Domek jest drewniany, niewielki i jednoizbowy. Mieszczą się w nim łóżka piętrowe, wspólna szafa (powiększona wewnątrz magią), drewniany stolik i dwa krzesełka (dwa dodatkowe należy sobie doczarować). Nie ma tu łazienki ani pryszniców - aby z nich skorzystać należy udać się do części północnej terenu gdzie znajduje się balialnia. Domek oświetlony jest magicznymi kulkami światła bądź świetlikami zagonionymi do lamp oliwnych.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
1. Morgan A. Davies 2. Ignacy Mościcki 3. Silvia Valenti 4. Annabell Helyey
Duchy w Nowym Orleanie są wszechobecne. Stanowią niemal osobną grupę społeczną, w każdym barze, w każdym miejscu znajdziesz ducha, który jest do niego przywiązany. Jest jedno sporo duchów, które błądzą po mieście i szukają turystów, traktując ich jak rozrywkę i pomagając im poznać Nowy Orlean lepiej. To wasi przewodnicy, którzy w każdej chwili mogą pojawić się obok. 1. Duch nie jest przy tobie przez całą dobę, ale może pojawić się w każdej chwili. 2. Rozmowy z duchem możesz prowadzić sam, śmiało rozbudowuj charakter swojego ducha. Pamiętaj, że mistrz gry w każdej chwili może wcielić się w twojego ducha. 3. Każdy ma ducha o innym imieniu i innym charakterze. Jest jednak kilka grup, które mają wspólne działanie, zalety, wady i przede wszystkim zadania, za które możecie zdobyć punkt do kuferka.
Kotna
@Morgan A. Davies Od razu wychwyciła w Tobie tę iskrę szachrajstwa w oku i od tego momentu wciąż Ci powtarza, że życie jest zabawą tylko dzięki ryzyku. Jedyne czego pragnie, to znów poczuć ten podniecający dreszcz adrenaliny i jedno spojrzenie w Twoje oczy zapewniło ją, że to właśnie na Ciebie czekała. Choć usilnie stara się skupić na pozytywach i entuzjastycznie zachęcić Cię stopniowo do coraz większych przekrętów, to czasem zdarzy się jej przymarudzić niekontrolowanie na to, jak nudne jest życie ducha w Nowym Orleanie. Nieproszona opowie Ci o każdym odwiedzanym przez Ciebie miejscu, choć nie da się nie zauważyć, że jej uwaga skupia się głównie wokół najcenniejszych elementów, a jej komentarze dotyczą porad jak ten element najzwinniej zwinąć ze sobą. Jej główna i stale powtarzana rada jest taka, że życie jest za krótkie na przyjaźnie i miłości, a już przede wszystkim na to, by przejmować się konsekwencjami, jednak ślad po linie na jej szyi wydaje się być subtelnym kontrargumentem dla jej ideałów. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim Twój system wartości zostaje zaburzony; masz ochotę łamać wszelkie ustanowione zasady, niezależnie od tego, jaki masz do nich stosunek zazwyczaj. Dodatkowo wyjątkowo dobrze czujesz się w towarzystwie osób zajmujących się czarną magią. Zalety: Masz wrażenie, że przysługuje Ci wyjątkowe szczęście, niezależnie od popełnionego czynu, konsekwencje nie są do niego współmierne. Duchy przestępców pilnują, abyś zawsze spadł na cztery łapy, dlatego w lokacjach kostkowych możesz wykonać jeden przerzut, jeżeli wylosujesz negatywny (fizycznie) efekt. Wady: Za każdym razem, gdy usłyszysz od kogoś słowa “nie wolno”, czujesz wewnętrzny przymus do złamania zakazu. Od Ciebie zależy w jakim stopniu mu się poddasz. Twój cel: Zejść na złą drogę? No, może niekoniecznie, ale na pewno odkryć urok działania bez wyraźnego przyzwolenia. Twój duch naprawdę cię do tego zachęca, a jeśli ulegniesz pokusie, możesz się nauczyć więcej, niż myślisz. Za wypełnienie zadań przysługuje ci 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Odwiedź przynajmniej 3 miejsca w biedniejszych dzielnicach Nowego Orleanu. 2. Złam zasady (kradzież, działanie niezgodne z regulaminem lub zasadami wyznaczonymi przez nauczyciela/dyrektora, uderzenie kogoś itp) minimum 3 razy w trakcie wakacji. 3. Musisz stworzyć własną laleczkę voodoo.
Babcia
@Ignacy Mościcki Kobieta o sędziwym wieku, ślepa na jedno oko. Jej dłonie i gołe stopy pokryte są warstwą błota, tak jak i całe jej potargane ubranie, które przywodzi na myśl bardziej firankę, aniżeli pokrycie ciała. Mówi zagadkami, choć bardzo kuriozalnymi i łatwymi do odgadnięcia. Posiada też niezwykle infantylne poczucie humoru, które zupełnie nie pasuje do jej starczego wyglądu. To, co czyni ją wyjątkową, jest jej ogromna wiedza o okolicznych terenach i legendach z nimi związanymi. Opowie ci wszystko o wilkach i wilkołakach, choć oczywiście nie na samym początku znajomości – najpierw zachęci cię do poznania niektórych miejsc na mokradłach osobiście i chętnie cię tam zaprowadzi. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim masz ogromną ochotę poznać historię wilkołaków i wampirów, niezależnie jaki masz do tego stosunek normalnie. Dobrze się czujesz w towarzystwie wilkołaków. Zalety: W każdej lokacji na mokradłach, która wymaga od ciebie rzutu kostką (czy to na wejście, czy na efekt) możesz przerzucić kostkę jeden raz. Wady: Przynajmniej raz musisz pojawić się na terenie wilkołaków. Duch tak cię prowokuje do kręcenia się po mokradłach, że w końcu musisz się tam zgubić. Twój cel: Były mieszkańca mokradeł zawsze zachęci cię do zwiedzania okolic. Postawi to ponad Nowym Orleanem i każdym innym miejscem w mieście. Może wydaje ci się to mniej interesujące niż zwiedzanie tętniącego życiem miasta, ale jeśli dasz mu szansę to kto wie, może dowiesz się o naprawdę wyjątkowych miejscach. Jeśli wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Musisz pojawić się w przynajmniej 5 lokacjach na mokradłach. 2. Przeprowadź przynajmniej jeden wątek (minimum 5 postów na osobę) z wilkołakiem. Możesz to zrobić z miejscowym wilkołakiem (z mg, lub czarodziejową duszą), lub z wilkołakiem-graczem. W wątku musicie poruszyć kwestię likantropii. 3. Opowiedz komuś legendę, bądź historię, którą opowiedział ci twój duch. Musi dotyczyć mokradeł, wampirów, lub wilkołaków.
