Na pagórku znajduje się pojedyncze drzewo charakteryzujące się wyrastającymi ponad ziemię korzeniami... miejsce jest zacienione, a więc turyści chętnie tu przysiadają z lunchem bądź dla samego ochłodzenia. Uwaga, mogą się tu zlatywać owady.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Raczej nie spodziewał się, że trafią w takie miejsce. Biorąc pod uwagę wspomnienie Finna o tym, że w zeszłym roku spędzali wakacje na Saharze, spodziewał się chyba środka dziczy, jakiejś szalonej Amazonii, czy zapomnianych przez świat wysp. Tymczasem znajdowali się w Luizjanie, w Nowym Orleanie, co miało co prawda swój urok, ale chyba nie do końca było tym, czego się spodziewał. Czy coś. Było jednak, kurwa, oszałamiające, bo nagle okazało się, że wyrwał się z wszelkich znanych sobie ram i w pewien sposób decydował sam za siebie, nie musząc siedzieć w dawnym domu, nie musząc użerać się z przyrodnim rodzeństwem, ani nie musząc oglądać dalej znienawidzonego ryja własnego ojca. Co lepsze, naprawdę wylądowali w jednym domku z Finnem i Lou, chociaż już obecność jednej ze Swansea mu się nie podobała, ale na to wiele poradzić nie mógł. Jeszcze dziwniejszy był ten duch, który wyskoczył chuj wie skąd i o mało nie przyprawił go o zawał serca, chociaż w gruncie rzeczy, nie był aż taki zły, a teraz polazł gdzieś w cholerę i dał mu spokój. Co prawda Max czuł lekki ból głowy, ale nie wiązał się na razie z niczym groźnym, więc po prostu pozwalał, by gdzieś tam istniał w tle jego świadomości, zdecydowanie mocniej koncentrował się na tym, co działo się dookoła niego, rozglądał się i chłonął to, gdzie byli, co mogło ich czekać, a co za tym idzie, nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. I chociaż w życiu by się do tego nie przyznał, bo na chuj, jakby się nad tym uważniej zastanowić, to mimo wszystko serce mocno mu biło z podekscytowania. To było coś nowego, a on miał okazję cieszyć się obecnością sporej części znajomych i chociaż Alise znajdowała się właściwie na drugim końcu świata, to nie miał z tego powodu jakichś większych trudności, ostatecznie bowiem miał spędzić ten czas z Finnem. I z Lou, Nancy, Strauss i pewnie masą innych ludzi, których kojarzył ze szkoły. Momentami miał wrażenie, że to wszystko jest mocno nierealne i chyba nie do końca mieściło mu się to we łbie, więc pewnie właśnie z tego powodu ignorował na razie ten niepewny ból, jaki go łapał - uważał, że to zmęczenie, podekscytowanie tym dniem, który zaczynał lecieć szybciej, niż mu się wydawało. Jakby chciał mu gdzieś spierdolić, tylko dlatego, że nigdy czegoś podobnego nie doświadczał. Najzabawniejsze było to, że musiał przypominać nieco podekscytowane dziecko, z czego nie zdawał sobie zupełnie sprawy, kiedy tak spacerowali po prostu po okolicy, raczej niczym się nie przejmując. - To gdzie ta twoja dzicz? - rzucił w końcu zaczepnie do Finna, kiedy dotarli pod dość dziwne i na pewno fantastyczne drzewo na terenie pensjonatu. Jego ciemne oczy błysnęły rozbawieniem, kiedy obchodził dookoła pień, a później wsparł się o niego i rozejrzał po okolicy, jakby chciał sprawdzić, czy nie przegapili po drodze jakiegoś spokojniejszego miejsca, w którym, rzecz jasna, mogliby się zaszyć, gdyby tego naprawdę potrzebowali. Założył ręce na piersi, zastanawiając się, czy powinien brać się teraz za palenie, ale chyba było dookoła zbyt wiele fascynujących rzeczy, żeby faktycznie mógł koncentrować się jeszcze na czymś. Dziwne? Pewnie tak. Domyślał się, że z boku wygląda raczej niemądrze, nic zatem dziwnego, że starał się to częściowo maskować, ale na pewno nie dało się w żaden sposób ukryć tego, jaki był uważny, jak wszystko go ciekawiło, jak chciał wszystko sprawdzić. Domyślał się również, że raczej ani Lou, ani Finnowi nie umknęło to, że w pierwszej chwili wyglądał, jakby chciał się poryczeć jak jakiś pieprzony trzylatek, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że naprawdę tutaj jest i naprawdę może robić dokładnie to, na co ma ochotę. Nie wiedział zupełnie, jak to wszystko będzie wyglądało, czy się uda, czy będzie chujowo, ale na razie był tym tak podekscytowany, że po prostu nie mógł usiedzieć w miejscu i po prostu czuł szaloną ekscytację, mówił sobie, że na pewno wszystko będzie co najmniej zajebiste i nie zamierzał w żaden sposób, cóż, przegapić tych wakacji.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Trzeba przyznać, że i on był podekscytowany tym wyjazdem. Nie spodziewał się Nowego Orleanu, ale też nigdy nie dało się przewidzieć gdzie ich organizatorzy upchną. Luzijana tętniła życiem, kolorami, przesiąkała magią i aż prosiła się o zwiedzanie. Podobało mu się tutaj, domki choć cholernie ciasne były przytulne, współlokatorów miał wymarzonych (i nawet Cysię powitał uśmiechem), wszystko było w porządku dopóki... nie doczepił się do niego upierdliwy duch. Wiedział, że inni też takowego "posiadają", a więc nie było to niczym dziwnym. Sęk w tym, że ten Areen była nie do zniesienia ze swoim piskliwym głosikiem. Łaziła za nim non stop i doprowadziła do tego, że popsuł mu się humor. Chętnie wyszedł z Maxem na zwiady, bowiem miał nadzieję, że Areen znudzi się i gdzieś sobie pójdzie, ale gdy wspinali się na pagórek to słyszał za plecami jej skomlące przeprosiny. Zaciskał zęby i ją ignorował, a starał się skoncentrować na twarzy Maxa, z którego biło podekscytowanie, ale też dziwne wzruszenie, którego nie do końca ogarniał. Zapewne skojarzyłby z ich rozmową na wizzengerze gdyby nie ten martwy rozpraszacz. - Dzicz została w rezerwacie w Dolinie Godryka. Mamy za to tylko dwa miesiące na obejrzenie całej Luzijany. - wszedł na korzenie i przeszedł sobie po nich sprawdzając jak bardzo mogą być niewygodne, jeśli je w ten sposób potraktować. Przechodził z jednej części na drugą i przy okazji rozglądał się z tej wysokości po pensjonacie. - Wiesz, że Cysia też jest jasnowidzem? Jej brat mi to potwierdził. - nie miał pojęcia czy to była tajemnica czy nie, ale skoro ani Caelestine ani Cassius o tym nie wspomnieli to nie czuł się zobligowany do trzymania tego w sekrecie. - Mówiła mi coś kiedyś o przeczuciach i snach. - wzruszył ramionami. - A według ulotek jesteśmy w siedlisku magii zakazanej, związanej z przyszłością i gwiazdami. Niezłe combo się nam szykuje... zamknij się w końcu, rozmawiam z kim innym, nie widzisz?!. - warknął znienacka do dziewczynki, która rozpłakała się tuż przy nim, a oczy miała ogromne i błagające o wybaczenie. - Na Merlina, czemu ona za mną łazi. Jej płacz doprowadza mnie do szału. - wykrzywił się i "uciekł" przed nią po korzeniach w kierunku Maxa. Oparł się tuż obok niego o pień i dzielnie starał się lekceważyć ducha. Nie był nauczony szanowania ich, były jak ożywione obrazy, echo przeszłości, które nie może wynieść się z teraźniejszości. - Popsuła mi humor. - opuścił barki i popatrzył bezradnie na Maxa. Wolał z nim pogadać o wszystkim i niczym aniżeli marnować swój humor na znoszenie Areen. Każdą komórką ciała czuł, że w jego relacji z gryfonem zaszła nieodwracalna zmiana tylko nie był pewien na czym dokładnie miałaby polegać. Zacznijmy od tego, że czuł się przy nim całkowicie swobodnie jakby był w swoim domku w Hogsmeade.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Pewnie w tej chwili sam był jak takie duże dziecko, które dostało torbę słodyczy i zupełnie nie wiedziało, co miało z nią zrobić. Starał się nie zwracać uwagi na ducha, który za nimi szedł, w końcu nie on tutaj był ważny, ale mimo wszystko nie dało się cały czas ignorować jej popiskiwania, czy co ona tam właściwie robiła. Nie miał bladego pojęcia, dlaczego akurat taka jednostka trafiła się Finnowi i po cichu uznawał, że jednak jego szalony pirat był już zdecydowanie lepszy. Co prawda z jego powodu, chyba, Maxa aż korciło, żeby pójść nad rzekę, a może na mokradła, chuj wie, byle gdzieś, gdzie znajdowało się wiele wody, jednak nie robiło to na nim aż tak wielkiego wrażenia, nawet go jakoś szczególnie mocno nie irytowało, czy coś podobnego. Czuł się z tym w gruncie rzeczy nieźle i po cichu cieszył się, że stary pirat nie miał ochoty ryczeć mu cały czas nad ramieniem. Doskonale rozumiał, czemu towarzyszący im duch był taki upierdliwy, ale za chuja pana nie wiedział, co miałby z nim zrobić. - I właśnie to zamierzam zrobić, obejrzeć ją całą. I sprawdzić, co zechce mnie tutaj zjeść na śniadanie - stwierdził, uśmiechając się do niego zaczepnie, gdy tak kręcił się w okolicy. Mimo wszystko nie wydawał się jakiś zły, zirytowany, nie było w nim czegoś, co w tej chwili Maxa by niepokoiło, a może po prostu nieco zdołał uśpić jego czujność i wyglądało to, jak wyglądało. Zmarszczył lekko brwi na tę informację o Swansea, bo tego nie wiedział i nie był pewien, czy faktycznie powinien z nią przebywać w jednym pomieszczeniu, bo chuj wie, co może się odjebać, jak na raz coś im pierdolnie. To w końcu, chyba, było możliwe, zwłaszcza że faktycznie Finn miał rację wspominając o tym, jak sprawy miały się z Luizjaną. - Nie miałem pojęcia. Mam nadzieję, że przechodzi to mimo wszystko normalnie, bo inaczej z Lou dostaniecie pierdolca - stwierdził jedynie, pokazując tym samym, że chwilowo temat wizji, czy wróżb nie robił na nim tak wielkiego wrażenia, a skoro wiedział, że w obecności Finna spokojnie może po prostu pozwolić na to, żeby przyszłość go zabrała, nie zamierzał się nadmiernie stresować. Intrygowała go ta pierwotność magii, to wszystko, co było z nią związane i może nawet coś by na ten temat powiedział, gdyby nie to, że jego rozmówca zwrócił się do ducha, a on aż parsknął pod nosem. Nie mógł zobaczyć dziewczynki, o której wspominał Finn, co było nieco frustrujące w obecnej chwili, aczkolwiek nie wiedział, co niby miałby z nią zrobić i jak ją przegonić. Miał nadzieję, że jednak spędzą miło ten czas i zdecydowanie nie chciał się szarpać o Finna z jakimś tam umarlakiem, ale ostatecznie, jeśli będzie trzeba, to nawet z tym spróbuje się jakoś uporać. Ostatecznie, co mu pozostało? Na razie jednak spoglądał na chłopaka i uśmiechał się do niego lekko zadziornie. - To, co dokładnie poprawi ci humor? - spytał prosto i mrugnął do niego zaczepnie, jasno pokazując, że jeśli tylko coś chodzi mu po głowie, to jest tutaj po to, żeby spełniać jego zachcianki. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że chętnie zabrałby Finna gdzieś na miasto, poszedł się napić, sprawdził, co da się tutaj zjeść i gdzie można imprezować, czy wpaść w niezłe tarapaty. Nie zamierzał się ograniczać, bo na chuj? Liczył również na to, że Puchon mimo wszystko nie uzna go za jakiegoś pojebanego i faktycznie będzie chciał mu towarzyszyć - nadal miał wrażenie, że ich relacja, choć nieco się zmieniła, wahała się nieznacznie i balansowała na dość cienkiej linie.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nawet będąc zirytowanym przez Areen nie umiał się nie zaśmiać na stwierdzenie Maxa. Nie miał pojęcia jak on to robi, ale zbyt łatwo przychodziło mu rozbawianie Finna, który przecież powściągał mimikę do minimum. Wystarczyło jednak posłuchać tego gryfońskiego delikwenta, aby usta same się śmiały wszak jak inaczej zareagować na to stwierdzenie? - Może nie pchaj się w zbyt wiele zębów, bo jeszcze któreś uzna cię za smaczną przekąskę, a wtedy zostanę sam z dwoma dziewczynami w pokoju. - droczył się, oczywiście, że tak, bo to było proste żartować na swoje sposoby i odpowiadać podobnym do Maxa tonem. Zarażał go trochę swoim nastrojem i przez to Areen nie była aż tak upierdliwa - choć wolał nie wiedzieć co będzie działo się w nocy. Czyżby to przez nią miał nadejść jego kryzys? Według czerwcowej wizji to nastąpi, a im bliżej jakiejkolwiek nocy na terenie pensjonatu tym będzie robił się bardziej nerwowy ze stresu, że to mogłoby być akurat dziś. Pozostaje kwestia kamuflowania swojego niepokoju, aby nie udzielał się on nikomu innemu, zwłaszcza Maxowi, który cieszył się jak dziecko z Nowego Orelanu i ten wyraz twarzy był w nim bardzo pociągający. - Coś ty. - prychnął. - To niemożliwe, żebyście mieli się zestroić czy coś. Prawda? Ona nic nie wyczuje? - tutaj nieco zdradził swój niepokój. Miał nadzieję, że Cysi nie przyśni się nic związanego z jego osobą, a już zdołał zauważyć, że przyszłość lubiła opowiadać o jego możliwym losie skoro Max "dostał" dwie wizje. Wolałby, aby to wszystko pozostało między nim a chłopakiem i wiedział, że ten też nie chciałby się tym dzielić, włącznie z Lou. To było jednak wspólna tajemnica. Zerknął na ducha i poprosił go, aby dał mu teraz czas na chwilę rozmowy z kimś żywym. Nie miał aż tak podzielnej uwagi, gdy mówiły do niego dwie osoby i oczywiście wolał rozmawiać z Maxem a nie z nią. Ta przyblakła i choć nie odeszła daleko to zainteresowała się czymś innym. Przymrużył powieki i wpatrywał się chwilę w załamanie powietrza kilka metrów przed nim. - Co się tak cieszysz? Dalej się gdzieś tu kręci, ale przynajmniej nie jęczy mi do ucha. - może to brzmiało jak zirytowanie, ale szybko załagodził wypowiedź lekkim uśmiechem. Odchylił głowę i zerknął na wysokie gałęzie, żałując, że nie można tam wejść. - Pytasz to z taką niewinną miną, że jeszcze trochę, a uwierzyłbym ci, że nie masz żadnej propozycji poprawiania humoru. - puścił mu oczko i pochwycił jedną gałąź, przytrzymał się jej i nieznacznie nachylił się pod nią w kierunku Maxa, ale na tyle daleko, aby nie uchodziło to za coś nachalnego. - Jutro po śniadaniu zabierzmy się na zwiady. Czytałem w regulaminie, że jest tu pełno mugoli i lepiej trzymać się w ryzach... ale cholera, nie wiem jak się zachowywać powiedzmy w restauracji, parku czy barze gdzie są niemagiczni. - był w domu mugoli. Jadł z nimi obiad. Rozmawiał. Oglądał mecz w tym dziwnym pudełku. Ale to wspomnienie bolało, więc szybko odeń uciekł prosto w ciemne oczy Maxa, których wzrok cały czas na sobie czuł. - Będziesz musiał mi podpowiadać żebym się nie wygłupił. - oznajmił mu dobitnie i chwycił gałąź drugą ręką, aby się po prostu w ten sposób przytrzymywać.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Podobało mu się to. To, że Finn umiał się śmiać i naprawdę to robił, że nie spinał się cały czas, że nie próbował zapadać się w miejsca, z których było naprawdę trudno wyjść, a jednocześnie miał nadzieję, że zdoła go od nich ostatecznie odciągnąć. Nie chciał wpychać w niego wszystkich żałosnych informacji na własny temat, postarał się to zatem odsunąć na bardzo daleki plan, jednocześnie starając się skoncentrować na tym, co właściwe, co śmieszne, co naprawdę dobre i ważne, przynajmniej w tej dokładnie chwili. Chciał, naprawdę chciał, żeby Finn czuł się dobrze i po prostu bawił się razem z nim tym całym wyjazdem, tym wszystkim, co mogło ich tutaj czekać. - A co? Tylko dla ciebie mogę być smaczną przekąską? - spytał zadziornie. - Myślę, że byłbym całkiem ciekawy dla jakiegoś aligatora, a tobie to połowa męskiej populacji będzie zazdrościła dwóch atrakcyjnych dziewczyn w tym niewielkim pokoju - dorzucił jeszcze, a jego ciemne oczy zabłyszczały, zmarszczył jednak nos i rzucił, że w te niebezpieczne miejsca i tak zamierza wybrać się z nim, żeby w razie czego móc razem walczyć z jakimiś wściekłymi błotoryjami, czy innymi ohydnymi rzeczami. Stwierdził również, że Patric jest zawzięty, jeśli chodzi o próby wystraszenia go jakimiś morskimi okropieństwami, ale właściwie to nieźle się bawi, kiedy go słucha, więc właściwie z przyjemnością poszukałby jakiegoś zatopionego statku i faktycznie poszukał na nim skarbów, czy tam chuj wie czego. Przy tym wszystkim wyglądał trochę jak dzieciak, który właśnie wpadł na jakąś życiodajną żyłę złota, czy czegoś podobnego i nie dałoby się go zatrzymać, gdyby się uparł, że musi wejść na wrak. - Nie wiem, Finn - powiedział szczerze, bo nie chciał wprowadzać go w błąd, a kiedy upewnił się, że są tutaj sami przesunął prędko, aczkolwiek ostrożnie, kciukiem po jego policzku. - Nie wydaje mi się. Profesor Albescu wszystko zauważyła, ale jednak ma o wiele większe doświadczenie i spędziła mnóstwo czasu na doskonaleniu swojego daru. Powiedziała mi, że zaczęła nad nim panować mniej więcej, jak miała dwadzieścia jeden lat, więc nie sądzę, żeby Swansea była w stanie zobaczyć to, co ja, czy coś podobnego - powiedział poważnie i spojrzał w jasne oczy Finna, jakby chciał go zapytać, czy taka odpowiedź mu wystarczy. Miał jednak wrażenie, że chłopak się spiął, a on z miejsca pomyślał, że jednak musi pochylić się nad jego przyszłością. W miarę szybko, bo chuj wie, co z tego wszystkiego wyjdzie. Pokój był mały, mógł przy nim czuwać, to jasne, ale gdyby chociaż w przybliżeniu wiedział, kiedy miało pojawić się to pojebane zagrożenie, pewnie byłoby mu łatwiej. Wtedy byłby pewien, kiedy powinien Finna chronić, kiedy powinien faktycznie czuwać, by nie stała mu się żadna krzywda. Szanował nadal jego decyzję o tym, że nie chciał wiedzieć, więc nic mu nie mówił, nie zamierzał również tłumaczyć niczego Lou, kiedy poprosi ją o pomoc. Była mu winna przysługę, więc powinna trzymać dziób na kłódkę i nie marudzić, a przynajmniej taką miał nadzieję. Nie chciał, żeby Finn wiedział, co zamierzał wyprawiać. Czy robił to dla niego, czy dla siebie, chuj z tym, i tak wiedział, że zamierzał władować się w niezłe gówno. O tym jednak nie zamierzał mówić na głos. - Sam wolałbym jęczeć ci do ucha - stwierdził na to, patrząc wprost w jego oczy. Nie miał pojęcia, dlaczego właściwie ten duch Finna aż tak bardzo się go uczepił, w końcu Patric poszedł chuj wie gdzie balować i jakoś chwilowo się nim nie przejmował. Przynajmniej teraz, może był zajęty zalewaniem się rumem, czy czymś podobnym, trudno powiedzieć, ale to jakoś Maxowi mocno nie przeszkadzało. Chociaż, chuj wie, czy nagle nie wyskoczy mu tutaj jak jakiś diabeł z pudełka i wszystkiego nie rozpierdoli. - Powiedziałbym, że normalnie, ale dla nas to pewnie dwie różne rzeczy. Nie martw się, zabiorę cię na miasto i pokażę ci, jak to jest być zwyczajnym nastolatkiem. Bo ja wiem, pójdziemy pojeździć na rowerach albo zjemy coś z pierwszej lepszej budki z żarciem. Hm, a może chcesz skoczyć do kina? - rzucił na to, a jego ciemne oczy aż iskrzyły z każdą kolejną możliwością, którą się też po prostu cieszył.