Domek jest drewniany, niewielki i jednoizbowy. Mieszczą się w nim łóżka piętrowe, wspólna szafa (powiększona wewnątrz magią), drewniany stolik i dwa krzesełka (dwa dodatkowe należy sobie doczarować). Nie ma tu łazienki ani pryszniców - aby z nich skorzystać należy udać się do części północnej terenu gdzie znajduje się balialnia. Domek oświetlony jest magicznymi kulkami światła bądź świetlikami zagonionymi do lamp oliwnych.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
1. Lucia S. Ritcher 2. Fillin Ó Cealláchain 3. Boyd Callahan 4. Freja Nielsen
Duchy w Nowym Orleanie są wszechobecne. Stanowią niemal osobną grupę społeczną, w każdym barze, w każdym miejscu znajdziesz ducha, który jest do niego przywiązany. Jest jedno sporo duchów, które błądzą po mieście i szukają turystów, traktując ich jak rozrywkę i pomagając im poznać Nowy Orlean lepiej. To wasi przewodnicy, którzy w każdej chwili mogą pojawić się obok. 1. Duch nie jest przy tobie przez całą dobę, ale może pojawić się w każdej chwili. 2. Rozmowy z duchem możesz prowadzić sam, śmiało rozbudowuj charakter swojego ducha. Pamiętaj, że mistrz gry w każdej chwili może wcielić się w twojego ducha. 3. Każdy ma ducha o innym imieniu i innym charakterze. Jest jednak kilka grup, które mają wspólne działanie, zalety, wady i przede wszystkim zadania, za które możecie zdobyć punkt do kuferka.
Tom
@Lucia S. Ritcher Twój duch to najlepszy kłamca, jakiego można spotkać. Czasami wkręca ci coś tylko po to, żeby sprawdzić, czy się zorientujesz, czy może ślepo mu uwierzysz. Kiedy podpowiada ci gdzie iść, najpewniej wpycha cię w ślepy zaułek. Lubi tworzyć niestworzone historie nie tylko o twoim życiu, ale też o innych uczestnikach wycieczki, kto wie, może wkręcać ci coś o tym co zrobili twoi znajomi? Za życia grywał głównie w krwawego barona, nie należał do szczęściarzy, ale potrafił naprawdę dobrze blefować. Jak duch na ciebie działa?: Przez całe wakacje masz ochotę rywalizować, wszelkie zakłady wydają ci się dużo bardziej interesujące. Dodatkowo masz ochotę podejmować ryzyko, nawet jeśli jest ono całkiem spore. Zalety: Jeśli zechcesz zagrać w Therię w kasynie, a nie masz 21 lat - 3 podejścia możesz powtarzać do woli, wbrew temu co jest napisane w temacie. W przypadku gry w astroletkę, zawsze możesz przerzucić jedną kartę tarota, a w trakcie gry w “Trzy różdżki” jedną kostkę. Wady: Jeśli ktoś wprost zaproponuje ci zakład - nie jesteś w stanie odmówić. Możesz się z niego nie wywiązać, ale samego zakładu nie odmówisz. Twój cel: Twój duch oczekuje, że będziesz w czasie tych wakacji bawił się naprawdę dobrze! No, może przy okazji przegrywając swój majątek. A może wzbogacając się niewyobrażalnie? Kto wie, ale jeśli zaangażujesz się w życie hazardzisty wystarczająco mocno, dostaniesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Odwiedź kasyno w Nowym Orleanie i postaw tam minimum 50 galeonów. Musisz zagrać zarówno w Astroletkę, jak i Trzy różdżki. 2. Załóż się o coś z innym graczem. Stawka, a także to o co się zakładacie zależy tylko od was. 3. Zagraj przynajmniej w jedną wymienionych gier: Dureń, Gargulki, Theria. Musisz doprowadzić rozgrywkę do końca. 4. Wspomnij w wątku, że duch nauczył cię zasad jakiejkolwiek gry.
Marry
@Fillin Ó Cealláchain Kucharka w średnim wieku. Pracowała w czymś na kształt baru mlecznego dla miejscowych, ale uwielbiała kuchnię regionalną i chociaż jej potrawy wydawały się być proste, naprawdę zachwycały smakiem. Marudna, wytyka ci każdy błąd i każde potknięcie. Kiedy gotujesz tylko bez przerwy przewraca oczami, mówiąc ci co powinieneś poprawić. Gdyby jeszcze jej uwagi dotyczyły tylko gotowania, może łatwiej byłoby to znieść. Kobieta krytykuje też twoje decyzje i zachowania poza kuchnią, dając ci matczyne rady i pilnując, żebyś przypadkiem się nie garbił. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim duch wzmaga twój apetyt. Jesteś głodny praktycznie cały czas, w każdym miejscu masz ochotę spróbować czegoś dobrego. Dodatkowo, twoje umiejętności kulinarne w Nowym Orleanie są znacznie lepsze, niż normalnie. Zalety: Jeśli ugotujesz coś specjalnie dla kogoś, wystarczy jeden kęs, żeby dana osoba patrzyła na ciebie dużo bardziej przychylnie. Wady: Za każdym razem, kiedy zamawiasz jedzenie w restauracji lub barze, zostawiasz 5 galeonów napiwku. Twój cel: To często właśnie kuchnia danego regionu sprawia, że czujemy klimat tego miejsca. Twój duch zdecydowanie stara się cię do tego przekonać - chce, żebyś spróbował jak najwięcej. Jeśli uda ci się sprostać tym oczekiwaniom, dostaniesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Spróbuj przynajmniej 3 regionalnych potraw (każdej w innym wątku). 2. Odwiedź wszystkie miejsca, w których serwują jedzenie w nowym Orleanie. 3. Ugotuj przynajmniej jedną regionalną potrawę. Pamiętaj uwzględnić to, że to twój duch podsunął ci przepis!
Clark
@Boyd Callahan Starszy mężczyzna, na potęgę sypiący erotycznymi żarcikami. Chodzi w płaszczu i wydaje się, że nie ma nic pod nim, czasem wydawać się może, że rozpina go potajemnie. Za życia kochał jazz i piwo - to właściwie były jego jedyne pasje, no, może poza kobietami. Ma naprawdę męczący charakter, jest natrętny i nie przepada za innymi duchami. Aż dziw, że wytrzymuje jeszcze w Nowym Orleanie, ale to chyba to przywiązanie do muzyki go jeszcze tu trzyma. Poza informacjami dotyczącymi jazzu, chętnie podzieli się też ciekawostkami na temat piwa. Jak duch na ciebie działa?: Masz zdecydowanie większą ochotę na imprezy niż normalnie. Jeśli unikasz barów - tym razem może któryś cię przekona? To, jak intensywnie to na ciebie działa, zależy tylko od ciebie. Zalety: Pomnik muzyków przynosi ci szczęście. Za każdym razem, kiedy odwiedzisz te miejsce i napiszesz w nim wątek (minimum 5 postów na osobę), lub jednopostówkę na 3 tysiące znaków, przy następnej okazji przysługuje ci jeden przerzut kością. Wady: Masz ochotę dzielić się galeonami z ulicznymi muzykami. W wymienionych lokacjach (bulwar, pomnik,Jackson Square) musisz wydać 5 galeonów. Pomyśl, że to inwestycja w sztukę. Twój cel: Chociaż ducha możesz ignorować (oczywiście, na ile to możliwe!) to czasami warto zagłębić się w jego historię i pozwolić, żeby to on pokazał ci miasto od swojej, wyjątkowej strony. Jeśli odpowiednio się zaangażujesz: w przypadku tego ducha otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Pojawić się we wszystkich barach w Nowym Orleanie. Przynajmniej w jednym z nich musisz rozegrać wątek na minimum 5 postów. 2. W co najmniej 5 postach musisz wspomnieć, że duch dzieli się z tobą artystyczną ciekawostką. Możesz to zrobić przy okazji zwykłych wątków (1 ciekawostka=1 wątek), jak i w jednopostówkach. 3. Spróbuj swoich sił. Zagraj na instrumencie, lub zaśpiewaj jazzową piosenkę. Nie ważne czy dla szerszej publiczności, znajomych, czy może samemu, w ramach nauki - musisz przynajmniej spróbować.
