Podobno położenie jaskini ciągle się zmienia - znalezienie jej polega na odszukaniu odnogi rzeki, której woda zaczyna zmieniać się w śnieg. Idąc tym tropem, można dotrzeć do magicznego lodowca. Choć pierwsze kilka kroków wgłąb jaskini wydaje się piekielnie mrozić całe ciało, później temperatura stopniowo się podnosi. Wtedy też ujawnia się magia tego miejsca. Jeśli przyjdziesz sam, będziesz czuł się fenomenalnie. Wszystko rozjaśni ci się w głowie, uspokoisz się i odetchniesz, może nawet wrócą do ciebie utracone lub zagubione wspomnienia. Jeśli przyjdziesz z kimś, jaskinia was połączy. Niezależnie od ilości osób i odległości między nimi, wasze myśli i emocje zaczną swobodnie przepływać od jednej osoby do drugiej. Choć Biała jaskinia pozornie wydaje się niegroźnym i fascynującym miejscem, w rzeczywistości jednak może zmienić się w zabójczą pułapkę - wystarczy odrobinę zbyt dużo negatywnych myśli bądź emocji, by temperatura drastycznie spadła, a śnieżna rzeka wartkim strumieniem lawiny pochłonęła niechcianych agresorów.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyjazd na ferie zapowiadał się zajebiście, a zaczął jeszcze lepiej. Nie minął jeszcze jeden dzień, a Max już miał ochotę wracać i strzelić sobie w łeb. Cała rozmowa i atmosfera panująca w igloo, które dzielił z Felkiem sprawiła, że miał dosyć. Nie potrafił poradzić sobie z tym, co kotłowało się w jego sercu i głowie, więc wyszedł w noc polarną robić to, co potrafił najlepiej. Pić. Kupił w jakimś barze flaszkę tutejszej gorzały i mimo, że w jego organizmie płynęła już wypita wcześniej whisky, udał się przed siebie by trochę sobie ten stan poprawić. Szedł nie widząc tak naprawdę dokąd, paląc szluga za szlugiem i raz na jakiś czas pociągając z butelki. Czuł, że alkohol zaczyna działać aż zbyt mocno. Patrząc na otaczający go ze wszystkich stron śnieg, przypomniał sobie narkotyki, które Felek wysypał i zaklął głośno na samą myśl. Ile by dał, by teraz się porządnie czymś sponiewierać. Niestety jednak nie znał żadnych dilerów w Norwegii i musiał radzić sobie jakkolwiek. A w przypadku Solberga widać było to wyjebanie się na ryj tuż pod czyjeś stopy. -UPs... Przpraszam.. - Powiedział, próbując się podnieść, co wcale nie było tak łatwe. Szczególnie, że zobaczył, kim tak naprawdę była osoba pod której nogi właśnie się wyjebał. Widać to nie miał być spokojny wyjazd. -Heeeej JUlcia! Łyka? - Wyciągnął w jej stronę prawie opróżnioną już butelkę, zupełnie nieświadom tego, że może się to dla niego skończyć tulipanem prosto w ryj. Ciężko było ukryć, że ostatnio ich relacje były dość napięte i raczej nie mieli najlepszego kontaktu.
W stosunku do ferii i wyjazdu do Norwegii miała mieszane uczucia. Z jednej strony nienawidziła zimna i wolałaby spędzić ten czas w Londynie, zamiast odmrażać sobie tyłek na sopelek, gdzieś na kole podbiegunowym. Z drugiej zaś to właśnie brak mugolskich rozrywek w Luizjanie pozwolił jej w pełni skupić się na treningu. Tak więc odebrała od trenerki Harpii rozpiskę treningową, rzuciła krótkie „elo” i powiedziała, że wraca za dwa tygodnie. Pierwszy dzień minął jej spokojnie. Wypakowała się, ponarzekała na przezroczyste igloo, pobiegała w śniegu po łydki, odpoczęła chwilę w saunie i po kolacji zapakowała termos do plecaka i poszła na długi samotny spacer. Nie miała jakiegoś konkretnego celu wędrówki, choć pewien cel jej przyświecał. Chciała odejść jak najdalej od magicznej aury, aby móc w spokoju posłuchać muzyki. Ostatnio trafiła na spotify na świetny album i miała ochotę posłuchać sobie muzyki i zapalić papierosa. „Merlinowe Strzały” jej się skończyły, tak więc musiała się zadowolić mugolskimi „Pall Mallami”. Szła więc w tych ciemnościach i nuciła pod nosem. Nie słyszała nic, prócz lekkich gitarowych riffów i miękkiego męskiego wokalu. Niestety, jej samotny spacer szybko okazał się nie taki samotny, gdy o mało nie wyłożyła się jak długa na jakiejś przeszkodzie. Tą przeszkodą był nie kto inny, jak Solberg, i to jeszcze pijany i śmierdzący fajkami. Widząc, jak ten z trudem gramoli się na nogi, pomogła mu wstać, tylko po to, żeby mu przywalić z pięści w ramię.
- Pojebało cię, Solberg? – zapytała wkurwiona, zabierając mu butelkę i wylewając jej zawartość na śnieg. – Gdybyś tak zasnął, to byś zamarzł na śmierć. Idiota.
Jak grochem o ścianę, tak można było nazwać ostatni miesiąc ich znajomości. Ona starała się mu pomóc, on robił wszystko na odwrót.
- Trzymaj – podała mu kubek z gorącą herbatą miętową, doprawioną miodem, cytryną i imbirem. – Rozgrzeje cię.
Kompleks igloo świecił lekką łuną w oddali. W takim stanie tam wrócić nie mogli, nie ze Ślizgonem naprutym jak messerschmidt. Zostało im więc podążanie przed siebie, tam, gdzie Julka i tak zmierzała. Specerowali w grobowej ciszy. Solberg z trudem składał zdania, przez co ledwie go rozumiała, a Brooks była zbyt wkurwiona, żeby wchodzić z nim jakąkolwiek dyskusję. Gdy dostrzegła jakąś jaskinię, postanowiła, że wejdą do środka, nieco się ogrzeją i poczekają, aż Max poczuje się na tyle dobrze, by nie rzucać się w oczy ze swoim pijaństwem. Z tym ogrzaniem się to jednak się nieco przeliczyła, bo pierwsze kilkanaście czy też kilkadziesiąt kroków stanowiły istny sprawdzian wytrzymałości. Było coraz zimniej i zimniej. Sfrustrowana jeszcze bardziej, niż wcześniej, nastroszyła się jak ptak na mrozie, schowała szyję w ramionach i wsadziła dłonie w kieszenie. Dopiero po pewnym czasie zaczęło się robić cieplej. I dziwniej, bo nagle poczuła w sobie jakiś chaotyczny smutek, który zdecydowanie nie należał do niej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Naprawdę próbował być samodzielnym pijakiem i podnieść się na nogi, ale niestety pion wydawał się tego wieczora wyjątkowo zachwiany, przez co musiał wspomóc się krukonką, by jakoś go osiągnąć. -Auuuuuu! - Jęknął, gdy ta walnęła go w ramię, bo zdecydowanie nie był przygotowany, a i na nogach nie było mu się przez to łatwiej utrzymać. Zaparł się jednak o jej bark i jakoś nie upadł na ziemię. Jakoś... -Iszostego..? - Wybąkał pod nosem wzruszając ramionami i próbując strzepać z siebie trochę śniegu, który mimowolnie został na jego ubraniu. Zdecydowanie nie wychodziła im komunikacja ostatnimi czasy. Max wiedział, że Julka miała po części rację, ale ta wydawała się nie rozumieć, że świat nie jest tak prosty i czarnobiały jak go przedstawia, a nie był na tyle otwarty, by tłumaczyć jej, co w nim siedzi i powoduje takie właśnie zachowanie. Skutek był widoczny już z daleka i nie napawał Solberga szczęściem, a jednak nie potrafił zmienić tej sytuacji. Kolejnej w jego pokurwionym życiu, które wydawało się psuć trzy rzeczy za każdą jedną naprawioną. Przyjął do rąk kubek, doprawiając go resztkami z butelki. Chciał się sponiewierać. Nie miał odwagi wrócić do igloo i spojrzeć w twarz Felkowi. Nie teraz. Nie po rozmowie, która dobitnie uświadomiła mu, że jest źródłem problemu. W środku cały krzyczał, ale to używki przejęły kontrolę nad tym, jak wyglądał na zewnątrz. Nawet nie myślał, gdzie idą. Posłusznie szedł za Julką, jak ślepiec prowadzony przez psa przewodnika. Od czasu do czasu próbował coś powiedzieć, ale jego bełkot nie miał żadnego sensu. Cieszył się jednak, że łuna ich tymczasowych lokum oddala się z zasięgu jego wzroku. Usiedli w jakiejś jaskini, gdzie Max początkowo nie odczuwał temperatury. Alkohol i herbata skutecznie rozgrzały jego organizm, a przynajmniej pozornie, więc ten spojrzał pytająco na trzęsącą się z zimna Julkę. Dopiero po chwili, jego umysłem zawładnęło zupełnie coś innego. Poczuł złość, frustrację, której nie miało prawa tam być. Nie w takiej postaci. Mieszała się ona z jego smutkiem, powodując jeszcze większy chaos. Złapał się za głowę, nie wiedząc, jak pozbyć się tego uczucia. -Dzie ja kurwa jestem? - Zapytał rozglądając się na boki, nie do końca ogarniając jeszcze jak działa to miejsce. Chciał upić coś z butelki, ale była ona już pusta, więc odrzucił ją tylko na bok i trzęsącymi się dłońmi spróbował sięgnąć po kolejną fajkę. -Co to, to mi robi? Też jesteś.... zła? - Nie umiał opisywać na głos uczuć, ale jeżeli po wejściu tutaj nagle dostał frustracji, to może była to jaskinia wkurwu, czy inne tego typu złote miejsce.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Brooks kochała prostotę, a prostota kochała Brooks. Prostotę można było kontrolować. Porządek w szafce i kuferku, miotła pastowana zawsze w ten sam sposób – od witek do rączki. Pary identycznych vansów, żeby się na zastanawiać, które buty dziś założyć. Wszystko to dawało złudne poczucie bezpieczeństwa. Prostota ta dotyczyła również jej myśli i spojrzenia na świat. Albo się było głupim i zamarzało po pijaku na biegunie, albo się było mądrym i się nie zamarzało. Nie było sensu dokładać do tego filozofii. To podejście do świata ułatwiało wiele spraw, ale dziś mogło nie wystarczyć. Z jakiegoś powodu, przy Solbergu rzeczy przestawały być tak oczywiste. To było dziwne, jak bardzo byli do siebie podobni i jak bardzo się od siebie różnili w tym samym czasie. I to ją tak bolało. Bo myślała, że wie, jak do niego dotrzeć, a za każdym razem się okazywało, że jest inaczej.
