Domek jest drewniany, jest to studio, więc znajdują się tu dwie oddzielne sypialnie oraz jedna wspólna toaleta. Pomiędzy bliźniaczymi pokojami znajduje się niewielki salon z kanapą i stolikiem do kawy. W samych sypialniach nie brakuje dwóch oddzielnych szaf, małego wspólnego biurka z dwoma krzesełkami, wazonika z kwiatkami i portretu z pierwszą nowoorleańską wiedźmą, która zawsze, ale to zawsze na Was patrzy.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
Pokój 1 1. Aurelie D. Vetscht 2. Nicolai O. Dalgaard
Duchy w Nowym Orleanie są wszechobecne. Stanowią niemal osobną grupę społeczną, w każdym barze, w każdym miejscu znajdziesz ducha, który jest do niego przywiązany. Jest jedno sporo duchów, które błądzą po mieście i szukają turystów, traktując ich jak rozrywkę i pomagając im poznać Nowy Orlean lepiej. To wasi przewodnicy, którzy w każdej chwili mogą pojawić się obok. 1. Duch nie jest przy tobie przez całą dobę, ale może pojawić się w każdej chwili. 2. Rozmowy z duchem możesz prowadzić sam, śmiało rozbudowuj charakter swojego ducha. Pamiętaj, że mistrz gry w każdej chwili może wcielić się w twojego ducha. 3. Każdy ma ducha o innym imieniu i innym charakterze. Jest jednak kilka grup, które mają wspólne działanie, zalety, wady i przede wszystkim zadania, za które możecie zdobyć punkt do kuferka.
Johny
@Aurelie D. Vetscht Duch umięśnionego i dość rosłego mężczyzny, gdyż mierzy on dwa metry z kawałkiem. Jego blada poświata emanuje pewnością i poczuciem stwarzanego zagrożenia, mimo że był przecież tylko duchem. Zapytany, powie, że za życia był wilkołakiem, który w swoim czasie miał cel utworzenia wilczego „gangu”, za pomocą którego rządziłby okolicznymi ziemiami. Mokradła zna jak własną kieszeń, wie też, gdzie jest największe niebezpieczeństwo, a gdzie można sobie pozwolić na chwile odpoczynku. Ponadto zna wiele ciekawych opowieści o tutejszych wampirach i wilkołakach, gdyż miał on sporą sieć kontaktów i niektórych z nich zna, albo znał ich rodziców, czy dziadków. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim masz ogromną ochotę poznać historię wilkołaków i wampirów, niezależnie jaki masz do tego stosunek normalnie. Dobrze się czujesz w towarzystwie wilkołaków. Zalety: W każdej lokacji na mokradłach, która wymaga od ciebie rzutu kostką (czy to na wejście, czy na efekt) możesz przerzucić kostkę jeden raz. Wady: Przynajmniej raz musisz pojawić się na terenie wilkołaków. Duch tak cię prowokuje do kręcenia się po mokradłach, że w końcu musisz się tam zgubić. Twój cel: Były mieszkańca mokradeł zawsze zachęci cię do zwiedzania okolic. Postawi to ponad Nowym Orleanem i każdym innym miejscem w mieście. Może wydaje ci się to mniej interesujące niż zwiedzanie tętniącego życiem miasta, ale jeśli dasz mu szansę to kto wie, może dowiesz się o naprawdę wyjątkowych miejscach. Jeśli wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Musisz pojawić się w przynajmniej 5 lokacjach na mokradłach. 2. Przeprowadź przynajmniej jeden wątek (minimum 5 postów na osobę) z wilkołakiem. Możesz to zrobić z miejscowym wilkołakiem (z mg, lub czarodziejową duszą), lub z wilkołakiem-graczem. W wątku musicie poruszyć kwestię likantropii. 3. Opowiedz komuś legendę, bądź historię, którą opowiedział ci twój duch. Musi dotyczyć mokradeł, wampirów, lub wilkołaków.
Oscar
@Nicolai O. Dalgaard Duch zgarbionego mężczyzny o nieprzyjemnym spojrzeniu, trzymającym w dłoni swój atrybut, karty do gry. Już z daleka widać, że za życia był on hazardzistą i do końca swojego żywota nim pozostał, gdyż nawet jako duch chętnie zachęca każdego do wzięcia udziału w loterii jaką jest wszelkiej maści gra z nim czy podobnym mu ludźmi. Oprócz tego, Oscar wydaje się, jakby za swoich czasów dominował w hazardzie, opowiada bowiem o swoim życiu ze smutkiem i pewną nostalgią, jakoby wspomnienie o wszystkim co stracił, łączyło się ze smutkiem i pewną nostalgią i melancholią. Smutek zastępowany był szczęściem i zaangażowaniem jedynie w sytuacji hazardu. Jak duch na ciebie działa?: Przez całe wakacje masz ochotę rywalizować, wszelkie zakłady wydają ci się dużo bardziej interesujące. Dodatkowo masz ochotę podejmować ryzyko, nawet jeśli jest ono całkiem spore. Zalety: Jeśli zechcesz zagrać w Therię w kasynie, a nie masz 21 lat - 3 podejścia możesz powtarzać do woli, wbrew temu co jest napisane w temacie. W przypadku gry w astroletkę, zawsze możesz przerzucić jedną kartę tarota, a w trakcie gry w “Trzy różdżki” jedną kostkę. Wady: Jeśli ktoś wprost zaproponuje ci zakład - nie jesteś w stanie odmówić. Możesz się z niego nie wywiązać, ale samego zakładu nie odmówisz. Twój cel: Twój duch oczekuje, że będziesz w czasie tych wakacji bawił się naprawdę dobrze! No, może przy okazji przegrywając swój majątek. A może wzbogacając się niewyobrażalnie? Kto wie, ale jeśli zaangażujesz się w życie hazardzisty wystarczająco mocno, dostaniesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Odwiedź kasyno w Nowym Orleanie i postaw tam minimum 50 galeonów. Musisz zagrać zarówno w Astroletkę, jak i Trzy różdżki. 2. Załóż się o coś z innym graczem. Stawka, a także to o co się zakładacie zależy tylko od was. 3. Zagraj przynajmniej w jedną wymienionych gier: Dureń, Gargulki, Theria. Musisz doprowadzić rozgrywkę do końca. 4. Wspomnij w wątku, że duch nauczył cię zasad jakiejkolwiek gry.
