Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Zarośnięta chata

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 1 z 2 1, 2  Next
AutorWiadomość


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyCzw 11 Cze - 12:57;


Zarośnięta chata


Dom ten znaleźć można jedynie po zejściu ze ścieżki. Wielokrotnie zagubieni turyści wpadają w liczne pułapki umieszczone w okolicy domku, który uchodzi rzecz jasna za nawiedzony. Miejsce to jest naznaczone upływem czasu, a sam domek zapadł się nieco pod ziemię. Mieszkańcy Luizjany opowiadają, że można napotkać tu pozostałości pradawnej magii, która może albo wzmocnić czarodzieja albo znacząco go osłabić.

Aby wejść do tematu należy z każdą pierwszą i kolejną wizytą rzucić 1k6 na pułapkę.

Jeśli przedtem trzykrotnie użyjesz zaklęcia "Saperum nom" automatycznie ignorujesz rzut kością na pułapkę, bowiem je wykryłeś i zneutralizowałeś. Pamiętaj, że aby użyć tego zaklęcia musisz spełniać wymagania kuferkowe. Zaklęcie oczyszcza drogę tylko Tobie.

Pułapki przed domkiem:

Po przejściu przez pułapki można wejść do domku. Drzwi skrzypią i potrzeba siły, aby się przez nie przedostać. Ze środka wydostaje się armia chochlików kornwalisjkich, po kątach chowają się zielone i obrośnięte mchem gnomy, a Ty możesz popatrzeć na bardzo ubogie wyposażenie domku. Wszędzie są pajęczyny, a w starym łóżku leży szkielet przyklejony do materaca zaklęciem Trwałego Przylepca.

Możesz jednorazowo rzucić kością na efekt dodatkowy.
Jeśli masz minimum 15 punktów z historii magii bądź czarnej magii masz prawdo do pojedynczego przerzutu kości, jednak wówczas bierzesz pod uwagę drugi wynik.

Efekt dodatkowy:

Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptySro 15 Lip - 21:54;

pułapka: omijam bo mogę rzucić zaklęcie
efekt dodatkowy4 rozegram później
duch: D - Przeszedłeś dziś przez swojego kompana... to nie mogło być fajne uczucie.

Wyszedł rano z pensjonatu i tak do tej pory nie wrócił, a dochodziła już godzina dziewiętnasta. Szwendał się po mieście bez większego celu, a gdy Areen ciągnęła go wesołego miasteczka to postanowił iść w zupełnie przeciwną stronę wierząc, że obrazi się na niego i zniknie. Nie, ona przez cały ten czas próbowała trzymać go za rękę i niezrażona jego posępną miną opowiadała mu o mijanych częściach miasta, a teraz plantacjach. Słuchał jednym uchem, ale powłóczył nogami już trochę zmęczony i brnął dalej. Potrzebował odrobiny samotności aby ułożyć sobie myśli jednak z Areen było to niemożliwe. Z jakiejś przyczyny odkładał powrót do domku z numerem siedem w nieskończoność. Ba, nawet na noc nie chciał wracać, jakby przekroczenie progu stanowiło jakąś ostateczność. Czuł, że tej nocy nie zaśnie bez eliksiru bo będzie go co rusz nawiedzać wspomnienie Maxa, gdy ten wpatrywał się weń z ekscytacją i wywoływał tym coś ciepłego w okolicach mostka. Nie wiedział czego chciał. Z jednej strony pragnął poddać się temu uczuciu i cierpieć, a z drugiej nie był pewien co to dokładnie jest i czy tego chciał. Gdy Areen opowiedziała o psidwaku, który ją bronił przed śmiercią to humor mu się już popsuł do reszty. Wyburczał, że on też takiego miał. Powiedział jej jak bardzo kochał psidwaka gdy byli razem, nierozłączni w dokładnie tym samym wieku co Areen. Opowiedział jej o charłaku, który się znęcał nad jego zwierzakiem i o tym jak ostatecznie tamten go zabił na oczach małego Finna. Areen chciała go przytulić, on tego nie przewidział i przez nią przeszedł. Wnętrzności wywróciły się do góry nogami i jej chłód obniżył temperaturę jego ciała. Wzdrygnął się, nie było to przyjemne ale tego nie skomentował. Dał się jej zaprowadzić do zarośniętej chaty i wówczas poprosił ją, aby jednak na moment zostawiła go samego. O dziwo posłuchała go bowiem niejako się dzisiaj pierwszy raz porozumieli bez zbędnych emocji. Został sam przed zapadniętym domkiem, do którego ostrożnie podszedł. Przesunął różdżką w powietrzu inkantując "Saperum nom" świadomy, że takie zabytki są i będą zawsze chronione. Minę miał obojętną, niemalże znudzoną a usta trochę sine od kontaktu z Areen. Okrążał chatynkę i rzucał na nią czary wykrywające ludzką obecność bądź pułapki.
Powrót do góry Go down


Maximilian Brewer
Maximilian Brewer

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 7220
  Liczba postów : 2435
https://www.czarodzieje.org/t18375-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18475-listy-tradycyjne-maxa#526264
https://www.czarodzieje.org/t18374-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18428-maximilian-brewer-dziennik#52
Zarośnięta chata QzgSDG8




Moderator




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyCzw 16 Lip - 21:56;

Kość: 6
Kość dodatkowa: 2
Kość na ducha: A

Nigdzie go nie było i to Maxa zaczęło już wkurwiać. Nie wiedział czemu aż tak reagował, ale ani trochę mu się to nie podobało, miał wrażenie, że robi mu się niedobrze - nie tylko z uwagi na to, że Patrick nadal nazywał go szczurem lądowym i naśmiewał się z jego żołądka - ale również dlatego, że nie miał bladego pojęcia, gdzie jest Finn, a po ich rozmowie pod drzewem, po tym, jak nieco próbował go unikać, wszystko wydawało się być coraz bardziej w chuj pojebane. I wizja. Nie umiał określić miejsca, w którym wtedy Finn się znajdował, chociaż próbował, starał się na nie trafić, zastanawiał się, gdzie mógłby je odszukać, bo nie wydawało mu się, by miało to być jakoś szczególnie daleko od ich domku, a jednak - nie mógł go znaleźć. Nie czuł jednak, by cokolwiek podpowiadało mu, że to ten dzień, aczkolwiek w żołądku miał pętlę, a umysł nieustannie podpowiadał mu i popędzał, bo to był najwyraźniej czas na to, żeby jednak wykorzystał przysługę, jaka jeszcze mu pozostała i wziął się do sprawdzania tego, co najważniejsze.
- Kurwa, nie wierzę, łazimy po okolicy i na nic nie trafiliśmy - mruknął, a potem parsknął, kiedy skręcili gdzieś w bok, z jakiejś głównej drogi. Nie chciał mówić Lou, dlaczego się tak denerwuje, ale raczej musiała sama widzieć, że jest naprawdę napięty. Nie wiedział, czy zauważyła coś dziwnego w zachowaniu Finna, nie wiedział, na ile blisko byli, więc też nie chciał na to wszystko zbyt naciągać, ale skoro zgodziła się pójść z nim, to chyba jednak również miała poczucie, że powinni ruszyć dupy i jednak zorientować się, co się z nim stało? Owszem, mogli zakładać wszystko, mogli uznać, że poszedł gdzieś z kimś innym, ale Max miał wrażenie, że to nie to - wciąż doskonale pamiętał zachowanie Finna spod drzewa, jego gadanie o profesorze, to stwierdzenie, ze dziwnie się czuje i może by nawet o tym wspomniał, gdyby nie to, że doskonale wiedział, że nie może.
- Jak się szuka skarbu, to trzeba mieć mapę, psia jucha, kto cię uczył bycia poszukiwaczem, szczeniaku?
Patrick wyskoczył chuj wie skąd, a następnie spojrzał na Lou i ukłonił się jej. Zachowywał się dokładnie tak, jakby dziewczyna mogła go zobaczyć - wielkiego kapitana, który specjalnie dla niej zdjął z głowy trikorn i starał się grać prawdziwego dżentelmena. Max aż wywrócił na to oczami, ale musiał przyznać, że właściwie lubił Patricka, bo ten był zabawny, nie wtrącał się aż tak bardzo we wszystko, co robił, miał dla niego ciekawe historyjki i zawsze był skłonny śpiewać z nim szanty, co z jakiegoś powodu było dla niego niesamowicie istotne. Jakby tylko jeszcze nie powodował, że ciągle chciało mu się rzygać, byłoby cudownie. Dzisiaj zaś było wyjątkowo źle, bo Brewer czuł, że głowa go z tego wszystkiego zaczyna po prostu napierdalać i nie mógł sobie z tym poradzić. Był więc zdecydowanie bledszy, ale wszystko nadrabiał miną.
- Szczur lądowy z ciebie, Maximilianie! - zakomunikował jeszcze duch, a Max właśnie odwrócił się, żeby mu coś odpowiedzieć, kiedy stanął na kamieniu, który się pod nim zapadł. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, czy wlazł właśnie w jakieś pierdolone bagno, kiedy kątem oka dostrzegł zielonkawy błysk zaklęcia. Cofnął głowę, ale niewiele zdążył zrobić, czar uderzył go w twarz, a skóra została gwałtownie rozcięta. Poczuł, jak gorąca krew zaczyna płynąć po jego ciele i spróbował się ruszyć, podtrzymując się pierwszego lepszego kamienia w okolicy, co było równie beznadziejną sprawą, bo ten oparzył go w dłoń, na całe szczęście - lewą. Warknął zirytowany, zaciskając mocno zęby i ignorując ten wpierdalający ból.
- Kurwa, ja pierdolę, czy wszystko w tej jebanej okolicy chce mnie zajebać i zrobić potrawkę dla jakichś pieprzonych aligatorów z zasranego szamba? - rzucił pod nosem, starając się sięgnąć po różdżkę, żeby pozbyć się tych cudownych ran, jakich nabawił się w zadziwiającym wręcz tempie, przy okazji słuchając, jak Patrick śmieje się z niego w głos.

______________________

Never love

a wild thing


Powrót do góry Go down


Loulou Moreau
Loulou Moreau

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Galeony : 835
  Liczba postów : 1048
https://www.czarodzieje.org/t18184-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18218-loulou-m#518183
https://www.czarodzieje.org/t18195-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18299-loulou-moreau-dziennik#520878
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPią 17 Lip - 10:03;

Boris (link niżej)F - Dziś Twój duch opowiedział Ci zaskakująco dużo komplementów. Czujesz się znacznie lepiej. W następnej lokacji kostkowej lub evencie będziesz mógł przerzucić jedną z kostek! Bonus ten obowiązuje tylko jeśli Twój kolejny wątek będzie w takim miejscu lub podczas wydarzenia.
Pułapka nie, bo rzucam zaklęcie
Efekt dodatkowy 4

Pamiętała słowa Puchona z jego domu, gdy przypadkiem załapała się na urodzinowe ciasto. Wtedy tyczyło się to co prawda pewnej tiary, ale zapadło jej w pamięć zdanie, że mogłoby go zabić. Natłoczenie negatywnych działań zaklęć, wpływające na myśli… A teraz byli w Nowym Orleanie. Nie potrzebowała być kimś więcej poza tym, kim była, żeby czuć magię tego miejsca. Wiedziała, skąd pochodzi magia bezróżdżkowa, skąd pochodzi voodoo, podejrzewała, że Marie Leveau parała się także hipnozą, bo nie widziała innego wytłumaczenia, na fakt, że nikt nie odkrył niczego na jej temat. Hipnoza, na pewno. Tak czy inaczej, martwiła się o Finna, który wyszedł bez któregokolwiek z nich i nie wracał. Dobrze, był dorosły, dobrze, może nie byli przyjaciółmi jakimiś niesamowicie dobrze ze sobą związanymi, ale raczej zabrałby Maxa ze sobą, prawda? Z tego, co zdążyła się upewnić, chłopaki znali się dobrze i chyba spędzali wspólnie wiele czasu. Ostatecznie to Max miał go uczyć wróżbiarstwa, to Finn pomógł Gryfonowi z odczarowaniem smoka, wyglądali na zadowolonych, że są razem w domku. Innymi słowy, nie podobało jej się, że wyszedł gdzieś bez Brewera, a do tego nie wracał długo do domku. Nie trzeba było jej namawiać na poszukiwania, choć nie była pewna, gdzie mieliby szukać. Wyglądało jednak na to, że Max wie coś więcej.
- A jesteś pewien, że mógł tutaj przyjść? - spytała, gdy tylko Gryfon zaczął narzekać. Był bardziej spięty niż ona, jakby podejrzewał, że mogło spotkać Finna coś złego. Aż tak się o niego martwił? Drgnęła, gdy znikąd pojawił się duch kapitana, ale słysząc jego słowa do Maxa, nie mogła nie uśmiechnąć się pod nosem. Odkłoniła mu się z ubawieniem, ruszając dalej. Martwiła się nie tylko o Finna. Zdawało jej się, czy z każdym dniem Max wyglądał gorzej? A może to tylko dziś? Z bladą skórą i ciemnymi włosami wyglądał nie lepiej niż zjawa, co nie było normalne. Rzuciła przed siebie niewerbalnie saperum nom, aby odkryć przed sobą potencjalne pułapki. Najwyraźniej Max tego zaklęcia nie znał, albo rzeczywiście był w tym tak kiepski, jak twierdził, bo po chwili usłyszała serię dźwięków świadczących o tym, że chłopak wpadł w pułapkę. Odwróciła się w jego stronę, a słysząc narzekanie ubrane w takie, a nie inne słowa, nie potrafiła nie zapanować nad krótkim śmiechem.
- Hej, tym razem ja nie mam ochoty cię zabić, a to już coś - rzuciła, podchodząc odrobinę bliżej, aby sprawdzić, czy może jakoś mu pomóc. Miała przy sobie jeszcze dwie porcje wiggenowego eliksiru, bo na tutejszych mokradłach zawsze mogło się przydać. - Może jednak przećwiczymy parę zaklęć? Jest jedno, które pomaga wykryć pułapki… Jeśli nie chcesz ze mną, Finn pewnie ci pomoże, gdy już go znajdziemy - dodała lekko, spoglądając uważnie na Maxa. Dlaczego miała wrażenie, że jest pośrodku czegoś, o czym nikt jej nie mówi, ale konieczna jest czasem jej pomoc? Z pewnością był to wpływ atmosfery Luizjany, tak… Zdecydowanie.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPią 17 Lip - 15:58;

