Teraz zwykły sklepik z "magicznymi" przedmiotami, przeznaczonymi głównie dla mugoli. Kiedyś jednak faktycznie znajdował się tu sklep Marie Laveau, który otworzyła po przekazaniu salonu fryzjerskiego w inne ręce. Nie kryła się z praktykowaniem magii, była przeciwna ukrywaniu tego przed mugolami i nawet im sprzedawała różne specyfiki. Musiała się jednak bardzo pilnować - tak czy inaczej była bardzo krytykowana za zuchwałość, uprawianie czarnej magii. Chociaż urodziła się jako wolna kobieta, jako kobieta koloru była pod stałą obserwacją, zarówno mugoli jak i czarodziejów. Nigdy jednak nie dała się złapać na gorącym uczynku, a sklep świetnie prosperował pod przykrywką sprzedaży zwykłych ziółek i talizmanów. W rzeczywistości można było tu dostać o wiele więcej, podobno nadal da się znaleźć sporo perełek, jeśli się potrafi szukać. Na jednej ze ścian jakby białą kredą napisane jest "To bezwin shèd jibyé disan ora lamézon".
Autor
Wiadomość
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Akurat w podobnym sklepie nawet mugoli mogłoby nie zdziwić to jakby ktoś pokazał swoją różdżkę, uznając ją za jakiś element pamiątkowy czy inne cuda, które można było dostać gdzieś w sklepie. Przynajmniej dzięki temu nawet jeśli natkną się na jakiegoś mugola to nie będą wydawały się aż takie podejrzane. Najwyżej wezmą je za jakieś dziwne mugolki. - Mhm... Czasami podobno sama wiara w dane właściwości przedmiotu sprawia cuda - stwierdziła, wchodząc do środka i przeglądając zawartość półek zacienionego sklepiku. Wielu przedmiotów, które dostrzegła były raczej niewiadomego jej przeznaczenia, ale nie sądziła, by były one magiczne. Raczej wyglądało jak coś, co miałoby zainteresować mugoli i zachęcić ich do kupna poszczególnych gadżetów. W zasadzie nawet gdyby trafił im się jakiś czarodziejski przedmiot to prawdopodobnie nie byliby w stanie go użyć lub służyłby im od razu jedynie jako jakaś egzotyczna ozdoba. - Mnie ciekawi czy jednak zachowało się tu coś magicznego. Większość wygląda mi na jakiś mugolski hłam - mruknęła, przesuwając wzrokiem nie tyle po wszelkich regałach sklepu, ale też po jego ścianach, starając się dostrzec ukryty gdzieś symbol magiczny, napis albo coś podobnego. Przyjrzała się też sprzedawczyni, która zza swojej lady spoglądała na nią może nawet nieco podejrzliwie. Gdyby tylko nie pilnowała ona wejścia na zaplecze...
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
- Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Niewielu przejmuje się staromodnymi konwenansami poza tym co to dla ciebie zdetonować jakąś plotkę? Jesteś przecież Bloodworth. - nietykalny Bloodworth a mimo wszystko rozmawiamy. Jej postawa świadczyła o przekonaniu, że dla Nathaniela jakaś tam pomniejsza plotka nie będzie hańbą na reputacji. Choć była osobą empatyczną i miękką w środku tak wobec tego człowieka nie potrafiła się zdobyć na więcej wyrozumiałości. Potrzebowała go, by wyciągnąć wszystkie informacje, a on tworzył przeszkody które były jedynie drzazgą w porównaniu z celem tej rozmowy. Cokolwiek z niej wyczytywał to była szczerość. Nie można zarzucić jej charyzmy czy nadmiaru pewności siebie, ale w jej szarych, stalowych oczach małej niewidzialnej myszki widać było upór, który miała okazję wyrobić sobie przez lata niezbyt przyjemnych doświadczeń. Zapewne wszystkie te były niczym pyłek na wietrze w porównaniu z cudzymi katastrofami i problemami, ale teraz nie miało to już znaczenia. - To dlatego nie byłeś na jej pogrzebie? - w jej głosie zabrzmiała o dziwo chłodna nuta, a w oczach zapłonął nietypowy ogień złości i żalu. - Bo wolisz pamiętać ją żywą? Umarła samotnie, bo ty wybrałeś swój komfort psychiczny! - uniosła nieznacznie głos, ale teraz udało mu się nieświadomie ją zdenerwować. Zacisnęła smukłe palce w pięści, a jej sercowatą twarz okoliła złość, której nie wyzwalała sobie niemalże nigdy. Dolna warga jej zadrżała gdy poczuła gorąc pod powiekami zwiastującymi wejście na jeszcze wyższy poziom poruszenia - łzy. Nie pozwalała sobie jednak na tę ulgę, nie teraz. - Jak mogłeś ją opuścić, Nathanielu? Jak mogłeś zrobić to dziewczynie, którą kochałeś? - złość nie mogła trwać zbyt długo, nie mieściła się w jej drobnym i chudym ciele. Teraz głos przepełniał ogromny żal przez który nawet nie odpowiedziała na jego trafne zapytanie. Niech sam sobie odpowie albo zapyta ją innym razem. To, co zrobił, te wyjaśnienie które właśnie usłyszała zapiekło ją do żywego. Obudziło dawne niezrozumienie kiedy to pytała mamy czemu Alicia umiera, przecież nie powinna. Spięła ramiona gdy poczuła, że drżą z kłębiących się w jej trzewiach emocji. Nie spuszczała wzroku z Nathaniela; nagle wypełniła ją odwaga, by wytrzymać ciężar jego chłodnego zielonego spojrzenia.