jakieś konkretniejszej odpowiedzi niżeli owijania w bawełnę. - Olivka zna mnie na wylot, więc od razu wie, że gdzieś z kimś byłam. Sama to ze mnie wyciąga. - mruknęła. Tak właśnie było. Olivia znała ją na wylot, więc tylko jedno spojrzenie i ta wiedziała czy była na piwie z kolegą czy na kawie z potencjalnym chłopakiem. Poza tym lubiły wiedzieć co u jednej słychać i u drugiej.
Wiem, że nie ma tutaj prostego rozwiązania i im dłużej o tym rozmawiamy, tym bardziej sobie to uświadamiam. Eskil chyba nie musi, bo już wcześniej nie wiedział co robić, chociaż teraz wygląda, jakby decydował się na jakieś konkretne rozwiązanie. Nie dziwi mnie wcale, że to co czuje nie jest tym co by chciał, bo gdyby tak łatwo było ukierunkować uczucia to... byłoby zbyt prosto. Na przykład te wszystkie aranżowane małżeństwa miałyby sens, a wiadomo że nie mają. - No ale amortencja działała tylko przez chwilę, prawda? Więc może tak po prostu miało być - zastanawiam się, trochę wierząc w te różne magiczne znaki, które czasem sprawdzały się podobnie, jak wróżby. Zjadam to co jeszcze zostaje z mojego ciastka, a potem biorę do rąk kubek z malinową herbatą, z przyjemnością grzejąc sobie nią dłonie. W środku może być ciepło i przyjemnie, ale lepiej wygrzać się jak najlepiej nim trzeba będzie znowu wyjść na mróz. Słucham tego co mówi Eskil - wnioski jakie wyciąga wydają mi się być słuszne. Doszedł do nich całkiem bez mojej pomocy, chociaż jednocześnie to to samo o czym przed chwilą pomyślałam. Przytakuję mu głową, taki pewny swojego brzmi zdecydowanie lepiej niż jeszcze przed chwilą - całkiem zagubiony. - Nie jestem tobą, więc nie wiem co bym zrobiła... ale to bardzo ciężka sytuacja - zaczynam niepewnie. - Pewnie coś głupiego co dla nikogo nie byłoby dobre. Albo rzeczywiście bym siedziała cicho i czekała co z tego wyniknie. - Przypomina mi się jak to było z Philipem, gdzie rzeczywiście oboje nikomu nic nie mówiliśmy, co ostatecznie nie prowadziło do niczego dobre, bo nie sposób było nie być zazdrosnym w pewnym momencie. - Ale ja nie jestem najlepszym wzorem do naśladowania jeśli chodzi o takie rzeczy. - Uśmiecham się lekko mówiąc te słowa. Mój najdłuższy związek trwał może i kilka miesięcy i zakończył się całkiem przyjaźnie, ale raczej niezbyt często mi się to zdarza. - Musisz sam zdecydować. Może poczekaj co on ci powie, ale jeśli nie chcesz być jego pocieszeniem... to po prostu nim nie bądź - stwierdzam jeszcze, przywołującego jego wcześniejsze słowa.
Istotnie, amortencja działała jedynie przez jakąś godzinę, a więc czemu u licha na widok Huntera uderza go silny gorąc jak i chora potrzeba znalezienia się go jak najbliżej, aby wygrać choćby najmniejszy dotyk jego skóry? Nie mógł o to zapytać Sophie bowiem dostałby odpowiedź, której nie chciał słyszeć. Nic nie czuł do tego chłopaka. Powtarzał sobie to cały czas, a wywoływanie kłótni ułatwiało nienawidzenie go choć w swej intensywności nie robiło to szczególnego wrażenia. - Jak właśnie zrobiłem coś głupiego, że w ogóle daję mu się podpuszczać. Muszę się chyba jakoś uodparnić czy coś. - rozmasował czoło czując lekkie pulsowanie pod skórą od tego intensywnego myślenia i próby rozpoznania swoich uczuć aby kiedyś je w końcu uporządkować. Dopił słodkie piwo do końca, a kufel odłożył odrobinę za głośno i oczywiście niechcący. - E tam. Musiałem po prostu komuś powiedzieć bo nie wytrzymam sam ze sobą w swojej głowie. - to była pokraczna forma podziękowania dziewczynie za obecność i wysłuchanie go, a nawet za te próby zrozumienia jego sytuacji która do normalnych oczywiście nie należała. Poprosił o rachunek za który zapłacił bez patrzenia na Sophie. Może i był niedojrzały, ale wiedział, że Lucas nie pozwoliłby żadnej dziedzinie zostawić choćby knuta w kawiarni. Sophie mu pomogła, nie może za to jeszcze odchudzać swój portfel. - No, masz rację. Muszę wbić sobie to do głowy. Może się coś samo postanowi wyjaśnić. - westchnął kiedy już zbierali się do wyjścia, opatuleni aż po same uszy. Skinął głową pani Virdis i wyszedł z kuzynką w mroźny, ciemny świat gotów jeszcze wypytać ją po drodze na temat żenujących historii z dzieciństwa Lucasa. Ot, miły akcent kończący spotkanie.