Homenum revelio poinformowało go, że w okolicy pojawiły się żywe osoby będące oczywiście ludźmi. Od razu gdy się o tym dowiedział to zacisnął palce na różdżce i rzucił na siebie czar "Inaudio" dzięki czemu jego słuch wyostrzył się a on mógł podsłuchiwać dochodzące z oddali szepty. Wytężył szyję, gdy rozpoznał głos Maxa i Lou. Wnioskując po ich słowach to go szukali, a stęknięcie świadczyło, że Max sobie coś zrobił. Napiął mięśnie na ten nieprzyjemny dźwięk bólu. Nie spodziewał się towarzystwa, ale w sumie cieszył się, że to akurat oni choć nie miał pojęcia czemu go szukali. Nie do końca interesował się teraz godziną. Obszedł domek uważając oczywiście na wszelkie pułapki (rzucił jeszcze zaklęcie dwukrotnie) i popatrzył z oddali na dwójkę gryfonów. Krew odpłynęła z jego twarzy na widok krwi spływającej po poliku aż do szyi Maxa i z jakiejś przyczyny tuż pod skórą poczuł liźnięcia zimnego gniewu. Miał ochotę wrzasnąć na niego, potrząsnąć nim, aby się ogarnął i uważał na siebie. Wszystkie te emocje było widać w jego spkrjzeniu. - Gdybyś posłuchał Loulou to byś nie wpakował się w to szambo. Co to kuźwa ma znaczyć ? - odezwał się głośno zza ich pleców i wszedł w pole ich widzenia; po drodze jeszcze nakierował różdżkę na swoje uszy, aby zakończyć działanie wytężające słuch. Złość paliła go do żywego. Podszedł do Maxa i nawet w sposobie poruszania się widać było napięcie. Chwycił jego podbródek i odwrócił jego głowę na bok, aby zobaczyć ranę na policzku. - Paskudne, nie łaska to wyleczyć? Na co czekasz? Na oklaski? Wyszliście mnie szukać bez wiggenowego? - głos też był chłodny, choć schrypnięty jakby nie używał go cały dzień. Przeniósł spojrzenie na Lou, jednocześnie lustrując ją w poszukiwaniu na niej ukrytych obrażeń. - Czemu go nie przypilnowałaś? Mogłaś rzucić zaklęcie wykrywające przed jego nogami skoro je znasz. - cedził przez zęby i całkowicie nie zwracał uwagi na Patricka tak samo jak na czającą się nieopodal jego pleców Areen. Cały czas miał przez nią sine usta i nie miał jak się tym zająć, aby się rozgrzać. - Nie wejdziecie do tej chaty dopóki Max się nie wyleczy. - oznajmił surowo; wtłoczył w sobie oddech aby opanować złość spowodowaną sytuacją. Zerknął na jego rękę, którą chwycił zaraz za nadgarstek (jedyne źródło ciepła w tym mroźnym popołudniu), aby popatrzeć na poparzenie. Miał zimne dłonie. Tak bardzo wściekł się na widok rany, że nieświadomie zacisnął palce na skórze nadgarstka Maxa. - Lou, powiedz, że jesteś mądrzejsza oraz wzięłaś eliksir leczniczy. - mówił do niej ale gapił się ze złością na poparzenie. Nie mieściło mu się w głowie jak można było doprowadzić się do takiego stanu. Kłębiło się w nim sporo emocji, wystraszył się i zmartwił ich widokiem i nie chciał, po prostu nie mógł znieść myśli, że cokolwiek im dolega. Lou była zdrowa (na szczęście) ale Max… na jego widok po jego ciele rozlewało się drobne, nieśmiałe ciepło które powodowało mrowienie w opuszkach palców i skóry ust. A jednak wciąż było zimno, Max był blady, Lou przejęta a jeszcze nie weszli przecież do zarośniętej mchem chaty.
Powrót do góry Go down


Maximilian Brewer
Maximilian Brewer

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 7220
  Liczba postów : 2435
https://www.czarodzieje.org/t18375-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18475-listy-tradycyjne-maxa#526264
https://www.czarodzieje.org/t18374-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18428-maximilian-brewer-dziennik#52
Zarośnięta chata QzgSDG8




Moderator




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPią 17 Lip - 17:36;

Był zły, ale przede wszystkim - czuł lęk. Nie zdarzało mu się to często, ale doskonale pamiętał tamten poranek, kiedy biegł jak pojebany, żeby na pewno zdążyć. Przejmował się wtedy na pewno w innym stopniu, niż teraz, a miał wrażenie, że znowu dzieje się coś nie do końca dobrego, nie miał tylko pojęcia, co dokładnie. Może powinien był jednak wtedy z nim pójść, te kilka dni wcześniej, może powinien zrobić się bardziej nachalny, czy cokolwiek takiego, ale nie czuł również potrzeby, żeby wiecznie siedzieć Finnowi na łbie, aż do teraz, kiedy kręcili się z Lou, nie do końca wiedząc, dokąd właściwie pójść. Powiedzmy, że jedynym śladem było to burczenie na temat plantacji, teraz zaś Max był skłonny sprawdzać w każdym, najbardziej pojebanym miejscu, ale znowu - nie mógł powiedzieć Lou, dlaczego tak bardzo mu odpierdalało, dlaczego tak bardzo chciał znaleźć Finna. Pod lękiem czaił się jednak gniew, na to, że chłopak poszedł sobie bez słowa, że nie mieli się jak z nim skontaktować, w ogóle leciał sobie w chuja, a oni mieli siedzieć na dupach i na niego, kurwa, czekać. Jakaś część Maxa szarpała się, wręcz szczekała, żeby dokładnie tak zrobił następnym razem, że Finn na to po prostu zasługuje. Jeszcze Patrick, który nieźle pierdolił, a później jebana pułapka. Gorąc krwi na policzku, jej irytujący dotyk, to opadanie w dół, na ubranie, to było coś, co nasilało w nim falę gniewu. Nawet w tym wszystkim nie zdążył jakoś sensownie odpowiedzieć Lou i stwierdził tylko, że być może, ale nie jest pewien. Nie zdążył nawet dodać, że nie ma już pomysły, gdzie szukać Finna, a ten nagle wyskoczył na niego z mordą. Ciemne oczy błysnęły gniewem.
- A ty, kurwa, na co czekasz? Aż cię pół szkoły zacznie szukać, czy może aż cię coś pierdolnie i będziemy za tobą zapierdalać w środku nocy licząc na to, że jednak mamy mózgi nieco lepsze od gumochłonów? Cały, kurwa, dzień cię nie ma, chuj wie gdzie łazisz, zero kontaktu, a ty wyskakujesz do mnie z pyskiem, bo pierdolnęło mnie jakieś jebane zaklęcie? Nie mam reakcji na poziomie sekundy, leczenie wymaga koncentracji i czasu, o ile nikt ci tego nigdy nie mówił. I nie drzyj się na Lou, bo to nie jest jej wina, do kurwy nędzy - rzucił, z miejsca wchodząc w ostre, warkliwe rejestry, sugerujące, że nie podoba mu się takie traktowanie. Jeśli się bał, coś mu nie odpowiadało, to mógł to zdecydowanie przedstawić inaczej. Max patrzył na niego uważnie, a jego ciemne oczy zdawały się płonąć coraz mocniej, co w połączeniu z jego bladością i krwią, która nadal toczyła się po jego twarzy, wyglądało raczej dość koszmarnie. W dupie miał teraz Patricka, który rzucał jakieś suche komentarze w przestrzeń między nimi, być może pozwalając sobie na zdecydowanie więcej, niż powinien. Jeśli było to w ogóle możliwe, to Max spokojnie robił teraz wszystko, żeby przyszpilić Finna spojrzeniem, żeby usadzić go w miejscu, zanim zacznie znowu pyskować, zresztą, na chuj, to nie wiadomo. Gdy złapał go za nadgarstek, spiął mięśnie, jakby spodziewał się, że zaraz zaczną się tutaj prać po mordach, ale nie komentował jego ruchu, który właściwie wiele znaczył, ale teraz zdecydowanie był przysłonięty przez złość i niepokój, który chwilowo i tak został wyparty z umysłu Gryfona. Machinalnie zacisnął palce, więc niewielkie bąble od oparzeń pękły, ale Max nie robił sobie z tego obecnie nic, po prostu to było i się na to godził.
- Gdzie się, kurwa, włóczyłeś? I myślisz, że kto ci dał prawo tak nas traktować? Jeśli zmartwiło cię to, że coś mnie pierdolnęło, to to powiedz - syknął, już ciszej, nie odrywając od niego spojrzenia. Nie zamierzał pozwalać na to, żeby Finn warczał na Lou, bo nie było tutaj ani grama jej winy i może gdyby nie to, że sam był podenerwowany... może tak by nie zareagował. Z drugiej strony chłopak postępował w sposób, który z miejsca zaczął go mierzić, bo to była jego wina, że tu byli, a mogli latać po okolicy do nocy i chuj wie, co by się jeszcze stało.

______________________

Never love

a wild thing


Powrót do góry Go down


Loulou Moreau
Loulou Moreau

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Galeony : 835
  Liczba postów : 1048
https://www.czarodzieje.org/t18184-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18218-loulou-m#518183
https://www.czarodzieje.org/t18195-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18299-loulou-moreau-dziennik#520878
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPią 17 Lip - 20:30;

Nie podobał jej się stan Gryfona i poniekąd bała się, w jakim stanie będzie Finn, gdy już go znajdą. Wiedziała, że jeśli Puchon będzie w złym stanie fizycznym, czy psychicznym, będzie gotowa mu przyłożyć. Profilaktycznie. Żeby zapamiętał na raz następny, o ile nie jest już gdzieś martwy, o informowaniu ich, gdy planuje znikać na cały dzień. Najpierw odpieprza jakieś dziwne sceny, bo widzi u kogoś bliznę na szyi, a potem sam znika i martwcie się. Do tego jego zniknęcie sprawiło, że Max zachowywał się jeszcze bardziej irytująco, tracąc kolejne kolory z twarzy. Przynajmniej humor miał wciąż taki sam, sądząc po jego słowach. Zdążyła tylko poinformować go, że ma eliksir wiggenowy ze sobą, gdy usłyszeli głos zaginionego. Wystarczyły pierwsze tony, żeby Lou w jednej chwili zacisnęła wściekle palce na różdżce.
- Zmień ton Gard, gdy do mnie mówisz - wycedziła, gdy tylko Finn zaczął sypać swoimi oskarżeniami w jej kierunku, mimowolnie używając jego nazwiska, zamiast imienia. Ciemne spojrzenie było przesycone wściekłością, którą dziewczyna zdawała się kipieć. Oni idą szukać tego durnia, bo cały dzień go nie ma, bo najwyraźniej oboje wiedzą o nim coś, co pozwala im sądzić, że może być zagrożony, a on na nich naskakuje? Już miała zacząć swoją tyradę, gdy uprzedził ją Max, do tego stając w jej obronie. To dopiero niespodzianka. Szkoda, że nie mogło jej to uspokoić. Wyraźnie miała ochotę wycelować różdżkę w ich znajomego, żeby dać mu jasno do zrozumienia, że wystarczy słowo, a nie będzie kolorowo i miała gdzieś, że odpowiedziałby jej pewnie tym samym, może nawet mocniej. Różdżka zaczęła nagrzewać się, gotowa do użycia, ale Lou jeszcze się powstrzymywała. Przecież Finn się martwił. Ba, o Maxa i to do takiego stopnia… Spojrzała na ich dłonie, a właściwie na poparzoną dłoń Gryfona i to, jak zaciskał na jego nadgarstku swoją dłoń Puchon. No pięknie. Kolejna fala irytacji przelała się przez nią i nic nie pomagało, że Max najwyraźniej trafił na sedno.
- Jeśli chcesz, żeby się wyleczył to go puść, później się poprzytulacie. I odpieprz się ode mnie z mówieniem co powinnam zrobić, bo jesteśmy tu przez ciebie, a jeśli się nie uspokoisz to będę rzucać zaklęciami ochronnymi - warknela dodatkowo, a francuski akcent był mocniejszy niż zwykle. Kiedyś spytał, czy boi się stać obok niego, gdy ten macha różdżką. Nie, nie bała się, ale to nie znaczyło, że mu ufała w takiej chwili. Teraz może i nie rzucał zaklęć, ale jego postawa, oskarżycielski ton wysunięty w jej stronę, wywołany reakcją na obrażenia Maxa… Nie, zdecydowanie mu w tej chwili nie ufała, a jedyna osoba, która mogła ich podleczyć, była trzymana przez Finna, który sam przyznał, że jest groźny. Wszystkie trybiki w jej głowie wolały jedno - jasnooki stanowi zagrożenie w swoim obecnym stanie i należy mieć się na baczności. Do tego chciała do cholery wiedzieć, co on tutaj robił i dlaczego poszedł sam.
- Co tu robisz i dlaczego wyglądasz jakbyś miał hipotermię i miał za chwilę zemdleć - dodała warkliwie pytanie, starając się opanować. Nerwowa atmosfera nikomu nie pomoże, więc trzeba było się uspokoić. Jednocześnie przez jej głowę przebiegały wściekłe myśli, że jeśli tak bardzo mu przeszkadza, że poszła z Maxem go szukać, ona może się z tego wycofać. Wystarczy słowo, żeby odczepiła się od nich i przestała przejmować czymkolwiek. - Z resztą, wyjaśnijcie obaj, co się z wami dzieje! Jeden znika na cały dzień i ma pretensje, że poszliśmy go szukać. Drugi biegnie na złamanie karku, żeby go znaleźć. Mam ochotę was obu walnąć dla opamiętania - wyrzuciła po chwili z siebie dając do końca upust odczuwanej frustracji. Następnym razem niech sami siebie szukają.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPią 17 Lip - 21:16;