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Obu chłopakom wyjazd dobrze robi. Wyrwali się z Wielkiej Brytanii i mogli popracować nad relacją za granicą. Choć nawiedzała go obawa związana z wizją o nieznanej treści to starał się to kamuflować i koncentrować na czymś przyjemniejszym, aby nie tracić tak ładnego dnia na zamartwianie się, które przecież niczego mu nie przyniesie. Gdy wrócą do domku z numerem siedem to wówczas pozwoli myślom powrócić i opracuje sobie na nowo sposób jak przetrwać te wszystkie noce, aby nie wydarzyło się nic dziwnego i aby ani Lou ani Cysia nie miały pojęcia, że z nim jest w ogóle coś nie tak. - Wolałbym się nie dzielić nawe… zresztą nie wiadomo czy są tu jakiekolwiek aligatory. - odwrócił wzrok i zacisnął zęby. Miało nie być z jego strony żadnej zaborczości ani scen zazdrości. Ugryzł się w język i szukał na szybko sposobu jak zagłuszyć zakłopotanie. Musi wbić sobie na nowo do głowy, że to może się skończyć jedynie przyjaźnią i niczym więcej. Nie skomentował w żaden sposób zazdrości populacji męskiej związanej z ładnymi lokatorkami. Gdyby nie interesował się tym delikwentem przed sobą to być może doceniłby aparycję dziewcząt. Puścił gałęzie i oparł o pień ramię, słuchając jednocześnie o Patricku, który w ciągu paru godzin zdążył opowiedzieć o sobie tak wiele. Tak na dobrą sprawę ten duch go nie obchodził, ale to było bardzo absorbujące zajęcie móc obserwować Maxa, gdy ten opowiadał o czymś czym się ekscytował. Dla kogoś mogłoby wydawać się to infantylne jednak gdy tak pomyślał, że to Maxa pierwsze prawdziwe wakacje to taka reakcja była jak najbardziej na miejscu. Powiódł wzrokiem za jego spojrzeniem gdy ten się tak rozglądał, a więc nie wziął pod uwagę, że to wstęp do gestu trwającego krócej niż mrugnięcie powieką. To, co wtedy poczuł zagłuszyło wszelkie dalsze słowa, stały się tak niejasne i nieistotne, że gdyby został poproszony o powtórzenie tematu rozmowy to nie wiedziałby o co chodzi. Przełknął rosnącą w gardle gulę i próbował stłumić w sobie to ciepło za mostkiem, tak ściśle związane z tym supłem w żołądku. Nie wychodziło mu to choć się starał i nim miał wrócić do rzeczywistości nachylił się znienacka by jedynie musnąć skórę jego warg w odpowiedzi na to, co mu zrobił. Po chwili wyprostował się z powrotem, jakby właśnie nic się nie wydarzyło, a aby nie kusić losu przeszedł po korzeniach nieco dalej pozostawiając Maxowi podjęcie decyzji czy idzie za nim. Przez chwilę nie patrzył mu w oczy, odwrócony był doń plecami i się z tego cieszył, bo wtedy łatwiej było mu ochłonąć nie będąc z nim w żadnym dalszym kontakcie. - Na wszelki wypadek będę brać trochę eliksiru słodkiego snu na noc. Tak profilaktycznie skoro opaska nasenna przepadła. - rzucił do niego przez ramię, a głos miał trochę przytłumiony. Odchrząknął, aby odzyskać rezon i choćby został przyparty do muru to nie powie o co mu chodzi z tym zmienionym głosem. Chętnie doczepił się tematu związanego z mugolami. Lepsze to niż nic, niż to zażenowanie? Ciężko zdefiniować. - Siedziałem kiedyś na rowerze i go nie lubię. Ale to kino… - gdy dotarł do końca korzeni obrócił się w końcu przodem do chłopaka, choć trochę unikał jego spojrzenia. - Kino brzmi znajomo, może dam się na to namó… - widząc przelotnie naturalną i szczerą radość w jego oczach od razu podjął decyzję. ... namówiłeś mnie, ale to nie będzie randka ani nic z tych randkowych rzeczy. - pogroził mu nawet palcem, bo na randkach czuł się dziwnie, nie mógł w pełni się skoncentrować i nie chciał tego nazewnictwa, bo kojarzyło się z obietnicami zaangażowania. Sęk w tym, że właśnie się umawiali na wspólny wypad i pozostało przekonać siebie i jego, że to zwyczajne kumpelskie wyjście, które można zaproponować dosłownie każdemu. A może Loulou do tego zmusić? I Cysię, aby ta pierwsza nie poczuła się w roli przyzwoitki bo takowej nie potrzebowali. - To co będzie naszym pierwszym celem jutro po śniadaniu? Nowy Orelan w większej grupie czy pakujemy Lou pod pachę i niesiemy do nawiedzonego portu? Obiecałem ją pomęczyć na wakacjach. - chyba celowo zmieniał temat, jakby bał się, że kontynuacja poprzedniego mogłaby znowu zrobić to samo w jego klatce piersiowej co Max chwilę temu. Musiał się tego wystrzegać bo cokolwiek to było wykraczało poza umowę.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max też wolałby, żeby dziewczyny nic nie wiedziały, żeby inni nic nie wiedzieli, ostatecznie im mniej osób wypcha się w to, co nie powinno właściwie oglądać światła dziennego, czy nocnego, czy co nie powinno wyłazić poza obszar własnego domu, bezpiecznego miejsca, własnej przystani, powinno zostać ukryte przed jak największą liczbą osób. Wiedział, że to będzie trudne, ale obiecał sobie, że właśnie z tego powodu będzie starał się być blisko Finna, żeby jednak nie spotkało go nic złego. A gdyby jemu samemu coś zaczęłoby odpierdalać, chłopak przynajmniej wiedziałby, że lepiej położyć go gdzieś na ziemi i udawać, że zemdlał, czy chuj wie co. - Na pewno jest ich dużo, daj spokój. Jestem pewien, że czają się na mokradłach i tylko łypią tymi swoimi oczami w poszukiwaniu ofiary, którą mogłyby zjeść na dwa kłapnięcia szczęki - odparł na to, specjalnie pomijając kwestię, którą Finn przypadkiem poruszył, bo znowu zaczynali zakrawać na coś, czego na pewno nie chciał ruszać. Nie umiał się powstrzymać przed flirtowaniem ze wszystkimi dookoła, kochał się droczyć, irytować innych, uwielbiał wręcz rzucać podtekstami, nic zatem dziwnego, że chyba pierwszą z zasad, jaka przyszła mu do głowy, była konieczność unikania jakiekolwiek zazdrości, w końcu nie decydowali się ze sobą wiązać i byli, teoretycznie przynajmniej, całkowicie wolni. Wyrzucił więc tę kwestię z głowy, koncentrując się na duchu i ciesząc się, jakby naprawdę był strasznym dzieciakiem, ale nic nie mógł na to poradzić, prawie każda rzecz była dla niego nowa i zdawała się być tak intensywna, że trudno było mu niemalże oddychać, gdy o tym myślał. Miał możliwość zobaczenia wszystkiego tego, co go do tej pory w życiu omijało, jak miał nie dostawać pierdolca z radości na samą myśl? Później jednak skoncentrował się na czymś innym, chcąc chyba przekazać mu tym skradzionym gestem, żeby się nie martwił, że będzie dobrze, obiecali sobie, że sobie poradzą, a on nie zamierzał wkręcać w to wszystko również innych, liczył na to, że jakoś sobie poradzą i zdołają zachować w pewnych kwestiach tajemnicę. Chciał, żeby Finn się uspokoił, żeby się tym nadmiernie nie kłopotał i po prostu czuł, że musi mu to jakoś prosto przekazać. Zwyczajnym, ciepłym gestem, bliskością, która... Zamrugał, gdy Finn nachylił się ku niemu i nieoczekiwanie poczuł, jak jego serce wywija jakiegoś jebanego koziołka. Co do... Nie komentował tego w żaden sposób, ale był w takim szoku, że przez chwilę nawet nie oddychał, jednak, zamiast ruszyć za Finnem, odwrócił się i powędrował ku niemu z przeciwnej strony. Miał wrażenie, że oczy ma otwarte tak szeroko, że wszystko w nim aż zdradzało szok, jaki właśnie przeżył. Miał wrażenie, że wargi palą go mocniej, niż wtedy, gdy pierwszy raz do niego przyszedł. Nie chciał jednak poruszać tego tematu, skoro i Puchon nie próbował tego robić, a nawet chyba nieco od tego uciekał. Tak czy siak, szedł w jego stronę po korzeniach, a później skinął nieznacznie głową na jego uwagę. - Dobrze - rzucił jeszcze, tylko by spróbować później już skoncentrować się w pełni na czymś innym. Tak było o wiele łatwiej, tak samo jak nie wracali do tego, co wydarzyło się na wzgórzu lampionów po jego spotkaniu ze Sky'em, tak nie musieli rozmawiać na temat tych dwóch prostych gestów, mogli je omijać, niczym jakieś miny. - No dobra, to może deskorolka albo hulajnoga. Albo paralotnia. Albo spadochron - zaczął rzucać, śmiejąc się przy okazji cicho, bo coraz bardziej mu się to podobało, chociaż nie wiedział czemu. I miał na czym się skupić, a myśl o tym, że może faktycznie zabrać Finn do mugolskiej części Nowego Orleanu i pokazać mu co nieco z tego, jak żył do tej pory, była dla niego niesamowicie ekscytująca. - Słowo, że nie będzie. Ale musisz wybrać, co chcesz zobaczyć - powiedział na to, unosząc dłonie w górę, jakby w ten sposób chciał mu pokazać, że obiecuje, że nie zrobi nic złego, że wszystko będzie dokładnie tak, jak należy. Po prostu pójdą razem i będą się dobrze bawić, nie musiało się nic za tym kryć, czy coś, chociaż i tak domyślał się, że załatwienie wszystkiego, co związane z tym wyjściem, będzie na jego głowie. Ale to nawet dobrze, odpowiadało mu to w jakimś stopniu. - Port, chodźmy do tego portu, bo Patrick mi chyba głowę z jego powodu do jutra wysuszy. A wieczorem, jeśli przeżyjemy, chodźmy nieco zaszaleć - rzucił i mrugnął do Finna.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
- Uważasz się za jedyne dwa kłapnięcia? - uniósł wysoko brwi. - Loulou może jest na dwa kłapnięcia, Cysia na jeden, Victoria na pół gryza, a gdyby chciał zjeść Alise to by pewnie okazało się, że ten wyznaje zasadę, że altruistów nie tyka. - pociągnął to pod większy żart, byleby zapomnieć o swoim zrywie zaborczości, który miał już na końcu języka. Uznał jednak, że nie powinien, że trzymanie się wyraźnie zaznaczonych granic jest ich obowiązkiem. To, że już dwukrotnie spotkali się w sytuacji kiedy powietrze robiło się cieplejsze było wyjątkiem i nie powinno się to powtarzać. A jednak tak się stało, dłuższy czas nie mógł pozbyć się tego dziwnego uczucia, którego się trochę obawiał, bo miało zbyt kuszący posmak... smak jego ust, które przecież dotknął w miejscu publicznym i choć nikt ich nie oglądał to właśnie pogwałcili największą zasadę - trzymać się od siebie względnie z daleka i nie okazywać sobie żadnych uczuć (a wyładowywać je na osobności). To było do niego niepodobne, nie lubił takich rzeczy, nie chciał aby ktokolwiek widział jego gorętsze emocje... a jednak w tamtej sekundzie nie umiał się powstrzymać. Przez to wszystko zirytował się, bo nie rozumiał, nie wiedział czemu postąpił wbrew swoim zasadom i wcale tego nie żałował. Dobrze, że przez kilka dłuższych chwil nie spoglądał na Maxa. Obawiał się dostrzec wyraz jego twarzy. Przez ten czas coś go kłuło pod sercem, to wyczekiwanie awantury, że takie muśnięcia są zakazane bo wyrażają więcej niż słowa. Może powściągnął tę uwagę przez to, że sam zaczął? Zacisnął palce w pięść i wsunął je do kieszeni spodni. - Na Merlina, to brzmi jak jakieś zagraniczne zwierzę - paralotnia, która lata, wrzeszczy jak lelek Walsha i zionie parą. - wywrócił oczyma, bowiem nic z tych rzeczy nie było mu znane. - Jak to mam wybrać co chcę zobaczyć? - popatrzył na niego dłużej niż parę sekund, ale po chwili przeszedł jeden krok do przodu, przez co znalazł się nieco bliżej jego osoby. Wciąż jednak dzieliła ich pewna odległość, ale samo to, że jego ciało go nie słuchało doprowadzało go do furii. Kamuflował złość, choć nie był pewien czy skutecznie. - Powiedz wprost co to te kino, a nie mówisz półsłówkami i czuję się teraz jak idiota. To tak jakbym zaczął ci nawijać po szwedzku. - zabrzmiał ostrzej niż w ogóle zamierzał. Ba, on nie chciał okazywać w żaden sposób negatywnych emocji, ale widmo tego, co doszło między nimi kilka minut temu nie chciało go opuścić i to go denerwowało. Teraz co na niego zerkał to przypominało mu się to ciepło za mostkiem, a przecież tak być nie może. Nie zgadzał się na to, a nie miał na to teraz wpływu stąd nieuzasadniona irytacja. - Można tu palić? - zapytał, ale nie czekał na odpowiedź, sięgnął po błękitnego gryfa, zapalił krańcem różdżki, zaciągnął się i zaraz wykrzywił. - Ohyda. Co jest nie tak? - smak go nagle odrzucił i to tak bardzo, że zdeptał peta piętą. Usłyszał szept Areen, że nie wolno palić złych rzeczy. - Nikt cię o zdanie nie pytał. - warknął na nią, rzucając jej chłodne spojrzenie. Ta zaczęła płakać. - Nosz cholera. - schował papierosy i odszedł od ducha, znów po korzeniach, ale nie do Maxa, a gdzieś nieopodal, byleby jak najdalej od hałasu i swoich emocji.