Jak doki to i intensywny zapach surowej ryby... z pewnością nie należy do przyjemnych jeśli nie jesteś zapalonym marynarzem. W nocy okolica staje się dosyć niebezpieczna... nie bez powodu tutejsi opowiadają o aktywnych stworach wodnych podpływających blisko doków w trakcie pełni księżyca. Pełno tu też typów spod ciemnej gwiazdy, a więc warto unikać nocnych spacerów w tych okolicach. Z drugiej strony jest to miejsce, gdzie można załatwiać swoje (niecne?) plany ze świadomością, że nikt nie będzie zadawać pytań.
@Robin Doppler Wypisz dokładnie co postać ma przy sobie i w co jest ubrana.
Anders Erikkson o godzinie osiemnastej wcisnął Ci do rąk elegancki zdobiony nordycki imbryk, który gwałtownie przeniósł Cię na obrzeża doków. Wylądowałaś między beczkami na zewnątrz budynku. Unosi się tu intensywny zapach ryb, śledzi i brudnej wody. Słychać wyraźnie szum wody i kojący śpiew cete. Okolica jest wyludniona, panuje tu gęsty mrok, a jednak jeśli wzmóc czujność to dopada silne wrażenie bycia obserwowanym. Do budynku masz kilkanaście metrów, a i drzwi wejściowe są związane łańcuchami i spięte wielką kłódką poniżej klamki. Twoim zadaniem jest odnalezienie Norwega pochodzenia olbrzymów, niejakiego Øks, który przekładając na angielski oznacza… topór. Erikkson zaznaczył wyraźnie, abyś odebrała mu feniksa i dostarczyła do antykwariatu, a w zamian dostaniesz bardzo cenną księgę umożliwiającą Ci rozpoczęcie nauki teorii hipnozy. Łatwo jest pojąć rozumem, że to okazja jedna na tysiąc wszak skromny antykwariusz mógł zareagować zgoła odmiennie na Twoje dociekania. Nie znasz relacji Øks'a i Andersa, ale najwyraźniej mają ze sobą na pieńku skoro ponoć jeden ukradł drugiemu tak cenne zwierzę. Robi się coraz zimniej, przy brzegu wiatr zawodzi najgłośniej, a fale coraz bardziej nerwowo rozbijają się o asfalt. Gdzieniegdzie przebiegają szczury, gdzieś w jakimś rozwalonym kufrze urzędują bahanki, a budynek doków stoi samotnie, wysoki, wydawać by się mogło, że zamknięty na cztery spusty.
Co robisz?
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
No dobra. Byłaby głupkiem, gdyby powiedziała, że nie bała się tego, co miała właśnie zrobić. Ona była naprawdę wystraszona, ale przecież nie mogła tego okazać. Kiedy rozmawiała z Andersem w antykwariacie, wszystko wydawało się prostsze i jakoś tak bez problemu przyswajała informacje. W praktyce przecież wiedziała, że miała to zrobić zaraz. Tylko jak przyszło co do czego, to czuła się kompletnie na to nie gotowa. Nie zdążyła jednak nic więcej powiedzieć, bo już łapała imbryk w dłoń i poczuła to charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka. I już jej nie było. Nagle przemieszczała się w kompletnie inne miejsce. Upadła na kolana a obok niej wylądował imbryk, który raczej nie miał stanowić dla niej drogi powrotnej. Jej serce biło szybko, ale nie wiedziała, czy na wskutek stresu, czy nieprzyjemnego odczucia wywołanego podróżą świstoklikiem. Rozejrzała się po miejscu, w którym wylądowała. Ściskała w dłoni swoją różdżkę, bo nie wiedziała, co ją spotka. Upewnił się, że flakon eliksiru wiggenowego pozostał nienaruszony, co przyjęła z westchnieniem ulgi. Rozglądała się wokół, niepewna, co powinna w pierwszej kolejności zrobić. Była na tyle inteligentna, że odsunęła od siebie myśl, aby perfidnie wbić do tego magazynu. W końcu była czarodziejem. Miała tę przewagę, że mogła rzucać czary. Dlatego postanowiła zacząć od rzuconego niewerbalnie Homenum Revelio. Wolała najpierw upewnić się co do tego, czy ktoś ukrywa się w mroku, czy nie. Czuła się obserwowana, choć nie była pewna, czy to wyłącznie jej paranoja, czy faktyczny stan. W zależności od tego, co powie jej zaklęcie, zamierzała ruszyć dalej, bądź wymyślić inny plan działania.
