Balialnia innymi słowy budynek w którym znajdują się prysznice oraz balie z wodą w których można się na spokojnie wykąpać... o ile podgrzejesz sobie wodę! Nie ma tu żadnych mechanizmów ani czarów, a więc jeśli pragniesz ciepłej kąpieli w balii to nagrzej wodę. Pomieszczenie jest wewnątrz powiększone i jednocześnie może skorzystać z tego miejsca dziesięć osób. Wszystkie balie(podgląd) i prysznice są oddzielone kabinami. Lewe skrzydło balialni przeznaczone jest dla mężczyzn, prawe dla kobiet.
Dla niej, to o co ją prosił oznaczało jedno. Po tym co wydarzyło się w domku, pierwszego dnia po przybyciu do Luizjany, nie pozostawiało żadnych wątpliwości co do tego, jak bardzo ta dwójka siebie pożąda. Dlatego teraz kiedy znajdowali się w jednej kabine, zupełnie nadzy, niczym nie ograniczeni... tak naprawdę mogli wszystko. Dziewczyna już nie zakładała, że to tylko blondyn ma jasne, klarowne zamiary. Doskonale zdawała sobie sprawę, że ona także gdyby nie pewne zahamowania, mogłaby w tej chwili oddać się chwili zapomnienia, nie bacząc na konsekwencje. Kiedy chwycił jej twarz i zobaczyła uśmiech, którym ją obdarzył, miała wrażenie, że usłyszy za chwilę coś w stylu: "to po co chciałaś, żebym został?". Jednak nic takiego nie wypłynęło z ust chłopaka, zamiast tego musnął krótko wargami jej usta, po czym powtórzył swoje poprzednie słowa. Łagodnie, aczkolwiek stanowczo, jakby z jednej strony był to rozkaz, a z drugiej zwykła prośba. Dobrze, że chłopak w tej chwili trzymał ją w uścisku, bo ledwo trzymała się na nogach, łapiąc powietrze. Starając się uspokoić swój płytki oddech, otworzyła oczy i zamrugała kilka razy, jakby dopiero teraz zrozumiała gdzie się znajduje. - To.. - szepnęła, lekko jeszcze dysząc -... musi pozostać między nami... - dokończyła, próbując wyprostować się i utrzymać siłą własnych mięśni. To pierwsze co przyszło jej do głowy, kiedy odzyskała zdrowe myślenie. Nie chciała, żeby za chwile wszyscy w około wiedzieli co z nim robiła. Nie twierdziła, że będzie rozpowiadał to na prawo i lewo, ale jednak nie chciała aby ktokolwiek o tym wiedział. Odwróciła się przodem, aby, stanąć do niego twarzą. Jej oczy mówiły "dziękuje" jednak sam wyraz twarzy pozostał niewzruszony. - Muszę się umyć - powiedziała cicho, zaglądając mu w oczy, następnie odsuwając się od niego o krok, jeśli jej na to pozwolił.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Intensywności jaką czuł podczas tego rodzaju zabawy z Odey nie był w stanie przyrównać do niczego innego; nie sądził, że zbliżenie i to niepełne z jakąkolwiek dziewczyna może sprawić, że serce w jego piersi zabije mocniej. Nie była to jedynie kwestia jego chorych upodobań, potrzeby wydobywać z różowych ust dźwięków, które dla niego brzmiały lepiej niż symfonie, jakimi zachwycali się znawcy muzyki, a czegoś innego. Nie potrafił określić czym to COŚ było, jednak teraz uderzyła w niego świadomość, że istniało; wywoływało nie tylko podniecenie, ale również dreszcz, który rozciągał się wzdłuż kręgosłupa. Trzymając brunetkę w ramionach poczuł silną potrzebne, by zamknąć ją w nich na czas znacznie dłuższy niż było to konieczne, dlatego kiedy podjęła próbę wyswobodzenia się z nich, zacisnął ręce mocniej wokół jej drobnego ciała. Oparł brodę o głowę brunetki, upajając się słodkim, nieco ziołowym zapachem przymknął powieki i zaśmiał się na jej słowa. - Dziecino, wszystko co robimy zostaje między nami - wyszeptał, po chwili mrucząc z zadowolenia raz jeszcze zaciągnął się znajomym, a mimo wszystko wyjątkowym zapachem próbując w odmętach pamięci odszukać wspomnienia z którym mu się kojarzył - Jaśmin? - stwierdził, choć jego słowa brzmiały bardziej jak pytanie. W końcu pozwolił na to, żeby oderwała się od niego, stając naprzeciwko. Obdarzyła go takim spojrzeniem którego się po niej nie spodziewał. Samo jej zachowanie było zupełnie inne od tego, jakie jak okazję oglądać w domu. Czy to była jego zasługa? A może Odey powoli oswajała się ze swoją seksualnością? Choć to również była jego zasługa. Nie ruszył się nawet o milimetr, kiedy oznajmiła, że chciałaby się umyć, zamiast tego patrzył na nią bliżej nieokreślonym spojrzeniem. - Pomogę Ci - wypalił nagle.
Rzuć kostką
Spoiler:
1,3 w pierwszej chwili w Twoich oczach pojawiło się zdziwienie pomieszane z uczuciem strachu. "Czy on tak na poważnie?" przeszło ci przez myśl, zupełnie jakby słowa wypowiedziane przez chłopaka były jedynie wytworem wyobraźni, jednak wystarczyło na niego spojrzeć, by zyskać pewność, że jest całkowicie poważny. Mimo pewnych oporów, drżącą dłonią podajesz mu żel pod prysznic oraz myjkę, czekając na jego dalszy ruch. 2,6 prychasz słysząc słowa opuszające usta Daemona, który prawdopodobnie właśnie postradał zmysły. Po czym po prostu nakazujesz mu wyjść. Czy to zrobi? 4,5patrzysz na niego z wyraźnym niedowierzaniem w lazurowych tęczówkach, jak gdyby nie mówił do ciebie. Odwracasz nawet głowę, by sprawdzić czy kogoś za tobą nie ma, ale nie - on mówi do ciebie. Mimo ochronnej ochoty by przekonać się, co ma na myśli przez te słowa kręcisz przeciwnie głową, mówiąc, że poradzisz sobie sama, a on bez słowa po prostu wychodzi.