Nadmiar dziwnych uczuć kłębił się w głowie Krukonki. Nie były jej, wiedziała o tym doskonale. Bywała smutna, zła, czasem nawet płakała, ale rozpacz i bezsilność były jej obce. Czuła je tylko raz, gdy na cały dzień straciła wszystkie zmysły, ale wtedy miała całkiem dobry powód, by się tak czuć. Obce było jej również to, co mogła zdefiniować jako złamane serce. Była to dziwna mieszanka, choć interesująca. Zupełnie jakby w jej głowie znajdowały się dwie zupełnie różne osoby.
- W jaskini – odpowiedziała krótko i nalała sobie herbaty do opróżnionego przez Ślizgona kubeczka. Chcąc słuchać muzyki z telefonu, celowo nie wzięła różdżki, tak więc nie mogła go ot tak zduplikować. Nie pytając chłopaka o nic, chwyciła zapalniczkę i odpaliła własnego papierosa, pierwszego z paczki.
- Nie, skąd. Jestem zachwycona. Idąc na samotny spacer, wprost marzyłam o tym, żeby wpadł mi pod nogi Ślizgon, którego trzeba niańczyć– burknęła tylko i zaciągnęła się mocno. Kiedy nikotyna zatańczyła w jej żyłach, odprężyła się nieco i dla odmiany zaczęła martwić. O Solberga, o drogę powrotną, o dziwne uczucia w jej głowie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Byli do siebie podobni. Wbrew pozorom łączyło ich więcej niż dzieliło, a to było widoczne w tym, jak zazwyczaj się dogadywali. Szkoda tylko, że nagle wszystko jebło przez głupotę tego tutaj ślizgona, który jak zwykle musiał przekroczyć jeden most za daleko. Miał niepotrzebny i pokurwiony talent do komplikowania najprostszych sytuacji i unikania najbardziej oczywistych rozwiązań, choć nie zawsze robił to specjalnie. Nie chciał zostawiać chaosu wszędzie, gdzie się pojawiał, ale jakoś od września ten uczepił się go jak pustnik ręki Boyda smród po blekocie. Sam dość dobrze ukrywał te uczucia. Szczerze, to był w tym tak dobry, że przekonywał sam siebie, że nie istnieją. Wolał oszukiwać własną świadomość niż cierpieć jeszcze bardziej, choć czasem to wszystko po prostu wylewało się, zalewając szambem cały jego umysł. Niedawna rozmowa spowodowała taką właśnie powódź, którą teraz mogła odczuwać także Julka, choć Max nie był tego świadom. Zamiast tego sam przejął jej frustrację. -Nikt Ci nie kazał go podnosić... - Wyburczał, choć obok obcej złości poczuł to, co zwykle. Wyrzuty sumienia, że po raz kolejny spierdolił coś, nawet nie próbując. Wystarczyło, że wyszedł z domu i już! To się nazywa talent. Nie miał pojęcia, co za pokurwiona karuzela uczuć zaczęła się w nim kręcić. Najpierw czuł cały ten pierdolnik po rozmowie z Felkiem, potem złość, następnie wyrzuty, a teraz... Złość zaczęła ustępować zmartwieniu. Zamknął oczy tak, jak uczył go Felek, próbując skupić się na tym, co siedzi w jego głowie. Nie było to łatwe. Był najebany jak ksiądz po odpuście, ale musiał się skupić. Czuł, że więcej tych emocji nie wytrzyma. -Nie martw się. Nie o mnie. Nie o to wszystko. To nie ma teraz znaczenia.... - Powiedział w końcu, starając się brzmieć jak najbardziej wyraźnie mimo otaczającego ich mrozu i swojego pijaństwa. Chyba zrozumiał choć miał nadzieję, że się myli. Jeżeli Brooks miała wgląd do tego, z czym wszedł do jaskini, a co wciąż nie zniknęło, a jedynie lekko się wyciszyło... Był w dupie...
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Emocje zmieniały się jak osobowość schizofrenika po odstawieniu leków. W jednej chwili była zrozpaczona, w drugiej czuła wyrzuty sumienia. Kto by pomyślał, że wejście do jaskini zamieni się w wizytę na kozetce. I to tę najgorszego rodzaju, gdy druga osoba doskonale wie, co się tak naprawdę czuje, a niewzruszona maska stworzona z niedopowiedzeń i półprawd, nie stanowi żadnej ochrony.
- Jak mam się o ciebie nie martwić, głupku? – zapytała, trącając go barkiem w bark. Dopiero po chwili do niej dotarło, że przecież nic z tego, co siedziało jej w głowie, nie wypowiedziała na głos. Najpierw się zdziwiła, a następnie przeraziła, gdy zrozumiała, że to, co czuje teraz, jest emanacją uczuć siedzących w Ślizgonie. Sama również zamknęła oczy, starając się skoncentrować na tych obcych myślach. Przyszło jej to zaskakująco łatwo. To właśnie dzięki skupieniu i koncentracji, była w stanie normalnie funkcjonować. No i odbijać setki tłuczków, lecących w jej stronę co trening. Fala ślizgońskich przemyśleń zalała jej umysł. Zobaczyła Felka, jakąś butelkę, wychodzenie z igloo i jakiś zatęchły bar. Wizjom tym towarzyszył smutek, ból i wyrzuty sumienia, a całość doprawiało zniekształcenie wywołane alkoholem.
- Jak chcesz, to możesz dziś spać w naszym igloo – zaczęła, kładąc mu dłoń na ramieniu. Ogarnęło ją współczucie wymieszane ze złością wymierzoną w Puchona. Podejrzewała, że wiele problemów Solberga związanych jest stricte z Lowellem, a teraz wiedziała to na 100%. Odetchnęła kilka razy, uspokajając myśli, żeby nie rzutowały one na Maxa. – A następnym razem jak wpadniesz na pomysł, żeby w takim stanie pałętać się w noc polarną, to wyobraź sobie moją pałkę w twojej dupie. W sumie to myśl o tym za każdym razem, gdy masz w planach zrobienie czegoś głupiego. Od razu przejdzie ci ochota – uśmiechnęła się lekko, podając kubek chłopakowi. On potrzebował jej bardziej niż ona.
- Wróciłeś już do quidditcha, czy wciąż się wahasz? – zagaiła, chcąc zmienić temat na neutralny. – Jak chcesz, to chętnie cię przeoram po śniegu. Tylko tym razem bez tłuczków.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Słowa Julki tylko upewniły go w przekonaniu, że z jakiegoś powodu miał wgląd w jej uczucia. Poczuł się z tym w pewien sposób źle, jakby wpierdalał się z buciorami w prywatę, do której nie miał dostępu. Plus był jednak taki, że z jej emocjami radził sobie dużo lepiej niż z własnymi, więc to na nich próbował się skupić. -Mówiłaś, że nie będziesz.. - Może nie do końca takie przesłanie miały słowa Brooks w skrzydle szpitalnym, ale od kiedy to Solberg się tym przejmował? Starał się wzruszyć ramionami, jakby mało go to obchodziło, ale to nie był ten stan, w którym mógł sobie na to pozwolić. Był rozbity i ledwo zjebał życie jednej osobie, już nadział się na drugą, której humor pod wpływem spotkania z Maxem drastycznie uległ pogorszeniu. Musiał się uspokoić. Nie po to butelkował w sobie to wszystko, by teraz jakaś głupia dziura w skale zaprzepaściła jego starania. Choć akurat Brooks ufał i wiedział, że jest jedną z lepszych osób do dzielenia podobnie jebniętych chwil. Wydał z siebie ciche westchnięcie, gdy okazało się, że jednak jego modlitwy były na próżno. Brooks musiała dostać dostęp tam, gdzie on sam nie chciał wchodzić. Do tego poczuł z jej strony emocje zupełnie nie adekwatne do całego zdarzenia i czuł, że musi stanąć w obronie Felka. -Wkurwiaj się, ale nie współczuj. Błagam.. - Wycedził ostatnie słowo przez zęby. -Poza tym to ja zjebałem. To ja stanowię jak zawsze problem, to ja.... ARghhhh... - Wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk nie potrafiąc ująć tego wszystkiego, co się działo w słowa. Po chuj się tak zaangażował? Zacisnął mocno powieki, wkładając szluga do ust i próbując się wyciszyć. Zajęło mu to chwilę, ale poczuł, jak spokój powoli zapada na jego pijanym umyśle. -Arl nie będzie miała nic przeciw? - Zapytał, wypuszczając powoli dym z płuc. Nie chciał stanowić problemu, ale też raczej nie był w stanie wrócić do swojego igloo. Gdyby Felek go tak zobaczył... NIE! Musiał odciąć te myśli i uczucia. Wdech i wydech. Kolejna dawka nikotyny i jeszcze jedna...Był w Norwegii do jasnej cholery. Powinien się cieszyć! -Skąd wiesz, że ta wizja mi się nie spodoba? - Uśmiechnął się półgębkiem czując, jak uczucia Brooks również idą w spokojniejszą stronę, a wokół nich, jakby robiło się ciepło. Z ulgą przyjął zmianę tematu, choć i ten zahaczał o powód jego dzisiejszej rozpaczy. Nim jednak myśli zdążyły się rozpędzić w stronę wizzengera, udało mu się zablokować wszystko, co czuł w tym temacie i skupił się na sporcie. -Próbuję. Zacząłem coraz lepiej jeść, a ostatnio.. Ostatnio poprosiłem Avgusta o jakiś prywatny trening i zgodził się. Nawet zabrał mnie kurwa na Narodowy. Macie tam luksusy, że ja pierdolę. Szkolne boisko przy tym to krowi wybieg... - Rozpaplał się, choć niektóre słowa wciąż sprawiały mu trudność. Kto by pomyślał, że pijany Solberg może mieć tyle twarzy? -Ale chętnie coś od Ciebie też przyjmę tylko, daj mi się zaaklimatyzować... - Powiedział szczerze, co krukonka zapewne mogła wyczuć. Był jej cholernie wdzięczny, za wszystko co robiła, choć jakoś niezbyt wychodziło mu pokazywanie tego. Tak naprawdę to nie dla siebie starał się wrócić do formy, choć niezwykle wkurwiał go stan, w jakim się znalazł. Nie mógł znieść jednak tych wszystkich spojrzeń i zamartwionych min na twarzach bliskich, więc nawet jeżeli każdy posiłek zwracał, co obecnie zmieniło się praktycznie do jednej czwartej przyjmowanych pokarmów, to i tak chciał to zrobić, by inni nie musieli zawracać sobie nim głowy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Zaśmiała się na słowa Ślizgona. To prawda, obiecywała sobie, że więcej mu nie pomoże i przez krótką chwilę naprawdę tak sądziła, ale na dłuższą metę nie potrafiła odmówić mu pomocy, nawet jeżeli ten jej nie chciał. Za bardzo lubiła tego chopaka. Czuła do niego coś więcej niż przyjaźń. Naprawdę uważała go za swojego młodszego brata. Głupiego, wkurwiającego, ale jednak brata. Mogła się na niego wściekać, mogła okazywać w stosunku do niego nieco „szorstkiej miłości”, ale uważała, że tak trzeba. Widziała u niego wiele cech, które dostrzegała u siebie, rozumiała go w pewien sposób lepiej niż inni, a przynajmniej takie miała wrażenie, być może złudne i całkowicie dalekie od prawdy. I wierzyła, że głaskanie po głowie i pocieszanie przynosi mniejsze efekty, niż dyscyplina. Duża ilość dyscypliny.
