C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Osoby: Jack Moment i Neirin Vaughn Miejsce rozgrywki: Spa krzemowe resortu Mount Blanc. Rok rozgrywki: 2020, ostatni wrekend ferii. Okoliczności: Tuż po zejściu z przeklętego urwiska.
Zejście podobno zawsze jest łatwiejsze. Tak samo jak powrót z podróży mija szybciej, kiedy ekscytacja nie nakręca i człowiek nie poddaje się niecierpliwemu oczekiwaniu na cel swojej podróży. Tym razem też jakoś tak lepiej było iść w dół. Co prawda kamienie były zdradzieckie; nogi ślizgały się, a ręce nie chciały już zaciskać się na skałach, aby podtrzymać chwiejące się ciało. Przemarzli, przemokli. Wzgórze nie było względem nich przyjazne i nie zamierzało udawać, że byli mile widzianymi gośćmi. Nie żegnało się też z nimi nadmiernie przyjacielsko. Niemniej dotarli w miarę bezpiecznie do końca ich podróży, a potem do resortu. Zdrętwiałymi rękoma rudzielec zdjął kurtkę oraz sięgnął po różdżkę. Siadając na łóżku, by obejrzeć ranę na ręku Jacka. Nie była bardzo głęboka, ale paskudnie poszarpana. Obmył ją wpierw, a potem spróbował wyleczyć. Miał trudności rzucić zaklęcie. Początkowo sądził, że to kwestia przemarzniętych rąk. Ale im dłużej próbował, tym bardziej był pewien, że to nie jest błąd w sztuce. Po prostu ta rana nie chciała się goić. - Słyszałem, że obrażenia wyniesione z urwiska ciężko się leczą... Czy raczej, nie da się ich wyleczyć magią - zauważył, patrząc, jak coraz więcej krwi ścieka z dłoni Jacka na jego palce. W końcu odłożył różdżkę i zaczął opatrywać ją normalnie, mugolsko. Bandażem i gazą. - Postaram się zdobyć igłę i nici, by to zszyć. Ale na razie musi wystarczyć. Jesteś i tak przemarznięty. Więc musisz się rozgrzać - powiedział ten, któremu głos drży i całe ciało jest lodowate. - Kąpiel - zadecydował, unosząc wzrok na chłopaka. - Jacuzzi? - To już było pytanie. Ciepła woda, bąbelki i trochę relaksu. To może się im przydać.
Chłopak miał wrażenie, że nie opuści tego miejsca i ciepłego łóżka, aż do wyjazdu. To była męcząca wycieczka, co więcej wszystko zaczynało go boleć. Nie miał nawet siły sięgnąć po różdżkę, aby cokolwiek z tym zrobić pozwalając działać rudzielcowi. Kiedy ma się jakieś zadanie, wtedy nie myśli się w ogóle o głupotach, czy przykrych rzeczach. Dobrze, że odciągnął jego uwagę od duchów i góry. Z drugiej strony, Nei nie bywa delikatny i już po chwili Jack miał pełne szklanki w oczach. Za pierwszym razem, gdy Neirin pozbywał się z jego dłoni zaschniętej rękawiczki, a za drugim gdy przemywał mu otwartą ranę. - Jak to nie da się wyleczyć? Ale wyleczysz to w końcu prawda? - Zapytał z obawą. Sądził, że to jakieś plotki rozsiane przez osoby które nie znają się na magii leczenia, czy też z powodu warunków