Domek jest drewniany, niewielki i jednoizbowy. Mieszczą się w nim łóżka piętrowe, wspólna szafa (powiększona wewnątrz magią), drewniany stolik i dwa krzesełka (dwa dodatkowe należy sobie doczarować). Nie ma tu łazienki ani pryszniców - aby z nich skorzystać należy udać się do części północnej terenu gdzie znajduje się balialnia. Domek oświetlony jest magicznymi kulkami światła bądź świetlikami zagonionymi do lamp oliwnych.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
1. Nancy A. Williams 2. Aleksandra Krawczyk 3. Ofelia Willows 4. Yuuko Kanoe
Duchy w Nowym Orleanie są wszechobecne. Stanowią niemal osobną grupę społeczną, w każdym barze, w każdym miejscu znajdziesz ducha, który jest do niego przywiązany. Jest jedno sporo duchów, które błądzą po mieście i szukają turystów, traktując ich jak rozrywkę i pomagając im poznać Nowy Orlean lepiej. To wasi przewodnicy, którzy w każdej chwili mogą pojawić się obok. 1. Duch nie jest przy tobie przez całą dobę, ale może pojawić się w każdej chwili. 2. Rozmowy z duchem możesz prowadzić sam, śmiało rozbudowuj charakter swojego ducha. Pamiętaj, że mistrz gry w każdej chwili może wcielić się w twojego ducha. 3. Każdy ma ducha o innym imieniu i innym charakterze. Jest jednak kilka grup, które mają wspólne działanie, zalety, wady i przede wszystkim zadania, za które możecie zdobyć punkt do kuferka.
Molly
@Nancy A. Williams Ciemnoskóra kobieta, która urodziła się na długo po zakończeniu niewolnictwa, ale która wciąż czuła, że niesie brzemię przeszłości. Była z bardzo ubogiej rodziny i tylko muzyka trzymała ją przy zdrowych zmysłach. Uprawiała magię vodoo i fascynowały ją inne rodzaje magii jej przodków, ale z czasem muzyczny świat tak bardzo ją pochłonął, że przestała poświęcać temu uwagę. Wciąż pewnie ma kilka ciekawostek do sprzedania. Uważa, że w Nowy Orlean trzeba przede wszystkim się wsłuchać, tak najłatwiej poznać jego historię. Jak duch na ciebie działa?: Masz zdecydowanie większą ochotę na imprezy niż normalnie. Jeśli unikasz barów - tym razem może któryś cię przekona? To, jak intensywnie to na ciebie działa, zależy tylko od ciebie. Zalety: Pomnik muzyków przynosi ci szczęście. Za każdym razem, kiedy odwiedzisz te miejsce i napiszesz w nim wątek (minimum 5 postów na osobę), lub jednopostówkę na 3 tysiące znaków, przy następnej okazji przysługuje ci jeden przerzut kością. Wady: Masz ochotę dzielić się galeonami z ulicznymi muzykami. W wymienionych lokacjach (bulwar, pomnik,Jackson Square) musisz wydać 5 galeonów. Pomyśl, że to inwestycja w sztukę. Twój cel: Chociaż ducha możesz ignorować (oczywiście, na ile to możliwe!) to czasami warto zagłębić się w jego historię i pozwolić, żeby to on pokazał ci miasto od swojej, wyjątkowej strony. Jeśli odpowiednio się zaangażujesz: w przypadku tego ducha otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Pojawić się we wszystkich barach w Nowym Orleanie. Przynajmniej w jednym z nich musisz rozegrać wątek na minimum 5 postów. 2. W co najmniej 5 postach musisz wspomnieć, że duch dzieli się z tobą artystyczną ciekawostką. Możesz to zrobić przy okazji zwykłych wątków (1 ciekawostka=1 wątek), jak i w jednopostówkach. 3. Spróbuj swoich sił. Zagraj na instrumencie, lub zaśpiewaj jazzową piosenkę. Nie ważne czy dla szerszej publiczności, znajomych, czy może samemu, w ramach nauki - musisz przynajmniej spróbować.
Chris
@Aleksandra Krawczyk Perkusista, lubi każdy rodzaj muzyki, chociaż jazz ma wyjątkowe miejsce w jego sercu. Miły, przyjazny, chętnie wysłucha twoich zwierzeń i da dobrą radę. Lubi długie, szczere rozmowy, kontakt z ludźmi ceni sobie wyjątkowo mocno. Robi się marudny, kiedy nie poświęcasz mu czasu i nie zabawiasz z rozmową, spodziewaj się, że w takich chwilach nie da ci zbyt wiele prywatności. Jeśli chcesz się go pozbyć, musisz poświęcić mu przez dłuższy czas naprawdę dużo uwagi. Jak duch na ciebie działa?: Masz zdecydowanie większą ochotę na imprezy niż normalnie. Jeśli unikasz barów - tym razem może któryś cię przekona? To, jak intensywnie to na ciebie działa, zależy tylko od ciebie. Zalety: Pomnik muzyków przynosi ci szczęście. Za każdym razem, kiedy odwiedzisz te miejsce i napiszesz w nim wątek (minimum 5 postów na osobę), lub jednopostówkę na 3 tysiące znaków, przy następnej okazji przysługuje ci jeden przerzut kością. Wady: Masz ochotę dzielić się galeonami z ulicznymi muzykami. W wymienionych lokacjach (bulwar, pomnik,Jackson Square) musisz wydać 5 galeonów. Pomyśl, że to inwestycja w sztukę. Twój cel: Chociaż ducha możesz ignorować (oczywiście, na ile to możliwe!) to czasami warto zagłębić się w jego historię i pozwolić, żeby to on pokazał ci miasto od swojej, wyjątkowej strony. Jeśli odpowiednio się zaangażujesz: w przypadku tego ducha otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Pojawić się we wszystkich barach w Nowym Orleanie. Przynajmniej w jednym z nich musisz rozegrać wątek na minimum 5 postów. 2. W co najmniej 5 postach musisz wspomnieć, że duch dzieli się z tobą artystyczną ciekawostką. Możesz to zrobić przy okazji zwykłych wątków (1 ciekawostka=1 wątek), jak i w jednopostówkach. 3. Spróbuj swoich sił. Zagraj na instrumencie, lub zaśpiewaj jazzową piosenkę. Nie ważne czy dla szerszej publiczności, znajomych, czy może samemu, w ramach nauki - musisz przynajmniej spróbować.
Myles
@Ofelia Willows Wielka fanka magii ofiarnej. Twierdzi, że udało jej się zabić swojego pana, żeby wykonać skomplikowany rytuał. Właśnie za to zresztą ponoć została skazana. Uważa, że cel uświęca środki i właśnie do tego cię regularnie przekonuje. Niezbyt rozmowna, ale jej komentarze potrafią być naprawdę celne. Jak duch na ciebie działa?: Stajesz się znacznie bardziej uległy niż normalnie, łatwo cię przekonać do zmiany zdania, masz ochotę zadowalać innych. Zalety: Za każdym razem, kiedy ktoś rzuci na ciebie ofensywne zaklęcie, obrazi cię, zaatakuje w jakikolwiek sposób, przytrafi mu się coś złego. Może się potknie, może będzie miał gorszy dzień? Duchy niewolników chronią cię tak jak chroniły siebie za życia. Wady: Znacznie gorzej wychodzą ci zaklęcia ofensywne. Za każdym razem musisz rzucić kostką na powodzenie. 1-2: nie udaje ci się, 3-6: udaje ci się. Twój cel: Przede wszystkim zrozumieć brutalną stronę historii Nowego Orleanu. Duch otwiera ci oczy na wiele dramatycznych wydarzeń, uświadamia, do jakich poświęceń zmuszała ich sytuacja, zdradza tajniki magii rytualnej i ofiarnej. Jednak żeby naprawdę to zrozumieć, musisz dać coś od siebie. Jeśli zaangażujesz się wystarczająco mocno i wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Weź udział w którymś z seansów spirytystycznych na plantacji. 2. Odwiedź minimum 3 lokację na plantacji oraz Lalaurie Manson w Nowym Orleanie. 3. Musisz spędzić całą noc w jednym z domków niewolników. Napisz wątek (minimum 5 postów na osobę) lub jednopostówkę (3 tysiące znaków).
