Biuro, w którym pracują tłumacze, przypomina ogromną bibliotekę. Niezwykle przytulne miejsce, w którym można znaleźć literaturę z każdego zakątka świata. Książki wyskakują z półek na zawołanie, a na stoliku przy fotelu zawsze stoi taca z gorącą herbatą - i jakimś cudem smak jest zawsze taki, jaki akurat być powinien... Zbiory tłumaczy są unikatowe i niezwykle cenione, a przy tym piekielnie strzeżone. Próba wyniesienia czegokolwiek skutkuje alarmem zamykającym cały budynek, a legenda głosi, że biblioteka prędzej samoistnie stanie w ogniu, niż pozwoli na ucieczkę złodzieja. Do pomieszczenia wstęp mają jedynie pracownicy banku Gringotta. By dostać się do środka, należy stuknąć w odpowiednie miejsce na drzwiach zarejestrowaną różdżką.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Wymagania: • Kurs płatny: 80G (zapłać) • Każda poprawa: 5G • Do podejścia należy posiadać min. 5pkt z Historii Magii • Ukończona podstawowa szkoła magiczna Ukończenie kursu: • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie. • Nagroda: Specjalista:+3pkt Historia Magii i +1pkt ONMS; Poliglota:+2pkt Historia Magii i +2pkt ONMS)
Wiedza, praktyka oraz tolerancja. Oto trzy filary kariery tłumacza magicznego, który w swojej codziennej pracy nie może polegać jedynie na suchych faktach, zasadach gramatyki i słowniku, a musi dostrzegać w słowach ulotności, które mogą wymykać się innym, gdy nie spojrzy się na nie przez pryzmat poszczególnych kultur.
Kurs przygotowany jest dla tłumacza średnio-zaawansowanego, więc jeśli jesteś już doświadczonym tłumaczem, rozegraj kurs w czasie przeszłym, podając datę jego realizacji.
Do wyboru masz kurs na konkretny język magiczny (specjalista), bądź kurs na tłumacza ogólnomagicznego (poliglota), który zapewniać ma wiedzę z każdego języka ras magicznych, jednak z każdego robi to jedynie w stopniu minimalnym, niezbędnym do podstawowej komunikacji. Możesz wybrać jedynie jeden kurs. UWAGA: Kurs poligloty wiąże się z większą szansą na niepowodzenie, a więc konieczność uiszczenia opłaty za poprawki.
SPECJALISTA
ETAP I: Wiedza
Zanim przydzielony zostanie Ci odpowiedni plik materiałów do nauki, musisz wykonać test teoretyczny, sprawdzający Twój poziom znajomości zasad gramatyki oraz słownictwa. Nic oficjalnego, czysta piętnastominutowa formalność przy stoliku pod recepcją, po której siedząca za biurkiem kobieta rzuca proste zaklęcie sprawdzające na Twój arkusz odpowiedzi, by według własnego uznania dobrać Ci odpowiednią teczkę.
Rzuć kością litery
Kości:
A-C: - Może spróbuj innego dnia - Recepcjonistka uniosła na Ciebie wzrok z politowaniem, wręczając Ci z powrotem Twój arkusz, który wyglądał teraz jak sitko, gdy zaklęcie wypaliło drobną dziurkę w każdym miejscu, w którym popełniłeś błąd. Zaraz też podsunęła Ci cienką teczkę z materiałami podstawowymi i ulotkę na kurs A1 (Zapłać za ponowną próbę podjęcia się testu) D-E: Chyba nie poszło Ci tragicznie, ale najwidoczniej też nie najlepiej, by recepcjonistka wręczyła Ci teczkę z materiałami do nauki, subtelnie przysuwając też reklamę jednego z ich podręczników. (Jeśli chcesz, możesz jednorazowo zapłacić 30g za kupno książki i w ten sposób zyskać +1 oczko do kości wyrzuconej w etapie III) F-H: - Przyzwoicie - Recepcjonistka uśmiechnęła się do Ciebie łagodnie i podsunęła standardową, dość grubą teczkę z materiałami teoretycznymi, wyraźnie spokojna, że nie potrzebujesz więcej instrukcji, zakładając, że doskonale poradzisz sobie w pojedynkę z opanowaniem zadanego materiału. I-J - Niemal perfekcyjnie - Recepcjonistka aż wyprostowała się z wrażenia, nie mogąc dostrzec więcej niż dwóch drobnych błędów na wypełnionym przez Ciebie arkuszu i zaraz, oprócz wręczenia Ci teczki ze sztandarowymi materiałami, dała Ci też teczkę z rozszerzonymi ćwiczeniami i cienki podręcznik ciekawostek kulturowych (Zyskujesz +1 oczko do kości wyrzuconej w etapie III)
ETAP II: Praktyka
Praca tłumacza magicznego to przede wszystkim praca w terenie, rozwiązywanie konfliktów, próba porozumienia ze sobą dwóch, zupełnie innych kultur, ale też tłumaczenie mowy żywej, przepełnionej emocjami i mową potoczną, a więc musisz odnaleźć się zarówno w Ministerstwie Magii jak i w terenie. Kurs ma przygotować Cię do tego wrzucając Cię w odegranie kilku przygotowanych scenek i rozegranie spontanicznych rozmów z przedstawicielami uczonego się przez Ciebie języka. Twoim zadaniem jest chodzić od stanowiska do stanowiska, zbierając na arkuszu refleksje od aktorów, po rozegraniu z nimi krótkiego ćwiczenia. Na koniec tłumaczysz zebrane tłumaczenia i składasz zarówno do recepcji oryginał, jak i tłumaczenie, by dołączyć je do dokumentacji kursu. Rzuć kością k6
Kostki:
1, 4 Mknąłeś przed siebie jak burza i wydawałoby się, że wszystko poszło dobrze, do czasu, gdy nie zabrałeś się za tłumaczenie zebranych komentarzy... Cóż, teraz przynajmniej wiesz co wymaga jeszcze poprawy. 2, 5 Może kilka razy poplątał Ci się język, ale udało zebrać Ci się kilka pochwał, a jedyne czego żałujesz, to tego, że nie zdążyłeś obejść wszystkich dostępnych stoisk. 3, 6 Może to tematy idealnie Ci podpasowały, a może masz po prostu dobry dzień, ale wyrzucasz z siebie słowa z płynnością godną komentatora quidditcha, a gdy tłumaczysz zebrane opinie aktorów, okazuje się, że wszyscy inni też odczuli, że poszło Ci perfekcyjnie.
