Ciężko się do niej dostać, bo znajduje się na kompletnym odludziu. Szczególnie zimą, gdy zalega gruba pokrywa śnieżna i wieje silny wiatr. Gdzieniegdzie brakuje desek w ścianach, przez co w środku panuje okropny chłód. Podłoga skrzypi niemiłosiernie, jest ciemno i brudno. Po kątach walają się zardzewiałe garnki, stare łopaty do śniegu i podarte sieci rybackie. Jak sama nazwa wskazuje - chata stoi pusta i od dekad nikt w niej nie mieszkał. A przynajmniej nie na stałe, bo zdarzali się zbłąkani, strudzeni wędrowcy, którzy poszukiwali schronienia przed mrozem i ciemnością. Ale... czy oznacza to, że obecnie nie znajduje się w niej żadna żywa dusza?
Rzuć 1k6, by przekonać się, co Cię czeka po przekroczeniu progu chatki:
Efekty:
1 - Otwierasz drzwi i atakuje Cię... spadająca belka. Cóż, ta chata to kompletna ruina, więc nie ma się co dziwić, że już na wejściu czeka taka niespodzianka. Rzuć raz jeszcze 1k6, by dowiedzieć się, czy obrywasz i jak bardzo.
Spoiler:
1, 6 - Uff! Miałeś/aś niemałe szczęście! Kawał drewna spadł tuż obok Twoich stóp, cudem nie zahaczając o Twoje ciało. Jeśli najadłeś/aś się strachu, to niepotrzebnie, bo w pomieszczeniu nikogo (i niczego) nie ma. Możesz eksplorować chatę bezpiecznie, tylko uważaj na głowę! 2, 4 - Obrywasz w głowę i to dość mocno, skutkiem czego na kilka chwil tracisz przytomność (jeden post). Gdy się ocucisz, to jeszcze przez pewien czas będziesz odczuwać dyskomfort, a także przeszkadzać Ci będą zawroty głowy i nudności. Może po powrocie lepiej to komuś zgłosić? 3, 5 - Belka zahacza o Twoje prawe ramię. Nic poważnego się nie stało, ale poboli jeszcze przez kilka dni. Chyba że wspomożesz się Magią Leczniczą lub jakimś eliksirem.
2 - W głębi chatki czyha jakieś magiczne stworzenie. Najpierw dostrzegasz puchaty, biały ogon, ale zanim zdążysz pomyśleć, że to lis polarny, zwierzę zmienia się w... węża. To jormungand, długi na 8 metrów. Wyczuwa w Tobie zagrożenie, bo syczy złowrogo i szykuje się do ataku. Chwyć za różdżkę i broń się!
Spoiler:
Rzuć 1k100. Uzyskany wynik to Twoje powodzenie w walce z jormungandem. Aby go pokonać - musisz uzyskać minimum 70 punktów. Jeśli nie uda Ci się przekroczyć wymaganego progu w jednym rzucie kostką - możesz próbować do skutku, ale na każdy rzut musi przypadać jeden post z walką. Do wyniku z kostek możesz dodać swoje punkty z OPCM lub z ONMS. Jeśli nie chcesz walczyć - możesz uciec z chaty, jednak wtedy godzisz się na scenariusz, że magiczny wąż ukąsił Cię w kostkę i to tak mocno, że będziesz kuleć przez kolejne dwa wątki.
3 - Uwaga na wystające deski w podłodze! Może to zwykłe gapiostwo (w końcu ciemno w chacie jak w...), a może jakaś pradawna magia, ale potykasz się i upadasz z hukiem na ziemię. Czy upadek był poważny? Rzuć dodatkowo 1k6.
Spoiler:
Parzysta - wyglądało gorzej niż faktycznie było. Nic Ci nie jest, jedynie obiłeś/aś sobie kolana i rozdarłeś/aś nogawkę od spodni.