Carl
@Yuuko Kanoe Duch mężczyzny w średnim wieku, podrywacza. Dalej gwiżdże, kiedy widzi na ulicy ładną dziewczynę, ciebie zresztą też ciągle komplementuje, a momentami rzuca niewybrednymi żarcikami. Opowiada niestworzone historie o swoich romansach i wskazuje miejsce, w których najłatwiej kogoś poznać. Uwielbia też komentować twoje relacje. W kasynie spędził pół życia i właściwie to było jego główne źródło utrzymania. Jak duch na ciebie działa?: Przez całe wakacje masz ochotę rywalizować, wszelkie zakłady wydają ci się dużo bardziej interesujące. Dodatkowo masz ochotę podejmować ryzyko, nawet jeśli jest ono całkiem spore. Zalety: Jeśli zechcesz zagrać w Therię w kasynie, a nie masz 21 lat - 3 podejścia możesz powtarzać do woli, wbrew temu co jest napisane w temacie. W przypadku gry w astroletkę, zawsze możesz przerzucić jedną kartę tarota, a w trakcie gry w “Trzy różdżki” jedną kostkę. Wady: Jeśli ktoś wprost zaproponuje ci zakład - nie jesteś w stanie odmówić. Możesz się z niego nie wywiązać, ale samego zakładu nie odmówisz. Twój cel: Twój duch oczekuje, że będziesz w czasie tych wakacji bawił się naprawdę dobrze! No, może przy okazji przegrywając swój majątek. A może wzbogacając się niewyobrażalnie? Kto wie, ale jeśli zaangażujesz się w życie hazardzisty wystarczająco mocno, dostaniesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. Co musisz zrobić? 1. Odwiedź kasyno w Nowym Orleanie i postaw tam minimum 50 galeonów. Musisz zagrać zarówno w Astroletkę, jak i Trzy różdżki. 2. Załóż się o coś z innym graczem. Stawka, a także to o co się zakładacie zależy tylko od was. 3. Zagraj przynajmniej w jedną wymienionych gier: Dureń, Gargulki, Theria. Musisz doprowadzić rozgrywkę do końca. 4. Wspomnij w wątku, że duch nauczył cię zasad jakiejkolwiek gry.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Do ostatniej chwili cel ich wakacyjnej podróży pozostawał nieznany. I choć Nancy cały czas liczyła, że świstoklik zabierze ich w jakieś słoneczne miejsce, na tropikalną plażę, albo w malownicze góry, to musiała przyznać, że Luizjana była całkiem miłym zaskoczeniem. Miejsce niebanalne, cieszące się ciekawą historią i oferujące wiele niesamowitych przygód. Przez kilka pierwszych dni nie mogła się kompletnie przyzwyczaić do swojej nowej towarzyszki Molly, która co jakiś czas pojawiała się obok i namawiała do ją do śpiewania, na co Puchonka jak na razie absolutnie nie chciała się zgadzać. Dni mijały jej głównie na zwiedzaniu okolicy i przechadzaniu się po okolicznych barach, bo jej imprezowa natura odzywała się w tym miejscu jeszcze intensywniej niż zazwyczaj. Zdążyła przyzwyczaić się też do wilgotnego klimatu, przez który jej włosy postanowiły się zakręcić do granic możliwości i nic nie była w stanie z nimi zrobić, oraz do tego, że przy wchodzeniu do pokoju należało uważać na stopy, bo dywan bardzo lubił je podgryzać. Tego popołudnia miała zamiar ogarnąć nieco bałagan, który zdążyła wokół siebie wytworzyć, żeby wieczorem wyjść na kolejną imprezę, o której wspomniała jej dzisiaj Molly. Mieszkanie w pokoju, którego nie musiała z nikim dzielić, rozbudziło w niej bałaganiarza i terazteraz kiedy znowu czuła się jak w swoim puchońskim dormitorium, musiała trochę opanować swój rozgardiasz. Zaczęła zbierać porozrzucane ubrania, które należało upchnąć w szafie, buty ustawić w ładnym rządku i znaleźć miejsce na swoje kosmetycznie szpargały, które powinny leżeć w łazience, ale przecież nie miały w domku takiego pomieszczenia... Przez dłuższą chwilę szukała swojej szczotki, aż w końcu dostrzegła ją na półce Ofelii. Wskoczyła na łóżko przyjaciółki, nawet nie zastanawiając się, co robi tam jej szczotka i zgarnęła swoją własność. Kątem oka jednak dostrzegła coś jeszcze, co przykuło jej uwagę. Sterta papierzysk przy łóżku Willows absolutnie jej nie dziwiła. Blondynka zawsze była tą ambitną i widocznie zabrała swoje notatki nawet na wakacje. Nie byłoby w tym nic dziwnego i Nancy pewnie nie zwróciłaby na to większej uwagi, gdyby nie kawałek pergaminu z odręcznym pismem przyjaciółki, na którym widniało ciekawe zdanie, otoczone znakami zapytania. Sięgnęła po kartkę, by przeczytać jej treść, nie przejmując się tym, że raczej nie powinna grzebać w rzeczach Ofelii. Przecież zawsze pozwalały sobie na podobne ekscesy przez wzgląd na to, że mieszkały razem całe dzieciństwo. Czy coś mogło się w tej kwestii zmienić w ciągu tych kilku miesięcy, w których Nancy przeprowadziła się do Hogsmeade? Oj, mogło, a ona nie zdawała sobie nawet sprawy jak bardzo... "Najważniejsze zdają się być proporcje palonych ziaren dodanych do bazy w postaci aconitu, by żadna z odmian nie domino..." głosiło napisane znanym jej pismem zdanie. Dodatkowe notatki na marginesie, zapiski domysłów i przypuszczeń sugerowały, że Willows próbowała odgadnąć, o czym mówi przepisany wers. Na czole Williams pojawiła się pojedyncza zmarszczka, kiedy kolejny raz czytała ten sam fragment, zastanawiając się, po co jej współlokatorce informacje o tojadzie i dlaczego z tym do niej nie przyszła, skoro doskonale wiedziała, jak bardzo interesuje się ostatnio zielarstwem. Mogła mieć pewność, że Nancy jej pomoże, a jednak nie przyszła. Tojad mógł przywodzić na myśl wiele skojarzeń, choć jedno było wyjątkowo wyraźne. Tym bardziej że znajdowali się w miejscu, gdzie spotkanie likantropa było niezwykle proste... Nancy nie do końca wiedziała co o tym wszystkim myśleć, ale biorąc pod uwagę dziwne zachowanie blondynki w ostatnim czasie i znalezione właśnie notatki jedno było pewne. Ofelia coś ukrywała.
