Widziadła: H, nie
Znowu była w Hogsmeade, po raz kolejny na Alei Amortencji. Tak daleko, a tak blisko pomyślała przelotnie, zerkając na drzwi prowadzące do wnętrza kamienicy numer 17. Nie przyszła tu jednak do niego, nie tym razem, niepewna jak skończyłoby się ich powtórne spotkanie. Potrzebowała rozmowy, lgnęła wręcz do tej, którą znała od tylu lat, świadoma tego, że w razie potrzeby posłuży dobrą radą i mądrym słowem. W tej kwestii, w kwestii uczuć nikt nie mógł być przecież głupszy od Veronici.
Ostatni raz spojrzała tęsknie na tamte drzwi i po chwili już wspinała się po schodach.
Weszła bez pukania i nawet nie zdążyła zdjąć butów, a przed nią pojawiła się już Saskia. Przez chwilę być może wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale koniec końców zaniemówiła. Ronnie przegryzła wargę i zsunęła płaszcz z ramion. Starała się zachować spokój, choć od kilku dni nic nie było już normalne.
Nawet nie wiedziała, że cała się rumieni. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że serce bije jak szalone. Nie tylko ze względu na to, czyje mieszkanie było rzut beretem stąd, ale i z powodu tego, co m u s i a ł a jej już powiedzieć.
- Aż tak po mnie widać? – mruknęła z głupim uśmiechem, zrzucając drugiego trampka z nogi. Poprawiła włosy, Sasia mogła rzecz jasna zauważyć jak na jej palcu lśni pierścionek, ale była pewna, że nie to zaprząta jej teraz głowę. Splotła ręce za plecami, zakołysała się w tył i przód, by w końcu wyrzucić z siebie to, co tak bardzo chciała z pewnością wiedzieć.
- Poszalałam na celtyckiej nocy. Ale jak się domyślasz, nie byłam sama. Ricky… wiedziałaś, że potrafi taki być? Taki… – cudowny, czarujący, ciepły, błyskotliwy, zabawny i czuły?
Nie wiedziała, który z tych epitetów pasuje najbardziej, toteż po prostu wzruszyła ramionami. A potem skierowała kroki w stronę kuchni, próbując pociągnąć za sobą przyjaciółkę w kierunku herbaty. Potrzebowała napić się czegoś ciepłego, może nawet czegoś mocniejszego albo ewentualnie uraczyć substancją niekoniecznie legalną.