Restauracja z autentycznym amerykańskim jedzeniem i napojami oraz ekscytującymi smakami, takimi jak, słynne hamburgery, gigantyczne żeberka i steki, nadziewane łódki ziemniaczane - Loaded Potato Skins, dania z grilla z oryginalnym sosem Jack Daniel’s i amerykański klasyk - Long Island Iced Tea. Kelnerki pracujące w tym miejscu mając typowy strój kelnerski, włosy zawsze związane w wysokiego kuca oraz czerwone usta. Mimo "pechowej" nazwy lokal cieszy się dużym zainteresowaniem, być może dlatego, że zaraz po wejściu do jego wnętrza u boku gościa materializuje się (jeśli takowego posiada) mini imitacja patronusa, z którą wspólnie można zjeść posiłek.
Dostępny asortyment:
Napoje: ■ Long Island Iced Tea ■ Cola cola z dodatkiem dymnicy ■ Yin i Yang
Dania: ■ Mc Magic ■ Żeberka BBQ ■ Zapiekanka makaronowa z serem ■ Pancakes z syropem klonowym i jagodami z jemioły (pozwalają zapomnieć o troskach dnia - czas działania 1 h) ■ Grawer kirilija ■ Malinowy zawrót głowy ■ Płetwalki
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dziwnie było słyszeć to wszystko z ust obcego człowieka, ale Nicholas miał rację, Max wiele robił i raczej nie było momentu, żeby dawał sobie na luz, skoro i w Venetii warzył eliksiry za pieniądze. -Nigdy nie wiesz, co Ci się w życiu przydarzy. Jak mi się papier nie przyda to podetrę sobie nim dupsko na łożu śmierci i tyle. - Wzruszył ramionami, nie mając zamiaru dzielić się prawdą z człowiekiem, którego tak naprawdę nie znał. Powód jego powrotu do szkoły był bardzo osobisty, ale na tyle ważny, że Max był gotów wrócić do tego piekła na trzy lata. -Serio? Nie znam się ni chuja na patronusach, a już tym bardziej na ich znaczeniu. Taka mi wylazła, to taką mam. - Spojrzał krzywo na swoją srokę. Wcześniej myślał o tym, co może oznaczać, ale nie doszedł do żadnego konstruktywnego wniosku, a miał ciekawsze rzeczy na głowie niż łażenie po magicznych bibliotekach i szukanie odpowiedzi. Cieszył się, że w ogóle tego patronusa ma i że jest to coś więcej niż robak, za jakiego sam się uważał. -O delfinach za to wiem, że są niezwykle inteligentnymi chujkami, gwałcącymi ludzi. Mam nadzieję, że z tym ostatnim się nie utożsamiasz. - Zabawnie przerzucił skupienie rozmowy na Nicholasa, który sumiennie zajmował się dziennikiem, czy czym tam były te karteluszki. -Najebani? Raczej niezbyt. A szkoda. Wolę coś takiego niż pierdyliard wiggenowych. Szczególnie jesienią, ja pierdolę, naprawdę, ludzie to chyba Hogwart na krzywy ryj skończyli. - Mruczał między kolejnymi kęsami. Sam nie wiedział, czemu nagle zrobił się taki podirytowany. -Tylko mi dziękowałeś z pierdyliard razy i przytulałeś, jak pluszaka. - Machnął ręką, bo nie widział w tym żadnego problemu. Sam odpierdalał gorsze rzeczy najebany, nie mówiąc już o tych momentach, kiedy dodatkowo był nagrzany pod kurek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas nie drążył tematu studiów. Był zwyczajnie ciekawy, ale jak Max nie zamierzał się dzielić tematem, to i on nie widział powodu, by z niego te informacje wyciągać. Za to w temacie patronusa mógł się już nieco wypowiedzieć. Nie jako ekspert, ale coś tam widział. - Sroki są ciekawskie. Wierzy się, że ostrzegają przed śmiercią, a zabicie jej zwiastuje