Złość buzowała w jego żyłach, zaciskał palce na rdzeniu różdżki i na nadgarstku Maxa niezbyt świadomie. Nie mógł znieść widoku jakiejkolwiek krzywdy. Krew na jego twarzy, ta rozcięta skóra i ból jaki musi czuć… to doprowadzało go do szału. Chciał oskarżyć wszystkich wokół o doprowadzenie do tej sytuacji i zaniedbanie siebie a przecież był przy tym niezłym hipokrytą. Naskoczył na Merlinowi ducha winną Loulou tylko dlatego, że nie mógł uspokoić nerwów. Obrywało się jej rykoszetem i zapewne gdy ochłonie to ją za to przeprosi. Może to głupie myślenie jednak Finn nie brał pod uwagę, że swoim zachowaniem może wywołać gniew Maxa. Widząc to wszystko w jego oczach przez chwilę zamarł, ale szybko odzyskał rezon. - Jakie pół szkoły? O co ci chodzi? Po prostu wyszedłem sobie z pensjonatu bo się w nim dusiłem a wy… nie było was rano to nie miałem jak powiedzieć. - burknął i cofnął dłoń jak oparzony (o ironio!) gdy uzmysłowił sobie, że dołożył mu bólu. Teraz wściekłość się z niego wylewała ale tym razem na siebie; różdżka go zdradzała, wypluwała z siebie mały snop iskier. Zacisnął mocno szczękę gdy Max stanął w obronie Lou. Rysy jego twarzy nabrały wyrazistości, był tak wściekły i spięty, że nie zdziwiłby się gdyby wybuchł i obrócił się potem w nicość. - Nie muszę się nikomu meldować. - odwarknął, nie zdając sobie sprawy, że ktoś mógł się o niego niepokoić. Z drugiej strony było to miłe, że jednak komuś na nim zależy. Maxowi musi zależeć. Lou też. Nie byłoby ich tutaj gdyby nie to, prawda? - O, przechodzimy na nazwiska? - wcisnął w słowa ogrom ironii gdy Lou miała czelność rzucać teraz nazwiskiem co było ciosem poniżej pasa bo jednak zwracał się do niej non stop imieniem, a zwroty jej typu rezerwował tylko dla osób, którymi gardził. Jej ostrzeżenie dotarło do niego ale nie trafiło do rozsądku. Oddychał coraz szybciej, jego gniew narastał a wszystko to przez jedno wyrażenie "później się poprzytulacie". Finn zrobił postępy, naprawdę spore. Powoli akceptował siebie takiego jakim jest, rodzice wiedzieli o jego orientacji jednak reszta świata… jeszcze pozostały w nim paniczne odruchy pilnowania swojej prywatności związanej z relacjami z tą samą płcią. Lou ruszyła złą strunę. Spojrzenie jakie jej posłał niosło w sobie bardzo dużo ostrzeżenia i tłumionej furii. Miał ochotę cisnąć w nią zaklęciem aby zamilkła i nawet nie próbowała odzywać się na temat wszystkiego co mogłoby mieć związek z jego relacją z Maxem. To było tak intymne i bał się, że jeśli ktoś się o tym dowie to Maxa już nigdy nie będzie mógł dotknąć, choć to z przyczyny Fina trwało milczenie w tej kwestii. Ręce zaczęły mu się trząść, ale trzymał je przy sobie, choć drżał jak tykająca bomba. Głos Maxa zmusił go od oderwania wzroku od Lou i zaprzestania analiz dlaczego u diabła wyrażała się rzucaniem zaklęć ochronnych. Chciał się ruszyć, zrobić cokolwiek innego ale spojrzenie Maxa zmuszało go do pozostania w miejscu. Ograniczało jego wolność choć przecież mógłby zrobić co zechce gdyby nie wściekłość bijąca z jego ciemnych oczu. Nie mógł patrzeć na ranę na jego policzku. Chciał nim potrząsnąć, aby się ogarnął już i teraz! Ten jednak wypowiedział takie słowa, które najwyraźniej ułożyły w głowie Finna brakujący puzzel. Wściekłość, złość, obwinianie to po prostu… zmartwienie. Martwił się o niego, wystraszył się, że coś mu jest i że nie potrafi mu pomóc, a zatem próbował ich pospieszyć by szybko odjąć mu bólu. A niepotrzebnie to przedłużali czego sam sobie był winien. Wpatrywał się w jego ślepia i to było chore, bo nawet teraz wciąż czuł pałętające się po ciele ciepło, teraz przytłumione gniewem i wyrzutami sumienia. Otworzył usta, chciał wydusić z siebie, że się martwi ale był tak wściekły, że nie mógł się przełamać. Traktował ich bardzo źle, a chciał przecież zrobić z nich przyjaciół. To zły krok, powinien się uspokoić ale wcale nie chciał być oazą spokoju kiedy Max miał krew na twarzy! Lou wyzwoliła go spod milczącego spojrzenia i skierował w jej kierunku twarz, gdy domagała się pytań, na których odpowiedź była zdecydowanie łatwiejsza w udzieleniu. - Areen chciała mnie przytulić i mnie zmroziła. - wyrzucił z siebie sinymi wargami powoli, słowo za słowem. Sięgnął dłonią do swojej twarzy, jakby próbował rozmasować spięte jej mięśnie. Wtłoczył w siebie haust powietrza. - Prostuję kości, ale… - drgnął gdy uzmysłowił sobie przykrą rzecz. - Nie pamiętam dokładnie czemu akurat przyszedłem na plantację. Według ducha w chacie ma niby być coś fajnego… i nie wiedziałem która godzina… kuźwa, Max, wylecz się, bo… - ostatnie słowa niemalże z siebie wypluł, nie mógł skoncentrować się na mówieniu i uspokojeniu kiedy ten ma twarz we krwi. - Przecież to cię boli, do jasnej avady! - podał mu powód oczywisty, ale też z jego oczu spozierała lekka panika. - Nie wiem, Lou… nie mam pretensji. Ja… to… - musiał zamknąć na moment oczy i zakryć powieki palcami, aby jakoś się ogarnąć. Serce łomotało dziko w jego piersi, potrzeba szarpnięcia Maxem równoważyła się z chęcią objęcia go i przytulenia czoła do jego szyi. - Z… zmartwiłem się. Tak, kuźwa, zadowolony? Nie chcę do cholery żeby coś wam dolegało, więc zróbcie coś a nie tak stoicie! - na końcu głos mu się trochę łamał. Coś w nim pękało, odwrócił się plecami, odszedł kawałek w kierunku najbliższego drzewa i stłumił w gardle jęk, bo tak bardzo chciał wylać na coś swoją złość bo nie umiał jej uspokoić. Wmuszał w siebie dodatkowe oddechy, ale to trwało tak długo, tak niewiele pomagało a w nim się tliły emocje do takiego stopnia, że nie wiedział jak je ogarnąć. Nigdy nie wiedział, a nie miał przy sobie eliksiru uspokajającego.
Powrót do góry Go down


Maximilian Brewer
Maximilian Brewer

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 7220
  Liczba postów : 2435
https://www.czarodzieje.org/t18375-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18475-listy-tradycyjne-maxa#526264
https://www.czarodzieje.org/t18374-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18428-maximilian-brewer-dziennik#52
Zarośnięta chata QzgSDG8




Moderator




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPią 17 Lip - 21:50;

Miał wrażenie, że jeszcze chwila, a tak mocno zaciśnie zęby, że zaraz mu popękają. Patrzył na Finna czując, jak zapada się sam w sobie, jak igra z ciemnością, czując, że jeszcze moment, jeszcze słowo, a po prostu mu przyjebie, dla wyładowania emocji, jakie się w nim nagromadziły. Paradoksalnie - to uwaga Lou zatrzymała go w miejscu, bo zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie zdradził zbyt wiele, kiedy postanowił zabrać ją ze sobą na te poszukiwania. Dopatrzyła się czegoś? Doskonale wiedział, jak Finn ostro na to reagował, nic zatem dziwnego, że to na moment go zatrzymało, ale nie nazbyt długo, bo chłopak znowu zaczął wyrzucać z siebie słowa, a jemu, z jakiegoś powodu, to aż podniosło ciśnienie. Był zbyt nabuzowany, by się powstrzymywać.
- Boli? - parsknął, po czym otarł krew z policzka wierzchem poparzonej dłoni i całkiem spokojnie na nią popatrzył. - Wiesz co naprawdę boli? Jak ktoś ci gasi pety na rękach, wykręca nadgarstki albo pierze cię na oślep sprzączką od paska - warknął, nim zatrzymał te słowa dla siebie, a później znowu parsknął coś pod nosem czując, jak serce mocno mu wali. Nie powiedział tego wprost, ale to nawet dla debila byłoby dostatecznie oczywiste, o tym był święcie przekonany, więc po prostu uznał, że może jednak weźmie się za leczenie, bo dłoń faktycznie go piekła, z każdą chwilą mocniej. Powinien ją ochłodzić i jakoś temu zaradzić, policzek był sprawą dość prostą, wystarczyło jedno celne zaklęcie, by pozbyć się tego wszystkiego, ale jakiś irytujący głos szeptał mu, by jeszcze to zostawił, żeby pozwolił, żeby krew płynęła z rozciętej skóry, żeby bolało, chociaż tak naprawdę bolało teraz bardziej kogoś innego, niż jego samego. Był zbyt oswojony z obrywaniem po mordzie, po całym ciele, żeby naprawdę robić sobie z tego cokolwiek więcej. Syknął, bo zapiekło, zabolało, akurat tak się złożyło, że to go dorwało i kurwa tyle. Nie musieli tego roztrząsać, sprawdzać, badać, czy coś podobnego.
- Świetnie, że sobie to wyjaśniamy, bo tak się, kurwa, składa, że też bym nie chciał, żeby wam się coś stało, a to ty spierdoliłeś chuj wie gdzie i łazisz sam po jakichś... jak to było, ciekawych chatkach? - rzucił, czując, że on również za chwilę eksploduje, a następnie spojrzał na Lou, a jego ciemne oczy zdawały się płonąć. Skoro ją tutaj przywlekł, to należało jej się wyjaśnienie, nie wiedział tylko, jak dokładnie to ująć, bo mimo wszystko to chyba Finn powinien wyjaśniać, że jest coś niepokojącego w jego własnym zachowaniu i tym, co się z nim dzieje. Na szczęście miał tyle rozumu, żeby jakoś to ominąć, wykręcić się nieco, żeby pokazać jej to od innej strony. Starał się oddychać spokojnie, ale to jedynie powodowało, że ból w skroniach się nasilał.
- Wiesz, ile razy w życiu widziałem krzywdę osób, na których mi zależy? Zawsze zaczyna się od tego samego, pieprzonego niepokoju, który bierze się chuj wie skąd. Jakbyś ty zniknęła, to też bym pewnie dostał pierdolca. A do tego, kurwa, od kiedy tu jesteśmy, łeb mnie tak napierdala, że mam ochotę wiecznie rzygać - rzucił w stronę Lou, starając się nad sobą zapanować, ale faktycznie - zaklęcie, jakim oberwał, nudności, jakie wywoływał w nim Patrick, zachowanie Finna, aż w końcu własne słowa i fakt, że skronie zdawały mu się pulsować... To wszystko spowodowało, że Max po prostu usiadł na ziemi, starając się nad sobą zapanować, bo kolejny występ godny tego, co pokazał Sky'owi, to było już zdecydowanie za dużo. Przyłożył przedramię do czoła, jakby to miało coś zmienić.
- Straszny z ciebie delikates, szczurze lądowy - rzucił Patrick, cmokając pod nosem.
- Morda - warknął w jego stronę Max, który naprawdę miał serdecznie dość. Skulił się na moment, a potem wyprostował, żeby znowu spojrzeć na Lou i aż szeroko otworzył oczy. Widział ją jakby podwójnie. Czuł, że coś mu się miesza, huk w głowie narastał, szum w uszach był tak wielki, że jeśli nawet któreś z nich coś do niego mówiło, to tego nie słyszał, na chwilę zabrakło mu oddechu, a chwilę później wyrzucił z siebie: - ...gałąź cię pierdolnie - w stronę dziewczyny, chociaż nie rozumiał, skąd się to wzięło. Jakby obraz tego, co wydarzy się za moment, nałożył się na to, co się działo. Potrząsnął głową, dochodząc do wniosku, że coś mu się już jebie we łbie od tego nieustannego ciśnienia, jakie odczuwał, od kiedy tu byli, a ubywanie krwi w niczym mu nie pomaga. Musiał się ogarnąć, zanim jeszcze bardziej ich przerazi, bo ostatnie czego chciał to to, żeby go tutaj ciskali po ziemi albo załamywali ręce nie wiedząc, co mają zrobić i jak mu pomóc. Starał się zatem ukryć to, że lekko się trząsł. Co to było, do chuja pana?

______________________

Never love

a wild thing


Powrót do góry Go down


Loulou Moreau
Loulou Moreau

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Galeony : 835
  Liczba postów : 1048
https://www.czarodzieje.org/t18184-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18218-loulou-m#518183
https://www.czarodzieje.org/t18195-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18299-loulou-moreau-dziennik#520878
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptySob 18 Lip - 13:16;

Ona używała nazwisk, kiedy była wyprowadzona z równowagi. Nawet do Maxa zdążyła się tak zwrócić, a teraz jej spojrzenie błyszczało furią. Nie takiej reakcji się spodziewała na ich troskę. Nie prosiła się o przyjaźń z nimi, czy o po prostu próby zaprzyjaźnienia się. Jeśli przeszkadzało, że go szukali, że nawet jedno z nich było ranne, to łatwo można to zmienić. Czy Finn naprawdę myślał, że ona nie ma lekkich wyrzutów sumienia, że nie sprawdziła pułapek też przed Maxem? Przecież był jedynym z ich trójki, który znał się na uzdrawianiu. Może i niejednokrotnie miała ochotę Gryfonowi przyłożyć pięścią w twarz, albo potraktować jakimś mało przyjemnym zaklęciem, ale nie chciała patrzeć, jak coś innego go rani w jej obecności. Nie mówiła tego, ale też go lubiła, tak po prostu, pomimo tej irytacji i teraz sama źle się czuła z tym, że wpadł w dwie pułapki, a ona w nic, jednak nie potrzebowała słuchać wyrzutów ze strony Puchona. Gdyby Max na nią naskoczył, jakoś przełknęłaby i zrozumiała jego złość, ale tak… Nie, nie miała ochoty tego słuchać. Dość szybko jednak wszystko zaczęło wskakiwać w odpowiednie miejsca. Zmartwił się, złapał za rękę, wspomnienia pikniku i spojrzeń między nimi, to jak blisko siebie ciągle się znajdowali. Strzelała, rzucając słowa o przytulaniu, ale furia w spojrzeniu Finna wystarczyła za potwierdzenie, tak samo jak nagłe zatrzymanie Maxa. W jej ciemnym spojrzeniu błysnął tryumf, jak zawsze, gdy coś nagle odkrywała, ale szybko został przesłonięty przez bunt. Całą swoją postawą zdawała się krzyczeć, żeby już, rzucił zaklęcie, skoro tego chce. Skoro wyraźnie ma ochotę odreagować, to niech to zrobi, ona stoi i czeka. Była gotowa do ewentualnego pojedynku, a wolała, żeby odreagował, niż wciąż stanowił zagrożenie. Nie dbała o to, że był starszy, więc miał większe doświadczenie w pojedynkach, czy też znał więcej zaklęć. Nie była nowicjuszką i też mogłaby go skrzywdzić, gdyby tego rzeczywiście chciała. Szczęśliwie Finn odwrócił spojrzenie, żeby później odpowiedzieć na kolejne pytania i zdawał się powoli uspokajać.
Duchy i ich chęć przytulania. Nie lubiła zbytniego spoufalania się z ludźmi, którzy nie byli dla niej ważni, a co dopiero z duchem, ale Finn mówił, że jemu towarzyszy dziecko. Miała coś odpowiedzieć, gdy Max wyrzucił z siebie coś, co zdecydowanie chciał zachować dla siebie, sądząc po jego zachowaniu. Z jej różdżki posypały się iskry, gdy dotarł do niej ich sens. Nie komentowała tego, bo co miałaby powiedzieć? Przymknęła na ułamek sekundy, chcąc zdusić gwałtowną chęć zrobienia komuś krzywdy, jaka odbiła się w jej spojrzeniu. Słuchała dalszych wyjaśnień chłopaków, próbując zapanować nad sobą, żeby sarkazmem ich nie sprowokować do dalszej wściekłości. Szczęśliwie od niej raczej nikt nie wymagał żadnych wyjaśnień, więc mogła trzymać język za zębami, starając się zapanować nad różdżką, która aż rwała się do miotania zaklęciami. Obserwowała uważnie, jak Finn w końcu nieznacznie pęka i tłumaczy się z zachowania, ze zdumieniem przyjęła słowa Maxa, że gdyby i ona zniknęła, przejąłby się. Nie pasowało jej to do ich relacji, ale nie miała zamiaru tego komentować, bo jedyne co cisnęło się jej na usta to "nawet nie próbuj". Nie, nie chciałaby obserwować ich, jak jej szukają, choć też nie planowała nigdzie znikać. Zaczynała się czuć jak w jakimś potrzasku między wściekłością, a irytacją na ich zachowanie i milczenie w sprawach ważnych.
- Czyli Finn, na ciebie oddziałuje mocniej tutejsza atmosfera i chodzisz sobie na spacerki nie wiedząc nawet gdzie, a ty dostajesz do głowy z powodu wizji, jak dobrze rozumiem, ale żaden z was nie wpadł na to, żeby poinformować o tym resztę współlokatorów? - wyrzuciła w końcu z siebie, ale w jej tonie łatwo dało się wyczuć, że bynajmniej nie myślała teraz o Caelestine. Przyłożyła palce do skroni, mając coraz większą ochotę uderzyć każdego z nich. Usłyszała za to swojego ducha, który zaczął komentować zdarzenie, rzucając, że przydałoby się im trochę muzyki dla uspokojenia. W chwili, w której Max na nią spojrzał, mówiąc o gałęzi, Lou wycelowała różdżką w Borisa rzucając niewerbalnie bombarda. Zaklęcie oczywiście przeszło przez ducha, który spojrzał na nią z oburzeniem, a z drzewa, w które trafiła, oderwała się gałąź i poszybowała w jej stronę, aby z impetem uderzyć ją ramię, którym zdążyła zasłonić głowę. Chwilę spoglądała na gałąź, później na Maxa, na końcu na Finna. Cóż, ona właśnie gwałtownie ochłonęła.
- Wyleczysz się sam, czy mam choć trochę pomóc? - spytała Gryfona, podnosząc z ziemi zwykły kamień. Wycelowała w niego różdżkę, aby zamknąć w nim zaklęcie ocieplające. W efekcie przyjemnie grzał jej dłoń. Podeszła do Puchona, spoglądając na niego z wyraźną rezerwą. - Masz, może na chwilę pomoże, w później w domku załatwi się coś rozgrzewającego dla ciebie - podała mu kamień, licząc na to, że choć chwilę mu pomoże. Wyraźnie każde z nich miało ochotę w coś uderzyć. Ona już miała to za sobą, co nie sprawiło, że przestała być wściekła, ale zdecydowanie się opanowała. Spojrzała w stronę chaty. Z jakiegoś powodu Areen ściągnęła tutaj Finna. Spojrzała na swoich towarzyszy, aby w końcu spytać, czy wchodzą do środka.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyNie 19 Lip - 20:42;

