Wchodząc głównym wejściem do zamku, pojawia się w tym miejscu. Stąd można dostać się do wszystkich innych innych części Hogwartu, jak Wielkiej Sali, schodów oraz podziemi. Sklepienie jest tak wysoko, że niemal niemożliwe jest jego zobaczenie. Jest to miejsce spotkań uczniów, szczególnie gdy są z innych domów. Pierwszego września panuje zazwyczaj straszny tłum, gdy wszyscy cisną się do Wielkiej Sali.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:18, w całości zmieniany 1 raz
Zaśmiała się. - Jeśli mi pozwolisz - podkreśliła ostatnie słowo - to pójdę do dormitorium, bo tak, masz rację, cenię sobie prywatność. Powiedziała to i chwyciła kufer ciągnąc go za sobą. Mijała chłopaka, kiedy zrobiło jej się słabo. Nie mogła utrzymać się na nogach. Mało brakowało, a by zemdlała. Straciła równowagę i upadła.
Niestety za późno zareagował, a dziewczyna już leżała na podłodze kiedy chciał ją złapać. Zdziwił go swój odróch, ale nic nie mógł na to poradzić. Chwycił ją za rękę i postawił na nogi. - Eee...- przez chwilę nie wiedział co powiedzieć - z tego co widzę.. jesteś tu nowa... może pokażę ci gdzie jest twoje dormitorium - powiedział i natychmiast się odchylił jakby zaraz miał dostać od niej w twarz.
- Nie, nie jestem nowa. Byłam w... domu - odparła. Nagła chęć na wyzywanie go i rzucenie paru zaklęć przeszła jej. - Wiem, gdzie mam Pokój Wspólny. Stanęła na nogach. Nadal była słaba i musiała podtrzymać się chłopaka, aby móc ustać w miejscu. - Jak się nazywasz? - zmieniła temat.
- Ach tak - powiedział chłopak jeszcze trochę przerażony. Biją ją w domu czy co ?! - pomyślał przyglądając się jej blizną, szczerze jej współczuł, ale nie dał tego po sobie poznać. - Randy Wilson - rzucił do dziewczyny dalej trzymając ją, tak, żeby nie upadła - może lepiej chodźmy do skrzydła szpitalnego, nie wyglądasz najlepiej - sam nie wiedział, czy mówi to, bo ma dość dziewczyny, czy naprawdę się nią przejmował.
- Nie, naprawdę nie trzeba. Już mi lepiej. Co on sobie pomyśli? Prosiła tylko, aby nie domyślił się, że jest wilkołakiem. Na pewno by się od niej odwrócił. Jak każdy. - Jestem Andrea Amore - przedstwiła się. Dzisiejszy dzień jest jakiś dziwny. Czy mi się wydaje, czy ja właśnie najnormalniej w świecie rozmawiam z krukonem?
Popatrzył na nią i się uśmiechnął, nawet z tymi bliznami była całkiem ładna. - Z tego co widzę nie przepadasz za krukonami - powiedział cicho - nie jesteśmy aż tacy źli za jakich nas uważacie - zaśmiał się i poprawił okulary, które o mały włos nie spadły mu z nosa
- Ja za nikim nie przepadam… - szepnęła. Tak, od kiedy jest wilkołakiem nie lubi nikogo. Unika każdego. Nawet ślizgonów. Czy to nie dziwne? - Mam uprzedzenia, ale Ty jesteś inny. Po części śligon z Ciebie. Czemu jesteś w Ravenclawie? Moim zdaniem, powinieneś być w Slytherinie. Uśmiechnęła się jakoś dziwnie, tak ciepło? Ten chłopak był miły. Może warto byłoby go poznać?
Wybuchnął śmiechem i znowu poprawił fryzurę. - Tiara ostatecznie się wachała... wiesz, bardziej wolę naukę od kłócenia się ze slytherinem, to dlatego. W sumie też taki święty nie jestem, kujoństwo nie jest dla mnie - wyszczerzył zęby. - no, wcześniej czy później i tak byś znalazła kogoś z kim się dogadasz. Nie rozumiem tylko czemu tak gwałtownie zareagowałaś kiedy weszłem do sali - spojrzał na nią i powoli cofnął ręke, mając nadzieję, że już może stać na nogach.
Wywróciła oczami. Tak, wiedziała, że ją o to zapyta. - Przeżycia z dzieciństwa - ucięła. - Też lubię czytać. Z uczeniem się jest gorzej. Nie lubię, kiedy ktoś mną rządzi... Niezależość to jest coś, co cenię.
Kiedy wspomniała o przeżyciach z dzieciństwa, naprawdę zaczął się zastanawiać co się z nią wtedy działo, że tak reaguje na towarzystwo. - Tak, fajnie by było, gdyby każdy mógł decydować o tym, czego chce się w dany dzień nauczyć, a tak to wszystko jest zakładane z góry. To intrygujące, że nie znajdujemy czasu na rozwijanie własnych zainteresowań - powiedział i wzruszył ramionami - może usiądziemy gdzieś indziej ? - to była raczej prośba, bo nogi już go bolały od spacerów po zamku.
- Możemy - zgodziła się. – Może w Wielkiej Sali? – zaproponowała. – Jestem głodna. - Masz rację. Na eliksirach na przykład czasami przerabiamy to, co doskonalę umiem. Na innych lekcjach za to przynudzają regułkami. Słyszałeś, że na OPCM, mamy się pojedynkować ze sobą?