rychłą śmierć sprawcy. A poza tym to po prostu piękny w swych kontrastach ptak. - niemal się uśmiechnął patrząc na maxowego patronusa. Uwielbiał patronusy, uwielbiał ich pozytywną magię i szanował wszystkich, którzy potrafili je wyczarować. - Sam fakt, że możesz go wyczarować w cielesnej postaci, wiele o tobie świadczy. Ponoć niegodny czarodziej prędzej zginie pochłonięty własną magią niż wyczaruje coś tak na wskroś dobrego. A potem Solberg zażartował w sposób, który każdego innego pewnie by ubawił. Ale nie Nico. Nie kogoś z jego doświadczeniami. A przynajmniej przeżytymi w takiej skali. Mina Seavera zżedła, kiedy usłyszał drugą część rewelacji, którymi Max się podzielił w temacie delfinów. - Nie. - odpowiedział sucho w temacie utożsamiania, a potem na dłuższą chwilę wrócił do robienia notatników. Skupił się teraz na wytłaczaniu złocistych wzorów w grubych okładkach. Linia za linią tworzył wzory, które wcześniej przećwiczył na kartce. Zdenerwowany słowami Maxa chciał sie wyżyć na pracy twórczej, ale kilka notatników z rzędu po prostu mu nie wyszło. Wreszcie skupił się nieco bardziej i wyczarował naprawdę piękną, złotą lilię, która kołysała się na okładce poruszana niewidzialnym, magicznym wiatrem. Dopiero wtedy Nico doszedł do siebie na tyle, by móc względnie swobodnie rozmawiać dalej. - Przytulałem? - zapytał, kompletnie zaskoczony. To było do niego BARDZO niepodobne. - Czy to miało coś wspólnego z tą venetiańską maską?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciekawie słuchało mu się o tych srokach, ale czy się z tym utożsamiał, chyba niezbyt, jeśli miał być szczery. -To chyba, coś się pomyliło. - Prychnął, bo ten jego świetlisty ptak brzmiał nawet fajnie i pozytywnie, czego zdecydowanie nie mógł powiedzieć o sobie. Max raczej kusił śmierć, zamiast przed nią ostrzegać, chociaż piękny to akurat może był. -Całe to pierdolenie o byciu godnym... - Zaczął, ale pokręcił głową na znak, że nie ma zamiaru kończyć. Miał swoje zdanie na temat magii i całej tej jej pokurwionej filozofii. Nie był fanem, a gdyby nie eliksiry i transmutacja to pewnie rzuciłby Hogwart po pierwszym roku w pizdu i żył kompletnie jako mugol. Nie czuł się wyjątkowy, posiadając ten dar, no chyba, że wyjątkowo chujowy, to tutaj był w stanie się zgodzić. W każdym razie uważał, że magia sprawiła mu więcej problemów, niż była tego warta. Nie zauważył całej tej zmiany nastawienia Nicholasa. Nie znał go, nie wiedział jak odczytywać jego reakcje i przede wszystkim - wpierdalał burgera z fryteczkami, co zajmowało większość jego uwagi. Podniósł wzrok na rozmówcę dopiero, gdy ten ze zdziwieniem spytał o to, czy Max mówi prawdę. -No, przytulałeś. A potem zarzygałeś mi podłogę. - Potwierdził, dodając do historii nowe szczegóły. Ot, dla realizmu, czy coś. -A bo ja wiem... Jakąś na twarzy miałeś, ale mógł to być po prostu alkohol. - Wzruszył ramionami. Za mało miał doświadczenia z tymi całymi maskami, żeby jednoznacznie stwierdzić, że była to ich wina. Za to na efektach używek znał się bardzo dobrze i wiedział, że potrafią tak czasem zadziałać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas nie drążył o patronusie, ale kolejna kwestia go zainteresowała za mocno, by odpuścić. Postanowił