Niełatwo jest się samodzielnie uspokoić. Słowa wypadały z jego ust o takim chłodnym natężeniu, że gdyby choć trochę lepiej nad sobą panował to by zastanowił się czy w ogóle się odzywać. Powietrze między całą trójką było wypełnione bardzo nieprzyjemnym napięciem, zupełnie jakby obecność przeklętej zarośniętej chaty wpływała na ich odczucia i zachęcała do powarkiwania, zdradzania sekretów i wyładowywania emocji. Każde z nich na swój sposób z tym walczył choć widział, że Max ma ochotę zwinąć palce w pięść i uderzyć, a Lou traciła do nich obu cierpliwość bo nie mówili jej wprost co się odwala. A potrzebowali osoby trzeciej która mogłaby im pomóc się uspokoić zanim mieliby na jakiś czas wejść na wojenną ścieżkę a przecież Fin tego nie chciał. W chory sposób okazywał zmartwienie i zachowanie tej dwójki właśnie mu uświadomiło jakim jest bęcwałem skoro na nich naskakuje. Słysząc słowa Maxa po prostu pobladł i nabrał ochoty aby natychmiast usiąść. Popatrzył na niego z autentycznym przerażeniem, a potem nerwowo zlustrował go wzrokiem jakby miał znaleźć tam wszystkie wymienione obrażenia. Choć czuł gorąc pod powiekami to jednocześnie nabrał takiej potrzeby wyładowania gniewu, że pociemniało mu przed oczami. Słyszał wyraźnie iskrzenie ich różdżek trzymanych nerwowo między palcami, a głos Lou mieszał mu się z głośnym pulsowaniem krwi w skroniach. - Dobra, wiem już, że źle zrobiłem. - uniósł ręce w geście poddania czując się osaczony słusznymi wyrzutami. - Macie rację, dobra? Powinienem się odezwać, że gdzieś idę, moja wina i też fakt, powinniśmy wprowadzić w to Loulou, bo Cysia jest za delikatna by to ogarnąć i za obca. - tyle dobrego, że jego policzki teraz nabrały ciemniejszego odcienia choć równie dobrze mogł to być efekt zimnych potów. - Przepraszam. Okej? - najpierw popatrzył prosto w oczy dziewczyny co było cholernie trudne bo czuł się źle musząc przeprosić za swój błąd (a kto by czuł się dobrze?), a następnie na Maxa, choć w niego wpatrywał się dłużej, a im jego spojrzenie nabierało na intensywności tym szybciej biło jego serce. On się źle czuje, na złość się nie leczy, bo jak inaczej to wyjaśnić? Znów ma objaw nadchodzącej wizji a Finn nie może go teraz dotknąć. Czuł, że obaj wtedy wybuchną a wtedy Lou może oberwać rykoszetem, a nie powinna. Dziewczyna też mu zaimponowała skoro połączyła sobie fakty i w sumie zwróciła mu (a może i nieświadomie Maxowi) uwagę, że aura Nowego Orelanu wpływa na nich w jakiś sposób mocniej? Na Maxa, bo jest jasnowidzem a na Finna, bo był nadwrażliwy na niektóre bodźce. Gdy próbował się uspokoić Loulou oberwała z gałęzi, Max to wyczuł, a Fina szlag trafiał. Objął kamień zimnymi palcami wierząc, że ciepło go uspokoić i choć wiedział, że może dostać zaraz w zęby to kucnął przed Maxem i wbił w niego ślepia z rozszerzonymi źrenicami. - Pozwól Lou sobie pomóc, bo ja nie mogę. - cholernie mocno silił się aby ton głosu był łagodniejszy i choć to trochę wyszło to jednak bardzo wyraźnie było słychać napięcie i tłumione emocje. Oparł palce na wysokości jego łokcia, jakby miał chcieć mu pomóc wstać a może wcale nie? Może to tylko sprawdzanie czy coś tu zaraz wybuchnie (i wyjątkowo nie będzie to duch)? A może przypomnienie i jemu i sobie, że są w rzeczywistości i na niej muszą się koncentrować. - Proszę, Max. Pozwól jej sobie pomóc, potem zerkniemy do chaty i pójdziemy ratować resztę dnia. - dodał, bo tak cholernie mu zależało, aby mu pomogła skoro on był bezradny. Nie mógł zdzierżyć tego widoku krwi, tych słów które padły i wyryły w nim coś bolesnego, co wróci w rozmowie lecz w spokojniejszych okolicznościach. W chwili obecnej dałby się przekonać do wielu rzeczy o ile wtedy Loulou będzie mogła naprawić wszystkie rany na Maxie. Czy o wiele prosił? A może zbyt mocno się martwił…?
Powrót do góry Go down


Maximilian Brewer
Maximilian Brewer

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 7220
  Liczba postów : 2435
https://www.czarodzieje.org/t18375-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18475-listy-tradycyjne-maxa#526264
https://www.czarodzieje.org/t18374-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18428-maximilian-brewer-dziennik#52
Zarośnięta chata QzgSDG8




Moderator




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPon 20 Lip - 19:02;

- A co niby miałem powiedzieć? Napierdala mnie łeb, bo moja sygnatura magiczna oszalała? Bo może jednak cała okolica postrzega mnie jak szlamę? Bo dar widzenia przyszłości dostał pierdolca w tej okolicy? Co niby chcecie z tym zrobić, skoro sam nie wiem, co się odpierdala? - rzucił wściekle, obronnie. - Po prostu... zachowajcie to dla siebie. Jeszcze tego by mi brakowało, gdyby postanowili mnie gdzieś zamknąć, bo coś mi odpierdala. Tak naprawdę to tylko ból głowy, ale te cudowne nudności, które zawdzięczam Patrickowi, robią swoje. Jeśli zacznę używać za dużo zaklęć albo eliksirów, a nawet naturalnych medykamentów, to albo się uodpornię, albo będzie tylko gorzej. Pewnie powinienem powiedzieć wam wcześniej, ale nie chcę, żeby Swansea się o tym dowiedziała, nie chcę, żeby wpieprzała mi się z dobrymi radami, a biorąc pod uwagę, że jej nic nie jest, zaczynam skłaniać się ku myśli, że połączenie brudnej krwi i daru tutaj, gdzie takich jak ja łatwo równało się z ziemią, prowadzi do jakichś nieznanych nam anomalii. Jeśli powiem Whitehorn, to pewnie uzna, że dla mojego bezpieczeństwa trzeba mnie trzymać pod kluczem, a o wiele lepiej czuję się, jeśli mogę gdzieś pójść. Zadowoleni? - burknął na to, bo znowu miał wrażenie, że opowiada im za wiele, ale był trochę wściekły, rozgoryczony, a przede wszystkim jeżył się wściekle, bo nie chciał, żeby to gdzieś wyszło, żeby plotki rozeszły się po okolicy, nie chciał, żeby cokolwiek gadano za jego plecami. Może powiedzieliby, że miał paranoję, ale nie wiedzieli, jak to jest. Żadne z nich nie pochodziło z prawdziwie mugolskiej rodziny, żadne z nich nie musiało mierzyć się z kolejnymi psychologami i psychiatrami, którzy powoli chyba zaczęli skłaniać się ku myśli, że jednak jest jakimś popierdolonym wariatem, nie wierzył w to, że którekolwiek z nich miałoby zostać zamknięte tylko dlatego, że ich rodzic uznał ich za pojebanego. Potarł dłonią czoło, mając wrażenie, że ból tylko się nasila, ale potem zerknął na Finna i westchnął ciężko. Kurwa. Wystarczyło już tego pokazu sił i zabawy w to, kogo bardziej boli, czy coś podobnego. Odetchnął głębiej, a następnie zagryzł na moment policzek od środka.
- Przepraszam - bąknął jeszcze, a później skinął głową na znak, że zgadza się, żeby Lou mu pomogła. Teraz sam pewnie prędzej dołożyłby sobie kolejnych ran, bo nie dość, że był zmęczony, to jeszcze głowa i żołądek dawały mu mocno o sobie znać. Nie zwracał już nawet uwagi na Patricka, który siedział spokojnie gdzieś obok niego, a przynajmniej do czasu, kiedy duch nie postanowił klasnąć w ręce, czy zrobić czegoś podobnego, Max nie do końca nawet rozpoznał ten ruch.
- Wam to się przyda porządna biesiada i sporo rumu! Bladzi, głodni i rozeźleni, psia jucha! - rzucił duch, a Brewer wyjątkowo musiał się z nim zgodzić, przyznając, że faktycznie z tego wszystkiego to się zrobił w chuj głodny. Byli w środku niczego, rzucił więc, żeby przekonali się, co faktycznie jest takiego w tej jebanej chatce, skoro już tutaj byli, a potem, cóż, najlepiej było wybrać się gdzieś, gdzie można było zjeść coś dobrego.
- Chodźcie do mugolskiej części miasta - rzucił jeszcze propozycję, która zabrzmiała raczej jak postawienie ich przed faktem dokonanym.

______________________

Never love

a wild thing


Powrót do góry Go down


Annabell Helyey
Annabell Helyey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Galeony : 287
  Liczba postów : 391
https://www.czarodzieje.org/t18101-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18110-listy-do-ann#514950
https://www.czarodzieje.org/t18102-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18304-annabell-helyey-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPon 20 Lip - 19:47;

w innym czasie

Cieszyła się na te wakacje, choć nie miała pojęcia gdzie wylądują. Musiała jednak przyznać, że zbyt dużo w swoim życiu nie podróżowała, bo rodzice nie mieli czasu, a kiedy skończyła te upragnione siedemnaście lat, po których mogła "robić co chce" (mimo, że w jej przypadku brzmiało to jak nieśmieszny żart), wymyśliła sobie wymianę z Hogwartem, więc zdecydowaną większą część zeszłorocznych wakacji zajęły jej przygotowania. Absolutnie jednak nie żałowała, bowiem właśnie teraz mogła cieszyć się luizjańskimi widokami i czerpać wiedzę od jej mieszkańców. Szybko nawiązywała nowe kontakty, a kiedy usłyszała o opuszczonej chacie, stwierdziła, że chociaż raz musi wykorzystać dany jej czas, póki jeszcze mogła popełniać błędy. Hahaha, dobry żart. Było to dokładnie to, co sama sobie mówiła, nie chcąc się przyznać, że kolejną noc spała mniej niż dwie godziny i musiała się czymś zająć, żeby zwyczajnie nie zwariować, choć była pewna, że niebywale jej do tego blisko. Nawet nie starała się zakryć cieni pod oczami, krótko mówiąc miała to naprawdę w nosie i w głębi siebie liczyła na to, że Aslan nie zauważy (choć musiałby być ślepy), albo po prostu to zignoruje. Nie pomagał jej fakt, że duch dziewczyny się na nią totalnie obraził, kiedy tylko Annabell oznajmiła, że idzie zwiedzać plantacje. Ana, jak już dowiedziała się młoda Helyey, to była mieszkanka mokradeł i za wszelką cenę ciągnęła tam siedemnastolatkę. Ta jednak obiecała jej, że zrobi to „innym razem” i od tamtych słów nie widziała dziewczynki nawet na ułamek sekundy. Dręczyły ją więc jakieś dziwne wyrzuty sumienia, które nie pomagały też myślom, że wciąż jest wściekła na swojego brata.
Westchnęła głośno i odpaliła jednego papierosa. Jeśli kiedykolwiek wcześniej zaprzeczała, że pali, tak teraz zwyczajnie nie mogła tego zrobić. Stres egzaminowy dał jej się we znaki nie tylko w postaci bezsennych nocy, co i wpadnięciu w ten okropny nałóg. Żałosne, miała być uzdrowicielką, a zachowywała się jak mała dziewczynka, może jeszcze tupnie nogą? Gdzieś z tyłu głowy słyszała głos matki, który ją beształ i mówił jak bardzo żenująca jest, skoro nie potrafi zadbać nawet o samą siebie. Jakim więc cudem miała dbać o innych ludzi? A może właśnie w tym tkwił szkopuł, skoro potrafiła skupić się na innych, nie starczało jej go na samą siebie.
Niemniej jednak zatrzymała się w umówionym miejscu* z Krukonem i w spokoju paliła papierosa, obracając w palcach różdżkę i zawieszając swoje myśli na niczym konkretnym. Była podekscytowana odrobiną ryzyka, która ich czeka, właśnie tego potrzebowała. Musiała poczuć, że żyje.

*Na pułapkę, rzucę w kolejnym poście, bo jeszcze jestem za daleko.

I - Twój duch obraził się na Ciebie i nie chce z Tobą gadać. Nie widzisz go cały wątek.

@Aslan Colton
Powrót do góry Go down


Aslan Colton
Aslan Colton

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Galeony : 1931
  Liczba postów : 1014
https://www.czarodzieje.org/t18403-aslan-colton#524234
https://www.czarodzieje.org/t18431-aslan-colton#525085
https://www.czarodzieje.org/t18426-aslan-colton
https://www.czarodzieje.org/t18721-aslan-colton-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPon 20 Lip - 23:46;

Duch: C - Twój duch nastraszył Cię w jednym z postów straszliwie, wyskakując znikąd. Niestety bardzo niefortunnie upadłeś i teraz masz ranę.