- Mówiłam wiele rzeczy. Rzadko mówimy to, co myślimy. Jak zresztą widać – wzruszyła ramionami. A po chwili poczuła kolejną dawkę ślizgońskich wyrzutów sumienia. – No już, Solberg. Akurat mną się nie musisz przejmować. Ja sobie zawsze poradzę. Rozumiesz? Zawsze – westchnęła lekko, choć w tej chwili czuła tylko determinację i spokój. Ta pojebana dziura, przy całym tym bezczelnym odkrywaniu z własnych uczuć, ułatwiała jedną rzecz. Teraz doskonale wiedzieli, kiedy mówią prawdę. A teraz mówiła.
- To jest współczucie, a nie użalanie się nad tobą. A to różnica – sprostowała słowa Maxa. – To, że jest mi smutno z powodu Twoich problemów, nie oznacza, że nagle opatulę cię kocykiem, naleję kakałka i będę płakała nad twoim losem. Użalanie się nad sobą czy czymkolwiek jeszcze nigdy nic nie zmieniło. Wiesz… - powiedziała cicho, szepnęła właściwie. Skoro już i tak dzielili myśli, to powiedzenie mu tego, co leżało jej na sercu, przychodziło jej z jakąś większą łatwością. - … wiesz, że gram dla Krukonów od trzeciej klasy? Chociaż gram to duże słowo. Byłam rezerwową ścigającą, wpuszczali mnie albo na końcówki, gdy wynik był przesądzony, albo nie wpuszczali mnie wcale. Wiele razy płakałam, wyklinałam Elio w myślach i myślałam, że to wszystko jego wina. Użalałam się nad sobą. Aż sobie uzmysłowiłam, że to nie jest żaden spisek przeciwko Brooks, który ma mi uniemożliwić grę. Po prostu byłam słaba. I dopiero jak wzięłam odpowiedzialność na siebie, to mogłam ruszyć do przodu. To ciężkie, ale też wyzwalające. Jeżeli więc uważasz, że to ty stanowisz problem, to brawo, najtrudniejszy krok masz już za sobą. Teraz wiesz, że musisz pracować. Ja zaczęłam trenować ciężej niż ktokolwiek w tej szkole, a ty zacznij pracować nad swoją relacją z Felkiem. Nie mówię, że to będzie łatwe, ale na pewno będzie warto. I nie krzycz, bo nam się jakiś stalagmit zwali na łeb. Albo stalaktyt. Zawsze mi się mylą.
Na pytanie o Arlę, pacnęła go dłonią w czoło.
- Jasne, że nie będzie miała. Czemu miałaby mieć? Jak ją znam, to jeszcze wymościłaby pudełko trocinami, zapaliła lampkę i przyniosła mysz swojemu ulubionemu wężykowi.
Wymownie przewróciła oczami, kiedy Max skomentował pałkę we własnym tyłku. Oczywiście przewracanie oczami w takim półmroku nie miało najmniejszego sensu, ale za to pomagało samej Brooks.
Gdy Solberg zaczął opowiadać o treningu z Avgustem, na krótką chwilę się zagotowała. Uderzyło w nią tyle emocji, które spychała gdzieś na dno kruczego serduszka. Duża doza złości, doprawiona szczyptą zazdrości o Ślizgona.
- Skurwysyn – pomyślała o tym chuju z Rosji. – Albo mnie olewasz i nie przychodzisz na trening, choć czekam jak głupia przez godzinę, albo przerywasz w połowie, „bo masz ważną sprawę”, a Solberga zabierasz na Narodowy. A żeby niedźwiedź ci łeb ujebał i nasrał do środka! Kurwa… czemu mi tak zależy?
Wiedziała czemu. Bo uwielbiała tego chuja z Rosji. Pod każdym możliwym względem. Za to, jakim był zawodnikiem. Za to, jaki był metodyczny, pracowity, twardy i nieustępliwy. I za te piękne oczy, szorstki akcent i silne dłonie.
- Ogarnij się Brooks. Niebieski kwiat i kolce, niebieski kwiat i kolce. – Szybko pozbyła się tych uczuć i pokiwała tylko głową. – Powinieneś go odwiedzić w trakcie meczu. Gdybyś usłyszał ten ryk kibiców, gdy wylatujesz na boisko. Najpiękniejsze uczucie na świecie. Naprawdę, kiedy słyszę, jak śpiewają albo skandują moje nazwisko… czuję się, jakbym mogła dosłownie wszystko. A tak poza tym, to jedz częściej, ale znacznie mniejsze porcje. Wtedy nie będziesz sobie brudził butów pawiami. I nie żartuję. Ja miałam ten sam problem, gdy mi w klubie zwiększyli porcje posiłków, żebym przytyła. Przez dwa tygodnie użyłam chłoszczyść więcej razy niż przez cały rok. – Żołądek aż nieprzyjemnie zatańczył, gdy sobie przypomniała początki w drużynie "Harpii". Czuła się wtedy jak gęś pasiona na pasztet, bo trenerka stwierdziła, że musi złapać kilka kilogramów mięśni, jeżeli chce myśleć o grze w quidditcha. Oczywiście miała rację, ale do dziś nie mogła patrzeć na ryż z brokułami i rybą bez chęci strzelenia sobie w łeb. A mimo to wciąż to jadła.