Patricia
@Freja Nielsen Filigranowa, młoda dziewczyna, która służyła w domu bogatej rodziny. Kochała zwierzęta, zawsze pomagała słabszym, nigdy nie narzekała, nawet jak była okropnie traktowana. Kochała życie, nawet w tym wydaniu, które jej przypadło. Cieszyła się z najdrobniejszych rzeczy. Rozkochała w sobie jednego z synów, zresztą ze wzajemnością. To był intensywny romans, jednak kiedy jego ojciec odkrył prawdę, zatłukł ją na śmierć. Jej ukochany nie stanął w jej obronie, ale nie ma do niego żalu. Zawsze próbuje cię przekonać, do pomagania innym, kiedy ktoś cię zdenerwuje, stara się wytłumaczyć ci jego motywy. Nie wierzy, że istnieją źli ludzie. Jak duch na ciebie działa?: Stajesz się znacznie bardziej uległy niż normalnie, łatwo cię przekonać do zmiany zdania, masz ochotę zadowalać innych. Zalety: Za każdym razem, kiedy ktoś rzuci na ciebie ofensywne zaklęcie, obrazi cię, zaatakuje w jakikolwiek sposób, przytrafi mu się coś złego. Może się potknie, może będzie miał gorszy dzień? Duchy niewolników chronią cię tak jak chroniły siebie za życia. Wady: Znacznie gorzej wychodzą ci zaklęcia ofensywne. Za każdym razem musisz rzucić kostką na powodzenie. 1-2: nie udaje ci się, 3-6: udaje ci się. Twój cel: Przede wszystkim zrozumieć brutalną stronę historii Nowego Orleanu. Duch otwiera ci oczy na wiele dramatycznych wydarzeń, uświadamia, do jakich poświęceń zmuszała ich sytuacja, zdradza tajniki magii rytualnej i ofiarnej. Jednak żeby naprawdę to zrozumieć, musisz dać coś od siebie. Jeśli zaangażujesz się wystarczająco mocno i wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Weź udział w którymś z seansów spirytystycznych na plantacji. 2. Odwiedź minimum 3 lokację na plantacji oraz Lalaurie Manson w Nowym Orleanie. 3. Musisz spędzić całą noc w jednym z domków niewolników. Napisz wątek (minimum 5 postów na osobę) lub jednopostówkę (3 tysiące znaków).
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Nasz problem w domku - 1 NOCNI GOŚCIE - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające. Duch C - Świetny żart! Twój duch nastraszył Cię w jednym z postów straszliwie, wyskakując znikąd. Niestety bardzo niefortunnie upadłeś i teraz masz ranę. Musisz to rozegrać wedle uznania.
Muszę przyznać, że byłem mocno podekscytowany wakacjami. Oczywiście starałem się tego nie okazywać i byłem cały czas wyczillowany, niezainteresowany gdzie jedziemy tylko od czasu do czasu przy Boydzie okazując większe zajaranie. Najtrudniejsze oczywiście było rozstanie się z ghulem, który ponieważ rodzice mojego ziomka mogli go zgubić albo niechcący zabić, został u mojej babci. Ghul całkiem ją lubił, chociaż trochę przeszkadzała mu obecność duchów w moim domu. Jednak przynajmniej moja babka uwielbiała kogoś kim może się poopiekować. Po tym bolesnym rozstaniu wyruszyliśmy na podróż... do Ameryki! Muszę przyznać, że byłem zadowolony z miejsca w którym jesteśmy. Zmierzaliśmy do domków, kiedy zagadywałem Boyda czy przypadkiem Bonnie nie jest stąd. Patrzyłem na 9 na kluczyku, ciesząc się, że ktoś umieścił mnie z moim ziomkiem. Tak naprawdę w całych wakacjach najgorsze było to, że musiałem zrobić gruntowne zakupy. Spędzając zwykle wakacje w Dublinie rzadko potrzebowałem czegoś więcej niż mój stały zestaw ubrań, a ponieważ nie wiedziałem gdzie jedziemy musiałem kupić sobie nowy zestaw koszul czy krótkich spodenek. Wchodzimy z przyjacielem do domku, gdzie rozglądam się po pokoju i jak najszybciej rzucam się na jedno z łóżek na niżej. Nie ma opcji, że będę spał na górnym łóżku. - Ciasno tu - marudzę i z niepokojem rozglądam się po wnętrzu. - Miałem nadzieję, że żartują z tymi kiblami - dodaję niezadowolony wspominając tłumaczenia przewodniczki o tym miejscu. - Swoją drogą Lucia to nie jest dziewczyna, którą tak oczarowałeś, że zasnęła? - pytam z szerokim uśmiechem ziomka, siadając na łóżku i zakładając na głowę okulary przeciwsłoneczne, które już mi opadły na koniec szpiczastego nosa. Wstaję na chwilę z mojego łóżka i wyglądam przez okno zainteresowany odrobinę naszymi współlokatorkami. Nie widzę ich, ale automatycznie wodzę wzrokiem za jakąś rozchichotaną Gryfonką, która zdążyła już założyć bardzo kusy strój. -Prostak! - mówi nagle ktoś kto pojawia się obok mnie. Widzą ducha krzyczę krótko i próbując się cofnąć w tym małym pokoju wywracam się na plecy rozcinając sobie rękę o kant swojego własnego łóżka. - Co jest kurwa? - pytam poirytowany Boyda, nie wiedząc że ten nie widzi mojej dużej towarzyszki.
duch: E - Dziś Twój duch naprawdę Ci pomógł i opowiedział sporo na temat historii Luizjany! W następnej samonauce jednopostowej wystarczy Ci 2000 znaków, by czegoś się nauczyć.