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max zaśmiał się w głos, kiedy tylko usłyszał tę całą wyliczankę. Co prawda w pierwszej chwili miał wrażenie, że Finn faktycznie chciał powiedzieć coś zupełnie innego, zachować się inaczej, ale ostatecznie zdołał zdusić w sobie tę chęć i te słowa, jakie nie powinny przechodzić przez jego gardło, teraz zaś po prostu był rozbawiony tym, co usłyszał. Zmrużył nieco groźnie oczy, jakby chciał go zapytać, co ma do Alise, a później przekrzywił nieznacznie głowę, bo to znowu było coś, na co można było spojrzeć w różne sposoby i nie trzeba było się na tym aż tak bardzo koncentrować. - Podsumowując, największe szanse na przeżycie ma Alise. Albo Lou, jeśli uznać go za wodne stworzenie, może chciałaby wyjść za niego za mąż? - rzucił na to, bawić się tym dalej, bo było to całkiem miłe i właściwie mu odpowiadało. Nie musiał znowu się nad niczym zastanawiać, nie musiał koncentrować się na tym, co się wydarzyło i dość łatwo zepchnął to gdzieś na tył własnego umysłu, nie będąc jednak w stanie do końca pojąć, czemu nagle Finn zaczął się tak irytować. Nie chcąc robić mu na złość, czy bardziej go drażnić, zachowywał pewną odległość, bo przeszło mu przez głowę, że jednak nie podobało mu się to publiczne zbliżenie, ten prosty gest, ani cała reszta. Nie umiał sobie tego inaczej wyjaśnić, bo chyba nie wściekał się na niego aż tak mocno z powodu tego, że nie wszystko umiał do końca powiedzieć, że nie wszystko potrafił z siebie wyrzucić, kiedy była taka potrzeba. Jednocześnie jednak miał ochotę uśmiechnąć się jakoś tak z rozczuleniem, bo bawiła go nieco ta całkowita nieświadomość Finna, ale ostatecznie jedynie parsknął z ubawienia, przeskakując z korzenia na korzeń i nie zamierzając się zatrzymywać, później przeciągnął się mocno i spojrzał na swojego towarzysza, mrugając do niego nieco zaczepnie. - Paralotnia to... szybowiec. Możesz się na tym wznieść w powietrze i oglądać wszystko z góry. W przeciwieństwie do mioteł, cóż, wisisz pod, hm, czaszą, czy jak to tam się nazywa. Resztę też mam ci opisać? Nie mam pojęcia, co by ci się podobało, więc mogę strzelać sobie dokładnie w każdą możliwą atrakcję, bo może wolałbyś pływać w klatce i podziwiać z bliska rekiny - stwierdził, zakładając ręce za głowę, a potem zaczął się zastanawiać, jak dokładnie ma mu wytłumaczyć, czym jest kino i jak to działa. Zagryzł nawet wargę, starając się skoncentrować, ale to było takie ciężkie, nie miał bladego pojęcia, jak niby podejść do czegoś takiego, no kurwa, musiał przyznać, że ci, którzy uczyli mugoloznawstwa musieli całkiem nieźle się nagimnastykować, żeby dobrze to ująć, uznał jednak, że się postara, żeby Finn się już tak bezsensownie nie wkurwiał. Wolał go teraz nie dotykać, chociaż korciło go, by rozczochrać mu te jasne włosy. - No dobra, to może tak. Jakie książki lubisz? Kryminały? Coś z polityką? Bo filmy mają różną tematykę i jak źle wybierzesz, to możesz wylądować na romansie dla bab, który wyciska łzy i jest nudniejszy od historii magii. Animacje? Bajki dla dzieci, horrory, thrillery, jest tego naprawdę masę, więc jak mi powiesz, co w miarę lubisz, to postaram się coś wybrać. Możemy zjeść popcorn. Albo coś - rzucił, śmiejąc się dalej, bo naprawdę ta wizja była nieco szalona, nie umiał sobie do końca wyobrazić zachowania Finna w kinie i to powodowało, że uśmiechał się krzywo pod nosem. - Chętnie bym tego posłuchał - stwierdził jeszcze, a kiedy Finn zapalił i coś mu nie pasowało, sięgnął po własną paczkę, podsuwając mu ją, jakby chciał powiedzieć, że może jego własne papierosy przemokły, czy chuj tam wie co. Chętnie spławiłby stąd również ducha, który przeszkadzał im w rozmowie, ale nie był w stanie go zobaczyć i nawet nie wiedział, jakby miał się do niego odnieść. - Może poproszę Patricka, żeby opowiedział jej trochę tych historii o morskich koszmarach? - rzucił nieco zaczepnie, ale cóż, tonący brzytwy się chwyta, czy coś. Nie wiedział do końca, co nagle Finnowi odbiło, że zaczął się tak zachowywać i odnosił wrażenie, że było więcej wpływających na to czynników, tylko nie był w stanie ich wszystkich wyłapać. W żaden sposób.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Jeśli miał poczuć się niepewnie pod wpływem tych groźnie zmrużonych oczu.. to najwyraźniej o tym nie wiedział, bowiem odpowiedział na to swoim standardowym, finnowym półuśmiechem, co też zdradzało, że zagranie było celowe. Wiedział już, że Max i Alise się lubią, najwyraźniej są blisko, ale też nie zamierzał dziewczyny obrażać nawet jeśli Finn dystansował się wobec niej ze względu na jej altruistyczne zapędy, które bardziej pasowałyby do Huffelpuffu, ale w sumie... domy nie są aż tak istotne. Jak on miał się irytować w nieskończoność skoro Max go non stop rozśmieszał. Zacisnął mocno usta, potarł kłykciami swój policzek (czyżby z przypadku w tym samym miejscu, w którym Max go wcześniej musnął?), aby powstrzymać śmiech. Teraz musiał przetrwać w swojej irytacji i zmieszaniu, a rozśmieszanie nie wchodziło w grę. - Na Merlina, aligator? Jakby na ogonie transmutować mu łuski to mógłby uchodzić za jakiegoś potomka trytona. Może by się nie skapnęła. - pokręcił z niedowierzaniem głową, że dał się tak łatwo wciągnąć w ten tor żartów i rozważań na temat fetyszu Moreau. Nic nie mógł poradzić na to, że Lou swoją oryginalnością aż prosiła się o uwagę nawet, jeśli jej aktualnie w towarzystwie nie było. Finn niemalże na niego naskoczył za mówienie półsłówkami... a ten parsknął śmiechem czym przegonił całkowicie rozbawienie Finna. Teraz to Gard zmrużył oczy, a jego spojrzenie powiało nieco chłodem, bowiem skojarzyło mu się to z Alise - nie obrażała się nawet, jeśli miała ku temu powód, nie zwracała uwagi na wady... a on chciał, aby Max widział je w nim wszystkie i takie parsknięcia śmiechem nie były mu na rękę. Irytował się przez swoje odczucia i potrzebował zapalić albo... zjeść coś słodkiego. To dziwne, bo nie lubił cukru, a jednak odkąd tu jest cały czas za nim chodzą czy to smocze naleśniki czy to cokolwiek czekoladowego. Czyżby zaraził się zamiłowaniem Lou? Przesunął po nim podejrzliwym wzrokiem, gdy tak się przeciągał i eksponował maleńki skrawek skóry brzucha, gdy materiał koszulki się nieco uniósł. Co on tu odwala? - Miotła pod czaszą? - powtórzył, a jego wzrok zdradzał, że absolutnie nie ma pojęcia o czym mówi. Tyle dobrego, że przynajmniej "trafił" z tym, że to coś latało. Warto jednak zapamiętać, że to nie zwierzę a jakiś szybowiec kojarzący się głównie z szybami, a więc co za tym idzie ze szkłem. - Nie wiem, brzmi jak latająca szklana miotła z dachem. Trochę bez sensu. - podzielił się swoimi domysłami, ale był bardzo czujny wobec jakiegokolwiek żartu czy śmiechu. Musiał odwrócić wzrok gdy ten przytrzymał zębami swoją dolną wargę. On robi to celowo. To jakaś seria pokuszeń... zaproszeń? Przecież nie mogą, do jasnej avady! Zachowanie Maxa coraz bardziej go drażniło choć prawdziwe źródło złości tkwiło w Finnie. - Nie czytam książek dla rekreacji. - podrapał się po brodzie i zastanawiał się co go zainteresuje. - Cały czas obracam się wśród zaklęć. Hm... nie wiem, thirller? - uniósł brew pytająco, bo nie wiedział czy to mogłoby Maxa interesować. Nie chciał jednak zostawiać wszystkiego na jego głowie, bo i tak za bardzo mu nie pomoże, więc chociaż przybliży gatunek. - Posłuchać szwedzkiego? - popatrzył nań z ukosa jakby i w tym szukał jakiegoś podstępu. Szwedzki był językiem twardym, nie miał w sobie za knuta melodyjności czy miłego tembru. Mimo wszystko pytanie pozostało retoryczne, bo dotąd nikt nie interesował się jego pochodzeniem, a tym bardziej językiem... jeśli rzecz jasna ma się na myśli mowę, a nie ćwiczenia językowe. Poczęstował się papierosem i skinął głową na znak, że może robić co chce w kwestii duchów. Nerwowo zapalił maxowego papierosa, zaciągnął się od razu dwukrotnie i wykrzywił, a potem zakaszlał. Od tego wszystkiego rozbolała go trochę głowa. Usiadł na korzeniu, a papierosa zgasił miażdżąc go palcami tuż przy jarzącej się końcówce. - Nie smakują mi. Ani moje ani twoje, a akurat mam głód nikotynowy. - burknął i oparł łokcie o zgięte kolana, wzdychając przy tym ciężko. Nabrał ochoty też na uspokajacz, ale zostawił go w domku. Przeczesał palcami włosy i próbował uspokoić wzburzone nerwy. Areen płakała gdzieś za jego plecami ale po prostu ją ignorował. Najgorsze było w tym wszystkim to, że akurat teraz nabrał ochoty oplecenia dłoni Maxa swoimi palcami. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tak być nie powinno, ale czuł, że to by mu bezapelacyjnie pomogło. Aby nie dać się pokuszeniu zacisnął palce w pięść i napiął jej mięśnie tak bardzo aż kłykcie pobielały. - Chcę zapisać nas na ten rytuał dziękczynny, ale uznałem, że jednak cię zapytam zanim postawię cię przed faktem dokonanym. - zerknął na niego kątem oka i silił się na zachowanie pełnego spokoju. - Co o tym sądzisz, Max?