tam panujących, nie sądził że będzie ciekło z niego jak z niedokręconego kranu nawet tutaj w resorcie. - Jeśli nie dasz rady, może lepiej będzie komuś powiedzieć? - Zaczął oglądać swoją świeżo opatrzoną dłoń. Nie chciał cierpieć. Nienawidził bólu. Teraz będzie sobie to non stop wypominać. Ale może któreś z dorosłych ma jakąś radę, na ciężko gojącą się ranę z magicznego urwiska? Poruszył palcami i skrzywił się bezgłośnie. - Wiesz co… bardzo chętnie. Nigdy nie byłem w czymś takim. - Poza tym w wodzie łatwiej się odtaja. Mniej boli i w ogóle. Sam Jack pewnie nieprędko zazna kolejny raz takich luksusów jak w resorcie. Warto skorzystać. Szczególnie, że wszystko jest niemalże za darmo. Przebrał się w coś wygodniejszego, brudne i mokre ciuchy zostawiając przy swojej walizce, na podłodze, nim ruszył z rudzielcem w stronę miejsca docelowego.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Zaczął składać rozrzucone rzeczy, bandaże i gazę, myśląc, gdzie tu może dostać zwykłe, mugolskie przedmioty chirurgiczne. O ile w ogóle i nie trzeba będzie przeczekać do końca wyjazdu, aby udać się do szpitala. Nie myślał już o górach i duchach. Jack miał rację. Zajęty umysł to umysł wolny od zmartwień. - Oczywiście, że wyleczę. Najwyżej przypominisz sobie, jak to jest być mugolem - zapewnił. To tylko jedna rana. W dodatku płytka. Może być trudno, ale da sobie z nią radę. Pomimo tego, że jest weterynarzem - w magii akurat różnic gatunkowych nie ma. Dla spokoju jackowego ducha zatrzymał go jeszcze, nie dając wyjść z pokoju. Kucnął przy własnych torbach i zaczął wyrzucać z nich całą zawartość. Interesował się niemagiczną medycyną, ale nie zakładał, że będzie tutaj potrzebował nici. Chyba, że gdzieś zaplątał mu się jeden lub dwa zestawy. Przetrząsał zatem wszystkie kieszonki, aż nie wypadło mu na podłogę niewielkie opakowanie, przypominające to z prezerwatywą. Uniósł je i potrząsnął folijką w stronę Jacka. - Mogę się tobą teraz zająć. Rozgrzejemy cię i zszyjemy, hm? - Zaproponował. Nie chce go stresować, a widać, że Jack przejął się raną. Może więc faktycznie lepiej ogarnąć ją w pełni tutaj, niż liczyć, że przestanie krwawić do czasu, aż skończą kąpiel? Pytanie tylko, czy zdrowy rozsądek przeważy i Moment pozwoli się zszyć, zamiast uciekać. To mało przyjemna procedura. Ale Neirin nie wątpił w to, że da radę utrzymać go w miejscu, jeśli będzie się wyrywał. Chociaż nie chciał mimo wszystko szarpać się z nim jak z rannym zwierzęciem. Wstał, rzucając na razie opakowanie na łóżko. Dając mu czas na namysł i zdejmując z siebie wilgotną koszulkę. Rzucił ją gdzieś w kąt, siadając na łóżku i zsuwając spodnie. - A później odpoczniemy w jacuzzi - dodał jeszcze, kiedy został już w samej bieliźnie.