- Ugh! - wzdrygnęła się w myślach i upiła z kubka trzymanego przez Solberga.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Prawidłowe podejście do Solberga zależało tak naprawdę chyba od osoby, która je stosowała, choć Brooks miała rację. Dużo częściej działały na niego konkretne metody niż unikanie ciężkich tematów. Potrzebował ujścia tego wszystkiego co w nim siedziało, a bez takich konfrontacji było to niemożliwe. Brooks może nie do końca to miała na myśli stosując na nim "twardą rękę", ale metoda zdecydowanie działała. Przynajmniej w większości wypadków. -Czasem lepiej zatrzymać pewne rzeczy dla siebie... - Wybąkał wchodząc w depresyjny nastrój, który chwycił go kilka dni temu. Szybko jednak ogarnął się czując ze strony Julki te mocniejsze i pewniejsze emocje. -Ty tak zawsze funkcjonujesz? - Zapytał, bo mimo że sam by tak chciał, przecież nie dało się wciąż być silnym. Max akurat wybierał drogę ślepoty i wyjebki, ale raz na jakiś czas szambo zawsze musiało wylać. W pewnym sensie zawsze podziwiał dziewczynę za ten charakter, który nie pozwalał jej na słabsze chwile, ale coraz bardziej rozumiał, że podobne postawy to tylko gra pozorów zachowywana tak samo dla innych jak i dla ochrony samego siebie. Słuchał uważnie słów Brooks. Chyba po raz pierwszy w życiu rozmawiali w podobny sposób. Max oczywiście nie wiedział o tej historii. Ledwo wtedy sam zaczął uczęszczać do szkoły, a w drużynie znalazł się na piątym roku. Nie potrafił powstrzymać wszystkiego, co czuł, gdy słuchał tego wyznania. Zdziwienie, stres, współczucie i przede wszystkim duma. Jeżeli ktoś w tej szkole miał wypracować sobie za wszelką cenę drogę do osiągnięcia własnego celu, to na pewno była to krukonka. Słowa o Felku wywołały krótki impuls rezygnacji. Mimo, że dziewczyna miała dostęp do jego uczuć, nie był w stanie ubrać tego wszystkiego w słowa. Nie miał pojęcia, jak ugryźć całą sytuację, jaka miała miejsce, ale Brooks skutecznie go od tego odciągała. -Wiesz, trochę mnie dziwi, że nie wybrali Cię na kapitana... - Rzucił bez większego zastanowienia. Nie wątpił, że kruki mają dobre przewodnictwo, skoro osiągali takie wyniki, ale nigdy nawet nie słyszał o rozpatrzeniu kandydatury Brooks na to stanowisko. -Żeby tylko ten wężyk jej nie ukąsił jak będzie spała. - Zaśmiał się, po czym przypomniało mu się, że przecież wciąż nie odwiedził mieszkania dziewczyn w Londynie. No tak, jak miał odwiedzić, jak siedział zamknięty w zamku... Jego pijany umysł nie do końca jeszcze składał fakty, co utrudniało dodatkowo całe to nawigowanie cudzymi i swoimi uczuciami. Nie spodziewał się, że temat, jaki podjęli wywoła taką burzę. Czuł to wszystko, próbując analizować każdy cios, choć nie wszystko potrafił nazwać. Gniew, złość, zazdrość... Składało się to raczej w niezbyt przyjazne równanie. Spojrzał na Julię z lekkim niedowierzeniem. -Antoś? Oj Brooks.... - Pokręcił głową z dozą współczucia i niedowierzania, po czym dał jej mokrego, pijanego buziaka w czoło. -Chociaż charakteru i wyglądu nikt mu nie odmówi. - Puścił jej jeszcze oczko, bo sam uważał, że jest jednym z przystojniejszych nauczycieli tego pierdolnika. I zdecydowanie najbardziej wysportowanym. -Obiecałem, że kiedyś wpadnę, to wpadnę! A Ty możesz wszystko. Przynajmniej na boisku. - Dodał ostatnie zdanie żartobliwie bo wierzył, że akurat ta kobieta jak się uprze to i z Belzebuba świętego zrobi. -Dzięki za radę. Spróbuję na pewno. - Powiedział szczerze, choć zdawał sobie też sprawę z tego, że wiele z tych pawi nie było spowodowane stanem jego żołądka, a raczej psychiki, która wciąż dopiero wracała do stanu idealnego. - Zrobiło się nieznośnie nie-zimno. Myślisz, że to miejsce działa.... Jak my? - Zapytał przekrzywiając dziwnie głowę i rozglądając się wokół z czystą ciekawością.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Niedopowiedzenia, drobne kłamstewka, przemilczanie pewnych tematów. To wszystko pozwalało im funkcjonować w społeczeństwie, zwłaszcza takim, w którym mówienie zawsze tego, co się myśli, bywa bolesne lub niewygodne dla którejś ze stron. Myślenie, że mówienie zawsze tego, co się myśli jest szlachetne, ale jest jednocześnie myśleniem utopijnym. Dlatego nie zostało jej nic innego, jak zgodzenie się z Solbergiem, że niekiedy zatrzymywanie pewny rzeczy dla siebie, jest jedyną słuszną drogą. Kiedy poczuła, jak ślizgoński smutek wkrada się do jej umysłu, przysunęła się bliżej i objęła go na krótką chwilę ramieniem. Dla kogoś, kto nie przepadał za takim okazywaniem uczuć, było to i tak wiele.
- Max… czy mam inne wyjście? Jestem mugolaczką w czarodziejskiej szkole i najniższą pałkarką w lidze – Tym razem melancholijny nastrój udzielił się jej. Na krótką chwilę, bo melancholię szybko zastąpiła ta sama zimna determinacja.
Rozmowa przybrała nieoczekiwany obrót. I właściwie, to może powinni podziękować za to właściwościom jaskini? Przyjaźnili się, ale poruszanie trudnych tematów i rozmowa z głębi serca, bez żadnych masek? Nie, tego nie robili. Łatwiej było ukryć się za tymi właśnie półprawdami i niedopowiedzeniami. Oraz zatrzymywaniem pewnych rzeczy dla siebie. Teraz czytali z siebie jak z otwartych ksiąg, doskonale wiedząc, co czuje druga osoba. Było w tym coś boleśnie odkrywającego, odzierającego z ochronnych murów, które sami sobie budowali. A zarazem oczyszczającego, terapeutycznego. Nie wiedziała, czy Max tego potrzebował, ale ona na pewno.
- Funkcja kapitana to tylko plakietka na stroju. Liderem zostaje się na boisku – stwierdziła krótko, wzruszając ramionami. Zaśmiała się nawet, gdy uzmysłowiła sobie pompatyczność własnych słów. – Zresztą, gdybym została kapitanką, to połowa drużyny by mnie znienawidziła za podkręcenie im śruby na treningach.
Na słowa o Arli, ponownie wywróciła oczami.
- Oj Solberg. Ty głupku – powiedziała z rozbawieniem. – Ty to może spiłuj sobie te kiełki, bo jak tak będziesz dalej kąsał uczennice, to niedługo w Hogsmeade otworzy się podziemie aborcyjne. – Szturchnęła chłopaka i podała mu kubek. W tej chwili żałowała, że wylała mu whisky, bo takie rozmowy o uczuciach na trzeźwo, były dla niej wyjątkowo ciężkie. Zwłaszcza kiedy temat zszedł na Antoshę. Aż się opieprzyła w myślach za takie odkrycie się przed Maxem. Pewne rzeczy faktycznie warto było zatrzymywać tylko dla siebie.
- Wiem – zasmuciła się i poczuła, jak policzki palą ją ze wstydu. Gdyby mogła, to zakopałaby się pod ziemię, jak jakaś śnieżna ryjówka. – To strasznie głupie, ale kurwa, nie wiem, jak to wytłumaczyć. – Myślenie przychodziło jej z najwyższym trudem. Nigdy nie sądziła, że ktoś się o tym dowie, zwłaszcza że nie należała do tych dziewczyn, które przy winku opowiadają przyjaciółkom o swoich miłosnych rozterkach. Nie, ona zamykała takie myśli na kluczyk. Do dzisiaj. – Nawet nie wiesz, ile lat go podziwiałam i idealizowałam. A teraz mam z nim treningi i jest dokładnie taki, jak to sobie wyobrażałam. No, prawie taki sam, bo jest przy tym chujem. Ale nie przejmuj się, wyleczę się z niego. A jak mnie będzie tak robił w chuja, jak do tej pory, to szybciej niż później
Przenikliwe zimno zniknęło. Wciąż daleko było do komfortowej aury salonu z piecykiem albo chociaż pokoju z farelką, ale nie dało się ukryć, że coś się zmieniło.
- Nie wiem, mi wciąż zimno. – Zdjęła rękawiczki z dłoni, a te przyłożyła do twarzy Ślizgona. Były chłodne jak zawsze. Jak ona nienawidziła zimy! – Ale może to sprawdzimy?
Zamknęła oczy i postanowiła przywołać z pamięci coś miłego. Postawiła na wspomnienie, które sprawiało, że jej patronusowy dzik przybierał swą zwierzęcą formę.
Ciepły letni dzień w Soton. Szare morze kontrastowało z błękitem nieba, na którym nie było niemal żadnej chmurki. Mała, niespełna pięcioletnia Julka ze swą nieodłączną grzyweczką, trzymała w dłoniach wielką wędkę, a stojący za nią ojciec zarzucał kijem w siną dal. Stali tak przez pewną chwilę, gdy nagle mężczyzna zaczął zadzierać wędkę do góry i kręcić kołowrotkiem jak szalony. Julka z podnieceniem zaciskała drobne rączki na wędce i „pomagała” ojcu. Kiedy wciągnęli żyłkę, okazało się, że przynęty nie ma, podobnie jak ryby.
- Oj, niestety się zerwała – powiedział ojciec, głaszcząc dziewczynkę po głowie.– Ale to dlatego, że złowiłaś wieloryba, Julcia! I to nie byle jakiego, bo króla wielorybów…umm… króloryba! I prawie nam się udało, ale… ale przybyła jego świta i mu pomogła.