Nie spodziewałam się, że trafimy do Luizjany. Co jak co, ale ta południowa część Stanów Zjednoczonych nie kojarzyła mi się zbytnio z wakacyjnym klimatem, choć myliłam się. Pokochałam Nowy Orlean, a miejscowych miło zaskoczyłam znajomością języka francuskiego. Również poznałam Myles – moją nową, niematerialną towarzyszkę. Nie jest zbytnio rozmowna, ale jest, czy może była bardzo inteligentną czarownicą. Podczas podróży po mieście często dodaje od siebie jakieś uwagi, a jej motto życiowe i pośmiertne to prawdopodobnie „cel uświęca środki”, bardzo często mi o tym przypomina, a ja odbieram to dosyć personalnie, szczególnie przez moje zainteresowanie czarnomagicznym artefaktem, ale wolę raczej jej o nim nie wspominać. Zaproponowała mi nawet podzielenie się wiedzą z zakresu magii ofiarnej w zamian za zgłębienie tej mroczniejszej historii Nowego Orleanu. Na razie nie byłam skora na tę propozycję, wciąż się wahałam. Jakieś seanse spirytystyczne nigdy mnie nie kręciły, ale może warto by było zaczerpnąć trochę wiedzy od starego ducha? Zabrałam ze sobą parę notatek, może uda mi się wpaść na jakiś pomysł związany ze składem ziół tej mieszaniny. Czasami je studiuję, jakby setny raz przeczytanie niezrozumiałej instrukcji, miał przynieść odpowiedzi. Ale rzadko to robię, obiecałam sobie, że w te wakacje odpocznę od tych badań. Zostawiłam moje notatki przy łóżku, gdy wyszłam z domku do części wspólnej, gdzie zrobiłam sobie herbatę i porozmawiałam chwilę w salonie ze znajomymi. Wróciłam, już z półpełnym kubkiem czarnej herbaty. Pewnie siebie otworzyłam drzwi od domku. Nie spodziewałam się, że kogoś tam zastanę. Zaskoczył mnie widok Nancy, czytającą jakąś kartkę. Nie połączyłam w głowie faktów, nawet zapomniałam, że zostawiłam tak ważną notatkę na wierzchu. Postawiłam duży krok, żeby ominąć gryzący dywan. - Hejka - Uśmiechnęłam się w stronę Nancy, zauważając jej poważną minę, przy czytaniu kawałku pergaminu. Nie jestem nawet pewna, czy mnie usłyszała. Wyglądała na skupioną. Z ciekawością podeszłam do niej, żeby sprawdzić dokładnie, co tam jest napisane – Co tam czyta… - Rozpoznałam, co dziewczyna ma w rękach, przez co nawet nie dokończyłam zdania. Puls poszedł mi w górę, nie wiedziałam co powiedzieć. Uznałam, że poczekam na reakcje przyjaciółki. Może uda mi się jakoś wymigać z tej sytuacji.
Chwilowa pustka w głowie, spowodowana zaskoczeniem po chwili zastąpiona została niewyobrażalnym natłokiem myśli. Być może nie było to nic czym powinna się martwić, a jednak cały obraz sytuacji napawał ją pewnym niepokojem. Dlaczego Ofelia nie poprosiła ją o pomoc z rozwikłaniem zagadki? Nie chciała, żeby Williams się dowiedziała. Tylko o czym? Czy blondynka szukała informacji o wilkołakach? Tojad był głównym składnikiem eliksiru tojadowego, pomagającego w przemianie i to było główne skojarzenie z tym magicznym ziołem. Czyżby dziewczyna poznała kogoś na mokradłach zamieszkanych przez likantropów? Nie, to wszystko musiała zacząć się wcześniej... Może wpadła w większe tarapaty? Na puchoniej twarzy malowało się przerażenie kiedy uświadomiła sobie, że może to samej Willows potrzebny będzie eliksir. Dziwne zachowania byłej współlokatorki zaczęły łączyć się z tym jednym zdaniem niczym kawałki układanki, choć poszczególne elementy wciąż zdawały się do siebie nie pasować. I z zagubionym spojrzeniem skierowanym na kawałek pergaminu zastała ją przyjaciółka, która weszła do pokoju. Słysząc znajomy głos, Nancy podskoczyła, starając się schować kartkę, której na pewno nie powinna czytać, jednak było już za późno. Została przyłapana na gorącym uczynku i nie miała usprawiedliwienia. Chociaż czy to ona powinna się w tej sytuacji tłumaczyć? Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów i nawet proste "hej" nie mogło wydobyć się z jej gardła, chociaż zdążyła już uchylić usta. Czekoladowe tęczówki odnalazły te błękitne i trwały tak dłuższą chwilę w niezręcznej ciszy, zanim Nancy zdecydowała się w końcu odezwać. - Fela... Co to jest? - zapytała łamiącym się lekko głosem, unosząc pergamin w górę, jakby Ofelia nie wiedziała jeszcze, o czym mowa. Na jej twarzy wypisane było zmartwienie powodowane niepewnością i troską o przyjaciółkę. Mimo zdenerwowania udało jej się zachować spokój, licząc na to, że jej wyobraźnia jest zdecydowanie zbyt bujna, a odnaleziona notatka była jedynie hasłem do nierozwiązanej krzyżówki lub czymś równie kuriozalnym. Być może nie było żadnych powodów do tej bezpodstawnej paniki, ale musiała usłyszeć odpowiedź.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
W te wakacje z pewnością działo się naprawdę wiele. Były one niezwykle szalone i Yuuko powoli zaczynała czuć się przytłoczona ogromem zdarzeń oraz nachalnym towarzystwem swojego ducha, który rzucał co chwila niezwykle uciążliwego ducha, który utrudniał jej kontakty międzyludzkie (głównie z przedstawicielkami płci żeńskiej, które komentował w niezbyt wyszukany sposób). Zdecydowanie potrzebowała chwili dla siebie, gdy mogłaby zrobić, coś, co dla odmiany odprężałoby ją zamiast niepotrzebnie stresować. Dlatego też skorzystała z okazji, gdy w zajmowanym przez nią domku nie było nikogo i rozsiadła się na swoim łóżku z jedną z książek poświęconych zielarstwu, którą zabrała ze sobą. Skupiała się ona na roślinach używanych powszechnie w ziołolecznictwie. Musiała przyznać, że była to niezwykle wciągająca lektura, która przybliżyła jej zastosowania wielu mniej lub bardziej pospolitych roślin. Niektóre z nich wydawały się na pierwszy rzut oka niepozornymi polnymi kwiatami czy nawet chwastami lecz miały naprawdę wiele ciekawych właściwości. Kanoe w skupieniu przyglądała się starannie wykonanym ilustracjom przedstawiającym poszczególne gatunki, studiując ich cechy charakterystyczne jak wygląd kwiatów czy owoców i kształt liści; wszystko, co mogłoby pomóc jej rozpoznać daną roślinę w warunkach naturalnych Z zafascynowaniem czytała również o zastosowaniu rosnącego na łąkach krwawnika pospolitego, który był pomocny przy wielu dolegliwościach. Z pewnością zainteresował ją fakt, że łagodził on bóle miesiączkowe. Wczytywała się w kolejne słowa widniejące na papierze, chłonąc coraz to nowe fakty odnośnie tej rośliny, a kiedy tylko dobrnęła do końca strony, przewróciła kartkę, by dowiedzieć się czegoś nowego o babce lancetowatej, która była przedstawiona tuż obok pospolitej odmiany tej rośliny. Musiała przyznać, że było coś uspokajającego w czytaniu o medycznych właściwościach niektórych ziół, które widywała właściwie niemal codziennie, a których w razie potrzeby mogłaby użyć do tego, by chociażby poradzić sobie z uporczywym kaszlem czy zapaleniem gardła. Musiałaby jedynie do tego posiadać odpowiednią wiedzę. Opuszki palców swobodnie przesuwały się po papierze, spoczywając zwykle w miejscu, gdzie Japonka zakończyła czytanie i mogła je swobodnie kontynuować po tym jak przyjrzała się znajdującemu się w pobliżu rysunkowi z przedstawieniem omawianej na danej stronie rośliny. Niekiedy odrywała się od tekstu, by chociażby zweryfikować jak opis wyglądu rośliny odpowiadał jej faktycznemu wyglądowi. Przynajmniej dzięki temu o wiele łatwiej byłoby jej rozpoznać konkretny gatunek czy też odmianę bez większego ryzyka, że pomyli ją z inną, która nie daj Merlinie mogłaby posiadać jeszcze toksyczne właściwości. Właśnie tego starała się uniknąć. I choć nie pozyskała zbyt wielu informacji na temat ewentualnej uprawy przedstawionych w książce ziół to jednak z pewnością mogła uzyskać wiele innych przydatnych informacji na ich temat. Dopiero, gdy zaczęła się zbliżać pora posiłku Kanoe sięgnęła po elegancką zakładkę, by zaznaczyć miejsce w którym skończyła lekturę po czym wyszła z domku.