Merlinie – pobyt w Luizjanie od samego początku był dziwny. Jak nigdy rozpierała go energia i gdyby tylko mógł to przenosiłby góry. A przecież zazwyczaj był do wszystkiego nastawiony negatywnie; apatycznie podchodził do wszelakich rozrywek i przygód, z góry zakładając, że niepotrzebnie zmarnuje swój czas.
Akurat przebudził się z drzemki (musiał odespać nadgodziny w Mungu, które przed wyjazdem robił jak pojebany, byleby tylko zarobić jak najwięcej galeonów), gdy zobaczył wiadomość na wizzengerze. Propozycja Annabell była w zasadzie nie do odrzucenia. Pójście do jakiejś zarośniętej chaty? Czemu nie. Nie miał planów na dzisiejszy dzień, a perspektywa spędzenia popołudnia z Helyey w zapomnianym przez świat miejscu wydawała mu się idealna. Chciał nadrobić te stracone na nauce dni, które wypełniały jego życiorys.
Z każdym kolejnym krokiem ścieżka robiła się coraz bardziej zarośnięta i niepewna. Żeby tego było mało, Rosie miała wisielczy humor (sam nie wiedział czy to on ją czymś rozwścieczył) i non stop stroiła sobie z niego żarty. Miał jej serdecznie dość, ale nie reagowała na prośby i groźby – uparcie za nim podążała, rzucając w międzyczasie żartobliwe uwagi, które ani trochę Aslana nie śmieszyły.
Już w oddali ujrzał Annabell, toteż przyspieszył i chwilę później stał u jej boku, uśmiechając się szeroko. Omiótł twarz Ślizgonki czujnym spojrzeniem, zatrzymując się na głębokich sińcach, które byłby w stanie dojrzeć z kilometra. Postanowił jednak nie pytać o ich powód, a po prostu zrobić wszystko, aby ta wyprawa jakkolwiek poprawiła jej humor. Chociaż tyle mógł zrobić. – Długo czekasz? Nawet nie wiem kiedy zasnąłem i z dwudziestominutowej drzemki zrobiły się dwie godziny, więc zanim się ogarnąłem to ugh, sama wiesz – wytłumaczył się na samym wstępie. Prześlizgnął się wzrokiem po papierosie i tak jak zwykle by sobie go nie odmówił, tak od przyjazdu do Nowego Orleanu odrzucało go od używek. – Jak dobrze, że te wakacje w końcu się zaczęły, bo niewiele dzieliło mnie od okurwienia – westchnął, ignorując to, że prawdopodobnie nie ma takiego słowa. Nie zdążył spytać co tam u niej, bo Rosie wspięła się na wyżyny skurwysyństwa, strasząc go znienacka. Cicho krzyknął, jednocześnie potykając się o kamień i lądując na ziemi jak długi. – No do chuja – jęknął, spoglądając na rozcięte kolano. Był tak obolały, że nie miał sił sięgnąć po różdżkę, aby od razu oczyścić ranę. – Mój duch ma szczęście, że jest duchem, bo od samego rana prosi się o wpierdol – pożalił się.

@Annabell Helyey
Powrót do góry Go down


Loulou Moreau
Loulou Moreau

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Galeony : 835
  Liczba postów : 1048
https://www.czarodzieje.org/t18184-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18218-loulou-m#518183
https://www.czarodzieje.org/t18195-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18299-loulou-moreau-dziennik#520878
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyWto 21 Lip - 12:04;

Przeprosiny Finna były krokiem naprzód i przyjęła je z lekkim skinięciem głową. Jednak dalsza uwaga, że Cysia jest delikatna, wywołała zdumieniem na twarzy. Jakaś część niej oburzyła się na sugestię, że sama nie jest delikatna, ale sama siebie wyśmiała. Nie była tak krucha, jak zdawała się Puchonka z ich domku, a co za tym idzie, potrafiła znieść więcej. A skoro już ją wciągnęli w środek swoich dramatów, to wypadało wyjaśnić więcej. Spojrzała na Maxa ze wciąż pociemniałym od złości spojrzeniem, w którym, gdyby tylko ktoś uważniej spojrzał, można było dostrzec cień urazy.
- Nie mam powodów do mówienia o waszych słabościach na lewo i prawo - powiedziała z pozoru spokojnie, choć cała aż się gotowała z wściekłości. - Wygląda na to, że będziecie wariować aż do powrotu do Hogwartu, więc z łaski swojej, zostawiajcie temu drugiemu informację, gdzie wychodzicie, jeśli nie będziecie iść razem. Nie chcę znów szukać cię z Maxem, gdy pójdziesz za wołaniem ducha - to mówiąc, patrzyła uważnie na Finna, żeby za chwilę na nowo spojrzeć na Gryfona. - Ani przekopywać z Finnem terenu, gdybyś i ty nie wracał na czas. Dobrze wiedzieć, gdzie szukać, więc zostawiajcie te cholerne informacje - dokończyła myśl, czując się, jakby rozmawiała z dziećmi. Wszyscy poirytowani, rozgoryczeni, każdy o coś zły. Ta dwójka najwyraźniej była dla siebie kimś więcej niż tylko znajomymi, więc każde zniknięcie jednego z nich będzie narastało do problemu wagi państwowej. Czy można jeszcze zmienić domek? Z drugiej strony zaczęła czuć coś na kształt odpowiedzialności za nich, na co szczęśliwie nie zwróciła jeszcze uwagi, bo nie uspokoiłaby się tak łatwo.
Kucnęła obok nich, przyglądając się ranie na jego policzku, zamierzając od niej zacząć. Dobrze, podstawy jakieś tam znała z uzdrawiania, ale nie był to jej ulubiony przedmiot, o czym Max z całą pewnością wiedział.
-Nie ruszaj się - mruknęła, zaciskając zęby i celując różdżką w jego ranę. Wpierw ją oczyścić astral forcipe, a teraz powinna ją wyleczyć, ale za żadne skarby nie mogła sobie przypomnieć zaklęcia, co tylko wywołało zgrzyt zębami z jej strony. Złapała go ostrożnie za rękę, której dłoń miał poparzoną, żeby użyć na niej zaklęcia fringere i schłodzić jego poparzenie. Później sięgnęła do kieszeni, żeby wyjąć eliksir wiggenowy. - Wypij to, bo więcej nie pomogę, a twarzy nie będę ci owijać bandażem przez skaleczenie… Masz przynajmniej oczyszczoną ranę i póki co schłodzoną dłoń… - powiedziała, podając mu buteleczkę i próbując nie dać po sobie znać, jak bardzo czuje się w tej chwili źle, że naprawdę nie potrafi pomóc. Gdyby stało mu się coś gorszego, a nie miałaby eliksiru przy sobie, co wtedy? Wiedziała, że Finn potrafi tyle samo, co ona, a może nawet mniej. - Możemy iść. Z chęcią napiłabym się coli - rzuciła, podnosząc się i spoglądając w stronę chaty, aby po chwili ruszyć do niej ostrożnie, masując wolną dłonią skroń.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyWto 21 Lip - 20:51;

Bardzo głośno wstrzymał powietrze w płucach będąc świadkiem jak Maxowi wciąż puszczają nerwy. Przy okazji dowiadywał się o nim jeszcze więcej, mógł poznać tok jego myśli, odczucia... co prawda wolałby aby nie musiał tego wykrzykiwać. Zerknął kontrolnie na Loulou czy aby tej też nie planują puścić nerwy. Jako tako największy gniew opadał choć trudno stwierdzić, że się uspokoili. Nie było łatwo wybrnąć z bagna kiedy żadne z nich nie chciało ustąpić. To Fin musiał przyznać się do swojego błędu i może dzięki temu jakoś przystopują nim skoczą sobie do gardeł. - Na Merlina, jeśli ktoś będzie próbował cię zamknąć to z Loulou cię odbijemy i będziemy się przy tym wyśmienicie bawić. Mam rację, Lou? - znów na nią popatrzył szukając w niej wsparcia, aby jednak podnieść Maxa na duchu oraz zapewnić, że nie jest sam. Ich relacja wciąż się docierała, ale skoro spędzali ze sobą dużo czasu to kto wie, może już niebawem będą mogli nazwać się przyjaciółmi. - Jasnowidzenie jasnowidzeniu nie jest równe. Twoje jest aktywniejsze i przestań w końcu myśleć, że tu chodzi o status krwi.  Jesteśmy w Nowym Orelanie, siedlisku wróżenia, czarnej magii i astronomii więc to najwyraźniej za mocno na ciebie działa. - powoli zaczynały go denerwować te wzmianki o byciu szlamą, o brudnej krwi i zapewne nadejdzie ten moment kiedy mu to solidnie wyłoży.  - Nikomu nie rozgadamy tego co nam mówisz, Max. Lou ma rację, poprawimy komunikację. - wsunął ręce do kieszeni i zerkał jak dziewczyna stara się mu naprawić policzek i dłoń. Następnym razem nie wyjdzie nawet na spacer bez eliksiru wiggenowego. Tu jest tak ryzykownie jak w starej dobrej Dolinie Godryka... jeśli nie bardziej. - Dobra, dobra, pójdziemy coś zjeść, ale już bez tych biesiad. - machnął rękę na ducha, który kolejny raz z rzędu oferował zabawę. Nie miał na to ochoty. Pochylił się nad Maxem, aby chwycić go za łokieć i ramię w geście wsparcia przy stawianiu się do pionu. To też sprytny sposób, aby jednak go choć na chwilę dotknąć. - Mugolska część miasta i cola? - powtórzył i już kierował się do chaty skoro udało się wyeliminować (i wdepnąć) w pułapki. - Brzmi ciekawie, ale serio nie wiem jak zachowywać się wśród mugoli bez wzbudzania podejrzeń. - pochylił się, pchnął drzwiczki i jak dżentelmen przepuścił Loulou w drzwiach skoro już wcześniej chciała wejść do środka. Cóż, powinien jednak sprawdzić czy nie ma w środku jakichś gości. Słysząc rumor i skrzekliwy głos cofnął się, chciał też pociągnąć dziewczynę do siebie gdy coś najwyraźniej wyskoczyło z kominka, który był poza zasięgiem jego wzroku. - Co to...? - zapytał i nagle pod Lou przeskoczył, przedarł się między jej nogami, a potem pomknął gładko obok jego nóg. Ale wtedy już Fin miał różdżkę w ręku i zanim kozłag miał dotrzeć do Maxa, trzasnął stwora zaklęciem "Levicorpus". Ślepia Fina błysnęły wściekłością, ale też i satysfakcją. - Śmiesz atakować Lou i teraz jeszcze idziesz do Maxa? Oj nieładnie, za takie coś się srogo u mnie płaci. - a mówił to tonem na jaki nie pozwalał sobie przy nikim. Głos ociekał jadem, choć nie brakowało temu lodowatej uprzejmości. Nic sobie nie robił z szarpaniny kozłaga ani z jego oszczerstw. Wpatrywał się w niego zachłannie, jakby chciał go ukarać cierpieniem, ale przecież nie mógł bo był w towarzystwie dwóch osób. Ten głód w spojrzeniu aż prosił się o nakarmienie i chyba dobrze, że nie spoglądał nikomu w oczy bo mogliby nie zaakceptować tego, co się dzieje wewnątrz jego czaszki. - Masz szczęście. - mruknął, przystawił kraniec ciemnej różdżki do jego szyi i niewerbalnym zaklęciem "Rumpo" złamał stworzeniu kark. Nieprzyjemny trzask łamania kości był głośniejszy, gdy panowało milczenie. Stworzenie przerwało to skowytem, a Fin po prostu skrócił jego cierpienie śląc prosto w jego brzuch inkantację "Atrapoplectus". Z jego różdżki wydostała się krótka i bardzo gęsta wiązka iskier, wsiąkła w ciało kozłaga i po prostu go uśmierciła od środka spalając co ważniejsze narządy. - I nic już nas nie będzie niepokoić. - oznajmił z westchnięciem, odlewitował ciało kozłaga nieco dalej od chatki i póki co jeszcze nie spoglądał na dwójkę towarzyszy. Zajął się transmutowaniem ciała stworzenia w piasek. Było to cholernie trudne i czasochłonne. - Lou, wszystko okej? - zapytał ją przez ramię i póki co nie zdawał sobie sprawy, że ma na łydce jakąkolwiek ranę. Zaiste, nie obchodził go teraz własny ból ani chłód skoro robił coś niemoralnego. - Sprawdźcie lepiej czy nie ma tam jeszcze czegoś schowanego. - poradził i odkrył, że cały gniew z niego uleciał, a i humor mu się dosyć znacząco poprawił.
Powrót do góry Go down


Maximilian Brewer
Maximilian Brewer

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 7220
  Liczba postów : 2435
https://www.czarodzieje.org/t18375-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18475-listy-tradycyjne-maxa#526264
https://www.czarodzieje.org/t18374-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18428-maximilian-brewer-dziennik#52
Zarośnięta chata QzgSDG8




Moderator




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptySro 22 Lip - 17:10;

- Dobra, kumam. Ale pójdę gdzieś z kimkolwiek innym i mnie pierdolnie, to i tak wyjedzie z tego gówno - mruknął, jakby nieco obronnie, ale skinął Lou głową na znak, że zapamięta i będzie się grzecznie meldował, jak mały chłopiec mamie, dokąd się wybiera i z kim. Biorąc pod uwagę, w jakim ostatnio był stanie, miało to rację bytu. Biorąc pod uwagę to, że zapierdalali za Finnem - jeszcze większą, więc nie zamierzał się z nimi jednak kłócić, mieli rację mówiąc, że powinni wiedzieć, dokąd się wybierają, skoro coś było nie w porządku.
- To może być potencjalne wyjaśnienie, Finn. Są choroby, które atakują tylko osoby o wyższym statusie krwi, dlaczego nie mogłoby istnieć coś, co napierdala w drugą stronę? - powiedział prosto, chcąc chyba dać mu znać, im, że rozważa to, czy coś go nie złapało i czy z tego powodu nie zaczynam mu odpierdalać. Nie miał pojęcia, co dokładnie dzieje się w jego głowie i nie był pewien, czy chce to wiedzieć. Ponieważ zaś nie czuł potrzeby dalszej rozmowy na ten temat, zamknął oczy i pozwolił, żeby Lou zabrała się za leczenie go, ostatecznie zaś przyjął od niej eliksir, by wypić go właściwie jednym łykiem, żeby nie pierdolić się z jego smakiem. Przyjął również pomoc Finna, na moment zaciskając palce na jego ciele, a później przez moment stabilizował się w pionie, bo jednak był nieznacznie rozchwiany, czego znowu, nie chciał im nazbyt mocno pokazywać. Ostatecznie, by oderwać myśli od tego całego gówna, spokojnie ruszył za nimi.
- Możemy iść na plażę. Kupić niezdrowe żarcie i spokojnie tam siedzieć, przemycić piwo, może ci się to spodoba - rzucił, jeszcze zanim nagle wydarzyło się coś, czego na pewno się nie spodziewał.
Nie należał do osób, które jakoś szczególnie mocno przejmowałyby się tym, co działo się dookoła nich. Byłby zresztą hipokrytą, gdyby z miejsca zaczął zarzucać Finnowi, że zachowuje się skandalicznie, skoro sam prał innych równo po mordach i patrzył, jak puchną. Musiał jednak przyznać, że jego zdaniem reakcja Puchona była zdecydowanie nadmierna, wskazywała wyraźnie na pewien stopień braku równowagi, którą Max rozpoznawał, bo sam również ją posiadał - nie tak dawno temu był gotów napierdalać Sky'a do nieprzytomności, bo ten ośmielił się powiedzieć kilka słów zbyt wiele i powstrzymał się chyba tylko dlatego, że dyskutowali o Finnie, a on nie chciał dokładać jakichś kolejnych cegiełek. Poza tym, wpierdalając innemu czarodziejowi, bo tak, miałby na pewno przesrane w szkole, o ile w ogóle by go przyjęli. Niemniej jednak doszedł do wniosku, że mimo wszystko nad Finnem należy zapanować, on sam musi nad sobą zapanować, bo pewnego dnia jego obsesyjna chęć chronienia innych, jaką chyba właśnie przejawiał, co było zadziwiającym odkryciem, może wyrwać się spod kontroli.
- Następnym razem wystarczy drętwota - powiedział spokojnie, aczkolwiek w jego głosie wybrzmiała twarda nuta. Nie zamierzał się z nim awanturować, mówić mu, że chyba go coś zdrowo pierdolnęło, nie zamierzał postępować w ten sposób, ale jasno dawał mu do zrozumienia, że powinien zebrać dupę w troki, bo chuj wie, kiedy jego umysł spuszczony ze smyczy doprowadzi do tragedii, jakiej nie chciała żadna ze stron. Musiał nauczyć się nad sobą panować, a jeśli potrzebował wyżywać się, to cóż, równie dobrze mógł dawać upust złości na nim, Max nie miałby nic przeciwko temu, a odbieranie jakiegokolwiek wpierdolu już wiele razy przerobił, na dokładkę mierzenie się ze skutkami zaklęć mogłoby być dla niego przydatne w późniejszej pracy, a przynajmniej z takiego założenia wychodził. Jedną sprawą była bowiem teoria, a drugą - praktyka. Tak czy inaczej, nie powiedział nic więcej, uznając, że ten komentarz musi w pełni wystarczyć wszystkim zebranym, przynajmniej z jego strony i oparł się ramieniem o framugę, zaglądając do wnętrza chaty, ale szczerze mówiąc, to nie znalazł tam nic niesamowicie fascynującego.