Talia
@Aiden Jenkins Duch wilkołaczycy, która kochała życie na mokradłach. Na ogół znajduje sobie wśród turystów wilkołaków, których chce przekonać do życia "na wolności", jednak tym razem wybrała ciebie. Widocznie zobaczyła w tobie potencjał. Regularnie namawia cię na przemianę, twierdząc, że to nie jest klątwa, tylko sposób na lepsze życie. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim masz ogromną ochotę poznać historię wilkołaków i wampirów, niezależnie jaki masz do tego stosunek normalnie. Dobrze się czujesz w towarzystwie wilkołaków. Zalety: W każdej lokacji na mokradłach, która wymaga od ciebie rzutu kostką (czy to na wejście, czy na efekt) możesz przerzucić kostkę jeden raz. Wady: Przynajmniej raz musisz pojawić się na terenie wilkołaków. Duch tak cię prowokuje do kręcenia się po mokradłach, że w końcu musisz się tam zgubić. Twój cel: Były mieszkańca mokradeł zawsze zachęci cię do zwiedzania okolic. Postawi to ponad Nowym Orleanem i każdym innym miejscem w mieście. Może wydaje ci się to mniej interesujące niż zwiedzanie tętniącego życiem miasta, ale jeśli dasz mu szansę to kto wie, może dowiesz się o naprawdę wyjątkowych miejscach. Jeśli wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Musisz pojawić się w przynajmniej 5 lokacjach na mokradłach. 2. Przeprowadź przynajmniej jeden wątek (minimum 5 postów na osobę) z wilkołakiem. Możesz to zrobić z miejscowym wilkołakiem (z mg, lub czarodziejową duszą), lub z wilkołakiem-graczem. W wątku musicie poruszyć kwestię likantropii. 3. Opowiedz komuś legendę, bądź historię, którą opowiedział ci twój duch. Musi dotyczyć mokradeł, wampirów, lub wilkołaków.
Jane
@Clarissa R. Grigori Duch niewolnicy w młodym wieku o czarnej karnacji i długich, potarganych włosach. Na jej twarzy wiecznie emanuje smutek, a także pewne nostalgiczne poczucie, jakby duch nieustannie nad czymś myślał i wspominał, co wzbudzało tę rozpacz. Z początku nie mówi za wiele, lecz z biegiem wspólnego czasu, jest skłonna opowiedzieć swoją historię. Była niewolnicą bogatej rodziny kupieckiej, która zajmowała się eksportem rzadkich składników magicznych poza kontynent. Swoją potęgę finansową, czarodzieje ci zbudowali na wyzysku słabszych, doprowadzając do wielu tragedii, o których nikt nigdy nie usłyszał. Jedną z nich była historia owego ducha, która straciła swoje dziecko chwile po urodzeniu, gdyż nie miała jak je nakarmić i zapewnić podstawowe środki. Jane również milczy w kwestii tego, co ją dalej trzyma na tym świecie. Jak duch na ciebie działa?: Stajesz się znacznie bardziej uległy niż normalnie, łatwo cię przekonać do zmiany zdania, masz ochotę zadowalać innych. Zalety: Za każdym razem, kiedy ktoś rzuci na ciebie ofensywne zaklęcie, obrazi cię, zaatakuje w jakikolwiek sposób, przytrafi mu się coś złego. Może się potknie, może będzie miał gorszy dzień? Duchy niewolników chronią cię tak jak chroniły siebie za życia. Wady: Znacznie gorzej wychodzą ci zaklęcia ofensywne. Za każdym razem musisz rzucić kostką na powodzenie. 1-2: nie udaje ci się, 3-6: udaje ci się. Twój cel: Przede wszystkim zrozumieć brutalną stronę historii Nowego Orleanu. Duch otwiera ci oczy na wiele dramatycznych wydarzeń, uświadamia, do jakich poświęceń zmuszała ich sytuacja, zdradza tajniki magii rytualnej i ofiarnej. Jednak żeby naprawdę to zrozumieć, musisz dać coś od siebie. Jeśli zaangażujesz się wystarczająco mocno i wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Weź udział w którymś z seansów spirytystycznych na plantacji. 2. Odwiedź minimum 3 lokację na plantacji oraz Lalaurie Manson w Nowym Orleanie. 3. Musisz spędzić całą noc w jednym z domków niewolników. Napisz wątek (minimum 5 postów na osobę) lub jednopostówkę (3 tysiące znaków).
