Domek jest drewniany, jest to studio, więc znajdują się tu dwie oddzielne sypialnie oraz jedna wspólna toaleta. Pomiędzy bliźniaczymi pokojami znajduje się niewielki salon z kanapą i stolikiem do kawy. W samych sypialniach nie brakuje dwóch oddzielnych szaf, małego wspólnego biurka z dwoma krzesełkami, wazonika z kwiatkami i portretu z pierwszą nowoorleańską wiedźmą, która zawsze, ale to zawsze na Was patrzy.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Duchy w Nowym Orleanie są wszechobecne. Stanowią niemal osobną grupę społeczną, w każdym barze, w każdym miejscu znajdziesz ducha, który jest do niego przywiązany. Jest jedno sporo duchów, które błądzą po mieście i szukają turystów, traktując ich jak rozrywkę i pomagając im poznać Nowy Orlean lepiej. To wasi przewodnicy, którzy w każdej chwili mogą pojawić się obok. 1. Duch nie jest przy tobie przez całą dobę, ale może pojawić się w każdej chwili. 2. Rozmowy z duchem możesz prowadzić sam, śmiało rozbudowuj charakter swojego ducha. Pamiętaj, że mistrz gry w każdej chwili może wcielić się w twojego ducha. 3. Każdy ma ducha o innym imieniu i innym charakterze. Jest jednak kilka grup, które mają wspólne działanie, zalety, wady i przede wszystkim zadania, za które możecie zdobyć punkt do kuferka.
Sol & Luna
@Perpetua Whitehorn Ying i Yang, dzień i noc, światłość i mrok. Pewnych par się nie rozdziela, bo tylko razem tworzą całość, a jedno nie istnieje bez drugiego. Dlatego gdy w ramiona śmierci wepchnięta została Luna, to Sol musiała dać się objąć wraz z nią. Gdy tylko stajesz przed jakąkolwiek decyzją, choćby był to najprostszy dylemat w postaci wyboru napoju, bliźniaczki syjamskie kłócą się nad Twoją głową o to, co powinny Ci polecić. Stale też próbują opowiedzieć Ci lokalne historie i legendy, jednak co chwilę przerywają sobie nawzajem i bez Twojej interwencji z pewnością każda ich rozmowa będzie kończyć się na kłótni. Niezależnie od wszystkiego - Sol zawsze będzie Cię zachęcać do rozrywek w centrum miasta, natomiast Luna do lepszego poznania mokradeł. Zamknięte na wieki w okresie dojrzewania dziewczyny zgodne są tylko w jednym - kobieta w Twoim wieku powinna znaleźć już miłość swojego życia i choć kibicować będą zupełnie innym kandydatom, to niezmiennie będą Cię zachęcać do nieco miłosnego szaleństwa w gorącym okresie wakacyjnym. Jak duch na ciebie działa?: Nie masz ochoty sięgać po używki: alkohol, papierosy, narkotyki, nic nie wydaje ci się atrakcyjne. Dużo bardziej odpowiadają ci słodkie, niż gorzkie i kwaśne smaki. Masz znacznie więcej energii, niż normalnie. Zalety: Dużo łatwiej zdobyć ci sympatię młodszych graczy. Ty sam zresztą czerpiesz dużo więcej satysfakcji z takich znajomości. Wady: Jeśli mimo oporów sięgniesz po którąś z używek, do końca wątku boli cię głowa. Twój cel: Powrót duchem do czasów młodości. Poznaj Nowy Orlean z perspektywy dziecka, to świeże i wyjątkowe spojrzenie na to miasto. Oddaj się temu w pełni a zdobędziesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Odwiedź minimum 5 lokacji w Wesołym Miasteczku. 2. Spróbuj wszystkich słodkich potraw i napojów typowych dla Luizjany. 3. Napisz 3 wątki z postaciami młodszymi od ciebie.
Mala
@Caine Shercliffe Prawdziwa imprezowiczka. Do muzyki na ogół się bawi - co nie przeszkadzało jej od czasu do czasu czegoś skomponować. Jej celem jest polowanie na z pozoru poważnych i sztywnych turystów i umilanie im wakacji, wskazując najlepsze bary. Chciałaby, żebyś imprezował co wieczór, jest gotowa uczyć cię tańczyć i śpiewać. Chętnie zaciągnie cię też na karaoke. Uważa, że w życiu trzeba być śmiałym i spontanicznym. Jak duch na ciebie działa?: Masz zdecydowanie większą ochotę na imprezy niż normalnie. Jeśli unikasz barów - tym razem może któryś cię przekona? To, jak intensywnie to na ciebie działa, zależy tylko od ciebie. Zalety: Pomnik muzyków przynosi ci szczęście. Za każdym razem, kiedy odwiedzisz te miejsce i napiszesz w nim wątek (minimum 5 postów na osobę), lub jednopostówkę na 3 tysiące znaków, przy następnej okazji przysługuje ci jeden przerzut kością. Wady: Masz ochotę dzielić się galeonami z ulicznymi muzykami. W wymienionych lokacjach (bulwar, pomnik,Jackson Square) musisz wydać 5 galeonów. Pomyśl, że to inwestycja w sztukę. Twój cel: Chociaż ducha możesz ignorować (oczywiście, na ile to możliwe!) to czasami warto zagłębić się w jego historię i pozwolić, żeby to on pokazał ci miasto od swojej, wyjątkowej strony. Jeśli odpowiednio się zaangażujesz: w przypadku tego ducha otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Pojawić się we wszystkich barach w Nowym Orleanie. Przynajmniej w jednym z nich musisz rozegrać wątek na minimum 5 postów. 2. W co najmniej 5 postach musisz wspomnieć, że duch dzieli się z tobą artystyczną ciekawostką. Możesz to zrobić przy okazji zwykłych wątków (1 ciekawostka=1 wątek), jak i w jednopostówkach. 3. Spróbuj swoich sił. Zagraj na instrumencie, lub zaśpiewaj jazzową piosenkę. Nie ważne czy dla szerszej publiczności, znajomych, czy może samemu, w ramach nauki - musisz przynajmniej spróbować.