z|t
Ofelia Willows
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.76
C. szczególne : Brak łuku kupidyna na górnej wardze.
Nie spodziewałam się, że akurat dziś Nancy wpadnie na jakiś trop. Przywykłam, że nie mieszkamy już razem i rozrzuciłam swoje graty po pokoju. Kawałek pergaminu pomazałam tak mocno, że nie trudno było go nie zauważyć z tymi wszystkimi znakami zapytania i bazgrołami na bokach. Nie chciałam jej okłamać, a w kawiarence obiecałam, że niedługo jej wszystko wyjaśnię. Do tego częsta obecność mojej niematerialnej towarzyszki sprawiła, że ostatnimi czasy jestem jeszcze mniej asertywna i bardziej uległa niż na co dzień. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam wzrok. Zaczęłam zbierać kilka papierów, które zostały na moim łóżku i ułożyłam je w stos na etażerce, próbując zebrać myśli w słowa. Od dłuższego czasu stąpałam po cienkim lodzie, a ten zaczął właśnie pękać. - Próbuję.. próbuję coś odtworzyć… - Usiadłam już na uporządkowanej pościeli, odważając się wreszcie ponownie spojrzeć na zaniepokojoną przyjaciółkę i ogólnikowo wyjaśniłam sprawę. Wiedziałam, że Nans ma pewnie więcej pytań niż ja odpowiedzi, więc mentalnie przygotowywałam się do odpowiedzenia na niektóre z nich. – Pamiętasz nasz wiosenny wypad do rezerwatu? - Spytałam ją po dłuższej chwili, a z mojej twarzy pewnie trudno było odczytać jakiekolwiek emocje, co zdarza się naprawdę rzadko. – Ten pod koniec marca? - Dopowiedziałam jeszcze, żeby mieć pewność, że Williams skojarzy, o czym mówię, a po chwili na mojej twarzy pojawił się mimowolny i momentalny uśmiech. Przypomniałam sobie te dobre chwile. Tak jakby przed tamtym momentem nie byłam skażona ciemnymi mocami. Wolna od zmartwień, zwyczajna. Tamta wizja mnie wydaję się już tak daleka i nieosiągalna. Nie chciałabym, żeby to samo spotkało Nancy, dlatego nie powinnam zbytnio jej w to mieszać, nawet jeśli jej wiedza zielarska okazałaby się bardzo pomocna. Tak jak wspomniałam u profesor Albescu – czarna magia zostawia ślady. Badanie tych rzeczy jest naprawdę niebezpieczne, co dowodzi moje szperanie w zakazanym dziale. Coraz głębsze zagłębianie się w to, sprawia, że nie ma już odwrotu. Ja sama wiem, że nie mogę się cofnąć, a moja przyszłość staje się dla mnie coraz bardziej niejasna - nawet jeśli uda mi się odtworzyć recepturę czarnomagicznego artefaktu, to co dalej? Wrócę do mojego starego życia? Czy może pojawią się nowe pytania?
To był moment, w którym gorzko pożałowała swojej przeprowadzki. Mimo że wciąż nie miała żadnych dowodów na to, że stało się coś poważnego, to znała Ofelię już tak dobrze, że i bez tego wyczuwała, że coś się święci. Być może coś, czego można było uniknąć gdyby tak egoistycznie nie uciekła do wygodnego domu w Hogsmeade, zostawiając przyjaciółkę w szkole. Tłumaczenie towarzyszki tylko podsyciło jej zdenerwowanie i upewniło w przekonaniu, że dziewczyna potrzebuje eliksiru tojadowego. Położyła dłonie na kolanach, próbując ukryć to, jak bardzo trzęsą się z nerwów i spojrzała na Willows z przestrachem w oczach, słuchając jej tłumaczeń, które ani trochę nie rozjaśniały sprawy. Kiwnęła głową na zadane pytanie, próbując powiązać w jakiś sposób wilkołaki z ich wycieczką do rezerwatu. Na puchonim czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka, kiedy tak głowiła się nad połączeniem wszystkich kawałków układanki. Nic jej się tutaj nie zgadzało, przecież w Dolinie Godryka nie odstępowały się nawet na krok. Może blondynka wróciła tam później sama i padła ofiarą likantropa? Na tę myśl na twarzy Williams pojawiło się przerażenie i nie mogła już dłużej obchodzić tematu naokoło. - Fela... Czy coś ci się stało? Czy ty... Dlaczego... Proszę, błagam, powiedz, że nie potrzebujesz eliksiru tojadowego... - słowa popłynęły niemal nieświadomie, plącząc się między sobą, zupełnie niekontrolowane. Tak wiele myśli kotłowało się w jej głowie kiedy próbowała to wszystko jakoś połączyć i zrozumieć. Nancy odrzuciła na bok kartkę, którą zdążyła już nieco zmiąć i spoconymi z nerwów dłońmi chwyciła za ręce Ofelii, by ścisnąć je zdecydowanie zbyt mocno, w oczekiwaniu na odpowiedź, której tak bardzo się bała, ale równie mocno potrzebowała. Uściskiem chciała jej przekazać, że w cokolwiek dziewczyna się nie wplątała, to ona jej pomoże. Pomoże we wszystkim. Zdobędzie tojad, jeśli będzie trzeba, ostatnio miała bardzo dobre kontakty z Chrisem, na pewno byłby w stanie dać jej trochę tego zioła z cieplarni. Gorzej z uwarzeniem eliksiru, w tym była słaba, ale tutaj też można coś wymyślić. Pisała w głowie najróżniejsze scenariusze, nie mając pojęcia jak daleko od rzewistości uciekają jej obawy. Zupełnie zapomniała o dziwnym kadzidle, na które Willows trafiła w rezerwacie. Sama stała wtedy dalej i uniknęła jego działania, a w jej pamięć zapadł jedynie krzak oprylaka, do którego swoją drogą chciała jeszcze kiedyś wrócić. Dziwny woreczek zupełnie zniknął z jej pamięci, w ogóle nie budząc żadnych podejrzeń. W końcu o czarnomagicznych artefaktach Nancy wiedziała tyle, co psidwak o jodłowaniu, a jej proste rozumowanie kończyło się na ciągu przyczynowoskutkowym tojad - wilkołak. - Już od dawna wiedziałam, że coś jest nie tak... Czemu ze mną nie rozmawiasz?! - dodała jeszcze szeptem, po chwili ciszy, która zdawała się trwać całą wieczność. Poczuła jak do oczu napływają jej łzy bezsilności, kiedy beształa się w myślach za swoją nieuwagę, ignorancję i egoizm. Bo oczywiście, jak zwykle, cokolwiek by się nie działo, obarczała winą siebie.