Aiden od początku wiedział, że te wakacje będą inne, niż wszystkie poprzednie. Skończył już Hogwart, więc jego życie zmieniło się diametralnie. Nie był więc już tak pewny siebie, kiedy wczesnym rankiem przyszedł na umówione miejsce gdzieś na odludziu, jakieś dwie mile od Gloucester, gdzie na łące czekała stara, zgnieciona puszka, która była świstoklikiem mającym zabrać okolicznych czarodziejów (czyli, według jego wiedzy, tylko jego) na tegoroczne wakacje punkt 5:20. Na śniadanie zjadł tylko dwa tosty z dżemem i popił szybką kawą, miał więc nadzieję, że na miejscu szybko będzie mógł poprawić. Miał na sobie zwykłe, mugolskie ubranie: dżinsy, brązowe trampki, błękitną koszulkę z jakimś firmowym napisem oraz cienką, granatową bluzę, bo było dość chłodno. Dotarł na miejsce kilka minut przed czasem. Usiadł na trawie, jedną ręką chwytając puszkę, drugą zaś - kufer i czekał. Czekał, aż w końcu się doczekał. Punktualnie o wyznaczonej godzinie poczuł szarpnięcie, które towarzyszyło teleportacji przy użyciu świstoklika. Chwilę później znalazł się już na miejscu.
Wiedział, oczywiście, że tegoroczne wakacje odbywają się w Luizjanie na południu Stanów Zjednoczonych. Trochę się z tego cieszył, bo zawsze za granicą miał problem z lokalnymi językami, tutaj zaś spokojnie był w stanie dogadać się po angielsku. Świstoklik przeniósł go na teren pensjonatu. W Luizjanie było 6 godzin wcześniej, więc wcale się nie zdziwił, kiedy odkrył, że panuje tam jeszcze noc. Zapalił swoją różdżkę zaklęciem Lumos i szybko odnalazł domek nr 7, o którym informowała go jego ulotka. Otworzył drzwi, starając się nie hałasować, choć bardzo szybko zorientował się, że w środku jeszcze nikogo nie ma. Jego współlokatorzy dotrą tu zapewne nad ranem. Ich lista wypisana była w przedpokoju, na kartce wiszącej na drewnianej ścianie. Kiedy na nią zerknął, zdał sobie sprawę, że nie zna nikogo ze swoich współlokatorów. Trochę go to zdenerwowało, będzie musiał jutro wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności społecznych, aby bliżej ich poznać.
Teraz jednak o tym nie myślał. Skierował się do swojego studia, aby zostawić tam kufer i jeszcze położyć się spać (może się uda przespać się jeszcze kilka godzin, żeby nadrobić zaległości czasowe i nie mieć aż tylu problemów z aklimatyzacją...), ale kiedy przechodził przez salon... - O jasna... - tylko tyle wyrwało się z jego ust, kiedy poczuł, że coś chwyciło go za stopę i wywrócił się, potrącając swój kufer i uderzając brodą o futrynę. Syknął z bólu, po czym wymacał różdżkę, która w wyniku upadku poturlała się gdzieś po ziemi i skierował ją na swoje nogi, aby zobaczyć, co go podcięło. Otóż był to salonowy dywan, którego brzeg zdawał się zwyczajnie ugryźć go w nogę! Dosłownie. Wyglądało to tak, jakby chciał ją pożreć. - Embracio! - wycelował różdżkę w dywan, który, zmuszony zaklęciem, uwolnił jego nogę. Podniósł się szybko starając się już nie nadepnąć na ten dywan. - Vulnus Alere! - dysząc ciężko, skierował różdżkę w swoją brodę, by powstrzymać krwawienie i zlikwidować rozcięcie. Rozglądał się dookoła rozświetlając okolice różdżką. Dywan wyglądał całkiem normalnie. Aiden jednak postanowił jeszcze raz go wypróbować. Zdjął buta, którego rzucił na dywan. Ten nawet nie drgnął. Ale kiedy Krukon już odetchnął z ulgą i, chcąc podnieść buta, przypadkowo znów nadepnął na skraj dywanu, znów był zmuszony uwolnić się zaklęciem od ucisku. Najwidoczniej ten dywan jest agresywny tylko dla tych, którzy staną na rogach... Kolejne testy zdawały się potwierdzać tę tezę. Cóż, przynajmniej już wiedział, czego się spodziewać. Do takich i podobnych dziwactw był już przyzwyczajony, w końcu skończył Hogwart, prawda?
Wszedł do swojego studia, w którym skorzystał z biurka, aby napisać kartkę dla współlokatorów informującą o tym, żeby nie wchodzili na rogi dywanu, po czym rozebrał się do majtek i poszedł spać dalej. A przynajmniej próbował...