Berty Wieszcz
@Silvia Valenti Duch pirata, znanego przede wszystkim ze swojego daru – jasnowidzenia. Nikt tak naprawdę nie potwierdził czy faktycznie owy dar mężczyzna posiadał, aczkolwiek duch już za młodu wykorzystał tę plotkę do swoich celów, na których niezmiernie się wzbogacił. Przychodzili do niego najróżniejsi piraci, którzy za opłatą pytali się o kwestie związane z sztormami, pozostawionymi po drugiej stronie morza żonami, czy też takimi czy wygrają najbliższą bitwę morską o wpływy. Uznawano jego słowa za niemal święte, gdyż w większości przypadków się sprawdzały. Zmarł, zamordowany, gdy też jego dar nie zadziałał i doprowadził do śmierci rodziny mordercy. Obecnie zaś jako duch, przemawia do ciebie iście fanatycznym głosem „wróżby”, który przepowie ci całą przyszłość. A jak nie przyszłość, to przynajmniej zachęci cię do wyruszenia w niesamowitą przygodę na słonych wodach. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim wyjątkowo mocno ciągnie cię do wody. Masz też naprawdę dobrą orientację w terenie. Zalety: Dzięki świetnej orientacji w terenie bez problemu trafisz do lokacji trudnodostępnych. Wady: Nie musisz nawet znaleźć się na wodzie, żeby dopadła cię choroba morska. W co drugim wątku będziesz odczuwać mdłości. Twój cel: Poznać i doświadczyć żeglarskiej części Nowego Orleanu. Twój duch uwielbia dzielić się morskimi opowieściami, ale sam też musisz otworzyć się na doznania. Nie wystarczy uważnie słuchać, poznaj historię wszystkimi zmysłami. Jeśli wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Odwiedź wszystkie lokacje w opuszczonym porcie. 2. W przynajmniej 5 postach musisz nucić jakąś szantę. Możesz to zrobić przy okazji zwykłych wątków (1 ciekawostka=1 wątek), jak i w jednopostówkach. 3. Weź udział w wyścigu tratew.
Ana
@Annabell Helyey Dziewczyna zakochana w wilkołakach, zawsze chciała stać się jednym z nich. Urodziła się w bogatej, uprzywilejowanej rodzinie, która kategorycznie zakazywała jej się zbliżać do mokradeł. A ona? Regularnie łamała te zakazy, aż w końcu zaprzyjaźniła się z jednym z wilkołaków i namawiała go, żeby ją przemienił. On odmawiał, droczył się z nią, zapewniał, że musi jeszcze trochę poczekać. W rzeczywistości nie chciał, żeby popełniła błąd. To byłby jej koniec w Nowym Orleanie, nie mogłaby wrócić do normalnego życia, a uważał, że to tylko nieprzemyślany kaprys. W końcu postanowiła odwiedzić ich w czasie pełni bez uprzedzenia i niestety, skoczyło się to dla niej tragicznie. Została zagryziona. Teraz jako duch każdego namawia, żeby zmienił swoje życie na to wilkołacze, bo jest w nim coś niesamowitego. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim masz ogromną ochotę poznać historię wilkołaków i wampirów, niezależnie jaki masz do tego stosunek normalnie. Dobrze się czujesz w towarzystwie wilkołaków. Zalety: W każdej lokacji na mokradłach, która wymaga od ciebie rzutu kostką (czy to na wejście, czy na efekt) możesz przerzucić kostkę jeden raz. Wady: Przynajmniej raz musisz pojawić się na terenie wilkołaków. Duch tak cię prowokuje do kręcenia się po mokradłach, że w końcu musisz się tam zgubić. Twój cel: Były mieszkańca mokradeł zawsze zachęci cię do zwiedzania okolic. Postawi to ponad Nowym Orleanem i każdym innym miejscem w mieście. Może wydaje ci się to mniej interesujące niż zwiedzanie tętniącego życiem miasta, ale jeśli dasz mu szansę to kto wie, może dowiesz się o naprawdę wyjątkowych miejscach. Jeśli wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Musisz pojawić się w przynajmniej 5 lokacjach na mokradłach. 2. Przeprowadź przynajmniej jeden wątek (minimum 5 postów na osobę) z wilkołakiem. Możesz to zrobić z miejscowym wilkołakiem (z mg, lub czarodziejową duszą), lub z wilkołakiem-graczem. W wątku musicie poruszyć kwestię likantropii. 3. Opowiedz komuś legendę, bądź historię, którą opowiedział ci twój duch. Musi dotyczyć mokradeł, wampirów, lub wilkołaków.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
EFEKT POKOJU 4chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
Jeden wielki chaos. Tylko takie określenie przychodziło mu do głowy, gdy próbował opisać to, co się działo na terenie pensjonatu tuż po przybyciu na miejsce wszystkich uczniów, studentów i opiekunów ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, którzy zgłosili się do wzięcia udziału w letnim wyjeździe. Jasne, rozumiał ogólne podekscytowanie wakacjami i tym, że najbliższe tygodnie mieli spędzić w Luizjanie, ale chyba można było zachować trochę godności i spokoju nie biec na łeb na szyję w tym samym kierunku. To nie mogło być zbyt trudne! Chociaż... Może wymagał zbyt wiele? Ignacy westchnął cicho i zacisnął palce na rączce swojej walizki. Dosłownie chwilę temu dyskutował zawzięcie ze swoimi rówieśnikami o wyprawie do najbliższego baru późnym wieczorem, starając się jednocześnie wypatrzeć swoich kumpli z Komuny, a teraz – niecałe dziesięć minut później – był zmuszony przedzierać się przez niekończący się zastępy dzieci i nastolatków, próbując połapać się, w którym domku powinien się zameldować. Gdyby nie nadzwyczajna skrytość kadry nauczycielskiej w kwestii wyjazdu, chłopak zapewne już dawno by wiedział, z kim mu przyjdzie dzielić domek, a tak jedyną informacją, jaką dysponował był jego numer. Czternastka. Gdy w końcu udało mu się trafić na miejsce, wszedł na środka i przeżył mały szok. Wprawdzie wnętrze wyglądało całkiem nieźle, chociaż dosyć minimalistycznie, przez brak dużej ilości mebli, tak jednak brakowało tutaj jednej, dosyć ważnej rzeczy. Łazienki. Ba! Nie było tutaj nawet małego kraniku z dostępem do bieżącej wody. Utrzymanie porządku tutaj zdecydowanie może się okazać problematyczne, zwłaszcza jeśli zamieszka tutaj jeszcze z trzema innymi osobami. Jego serce pedanta zabiło nieco mocniej. Na pewno jakoś to ogarniesz. Będzie to wymagało więcej pracy niż zazwyczaj, ale się uda. Musi się udać, pomyślał, stawiając walizkę pod ścianą i opierając okulary słoneczne na swoim czole. W sumie nie pozostało mu nic innego, jak czekać na resztę lokatorów. Brak lustra jakoś go szczególnie na tą chwilę nie martwił. Wiedział, jak wygląda i wiedział, że prezentował się dobrze. Jasna koszula z rękawami podwiniętymi do połowy przedramion i ciemne buty oraz spodnie. Dobrze, że wziął pod uwagę to, jak bardzo nieoczywisty może okazać cel ich wycieczki, więc nie spakował ze sobą żadnych kamizelek i marynarek, które prędzej by się nadawały na bal kończący szkołę niż wakacje na mokradłach. Po tej krótkiej inspekcji pokoju Ignacy stanął w progu domku i opierając się o futrynę, przyglądał się z umiarkowanym zainteresowaniem całemu morzu starszych, jak i młodszych twarzy, które przewijało się zaledwie kilka metrów dalej. Która z tych osób za chwilę skręci i do niego dołączy? Kto to będzie? Ktoś znajomy? Ktoś kompletnie obcy? Tyle możliwości!