2,6 prychasz słysząc słowa opuszające usta Daemona, który prawdopodobnie właśnie postradał zmysły. Po czym po prostu nakazujesz mu wyjść. Czy to zrobi?
Z chwilą kiedy wszedł do kabiny, była przerażona tym jak bardzo nie ufa samej sobie i przypuszczała, że może sie to skończyć podobnie jak tego wieczora w domku. Miała do niego ogromną słabość, która przejawiała się w tym, że nie panowała nad własnymi odruchami i mogła w tej chwili, kiedy przywarł do jej ciała zrobić absolutnie wszystko. Choć resztki jej zdrowego rozsądku dobijały się w jej umyśle o choćby odrobinę uwagi, to co ciągnęło dziewczynę do niego było silniejsze. Wiedziała doskonale, że może po raz kolejny poczuć się jak rzecz, która była użyta po to aby sprawić mu chora satysfakcję, jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że warto po raz kolejny poddać się swoim pragnieniom. I teraz stała, przyklejona niemalże do niego, lekko zdyszana, ale mimo wszystko, przez tą krótką chwilę - szczęśliwa. To co jej dawał, choć nie mogła tego do końca nazwać, zbyt onieśmielona na ten moment wszystkimi intymnymi gestami, jakimi przed momentem ją obdarował, dopełniało jej. Każda rzecz, która do tej pory dawała jej radość, spełniała jej ambicje, powodowała wyrzut endorfin, zwyczajnie ją ciesząc i satysfakcjonując; w tej chwili była niczym w porównaniu ze stanem, w którym teraz przez moment się znajdowała. A sam chłopak dając jej to czego, wcześniej nie znała, czerpał z tego przyjemność. Wiedziała to. Czuła. Czuła, że liczyła się tylko ona. Dla niego. blondyna, który trzymał ją teraz w mocnym uścisku, aby nie osunęła się na posadzkę. Zrobiła kilka głębszych wdechów, aby nie zakręciło jej sie w głowie, przymykając oczy. Słowa, które chwilę później do niego wypowiedziała były przypływem nagłej paniki. Musiała to przyznać. Bała się. Co byłoby, gdyby ktoś dowiedział się co z nim wyprawia? Chyba zapadłaby się pod ziemię. Poczuła jak opiera brodę o jej głowę, na co zareagowała gwaltownym wypuszczeniem powietrza z ust. Czy odpowiedź, która od niego usłyszała, uspokoiła ją? Może odrobinę. Usłyszawszy jego krótkie pytanie, w pierwszej chwili kompletnie nie wiedziała, czego ma się ono tyczyć. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę jaka nutę zapachowa ma ziołowy szampon, którego używa. - Tak, jaśmin. A co? - odparła, nieco zdziwiona jego słowami. Ewidentnie zapach kosmetyku wzbudził w nim zainteresowanie. W następnej chwili, oprzytomniawszy nieco, odwróciła się, po czym stwierdziła cicho, że chciałaby dokończyć to co zaczęła, zanim wtargnął do kabiny. Poczuła lekki ucisk w klatce piersiowej, kiedy oczami wyobraźni zobaczyła, jak chłopak wychodzi z kabiny. Dlaczego zachowywała się jak pieprzona hipokrytka, z jednej strony sugerując mu, że ma wyjść a z drugiej od razu ubolewając nad tym faktem? Jednak Daemon, nadal stojąc tak jak stał, w mgnieniu oka wymyślił pretekst. Nie mogła powstrzymać prychnięcia. Kącik jej ust powędrował do góry, a dziewczyna wracając do niego spojrzeniem, posłała mu spojrzenie pełne rozbawienia, zmieszanego z niedowierzaniem. - Chyba zwariowałeś. Wyjdź. - rzuciła wprost, patrząc na niego hardym wzrokiem. Chyba nie myślał, że poda mu za chwilę gąbkę i mydło i pozwoli mu pocierać nimi o swoje ciało? Z pewnością mogłoby to skończyć się czymś więcej niżeli "bezstosunkowym" osiągnięciem orgazmu.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Co to Odey przerażało, u blondyna wywoływało chorą fascynację, to jak reakcje jej własnego ciała zmieniały się pod wpływem jego dotyku. Sposób w jaki próbowała przeciwstawić się mu słowami, jednocześnie nakazując swoimi odruchami działać dalej. Zupełnie jakby prowadziła wojnę sama ze sobą, między tym co należało zrobić, a czego tak naprawdę pragnie. A przecież jedyne czego on chciał to spełnić jej pragnienia, czy było w tym coś złego? Jego zamiarem nigdy nie było wywołać u niej uczuć, które zmuszały do myślenia o sobie jak o rzeczy. Gdyby tylko wiedział, że brunetka właśnie w taki sposób odbierze jego nagłe wyjście, zostałby. W tamtym momencie nie chodziło o nią, a o niego samego; poddał się pierwotnym rządzą mimo, że wiedział o jej wieku czy też tym, że była zwyczajnie niedoświadczona w tych sprawach. A teraz uległ po raz kolejny, choć tym razem nie kierował się jedynie czystymi pragnieniami, ale również tęsknotą. Dopiero teraz mógł przyznać sam przed sobą, że za nią zwyczajnie tęsknił, choć unikał jej zaledwie przez dwa dni. Świadomość tego uderzyła w blondyna ze zdwojoną siłą, nakazując mu jeszcze bardziej przyciągnąć do siebie drobne ciało. Serce w piersi chłopaka zabiło mocniej i tylko spływająca po nich woda oraz jej szum sprawił, że dźwięk ten został skutecznie zagłuszony. Nigdy do tej pory nie był spragniony bliskości - tej nieopierającej się na seksie - drugiej osoby. Nie brał pod uwagę oczywiście tego rodzaju kontaktu z rodziną, a przede wszystkim młodszą siostrą, która była jego oczkiem w głowie - to było coś zupełnie innego. - Lubię ten zapach - oznajmił, tak po prostu, nie zagłębiając się w szczegóły, choć od momentu gdy po raz pierwszy miał styczność z amortencją stanowiło on jeden z zapachów jakie czuł pochylając się nad kociołkiem. Nie powiedział jej tego, nie chcąc zdradzać tak od razu wszystkiego, jednak ciężko było nie zauważyć, że woń jaśminu wzbudziła w nim zainteresowanie, co u Odey wywołało zdziwienie; nie musiał na nią patrzeć, by to wiedzieć. Ulotna chwila, którą mogli określić mianem tej szczęśliwej minęła w momencie, gdy Gryfonka zakomunikowała, że powinien wyjść. Czy chciał to zrobić? Oczywiście, że nie. Wychodząc ze swoją propozycją odwlekał w czasie to, co tak naprawdę było nieuniknione. Odmówiła. Po raz kolejny, tym razem nieco pewniej nakłaniając go do wyjścia, a mimo to on wciąż stał w miejscu patrząc na nią bliżej nieokreślonym spojrzeniem. Ignorując całkowicie jej prośbę? rozkaz? umysł Avrey'a nie potrafił do końca stwierdzić czym były słowa opuszczające usta brunetki, po prostu sięgnął dłonią po myjkę, na którą nalał odrobinę żelu. Nie spuszczając spojrzenia z Odey zrobił krok w jej kierunku, zmniejszając dzielący ich ciała dystans, a następnie zaczął sunąć miękką gąbką po jej skórze; zaczął swoją wędrówkę od ramienia Gryfonki, by następnie zsunąć się na jej pierś. Ta ponownie kusiła go, by zamknąć na niej dłoń lub usta na sutki, który pod wpływem okrężnych ruchów stwardniał.