Adrian
@Raphael Serafini–Zanetti Kompozytor, autor wielu piosenek, sam raczej nigdy nie pchał się na scenę. Zmarł w tajemniczych okolicznościach, po dłuższej rozmowie pewnie zdradzi ci, że po prostu zapił się na śmierć. Nigdy nie był naprawdę szczęśliwy a ukojenie znajdował w muzyce. Szuka raczej spokojnych turystów, takich którzy docenią dobry jazz, ale nie będą pchali się na głośne imprezy. Czarny humor to jego żywioł. Jak duch na ciebie działa?: Masz zdecydowanie większą ochotę na imprezy niż normalnie. Jeśli unikasz barów - tym razem może któryś cię przekona? To, jak intensywnie to na ciebie działa, zależy tylko od ciebie. Zalety: Pomnik muzyków przynosi ci szczęście. Za każdym razem, kiedy odwiedzisz te miejsce i napiszesz w nim wątek (minimum 5 postów na osobę), lub jednopostówkę na 3 tysiące znaków, przy następnej okazji przysługuje ci jeden przerzut kością. Wady: Masz ochotę dzielić się galeonami z ulicznymi muzykami. W wymienionych lokacjach (bulwar, pomnik,Jackson Square) musisz wydać 5 galeonów. Pomyśl, że to inwestycja w sztukę. Twój cel: Chociaż ducha możesz ignorować (oczywiście, na ile to możliwe!) to czasami warto zagłębić się w jego historię i pozwolić, żeby to on pokazał ci miasto od swojej, wyjątkowej strony. Jeśli odpowiednio się zaangażujesz: w przypadku tego ducha otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Pojawić się we wszystkich barach w Nowym Orleanie. Przynajmniej w jednym z nich musisz rozegrać wątek na minimum 5 postów. 2. W co najmniej 5 postach musisz wspomnieć, że duch dzieli się z tobą artystyczną ciekawostką. Możesz to zrobić przy okazji zwykłych wątków (1 ciekawostka=1 wątek), jak i w jednopostówkach. 3. Spróbuj swoich sił. Zagraj na instrumencie, lub zaśpiewaj jazzową piosenkę. Nie ważne czy dla szerszej publiczności, znajomych, czy może samemu, w ramach nauki - musisz przynajmniej spróbować.
Sammy
@Jahleel Sæite Właściciel domków na mokradłach. Wynajmował je turystą, chociaż to była opcja dla ubogich. Ryzyko napotkania wampira lub wilkołaka było ogromne i często zdarzały się zaginięcia. Widział wiele, zna niewyobrażalne historie z pierwszej ręki, z niektórymi wilkołakami i wampirami żył nawet w zgodzie. Ta druga grupa była mu w zasadzie wdzięczna za sprowadzanie potencjalnego pokarmu niedaleko ich terenu. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim masz ogromną ochotę poznać historię wilkołaków i wampirów, niezależnie jaki masz do tego stosunek normalnie. Dobrze się czujesz w towarzystwie wilkołaków. Zalety: W każdej lokacji na mokradłach, która wymaga od ciebie rzutu kostką (czy to na wejście, czy na efekt) możesz przerzucić kostkę jeden raz. Wady: Przynajmniej raz musisz pojawić się na terenie wilkołaków. Duch tak cię prowokuje do kręcenia się po mokradłach, że w końcu musisz się tam zgubić. Twój cel: Były mieszkańca mokradeł zawsze zachęci cię do zwiedzania okolic. Postawi to ponad Nowym Orleanem i każdym innym miejscem w mieście. Może wydaje ci się to mniej interesujące niż zwiedzanie tętniącego życiem miasta, ale jeśli dasz mu szansę to kto wie, może dowiesz się o naprawdę wyjątkowych miejscach. Jeśli wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Musisz pojawić się w przynajmniej 5 lokacjach na mokradłach. 2. Przeprowadź przynajmniej jeden wątek (minimum 5 postów na osobę) z wilkołakiem. Możesz to zrobić z miejscowym wilkołakiem (z mg, lub czarodziejową duszą), lub z wilkołakiem-graczem. W wątku musicie poruszyć kwestię likantropii. 3. Opowiedz komuś legendę, bądź historię, którą opowiedział ci twój duch. Musi dotyczyć mokradeł, wampirów, lub wilkołaków.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Był zmęczony. Powrót do pensjonatu nie był zbyt łatwy, ból gardła się nasilał, a kiedy po raz pierwszy odkaszlnął krwią zrozumiał, że nie ma nawet mowy o tym, by próbował zająć się sobą sam. Nie miał pojęcia, jak mógłby się uleczyć, nie znał odpowiednich zaklęć, a wypicie eliksirów wydawało mu się w tej chwili czystym szaleństwem. W ogóle przełknięcie czegokolwiek było chyba ponad jego siły, tak samo jak dalsza podróż, nic zatem dziwnego, że kiedy dotarł do domku, w którym mieszkała Perpetua, marzył już tylko o tym, żeby usiąść. Wydarzenia w tym opuszczonym porcie nie należały do najprzyjemniejszych i szczerze mówiąc - wolałby o nich zapomnieć, przede wszystkim jednak niepokoiło go to, co zaczęło się dziać. Nie miał pojęcia, czy nie uszkodził sobie przypadkiem gardła albo nie zrobił czegoś gorszego, wolał zatem, żeby Perpetua spojrzała na to fachowym okiem. Liczył się z tym, że po swojemu pouczy go na temat tego, jakie jego zachowanie było nieodpowiednie, ale szczerze mówiąc - tym razem naprawdę nic nie mógł na to poradzić. Fala zmyła go z brzegu tak szybko, że nie był w stanie nawet zareagować, żadnego zaklęcia, ucieczki, teleportacji, po prostu poleciał razem z nią, kiedy tylko zbliżyła się do brzegu i było po wszystkim. Nie prosił się o nią, nie prosił się o walkę z żywiołem, ale ostatecznie - musiał zbierać się z jakiegoś pierwszego lepszego drzewa, na jakie został dość brutalnie rzucony. Z drugiej strony, można powiedzieć, że to właśnie ono go uratowało i pozwoliło na jakąś względną stabilizację, czyż nie? - Perpetuo? - rzucił i zdał sobie sprawę, że mówi dość cicho. Nie był w stanie krzyknąć, ani zrobić czegoś podobnego, gardło miał zdarte i znowu czuł potrzebę zaniesienia się kaszlem. Starał się to powstrzymać, bo obawiał się, że znowu zacznie za chwilę pluć krwią, a zdaje się, że tylko tego by mu w tej chwili brakowało. Nie chciał robić z siebie jakiejś sensacji, liczył zatem na to, że kobieta będzie w domku sama, na całe szczęście udało mu się również uniknąć większości spojrzeń studentów czy uczniów, którzy byli zajęci swoimi sprawami. I nie spotkał Walsha. To było chyba obecnie najważniejsze, bo podejrzewał, że jego współlokator postanowiłby z miejsca ciosać mu kołki na głowie i wypytywał go, czy nie mógł być nieco ostrożniejszy, chociaż faktycznie, to wszystko, co się wydarzyło, właściwie od Chrisa nie zależało.