Nieparzysta - ouu, wygląda na to, że skręciłeś/aś sobie lewą kostkę. Boli okropnie i nie obejdzie się bez pomocy kogoś, kto ogarnia Magię Leczniczą.
4 - Omyłkowo dotykasz dłonią czegoś ostrego, co znajdywało się na zaśnieżonym parapecie. Okazuje się, to kolec na ogonie giwala białego - magicznej jaszczurki. Zwierzę rani Cię wspomnianym kolcem, a potem odrzuca ogon i ucieka przez stłuczoną szybę. Rana piecze okropnie i krwawi obficie. Przyda się jakiś opatrunek.
5 - Gdy rozejrzysz się po pomieszczeniu dokładniej, to dostrzeżesz pewne ślady obecności człowieka. Bo choć aktualnie w chatce nikogo nie ma, to samonagrzewający się kubek z niedopitą herbatą może sugerować, że jeszcze wczoraj ktoś przekroczył próg chatki. Obok kubka leży mała sakiewka. Jeśli ją otworzysz, to dowiesz się, że znajduje się w niej 40 galeonów. Przywłaszczysz sobie te pieniądze czy je zostawisz? Decyzja należy do Ciebie i Twojego sumienia. Jeśli zdecydujesz się zabrać galeony - upomnij się o nie w odpowiednim temacie.
6 - W rogu chaty stoi stara, drewniana skrzynia. Jakaś dziwna magiczna siła wręcz nakazuje Ci się do niej zbliżyć i spróbować ją otworzyć. Nie możesz się jej oprzeć i posłusznie podchodzisz do skrzynki, nawet jeśli nie kieruje Tobą naturalna ciekawość. Rzuć kością litery, by dowiedzieć się, co się wydarzy.
Spoiler:
Samogłoska - wieko otwiera się bez większych trudności. Na samym dnie skrzyni dostrzegasz mały przedmiot. Okazuje się, że jest to bransoletka z runą Wunjo. Runa ta bezpośrednio łączy się z radością, szczęściem i pozytywną energią, dzięki czemu za każdym razem, gdy będziesz ją mieć przy sobie dopisze Ci dobry humor i pomyślność. Upomnij się o przedmiot w odpowiednim temacie.
Spółgłoska- okazuje się, że to nie była prawdziwa skrzynia, a zmiennokształtny stwór - mimik. Zwierzę jest bardzo niebezpieczne i lepiej go nie lekceważyć! Mimik od razu wysuwa w Twoją stronę swój wielki lepki jęzor, a potem łapy z ostrymi pazurami. Broń się, jeśli życie Ci miłe!
Rzuć 1k100. Uzyskany wynik to Twoje powodzenie w walce ze mimikiem. Aby go pokonać - musisz uzyskać minimum 80 punktów. Jeśli nie uda Ci się przekroczyć wymaganego progu w jednym rzucie kostką - możesz próbować do skutku, ale na każdy rzut musi przypadać jeden post z walką. Do wyniku z kostek możesz dodać swoje punkty z OPCM lub z ONMS. Jeśli nie chcesz walczyć - możesz uciec z chaty, jednak wtedy godzisz się na scenariusz, że mimik zranił Cię w łydkę i to tak mocno, że zostanie na niej podłużna blizna o długości 2 cali.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spod rzeźby trolla kontynuował swój samotny, zimowy spacer. W rękach dzierżył niewielką mapkę okolicznych terenów, więc mniej więcej miał pojęcie, gdzie się kieruje. Chciał dojść na obrzeża i zobaczyć, czy uda mu się odnaleźć tamtą przeklętą jaskinię. Po drodze natrafił jednak na coś, co kompletnie odwróciło jego uwagę od celu wędrówki. Wśród bieli norweskiego śniegu pojawiła się nagle niewielka, opuszczona chatka. Solberg nie byłby sobą, gdyby tak po prostu przeszedł obok niej obojętnie. W końcu w takich ruderach czuł się jak w domu, więc postanowił nieco pozwiedzać tutejsze perełki architektury. Ostrożnie, z podniesioną