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max rzadko kiedy bywał poważny, a ponieważ lubił uśmiech Finna coraz bardziej, to nie chciał, żeby ten popadał w jakieś swoje małe paranoje, które nic nie rozwiązywały. Nie do końca jeszcze go rozumiał, chociaż naprawdę się starał, próbował nauczyć jak najwięcej i po prostu spędzać z nim czas, leniwie, jak w czasie pikniku, czy całkiem przyjemnie, jak wtedy gdy przyszedł do niego po prostu bez zapowiedzi. Nie wszystko musiało się kręcić wokół jakiejś powagi, nie musieli cały czas się spinać i Max chciał to osiągnąć, a miał wrażenie, że mimo wszystko łatwiej im będzie, gdy obaj znajdą się na tak neutralnym gruncie, jak ten tutaj. - Jakby jeszcze dorzucić trochę muszelek w gratisie... - rzucił jeszcze, śmiejąc się szczerze. Zupełnie nie wiedział, co się dzieje z Finnem i nie bardzo umiał to jakoś rozwiązać, bo odnosił wrażenie, że cokolwiek by nie zrobił, że cokolwiek by nie powiedział, to i tak było źle. To dość mocno go oszałamiało i nie miał pojęcia, co ma z tym fantem zrobić. Nie powinien był go jednak dotykać? To oto się teraz rozchodziło? Było to chyba jedyną rzeczą, jaka przychodziła mu do głowy, bo poza tym starał się mimo wszystko zachowywać względnie normalnie, ale powoli zaczynał chyba tracić rezon i nawet nieznacznie zmarszczył brwi, zastanawiając się jednocześnie, czy to aby na pewno on, czy jednak nie duch, który najwyraźniej działał Finnowi tak mocno na nerwy, że ten najchętniej jakoś by się go pozbył. Max nie wiedział, co dokładnie miałby z tym zrobić, ale odnosił wrażenie, że lepiej byłoby spróbować zejść na całkowicie neutralne tematy - nie bardzo umiał wyjaśnić mu te mugolskie sprawy i odnosił wrażenie, że to chyba chłopaka również nieco irytuje, a później rzucił, że w sumie też nie czyta książek dla rozrywki, więc po prostu przejdzie się do kina i sprawdzi, co leci, przyniesie mu ulotki i coś razem wybiorą. Nie wiedział, czemu wcześniej na to nie wpadł, bo było to chyba najlepsze możliwe rozwiązanie, ale ostatecznie machnął na to ręką. - A czemu nie? To zawsze coś innego. Na upartego byłby w stanie powiedzieć coś w języku ojczystym dziadka, ale pewnie brzmiałoby to tak koszmarnie, że by uszy pękały - stwierdził jeszcze, kiedy podawał mu papierosy, a później uniósł lekko brwi. Sam zapalił, ale nie czuł niczego dziwnego, może jedynie to, że ból głowy nieznacznie mu się nasilił, więc nie palił długo, a jedynie na kilka głębszych zaciągnięć. Skoro Finn nie bardzo mógł teraz palić, bo mu to nie odpowiadało, nie zamierzał robić mu takich świństw pod samym nosem, ale naprawdę musiał przyznać, że to było co najmniej dziwaczne. Czyżby tak działała na nich ta dziwna magia, jaka była tutaj wyczuwalna niemalże na czubku języka? A może to jednak duchy? Bo to też było całkiem prawdopodobne, przynajmniej jego zdaniem, ostatecznie bowiem łaziły za nimi, przyczepiały się, a niektóre były jak zasrane rzepy na psich ogonach. Widział, jak Finn się denerwuje i zastanawiał się, co powinien zrobić, ale wtedy chłopak odezwał się ponownie, a oczy Maxa aż zabłyszczały i niemalże do niego doskoczył, żeby położyć dłonie na dosłownie na chwilę, przy jego łokciach, potem cofnął się, bo wydawało mu się, że jednak nadmiernie wyraża ekscytację i po raz kolejny łamie ich umowę. - Tak, koniecznie tam chodźmy - powiedział, a Finn spokojnie mógł uznać, że oczy Maxa niemalże płoną gorączką ekscytacji.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Rozważania na temat adoratorów Lou mogły zostań wstępnie zakończone i czuł, że to on przyczynił się do zagęszczenia atmosfery. Niełatwo było jednak uspokoić emocje skoro non stop był narażony na ich rozbudzanie. Może gdyby sobie poszedł i zakończył spotkanie to mógłby jakoś się wewnętrznie wyciszyć, ale przecież nie chciał odchodzić. Podobało mu się całe te planowanie późniejszych wyjść, podobało mu się jego towarzystwo bo nie było ani trochę męczące czy przytłaczające. Mógł się naprawdę wyluzować, nie przejmować niczym ani nawet nie miał obowiązku pilnowania się tak jak to będzie robić w ich domku z numerem siedem. A jednak wystarczyło kilka sekund by wzburzyć go na tyle, że zapragnął nade wszystko zamoczy usta w płynnym eliksirze uspokojenia. - Skąd pochodzi twój dziadek? - zapytał niemalże od razu wyłapując to jako pewną ciekawostkę. Potem już siedział i nie ogarniał rozumem co się z nim dzieje, że ze śmiechu przeszedł w bezpodstawne nadąsanie. Nie chciał psuć humoru Maxa, ale jeśli tak dalej pójdzie to się to wydarzy i będzie mieć na sumieniu całą jego ekscytację pozostałej części dnia. Powinien wpaść na to, że wszystko co mogło mieć związek z astronomią i wróżbiarstwem będzie leżało w zainteresowaniach Maxa. Rytuał co prawda kojarzył się z magią zakazaną, ale słyszał od Areen, że niekoniecznie tak będzie. Zerknął na jego uciekające palce, a potem popatrzył w ciemne oczy pełne takiej ekscytacji, że... znów pojawiło się to ciepło za mostkiem i to było jednocześnie cudowne i przerażające. Jego źrenice się rozszerzyły, gdy nieopatrznie wstrzymał na ten moment oddech aby zapamiętać te radosne błyski w jego oczach. To miła odmiana po tamtej złości i pustym spojrzeniu na wzgórzu lampionów. - Jag gillar att titta på dig. - wymamrotał cicho, jakby zdradzał mu największy sekret. - Jag är varm med dig. - dodał, gdy ich ramiona zetknęły się na całej swojej długości jakby na potwierdzenie wypowiedzianych twardych i szorstkich w wydźwięku słów. - Mam ochotę cię pocałować. - oznajmił, ale jak wiadomo z oczywistych powodów (czyt. miejsce publiczne) nie za bardzo mógł to zrobić nawet jeśli nikogo w pobliżu nie było to zawsze może się ktoś tu pojawić. - Ale lepiej będzie jeśli nas tam zapiszę. Rytuał ma odbyć się w środku nocy. - wmusił w siebie drżący haust tlenu i próbował rozluźnić spięte mięśnie ale nie bardzo umiał temu zaradzić. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się trochę dziwnie ale nie miał cierpliwości by to wyjaśniać. Z ogromną niechęcią odwrócił wzrok od jego błyszczących oczu i gdy to zrobił to poczuł się jakby coś stracił, jakby właśnie zamknął swoje serce przed cudownym powiewem ciepła. Sięgnął po jakiś kamyk, aby zająć czymś ręce, położył go we wnętrzu swojej dłoni i skoncentrował się. Po paru chwilach ten uniósł się bardzo delikatnie nad jego skórą i po prostu tak wisiał, jak gdyby nigdy nic.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Starał się. Właściwie faktycznie starał się, żeby czegoś nie zjebać, aczkolwiek wydawało mu się, że robi to bardziej podświadomie i stara się nawet na tym nie koncentrować. Po prostu płynął, znajdował kolejne wątki, jakie poruszał krok za krokiem, ale nie wskazywał ostatecznie na nic konkretnego. - Z Polski. Nie wiem, ile ci to dokładnie powie, ale uciekł tutaj, kiedy doszło do podziałów po wojnie. To znaczy, nie od razu. Nie pamiętam, który to był dokładnie rok, ale to nie ma aż takiego znaczenia. Zajmował się budową statków, tutaj poznał moją babkę, no i już zostali. Oboje już nie żyją - powiedział, trochę nieskładnie. To nie była jakaś niesamowicie porywająca historia, a przynajmniej tak mu się wydawało, z drugiej jednak strony dopiero co sam zauważył, że chętnie posłuchałby Finna, kiedy mówi po szwedzku, więc właściwie, dlaczego nie miałby dorzucać czegoś od siebie? Zerknął zresztą na chłopaka, a później uśmiechnął się lekko. - Tak naprawdę noszę zupełnie inne nazwisko - stwierdził, nieco rozbawiony. Callahan uwielbiał je przekręcać i szło mu to całkiem nieźle, a sam Max nie znosił go z uwagi na powiązania z ojcem, ale właściwie nie powinien jeszcze tak od niego spierdalać, ostatecznie bowiem większość nauczycieli miała pełne prawo, by zwracać się do niego tak, a nie inaczej, by po prostu wywoływać go zgodnie z tym, jak figurował we wszystkich pieprzonych papierach. Przyszła jednak pora, żeby to zmienić, za chwilę miał skończyć osiemnaście lat i zamierzał wszystko wypierdolić do góry nogami. Był coraz bliżej domknięcia swojej decyzji, więc właściwie mógł powoli żegnać się z tym nazwiskiem i wszystkim, co się z tym wiązało. Na zawsze. Przekrzywił lekko głowę, gdy Finn się odezwał i słuchał go z zaciekawieniem. Nie miał bladego pojęcia, co chłopak mówi, ale to nie miało żadnego znaczenia. Słowa brzmiały dość twardo, ale z jakiegoś powodu mu pasowały i chciał już to skomentować, ale wtedy Finn znowu przeszedł na angielski, a ciemne oczy Maxa błysnęły lekko. Wiedział, że to tylko słowa i na pewno nie mogło iść za nimi nic więcej, w końcu znajdowali się w miejscu, gdzie każdy mógł ich znaleźć, a wiedział już doskonale, jak Puchon podchodził do kwestii bliskości, więc po prostu uśmiechnął się do niego zaczepnie i odchrząknął, starając się dobrze ułożyć słowa, jakich chciał użyć. Dawno już nie mówił w ojczystym języku dziadka i nie był pewien, czy nie zabrzmi to okropnie, nigdy też nie miał właściwego akcentu, ale chuj z tym. - Chciałbym całować cię do samej nocy - odparł i zamrugał, bo chociaż nie brzmiało to dokładnie tak, jak powinno i połknął niewątpliwie kilka liter, czy odpowiedniego brzmienia, to i tak był jeszcze w stanie używać tego języka, co nieco go bawiło, a jednocześnie pokazywało, że pewne rzeczy mimo wszystko nie zanikały. To było dość zabawne odkrycie. Ale chyba o wiele bardziej ciągnęła go teraz kwestia rytuału - cieszył się na niego jak debil, choć nawet nie wiedział, z czym dokładnie się wiążę. Usiadł na tyłku przed Finnem, jednocześnie kątem oka patrząc na to, co ten robi i właśnie zabrał się do mówienia tego, co chciał mu wcześniej powiedzieć - że mógłby częściej tak się do niego zwracać - kiedy zamrugał, a następnie zerknął na Finna, jakby chciał go spytać, co właściwie odpierdala.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Niewiele mu to mówiło, ale słuchał i zapisywał w pamięci. Korzenie Maxa znajdowały się zupełnie w innym kraju i było to warte zapamiętania. Nie wiedział jak miałby skomentować ten fakt, że dziadkowie już nie żyją, nie miał pojęcia co powiedzieć oprócz po prostu uwiecznienia tych słów w pamięci bo to oznaczało, że go trochę lepiej poznawał. Max nie miał oporów by mu o tym opowiadać skoro już przeszli przez jego wściekłość... a jednak Fin czuł, że gdy Max dawkował mu informacje o sobie to Finn robi to samo co przy Skylerze - milczy zamiast wpuszczać go do swojego świata. Uniósł brwi zaskoczony tym zbiegiem okoliczności. - Też powinienem mieć inne nazwisko przez wzgląd adopcji. A twoje prawidłowe jak brzmi? Jest polskie? - kolejna układanka do całokształtu relacji z Maxem. - A "Brewer" skąd się zatem wzięło? - poprosił o jeszcze jeden szczegół, wierząc, że zajmując się prowadzeniem dialogu to ciepło za mostkiem w końcu ostygnie i przestanie go nęcić nękać. Nie do końca potrafił już wytrzymać z utrzymaniem z nim kontaktu wzrokowego, ale też miał nadzieję, że aż tak bardzo tego nie widać. Niestety czuł wewnętrzną presję, aby zrobić cokolwiek co nakarmi to ciepło, które w nim sobie falowało niczym tafla wody. Podniósł wzrok słysząc zdecydowanie ładniejsze choć nieznane oczywiście słowa. - Chcę wiedzieć co właśnie powiedziałeś. - od razu dopomniał się przetłumaczenia, nawet nie poprosił, zażądał, chciał aby jego oczekiwanie zostało spełnione a ciekawość zaspokojona. Chciałby mieć dobry humor sprzed godziny. Nawet Areen wyczuła, że lepiej teraz nie przeszkadzać i zamilkła, choć czuł jej oddech gdzieś za lewym barkiem. Nastroszył brwi, gdy Max zabrał mu "dostęp" do ciepła jego ciała, gdy to oparł o nich wcześniej ramiona. Nieme rozdrażnienie przeminęło, gdy usiadł naprzeciw z pytającym wyrazem twarzy. - Powinienem już iść, Max. - powiedział to nieco dziwnym tonem, jakby coś tłumił w głosie. Nim mógł się opamiętać oparł palce o jego nadgarstek i chwilę później przesunął nimi gładko w kierunku łokcia chłopaka. Nie wiedział co ten gest dokładnie znaczy, ale po prostu ta wewnętrzna presja zrobienia czegokolwiek pchała do wszystkiego, co mogło go zbliżyć do Maxa. Naprawdę nie mógł okazać większych uczuć w tym miejscu, robił już zbyt wiele, za szybko, a jednak nie umiał się powstrzymać. - Pójdę ponawiedzać Voralberga choć wolałbym zostać tutaj. - on nie mógł aż tak wciągnąć się w tajemniczy rytuał. Nie kiedy w jego klatce piersiowej domagały się atencji zupełnie inne odczucia. Kamyk spadł z jego dłoni, a on je obie cofnął, gdy pojął, że przez cały ten czas gładził jego przedramię co było tak bardzo nie w porządku, że powinien się wstydzić. Wystarczył ten dotyk aby irytacja uleciała z niego jak powietrze z napompowanego balonika, ustępując miejsca jakiejś nierozumiałej nostalgii. - Dziwnie się czuję. - nawet nie zdawał sobie sprawy, że powiedział to na głos, będąc przekonanym, że słowa zostały szczelnie zamknięte wewnątrz jego czaszki.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Orzechowski. Maximilian Orzechowski - powiedział, chociaż widać było, że to nazwisko z trudem przechodzi mu przez gardło. Powrót do tego wszystkiego, odgrzebanie czegoś, co chciał zostawić za sobą, dokładnie tak to odbierał i nie mógł nic na to poradzić. Miał wrażenie, że udusi się tym jednym nazwiskiem, że po prostu będzie jego gwoździem do trumny, ale potem zdołał w końcu jakoś nad sobą zapanować, a ponieważ Finn zadał mu kolejne pytanie, to skoncentrował się na nim. - To nazwisko po mojej matce, tyle właściwie o niej wiem - wyjaśnił, a jego spojrzenie nieco pociemniało. Trudno było mu o tym mówić, ale z drugiej strony, skoro Finn tego chciał, skoro próbował się czegoś dowiedzieć, to nie powinien zapierać się jak osioł i zachowywać, jakby to nie miało znaczenia, bo, kurwa, miało. Może na innych poziomach, niż ludzie z jego otoczenia zakładali, ale nadal, jednak. Zdołał jeszcze zapytać chłopaka o to, czy w takim razie zdradzi mu kilka rzeczy na swój temat, a później uśmiechnął się, gdy Finn rzucił swoje żądanie, ale nawet nie zdążył mu wszystkiego opowiedzieć. Finn zaczął zachowywać się dziwnie. Nie wiedział, co się z nim dzieje, ale skoro sam go dotknął, skoro go trzymał, to Max mu na to pozwalał, obserwując to, co się działo. Nie miał pojęcia, z czym się to wiązało, o co tutaj chodziło, ale jego poczucie niepewności jedynie wzrastało. Czuł, że z każdą kolejną chwilą ma ochotę zacząć po prostu debilnie panikować, co nie było ani trochę dobre, więc po prostu słuchał tego, co Finn mówi, choć nie miało to żadnego sensu. Poczuł się źle? Powiedział coś nie w porządku? Nie miał pojęcia, co się za tym kryje, a wspomnienie o profesorze doprowadziło do tego, że Max delikatnie zmarszczył brwi, ale niczego nie negował. Po prostu starał się być, na ile to możliwe, aczkolwiek w jego głowie zdawała się właśnie szaleć burza, kiedy próbował cokolwiek ułożyć z tych kawałków puzzli, jakie już posiadał. Szkoda tylko, że nie dawały żadnego obrazu, choćby jego cienia, czegokolwiek. Nie wiedział, jak ma postąpić, a już na pewno nie wiedział, z czym ma dokładnie do czynienia. Czyżby o to pytał go Sky, kiedy na niego naciskał? Nie. Miał poczucie, że to nie do końca to, że tutaj rozgrywa się coś jeszcze. - Mam iść z tobą...? - zapytał nieco niepewnie, bo miał wrażenie, że nie powinien go teraz puszczać. Nie wiedział, co się dzieje, nie rozumiał tego, ale poczuł szarpnięcie w okolicach żołądka. Musiał się pospieszyć. Jeśli nic nie zrobi, nie będzie wiedział, czego dokładnie ma się spodziewać, kiedy, do czego ma dojść i czy powinien skoncentrować się całkowicie na otoczeniu Finna opieką. Już i tak teraz miał poczucie, że musi przy nim czuwać, po prostu, choćby dlatego, że im dłużej razem przebywali, tym częściej chłopak zdawał się śmiać, teraz jednak Max czuł potworny wręcz niepokój. Głowa zaczęła boleć go nieznacznie mocniej, a on odnosił wrażenie, że coś się do niego dobija, jakieś wściekłe przeczucie, nad jakim nie do końca był w stanie panować. Co to było? Coś chciało mu coś przekazać, ale za chuja pana nie był w stanie tego na razie pochwycić. To, że atmosfera zgęstniała, było dla niego oczywiste, ale nie był w stanie pojąć, co się dzieje, a przecież nie mógł iść do profesora i zapytać go, co tu się, kurwa odpierdala. Musiał poradzić sobie z tym sam. Sky miał rację - wziął na siebie całą jebaną odpowiedzialność i czuł jeszcze mocniej, że musi pomówić z przyszłością jak najprędzej. Nim wydarzy się coś naprawdę złego.