Aurelie D. Vetscht
Wiek : 35
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 172,5
C. szczególne : Obliźnione ciało, szrama na lewym policzku, tatuaż z nundu na plecach.
Powoli uchyliła drzwi od domku nr siedem nie będąc do końca pewną co (i kogo) zastanie w środku. Nie chciała trafić na kogoś, z kim mogłaby mieć co gorsze stosunki, ale raczej nie sądziła, aby miało się to zdarzyć. O dziwo Ministerstwo Magii nie wysłało aż tak wielu aurorów do opieki nad uczniami, a tych których zdążyła wyczaić nawet nie znała. A oni raczej nie znali jej, chyba że pewien jegomość zdążył pochwalić się swoimi bliznami na tyłku po ich ostatnim, dość sromotnym spotkaniu. Weszła do środka. Generalnie jeżeli ktoś uważał, że miała zamiar w istocie opiekować się tutaj tą bandą gówniarzy to był w głębokim błędzie. Bynajmniej opieka nad dzieciarnią nie leżała w zakresie jej myślowych obowiązków, a zapisała się na tę wycieczkę tylko dlatego, że zdecydowanie łatwiej było przekroczyć granicę. A Stany Zjednoczone w kontekście swojej jakże zróżnicowanej fauny miały sporo do pokazania… a ona sporo pieniędzy do zarobienia, zakładając, że uda jej się zrealizować pewne zlecenie. Zauważyła kartkę leżącą na stoliku i dość cynicznie zerknęła w kierunku rzekomo gryzącego dywanu. Czy można go spalić? Jeśli nie, to czy po prostu nie mogą go zwinąć i wywalić? Najchętniej by to zrobiła, zamiast za każdym razem zastanawiać się nad tym czy aby nie powinna stanąć. No, ale skoro ktoś już posilił się o ten komunikat, to być może spróbował… ewentualnie był śmierdzącym leniem i nawet nic nie zrobił. Nie chciała się chyba nad tym zastanawiać. Znalazła swój pokój dość szybko, z zaskoczeniem przyjmując fakt iż nikogo jeszcze w nim nie było. Czy ona przypadkiem nie była spóźniona? Cóż. Nie będzie się nad tym zastanawiać, a może poszczęściło jej się i po prostu na nikogo nie trafi? Rzuciła rzeczy w nogi łózka, a ona sama położyła się na nim musząc chwilę odpocząć. Ale tylko chwileczkę.
Wątek poprzez Czarodziejową Duszę prowadzi: @Felinus Faolán Lowell (przejście ze Ściany Pamięci).
Powoli, ostrożnie, z gracją oraz odpowiednimi manierami. Aiden stanowił dla niej poniekąd również zagadkę – być może chłopakowi wydawało się, że to właśnie ona należy do osób, z którymi trudno jest się porozumiewać, niemniej jednak zbyt wielu rzeczy również nie mogła odczytać. Jego kroki, jego mimika twarzy, jego… tchnienie przeszłości, być może zapoczątkowane dawnymi dziejami, zdawały się mieć wydźwięk obecnie bezbarwny. Nie, nie bezbarwny, a bardziej trudny do określenia. Nikt jej nie powiedział, że będzie łatwo – nikt jej nie powiedział, kiedy to wracali ze stołówki, spędzonej razem na jedzeniu posiłku, choć sama nie mogła – że wszystko pójdzie zgodnie z planem, a ona będzie mogła delektować się zwycięstwem. – Jakieś plany na później, Aidenie? – zapytała się, przelatując raz na lewo, raz na prawo, by następnie usiąść na jednym z foteli, a nie, ciągle stać, jakoby nie sprawiało jej to większych trudności. Ona też potrzebuje odpoczynku – a przynajmniej tak sądziła, kiedy to oparła się dłonią o własny policzek, przesuwając paznokciami po strukturze membrany skóry i tym samym skinąwszy głową na podręcznik, który chłopak miał przy sobie. Ciekawiło ją to. Obca kultura, z którą być może nie miała do czynienia, a z którą coś ją może łączyło. Ten sam język, może inny akcent, niemniej jednak zastanawiające, jak wygląda życie wilkołaków w tamtych stronach. – Jak wygląda likantropia w Wielkiej Brytanii? – rzuciła mimowolnie, zastanawiając się nad tym, czy chłopak udzieli jej odpowiedzi.
Aidenowi wydawało się, że udało mu się pozbyć Talii, kiedy wyszli ze stołówki. Wrócił wtedy do domku i, omijając gryzące brzegi dywanów, usiadł w fotelu przy ławie, na której położył ciągle otwartą książkę o historii Luizjany. Bardzo zainteresował go fragment o mokradłach, ale nawet nie chodziło o wilkołaki czy wampiry, które, choć fascynowała go ich zorganizowana, niemal ludzka kultura na tych terenach, budziły w nim raczej lęk i obrzydzenie. Nie, bardziej interesowało go to, co na tych mokradłach można znaleźć, różne dość egzotyczne gatunki roślin czy magicznych stworzeń. Szczególnie zwracał uwagę na ich lecznicze właściwości, które zamierzał kiedyś wykorzystać, a być może trochę z nich zebrać... Aż podskoczył na krześle, kiedy znowu usłyszał Talię. - O Merlinie, czy ty musisz mnie tak straszyć? - no, w końcu była duchem, nie? - Właściwie to... Nie mam żadnych... - odpowiedział z żywo bijącym sercem, choć wiedział, że w pewnej chwili może tego pożałować. Starał się jednak jej nie słuchać, w każdym razie na tyle, na ile było to możliwe. Robił wszystko, aby skupić się na tym, co wyczytywał w tej książce. - Och, podejrzewam, że podobnie jak tutaj... - odpowiedział wymijająco. Prawdę mówiąc, nie miał na ten temat zielonego pojęcia. - Nie wiem, nigdy nie spotkałem tam wilkołaka, a w każdym razie nikt mi się nie przyznał, że nim jest... Ale nie wydaje mi się, żeby u nas gdziekolwiek powstała jakaś kolonia wilkołaków, gdzie stworzyliby taką kulturę. No, i nie wiem, czy są aż tak głupi i nieodpowiedzialni, żeby nie pić eliksiru tojadowego...