Pamietaj, że wokół panują głębokie ciemności. Wciąż trwa noc polarna, a więc widzisz nie dalej niż na odległość swoich rozprostowanych ramion. Zaklęcie wykrywające na obszarze wokół Ciebie dostarczyło Ci pewnych informacji. Z prawej strony znajdowały się dwie ciemne sylwetki. Z lewej strony aż trzy, wszystkie obok siebie. Na godzinie jedenastej była jedna, a na godzinie szóstej, jakieś osiem kroków za Tobą jeszcze jedna. Żadna się nie poruszała w Twoim kierunku ani nie robiła nic, co miałoby Ci przeszkodzić. Czujesz po prostu na sobie ich wzrok, a gdy przechodzisz parę metrów to do Twych uszu dobiega jedynie nordycki szept. Sądząc po tonie i przejęciu zapewne dotyczy on Twojej osoby. Zostałaś zauważona przez tych, co zamieszkują ten teren nocą. Do budynku brakuje Ci dziewięciu pewnych kroków.
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Rzucenie zaklęcia okazało się być dobrym pomysłem. Trwająca noc polarna nie pozwalała zobaczyć niczego na odległość dalszą niż kilka metrów. Czuła, że serce podchodzi jej do gardła, kiedy zrozumiała, jak wielu ludzi było wokół niej. Nie było możliwości, aby przeszła niezauważenie i zrobiła cokolwiek bez ich reakcji. Jakiekolwiek rzucanie czarów nie wchodziło więc w grę. Dlatego postanowiła ruszyć w stronę magazynu, próbując udawać, że te wszystkie szepty, które słyszała wokół siebie, nie miały tak naprawdę miejsca. Był ich aż nazbyt świadoma, ale niestety, była równie mocno świadoma tego, że nie ma opcji, aby nagle wszyscy poszli sobie w cholerę. Byli tutaj nie bez powodu, prawdopodobnie czegoś pilnowali a Robin właśnie wpieprzyła się w sam środek jakiegoś bagna. Nie przyszła jednak po to, aby teraz zrezygnować. Miała zamiar zacząć to wszystko na spokojnie i powoli. Być może dzięki temu przeżyje. Dlatego zamierzała poszukać jakichś drzwi i dostać się do wnętrza budynku. Coś jej podpowiadało, że tam prawdopodobnie będzie w stanie znaleźć odpowiedniego człowieka. Ale najpierw próbowała znaleźć odpowiednie drzwi.
Nikt za Tobą nie szedł, ale byłaś bacznie obserwowana. Masz przed sobą drzwi główne, wielkie, dwuskrzydłowe ale związane po przekątnej łańcuchami, spiętymi na dole wielką kłódką. Rozbrojenie tego wejścia z pewnością nie pozostanie niezauważone. Musiałaś iść aż do drugiego budynku, aby odnaleźć jakiekolwiek drzwi... te są już po prostu zamknięte na klamkę, a i jesteś już w takim miejscu, że uczucie obserwowania znacznie zelżało. Szum morza i śpiew cete niestety zagłuszają wszelakie dźwięki... co też mogłoby być nazwane świetnym kamuflażem dla potencjalnie wywołanego hałasu. Nagle klamka otwiera się w poprzek... odsłaniając zęby i wężowy język. - Pozwolę ci wejść po cichu do tego przeklinającego potomka olbrzymów... ale dopiero jak nakarmisz mnie puklami swoich włosów. Bez tego będę się darł i skrzeczał donośnie aż usłyszy cię potwór z głębin. - tak, to klamka przemówiła spokojnym tembrem. Nie miała oczu, a jedynie zęby i język. Najwyraźniej ktoś tu był łysy na łapówki.
Jeśli wręczysz mu łapówkę to rzuć kością 1k6. Wynik określa liczbę pukli włosów, które musiałaś poświęcić. Jeśli nie chcesz dawać łapówki... to zobaczymy co będzie dalej :)
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
No tak. O ile nikt nie szedł tuż za nią i jej nie śledził, tak nagle wszystko musiało zacząć się komplikować tuż przy samej bramie. Najpierw okazało się, że pierwsza, do której dotarła, była zamknięta na cztery spusty i nikt nie mógł wejść do środka, a kiedy w końcu znalazła drugie drzwi, to okazało się, że w tym wypadku klamka musiała zacząć gadać. Jęknęła w duchu powoli zaczynając żałować tego, że w ogóle zdecydowała się na to, aby udać się na poszukiwanie tego feniksa. Pospiesznie odsunęła swoją dłoń, a jej twarz zaczęła wyrażać coraz o większą konsternację im więcej ta klamka do niej mówiła… Na Merlina, nigdy nie przypuszczała, że będzie musiała gadać z klamką! – A co, jeśli ja nie chcę się skradać i chcę, żeby ten, jak to ładnie ujęłaś przeklinający potomek olbrzymów mnie usłyszał? – nie omieszkała zapytać klamki, bo na pewno nie zamierzała rozstawać się ze swoimi włosami! Wiele była w stanie zrobić, ale przez przesady. Poza tym, wiedziała, że skradanie to ostatnie, co powinna uczynić. Nie miała złych zamiarów, a pewnie w taki sposób byłoby to odebrane, gdyby w końcu ją tam nakryli (a nie wątpiła, że prędzej czy później by się to stało, bo przecież szpieg był z niej żaden…) Wolała więc postawić na prostsze rozwiązania, pokazać, że nie chce kłótni czy w ogóle niczego złego. A martwić się zamierzała ewentualnie później…