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Typowy sklep z pamiątkami. To była pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy, kiedy weszły do środka. Oczywiście zaraz po tym, jak już przeżyła ten szok związany z przeładowaniem pomieszczenia. Skoro tak wyglądała właściwa część sklepu, to co dopiero musiało się dziać na zapleczu... Czy dało się tam w ogóle wejść, nie ryzykując przewrócenia wież zbudowanych z kartonów wypełnionych kolejnymi dziwnymi przedmiotami? Można było znaleźć tu dosłownie wszystko, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. Wzrok przesunął się po t-shirtach z jakimś nadrukiem, tabliczkach, figurkach, nawet kamyczkach z namalowanymi runami i gdyby w jakimś stopniu się na nich znała, to może przyciągnęłyby jej uwagę na dłużej, ale tak to nie obdarzyła ich specjalnym zainteresowaniem. Skinęła potakująco głową na słowa Strauss, choć nie wiedziała, czy dziewczyna to zauważyła, bo spoglądała na znajdujące się na półkach rzeczy. - Wiesz, zawsze można spytać sprzedawczyni - stwierdziła, ale po tonie, w jakim to powiedziała można było z łatwością poznać, że nie jest przekonana do tego pomysłu. Jej samej jakoś nie spieszyło się do zagadywania kobiety, dopóki nie znajdzie czegoś interesującego, co przyciągnie jej wzrok na dłużej. Niestety flakoniki z olejkami do tej kategorii się nie zaliczały. Wciąż czuła kręcący w nosie ostry zapach jednego z nich i postanowiła nie sprawdzać, czy reszta jest równie pachnąca. Przeszła do ściany obok i nagle wyhaczyła biały napis, namalowany jakby białą kredą. Zmarszczyła brwi, rozpoznając znajome dwa pierwsze słowa. - I znowu to samo. Już chyba po raz trzeci napotykam początek "To bezwin", sama końcówka się zmienia. O co z tym chodzi? - mruknęła, wciąż patrząc na litery układające się w wyrazy, których nie potrafiła przetłumaczyć. Ba, nawet nie wiedziała, jak je prawidłowo przeczytać. - Przepraszam, co to znaczy? Pytanie skierowała do sprzedawczyni, bo prawie na pewno była lokalna, więc i bez trudu mogła pomóc im z rozwiązaniem tej drobnej tajemnicy. O ile nie był to jakiś dawny język, bo przecież u fryzjera jedyne, co otrzymały z Moe to wzruszenie ramion.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nie liczyła na to, że dowiedzą się czegoś niezwykle przełomowego i znaczącego, ale zawsze można spróbować, bo nawet jeśli miejsce to zostało przetrzebione już milion razy to jednak wciąż było związane z Marie Laveau. Może sklep mógł być pewną wskazówką do tego, gdzie mieszkała wielka kapłanka? W końcu najpewniej było to gdzieś niedaleko sklepu, by nie musiała spędzać zbyt wiele czasu na tym, by dotrzeć do swojego miejsca pracy. Może nawet pomieszkiwała w tym sklepie? Mruknęła coś niezbyt przekonana co do pomysłu, by zacząć wypytywać sprzedawczynię. Nie wiedziała czy kobieta będzie do nich pozytywnie nastawiona. Nie wyczuwała od nich dobrych wibracji czy innego chujostwa, które mogłoby świadczyć o tym, że nie będzie próbowała się ich pozbyć skoro były kolejnymi ciekawskimi turystkami, które chciały zakłócać jej spokój. Zamiast tego spojrzała w kierunku, gdzie znajdował się kredowy napis i od razu rozpoznała dwa niezwykle znajome słowa. Niemal od razu sięgnęła do małego plecaka, który nosiła ze sobą, by wyciągnąć z niego stary zmaltretowany notatnik i spisać je w notatniku obok swoich innych spostrzeżeń i odkryć dotyczących Marie Laveau. Te wszystkie napisy musiały być w jakiś sposób ze sobą powiązane. Tylko co to było? Wskazówki? Ostrzeżenia? Groźby? Fragmenty magicznych inkantacji? Zanim jednak zdołała skopiować napis ze ściany w pełni do notatnika Krawczyk wyrwała już z pytaniem do sprzedawczyni, która wciąż świdrowała je spojrzeniem. - To tylko stary kreolski napis... - odpowiedziała kobieta, wyraźnie próbując oszczędzić im konkretnej odpowiedzi. Musiała jednak wiedzieć coś więcej. - A mogłaby go nam pani przetłumaczyć? - zapytała niemal od razu Strauss, mając jedynie nadzieję na to, że jej głos nie zabrzmiał zbyt wrogo. Nie wiedziała czemu, ale ta cała sprzedawczyni nie bardzo jej się spodobała.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Tak na dobrą sprawę to nie miały zupełnie nic do stracenia, jeśli chodzi o "przebadanie" sklepu. Choć rzeczywiście można było mieć wątpliwości czy znajdą cokolwiek ponownego w sprawie Marie Laveau, skoro obie już się trochę nachodziły po Nowym Orleanie i jego okolicach, a jak widać nie natrafiły jeszcze na nic konkretnego, ważnego, co wskazywałoby na położenie domu lub amulet mambo. Czy ta kobieta aż tak trudzila się za życia, starając się, aby w przyszłości nikt nie rozwiązał tych zagadek? Musiało w tym coś tkwić. Jakiś szczegół, bardzo możliwe, że wręcz na widoku, którego ludzie nie potrafili dostrzec, bo przecież najciemniej pod latarnią. Dziwna sprawa była z tymi zdaniami. Wydawać się mogło, że były w każdym miejscu, które powiązywano z Laveau, a jednak jak tak spytać mieszkańców, to nagle nikt nie umiał ich przetłumaczyć i zgrabnie unikał odpowiedzi. Takie zachowanie zwracało