trochę pociągnąć Solberga za język, skoro ten tak gwałtownie wyraził swoją opinię. - Nie uważasz, że do rzucania patronusa trzeba być godnym? To pozytywna energia, dobry duch. Jak mawiają mugole, anioł stróż, ale trzeba mieć dość mocy, by go przywołać. Mamy podania o czarnoksiężnikach, którzy usiłowali wyczarować cielesnego patronusa. Różdżka jednego z nich wyczarowała larwy, które pożarły go żywcem. Moim zdanie umiejętność wyczarowania go jest naprawdę godna szacunku. Był ciekaw co Solberg na to odpowie. Chłopak miał jakiś problem z tym zaklęciem. A może z zaklęciami ogólnie? Nicholas nie miał podstaw, by się czegokolwiek domyślać. Tymczasem zajął się na przemian jedzeniem naleśników i dalszym tworzeniem artykułów papierniczych. Tym razem zabrał się za wyczarowywanie metalowych okuć. Był zręczny w tym, co robił, starał się tworzyć rzeczy praktyczne i piękne. Jakiś czas się przygladał efektom swojej pracy, aż wreszcie z zakłopotaniem odkaszlnął, słysząc dalsze rewelacje na swój temat, a potem ściągnął rozmowę na inne tory. - Wyczarować ci jakiś zeszyt ze szczególną oprawką? Może mógłbym się jakoś zrewanżować za swoją... Niedyspozycję na wakacjach. Zeszyt z kociołkiem? A może ze sroką? Wyczaruję wszystko wedle uznania. Podsunął mu gotowe dzieło, które miało iść na sprzedaż. To była naprawdę ładna robota, staranna, detaliczna. Aż żal było tego na szkolne zeszyty, ale Nicholas się tym nie martwił. Grunt, że ktoś będzie uszczęśliwiony korzystaniem z jego dzieła. - Robię też biżuterię i amulety. Co prawda jestem zaledwie świeżo upieczonym adeptem kursu jubilerskiego, ale jakbyś szukał czegoś dla siebie albo dla innych to wiesz, gdzie możesz uderzać. I znów przeszedł do dalszej transmutacji, tym razem wyczarowując zaczarowane ołówki, pióra do pisania i rozmaite inne drobiazgi, które nadawały się do sklepu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No i wleźli na ten temat. Max był już nieco poirytowany powrotem do Hogwartu i samym wspomnieniem tych tez, ale skoro mężczyzna chciał, to chyba musiał wyrazić swoją opinię i w tej kwestii. -Bo Ci, o których piszą to wypadki ekstremalne. Daj spokój. Nie trzeba być godnym do niczego w tym pierdolonym świecie. Każdy dobry czarodziej osiągnie mistrzostwo w tym, nad czym będzie pracował, a patronus jest potężny bo żywi się szczęściem. - Przewrócił oczami, na sam idiotyzm tego konceptu. -Czyli co? Siódmoklasista z depresją nie jest godzien, bo mu się życie na ryj zawaliło, ale jakiś złamas z Nokturna już tak? To nie ma sensu. - Pokazał dość jaskrawe przykłady, ale takie było najlepiej zrozumieć. Oczywiście nie mówił o sobie, bo w życiu by się nie zdiagnozował. Choć miał do tego wszelkie prawo, jak nikt inny. Solberg miał ogólnie problem z magią i nigdy tego nie ukrywał. Był zdania, że jego życie byłoby sto razy lepsze, gdyby nie potrafił machać tym zjebanym patykiem. Całe szczęście, że miał eliksiry i chociaż w tej dziedzinie mógł się spełnić. Przeniósł wzrok na zeszyty. Musiał przyznać, że koleś odwalał z nimi całkiem dobrą robotę. Okładki wyglądały cycuś glancuś, a z tym, ile Max pracował, nigdy nie miał za wiele miejsca na notatki. -Odpłaciłeś mi w galeonach, ale nie odmówię. Wystarczy coś prostego. Może jakiś wąż, czy coś... Ważne, żeby miał inicjały. - Nigdy nie był specjalnie wybredny. Stawiał raczej na praktyczność rzeczy niż ich piękno, więc i teraz nie celował w nich przesadnie zmyślnego. Ot, byle kajet był podpisany, żeby byle gagatek wiedział, że ma trzymać od niego łapska z daleka. -Zapamiętam. Jak będę szukał prezentu, albo coś. Gdzie masz warsztat? - Zapytał, żeby móc tam trafić, gdy faktycznie będzie potrzebował usług mężczyzny od delfina.