ETAP III: Tolerancja
Nadszedł czas egzaminu. Część teoretyczna jest czystą formalnością, przez którą musisz przejść bez większego problemu, skoro dotarłeś aż tutaj. To, czy skrupulatnie zapoznałeś się z zadanymi materiałami, ma sprawdzić dopiero część praktyczna, podczas której masz za zadanie rozwiązać konflikt między dwiema stronami. Rzuć kością k6
Kostki:
1, 2 Udało Ci się rozwiązać konflikt i przechodzisz właśnie do podsumowania zasad kompromisu, gdy nagle tłumaczony przez Ciebie aktor obraża się śmiertelnie, krzycząc do egzaminatora, by natychmiastowo Cię oblał. Ups, na pewno przypadkiem nie pominąłeś rozdziału o savoir vivrze tej kultury? (Zapłać za poprawkę) 3, 4 Początkowo idzie Ci dość topornie, bo tłumaczony przez Ciebie aktor mówi w nieznanym Ci dialekcie i popełniasz przez to kilka pomyłek, ale większość historii udaje Ci się uzupełnić wyłapując sens z kontekstu. Nie umknęło to uwadze egzaminatora, jednak poza krótkim wspomnieniem o podziale dialektów i regionalizów z '89, pochwalił Cię za poradzenie sobie w trudnej sytuacji. 5 Trafił Ci się niezwykle przemądrzały Centaur, który ciągle przerywał tłumaczonemu przez Ciebie aktorowi, przez co cała dyskusja stała się niezwykle napięta i emocjonalna. Jakimś cudem udało Ci się wybrnąć z problemu, radząc sobie zarówno z wulgaryzmami jak i urywanymi w emocjach zdaniami, jednak po przeciągającej się dwugodzinnej dyskusji masz wrażenie, że wyzioniesz ducha. 6 Twoja interwencja była tak trafna i na tyle profesjonalna, że aktorzy, choć bardzo się starali, nie potrafili dłużej jej przeciągać i w trybie błyskawicznym rozwiązałeś zaistniały konflikt. Jeśli w swoim poście opiszesz ten podpunkt na minimum tysiąc znaków (liczone ze spacjami), możesz zgłosić się po dodatkowy punkt z Dowolnej Umiejętności.
POLIGLOTA
ETAP I: Wiedza
Zanim przydzielony zostanie Ci odpowiedni plik materiałów do nauki, musisz wykonać test teoretyczny, sprawdzający Twój poziom znajomości zasad gramatyki oraz słownictwa. Nic oficjalnego, czysta piętnastominutowa formalność przy stoliku pod recepcją, po której siedząca za biurkiem kobieta rzuca proste zaklęcie sprawdzające na Twój arkusz odpowiedzi, by według własnego uznania dobrać Ci odpowiednią teczkę.
Rzuć kością litery
Kości:
A-D - Może spróbuj innego dnia - Recepcjonistka uniosła na Ciebie wzrok z politowaniem, wręczając Ci z powrotem Twój arkusz, który wyglądał teraz jak sitko, gdy zaklęcie wypaliło drobną dziurkę w każdym miejscu, w którym popełniłeś błąd. Zaraz też podsunęła Ci cienką teczkę z materiałami podstawowymi i ulotkę na kurs A1 z języka, który wypadł Ci najgorzej (Zapłać za ponowną próbę podjęcia się testu) E-F: Chyba nie poszło Ci tragicznie, ale najwidoczniej też nie najlepiej, by recepcjonistka wręczyła Ci dość cienką teczkę z materiałami do nauki, subtelnie przysuwając też reklamę jednego z ich podręczników. (Jeśli chcesz, możesz jednorazowo zapłacić 30g za kupno książki i w ten sposób zyskać +1 oczko do kości wyrzuconej w etapie III) G-H: - Przyzwoicie - Recepcjonistka uśmiechnęła się do Ciebie łagodnie i podsunęła standardową, dość grubą teczkę z materiałami teoretycznymi, wyraźnie spokojna, że nie potrzebujesz więcej instrukcji, zakładając, że doskonale poradzisz sobie w pojedynkę z opanowaniem zadanego materiału. I-J: - Niemal perfekcyjnie - Recepcjonistka aż wyprostowała się z wrażenia, nie mogąc dostrzec więcej niż dwóch drobnych błędów na wypełnionym przez Ciebie arkuszu i zaraz, oprócz wręczenia Ci teczki ze sztandarowymi materiałami, dała Ci też teczkę z rozszerzonymi ćwiczeniami i cienki podręcznik ciekawostek kulturowych (Zyskujesz +1 oczko do kości wyrzuconej w etapie III)
ETAP II: Praktyka
Praca tłumacza magicznego to przede wszystkim praca w terenie, rozwiązywanie konfliktów, próba porozumienia ze sobą dwóch, zupełnie innych kultur, ale też tłumaczenie mowy żywej, przepełnionej emocjami i mową potoczną, a więc musisz odnaleźć się zarówno w Ministerstwie Magii jak i w terenie. Kurs ma przygotować Cię do tego wrzucając Cię w odegranie kilku przygotowanych scenek i rozegranie spontanicznych rozmów z przedstawicielami różnych języków. Twoim zadaniem jest chodzić od stanowiska do stanowiska, zbierając na arkuszu refleksje od aktorów, po rozegraniu z nimi krótkiego ćwiczenia. Na koniec tłumaczysz zebrane tłumaczenia i składasz zarówno do recepcji oryginał, jak i tłumaczenie, by dołączyć je do dokumentacji kursu.
Rzuć kością k6
Kostki:
1, 4 Mknąłeś przed siebie jak burza i wydawałoby się, że wszystko poszło dobrze, do czasu, gdy nie zabrałeś się za tłumaczenie zebranych komentarzy... Cóż, teraz przynajmniej wiesz co wymaga jeszcze poprawy. 2, 5 Może kilka razy poplątał Ci się język, ale udało zebrać Ci się kilka pochwał, a jedyne czego żałujesz, to tego, że nie zdążyłeś obejść wszystkich dostępnych stoisk. 3, 6 Może to tematy idealnie Ci podpasowały, a może masz po prostu dobry dzień, ale wyrzucasz z siebie słowa z płynnością godną komentatora quidditcha, a gdy tłumaczysz zebrane opinie aktorów, okazuje się, że wszyscy inni też odczuli, że poszło Ci perfekcyjnie.