Rzeczywiście nie widziała nic złego w spełnianiu jej pragnień, dopóki to nie odbierało jej w jakiś sposób kontroli. Była naprawdę rozdarta, za każdym razem kiedy przyszło jej stanąć twarzą w twarz z chłopakiem i ciało reagowało instynktownie, jakby ućpane jego zapachem a rozum ogłuszał brutalny cios obuchem. Prawda była taka, że chłopak mógłby dowiedzieć sie wielu rzeczy o niej, gdyby tylko więcej ze sobą rozmawiali. A tak, nie wiedział jak Gryfonka czuła się wtedy, w domku, nie wiedział jak czuje się teraz, bo tak naprawdę woleli oddawać się przyjemnościom, niżeli roztrząsać emocje, które i tak były zbędne w mniemaniu chłopaka. Ona też powoli zaczęła sobie to uświadamiać... Nie powinna za dużo myśleć. Tak chyba będzie dla niej lepiej. Nie miała pojęcia co w tej chwili działo się w jego głowie, a sama biła się z myślami, jak skutecznie wybrnąć z tej sytuacji, kiedy po osiągnięciu spełnienia, nastała krępująca cisza, która musiała koniecznie przerwać. W jednej chwili, kiedy poczuła jak opiera brodę o jej włosy, chciała się odwrócić i wtulić w niego, jednak powstrzymała ten odruch. Lubię ten zapach Te słowa sprawiły, że poczuła przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Choć nie były znaczące, ale w jakiś sposób w nia uderzyły i zrobiło jej się miło. Jednak rzeczywistość dała o sobie znać, a dziewczyna w jednej chwili oprzytomniała stając naprzeciw niego i oznajmiając najpierw, że chce się umyć, a po chwili, kiedy ten chciał jej pomóc, zażądała aby wyszedł. Choć te ostatnie słowa w głębi duszy ją zabolały, była pewna, że tak będzie lepiej. Nie mogła do końca przejrzeć jego reakcji i spojrzenia, którym ją obdarzył. Nie ruszył się z kabiny, a zamiast tego chwycił gąbkę, którą namydlił i przyłożył ją do ciała dziewczyny, delikatnie myjąc jej ramię. Nie odrywając wzroku od jego spojrzenia, chwyciła go za nadgarstek, jakby chciała powstrzymać go przed błądzeniem po jej ciele, jednak ostatecznie nie stawiała oporu jego ręce, a jedynie trzymała ją w uścisku, kiedy zjechał gąbką na jej pierś.
Chciała tego. Chciała go w tej chwili tak bardzo… Ale musiała w końcu zacząć nad sobą panować. Jej logiczne myślenie za długo było przez nią ignorowane. Przecież musi nauczyć się kontrolować żądze, które mimo iż były dla niej nowością, powinny w jakiś sposób zależeć od niej samej, a nie ona od nich. - Proszę... Przestań... - odezwała się nagle kładąc mu dłonie na ramionach, jakby chciała go odepchnąć, ale nie była w stanie psychicznie zebrać się na ten krok. Jeśli on w tej chwili jej nie posłucha, dziewczyna przegra swoją wewnętrzną walkę. Spojrzawszy na niego, spod przymkniętych powiek, jej spojrzenie mówiło jak bardzo jest zdeterminowana aby przerwać to wszystko. Ale w środku, wszystko wołało w niej, aby nie przestawał...
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
On w przeciwieństwie do Odey starał się za dużo nie myśleć o ich "relacji"; nie miała ona silnych fundamentów ponieważ pojawiła się tak naprawdę przez przypadek i od samego początku opierała na walce, gdzie fizyczność odgrywała główną rolę. Nigdy nie wiązał przyszłości z takim rodzajem znajomości, zawsze były dla niego ulotne, znaczyły niewiele, stanowiły formę rozrywki. Niemniej jednak skłamałabym mówiąc, że z niesforną, waleczną Gryfonką było podobnie, a kłamstwa nigdy nie da sobie zarzucić. Przy każdym kolejnym spotkaniu uświadamiał sobie, że dziewczyna zaczyna budzić w nim emocje, lecz nie chciał ich analizować, roztrząsać, bo to mogło być zgubne nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla brunetki. Nie był zbyt stały w swoich upodobaniach, co jakiś czas - zwłaszcza kiedy zaczynał się nudzić - zmieniał je, zupełnie zapominając o wydarzeniach z przeszłości, a takie zachwianie Avrey'a mogło jedynie skrzywdzić Odey. Właściwie dlaczego się tym przejmował? To było do niego niepodobne. Co by zrobił gdyby brunetka nagle postanowiła spełnić swoją potrzebę i wtulić się w niego? Ciężko określić, postawienie Daemona w takiej byłoby albo głupotą albo najlepszą rzeczą jaką można było zrobić. Było to zwyczajnie ryzyko. Nie mógł zobaczyć, jak Odey reaguje na jego słowa dotyczące zapachu, którym przesiąknięta była jej skóra i włosy, jednak mimo wszystko delikatny uśmiech wykrzywił kąciki jego ust, kiedy ta jakby delikatnie spięła się pod ich wpływem. Ten wręcz ledwie zauważalny gest sprawił, że ponownie nabrał ochoty, by sprawić jej rozkosz, jakby chciał wynagrodzić jej poprzednią krzywdę, niemniej jednak choć chwilowo uległa jego pieszczotą, odzyskała zdrowy rozsądek prosząc by przestał. Spojrzała na nią zdezorientowany, widząc w lazurowych tęczówkach, że bardzo chce by kontynuował, kiedy drobne, dziewczęce dłonie zaciskały się na ramionach chłopaka, broniąc się. Westchnął patrząc na nią, przymknął oczy próbując odzyskać własny, zdrowy rozsądek, a przede wszystkim zapanować nad własnymi żądzami. Następnie bez słowa ponownie wziął w dłonie myjkę, skupiając się jedynie na tym, by obmyć ciało dziewczyny, raz po raz całując je delikatnie w różnych miejscach na skórze, rozkoszując się tą chwilą w pełni. Był pojebany, ale ona też.