Kotna:I - Twój duch obraził się na Ciebie i nie chce z Tobą gadać. Nie widzisz go cały wątek.
Wpadła do domku niedługo po Puchonie, ale miała dla odmiany za sobą już pewne wakacyjne przygody związane z wesołym miasteczkiem, do którego jeszcze pewnie nie raz miała zamiar zaglądnąć. Akcje z miotłami okazały się wyjątkowo ryzykowne i nawet jej obeznanie z poruszaniem się w powietrzu nie pomogło na tyle, by ustrzec się wszelkich przykrości. Kotna, która namawiała ją na hazard, występki i bójki zniknęła, być może obrażona tym, że Davies kompletnie zignorowała jej wpływ. A przynajmniej takie robiła i chciała robić wrażenie. Ale przecież nie była z kamienia, by nie poczuć na sobie kuszących podszeptów, które ciągle nabierały na sile, jeżeli chodziło o wichrzycielstwo i występek. - Domki opiekunów są w innej części. - zauważyła, wyszczerzając brutalnie ząbki, bo przecież różnica wieku, jaka ich dzieliła, wydawała się dla niej wręcz zatrważająca. Dzielenie domku ze starymi ramolami podczas szkolnych wczasów? Świetnie. Pewnie będzie wysyłał ją wcześnie do łóżka i kazał pilnować pór posiłków. Albo, dajmy na to, codziennie myć zęby. Na mroczne fiszbiny Morgany, tu nawet nie było umywalki! - Cześć, Igi. - poprawiła się, zmieniając ton na nieco bardziej sympatyczny niż przed chwilą. Ruszyła wgłąb domku, dopadając do swojego łóżka i tobołków, które znajdowały się na nim i wokół niego, po czym obejrzała najpierw objętość własnych walizek, a potem zaczęła się przyglądać szafie, jakby oceniała, w jaki sposób miały się tam zmieścić z ciuchami cztery osoby. Na szczęście zostawało zawsze wzięcie poprawki na magię i ulepszenia z nią związane. - Czyli w te wakacje się nie myjemy? - zauważyła niby w żartach, ale jednak z dość wyraźnym niesmakiem odnośnie tego, że domek nie był wyposażony chyba nawet w jakikolwiek podstawowy dostęp do wody. Ciekawiło ją, jak zapowiadały się wieczorne kolejki do pryszniców czy co im tam wymyślono. Już po Saharze miała złe skojarzenia z brakiem bieżącej wody, czy teraz ta trauma miała się powtórzyć, ale na przykład w wersji z krokodylami zamiast słońca? Ku jej zgrozie, chwilę po jej zapytaniu >KLAMKA< od drzwi domku... (nie, nie zatrzasnęła się, chwała wszelkim runom pomyślności) zaczęła się śmiać. A właściwie wyć ze śmiechu tak przeraźliwie i histerycznie, że Gryfonce chyba odebrało zmysły.
Niestety chłopakowi nie dopisało szczęście i był zmuszony odczekać pokaźną ilość czasu, zanim dołączyła do niego jedna ze współlokatorek. Na szczęście nie tracił czasu na leniuchowanie i przed jej nadejściem zdążył obejść okolice pobliskich domków, aby sprawdzić, z kim przyjdzie mu mieszkać po sąsiedzku przez najbliższe kilka tygodni. Akurat, gdy zdecydował się wrócić do czternastki, do domku zawitała także Morgan. Oczywiście Ignacy doskonale zdawał sobie sprawę, z tego, kim dziewczyna jest, w końcu dowodziła jedną ze szkolnych drużyn Quidditcha. Gdyby nie kojarzył jej, chociaż minimalnie to tak jakby nie To była elementarna wiedza dla kogoś zaangażowanego w szkolne rozgrywki. Jej widok mimo wszystko go nieco zdziwił. Spodziewał się kogoś nieco starszego. Czy podczas rozdzielania przydziałów nikt nie brał pod uwagę różnicy wieku i płci? Oh, znając życie niedługo tu i ówdzie na pewno pojawią się całkiem interesujące plotki... – Ktoś z góry najwyraźniej uznał, że bardziej przydam się tutaj, aby mieć oko na Panią Kapitan Gryfonów. – powiedział, jakby i on uważał, że powinien dostać zaproszenie do jednego z domków opiekunów. Oni pewnie mieli normalne łazienki, nie to, co biedni uczniowie i studenci. – Przeskrobało się coś pod koniec roku? Na nieco milsze przywitanie ze strony rudowłosej, zareagował lekkim ukłonem i zdjęciem wyimaginowanego kapelusza z głowy. – Niestety, będziemy musieli odsunąć nasze plany odnośnie do wspólnej kąpieli na inny termin – skomentował z kamienną twarzą, starając się brzmieć, jakby naprawdę odczuwał żal z tego powodu. – Ubolewam nad tym równie mocno, jak ty. Możesz mi wierz... W tym momencie klamka od drzwi wejściowych zaczęła rżeć ze śmiechu, jakby właśnie usłyszała najlepszy dowcip na świecie. Ignacy nie chcąc wychodzić z roli, przygryzł mocną dolną wargę, aby powstrzymać wypływający na jego usta szeroki uśmiech. Odczekał dłuższą chwilę z nadzieją, że klamka raczy sama zamilknąć, jednak kiedy tak się nie stało, sięgnął po prostu po swoją różdżkę i wyciszył ją zaklęciem Silencio. – Chyba właśnie poznaliśmy najbardziej irytującego lokatora – mruknął zniesmaczony. Dotknął klamkę końcem różdżki, zastanawiając się, jak długo zaklęcie się utrzyma. Wolałby nie budzić się kilka razy w ciągu nocy przez histeryczny śmiech zaczarowanego przedmiotu. Jeśli naprawdę zacznie im ona działać na nerwy, to będą musieli wymyślić jakieś długotrwałe rozwiązanie. Mogliby nawet spróbować ją wymontować.