Uporali się z najważniejszymi sprawami: pozaliczali śpiewająco wszystkie egzaminy, wyrwali dwie najfajniejsze dziewczyny w zamku, zaopatrzyli w bardzo eleganckie letnie koszule w fikuśne hawajskie wzory i oczywiście zapewnili ghulowi doskonałą opiekę na czas ich nieobecności, tak że z czystym sumieniem, bardzo z siebie zadowoleni i podekscytowani mogli udać się na szkolny wyjazd, by przez długie tygodnie oddawać się sielankowym, wakacyjnym rozrywkom na wysokim poziomie i absolutnie niczym nie martwić. Tak przynajmniej im się wydawało, że będzie, bo ich nadzieje na spędzenie urlopu w miejscu równie luksusowym co resort, do którego szkoła zabrała ich na ferie, zostały rozwiane wraz ze słowami o toaletach na zewnątrz i wieloosobowych domkach, które już z zewnątrz wyglądały na niezbyt imponujących rozmiarów. W środku było tylko jedno pomieszczenie z upchniętymi blisko siebie piętrowymi łóżkami i liczbą siedzeń nieadekwatną do liczby zamieszkałych pokój osób. To dopiero luksus. - O, ciasno w chuj, nie ma krzeseł, kibel na zewnątrz, no prawie jak u moich starych na chacie - skomentował, przeciskając się do drugiego łóżka, by rzucić na nie swoją walizkę - nawet gdyby miał ochotę spać na tym górnym, to mógłby mieć problem z tym, żeby się na nie wcisnąć, bo było dość nisko pod sufitem, chyba musiałby się wczołgiwać albo nabić sobie przy okazji guza. Jak już zajął sobie łoże, wrócił z powrotem na środek pokoju, by zbadać zawartość i rozmiar szafy, a w tym czasie Fillin oczywiście już się wyzłośliwiał i przypominał mu kolejny z jego nieudanych podrywów. Nieudany, a mimo to bardzo miło wspominany, przynajmniej do momentu, do którego nie zawiodła go pamięć zamroczona wykwintnymi drinkami. - Słuchaj... przynajmniej nie spierdoliła do Czech - wypomniał mu, rechocząc wesoło i wyjmując głowę z szafy; była tak zaczarowana, że wydawała się przestronniejsza niż cały domek. Nie mogli powiększyć całego? - Kurwa, gdybyś tak nie spłoszył Laurki tymi swoimi zalotami, to byśmy z nimi codziennie tak balowali jak na feriach - stwierdził po chwili z nostalgią, dołączając do Fillina wyglądającego przez okno -Ale może ta druga typiara też będzie spoko. Wiesz w ogóle kto to? -spytał, bo dla niego nazwisko na liście brzmiało zupełnie obco i wcale nie dlatego, że było przy okazji jakieś skandynawskie - Szkoda, że nie ona - mruknął na widok podziwianej przez kolegę Gryfonki; kontemplację nad towarzystwem w domku oraz nad wdziękami kuso ubranej koleżanki przerwało niespodziewane wielkie zamieszanie, którego narobił nagle Fillin, znienacka lądujący z krzykiem na podłodze. - Popierdoliło cię? Tak dawno nie widziałeś cycków że doznałeś szoku? - zainteresował się z przyjacielską troską i wyciągnął rękę do ziomka, żeby pomóc mu wstać.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Może o to chodzi? Przez to, że pojechaliśmy w takie dalekie miejsce od razu jest jakby tańsza kwatera? - mówię rozglądając się po tej ciasnej chacie, która była tak różna od super fancy hotelu, w którym byliśmy w ferie, ale za to w Europie. - Weźmy może te poduszki czy coś, to przerobię je na jakieś fajne fotele i postawię je na ganku - mówię sięgając po to co mówię, by zaraz wyjść na zewnątrz i spróbować przerobić je na jakieś eleganckie krzesła i może przylepić je do podłogi, bo pewnie jak ktoś zobaczy takie piękne dzieła od razu będzie chciał je wyrwać i zabrać do siebie! Wyciągam różdżkę by porechotać z Boydem na jego durny żart i pochować swoje odrobinę bardziej kolorowe ciuszki niż zwykle do wielkiej szafy. - Ja przepłoszył Laurkę zalotami? - pytam patrząc znacząco na przyjaciela, chcąc mu jakby przypomnieć co się działo na imprezie Patryka, kiedy dziewczyna wchodziła za mną za bar. Parskam śmiechem na kolejny komentarz. - No, myślę że Viks i Bonnie byłyby zachwycone naszymi imprezami z nimi. Wyobrażasz sobie spotkanie Victorii i Laurel? Pewnie zostałyby bratnimi duszami - mówię żartobliwym tonem, zmierzając w stronę okna i szczerząc się na samą myśl o takim spotkaniu. - Nie wiem, ale zakład o 10 galeonów, że jest blondynką - mówię bardzo stereotypowo po nazwisko, nie przejmując się wcale czy zgadzasz się na ten układ czy nie. Przez chwilę milczymy sobie w oknie z cichym podziwem, godnym doceniających naturę młodzieńców; dopóki duch nie wyskakuje mi przed twarzą i nie robię burdelu. Patrzę bez zrozumienia na ziomka, który nawet nie zwrócił uwagi na nadąsanego ducha. - Nie. Duch! - mówię i podnoszę się równocześnie pokazując ręką w miejscu gdzie wisiała kobieta. -Nie widzi mnie. Nie jestem jego przewodnikiem. Każdy ma swojego. Mamy za zadanie pomagać wam i oprowadzać po Luizjanie. Jestem Marry - tłumaczy mi pulchna kobieta zdecydowanie średnio zadowolona ze swojej nowej roli. - Clark pewnie gdzieś tu jest- dodaje jeszcze patrząc na mnie krytycznie. Ja muszę wyglądać bardzo mądrze patrząc się w kąt z otwartą gębą widząc coś, czego Boyd nie mógł. - Duchy nas mają tu oprowadzać. Masz podobno swojego, innego niż ja. Nie wierzę, że wyjechałem ze swojego domu, by spędzać jeszcze więcej czasu z duchami... Chwila czy będziesz ze mną jakby... cały czas? - najpierw streszczam informacje, które dostałem do Boyda, a na koniec odwracam się w kąt, by dowiedzieć się więcej od Marry, która właśnie rzuciła uprzejmą uwagą, że mucha mi wleci do mordy jak będę miał tak często otwartą, więc zamykam jadaczkę.
- Pewnie tak. Hampson dba, żeby nam się w dupach nie poprzewracało od dobrobytu. Ale wiesz co, w porównaniu z feriami i tak jest zajebiście, wolę już ten szałas z tobą niż wypasiony hotel w towarzystwie Gabrychy i Ryżego... no i przecież nie będziemy tu przesiadywać, co nie - skwitował z entuzjazmem, podążając oczywiście za Fillinem na ganek, by tam podziwiać jego niesamowite zdolności transmutacyjne i powstałe na ich skutek bardzo wygodne, imponujące fotele, które były niemalże jak królewskie trony - Pięknie, mordo - poklepał ziomka z aprobatą po ramieniu, oczami wyobraźni już widząc, jak zasiadają na nich z drogimi cygarami niczym prawdziwi nowoorleańscy dżentelmeni. Po chwili wrócili do środka by uskutecznić rozpakowywanie się, a chowaniu kolorowych koszul i krótkich spodni do szafy towarzyszyło wesołe rechotanie z bardzo błyskotliwych żartów i ogólny wielki ubaw związany z wizją spotkania Victorii i Laurel, które były jak woda i ogień i nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. - Chciałbym to zobaczyć. Zwłaszcza moment, w którym Laurel zachwala twoje zaleti - zachichotał i zamilkł na chwilę, przyglądając się przyjacielowi - Ej. Jakby wróciła, Laurel znaczy, i jakimś cudem nadal cię chciała, to co byś zrobił? W sensie... olałbyś ją, bo Victoria, czy...? - zapytał ziomka, w ogóle się nie przejmując tym, że trochę go przy tym posądza o zapędy do niewierności; ot tak sobie zagadał, zazwyczaj nie wnikał w takie sprawy, ale tym razem był całlkiem ciekawy. Po upadku Fillina, gdy ten zaczął bełkotać coś o duchu, spojrzał na niego już bardziej z troską niż rozbawieniem, które towarzyszyło mu gdy kolega upadał efektownie na podłogę. Nachylił się nad nim, patrząc podejrzliwie jak kolega gapi się w pustą przestrzeń ze wzrokiem myślą nieskalanym i otwartą gębą. Widział go już mnóstwo razy w takim stanie, choć halucynacje w postaci zjaw zdarzyły się po raz pierwszy. - Co ty... Piłeś beze mnie? - rzucił oskarżycielsko pierwszą teorię, która przyszła mu do głowy a mianowicie że Fillin jest najebany i popierdoliło mu się w głowie; zagadką wciąż pozostawało, dlaczego do tej pory brzmiał całkiem normalnie, znaczy nienormalnie, ale trzeźwo. Wyjaśniło się dość szybko, bo ziomek trochę się ogarnął i zaczął mu tłumaczyć co i jak, a jakby na potwierdzenie jego słów, ze ściany