______________________
Never love
a wild thing
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie umiał zapamiętać nazwiska. Było takie obce, długie, nieznane i dosyć skomplikowane. Maximilian… Ozie-szo… nie, nie umiem powtórzyć. - a nie chciał aż tak kaleczyć tego nazwiska. Już i tak widział, że Max je niemalże z siebie wypluł jak coś ohydnego, co go brzydziło. Przez swoją ciekawość przygasił w Maxie ekscytację i żałował, że nie ma tam tych wcześniejszych błysków. Czuł jednak, że w umysł wlewają mu się bardzo rozrzedzone dawne emocje, plątały się w sieć i go podduszały, a cierpiał ze świadomości, że nie może już pocałować Maxa ani tym bardziej zbliżyć się na tyle na ile właśnie potrzebował. Nic nie mógł… a czemu? Przez samego siebie, przez wewnętrzne blokady i hamulce których siła i liczba składały się na kokon bezpieczeństwa i obrony własnej przed ponownym cierpieniem z którego "leczył się" już drugi rok. Te granice… one były okropne. Raz je pokonywał nim się zastanowił a raz nie miał sił unieść spojrzenia by sięgnąć po to co mogło mu pomóc. Czuł jednak, że im dłużej jest przy Maxie tym jedynie pogłębia swój żal. Zmartwił go, zadane pytania zawisły w niebycie, a na pierwszy plan pojawiły się zaniepokojone oczy. Zacisnął mocno usta, tak bardzo mrowiły, takie chłodne i opuszczone. Nie odpowiadał od razu. - N-nie. Voralberg obiecał mi kiedyś sparing. - wysilił się na uśmiech ale to nie było to co wcześniej. - Pewnie zobaczymy się dopiero wieczorem w domku. - a i tam będzie musiał trzymać rezon, pilnować granic i znów tłumić swoje nagłe potrzeby. Oszaleć od tego można. Fin chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, że wyznał o swoim dziwnym samopoczuciu. Zmusił swoje kończyny do posłuszeństwa i wstał, wyprostował się i wzdrygnął z nagłego ataku zimna. - Coś się ochłodziło. - zerknął na niebo i… hojnie grzejące słońce, a jednak miał gęsią skórkę. - Pomyślę do tego czasu jak wygrzać nasz domek na noc. - zapewnił i uniósł rękę jakby chciał go jeszcze dotknąć ale w połowie drogi skierował dłoń do swojego karku. - Do zobaczenia później, Max. - posłał mu krótki uśmiech choć nie był naładowany niczym pozytywnym. Wcisnął ręce do kieszeni spodni i niezbyt pewnie ani chętnie ruszył powoli z górki. Obejrzał się przez ramię jakieś dwa razy, a potem po prostu zniknął gdzieś w tłumie innych turystów. Towarzyszyło mu uczucie niedosytu.
| zt x2
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Właściwie to nie podobał mu się stan, w jakim Finn opuszczał domek, wydawało mu się, że to jest kolejny, dość mocno niepokojący symptom, ale przede wszystkim miał coraz większe wrażenie, że musi się pospieszyć. Skoro zaś chłopak szedł spotkać się gdzieś z profesorem, to przez dłuższą chwilę nie będzie go pensjonacie, a to było coś, co Maxowi odpowiadało i miał szansę to wykorzystać. Dlatego też, kiedy tylko Finn wyszedł, rzucił do Lou, że jest mu winna przysługę i dodał, żeby poszła za nim, nie zamierzał bowiem gadać o tym wszystkim w domku. Zabrał ją pod to dziwaczne drzewo, które znajdowało się na tyle daleko od domków i centrum pensjonatu, żeby nie zakładać, że za chwilę ktoś się tutaj pojawi, że zacznie coś gadać albo wpierdoli się w sam środek tego gówna. Nawet Patrick postanowił się gdzieś na chwilę ulotnić, jakby przeczuwając, że jeszcze chwila i wydarzy się coś mało przyjemnego, od czego powinien raczej spieprzać. Gdyby się dało, Max również poszedłby w pizdu, ale nie mógł, nie mógł uciec od własnych problemów, ale i od własnych założeń, więc chociaż głowa napierdalała go tak mocno, jak się da, nie zamierzał pozwalać, by to wygrywało. Usiadł ostatecznie wygodnie pomiędzy korzeniami, oparł się o pień drzewa i odetchnął. - Cokolwiek się tutaj odpierdoli, nie opowiadaj o tym, rozumiesz? Przede wszystkim nie mów Finnowi, że sam się o to prosiłem, gdyby zaczął cię o coś wypytywać, powiedz, że po prostu nagle odjechałem i tyle. Nie mam pojęcia, co się stanie, Lou, bo nigdy w życiu nie próbowałem sam wywoływać wizji, ale pewnie zacznę coś bełkotać, trząść się albo będę wyglądał, jakbym dostał jakiegoś napadu - powiedział spokojnie i bardzo poważnie. Patrzył na nią z uwagą, chcąc przekonać się, jak dokładnie zareaguje i czy zechce w ogóle w tym uczestniczyć, jednakże znał ją już na tyle dobrze, by podejrzewać, że mimo wszystko nie będzie chciała odpuścić, że jednak przystanie na jego warunki. Nie dodawał, że będzie jej potrzebował, bo w jego odczuciu nie było to do niczego potrzebne, skoro się tutaj znajdowali. Na dokładkę, chociaż nie chciał tego przyznawać na głos, ufał jej na tyle, że był gotów powierzyć się jej opiece, skoro wiedział doskonale, że za moment może wydarzyć się coś w chuj niepokojącego. - Jeśli nie będziesz w stanie sobie z tym poradzić, idź po... najlepiej Whitehorn. Absolutnie nie sprowadzaj tutaj naszego opiekuna, kumasz? Im mniej osób wie, tym lepiej. Jeśli będzie trzeba, zabierz mnie do naszego domku, najpewniej pójdę później spać - dodał jeszcze, ale na razie nie wykonywał żadnego ruchu dalej, czekając na to, jak dziewczyna zareaguje na te wszystkie rewelacje, bez tego bowiem nie mógł ruszyć dalej, nie mógł podjąć próby zanurzenia się w przyszłości. Czekał również na to, czy zechce go o coś zapytać, czy może jednak nie, sam bowiem nie bardzo kwapił się do jakichś głębszych wyjaśnień, co może z jego strony nie było najbardziej na świecie uprzejme, ale też nie czuł potrzeby spowiadania się jej dokładnie ze wszystkiego. - Nie robię tego dla widzimisię, tylko dlatego, że jest taka konieczność - dodał jeszcze cicho.