Jeżeli uważał, że udało mu się jej pozbyć... to, no cóż, był po prostu w błędzie. Sylwetka duszy wilkołaczycy wędrowała w te i wewte, zastanawiając się dokładniej nad młodzieńcem. Czy to dobrze, że go wybrała? Czy nie powinna wybrać kogoś, kto mimo wszystko i wbrew wszystkiemu posiada już w sobie zalążek likantropii? Na pewno byłoby łatwiej - na pewno nie musiałaby tłumaczyć historii komuś, kto chyba nie zamierzał jej do końca zrozumieć; umysł wypełniły myśli ciemne, choć w jakimś stopniu nadal pozytywne. Nie były one czarne niczym słoma - prędzej szare, ale w odcieniu bardziej zbliżającym się do tej skojarzonej ze złem barwy. Spokojnie wygięte w wymuszonym uśmiechu wargi, zwrócone ku chłopakowi, zdawały się nie być do końca naturalne, choć nadal, istniały, jakoby będąc odzwierciedleniem jej humoru. Po dywanie przeszła normalnie - ten na nią zwyczajnie nie oddziaływał. A nawet gdyby chciał, to zwyczajnie by nie mógł. Naturalność w jej krokach, kiedy to podeszwa zdawała się dotykać podłogi, była frustrująco... intrygująca. Do tego oparcie się o dłoń policzkiem, kiedy to siedziała na fotelu. – I do tego bym się nadawała. – powiedziała beztrosko, wyginając wargi w krzywym uśmiechu, kiedy to Aiden wypomniał jej, że ciągle straszy. Nie od tego są przypadkiem duchy? Nie od tego, by powodować uczucie chłodu, kiedy przemkną przez sylwetki ciał, w których bije jeszcze serce? Nie po to, by zemścić się poniekąd za błędy życia przeszłego, będąc zwyczajną zjawą, która nie ma racji wpływu na stan fizyczny wielu jednostek? Talia spojrzała mu przez ramię, jakoby zastanawiając się, co czyta sam młodzieniec. – Co do kultury, to już sam fakt tego, że nie stworzyli czegoś pokroju naszych stron, znacząco różni ich od Luizjany. Czyli nie jest podobnie. – wypomniała mu. Po co ciągnął rozmowę na początku, że podobnie, a jednak teraz się z tego wyplątywał. A sam fakt obrażenia i nazwania ich nieodpowiedzialnymi, zdawał się być... igłą wbitą w jeden z wrażliwszych punktów. – Nieodpowiedzialne? To jest działanie zgodne z naturą. – gdyby mogła, to wbiłaby paznokcie w mebel, ale niestety - jakikolwiek ruch w tę stronę nie powodował uszkodzeń materiałowego siedzenia. – Już chcę widzieć was... młodych, niepokonanych, działających wedle zasad etykiety. Do momentu, w którym wszystko nie runie i nie spadnie. Jak myślisz, Aidenie... – wstała i zbliżyła się do niego, a lustrujący wzrok przeszył na wskroś duszę samego Aidena, uważając za zniewagę słowa, które z siebie wypowiedział. – ...gdybyś został pozbawiony dostępu do pożywienia oraz wody, gdybyś został pozbawiony dostępu do tych magicznych książek komunikacyjnych, gdyby w pewnym momencie giełda w Wielkiej Brytanii upadła i spowodowała chaos, trudny dostęp do towaru i wzrost przestępstw, jak myślisz - zachowałbyś zdrowy rozsądek, czy jednak wpadłbyś w istne zamieszanie, jakie potrafi powstać? Czy zachowałbyś się wtedy jak człowiek, a nie jak... zwierzę, jak wilkołak. Tak nieodpowiedzialnie, tak skrajnie... głupio? – nie zamierzała się bawić w przekomarzanie. Usłyszała kiedyś od innego turysty z USA, że kilkunastodniowa utrata prądu, jakkolwiek by się to nie zwało, spowodowała chaos wśród mugoli do tego stopnia, że przestępstwa były na porządku dziennym, brak pożywienia również, jakieś windy zacięły się, a ludzie zachowywali się gorzej niż oni. Niż ci, którzy znajdują się na marginesie społecznym. Niesamowite.
Aiden skupiał się bardziej na książce niż na tym, co mówi do niego Talia. Dochodził do niego tylko ogólny sens jej słów, bo jego uwaga akurat skupiona była na historii niewolników i ich powstań. Pamiętał, jak jeszcze w mugolskiej szkole uczył się czegoś o wojnie secesyjnej, ale nie przypominał sobie, by w Hogwarcie na lekcjach historii magii cokolwiek słyszał o tamtych wydarzeniach i udziale w nich czarodziejów! O wiele więcej nauczył się już tutaj, odwiedzając plantację. Inna sprawa, że Shercliffe na swoich lekcjach rzadko kiedy robił z nimi prawdziwą historię magii... - Myślę - zaczął sklejać odpowiedź dla niej. - że na tym właśnie polega podstawowa różnica między wilkołakami a normalnymi ludźmi. My potrafimy zapanować nad naszymi instynktami! Czy zachowałbym się wtedy jak człowiek? Tak! Zachowałbym się rozsądnie i... po ludzku, a nie po diabelsku! A teraz wybacz, chciałbym poczytać...