Tak, zdecydowanie zrobiło się cieplej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przyjął bez słowa drobny gest ze strony Brooks. Wciąż nie był zadowolony z tego, że ta ma wgląd w jego myśli i uczucia, szczególnie w te, które sam przed sobą chciał trzymać w zamknięciu. Jak widać jednak sytuacja w jakiej się znaleźli pomagała im znów ocieplić relacje, które wydawały się ostatnio być coraz bardziej napięte ze względu na brak zrozumienia właśnie uczuć tej drugiej osoby. Tak, zdecydowanie tego potrzebował, choć ciężko było mu to wyznać jak zresztą zawsze, gdy miał prosić o jakiekolwiek wsparcie. Melancholia wokół nich wydawała się łączyć z ponownie ogarniającym ich zimnem. Max czuł się trzeźwiej, choć alkohol wciąż jawnie był obecny w jego organizmie. Słowa Julki wzbudziły w nim lekki smutek, choć poniekąd także zdziwiły. -Daj spokój, przecież czysta krew to takie pierdolenie. A co do Quidditcha to nie wiem jak wyglądają nastroje w poważnym świecie sportu, ale Twoje umiejętności na pewno rekompensują Twój karli wzrost. - Uśmiechnął się lekko, bo choć dziewczyna wcale nie była aż taka niska, to jednak wciąż dość sporo centymetrów dzieliło ją od ślizgona. -Spójrz na mnie. Jestem chodzącą tyczką, a na boisku radzę sobie jak pierwszoroczny puchon, który dopiero co pierwszy raz zobaczył miotłę na oczy. - Nie czuł się jakoś specjalnie zdołowany tym faktem. Dla niego Quidditch był przede wszystkim rozrywką i sposobem na rozładowanie emocji. Co prawda chciał być w tym jak najlepszy, bo nie były sobą, gdyby nie stawiał poprzeczki wyżej niż może dosięgnąć, ale nawet on nie wierzył w cuda. Szczególnie, że większość szkolnego składu stanowili zawodowcy, których poziom wyraźnie wybijał się na tle amatorów. -Wypraszam sobie! Żadnej aborcji jeszcze z mojego powodu nie było. Chyba... - Zaśmiał się cicho, choć wewnątrz obok rozbawienia znów pojawił się smutek. Cała ta akcja z Olivią wpłynęła na niego dość mocno, choć ostatecznie doprowadziła do wydarzeń z Wigilii, gdzie definitywnie postanowił skończyć z dragami, co mimo że wciąż potrafiło być dla niego ciężkie, napawało go swoistą dumą. Do tego wciąż nie rozumiał, co miała na myśli mówiąc, że zaczął być dla niej "kimś więcej". No i temat Callahanów ogólnie nie był dla Maxa prosty. Może i nie rzygał już na samą myśl o Boydzie, ale wciąż nie potrafił pozbyć się z głowy tego, co widział. Ciemność. Czerwona ślepia wyłaniające się spomiędzy krzaków... Wściekła bestia zanurzająca pazury w klatce piersiowej powalonego gryfona, by następnie zatopić kły w jego ręce i... Max poczuł, jak cały ból wraca, a oczy zachodzą łzami. Poczucie winy i rozpacz wkradły się na pełnej, do jego serca, gdy przypomniał sobie jak klęczał nad nieprzytomnym i pozbawionym kończyny Boydem, w panice próbując wlewać mu eliksir do gardła choć wiedział, że jest już za późno. Zacisnął mocno powieki, by pozbyć się tego wspomnienia. Nie chciał obarczać nim umysłu krukonki, choć widocznie było już na to za późno. Przeklęta jaskinia.. -Wybacz... - Strach i smutek zostały zabarwione poczuciem wstydu. Prawdziwy rollercoaster emocji nie ma co. -To nie jest głupie. Znaczy.. Nie wiem czy jest normalne, ale chyba każdy kiedyś przeżywał coś podobnego... - Nie miał zamiaru nazywać w żaden sposób po imieniu tych uczuć, ale pozwolił jej poczuć tę chorą ekscytację, którą czuł gdy Beatrice po raz pierwszy zaproponowała mu współpracę. Brooks była pierwszą osobą, która wiedziała, że mieli okazję razem pracować. -No tak, facet nie jest jakimś super wylewnym typem i do tego przeżył już jeden rozwód, więc kto wie co mu tam w głowie siedzi. Musiałabyś go tutaj zaciągnąć. - Rzucił lekko, choć wcale aż tak bardzo nie było mu do śmiechu. Nie spodziewał się, że krukonka może kryć podobne emocje. I to jeszcze w stosunku do profesora. Choć akurat ze wszystkich opcji Antoshka dziwił go najmniej. -A Arl? Jak sobie z nią radzisz? - Zapytał zbyt dobrze pamiętając co działo się gdy Brooks na chwilę zniknęła. Skoro Julka miała serce oddane quidditchowi i Avgustowi, a jej przyjaciółka widocznie czuła do niej coś innego niż zwykłą kumpelską przyjaźń, mogło to nie pozostać bez wpływu na Brooks. Skinął głową na propozycję i pozwolił Julce przejąć inicjatywę. Zatracił się w jej wspomnieniu czując przyjemne ciepło rozchodzące się po jego sercu i przede wszystkim spokój. Sam raczej rzadko coś podobnego odczuwał. Nie bez powodu nie był w stanie wyczarować patronusa mimo szczerych chęci. W tej chwili jednak nie myślał o tym. Skupił się na malutkiej Brooks wędkującej z ojcem, a atmosfera na zewnątrz jego ciała zdecydowanie zaczęła robić się cieplejsza. -Nie wiedziałem, że łowisz. Chociaż w sumie nie powinno mnie to dziwić, morska kobieto. - W jeden dzień uczyli się o sobie więcej niż przez cały czas trwania ich znajomości, co może i poniekąd przytłaczające, było zdecydowanie terapeutyczne.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Chyba nikt normalny nie chciałby, aby ktokolwiek widział, co siedzi w jego głowie. Rzeczywistosć była jednak inna i to białe małżeństwo zostało połączone świętym węzłem wzajemnych myśli. Julia czuła, że akurat Max jest odpowiednią osobą. Spośród wszystkich znajomych, on jeden jej nie oceniał i rozumiał. I choć była trzeźwa, rozumiała dobrze tego Szkockiego drągala.
- Aj, pierdolenie – zirytowała się nagle i posmutniała momentalnie. Łatwo mu było mówić, był Śizgonem. – Ciebie nikt nie opluł, nie zwyzywał od „szlam”, ani nie przyczepił do pleców karteczki z żadnym złośliwym napisem. Wam się wydaje, że życie w Hogwarcie to lekcje i latanie na miotle. A więc uwierz mi, że jest inaczej, kurwa. Nie byłeś dwunastolatką, która w jednej chwili grała w piłkę w dokach, a w drugiej była pluta, bo nie ma „czystej krwi”. Czystej krwi, kurwa. Że niby w czym są lepsi ode mnie? – Nagle sklepienie pod nimi pociemniało, a temperatura drastycznie spadła. Sama Brooks zaczęła szczękać zębami i schowała rękawiczki do kieszeni, choć to niewiele zmieniło. – A mój karli wzrost rekompensuję, ale nie dlatego, że siedzę na dupie, tylko dlatego, że zależy mi bardziej niż komukolwiek.
Powinna czuć dumę. Pokazała w końcu wszystkim, że potrafi. Że jest w stanie zrobić wszystko. Nikt jednak nie widział potu, łez i często krwi, które przelewała na co dzień. Dla większości była po prostu zdolną laską z drygiem do machania kijem. I była tą osobą. Jednak znaczna większość jej dotychczasowych sukcesów nie wynikała z talentu, możliwości danych jej przez geny, czy zwykłego szczęścia. Nie. Była karłem, o którym wspomniał Solberg. Karłem, który miał w sobie na tyle siły, żeBY się sprzeciwić losowi, genom i czymkolwiek, co postawił przed nią los.
Dla Brooks quidditch był czymś znacznie większym niż dla Ślizgona. On bawił się tym sportem, czuła to dobrze. I rozumiała. Dla niej jednak był to sposób, by zaistnieć, coś znaczyć. Oczywiście, miotła była jej najlepszym przyjacielem, ale nie traktowała sportu, jako hobby. Chciała być najlepsza. Chciała się zapisać na kartach historii. Chciała, by nazwisko Brooks znaczyło coś więcej, niż „potoczek”, o którym wspomniał Lowell na lekcji Działalności Artystycznej. Zawsze, jak o tym myślała, była tak zimna i zdeterminowana, jak nikt inny. Dla niej to była sprawa życia i śmierci, i Ślizgon mógł to poczuć.
Gdy poczuła wspomnienia z Zakazanego Lasu, wzdrygnęła się lekko. Zobaczyła wszystko oczami Solberga i poczuła w sobie ogromny żal. Sama pewnie podeszłaby do tego wszystkiego w inny sposób, ale też uzmysłowiła sobie, że on myśli inaczej. Jest wrażliwszy od niej. Bardziej „miękki”. I w końcu go zrozumiała. Gdy oczy zaszły mu łzami, nie myślała długo. Zbliżyła się do chłopaka i pocałowała go namiętnie w usta, wpijając palce w jego włosy. Nie myślała o tym, co robi. Po prostu czuła, że tak poprawi mu nastrój.
- Kocham cię, Solberg, wiesz? – Otworzyła się bardziej niż kiedykolwiek. – Nie tak, jak Felek Ciebie, tylko po przyjacielsku, jak brata, ale jednak. I nie chcę cię widzieć w takim stanie. Ogarnij się. Dasz radę. A jak nie, to ja ci w tym pomogę – stwierdziła i odsunęła się od Ślizgona, wlepiając wzrok w pusty już kubek. Herbata powoli się kończyła.
Resztę rozmowy przemilczała jak kawałek marmuru na cmentarzu. Antosha, Arla. Nie miała zamiaru o tym rozmawiać, choć Solberg miał wgląd w jej myśli. Widział strach, związany z obawami odrzucenia Szkotki. Widział jej panikę, która wynikała z myślą, że to wszystko się posypie, gdy Armstrong stwierdzi, że jej uczucia są daremne i trzeba się odciąć. Widział niepewność, która była związana z Rosjaninem, którego kochała, a którego nie mogła mieć. Widział wszystko. Gdy Julia skoczyła sobie wyobrażać morze w Soton, uśmiechnęła się lekko. Tą wizją nie dzieliła się z nikim. I tak miało pozostać.