Też nie nazwałaby ich znajomości jakąś konkretną relacją, bo już zdążyła pojąć, że jest między nimi jedynie jakiś rodzaj interakcji, w której nie ma żadnej więzi, oprócz niezidentyfikowanej potrzeby bliskości fizycznej. Już przy okazji pierwszego spotkania, które było kwestią przypadku, dziewczyna liczyła na to, że wszystko co się tam wydarzyło pozostanie tylko miłym wspomnieniem, które nie będzie dawać o sobie znać w przyszłości, pozostawiając jedynie namiastkę tamtego flirtu z nieznajomym. Gdyby tak właśnie się stało, byłoby dużo prościej. Jednorazowy wybryk, prowokacja, której się wtedy dopuściła, mogły tak po prostu zagnieździć się w odchłaniach jej pamięci, bez jakichkolwiek konsekwencji czy wyrzutów sumienia. Jednak los chciał inaczej i kolejne spotkania ze Ślizgonem skutkowały coraz większym uzależnieniem. Najpierw od gry, którą prowadzili na samym początku, aby nie pozwolić drugiej osobie siebie zdominować, a potem zwyczajnym łaknieniem gorącego dotyku i potrzebą osiągnięcia maksimum przyjemności, po raz kolejny. Oboje jeszcze o tym nie wiedzieli, ale byli już największymi "ćpunami" jeśli chodzi o to co w tej chwili zapanowało ich umysłach. Człowiek zniewolony przez coś, czego do końca nie mógł określić, był naprawdę słaby... Nie oznaczało to, że Worthington w przyszłości nie mogła być zraniona przez ten typ "relacji". Pomimo, iż była twarda i powtarzała sobie za każdym razem, że we wszystkich gestach, którymi obdarza ją blondyn, nie da się wyczuć jakichkolwiek romantycznych uczuć, nie była w stanie zapanować na tym, że ona sama takowe w sobie powoli wytwarzała. Dla niej, choćby najmniejsze muśnięcie jego warg, było w tej chwili mimo wszystko jakąś oznaką tego, że w jakiś sposób się dla niego liczy. Można było spokojnie przez ten fakt nazwać głupią, bo przecież Avrey już pierwszego dnia wyjazdu pokazał jej wyraźnie, że zależy mu jedynie na zabawianiu się z nią. A Gryfonka, choć czerpała z tego fizyczną przyjemność, nadal jak naiwna kretynka, w podświadomości oczekiwała jakichkolwiek przejawów realnego uczucia. Była idiotką... Gdy Daemon przymknął oczy, po jej słowach, spodziewała się wszystkiego. Mógł po prostu wyjść, tak jak wtedy w domku, mógł przyprzeć ją do ściany, miażdżąc usta w zachłannym pocałunku, albo wyszeptać coś, tym swoim seksownym, zachrypniętym tonem, tak aby zmiękły jej totalnie kolana. Jednak nic z tych rzeczy się nie stało. Chłopak otworzył oczy i podniósł gąbkę, po to aby na powrót zacząć pocierać nią najpierw plecy dziewczyny, potem dekolt, brzuch, uda... Co jakiś czas pochylił się aby przylgnąć wargami do jej skóry, na co reagowała cichym westchnieniem, nie odzywając się nawet, stojąc z nieco pochyloną głową, aby przypadkiem nie spotkać jego spojrzenia. Cierpliwie, bez żadnych prowokacji pozwoliła aby ją umył, zgodnie z tym co jej obiecał przed kilkoma minutami. Była grzeczna, bo wiedziała, że tylko to jej pozostało, jeśli chciała trenować swoją silną wolę względem niego. Oczywiście, każdy pocałunek, złożony na jej ciele przez chłopaka powodował delikatne drżenie dziewczyny, a sama czuła lekkie wibracje w podbrzuszu, jednak tym razem nie mogła im ulec. Kiedy wreszcie opuścił rękę, w której trzymał myjkę, powoli zadarła głowę do góry aby w końcu na niego spojrzeć. Po krótkiej chwili milczenia, przeniosła wzrok z jego stalowo-błękitnych tęczówek na wydatne wargi, po to aby na dosłownie pare sekund wspiąć się na palce i złączyć ich usta. Zastygła w bezruchu, napawając się ciepłem, bijącym od jego warg, aby chwilę później oderwać się od nich i bez słowa opuścić kabinę. Czy on ma licencję na robienie jej wody z mózgu? Merlinie, dopomóż, aby ona przeżyła ten wyjazd...