Klamka wybuchła obłąkańczym śmiechem. To było upiorne. Dało się zauważyć migotający cienisty pas mgiełki wokół klamki, co dało jasne przypuszczenie, że to miejsce zostało zaatakowane przez nordyckiego demona. Tak, cały czas było słychać ten upiorny śmiech przedmiotu-demona, a chwilę później drzwi otworzyły się z hukiem, a przed Tobą stanął olbrzymi mężczyzna - z pewnością osiągnął dwa metry wzrostu. Nawet przez futrzany odzienek dało się spostrzec, że posiada sporo masy ciała i mięśni, faktycznie musiał pochodzić od olbrzymów. Długa czarna broda sięgała mu niemal do pępka, nos miał okrągły i czerwony, oczka małe, wąskie i wściekłe. Wykrzyczał coś w norweskim języku, pytająco, do Ciebie. Zasłaniał całe przejście, nie dało się wejść. W pewnym momencie sięgnął do histerycznie śmiejącej się klamki, zacisnął na niej wielkie łapsko i wykręcił ją z taką siłą, iż ją wyrwał. Kolejny norweski krzyk brzmiał jak piękne "stul pysk!" Rzucił klamką gdzieś za siebie i ponownie gniewnie coś o Ciebie pytał. Wydawał się... zdenerwowany!
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Śmiech, który wydobył się z klamki, był przynajmniej przerażającym. Problem polegał na tym, że Robin i tak już znajdowała się daleko poza strefą własnego komfortu, więc w tym momencie ten śmiech nie zrobił na niej większego wrażenia. Owszem, poczuła się kompletnie zdezorientowaną, ale przecież podobne uczucie towarzyszyło jej już od dłuższego czasu, a teraz tylko to wszystko się bardziej potęgowało. Wpatrywała się w klamkę z miną wyrażającą kompletne ogłupienie i ledwie zdążyła odskoczyć od drzwi, kiedy otworzyły się one z hukiem. Nawet nie zauważyła w którym momencie jej usta rozdziawiły się, ale kiedy to sobie uzmysłowiła, wszystko je zamknęła. Musiała mocno unieść głowę do góry, aby zlustrować mężczyznę, który właśnie znajdował się przed nią. Był wielki jak góra i robił jeszcze większe wrażenie. Robin poczuła się cholernie malutka i zupełnie nie na miejscu. Ten facet mógłby ją zabić samym machnięciem wielkiej łapy a co dopiero, gdyby zaczął rzucać na nią jakiekolwiek zaklęcia! Zamarzyła brwi, kiedy wyrwał klamkę i odrzucił ją razem z demonem, który bytował w tym miejscu. Dalej patrzył na nią wkurwionym wzrokiem a ona nie bardzo wiedziała, co powinna robić. Nagle cały plan odzyskania feniksa zdawał się być misją samobójczą. - Ø...Øks? - zapytała w końcu, bojąc się tego, jaką uzyska odpowiedź. Odchrząknęła, pozbywając się przy tym guli strachu, która zagościła w jej gardle. - Szukam Øks'a - powtórzyła po angielsku, bo kompletnie nie wiedziała, w jaki inny sposób mogłaby się z nim porozumieć. Mężczyzna nie wyglądał na kogoś, kto zna niemiecki, a to był jedyny język, którym Robin jeszcze władała w jakimkolwiek stopniu...
Mężczyzna wydał z siebie dźwięk przypominający westchnienie pełne zrezygnowania a zniecierpliwienie. - CZEGO?! ZNOWU KOGOŚ WYSŁAŁ?! KOLEJNY DZIECIAK?! Niech mnie Loki strzeże, MAM WAS DOŚĆ! - ryknął tembrem i odwrócił się do Ciebie plecami, wracając z powrotem do budynku. Drzwi bez klamki są otwarte, możesz wejść do środka. Wewnątrz panują ciemności rozświetlone jedynie trzema pochodniami w jednej części budynku. Gdzie nie spojrzysz to podoczepiane są w powietrzu łodzie, kajaki, przewrócone do góry nogami kutry rybackie... pomieszczenie ma bardzo wysoki sufit, jest ogromne, ale wypełnione wszelkimi akcesoriami portowymi. Nie brakuje tu sieci, haków, grubych lin, beczek z cuchnącymi śledziami. Øks przeszedł na drugi koniec pomieszczenia, a stawiał tak ciężkie kroki, że wydawać by się mogło, iż ziemia od tego drży. Zatrzymał się w połowie drogi i zerknął na Ciebie małymi oczkami kiedy znalazłaś się w zasięgu światła. Uśmiechnął się paskudnie. - Wysłał taką ładną panieneczkę? W końcu ktoś ciekawszy niż te zarozumiałę chuderlaki. - odsłonił nieco pożółkłe zęby i najwyraźniej spodobał mu się widok, który ujrzał. Zlustrował Cię wzrokiem. - Może się zabawimy? I w międzyczasie opowiesz mi jakim sposobem chcesz mnie przekonać do zwrotu feniksa. - zarechotał i potarł swoją długą gęstą brodę, a drzwi za Tobą zamknęły się po prostu z hukiem - najwyraźniej demon poczuł się urażony takim traktowaniem i odgrodził Ci możliwość ucieczki. Zostałaś w budynku sama z potężnym mężczyzną, a feniks...? Siedział w klatce, bardzo wysoko przy suficie, na łańcuchu. Drzemał sobie. Trudno podać więcej szczegółów, był zbyt wysoko.