uwagę i to bardzo. Czy naprawdę ten język wyginął i nie zachowały się żadne słowniki, nic, co pozwoliłoby zrozumieć te kilka słów? Nie była fanką teorii spiskowych, ale im dłużej szukała informacji o Marie i odwiedzała różne miejsca, tym bardziej czuła, że mieszkańcy celowo nie mówią wszystkiego, tylko po co? - Viola - upomniała ją łagodnie, zanim zdążyła ugryźć się w język. Fakt, że nie chciała wywoływać niepotrzebnych spięć między nimi a sprzedawczynią, ale w gruncie rzeczy dziewczyna nie powiedziała nic złego, nie rzuciła się na kobietę z pięściami, choć mogło to zabrzmieć trochę ostro i nie wiedziała, jak nieznajoma to odbierze. - Naprawdę nic pani z tego nie rozumie? Nawet jednego słowa? - spytała, z dosłyszalną nutą niedowierzania w głosie, bo skoro tu pracowała, to nawet z czystej ciekawości pewnie to sprawdziła. No chyba że rzeczywiście z powierzchni ziemi usunięto wszystkie książki i inne pomoce umożliwiające odczytanie zdań, albo też w mieście była zmowa. Obie opcje brzmiały abstrakcyjnie i zdawała sobie z tego sprawę, ale coś tu mocno nie pasowało. - I co robi ten amulet? - zapytała, trącając palcem przedmiot, który był podpisanyna karteczce jako "gris-gris". Nazwa była znajoma, ale nie wiedziała, gdzie już mogła się na nią natknąć poza tym, że podczas pobytu w Luizjanie. Poza tym miała nadzieję trochę udobruchać sprzedawczynię. - Prezentuje się całkiem dobrze.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Oby tylko w końcu ich całe dochodzenie w końcu się opłaciło. I żeby przypadkiem nie wpakowały się w coś naprawdę nieprzyjemnego, starając się odnaleźć cały ten amulet Laveau. Sprawa była zagmatwana i z pewnością nie chciała dowiedzieć się o tym, że niechcący zaprzedały swoje dusze diabłu lub będą do końca życia prześladowane przez jakieś loa. Czyżby to miała być jakaś dziwna wiadomość? Przepis? Instrukcja? Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby znała chociaż podstawy tego języka lub znała kontekst. Wtedy może chociaż udało by jej się odgadnąć co oznaczały te powtarzające się w niemal każdym przypadku słowa. Tak jednak nie miała żadnego punktu oparcia. Zerknęła jedynie na Krawczyk, gdy ta wyraźnie skarciła ją za użyty wcześniej ton. Nie chciała. Po prostu miała czasami taki głos, który idealnie pasował do posiadanego Resting Bitch Face'a. To nie tak, że chciała komuś grozić albo wszczynać konflikty. Po prostu samo tak wychodziło. - Możliwe, że jest to coś o przelewaniu krwi. Nie znam wybitnie kreolskiego - odparła w końcu sprzedawczyni. Chociaż był to jakiś trop. I chyba wszystko wracało do tych ofiar składanych ze zwierząt. Czyżby Laveau jednak nie zrezygnowała z nich całkowicie? To mogłoby tak sugerować. Z drugiej strony jeśli jednak sprzedawczyni się myliła to nie mówiło im to zbyt wiele i w zasadzie nie otrzymałyby żadnej pomocy, a jedynie zostały zmylone - Odgania złe moce i nieszczęście. To amulet ochronny - powiedziała jeszcze w kwestii wskazanego przez Krawczyk przedmiotu. Strauss z kolei poczuła się nieco pewniej i porzucając całkowicie pomysł tego, by rzucić na sprzedawczynię Confundusa (przynajmniej na razie) podeszła do lady i położyła na niej notatnik z przekopiowanymi napisami z innych miejsc, odwracając go tak, by kobieta nie miała większych problemów z odczytaniem liter. - A to mogłaby pani przetłumaczyć chociaż częściowo? - zapytała, a jej głos wyraźnie wskazywał na to, że nie ustąpi i nie warto byłoby wdawać się w zbędne dyskusje na ten temat.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Wcale by się jakoś mocno nie zdziwiła, gdyby okazało się, że w skutek poszukiwań amuletu wplątałyby się w coś niesamowicie nieprzyjemnego i niebezpiecznego. Marie na pewno dołożyła starań, żeby nikomu nie poszło łatwo. Może ktoś już kiedyś natknął się na ten legendarny przedmiot - w końcu szukano go od wielu, wielu lat - ale ucierpiał albo nawet zginął? Cała ta dzika magia miała swoje kaprysy. Krawczyk chyba jednak nie chciała się nad tym dłużej zastanawiać, a przynajmniej nie od tej strony, bo na samą myśl poczuła, jak włoski jeżą jej się na karku. Dlatego też postanowiła na razie odłożyć to na bok i zająć się czym innym, choć wcale nie tak bardzo odbiegającym od głównego tematu zajmującego ostatnio czołowe miejsce w jej myślach. Nie widziało jej się "wyduszanie" informacji ze sprzedawczyni, zdecydowanie lepiej wszystkie by na tym wyszły, gdyby po prostu zaczęła gadać, ale jak widać szanse na to były stosunkowo niewielkie. Nie obwiniała też Violi, bo sama powstrzymywała się przed gestami i słowami, którymi mogłyby tylko rozjuszyć kobietę. Ale czemu się dziwić, skoro gdzie się nie poszło, to napotykało się ścianę? Tutaj chociaż dostały w końcu, niepewną bo niepewną, ale podpowiedź, co mogły oznaczać słowa. - No chyba nie będzie trzeba składać ofiar? - zapytała z szerzej otwartymi oczami, nie zdając sobie sprawy