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Istotnie, szczęście O'Connorowi dzisiaj dopisywało - Perpetua była w domku zupełnie sama. Powoli zbliżała się pora obiadowa - z kolei złotowłosa z powodów upałów nie bardzo miała jakąkolwiek ochotę na... cokolwiek. Przynajmniej dzisiaj - zwłaszcza, jeśli pod ręką miała ukochaną już nowoorleańską mrożoną kawę i książkę. Wyjątkowo żadną z kolekcji Caine'a - a biorąc pod uwagę, że rozsiadła się wygodnie na sofie w saloniku, także nie był to żaden z jej harlekinów. Tematycznie, rozczytywała się właśnie nad reportażem o urazach powypadkowych najczęściej notowanych w Nowym Orleanie. Zachłyśnięcie się wodą także tam było - ale jeszcze nie wiedziała, że ta wiedza na cokolwiek jej się dzisiaj przyda. Kompletnie pochłonięta lekturą - notując od czasu do czasu coś, co zwróciło jej szczególną uwagę na pergaminie obok, nie zauważyła, że ktoś wszedł do domku. Uwaga jej była skupiona wyłącznie na literach, a popołudniowym, gorącym powietrzem nie ruszał nawet lekki powiew wiatru - tym bardziej zdziwiła się, nie zaalarmowana przez nic, kiedy usłyszała swoje imię. — Christopher! — Od razu poderwała się z kanapy, widząc gajowego. W pierwszym momencie rozpromieniła się na jego widok - zaraz jednak jej twarz zasnuły zatroskane chmury, kiedy uważnym okiem dostrzegła w jakim mężczyzna był stanie. Niemal na własnej skórze odczuła jego zmęczenie - dosłownie natomiast odczuła jego przemoczenie, kiedy ujęła go pod ramię. — Na Merlina, co się stało? Wpadłeś w mokradła? — spytała, kierując go na jeden z foteli w saloniku. Automatycznym gestem odgarnęła z czoła Chrisa mokre kosmyki - nie był to jednak jedynie pełen czułości i sympatii gest, a raczej działanie, by wyczuć jakiekolwiek zmiany temperatury wykraczające poza normę. Nie czekając jednak na odpowiedź - sam fakt pojawienia się tutaj O'Connora w takim stanie i z imieniem Whitehorn na wejściu, mówił sam za siebie - zgarnęła swoją srebrzystą różdżkę ze stolika i niewerbalnym Accio przywołała ze swojego pokoju stetoskop, z nieodłącznie towarzyszącym mu białym, puchatym piórem do elektrokardiogramu. Zestaw dorosłego medyka. —Caliditas... — mruknęła cicho, dotykając delikatnie końcem różdżki obojczyka przyjaciela, jednocześnie wolną ręką starając się odpowiednio założyć magiczne urządzenie diagnozujące na siebie. — Mów, co Cię boli, skarbie.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie chciał jej przeszkadzać, ale naprawdę nie miał pojęcia, jak poradzić sobie z tym, jak obecnie się czuł. Gdyby wiedział, jakie należy wypić eliksiry, pewnie już dawno by po nie sięgnął, aczkolwiek ból gardła był na tyle nieznośny, że mógłby się jednak wstrzymywać przed przełknięciem czegokolwiek. Zwłaszcza wody. Pozostawało mu zatem podejść do profesor Whitehorn i liczyć na to, że nie będzie zabierał jej zbyt wiele czasu, a ona będzie mogła poświęcić mu chwilę, nie spodziewał się jednak, że będzie musiał jej tak bezceremonialnie przerwać lekturę, by zwróciła na niego uwagę. Chciał ją przeprosić, ale zamiast tego zaczął zaraz kaszleć, bo znowu coś go podrażniło w gardło i nie bardzo był w stanie sobie z tym po prostu poradzić, mając wrażenie, że jeszcze chwila i po prostu straci głos, czy coś podobnego. Dał się posadzić na najbliższym fotelu, a później spróbował złapać głębszy oddech, żeby opowiedzieć jej, co się stało. - Wybrałem się na plażę... Tę w starym porcie - zaczął, ale głos mu drżał i ciężko było mu mówić, zaraz zresztą znowu zaczął kaszleć, nie mogąc nad tym zapanować. Im więcej mówił, tym bardziej miał podrażnione gardło i obawiał się, że jeszcze chwila i zacznie faktycznie kaszleć krwią, a tego tylko im w tej chwili brakowało. Musiał jednak powiedzieć kobiecie o tym, co go spotkało, spróbował więc się do tego zmobilizować, ale to wcale nie było takie proste. - Nie wiem skąd, ale nagle pojawiła się wysoka fala, która zmyła mnie i Camaela, rzuciła nas na drzewa i teraz tak wyglądamy. Nałykałem się strasznie dużo wody, myślałem, że dałem sobie z nią już radę, ale jest coraz gorzej - powiedział, chrypiąc potwornie, a później zasłonił usta dłonią i ponownie się rozkaszlał, mając wrażenie, że za chwilę wypluje płuca. Zamknął na moment oczy, czując przy okazji, że pod soczewkami najwyraźniej zabrała się również sól, bo oczy zaczynały go z tego wszystkiego szczypać. Był zmęczony i miał ochotę położyć się właściwie od razu, ale domyślał się, jakie dostałby baty, gdyby w takim stanie zjawił się w pokoju. Sam zresztą niepokoił się tym, co się wydarzyło. Miał wrażenie, że w wodzie, jakiej się nałykał, pełno było jakiejś samotnej magii, nad którą nie był w stanie zapanować, magii, która wdzierała się w całe jego ciało i teraz prowadziła do czegoś, co sobą prezentował. - Ciężko... mi oddychać - przyznał jeszcze, by w ten sposób dać obraz tego, co się z nim dzieje. - A poza tym moje gardło przypomina chyba papier ścierny - dodał i znowu kaszlnął, a wtedy poczuł smak krwi na języku i spróbował otrzeć ją dłonią. - A do tego jeszcze to - stwierdził, jakby to mimo wszystko nie było nic takiego. Nie chciał panikować, w końcu nadal był w stanie się poruszać i zachowywać w miarę normalnie, ale przeczuwał, że pozostawienie tego wszystkiego samemu sobie, nie jest dobrą myślą. Kto wie, na co mógłby się narazić?