Napięcie narastało. Czułam, że atmosfera jest gęsta. Widziałam po Nans, że jest mocno poddenerwowana, a ja nawet nie zdążyłam jej wszystkiego wytłumaczyć. Może… Może Williams już wszystko wie? Ta mała wskazówka dała jej odpowiedź? Wiedziałam, że Nancy nie będzie zadowolona… ale nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Bałam się jej reakcji. Co, jeżeli będzie chciała zakończyć naszą przyjaźń? Wytrzeszczyłam oczy, jak Nancy wspomniała o eliksirze tojadowym. Po co bym go potrzebowała? Zamurowana stałam i obserwowałam jej reakcję, a gdy ta złapała mnie za dłonie, odchyliłam się do tyłu, nie zabierając ich. Gdy Williams dodała jeszcze szeptem te kilka ostrych słów, a zaraz po tym do jej oczu zaczęły napływać łzy, odezwałam się wreszcie: - Ale… po co byłby mi potrzebny eliksir tojadowy? - Powiedziałam nadal zdziwiona, zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie mówimy o innych rzeczach. Widząc smutek ogarniający moją rozmówczynię, przytuliłam ją ciepło. Nie byłam pewna, co chodzi jej po głowie… Może, że ten eliksir jest mi potrzebny, bo zaraziłam się likantropią? – Pamiętasz, jak znikacz przyleciał wtedy na most? Miał wtedy w dziobie zaczarowaną sakiewkę? - Spytałam, próbując rozjaśnić przyjaciółce całą sprawę. – Przestraszyłam się wtedy tego dziwnego zapachu, wydzielającego się z dziwnego kadzidła, które były zawartością tego woreczka. - Dokończyłam i mimowolnie przeszedł mnie dreszcz, gdy przypomniałam sobie o tym wyniszczającym uczuciu. – Chcę to odtworzyć… to kadzidło. Udało mi się nawet zdobyć, jak przypuszczam recepturę, ale… nie jestem pewna co to za zioła… - Powiedziałam lekko zestresowana. Obawiałam się reakcji Nancy, a sama przechodziłam wewnętrzną rozterkę. Zielarskie zdolności Williams z pewnością byłyby przydatne, ale sprawa kadzidła jest na tyle niebezpieczna, że może wolałabym jej w to nie mieszać. Nie wybaczyłabym sobie, jakby coś jej się stało. Sprawę traktowałam trochę zbyt personalnie. – Przepraszam, że ci nic nie mówiłam, ale nie chciałam cię w to mieszać… Czarna magia to niebezpieczna dziedzina, nie chciałabym, żebyś miała z nią kontakt… - Teraz ja wyszeptałam te słowa i z obawami odkręciłam głowę, a wzrok skierowałam w podłogę. Bałam się spojrzeć jej w oczy.
Chyba nie było takiej rzeczy, jaką Ofelia mogłaby zrobić, żeby Nancy od razu miała przekreślić ich znajomość. Nawet jeśli faktycznie zdobyłaby się na skrzywdzenie jej rodziny, czy coś równie strasznego i niewyobrażalnego, Williams w pierwszej kolejności szukałaby usprawiedliwienia i starałaby się zrozumieć. Nigdy nie pozwalała sobie na osądzanie drugiego człowieka i jego czynów powierzchownie, bez zgłębienia się w to co nim kierowało i dlaczego. Prędzej szukałaby winy w sobie i to właśnie robiła, wypominając sobie wyprowadzkę, której w tej konkretnej chwili okropnie pożałowała. Choć wciąż nie miała ku temu żadnych podstaw, ponieważ jej przypuszczenia i teorie pozostawały cały czas jedynie w sferze domysłów. Reakcja Ofelii na wspomnienie eliksiru zupełnie zbiła ją z tropu. Nancy zamrugała kilka razy, starając się zebrać myśli i przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Już dokładała ostatni klocek układanki, która miała dać jej odpowiedź, kiedy okazał się, że wszystko poszło nie tak, bo patrzyła na obrazek do góry nogami. - Bo... To... To jest tojad... Myślałam... Na Merlina, myślałam, że ugryzł cię wilkołak. - poplątała się w swoich słowach, ale kamień spadający z serca niemal wydał realny huk, kiedy spadł i rozbił się o ziemię. Cokolwiek dręczyło Willows, nie była to klątwą likantropii i ta świadomość przyniosła częściową ulgę. Choć tylko na moment, bo blondynka zaraz zaczęła opowiadać o tym co wydarzyło się w rezerwacie, a co zupełnie umknęło wówczas uwadze Nancy. Patrzyła na nią nieco zdezorientowana, próbując połączyć wszystkie fakty i odkopać z pamięci wspomniane wydarzenia. Słowa wyjaśnień, zamiast rozwiać wątpliwości, postawiły tylko kolejne pytania, a Williams coraz mniej z tego wszystkiego rozumiała. Słuchała uważnie, starając się nie przerywać, ale kiedy do jej uszu dotarło "czarna magia"mocniej ścisnęła dłonie na rękach przyjaciółki. - Czarna magia?! Oszalałaś?! Dlaczego tego szukasz?! - zapytała dość ostro, wbijając przenikliwe spojrzenie w błękitne tęczówki. W jednej chwili zmartwienie i smutek zostało zastąpione przez strach i... złość? Naprawdę chciała wierzyć, że wspomniane kadzidło będzie Ofelii do czegoś potrzebne, do wyższych celów, ale w tym momencie miała wrażenie, że to zwykła fanaberia, podsycana szczenięcą ciekawością. Tylko że czarna magia nie była czymś, czym można było zajmować się bez konsekwencji. - Fela, zostaw to w spokoju, nie warto się mieszać w takie rzeczy, to niebezpieczne, sama to powiedziałaś... - dodała spokojniejszym tonem, starając się opanować szalejące wewnątrz emocje, choć przychodziło jej to z trudem. Willows była dla niej jak rodzina i nie wyobrażała sobie, żeby mogła świadomie pozwolić narażać się na takie niebezpieczeństwo. Musiała ją powstrzymać przed wpakowaniem się w kłopoty, w których zdawała się siedzieć już po same uszy.
D - Przeszedłeś dziś przez swojego kompana... to nie mogło być fajne uczucie.