przed sobą różdżką zaczął zbliżać się do chatki. Przekroczył próg, rzucając Lumos Sphera, by rozjaśnić nieco panujące wewnątrz ciemności. Starał się ostrożnie stawiać kroki, co nie było łatwe, bo podłoga niemiłosiernie skrzypiała. Max miał nadzieję, że jeżeli ktokolwiek tutaj właśnie przebywa, nie wyskoczy zaraz na niego zaalarmowany tymi nagłymi odgłosami i nagłą, ogromną kulą światła, która pojawiła się w wyniku rzuconego przez ślizgona zaklęcia. Uważnie przeglądał każdy kąt rudery, szukając czegoś interesującego. Wiedział, że w tak niepozornych miejscach często można odnaleźć niespodziewane skarby. Tym razem jednak nic się nie zapowiadało na to, by miał dorwać w swoje ręce cokolwiek. Gdziekolwiek nie zajrzał znajdował śmieci lub kurz. Ewentualnie jakiegoś samotnego pająka w mniej lub bardziej żywej formie. Nieco zawiedziony, po dłuższych poszukiwaniach, oparł się o parapet i zapalił szluga, by następnie skierować się ku wyjściu z budynku. Niestety pech chciał, że potknął się o jakąś wystającą deskę. Poczuł ból w lewej kostce i machinalnie zszedł do parteru. Spróbował wstać, ale ból wskazywał na to, że ma do czynienia ze skręceniem. Ślizgon zaklął po cichu, zapalił kolejnego papierosa i zaczął przypominać sobie zaklęcia lecznicze, które miały mu pomóc w tej pokurwionej sytuacji. Bez zbędnego pierdolenia postanowił po prostu zdjąć but wraz ze skarpetką i rzucić na zranioną kostkę Locus. Usłyszał lekkie chrupnięcie i poczuł, jak kość ta wraca na swoje miejsce. Poruszał chwilę stopą, by przekonać się, czy da radę iść i mimo, że kilka razy syknął jeszcze z bólu, uznał że tyle wystarczy, by mógł samodzielnie funkcjonować. Nim jednak postanowił udać się gdziekolwiek zabandażował jeszcze kostkę, by w razie czego nieco unieruchomić ją. Dopiero wtedy ostrożnie podniósł się z miejsca i powoli zaczął opuszczać ruderę. No takiego dnia na pewno się nie spodziewał. Najpierw jakaś dziwna ofiara, dla jeszcze bardziej pojebane rzeźby, a teraz skręcona z dupy kostka. Nie chciał nawet myśleć, co może spotkać go dalej. Widać całe te ferie nie należały do jego najlepszych dni.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Mogła tylko podejrzewać, że chłopak naprawdę przejmował się swoim stanem zdrowia. W końcu kiedy Robin już spojrzała na tę ranę, to ta poważnie krwawiła. Mogła się tylko domyślić, jak wielki niepokój musiał poczuć on, kiedy uświadomił sobie, że padł ofiarą jakiejś dziwnej, zapewne mu nieznanej jaszczurki. Ona sama byłaby mocno wystraszona. Miejsce to nie należało do jakoś szczególnie mocno uczęszczanych przez ludzi, wręcz wydawało się odludnionym. Więc niewątpliwie, chłopak miał szczęście, że akurat tutaj Robin postanowiła udać się na swoją dzisiejszą wycieczkę. Dzięki temu była w stanie w jakikolwiek sposób udzielić mu pomocy. Doskonale wiedziała, że zapewne ta pomoc nijak miała się do tego, co mógłby uczynić Felinus, ale to zawsze było coś. Nie pozostawiła go samemu sobie, jak pewnie wielu mogłoby chcieć uczynić, ale postanowiła pomóc. W sumie, nie kojarzyła go za bardzo ze szkolnych korytarzy. Co, jeśli za chwilę miał się on okazać seryjnym mordercą młodych Ślizgonek? A ona niewątpliwie była jedną z nich. Jak zwykle wychodziła