Zauważyła ignorancję. Zauważyła prześwit tego, czego być może nie chciała zobaczyć. Kiedy zakończyła swój wywód, kiedy to kroki przestały ją interesować, kiedy to sam młodzieniec przestał się nią interesować, coś w niej uderzyło. Hipokryzja ludzka nie znała w tym przypadku granic - jakoby ktoś dał jej prosto w twarz z liścia. Zignorował. Szkoda tylko, że wszyscy Ci... pozbawieni likantropii, uważają, że mają w pełni kontrolę nad własnym ciałem. Wiedziała, kiedy to poprawiła własne włosy, iż to nie jest prawda. Iż jest to po prostu kłamstwo - czyste kłamstwo, które było ubrane w wyjątkowo ładne ubrania i bez problemu wpasowywało się w to, co oczy tak naprawdę chcą zobaczyć. A nie w to, co powinny ujrzeć. Westchnęła głęboko, ostatecznie zastanawiając się nad tym, czy powinna coś dodawać, ale dyskusję w tej kwestii uważała za zakończoną - wybrała osobę ciekawą, niemniej jednak kompletnie zamkniętą. I nic z tym nie mogła zrobić, dlatego nawet nie wycedziła ze swoich ust innych słów. Zachowała nienaganną ciszę. By następnie zniknąć - przemknąć przez drzwi, których to nie mogła otworzyć, a które to nie stanowiły wbrew wszelkim pozorom jakiejkolwiek przeszkody. Nie oglądnęła się nawet za siebie, kiedy to kobieca sylwetka zdawała się znikać w zasięgu oczu Aidena, o ile ten postanowił podnieść wzrok; cisza przeszyła jej martwy już od dawna umysł, który został pożarty przez rozkład, a który jednak funkcjonował w formie zjawy. Zniknęła, pozostawiła go samego - obecnie Talia potrzebowała innego towarzystwa.
[zt]
Dodatkowa informacja W następnym prowadzonym przez siebie wątku po tej fabule, nie spotkasz w ogóle ducha wilkołaczycy.
Ta krótka pogawędka, jaką odbyli w drodze na imprezę (na którą ostatecznie i tak nie dotarli...), poprawiła nieco Aidenowi humor. Cieszył się, że może spędzić trochę czasu z Oliv, którą ostatecznie przecież tak lubił, która w ostatnich tygodniach szkoły, jak nikt inny, znajdowała dla niego czas i chciała przebywać w jego towarzystwie. Była dla niego zawsze miła i taka słodka w tej swojej nieporadności... Wzbudzała jego zainteresowanie, choć akurat nie było to zbyt dziwne - Aiden zawsze okazywał je dziewczynom, które robiły to samo względem niego, nawet i w minimalnym stopniu. Nie był najbardziej pewnym siebie człowiekiem świata, wręcz przeciwnie - ciągłe wątpliwości i nadmierne analizowanie wszystkiego czyniły jego życie dość mało wartym uwagi i jakiegokolwiek wspominania. Czasem zdarzało mu się, że jakaś dziewczyna poleciała na jego umiejętności albo królicze serce, ale to na ogół nie trwało zbyt długo, bardzo szybko się nim nudziły. Bo co mógł niby zrobić taki chłopak jak on, żeby je przy sobie utrzymać? No chyba niewiele, prawda? Ale teraz, z Oliv, było inaczej. Nie miał bladego pojęcia o jej relacjach z mężczyznami, o jej braku wiary w stałe związki czy dość luźnym podejściu do seksu. Gdyby zaś wiedział, wywołałoby to najprawdopodobniej w nim reakcję odwrotną do tej, jaką wywoływało zazwyczaj. Otóż Aiden nie miał najlepszej opinii o takich ludziach, uważał że się nie szanują i, świadomie lub nieświadomie, niszczą życie zarówno sobie, jak i innym. Ale dziś było inaczej. Na jakikolwiek stały związek z Olivią w ogóle nie liczył, było to niemożliwe. On niedługo wyjeżdżał, a ona była od niego tak dużo młodsza, że przeczyło to prawom jakiejkolwiek logiki, aby cokolwiek między nimi mogło się udać. Nie, nie w tym rzecz w tej chwili. Teraz liczyło się to, że Aiden był, dosadnie mówiąc, zdesperowany. Zapragnął bliskości z kobietą, nawet chwilowej i przelotnej. Coraz gorzej się ze sobą czuł, taki wewnętrznie zszargany, niepewny samego siebie, toczący wieczne wojny pomiędzy Aidenem X a Aidenem Y, pomiędzy pragnieniami a życiową mądrością, niekochany... Od jakiegoś czasu miał tego serdecznie dość. A Oliv... Choć bał się do tego przyznać przed sobą samym, pociągała go. Sam nie wiedział dlaczego. Dobrze się im rozmawiało, to prawda, lubił spędzać z nią czas, ale tu chyba