Uwaga. W tym miejscu panuje bardzo niska temperatura. Niezależnie od pogody jeśli jesteś nieodpowiednio ubrany to od razu owija Cię silny chłód.
Miejsce spotkań wszystkich duchów Hogwartu. Rzadko nasłonecznione i wbrew pozorom tłoczne, zwłaszcza nocą. Mało kto lubi się tutaj zapuszczać z powodu panującej tu temperatury oraz niechęci duchów, które zazwyczaj przepędzają stąd żywych. Duchy czasem organizują sobie w tym miejscu nocne imprezy, a więc nierzadko dochodzą stąd zawodzenia i wycia, które docelowo mają być śpiewem umarłych.
Zasady rozgrywek znajdują się tutaj, zasady gry z kolei tutaj. Przypominam, że na odpis jest 48h. Jeśli dojdzie do remisu – edytujcie swoje posty i dopiszcie kostki z dogrywki. Możecie mi dać cynk, że runda została zakończona. Potem możecie dalej ze sobą pisać w wątku, jeśli zechcecie. Zaczyna dowolna osoba. Z pytaniami proszę do @Blaithin 'Fire' A. Dear.
Swansea cóż, lubił hazard. Duży hazard, mały hazard, mądry hazard, głupi, każdy. Kiedy przyszły więc rozgrywki klubu durni czuł się podwójnie zobligowany, w końcu był zarówno hazardzistą jak i durniem. Otrzymawszy instrukcje gdzie i z kim będzie mu dane się potyczkować, zachodził w głowę która to ta Westwood, bo gryfonki ogarniał raczej słabo, szczególnie po nazwisku, bo twarze jeszcze udawało mu się rozróżniać przy dobrych wiatrach. Ubrany w ciepły golfik niestraszne mu było przebywanie w izbie duchów. Nawet przez myśl mu przeszło, że całkiem tu przyjemnie. Może warto jednak rozważyć wykorkowanie w szkole, żeby się tu gdzieś zaszyć w zakątku i dręczyć uczniów. - Hej. - uśmiechnął się zaczepnie do Helen, mrużąc jedno oko, kiedy pojawiła się również na tym spotkaniu, po czym zaczął rozkładać karty- Helen, tak? - upewnił się, chociaż chyba tylko połowicznie interesując się jej odpowiedzią. Miał dość mały mózg, a teraz połowa tych ograniczonych zasobów była zajęta myśleniem o tym jakby tu wygrać, bo na szczęście nie liczył. Może warto pooszukiwać? Kiedy zasiadła rzucił pierwszy i uśmiechnął się zadowolony na swoje pięć. - Twoja kolej.
Izba duchów była jednym z ciekawszych miejsc w Hogwarcie i niekiedy Hex zakradała się tu nocą, aby podsłuchiwać o czym rozprawiają zjawy oraz w jaki sposób właściwie spędzają czas, gdy są sam na sam. Nie za bardzo rozumiała te istoty. Na grę przyszła ubrana w szarą bluzę i spodnie moro, w dłoni trzymając jeszcze kubek z gorącą ziołową herbatą. Co nieco o swoim przeciwniku kojarzyła. Głównie to, że był starszym studentem, Ślizgonem, a nazwisko Swansea sugerowało zarówno bogaty portfel, jak i spierdolenie na punkcie jakiegoś rodzaju sztuki. Nie nastawiała się na nic, po prostu wolała przekonać się na własnej skórze, co to za człowiek. - Hej. - odpowiedziała, stawiając swoją torbę na podłodze przy krześle, a z herbaty upijając łyk. - Helen albo Hex. I to by było na tyle z wymian kurtuazji. Z cierpkim wyrazem twarzy obserwowała pierwszy pojedynek kart, który zakończył się błyskawicznie sprowadzeniem do parteru tej należącej do dziewczyny. Westchnęła cicho, bo już zaczął ulatniać się jakiś dziwny dym. Ale takiej kary się nie spodziewała. Kolejny raz udowodniła, że Tiara Przydziału niekoniecznie dobrze przydzieliła ją do domu, bo z jej gardła wydobył się pełen strachu krzyk, gdy musiała zobaczyć swojego bogina - płonący las Dartmoor. Ogień pożerał wysokie, stare niczym świat drzewa, ranił uciekające w popłochu zwierzęta, a Helen nie mogła się zdobyć nawet na rzucenie Aquamenti, bo zgięło ją wpół z terroru. I średnio pomagała świadomość, że hej, to musiała być iluzja, to nie miało sensu, to pewnie zaraz zniknie. Tak też się stało. Kilka chwil później wrócili do rzeczywistości, a Eastwood wzięła głęboki wdech. To nie tak, że się wstydziła swojego największego lęku - przynajmniej nie był to jakiś głupi klaun czy pająk. Ale zdecydowanie żałowała, że nie potrafiła nad sobą zapanować. Potarła ramię z zakłopotaniem, czując pierwszy raz po wejściu do tej izby chłód. - Samego ognia się nie boję - powiedziała, jakby z potrzeby wyjaśnienia, chociaż jakie to miało znaczenie? Z wzruszeniem ramion udającym, że ma to wszystko w dupie, czekała na to, aż Lockie weźmie kolejną kartę.