ETAP III: Tolerancja
Nadszedł czas egzaminu. Część teoretyczna jest czystą formalnością, przez którą musisz przejść bez większego problemu, skoro dotarłeś aż tutaj. To, czy skrupulatnie zapoznałeś się z zadanymi materiałami, ma sprawdzić dopiero część praktyczna, podczas której masz za zadanie rozwiązać konflikt między dwiema stronami. Rzuć kością k6
Kostki:
1 Super, jedna ze skłóconych stron jest przedstawicielem języka, który umiesz w najlepszym stopniu. Szkoda tylko, że tak dla równowagi, tej drugiej strony nie rozumiesz zupełnie, więc nie jesteś w stanie wykonać swojego zadania. Jakiego trzema mieć pecha, by spośród tylu języków trafić akurat na ten jeden, który przy nauce zlekceważyłeś? (Zapłać za poprawkę) 2,3 Udało Ci się rozwiązać konflikt i przechodzisz właśnie do podsumowania zasad kompromisu, gdy nagle wila obraża się na Ciebie śmiertelnie, krzycząc do egzaminatora, by natychmiastowo Cię oblał. Ups, na pewno przypadkiem nie pominąłeś rozdziału o savoir vivrze tej temperamentnej rasy? (Zapłać za poprawkę) 4 Początkowo idzie Ci dość topornie, bo Pukwudgie, który próbuje przekazać Ci swoją wersję wydarzeń, mówi w nieznanym Ci dialekcie i popełniasz przez to kilka pomyłek, ale większość historii udaje Ci się uzupełnić dzięki topornym zeznaniom Trolla. Nie umknęło to uwadze egzaminatora, jednak poza krótkim wspomnieniem o podziale dialektów i regionalizów amerykańśkich Pukwudgie z '98, pochwalił Cię za poradzenie sobie w trudnej sytuacji, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że jest to już wiedza ekspercka. 5 Trafił Ci się niezwykle przemądrzały Centaur z jeszcze bardziej upartym Goblinem, a dyskusja z nimi może i należała do niezwykle prostych językowo, tak jednak stanowiła istne kulturowe pole minowe dla Ciebie jako tłumacza. Jakimś cudem udało Ci się wybrnąć z problemu, nie obrażając nikogo, jednak po przeciągającej się dwugodzinnej dyskusji masz wrażenie, że wyzioniesz ducha. 6 Twoja interwencja była tak trafna i na tyle profesjonalna, że aktorzy, choć bardzo się starali, nie potrafili dłużej jej przeciągać i w trybie błyskawicznym rozwiązałeś zaistniały konflikt. Jeśli w swoim poście opiszesz ten podpunkt na minimum tysiąc znaków (liczone ze spacjami), możesz zgłosić się po dodatkowy punkt z Dowolnej Umiejętności.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Długo myślała nad tym czy decydować się na kurs organizowany przez Biuro Tłumaczeń w Gringottcie. Właściwie od dawna przymierzała się do zawodu tłumacza - jednak za każdym razem, kiedy przechodziła w pobliżu Banku Gringotta, fasada budynku zdawała się ją przytłaczać. Plany zostały odkładane - ze względu na podjętą już pracę w Ministerstwie Magii, na trwające studia... Sytuacja polityczna panująca na Wyspach w końcu jednak dała jej się we znaki. Miała dość pogłosek, plotek, podejrzeń... Dość partii i nagabujących ją znajomych z Departamentu, że jako mugolaczka powinna opowiedzieć się za SLM. Nie chciała się opowiadać. Ani za jedną partią, ani za drugą - właśnie jako pochodząca z niemagicznej (i podchodzącej z wyraźnym lękiem do magii) rodziny czarownica. Mogła rozwiązywać problemy - ale nie natury politycznej, a językowej. Dlatego w końcu zdecydowała się podejść do kursu tłumacza - poligloty. Zastanawiała się jeszcze pewien czas, czy nie wyspecjalizować się w jednym języku... ale przestawianie się z jednego na drugi przychodziło jej z taką łatwością, że takie ograniczanie się uznała za zmarnowanie potencjału. Na Merlina. Jessica Smith i potencjał - to dopiero przełamanie granic. Właściwie wszystkie etapy kursu przeszła bez większych problemów. Obudziła się w niej nawet chęć wykazania się - kiedy przy teście teoretycznym recepcjonistka wyraźnie zasugerowała jej zakup dodatkowego podręcznika. Doskonale wiedziała, że go nie potrzebuje - co też udowodniła w dalszej części kursu. Musiała przyznać, że podsunięci aktorzy - przeróżnych ras (dalej nie miała pojęcia jakim cudem namówiono centaura do uczestnictwa w tym wszystkim) - sami byli doskonale przygotowani. Cieszyła się, że od dawna miała już opanowany język trollański - inaczej, Morgana jej świadkiem, nie dałaby rady odpowiednio rozstrzygnąć sporu między Pukwudgie a trollem. Na szczęście - jej jedyny talent jaki posiadała, zdał egzamin i ostatecznie, oficjalnie została poliglotką.
Dzisiejszego poranka podszedł do Ciebie niski, garbaty goblin - kierownik przed którym będziesz odpowiadać. Wiesz, że ma na imię Yorek. Pstryknął palcami i tuż nad Twoimi dłońmi pojawił się wysoki plik pomieszanych pergaminów. - Pani potrzebna dzisiaj przy tłumaczeniu japońskiego. Wszystkie przelewy z tego roku muszą być przetłumaczone na gobliński, ma pani na to czas do końca tego roku. To podsumowania budżetowe między nami a Japonią. Ich tłumacz się rozchorował, wszystko na pani głowie. A to ważne, ważne! - jak tak zerknąć na górę papierów to można dostać migreny. Przetłumaczenie tego z jednego języka na drugi będzie bardzo czasochłonne. Kierownik coś jeszcze gestykulował, kilkakrotnie zaznaczył, że wszystko musi się zgadzać i zapewnił, że plików musi być osiemdziesiąt sześć i ani kartki mniej. Jak to powszechnie wiadomo, pod koniec roku w banku Gringrotta panuje istne szaleństwo. Wszyscy latają z miejsca w miejsce i zajmują się podliczeniami i podsumowaniem rocznym. W grudniu każde biuro dostawało masę poczty i nie tylko młoda studentka tonie w papierach.