chodziło przede wszystkim o jej wdzięki, o jej ciało... No i, oczywiście, o jej stosunek do niego! Podczas ich pierwszego spotkania jawnie i otwarcie wyznała mu, że uważa go za przystojnego chłopaka, a choć wtedy jeszcze Aiden w ogóle o tym nie myślał, tak w następnych dniach coraz bardziej i bardziej zaczął kierować ku niej swoje oczy, wyobrażając ją sobie w coraz bardziej skąpych strojach i niedwuznacznych sytuacjach... A dzisiaj wyszedł z nią po to, żeby móc doświadczyć jej bliskości po raz ostatni, przynajmniej na kilka najbliższych miesięcy. Oczywiście w ogóle nie śmiał sobie nawet pomyśleć, że mogłaby pójść z nim do łóżka! Aż tak głupi i naiwny nie był. Myślał przede wszystkim o spędzeniu z nią czasu w dość beztroskiej atmosferze, o rozmowie takiej, jak te, które prowadzili przed wakacjami, może jakimś wspólnym tańcu przy muzyce, która na pewno się tam pojawi... A jednak doszło do takiego splotu wydarzeń, którego Aiden nie przewidział, a które sprawiły, że wszystko to, co dusił w sobie przez ostatnie półtora miesiąca, po prostu musiało wybuchnąć. Pierwszym takim znakiem było przytulenie go przez Olivię. Niby jakiś tam zwykły uścisk, którym mogli obdarzać się przyjaciele czy nawet znajomi, ale jednak w miarę przedłużania się bliskiego kontaktu jego ciała i ciała Gryfonki, uśpiony w jego piersi potwór zaczął się budzić. Ten oto potwór kazał mu wtedy patrzeć na nią z narastającym pożądaniem, patrzeć na jej odsłonięte ramiona i materializować w swojej wyobraźni to, jak może wyglądać jej nagie ciało, dotykać jej pleców czule i namiętnie, tak, jakby już miał zaczynać grę wstępną. Ale o ile to było jeszcze tylko połaskotanie śpiącego smoka, tak próba pocałowania go przez Oliv była już wylaniem mu cysterny wody na głowę, co nie tylko go rozbudziło, ale również rozsierdziło, sprawiło, że ten domagał się natychmiastowego pożarcia ofiary, bo inaczej za nic w świecie by się nie uspokoił. A z taką siłą biedny Aiden nie miał już najmniejszych szans... Gdyby wtedy myślał racjonalnie, zapewne zdałby sobie sprawę z tego, że ta dziewczyna chciała go tylko pocałować, a nie zaciągnąć go do łóżka i uprawiać z nim seks, ale owo racjonalne myślenie w tej chwili zostało spalone na czarny popiół przez tego rozszalałego smoka. Tym bardziej, że Oliv mu się nie opierała, wręcz przeciwnie, w pewnym momencie zaczęło mu się wydawać, co było zapewne tylko jego życzeniowym myśleniem (jego, albo smoka w jego piersi...), że Gryfonka go prowokuje, by się nią zaopiekował. Chwycił więc ją za rękę, niemocno, nie tak, żeby ją bolało lub żeby mogła mieć takie podejrzenia, że chce ją do czegoś zmusić, ale też wystarczająco mocno, aby pociągnąć ją nieco za sobą. Oliv sama szła przy nim, nie mogąc być nieświadomą tego, do czego to wszystko zmierza, a to tylko jeszcze bardziej prowokowało smoka do ataku - wiedziała, ale się nie opierała. Bo gdyby dziewczyna powiedziała choć słowo, dała mu jakikolwiek znak, że jednak nie, Aiden natychmiast by ustąpił i przeprosił. Był dżentelmenem, co chyba już jej udowodnił, a nie gwałcicielem. Ale dżentelmen też ma swoje instynkty i potrzeby, które muszą być od czasu do czasu, w ten czy inny sposób karmione. Kiedy znaleźli się w domu, ten, zgodnie z oczekiwaniami Aidena, był pusty. Jego lokatorzy rzadko kiedy się tu pojawiali, a jedyne towarzystwo, jakiego mógł się jeszcze spodziewać, była Talia - duch wilkołaczki, który go nawiedzał. Ale w tej chwili nie było po niej ani śladu. Ciągle miała mu za złe to, jak dobitnie podkreślił wyższość ludzi nad wilkołakami w trakcie ich ostatniego spotkania, a Aidenowi taki stan rzeczy jak najbardziej odpowiadał. Podobnie, jak odpowiadało mu to, że dom był w tej chwili pusty, co oznaczało nie tylko wolną przestrzeń dla niego i Olivii... - Uważaj na ten dywan! - ostrzegł ją Aiden, kiedy szli przez salon. - Jeśli staniesz na jego krawędzi, oplecie ci się wokół nóg. Chyba jakiś dowcipniś go tak zaczarował, a i usunąć się go za brodę Merlina nie da!