wyleciał przezroczysty, podstarzały mężczyzna w długim płaszczu i uśmiechnął się szelmowsko do Boyda, puszczając mu jednocześnie oczko. - Młody, a ty wiesz czemu penis jest jak pies? - zagaił z rubasznym śmiechem, nie dając mu czasu na odpowiedź, której zresztą wcale nie planował udzielać. Znał ten dowcip. Jeden z ulubionych dowcipów każdego najebanego na imieninach wuja w średnim wieku - Plącze się pod nogami, lubi jak się go głaszcze i cieszy się razem z panem! He he he he - zawył duch, bardzo ubawiony tym kunsztownym żartem i podfrunął bliżej - Clark. Pokażę ci same najlepsze miejsca w Nowym Orleanie! Pokażę ci, gdzie grają najlepszy jazz! Pokażę ci, gdzie dają najlepsze piwo! - zaskrzeczał, robiąc zamaszysty gest ręką, po czym szepnął konspiracyjnie: - Pokażę ci, gdzie są najlepsze p a n i e n k i. Nauczę cię życia, po prostu. Wyjedziesz stąd jako prawdziwy ogier, zobaczysz, chłopcze - zapewnił, podejrzanie majstrując przy guzikach płaszcza, a na koniec dodał - A właśnie. Ha ha. Synek pyta matkę: Mamo, a jaka jest różnica między bykiem a buhajem? A ona na to: Byk to mąż krowy, a buhaj... jakby ci to powiedzieć... to przyjaciel rodziny. HE HE HE. Nie wierzył. Po prostu, kurwa, nie wierzył, że dzięki uprzejmości właścicieli ośrodka będzie teraz skazany na takie towarzystwo. Patrzył chwilę na zjawę martwym wzrokiem, a potem odezwał się do ziomka zbolałym głosem. - Fillin... zamień się ze mną. Jakikolwiek nie jest ten twój duch, zamień się ze mną - poprosił; Clark tymczasem zaczynał właśnie opowiadać mu całą historię Luizjany, która może i byłaby ciekawa, gdyby nie upstrzona sprośną wstawką i sprośną miną w co drugim zdaniu - Albo chodźmy się napić, bo na trzeźwo tego nie zniosę. Mój duch to jakiś obleśny stary erotoman. - dodał, a Clark na szczęście go nie słyszał, bo był zajęty opowieściami o tym, czego on to w młodości nie wyczyniał na zapleczu pubu po koncertach jazzowych.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- O boże, no tak, zapomniałem jakie miałeś doborowe towarzystwo! - przypomniałem sobie biorąc poduchy na zewnątrz i na chwilę skupiając się tylko na zaklęciu furniso, które właśnie tworzyło nam dwa ładne fotele na ganku. Proszę jeszcze Boyda, żeby też rzucił zaklęcie trwałego przylepca, bo ostatnio to on spędzał mnóstwo czasu nad zaklęciami, kiedy ja bawiłem się tylko w transmutację. - Dziena - mówię zanim nie powracamy do domku, by porozpakowywać się i porechotać głupawo, jak to mamy w zwyczaju. I oczywiście najwyraźniej poplotkować o duperkach. Jeszcze głośniej się śmieje kiedy wyobrażam sobie jak Laurel mówi przy Viks o moich zaleti. Uspokajam się dopiero na pytanie po którym z zastanowieniem marszczę brwi i lekko wzruszam ramionami. - Cóż, planowałbym ją oczywiście olać i mam nadzieję, że tak bym zrobił - oznajmiam, bo jednak to nie ognistą Laurel czy nawet bardziej energiczną Sol wybrałem na jakiś związek, tylko jak na ironię bardzo spokojną Viki. - Ale wiesz jakby Laurel przydybała mnie gdzieś na imprezie i zaczęła mówić coś o zaleti? Trudno jej było odmówić... - mówię przypominając sobie świętego Patryka kiedy niezbyt potrafiłem ją (i siebie) opanować przy Sol. Zerkam na ziomka podejrzliwie. - A jakby przyszła Alise, teraz albo na jakiejś imprezie gdzie byłbyś sam, i powiedziała coś w stylu: Wybacz, kurwa, powinnam ci od razu wybaczyć. Bierz mnie?- tworzę bardzo realny scenariusz. Boyd wyglądał na szczęśliwego z Bons, ale powiedzmy sobie szczerze. Jeśli chodzi o gust Boyda (i pewnie nie tylko) - otwarta, uprzejma dziewczyna z Ravku, blondynka grająca w Quidditcha. Miałem wrażenie, że Ala wpisywała się spokojnie w profil dziewczyny idealnej. Mój duch przerywa nam w tych super plotkach i jestem tak na nim skupiony, że nie zwracam uwagę na zmartwionego przyjaciela, który upewnia się, że nie zdradzałem go, sam pijąc alkohol. Po moim krótkim wyjaśnieniu już widzę, że mój ziomek na chwilę milknie i gapi się nie wiem na co; dopiero teraz patrząc na tępy wyraz twarzy przyjaciela orientuję się jak głupio musiałem wyglądać. Po chwili Marry zaczyna ubolewać nad tym jak niechlujnie ułożyłem ubrania w szafie i jakoś niesamowicie gładko przeszła z tego do rozmiaru moich ciuszków, latając wokół mnie i narzekając na to jak jestem chudy. Super. Czy to możliwe, że całe wakacje będę wysłuchiwał jęków kobiety nad moimi wadami, których jestem doskonale świadom? - Nie jestem na żadnej diecie - mówię zdenerwowanym tonem i patrzę na ziomka, który właśnie błaga mnie o zamianę. - Z przyjemnością przyjmę twojego erotomana - mówię ze złością, obecnie przekonany, że ja tu mam najgorzej na świecie. - Chodźmy się napić, jak najszybciej - mówię poirytowany, ale kiedy tylko wychodzimy z domku orientuję się, że nie mam pojęcia gdzie mamy iść. - Musimy poprosić któregoś o drogę... - zauważam z westchnieniem i zerkam na szybującą obok mnie, odrobinę naburmuszoną Marry. - Hej słuchaj, mogłabyś... - zaczynam, ale ta jest ewidentnie obrażona, więc musimy polegać wskazówkach obleśnego ducha Boyda.
Patrzył na Fillina z lekkim powątpiewaniem i uniesionymi brwiami, gdy ten zarzekał się, że ma nadzieję, że nie poszedłby w tango z Laurel, bo doskonale pamiętał, jak dziewczyna zakręciła go sobie wokół palca na patrykowej imprezie tuż pod nosem Sol, z którą ten donżuan się wtedy aktualnie umawiał, i w głębi duszy to był przekonany, że ten scenariusz mógłby powtórzyć się po raz kolejny, gdyby tylko zaistniała taka okazja. Nie chciał jednak nietaktownie powątpiewać w uczucia kolegi do Victorii, która oczywiście dziewczyną była na poziomie, i w ogóle, bardzo porządną, no i nie chciał go podżegać do zbyt intensywnych rozmyślań o gorącej Laurce, spuścił więc zasłonę milczenia na swoje wątpliwości, ale zaraz przerwał ją niekontrolowanym parsknięciem śmiechu po tej jakże prawdopodobnej scenie przedstawionej przez Fillina. - Brzmi w stu procentach jak Alise, aż się poczułem jakby tu stała przede mną - stwierdził, próbując utrzymać powagę, a potem też musiał się zastanowić przez chwilę nad odpowiedzią, bo właściwie to starał się nie myśleć nad takimi "co by było gdyby", nie patrzeć wstecz i takie tam - Ochujałeś? - orzekł w końcu, dochodząc do wniosku, że choć Alina fajna dziewczyna, to skandalem jest w ogóle to pytanie sugerujące że mógłby zdradzić Bons, nawet w hipotetycznych rozważaniach - Ja to przecież jestem wierny jak pies! - oburzył się - Eli to byłem wierny przez trzy lata po zerwaniu, widzisz, to się nazywa silna wola - zarechotał z własnych nędznych podbojów, po czym niestety te błyskotliwe rozważania zostały przerwane przez różne dramatyczne ekscesy związane z duchami; gdy już wszyscy się ze wszystkimi zapoznali, Fillin pokłócił z Marry o dietę, a Clark zrobił sobie chwilę przerwy w podbarwionych własną wyobraźnią opowieściach, doszli do wniosku, że wyjście do baru to jedyne słuszne rozwiązanie. Szkoda tylko, że nie bardzo wiedzieli, gdzie się kierować. Nie miał zamiaru już nigdy w życiu odzywać się do swojego ducha, po tym jak przy wychodzeniu z domku przyłapał go na ekshibicjonistycznym otwieraniu połów płaszcza, potrzeba jednak była paląca. Machnął na ducha, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. - E, stary. To gdzie mają to najlepsze piwo? - spytał, wzdychając i w bólu oczekiwał na jakiś rubaszny komentarz. Clark tymczasem uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje wybrakowane uzębienie i podfrunął do przodu, by ich zaprowadzić do legendarnego, jego zdaniem, lokalu, a po drodze snuł przed nimi wizję prawdziwego barowego el dorado, obiecywał piwo jak nektar i orzeszki jak ambrozję, piękne kobiety i doskonałą muzykę, ba, twierdził, że jak już raz tam wejdą, to nie będą chcieli wyjść.