Miała dość. Wytrzymała naprawdę długo, a każda noc doprowadzała ją do szaleństwa. Próbowała odreagowywać, ograniczać liczbę nocy, w których faktycznie była sama, cieszyć towarzystwem innych, ale to przynosiło krótkotrwałą, niewystarczającą ulgę. Czuła się, jakby ciągle była spragniona i sama nie potrafiła dokładnie powiedzieć czego. To ją wykańczało. Zajęło jej trochę czasu zrozumienie tego, co wydarzyło się w zagaiku, ale w końcu do niej dotarło - a olśnienie nagle wyjaśniło jej tak wiele. Hipnoza. Pasowała do Pazuzu jak ulał, wydawało się wręcz, że jest do niej stworzony. W końcu w jego spojrzeniu zawsze było coś niepokojącego, coś przekonującego, coś co sprawiało, że dla własnego komfortu wolała odwracać wzrok. Nie wiedziała tylko, że to aż tak ważne. Myślała, że to kwestia tego, jak ulegała w jego obecności i jak łatwo było mu ją do czegoś zmusić jednym słowem, ale teraz wiedziała, że nie tylko o to chodziło. Czasami pomagał sobie bardziej i tak było tym razem. Inaczej nie dało się wytłumaczyć tego irracjonalnego uczucia, które towarzyszyło jej zawsze przed zaśnięciem. Nie chciała dać mu tej satysfakcji, ale to było nieuniknione. Nigdy nie miała zbyt mocnej silnej woli, opieranie się czemuś tak długo zdecydowanie ją przerastało. W końcu uznała, że to nie jest tego warte. Nie musiała się bać o utratę honoru przy Pazuzu, wszystko co najgorsze już się między nimi wydarzyło. Chociaż trzeba przyznać, że to do czego teraz się posunął, przekraczało wszelkie granice. Siedząc na terenie pensjonatu, dostrzegła jak idzie z ręcznikiem w kierunku Balialni. To był impuls, nawet nie zastanawiała się nad tym co robi, kiedy po chwili ruszyła w tym samym kierunku. Bez pytania weszła za nim do jednej z kabin i dopiero tym zdradziła swoją obecność. - Kurwa - jęknęła i odwróciła się od niego tyłem, starając się jeszcze jakkolwiek nad sobą zapanować. Co ona robiła? - Przesadziłeś. Cofnij to - warknęła, ale czuła, że jej ciało ciągnie ją w jego stronę, jakby nie należało do niej. Odwróciła się znowu przodem do niego i zbliżyła, nagle całując go namiętnie i pchając na ścianę. Kto wie, może nawet wzięła do zaskoczeniem i zdołała lekko poruszyć w nieoczekiwanym kierunku. Jęknęła w jego usta żałośnie i wzięła wdech. - Proszę...
Idioci. Dało się ich polubić, a przynajmniej na ten pobłażliwy sposób, ale zdecydowanie nie dało się z nimi żyć. Nie był do tego przyzwyczajony od czasów szkolnych, gdy musiał spać w tym samym dormitorium co magiczna hołota, a teraz proszę, jest na wakacjach i musi spać w tych zapleśniałych czterech ścianach z ludźmi, którzy są tak przyzwyczajeni do biedy, że nawet w szronie na oknach próbują doszukać się luksusu. W ich domku temperatura wciąż była bliska zera, co nieprzyjemnie gryzło się z upałem Luizjany, ale najwidoczniej zdrowie tych debili nie jest nic warte nawet dla nich samych. Nie dało się zwątpić w to, że on własne cenił ponad wszystko, zamierzając zrekompensować sobie ten chłód uwielbianym gorącem, a nawet kupił "miotłę" ziół - z duszycy, liści mięty i liści czarnej porzeczki - które zamierzał zawiesić nad parującą wodą, by wzmocnić swoją odporność magią tradycyjną. Ledwo jednak zdążył wejść do kabiny i zdjąć koszulę, a już musiał wykręcić się, by czujnym wzrokiem objąć osobę, która postanowiła zignorować fakt, że dany przedział jest już zajęty. Prychnął w wyważeniu pogardy i rozbawienia, nie mogąc jednak dziwić się temu, że widzi właśnie Dear. Zawsze brakowało jej subtelności, a jednak trzeba przyznać, że gdyby poczekała z wparowaniem tutaj chociaż kilka minut, to z pewnością zastałaby go nieuzbrojonego w różdżkę. Jakby to miało jakkolwiek zmieniać jego przewagę. Uniósł wyżej głowę, przyglądając się z zaciekawieniem jej ruchom, gdy pomieszczenie wypełniło brzęknięcie rozpinanej klamry, a zaraz potem, zarzucając spodnie na ławkę, odpowiedział jej tylko "Nie wiem o czym mówisz, Dear", w każde słowo wciskając perfidne w swojej fałszywości nuty udawanej niewiedzy. Raz na jakiś czas powracał pamięcią do tamtego spotkania, do starcia, które ociekało wręcz typową dla nich intensywnością, przede wszystkim będąc zainteresowanym czy tak skomplikowana forma hipnozy w ogóle się mu udała. Nie musiał jednak kontrolować tego eksperymentu, bo cały jego urok polegał właśnie na tym, że jego króliczek doświadczalny sam musiał do niego przyjść i to roztrzęsienie w jego głosie zdradzało, że to właśnie był ten moment. Kącik jego ust drgnął już ku wyrażeniu swojej wyższości, a jednak w tej bezgranicznej wierze, że posiadł kontrolę nad Ślizgonką, zwyczajnie dał się zaskoczyć i zrobił krok w tył, w pierwszej sekundzie instynktu odwzajemniając pocałunek, by zaraz oprzytomnieć i wsunąć dłoń między ich usta, łapiąc ją za twarz i odrywając od siebie z obrzydzeniem, jakby rękoma odgarniał od siebie gęsty szlam. Nie rozluźniał wcale uścisku, chcąc uciszyć i utrzymać w miejscu Dear, która pozwalała sobie na zbyt wiele, a jednak... to nie do niej samej poczuł obrzydzenie, a raczej odrzuciła go myśl, jak bardzo potrzebuje widzieć tę jej desperację, nie potrafiąc przyjąć do wiadomości jak szybko rozbudziło to w nim zainteresowanie. Spojrzał w zieleń jej oczu, niemal topiąc własne brązy pod intensywnością, z jaką się w nie zagłębiał, czując jak drobne dreszcze ekscytacji próbują zachęcić struny głosowe do drżeń hipnozy, a jednak spinał się już cały, by zatrzymać tę chęć w sobie. - Nie wiem o co prosisz - wymruczał, niemal powtarzając swoje poprzednie słowa, a jednak subtelnie zaznaczając, że pyta o coś innego - zakładając, że żądanie postawił mu jej rozsądek z resztkami dumy, a prośbę prawdziwe pragnienie jego łaski, które opierać się mogło na czymś zupełnie innym od zdjęcia ciążącej na dziewczynie hipnozy.