z tego, że wypowiedziała na głos to, co chodziło też po głowie Strauss. I nie oczekiwała żadnej odpowiedzi. Cała sprawa zaczynała jej się coraz mniej podobać, choć jednocześnie w pewien pokrętny sposób bardziej przyciągała. Nie oszukujmy się, ale ciężko było wyrzucić ją z głowy, ba! wydawało się to być zadaniem wręcz niemożliwym, kiedy już raz poszło się tropem Laveau. Traciła jaszcze palcem wiszący na wieszaku amulet i uśmiechnęła się lekko pod nosem, widząc, że Viola najwyraźniej nie zamierzała tak łatwo odpuszczać i chciała wyciągnąć ze sprzedawczyni jak najwięcej. Podeszła zainteresowana do lady, na której leżał notatnik dziewczyny i przekręciła głowę, aby łatwiej było jej odczytać zapiski. Znajome, to trzeba dodać. Uśmiechnęła się pod nosem, bo sama by na coś takiego nie wpadła. - Nie jesteście pierwszymi, które o to pytają i zapewne nie ostatnimi. Wygląda mi to na jakieś wskazówki, ale do czego, to nie mam pojęcia. Może chodzi o przywołanie ducha? Naprawdę nie wiem - powiedziała sprzedawczyni i pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Krawczyk nawet jej uwierzyła, bo odniosła wrażenie, jakby i ona chciała się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Pojawił się jednak kolejny wątek związany z duchem. To wcale nie wydawało się być tak nieprawdopodobne, w końcu znajdowali się w miejscu, gdzie voodoo i inne tego typu praktyki kiedyś były na porządku dziennym. Seanse spirytystyczne też się w to wliczały. Czy to oznaczało, że mieli przywołać zmarłą przed laty Marie Laveau? Tylko że Puchonka guzik się znała na takich rzeczach i tak naprawdę nie wiedziała, co się w czasie takiego seansu robi czy jak się go przygotowuje. No i... co wtedy z wcześniej wspomnianym składaniem ofiar? - I próbowała pani kiedyś to zrobić? Albo słyszała pani o kimś takim? - rzuciła kolejne dwa pytania, z zaciekawieniem przyglądając się rozmówczyni, która nie mierzyła ich już nieprzyjaznym spojrzeniem.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Oby jednak nie groziło im zbyt wielkie niebezpieczeństwo w trakcie poszukiwań amuletu. Chociaż gdyby faktycznie posiadał iście legendarną moc to może byłaby w stanie nieco dla niego poświęcić. W granicach rozsądku, ale jednak. Chyba... liczyła się z tą możliwością już od samego początku, zakładając, że te poszukiwania nie będą ani proste ani bezpieczne. Zresztą chyba jak wszystko, co robiła w życiu. Kiedy już udało im się spotkać kogoś kto zadawał się wiedzieć coś na temat to trzeba było korzystać z okazji i nieco go przycisnąć. Przynajmniej takie odczucia miała Strauss choć okazało się, że sprzedawczyni w gruncie rzeczy wiedziała raczej niewiele. W zasadzie nic dziwnego. Nawet nie wiedziała czego się spodziewała. Przynajmniej już same wskazówki odnośnie tego jaka była treść napisów coś im podpowiedziały. Krukonka schowała swój notatnik i odsunęła się od lady, czując jak nogi chcą ją nieść wzdłuż sklepu. Nie często potrzebowała ruchu, by pomyśleć, ale teraz coś sprawiało, że o wiele lepiej było jej zebrać myśli, gdy przechadzała się w tę i we wte przy jednym z regałów. Usłyszała jeszcze jak sprzedawczyni odpowiada przecząco na kolejne pytanie Krawczyk, kręcąc przy tym głową. Niemniej jednak Violettę interesowało coś jeszcze. W końcu miejsce to było przynajmniej po części magiczne i mogło skrywać jeszcze jakiś sekret. - Czy w tym sklepie znajduje się jakiś magiczny artefakt? Albo coś co mogłoby być w miarę bezpośrednio związane z Laveau? - spytała jeszcze, zatrzymując się i spoglądając po raz kolejny na stojącą za ladą kobietę.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Jadąc na wakacje nie spodziewała się, że w ich trakcie trafi się jakaś zagadka, choć wydawało się to być nie do końca adekwatnym słowem do opisania całej tej sprawy Marie Laveau. Było to jednak ciekawe urozmaicenie wyjazdu i w pewnym momencie sama złapała się na tym, że tak się wciągnęła w tę historię, że idąc po ulicach Nowego Orleanu mimowolnie starała się wyłapać jakieś wzmianki o tej wielkiej kobiecie. Nieśmiertelna - to określenie według Krawczyk idealnie pasowało do mambo. Swoją drogą taki sposób wypoczynku bardzo jej pasował, bo Puchonka nie należała do tych, co to mogliby leżeć na plaży dzień w dzień. Potrzebowała ruchu, rozrywki i zaspokojenia swojej ciekawości. Podziękowała sprzedawczyni za informacje, którymi się z nimi podzieliła, bo chyba była pierwszą osobą, która powiedziała coś więcej niż zwykłe "nie wiem" w temacie tajemniczych napisów, choć z początku i te słowa padły. Nadal nie mogła stwierdzić, czy rzeczywiście chodziło o przywoływanie ducha, ale zawsze to była jakaś myśl do rozważenia - bo do próbowania to jej się nie spieszyło. W głowie dziewczyny pojawiło się coś na podobieństwo mapy mentalnej, w której widniało dużo pytajników. Tutaj duchy, tam składanie ofiary, gdzie indziej jeszcze budynek, do którego mogłyby prowadzić nieznane zdania. - Obawiam się, że wszystkie najcenniejsze rzeczy już dawno są poza tym sklepem. Możliwe, że zachowało się coś z magicznymi właściwościami, kto wie. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte - odparła sprzedawczyni z chytrym uśmieszkiem, a następnie odwróciła się do nich tyłem, zajmując się wyjmowaniem z kartonowych pudełek jakichś rzeczy, które zapewne za chwilę miały wylądować na półkach. - Myślisz, że powinnyśmy się rozglądać za czymś odróżniającym się od reszty? - zapytała, zwracając się już oczywiście do Violi, która powróciła do przyglądania się kolorowym przedmiotom. - Muszą być dość stare, ale z drugiej strony wtedy strasznie łatwo byłoby je znaleźć, w sensie gdyby się tak odróżniały. Nie wiem, może tu wcale nic nie ma i tylko namieszamy sobie jeszcze bardziej w głowach. Mogły trafić do mugoli... Wszystko mogło się z nimi stać, a moja głowa chyba za chwilę eksploduje - wyrzuciła z siebie na jednym wdechu. Gubiła się we własnych słowach i myślach; coraz gorzej szło jej wysnuwanie wniosków, a zamiast tego co chwila pojawiało się coś nowego. - Przepraszam, po prostu to wszystko już mi się miesza i gadam takie głupoty - dodała jakby na usprawiedliwienie i sama zaczęła ponownie przyglądać się zawartości sklepowych półek. A nuż znajdzie się coś interesującego, nawet niekoniecznie "magicznego".
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Mogły się spodziewać, że w taki magicznym miejscu natrafią na jakieś sekrety czy opowieści, ale czy wtedy przypuszczały, że zaangażują się w nie jakoś szczególnie i będą prowadziły prace poszukiwawcze zaginionych dawno artefaktów czy innego cholerstwa i stalkować po śmierci Królową Voodoo. No, ale takie rzeczy tylko w Nowym Orleanie. Zbyt wiele niewiadomych występowało w tym wszystkim. Nawet nie miały pewności czy faktycznie chodziło o przywołanie ducha. Może były to jakieś elementy rytuału, który miał zupełnie inny cel. Może otworzenie jakiegoś magicznego przejścia? Lub cokolwiek innego. Krew mogła być używana w dziesiątkach różnych obrzędów. Krukonka mruknęła jeszcze coś twierdząco na znak, że wszystko zrozumiała i na dobre odsunęła się od lady, zastanawiając się czy faktycznie był sens przeszukiwać dogłębnie asortyment sklepu i wyszukiwać jakiś ukrytych magicznych przedmiotów. I chyba Krawczyk również nie była jakoś szczególnie optymistycznie nastawiona do poszukiwań jakiś magicznych przedmiotów znajdujących się w sklepie. - Nie ma sprawy. Po prostu... Rozejrzymy się tu jeszcze przez chwilę i wracamy? Chyba nie dowiemy się już tu zbyt wiele - stwierdziła w końcu i sięgnęła po coś, co wyglądało jak ludzka czaszka pokryta różnymi symbolami. Wyglądało nawet realistycznie, ale w dotyku dosyć szybko okazało się, że była to jedynie jakaś tania ozdoba dla lubujących się w mrocznych klimatach. Gdyby tylko faktycznie znalazły tu coś wartościowego.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Pokiwała jedynie potakująco głową na słowa Violi, bo skoro przyszły tu w jasnym celu, to nie widziała sensu siedzieć w sklepie dłużej niż było trzeba. Poza tym przed budynkiem pewnie zaraz zaczną gromadzić się inni klienci, bo zaczynała się pora, w której na ulicach Nowego Orleanu robiło się tłoczno. Chyba nie było co oczekiwać na cud, że nagle między najzwyklejszymi pamiątkami upolują coś wartościowego, ale musiała przyznać, że wiele rzeczy wyglądało naprawdę ładnie, mimo że były pozbawione niezwykłych właściwości. Jako ozdoba do postawienia na szafce w domu sprawdziłyby się wręcz idealnie, a nie wątpiła, że sprzedają się z powodzeniem. - Nie mogło oczywiście zabraknąć laleczek voodoo - rzuciła z lekkim uśmiechem na ustach i delikatnie jedną podniosła, żeby móc przyjrzeć się jej lepiej z bliska. Nie miała porównania, jak wyglądały takie z pierwszego zdarzenia, ale nie mogły się bardzo różnić. Ta była odzwierciedleniem tego, co można było sobie wyobrazić, słysząc wszystkie opowieści o laleczkach voodoo, choć była tylko wypchanym kawałkiem materiału... Chyba. Puchonka nie miała w końcu pewności, że akurat ten przedmiot nie był podrasowany magią. Ciekawe, jak w ogóle tak dokładnie to działało. Do tej pory nie miała okazji się zgłębić w szczegóły i nawet niezbyt ją one interesowały, ale zupełnie inaczej było, kiedy przebywało się w ojczyźnie tego odłamu magii. - Czy ja widzę herbatę? - z tymi słowami zrobiła krok w bok i przymrużyła oczy, próbując odczytać napis na pudełeczku. - Oh- okay, jednak nie - wymamrotała, odsuwając się nieznacznie od półki i wędrując spojrzeniem po innych produktach. Szkoda, że się pomyliła, bo herbatą nigdy by nie pogardziła, ale na szczęście miała jeszcze czas, żeby poszwendać się po innych sklepach i rozejrzeć za ulubionym napojem. - Idziemy? - spytała, a otrzymawszy twierdzącą odpowiedź, pożegnała się ze sprzedawczynią i skierowała razem ze Strauss do wyjścia.