- To moje patronusowe wspomnienie – przyznała, uśmiechając się do siebie. – Najlepsze, jakie mam. Cieszę się, że to ty je zobaczyłeś.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Czw Lut 04 2021, 11:15, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie nie należał do tych, którzy bez zastanowienia wydawali osądy. Sam nie był święty i byłby zajebiście wielkim hipokrytą, gdyby traktował Julkę w ten sposób. Nie. Bliskie mu osoby otaczał opieką i zrozumieniem, choć było to na jego własny sposób pojebane. Wyczuł swój błąd, gdy tylko emocje krukonki zawitały w jego duszy. Szybkość i intensywność z jaką odczuwali swoje reakcje była zatrważająca. Słuchał jej słów, które potęgowały smutek w jego duszy. Nie dziwił się już, że przybierała taką postawę. Bardzo dobrze wiedział, że im więcej słabości się okazywało, tym bardziej ludzie to wykorzystywali. -Masz rację. Nie miałem takiego doświadczenia i najchętniej wyjebałbym każdemu, kto szerzy te bzdury. Myślą, że mogą czuć się ważniejsi bo mają hajs i rodowód, a gówno poza tym potrafią. - Żal mieszał się w nim z rosnącą złością. Jako wychowanek Slytherinu, który do zeszłego roku sądził, że nie ma w sobie grama czystej krwi też był wyzywany. W końcu raczej nie wpuszcza się takich odmieńców do szlachetnej krainy wybranych. Solberg jednak wychował się inaczej niż Brooks i przez to nie zwracał uwagi na te przykrości. Reagował agresją lub po prostu siadał nad kociołkiem. Gówniak marzący o otruciu kolegów z dormitorium. To były czasy. Rozumiał więc podejście dziewczyny do sportu. Obydwoje wkładali całe serce w to, na czym im zależało. Po raz kolejny mieli coś co ich łączyło. Krukonka miała rację. Ludzie zazwyczaj skupiali się na pozorach, na tym co widoczne i płytkie. Mało kto miał chęci by zapoznać się z procesem, który przeszła by osiągnąć to, co potrafiła już teraz. Gdyby nie ta stanowczość i zaangażowanie zapewne nie latałaby teraz dla Harpii. Czuł to. Przez to miejsce doskonale rozumiał w końcu wszystko, co siedziało w jej duszy i było mu głupio, że czasem tak pochopnie patrzył na jej słowa i zachowania. Mimo, że emocje dziewczyny nieco go przytłaczały, czuł ulgę, że w końcu przez debilny przypadek mają okazję naprawdę porozmawiać i postawić się w sytuacji tej drugiej osoby, co nigdy dotąd nie wydawało się być możliwe. -To co, kiedy gracie następny mecz? Naprawdę chciałbym zobaczyć Cię w porządnej akcji. - Dodał nieco lżej, okazując jej w ten swój popierdzielony sposób wsparcie. Nie chciał, by były to kolejne puste słowa. Naprawdę miał ochotę zobaczyć Brooks na stadionie razem z innymi graczami, dla których quidditch znaczy coś więcej. Był pewien, że jeżeli ktoś z jego znajomych ma osiągnąć sukces i zyskać znaczenie w świecie, to krukonka miała na to największe szanse. W życiu nie spodziewałby się tego, co nastąpiło później. Brooks zetknęła ze sobą ich wargi, a Max odruchowo odwzajemnił pocałunek czując, jak traumatyczne wspomnienia rozpływają się w powietrzu. Jak zwykle fizyczność była jego ucieczką. Na chwilę pozwolił sobie mocniej przysunąć ją do siebie, by zyskać kontakt z rzeczywistością i odsunąć całą tę plątaninę myśli i uczuć choć na kilka sekund. -Dzięki... - Mruknął cicho, gdy odsunęli się od siebie i zatopił usta w ostatnim łyku praktycznie lodowatej już herbaty. Wiedział, że nie musiał nic mówić, bo doskonale czuła tę wdzięczność w jego sercu. Wdzięczność i to, że zależało mu na jej przyjaźni. Nie potrzebował więcej. Ten wieczór uzmysłowił mu, że mógł na nią zawsze liczyć i miał nadzieję, że Brooks wiedziała, że on również nie chce jej zawieść. Chciał odpowiedzieć. Przyznać, że też jest dla niego jak rodzina, ale inne słowa zdominowały sens wypowiedzi krukonki. Poczuł, jak tym jednym zdanie z kopa burzy wszystkie mury, które tak usilnie budował, a ból rozlał się po jego sercu, gdy w końcu pozwolił sobie przyznać jej rację. Ostatni z elementów układanki trafił na swoje miejsce, a rozmowa, która miała miejsce w igloo nabrała całkowitego sensu. Na szczęście Brooks zaczęła przywoływać wspomnienie, więc Max mógł odetchnąć. Skupił się na tych pozytywnych emocjach, które mu przekazywała i czuł się lekko jak dawno nie miał okazji się czuć. Najchętniej oglądałby tę scenkę w kółko, gdyby tylko mógł odczuwać te pozytywne emocje. -Patronusowe? - Zdziwił się, bo nie spodziewał się, że dziewczyna podzieli się z nim czymś tak prywatnym. -Nawet nie wiesz.. Znaczy pewnie czujesz... Dziękuję Brooks. Kurwa mać, dziękuję i przepraszam, że byłem ostatnio takim kretynem. - Pozwolił sobie na ostatnią dozę fizyczności, gdy zamknął krukonkę w ciepłym uścisku. -Możemy stąd wyjść? Mam dosyć.... Czucia... - Poprosił, podnosząc się chwiejnie na nogi. Jednak co flaszka, to flaszka.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Właściwie to nigdy nikomu nie opowiadała o swoich pierwszych doświadczeniach w Hogwarcie. Ci, którzy znali ją od początku, wiedzieli, przez co przechodziła, a reszta? Nie była to rzecz, o której lubiła opowiadać, więc trzymała to wszystko w sobie. Jedyną osobą, choć raczej istotą, której przez te lata mogła się wygadać, był Gwizdek, skrzat ze szkolnej kuchni. Czując złość narastającą w chłopaku, pogładziła go po ramieniu. Nie potrzebowała współczucia. Już nie była smutną dziewczynką, która zaczynała swoją przygodę w szkole. Od tamtej pory wiele się zmieniło, a ona wyhodowała grubą skórę i nauczyła się podchodzić do tego wszystkiego z dystansem.
- Nie rozmawiajmy już o tym, nigdy. Proszę – wymamrotała cicho, chowając głowę w ramionach. Znów zrobiło się chłodniej. Mimo to, czuła, jakby jakiś wielki kamień spadł jej z serca. Wiele z tych rzeczy, które dziś powiedziała, dusiła w sobie latami. I zapewne dalej by tak było, gdyby nie przypadek i magiczne właściwości jaskini. Nigdy nie podejrzewała, że przyjdzie jej dzielić tak bolesne i radosne wspomnienia ze Ślizgonem, ale czuła, że to odpowiednia osoba. On również był skryty, więc doskonale rozumiał wagę wypowiadanych słów oraz uczuć, które kłębiły się w jego głowie. Uczuć, które nie należały do niego.
- W marcu gramy z „Jastrzębiami” i „Katapultami”. Jeżeli spodobał ci się narodowy, gdy był pusty, to będziesz zachwycony, jak zobaczysz go zapełniony po brzeg. Coś wspaniałego.
Pocałunek, któremu się oddali, nie znaczył nic i znaczył wszystko zarazem. Nie było w tym nic romantycznego, ot, był to sposób na odsunięcie od siebie smutnych wspomnień, próba zastąpienia ich czymś pozytywnym, a także, w odczuciu Brooks, dziwny sposób na ukazanie tych wszystkich ciepłych uczuć, które żywiła do Ślizgona. Nie dało się jednak ukryć, że było to przyjemne.
- Ja też dziękuję. Nawet nie wiesz, jak długo trzymałam w sobie te wszystkie rzeczy. – Gdy uczucia Solberga ponownie wdarły się do jej umysłu, uśmiechnęła się ciepło. Poczuła się lekka jak piórko na wietrze.
Gdy patronusowa wizja dobiegła końca, poczuła się jeszcze lżej. Pokiwała głową w odpowiedzi na pytanie chłopaka, a kiedy ten zaczął się plątać w swoich wypowiedziach, zaśmiała się cicho.
- No już, Max. Ja z kolei byłam dla ciebie dupkiem, ale to w dobrej wierze. Wiesz o tym, prawda?
Twarda ręka Brooks w stosunku do Ślizgona była ostatnio zbyt twarda. Ten oczywiście robił głupoty i starała się mu pomóc w sposób, który uznawała za właściwy, ale teraz, gdy wiedziała, co siedzi w duszy chłopaka i jaką traumę przeżył w Zakazanym Lesie, uzmysłowiła sobie, że oprócz dyscypliny, potrzebował on również nieco ciepła, którego od niej nie otrzymywał.
- Tak, chodźmy. – Również wstała, chwyciła go za dłoń i zaczęła prowadzić w kierunku wyjścia. Na zewnątrz było niewiele jaśniej, niż w środku, panowała w końcu noc polarna. Światła ośrodka migotały w oddali i nie było najmniejszych wątpliwości, że czekała ich długa droga. Krukonka jednak znała sposób, żeby ją nieco urozmaicić. Wyciągnęła z plecaka bezprzewodowe słuchawki i założyła je chłopakowi na uszy, po czym włożyła mu do ust papierosa i odpaliła. Sama również skusiła się na dymka.
- Posłuchaj tego. The Strokes to najlepsze, co spotkało ludzkość, od czasów krojonego chleba – poleciła i włączyła piosenkę, którą męczyła ostatnio na pętli. Dzień w dzień.
Uwaga. Temat jest cały czas ogólnodostępny, a poniższe wskazówki dotyczą osób, które biorą udział w evencie pt "Artefakty z Torsvårg".
Artefakt - strzała
-> Jeśli Twoja kość poszukiwania wynosiła 2-4 odnajdujesz tu artefakt jednak spotyka Cię z tym mała przygoda. Obowiązują Cię niżej rozpisane kostki.
-> Jeśli Twoja kość poszukiwania wynosiła 5-6 poniższe kostki Cię nie interesują. Artefakt niemalże do Ciebie lgnie. Wystarczy, że dotkniesz ściany, a strzała przypłynie do Twojej dłoni bez naruszania struktury ściany. Szczęście?
->Jeśli wyrzuciłeś 1 na poszukiwanie to wystarczy, że napiszesz tu jeden post opisujący niepowodzenie odnalezienia.
Strzała zamrożona została w ścianie jaskini. Niestety wydobycie jest jej niemożliwe, należałoby raczej zburzyć całą jaskinię, aby mieć szansę się do niej dostać. Gdy podchodzisz przed Twoimi oczami pojawia się napis:
Zapłać ofiarę, a otrzymasz to, czego szukasz.
W ścianie pojawia się lodowa półka. Masz do wyboru ofiarowanie: minimum 40 galeonów, dowolny przedmiot ze swojego kuferka bądź przedmiot kradziony. Ofiarę tracisz, a strzała pojawi się w Twojej dłoni.
Utratę ofiary zgłoś dopiero w poście końcowym w Leżu Trolla.
