Kostka: A… Moje kamienie: 4/4
- Kto to wrócił… – mruknął, kątem oka widząc znajomą, półprzezroczystą sylwetkę dziewczynki, towarzyszącej mu od początku jego przygody w Luizjanie. Nadal była dziwnie naburmuszona, niemniej chyba w dużej mierze jej zły humor jej odpuścił. – Stęskniłaś się? – uniósł brew, uśmiechając się do niej. Może i był nieco złośliwy, ale gdzieś wewnątrz cieszył się z jej widoku, zważywszy, że właśnie krążył po tym opuszczonym miejscu samotnie już dobrych kilka godzin. Nie odpowiedziała, sunąc w ciszy tuż obok niego. Nadal, stosując swoją metodę przeszukiwania domu pokój po pokoju (która swoją drogą do tej pory nie zawiodła), uchylił następne z drzwi… choć to było zbyt wiele powiedziane, patrząc na ich stan. Gdyby się uparł, to nawet ze swoimi gabarytami mógłby się zmieścić w ich wyłamanej części, no ale po co. Zawiasy zaskrzypiały złowieszczo, zupełnie jakby ostrzegały go przed wchodzeniem do środka. Oczywiście nic sobie z tego nie zrobił, gdyż w innym wypadku nie byłby sobą. Nieodpowiedzialny dupek. Trafił tu w momencie, kiedy było jeszcze dość jasno, tak więc nie miał potrzeby rozświetlania sobie drogi. Pierwsze co przykuło jego uwagę to przepięknie zdobione ściany i sufit przedstawiające… no właśnie, co? Luizjanę? Zupełnie nic na to nie wskazywało. Miał nadzieję, że nie była to podpowiedź co do tego, gdzie powinien szukać samego amuletu, bo jeśli teraz jeszcze miałby odgadnąć miasto, to chyba by się pociął. Dopiero po paru minutach jego oczy zwróciły się na narysowany na środku krąg, który zupełnie nie pasował do wystroju tego miejsca. A przynajmniej wskazywał na to, że nie jest zwyczajny. Mężczyzna machnął różdżką, odganiając z niego gruz i pył i przyjrzał mu się uważnie, zupełnie jak drapieżnik wpatrujący się w swoją ofiarę, którą miał zaraz pozbawić życia. Przechylił głowę. Co miał zrobić, wejść do środka? Postawił jeden krok, choć nie przekroczył linii. Zastanowił się przez chwilę – co mógł za sobą nieść okrąg na środku pokoju? Zresztą, czy to ważne? Wlazł już do wanny pełnej wody i bawił się w odczytywanie starożytnych tablic… czy to nie było równoważne ryzyko? Do tej pory nic się nie stało, poza tym, że zdecydowanie odczuwał inaczej temperatury. Co na dłuższą metę nie musiało być aż takie złe. Teraz gorąco Luizjany nie męczyło go tak bardzo jak poprzednio. Wszedł do środka, trzymając w pełni gotowości swoją różdżkę. Minęlo kilka minut i nie stało się zupełnie nic. Może to nie tu powinien szukać kamienia? Clara przyglądała mu się z ciekawością, ale nic nie mówiła. Usiadł, kreśląc różdżką różne pierdoły w pyle. Nadal nic. – Jakieś pomysły? – zapytał dziewczynki, zerkając na nią spod byka. Zdaje się, że właśnie tracił czas. Wzruszyła ramionami. O co jej chodziło? Miał już w zasadzie wstać i pójść szukać dalej, ale coś go tknęło, do tego, aby się położyć. Dlaczego miał wrażenie, że popełniał jeden z większych błędów w swoim życiu? Jak pomyślał, tak zrobił, leżąc w kręgu i przypatrując się zdobionymi w przepiękne wzory sufitowi. Miał wrażenie, że mijają godziny. W końcu jednak uznał, że to bezsensu i podniósł się do stójki, wzruszając ramionami. Clara natomiast zaczęła intensywnie wskazywać palcem na krąg, a on podążyl za nią wzrokiem dostrzegając przed sobą kamień. Nie wierzę. Podniósł go z ziemi, a wtedy cały świat, jaki przed chwilą jeszcze rozciągał się przed nim, zgasł. Było to tak gwałtowne, że od razu w panice wystrzelił praktycznie we wszystkie strony zaklęcia ofensywne, zupełnie jakby obawiał się, że coś go zaraz zaatakuje. - AAAA USPOKÓJ SIĘ! – krzyk jego ducha skutecznie uspokoił jego niszczycielskie zapędy. Stał przez chwilę w miejscu, próbując połapać się w sytuacji, która była dla niego całkowicie abstrakcyjna. Pochylił głowę. – Clara, powiedz, proszę, że rozbił się tu proszek natychmiastowej ciemności, albo z jakiegoś powodu zgasło słońce. – mruknął do niej, czując, jak z całą intensywnością zaczynał pracować jego słuch, próbujący namierzyć cokolwiek. Wiedział, co się stało, ale musiał usłyszeć to od niej. – Nie, wciąż jest jasno. – fantastycznie. Stracił wzrok. Zacisnął zęby i oblizał spierzchnięte wargi, zastanawiając się co dalej. Nie panikował. Jeszcze. Miał szczerą nadzieję, że będzie to dotyczyć tylko momentu, do którego nie znajdzie amuletu albo nie wyjdzie z tego domu i tej właśnie iskierki się trzymał. Miał cztery kamienie. Co dalej? Ile musiał ich jeszcze zebrać? - Claro, musisz mnie poprowadzić. Nic nie widzę. – tylko, na Merlina, pamiętaj, że nie przechodzę przez ściany. – pomyślał. [zt] |