- Od początku semestru byłam najgrzeczniejsza na świecie. - może nie licząc kilku wybryków na transmutacji, ale jednak w szkole rzeczywiście niczym nie zdołała nikomu podpaść, ba, w żaden sposób nawet nie prosiła się za bardzo o problemy. Zresztą to nie było nic nowego. Jej wyścigowy wybryk w końca stycznia był jedynie potwierdzeniem dla teorii, że generalnie była przykładną uczennicą, zakrawającą o kujoństwo i przesadne przywiązanie do szkolnych zasad, zwłaszcza, jeżeli chodziło o ubiór. - Może ktoś się zmartwił, że to cisza przed burzą. - z duchem Kotny u boku to rzeczywiście wchodziło w grę. Jak zapowiadały się trwające wakacje? Na pewno miały być intensywne, w końcu chodziło o kompletnie nieznane lokacje w nowym miejscu. Davies kochała się w takich okazjach. - Co to - na kolczasty zadek szpiczaka - było? - zrobiła wyraźną przerwę przed dokończeniem zdania, choć jej szok i zniesmaczenie wyraźnie zmalały, gdy Iggy użył zaklęcia. Odetchnęła jednak dopiero po chwili, gdy faktycznie nie nadszedł kolejny atak śmiechu. - Obawiam się, że Aquamenti mogłoby na bagnach nie wystarczyć. - podzieliła się swoimi zmartwieniami, jednocześnie spoglądając na 'opiekuna' pytająco, jakby chciała się dowiedzieć, gdzie powinna szukać jakiegoś sensownego miejsca na kąpiel. Widziała już wpis Leo o imprezie, na której podobno łazienkę w domku mieli, ale to chyba nie była jedyna okazja, co? - Grasz w Quidditcha. - stwierdziła, nie pytała. Miotły brzmiały jak doskonały pomysł na ucieczkę od tej wariackiej klamki i pozostałych atrakcji, o których jeszcze nie mieli pojęcia. Wyglądało na to, że Gryfonka miała świętować podczas wyjazdu każdą minutę, którą spędziłaby poza tymi czterema ścianami. - Ale mam nadzieję, że nie chrapiesz. - znów uśmiechnęła się szeroko, po czym zamilkła, zdając sobie sprawę, że chyba już za dużą ilością wyrazów zasypała chłopaka naraz. Wolałaby nie wyjść na jakąś nieznośną współlokatorkę, której gęba się nie zamykała, bo przecież na co dzień była raczej tą słuchającą stroną. Co ją tak wzięło teraz na zagadywanie wapniaków? Powinna się wziąć za rozpakowywanie. Albo szukanie Kotny. Tylko po co?
Skoro dziewczyna niczego nie zbroiła w ciągu ostatnich miesięcy, to być może istniała maleńka, ale to bardzo maluteńka szansa na to, że dzielenie pokoju z takim starym dziadem jak Ignacy nie miało być karą, a nagrodą za dobre sprawowanie! Taki scenariusz również należało rozważyć. Nigdy nic wiadomo. – Miejscowy komitet powitalny, ot co – powiedział z kwaśną miną, przyglądając się nieufnie klamce. Widząc pytającą minę Morgan, zdecydował się dać za wygraną i przestać robić sobie żarty. Jeśli była sprawa, w której mogliby się teraz bez chwili zastanowienia ze sobą zgodzić, to zdecydowanie chodziło właśnie o to, że nie mieli łazienki w domku. Jeszcze brak prysznica czy wanny w kwaterze jakoś szłoby przeżyć, jednak to, że nie było tu toalety i nawet najmniejszej umywalki było jakimś bardzo słabym dowcipem ze strony kadry nauczycielskiej lub właścicieli tego zacnego przybytku, w którym się zatrzymali. – Mogę tylko przypuszczać, jednak jest wysoce prawdopodobne, iż gdzieś w okolicy głównego budynku jest jakiś kompleks łazienkowy – stwierdził bardzo oficjalnie, po dłuższej chwili zamyślenia. – Trzeba będzie się do nich przejść i popytać. Brał pod uwagę to, że ich ośrodek został wybrany celowo przez ciało pedagogiczne, aby uderzyć w jakąś konkretną jednostkę lub większą grupę uczniów, która podpadła profesorom i po prostu dla wygody postanowili ukarać wszystkich, jednak nie chciało mu się wierzyć, że odcięliby im całkowicie dostęp do wody i mydła. Trzeba by było nie mieć serca, aby zrobić coś takiego. Oczywiście zawsze była też opcja, że cały ten dramat był czystym przypadkiem i absolutnie nikt nie miał pojęcia, że studenci zostaną pozbawieni możliwości zadbania o swoją higienę. – Owszem, grywam – odparł, nie kryjąc się z tą informacją. – Na pozycji obrońcy. W pewnym sensie. Jako rezerwowy. Mimo wszystko odczuł satysfakcję z tego, że jakoś skojarzyła go z boiskiem, pomimo tego, że jego dotychczasowa kariera nie była szczególnie rewelacyjna. Nie chcąc tak dłużej stać, jak kołek, Ignacy wskoczył na jedno z górnych łóżek. Przez chwilę próbował się tam ułożyć, aż w końcu położył się w taki sposób, że głowa zwisała mu w dół, poza łóżko, jednak nie tyle, aby było mu jakoś bardzo niewygodnie. – Do tej pory nikt nie narzekał, więc nie musisz się o nic martwić. – uśmiechnął się półgębkiem. – A ty? Chrapiesz, lunatykujesz? W sumie, jak teraz o tym pomyślał, to lunatykowanie w kompletnie obcym miejscu i to w pobliżu legowisk aligatorów nie było zbytnio bezpieczne. Jeśli ktoś z domku będzie miał podobny problem, to będą musieli pamiętać, żeby zamykać drzwi na noc. Zarówno na klucz, jak i za pomocą specjalnego zaklęciem, tak na wszelki wypadek, bo chyba nikomu się nie uśmiechało przedzierać nad ranem przez mokradła, żeby szukać lokatorki lub lokatora, jeśli można było tego uniknąć.