Miała jasno określony cel na ten poranek - zgłębić jeszcze bardziej historię Marie Laveau, najlepiej przy kubku herbaty, bo kochała ten napój całym sercem i nieważne, że było bardzo ciepło, gorąco wręcz. Zawsze była dobra pora na herbatę. Postarała się wcześniej o zdobycie pomocnych materiałów i nawet udało jej się nie wydawać na to galeonów! Właściciele pensjonatu okazali się niezastąpieni i pożyczyli jej dwie całkiem grube książki skupiające się na historii Luizjany. Po ich pobieżnym przejrzeniu mogła z zadowoleniem stwierdzić, że nadadzą się idealnie. Nie pozostawało więc nic innego, jak usiąść wygodnie na łóżku i rozpocząć czytanie. Wstała z zamiarem zrobienia malutkiego i chwilowego przemeblowania w domku. Przesunęła stolik, tak aby stał tuż przy jej łóżku i położyła na nim dwa tomiszcza, a następnie sięgnęła po kubek z ciepłym napojem stojący na parapecie. Gdyby tylko wiedziała, że Chris postanowi się ni stąd, ni zowąd pojawić tuż za nią i przez niego "przejdzie"... Aż podskoczyła w miejscu, zaskoczona nagłym przejmującym uczuciem zimna. I wylała herbatę, bo jakżeby inaczej. - Mógłbyś ostrzegać? Poruszasz się bezszelestnie, a ja nie mam oczu dokoła głowy ani żadnego radaru, który by mi mówił, że za mną jest duch - jęknęła lekko poirytowana tą sytuacją i sięgnęła po różdżkę. Szybkie "chłoszczyść" uporało się z rozlanym piciem, a Krawczyk była jedynie wdzięczna, że nic nie poleciało na pożyczone książki. Nie dość, że sam fakt ubrudzenia ich ją przerażał, to jeszcze nie należały do niej. - No już, nie płacz, młoda, nic się nie stało. A co Ty tu masz...? Och, ktoś tu nie odpuszcza Marie, co? - Tak. Naprawdę chcę się dowiedzieć jak najwięcej, bo jest to niesamowicie interesujące. Chciałbyś mi jeszcze pomóc? - zapytała, siadając wygodnie na łóżku i krzyżując nogi, żeby zaraz położyć na kolanach książkę. Chris nie miał nic przeciwko towarzyszeniu jej, więc niedługo oboje pogrążyli się w lekturze. Na samym początku przekartkowała historię Luizjany, wzrokiem przebiegając przez stronice i zatrzymując się na co ciekawszych fragmentach. Całkiem sporo informacji już znała, niektóre jeszcze sprzed przyjazdu, a inne od Chrisa lub mieszkańców, którzy potrafili tak zająć człowieka opowieściami, że nim się obejrzał, mijały godziny. I wcale nie przesadzała! W jednej z kawiarenek spędziła z pewną staruszką bite trzy godziny, ale po prostu nie dało się od niej odejść. Tak czy inaczej kobieta posiadała ogromną wiedzę, choć akurat o Laveau też wyrażała się niepewnie. I Krawczyk wcale się nie dziwiła, bo tutaj naprawdę było mnóstwo znaków zapytania. Czy te książki pomogą "usunąć" któreś z nich? Wreszcie zaczęło pojawiać się coraz więcej wzmianek o Królowej Voodoo. Puchonka porzuciła przeskakiwanie wzrokiem po stronach na rzecz dokładnego czytania, bo w końcu mogła natrafić na coś, co pomogłoby jej znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania. Urodziła się jako wolna kobieta. Tak, to już wiedziała, ale znów - nie podano miejsca, w którym do tego doszło. Nic poza "Nowy Orlean", a miasto było duże i jej wcześniejsze poszukiwania tego domu kończyły się fiaskiem. Czymś nowym natomiast było to, że po tajemniczym zaginięciu jej pierwszego męża wyszła za innego i miała z nim aż piętnaścioro dzieci. Krawczyk ze świstem wypuściła powietrze ustami, nie kryjąc swojego zdziwienia, bo, kurczę, mieli całkiem ładną gromadkę, o ile to oczywiście prawda. Przekalkulowała sobie, ile lat musiała mieć Marie i w zasadzie było to możliwe, ale trochę nie mieściło jej się w głowie. Wzmianka o jednej z jej córek o takim samym imieniu również ją zaciekawiła, a zwłaszcza fragment o kontynuacji dzieła matki i rytuałach, które odprawiała. Szkoda, że nie było nic więcej, bo zdaniem Puchonki temat zasługiwał na rozwinięcie. Patrzyła na to wszystko z dystansem, bo przez lata narosło wokół postaci mambo mnóstwo, naprawdę mnóstwo plotek i dzisiaj ciężko było odróżnić prawdę od fałszu, ale przeczytane informacje gnieździły się w jej głowie, gotowe w każdej chwili wypłynąć na wierzch i sprawić, że znowu zacznie snuć rozmyślania. Spojrzała pytająco na Chrisa, kiedy doszła do pewnego fragmentu mówiącego o tym, że duch Marie po śmierci miał jakoby "przejść" na jej córkę. Nie dałaby sobie ręki uciąć, ale chyba już to gdzieś słyszała i uznała za zbyt abstrakcyjne, żeby okazało się prawdziwe. Tylko że teraz już nie była tego taka pewna, bo w całej tej sprawie było naprawdę dużo dziwnych rzeczy, więc czemu by i nie to? - Ta książka jest w miarę wiarygodnym źródłem czy lepiej, żebym ją zostawiła w spokoju? - zapytała, zamykając ją na chwilę i jeszcze raz pokazując okładkę. Zaraz jednak wróciła z powrotem do lektury, nie czekając nawet na odpowiedź Chrisa. Wiarygodna czy nie, nigdzie nie mogła mieć stuprocentowej pewności, że zdobędzie rzetelne informacje, ale wszędzie były jakieś ziarnka prawdy, czyż nie? Nie zdziwiła się wcale braku konkretów na temat potężnego amuletu i doktora Johna, który to miał wprowadzić Laveau w tajniki voodoo. Nawet nie była pewna, czy to było jego prawdziwe imię, a nie jakiś przydomek nadany po latach. To wszystko było dziwne i pociągające i to tak bardzo, że nie dało się oderwać i porzucić poszukiwania amuletu, bo nie oszukujmy się, ale o to głównie chodziło. Przewróciła stronę i skupiła się na kolejnej, poświęconej elementom katolickim, które mambo wprowadziła do voodoo, dzięki czemu stało się ono wyznaniem dla wszystkich, a nie tylko kolorowych. - Mm, jesteś mi w stanie powiedzieć coś więcej o... - przerwała na chwilę, żeby zajrzeć z powrotem do książki. - Ojcu Antonim? - Niewątpliwie kolejna ciekawa postać, ale czy znaczyło to, że była ważna na tyle, aby poszukiwać na jej temat informacji? Istniał chyba tylko jeden sposób, żeby się o tym dowiedzieć, a Krawczyk nie miała nic do stracenia. - Albo wiesz co, zbieraj się, idziemy do tej katedry. Tam mnie jeszcze nie było, czas najwyższy! - oznajmiła i zamknęła książkę, a następnie dopiła zimną już herbatę. Ksiądz, który pozwolił na odprawianie na ołtarzy pogańskich obrzędów? No, jeśli faktycznie tak było, to ciekawe, jak zareagowali ludzie. - Zostawiam to, bo jak wrócimy, to siadam do dalszego czytania. Przechodząc przez próg domku pomyślała, że źle się do tego wszystkiego zabrała i to książkami powinna była zająć się na samym początku. Ale lepiej późno niż wcale.