/ztx2
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
A - Twojego ducha widzi dziś kompan w wątku! Zaczął go zagadywać i czym strofować, w zależności od charakteru twojego ducha.
Chloé - Wulgarna, głośna imprezowiczka, która dopuszczała się drobnych kradzieży. Moralność ma wywróconą do góry nogami, jest egoistką i zachęca cię do tego samego. Baw się, szalej, krzycz, rób to na co masz ochotę. Bez przerwy obraża innych, nawet jeśli zdaje jej się, że rzuca tylko neutralne komentarze. Zmarła z przedawkowania jadu bazyliszka i uważa to za niefortunny wypadek, ale zdaje się, że nie żałuje samego brania narkotyków.
- Odczep się ode mnie, dobzie? - choć próbowała raz po raz odpędzić od siebie warczącego ducha, ta wracała z jeszcze większą ilością przekleństw. Dobrały się idealnie, obie nie szczędziły obelg i bluźnierstw ale dzisiaj naprawdę miała dość. Była zmęczona, obolała bowiem dopiero co dzisiejszego poranka wróciła do Litwy z zamiarem, że nigdy więcej tam nie wróci. Nie widziała się jeszcze z nikim znajomym, Lazara i Bruna wsiąkło, a więc jej kroki skierowały się do domku zarządcy, gdzie urządziła awanturę, aby pokazano jej rozkład uczniów w domkach. Chloé jej pomogła, darła się równie donośnie aż w końcu pozwolono jej zajrzeć do spisu byleby sobie stamtąd poszły. Musiała znaleźć pewnego Irlandczyka, o którym myślała zdecydowanie zbyt często jak na zagraniczny przymusowy wyjazd do domu. Była posiniaczona, nie dało się tego ukryć kiedy powłóczyła nogami jeszcze z walizką. Nie miała sił jej ciągnąć ale też nie znalazła nikogo kto mógłby ją wyręczyć. Większość ludzi była poza pensjonatem, ale ona się uparła, że znajdzie Irlandczyka i już. Nie chciała wyjaśniać sama przed sobą skąd ten upór, ale dzięki niemu stawiała krok za krokiem. Znalazła się w końcu przed odpowiednim domkiem, a Chloé? Coś tam gadała, sugerowała jakieś rozluźnienie dzięki pewnym narkotykom ale teraz nie było to istotne. Zapukała jeden raz w drzwiczki i bez czekania na pozwolenie po chwili je pchnęła. Po przekroczeniu progu walizka opadła na podłogę, a wzrok Lau od razu skierował się do odpowiedniej (i jedynej) sylwetki w pomieszczeniu (jeśli mowa o żywych). Nie obchodziło ją nic, ani jego zdziwienie, żadne słowo, żadna granica, zakaz czy moralna powinność. Czuła jakby sunęła nad ziemią, choć nie pamiętała w jaki sposób pokonała dzieląca ich odległość; znalazła się przy nim, sięgnęła rękoma do jego ramion, stanęła na palcach i od razu bez słowa przywarła ustami do jego warg, a zachowywała się przy tym jakby dopiero teraz mogła odetchnąć. Miała bardzo ciężkie miesiące, ciężką podróż, była lekko blada, ale upór nie pozwalał na okazanie słabości choć było bardzo ciężko trzymać język za zębami. O nie, ona zrobiła zupełnie coś innego, przedłużyła pocałunek biorąc sobie to, o czym myślała dłuższy czas na co miała ochotę. Słyszała za plecami pomruk pełny aprobaty i coś w stylu "idź na całość, młoda!", a więc mile zachęcana wsunęła dłoń na Filinowy kark żeby go przy sobie przytrzymać i ba, zmotywować do większego zaangażowania.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Bardzo produktywnie spędzałem czas próbując się dowiedzieć od Marry jakim zaklęciem mogę zaszyć spodenki na których zrobiła się bardzo niewielka dziurka, kiedy przeskakiwałem dla zakładu przez coś z Boydem. Przez dłuższy czas próbuję powtórzyć co tłumaczy mi mój duch, ale idzie mi co najmniej kiepsko, więc umarła kobieta zaczyna tracić cierpliwość ze mną. Staję w końcu na nogi, poprawiam ciemną koszulę hawajską i sięgam po okulary, które na razie zahaczam o włosy. Coś rozmawiam jeszcze z Marry kiedy słyszę huk rzucanej walizki. Aż podskakuję w miejscu i odwracam się gwałtownie w stronę drzwi. A widząc kto tam stoi, jestem przekonany, że to jakaś kolejna luizjańska sztuczka. Już chcę zapytać Marry o co chodzi, kiedy nagle Laurel przemierza pokój, by nagle bez krępacji, jakby wcale nie wyjechała bez słowa pewnego dnia, zarzuca mi ręce na szyję, całując mocno. Moje ręce w dość automatycznym ruchu obejmują dziewczynę i przez chwilę w szoku i niezrozumieniu nie robię nic, czując jak oplatają mnie znajome dłonie oraz zapach włosów Litwinki. Dopiero gdy zaczyna napierać z pocałunkiem, delikatnie odsuwam się od Laurel, łagodnie odsuwając ją od siebie. Marry z ironią zauważa, że to nie jest moja dziewczyna. Pierwsze co robię to patrzę na oba duchy i wydaje mi się, że nie jest to na tyle zręczna sytuacja, by miała jakichkolwiek świadków. Nawet nieżyjących. - Wypierdalać. Obydwie - mówię,bo widzę też akurat ducha Lau, i rzucam jeszcze kilka obelg na towarzyszkę Litwinki, dopóki nie wylatuje poza domek, bo Marry znika jak tylko słyszy co mówię mówiąc coś o nietolerowaniu grubiaństwa. - Laurel? Co tu robisz? - pytam wskazując na łóżko, by usiadła, nie mając pojęcia co innego mam w zasadzie zrobić. Określiłbym, że wygląda niezbyt dobrze, przesuwam wzrokiem drobnym, posiniaczonym ciele i marszczę brwi ze zmartwieniem. Jakim cudem wywołałem ją? Nie gadałem o Lau od dawna i teraz mam wrażenie, że przypominając ją sobie ostatnio w domku jakimś cudem wywołałem ją.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Nie miała teraz oporów ani żadnych granic, których miałaby się trzymać. Zero moralnych przeszkód mających uniemożliwić jej sięgnięcie do jego ust. Zanim tak okrutnie wyjechała to wiele myśli kręciło się jej wokół Filina. Dominik miał szanse rozproszyć to skupienie jednak mu się po prostu nie udało, nie kiedy codziennie mogła przyglądać się temu Irlandczykowi. Zaczęła nosić czarne ubrania bo on to lubił. Oczywiście nigdy w życiu nie przyzna się, że zmienia w swoim zachowaniu coś po to, aby się mu przypodobać. Po prostu chciała go mieć dla siebie, a więc zamiast uprzejmego powitania "cześć, co słychać" przeszła do sedna sprawy, aby nie pieprzyć się z jakimiś tam konwenansami. Wykrzywiła się, zmarszczyła nos kiedy odsunął się poza zasięg jej ust, a ona przecież dopiero się rozkręcała, to była zaledwie imitacja rozgrzewki. Wzniosła oczy ku niebu kiedy wygonił oba duchy i wzruszyła ramionami kiedy Chloé szczekała i wygrażała się Filinowi. To tylko duch, co ma się nim przejmować? Skoro zostały wywalone z domku to chyba znak, że będą mogli z Filinem przejść do ciekawszych rzeczy, prawda? Uśmiechnęła się z satysfakcją, ale poczekała aż on usiądzie, bo wtedy od razu wpakowała mu się na kolana, a kark objęła ramieniem. - Uciekłam z domi. - stwierdziła rozbrajająco szczerze i nie obchodziło ją, że Filin opierał się przed ciężarem jej ciała; ona się po prostu do niego kleiła. - Mam siniaki, jak całujesz to nie będi boleć. - mówiła wprost i choć niby żartowała to jednak była złakniona jego rąk, jego ust, jego uwagi i całkowitej atencji. Oparła czoło o jego skroń i westchnęła ze zmęczenia. - Rzuciłam zaklęci na ojca i miałam przesłuchni w ministerstwi w Czechach. Musiałam zapłacić wysoka grzywnę i nie mam nawet knuta przy sobi, ale też i domi. - nie planowała owijać w bawełnę. Domyślała się, że Filin doda sobie dwa do dwóch a o potencjalne wątpliwości dopyta. Jeśli zdążył ją choć trochę poznać to powinien wiedzieć, że okazywanie jej współczucia i litości może skończyć się awanturą. Pogładziła jego kark, a nawet wsunęła dłoń do połowy jego kołnierzyka. - Mogę tu spać? Mam w swoim domki piętnastoletni dzieciaki. - pokręciła nosem i zamknęła na moment oczy, cały czas czepiając się Filina jakby był jej własnością.