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Szczęśliwie Christopher nie wypowiadał na głos swoich wątpliwości co do odwiedzin w takim stanie Whitehorn - i jej rzekomego 'przeszkadzania' w lekturze. Gdyby złotowłosa usłyszała jego niedorzeczne tłumaczenia - dopiero wtedy zebrałby baty. Może niekoniecznie w tej chwili - ale na Merlina, była uzdrowicielką, i nawet jeśli się przebranżowiła i nie nosiła już żółto-zielonych szat, to nie mogła wymazać ponad połowy swojego życia. W tym nawyków - i zwyczajnej możliwości pomocy, zwłaszcza jeśli była ku niej po prostu wykwalifikowana. Brwi niemal zeszły jej się w jedną linię w zatroskaniu, tworząc piękną lwią zmarszczkę na jej czole - kiedy usłyszała jakim kaszlem zanosi się mężczyzna. Odstawiła różdżkę od jego skóry - nie odnotowując jednak niepokojących zmian w temperaturze ciała. Widocznie nie miał jeszcze ani infekcji, ani żadnego stanu zapalnego. — Nie byłbyś sobą, gdybyś nie badał takich miejsc, prawda Chris? — spytała, choć w jej głosie nie rozbrzmiewała nawet najmniejsza nuta przytyku - zupełnie jakby stwierdzała fakt. Przecież doskonale pamiętała ich... przygodę w Zakazanym Lesie, podczas której - ale i po - służyła mu za lekarza pierwszego kontaktu. I to jak daleko musieli z Cainem wejść w Las, żeby O'Connora odszukać. — Camael? Słodka Helgo, przecież on... Nie lubi wody... — zmartwiła się jeszcze bardziej, słysząc o identycznej sytuacji swojego młodszego przyjaciela. Zwłaszcza, że Chrisa miała tutaj, już pod swoimi skrzydłami - a młody profesor transmutacji był nie wiadomo gdzie. Skrzywiła się nieznacznie, kiedy gajowy na nowo się rozkasłał - w odruchowym geście kładąc mu drobną dłoń na ramieniu - przyjmowała od niego każdą informację, układając sobie w głowie odpowiednią diagnozę. Żywo zaniepokoił ją jednak ślad krwi - który właśnie Christopher wykrztusił i otarł z kącika ust. Dobrze, że nie próbował tego ukrywać. — Ten stary port podobno przesiąknięty jest magią... — powtórzyła słowa swojego ducha - Luny, która z pasją godną najlepszego bajarza opowiadała jej o mokradłach i okolicy. — Wygląda na to, że jesteś na dobrej drodze do zachłystowego zapalenia płuc. Jeśli nie czegoś gorszego. — Przysiadła na podłokietniku fotela, zakładając na uszy stetoskop - uprzednio ustawiając białe pióro nad czystym pergaminem. Przyłożyła słuchawkę do klatki piersiowej mężczyzny, starając się wsłuchać w cichy szept urządzenia o jego aktualnym stanie.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Taki już był i niewiele mógł poradzić na to, że właściwie zawsze kłopotał się tym, czy przypadkiem nie przeszkadza, czy nie wchodzi komuś na głowę, gdy ta osoba zupełnie nie miała na to ochoty i jakoś nie umiał myśleć o tym, że przecież Perpetua była przyzwyczajona do tego, by nieść pomoc, że było to częścią jej życia, czego nie była w stanie tak właściwie od siebie odsunąć, co nie było czymś, czego mogła się tak łatwo pozbyć, tak jak on nie mógł faktycznie odmówić sobie wędrowania po miejscach na pewno fascynujących, ale nieco niepokojących. Na jej stwierdzenie uśmiechnął się lekko, może nieco niepewnie, może nieco spłoszony, ale z drugiej strony, oboje doskonale wiedzieli, jaka jest prawda, oboje byli w Zakazanym Lesie, widzieli, co się tam działo i wiedzieli, jak ciężko wyglądała ta sytuacja. - Niewiele mogę poradzić na to, że mnie do nich ciągnie. Albo... To one ciągną mnie do siebie - powiedział na to i uśmiechnął się lekko, ale nie wyglądało to znowu jakoś idealnie, bo faktycznie sprawiał wrażenie nieco zmęczonego i bladego. Najwyraźniej jednak fala była groźniejsza, a woda ostrzejsza, niż mógł przypuszczać. Na słowa Perpetui uniósł lekko brwi, ale później jedynie skinął głową i chciał jej powiedzieć, że w porządku, był tam razem z młodym profesorem i nie sądził, by stało się coś złego, ale nie był w stanie, bo już chwilę później po prostu przeraźliwie kaszlał, nie będąc w stanie nad tym zapanować. Drapało go w gardle tak mocno, jakby ktoś rozpalił mu tam ogień i nie wiedział, jak mógłby się tego pozbyć, co w dużej mierze było po prostu frustrujące. Spróbował odetchnąć, a później zerknął na kobietę. - Zapalenie płuc? - powtórzył za nią, bo to brzmiało co najmniej paskudnie i naprawdę wolałby nie zostać przykuty do łóżka, bo chyba by tego po prostu tutaj nie zniósł. Nie lubił chorować, bo leżenie i nabieranie sił po prostu go mierziło, irytowało, czuł się wtedy zgnuśniały i do niczego niepotrzebny, a to nie było coś, co tolerował. Jednak jej diagnoza była zdecydowanie niepokojąca i chociaż chciał o coś zapytać, zamilkł, pozwalając na to, by dalej go badała, jednocześnie czując, że oddycha w sposób, który można było chyba porównać do rzężenia.