jej natura poszukiwaczki przygód, skoro postanowiła pomagać nieznajomym. – Jasne, że łatwo coś takiego powiedzieć. Ale chyba lepiej coś takiego usłyszeć niż to, że za chwilę odpadnie ci ręka – prychnęła pod nosem, jak zwykle nie znając umiaru i serwując zestresowanemu chłopakowi pokaz swojego czarnego humoru. Podniosła na niego wzrok, jakby dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, co tak naprawdę powiedziała i jak bardzo mogła go tym zestresować. – Żartuję, spokojnie, nic ci nie będzie – włożyła w te słowa całą pewność siebie, na jaką było ją stać. Dodatkowo uśmiechnęła się do niego szeroko, ukazując rząd białych zębów. I znów wróciła swoim spojrzeniem w stronę rany, którą to przyszło jej opatrywać. – Dobra, nie będę ukrywać, nie jestem profesjonalnym uzdrowicielem, więc jedyne co więcej w tej sytuacji mogę dla ciebie zrobić, to zabandażować to. Ale myślę, że niedługim czasie, rana całkowicie przestanie krwawić. – oznajmiła mu po dłuższym czasie i ponownie poprawiła chwyt na swojej różdżce. Wycelowała nią w dłoń chłopaka i niewerbalnie rzuciła zaklęcie, dzięki któremu bandaże pojawiły się i zaczęły zawijać wokół jego rany. Uśmiechnęła się sama do siebie. Nie było to profesjonalne i zapewne Felek zrobiłby to lepiej, ale czuła pewnego rodzaju dumę. Jak tak dalej pójdzie, to będzie w stanie samodzielnie się leczyć. –A w ogóle, to co tutaj robisz? – zapytała w końcu, puszczając jego dłoń i przenosząc wzrok na jego oczy.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Może i nie był osobą, która przejmowała się zbyt mocno swoim zdrowiem i raczej na wszystko przymykał oko, wierząc, że to co mu się przytrafia dość szybko minie. Jednakże to co mu się tutaj przydarzyło, nie można było uznać za coś normalnego. Takiego typu zwierzęcia nie znał i tak naprawdę mogło się z nim zdarzyć dosłownie wszystko, a tego zaczynał się coraz bardziej obawiać. Wiara, że to co zrobi ślizgonka wystarczy zaczynała gasnąć. Tak, tak zdawał sobie sprawę, że miał ogromne szczęście, że dziewczyna akurat tutaj się pojawiła. Miejsce nie wyglądało na zbyt często uczęszczane, a nie chciał też robić paniki jakby wrócił cały zakrwawiony, pewnie zaczęłyby się skomplikowane pytania uczniów jak i nauczycieli więc bardzo dobrze, że tego uniknie. - Nie no aż tak to źle nie wygląda, mogę jedynie się obawiać, że zostałem czymś zainfekowany. Zwierzęta przenoszą różne choroby... - wzruszył ramionami. Skoro miało to coś takie kolce to one służą do ataku jak i obrony, a wiele zwierząt posiada jad, który może spowodować jakiś lekki, bądź poważny uszczerbek na zdrowiu. Uśmiechnął się do niej i oczywiście podziękował wdzięcznym spojrzeniem. - Wiem, wiem mam nadzieję, że tak będzie. Bardzo Ci dziękuję. Pewnie nie wszyscy byliby tak chętni do pomocy jak Ty... - westchnął. Adrian również podszedłby i próbował pomóc, ale wiele osób zwyczajnie by się odwrócili na pięcie i nawet nie spojrzeli. - Tak naprawdę to nie wiem. Nie miałem żadnych planów idąc tutaj. Zwyczajnie postanowiłem zwiedzić okolicę. - wzruszył ramionami. Kto jak kto, ale Adrian nie miałby żadnych podejrzanych planów, nie on. On był na takie rzeczy za spokojny. - Pewnie Ty też jedynie przechadzałaś się?