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Mężczyzna robił imponujące wrażenie. Robin na dłuższą chwilę zapomniała języka w gębie i po prostu gapiła się na niego swoimi wielkimi oczami, praktycznie, że nie mrugając. Jednak kiedy usłyszała jego kolejne słowa, gniewnie zmarszczyła brwi. - Hej, to nie ja jestem dzieckiem, tylko ty jesteś wielki jak jakiś smok! - zaprotestowała zanim zdążyła ugryźć się w język. Nie mogła jednak nic na to poradzić. Wiedziała, że wygląda kompletnie niepozornie, ale nie lubiła, kiedy ktoś tak otwarcie ją ignorował a wręcz nie doceniał. Odwrócił się do niej plecami i wszedł do środka magazynu, a ona, nie wiedzieć czemu, ruszyła za nim. Rozglądała się czujnie dookoła, ściskając swoją różdżkę w dłoni. Chyba znalazła się w jakiejś szkutni, a przynajmniej tak sądziła po tych wszystkich łodziach, linach i w ogóle wszystkim, co się tam znajdowało. Zerknęła na olbrzymiego mężczyznę, kiedy posłał w jej stronę taki niewybredny komplement, jednak tym razem udało jej się ugryźć w język. - Pan wybaczy, ale nie mam ochoty na zabawę. - westchnęła, nieco zirytowana tym, że wszyscy traktowali ją w ten sposób. Jak to jest, że kobieta zawsze musiała udowadniać swoją wartość, bez względu na wszystko. Może właśnie ta irytacja dodała jej odwagi, bo nie odwróciła wzroku, kiedy lustrował ją od góry do dołu. Luźne kosmyki włosów, wystające z pod jej czapki poruszyły się, kiedy drzwi za jej plecami huknęły. - Po prostu chcę o to poprosić, nie zamierzam nikogo przekonywać na siłę. Nie chcę robić nikomu krzywdy i mam nadzieję, że pan to zrozumie, chociaż może za chwilę gorąco tego pożałuję. - powiedziała w końcu, ponownie tego dnia stawiając na prawdę. Niemniej nie rozluźniła uścisku na swojej różdżce, choć zamierzała użyć jej tylko w ostatecznej konieczności. - Ten Antykwariusz, Anders, obiecał mi pomóc z uzyskaniem bardzo ważnej dla mnie wiedzy. - dodała jeszcze, choć wątpiła w to, że w jakikolwiek sposób pomoże to przekonać olbrzyma do dobrowolnej pomocy.
Bezczelność dziewczyny mogła robić wrażenie. Być może jej postawa potrafiłaby przytłoczyć niejednego dorosłego mężczyznę. Sęk w tym, że nasz olbrzymi jegomość nie słynął z poszanowania drugiej osoby, zwłaszcza pyskatej i włażącej na obcy teren w sprawach, które jej nie dotyczą. Słuchał Robin i słuchał a gdy skończyła mówić to po prostu wybuchł gromkim śmiechem. Usiadł na jakiejś żelaznej beczce i zanosił się śmiechem, broda mu się trzęsła, a ten dźwięk roznosił się echem po całym pomieszczeniu. Śmiał się i śmiał aż łzy popłynęły z jego małych oczek. - ALEŻ NIECH PANI SOBIE GO WEŹMIE! - zawołał, wykonał ironiczny ukłon i śmiał się dalej, po prostu miał niesamowity ubaw. Zachowywał się jakby usłyszał najznamienitszy żart, a i dodatkowo naćpał się eliksirem rozweselającym. Po wściekłości teoretycznie nie było śladu, ale za to ta radość... ten śmiech... oj trwał i trwał. Cóż. Co dalej?