______________________

Never love

a wild thing


Powrót do góry Go down


Loulou Moreau
Loulou Moreau

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Galeony : 835
  Liczba postów : 1048
https://www.czarodzieje.org/t18184-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18218-loulou-m#518183
https://www.czarodzieje.org/t18195-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18299-loulou-moreau-dziennik#520878
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptySro 22 Lip - 18:57;

Dlaczego dałam się w to wciągnąć? I kiedy? Teraz nie było już wyjścia i czuła, że zwyczajnie musi w jakiś sposób im pomóc, gdy będą tego potrzebować, bo jeśli rzeczywiście stałoby się coś któremu, byłaby wściekła na samą siebie. Już lepiej było odsłonić się trochę, pokazując, że też się o nich nieco martwi, niż później mieć wyrzuty sumienia.
-Oczywiście - odpowiedziała krótko, gdy Finn szukał u niej wsparcia. Tak, poszłaby pomóc odbić Maxa, bo nie był raczej wariatem. Czuła się tak, jakby nagle miała pomóc im nieść ich problemy na własnych barkach, przez co zrobiła jej się ciężko. Przysłuchiwała się ich wymianie zdań i nie mogła zapanować nad własnym językiem. - Wiesz, możesz mieć gorzej też dlatego, że jesteś biały. Duchy czarnych niewolników się mszczą... - mruknęła, wywracając oczami. Z jednej strony zgadzała się z Finnem, ale poniekąd Max mógł mieć rację. Skoro część chorób była uzależniona od statusu krwi, to kto wie, czy daru jasnowidzenia nie znoszą gorzej ci, którzy pochodzą z mugolskich rodzin? Jakby za dużo magii dla ich ciał... Była pewna, że do tej pory nikt nie zwracał na to uwagi, nie mówiąc o chęci zbadania problemu. Szczęśliwie temat został zakończony, oni obaj grzecznie zgodzili się informować siebie wzajemnie, gdzie idą i wszystko wydawało się już w porządku. Nawet zaczęli snuć plany co do dalszej części dnia. Rzuciła jeszcze, że przy mugolach wystarczy schować różdżkę i po prostu iść przed siebie, a dziwne słownictwo można wytłumaczyć jakąś miejską grą, czy czymś takim. Podejrzewała, że w ciągu roku u mugoli nie zmieniło się tak bardzo, żeby teraz podobne gry nie były modne. Przynajmniej pozornie sytuacja zdawała się opanowana, aż do czasu, gdy dotarli do domku.
Panie przodem? Dziękuję bardzo. Ledwie drzwi otwarła, weszła do środka i zaczęła się rozglądać, a jakieś stworzenie wybiegło wprost na nią, przebiegając między jej nogami i raniąc w łydkę. Podejrzewała, gdyby miała długie spodnie, zamiast szortów, poza rozciętą nogą, miałaby także zniszczone nogawki. Teraz wystarczyło tylko się opatrzyć, a tak musiałaby naprawiać jeszcze ubranie. Właściwie nie zdążyła zareagować, żeby złapać wystraszonego kozłaga, gdy Puchon zaczął przemawiać do utrzymywanego w powietrzu stworzenia. W jednej chwili poczuła chłód, podobny do tego, jaki towarzyszył jej przy ich pierwszym spotkaniu, gdy zamiast odstraszyć od siebie jej sowę, przemienił ją w kamień. Jak to powiedział wtedy? Że ma swoje sposoby na radzenie sobie z natrętnymi ptakami? A może ona tylko to wywnioskowała z ich sprzeczki? Teraz miała wrażenie, jakby krew odpłynęła jej z twarzy, szykując dziewczynę do szybszych reakcji obronnych.
-Finn - powiedziała cicho, gdy słyszała, co mówi do stworzenia. Doprawdy, nie potrzebowała rycerza bez białej miotły do obrony. Jak słusznie zauważył wcześniej, nie była delikatną dziewczyną i poradziłaby sobie, gdyby rzeczywiście była taka konieczność. Jednak to oni wystraszyli kozłaga, który najwyraźniej tutaj mieszkał. Teraz za to był... Tak, trzask łamanej kości jasno powiedział, co stało się ze stworzeniem. Ciemne spojrzenie Lou błysnęło twardo, gdy patrzyła na Puchona. Nawet nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć, ale jedno było pewne - poziom zaufania wobec niego, gdy miał różdżkę w dłoni, nie podskoczył dzięki temu zdarzeniu. Właściwie nie zmienił się od pierwszego spotkania i choć rzeczywiście nie bała się go, tak zwyczajnie nie zamierzała za bardzo się rozluźniać przy nim w podobnych sytuacjach. Uniosła brew, słysząc posłane ku niej pytanie. - Nie próbuj podobnych zagrań na mojej sowie - odpowiedziała jedynie, dość szorstko, po czym spojrzała na swoją nogę, czując nieprzyjemny ból dobiegający z łydki. - Poza tym jest w porządku - dodała już łagodniej, celując różdżką w swoją ranę. Pomyślałby kto, że w tak krótkim czasie przyjdzie jej dwukrotnie używać zaklęć leczniczych... Astral forcipe a zaraz za nim vulnerra ferre. Dopiero gdy zabandażowała sobie ranę, rozejrzała się po wnętrzu domku, szukając czegoś, co duch mógłby rzeczywiście chcieć tu pokazać żywemu. Niestety nie widziała nic. Innymi słowy, to wyjście czym zaowocowało? Dawką irytacji i wyjaśnienia pewnych kwestii. Szkoda, że w domku nic nie było.
- Obawiam się, że nic tu nie ma - rzuciła do nich obu, w końcu Max nawet nie wszedł do środka, a Finn... Nie, nie chciała zastanawiać się nad tym, ani skupiać na wyraźnej poprawie humoru, gdy uśmiercił kozłaga.
Powrót do góry Go down


Finn Gard
Finn Gard

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Galeony : 689
  Liczba postów : 1829
https://www.czarodzieje.org/t16780-finan-gard-konczy-sie-tworzyc#466593
https://www.czarodzieje.org/t16790-listy-do-finnu#466907
https://www.czarodzieje.org/t16783-finan-gard#466737
https://www.czarodzieje.org/t18293-finan-gard-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptySro 22 Lip - 20:34;

- Różnica zdań i punktów widzenia. - oznajmił sucho, bo skoro nie potrafią się dogadać i zgodzić chociażby w jednej kwestii to pozostanie zaakceptować fakt, że lepiej pozostawić tę kwestię na inne okoliczności gdy będą spokojniejsi. Czuł zmęczenie związane z emocjami, a gdy Max ścisnął jego rękę przez te parę sekund zauważył, że jego złość odrobinę ustąpiła. Skoro go dotknął to znak, że relacja nie została poważnie zniszczona a jedynie nadszarpnięta sprzeczką.
- Niech tylko martwy czy żywy spróbuje was tknąć to przysięgam wam, szlag mnie trafi, ale przedtem ja trafię w kogoś. - rzucił z lekkim zniecierpliwieniem kiedy Lou wspomniała coś o pomstowaniu, kolorystyce skóry... nie interesował się tak historią tego miejsca, aby orientować się jak bardzo poważny byłby to problem. Po prostu nie życzył sobie, żeby ktokolwiek robił krzywdę tej dwójce, a skoro potrafił rzucać zaklęciami... to powinien się jeszcze podszkolić, by być skuteczniejszym. Czas skontaktować się z Voralbergiem i wywrzeć na nim presję, aby jednak mieli jeszcze wakacyjny sparing.
- Niezdrowe żarcie, piwo, plaża Mussie... tak, chodźmy tam. Chyba wszyscy tego potrzebujemy. - przytaknął, a chwilę później jego uprzejmość doprowadziła do tego, że Lou jest ranna. Ignorował swoją bolączkę, bowiem w jego klatce piersiowej płonęło coś okrutnego, co skłoniło go do uśmiercenia kozłaga. W końcu udało mu się sobie samemu wmówić, że ma prawo odebrać życie stworzenia, które zaatakowało Lou. Zrobił to z łatwością która mogłaby zaniepokoić wielu jego znajomych, a cisza, która zapadła po tym jak już kozłag wyzionął ducha nie była w stanie go wyrwać z tego amoku, aby teraz przetransmutować ciało w piasek. - Sowa bezpieczna! - uniósł jedną rękę w pojednawczym geście, ale nie popatrzył na Lou, tylko zajmował się transmutowaniem, które szło mu po prostu fatalnie, postępowało w koszmarnym tempie. - O ile nie zacznie cię atakować to wtedy wiesz... - dodał na wszelki wypadek, aby miała świadomość jak postępuje ze stworzeniami, które zachowują się tragicznie. Dopiero głos Maxa i ta twarda nuta sprawiła, że zesztywniał i zaprzestał transmutacji. Odwrócił się doń z niewiele rozumiejącym spojrzeniem. - Drętwota jest nudna. Wolę coś skuteczniejszego, no ale najważniejsze, że nikomu nic nie jest i możemy iść odpocząć. Pozbędę się tylko tego. - wskazał kciukiem przez ramię zwłoki kozłaga i gdy ta dwójka poszła sprawdzać chatę to on próbował dokończyć robić coś z cielskiem. Po paru chwilach po prostu się poddał i użył innej inkantacji, zmniejszył ciało do wielkości kamienia (bardziej nie dał rady) i pokrył je zaklęciem niewidzialności. Po wszystkim schował różdżkę i stanął obok Maxa, celowo doprowadzając do kontaktu ich ramion. Musiał czuć ciepło, ale obecność Lou trzymała go jeszcze w ryzach. Przypomniał sobie, że wciąż był zmarznięty po przejściu przez Areen. Popatrzył na dziewczynę, aby nie zerkać na profil Maxa. Serce jego biło szybciej, krew buzowała pod skórą, ożywił się, miał rozszerzone źrenice i ogólnie rzecz biorąc nie było to zdrowe. - Zamówię nam coś z McMagic. Dużo jedzenia i coca-colę. Lou lubi colę, też jej spróbowałem i jest świetna choć nigdy nie lubiłem słodkiego. - nawet się rozgadał, był podekscytowany, nabuzowany, ale nie gniewem a czymś, co nie powinno mieć miejsca.
Powrót do góry Go down


Maximilian Brewer
Maximilian Brewer

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 7220
  Liczba postów : 2435
https://www.czarodzieje.org/t18375-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18475-listy-tradycyjne-maxa#526264
https://www.czarodzieje.org/t18374-maximilian-brewer
https://www.czarodzieje.org/t18428-maximilian-brewer-dziennik#52
Zarośnięta chata QzgSDG8




Moderator




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyCzw 23 Lip - 22:28;

Spojrzał nieco zdziwiony na Lou, bo o tym zupełnie nie pomyślał i lekko skinął głową. Opcji było właściwie naprawdę wiele i podejrzewał, że coś jest na rzeczy, tylko po prostu nie był w stanie chwycić właściwego wątku, to zaś powoli zaczynało go irytować. Był jednak pewien, że istnieje coś, co na niego wpływa, bo nie mógł tak po prostu z dupy czuć się tak, jak się czuł, nie było takiej opcji. Zaraz jednak spojrzał na Finna dość, ostro i przymknął nieznacznie powieki.
- Może lepiej niech nic żadnego z nas po prostu, kurwa, nie trafia - rzucił jeszcze, uspokajając się nieco, kiedy chłopak przystał na jego propozycję, dochodząc do wniosku, że to chyba będzie naprawdę dobre rozwiązanie dla nich wszystkich, odpocząć od tego całego gówna, jakie się tutaj wylało, złapanie oddechu, po prostu poczucie się lepiej, zwyczajniej, jakby nie musieli myśleć o tym, kim byli, z czym się borykali. Miał już się właściwie całkiem uspokoić, miał już wyluzować, kiedy wydarzyło się coś, co spowodowało, iż doszedł do wniosku, że powinien z Finnem porozmawiać. Jak najszybciej, jak najpoważniej, żeby cokolwiek z tego wyszło, tylko nie do końca wiedział, jakby miał ująć w słowa swoje obawy. Kurwa. Nie do końca rozumiał to, co się właściwie wydarzyło, aczkolwiek pojmował ten sadyzm, bo go znał z autopsji, bo doskonale wiedział, jak to jest, kiedy chcesz kogoś zapierdolić, wgnieść go do ziemi, znieść z powierzchni i puścić w proch. Wiedział jak to jest, bo sam tego smakował, ale jednak odnosił wrażenie, że w tej chwili Finn popędził w stronę, której po prostu nie rozumiał, albo nie umiał objąć skołowanym i zmęczonym umysłem. Dał mu jednak wyraźny znak, że to nie jest coś, co powinni po prostu zostawiać albo coś, co powinien nadal robić, nie zamierzał jednak wdawać się w dyskusję, teraz kiedy wszyscy byli podrażnieni, zerknął jednak w stronę Lou, jakby chciał jej przekazać, że o tym pogadają, że nie zostawi tak tego i po prostu się tym zajmie, aczkolwiek nie wiedział, kiedy dokładnie, bo też nie mógł sobie z tym tak po prostu nagle wyskoczyć, a przynajmniej z takiego wychodził założenia.
- W takim razie możemy wracać, wszystko sprawdzone i można zająć się odpoczywaniem. Nie zamierzam już tutaj wracać, bo zdecydowanie mam dość tych pieprzonych zaklęć - rzucił jeszcze, wciskając nos do środka, ale faktycznie, chata nie wyglądała zbyt ciekawie i nie wydawało mu się, żeby cokolwiek się w niej znajdowało, zatem ostatecznie po prostu wzruszył ramionami. Starał się uspokoić w pełni i nie myśleć o tym, co się wydarzyło, nie teraz, musiał to przeanalizować, żeby w ogóle zrozumieć i miał nadzieję, że Lou mimo wszystko pojmie to, co chciał jej przekazać.