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Obserwował z uwagą jej rozdanie, a także odetchnął z ulgą, kiedy kostka zatrzymała się dwoma oczkami do góry. Jedna runda za nimi, może nie będzie tak źle? Gryfonka wyglądała mu na taką, która będzie stawiała czynny opór, jeśli zacznie oszukiwać, a choć mrużył oczy i przekręcał głowę, to nie miał stuprocentowej pewności, czy miała co najmniej z szesnaście lat, żeby próbować rozproszyć ją na bajerę amanta-kryminalisty. Kiedy karta uwolniła wizję pożaru, uniósł głowę i rozejrzał się. Pożoga pełgała po ziemi, zwierzęta uciekały w popłochy, próbując umknąć płomieniom, które wgryzały się im w futro, trzask gnących się, suchych drzew pod wpływem skrajnej temperatury poniósł się echem po izbie i choć trwało to chwilę, było niesamowite. Kiedy wrócił spojrzeniem do gryfonki tylko pokręcił przecząco głową. Nie uważał, że było się czego wstydzić, ale też nie był osobą, która będzie ją jak małą dziewczynkę klepać po ramieniu i mówić, że it's ok. Lęki były indywidualną sprawą, a te płomienie były absolutnie spektakularne. Kątem oka jedynie zerknął, jaka to karta, modląc się o łaskę Merlina, by mu taka nie wypadła, bo jego bogin nie był tak ekscytujący i w jego przypadku rzeczywiście byłby to ostry wstyd. - Teraz Ty. - powiedział po wyłożeniu kolejnej karty i rzuceniu kością.
Faktycznie całe pojawienie się bogina mogło wyglądać w dziwny sposób... fascynująco. Zniszczenie niosło ze sobą dużo piękna. Helen z ulgą przyjęła szybkie przejście do drugiej rundy tej rozgrywki, chociaż nie do końca zrozumiała znaczenie przeczącego kiwania głową. Nie zamierzała więcej się wypowiadać o płonącym lesie, a skoro Lockie ani nie skomentował ani nie zapytał to jasno dawał sygnał Eastwood, że go to niezbyt interesuje. I bardzo dobrze. Odczuwałaby niemały dyskomfort, jakby ciągnął temat. A może przemilczał, aby być miłym? Dziewczynie odpowiadała panująca cisza, nigdy nie była typem gaduły i mogła się dzięki temu też skupić. Chociaż Dureń to praktycznie samo granie na szczęście, a nie umiejętności. Zaraz po wskazaniu, że to jej kolej, sięgnęła po kartę. Oho, również Księżyc. Ale który okaże się silniejszym? Hex potrząsnęła w dłoni sześcienną kostką, śmiało rzucając ją na stół. Chwilę się toczyła nim wskazała bardzo wysoką liczbę. Czyli teraz mieli remis, a kara powinna dosięgnąć przeciwnika Gryfonki. Nie współczuła mu, zwłaszcza że ta karta to nic tragicznego. - Dalej - odzyskała rezon, puszczając w niepamięć fakt, że niedawno wydarła się ze strachu.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Z jakiegoś powodu, kiedy tylko karta, którą wyłożył, dotknęła blatu — nagle poczuł się okropnie senny. Ziewnął niegrzecznie, prezentując się, jakby go ta rozgrywka niemożebnie znudziła, mimo że przed chwilą całą okolicę pochłaniał spektakularny pożar. Potarł palcami oczy, czując senność, zamrugał jednak, starając się zachować skupienie, bo przecież wiedział, że to wszystko sprawka durnia. Jego kolejny rzut był jednak tak niemrawy, że go ogarnął żal samego siebie. Parsknął: - No, nieźle. Widać we mnie tę krew mistrzów, nie. - uniósł brwi. Jego stary kiedyś wrócił z turnieju karcianego z trzema parami nowych butów, bo tak ogrywał ludzi, że nie mieli już pieniędzy i obstawiali własne trzewiki, a on? Zaraz tu zaśnie.
Obserwowała ziewnięcie Lockiego, ani odrobiny nie przejmując się brakiem manier - sama była dzieckiem dziczy i bynajmniej nie szokowało jej rozdziawianie paszczy przy ziewaniu. Ona odczuwała za duże skupienie i zbyt czujnie wpatrywała się w swojego przeciwnika, aby zarazić się sennością. Wystarczy teraz znowu wygrać... Ich karty stoczyły zacięty pojedynek, łomocąc się papierowymi bokami, a Eastwood mogła z satysfakcją zauważyć, że odniosła zwycięstwo. - A to Swansea są od hazardu, a nie sztuki? - Hex uśmiechnęła się prześmiewczo, a jej niebieskie oczy rozbłysły na samo brzmienie słowa "krew". Nie mieli możliwości na rozmowę, bo przegrana zmusiła Lockiego do zaśnięcia. To by było na tyle z tego spotkania... ale zanim opuściła izbę duchów podeszła bliżej do śpiącego Ślizgona i przeszukała mu kieszenie oraz ściągnęła z nadgarstka zegarek. W końcu Swansea śpią na pieniądzach, a ona była biedna, to prawie jak Robin Hood. Czy się obawiała, że zostanie okrzyknięta złodziejką? W sumie to nie.