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie ma co, Norwegia kolejnej osobie dawała się we znaki i to w sposób tak kompletnie nieoczywisty, że nikt nawet by nie mógł przypuszczać, że coś podobnego może mieć miejsce. Bo przecież, jak często na szkolnej wycieczce, człowiek był atakowany przez jakąś dziwną odmianę jaszczurek, która to gryzła i dokuczała ludziom bardzo mocno? Nie ma co, kadra szkolna zaszalała w tym roku wysyłając ich w tego typu miejsca. O ile sama Robin nie narzekała, bo jej uszczerbek na zdrowiu, był podyktowany wyłącznie jej głupotą, tak ewidentnie ten chłopak nie miał tyle szczęścia, co ona. Pokręciła delikatnie głową, słysząc, jak zamartwiał się własnym stanem. Posłała mu uśmiech, którego zadaniem było podnieść go nieco na duchu. W końcu, naprawdę musiałby mieć wyjątkowego pecha, aby przez coś podobnego stracić rękę, lub aby stało się coś jeszcze gorszego. - Myślę, że nie musisz się tym aż tak przejmować. Gdyby ta jaszczurka miała dostarczyć coś do twojego organizmu, to już teraz wyglądałaby bardzo brzydko, może by napuchła, czy coś. A nic podobnego nie widziałam - próbowała go pocieszyć, choć nie wiedziała, czy uwierzył w jej słowa. Nie znała się aż tak na medycynie, jakby tego chciała. Wiedziała mniej więcej, co działo się w jakim wypadku. I na podstawie tej bardzo ogólnej wiedzy odważyła się wyciągnąć takie, a nie inne wnioski, ot co. Machnęła lekko ręką, jakby to, co właśnie zrobiła, było najnormalniejszą czynnością na świecie. W sumie, dla niej samej, tak to właśnie wyglądało. Kiedy mogła, to pomagała ludziom i nie było w tym żadnego ukrytego podtekstu. - Daj spokój, nie masz za co dziękować. Nic specjalnego nie zrobiłam, tylko trochę zatamowałam ci krwawienie. - ponownie posłała uśmiech w jego stronę, bo naprawdę sądziła, że jej zadania tutaj nie było aż tak znaczące, jakby ktoś mógł podejrzewać. Przysłuchiwała się jego odpowiedzi i jakby niepewnie zerknęła w stronę chatki, która znajdowała się za jego plecami. Uniosła jedną brew do góry, bo tak naprawdę, ani jego ani jej obecność w tym miejscu, nie prezentowała się najlepiej. - Ja akurat nie tylko się przechadzałam. Prorok Codzienny zlecił mi napisanie artykułu na temat możliwych atrakcji, jakie czekają na uczniów na tegorocznym wyjeździe na ferie zimowe - wyjaśniła mu i parsknęła lekkim śmiechem, kiedy do jej głowy dotarło to, jak bardzo absurdalnie brzmiały jej słowa akurat w tym miejscu. - Nie ma co, ta chatka do niczego się nie nadaje - stwierdziła w końcu, dalej się śmiejąc. Trafiła jak zaklęciem w płot.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Faktycznie, przeszło mu przez myśl, że kadra szkoły nie za bardzo ich przeszkoliła w temacie Norwegii co tak naprawdę może ich tu czekać. Co prawda wcale nie musiał nigdzie wychodzić, ale taka jaszczurka może pojawić się praktycznie wszędzie, nawet wleźć do igloo które zamieszkiwali. Nie miał do nich pretensji, bo sam mógł w jakikolwiek sposób się bronić, ale to coś go bardzo mocno zaskoczyło i nie zdążył nawet zareagować. Nigdy by się nie spodziewał, że coś takiego przytrafi mu się na szkolnym wyjeździe, gdzie jednak powinni być bezpieczni. Teraz jest wszystko dobrze, ale co będzie za jakiś czas? Może być naprawdę różnie i tego się