Rzuć literką, aby dowiedzieć się jak Ci poszło.
A, B, C - o ile tłumaczenie szło Ci całkiem sprawnie tak nie miałaś świętego spokoju. Dosłownie co dwie minuty do biura wpadała rozhisteryzowana i przemęczona sowa, zrzucała gdzie popadnie przesyłkę i zanim dała się wygonić/uspokoić to mijało sporo czasu. Biuro powoli zamieniało się w papierową pułapkę. Gdy sowy dawały przez chwilę spokój to wpadał a to adorator z biura łamania klątw i Cię zagadywał, a to kierownik przypominał, żeby przekierowywać pocztę do portierni... Istne urwanie głowy. Dorzuć kość 1k6.
Spoiler:
Parzysta - choć niekorzystne warunki to jednak dałaś radę przetłumaczyć wszystkie dokumenty. Niestety musiałaś zostawać po godzinach albo zabierać pracę do domu (co nie było zbyt pochwalane) bo inaczej nikt nie dałby rady z tym zdążyć. Kierownik jest zadowolony i podsunął Ci premię w postaci 30 galeonów. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie. Nieparzysta - to istne szaleństwo, choćby nie wiadomo jak człowiek próbował się skoncentrować to w tych warunkach było to niemożliwe. Przetłumaczyłaś wszystko, ale niestety okaże się, że w kilku pergaminach znaleziono błędy. Kierownik nie chciał być wyrozumiały, zezłościł się i nie dał Ci żadnej premii.
E, F, G - w pewnym momencie trafiłaś na plik pergaminów w których znalazłaś bardzo wiele błędów językowych... ale w języku japońskim. To zdecydowanie wydłużyło Twoją pracę. Zanim mogłaś zabrać się za tłumaczenie wszystkich pieniężnych podsumowań należało skontaktować się z bankiem w Japonii. To znowuż doprowadziło do zawracania głowy niezadowolonemu kierownikowi bo Ty, jako tłumacz, potrzebowałaś jego podpisu przy wysłaniu jakiegokolwiek papieru za granicę. Zanim dostałaś odpowiedź zwrotną (z poprawionymi wyciągami bankowymi) straciłaś sporo czasu. Zdążyłaś przetłumaczyć na gobliński jednak kosztem wielu piór, nerwów i wolnego czasu. W portierni podarowano Ci nowiutkie samopiszące pióro o które możesz zgłosić się w odpowiednim temacie.
H, I, J - w trakcie przenoszenia ważnych dokumentów wpadł na Ciebie jeden z pracowników Gringrotta. Niestety wylał on na pergaminy gorącą kawę! Nie dość, że poparzył Ci dłonie to jeszcze uciekł z miejsca zbrodni zanim zdołałaś zapamiętać jego twarz. Pergaminy zostały bardzo mocno zniszczone... Yorek kogoś za to ukatrupi. Dorzuć kość 1k6.
Spoiler:
Parzysta- udało Ci się odratować ledwie połowę papierów dzięki zaklęciom suszącym. Przetłumaczyłaś co się dało, ale reszta została zniszczona. Yorek wyglądał jakby miał zaraz zejść na zawał. Zapowietrzył się jak nigdy dotąd i kazał Ci natychmiast wynosić się z jego biura. Na szczęście nie poniosłaś żadnych dodatkowych konsekwencji... poza poparzonymi dłońmi i nieudanym dniu w pracy. Nieparzysta - nic z tych rzeczy nie dało się odratować. Niestety. Kawa przesiąkła przez wszystkie cienkie pergaminy i ponaruszała je do takiego stopnia, że stały się nieczytelne. Żadne zaklęcia nie pomagały. Trzeba poprosić Japonię o nowe wyciągi, a tego z pewnością nie uda się zrobić przed końcem roku. Yorek nie zrozumiał. Potrącił Ci z wypłaty 30 galeonów. Ich utratę zgłoś w odpowiednim temacie.
______________________
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Yorek... jej absolutnie ulubiony goblin. Jego obecność w Biurze Tłumaczeń nie mogła pozostać długo niewyjaśniona - i kiedy tylko Smith otrzymała od niego nowe, WSPANIAŁE zadanie, nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Rozgoryczenia. Co jednak doskonale ukrywała pod swą zwyczajową uprzejmością. Twarz zastygłą w neutralnej masce, skinęła, odbierając podane jej dokumenty. — Oczywiście, Panie Yorek, wszystko będzie gotowe na czas — jak zawsze - zapewniła, jednocześnie mając cholerną ochotę usiąść do biurka i miast zająć się papierzyskami, dać się pochłonąć wizzbookowi na jakiś czas. Najlepiej z Cali lub Shawem na wizzengerze, co było ostatnio jej jedyną rozrywką w Gringottcie. Pomijając te liczne - na przestrzeni tygodnia - odwiedziny Łamaczy z sąsiedniego biura. Ostatecznie jednak, westchnąwszy i stłamsiwszy ten krótki bunt na pokładzie zwanym Umysłem - zasiadła do biurka, ale nad tłumaczeniami. Posiłkowała się samopiszącym piórem, które niedawno dostała - uważając je jednak za prawdziwy cud magiczny, jakkolwiek by to nie brzmiało. Zassała końcówkę pióra, a potem puściła je na czysty zwój pergaminu, zawieszając spojrzenie na zapisane japońskimi krzaczkami kartki z wekslami. Wszystko szło jak po maśle - dzięki tacie znała japoński naprawdę bardzo dobrze i nawet (a raczej zwłaszcza) urzędniczy język nie był dla niej problemem. Goblideucki też od pewnego czasu szlifowała i mogła uznać go za jeden ze swoich głównych języków. Jeśli nie zdecydowałaby się na kurs poliglotki - zapewne jako specjalizację wybrałaby gobliński albo trytoński, jeden z dwóch. Do czasu jednak... aż nie rzucił jej się w oczy dość karygodny błąd - który rzucał się cieniem na całą resztę dokumentacji. Nie mogła go zignorować - doskonale wiedziała, że dalsze tłumaczenie będzie kompletnie bez sensu, a kto jak kto, ale Gringott, a zwłaszcza gobliny zwracały uwagę nawet na cholerą interpunkcję. Załamała ręce, opierając się na dłoniach i wgapiając szarym spojrzeniem w ten nieszczęsny, pomylony krzaczek. Nie miała jak go obejść. Nie mogła go zinterpretować po swojemu. To nie było wolne tłumaczenie do jakiegoś czasopisma, czy nawet książki. To był dokument bankowy i zgadzać się musiało wszystko - co do joty. Wygrzebała się więc ze swojego opapierzonego stanowiska, nie dała się zabić przez nadlatujące sowy i wyszła z Biura Tłumaczeń - gnając ku Yorkowi, żeby zawrócić mu głowę. — Przepraszam najmocniej, Panie Yorek. Ale znalazłam błąd w japońskiej dokumentacji i muszę poprosić o korektę tamtejszy bank... — Tak, tej wieści brakowało nie tylko jej - ale też jej ulubionemu goblinowi. — Potrzebuję pańskiej sygnatury. — A wystarczyłoby nadać im cholerne pieczątki do korekty. Pozostawało jej więc czekać na odpowiedź Japończyków - a biorąc pod uwagę różnicę czasową, Jess dawał się we znaki stres, że nie zdąży tego odpowiednio przetłumaczyć. Zebrała się jednak w sobie - nadrabiając pozostałą dokumentacje i wyposażając się w odpowiednią ilość kawy w oczekiwaniu na odpowiedź. Która w końcu nastąpiła - dosłownie kilka godzin przed końcem jej czasu. Teraz pozostał jej jedynie iście diabelski maraton, którego niezwłocznie się podjęła. I na Merlina - wygrała. Tylko zamiast premii dostała samopiszące pióro. Rewelacja. Przeklęte gobliny.