______________________
Never love
a wild thing
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Ostatnie wspólne wyjście ich trójki nie było zbyt przyjemne. Zastanawiała się cały czas, czy Max już rozmawiał z Finnem, czy nie, jednocześnie podświadomie unikając ich obu. Jak widać nie wyszło jej to idealnie, bo nagle Gryfon ją złapał, przypominając o przysłudze. Ona o niej nie zapomniała, ale nie przypuszczała, że on miał to w pamięci. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać ile jeszcze zapamiętał z ich rozmów, czy przypadkowych spotkań. Szybko jednak straciła tym zainteresowanie, gdy prowadził ją pod dość ciekawe drzewo. Nie wydawał się typem, pomimo swoich durnych żartów i zaczepek, który przysługę wykorzystałby na coś bezsensownego. Zakładała więc, że jest to na tyle poważne, żeby samej nie prowokować głupiego droczenie się. Przyglądała się, jak siada wygodnie pomiędzy korzeniami, opierając się o pień. Słuchając jego słów miała coraz większą chęć krzyczeć, żeby przestał, bo ona nie chce być z nimi związana w tak ścisły sposób jakimiś tajemnicami. Miała nie mówić Finnowi? A czy przypadkiem nie byli właściwie razem? Czy nie trafiła przy chacie ze swoimi podejrzeniami? A teraz co, Gryfon zamierzał zrobić coś, co zdecydowanie było ryzykowne i nie mówić o tym swojemu… Nawet nie wiedziała jak ma o nich myśleć, ale nie czuła większej potrzeby pytać. - Czyli pierwszy raz będziesz świadomie wywoływał wizje i możesz zachowywać się jak w trakcie padaczki… Czego chcesz się dowiedzieć - spytała spokojnie, poprawiając włosy i sprawdzając, czy ma różdżkę pod ręką, aby w razie czego mieć jak rzucić zaklęcia ochronne. Westchnęła ciężko, wracając spojrzeniem do Maxa. - Dlaczego mnie chcesz do pomocy? Nie mów tylko, że przysługa, bo ją mogłeś wykorzystać do wszystkiego innego, mniej wiążącego - zadała w końcu pytanie, które kłębiło się w jej głowie od początku. Nie zamierzała się wycofywać, co było widać w jej postawie, ale chciała znać powód, zbyt go ciekawa. Nawet nie wiedziała, co chciałaby usłyszeć. Że jej ufa? To było zbyt abstrakcyjne, jeśli wziąć pod uwagę, że przecież się nie znali zbytnio, miał innych znajomych, z którymi lepiej się bawił niż z nią. Bo mieszkali razem w domku? To chyba było najbardziej wiarygodne, bo Cysia jest zbyt delikatna. Inna sprawa, że właściwie była ciekawa, dlaczego ta dwójka tak różnie znosi pobyt w Nowym Orleanie. W końcu odetchnęła nieco ciężej, aby skinąć lekko głową. - W porządku. W razie problemów wezwę Whitehorn, albo sama doprowadzę cię do domku. Finnowi najwyżej wspomnę, że sam odleciałeś, jeśli będzie o to pytał… To możesz zaczynać. Przypilnuję cię - powtórzyła w końcu za nim, uśmiechając się lekko. Skoro na to zamierzał wykorzystać przysługę, niech tak będzie. Miała jednak nadzieję, że nie zrobi sobie krzywdy, bo nie chciała zostawiać go samego, aby biec po opiekunkę Puchonów.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie, nie miał czasu o tym pomówić z Finnem, a ponieważ sam czuł się jak kupa gówna, to ta dyskusja musiała zostać nieznacznie odsunięta w czasie, musiała po prostu zostać gdzieś na boku, gdy łeb nie będzie go napierdalał i będzie w stanie skupić się na tym, co ma robić, w innym wypadku mógł mieć na to po prostu wysrane. Doskonale wiedział, że jest to temat, jaki po prostu z Finnem musi poruszyć, jest to coś, czego nie mógł zostawić, ale potrzebował do tego trzeźwego umysłu, a nie tego żałosnego stanu, w jakim znajdował się obecnie. Poza tym korzystał z tej chwili, kiedy chłopaka nie było w pobliżu, by spróbować znaleźć odpowiedni punkt, by sięgnąć po coś, co było niesamowicie istotne z punktu widzenia ich pobytu w tym miejscu i wiedział, że nie może dłużej od tego uciekać. Skoro zaś Finna nie było w pobliżu, nie było opcji, by ktokolwiek powiedział mu, co naprawdę się tutaj odpierdoliło. Pewnie nie powinien go, kurwa, oszukiwać, ale nie zamierzał się z nim szarpać, w końcu sam był w stanie zdecydować, co chce robić. - Czegoś, co może być istotne dla nas. Dla tego wyjazdu. Nie mogę ci dokładnie powiedzieć, ale obiecuję ci, że jeśli uda mi się to zobaczyć... to zajmę się tą sprawą - odpowiedział, całkiem poważnie, bo do chuja pana, nie zamierzał tego tak zostawić. Przypomniał sobie aż to całe pierdolenie Skylera, na które coś w jego żołądku po prostu się skręciło, a później aż naprężył mięśnie, zaraz jednak spróbował się uspokoić. Nie mógł koncentrować się na tym pierdolonym złamasie, bo wtedy na pewno chuj mu wyjdzie z całej tej wizji. - Bo ci ufam. Nie polecisz za chwilę wszystkim o tym napierdalać i nie sądzę, żebyś mnie tutaj za chwilę zostawiła, więc przestań zaprzątać sobie tym swoją piękną główkę i siedź na dupie - stwierdził, patrząc prosto w jej oczy, a później odetchnął głębiej. Usiadł wygodniej, przez chwilę patrzył na swoje dłonie, a później zacisnął dość mocno powieki i zmarszczył brwi, starając się postępować zgodnie z tym, o czym rozmawiali kiedyś z profesor Albescu. Potrzebował bramy, drzwi, które mógłby w tej chwili otworzyć, starannie, przekręcić klucz w zamku, a później pchnąć je z całej siły. Czuł opór i nie był pewien, czy to ze względu na to, że głowa go wciąż bolała, czy dlatego, że starał się sam przełamywać granice, początkowo nie widział nic, aż w końcu stanął faktycznie przed tymi drzwiami, jakich potrzebował. Zacisnął mocniej powieki, koncentrując się na tym, coraz mocniej i mocniej, a później w końcu wyłamał zamek. Poczuł znajomy ucisk w skroniach, ten szum, który narastał w jego uszach i zaczął to chłonąć, jakby tracił oddech i całkowicie odpływał w swej świadomości, zapadał się w sen, który musiał kontrolować, ale czuł, że zaczyna na niego napierać zbyt wiele rzeczy, jakby miała go zalać pierdolona fala. Westchnął cicho, a potem głowa mu opadła i Lou mogła zobaczyć, jak powoli jego ciało staje się bezwładne.
______________________
Never love
a wild thing
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Słuchała jego odpowiedzi z mieszanym wyrazem twarzy. Co to miało znaczyć, że próbuje zobaczyć coś ważnego dla nich? O kim mówił? O sobie i Finnie, czy o wszystkich z wyjazdu? Zamierzał sobie później ze sprawą poradzić? A za kogo on się miał, drugiego Pottera? Syndrom bohatera męczennika, czy coś podobnego? A do tego słowa, że nie może jej więcej powiedzieć. Pięknie. Wykorzystał przysługę, żeby zrobić z niej nianię dla siebie. Nie komentowała tego, choć wyraźnie była sceptycznie nastawiona do całokształtu. Nie chodziło o to, że będzie próbował wywołać wizje. Nie miała co prawa pojęcia, jak do tej pory wyglądało życie Maxa, jak przebiegały dokładnie wszystkie jego wizje, ale była zdania, że jeśli ktoś ma jakiś dar, powinien z niego korzystać. Nie podobała jej się jednak ta aura tajemniczości, bo w razie problemów, nie mogłaby pomóc, a bezsilność nie była jej ukochanym uczuciem. Po chwili jednak, słysząc zapewnienie, że jej ufa uniosła brwi w głębokim zdumieniu, ale ciemne spojrzenie na moment pojaśniało rozbawieniem. - Naprawdę nie masz już komu ufać - rzuciła krótko, kręcąc lekko głową i unosząc dłonie na znak, że nie będzie ciągnąć tematu. Owszem, nie zamierzała zostawić go tu, czy opowiadać na lewo i prawo o tym, co robili, ale sama sobie nie zaufałaby. Przecież tak właściwie nie miał podstaw do zaufania. To się nazywa desperacja. Znał ją od marca, zdążyli mieć idiotyczną kłótnię, kiedy wyraźnie miała ochotę potraktować go jednym z bardziej bolesnych zaklęć, za każdym razem drażnił ją, jakby czekał, kiedy wybuchnie. Teraz za to okazywało się, że jej ufa. Idiota… Jednocześnie, co próbowała zagłuszyć własnymi myślami, poczuła się całkiem dobrze z tą świadomością. Jakby to było coś, na czym jej mimowolnie zależało - zyskać zaufanie innych. Nie, nie zamierzała tego teraz nadszarpnąć, ale czy mogła odwzajemnić? Obserwowała chłopaka z odrobiną troski w spojrzeniu, której ten nie mógł już widzieć. Perspektywa widzenia go w drgawkach, nie była przyjemna. Wyjęła różdżkę, aby otoczyć ich zaklęciem protego, żeby nic im nie przeszkodziło. Usiadła blisko Maxa, przyglądając się, jak ten zapada, a gdy głowa mu opadła, dotarło do niej jak bardzo jest spięta. Czyli zaczęło się, tylko co miało być dalej? Nerwowo zagryzała policzek, czekając na to, co będzie się jeszcze działo, mimowolnie szykując cały monolog mający na celu zjechanie Gryfona z góry na dół za to, co się działo. Z drugiej strony dopingowała go, w ciszy, licząc na to, że uda mu się osiągnąć to, co chciał. Z tego, co mówił przed chatą, raczej nie panował nad wizjami. Może w końcu była pora to zmienić?
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Co miał jej powiedzieć? Że to dotyczy Finna? Że dotyczy tego, co może się z nim stać? Nie wydawało mu się, żeby chłopak godził się na takie pierdolenie na bokach, nic zatem dziwnego, że doszedł do wniosku, iż woli to zachować dla siebie, przynajmniej na razie. Później, owszem, jeśli się czegoś dowie, powie o tym Lou, żeby ta wiedziała, że coś może się wydarzyć. Da jej ostrzeżenie, w końcu, kurwa, na nie zasługiwała. Uśmiechnął się do niej, dość mocno rozbawiony jej komentarzem, bo w pewnym sensie miała rację, nie znali się zbyt długo i pewnie mógł poprosić Strauss albo Nancy, żeby z nim posiedziały, ale tak naprawdę wolał im nie pokazywać tego, co mogło się zaraz odpierdolić. Było sporo osób, którym mógłby zaufać, to prawda, ale miał swoje powody, dla których wybrał właśnie Kanadyjkę. Wierzył, że kiedy powie jej, żeby zatrzymała to dla siebie, to tak zrobi, choćby miała mu potem przypierdolić, czy cokolwiek takiego. - Może nie mam - rzucił jeszcze zaczepnie i było to ostatnią rzeczą, jaką powiedział w pełni świadomie. Nie miał pojęcia, czy kiedy doznaje wizji, to coś mówi, być może, zdaje się, że tak było przy Melusine, ale wcale nie był tego taki pewien. Nie miał również pojęcia, jak za chwilę będzie wyglądał, więc po prostu postanowił płynąć, postanowił iść przed siebie i zobaczyć, co może się wydarzyć. Drzwi w końcu zostały otwarte, a jego ciało stało się bezwładne. Po prostu poleciał w przód, jak szmaciana lalka, wyglądało to mniej więcej tak, jakby jego umysł, czy chuj wie co, opuścił ciało i uleciał w siną dal. To było łagodne przejście, kiedy faktycznie pozwolił, żeby obrazy zaczęły na niego napierać, zaraz jego mięśnie zaczęły się jednak naprężać do granic wytrzymałości i gdyby Lou teraz postanowiła jakoś go odwrócić, jakoś unieść jego głowę, to dostrzegłaby, że ma nieznacznie uniesione powieki, a spod nich wyzierają jedynie białka oczu. Był jednak cicho, przynajmniej na razie, bo usiłował odnaleźć się w gąszczu informacji, jakie do niego napływały, bo wszystko się na niego rzuciło i w końcu pierdolnął z dziką wręcz mocą o podłoże. Było to wyczuwalne w rzeczywistości, gdy jego ciało wykonało nieco dziwny ruch, a mięśnie zaczęły drżeć, zaś spomiędzy jego warg uciekło coś pomiędzy westchnięciem i parsknięciem. Obraz, na jaki spoglądał, był bardzo, ale to bardzo niejasny i chociaż szumiało mu w uszach, a czerń próbowała pochłonąć jego pole widzenia, to dostrzegł przed sobą Lou. Nie umiał jednak zidentyfikować miejsca, w którym się znajdował, było obce, a może po prostu nierealne, jakby dziewczyna znajdowała się na polu czerni, z kimś rozmawiała, coś mówiła, zdaje się, że latały tutaj zaklęcia, wyglądało to jak huk. Szarpnęło nim z całej siły, gdy obrazy zaczęły się znowu rozmywać, a on w tej chwili właśnie zobaczył, że dziewczynę gdzieś odrzuciło, zobaczył na jej twarzy coś na kształt przerażenia, bardzo, ale to bardzo głębokiego, jakiegoś bólu. - L… - słowa nie zostały do końca wypowiedziane, brzmiało to bardziej jak niezrozumiały bełkot, a jego powieki uniosły się wyżej, gdy został rzucony przez przyszłość dalej, a może wcześniej, bliżej, a może w odległe miejsce. Niespodziewanie leżał na jakimś polu, patrzył na coś, ale nie wiedział, na co i wtedy dostrzegł Strauss z połamanymi kończynami, tak po prostu, ale nie wiedział zupełnie, co się dzieje, dziewczyna nie wyglądała na przerażoną i tylko Max poczuł, jakby jego własne kości się łamały. Wtedy właśnie jego ciało naprężyło się, szarpnęło, zaczął zginać palce, jakby chciał sprawdzić, czy jest cały. Na jego skroniach pojawiły się pierwsze krople zimnego potu.