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Obydwoje zamknęli gdzieś głęboko przeszłość, z którą musieli się borykać, choć Brooks wydawała się lepiej sobie z nią radzić. Wyszła z tego wszystkiego silniejsza i cudownie zdeterminowana w przeciwieństwie do Maxa, który coraz mocniej gubił się we własnym życiu. Przynajmniej do czasu. -Jasne. Nigdy. - Przytaknął, wiedząc bardzo dobrze, że niektóre sprawy wyszły tylko dlatego, że nie było jak ich w tym miejscu ukryć. Sam też liczył, że niektóre jego sprawy nie będą już więcej poruszane i o ile znał Julkę i ich relację mógł mieć co do tego pewność. Znając życie jak tylko przekroczą próg tej jaskini wszystko wróci do normy, a oni znów będą trzymali swoje ciężkie przeżycia w ukryciu. -Wyślij mi konkretne daty to coś wykombinuję. Może jakiś wielosokowy czy inne gówno i do przodu. - Czy byłby w stanie ryzykować kolejne zawieszenie by tylko dostać się na ten mecz? Jak najkurwabardziej. Mimo, że był już na ostatniej prostej nie potrafił dusić się w tych murach. Nie teraz, gdy przez tak długi czas ledwo mógł wystawić dupę z dormitorium, by nie ryzykować wyjebania. Zdecydowanie nie był to romantyczny gest, ale z pewnością bliski. Wyrażał to, czego nie potrafili powiedzieć słowami i zdecydowanie pomógł odgonić te gorsze wspomnienia i po prostu w jakiś sposób się wyładować. Jeżeli z kimś mógł pozwolić sobie na podobne gesty bez obawy, że będą znaczyły za dużo, to właśnie była to Brooks. -Jak widać czasem trzeba to z siebie wyrzucić. Następnym razem wiemy, gdzie przyjść. - Uśmiechnął się lekko, bo wątpił, że trzeźwi i normalni będą w stanie tak po prostu rozmawiać o tym, co ich trapi. A przynajmniej Max wiedział, że podobne momenty kosztują go zbyt wiele, co już tyle razy pokazał. Wiedział, że Brooks nie chciała nigdy dla niego źle, ale nie potrafili wzajemnie się zrozumieć. Posiadając tak różne podejście do życia nie umieli znaleźć punktu widzenia tej drugiej osoby a ta dziwna jaskinia w końcu im w tym pomogła. Wydawałoby się, że ten chłód między nimi, który pojawił się ostatnimi czasy w końcu odpuścił. Przyjął jej pomoc i razem poczłapali się w kierunku wyjścia. Max z ulgą przyjął odcięcie się od Julkowych emocji. Wziął głęboki wdech, wyrzucając z siebie głębokie westchnięcie i zaciągnął się wtykniętym mu do ryja papierosem. -The Strokes? Dobry zespół, ale znam lepsze. - Wystawił w jej stronę język. Oddając się dźwiękom muzyki, szedł w kierunku ośrodka z Brooks pod ręką. Wciąż nie wytrzeźwiał, ale przynajmniej trzymał już pion, a to wiele zmieniało. Dyskutowali o muzyce, którą obydwoje uwielbiali, a szczególnie tę tworzoną przez mugoli i nawet nie zauważyli, jak dotarli pod krukońskie igloo. Solberg już chciał pakować się do środka, gdy Julia zatrzymała go mówiąc, że nie ma nic przeciwko, ale na jego miejscu rozmowa z Felkiem była tym, co powinien zrobić. Rzucił smutnym spojrzeniem w stronę pustego igloo. Widać Lowella jeszcze nie było. W końcu jednak po kilku długich sekundach skinął głową przyznając Brooks rację. -Życz mi powodzenia. I pozdrów Arlę. Na pewno dotrę do was któregoś wieczora. - Dał jej na dobranoc buziaka w policzek i chwiejnym krokiem ruszył w stronę swojego igloo czując, jak niewypowiedziany ciężar ponownie zaczyna zalegać na jego sercu.
//zt x2
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Po spisaniu mapy możliwych lokalizacji, gdzie mogą znaleźć zaginione artefakty. Wspólnie ustaliły, że lepiej zacząć od Białej jaskini. Nazwa była ciekawa oraz też lepiej zaczynać od trudniejszych miejsc. Beatris właśnie takie wydawała się Biała jaskini. Teren zamknięty i możliwe utrudnienia jak jakieś zwierze czy też zakłócenia. Na terenie otwartym czarodziej ma więcej możliwość, jak na przykład ucieczka czy też lepsze pole do walki niż zamkniętym. Dlatego to wydawało się jej odpowiedniejsze by zacząć i podobne do tej, co byli obecnie. Jaskinia, ale legowisko czy loża. Udając się tam Beatrice była pogrążona nad myślami. Można śmiało powiedzieć, że bujała w obłokach. Nie o tym co zrobią jak znajdą czy też to będzie strata czasu. Bardziej o samej wyprawie... Chciała wykorzystać ją jak najlepiej by mieć co opowiadać. A na pewno będzie miała, bo sama jaskinia robiła wrażenie i wchodząc do niej miało się wrażenie, że zaraz się rozsypie i spadnie na głowie niczym lawina. Jednak jedno trzeba było przyznać była piękna i emanowało z niej spokój. Który powoli ogarniał również pannę Zakrzewski. - Pięknie tutaj Wyszeptała ostrożnie nadal lekko obawiając się, że jeśli powie za głośno to może spowodować rozsypanie się jaskini. Weszła głębiej zaciekawiona również tym jak to wszystko jest stworzone. Chociaż na pierwszy rzut oka wygląda krucho to sprawia wrażenie też solidnej. Przyłożyła zaciekawiona dłoń do ściany jaskini.
Ostatnio zmieniony przez Beatrice R. Zakrzewski dnia Sob Lut 13 2021, 20:59, w całości zmieniany 1 raz
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Biała jaskinia wydawała się być dobrym startem, choć serce Rudej trawiło ziarenko niepokoju. W końcu klaustrofobia, z którą zmagała się od dawna nie była dla niej czymś łatwym do przejścia, a nie miała pojęcia, jakich rozmiarów okaże się miejsce, którego szukały. Zgodnie z przepisaną mapą szły wzdłuż rzeki, która po jakimś czasie zmieniła się w śnieg i w końcu.... Dziewczyny ujrzały wejście do pieczary. -Pięknie, to prawda. Myślisz, że strzała będzie dobrze ukryta? - Zapytała, czując nie tylko ekscytację na samą myśl o wyprawie, ale i ulgę, że jaskinia okazała się być większa niż zakładała. -Powiedz mi, jesteś krukonką, więc pewnie z zagadkami byś sobie poradziła, a jak Ci idą zaklęcia? Musimy znać swoje mocne strony, jeżeli chcemy coś osiągnąć. - Zapytała wiedząc, że sama nie jest najlepsza w kwestii magii użytkowej, ale jeżeli staną przed runami, czy klątwami, będzie już w stanie poradzić coś w tym temacie. Ostrożnie przyglądała się wnętrzu jaskini, próbując wyczytać z niego cokolwiek. Choćby najmniejszą wskazówkę, dotyczącą możliwej lokalizacji szukanego przez nie artefaktu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Beatice nie obawiała się klaustrofobii, bo jakąś nigdy na nią nie cierpiała. Raczej bała się czegoś innego, że jaskinia może się z nimi w środku zmienić swoją lokalizację i nie będą wiedziały jak wrócić. Bądź też obawiała się zawalenia jaskini. Jednak kiedy przekroczyła jej próg wszystkie te obawy jakby zniknęły. Wręcz była nią zachwycona... Potrafiła zawsze doceniać piękne rzeczy, a ta jaskinia bez wątpienia się do niej zaliczyłała. - Nie wiem minęło sporo czasu, aż zaginęła. Równie dobrze być głęboko pogrzebana, że przydałby się sprzęt. Jednak to jest magiczna strzała więc może magia w nas pomoże w zlokalizowaniu jej - powiedziała do dziewczyny, a raczej odpowiedziała na jej pytanie. Nie wiedziała jak będzie z nią czy spędzą wiele godzin szukaniu i nie znajdą niczego, czy też strzała jakiś magiczny sposób naprowadzi na siebie. Musiał być jakiś haczyk... Utrudnienie z takim artefaktami nigdy nie ma łatwo. - Zaklęcia idą mi tak sobie. Bardziej eliksiry, magiczne stworzenia czy też latania mi wychodzi. A jak jest u ciebie - cóż musiały być ze sobą szczere jak miały poznać swoje mocne strony. A zaklęcia nie szły jej tak dobrze jak niektórym członkom jej rodziny. Co innego eliksiry czy też latanie oraz ONMS. Tymi dwoma to było jej hobby więc nic dziwnego, że na nich się znała.
Przychodząc na miejsce od razu rzuca Wam się w oczy przygotowana sceneria: rozłoży koc w czerwono-białą kratę, rozrzucone płatki róży, palące się świece oraz pudełko czekoladek i piwo kremowe. Ktoś musiał się przy tym napracować. Jeśli macie ochotę możecie poczęstować się słodkościami, jednak wówczas należy rzucić kostką (k6);
Parzysta trafiłaś/-eś na czekoladę z dodatkiem amortencji, szybko odczuwając skutek jej działania - Twój partner wydaje ci się bardziej atrakcyjny, zaczynasz odczuwać do niego pociąg, niezależnie od tego, jakie relacje łączyły was wcześniej Nieparzysta z ulgą odkrywasz, że były to czekolady z eliksirem Felix Felicis, dzięki czemu ogarnia cię radość, pewność siebie i wiara we własne możliwości. W razie pytań proszę pisać do @Olivia Callahan
Kwestia tego, jak jaskinia wyglądała w środku też zastanawiała Rudą. Musiały uważać jeżeli nie chciały wplątać się w jakieś bagno, dlatego też ślizgonka wciąż trzymała wyciągniętą przed siebie różdżkę. Chwilowo tylko oświetlała im teren, ale była gotowa w razie potrzeby przejść zarówno do ataku jak i obrony. -Myślę, że masz rację. Raczej nikt nie postawił jej tu na środku w oczekiwaniu, aż ktoś przyjdzie i ją po prostu podniesie. Myślisz, że zwykłe zaklęcie przywołujące pomoże? - Obecnie tylko teoretyzowała ciekawa, jakie podejście do sprawy ma Beatrice. Bała się trochę podjąć jakikolwiek ruch. W końcu nie miały pojęcia na co tak naprawdę się porywają. -No to będzie ciekawie, bo też nie jestem najlepsza w machaniu różdżką. Pojedynki mi wychodzą, ale te zwykłe czary to katorga. Poza tym zielarstwo i uzdrawianie. Mam jednak nadzieję, że to ostatnie nam się nie przyda. - Pominęła oczywiście fakt, że najlepiej to się dogaduje z Czarną Magią. Nie była to informacja potrzebna w tej chwili i Ruda wolała zachować niektóre sprawy dla siebie. Gdyby jednak znalazły się w sytuacji kryzysowej, zapewne nie wahałaby się przed skorzystaniem ze swoich zdolności.