Popatrzyła w kierunku drzwi z ubolewaniem, choć w ich przypadku z problemem dało się rozprawić jednym machnięciem różdżki, więc nie było tak źle. Czy powinna zacząć podejrzewać każdy element wystroju małego domku o złe zamiary? To chyba byłoby już paranoiczne. - Może warto byłoby zapytać klamki. - zadrwiła, choć cała sytuacja wcale nie sprawiała, że było jej do śmiechu. Zapowiadało się na kolejne wakacje, gdy pobyt był 'odrobinę' utrudniony, choćby ze względu właśnie na dostęp do wody. Załamka. - Jakbyś miał ochotę się stąd wyrwać to mnie łap. Chociażby na miotły. - wszystko zapowiadało się na lepsze wyjście niż siedzenie w domku, gdzie klamka wybuchała śmiechem, a wszystko począwszy od szafy i kończąc na oknach wydawało się jakieś szalenie podejrzane. Nie mówiąc już o tym, że nie zapowiadało się na to, by był czas na siedzenie w ciasnym domku, gdy na zewnątrz czekało tyle atrakcji i okazji, by poznać coś nowego. Choć tematyka była dość mroczna. Voodoo, duchy, zmarli, klątwy, legendy o starych wiedźmach i ich amuletach. Historia Luizjany naznaczona była niewolnictwem, krwią, nienawiścią, mroczną magią i kataklizmami. To nie brzmiało na lekką, rekreacyjną tematykę. Ale może dałoby się znaleźć w tym jakieś pomyślniejsze promyki? - Grzecznie śpię i unikam wilkołaków. - odparła, znów krzywiąc się na te wszystkie zagrożenia wokół. Chyba rzeczywiście rozsądnie byłoby wracać do domku przed zapadnięciem nocy i pamiętać o omijaniu ryzykownych miejscówek. Wilkołaki, wampiry i aligatory brzmiały jak jedynie czubek góry lodowej. Cholernie relaksujące wakacje, co? - Co powiesz na wycieczkę krajoznawczą, jak już się rozpakujemy? Może nawet ominiemy aligatory... - wycieczki z 'opiekunem' brzmiały jak okazja, by korzystać z towarzystwa starszej osoby i zrzucać na nią całe zło tego świata, gdyby przez przypadek znalazły ich jakieś kłopoty. Z drugiej strony - skoro miała do czynienia z Wiecznym Studentem Iggym Mościckim, to chyba ona w tym momencie przejmowałaby rolę tej bardziej odpowiedzialnej osoby. Choć Puchon wyglądał przecież wyjątkowo niepozornie.
Słysząc odpowiedź Gryfonki, parsknął krótkim śmiechem i zerknął raz jeszcze na tę parszywą klamkę. Jak będą się doinformowywać w sprawie lokalizacji kompleksu łazienkowego, to powinni popytać także o jakieś permanentne rozwiązanie tej kłopotliwej kwestii. Raczej nie byli pierwszymi gośćmi, którzy mieli z tym do czynienia, a właściciele mogli znać jakiś sposób na to, aby pozbyć się tej niemiłej niespodzianki. Może zamiast rzucania zaklęcia wyciszającego w kilkugodzinnych odstępach, to mogliby, zamiast tego popryskać drzwi jakimś preparatem o jabłkowym zapachu i to by uciszyło klamkę na dłuższy czas? – Myślę, że może do tego dojść szybciej, niż później – rzucił. Jak tylko dzieciarnia z pierwszych roczników się rozpakuje, od razu wyleją się na teren całego pensjonatu, a wtedy możliwości dotyczące jakiegokolwiek komfortowego wypoczynku w ośrodku zostaną drastycznie ograniczone. W końcu kto byłby w stanie się zrelaksować, gdy parę metrów dalej banda jedenastolatków drze się na całe gardło i chwali znajomością zaklęć, które ledwo co opanowali? Skrzywił się na samą myśl. Zdecydowanie nie przepadał za dziećmi. – A więc przynajmniej nasza dwójka ma szansę na przeżycie – skomentował pod nosem, zerkając w stronę wolnych łóżek. – Słyszałaś może coś o tym, kto jeszcze ma do nas dołączyć? Wciąż żywił głęboką nadzieję, że przez czas pobytu w Luizjanie będzie mu w domku towarzyszyć chociaż jedna osoba zbliżona do niego pod względem wieku. Wprawdzie nie miał nic przeciwko spędzania czasu z młodymi, jednak na samą myśl o tym, że mógłby koniec końców wylądować z trzema niepełnoletnimi współlokatorkami, przechodziły go dreszcze. I to nie te dobre dreszcze. Przez tyle lat, zdecydowanie zbyt często bywał świadkiem tego, jak płeć piękna potrafiła się zachowywać na ograniczonej przestrzeni oraz przy braku porządnej łazienki i dostępu do bieżącej wody. Mogło tutaj dojść do małej masakry, jeśli trafią na siebie dwie osoby o zupełnie sprzecznym charakterze i to na dodatek skłonne do narzekań czy kłótni. Zdecydowanie nie wzgardziłbym jakimś facetem, który mógłby zostać jego towarzyszem niedoli w tych smutnych dniach. Przynajmniej co do Morgan miał dobre przeczucia. Skoro należała do drużyny Quidditcha to prawdopodobnie była dużo bardziej cierpliwa niż większość jej rówieśniczek i po prostu była w stanie znieść dużo gorsze warunki niż one. W sumie nie byłoby w tym niczego dziwnego, w końcu sport potrafił ukształtować charakter zawodnika, przez to, jak wiele poświęceń i wyrzeczeń się z nim wiązało. Nawet on o tym wiedział, więc musiało w tym być trochę prawdy. – Jeśli tylko masz ochotę, to nie widzę problemu – odparł, starając się wykręcić głowę w taki sposób, aby mógł na nią spojrzeć. – Tylko wykreśl to „może”. Wolałbym nie być zmuszony do wyrywania twojej ręki z paszczy krokodyla już na samym początku wyjazdu. Miejmy trochę klasy i pozwólmy innym najpierw się trochę uszkodzić, dobrze? Potem ewentualnie podążymy za ich przykładem. Taka była prawda! Gdyby byli pierwszą parą, która padła ofiarą krokodyla czy tam innego aligatora, to przez całe wakacje, byliby znani tylko i wyłącznie z tego, że mieli ogromnego pecha i wpakowali się do legowiska aligatorów jako pierwsi. A tak, jeśli któreś z nich stałoby się piątą albo dziesiątą ofiarą z kolei, to nikt by nawet nie mrugnął. Wtedy to już nie byłaby tragedia, tylko czysta statystyka.