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Oh, doskonale widziała, że na kim jak na kim, ale na tym półolbrzymie jej zachowanie nie robiło najmniejszego wrażenia. Powoli zaczynała mieć tego dość i przestawała ogarniać, w jaki sposób zachowywać się najlepiej, aby jak najmniej ucierpieć. Słysząc, jak zanosi się silnym śmiechem, włosy na karku się jej zjeżyły i nie miało to nic wspólnego z temperaturą, jaka panowała w pomieszczeniu. Miała sobie wziąć Feniksa? Oh, doskonale wiedziała, że gdyby tylko to zrobiła, prawdopodobnie sam facet, bądź cholera wie ilu jego pomagierów, zrównali by ją z ziemią. To raczej nie wchodziło w grę, bo chciała jeszcze pożyć. O ile mogłaby sobie poradzić z jednym, maksymalnie z dwoma średnimi przeciwnikami, tak przecież nie było zaklęcia, które od razu mogłoby zwalić tego olbrzyma z nóg! Doppler, k u r w a, myśl! Trybiki w jej głowie przestawiały się, kiedy ona okręciła różdżkę w swojej dłoni. Największym problemem był fakt, że ledwie widziała tego Feniksa, ponieważ znajdował się tak wysoko. Prawdopodobieństwo tego, że oberwie rykoszetem od jakiegokolwiek zaklęcia, które użyje było zbyt wielkie. - Jakby pan nie zauważył, jestem raczej mała i nie sięgnę - uśmiechnęła się, nieco ironicznie, rozkładając nieco szerzej ręce, jakby chciała to potwierdzić. - Poza tym, pewnie wtedy dostanę z tuzin zaklęć prosto w plecy od ludzi, którzy tutaj są. Taka opcja mnie nie interesuje. - miała świadomość, że prawdopodobnie poczyniała sobie zbyt śmiało w tym momencie. Ale... może to przeżyje. Kto nie ryzykuje, nie zyskuje, prawda? - Może zamiast tego, mogłabym jakoś inaczej odpracować tego feniksa?? Sądzę, że jesteśmy w stanie się dogadać - chyba ją popierdoliło, że właśnie składała tego typu propozycję komuś takiemu. Ale co miała za wyjście? Rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia było równoznaczne z samobójstwem. A tego wolałaby uniknąć.[/b][/b]
Śmiał się tak głośno, że wydawać by się mogło nie usłyszał słów małej kobietki. Otarł policzki z łez wsiąkających w brodę. Po chwili spoważniał i popatrzył na Ciebie ostrym wzrokiem. - To ty coś chcesz ode mnie. Ja nie będę ci pomagać. Włazisz tu nieproszona, grozisz mi, trzymasz różdżkę na moim terenie i jeszcze gdy łaskawie zgadzam się na zabranie tego ptasiora to zarzucasz mi, że współpracuję z tymi żulami w dokach?- podniósł się i wydawał się jeszcze większy kiedy w jego obliczu pojawiła się złość. Ruszył żwawo w Twoim kierunku, a zatrzymał się na odległości metra. Patrzył na Ciebie jak na robaka. - Trwonisz mój czas, kobitko. Ty chcesz coś ode mnie, nie zamierzam być stratny. Jeśli chcesz ode mnie feniksa masz mi dać coś równie bezcennego. Masz trzy próby, a potem osobiście wrzucę cię do wody. - warczał już niczym zirytowany troll. - Gadanie mnie wkurwia więc streszczaj się.- rzucił w Twoją stronę i wrócił na swoją beczkę, siadając wygodnie w odległości pięciu metrów od Ciebie. Feniks w klatce zaśpiewał żałobnie a to znak, że faktycznie się tam znajduje. Øks siedział na tej beczce jak król i władca. Czekał niczym potwór testujący się w swej wątpliwej cierpliwości. Nie wyglądał na skorego do zbyt długich negocjacji. Sądząc po rozmiarze jego rąk to chętniej rozwiązywał problemy przemocą. Nie wydawał się żartować z wrzucaniem do wody.