Z tematu
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kilka akt wyciągniętych po wyjątkowo ożywionej konwersacji z paroma goblinami, które mimo ministerialnego upoważnienia w dłoni Darrena postanowiło zrobić mu parę niepotrzebnych problemów, spoczywał teraz na kolanach siedzącego w poczekalni Shawa. Mężczyzna przeglądał jedną teczkę za drugą, marszcząc czoło za każdą z nich coraz mocniej. Biuro Bezpieczeństwa prowadziło mianowicie teraz śledztwo dotyczące nielegalnych przerzutów goblińskich artefaktów przez kanał La Manche. I choć Darren nie brał bezpośredniego udziału w tej sprawie, to zaoferował się że w wolniejszej chwili może zajrzeć do Gringotta, wywalczając tym samym nie tylko szybsze wyjście z pracy, ale też odwiedziny u Jess - które, z tego co widział, mogły się nieco przedłużyć. Najważniejszych parę dokumentów było mianowicie w języku goblideuckim - więc Shaw mógł się spodziewać, że jeśli teraz wróciłby do Ministerstwa, to zaraz i tak ktoś odesłałby go z powrotem w celu przetłumaczenia tego języka. Krukon westchnął i podniósł się z niewygodnego siedziska, drepcząc skwapliwie w stronę Biura Tłumaczeń z teczkami pod pachą. Po otwarciu drzwi skierował się najpierw do gabinetu i biurka goblina kierującego całym wydziałem - niejakiego Yoreka - i po okazaniu ministerialnej legitymacji zaczął od złożenia na jego długopalczastych dłoniach oficjalnych podziękowań dotyczących ostatnich owoców ("jakich? to tajemnica państwowa, panie Yorek" tłumaczył Shaw ze znaczącym puszczeniem mu oka) współpracy między dwoma Biurami oraz zapytał następnie, czy mógłby liczyć na pomoc tego samego tłumacza co ostatnio, machając mu przed twarzą goblideuckimi dokumentami i potwierdzeniami wyciągnięcia ich kopii z archiwów Gringotta. Po ściągnięciu goblina ze swojej głowy - choć, nie można ukryć, że pochwały przywołały cień uśmiechu na jego spierzchłe usta - Darren pomknął do komórki Smith, bez słowa siadając na jednym z krzeseł - Czemu wszystko w Gringotcie jest takie niewygodne? - i podsuwając jej dwa zwoje goblideuckiego. - Jak dostaniesz podwyżkę, to nic o tym nie wiem - powiedział, lekko zasapany, cmokając Jess w policzek po upewnieniu się że nikt akurat nie patrzy w tę stronę i szukając w swojej torbie długopisu i paru protokołów, które i tak miał uzupełnić.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Próbowała jeszcze wrócić do rutynowego rytmu po powrocie na Wyspy. I szło jej to zadziwiająco sprawnie - przynajmniej dopóty dopóki miała w co ręce włożyć - a roboty w Gringottcie jednak nigdy nie brakowało. Ledwo wróciła do Biura Tłumaczeń, jej dotychczas puste i perfekcyjnie czyste biurko nagle ugięło się pod dokumentami i listami do tłumaczenia - jakby wszystkie japońskie, francuskie i czeskie dokumenty czekały specjalnie na nią. A o ile dobrze się orientowała - wcale nie była jedyną, która miała te języki opanowane. Za to była chyba jedyną, która nie potrafiła odmawiać. Westchnęła ciężko, załamując ręce, gdy kolejna sowa śmignęła jej nad głową - opuszczając na papierową wieżę kolejne zlecenie. Ta niebezpiecznie zachybotała - ostatecznie jednak utrzymując pion. — Przecież ja nigdy stąd nie wyjdę... — jęknęła niemal płaczliwie - sięgając po trzecią już tego dnia filiżankę kawy. Sam to jednak dobry chłopak - a przynajmniej kawę parzył dobrą, mocną. Myślała, że tego dnia nie spotka jej już nic dobrego poza filiżanką kofeiny. Och, jak dobrze, że się myliła. Z autentycznym zdziwieniem przyjęła obecność Shawa przy swoim biurku. Musiała aż zdjąć okulary i przetrzeć oczy, w pierwszej chwili będąc pewna, że to raczej na pewno jakieś zwidy - albo iluzja przynajmniej. Tymczasem buziak sprzedany jej przez Darrena i subtelny zapach lasu utwierdził ją w prawdziwości tej chwili. Obdarzyła swojego chłopaka wdzięcznym, pełnym ulgi uśmiechem - który zbladł tylko odrobinę, gdy zobaczyła kolejne dokumenty, które jej podsunął. — Podwyżkę? O czym Ty mówisz? — z pewną rezygnacją w ruchach przysunęła do siebie jedną teczkę, otwierając ją, by rzucić okiem na zawartą w niej papierologię. — Jakieś dokumenty z BB do przetłumaczenia...? Podniosła się z - przynajmniej wygodnego - fotela, robiąc więcej miejsca na biurku dla siebie i Darrena. Korzystając z okazji, nachyliła się ku studentowi: — Jakim cudem Yorek Cię tu wpuścił? — spytała rozbawiona i jednocześnie diablo-ciekawa. Tego goblina niełatwo było urobić, nie wspominając już o przeskoczeniu kodeksu pracy, który sam sobie - i dla swoich podwładnych w Biurze Tłumaczeń - ustalał.