______________________

Never love

a wild thing


Powrót do góry Go down


Annabell Helyey
Annabell Helyey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Galeony : 287
  Liczba postów : 391
https://www.czarodzieje.org/t18101-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18110-listy-do-ann#514950
https://www.czarodzieje.org/t18102-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18304-annabell-helyey-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyCzw 23 Lip - 23:03;

Czuła się… dziwnie. Nie potrafiła dokładnie wyjaśnić co w niej siedziało, ale im dłużej nic z tym nie robiła, tym bardziej przyzwyczajała się do tego nienormalnego uścisku w klatce piersiowej i tym mniej chciała cokolwiek z tym robić. Gdzieś między myślą jaka jest żałosna i tą, że wariuje, wciskała sobie, że samo minie, chociaż jak spać nie mogła tak nie spała. Uznawała to za nieśmieszny paradoks, bowiem była dużo więcej czasu obudzona, a jednak definitywnie mniej produktywna niż kiedyś i… rozdrażniona. Może dlatego wciąż była wściekła na Adriena, chociaż nie mogła go winić… a nie, jednak mogła i właśnie to robiła. Helyey nie wybaczała łatwo i jej brat powinien o tym doskonale wiedzieć. Nie powiedział jej.
Z rozmyślań wyrwało ją przybycie Aslana, któremu posłała blady uśmiech, wyrzucając sobie, że nie stać ją na nic więcej. Tęskniła za czasami, kiedy wszystko wydawało się łatwiejsze i jakoś sobie radziła z otoczką, w którą sama siebie wpakowała. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz, właśnie teraz docierał do niej sens tych słów, godząc w najczulszy punkt jej świadomości, czując, że nie może oddychać i za wszelką cenę nie chcąc prosić o pomoc nikogo. Była wdzięczna Krukonowi, że nie zapytał o jej wygląd, bardziej wdzięczna niż mógł sobie wyobrazić. Nie chciała go zbywać krótkim „to nic takiego”, bowiem chłopak zdawał się być jedyną osobą, która ją rozumiała. Nie miała jednak siły o tym rozmawiać i jedyne czego pragnęła to zapomnieć, rozerwać się, oddychać.
Nie, na luzie, rozumiem. – odparła, kończąc papierosa i zamieniając niedopałek w coś bliżej nie określonego, co mogła schować do kieszeni. Skinęła głową na jego słowa, nawet nie pytając o znaczenie „odkurwienia”, domyślając się co dokładnie miał na myśli z kontekstu. Po chwili widziała już tylko klnącego Aslana, który podnosił się z ziemi, a ona parsknęła głośnym śmiechem. – Pomóc ci? – zapytała, patrząc wymownie na jego kolano i kręcąc z rozbawieniem głową. – Mój duch się dzisiaj na mnie obraził, więc mam święty spokój. – powiedziała, wzruszając ramionami. Prawdę mówiąc niewiele ją to obchodziło, nie mogła już słuchać o wilkołakach i mokradłach, chociaż czuła jakiś niewytłumaczalny pociąg w niektóre miejsca. Bynajmniej nie podobało jej się to.
Kiedy już uwinęli się z chwilową kontuzją Aslana, Helyey skierowała się w stronę chaty, uprzednio puszczając do chłopaka oczko.
Może nie zginiemy. – Ekscytacja w niej narastała, nie miała pojęcia co tam zastaną, a adrenalina była jej starą, dobrze znaną przyjaciółką, z którą świetnie się dogadywała. W miarę zbliżania się do chaty, coraz mocniej zaciskała swoje długie, smukłe palce na różdżce, na wszelki wypadek.
Poczuła jak niewielki kamień ugina się pod jej stopą i zmarszczyła brwi, nie była na bagnach, podłoże więc wcale takie miękkie być nie powinno, prawda? Dosłownie kilka sekund po tej myśli, usłyszała świst, a potem jedynie czuła pieczenie policzka. Zszokowana uniosła palce do twarzy, a kiedy wyciągnęła je przed siebie, spostrzegła, że są śliskie i czerwone od krwi.
Kurwa… – wykrztusiła tylko i spojrzała na Aslana, chcąc się upewnić, że wszystko z nim w porządku. Żartowała z tym ginięciem, okej? Skrzywiła się, kiedy szok minął i poczuła jak bolesne było owe rozcięcie. Niech to szlag.

Pułapka przed domem: 5
@Aslan Colton
Powrót do góry Go down


Loulou Moreau
Loulou Moreau

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Galeony : 835
  Liczba postów : 1048
https://www.czarodzieje.org/t18184-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18218-loulou-m#518183
https://www.czarodzieje.org/t18195-loulou-moreau
https://www.czarodzieje.org/t18299-loulou-moreau-dziennik#520878
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptySob 25 Lip - 16:08;

Nie podobało jej się to, co właśnie widziała. Sadystyczne zachowanie wobec zwierzęcia. Nie była święta, bo sama coś podobnego mogłaby zastosować na bardzo konkretnej osobie, ale właśnie - na osobie. Na kimś, kto naprawdę popełnił coś złego z pełną premedytacją, nie jak kozłag, który wystraszony przypadkiem ich ranił. Podejrzewała, że Finn odreagował na nim tak, jak ona zrobiła to na drzewie. Celując w ducha. Czy była lepsza od niego? A jednak uważała, że coś tu jest wyjątkowo nie w porządku. Przeniosła wzrok na Maxa, a gdy skrzyżowali spojrzenia zmarszczyła nieznacznie brwi. Czy wiedział o takim zachowaniu Finna? Wydawało jej się, że próbował ją uspokoić. Oby nie było to tylko wytworem jej wyobraźni i naprawdę się nim zajmie, skoro, znali się na tyle dobrze.
Sama zaciskała zęby pilnując się, żeby nie naskoczyć na Finna, że nie potrzebny jest jej obrońca, że sama sobie dobrze radzi. Jednak coś w spojrzeniu Maxa mówiło, żeby nie zaczynać dyskusji, a temat i tak nie zostanie zamknięty. Chciała w to wierzyć, bo poziom zaufania, jaki miała do Puchona, zmalał. W co ona dała się wkręcić? Jeden miał problemy natury jasnowidza, a drugi… Co z nim było nie tak? Sadysta? Przypomniała sobie jak skrupulatnie tworzył pęknięcia na szybie, aby później wybić ją dłonią, jak manipulował nią, żeby zgodziła się przetestować tiarę na sobie. Owszem, gdy się zgodziła zwątpił, narzucił dodatkowy warunek, ale jednak… Coś jej mówiło, że powinni na niego uważać, że kryje w sobie więcej mroku, niż mogli przypuszczać. A może po prostu nie podobało jej się zabijanie niewinnych stworzeń?
- Tak, chodźmy stąd. Mam dość tej atmosfery - rzuciła, kierując się do wyjścia. Posłała Gryfonowi spojrzenie mówiące, że Finn to jego problem, zaś na Puchona przez chwilę jeszcze próbowała nie patrzeć, żeby do końca się uspokoić. Obawiała się, że mogłaby jednak nie wytrzymać. Nie wiedziała, czy miała na nich wpływ sama chata, Nowy Orlean, który nawiedzany przez setki duchów mógł wpłynąć na czyjś humor, czy jeszcze coś innego. Szczęśliwie, gdy już dotarli do mugolskich części, gdy napiła się coli, humor poprawił się jej na tyle, żeby znów żartować. Chwała mocy cukru i bąbelków. Mimo to zamierzała poruszyć ten temat z Maxem, jeśli tylko nadarzy się okazja, a później z Finnem. Zostawało jej albo to, albo spróbować wykręcić się z tych znajomości, choć wiedziała, że to nie będzie proste, a nawet możliwe.

/zt x3
@Maximilian Brewer @Finn Gard
Powrót do góry Go down


Alexander D. Voralberg
Alexander D. Voralberg

Nauczyciel
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Dodatkowo : Bezróżdżkowość
Galeony : 1309
  Liczba postów : 2287
https://www.czarodzieje.org/t17470-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t17584-poczta-alexandra#493071
https://www.czarodzieje.org/t17573-alexander-d-voralberg
https://www.czarodzieje.org/t18552-alexander-d-voralberg-dzienni
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPią 31 Lip - 0:42;

Jednopostówka zaklęcia
Kostka na ducha: B
Spoiler:
Kostka na pułapki: n/d (saperum nom), acz po drodze i tak używam pułapki.
Kostka na rezultat: 5 (przerzut, 15 cm) -> 6

  - …no i one, te gawiale działają na zasadzie że im bardziej kochasz tym bardziej chcą Ci zrobić krzywdę. Ja bym tam uważała, w końcu nigdy nie wiadomo, z drugiej strony jakby nie patrzeć to kto bałby się krokodyla, w końcu… - bla bla bla… temat miłości go prześladował. Czuł że zaraz pęknie mu głowa. Nie pogardził towarzystwem młodej duszy, która i tak prześladowała go przez cały ten wyjazd, niemniej jednak dzisiaj było wyjątkowo… gadatliwa. Nawet jak na nią. Jadaczka nie zamykała jej się od dobrej godziny, kiedy przemierzali wspólnie luizjańskie plantacje. Co się nie odezwał, bądź chciał wtrącić, to zostawał zagadywany i nie miał żadnej opcji na to, aby mieć choć trochę spokoju. Powtarzał to już sobie w myślach nie raz i zapewne jeszcze wielokrotnie zarepetuje – Joshua Walsh był przy niej amatorem pod względem ilości wyrzucanych słów na sekundę.
  - CLARO. – wręcz warknął w jej kierunku, aby dość szybko się ogarnąć. – Claro. Jak masz już tyle mówić, to powiedz mi proszę, czy wiesz coś o Leveau? Jakaś… wskazówka? Cokolwiek? – zerknął na nią, uprzednio chowając dłonie do kieszeni. Nie sądził, aby miała coś do powiedzenia wtym temacie, ale skoro już musiała mówić, to dobrze by było, aby to on narzucił temat. W pierwszej sekundzie myślał z lekkim zawodem (z drugiej strony z ulgą, że się zamknie) że odpowie mu krótkim ‘nie wiem’, jednakże jej mina jednoznacznie wskazywała na to, że się zastanawiała. Zatliła się w nim iskierka nadziei.
  - W sumie… – jej głosik zaniknął w przestrzeni ścieżki. – Jest taka chata… mieszkała tam chyba jej babka czy coś. W sumie nie wiem czy jej duch tam nadal nie siedzi, ale chyba na wszystkich krzyczy. Tak jak ty na mnie przed chwilą. – oho, czyli jednak się obraziła. – To jest mniej więcej… w tę stronę. Jeśli nie chcesz tracić czasu. – zatrzymał się, zerkając w miejsce które wskazywała dziewczynka i mimowolnie uniósł brwi widząc  chaszcze w które go miało to zaprowadzić. Ale z drugiej strony od czego miał za sobą swój prywatny, magiczny arsenał. Mógł być to dobry trening jeśli chodziło o ekstremalne warunki mugolskiego przemieszczania się. Tak to sobie przynajmniej tłumaczył. Westchnął. No dobrze, chodźmy. – no bo cóż pozostało mu rzec?
  Zboczył ze ścieżki wchodząc na leśne poszycie. Uprzednio wyjął różdżkę i wyciągając ją przed siebie zaczął oczyszczać sobie drogę. Nie robił tego jednak w jakiś pojedynczy sposób, bowiem jak już miał szlifować swoje umiejętności, to przecież monotematyczność bynajmniej w tym nie pomagała. W pierwszej chwili bawił się prostymi zaklęciami, starając się z jak największym wyczuciem i precyzją stosować je wobec braci mniejszych zwanych okoliczną roślinnością. W jednym miejscu położył je za pomocą silniejszego podmuchu wiatru… innym razem odsunął większą gałąź zwykłą inkantacją przesuwającą, a za kolejnym jeszcze sam osłonił się barierą ochraniającą, sprawiającą że wszystko go unikało, samoistnie się odsuwając. Coś pięknego. Zdecydowanie jego ulubione zaklęcie, szczególnie w tłumie, gdzie używał go dość często. Z czasem jednak zwykłe zaklęcia zaczynały go… nudzić. Co prawda nie chciał zbyt mocno ingerować w okoliczną przyrodę, natomiast im dalej w las tym drastyczniejszych zaklęć używał. Tam coś ściął, tam lekko wypalił (choć bardzo się w tym przypadku pilnując!). Natura chyba jednak dość szybko zweryfikowała jego intencje, bowiem w pewnym momencie poczuł dziwne kliknięcie pod stopą, a już wkrótce świst zwiastujący nadchodzące kłopoty. Kimże byłby, gdyby nie oberwał w trakcie swoich wycieczek, nawet lekko. Co prawda uniósł do góry tarczę, reagował już wręcz automatycznie, jednakże na nic się zdała, kiedy zaklęcie pędzące ku niemu okazało się szybsze. Kto by pomyślał, że w swoich ćwiczeniach, w gratisie dostanie tor przeszkód. Poczuł pieczenie na policzku i automatycznie dotknął tamtego miejsca czując krew. Świetnie. Wyciągnął różdżkę przed siebie i użył podmuchu silnego wiatru, aby położyć wszystkie chaszcze wokół siebie i sprawdzić czy nie ma tu prowodyra tej osobistej wycieczki na nauczyciela, ale nie dostrzegł ani jednej osoby. W razie czego dołączył jeszcze zaklęcie ujawniające czyjąś obecność, ale nadal nie wskazało na absolutnie nikogo. Musiał się bardziej pilnować. Kto by pomyślał, że sprawa przybierze taki obrót. Nawet Clara ucichła, cóż.
  Miał wrażenie, że w tym całym swoim przejęciu się wykorzystaniem wszystkich możliwych zaklęć do walki z okoliczną roślinnością… się zgubił. Raczej miał całkiem niezłą orientację, ale aktualnie był pośrodku niczego, na dodatek jego duch zniknął. Cudownie. Fantastycznie. Przynajmniej miał pewność, że użyje dzisiaj połowy, no dobrze, może jednej szóstej, zaklęć, które zna. Już miał rzucić inkantację wskazującą mu północ, kiedy dostrzegł pewien kształt kawałek dalej. Zmrużył oczy i przechylił nieco głowę podchodząc bliżej, aczkolwiek uprzednio rzucił saperum nom, spodziewając się ewentualnych pułapek i dobrze zrobił widząc to, co odkryło zaklęcie. Jego oczom w ostateczności ukazała się… chata. Czy to o niej mówiła dziewczynka? Nie sądził, ale może… rozejrzał się uważnie szukając ducha starej wiedźmy, który tak naprawdę cholera wie gdzie był. Zacisnął zęby zastanawiając się czy aby na pewno powinien próbować, ale w sumie zrobił już tyle, że kolejny ruch był wręcz wymagany.
  Zbliżył się do tego miejsca i ostrożnie uchylił drzwi z różdżką w pełnej gotowości, na wypadek jakby coś miało się na niego rzucić. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Jedynie dźwięk starych, skrzypiących zawiasów przyprawiał go o głuchotę. Jeszcze tego brakowało, trzeciego zmysłu do odstrzału. Jego biale oczy przyzwyczaiły się do półmroku, ukazując skromnie udekorowane wnętrze, w którego rogu leżał… szkielet. Laveau? Uniósł brwi, zaskoczony tym widokiem. Z drugiej strony chyba jeszcze mało w tym miejscu widział. Podszedł bliżej, zaciekawiony, i miał szczerą nadzieję, że zwłoki nie ożyją, a duch starej babci nie wyskoczy z szafy. Nie, żeby się bał, ale nie lubił być zaskakiwany, a ta konstrukcja i tak nie wyglądała już na taką, która miałaby wytrzymać kolejne wstrząsy miotanych na wszystkie strony zaklęć.
  Przyjrzał się szkieletowi, acz nie zauważył przy nim nic ciekawego. Co prawda trzymał coś w zaciśniętej pięści, ale Voralberg jakoś nie miał ochoty tego wyjmować. Rozejrzał się po chacie w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek na temat zmarłego, ale nie dostrzegł w pierwszym momencie absolutnie nic, a nie był raczej antropologiem aby stwierdzić cokolwiek na podstawie samych kości. To nie mugolski serial. No dalej… Podszedł do biurka, z ciekawości otwierając spróchniałe szuflady, aktualnie już puste i kurzące niesamowicie. Jakby miał astmę, to już dawno by się tu udusił, a i tak nie było lekko. Dopiero po chwili zobaczył kawałek papieru leżący na blacie. A gdyby tak… machnął różdżką na pergamin, niewerbalnie odsłaniając jego tajemnice. Nie chciał dotykać tej kartki, dlatego też pochylił się nad nią rozczytując ukazujące się informacje. Cóż, nie była to Laveau i z pewnością nie była to chata z opowieści Clary, natomiast historia i tak była ciekawa… choć absolutnie straszna i odrażająca. Zerknął z grymasem na leżący niedaleko szkielet i zastanawiając się jakie katusze musiał przechodzić mężczyzna. Miał wrażenie, że go mdli na samą myśl o pożeraniu przez szczury i niemożności ich odstraszenia. Przeszły go ciarki. Obrzydliwe. Zerknął ponownie na blat, chcąc przyjrzeć się kartce ponownie, jednakże… już jej nie było. Zdezorientowany rozejrzał się gwałtownie spodziewając się czyjeś obecności, ale absolutnie nikogo tu nie było.
  - Gdzie byłeś? Chodź, ta chata jest tam! – duch dziewczynki pojawił się znikąd, jak to miał w zwyczaju. Kompletnie nie zwróciła uwagi na to, gdzie był ani tego nie skomentowała, tak więc musiała znać to miejsce. Mała zdrajczyni. Przewrócił oczami i ruszył do wyjścia stwierdzając przy tym, że chyba lubi tego małego duszka. [zt]
Powrót do góry Go down