| zt x2
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— Dementowanie plotek wymaga włożenia w to energii, a Ty nie podałaś mi jeszcze powodu do tego, żebym miał chcieć ją tracić. Żadnego – nie mówiąc nawet o dobrym. — To mówiąc, zadarł dumnie podbródek, patrząc na nią z niekwestionowaną wyższością, wyeksponowaną przez wyostrzone w takiej pozycji, arystokratyczne rysy twarzy. Wiedział, że przy odpowiednim ustawieniu mogły robić wrażenie. Chciał wydobyć na wierzch dostrzeżoną w niej słabość, skłonić ją do uległości, która wydawała się być jej naturalnym stanem. Chciał odzyskać kontrolę, być jak ten Bloodworth, który wedle jej wyobrażeń był kimś znaczącym. — Dość tego. Obrażasz mnie na środku ulicy, nawet mi się nie przedstawiając. Cóż za tupet. — Ofuknął ją, ściągając przy tym brwi. — Byłem przy niej każdego dnia aż do momentu śmierci. Patrzyłem jak gaśnie w niej życie i na darmo liczyłem, że jednak się obudzi. Nie muszę Ci o tym mówić, bo to wcale nie jest Twój interes. Wziął głębszy, uspokajający wdech i odwrócił od niej wzrok, nie mając ochotę patrzeć na tę wzburzoną, grożącą wybuchem łez minę. Mogła nimi zalać się choćby i cała, nie był typem mężczyzny, na którym robiły wrażenie kobiece łzy – zwłaszcza kiedy płakała zupełnie obca mu osoba. Skupił wzrok na tabliczce, na której w dziwnym języku zapisane było jakieś zdanie. Czy nie był to przypadkiem trop, którego szukał? Chciałby móc zbadać to w spokoju... ale nie mógł, bo przyczepiła się do niego natrętna i niewygodna rozmówczyni. — Moja obecność na pogrzebie czy jej brak niczego nie zmienia, Alicia nie była tak pustą dziewuchą, żeby miało to coś dla niej znaczyć. — Zmierzył ją krótkim spojrzeniem, najwyraźniej sugerując, że w tym momencie jest dla niego taką właśnie dziewuchą. Pomijając prawdziwy powód jego nieobecności, nie było to też do końca kłamstwo. Wierzył w to, że niczego to nie zmieniało, gdyby było inaczej, przyszedłby wtedy. Tak byłoby dla niego zresztą lepiej, nie wzbudzałby podejrzeń. Nie miał potrzeby, by oglądać smutną ceremonię – jej i tak już tam nie było. — Każdy ma swój sposób na żałobę. Nie życzę Ci, byś musiała przekonywać się o tym na własnej skórze... i prowadzić rozmowy, które nie prowadzą do niczego oprócz rozdrapywania starych ran. Czego ode mnie chcesz? Dlaczego mnie szukałaś?
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Poprzedni dzień nie zaowocował żadnym nowym tropem, bowiem najzwyczajniej w świecie przybył do sklepu zbyt późno. W sumie jak się później zastanowił to w istocie na logikę takie miejsca nie są otwarte do godzin nocnych. Następnego dnia wstał więc skoro świt i o sensownej porze ruszył pod sklep Marie Laveau szukać kolejnych wskazówek odnośnie amuletu. Nie pocieszył go fakt zauważenia wielu mugolskich turystów wokół tego miejsca, ale na to już nic nie mógł poradzić. Pozostało mu jedynie wtopić się w tłum. Stojąc jakieś dwadzieścia metrów przed budynkiem przyjrzał mu się z uwagą i wyciągnął szkicownik, na szybko zamalowując kolejną stronę o nowe miejsce. Nawet jeśli nie znajdzie tu nic ciekawego, to jednak zanalizowanie na koniec drogi jaką przebył będzie na pewno ciekawe. Typowy Krukon, jakby to powiedziała Whitehorn. Przechylił głowę skupiając się na szczegółach fasady, ale nie dostrzegł niczego szczególnego. Napis na dachu jednoznacznie wskazywał na to, że to sklep Laveau, a szyld tuż przy samych drzwiach – już po podejściu – tylko to potwierdzał. Na pierwszy rzut oka jednak miejsce to nie miało nic wspólnego z prawdziwą magią, poza tym cholernym uczuciem, które sugerowało mu że powinien zacząć czarować i drapało go gdzieś z tyłu głowy coraz bardziej nachalnie. Wszedł do środka rozglądając się i starając się nie zwracać uwagi na innych ludzi, a przy okazji nie wyglądać podejrzanie. Kompletnie nic nie miało tu związku ze starożytnym artefaktem, a podróbki laleczek voodoo zakrawały o żenadę i kicz. Westchnął, szukając jakiejkolwiek wskazówki, niestety na próżno. Westchnął, łapiąc się pod biodra i licząc do trzech. Raz, dwa, trzy. - W czymś pomóc? – głos starszej kobiety wyrwał go z zamyślenia, a on musiał przyjrzeć się jej uważnie, aby spróbować dociec czy była czarownicą, czy mugolką. Raz abraksanowi śmierć. – Szukam… – Czegoś związanego z Laveau? Zaskoczyła go. Zmarszczył brwi najwyraźniej od razu zdradzając, że miała rację, bowiem uśmiechnęła się poczciwie i pokręciła głową. – Nic Pan tu nie znajdzie, tu już od dawien dawna nic nie ma. – machnęła ręką i wróciła na swoje miejsce zaczepiając kolejnych turystów. Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę, aby po chwili odwrócić się na powrót do ekspozycji i przyglądać się kolejnym przedmiotom. Mnóstwo biżuterii… wisiorki, bransoletki… talizmany… większość bzdury. Czy była jakakolwiek możliwość, aby amulet się tu znajdował, schowany skrzętnie pod mugolskimi podróbkami? Nie, to chyba bez sensu. Nie byłby tu bezpieczny. A gdyby… był już w rękach kogoś niemagicznego? Nie, nie chciał o tym myśleć. Tyle zmarnowanego potencjału i jego czasu, aby okazało się, że jakiś John podarował go swojej żonie na dwudziestą piątą rocznicę. Wyszedł na zewnątrz, zerkając na swój notes i zapisał kilka drobiazgów, aby ostatni raz zerknąć na budynek. I wtedy dostrzegł napis. Kolejny. Tu bezwin…. Znów to samo? Podszedł bliżej, skrzętnie, literka po literce znów spisywać niezrozumiałe słowa. Podrapał się po głowie starając się zrozumieć cokolwiek, ale kompletnie mu to nic nie mówiło. Kreolski nie miał nic wspólnego ani z francuskim, a już na pewno nie z angielskim… niemniej była to jakaś wskazówka. Zacisnął zęby szurając dwoma łukami o siebie. Chyba musi faktycznie iść do biblioteki i tam znaleźć odpowiedź na językową zagadkę. Swoją drogą, gdzie była Clara? Zerknął ostatni raz na sklep i uważnie przyjrzał się ekspedientce, aby już po chwili ruszyć w kierunku kolejnego miejsca. [zt]
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Pewność siebie dziewczyny malała z każdą chwilą. Traciła tę wiarę w swoje możliwości w zastraszającym tempie, Nathaniel wybijał jej to z głowy swoją postawą i prezentowanym wyrazem twarzy. Coraz ciężej przychodziło jej patrzeć mu prosto w oczy, zauważyła, że jej ściśnięte dłonie drżą, a kropla potu spływa po skroni zlepiając przy tym jeden cieniutki pukiel ciemnych włosów. - Mylisz się, to jest mój interes bardziej niż ci się wydaje. - wypaliła z siebie zmienionym z emocji tonem głosu, ale nie miała w sobie już zapasu odwagi, aby ciągnąć tę rozmowę dalej. Musiała się wycofać do czasu aż na nowo zbierze siły do konfrontacji z tym człowiekiem. Odnosiła wrażenie, że on wysysał z niej całą odwagę, a i tak nie miała jej zbyt wiele. Pożerał jej energię do słownej walki z nim, a każda komórka jej ciała dawała jej do zrozumienia, że igra z ogniem. Nie chciała widzieć rozjuszonego Bloodwortha, nie chciała wiedzieć co by się wówczas stało. - Fakt, teraz kwestia twojej obecności na jej pogrzebie lata temu nie ma znaczenia, ale to wiele mówi i podpowiada. Daje podejrzenia, tworzy pytania na które znajdę odpowiedź prędzej czy później. - czy nie zabrzmiała jak szczenię psidwaka oszczekujące groźnego i wielkiego charjuka? Nie wyciągnie z niego nic więcej, nie w takich warunkach kiedy on był w pełni sił w razie czego atakować i nie było tutaj mowy tylko o różdżce. Jeśli zastałaby go bardziej podatnego na słabości czy chociażby zmęczonego... wtedy człowiek jest bardziej skory do rozmowy a nawet jeśli nie to z pewnością byłby mniej uważny. - Czy ty myślisz tylko o sobie? Wydaje ci się, że tylko ty cierpiałeś po jej śmierci? Ty i nikt inny? - z jej głosu spozierała złość, ale nie była aż tak natarczywa, aby wzbudzić jakiekolwiek obawy czy żale z jego strony. - Nawet nie szukałeś przyczyn przez które wpadła w śpiączkę. Ja wiem, że coś za tym się kryje nawet jeśli uzdrowiciele rozkładają ręce. - trzęsącą się dłonią zawiesiła pasek od torebki na ramieniu. Drżała i z zimna i ze zdenerwowania. Chciało się jej płakać jak dziecko. To nie tak miało wyglądać, musi odejść zanim Nathaniel ją pokona i rozdepcze jak robaka. - I dowiem się prawdy z twoją pomocą albo i bez niej. A to, że nie chcesz iść uczcić jej pamięci... - po jej plecach przeszedł zimny dreszcz i nagle zorientowała się jak jest cholernie późno i zimno. Jeśli nie wróci lada moment to ktoś może zauważyć jej nieobecność (musiała brać pod uwagę takowe ryzyko nawet jeśli była jedynie szaraczkiem). - Dowiem się prawdy, Nate. Przysięgam ci na imię Alicii. A teraz wybacz, czas już na mnie. - ona chciała stąd biec, uciekać, zerwać się do biegu jak spłoszona łania, ale zmusiła się, aby odejść z godnością. - Moje imię i nazwisko nic ci nie powie, ale tak, była moją kuzynką. - dodała jeszcze bowiem czuła mocno w kościach, że jeśli się przedstawi to nic to nie wniesie, sam się dowie kim ona jest, to dla niego pestka. W następnej sekundzie deportowała się z tej uliczki. To było pierwsze z wielu ich spotkań, bowiem to pewne, że jeszcze wrócą do tej rozmowy.