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Oho. Czyli trafił w czuły punkt. Nicholas chwilę ważył słowa, zanim odpowiedział, bo nie chciał bardziej dręczyć ślizgona. Poza tym i tak wszystko było w trybie gdybania, Seaver nie miał aż tak rozległej wiedzy, by wypowiadać się na te tematy tonem autorytetu. - Być może przydałoby się więcej statystyk na temat tego ilu czarodziejów na Nokturnie potrafi wyczarować patronusa. A poza tym kto wie jacy są naprawdę? Może to tylko maski, które noszą dla świata. Może są tak samo pokrzywdzeni jak ten siodmoklasista. - zamyślił się na chwilę i po chwili kontynuował. - A może nie są. A depresja może wpłynąć na to z innych powodów. Niektórzy z głęboką raną tracą swoje zdolności. Pozostaje mieć nadzieję, że nas to nie będzie dotyczyć. Nawet nie przypuszczał, że ktoś tak uzdolniony magicznie może żywić taką niechęć do magii. Sam Nicholas był jej pozbawiony tak długo, że teraz trzymał się jej kurczowo i nie zamierzał wypuszczać. Dlatego niczego nie podejrzewając dalej robił swoje, wyczarowując i transmutując kolejne artykuły papiernicze. Wreszcie zrobił ich całkiem pokaźny stos, więc transmutował do tego wszystkiego papierową torbę, do której zaczął pakować rzeczy na sprzedaż. Część z nich była lepszej, część gorszej jakości, ale wszystkie na pewno były zdatne do użytku. Najlepiej jednak prezentowały się okładki zeszytów. - Inicjały. W porządku. Tak dla pewności, Maximilian Felix Solberg? Dobrze pamiętam z warsztatów? Przy okazji, ja się chyba nigdy nie przedstawiłem jak należy. Nicholas Seaver. Chociaż nie wiem, może w Venetii... No, trudno mu było ocenić co właściwie mówił w Venetii. Alkohol był zdradziecki. Duże ilości działały jak oblivate na własne życzenie. Do zeszytu dla Maxa użył już swoich własnych, nie transmutowanych kartek. Po krótkim zastanowieniu zaczął transmutować okładkę tak, by nabrała głębokiego, ciemnozielonego koloru i skórzanej faktury. Później przez dłuższy czas wytłaczał w skórze wzory, które następnie wypełnił srebrnym kolorem. Na koniec dodał srebrne okucia krawędzi, a potem zaczął szeptać zaklęcia, które dopełniły całości. - Powinien być odporny na płyny i zabrudzenia. A jak go chwycisz, to dopełnię jeszcze jedno zaklęcie. - powiedział Nico i gdy Max spełnił jego prośbę, wymamrotał dłuższą formułkę. Wąż na okładce ożył i zaczął z entuzjazmem wić się wokół trzymającej zeszyt ręki właściciela. Kiedy chłopak odłożył przedmiot, Nicholas zaprezentował dalsze działanie czaru, sam wyciągając rękę po zeszyt. Wąż z okładki zasyczał wrogo, pokazał kły i napręży się jakby był gotowy do ataku. Po cofnięciu ręki znów się uspokoił, chwilę gonił swój ogon, a potem ułożył się leniwie wokół inicjałów. - Bedzie syczał na każdego niepowołanego, kto sięgnie po