Nie próbowała nawet analizować sytuacji zbyt dogłębnie - w zasadzie działała sprzecznie ze sobą, więc trudno było tu mówić o jakichkolwiek kalkulacjach. Po prostu musiała tu wejść, zbliżyć się do niego, zrobić cokolwiek, żeby zmniejszyć dystans, który sprawiał jej fizyczny dyskomfort. Nie była w stanie sama pozbyć się tego okropnego uczucia, więc nie mogła też liczyć, że działając ostro, lub agresywnie, osiągnie cokolwiek dobrego. Wyprowadzenie go z równowagi to z pewnością nie był plan na teraz - zresztą doskonale wiedziała, że nie byłaby w stanie się na to zdobyć. Tylko resztki silnej woli hamowały jej przed skrajnie pokorną pozycją, a i tutaj nie wiedziała na jak długo starczy jej sił. Nie sądziła, żeby kiedykolwiek wcześniej była poddana pod takie działanie hipnozy, ale chyba nie zdawała sobie sprawę, jak silne i obezwładniające ono może być. To co teraz czuła trudno było porównać do czegokolwiek innego. Jakby jej ciało i umysł tylko częściowo należały do niej. Poruszyła się niespokojnie, kiedy przerwał pocałunek, co gorsza tuż po tym, jak dał jej nadzieje na więcej, odpowiadając na niego bez wahania. Nie chciała się odsuwać, nie chciała przerywać, nie chciała łamać hipnozy. Nie w tej chwili. Teraz nie mogła się na tym skoncentrować, bo jej umysł pochłonęły zupełnie inne pragnienia, zupełnie sprzeczne z prośbą o uwolnienie z nieopisanej tęsknoty za jego osobą. - O ciebie - korzystając z okazji znowu zbliżyła się do niego na tyle na ile mogła i spojrzała na niego błagalnie, opierając dłoń na jego torsie. Potrzebowała czegokolwiek. Dotyku, kontaktu, pocałunku, choćby delikatnego obtarcia, nawet uderzenia, byle tylko zbliżyć się do niego w jakikolwiek sposób, zagłuszyć tę nieznośną samotność i sprawić, żeby dał jej chociaż okruch uwagi. Przesunęła wzrok po całej jego sylwetce, próbując w ten sposób zaspokoić chociaż jeden ze zmysłów i odzyskać odrobinę samokontroli, ale to działało dokładnie odwrotnie. Tym bardziej się w tym zatapiała i tym bardziej nie mogła już myśleć logicznie. Przełknęła ślinę i wróciła wzrokiem do jego spojrzenia. - Błagam, pozwól mi - zjechała dłonią na jego ramię, rozkoszując się dotykiem miękkiej skóry opinającej twarde mięśnie, o których sile miała okazję nie raz się przekonać.
Oparł się o ścianę i westchnął, jakby cała ta sytuacja mu ciążyła, a jednak w tej ciężkości właśnie odnajdywał przyjemność. To było jak wytchnienie, że pole, które obsiał, w końcu wydało plony, gdy niemal spisał je na starty, uznając każdy jego skrawek za bezpłodny. Czuł dumę z sukcesu swojej hipnozy, a jednak czuł się jednocześnie nią zmęczony, nie mogąc być usatysfakcjonowany w pełni, bo przecież Dear powinna tak do niego lgnąć nawet i bez magii. Uniósł brew, czując dłoń na swoim ramieniu, schodząc z oczu dziewczyny, po jej barku, wzdłuż całej ręki, aż nie dotarł do bezczelnej dłoni, którą złapał swoją, odklejając ją od siebie i nie wypuszczając z bolesnej pułapki swoich palców zrobił krok w przód, gdy druga dłoń naparła na lędźwia dziewczyny, ciągnąć ją do siebie w zaskakująco satysfakcjonującym go przylgnięciu. - Wiesz co to dla Ciebie oznacza - wymruczał jej do ucha, po czym obrócił się wraz z nią, by to Heaven oprzeć o ścianę i niemal czule pogładzić ją po gładkim policzku, gdy oczy już świeciły mu się z ekscytacji, bo wyobraźnia podsuwała mu widok najpiękniejszych sinych kwiatów, którymi mógłby obsypać całą jej skórę, co przecież stanowiło tylko jedną z wielu opcji zaspokojenia swoich własnych potrzeb. Nie musiał precyzować - wiedziała, że nigdy nie może być pewna co ją spotka, bo choć jakakolwiek większa bliskość z nim gwarantowała ból, tak nigdy nie było wiadomo jak duży. Sam zresztą nigdy nie wiedział - czy potrzebuje całe serii uderzeń, czy tylko jednego; czy wystarczy rzucić zaklęcie, czy musi wszystko zorganizować ręcznie; czy chce słyszeć efekt swoich starań, czy drażnić go będzie najcichsze jęknięcie. Czuł na swoich ustach jej oddech, własny wstrzymując instynktownie, jakby sam w sobie już stanowił zbyt dużą nagrodę dla Ślizgonki i choć pochylił się nieco w chęci pocałunku, to jednak odsunął się, by sięgnąć po swoją różdżkę, nie mogąc ukryć lekkiego uśmiechu, gdy oparł jej kraniec o mostek dziewczyny. - Przypomniałaś już sobie jak to jest mieć złamane serce? - spytał wibrującym pomrukiem, nawiązując do pierwszych słów swojej hipnozy podczas ich ostatniego spotkania, by rzucić niewerbalne Cistam Dolorum, nie odrywając już ciemnego spojrzenia od jej twarzy, nie chcąc przegapić choćby najdrobniejszej z bolesnych reakcji.