| zt
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Nie rozumiał, albo raczej – z każdą kolejną chwilą rozumiał coraz więcej, a wnioski były tak niewygodne, że odpychał od siebie tę myśl z godnym podziwu uporem. Wydawało mu się tylko, czy w rzeczywistości powiedziała to, co powiedziała? — Podejrzenia żałoby? Kto by się spodziewał. — Prychnął pogardliwie, lecz tak naprawdę napiął się cały jeszcze mocniej, bo oto ktoś z rodziny Alicii oznajmiał mu, że jego zachowanie było podejrzane, a zdecydowanie nie chciał, by ktokolwiek węszył wokół tej sprawy. Ta mała dziewuszka zdawała się być nieszkodliwa, nie stanowiła dla niego dużego zagrożenia... ale gdyby przypadkiem wpadła na coś naprawdę obciążającego, mogłaby powiedzieć o tym komuś znacznie ważniejszemu i groźniejszemu niż ona. Czy to możliwe, by po latach dało się jeszcze znaleźć któryś z dobrze zatartych przez jego ojca śladów? W grobowym milczeniu jeszcze przez dłuższy moment wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą stała. Zagryzł wargę, w myślach układając wymyślne wiązanki przekleństw we wszystkich znanych mu językach. Źle to rozegrał... a teraz czuł, że dziś nie będzie mu dane zasnąć. Bez większego zaangażowania spisał treść tabliczki i obszedł sklep dookoła, a potem i on deportował się z tego miejsca.
| z/t
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Ostatnim razem wizyta w sklepie należącym do Marie Laveau okazała się strzałem w dziesiątkę. Sprzedawczyni znała naprawdę sporo szczegółów dotyczących samej Królowej Voodoo i była niezwykle pomocna w całych poszukiwaniach, które prowadziła Strauss. Dlatego nic dziwnego, ze postanowiła w pewnym momencie po prostu wrócić do tego miejsca, by raz jeszcze spróbować porozmawiać z kobietą i zobaczyć, co takiego ta będzie mogła jej jeszcze powiedzieć. Tym bardziej, że Krukonka zdążyła odnaleźć jeszcze inne dosyć ciekawe informacje. Chciała raz jeszcze skonfrontować swoją wiedzę z tym, co mogła jej przekazać sklepikarka. Dopytać ją o pewne szczegóły oraz dowiedzieć się czegoś więcej o samej magii voodoo. Może to ona była kluczem do zdobycia amuletu i trzeba było wykonać jakiś niezwykle skomplikowany rytuał lub coś podobnego, by go posiąść. Tym razem poświęciła również dosyć sporą uwagę całemu asortymentowi sklepu, skupiając się na tym, by w natłoku niemagicznego szajsu wyłapać coś, co mogło być wartościowe i nosić właściwości magiczne. Im starsze tym lepiej. Może dzięki temu odkryje coś, co do tej pory było przez innych ignorowane, a mogło być dosyć istotne. Raz jeszcze dopytała o napisy, które dojrzała w wielu miejscach, które były niesamowicie istotne dla samej Laveau i mogły w sobie kryć jakieś szczególne wskazówki odnośnie tego, co trzeba zrobić, by dostać się do jej domu i zdobyć zaginiony przed laty amulet. Czuła, że była to dosyć istotna część tej całej zagadki, której nie mogła zignorować. Miała nadzieję, że w końcu do czegoś ją to zaprowadzi. W dłoni jak zwykle trzymała swój odwieczny notatnik o pożółkłych kartkach pergaminu, na których zapisywała wszystko, co wydało jej się na tyle istotne, by zostało utrwalone i nieskazane na zaginięcie w odmętach jej pamięci. Pewnego dnia jej się to przyda. I z pewnością sprawi, że będzie mogła raz jeszcze przeanalizować wszystkie skrawki informacji, o Królowej Voodoo, jakie udało jej się zdobyć. Z zainteresowaniem wskazywała także na poszczególne elementy wyposażenia sklepu, czasem pytając o to, jakie mogłoby być ich zastosowanie lub przeznaczenie. Chciała o wiele bardziej zrozumieć magię, którą posługiwała się Marie i dzięki niej dotrzeć do niej. W jakiś pokrętny sposób rzecz jasna, bo nie wiedziała czy istnieje jakiś naprawdę skuteczny sposób na to, by skontaktować się ze zmarłą przed wiekami czarownicą. O ile łatwiej byłoby, gdyby mogła po prostu wywołać jej ducha i uciąć z nim krótką pogawędkę. Dopiero, gdy zdawało jej się, że poznała całe wnętrze sklepu jak własną kieszeń, a jej umysł opuściły już wszystkie sensowne pytania, które mogłaby zadać kobiecie, zdecydowała się na to, by opuścić ten jakże zacny przybytek. Chyba wykorzystała już wszystko, co mogła w tym miejscu. Choć wcale nie wykluczała możliwości, że raz jeszcze się tam zjawi i zagadnie raz jeszcze sprzedawczynię, by zdobyć kolejne informacje lub zapytać ją o opinię w pewnych kwestiach. Jak dotąd była niezwykle przydatna i pomocna więc czemu Krukonka miałaby z tego nie korzystać?