Nie traktowała jego słów jako obietnicy, jednak bardzo brała pod uwagę, że mogliby ulotnić się wspólnie do nawet bliżej nieokreślonych miejsc, byle te znajdowały się z dala od kompleksu, w którym mieli mieszkać na wakacjach. Świetnie rozumiała nieprzychylny stosunek Iggy'ego do ich domku, ba, nawet w dużej mierze przecież to podzielała. Spodziewała się również, że mogliby wpadać na siebie przypadkiem przy różnych okazjach, w końcu znanych miejsc w okolicach Nowego Orleanu było pełno, a każde z nich przyciągało głodnych wrażeń turystów, którymi byli przecież i uczniowie brytyjskiej szkoły magii. W przypadku usilnego omijania powrotów do domu trudno byłoby w którymś momencie na siebie nie wpaść - w końcu ile nie byłoby atrakcji, nie były one nieskończone, a niektóre wyjątkowo silnie przyciągały do siebie i interesowały z wyjątkową mocą. - O współlokatorach wiem tyle, co o łazienkach. Powinni tu być... - miała nadzieję, że to był już ostatni raz, kiedy wspomina o dokuczliwym braku kranów, czy czegokolwiek związanego z wodą, jednak coś czuła, że to jeszcze długo miało ją prześladować. - A już myślałam, że chcemy być w czymś pierwsi. - z udawanym westchnieniem wyrzuciła z plecaka kilka tajemniczych, różnokolorowych kulek, mapę szkoły, różdżkę i jakiś zeszyt, a wszystkie te szpargały wylądowały na jednym z dolnych łóżek - naprzeciwko łóżka, które zajął Mościcki. - Swoją drogą... Odkąd tu trafiłam wszędzie słyszę o jakiejś wiedźmie Laveau. I łazi za mną duch, choć teraz się obraził. Czy już zwariowałam? - być może jego wiek, a może po prostu fakt, że jakoś lekko jej się z Puchonem rozmawiało, skłonił ją do napomknięcia o tematach, które wydawały się z jednej strony intrygujące, z drugiej - szalenie niepokojące. Czy jednak tuż po dotarciu do ośrodka którekolwiek z nich mogło mieć jakąś wiedzę ze wspomnianych tematów?
Może to właśnie brakująca dwójka lokatorów wyląduje dzisiaj na miejscowych oddziale szpitalnym z rękami i nogami zmiażdżonymi przez szczęki aligatora?, pomyślał, chociaż nie życzył im takiego losu. W końcu nawet nie wiedział, kto miał do nich dołączyć. A gdyby akurat przyszło mu dzielić w wakacje domek z Nancy czy Yuuko, byłoby to co najmniej niezręczne, jakby rozważał takie dramatyczne scenariusze z nimi w rolach głównych. Pewnie po rpsotu zostawili rzeczy gdzieś w recepcji i poszli zwiedzać. Albo właśnie próbują odnaleźć czternastkę, w tym całym chaosie panującym na zewnątrz. W końcu, idąc w ślady młodszej koleżanki, sięgnął po swoją różdżkę i przy pomocy magii zaczął ostrożnie wypakowywać swoje rzeczy z walizki. – Wyprzedzenie kogokolwiek w kolejce do grobu nie jest w tej chwili wysoko na mojej liście priorytetów – powiedział z powagą. – Na twojej zresztą pewnie też nie. W końcu dziewczyna była jeszcze młoda. Miała całkiem niezłą pozycję w szkolnym społeczeństwie, ludzie ją kojarzyli, a skoro na dodatek dobrze się uczyła, to nauczyciele też musieli spoglądać na nią raczej przychylnym okiem. Co więcej, zdawała się mieć osobowość, przez którą nie dałoby się raczej nudzić w jej towarzystwie. Ledwo się rozpakowała, a już planowała wyjście do miasta, czy na jakieś dzikie tereny. Stała za tym tylko niechęć do małego domku letniskowego czy też ciekawość świata i nowej, egzotycznej kultury, która wręcz tętniła życiem na każdym kroku? Pytania, pytania. – Bywają chwilę, gdy mam wątpliwości, czy w Hogwarcie jest chociaż jedna w pełni normalna osoba – odpowiedział z cichym parsknięciem. – Spójrz na to z innej strony. Jeśli dana rzecz nie robi krzywdy tobie, ani ludziom dookoła, to nie może być w pełni uznana za coś negatywnego. To z kolei sprawia, że patrząc na to z pewnego punktu widzenia, czyni cię bardziej interesującą osobą. Z racji tego, że jeszcze ani razu nie wyściubił nosa poza mury pensjonatu, nie było mu dane usłyszeć żadnej historii o tej całej Laveau. Chociaż imię to, czy też raczej nazwisko, zdawało się dziwnie znajome. Może to przez to, że jego brzmienie kojarzyło mu się z językiem francuskim? Przez tyle lat na zajęciach z Historii Magii przewinęło się tyle różnorodnych nazwisk, że nawet gdyby ten przedmiot go fascynował, to nie byłby w stanie zapamiętać ich wszystkich. Może była to jakaś lokalna bohaterka z korzeniami sięgającymi kraju słynącego z miłości i dobrego wina?
Oh, być może narażanie się na niebezpieczeństwa nie było jej ulubioną rozrywką, jednak w nowym miejscu można było to zupełnie inaczej rozumieć. W szkole doskonale wiedziała, dokąd iść, którędy, z jakich skrótów skorzystać, do jakich pomieszczeń zaglądać, w jakie rejony lepiej nie zapuszczać się z wadliwie funkcjonującą różdżką, a w jakie najlepiej w żadnych okolicznościach, jeżeli zdążyła przywiązać się do stanu, w którym miała wszystkie kończyny. Jednak na wyjeździe stała przed nieznanym, miała czystą kartę zamiast mapy, a jedynymi znacznikami były podpowiedzi tutejszych, którzy mniej lub bardziej głośno deklarowali, gdzie czyhały zagrożenia, interpretację zostawiając w dużej mierze śmiałkom, którymi byli zapuszczający się w atrakcyjne lokacje turyści. - Mam złe przeczucia. Jakby na tych bagnach wszystko było groźne. Nawet klamki. - po ostatnich słowach wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się niepewnie. Rzeczywiście trochę czuła, jakby każdy wykonywany krok mógł nieść ze sobą pewne ryzyko. Może właśnie dlatego chciała ich stawiać jak najwięcej. By przywyknąć, by poznać, by okiełznać, oswoić, odrzeć z mrocznej tajemnicy. - Nie tylko szaleńcy są ciekawi. - niby zripostowała, jednak w dużej mierze przyznała mu również w myślach słuszność. W końcu ktoś kiedyś powiedział, że tylko wariaci byli cokolwiek warci. I, o ile można było uznać, że Kotna była niegroźna, wtedy rzeczywiście stanowiła osobliwość, która potrafiła nieźle ubarwić codzienne wydarzenia. Czy jednak wakacyjny wyjazd potrzebował jeszcze więcej atrakcji? I czy stąpająca po grząskim gruncie tajemnic Luizjany Morgan, lubiąca pchać łapy niekoniecznie tam, gdzie było to odpowiedzialne, potrzebowała jeszcze na sobie wpływu ducha, który tak wyraźnie namawiał do ryzyka, łamania zasad i pchania się w objęcia wszelkich niebezpieczeństw? - Dzięki, Iggy. Teraz będzie mi lepiej z tym, że jestem nawiedzona. - uśmiechnęła się kwaśno, podsumowując swoje przemyślenia odnośnie Kotny. Może po prostu powinna przestać przejmować się tym, jak ludzie będą reagować, kiedy w środku dyskusji nagle zwróci się do niewidocznej zjawy o niecnym spojrzeniu?