| zt
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
|czuję się źle że znowu tu wbijam na jednopostówkę
Już od jakiegoś czasu zastanawiała się nad podjęciem się nauki na nowym instrumencie i z jakiegoś powodu wybrała do tego akurat gitarę różdżkową, którą zakupiła jakiś czas wcześniej. Możliwe, że było to przez to, że ostatnio czytała w MagArt całkiem ciekawy artykuł dotyczący wspomnianych gitar i postanowiła spróbować swych sił. Choć prawdopodobnie lepiej wyszłaby na tym, gdyby przygarnęła sobie zwykły mugolski model. Przynajmniej coś jej podpowiadało, że o wiele lepiej czułaby się mając pod palcami gryf, na którym układałby palce w odpowiednie dźwięki, bo sterowanie za pomocą różdżki, którą należało przekręcić w odpowiedni sposób… To brzmiało dla niej o wiele bardziej skomplikowanie. Musiała o wiele bardziej wyczuć instrument niż się go nauczyć. Nie bardzo jej się to podobało. Niemniej skoro już się na coś zdecydowała to musiała to doprowadzić do końca. Umieściła swoją różdżkę w odpowiednim otworze i upewniwszy się, że na pewno jest dobrze zamontowana przekręciła ją delikatnie, palcami delikatnie przejeżdżając po strunach, które wydały z siebie przeciągły dźwięk. Przez chwilę miała wrażenie, że coś w pomieszczeniu zawibrowało, ale w końcu stwierdziła, że odnosi tylko takie wrażenie przez bliskość wciąż drgających strun przy swoich palcach. Nie brzmiało tak źle. Musiała chyba jedynie nabrać wprawy. Kolejny raz przekręciła różdżkę, tym razem w drugą stronę, chcąc wydobyć zupełnie inny dźwięk z instrumentu. Tym razem wyraźnie poczuła i zauważyła jak przedmioty na stoliku nocnym nieznacznie się poruszają. Przez chwilę przyglądała im się, ale zdecydowała się raczej tym nie przejmować. Wykonała kolejny ruch, chcąc wygrać kolejny akord. I nawet jej się to udało, ale w rezultacie znajdująca się na stoliku nocnym butelka wody poderwała się z miejsca i rzuciła w jej kierunku. Kanoe jedynie cudem uniknęła uderzenia i po raz kolejny zaczęła żałować, że nie zdecydowała się na zakup zwyczajnej gitary akustycznej. Ta zdecydowanie nie sprawiałaby jej takich problemów. Niemniej chwyciła nieco pewniej instrument, nie zamierzając rezygnować tak łatwo z prób ujarzmienia go. Musiała naprawdę uważać w czasie gry, licząc się ze skutkami ubocznymi, które mogły się pojawić w trakcie. Oswajanie się z nowym przedmiotem mogło zająć nieco czasu. Delikatnie obracała różdżkę, starając się wyczuć gitarę i przyzwyczaić się do gry na niej. Z czasem szło jej to nieco lepiej choć wciąż nie był to zachwycający poziom. Raz czy dwa z instrumentu buchnęła dusząca chmura kolorowego dymu, przez którą Yuuko była zmuszona przerwać grę przez nieprzyjemny kaszel, który zaczął ją męczyć. Niemniej były to tylko chwilowe przeszkody. Po dłuższej chwili usilnych prób w końcu udało jej się przywyknąć do tego nietypowego magicznego instrumentu i wydobyć z niego kilka akordów, układających się w spokojną i niezbyt skomplikowaną melodię. I to bez zbędnych przeszkód w postaci niechcianych efektów. Uśmiechnęła się radośnie, choć była świadoma, że zapewne było to jedynie chwilowe. Jeszcze przez długie godziny, starała się opanować grę na osobliwej gitarze nim w końcu odłożyła ją w kąt.
z|t
Ofelia Willows
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.76
C. szczególne : Brak łuku kupidyna na górnej wardze.
Nie spodziewałam się, że akurat w te wakacje Nancy dowie się o moich badaniach. Chociaż nie wiem jak mogłam sobie inaczej to wyobrażać.. Miała dowiedzieć się po fakcie? Wszystko wyszło tak, jakbym jej nie ufała, co oczywiście prawdą nie jest. Do tego wszystkiego bałam się, że zepsuje ten wyjazd, który z pewnością był dla niej ważny. Za rok opuszczamy mury szkoły, rozstając się z rówieśnikami. Nie będzie już drugiej takiej szansy na spędzenie wakacji ze znajomymi w tej samej atmosferze… - Tojad? - Wyszeptałam do siebie, nie będąc pewna, czy Nancy to usłyszała. Czyli, że trzeci składnik to tojad… Pierwszy też znam, a drugi? Na razie nic nie przychodzi mi po głowie, a tamten fragment zostawiłam w domu.. Zacisnęłam zęby, gdy Nancy zmieniła ton, jednocześnie to był pierwszy raz, kiedy wzrok brunetki przeszył mnie doszczętnie, a sama poczułam się bezbronnie przed atakującą mnie dziewczyną. Nigdy nie widziałam, żeby się tak zezłościła. Chciałam odpowiedzieć, ale język zawiązał mi się w supeł, a w głowie miałam pustkę. Opuściłam wzrok, jednocześnie wbijając go drewnianą podłogę wakacyjnego domku. Chciałam, chociaż na chwilę, uciec od tamtego spojrzenia, które mnie skutecznie onieśmielało. Mimo to nie mogłam mieć jej za złe takiej reakcji. To, co robię jest głupie, narażam siebie, a samo zagłębianie się w zło z pewnością na mnie oddziałuje. - Pierwszy raz spotkałam się z formą magii, która działa na tak negatywną sferę emocji, to kadzidło nią emituje. Chciałabym je zbadać.. - Odezwałam się po dłuższej chwili ciszy, gdy poukładałam sobie wszystko w głowie. – Kadzidła na ogół używane są we wróżbiarstwie, choć to wydaje się na pierwszy rzut oka nie mieć tego powiązania..? Wydaję mi się, że za tym stoi jakaś grubsza sprawa.. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz… chociaż trochę. - Znowu odważyłam się spojrzeć w brązowe oczy Nancy, choć z pewnością wyraz mojej twarzy był niepewny. - Za późno, żebym to zostawiła.. Jestem dosłownie o krok do celu! Przez kilka miesięcy szukałam tych informacji, jednocześnie poświęcając zbyt wiele spraw.. Nie potrafiłabym teraz odpuścić… Przecież mnie znasz… - Odmówiłam przyjaciółce. Prawdopodobnie przemawiała przeze mnie moja ambicja. W głębi ducha wiedziałam, że jedną z tych poświęconych rzeczy był kontakt z Nancy. Mimo że się do tego nie przyznałam, to bardzo tego żałowałam. Wyciągnęłam niepewnie rękę w stronę Nancy, dając jej możliwość złapania mnie za dłoń, tak jak miała to zawsze w zwyczaju. Ten gest zawsze dodawał mi otuchy, jakby jej ciepło spływało na mnie. – Przepraszam… - Powiedziałam po następnej przerwie, tak jakby te słowa były moim zadośćuczynieniem za minione miesiące. Z niepewnością czekałam, czy Nancy odwzajemni gest…
Kotłowały się w niej skrajne emocje i nie wiedziała jeszcze, która z nich ostatecznie może przeważyć. Rozczarowanie, smutek, złość, poczucie winy. Czuła się bezradna z wiedzą, która właśnie dostała i kompletnie nie wiedziała co robić. Najchętniej zakopałaby się pod kołdrą, zwinęła w kłębek i przeczekała do rana, analizując to wszystko jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz... Nie miała jednak na to czasu i czuła, że decyzję co do swojego stanowiska w tej sprawie musi podjąć teraz, bo później może być już za późno na jakąkolwiek pomoc. Była zła, że Ofelia wplątała się w tę sprawę, ale skoro już tkwiła w tym po uszy, to Williams nie pozostało nic innego jak po prostu pomóc jej się z tego wyplątać. Westchnęła ciężko, a jej spojrzenie nieco złagodniało, kiedy słuchała tych chaotycznych wyjaśnień, z których i tak za wiele nie rozumiała. - Nie rozumiem twojego... zafascynowania? - przyznała szczerze, wzruszając bezradnie ramionami. Ostatnimi czasy miała wrażenie, że jest jedyną osobą w szkole, która nie interesuje się czarną magią i przedmiotami z nią związanymi. - Ale wiem, że jesteś upartym osłem i wiem, że nie odpuścisz, a ja nie mam zamiaru bezczynnie patrzeć, jak wplątujesz się w coś takiego i narażasz na niebezpieczeństwo. - powiedziała ostrożnie, uważnie obserwując twarz Willows i reakcję na jej słowa. Mimo złości, wciąż była tylko Nancy Williams i nie mogła zostawić przyjaciółki w potrzebie. Pomogła Lyallowi w poszukiwaniu książki o czarnomagicznych artefaktach, czym ta sytuacja różniła się od tamtej? O starszego Krukona co prawda nie martwiła się aż tak bardzo jak o Felę, ale nie miała zamiaru być hipokrytką. Jemu nie odmówiła, jej też nie potrafiła. - Ale musisz mi coś obiecać. Jeśli zrobi się niebezpiecznie, to zostawisz to w cholerę. - powiedziała, zaglądając w głąb błękitnych oczu, chwytając mocno rękę Ofelii w swoje własne, spocone z nerwów dłonie. - Jak tego nie zrobisz to powiem wszystko profesor Whitehorn, mówię serio. - dodała jeszcze, grożąc dziewczynie swoim długim palcem, tak aby ta nie miała wątpliwości, że mówi całkowicie poważnie. Później ponownie złagodniała i uśmiechnęła się smutno, odwracając spojrzenie w bok. Brak zaufania ze strony blondynki bardzo ją zabolał. Ponownie zrzuciła winę na swoją przeprowadzkę, ponownie przeklęła swój egoizm i chęć wygody. W komunie mieszkało się cudownie, ale jeśli ceną była przyjaźń, to wolała mieszkać w cieplarni z krzyczącymi mandragorami nad głową.