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Pomimo niespecjalnie radosnej sytuacji w jakiej oboje się aktualnie znajdowali - zachichotała krótko na słowa O'Connora o jego magnesie na kłopoty. A raczej magnesie kłopotów na O'Connora - właściwie na jedno wychodziło, w każdym razie to zawsze Christopher wychodził poszkodowany. Plus był taki, że przynajmniej nie tracił tej swojej subtelnej pogody ducha - choć w istocie wyglądał na... sponiewieranego przez dzisiejszy dzień. Dlatego też Perpetua - choć minimalnie uspokojona przez magiczny stetoskop, który nie wskazywał na więcej zaburzeń w organizmie - nie traciła zatroskania wymalowanego na swojej twarzy. Zwłaszcza, kiedy mężczyzna zanosił się doprawdy przeraźliwym kaszlem - zakrawającym niemal o gruźliczy. — Na szczęście to jeszcze nie jest zapalenie płuc. I nie będzie — pocieszyła go, klepiąc go uspokajająco po muskularnym ramieniu. Wyczuwała jego spięcie - i jednocześnie zmęczenie. Whitehorn w swojej naturze miała wręcz potrzebę przynoszenia ulgi innym - być może to właśnie to czyniło z niej uzdrowicielkę - gdziekolwiek by się nie pojawiła. Nie pracowała już jako uzdrowicielka - jednak ciągle nią była i ciągnęło się to za nią, nie dość, że przez całe życie… To jeszcze przez każdy jego aspekt. W tym także towarzyski. Właściwie to większość jej znajomości się właśnie na udzielaniu medycznej pomocy opierała… I było to bardziej niepokojące niż smutne. Sięgnęła po elektrokardiogram, lustrując wypisany przez magiczne pióro wynik. — Idealnie w normie… — mruknęła do siebie, składając pergamin na kolanie – tylko po to, żeby zaraz machnąć różdżką i niewerbalnym Evanesco pozbyć się zapisanej karty. Cóż, Christopher na pewno nie zbierał swoich wyników – a na pewno nie tych wzorowych. — Od razu się tym zajmę. Odchyl się na fotelu, wzrok w sufit, licz słoje — żart zatańczył na jej języku, kiedy delikatnym, acz stanowczym ruchem usadzała mężczyznę głębiej w fotelu. Zawiesiła koniec różdżki tuż nad grdyką O’Connora, poważniejąc. — Nie mów nic przez chwilę, proszę. — Następnie z jej ust zaczęły spływać ciche inkantacje, płynnie koordynowane z delikatnymi ruchami różdżki, kiedy tkała siatkę zaklęć uzdrawiających nad Christopherem, poczynając od gardła – kończąc na klatce piersiowej. — Jeśli chcesz… uwarzę Ci parę wiggenowych. Tak na wszelki wypadek — zaproponowała, gdy tylko skończyła – a w jej jasnych oczach zawirowały rozbawione ogniki, mimo dość poważnej propozycji. To nie był przytyk wbrew pozorom – wolała jednak swoich pacjentów odpowiednio wyposażać. Zwłaszcza, jeśli byli na dobrej drodze w uzyskaniu karty stałego klienta…
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Były sprawy, na które nic nie mógł poradzić i taka była prawda. Zdawał sobie z tego w pełni sprawę, że istniały sprawy, jakich nie był w stanie przeskoczyć, a to, że co i rusz mierzył się z jakimiś problemami, że pakował się w sam środek kłopotów, stało się dla niego już właściwie czymś tak naturalnym, że zdawał się nie zwracać na to uwagi. Nic zatem dziwnego, że nim znowu zaniósł się nieznośnym kaszlem, że nim znowu ta dziwna przypadłość postanowiła go gwałtownie pokonać, uśmiechnął się do kobiety na znak pewnego niemego porozumienia, bo zdaje się, że oboje doskonale wiedzieli, jak to już z nim jest, i że pewnych rzeczy po prostu nie przeskoczą. Może powinien dostać kartę jakiegoś dzielnego pacjenta, czy coś podobnego, skoro zdarzało mu się dość często lądować u Perpetui z prośbą o pomoc. - Brzmisz jak Charlie - powiedział na to, nim się powstrzymał. Jego przyjaciel był pod tym względem naprawdę podobny, a Chris zastanawiał się nawet czy to jakaś cecha wspólna wszystkich uzdrowicieli, czy po prostu zdarzało mu się trafiać na ludzi z prawdziwym powołaniem, którzy wcale nie trafiali się tak często, jak mogło się wydawać. Nie wiedział dokładnie, ale podejrzewał, że kobieta mimo wszystko zna jego przyjaciela, w końcu również pracowała w Mungu, a magipsycholog nie należał do osób, którym buzia by się zamykała, więc istniało prawdopodobieństwo, że mimo wszystko Perpetua będzie wiedziała, o kim mowa, a przynajmniej, że będzie coś podejrzewać. Choć może tak widział to jedynie skołatany umysł Chrisa, który już nie do końca potrafił wszystko należycie zestawić w całość. Skinął jeszcze głową na znak zgody i zrobił wszystko, czego sobie życzyła, aczkolwiek miał wrażenie, że powieki nieco mu ciążą. Był chyba jednak bardziej zmęczony, niż mu się wcześniej wydawało, ale właściwie nawet mu to nie przeszkadzało. Postanowił, że kiedy tylko będzie mógł, pójdzie się położyć i nieco prześpi, bo to zawsze było pomocne w takich sytuacjach, to zaś w pełni mu odpowiadało. Musiał nabrać nieco sił, a chociaż zaklęcia na pewno były najwyższej klasy, to organizm również wiedział doskonale, co powinien ze sobą zrobić, by znowu być w pełni sprawnym. - Jeśli to nie będzie dla ciebie zbyt wielki problem - powiedział i spojrzał na kobietę łagodnie. - Zdaje się, że nie masz tutaj zbyt wielkiego wypoczynku. A ja mam przy sobie ducha, który nieustannie chce, żebym błąkał się po bagnach i poszedł na tereny wilkołaków. To niemalże, jak proszenie się o wizytę w szpitalu - dodał jeszcze i uśmiechnął się do kobiety lekko. Może i był zmęczony, może i przyszedł tutaj z główną prośbą w głowie, ale nie zamierzał zachowywać się jak jakiś roszczeniowy cham i zwyczajnie miał ochotę z nią pogawędzić, tak po prostu. - Wolę chyba już takiego ducha, jak ten, który towarzyszy Joshowi. Podobno ciągle chce zabierać go do Wesołego Miasteczka - powiedział, uśmiechając się znowu, ciekaw jednocześnie, co na to kobieta i czy może podzieli się z nim swoimi doświadczeniami z własnym duchowym przewodnikiem po Luizjanie.