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
W jej głowie pojawiało się powoli pytanie, czy ten cały Øks ma wszystko w porządku z głową, czy to może ona po prostu ma tak wyjątkowo mocno rozwinięty dar przekonywania, bo po prostu nie dowierzała w to, że wszystko szło zaskakująco dobrze. Jeszcze nie wyleciała stąd na zbity pysk, jeszcze żyła i wyglądało na to, że mężczyzna chyba nie chciał jej dokładnie w tamtym momencie zabić. Słysząc kolejne słowa mężczyzny, uznała, że chyba jednak trochę przegięła. Trzeba było brać ptaka, kiedy była na to okazja i spierdalać. Tymczasem nieee, Robin jak zwykle musiała zachowywać się jak kretynka i wdawać się w dyskusję. Obserwowała, jak wstał z miejsca i ruszył w jej stronę. Jego rozmiary były naprawdę imponujące. - Nie groziłam, od samego początku staram się właśnie tego uniknąć. Nie chcę robić nikomu krzywdy, bo sądzę, że możemy się dogadać - dodała jeszcze, wciąż patrząc mężczyźnie w oczy, choć teraz, kiedy znajdował się tak blisko, zadanie było bardzo utrudnionym. Musiała mocno podnosić głowę do góry, ale sądziła, że właśnie dzięki temu pokaże mu, że naprawdę ma szczere intencje. Obserwowała, jak wracał z powrotem na swoją beczkę. Uparcie analizowała wszystko, zastanawiając się co mogłaby dać temu mężczyźnie. Na Merlina, przecież nie miała nic bezcennego! Jedyne co, to w kieszeni posiadała flakon eliksiru wiggenowego, który przecież nie mógł się jej w tym wypadku do niczego przydać. Miała dziwne przeczucie, że rzekome trzy szanse, zakończą się na jednej. Ostatecznie postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Nie miała nic do stracenia a lepszego rozwiązania nie znajdowała. - Nie chciałam tego robić, ale nie mam wyjścia - zaczęła, po czym powoli sięgnęła wolną dłonią do kieszeni kurtki i wyjęła flakon z eliksirem. Obróciła go w dłoni i spojrzała z powrotem na mężczyznę. Na jej szczęście, nie miał żadnej etykiety. - Moja babcia jest zielarką. Piekielnie dobrą. Opracowała eliksir, który leczy rany. Ale nie takie zwykłe, choć te też. Potrafi uleczyć każde zranienie i chorobę. Nie wiem, w jaki sposób to zrobiła, ale widziałam, jak uratowała mojego ojca od śmierci na kagonotrie. Na tę chorobę nie ma lekarstwa, ale on przeżył. - ponownie spojrzała na flakon, jakby zastanawiała się nad tym, czy dobrze robi.- Nie skłamałam nawet razu. Nie miałabym po co teraz tego robić. Jeśli pan chce, eliksir będzie pana. Może pan go powąchać, wyczuje pan asfodelus i tojad. Jest tam jeszcze kilka innych roślin i sproszkowany bezoar. To jest dawka na jedno użycie, więc w przyszłości mógłby pan uratować się z jakiejkolwiek opresji. Nie mam tego więcej, babcia dała mi tylko jeden flakon. To mogę panu ofiarować w zamian za feniksa - znów spojrzała na niego wyciągając dłoń z eliksirem w jego stronę. Nie wiedziała, czy jej uwierzy, czy raczej uzna ją za skończoną oszustkę i za chwilę zabije. Miała nadzieję, że wszystko, co dotychczas zrobiła, przyczyni się na jej korzyść. Nie skłamała, nie zaatakowała nagle, cały czas pokazywała otwarcie swoje intencje. Dlatego teraz miałby jej nie uwierzyć?
Ponownie go rozbawiłaś. - TY? Ty myślisz, że możesz zrobić tutaj jakąkolwiek krzywdę? - słowa jego ociekały kpiną i rozbawieniem. Nie tylko patrzył na Ciebie jak na robaka, ale też najwyraźniej nie traktował Ciebie jako zagrożenie. Ba, uważał Cię raczej za natrętnego bzyczka, którego ciężko jest od siebie przepędzić. Kiedy zaczynasz promować swój eliksir to przez chwilę Cię słuchał, a potem zakrył twarz wielką dłonią. Ale słuchał. Do końca. Do ostatniego słowa. Po chwili milczenia popatrzył na Ciebie z rezygnacją. - Bierz tę klatkę i spierdalaj. - pochylił się do sąsiedniej beczki i... gdy prostował się to okazało się, że trzymał w dłoni swoją różdżkę. Ba, nie tylko trzymał, on wystrzelił bardzo silne zaklęcie "Depulso" prosto w Ciebie. Było imponująco szybkie, soczyste od siły magii, a więc co za tym idzie trudno było się przed tym osłonić. Zaklęcie ugodziło Cię prosto w klatkę piersiową, a i wprawiło Twoje ciało w ruch. Twoje stopy odrywają się od ziemi, fiolka eliksiru wypada z Twej dłoni, a ty lecisz z wielkim impetem... prosto w kierunku okna. Jeśli przez nie wypadniesz to cóż, nie skończy się to miło. Masz jedną szansę, aby w jakiś sposób uchronić się bądź umniejszyć efekty lotu.
Co robisz? W razie czego poproszę Cię drogą prywatną o rzut kością w zależności od Twojej decyzji.
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Myślała, że miała jakiekolwiek szanse. Całkiem nieźle jej szło i nawet wydawało jej się, że olbrzym jej słuchał. No właśnie, nie była tego na sto procent pewna. Brnęła w swoje kłamstwo pewna, że to idealny sposób na pokonanie tego faceta. Nawet odetchnęła w duchu, kiedy kazał jej wziąć klatkę, chociaż nie pasowało jej to do kontekstu całego spotkania, które raczej nie przebiegało w przyjaznej atmosferze. I jak widać, nie myliła się. Nie zdążyła zareagować w żaden sposób. Kiedy on już praktycznie rzucił zaklęcie, ona dopiero chciała wycelować swoją różdżką w faceta. Kompletnie uśpił jej czujność, więc srogo za to płaciła. Dopiero otwierała usta, kiedy jego zaklęcie łupnęło ją prosto w pierś. Odrzuciło ją na dobrą wysokość. Nie miała zbyt wiele czasu na reakcję. Okno zbliżało się zbyt szybko, więc spróbowała tylko rzucić niewerbalnie pierwsze zaklęcie, jakie przyszło jej do głowy. Co prawda wcześniej używała zaklęcia mobilicorpus na Eskilu i nigdy nie próbowała tego zaklęcia na sobie samej, ale, pozostawało mieć nadzieję, że okaże się to odpowiednim pomysłem. Gdyby udało jej się lewitować samą siebie, być może nie zderzyła by się z oknem, bądź chociaż zamortyzowała swój własny upadek.