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Ja miałem mnóstwo moralnych przeszkód, granic i zaniepokojenia związanego z całą sytuacją. W mojej wyobraźni wciąż widziałem setki ludzi widzących tą scenę i rozpowiadających ją po całej Luizjanie zanim sam nie zdążę wytłumaczyć tego na pewno drobnego nieporozumienia, które by nie zaszło, gdyby Lau wiedziała w jakiej jestem sytuacji związkowej... Albo cóż, tak przynajmniej staram się sobie wmówić. Mimo to przygotowuję się na nie taką łatwą rozmowę widząc aż tak radosne powitanie Litwinki. Kto by przypuszczał, że tak trudno czasem o mnie zapomnieć (nie ja). Kiedy skutecznie wyganiam duchy ustalam sobie plan działania w którym najpierw zapytam co tam u niej, potem grzecznie zauważę, że nie pisała i było mi przykro, więc teraz nie może do mnie wracać jak do własności, bo ja już jestem poważnie zajęty! Świetnie to wymyśliłem, uprzejma wypowiedź, trochę wzbudzenia poczucia winy i przechwałka jak dobrze mi idzie nawet jeśli Laurel postanawia odjechać bez słowa! Ale oczywiście nic nie idzie tak jak się spodziewam z Laurel, bo już słysząc pierwszą wypowiedź, wiem że mój plan poszedł się walić. Patrzę zdziwiony na dziewczynę, starając się wyczytać czy tylko tak mówi, żartuje, czy o co chodzi. A trudno zobaczyć wyraz twarzy kiedy druga osoba rzuca najwyraźniej na dwie osoby zaklęcie przylepiające. Zbyt zaniepokojony sytuacją, by albo zwrócić uwagę, że nie powinna tak robić, albo nawet żeby również oprzeć lekko czoło wychylam się, by sprawdzić nogi dziewczyny. - Siniaki? - powtarzam pytająco bez sensu, wyciągając dłoń, by dotknąć długimi palcami jakiś, który wyglądał znacznie gorzej niż inne. Słucham z lekko otwartymi ustami ze zdziwienia tej tragicznej historii, myśląc sobie, że tylko ja mogłem poznać taką Laurkę i tylko ona mogła wrócić w taki sposób. - Mam nadzieję, że ojciec się nie pozbierał - mówię kiedy w końcu odrywam wzrok oraz dłoń od nóżek Lau. Zerkam na walizkę, która mogła być większością dobytku dziewczyny. Nie bardzo wiem co mam zrobić. Mam wyrzucić z domku kogoś kto właśnie uciekł z domu po takich przeżyciach? Przechwalać się teraz o dziewczynie? Cokolwiek nie powinienem też odczuwać, również nie wiem bo jestem zbyt oszołomiony sytuacją. Chociaż nie mogę tak w nieskończoność siedzieć z Laurel bez konsekwencji. - Możesz, ja będę spać z Boydem - wybieram najbezpieczniejszą odpowiedź w mojej opinii, pokazując na łóżko obok. Głaszczę delikatnie bujne włosy dziewczyny i postanawiam podjąć lekka próbę wyjścia z uścisku. - Jak teraz się czujesz? W Luizjanie lepiej niż w Czechach? - pytam jeszcze nie wiedząc co Lau naprawdę chce mi mówić, a w co nie chce bliżej wchodzić.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
- Tak, wielki fioletowi placki. Siniaki. - przytaknęła i odprowadziła wzrokiem jego dłoń do odsłoniętej łydki - jeden z siniaków był do połowy ukryty pod nogawką, która akurat sięgała kilka cali nad kostką. Barwa mówiła sama za siebie, dominował fiolet ale też odrobina zieleni. Akurat nie grymasiła przez nie wszak wymusiła od pielęgniarzy w budynku zarządcy coś przeciwbólowego. Nie będzie stękać z bólu kiedy właśnie wpakowała się Filinowi na kolana. Nie mogła oprzeć o niego głowy z a więc przesuwała delikatnie paznokciami po jego karku, od podstawy włosów poza koszulkę nieopodal łopatek. Samo to wywoływało w niej bardzo przyjemny dreszczyk. - Musieli odkleić jego ręki od stołi kiedy znów chciał mi uderzyć. Nienawidzi go. - to powiedziała nieco ciszej, ale nie oczekiwała współczucia. Wyjaśniała co się wydarzyło bo zasługiwał na pełną prawdę i obraz tego jak wyglądało mniej więcej jej dotychczasowe życie. Żeby jakoś pocieszyć się (chłopak się z tym ociągał pierwszą minutę) wsunęła palce w czarne jak węgiel włosy Filina, przeczesała je, popsuła ich uczesanie, delektując się ich miękkością oraz zapachem. To chyba jej nową amortencję, Filin pachniał jak odpoczynek, pieszczota i słodka obietnica. Nic dziwnego, że nie mogła i nie chciała się od niego odkleić. - Ni, ja chce z tobi. Boyd sobie poradzi bez ciebi w łóżki. - wzniosła oczy ku niebu jakby tłumaczyła dwulatkowi, że trzeba myć zęby przed pójściem spać. Na końcu języka miała prośbę aby przestał się tak czaić tylko porządnie ją pocałował (czemu z tym zwlekał?!) albo śmiało zatopił palce w jej rozczochranych dzisiaj włosach. Nim jednak to zrobiła ten miał czelność próbować się wyswobodzić. Zareagowała instynktownie, zacisnęła palce na jego barku, a drugą rękę na przedramieniu jakby miała zamiar wczepić się w niego jak małpka jeśli będzie chciał ją zrzucić. - Zmęczonia jestem. Chcę do ciebi. - upewniwszy się, że nie tak łatwo da siebie zsunąć z kolan położyła palce na jego przeciwległym od siebie poliku, a drugi mocno ucałowała, ale nie jeden raz ale około dwunastu, jeden obok drugiego. - Nie mogłam napisać. Sowi ranna przez niego. Wizz spaloni. Nawet Lazz nic nie wiedział. - szepnęła między jednym pocałowaniem a drugim kiedy to spacerowała sobie nimi wszystkimi po całej długości i szerokości jego części twarzy. Jej słowa i zachowanie to było zakamuflowane przeproszenie za ciszę i milczenie. Nie potrafiła okazać skruchy słowem a więc próbowała w czynach udowadniających, że w bardzo się za nim pewnym stopniu za nim tęskniła. - Całuj mi póki siniaki nie boli. - poprosiła i niejako udowodniła, że wcześniej kłamała odnośnie bólu. Tak czy siak ciało miała nimi ozdobione choć cwanie ukryte pod ubraniami. - W Czechach nie ma Irlandczyki, więc do kitu. - mruknęła dźwięcznie gładząc przy tym kciukiem kącik jego ust.