______________________
Never love
a wild thing
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Nie miało znaczenia co miałby jej powiedzieć, ale cokolwiek więcej niż zdawkowe "o nas". Już odczuwała irytację, a podejrzewała, że nie zmieni się to w trakcie czekania na jego wizję, czymkolwiek by to nie było i jakkolwiek miało wyglądać. Widziała rozbawienie w jego spojrzeniu i aż zmrużyła oczy, przyglądając mu się, jakby miał za chwilę powiedzieć, że żartował. Zamiast tego usłyszała kolejną zaczepkę, na którą jedynie przewróciła oczami. Jeśli nie miał komu innemu zaufać i wybrał ją, to chyba miał większe trudności w zawieraniu znajomości niż ona. Ostatecznie, czy nie był uczniem Hogwartu od pierwszej klasy? Powinien mieć więcej znajomych niż ona miała i to, że ona nie potrafiła wybrać nikogo innego, komu mogłaby zaufać w wielu kwestiach, to była inna sprawa. On powinien mieć innych znajomych. Obserwowała go, mimowolnie wstrzymując powietrze. Kiedy tylko to odkryła, odetchnęła głębiej, przykładając dłoń do czoła. Cholerny Gryfon, nastraszył ją tym, co może się wydarzyć, a później jakby zasnął. Wystarczy więc czekać. Bariera ochronna była, nic nie powinno im przeszkadzać. Wtedy jednak zaczęło dziać się coś więcej. Odruchowo wystawiła ręce, kładąc je na jego barkach, mając wrażenie, że ten za chwilę runie do przodu. Szczęśliwie było to tylko spięcie mięśni. Mimo to, przygryzła policzek, przyglądając mu się uważnie, wypatrując znaków, że coś jest nie w porządku. Nagle chłopak próbował coś powiedzieć, ale wyszedł z tego niezrozumiały bełkot. Powoli podejrzewała, że wizje jednak nie przebiegają spokojnie, a on sam traci nad tym panowanie. Jeśli do tej pory nad tym panował. - Obiecuję, że jeśli przyprawisz mnie o zawał, zatłukę cię - mruknęła po francusku, starając się zachować spokój. Przecież nic takiego się nie działo. Kucnęła tuż obok Maxa, aby być bliżej, przyglądając się mu i czasem zerkając dookoła, czy ktoś jest w pobliżu i ich widzi, czy szczęśliwie są sami. Ostatnie, czego chciała to plotki o nich. Nagle chłopak szarpnął się, więc znów złapała go, dociskając lekko do pnia, aby nie opadł do przodu, na twarz. Zacisnęła zęby, gdy dostrzegła krople potu na skroniach i czole. Walczył? Rozejrzała się na boki, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby jej posłużyć za kawałek szmatki. - Wisisz mi koszulkę - westchnęła, odrywając pasek materiału od dołu, który następnie transmutowała w materiałową chustkę, aby zmoczoną ostrożnie przyłożyć do jego czoła na chwilę. Nie wiedziała, co ma robić, gdy on próbuje swoich sił, przywołując wizje, ale podejrzewała, że zmniejszanie jego zewnętrznego zmęczenia nie zaszkodzi.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Utrata świadomości przyszła naprawdę szybko, nie spodziewał się tego, ale właściwie powinien brać to pod uwagę. Znajdował się w miejscu, w którym magia po prostu istniała na każdym kroku, nawet w swojej pierwotnej wersji, po prostu była, taka ostra i mocna i nic nie można było z tym zrobić, skoro zaś po prostu ją, kurwa, zaprosił, to nie powinien spodziewać się niczego innego, jak jej odpowiedzi. Nie umiał jednak ustabilizować zupełnie tego, co widzi i błąkał się, obijał, wręcz rozpierdalał sobie głupi ryj, dostrzegając coraz to nowsze rzeczy. Gdy patrzył na Violę, miał wrażenie, że jego ciało przeszywa potworny wręcz ból, jakby jego kości się po prostu łamały, jedna za drugą, dokładnie wszystkie, nic zatem dziwnego, że Lou musiała widzieć, jak Max się szarpie, jak jego ciało zaczyna dziwnie się wyginać, kiedy po prostu starał się przed tym uciec, jakby to było w ogóle możliwe, jakby dało się to zrobić, jakby było to w jakikolwiek sposób wykonalne. Nie było. Z trudem łapał oddech, jego klatka piersiowa unosiła się z wielkim bólem, gdy przedzierał się przez kolejne obrazy, gdy uciekał z tego pola zieleni, gdzie znajdowała się Strauss i zamiast tego trafił na dziewczynę, której prawie w ogóle nie znał, kojarzył ją tylko, ale chuja o niej wiedział. Zdaje się, że prowadziła się z Callahanem, czy coś. Czemu do kurwy się darła, tego nie wiedział, nawet nie widział na co, ale Lou spokojnie mogła zaobserwować, jak Max próbuje krzyczeć, jak jakieś słowa próbują wydobyć się z jego gardła i tak mocno się szarpnął, że osunął się na ziemię, a jego oczy już całkiem się wywróciły, nie było widać nawet kawałka jego tęczówek, bo te po prostu skierowane były obecnie gdzieś do jego wnętrza, gdzieś daleko, gdzie dziewczyna dotrzeć nie mogła. Max znajdował się w miejscu, gdzie była Bonnie, Bonnie, która krzyczała, a jego zalewały fale ciemności, potężne płaty, ostre, ciężkie, nie był w stanie tego utrzymać, zdawało mu się, że się topi i zaczął się niemalże dusić, z kącika jego ust pociekła ślina, a pot perlił się na czole, koszulka powoli również zaczynała przyklejać się do jego ciała, a on wędrował dalej. Miał wrażenie, że tonie, ale zdał sobie sprawę, że po prostu leżał pod ściółką, że coś go przygniatało, coś wilgotnego i chyba ktoś po nim przeszedł. Poruszył się, próbując się z tego wykopać, co robił również w rzeczywistości, ale jego ciało zdawało się być skostniałe, więc ruchy były toporne, a później rozejrzał się, orientując się, że leży w lesie. Jakimś, nie miał pojęcia jakim, ale było tutaj spokojnie i na moment Lou mogła dostrzec, że zachowanie Maxa jakby się zmieniło, jego oddech stał się spokojniejszy, ale to była jedynie cisza przed burzą, bo chuj wie, co miało przyjść w następnej kolejności. Co się tam kryło, w tej ciemności? Co tam, kurwa, jeszcze było…? W tym wszystkim zaś najgorsze było to, że Max zupełnie nie reagował na bodźce ze świata zewnętrznego, tak mocno zatracił się w przyszłości.
______________________
Never love
a wild thing
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Ocierała spokojnie pot z jego czoła, obserwując go uważnie, aby wyłapać moment, w którym powinna próbować go wybudzać z tego transu. W końcu po to ją ze sobą zabrał, prawda? Dla kontrolowania jego stanu i przywołania do rzeczywistości, gdyby coś się działo? Problem polegał na tym, że nie wiedziała jak daleko on chce się w tym wszystkim posunąć, czego może się spodziewać. On błądził gdzieś w odmętach przyszłości, a ona czuła się jak dziecko we mgle. Zostawiona sama sobie z nieprzytomnym początkującym jasnowidzem. Nic więc dziwnego, że w głowie powoli tworzyły się kolejne monologi, które zamierzała przed nim wyrecytować, gdy już się ocknie. Wstrzymała jednak oddech, kiedy zaczął się dziwnie wyginać. Gdyby nie to, że wszystko z nim było fizycznie w porządku, powiedziałaby, że wygląda, jakby ktoś próbował go łamać. Może tak rzeczywiście miało być w przyszłości? Zacisnęła zęby z całej siły, ponownie starając się go przytrzymać w miejscu. Gdyby zaczął rzucać się pomiędzy korzeniami, konarami drzewa, z całą pewnością skończyłoby się to paskudnym urazem, a tego nie chcieli. Przytrzymywała go, aż się nie uspokoił, żeby ponownie otrzeć jego twarz. Zdążyła jednak złapać tylko za chustkę i ponownie zmoczyć ją przy użyciu aquamenti, gdy nagle Max szarpnął się i osunął na ziemię. - Niech cię szlag Brewer - warknęła, szybko znajdując się obok niego i kontrolnie obracając go na bok. Nie podobał jej się jego wyraz twarzy, wywrócone do tyłu oczy. Przywołała do siebie porzuconą chustkę i ponownie otarła jego twarz, ślinę z brody, przytrzymując go z całej siły, żeby nie zrobił sobie większej krzywdy. Nie podobało jej się, że zachowywał się, jakby brakowało mu tchu. Powoli zaczynała zastanawiać się nad próba wybudzenia go, czując się rozdarta. Z jednej strony wyglądało na to, że jego ciało nie jest w pełni gotowe na wizje, ale z drugiej, nie wiedziała jak daleko Max zaszedł w próbach zobaczenia przyszłości. Czy znalazł już to, czego szukał. Nie mogła mu w tym przeszkadzać. Och, zdecydowanie przetestuje na nim, czego zdołał ją nauczyć z boksu, gdy już się ocknie. W końcu odetchnęła z ulgą, luzując uścisk na jego ciele, kiedy w końcu Max się wyciszył. Czyżby dotarł tak, gdzie chciał od początku? - Wisisz mi czekoladę. Mnóstwo czekolady… I trening… A później wypisuję się z tego - mruknęła, patrząc na nieprzytomnego Gryfona. Westchnęła ciężko, dopiero teraz czując, jak bardzo była spięta.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Miał wrażenie, że dookoła niego zrobiło się całkiem cicho, jakby szum w jego głowie ustawał, a obraz w końcu się stabilizował. Las, miał przed sobą coś, co wyglądało jak las, ale nie potrafił go rozpoznać. Wydawało mu się, że to błonia zamku, że za chwilę zniknie w mrocznych objęciach Zakazanego Lasu, ale jednocześnie coś mu się tu nie zgadzało. Kształt drzew, ich rozmiar, to jakie były… To nie do końca był ten świat, o który mu chodziło. Ktoś obok niego przeszedł, ale Max nie był w stanie go rozpoznać, pobiegł więc, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo ciało robiło się coraz cięższe, w rzeczywistości również, jakby miał już tak zostać na zawsze, bez zmian, w tej jednej pozycji. Postać odwróciła się, a on spostrzegł, że była to Nancy, która nagle weszła między drzewa, a on chciał skoczyć za nią, żeby ją zatrzymać, ale wtedy zdał sobie sprawę, że chyba dotarł do jakiegoś urwiska, nad bagna, a może stał na wysokim drzewie. Zaczęło mu się kręcić w oczach, obraz był dziwny, chwiejny, a on zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że wizja się rozpada, bo jego organizm nie jest już w stanie jej znieść. Zacisnął palce, bardzo mocno i pewnie gdyby Lou spróbowała je teraz rozchylić, przekonałaby się, że chłopak po prostu robi sobie dziury paznokciami w skórze. Znalazł go. Obraz nie był jasny, on próbował go zatrzymać z całych sił, nie wiedział, czy te płomienie, jakie do niego docierają, są częścią przyszłości, czy jednak po prostu spalają obrazy, na jakie spoglądał. Zacisnął szczękę, by zatrzymać to wszystko przy sobie, by tego nie stracić, a później zaczerpnął głęboko tchu, aczkolwiek miał wrażenie, że coś blokuje jego płuca. Drżał coraz mocniej, był już zgrzany jak szczur i nie mógł nic na to poradzić. Ale, kurwa, znalazł. We wcześniejszym obrazie Finn wyglądał na nieprzytomnego, na nie w pełni świadomego i tak było też teraz, ale Max nie umiał rozpoznać miejsca, w którym są, znowu. Musiało być jednak gdzieś na obrzeżach pensjonatu, nie mogło być dalej. Coś się wydarzyło. Coś się zmieniło. Chłopak się obudził. I spadł. - Ni… nie - wydusił Max, którego ten obraz, to odczucie, wyrzuciło gwałtownie z wizji, paląc ją doszczętnie, ale w jego uszach wręcz wyło, w oczach latały mu białe plamy i wiedział, że przyszłość ma do niego pełen dostęp, że jest otwarty na jej zaproszenia, jedynie chwilowo stracił z nią połączenie. Momentalnie zaczął wymiotować, ale nie panował nad tym, jak nad ruchami całego ciała, które robiło teraz, co chciało. Powiedzieć, że wyglądał fatalnie, to nie powiedzieć nic. Kurwa. Co to było… Czuł się, jakby kołysał się na łodzi w czasie sztormu, nic nie działało poprawnie, był, ale go nie było, nie czuł części swego ciała, jakby ich nie posiadał, a jednocześnie był tak ciężki, że nie był w stanie zmusić się do ruchu. Huk, jaki uderzał w jego uszy był zaś po prostu bolesny.