To miało szansę powodzenia, naprawdę. Zaklęcie co prawda mogło najwyżej spowolnić impet i przy dobrych wiatrach zatrzymać Cię przed oknem, ale nie określiłaś kierunku zaklęcia. Nie napisałaś, że celujesz w siebie. Twoje zaklęcie pomknęło, ale nie zdołało Cię trafić, poleciało gdzieś losowo, w jedną z łódek. A Ty wyleciałaś przez okno. Wybiłaś szybę - odłamki szkła powbijały się w Twoje ubrania, kark i potylicę, a tor lotu zrzucił Cię posuwistym ruchem po asfalcie. Twoja kurtka nadaje się do wyrzucenia, została porozdzierana aż do ubrań, które również uległy podarciu. W chwili zderzenia z ziemią okazało się, że przyjęłaś ten impet lotu na lewy bark przez co masz go teraz bardzo boleśnie wybity. Twój lot... a raczej wycieczka po asfalcie skończyła się uderzeniem prosto w beczki ze śledziami. Kilka z nich przewróciło się, a więc do złamanego barku, pokaleczeń od szkła i zniszczonych ubrań doszły marynowane śledzie... Nie wpadłaś do wody, zatrzymałaś się dosyć daleko od skarpy.
Nikt się Tobą nie zainteresował. Nikogo wydawać by się mogło tu nie ma. Leżysz na ziemi, Twój bark jest wybity w bardzo bolesny sposób i jest to rana średnia. Różdżkę masz przy sobie. Losu swojego eliksiru nie znasz, ale tak czy siak, jest poza Twoim zasięgiem. Panuje cały czas noc, owiewa Cię mroźny wilgotny chłód. Świat nie zareagował w żaden sposób na to, co Ci się stało.
Co robisz?
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Pomysł może i był dobry, ale wykonanie z pewnością chujowe. Niestety, nie zdążyła wycelować różdżką sama w siebie. Poczuła jak szkło wbija się w jej ciało, kiedy z impetem uderzyła w szybę. Nie zdążyła zamknąć powiek. Jednak jej ciało zrobiło to instynktownie, kiedy jebnęła głośno o bruk. Dech uciekł z jej płuc. W uszach nie słyszała nic ponad uporczywe walenie własnego serca. Leżała na ziemi nie zdolna do zrobienia czegokolwiek. Ból który promieniował od jej lewego barku odbierał jej zdolność logicznego myślenia. Nic nie miało znaczenia. Ani to, że być może facet szedł, żeby dokończyć swoje dzieło, ani to, że jakieś ryby wylały się z beczki i spadły na nią. Próbowała złapać oddech, choć nie była w stanie. Kolory tańczyły jej pod powiekami, kiedy te zaciskała bardzo mocno, starając się nie krzyczeć. Nikt nie wiedział, gdzie jest. Nikt nie miał prawa się o tym dowiedzieć. Nie mogła się teleportować, ani wezwać pomocy. Była zdana sama na siebie. Uzdrowienie nie wchodziło w grę. Niby jak miała to zrobić, kiedy nie była w stanie ruszyć się z miejsca? Nawet nie zauważyła, że łzy leciały jej ciurkiem po policzkach. Może za jakiś czas będzie nieco lepiej i będzie w stanie podnieść się z miejsca? Na ten moment nic na to nie wskazywało. Po prostu egzystowała, nie zdolna do zrobienia czegokolwiek.
Może upłynęło dziesięć minut, a może godzina? Zaziębiłaś się porządnie, dopadły Cię bardzo silne dreszcze, Twoje usta posiniały, a i cera znacząco pobladła. Nazajutrz obudzisz się z nieprzyjemnym rzężeniem w płucach, które zostanie zdiagnozowane jako zapalenie oskrzeli Øks nie przychodził, ale za to pojawił się... śpiew cete. Powoli przez ten cały czas coraz wyraźniej mogłaś słyszeć ich melodię, być może współczującą, smutną acz piękną. To zdecydowanie mogło ogrzać zmarzniętą duszę. Wydawać by się mogło, że ich melodia nie jest echem, a dobiega z bliska. Szum wody zsynchronizował się z ich śpiewem, który chciał Cię otulić niczym ciepłe ramiona ukochanej osoby. Gdzieś w myślach może pojawić się lekkie wspomnienie kiedy to opowiadano o cete... których śpiew był jedynie cichym tchnieniem. Ty znowuż słyszysz je z bliska. Z tego powodu nie usłyszałaś cudzych kroków.