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Patrzę na fioletowi placki na nóżce dziewczyny i aż wzdycham z lekkiej bezradności do wszystkiego co się u niej wydarzyło. Nie powinienem czuć się specjalny winny temu wszystkiemu, bo niewiele mogłem zrobić, ale mimo to nie mogłem pozbyć się przeświadczenia, że może jednak powinienem jakoś temu zaradzić. Rozmyślając nad tym czuję jak ręka Laurel wodzi po moim karku, kiedy próbuję znaleźć odpowiednie słowa. - Mogę polecieć do Ciebie i zamienić go w ślimaka czy jakiegoś robala. Przy odrobinie szczęścia ktoś go rozgniecie, zanim nie przemieni się z powrotem - proponuję niezbyt rozsądnie, dość automatycznie przymykając oczy, kiedy ręce Laurel zaczęły wodzić po mojej eleganckiej fryzurze. Długie palce dziewczyny wodziły między moimi lokami, dopóki nie orientuję się, że sprawia mi to zbyt dużą przyjemność i pocieszanie dziewczyny nie powinno się na tym opierać. Wzdycham jeszcze raz kiedy słyszę o Boydzie, ale zanim zdążę wygłosić jakąś mowę, delikatnie zdjąć z kolan Lau, czuję jak zamiast oddalać się przyczepia się do mnie jeszcze bardziej. Jestem odrobinę przytłoczony tą sytuacją i nie mam pojęcia jak sobie z tym poradzić. Na domiar złego czuję frustrację... na Viki, że nigdy nie czuję przy niej tak dużej chęci lgnięcia do mnie. - Lau... - zaczynam kiedy mówi o zmęczeniu. A potem tłumaczy się nieodpisywaniem i zaczyna mnie obsypywać pocałunkami, oczywiście po części rozumiem, po części wydaje mi się, że mogła coś wymyślić. - Cóż, tak nagle zniknęłaś i nie odezwałaś się ani słowem. Byłem odrobinę zbyt obrażony, żeby pisać. Nie miałem pojęcia co u Ciebie, jak mogłem się domyślić... poza tym napisałbym Laurel, Litwa w Twoim adresie. Równocześnie po tym kolejnym wybuchu czułości, prośbach o pocałunki, stwierdzam, że muszę to przerwać. - Lau... - elokwencja sto na sto, brawo ja. Delikatnie ale stanowczo próbuję oderwać dłonie Litwinki od swojej szyi i przenieść ją na miejsce obok z moich kolan. - Nie było cię długo. Mam dziewczynę. Wiem, że miałaś ciężki okres i jestem przy Tobie, ale wiesz. Jako przyjaciel. Możesz tu spać, ale ja będę wtedy z Boydem - tłumaczę w końcu z westchnieniem, a moje oczy błądzą gdzieś na boki, albo śledzą moje ręce, kiedy przestawiam Lau na miejsce obok.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
- Brzmi bardzi kusząco. - pierwszy raz od powrotu uśmiechnęła się przez co wyraz jej twarzy drastycznie złagodniał i wyglądała przy tym całkiem niegroźnie. Mimo wszystko w oczach czaił się dziki błysk, jakby naprawdę była w stanie doprowadzić do transmutacji ojca w ślimaka. Dzięki temu miała jeszcze większą ochotę kusić go pocałunkami, które póki co nie wkraczały jeszcze na obszar ust. Odnosiła wrażenie, że musi go do siebie zachęcić. Naparła dłonią na jego bark jakby chciała go skłonić do położenia się na łóżku jednak w tym samym momencie odezwał się w innym tonie. Wystarczyło, że zaczął od jej imienia, a ona czym prędzej lekko ucałowała jego usta, chcąc przypieczętować swoje imię na tych miękkich, kusząco rozchylonych wargach. - Sowicie wynagrodzę ci te miesiąci. - zapewniła, a jej palce pomknęły do krańca jego koszulki gotowe ją podwinąć jednak ten znów się wyswobadzał i ją odpychał czego totalnie nie rozumiała, bo nie tak ma wyglądać ich wylewne i czułe powitanie. Nie chciała zejść z kolan ale odrzucał ją, był też silniejszy więc siłą rzeczy wylądowała tuż obok niego z wyrazem zdezorientowania na twarzy. - Co ty pierdzieliś? - otworzyła szerzej oczy i wbiła w niego spojrzenie które z każdą sekundą nabierało… niedowierzania i złości. - Jak to "masz dziewczynię"? Nie było mnie kilka miesięci! - poderwała się na równe nogi i górowała nad nim choć wcale nie czerpała z tego tytułu satysfakcji. - A ty mi wyskakujesz z przyjacielem?! Za kogo ty mni masz?! - serce w jej piersi zabiło tak nierówno i boleśnie. W ustach pojawił się posmak goryczy gdy wbijała wzrok w Filina a ten nie miał nawet tyle odwagi, aby na nią spojrzeć. To ją rozjuszyło. Oparła ręce na biodrach, a w jej oczach wybuchła gorąca furia. - PATRZ NA MNI JAK MOWIŚ ŻE MASZ DZIEWCZYNIĘ A BYŁEŚ ZE MNĄ! - wydarła się na cały głos bo w innym wypadku mogłaby rzucić najbliższą rzeczą albo w niego albo w ścianę. Nie tworzyli związku, nie byli parą a jednak ich dotychczasowe kontakty odczuwała jakby miał być jej facetem. Musiała wyjechać, nie wyjaśniła tego z Filinem, a teraz żałowała, że nie pospieszyła się ze wszystkim na imieninach świętego Patryka. Chciało się jej krzyczeć (co też zrobiła ale teraz wyrzuciła z siebie solidną, głośną i soczystą mieszankę litwińskich przekleństw), jednocześnie płakać i nim potrząsnąć aby się opamiętał. - JAK ona się nazywi? Od kiedi? Kochasz ją? Czy tylko z nią śpisz? - wywarczała te wszystkie słowa, domagała się informacji, aby jakoś ułożyć chaos w głowie. Było jej źle, miała okropne miesiące a teraz dowiadywała się, że chłopak który się jej piekielnie podoba znalazł sobie przez ten krótki czas jakaś dziewczynę. To było bez sensu. To nie mieściło się jej w głowie.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Uśmiecham się delikatnie na ten komentarz, zastanawiając się po cichu czy aby na pewno nie brzmi to dla Lau aż zbyt kusząco. Jednak ta wydawała się być bardziej przejęta próbami przekonaniem mnie do przyjęcia nagrody w postacie mnóstwa pocałunków i może i innych rzeczy. A ponieważ moja akcja z Victorią rozwija się dość powolnie, tym bardziej ciężko było delikatnie przełożyć Laurel na bok; chociaż oczywiście moja godność, honor i oddanie, było we mnie silniejsze niż pożądanie! Co sobie powtórzyłem kilka razy delikatnie odkładając na bok Lau. Kiedy wytłumaczyłem powody mojego zachowania od razu usłyszałem wściekłe okrzyki od niezadowolonej z rozwoju sytuacji dziewczyny. Szczerze mówiąc, uważałem, że to nie jest wcale moja wina, że tak wyszło i byłem stosunkowo niewinny w całej sytuacji. Wyjechała, więc ruszyłem dalej. Jednak ponieważ Litwinka miała ciężki czas uznaję, że po prostu dam jej się wykrzyczeć i przyjmę wszystko na spokojnie. Co kompletnie mi nie idzie kiedy słyszę słowa byłeś ze mną. - Byłem z tobą? - powtarzam głośno, bo przecież inaczej nie usłyszałaby co mówię przy bełkotaniu jakichś litewskich słów. - Kilka razy się ogarnęliśmy, a ty byłaś mną zainteresowana kiedy miałaś na to ochotę! Kiedy uważałaś, że nie masz konkurencji robiłaś co chcesz! Kiedy tylko widziałaś Sol, czy kogokolwiek, nagle lgnęłaś do mnie! Nigdy nie byłem przekonany czy chcesz mnie, jakiejkolwiek atencji czy może Boyda, bo z nim też lubiłaś flitować! - No niestety, nawet nie zauważyłem nawet, że stoję i krzyczę na dziewczynę, którą właśnie miała przeprawę w czeskim sądzie. Próbuję odetchnąć kilka razy spokojnie, chowając twarz w dłoniach i mierzwiąc moje poczochrane wcześniej przez Lau włosy. - Victoria. Z Ravenclawu - krzywię się na te dość intymne pytania. - Nic z nią jeszcze nie robię. Jesteśmy nie wiem, z miesiąc - mówię odpowiadając jakoś i na zakochanie i chyba na spanie w jednym, próbując po prostu jakoś się wytłumaczyć i średni myśląc nad odpowiedziami. Spięty drepczę w miejscu w tym bardzo małym domku, nie wiedząc co zrobić ze sobą w tym niezręcznym dla mnie momencie.