W toku myślenia dziewczyny było sporo prawdy. Wyjazd ten zdecydowanie mógł rozpalić, w co poniektórych iskrę ciekawości i chęci zanurzania się w legendach opowiadanych przez miejscową ludność. Warunki mogły być ciężkie, a cel podróży nie zawsze trafiał w gusta wszystkich uczniów, jednak wakacje organizowane przez Hogwart mogły poszczycić się jedną, bardzo ważną cechą. Zawsze były ekscytujące, w większym lub mniejszym stopniu. – Wiesz, jakby się uprzeć to faktycznie jest tu niebezpiecznie. Nawet w pensjonacie. Wszyscy stanowimy pewnego rodzaju zagrożenie. W końcu dzierżymy na co dzień broń masowej zagłady – mruknął z ironą, kreśląc w powietrzu bliżej nieokreślony wzór. Wystarczyłoby, aby jednej osobie odwaliło lub ktoś zdecydował się na kimś zemścić, a sprawy mogłyby bardzo szybko wymknąć się spod kontroli. Oczywiście, raczej nie padliby wszyscy na ziemię, pozbawieni życia przez zaklęcie uśmiercające. W końcu istniało wiele innych sposobów na skrzywdzenie drugiego człowieka. Zaklęcia niewybaczalne nie były jedynym rozwiązaniem. W gruncie rzeczy nawet najprostsze formułki byłby w stanie załatwić sprawę. Aquamenti, zamiast wypełnić wodą puste naczynie, mogłoby posłużyć do utopienia kogoś, a Incendio sprawiłoby, że nie tylko knot świecy stanąłby w płomieniach. Ba, gdyby komuś zależało na zatarciu śladów przestępstwa, mógłby nawet sięgnąć po tak proste narzędzie, jak nóż czy widelec. Lista potencjalnych narzędzi zbrodni rosła w oczach, gdy rozmyślało się nad tą sprawą przez dłuższy czas. – Wybacz. Nie chciałem cię dołować – dodał zmieszany, gdy zorientował się, w jaką stronę zaczęła zmierzać ta rozmowa. Zeskoczył z łóżka i raz jeszcze omiótł wzrokiem całe pomieszczenie. Czasami zdarzało się, że w takich miejscach obsługa zostawiała jakieś ulotki czy krótkie przewodniki, żeby goście wiedzieli, gdzie mogą się na początek wybrać. Zazwyczaj karteluszki tego typu zawierały w sobie informacje o licznych zabytkach i lokalnych cudach natury, jednak Ignacy liczył, że znajdzie tam jakąś mapę prowadzącą na starówkę pobliskiego miasta, czy coś, co mogłoby ją przypominać. Tam, gdzie była starówka, tam zazwyczaj byli ludzie, a tam, gdzie byli ludzie można było znaleźć dużo dobrego jedzenia. A nic tak nie poprawiało humoru, jak wrzucenie czegoś na ząb. Chociaż inne atrakcje też mogły wywołać podobny efekt. – Skoro przyszłaś tutaj sporo później niż ja, to pewnie widziałaś już co nieco – zaczął powoli, chcąc przekierować tory ich rozmowy na nieco bardziej przyjemne. – Jakieś sugestie co do wypadu do miasta? Uniósł brwi z wyczekiwaniem. Po tym, jak bardzo negatywnie, w swoim mniemaniu się wypowiedział, był skłonny pójść na pewne ustępstwa i nawet zbyt dużo nie narzekać. Była to okazja jedna na milion, więc Morgan mogłaby śmiało ją wykorzystać.
Nie potrafiła nie przyznać mu racji, a jednak na co dzień wolała nie brać tego za bardzo pod uwagę. W końcu gdyby się uprzeć, każdego dałoby się oskarżyć o mordercze zakusy i potencjał do wykonania bezdusznej rzezi. A przecież nie o to chodziło, by w ludziach dostrzegać potwory. A przynajmniej dopóki nie byli Ślizgonami... - W wakacje nie jesteś w stanie zepsuć mi humoru. - pokręciła powoli głową i zacmokała z troską, jakby przejęła się jego porażką mimo usilnych starań. W rzeczywistości kompletnie nie brała do siebie ani ponurej narracji, ani przypuszczeń o tym, że coś mogło być z nią nie tak. Oczywiście, że była. Była czarownicą. Siedemnastoletnim wulkanem magii, nad którą zupełnie nie panowała. Cóż zmieniał jakiś snujący się za nią duch? - Widziałam już wesołe miasteczko. Pora na coś innego. - być może powoli powinien budzić się w niej głód, zwłaszcza po wyczerpującej podróży, która trwała jakieś liche ułamki sekund, a przeniosła ich na inny kontynent. Teraz jednak bardziej była spragniona wrażeń, niż ciekawa tutejszej kuchni. Choć i na nią jeszcze dziś powinien przyjść czas. - Zaimprowizujmy. Co się może stać? - rozbójniczy i beztroski uśmiech wystarczył, by stwierdzić, że wycieczka mogłaby ostatecznie nie przynieść niczego dobrego. Ale hej, już sobie obiecali, że aligatory są póki co wykluczone. Jedno zagrożenie mniej.