Zatrzymany odwrócił się na pięcie i przesunął spojrzeniem za rudzielcem. To idziemy? Czy nie idziemy? Stał tak, trzęsąc się lekko – brakowało, by zaczął zgrzytać zębami – totalnie zmieszany. Nic nie mówił. Aż do chwili, w której przed jego oczyma zamigotał papierek od prezerwatywy. Tak mu się przynajmniej zdawało. Nie znał się na medycznych sprawach i nie wiedział, że w podobny sposób pakowane są również jednorazowe igły do szycia. Jednak dalsze poczynania rudzielca mogły być opatrznie zrozumiane przez każdego. Przecież to nie mogło mieć nic wspólnego z medycyną! - Nie przesadzasz aby trochę z tym rozgrzewaniem? - Nie wiedziałem, że jesteś aż tak przygotowany! - Chcę do wody... Woda jest ciepła. Nie możemy tam? Nie zabrudzę jej, obiecuję. - Odparł stanowczo. Chociaż w jego głosie pobrzmiewała nuta tego dziecięcego zniecierpliwienia. W tej sytuacji to nawet o podniecenie się byłoby trudno. Jack nie był aż takim masochistą, by w trakcie bólu i częściowej dysfunkcji dłoni, próbować rozgrzewania nagim ciałem kolegi. Nie są na biegunie w trakcie śnieżycy! Resort na pewno ma wiele innych, nie ocierających się o dwuznaczne akty, sposobów na ogrzanie swoich klientów. Tutaj to pewnie nawet widok rachunku za masażystę, potrafił zagotować krew w żyłach jeszcze przed samym zabiegiem. - Czekaj, ale co ty… Nie musisz tego robić. - Zaczął, nie zdając sobie nawet sprawy jak mocno w tej chwili zaciska zdrową rękę, na nadgarstku tej zranionej. - A jeśli ktoś tu przyjdzie? Wilkołaki nie powinny mieć kontaktu z krwią. Może najpierw wypiorę te ubrania? Czy coś? - Na nowo zainteresował się bałaganem, aby za bardzo nie skupiać się na Neirinie. Drętwo podszedł do ściany na której wisiały imienne szlafroki i rzucił jeden z nich rudzielcowi. - Masz, ubierz to. Potem się przebierzesz. Po kąpieli. Okej? - Skoro już ma paradować nago. Szlafroki wyglądały na bardzo ciepłe, Jack jeszcze nie miał okazji przymierzyć swojego. Jakoś głupio było mu z tego korzystać. Takie luksusy są dobre dla bab i burżujstwa. No chyba, że ktoś był akurat bez ubrań, jak Neirin. Sam Jack miał na sobie, co najwyżej, luźną rozpinają kamizelkę oraz szorty. Wygodne by założyć i wystarczająco proste by poradzić sobie z tym przy zdejmowaniu, gdy już będą szli do sekcji basenowych.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Jack chce szyć ranę w wodzie? To byłoby dziwne, jeśli nie trochę trudne. Ciepło będzie tylko rozpulchniać tkanki, które mogą nie dać się tak ładnie złapać szwem. Nie zdążył jednak okazać zaskoczenia, bowiem chłopak rzucił w niego szlafrokiem. Faktycznie był miękki. Bardzo puchaty i gruby. Nasunął go więc na ramiona, za chwilę wstając. - Oczywiście, że muszę. Jesteś moim przyjacielem - zawahał się po tym parę sekund. Nie chciał też, aby Jack myślał, że przymusza się do dbania o niego tylko przez jakąś naklejoną łatkę, której nawet sam do końca nie rozumie. Nie brzmi to zbyt miło. Jak ciężki obowiązek spoleczny. Więc za moment się poprawił: - Chcę to zrobić - podszedł i ujął go za dłoń. Unosząc i naciskając na palce, aby przestał tak maltretować swoją i tak ranną rękę. Odpływanie dopływu krwi nie pomoże. Spojrzał potem Puchonowi w oczy, nim zjechał wzrokiem niżej, na jego ubranie. Dochodząc do wniosku, że tutaj Jack ma rację. Puścił jego nadgarstek i zaczął rozpinać mu kamizelkę. - Mm. Nie możemy zabrudzić wody w jacuzzi. Trzeba się umyć przed. Trochę jak w Japonii - Jackowi może być ciężko z tą ranną ręką, ale Neirin się tym nie przejmował. Po prostu go sam umyje. Gdyby Moment się upomniał o coś przeciwbólowego, rudzielec by mu dał. Ale tak to nie pomyślał nawet o zwykłych tabletkach. Skoro magia nie działa na tę ranę, to niewykluczone, że i eliksiry łagodzące nie będą zbyt skuteczne. Acz mugolskie środki by mogły dać radę. Przynajmniej trochę złagodzić cierpienie. Jack jednak nie prosił o nic. Najwyraźniej nie boli tak bardzo.