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Wydała z siebie dźwięk podobny do "ughhh!!", zacisnęła palce w pięść i spiorunowała Filina spojrzeniem, nieświadoma, że jej policzki delikatnie zabarwiły się rumieńcem. - No bo ti nie wpadniesz na pomysł zabrania mnie na randki! Nic nie robiłeś od tamtej nocy! Nie trzymałeś mnie przy sobie! Pozwalałeś mi na wszystko! - nigdy w życiu nie przyzna się do swoich win, a więc oskarżała Filina o zaniedbanie. Może było w tym ledwie ziarenko prawdy, jednak sama Laurel chciała to wyolbrzymić to porządnych gabarytów, aby całkowicie się wybielić i zrzucić winę na chłopaka. Tak piekielnie się jej podobał… tylko ona nie bardzo potrafiła skoncentrować się tylko na nim skoro pozwalał jej uwadze rozproszyć się na inne osoby. - Phhh. - prychnęła niczym rozjuszona kotka, kiedy to zasugerował, że podrywała też Boyda. Może n samym początku tak było dopóki nie poznała Filina z którym miło spędzała czas w tamtej restauracji… znów dostała delikatnych wypieków na wspomnienie jak rozkosznie miękkie są jego usta, które teraz ośmielały się podnieść na nią głos. - Nie krzycz na mnie! - pogroziła mu palcem i oczywiście nie zauważała swojej hipokryzji. Ten próbował się uspokoić ale Laurel nie. Ona tak nie umiała. Nosiło ją, pchało, żeby coś robić, działać, krzyczeć, rzucić czymś o ścianę bo Filin ośmielił się mieć dziewczynę. Poczuła lekką ulgę, że jest z tamtą tą Victorią ledwie miesiąc. Dla Litwinki to znak, że można się jej… zasugerować, że nie dla niej jest Filin. Zmrużyła powieki, a w jej oczach zamajaczyło coś złośliwego. - Krótko i jakoś nie stroniłeś od moich pocałunków to znaczy, że możesz ją rzucić. - zaproponowała banalne rozwiązanie, uznawszy teraz swoją wyższość skoro Filin wcale się jakoś specjalnie przed nią nie opierał. Podeszła bliżej niego, czując, że złość nieco z niej uchodzi, a krańce palców przesunęła po jego grdyce. - Tak dobrzie nam było tamtego wieczori, Filin. - zmieniła ton głosu na bardziej wysumiblowany i popatrzyła na Irlandczyka spod gęstych czarnych jak smoła rzęs. - Wyobraź sobie, że takie wieczori będą codziennie. - stanęła na palcach i przesunęła swoje usta do jego warg, ale nie całowała go. Tylko kusiła gorącym oddechem i chciała sprowokować do działania wszak większy mętlik w jego głowie nie zaszkodzi. Im więcej będzie miał wątpliwości tym lepiej dla Laurel. Właśnie postanowiła, że go odbije za wszelką cenę. - Wynagrodzę ci te zaległe dni, Filii. - próbowała go skusić i napsuć mu krwi. Musi ulegnąć. Jeśli nie rzuci Victorii z Ravenclawu dobrowolnie to Lau doprowadzi go do zdrady. Naprawdę chciała go mieć i nie znała innych mniej bezwzględnych sposobów na całkowite zatrzymanie go przy sobie.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- O nie, nie, nie... Nie możesz zwalać wszystkiego na mnie! Ja... zawsze cię lubiłem i się... starałem - mówię najpierw dość agresywnie i po chwili dopiero próbowałem określić jak podchodziłem do naszego... spotykania się? Trudno nawet to tak nazwać. A tym bardziej nigdy nie spodziewałem się, że w jakikolwiek sposób bardziej Ci się podobam. Raczej zakładałem, że z braku laku, ponieważ byłem pod ręką tego wieczora postanowiłaś przyjąć moje zaloty. Zaś kolejnym razem, na imprezie irlandzkiej, to już z prostej zazdrości chciałaś mnie kiedy widziałaś moją popularność na ten wieczór. Póki co jednak krzyczałem za to, że nie byłem wcale traktowany przez Ciebie poważnie ani wtedy, ani wydaje mi się też teraz. - Nie krzyczę! - krzyczę na głupi zarzut, od Ciebie i prędko próbuję się uspokoić by faktycznie tego nie robić. Jednak kiedy chcę ogarnąć się odrobinę, kolejne Twoje słowa bardzo mnie zaskakują, więc przez chwilę patrzę na Ciebie, nie potrafiąc się rozeznać jak mam to wszystko skomentować. - No, w związku z sytuacją, nie chciałem Cię smucić - tłumaczę się nieostrożnie, zerkając przelotnie na Twoje siniaki. A po sekundzie zmieniasz się wyjątkowo. Twoje pocieszycielskie ręce już zanurzają się w moich włosach. Wargi niemalże muskają moje. W przerażeniu z jednej strony cofam się o krok, z drugiej kładę ręce na Twoich biodrach. I muszę przyznać jak pomyślę o nadrabianiu zaległości kręci mi się w głowie. Czy nie byłoby łatwiej po prostu przyjąć propozycję? Czy nie byłoby przyjemnie na chwilę wrócić do tego co kiedyś, nie patrząc na moje próby bycia rozsądnym chłopcem w związku? Przez kilka sekund chcę po prostu temu ulegnąć, dłońmi automatycznie głaszcząc delikatnie smukłą talię. W końcu jednak cofam się o krok. - Nie mogę, Laurel, Viki to dobra dziewczyna. Ja... rozumiem, że nie chciałaś... i że tak wyszło... ale... przykro mi. Musimy spróbować być... ziomkami - mówię ze smutkiem, wciąż z poczuciem obowiązku i wiedząc, że nie mogę, zwyczajnie nie mogę tak postąpić, pomimo tego jak kusisz mnie już teraz.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
- Starałeś się? Tylko mi dałeś pierścionek po pijaku! I nawet mnie porządnie nie pocałowałeś jakbyś się bał, że jestem ze szkła! - zbulwersowała się gotowa za wszelką cenę zrzucać na niego pełną winę. Nie widziała swojego błędu, a może nie chciała tego dostrzegać? Ciężko było jej przyznać się do swojej przegranej. Nie mogła stracić Filina nawet jeśli nigdy go nie miała . Chciała beczeć, tupać nogami, okładać go pięściami, aby zrozumiał, że ona się w nim zakochuje, ale przecież wiedział to, prawda? Dawała mu do zrozumienia, że ją diabelnie pociąga tylko może zabrakło przy tym słów? - Więc ci się nie udało, bo mi smutno! Może ty po prostu nie umiesz porządnie całować i się tego boisz. - prychnęła i świadomie go prowokowała do obrony swojej męskiej dumy. Rzucała się na jego ego chcąc zyskać od niego rozkoszną inicjatywę kiedy to sam całowałby ją bez pamięci. Póki co mogła sobie tylko o tym pomarzyć. Skoro tak było to należało go jednak jeszcze ponęcić i kusić. Jego dłoń na jej talii była połową sukcesu. Podobał się jej ten ciężar, a od ciepła jego ręki rozpalał się w niej od razu ogień. Taki nieznośny, zniecierpliwiony, głodny. Stanęła na palcach chcąc go prowokować jeszcze bardziej, byleby nie przerywał. Myślami próbowała go zachęcić by ją do siebie tak mocno przygarnął… zamiast ziścić marzenia on je brutalnie zdeptał. Ten krok w tył był bardzo bolesny, poczuła to w samym środku serca. - Wypchaj się tą Viki! - krzyknęła mu prosto w twarz, popchnęła go z całych swoich kobiecych sił i pomimo obolałego ciała rzuciła się w kkerunku drzwi. Wybiegła przez nie jakby sam dementor deptał jej po piętach. Uciekała aby Filin nigdy przenigdy nie dowiedział się, że właśnie teraz do jej oczu napłynęły łzy.