Aslan Colton
Aslan Colton

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Galeony : 1931
  Liczba postów : 1014
https://www.czarodzieje.org/t18403-aslan-colton#524234
https://www.czarodzieje.org/t18431-aslan-colton#525085
https://www.czarodzieje.org/t18426-aslan-colton
https://www.czarodzieje.org/t18721-aslan-colton-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPon 3 Sie - 22:23;

Gdy tak leżał na tej ziemi, przez głowę przeszło mu kilkanaście przekleństw. Niewiele go dzieliło od głośnej manifestacji swojego wkurwienia, które z każdą kolejną sekundą wzrastało. Gdy dołączył do tego wszystkiego ból kolana, westchnął zrezygnowany. Jeszcze dobrze nie zaczęli eksploracji, a on już miał dość – tego miejsca i własnego życia. – Poradzę sobie – obolały sięgnął po różdżkę. Przy użyciu Astral Forcipe oczyścił ranę, a następnie wyczarował zwój bandażu, którym owinął kolano. – No, teraz moja stylizacja jest elegancko dopełniona – uśmiechnął się i wskazał z dumą na opatrzone skaleczenie. Chociaż do śmiechu mu nie było, nie chciał od samego początku psuć humoru sobie, a tym bardziej Annabell. Dziewczyna ewidentnie potrzebowała rozluźnienia – nie musiał wiedzieć co dokładnie się u niej w życiu działo, aby wyczuć, że coś jest nie tak. Postanowił dać jej czas i przestrzeń. – Zazdro, co mam zrobić, żeby i mój dał mi święty spokój? Zdradź mi, błagam – posłał jej spojrzenie zbitego szczeniaka. Rozejrzał się nerwowo czy Rosie tego nie słyszy, ale duch dziewczynki zniknął tuż po tym jak bezczelnie się przez nią wywrócił.
Ruszył ramię w ramię z Helyey, stopniowo czując coraz większą ekscytację. – Wiesz coś o tej chacie? Nie miałem za bardzo czasu się nigdzie rozejrzeć. Byłaś już jakimś fajnym miejscu w Luizjanie? Ja tylko z Freją w wesołym miasteczku. Słuchaj, mają tam karuzelę filiżankową i przed wejściem jakiś stary typ częstował nas herbatą. Nie wiem co to było, ale przez następny dzień miałem zaburzone widzenie.
Stwierdził, że zaczęcie luźnej rozmowy będzie dobrym pomysłem, a niewymagająca skupienia gadka odwiedzie Ann od nieprzyjemnych myśli. Poza tym, chciał się rozeznać gdzie warto pójść, jednocześnie ostrzegając ją przed tym chujkiem pilnującym filiżanek. I gdy tak gadał, Ślizgonka niefortunnie postawiła nogę, znikąd pojawiła się pojebana witka, która błyskawicznie pocięła jej policzek. Z rozdziawioną buzią patrzył jak szkarłatna maź zaczyna powoli sączyć się z rany. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążył zareagować i powstrzymać to, co się wydarzyło. – Merlinie, Ann, wszystko ok? Co to do chuja było? – podszedł do dziewczyny, wyciągając różdżkę. Widząc jej zakrwawioną twarz, odpalił się w nim instynkt przyszłego uzdrowiciela. – Mogę? – spytał, mając na myśli pomoc w opatrzeniu policzka. Delikatna skóra i miejsce zadrapania uniemożliwiało jej odpowiednią dezynfekcję. – W sumie mam wprawę w oczyszczaniu ran. Też chcesz taki stylowy bandaż? – wyszczerzył się, próbując rozładować atmosferę.

@Annabell Helyey
Powrót do góry Go down


Annabell Helyey
Annabell Helyey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Galeony : 287
  Liczba postów : 391
https://www.czarodzieje.org/t18101-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18110-listy-do-ann#514950
https://www.czarodzieje.org/t18102-annabell-mia-helyey
https://www.czarodzieje.org/t18304-annabell-helyey-dziennik
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptyPon 10 Sie - 0:21;

Nie zamierzała nalegać, by koniecznie mu pomóc z kolanem. Wiedziała, że nie był kompletnym laikiem, a z jakiegoś powodu wciąż czuła niewytłumaczalną blokadę przed wszystkim co z uzdrawianiem związane. Może właśnie dlatego tak bardzo zaprzeczała, że coś był nie tak? Nie chciała pić żadnych eliksirów, nie chciała nic, a każda myśl o uzdrawianiu i samym zdrowiu, przyprawiała ją o zawroty głowy, wciąż słysząc słowa matki, której głos dokładnie słyszała we własnej głowie, czytając ten felerny list. Wiedziała, że egzaminy poszły jej, cóż, chujowo, ale przynajmniej owutemy udało jej się jako tako ogarnąć, prawda? Niemniej jednak czuła się w poczuciu jakiegoś chorego obowiązku, zapytać Aslana czy na pewno nie potrzebował jej pomocy. Nie wiedziała czy to ze zwykłego przyzwyczajenia, czy po prostu miała to już tak bardzo we krwi, że cholerne uzdrawiające zaklęcia recytowała w środku nocy, a one same stawały się niemalże odruchem. Zagłębiona w tych koszmarnych myślach, czekała aż skończy bandażować nogę, uśmiechając się jednym kącikiem ust, gdy prezentował przed nią swoje dzieło.
Pięknie, teraz wszyscy będą wiedzieć jakim ciamajdą jesteś. – odparła, by po chwili pokazać mu język i nie kryjąc iskier rozbawienia w swoich niebieskich tęczówkach, ruszyła powolnym krokiem, nie chcąc przemęczać swojego kontuzjowanego przyjaciela. – Nie wiem, ja chyba trafiłam na najbardziej obrażalskiego ducha w historii całej Luizjany, więc to nie jest trudne. – wzruszyła ramionami, zastanawiając się nawet, czy być może ona po prostu nie była zbyt niemiła dla Any. Stwierdziła jednak, że ma to w nosie, gdyby dziewczyna tylko tyle nie gadała, byłaby znośna, ale ile można mówić bez żadnej przerwy? Jasne, może i była duchem, ale Annabell też czasem potrzebowała chwili odpoczynku, a po tych wakacjach stanie się chyba specjalistką od wilkołaków, co swoją droga naprawdę jej nie interesowało. Miała wystarczająco dużo własnych problemów, a historyjki wyssane przez Anę z palca nie pomagały w absolutnie niczym, a tylko irytowały i tak już rozdrażnioną Helyey.
Nie wiem nic, wiem tylko, że jest i może być ciekawie. – wtrąciła między monologiem Coltona i wyszczerzyła się w jego kierunku. Nie wiedziała co ma odpowiedziec na drugie pytanie. „Nic nie zwiedzałam na razie, bo próbowałam uciec przed własnymi myślami i w końcu przespać więcej niż dwie godziny”? Nie, na pewno nie. Postanowiła więc puścić to pytanie mimo uszu, mając nadzieję, że go nie ponowi. Wsłuchała się za to w jego kolejne słowa, nie dając po sobie poznać, że nawet nie wiedziała, że w Nowym Orleanie jest jakieś wesołe miasteczko. Uniosła jedynie jedną brew. – Naćpał was? – zapytała, próbując ukryć rozbawienie. – A mama nie mówiła „nie bierz nic od obcych”? – zaśmiała się.
Nie wiedział skąd wziął się świst, ani to coś co rozcięło jej policzek, sprawiając, że czuła ciepłą krew wpływającą w dół po jej twarzy. Wszystko stało się zdecydowanie zbyt szybko, by mogła zarejestrować coś więcej niż krótki dźwięk i ból, który aktualnie czuła. Przełknęła ślinę, starając się powstrzymać łzy, które mimowolnie pojawiły się w kącikach jej oczu.
Ja… nie mam pojęcia. – odparła już mniej hardo niż mówiła przed kilkoma minutami. Może powinni się cofnąć? Bez większych rozmyślań, wyjęła chusteczkę z kieszeni swojej bluzy i przyłożyła ją do rozciętego policzka, z którego wciąż sączyła się szkarłatna ciecz. Miała dziwne wrażenie, że rozcięcie jest głębsze niż faktycznie jej się wydawało. Cienki materiał chustki jednak szybko nasiąkał krwią. Kiwnęła głową na jego pytanie i odsunęła swoją umazaną już dłoń od policzka, pozwalając Aslanowi robić co trzeba. Chciała się zaśmiać na jego słowa, ale świadomość, że gdyby nie miała tyle szczęścia, straciłaby oko, sprawiała, że kolor odpłynął z jej twarzy, choć i tak wcześniej była już blada.
@Aslan Colton
Powrót do góry Go down


Gunnar Ragnarsson
Gunnar Ragnarsson

Student Slytherin
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Galeony : 2445
  Liczba postów : 928
https://www.czarodzieje.org/t17572-gunnar-e-ragnarsson#492803
https://www.czarodzieje.org/t17578-huugin#493014
https://www.czarodzieje.org/t17571-gunnar#492793
https://www.czarodzieje.org/t18614-gunnar-ragnarsson-dziennik#53
Zarośnięta chata QzgSDG8




Gracz




Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata EmptySob 15 Sie - 17:50;

Samonauka: ONMS

Gunnarowi nawet przez myśl nie przeszło pomyśleć o zaklęciu wykrywającym pułapki zanim spróbował wejść do zarośniętej chaty. Nie był biegły w znajomości zaklęć i obrony przed nimi. Zdecydowanie bardziej specjalizował się w transmutacji, czy wiedzy o zwierzętach. Nic więc dziwnego, że jak tylko wszedł do środka, pierwsze co, to oberwał dziwnym zaklęciem, które rozcięło mu skórę na policzku.
— O kurwa – skomentował, już teraz żałując, że nie wziął ze sobą chociaż Ducha, do ostrzegania go przed takimi przeszkodami.
Dalej mogło być tylko lepiej. Kiedy wyskoczyło na niego stado chochlików kornwalijskich przynajmniej wiedział jak zareagować. Podręcznikowo, korzystając z wiedzy jaką nabył w Stavefjord, uniósł różdżkę w górę, celując nią w śmigające w powietrzu elfy.
FIREHUTCHCATH.
Zaklęcie zatrzasnęło ich tuzin w płonącej klatce, która z hukiem opadła na ziemię. Jednak ku ogólnemu zdziwieniu Ragnarssona dwa z nich umknęły przed jego czarem, mknąc teraz w jego kierunku. Analizując szybko informacje o zachowaniach chochlików kornwalijskich, dwa z nich uznał już za duże zagrożenie. Bazując na tym, co pisano w podręcznikach, nawet jeden potrafił nieźle zaleźć za skórę. Dlatego skorzystał z kolejnego zaklęcia, wynikającego z wiedzy o stworzeniach magicznych i znajomości ich natury zachowania.
OPPUNGO.
Stworzonka zawiesiły się w powietrzu najpierw skołowane, żeby w następnym momencie rzucić się na siebie nawzajem. Ragnarsson odetchnął w tym czasie, pozwalając zaklęciu dalej unosić się w powietrzu, kiedy sam skierował różdżkę na klatkę. Cofając z zaklęcie efekt zapalenia klatki, pozwolił chochlikom odetchnąć w środku, bez konieczności paniki wywołanej otaczającym ich ogniem. Kiedy zaklęcie przestanie działać, klatka wokół nich się rozmyje, a one będą mogły dalej zamieszkiwać dziką chatę. Tymczasem jednak Ragnarsson pojawił się tu w jakimś celu. Korzystał z cudów natury Luizjany. Chciał wynieść jak najwięcej nauk z wizyty w Nowym Orleanie. Dlatego, pierwszy raz widząc na oczy gnomy tak stare i paskudne, podszedł do nich, kucając dwa metry przed nimi. Nie były nawet tak samo żywiołowe, jak te, które spotykało się w ogródkach. Siedziały w kącie, porastające mchem, a przestraszone jego obecnością rozbiły się po bokach, udając element wyposażenia domu. Zaśmiał się pod nosem, rozczulony zachowaniem magicznych istot. Ciężko było mu nawet stwierdzić czy były rozumne, czy bliżej im było bardziej do stworzeń. Przyglądał się im długo, kodując w pamięci każdy rodzaj ich zachowania. Obszedł je kilka razy dookoła, ale wydawały się nie zachowywać naturalnie, kiedy stał tu przed nimi, natarczywie się im przyglądając, dlatego po jakimś czasie oddalił się, udając brak zainteresowania. Choć tak naprawdę zaszył się na schodach na wyższy poziom, przysiadając na nich, żeby móc obserwować zachowania gnomów w ich naturalnym środowisku. Raz czy dwa odnowił zaklęcie na chochlikach, pozwalając im dalej targać się za uszy, kiedy on w pamięci zapisywał sobie wszystkie ich wredne techniki i zagrania przeciw sobie nawzajem.
Przyglądanie się stworzeniom magicznym z boku, w praktyce pozwalało mu zapoznać się z nimi lepiej niż czytając o nich na pergaminach papieru.

| zt

Kostki: 5, 5 > 3
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Zarośnięta chata QzgSDG8








Zarośnięta chata Empty


PisanieZarośnięta chata Empty Re: Zarośnięta chata  Zarośnięta chata Empty;

Powrót do góry Go down
 

Zarośnięta chata

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Strona 1 z 2 1, 2  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Zarośnięta chata JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
luizjana
 :: 
plantacje
-