Olivia miała to do siebie, że zawsze wzbudzała zainteresowanie chłopców, ale i ona nie pozostawała im wówczas dłużna. Oczywiście z dziewczynami również dobrze się dogadywała, jednak w nich najczęściej denerwowało ją to, że nigdy nie były bezpośrednie, prowadziły dziwne gierki i podchody, były wyjątki od tej reguły, jak chociażby Odeya, którą Callahan kochała i uwielbiała. Brunetka była zupełnym przeciwieństwem Krukona - rzadko kiedy poddawała analizie swoje życie, co prawda miała cele do których uparcie dążyła, niemniej jednak kiedy popełniła błąd wzięła na barki jego konsekwencje i parła naprzód, nie oglądając się za siebie. Rzeczywistość, w której przyszło jej żyć nie była zbyt kolorowa, a tym bardziej usłana różami, co poniekąd czyniło życie dziewczyny ciekawym, natomiast gdy pojawiała się w nim nuda, wtedy szła do miejsc, w które niosły ją stopy i zawsze kogoś tam na nią czekał - znajomy czy też nie. Podobnie było z Aidenem. Przypadek sprawił, że znaleźli się w tym samym miejscu, a ona zwyczajnie wykorzystała daną im okazję. Nie sądziła, że będzie to jakaś dłuższa znajomość - raczej przygoda, która skończy się równie szybko, jak się zaczęła, a jednak brunet łaknął jej towarzystwa i to bardziej niż mogłaby przypuszczać. Znali się zbyt krótko, by poznać się dość dobrze. Niemniej opinia Oli wciąż była nienaganna mimo luźnego podejścia do związków oraz fizyczności, która w jej przypadku ograniczała się do całowania ust wielu chłopaków. Prawda była taka, że seks znaczył dla niej znacznie więcej, nie byłaby w stanie iść do łóżka z pierwszym lepszym chłopakiem, do którego nie żywiłaby uczuć, któremu by nie ufała. Dlaczego więc zgodziła się na propozycję Aidena, która dla wielu musiała brzmieć jednoznacznie? Może była naiwna? Mimo mądrości, którą niepodważalnie posiadała zbyt mocno wierzyła w dobro drzemiące w innych ludziach. Nie sądziła, że brunet jest w stanie to wykorzystać, gdyż sprawiał zupełnie inne wrażenie. Głupia Gryfonka zapomniała, że to potrafi być mylące choć bywały momenty kiedy i ona była fałszywie oceniana. Zupełnie, jak wtedy przez Russella, który oskarżał ją o rzeczy których się nie dopuściła. Nie przypuszczała, że podobnie jak ona Aiden również skrywa drugą naturę, choć przecież było to tak logiczne. Każdy miał w sobie ukryte demony, czasem brały one kontrolę nad życiem człowieka, innym razem drzemały spokojnie czekając na zburzenie. Wystarczył niepozorny czynnik zapalny, by przerwać długi sen, by demon wycisnął po spokojną duszę swoje czarne szpony wpływając na zachowanie, zmieniając pragnienia. W tym momencie pragnieniem Jenkinsa starała się niepozorna Gryfonka, która bosą stopą natrafiła na jedyny kamień na piaszczystej plaży. Jego myśli krążyły wokół dziewczyny, choć ona sama nie miała czasu, by skupić swoje własne wokół jego osoby. Co prawda co jakiś czas wracała do ich spotkań, jednak zawsze w kontekście zwykłej relacji, jaką mogą dzielić koleżanka z kolegą. Nie do końca pojmowała to, co wydarzyło się między zwykłym zaproszeniem na imprezę, a tym, że właśnie stała pośrodku domku w którym podczas wakacji mieszkał Aiden. Miała wrażenie, że wystarczyło mrugnięcie, a oni z jednego miejsca znaleźli się w kolejnym. Nie potrafiła zapanować nad drżeniem dłoni, rodząca się w niej z każdą upływającą sekundą niepewność powoli aczkolwiek systematycznie wypełniała każdy atom ciała dziewczyny. Po raz pierwszy nie wiedziała jak powinna się zachować, zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że powinna wyjść zanim ktoś z dorosłych pojawi się w domku. Wtedy nie tylko nie uniknęłaby niewygodnych pytań, ale przede wszystkim zapewne wylądowałaby na dywaniku u dyrektorki, a w najlepszym wypadku u opiekuna domu, lecz żadna z opcji nie wydawała jej się zbyt przyjemna, dodatkowo mogłaby stracić status prefekta, to zaś byłby pierwszy krok do jej upadku. - U nas gaśnie światło, więc to chyba po prostu przypadłości tych domków - odpowiedziała, śmiejąc się, gdyż słowa Aidena nieco ją rozluźniły, jednak kolejne znowu sprawiły że spięła delikatnie mięśnie. Niczym w transie, ale kierowana również ciekawością podeszła do niego. Spoglądała na niego dziwnie zamglonym spojrzeniem i choć bardzo chciała, nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem, które z jakiegoś powodu pragnęły bliskości Krukona. Zbliżyła się ostrożnie, jakby z wahaniem, które towarzyszyło jej również w momencie, kiedy złączyli swoje wargi. Chciała by i temu pocałunkowi towarzyszyło to, co czuła przy Maxie - wybuch nagłych emocji, pragnień, wyostrzenie zmysłów, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Choć pocałunek sam w sobie był przyjemny, nie niósł ze sobą wszystkich tych emocji, jakie chciała poczuć, za to dał jej do zrozumienia, że konsekwencje tego co robią mogą być niezwykle dla niej dotkliwe. Chłopak kończył szkołę, nie martwić się tym co będzie później - ona wręcz przeciwnie, miała bardzo dużo do stracenia. Otrzeźwienie przyszło wraz z kolejnymi słowami opuszczającymi usta Aidena, które nie pozostawiały już żadnych wątpliwości, dlaczego się tu znaleźli. Rozbierz się echem odbijało się w jej umyśle, zmuszając do działania. Odskoczyła nagle od chłopaka jak poparzona, patrząc na niego z dziwnym wyrazem twarzy. - Nie mogę, nie jestem taka - powiedziała, zdając sobie sprawę z prawdziwości tych słów. Olivia Callahan była dziewczyną, która znała swoją wartość. Nie mogła stać się kimś kogo widział w niej Alvarez tylko dlatego, że inaczej spojrzała na Maxa. Nim Jenkins zdążył zareagować, brunetka po prostu wyszła.