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- O nic nie wiem - pokręcił głową Darren w odpowiedzi na pytanie Jess o "podwyżkę" - Mówiłem przecież - dodał, pstrykając nerwowo długopisem na widok plamy atramentu na jednym z wyciągniętych przez niego protokołów. - Tak, do BeBe - przytaknął Shaw, robiąc proszącą minę i jednocześnie na ślepo szukając w kieszeni płaszcza swojej różdżki - Przetłumaczyłabyś to na szybko, bardzo proszę, obiecuję że następnym razem już się nauczę goblideuckiego - poprosił, dobrze zdając sobie sprawę - mając nadzieję, że Smith też o tym wiedziała - że nie ma najmniejszego zamiaru by wkuwać język goblinów, szczególnie że mógł zwrócić się w tej sprawie do Krukonki. W sumie, może mógłby poszukać jeszcze jakichś zaległych dokumentów w Biurze Bezpieczeństwa i z ich powodu wyrwać Jess na parę chwil spod absolutnej władzy niejakiego Yoreka, który najwidoczniej dla swoich pracowników był absolutnym tyranem, jednak na sercu leżała mu dobra opinia prowadzonego przez niego Biura? - Ekhem, to kolejny etap zacieśniania więzów współpracy pomiędzy biurami - pokiwał głową Shaw, ściągając plamy atramentu z pergaminu za pomocą Mizerykordii - Wydawał się być zadowolony, kiedy... khmkhm - Krukon chrząknął - ...otrzymał oficjalne podziękowanie ze strony Ministerstwa. Szczególnie, że to dokumenty w sprawie goblińskich artefaktów - dodał, pstrykając długopisem i zabierając się skrobanie po pergaminie, zaczynając od wypełnienia protokołu dotyczącego naruszenia reguły 189C na drugim piętrze Ministerstwa Magii - a warto dodać, że nie każdego dnia na korytarzu rozbija się akwarium z druzgotkami.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Zlustrowała Darrena podejrzliwym spojrzeniem, kiedy ten migał się od jakiejkolwiek konkretnej odpowiedzi. Jego zapowiedź na 'dzień dobry' była jednak dość intrygująca - zwłaszcza, że Smith od starszych stażem tłumaczy nie słyszała, żeby ktoś nowy (jak ona) mógł liczyć na jakiekolwiek premie pieniężne, obojętnie jak dobrze by sobie nie radził. Chociaż akurat ona radziła sobie naprawdę solidnie - jako początkujący tłumacz nie znała jednego języka obcego, a... zdecydowanie więcej. — Oboje wiemy, że się nie nauczysz... — mruknęła, ulegając jednak prośbie Shawa i jego minie, i uśmiechając się lekko. Cóż mogła poradzić - cieszyła się, że mogła na coś się przydać. Może i narzekała na nawał roboty - ale na tą zrzuconą na jej barki przez kogoś innego niż Yoreka już nie bardzo. Usiadła na swoim fotelu, rozkładając dokumenty z Ministerstwa i segregując na te niewymagające tłumaczenia - bo były jednak po angielsku, a parafrazować nie zamierzała - i te pełne goblińskich hieroglifów. Zupełnie odmiennych od weksli, które zwykła przekładać w banku, choć mimo to - znajomych. Ech te ministerialne pisma... — Zacieśniania więzów współpracy między biurami...? Podziękowania od... — próbowała powtórzyć przekazane jej przez Shawa wytłumaczenia - w końcu jednak nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, tłumiąc go wolną dłonią. — Czaruś z Ciebie, Darren. I naprawdę to łyknął? — Musiała zwalczyć kolejny napad śmiechu, chrząkając kilkukrotnie - i popijając go kawą. Nie sądziła, że jej pomarszczony i nadgryziony zębem czasu - nawet znacznym jak na goblina - kierownik Biura jest taki łasy na uwagę Ministerstwa. I to - bądźmy szczerzy - zmyśloną. Chyba, że bierzemy pod uwagę nić zainteresowania między Shawem a Smith. — Chcesz kawy? — zaproponowała, samej sięgając po jedno z piór wetkniętych do mosiężnego kałamarza. Musiała uważać, żeby nie ubrudzić białych mankietów koszuli. — Tylko gobliński przetłumaczyć? Jest tu kilka francuskich ustępów... — stuknęła paznokciem w jeden z dokumentów, wskazując to o czym mówiła. Nie wiedziała jak w BB stali ze znajomością języków niemagicznych.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Cichy chichot wyrwał się z ust Krukona, pochylonego nad przepisywaniem do protokołu orzeczeń od uzdrowicieli, którzy wydali swoje opinie na temat obrażeń jakich doznało paru czarodziejów poparzonych przez druzgotkowe macki. Shaw wzdrygnął się, czytając o przypalonej praktycznie łydce jednej z czarownic - nie mógł jednak nie zwrócić uwagi na dopisek, mówiący o tym że przy okazji zaradziło to problemom z brodawkami, na których nadmiar cierpiała kobieta. Cóż. - A czemu miał nie łyknąć? - spytał Darren, podnosząc na krótko wzrok na Smith - choć i tak nie mógł powstrzymać się od zatrzymania oczu na jej twarzy na chwilę dłuższą niż zamierzał, bezmyślnie się uśmiechając - Nie widzę powodu, dlaczego miałby MI nie uwierzyć - żachnął się Krukon, kląskając lekko językiem i prostując się nagle by skinąć w półukłonie głową rzeczonemu goblinowi, który postanowił wykonać niewielki obchód po swoich włościach. - Ekhem, BeBe doceni wsparcie w postaci kofeiny - powiedział poważnym tonem, nachylając się z powrotem nad druzgotkowymi perypetiami na drugim piętrze Ministerstwa. Kontrola nad Magicznymi Stworzeniami powinna im załatwić większe akwaria - ocenił Darren, wpisując do rubryki "zaniedbania" informację o użyciu pojemników na zwodniki, nieprzystosowanych do transportu o wiele bardziej żywych i agresywnych druzgotków - Gdybyś była tak dobra - przytaknął w pytaniu o francuskie ustępy, zmazując różdżką napisane przed chwilą zdanie, którego szyk ostatecznie Shawowi się nie spodobał - Kiedy masz przerwę na lunch? - spytał jakby od niechcenia, nie przerywając skrobania długopisem.