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Łuk już znajdował się w jej posiadaniu. Teraz potrzebowała jedynie strzały, aby dopełnić tego całego dzieła i zanieść trollowi cały komplet artefaktów. Sama nie miała pojęcia czemu właściwie zdecydowała się na to, aby udać się do białej jaskini. Może dlatego, że brzmiała ona niezwykle intrygująco i zaciekawiła ją wystarczająco, by sprawić, że Krukonka postanowi wraz z Felinusem się do niej udać. - To musi być gdzieś tutaj. Przynajmniej według mapy - o ile oczywiście czegoś nie spierdoliła, przerysowując ją do swojego notatnika. Nawet sięgnęła po niego uprzednio wyczarowawszy małą świetlistą kulę, która zawisła nad jej ramieniem, by oświetlić trzymany przez nią zeszyt. Nie było wątpliwości. Znaczniki obecne na wyrytej w skale mapie zdecydowanie wskazywały na tę jaskinię, która swoją drogą wydawała się być naprawdę ogromna. Wszędzie był jedynie lód i w zasadzie nic więcej. Powoli doprowadzało ją to do szału, bo naprawdę nie widziała nic, co przykułoby jej wzrok. Ani śladu żadnej strzały, co zaczęło ją irytować powoli przez to, że naprawdę sporo musiała się nałazić, by znaleźć to cholerstwo. - Widzisz coś, Feli? - spytała jeszcze Puchona, przesuwając palcami po lodowej ścianie.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Sam jakoś podejrzewał, że to nie jest zwykła jaskinia, skoro wcześniej Ślizgon nie chciał z nim iść właśnie do tego miejsca. Przemieszczanie się poprzez kolejne zaspy śniegu, jak również pozostawianie na nich śladów, nie sprawiało dla niego żadnego problemu. Czuł się tak, jakby już zwiedził większość okolicznych terenów, dlatego czuł się znacznie pewniej - nie bez powodu. W przypadku Doliny Godryka podobne odczucie prowadziło jego ciało, w związku z czym nabierał brawury, która mogła jednak spowodować jego upadek. Trzymał zatem w gotowości różdżkę, wszak nie zamierzał przejść obojętnie obok ostrzeżeń i czerwonych lampek zapalających się asynchronicznie pod kopułą jego czaszki - każda z nich odpowiadała co prawda za coś innego, ale koniec końców nie zamierzał tak łatwo poddać się własnej głupocie. Nawet jeżeli ta zagrzewała jego umysł czasami zbyt często i zbyt widocznie. - Wielka, biała jaskinia. Brzmi jak zajebiste miejsce do ukrycia strzały. - powiedział, spoglądając dookoła, kiedy to weszli tym samym do miejsca, gdzie to podobno coś się znajdowało. Podobno, wszak nie wiadomo, czy ktoś ich wcześniej nie uprzedził, w związku z czym dłoń zacisnęła się na różdżce, którą postanowił mieć na wszelki wypadek pod ręką. Co jak co, ale za którymś razem, gdy człowiek oberwie w głowę i dostanie srogi wpierdol, można wyuczyć się pewnych mechanizmów - i to właśnie był ten jeden z nielicznych, które to zagrzewały jego zwoje mózgowe. Zachowywał się ostrożnie, zastanawiając się nad tym, jakie to rzeczy wiążą się z obecnością w tej jaskini. Na razie jeszcze nie wiedział, ale ostrzegawczo postanowił podchodzić do wszystkiego ze spokojem, w związku z czym czekoladowe tęczówki ostrożnie zwracały uwagę nawet na najmniejszy szelest. Choć prędzej to były dźwięki rozbijające się echem po całości ścian. - Niestety nie. - sam nie wiedział, czemu coraz to więcej osób mówiło na niego "Feli", ale niespecjalnie mu to przeszkadzało. - Może Accio? Nad jeziorem Oko Odyna pozwoliło to wskazać na miejsce, w którym przechowywany jest artefakt. - zaproponował, oddając w pełni dowolność poczynań względem tej strzały. Może nie był to najlepszy pomysł, ale mógł jakoś wskazać, pozwolić na kolejny krok do przodu, aniżeli stanie w miejscu i przyglądanie w idiotyczny sposób dookoła. A wiedział, że Strauss jest bardziej biegła w zaklęciach niż on - w szczególności po wyczerpaniu własnej sygnatury.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Magiczna czy nie, najważniejsze było to, że spoczywał w niej rzekomo artefakt i tylko to się dla niej liczyło. Nie obchodziło ją to czy zamieszkiwały ją jakieś czerwone kapturki, porastały jakieś dziwne halucynogenne porosty czy może działo się w nich jeszcze co innego. Była w tym momencie skupiona jedynie na jednym, a w takich momentach tylko to dla nie się liczyło, a wszystko inne szło w odstawkę. - Wszystko brzmi dobrze jak miejsce na ukrycie strzały... Biała Jaskinia, Oko Odyna, Uranus... - zaczęła wymieniać, wzruszając przy tym ramionami. I całkowicie nie przejmując się tym, że rzuciła żart, z którego zaśmiałby się każdy niewyżyty trzynastolatek. Przez chwilę przysłuchiwała się sugestii Lowella, przeciągając palcami po lodzie i zastanawiając się nad tym, co faktycznie mogłoby jej pomóc w poszukiwaniu strzały w tej lodowej waginie jaskini. Z pewnością było w niej coś dziwnego. - Accio? Nie sądzę, by zadziałało - odparła, odrywając rękę od zimnej powierzchni. - W tym lodzie jest coś dziwnego... Przyłożyła na chwilę do niego różdżkę, by zobaczyć czy uda jej się go chociażw pewnym stopniu roztopić. Niestety żadnych rezultatów. Przynajmniej miała potwierdzenie dla teorii o tym, że lód był zaczarowany. I zapewne mógł oddziaływać na przedmioty i osoby, które przebywały w jaskini. To mogłoby utrudnić namierzenie strzały przy pomocy zaklęć. - Chyba jednak czeka nas tradycyjne szukanie... - troszkę ból i smutek, bo jednak bardziej się przy tym namęczą, ale przynajmniej działało to w stu procentach. Gdyby tylko nie było tak pracochłonne...
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Lowell pamiętał zdawanie egzaminu o Cortez - kiedy to jeszcze posiadał jądra - więc wolałby raczej nie mieć do czynienia z Czerwonymi Kapturkami. Wszak otrzymanie pałka w tamto miejsce nadal boli. I trochę mimo wszystko pokazuje, że jest słabą istotą, aniżeli kimś, kto byłby w stanie rzucić najprostsze zaklęcia, które to w skuteczności byłyby w stanie go uchronić - i nie tylko jego, choć podejrzewał, że zdolności na tym polu u dziewczyny są wysokie. A przynajmniej przebijają się przez większość, w związku z czym jedynie cicho westchnął, jakoby mając nadzieję, że nic dziwnego ich tutaj nie spotka. Bo inaczej Maximilian go zabije za tę nieumyślność i potencjalny idiotyzm, którym to się naprzemiennie reprezentują i za który to ze wzajemnością potrafią dać drugiemu w łeb. - Dobre miejsce? - mimo wszystko i wbrew wszystkiemu nie nazwałby tego czegoś "dobrym miejscem". Nazwałby to czymś oczywistym. Równie dobrze ktoś mógłby zamienić artefakty w kamienie i wyrzucić je w pizdu, śmiejąc się wniebogłosy z takiego obrotu sytuacji. Bo co jak co, ale dla niego takie lokacje zdawały się być zbyt oczywiste. Wyczuł coś, ale nie był do końca pewien, co to dokładnie było. Jakoby rozumiał tym samym Strauss bardziej, co kazało mu tym samym zachować należytą ostrożność. - Jakby ktoś chciał je ukryć, to by je wykurwił do lasu w promieniu kilkuset kilometrów, gdzie nikt normalny się nie zapuszcza. Do tego najlepiej w coś oczywistego zamienił. A tak to miejsce jest podane na tacy - tylko bez znajomości tego, w którym konkretnym miejscu ta strzała się znajduje. - powiedział w jej stronę, dzieląc się własnym spostrzeżeniem, wszak mógł oczywiście przytakiwać na wszystko głową, udając swoistą figurkę w samochodzie, ale wcale nie zamierzał tak działać. Miał swoje zdanie, swój charakter, mimo wycofanego sposobu bycia. I potrafił powiedzieć coś dosadnie, jeżeli tylko widział ku temu powód. - Magia? - zapytawszy się, samemu przyłożył dłoń, czując jakoby dziwną moc, która to próbowała się trochę przedostać do jego umysłu. Próbowała, aczkolwiek było to utrudnione, a sam skupił się dość mocno, choć wykorzystywało sporo jego własnej energii. Teoretycznie nie powinien się przemęczać, a jednak znowu to robił. - Tu nie jest bezpiecznie. - mruknąwszy, odwrócił spojrzenie czekoladowych tęczówek w jej stronę. - Ta jaskinia... próbuje wpłynąć na umysł w jakiś sposób. W jakiś. - odpowiedziawszy, zabrał tym samym dłoń, zastanawiając się nad tym, co konkretnie próbuje wyłuskać ta przedziwna magia, przed którą to się próbował bronić. Z mniejszym lub większym skutkiem, ale koniec końców nie dawał wszystkiego jak na tacy; skupiwszy się, nie zamierzał tak łatwo porzucać nauk, z którymi to miał wcześniej do czynienia. Za które zapłacił własną krwią. - Ale gówno. - powiedziawszy, jakoś niespecjalnie chciało mu się szukać tego w tradycyjny sposób, ale nie mógł w żaden szczególny sposób poradzić. Co jak co, ale sprawdzanie każdego zakątka nie zdawało się być jego szczególnym życzeniem i marzeniem. -Lumos Sphaera. - postanowił oświetlić jaskinię, by tym samym ich poszukiwania (jakoś) były bardziej owocne.