ten zeszyt. Krzywdy nie zrobi, wiadomo, ale może intruz dwa razy się zastanowi. Wydaje mi się, że nie powinien ruszać się z okładki, ale jakby ci się zaczął pałętać po kartkach, wystarczy go pogłaskać i się uspokoi. Nico czuł ogromne zadowolenie, częściowo przez magiczne naleśniki, które właśnie teraz dokańczał jeść, a częściowo przez to, że udało mu sie tak sprawnie zrobić całkiem ładne cacko. Póki co to była jedna z ładniejszych i ciekawszych rzeczy, jakie stworzył, chociaż wiadomo, dopiero się rozwijał. Kiedy skończył jeść, zerknął na torbę, a potem na Maxa. - Dzięki za towarzystwo. Dobrze jest zobaczyć czasem znajomą twarz. No i dobrze jest nie jeść w samotności. Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję, żeby pogadać. A teraz muszę to zanieść i Scrivenshafta. Życzył jeszcze studentowi smacznego i w pogodnym nastroju udał się do sklepu, żeby odsprzedać swoje świeżutkie i cieplutkie towary. ZT+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Być może. - Odpowiedział tylko krótko, bo zdecydowanie nie chciał kontynuować tego tematu. Wolał pomówić i pomyśleć o czymś przyjemnym, a patronus był tematem bardzo wrażliwym i chłopak wolał nie wyrażać na głos, jakie naprawdę miał tutaj odczucia. Podejście Maxa do magii nie zawsze było tak negatywne, choć szybko zaczęło się psuć po tym, jak trafił do szkoły, by ostatecznie już na piątym roku, całkowicie gardzić machaniem różdżką. Wiedział, że gdy mówił o tym otwarcie, ludzie patrzyli na niego jak na idiotę, bo przecież był specjalny, wyjątkowy, posiadał coś, o czym inni tylko marzyli... Zwykłe pierdolenie. -Tak, dobrze pamiętasz. - Uśmiechnął się lekko, po czym kiwnął głową. -Miło poznać. - Przyznał raczej szczerze. Może wymijali się poglądami, ale Solberg nie miał powodu, by darzyć Seavera nieprzyjaznym traktowaniem. Na to trzeba było sobie zasłużyć czymś zdecydowanie poważniejszym. -Dzięki bardzo, jest zajebisty. - Przyznał szczerze, patrząc na wyczarowany mu przez Nicholasa zeszyt. Będzie miał czym straszyć naiwne dzieciaki na szkolnych korytarzach. No i gdzie robić notatki oczywiście! -Luz. Jak coś wyślij sowę. - Pożegnał się z nim, wpychając sobie kolejne frytki do mordy, po czym podejrzliwie spojrzał na świetlistą srokę, która wciąż siedziała na blacie.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salem Latif
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 190cm
C. szczególne : Zapach kadzideł, ślady farb na dłoniach, bardzo dużo pierścionków, mocny arabski akcent
Uważam, że wróżenie jest sztuką łączącą ludzi i nie sposób robić tego w zamknięciu. Lubię moje chwile odosobnienia, ale na pewno nie są wystarczające, by rzeczywiście rozwijać się w tej dziedzinie. Być może miałbym inne podejście, gdybym posiadał dar jasnowidzenia, w końcu to skierowałoby mnie nieco mocniej na siebie, ale teraz… teraz przynajmniej mam motywację do tego, by się dzielić z innymi. Chętnie ogłaszam moje możliwości jako wróżbity, w końcu wiedzę mam, a zatem nie zamierzam się z nią ukrywać. Nie potrzebuję wybitnej genetyki, by rozwikłać zagadki wszechświata, skoro jestem wystarczająco wyczulony na jego sygnały. Zlecenie, które otrzymałem, prowadzi mnie prosto do kawiarni w Hogsmeade, której chyba za