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Christopher zdecydowanie zasługiwał na kartę stałego pacjenta - choć nawet i bez niej, mógł spokojnie liczyć na przyjęcie poza kolejką. Która tych wakacji robiła się naprawdę spora... Perpetua miała jednak dobre przeczucia, kompletując swój własny sprzęt medyczny na ten wyjazd. Nie sądziła jednak, że w równym stopniu co dzieciaki - przyjdzie jej składać także... elementy hogwarckiej kadry. — Nie brzmię jak Charlie — zaprzeczyła, uśmiechając się pod nosem. Oczywiście, że kojarzyła Charliego - z oddziałem magipsychiatrii było jej bardziej po drodze niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Bynajmniej nie ze względu na samą siebie - wielu byłym pacjentom załatwiała tam konsultację jeszcze w szpitalu, nie wspominając już o mężczyźnie-magipsychiatrze, który był jej mentorem. To on, w dużej mierze wpłynął na to jaką - nie tylko uzdrowicielką - ale i osobą została Whitehorn. — Charlie zrobiłby Ci wykład stulecia o bezpieczeństwie, nieodpowiedzialności i - być może - chorobliwej chęci pogoni za przygodą, rozkładając wszystko na czynniki pierwsze... Magipsychiatrzy! — Teatralnie wywróciła oczami - choć jej naigrywanie się z kolegów po fachu było absolutnie udawane. Doskonale wiedziała jak wielką rolę pełnili - i to nie tylko na swoim oddziale. Właściwie każdy pacjent, z każdej innej izby lądował także tam - choćby tylko na konsultację. Z uśmiechem skinęła głową, kiedy Chris przystał na jej propozycję. — Żaden problem, skarbie... — przerwała na chwilę, wysłuchując dalszej części wypowiedzi gajowego - kwitując ją perlistym śmiechem, ale i słowami: — ... z tego co słyszę wiggenowe Ci się przydadzą. A co do wypoczynku, cóż... uzdrowicielem jest się całe życie. Poza tym czuję się potrzebna... Czy to będzie już sadyzm czy jeszcze masochizm, jeśli stwierdzę, że to lubię? Zsunęła się z oparcia fotela - przesiadając się na sofę, by dać O'Connorowi nieco więcej przestrzeni, skoro skończyła go leczyć. Z cichym westchnięciem oparła się o poduszki - odkładając wcześniej czytaną książkę gdzieś na bok. Na wspomnienie o duchach - jak na zawołanie, uśmiechnęła się szeroko. Widać było, że jej własne duchowe przewodniczki kojarzyły jej się wyjątkowo dobrze. — Mi towarzyszą dwa duchy. Sol i Luna, nastoletnie bliźniaczki — zaczęła, podwijając nogi na poduszki kanapy i poprawiając spódnicę na kolanach. Rozejrzała się jednocześnie po pomieszczeniu, jakby szukając dziewczynek. — Poza namowami na wycieczki na mokradła i do Nowego Orleanu... Chcą mnie zeswatać. Przy czym każda z nich ma innego, wymarzonego kandydata dla mnie... Rzuciła porozumiewawcze - rozbawione spojrzenie mężczyźnie, mówiące wręcz "Ach te dzieciaki...".
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Trafili do miejsca, które rządziło się zupełnie innymi prawami. Pełno było tutaj dzikiej magii, duchów i innych cudów, które wpływały na nich tak, a nie inaczej. Nic zatem dziwnego, że co jakiś czas wpadali w tarapaty, że mieli różnego rodzaju problemy, że chorowali albo łamali się, czy robili coś podobnego. Oczywiście, Christopher wolałby, żeby do czegoś podobnego nie dochodziło, ostatecznie bowiem chorowanie nie było wcale takie przyjemne, ale skoro nie był w stanie tego w żaden sposób powstrzymać - w innym wypadku musiałby zapewne siedzieć po prostu cały czas w domku - musiał ładnie uśmiechać się do Perpetui. Teraz również to zrobił, ale o dziwo, nic go nie ukuło, nic nie spowodowało, żeby zaczął zastanawiać się, czy powinien w ogóle mówić o Charliem, nie pojawił się na jego twarzy żaden wyraz melancholii, smutku, czy czegoś podobnego, ot, po prostu wspomniał o swoim przyjacielu, w dość, powiedzmy, zabawnym kontekście. Nie miał za bardzo czasu zastanawiać się nad tą sprawą, a może nawet nie czuł potrzeby robienia czegoś podobnego, zaraz zresztą jego uśmiech jedynie się pogłębił. - Takiego wykładu jeszcze nigdy nie dostałem, ale może to dlatego, że sam pakuje się często w większe kłopoty, niż ja - powiedział i wywrócił oczami, a potem usiadł nieco wygodniej, chociaż widać było po nim, że jest naprawdę zmęczony i pewnie wkrótce powinien położyć się spać. Nie zamierzał jednak wychodzić tak w połowie rozmowy, tym bardziej że uważał, iż nie powinien zachowywać się, jakby wpadł tutaj tylko po ogień, to byłoby z jego strony absolutnie niegrzeczne, a nie miał przecież nic przeciwko temu, by uciąć sobie z kobietą pogawędkę. - Też wiecznie o czymś gada w pracy? Czasami mam wrażenie, że nie umie trzymać gęby na kłódkę - stwierdził i uśmiechnął się znowu lekko pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie z tego powodu, między innymi, Josh początkowo mu go przypominał. Może nie aż tak bardzo, ale jednak to była jakaś ich cecha wspólna, której mężczyzna nie umiał jednak