Zaczynając od tego, że Jack nawet nie wiedział, że na ranną dłoń może poprosić o tabletkę przeciwbólową. Sam by pewnie ją obłożył lodem i zawinął w jakiś prowizoryczny opatrunek. Zawsze tak robił i nawet zbyt wielu blizn na ciele nie miał. Dla niego rany się zszywa dopiero gdy widać nagie kości, albo żywe mięso z mięśniami - przy okazji lądując też w szpitalu. Szczęściem, do tej pory własnego nie zobaczył, a krwawych wypadków miał stosunkowo niewiele, jeśli wziąć pod uwagę te wszystkie niebezpieczne sporty, w których zdarzyło mu się wziąć udział. Można pomyśleć, że był bardzo ostrożny. Ale najpewniej miał po prostu szczęście. - Nie jesteśmy w Japonii – Mruknął, przypominając o tym chłopakowi. Resortowi wiele brakowało do kraju kwitnącej wiśni - nawet mimo widniejących na liście atrakcji ciepłych basenów, saun i sporej wanny z bąbelkami. Pod naciskiem rudzielca, rozluźnił swoją dłoń, a potem przez chwilę wpatrywał mu się w oczy, doszukując w nich złych intencji. Niestety owe nie zdradzały niczego specjalnego. No może poza aktualną determinacją podjętych przed momentem działań – rudy go nie wypuści, jak nie da mu się chociaż raz na spokojnie dotknąć? Również spuścił wzrok gdy tylko spojrzenie jasnych oczu zmieniło kierunek. Momentalnie zastygł w bezruchu z lekko uniesionymi w górze rękoma. Nie potrafił wybrać żadnego, normalnego, przepływającego przez jego głowę scenariusza. Nic nie trzymało się kupy! Szczególnie gdy sam spoglądał na bieliznę Neirina. Działo znajdowało się wciąż w spoczynku – to chyba dobry znak? Choć sytuacja stawała się dość niezręczna, to jednak nadal byli przyjaciółmi. Jakiekolwiek szalone poczucie obowiązku pchało Neirina do pomocy, Jack wolał nie dopuścić do zapłonu. Gdy tylko drugi puchon rozpiął jego kamizelkę, zwyczajnie pozwolił mu ją zabrać okręcając się, by następnie podwoić dystans. - Dobra, dobra! Niech będzie. Pójdę się wykąpać. Moja ręka nie jest jeszcze całkowicie sparaliżowana, abym potrzebował aż tyle pomocy. - Tak naprawdę to cały był sparaliżowany z zimna, a brak kamizelki tylko pogłębiał to uczucie. Jednak przytulenie się do niego w tej chwili byłoby najgorszym, co mógłby zrobić. - Przygotuj kąpiel, sam się rozbiorę. - Zachęcił go, aby zajął się czymś innym i przestał go straszyć tym niespodziewanym pogłębianiem przyjacielskich relacji. Zwyczajnie to nie była dobra chwila na takie zabawy. Cierpiał i chciał się już móc rozluźnić w ciepłej wodzie. Czy to wiele? Rudzielec już od dawna powinien się nauczyć, że jeśli o ból chodziło to Jack potrafił pieścić się ze sobą niesamowicie. Kaprysząc niczym dziecko przy zdrowym obiedzie.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Jack potrafił się pieścić, zaś Neirin miał sporą odporność na tego typu zachowania. Cierpliwy, spokojny... Można pomyśleć, że idealny do zajmowania się panikarzami. Niestety prawda była zupełnie odwrotna - po prostu robi to, co trzeba, nie przejmując się krzykami. Bardzo rzadko bywał łagodny, acz na szczęście jest też skuteczny. Inaczej nikt by do niego nie przyszedł po pomoc. Nie wyłapał tego spojrzenia na krocze. Spuszczony wzrok odebrał raczej jako wyraz pewnej uległości. Poddania się woli rudzielca. Za mową ciała zaraz przyszło też zapewnienie słowne - Jack ustąpił, zgadzając się na kąpiel. Pozwolił brunetowi odejść te dwa kroki. Nie rozumiał, skąd wynika nagła potrzeba odizolowania się, lecz nie naciskał nań już mocniej. Póki nie ranił się ani nie pogarszał stanu