dobrze nie kojarzę. Jest już ciemno, godzina zamknięcia ma zaraz wybić, ale jeden ze stolików dalej jest zajęty - oto moja klientka, która najwyraźniej ma znajomości wśród właścicieli, bo zaprasza mnie ochoczo do siebie, a nawet oferuje zamówienie napojów. Decyduję się na herbatę ziołową, oczywiście sypaną, chociaż akurat tym razem nie jesteśmy w kawiarni po to, żeby oglądać fusy, nawet jeśli okoliczności niesamowicie temu sprzyjają. Wymieniamy się oczywistymi uprzejmościami, a ja próbuję wyłapać jak najwięcej danych o mojej klientce, żeby móc wspierać się na tym w dalszych interpretacjach. Wyciągam wreszcie z torby moją tablicę Ouija, pozwalam czarownicy obejrzeć ją ze wszystkich stron i sam zachęcam do tego, by prześledziła palcem literki, które składają się na jej imię, a następnie na to jej zmarłego męża, z którym chciałaby się porozumieć. Potrzebuję od niej tyle energii, ile tylko jest to możliwe, więc nie pospieszam jej nawet wtedy, gdy ewidentnie w jej oczach zbierają się pierwsze łzy. To nie jest prosty proces, a ja nie zasypuję jej pustymi frazami, które mają podnieść ją na duchu. Potrzebuję tego smutku, który będzie jak latarnia dla przywoływanej duszy. Zdaję sobie sprawę z tego, że we Wróżbiarstwie nie ma ostrych zasad - moje metody mogą nieco różnić się od tych, których używają inni. Przy kontakcie ze zmarłymi, tak trudnym, ryzykownym i często mało spektakularnym, zwykle pojawia się jedna cecha wspólna: obiekt, który ma być kotwicą. Coś, co należało do osoby, której już między nami nie ma. Coś, co ma w sobie jej esencję, nieważne jak lekka miałaby ona być. Czarownica, której pomagam, ma kilka rzeczy ze sobą. Wyciąga zdjęcie ślubne sprzed kilku dekad, pudełeczko z tradycyjnymi obrączkami, różdżkę zmarłego męża i wreszcie skrawek materiału jego poduszki - tej, na której zmarł, odpływając we śnie. Pozornie może się wydawać, że ważniejsze rzeczy będą te cenne czy sentymentalne, ale przy blasku świec wspólnie dochodzimy do tego, by to ostatnich chwil i sennych marzeń czarodzieja trzymać się najmocniej. Kładę skrawek materiału na górze tablicy i zachęcam czarownicę do dotknięcia jednego z rogów. Chwytam za inny i pytam, a może bardziej przekierowuję jej pytania, w półmroku opuszczonej kawiarni szukając obcej obecności. To nie jest sztuka, w której wyskoczy na nas duch, w końcu tablica Ouija sięga dalej, do zaświatów oddzielonych od nas - nigdy nie ma gwarancji. Nie ma wybuchów, nie ma strasznej muzyki. Są roztańczone świece i subtelne ruchy tablicowego wskaźnika, a ja interpretuję każdy drobiazg tak, by znaleźć jak najwięcej prawdy. Chcę pomóc tej kobiecie upewnić się, że jej mąż odszedł spokojnie, że na nią czeka. Przekazuję za nią, że tęskni, a ją uspokaja ciepło trzaskającego cicho ognia. Często słyszę, że wróżenie jest kłamstwem, ale w tej chwili i ja, i moja klientka, czujemy intensywność tego doznania i żaden niedowiarek nie byłby w stanie nam tego odebrać. Po sesji jeszcze chwilę rozmawiamy, kobieta obiecuje polecić mnie znajomym. Żegnamy się z uprzejmymi uśmiechami, a ja spieszę się do Hogwartu, by oczyścić tablicę i nie kraść energii obcego czarodzieja, nie zakłócać jego spokoju, a przede wszystkim - nie doszukiwać się już niczego więcej.