pominąć, ale nie przywiązywał już do niej aż tak wielkiej wagi. Odetchnął teraz nieco głębiej, ale wciąż jeszcze czuł, że nie jest w pełni postawiony na nogi, co nie było wcale takie znowu dziwne, bo chociaż magia mogła wiele, to z całą pewnością nie była w stanie nagle, nieoczekiwanie, wszystkiego odwrócić. - To będzie znaczyło, że robisz to, do czego jesteś powołana. To trochę jak ze mną, nawet tutaj nie mogę oprzeć się pokusie szukania lokalnej fauny i flory, żeby lepiej się z nią zapoznać - przyznał i przekrzywił nieznacznie głowę. - Zgaduję, że masz jednak na kim ćwiczyć swoje zdolności? Poza mną pewnie całkiem spora liczba osób wpada tutaj w podobne tarapaty, bo pcha palce między drzwi - dodał jeszcze, a jego jasne oczy nieznacznie błysnęły, jakby zapaliły się w nich ogniki rozbawienia. Doskonale wiedział, jaka jest młodzież, a skoro on sam ładował się elegancko we wszystkie możliwe tarapaty, to mógł spokojnie zakładać, że z innymi jest podobnie, co właściwie nawet jakoś szczególnie mocno go nie dziwiło, a raczej bardziej po prostu bawiło. Wiedział, że wiele rzeczy jest niebezpiecznych, jak choćby akromantule, ale nie mógł nic poradzić na to, że wiecznie się z nimi spotykał. - Bliźniaczki? No proszę - powiedział, a później zaśmiał się ciepło. - Chyba cieszę się, że nie mam aż takich przygód z Oliverem. Mogę zapytać, co to za kandydaci, czy to jednak zbyt intymna sprawa? - rzucił, całkiem łagodnie i spokojnie, dochodząc do wniosku, że faktycznie dobrze, iż jego duch nie ma podobnych pomysłów, bo chyba wtedy osiwiałby znacznie szybciej.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
[...] że sam pakuje się często w większe kłopoty, niż ja... Nie mogła się dobrotliwie nie roześmiać na taką odpowiedź Christophera. Jeśli miałaby być szczera - akurat O'Connor plasował się u niej na podium, jeśli chodzi o wpadanie w tarapaty i pchanie się z otwartymi ramionami w objęcia niebezpieczeństwa. Jednocześnie także... doskonale to rozumiała. Choć ona sama zazwyczaj pchała się tam gdzie nie powinna z jednego wyraźnego - i ważnego - powodu. Przez chęć niesienia pomocy innym. I choć dla samej idei 'odwagi i brawury' nie przeszłaby przez płonący dom - tak jeśli tylko wiedziałaby, że w środku jest ktoś, kto potrzebuje pomocy, nie wahałaby się ani chwili. Może to właśnie była ta nieodzowna cecha wspólna uzdrowicieli, niezależnie od oddziału na którym piastowali swoje urzędy. — Charlie i milczenie? — parsknęła cicho, z rozbawieniem, poprawiając się nieco na kanapie, by wygodniej się umościć. — Brzmi jak oksymoron. Choć zdążyła już dokładnie zbadać - a właściwie to nawet wyleczyć - Christophera, nie spuszczała z niego uważnego wzroku. Obserwowała go - nienachalnie jednak, zwyczajnie badawczo, z czystej troski wyłapując wszelkie odruchy, które mogłyby ją zaniepokoić. Nie dostrzegła jednak nic poza zwyczajnym zmęczeniem - co nie było wcale takie dziwne, biorąc pod uwagę opowieść mężczyzny i jego przeżytą przygodę. Właściwie to podziwiała go, że zdołał do niej dotrzeć przytomny - a teraz jeszcze wdać się z nią w pogawędkę. I choć miała ochotę zwyczajnie wygonić go do łóżka - chęć rozmowy jednak przeważyła. Na wspomnienie o powołaniu - uśmiechnęła się promiennie, z pełną aprobatą przytakując stwierdzeniu O'Connora. — Coś rzeczywiście w tym jest... — przyznała, opierając podbródek o kolano - a jej jasne oczy zawtórowały własnym błyskiem, do pary z cichym śmiechem na piękne podsumowanie 'wypadków' przez gajowego. — Nawet nie wiesz ile miałam... niezwykłych przypadków. Ty ze swoim zachłyśnięciem to dosłownie plumpka z masłem — teatralnie przewróciła oczyma - kiedy ruchem ręki wyposażonej w różdżkę, niewerbalnym zaklęciem osuszyła ubranie Chrisa z reszty wilgoci. Bynajmniej, nie martwiła się, że fotel w saloniku przemoknie - to ją akurat mało interesowało. Bardziej chodziło o komfort i delikatnie nadszarpnięte zdrowie przyjaciela. — Hogwartczycy chyba już tak mają, że pchają się wszędzie tam, gdzie nie powinni. Po co spokojnie zwiedzać Nowy Orlean, skoro można brodzić po pachy na mokradłach? A potem trafiają do mnie... pogryzieni przez gawiale i bahanki. Nie, żeby jakoś narzekała - mówiła to bardziej z nieodłącznym pobłażaniem i rozbawieniem. Doskonale zdawała sobie sprawę z żądzy przygód wśród młodzieży - i nie tylko z resztą. Póki człowiek żył i nie tracił zainteresowania otaczającym go światem - Perpetua mogła tylko temu przyklaskiwać. Choć w istocie, wolałaby, żeby chociaż jej uczniowie bardziej na siebie uważali. — Intymna? Daj spokój, to zabawne, kiedy dwie nastolatki próbują znaleźć mi 'miłość życia'... wśród wszelkich mijających mnie przedstawicieli płci męskiej. Dosłownie — zaśmiała się krótko, odchylając delikatnie w tył i opierając o zagłówek sofy. Przez głowę przewinęło jej się wspomnienie, kiedy Sol i Luna podczas jednej z pierwszych przechadzek po Nowym Orleanie próbowały ją namówić, żeby użyła uroku i umówiła się na rankę z ulicznym artystą. Obie lubiły chyba saksofonistów. — Z tych znanych z imienia i nazwiska... Jahleel, mój aktualny współlokator na wakacjach - i dobry przyjaciel. Alexander! Luna wypowiadała się o nim wyjątkowo pochlebnie - acz kompletnie nietrafnie. I... Uśmiechnęła się. Nieco cieplej - zdecydowanie bardziej czule. — I Caine, o dziwo. Sol go sobie szczególnie upodobała. Oczywiście, tylko Sol. Whitehorn nie zdradziła nic więcej - choć z jej mimiki szło wyczytać o wiele więcej. Nie licząc krążących wokół niej i Shercliffe'a plotek od zakończenia roku szkolnego - a które, jak na ironię, dopiero niedawno plotkami być przestały.