swojej ręki, mógł robić, co chciał. Chłopak poprawił sobie szlafrok na ramionach. Jack miał talent (lub doświadczenie) do odwracania uwagi Neirina. Jak wcześniej odciągnął go od przeklętego wzgórza, tak teraz rudzielec zostawił Momenta celem zajęcia się kąpielą. Niemalże niczym piesek, wykonujący polecenia, wszedł do łazienki i rozejrzał się po niej. Chciał dodać soli do wody - takiej zwykłej, kuchennej. Ale nie będzie szedł teraz do jadalni, aby prosić o kilogram soli. Nie ma też pewności, że ktokolwiek by mu dał. Ale resort był dość dobrze wyposażony we wszelkie artykuły dotyczące spa. W tym w sól do kąpieli. Kolorowe słoiczki stały na szafce, każda przystrojona kokardą. Zachęcały do skorzystania swoim estetycznym wyglądem, rysunkami owoców i barwnymi drobinkami. Wziął zatem jeden i powąchał, a kiedy uznał, że zapach jest przyjemny, wsypał garść do lejącej się, ciepłej wody. Płyn szybko nabrał zielono-granatowego zabarwienia, połyskując brokatem. Zupełnie, jakby to były jakieś morskie odmęty. Dość bajkowe. Ale jednak. Z trudem odwrócił wzrok od wirujących kolorów, kiedy wody nalało się już dostatecznie dużo do wanny. Była zresztą spora. Trochę to trwało, nim się napełniła - Neirin mógł się napatrzeć i niemalże zapomnieć o całym świecie. Zamrugał teraz i wyszedł do sypialni. - Gotowe. Tylko nie wchodź za szybko. Żebyś się nie poparzył - przestrzegł.
Ostatecznie pozostając przez dłuższą chwilę sam w pokoju, spuścił swoją głowę ponownie w dół, rzucając rannej dłoni spojrzenie pełne odrazy i nienawiści. Zupełnie jakby była winna jego chwilowego załamania na górze oraz aktualnej, żenującej sytuacji z rudzielcem. Szum wody zagłuszył zgrzytnięcie jakie wydały jego zęby, gdy spojrzeniem przecinał nadgarstek z myślą odcięcia dłoni, wraz z czekającymi go kolejnymi wydarzeniami. Niestety tępym patrzeniem, nic nie był w stanie zrobić. Blokada znajdująca się wewnątrz ludzkiego umysłu - uniemożliwiająca komukolwiek wyrządzenie sobie świadomej krzywdy - w Jacku rozwinęła się niesamowicie dobrze. Złapanie tego głupiego kamienia, to był szczyt jego możliwości okaleczania się. Pewnie w jakiś przyjemniejszych warunkach, w których jego dłoń nie byłaby na wpół znieczulona chłodem, nawet przydepnięcie jej butem, nie dałoby podobnego rezultatu. Postukał się w głowę zaciśniętą pięścią, aby stłumić w sobie nienawiść oraz poczucie wstydu, zanim zupełnie pozbył się ubrań, zamieniając bieliznę na jeden z resortowych, puszystych ręczników - tak by nie czekać w pokoju zupełnie nago, w razie gdyby nagle miała się rozpocząć w ich pokoju parada nieproszonych gości lub też reszta lokatorów postanowiła wrócić do łóżka. Przez chwilę zastanawiał się również, czy nie powinien przekręcić klucza w drzwiach. Nim jednak zdążył się zdecydować na jakikolwiek ruch, szum wody zniknął i po chwili Neirin wrócił z łazienki. - Dzięki. Dam sobie radę. - Odparł bez cienia radości na twarzy, wymijając chłopaka. Jego brwi uniosły się nieznacznie na widok tej brokatowej wody, wciąż falującej delikatnie przy krawędziach wanny. - Postarałeś się aż nadto… - Skomentował sarkastycznie owy widok, chociaż właściwy ton wypowiedzi prawdopodobnie w ogóle nie dotarł do uszu drugiego puchona. Nad wodą unosiły się opary ciepłego powietrza, które mimo jego wcześniejszej niechęci tylko mocniej zachęciły Jacka do rozpoczęcia kąpieli. Ciecz, to ciecz… nie obchodziło go jaki ma kolor póki jest ciepła i mokra. Zdrową ręką rozsupłał biały ręcznik - owinięty wokół swojej talii - pozwalając mu swobodnie upaść na podłogę, pozostawiając puchona całkowicie nagim. Nie oglądał się za siebie, pewien że rudzielec już dał mu spokój i pozostawał grzecznie w sypialni. Po prostu wyłączył myślenie, robiąc swoje, jakby to była zwykła rutyna. Usiadł na krawędzi, zanurzając najpierw stopy. Faktycznie gorąca, stwierdził w duchu, gdy jego wyziębione ciało spotkało się z prawdziwym wrzątkiem. Z niemym sykiem, wypuścił powietrze z ust, ponawiając zanurzenie i pozwalając się sobie przyzwyczaić. Rozgrzewać stopniowo, nim w ogóle będzie w stanie zanurzyć swoją dolną połowę. Skóra poczerwieniała od gorąca, acz już nie paliła tak bardzo jak na początku. Można powiedzieć, że wstępne namaczanie miał już za sobą gdy udało mu się w końcu usadzić we właściwym miejscu i pozycji. Tylko w ogóle nie chciało mu się kontynuować kąpieli. Najchętniej odchyliłby głowę w tył i zasnął. Totalnie rozleniwiony owym ciepłem, zdążył się nawet położyć. Jednak gdy tylko to zrobił, cień czyjejś sylwetki zamajaczył mu nad głową. Otworzył gwałtownie oczy. - O co chodzi?
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Oczywiście, że nie wyszedł. Nie był osobą skorą do poganiania czy pośpieszania. Cierpliwością dorównywał kamiennemu posągowi, spokojnie czekając w kącie pomieszczenia, aż Jack się zanurzy. Wśród oparów unoszących się znad wanny oraz zapachu kwiatów i owoców, zaczął odpływać myślami, patrząc dłuższą chwilę tępo w przestrzeń. Nawet nie zauważył, kiedy chłopak w końcu zanurzył się cały, kładąc w wannie. Czas rudzielcowi zaczął inaczej płynąć, sekundy się mieszać i rozciągać w całe minuty. Ale w końcu drgnął, ruszając i podchodząc do wanny. Nie był dobry w kontakty z ludźmi. W zasadzie był dość słaby. Ale wiedział, jak zajmować się zwierzętami. One były łatwiejsze. Należy jedynie zaspokoić podstawowe potrzeby. Zbilansowana dieta, świeże składniki. Zabawa i ruch, aby nuda nie doprowadzała do szaleństwa. Bezpieczne miejsce, gdzie mogą schować się w chwilach strachu lub niepewności. Leczenie ran i chorób. Wszystko to bazuje na uniwersalnych potrzebach oraz odruchach. Fakt - różne osobniki mają różne charaktery. Pewne osobiste predyspozycje czy preferencje często przebijają. Ale zwierzęta nie tworzą tak skomplikowanych czy abstrakcyjnych relacji jak ludzie. Nie zrazisz do siebie węża złym słowem. Chociaż będąc wężoustym nawet to jest możliwe. Drgnął i podszedł do wanny. Przegapił moment zanurzenia, nic zatem dziwnego, że zaczął się martwić, czy aby Jack nie utonął. Spojrzał z góry na twarz i kawałek piersi, plamy ciała na kolorowej wodzie. Chłopak wyglądał tak spokojnie... Rudy nawet nie zauważył, jak zafascynowany tym widokiem wyciągnął dłoń, aby dotknąć policzka Walijczyka. Nim jednak zdążył pogładzić go po skórze, Moment otworzył oczy. Neirin drgnął odrobinę spłoszony, cofając rękę. Rozejrzał się, trochę na szybko, po wannie i szafce obok, zanim zauważył plamy krwi, przebijające przez biel opatrunku. - Muszę się tobą zająć - to prawdziwy powód, czy raczej wymyślony na szybko? Nie miało chyba znaczenia. Wyprostował się i zniknął z pola widzenia chłopaka. Wracając znów z tym samym srebrnym opakowaniem, które położył na szafce. Zaczął od umycia rąk. W pomieszczeniu było gorąco. Sprzyja krwawieniu... Ale też męczy Neirina. Nie lubi ciepła. Odetchnął, nim zdjął koszulkę. Dopiero po tym usiadł na krawędzi wanny i ujął Jacka za ranną rękę, zamierzając zdjąć bandaż.