Te tajemnice, sekrety, zabawy w chowanego strasznie mnie męczyły, miałam ich dość. Nie chciałam, żeby Nancy w ten sposób się o wszystkim dowiedziała, ale naprawdę poczułam ulgę, gdy wreszcie wszystko wyszło na jaw. Uldze jednak towarzyszyły również negatywne emocje – byłam na siebie zła, zła za to, że prawdopodobnie Nancy będzie to mocno przeżywać. To chyba był właśnie powód, czemu tak się z tym wstrzymywałam. Chociaż… może jakbym to wyjawiła od razu, to Williams uniknęłaby tego stanu? - Obiecuję… – Uśmiechnęłam się w stronę przyjaciółki. Nie byłam pewna czy mogę dotrzymać tej obietnicy. Nie wybaczyłabym sobie gdybym odpuściła. Jestem na tym etapie za blisko celu, przynajmniej tak mi się zdaję. Nie chciałam więcej kłamać, ale… może to wytłumaczenie jest głupie, ale to dla dobra Nancy. Jak sytuacja źle się potoczy, to wezmę sprawy tylko w swoje ręce. Poradzę sobie. - Może obejdzie się bez wplątywania następnych nauczycieli… Pomagała mi trochę profesor Albescu. - Zachichotałam, próbując rozluźnić atmosferę. – Dziękuję… za wszystko - Zaczęłam znowu po dłuższej chwili, tym razem poważnie. Uśmiechnęłam się nieśmiało i przytuliłam delikatnie przyjaciółkę. Cieszę się, że mam przy sobie kogoś takiego. - Więc mówisz, że to jest tojad..? - Powiedziałam chwilę po tym, jak uwolniłam Nancy z mojego uścisku. – Udało mi się zidentyfikować jeszcze Lulka. W pracy mam dużo zielarskich ksiąg. - Poinformowałam Nancy z wyraźnym zamyśleniem na twarzy. – Została mi jeszcze jedna, ale fragment został u mnie w domy rodzinnym.. Eh… To pomogłabyś mi rozgryźć ten ostatni fragment, jak wrócimy do Hogwartu? - Zapytałam z uśmiechem, licząc na pozytywną reakcję Williams..
Nancy była bardzo daleko od poczucia ulgi. Mogła uśmiechać się niepewnie, kiwać głową na znak, że wszystko jest w porządku, ale supeł, który zawiązał się na jej żołądku, wcale nie chciał puścić. Była daleka od zaakceptowania tego wszystkiego, ale była świadoma, że jeśli będzie starała się Ofelię namówić do pozostawienia tej sprawy, to osiągnie odwrotny efekt, a przyjaciółka znowu ją odsunie i zrobi wszystko na własną rękę. Mogła też straszyć nauczycielami, ale przecież to również nic by nie dało. Fela była studentką i nie mogli nawet trzymać jej w szkole na siłę. Była dorosła. Tylko czy odpowiedzialna? Kolejne ciężkie westchnienie rozdarło powietrze, kiedy padła obietnica. Nancy spojrzała głęboko w błękitne oczy, starając się dojrzeć w nich czy obietnica ta jest szczera, czy ma jedynie ją uspokoić. Jeszcze kilka miesięcy temu ufała Willows całym sercem, a teraz, niczym niechciany gość, budziła się w niej podejrzliwość. - Trzymam cię za słowo. - powiedziała poważnie, nie zrywając kontaktu wzrokowego i dopiero po tych słowach, przyciągnęła dziewczynę do siebie, by zamknąć ją w uścisku i ukradkiem otrzeć za jej plecami jedną zdradziecką łzę, która spłynęła po policzku, dając upust nadmiarowi kotłujących się w niej emocji. Odsunęła się kiedy padło nazwisko profesor wróżbiarstwa i spojrzała na Felę pytająco. - Albescu? Ona wie o tym wszystkim? - zapytała ze szczerym zdziwieniem. Ta wiadomość podniosła ją nieco na duchu. Informacja, że nauczyciel ma jakąś, chociaż minimalną kontrolę nad tym wszystkim była naprawdę pocieszająca. - Tojad, z całą pewnością. - kiwnęła głową, potwierdzając wszystkie informacje. - Możesz mi go nawet wysłać sową, myślę, że jakoś to rozgryzę, a jak nie to podpytam Chrisa, oczywiście nie wspominając nic o kadzidle. - obiecała, a kącik jej ust nawet zdołał unieść się nieco w górę. Tak naprawdę było w tym wszystkim coś ekscytującego. Ciągnęło ją do tajemnic i sama chętnie rozgryzłaby taką zagadkę, ale jeśli w grę wchodziło bezpieczeństwo najbliższych, to była już inna sprawa. Kochała Ofelię, była częścią jej rodziny i nie mogła pozwolić, by wchodziła w to sama. Mogła marudzić, narzekać, besztać ją za brak odpowiedzialności, ale weszłaby za nią w ogień. W końcu była Puchonem z krwi i kości. Dlatego po wszystkich wyjaśnieniach i obietnicach, jeszcze raz przytuliła ją do siebie, próbując poukładać sobie wszystko w głowie i mogłyby tak przesiedzieć do samego rana, ale zaraz po tym, wraz z powrotem współlokatorek, temat został zakończony.
Na początku sprawy z Nancy źle się toczyły. Zdawałam sobie sprawę, że to wszystko jest skutkiem tylko i wyłącznie mojej głupoty... Żałowałam, że nie zaufałam Nancy, tak jak powinnam to zrobić na początku moich badań. Pomimo tego wszystkiego, udało nam się załatwić sprawę. Nawet Nans zaproponowała mi pomoc. Z jej zielarską wiedzą pójdzie o wiele łatwiej. - Dziękuję... - Podziękowałam ponownie. Naprawdę doceniałam jej reakcje, wyrozumiałość, chęć pomocy i zrozumienia mnie. - Niestety muszę już lecieć... Obiecałam Myles, że mnie gdzieś zaprowadzi... Pewnie już na mnie czeka. To do zobaczenia! - Przytuliłam Nancy na pożegnanie i wyszłam z domku w kierunku umówionego miejsca...