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris pamiętał doskonale wściekłość Josha, kiedy ten wpadł do Skrzydła Szpitalnego. Pamiętał również inne, wcześniejsze przypadki, kiedy po prostu mu się obrywało po uszach za zachowania, które na pewno nie należały do nazbyt rozważnych, ale cóż, najwyraźniej właśnie taki był. Błąkał się wciąż na granicy bezpieczeństwa i chociaż pozornie był człowiekiem spokojnym, niesamowicie cierpliwym i raczej opanowanym, to najwyraźniej lubił trzymać się za rękę z niebezpieczeństwem. Może to było coś, co jednak napędzało krew w jego żyłach i pobudzało jego serce do szybszego bicia, a może po prostu faktycznie był to przypadek, którego nie mógł zignorować, wiecznie za nim podążając i podświadomie uznając, że taki to był już jego los, przeznaczenie, czy cokolwiek to miało być. - Czyli jednak - stwierdził, uśmiechając się lekko, bo właściwie nie wyobrażał sobie przyjaciela, który byłby w stanie milczeć dłużej, niż to konieczne. Rzadko kiedy się to zdarzało i dotyczyło to najwyraźniej naprawdę istotnych chwil w jego życiu, których nie był w stanie pominąć, nad którymi musiał się zadumać, ale chyba jednak gadulstwo było czymś, co mu pomagało, a jednocześnie - definiowało go. W przeciwieństwie do Christophera, który rzadko kiedy dużo mówił, który rzadko kiedy coś o sobie opowiadał, czy prowadził długie i niesamowite rozmowy. Był człowiekiem, który spędzał całkiem sporo czasu z własnymi myślami, był z nimi zapoznany na każdą możliwą stronę i choć może pozornie wyglądał, jakby nie wszystko rozumiał i nie wszystko przyjmował do wiadomości, to wcale nie było tak, to jednak było nieco inaczej, ale nie było sensu jakoś mocno o tym dyskutować. Teraz zaś powoli czuł, że jednak sen zaczyna wygrywać, że słuchanie Perpetui jest po prostu przyjemne, jakby było opowieściami kogoś, kogo szanował i lubił, a kto uznał, że będzie jednak z nim rozmawiał tak długo, aż ten nie zaśnie. - Plumpka z masłem? Chyba w takim razie muszę uznać, że faktycznie jestem tylko marnym pyłem w porównaniu z tym, co robią młodsi - rzucił, słuchając tego, co kobieta miała do powiedzenia i aż nieznacznie uniósł brwi, bo naprawdę nie wyobrażał sobie, jak ktoś mógłby wpakować się prosto w ramiona gawiala. Choć, oczywiście, sam również pchał się w zdecydowanie nieodpowiednie miejsca, więc mimo wszystko postanowił to zmilczeć, by nieznacznie przekrzywić głowę, gdy Perpetua zaczęła odpowiadać na jego kolejne pytanie, a na jego wargach pojawił się łagodny, aczkolwiek naprawdę ciepły uśmiech. Może to wszystko brzmiało nieco kosmicznie, może nieco nieodpowiednio, ale właściwie towarzystwo dwóch duchów, które chyba bez złych intencji robiły coś podobnego... - Chyba spłonąłbym ze wstydu - stwierdził bardzo sennie, czując, że powieki opadają mu na oczy i nie był w stanie nad tym zapanować. Zrobiło mu się ciepło i nawet nie wiedział, kiedy nieco osunął się na fotelu. Miał iść do siebie, miał wrócić i się położyć, ale teraz nie miał już właściwie siły. Niemniej jednak uniósł powieki, gdy Perpetua wymieniła ostatnie z imion i uśmiechnął się do niej cieplej. Zdawało mu się, czy jednak jej głos nieco się zmienił? - Ah - powiedział cicho i skinął głową, jakby chciał jej powiedzieć, że jeśli to była tajemnica, to jest zdecydowanie bezpieczna w jego pamięci. Powieki opadły mu ponownie i nim się zorientował - zasnął.
z.t
+
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Widziała to zmęczenie w oczach Christophera. Nawet nie oczach - mężczyzna całą sobą emanował zmęczeniem - tym bardziej rozczulał ją fakt, że pomimo tego próbował wdać się z nią w dialog. Porwała go fala, zachłysnął się wodą, potem dotarł do niej, aż tutaj... I ciągle pozostawał przytomny. To była jedynie kwestia czasu - kiedy już wyleczony, uratowany od przejmującego kaszlu nim targającego, zacznie osuwać się w objęcia Morfeusza. Perpetua, bynajmniej, nie zamierzała O'Connora odprowadzać do jego domku, ani tym bardziej wyganiać. Jedynie kontynuowała swoje wywody, spokojnym, miarowym tonem, obserwując niemal z rozczuleniem, jak Chris po prostu... zasypia. W końcu zamknął oczy - odczekała jeszcze moment, by jego oddech nabrał głębi, i dopiero wtedy dźwignęła się z kanapy, robiąc na niej miejsce. Ponownie skierowała różdżkę na gajowego - niewerbalnym mobilicorpusem przenosząc go na sofę - i okrywając jednym z pledów. — Wyśpij się, spokojnie — mruknęła, bardziej do siebie, niż do mężczyzny - po czym usiadła na teraz już wolnym fotelu i ponownie zatopiła się w lekturze. Omijając przypadki zachłyśnięcia wodą.