Serce załomotało mu gwałtownie na ten widok. Nie znajdywał słów na to dziwne zachowanie Neirina. Co mu tak zależało na tej głupiej ranie? Trzy razy już się zajmował jego ręką odkąd wrócili. Jack pragnął jedynie odpoczynku. Chwili relaksu, bez żadnej presji ze strony magicznych dziwactw i odpałów znajomych. - Czekaj! Nie trzeba! - Wyprostował się gwałtownie, wyciągając dłoń za rudzielcem, jednak ten już uciekł w stronę drugiego pokoju, zostawiając go na chwilę samego. Skóra bruneta przybrała teraz zdrowo czerwony odcień, wyraźnie odznaczając części ciała zanurzone chwilę temu w kolorowej wodzie. Dłoń pod swoim własnym ciężarem opadła mu swobodnie w dół, gdy zjeżdżał po białej ściance, by ostatecznie oprzeć głowę na krawędzi wanny. - Dajcie mi żyć… no bez jaj… - Wymamrotał, spoglądając przygaszonym wzrokiem na otwarte drzwi. Trzeba go było wypchnąć na zewnątrz i przekręcić zamek. Niestety nie pomyślał o tym wcześniej, ignorując wszelkie „zagrożenie”. Nie rozumiał co miał znaczyć ten poprzedni gest. Przestraszył się, że jest za cicho? Czy że śpi i się utopi jeśli nie będzie ostrożny? Czasami zachowanie Neirina poważnie odbiegało od standardów. Jednak w większości przypadków jego intencje nie były złe - chce pomóc. - Spokojnie, nie wykrwawiam się. Naprawdę. - A nawet jeśli, to ta śmierć zajmie mi cały kolejny miesiąc. Skomentował, gdy tylko Neirin wrócił, pozbywając się przy okazji swojej koszulki. Mimowolnie wzrok Jacka powędrował w stronę podejrzanego, srebrnego opakowania, które ponownie zamajaczyło w pobliżu. Spróbował złapać owe wolną ręką. - Co to jest? Zawsze masz to przy sobie? - Starał się brzmieć naturalnie w obliczu tej przymusowej pomocy – w końcu już drugi raz w ciągu jednej godziny, będą zrywać z niego przekrwione szmatki. Na samą myśl odczuwał dreszcze, mimo siedzenia w pół wrzątku. Niestety nie sięgał do papierka. Poirytowany zaczął zaczepiać chłopaka, chcąc koniecznie znać tajemniczą zawartość, a przy okazji spowolnić odwijanie jego ręki. Dźgał go palcem w bok, szturchał… nawet zaczął chlapać ciepłą wodą, aby zwrócił na siebie jego uwagę. Wszystko przez brak koszulki! Z jednej strony uznał to za przyzwolenie do zmoczenia nieco rudzielca, a z drugiej odczuwał pewną dziwną potrzebę dotknięcia jego ciała. Podręczenia go. Było w tak złym stanie, że wywoływało w brunecie złość. Jak można było dać się tak poranić? Znieczulica to jedno, ale chyba wzrok Vaughn miał nadal dobry? Rany, szramy, przypalenia, blizny, pazury… czego tu jeszcze nie było? Zupełne przeciwieństwo wilkołaczych tatuaży. Nie można się było na to nie gapić, niestety wywoływało to w człowieku same złe emocje… albo jedynie w Jacku. Dużym dziecku, które nienawidziło bólu i samookaleczenia