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Nie wierzę... — mruknęła na granicy śmiechu i powagi, widząc jak Yorek szczerzy się usatysfakcjonowany w kierunku Darrena, przechodząc obok jej komórki. Co dziwne - goblin nawet nie zajrzał jej przez ramię, co miał w swoim brzydkim zwyczaju czynić regularnie. Jakby naprawdę chciał dopatrzeć się czegoś niedozwolonego... Na szczęście wizzbook na jego liście rzeczy niedozwolonych nie figurował, również dzięki Shawowi. Kręcąc z niedowierzeniem głową, Smith nachyliła się nad pierwszym goblińskim druczkiem, przebiegając wzrokiem po akapicie. Przemyt goblińskich artefaktów... Cóż, nic dziwnego, że Yorek jednak wpuścił do Biura Darrena - wszelkie dopiski 'goblińskie' znajdowały się stricte w centrum zainteresowania tychże karłów. Prawdopodobnie zrobiliby wszystko, żeby postawić odpowiedni zaimek dzierżawczy przed... wszystkim. — A więc BeTe zapewni porcję kofeiny — podjęła polemikę chłopaka, mrużąc oczy z rozbawieniem. Odsunęła się nieco od biurka, pukając trzy razy w ściankę komórki - zza której zaraz wyłoniła się poczciwa twarz innego tłumacza, na myśl przywodząca współczesnego wikinga. Który zdecydowanie umiłował sobie pitny miód. — Hej Sam, mogłabym Cię poprosić o dwie kawy? — spytała, podsuwając również swoją - pustą filiżankę. Rosły blondyn ze skinięciem głowy przejął naczynko i podreptał gdzieś w głąb biura - a Smith wróciła spojrzeniem do Shawa, przyciągając do siebie również francuskojęzyczne papierzyska. — Wedle życzenia... Mam nadzieję, że i Tobie wpadnie jakaś podwyżka za nadprogramowe tłumaczenia — rzuciła, poprawiając okulary na nosie i wymieniając zwykłe pióro na samopiszące. Przyłożyła zaostrzoną końcówkę do ust - zaraz puszczając je na czysty pergamin. — Wedle raportów francuskich Łamaczy Klątw, ogniomiot w którym znaleziono artefakty obłożony był również złożonymi zaklęciami transmutacyjnymi... — zaczęła dyktować przekład, z nieukrywaną satysfakcją obserwując powoli zapełniającą się kartkę. Przerwała, słysząc pytanie Shawa. — Stop — poleciła samonotce, która zastygła posłusznie w powietrzu. — Um, zależy jak się wyrobię z tłumaczeniami... — Z kamienną miną wskazała na g ó r ę dokumentów na swoim biurku.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren zmarszczył lekko czoło na widok postawnego blondyna, który, mimo pracy w Biurze Tłumaczeń, przypominał raczej Thora z Avengersów niż krukońskiego gryzipiórka. A Shaw, nawet jeśli był w drużynie quidditcha, to nie należał do najbardziej muskularnych osobników, traktując sport bardziej jako hobby niż styl życia - co wiele osób w Hogwarcie robiło, biorąc pod uwagę że mimo młodego wieku byli często podstawowymi graczami różnych, zawodowych drużyn quidditcha lub nawet samych reprezentacji. - Nie wpadnie - jęknął Shaw. Nie otrzymał podwyżki ani za akcję na Pokątnej - bo fałszoskopu od minister Grant nie liczył w tych kategoriach - ani za wykonanie polecenia szefa departamentu i zapisanie się do SLM w ramach trzymania ręki na pulsie, a raczej pulsach obu partii, gdyż z tego co Krukon się orientował, to Zagumov sam dołączył do KC - Ale już kończą mi się pomysły na co jeszcze mogę wydawać galeony - machnął ręką, skrobiąc dalej po pergaminie, tym razem w odpowiednim miejscu starając się jak najdokładniej oddać topografię korytarza i narysować mniej więcej, posługując się strzałkami oraz podkreśleniami, jak przebiegło całe wydarzenie z druzgotkami. Krukon podążył wzrokiem za spojrzeniem Smith, łykając nieco kawy. Była nieco lepsza niż ta w Biurze Bezpieczeństwa - ale szczerze mówiąc, cokolwiek mogło być nieco lepsze niż lura z ministerstwa. - Myślisz, że jakbym spytał Yoreka o możliwość wyciągnięcia cię na chwilę... - zaczął ostrożnie, zniżając głos - ...do ministerstwa, oczywiście, w celu przetłumaczenia inskrypcji na jakichś przedmiotach w skrytkach dowodowych, to się zgodzi? - dokończył, wracając do opisywania strat materialnych, do których, oprócz wybitej szyby i akwarium, wliczały się pobite płytki podłogowe oraz zmiażdżona ławka w poczekalni jednego z mniejszych departamentów.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Smith postanowiła nie skomentować zmarszczki między brwiami Darrena, gdy Sam podreptał zrobić im kawy. Według niej nie było co komentować - bo z samozwańczym Thorem z Biura Tłumaczeń miała po prostu niepisaną, kumpelską umowę: on robi jej kawę i oszczędza krępujących pogaduszek przy ekspresie; a ona szepce o nim dobre słowo pewnej Łamaczce z japońskiej delegacji. Prosty deal. — Pierwsze słyszę, żeby ktoś narzekał na nadmiar galeonów... — mruknęła rozbawiona - samej woląc nie myśleć o tym jak kurczowo musiała trzymać się za kieszeń. Od kiedy zaczęła pracować było już w miarę stabilnie - ba, wręcz bardzo dobrze - ale gdy jeszcze nie studiowała mogła liczyć tylko na wsparcie finansowe MM. W końcu angielskie funty nijak miały się do czarodziejskich galeonów i te Smith musiała konsekwentnie ciułać, knut po knucie. W międzyczasie przyjęła jeszcze z cichym podziękowaniem kawy od Avengersa Sama, przysuwając jedną z filiżanek w kierunku