To był stosunkowo spokojny dzień. Ignacy nie miał w planach żadnego wypadu do miasta, a duch Pani Babci również nie wydawał się zbytnio skoro do tego, aby wyruszyć na podbój okolicznych mokradeł. Być może fakt ten powinien go nieco zmartwić, jednak był za bardzo zadowolony z tego, że w końcu miał chwilę wytchnienia od magicznego zgiełku, który zdawał się go pochłaniać za każdym razem, gdy tylko wyściubił nos poza pensjonat. Chcąc jak najlepiej wykorzystać zarówno nieobecność reszty lokatorów, jak i ładną pogodę panującą na zewnątrz, chłopak rozsiadł się ze swoim notesem i książką „Quidditch przez wieki” na schodkach prowadzących do pozbawionej łazienki klitki, która miała jeszcze przez kilka tygodni pełnić rolę jego domu. Do tej pory był pod sporym wrażeniem, że nie pozabijał się jeszcze ze współlokatorkami na tak małej przestrzeni. Dobra, od czego by tu dzisiaj zacząć, rozmyślał, powoli wertując dzieło Kennilwortha Whispa. Jeszcze do niedawna wydawało mu się, że znał jego twórczość całkiem nieźle i kojarzył większość jej zawartości, jednak kiedy zaczął dokładniej jej się przyglądać i zwracać uwagi na rozmaite szczegóły, zorientował się, że do tej pory czytywał tę pozycję dosyć pobieżnie. Miał zamiar nadrobić te braki. Puchon zatrzymał się na stronie opisującej przepisy odnoszące się do gry w Quidditcha z 1750 roku, kiedy to zostały one przygotowane i wprowadzone w życie przez Departament Czarodziejskich Gier i Sportów. Po bliższym zapoznaniu się z tymi zasadami nieco zdziwiła go ich liczba, jak i to jak proste one były. Największym zaskoczeniem jednak było to, że większość z nich wciąż funkcjonowała w jakiejś formie. Najważniejsza reguła zawarta w rozdziale była opatrzona numerem jeden i odnosiła się do tego, że nie istniały żadne ograniczenia w kwestii tego, na jaką wysokość gracze mogą się wznieść podczas meczu. Jedynym co ich ograniczyła podczas wykonywania różnego rodzaju manewrów była granica samego boiska. Chłopak od razu zaczął się zastanawiać, jak jest to sprawdzone podczas rozgrywek mających miejsce w bardzo złych warunkach atmosferycznych, gdy pole widzenia zawodników, widowni oraz sędziów było drastycznie ograniczone. Jakieś specjalistyczne zaklęcie rzucone na miotły graczy? A może samo boisko było zaklęte, aby reagować w odpowiedni sposób? Tak wiele możliwości... Miło by było dowiedzieć się kiedyś, co tak naprawdę było faktem, a co jedynie domniemywaniem. Dosyć interesujące było także to, że sędzia na prośbę kapitana jednej z drużyn mógł zarządzić przerwę w meczu, a jeśli trwał on ponad dwanaście godzin, pauza mogła przedłużyć się nawet do dwóch godzin. Wartościowa informacja, chociaż w warunkach szkolnych niezbyt przydatna. Ignacy przewrócił oczami na samą myśl o takiej akcji w murach Hogwartu. Dyrektor prędzej sam by ogłosił zwycięzcę według własnego widzimisię, niż pozwolił na tak długie rozgrywki. Kuriozalnie, ostatnia zasada zawarta w spisie była tą, która wydawała się Puchonowi najbardziej znana ludziom spoza świata sportu. Głosiła ona bowiem, że mecz mógł skończyć się nie tylko w sytuacji, gdy złoty znicz zostanie pochwycony przez jednego z szukających, ale także przy zgodzie kapitanów obu drużyn. Takie przypadki miały zapewne miejsce przy bardzo wyrównanej i długiej walce, gdy oba zespoły były skrajnie wycieńczone i niezdolne do dalszej gry. Ignacy spędził jeszcze trochę czasu, zapisując, co bardziej interesujące fakty w swoim zeszyciku, po czym wrócił do domku, aby tam ochłonąć. Pogoda może i była przyjemna, jednak tutejsze słońce prażyło tak niemiłosiernie, że chwilami można było zatęsknić za typową angielską pogodą.
z/t
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Jeżeli chciała wykonać poprawnie zaplanowane przez siebie duperelki, potrzebowała sporo lektury i praktyki przed właściwym wzięciem się do pracy. Luizjańska biblioteka na szczęście była bogata w wiedzę wszelaką - dało się odnaleźć tutaj zarówno legendy o Laveau, co ostatecznie było dość oczywiste, ale i o bardziej konwencjonalnym zaklinaniu przedmiotów, obróbce drewna, a nawet, o czym przekonała się już wcześniej - magikartografii, o ile takie pojęcie w ogóle istniało. To ostatnie interesowało ją teraz najmniej. Przede wszystkim chciała się przekonać, czy brzoza, oprócz koloru, nadawała się do planowanych dla niej przemian, czy była wystarczająco wytrwała, podatna na magię, gotowa znosić liczne tortury za pomocą dłuta bez całościowego szwanku, ale i czy z czasem nie okazałoby się, że drewno, jako fundament całej ochronnej magii, najzwyczajniej by zawiodło. Już z lekcji run pamiętała, że brzoza była drewnem silnie magicznym, co zadecydowało przecież o zdecydowaniu się na nią. Skoro miała mieć magiczne właściwości sama w sobie, powinna również doskonale znosić dodatkowy wpływ magii, zwłaszcza ochronnej. Zabawnym wydawało jej się to, że wybrane drewno było przy okazji jednym z najbardziej znanych runom symboli kobiecości. I płodności... Czy duchowe wsparcie brzozy i jej odżywcza, życiodajna w pewnym sensie energia miała być podstawą dla długowiecznej ochrony przed zaklęciami? Jeżeli nie ona, to wśród materiałów zostawał chyba właściwie tylko cis, a ten kompletnie nie pasował do tego, co chciała osiągnąć. Kontakt z duchami był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała po Luizjanie. I jedną z ostatnich, jeżeli chodziło o ochronne rodzaje magii. Brzoza, zdecydowanie brzoza. No i miała wyjątkowo ładny kolor! Obróbka drewna była w tym wszystkim najciekawszym zagadnieniem, przynajmniej na etapie tworzenia, na którym Davies znajdowała się. Miała zamiar robić wszystko za pomocą fizycznych narzędzi, zwłaszcza dłuta. Nawet jako początkująca drewnomorderczyni czuła się w tym pewniej, niż gdyby miała stosować zaklęcia, zwłaszcza te podtrzymywane. Kto wie, jakie zagrożenie stwarzałaby sobie i innym przy tak wymagającym precyzji, skupienia i kunsztu procesie? Miała na własność (przynajmniej tymczasową) cały poradnik, z którego zachowała kilka stron notatek. Wraz z rysunkami ilustrującymi sposoby osiągania tego, czego pożądało się względem ostatecznych efektów. Po kilkunastu minutach znała już, przynajmniej w teorii, sposoby na radzenie sobie z drewnem i wszystkimi związanymi z nim trudnościami. Przejrzała również kilka akapitów notatek z transmutacji (jakby to w ogóle było jej potrzebne), głównie po to, aby upewnić się, że wszystkie środki ostrożności, jakie chciała zachować i w jakie chciała wyposażyć docelowy przedmiot nie wpłynęłyby bezpośrednio ani na działanie, ani ostatecznie na odporność zawieszki. Co do swojego radzenia sobie z zaklinaniem wilczej gęby nie miała już zupełnie żadnych wątpliwości, czy obaw. Najzwyczajniej to potrafiła. A co więcej - trudno byłoby jej znaleźć kogoś, kto zrobiłby to lepiej od niej. A spośród osób, którym ufałaby na tyle, by o to poprosić - nie miała już zupełnie nikogo. Albo po prostu bardzo chciała udowodnić samej sobie, że posiadała wystarczające umiejętności.