się. Chlapnął ponownie, przyglądając się jak nierówne pory i wyżłobienia wypełniają się kolorową cieczą, spływająca strugami po zmaltretowanej skórze. Wcześniej jakoś niespecjalnie zwracał na nią uwagę. Być może dlatego, że nie chciał i nie musiał. Aktualnie chłopak był bardzo blisko, a drugi puchon został nieco uziemiony poprzez ranną dłoń. Póki co nie wyrywał się. Ale jeśli zaboli, na pewno zareaguje.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Przez Walijczyka przemawiała tylko i wyłącznie troska. Spokojna twarz w otoczeniu ciemnej wody... Chłopak zaczął mieć wrażenie, że Jack za moment zanurzy się cały, zniknie i nie wróci. Zapadnie się niczym w gęstą smołę. To nie były miłe myśli. A chociaż Neirin często ma problemy z okazaniem troski, to jednak przejmuje się Momentem. Jakkolwiek można twierdzić, że ten nie zasługuje na żadne pozytywne emocje ze swoim sarkazmem, złośliwością i relacją okupioną czekoladkami w pociągu do Hogwartu... To jednak na stałe znalazł się w wąskim kręgu przyjaciół Neirina. A to oznacza znoszenie go, kiedy nieudolnie stara się pomóc. - Nie możemy czekać zbyt długo na szycie. Opuchnie i zrobi się brzydkie, a wtedy będzie jeszcze gorzej - uniósł wyżej opakowanie. Jacka strasznie mocno interesuje... I stresuje. Chłopak niezbyt rozumiał czemu. - To? Tak. Nigdy nie wiesz, kiedy może się przydać. To jednorazowa igła i nić. Sterylna - odpowiedział cicho. Uderzenie ciepłej wody sprawiło, że wyprostował się. Kolorowe strugi spłynęły po nagim torsie, mocząc spodnie. Ale nie przejmował się tym. Bardziej nie mógł się skupić na zadaniu, gdy co chwila Jack chlapał nań wodą. Zauważalnie poczuł się niekomfortowo, a jasna skóra zaróżowiła się delikatnie, kiedy już spłynęły z niej kolory. Nie lubił gorących kąpieli. Kilkukrotnie podchodził do prób rozwiązania węzła na bandażu, za każdym razem bezskutecznie. Nie zwracał uwagi na estetyczne aspekty blizn. Gdyby tak było, części już dawno by się pozbył. Mógł - były zwykłe, niemagiczne. Nie przejmował się jednak nimi, aż nie przychodziło do wykonywania bardzo precyzyjnych czynności bez pomocy różdżki. Poranione w przeszłości dłonie teraz nie należały do najsprawniejszych. W połączeniu z gorącem pomieszczenia, czuł się bezsilny w starciu ze zwykłym bandażem. Odpuścił w końcu, wypuszczając z ust powietrze. Zostawił jego rękę, rzucił nici na szafkę. A potem zsunął się do wanny. Była dość spora, a on i tak już mokry. Opadł zatem w poprzek, nogi mając wciąż na zewnątrz, łopatkami wspierając się o rozgrzewającą się ściankę. Nie przejmował się nawet tym, że wylądował tyłkiem pomiędzy łydkami Momenta. Wilgotną ręką zgarnął tylko włosy, które opadły mu na czoło. Wychodzi na to, że oboje się wykąpią.