Bała się, oczywiście, ale strach wypadał tak blado przy tych wszystkich innych odczuciach, przy tym pragnieniu zdawał się nie mieć najmniejszego znaczenia. Bała się, ale też czekała na każdy jego ruch, czerpiąc przyjemność nawet z tych brutalnych, pozbawionych delikatności gestów. Oddała się temu bez oporów, opierając się o ścianę i patrząc na niego niepewnie, zastanawiając się, co to dokładnie znaczy. Przymknęła oczy, kiedy zobaczyła, że zbliża się do niej tak, jakby chciał zaraz musnąć jej usta i dać jej jeszcze odrobinę delikatności, zanim przejdzie dalej, ale szybko rozwiał jej nadzieje. Zacisnęła zęby, widząc jak sięga po swoją różdżkę, tak jakby już teraz chciała się obronić przed ewentualnym krzykiem bólu. W końcu wiedziała, że to nie oznacza nic dobrego - prawdę mówiąc, wolała już chyba uderzenia i żelazne uściski, przynajmniej były bardziej przewidywalne i namacalne. Zresztą zawsze wolała bójki od magicznych pojedynków. Zwłaszcza, że Pazuzu sięgał po czarną magię, której nie cierpiała, która przynosiła jej najgorsze możliwe wspomnienia i poza samym bólem, dawała jej znacznie więcej. - Tak - szepnęła i zaraz skrzywiła się, czując mocny ucisk w klatce piersiowej. Na szczęście przed krzykiem zahamował ją brak powietrza, o które próbowała walczyć bezskutecznie. Próbowała nad sobą panować, ale ciało szybko zaczęło jej drżeć a na twarzy odmalował się wyraźny grymas bólu Nie mogła nawet domagać się przerwania, całkowicie obezwładniona tym zaklęciem. Instynktownie próbowała odnaleźć wolną ręką jego dłoń, tę, w której trzymał różdżkę, jakby chciała jakkolwiek przerwać zaklęcie, ale nie była do tego zdolna. Co więcej, nawet gdyby to było fizycznie możliwe, czuła, jakby coś ją wstrzymywało i kazało jej grzecznie znosić zaklęcie, którym ją uraczył. To chyba też miało jakiś związek z tamtą hipnozą i zaczynało ją to naprawdę przerażać - w tej chwili była zupełnie bezbronna, nie tylko fizycznie i pod względem umiejętności, ale mentalnie. Jakby całkowicie poddała się jego woli i to tak bezgranicznie, że żaden ruch z jego strony nie był w stanie obudzić jej z tego amoku.
Zieleń jej oczu. Zawsze to właśnie on przyciągał najwięcej jego uwagi. To w nim odnajdywał wszystko to, co go w niej interesowało. Błyski największych słabości, jak i płomienie jej buntu. Moment przełamania, żalu, gniewu i paradoksalnie - bo tego przecież wiecznie jej odmawiał - dumy. I przecież wiedział, że jest to obustronne, bo i w jego oczach można było dopatrzeć się tego, co zachowaniem starał się ukryć, a jednak wiedział, że przy niej nie jest to słabością, a przywilejem odkrywania przed kimś swojej prawdziwej natury. Przed nią jedną mógł być sobą - bez masek, bez doczepianej aureoli boga, a w pełni możliwości spektrum swojej demoniczności, mogąc wybrać sobie na ile (nie)delikatny chce dziś być. Przysunął się bliżej, pochylając się do niej, by oprzeć ich wargi o siebie, chcąc czuć w ich drżeniu bezskuteczne próby łapania powietrza, niemal mrucząc z zadowolenia, gdy brał sobie siłą pocałunek wypełniony jej bezsilnością. Przerwał zaklęcie, ale dłonią już szarpnął za kark Ślizgonki, by nie pozwolić jej złapać oddechu, bo każdy kradł już własnymi ustami w kontrolujących pocałunkach, które w podążaniu za instynktem zdawać się mogły nieco chaotyczne, bo i jego bariery puszczały stopniowo, pozwalając ogarniać ciało ekscytacją. Dał złapać jej nieco powietrza, które i tak zdawało się dusić wystarczająco od kotłującej się w kabinie pary, patrząc w zieleń z zachwytem, które rzadko wybijało się w brązach jego oczu. Odrzucił różdżkę na ubrania, zaciskając dłonie na jej biodrach, spinając już mięśnie, by unieść ją sobie, chcąc dogodnie spleść ich ciała w tym oparciu o ścianę, a jednak zmienił zdanie w ostatniej chwili, ledwo odrywając dziewczynę od ziemi i zgarniając ją do pocałunku, a już odstawiając ją z powrotem i przesuwając dłońmi po jej talii zwyczajnie odsunął się od niej na pół kroku. - Dostałaś czego chciałaś, Dear? - mruknął, klepiąc ją lekko po policzku, z kpiącym uśmiechem odwracając się do niej tyłem, bo przecież rzucając na nią hipnozę doskonale wiedział, że nie takie pragnienie będzie rozlewało się po jej umyśle w każdą samotną noc i właśnie dlatego nie mógł na to pozwolić. To było zbyt proste, za mało godzące w tę dogorywającą dumę Ślizgonki, wręcz nic nie warte w całej historii ich relacji, skoro przychodziła do niego spętana więzami hipnozy, a nie wspomnień. Spokojnymi ruchami dokończył pozbycie się ostatnich warstw zakrywających go ubrań i zwyczajnie wszedł do bali, rozsiadając się wygodnie, na tyle rozproszony obecnością Heaven, by nie pozwolić myślom na kaprysy co do jakości "luksusowej" części resortu. - Zaspokojona? - spytał, zarzucając rękę za drewniane oparcie, wzrokiem odnajdując zieleń tęczówek, musząc zmusić się do kolejnych słów, wcale nie chcąc pozbywać się tej przewagi, którą bezapelacyjnie zdobył hipnozą, a jednak czując, że to właśnie powinien zrobić, by osiągnąć większą satysfakcję. - Jesteś wolna, Dear. Nie zamierzam Cię brać siłą. No... Nie dziś. Nie zamierzam też dać Ci cokolwiek za darmo, więc pozostawiam Ci wybór. Poradzisz z nim sobie?