Ktoś przy Tobie przykucnął. Ma czarne buciory z wysoką cholewą i mokre od śniegu nogawki. Słyszysz westchnienie. Anders Erikkson. - Wyślę patronusa i świstoklik do osoby, którą mi wskażesz. - usłyszałaś jego cichy głos i położył coś obok Twojej głowy. - Teraz już widzę, że nie rzucasz słów na wiatr więc księga jest twoja. Ale wiedz jedno, Robin Doppler. Czasami złote słowa to za mało. Nie broń tylko umysłu. Broń też swojego ciała, dziecino. - usunął z Ciebie wszystkie rozwalone śledzie, a i przykrył Cię jedynie kocem sygnalizującym, który od razu zaczął pracować by choć minimalnie zatrzymać upływ ciepła z Twego ciała. Cały czas przy Tobie kucał. Najwyraźniej nie mógł/nie chciał/nie potrafił Ci inaczej pomóc. Trudno stwierdzić co siedzi w głowie starego antykwariusza ani co to za zatarczki ma z agresywnym Norwegiem.
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kompletnie nie wiedziała, ile czasu minęło. Leżała dalej w takiej samej pozycji, nie zdolna do tego, aby się poruszyć. Może po minucie, a może po dziesięciu, jej ciało zaczęło drżeć. Z każdą minutą drżało coraz silniej. Temperatura powoli spadała. Wszechobecny mrok nie pomagał, tak samo jak panująca wokół temperatura. Usta jej zsiniały, cera zbladła jeszcze bardziej, niż wyglądała normalnie. Ale kto by się tym przejmował? Ból nie zelżał i tylko to była w stanie czuć. Może w pewnym momencie zasnęła? Jedyne, co słyszała, to tylko głośne dudnienie własnego serca, tak samo jak i dźwięk tych przeklętych cete, które nie milkły w żadnym momencie. Kto by się spodziewał, że to wszystko zakończy się w tak żałosny sposób... Z pewnością nie ona. Naprawdę sądziła, że ma szanse. Że uda jej się dokonać niemożliwego. A tymczasem była kupą gówna, która została pozbawiona jakiejkolwiek możliwości obrony czy chociażby poruszenia się. Brawo Doppler. Zajebiście ci poszło. Inny dźwięk dostający się do jej uszu, oderwał jej umysł od najczarniejszych myśli. Nakazał skupić się na tym, co aktualnie się działo. Może w końcu ktoś postanowił ją dobić? Na żadną pomoc nie liczyła. W końcu, zaczęła to wszystko sama, więc nikt nie mógł wiedzieć, gdzie jest, co robi i przede wszystkim, dlaczego to robi. No tak, nikt oprócz sprawcy całego zamieszania. Uchyliła powieki, aby spojrzeć na niego, choć niewiele jej to dało. Słyszała jego słowa, ale miała problem, aby je zrozumieć. Chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie nawet otworzyć ust. Poczuła, jak ciepło rozchodzi się po jej ciele, którego nie potrafiła w żaden sposób wytłumaczyć. Powoli drżenie ustawało, a wraz z nim wracała zdolność do myślenia. Ból wciąż był obecny, paskudnie dając o sobie znać. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy ponownie przeanalizowała, co powiedział, zrozumiała jego słowa. Miałaby kogoś jeszcze w to wciągnąć? Za żadne skarby... Nie pozwoli nikomu cierpieć przez jej własną głupotę. Kilka godziny temu dosyć dosadnie powiedział jej, co zrobi z każdym, kogo poprosi o pomoc. Nie zamierzała ryzykować. Była naiwna, ale nie aż tak. Nie była pewna, czy po kilku minutach, czy po dłuższym czasie, ale w końcu zmusiła swoje ciało do ruchu. Bardzo powoli i ostrożnie usiadła na bruku, otulając się kocem. Starała się, aby nie uszkodzić bardziej ramienia, ale przynajmniej kilka razy jęknęła z bólu, a w oczach znowu pojawiły się łzy. W końcu spojrzała na niego i na coś, co położył wcześniej obok jej głowy. Książka... Powoli po nią sięgnęła, niepewna czy zaraz nie utnie jej za to palców. W końcu nigdy nic nie wiadomo. - Wyślij mnie do igloo - powiedziała w końcu bardzo cichym i zachrypniętym głosem. Nie wątpiła w to, że zrozumie. Wiedział, skąd pochodziła, do jakiej szkoły uczęszczała. Był stąd, więc wiedział również, że cały Hogwart przebywa w igloo. Kiedy tam się znajdzie, to na pewno już sobie jakoś poradzi. A jeśli nie będzie chciał tego zrobić, no cóż... albo zdechnie albo pójdzie pieszo, ale na pewno nie wciągnie w to żadnego z jej bliskich.