- Tak, to chodźmy - powiedział chwytając ją na chwilę za ramię, bo widział, że jeszcze się chwieje. - No, to pojedynkowanie... nie bardzo mi się to uśmiecha, na którymś roku oberwałem w ucho, przez trzy dni leżałem w skrzydle szpitalnym. Ból był taki niesamowity, że bliski byłem szaleństwa. Niby jedno ucho, a tyle okropnego bólu - zaśmiał się krótko przypominając sobie cały pojedynek. Chwilę potem weszli do Wielkiej Sali, tu już nie bał się, że upadnie, bo widział, że stawia dosyć stanowczo kroki.
Zeszła do sali wejściowej. Była przygotowana na wyjście do Hogsmeade. Była ubrana w czarny płaszcz, pod nim miała bluzkę dającą ciepło. Dżinsy - rurki i czarne, wysokie kozaki na nogach. W ręku trzymała czarną czapkę i szalik, które to zamierzała założyć przy wyjściu z budynku. W kieszeni miała potrzebne pieniądze. No i różdżkę, bo nie wiadomo co mogło się wydarzyć. Czekała na Rose, z którą razem miała iść.
Weszła do Sali Wejściowej. W dormitorium szukała szalika, który gdzieś zapodziała. Niestety nie znalazła go i założyła inny. Żółty, gruby szalik miała okręcony dwa razy dookoła szyi, czarną czapkę miała już na głowie, a czarna kurtka była dokładnie zasunięta i zapięta. Dziewczynie było gorąco. Nic dziwnego. Miała na sobie dwie bluzy. - Cześć - przywitała się. - Gotowa?
- Tak, gotowa. Idziemy? - zapytała. Owinęła wokół szyi szalik. Już tylko czapka czekała na założenie i rękawiczki, które trzymała w kieszeni, a których dopiero sobie przypomniała.
- Zakład o co? – spytała podejrzliwie. W zamku natychmiast pozbyła się zbędnej odzieży. Wszystko było mokre. - Przyjmuję wyzwanie – odparła i podała mu rękę. Może być ciekawie…
Na jego twarzy przez chwilę można było zobaczyć łobuzerski uśmiech, za którym bardzo przepadał. - Hmm... a o co chcesz ? - zapytał się zerkając pod nogi kiedy weszli do sali. Kiedy dziewczyna zdjęła kurtkę zaraz poszedł w jej ślady, przetarł również zaparowane okulary. - Te okulary zaczynają mnie denerwować - przyznał kręcąc przy tym głową.
- Nie myślałeś nigdy o soczewkach? - zdziwiła się. Ona by nie wytrzymała w okularach ani chwili. - Skoro zaproponowałeś zakład, to słucham, jakie warunki? - o nie, teraz to on musi coś wymyśleć. Pociągnęła chłopak w górę, na schody. Czekała, aż wpadnie mu jakiś pomysł do głowy. Nie udzielała się przez dłuższą chwilę uważając na stopnie. Zakład już trwał.
Kiedy wchodzili schodami w górę popatrzył na nią i powiedział: - w tym rzecz, że... - tu urwał, jakby się wachał nad czymś - ja nie mam wady wzroku, te okulary nie mają szkieł powiększających. No proszę... odkrywasz właśnie moją słabość - zrobił trochę poważną minę i patrzył dalej pod nogi.
- Nosisz je dla przyjemności, skoro one Ci przeszkadzają? Dziwny jesteś... - uśmiechnęła sie pod nosem. - Nie jestes mną znudzony? - spytała bez ogróde. Jej było tu dobrze, przyjemnie, ale nie wiedziała, co na jej temat sądzi chłopak.
- I tu mnie masz. Jakoś uwielbiam okulary.. dobra, dobra... i ubrania...no i jeszcze...Jakoś tak wyszło, że Paryż zaraził mnie modą - powiedział po cichu. Lubił dobrze wyglądać. - Ja ?! Znudzony ? Chyba śnisz - powiedział Randy i uśmiechnął się promiennie do dziewczyny - od paru lat wreszcie mi się nie nudziło nawet przez chwilę - powiedział, kiedy powoli szli do korytarza na siódmym piętrze.
Mam jeszcze 8 minut... Myślała sobie gorączkowo, idąc korytarzem. Wolno założyła płaszcz, zawiązała szalik. Siedem minut - zerknęła na zegarek. A może Hanna już jest? Zaczęła biec, a odgłos obcasów rozniósł się echem po korytarzu. Otworzyła z impetem drzwi i bezceremonialne rzuciła się Hannę, przytulając.
- Ale mnie przestraszyłaś. - Zaśmiała się, tuląc się do dziewczyny. - Cassandro ! Czy ty chcesz mnie udusić ? - Zapytała ją, uśmiechając się radośnie. - To gdzie idziemy ?
- Udusić, zakopać, zamknąć w gablocie... Przenieś do innego domu... - zaczęła wyliczać na palcach. - Och, a gdzie podają dobrą herbatę? - spytała z uśmiechem, gdy już się od niej oderwała. Szybko zgarnęła loki za ucho, tym razem były w swoim naturalnym kolorze.