Hipnoza hipnozą, ale chemia między nimi, chociaż dziwna, była trudna do zaprzeczenia. Nikomu innemu nie pozwoliłaby się tak traktować, chociaż z pewnością nikt inny by się nie odważył. Miała do niego słabość i mimo wszystko, mimo tego, że każde ich spotkanie kończyło się jej bólem, upokorzeniem, lub strachem, wracała. Wiernie i pokornie, nawet jeśli z buntowniczymi frazesami na ustach. Trzymała twardą powłokę przez chwilę, żeby odpuścić ją pod odpowiednim naciskiem. Nawet jeśli w chwilach takich jak ta czuła się okropnie, bezwartościowo i słabo, nawet jeśli pełne wyższości i satysfakcji spojrzenie Pazuzu budziło jej niechęć, to odnajdowała w nim też coś pociągającego. W tej chwili mogła zrzucić to na hipnozę, ale kiedy poczuła pocałunek, który pozbawił jej wyczekiwanego oddechu, a jednak dał stanowczo za dużo przyjemności, zastanawiała się, na ile to był wpływ perswazji, a na ile jej samej. Jak dobrze, że nie musiała tego analizować zbyt długo. W tej chwili wszystko mogła zwalić na brzemię tej hipnozy, nie ważne jak desperacko i żałośnie się zachowa, lub zareaguje, później będzie mogła powiedzieć jemu, a przede wszystkim sobie, że była do tego zmuszona. - Nie - jęknęła, w końcu łapiąc upragniony oddech. - Wiesz, że chce więcej - powiedziała, ale on już stał do niej tyłem. Po jego kolejnym pytaniu z jej ust wydobyło się jeszcze stanowcze nie i kiedy już chciała zrzucić swoje ubranie, żeby dołączyć do jego kąpieli, zrobił coś, czego się nie spodziewała i czego wbrew pozorom zupełnie nie chciała. Poczuła, jak schodzi z niej ciężar, jak ta trudna do zidentyfikowania siła puszcza ją i pozwala podejmować świadome, samodzielne decyzję. Ale nie poczuła, że chce odejść. Nie poczuła ulgi, nie chciała przerwy. Spojrzała na niego zła. Wiedział co robi, od początku grał w swoją chorą grę i wcale nie chciał jej naprawdę zmuszać, a jedynie postawić w sytuacji, w której przymus nie będzie potrzebny. Stała przed nim chwilę w milczeniu, walcząc ze sobą, jednak doskonale zdając sobie sprawę, że to przegrana sprawa. - Nie chce wychodzić - wydusiła z siebie z trudem, bo teraz z jej ust słowa nie wypływały same, nie wydobywały się na światło dzienne z lekkością i naturalnością, tak jak wcześniej. Teraz musiała się do tego naprawdę zmusić. Zsunęła ramiączko koszulki, nie wiedząc, czy jej nie zatrzyma.
Większość rzeczy w życiu robił po to, żeby poczuć cokolwiek. Żeby się nie nudzić, nie zatrzymywać choćby na moment, bo brak ruchu oznaczał brak postępów, a to z kolei oznaczało porażkę. Teraz jednak zastygł, znieruchomiał i przez chwilę nie chciał robić zupełnie nic, gdy mięśnie drżały mu nie ze zmęczenia, a ze zwykłego ludzkiego rozluźnienia, które sam sobie tłumaczył tym, że nawet bogowie ulegają zachciankom i pożądaniu. Pańska rzecz brać wszystko to, co należy do niego. A Dear przecież od zawsze była jego. Dlatego w pierwszej chwili zacisnął na niej palce mocniej, z sobie tylko znanym wyczuciem uginając elastyczne żebra pod naporem swoich mięśni, nie chcąc słuchać żadnych rozkazów w swoją stronę, choć... nie karał jej za to zbyt często, jakby prawem do głosu pozwalał jej pozostać na granicy człowieczeństwa. Zaraz jednak uśmiechnął się do niej tak, jak może uśmiechać się tylko władca do swojej plebejskiej oblubienicy i jednym szarpnięciem uniósł ją nieco w górę, by odsunąć ją od siebie jak zabawkę, której poświęcaniem uwagi zdążył się już znudzić. - Widzisz, Dear. Jakbyś częściej taka była, to stosunki między nami mogłyby być znacznie lepsze - stwierdził, rozsiadając się wygodniej w bali, zamierzając powrócić do swojego pierwotnego planu kąpieli. - No... Oczywiście nic poważnego, skoro zaczęłaś się kurwić, ale na przyszłość radzę ze sobą nie walczyć tak długo i po prostu do mnie przyjść - dodał rozleniwionym pomrukiem, zaraz już wskazując jej wyjście brodą przez lekkie wykręcenie głowy. - Zamknij za sobą drzwi.
Była zmęczona, ale fizyczne wycieńczenie było niemal nieistotne w stosunku do tego psychicznego, które dawało o sobie znać boleśniej, niż by tego sobie życzyła. Wiedziała, jak podchodzić do relacji z Pazuzu, wiedziała doskonale co go satysfakcjonuje, dlatego w chwilach słabości doskonale zdawała sobie sprawę, co może poruszyć go najmocniej, wiedziała czego od niej oczekuje i z jakiej roli będzie najbardziej zadowolony. Chciał czuć przewagę, chciał być panem sytuacji a ona na granicy utraty zmysłów chętnie podawała mu to na tacy. Kiedy jednak wracała do siebie, nie chciała dłużej znajdować się w tej pozycji, chciała jak najszybciej podkreślić, że to minęło, że nawet jeśli przed chwilą oddała mu się bez oporów, to nie znaczy, że wciąż do niego należy. - Dzięki, nie skorzystam - pokręciła głową, a kolejną uwagę puściła mimo uszu. Nawet nie drgnęła, czego Pazu się pewnie spodziewał, bo tego typu stwierdzenia nigdy nie były dla niej szczególną obrazą, zresztą słyszała je już tyle razy, że było jej już wszystko jedno. Wyszła z wody, żeby wytrzeć się jego ręcznikiem i założyć na siebie porzucone na podłodze ubrania. Chociaż miała ochotę wyjść, unikając jego przepełnionego pychą spojrzenia, zdecydowała się na dokładnie odwrotny krok - skierowała twarz w jego stronę, po to, żeby spojrzeć mu prosto w oczy. Oparła ręce o brzeg wodnej bani. - Nienawidzę tego, że zawsze łechtam twoje przerośnięte ego. Wydaje ci się, że jesteś panem sytuacji i może masz rację, ale czekam na dzień, kiedy znudzi ci się bycie ponad wszystkimi i będziesz chciał poczuć, że ktoś jest na twoim poziomie, ale, z własnego doświadczenia przypuszczam, że nie przeskoczysz swoich własnych zapędów i skończysz sam. Mam nadzieję, że będę w pobliżu, żeby to zobaczyć - odgarnęła włosy za ucho i wyciągnęła mokre włosy zza koszulki, otrzepując je ze zbędnych kropelek i zerkając na niego jakby od niechcenia. - Kto wie. Może wtedy to ty przyjdziesz do mnie, żeby przez chwilę znowu poczuć, że jesteś górą i zapełnić pustkę. Myślisz, że po spotkaniu z tobą uważam cię za zwycięzcę? Prawdę mówiąc, uważam, że jesteśmy siebie warci. Pewnie dlatego przyjdę nie raz, bo nigdzie indziej tego nie znajdę. Ty też nie - dokończyła, już kierując swoje kroki w stronę wyjścia, a po chwili zamknęła za sobą drzwi, na dobre opuszczając balialnie.