najbardziej obawiał. Że skutki ataku, bądź też i obrony jaszczurki nadejdą z biegiem czasu. - Wiem, że mówisz to bo musisz tak mówić. Tak naprawdę oby dwoje nie wiemy co będzie dalej. - wzruszył ramionami. Nie było co dalej się mazgaić, bo to tak naprawdę teraz już nic nie da. Co będzie to będzie. - No tak, ale mimo wszystko wcale nie musiałaś tego robić. - oznajmił trzymając się swojego zdania. On sam nie był w stu procentach pewny, że podszedłby w takiej sytuacji. Pewnie on bardziej by się tego wszystkiego bał niż osoba najbardziej zainteresowana. No cóż, taki trochę tchórz z niego, ale kto go znał to doskonale zdawał sobie z tego sprawę, że jakby co może spieprzyć. Na szczęście los nie stawiał mu takich głód pod nogi więc nie musiał się tłumaczyć. - No ta chata z pewnością nie jest czymś co może zainteresować. Nie wiadomo co jest w środku, a w zaistniałych okolicznościach chyba nie odważyłbym się włazić tam do środka. Kto wie ile tam jest tego typu stworzeń... - mruknął robiąc z dwa kroki do tyłu gdy tylko spojrzał na chatę. Jednakże teraz jakby dziewczyna chciała tam wchodzić, pewnie wszedłby z nią z tego typu, że ona go nie zostawiła gdy ten potrzebował pomocy więć teraz mu zwyczajnie nie wypadało postąpić inaczej. - Jednakże z drugiej strony ciekawe co jest w środku, nie? - zapytał. W głowie zaczęły krążyć pytania czy aby ten jaszczur czegoś nie strzeże? Nie wydawało mu się, ale nauczył się już że w świecie czarodziejów można się wszystkiego spodziewać.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Chyba nie miało większego sensu dalej kłócić się z chłopakiem a propos tego, czy jej własne słowa były raczej tymi szczerymi, czy może niekoniecznie. Jak widać i słychać, uparł się, że mówiła tak tylko po to, aby go pocieszyć, nie podpierając własnej opinii jakimikolwiek logicznymi argumentami. – Ok - westchnęła dosyć głośno, prezentując nieco zrezygnowany ton. – W takim razie żadne kolejne moje słowa nie przekonają cię co do tego, co naprawdę myślę. – wzruszyła delikatnie ramionami, jakby ten akurat temat był już dla niej skończonym. Bo z drugiej strony, po co dyskutować o czymś, o czym ktoś dyskutować nie chciał? No nie widziała w tym najmniejszego sensu. Owszem, nie musiała tego robić. Niemniej, Robin nie była osobą, która przeszłaby obok cudzego cierpienia kompletnie obojętnie. Wręcz nie brała w ogóle pod uwagę faktu, że mogłaby kogoś olać. A przecież tutaj ewidentnie widziała, że chłopak sam będzie miał problem sobie poradzić. Nawet jeśli nie znał czarów uzdrawiających, to zastosowanie mugolskich technik było naprawdę trudnym zadaniem na kompletnym odludziu, z dala od kogokolwiek. – W zasadzie, to nie wiem, czy może zainteresować, czy nie, bo w sumie nie miałam okazji sprawdzić, co jest w środku. – zauważyła dosyć racjonalnie, wskazując ruchem głowy w stronę jego dopiero co obandażowanej dłoni. I może mógłby uznać jej słowa za całkiem poważne, gdyby nie uśmiech, który czaił się na jej ustach. – Może jednak lepiej już dzisiaj więcej nie ryzykować. Ciężko stwierdzić, co się spotka dalej. – dodała, uśmiechając się dosyć szeroko. Ona całkiem dosadnie była już w tym momencie przekonana co do tego, że jednak ta chata, to nie było miejsce, które powinno zostać opisane w jej artykule.