Shawa. Sama ledwo zamoczyła usta w napoju, z westchnięciem irytacji zauważyła, że samopiszące pióro kompletnie zapomniało o zasadach interpunkcji. Bez słowa zgarnęła je z pergaminu, sięgając po normalne - i poprawiając te subtelne błędy (acz dalej błędy) w ministerialnym przekładzie. Gringott zdecydowanie wpłynął na dokładność jej pracy - mieląc w ustach francuskie słówka, szukała w myślach odpowiednio poważnie brzmiących synonimów, żeby tłumaczenie nie straciło na urzędowym charakterze. — Myślę, że jeśli Ty go o to spytasz... — rzuciła Krukonowi spojrzenie znad złotych oprawek, uśmiechając się lekko. — ... to niedługo zostanę tłumaczem Ministerstwa z ramienia Gringotta, jak tak dalej pójdzie. Dopadną mnie smutni panowie z Departamentu Współpracy, że zabieram im robotę — parsknęła krótko, odkładając na bok jeden z francuskich ustępów - i sięgając po papier z goblińskimi znaczkami. Tutaj już musiała skupić się nieco bardziej - bo język goblinów bywał niestety czasem aż nazbyt konkretny i łatwo było o nagminne powtórzenia w tekście. — Ale warto spróbować... — mruknęła cicho, pociągając kolejny łyk kawy - i mając szczerą nadzieję do wyrwania się z Biura wcześniej niż wygoniona przez sprzątające skrzaty.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Krukon prychnął na uwagę Smith, upijając ponownie łyk kawy. Skończył protokół o druzgotkach - popodziwiał krótką chwilę swoje dzieło, szczególnie idealne zachowanie proporcji pomiędzy głową poszkodowanej czarownicy oraz zniszczoną ławką - po czym schował go do torby i wyjął z niej swoją drugą ofiarę, a mianowicie dokument o złamaniu reguł 33F w korytarzu zaraz za holem Ministerstwa, gdzie jedna ze skonfiskowanych różdżek sama wystrzeliła i podpaliła kosz na śmieci. Według części Biura był to po prostu wypadek i nadgorliwość badającego ją stażysty, inni jednak sądzili że różdżka była przeklęta i jedynie wystrzeliła za wcześnie lub niecelnie, jej zamiarem było zaś trafienie kogoś lub czegoś, na przykład dowodów w archiwum. - Jeśli smutni panowie z Departamentu Współpracy dowiedzą się, że za plecami masz jeszcze smutniejszego pana z Biura Bezpieczeństwa... - powiedział Shaw, co chwilę popijając parę łyków kawy - ...to... to dopiero wtedy będą... khm, smutni - zakończył nieco koślawo myśl Shaw, wzruszając ostatecznie ramionami. - Tylko to dokończę... - dodał Krukon, unosząc wzrok znad protokołu i śledząc wzrokiem drepczącego po pomieszczeniu Yoreka - ...i go złapię - obiecał, porównując wyniki Specialis Revelio z badaniem różdżki i efektem jej niekontrolowanego wystrzału.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Musiała naprawdę ograniczyć uśmiechy w towarzystwie Shawa - bo przechadzający się w okolicach Yorek jeszcze wpadłby na pomysł, że wizyta Pana z Ministerstwa była jednak bardziej towarzyska aniżeli służbowa. Nawet jeśli w istocie, główny pretekst był przecież służbowy. Prawda? Tak samo jak plan wyciągnięcia jej z Biura Tłumaczeń przed rzeczywistym zakończeniem pracy (który prawdopodobnie nastąpiłby za jakieś dwa tygodnie). — Nie spiesz się — powiedziała Smith, kartkując już przetłumaczone ustępy. — Mi też to jeszcze chwilę zajmie... — Odrzuciła już zupełnie na bok pisma, które powinna tłumaczyć dla Gringotta - zajmując się wyłącznie teczką, którą podrzucił jej Shaw. Zbierając więc całe swoje skupienie - starając się nie myśleć jeszcze przez chwilę o tym, że zaraz może stąd wyjść - wróciła do goblideuckiej ekspertyzy, wydrukowanej charakterystycznymi, topornymi znaczkami. Co ciekawe, drukowany alfabet goblinów znacznie różnił się od tego pisanego - co wprowadzało dodatkowe problemy dla potencjalnego tłumacza. Zupełnie tak, jakby człowiek musiał uczyć się dwóch odmiennych spisów literowych. Na szczęście, jeśli ktoś uczył się ich równolegle - najlepiej na tym samym tekście, tylko w dwóch różnych wydaniach - szło to w miarę sprawnie. Przynajmniej do takiego wniosku doszła Smith. Przekładając więc słowo po słowie, zdanie po zdaniu - przychodziło jej to już niemal automatycznie - w międzyczasie wyłapywała jeszcze intrygujące dane... Nakręcana, pływająca żabka na pewno nie była goblińska.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Po dokończeniu kawy Krukon odstawił naczynie i na wyższym biegu zabrał się za uzupełnianie protokołu, co chwilę sięgając do teczki po inne ekspertyzy czy opinie, starając się na ich podstawie wysnuć odpowiednie wnioski oraz wypisać zastrzeżenia, które z ramienia Biura Bezpieczeństwa zostaną przedłożone innym departamentom w przypadku "niekontrolowanego wystrzału przedmiotu magicznego". Westchnął ciężko, ostatecznie zrzucając to wszystko na karb niedoświadczenia i braku w szkoleniach stażystów, tego jednego który był prowodyrem całego zamieszania wysyłając na dodatkowy, dwugodzinny kurs obchodzenia się z magicznymi przedmiotami - cóż, być może wycieranie różdżki innego czarodzieja za pomocą zużytej chusteczki nie było najlepszym pomysłem. W końcu jednak wyglądało na to, że praca zdalna, którą zabrał ze sobą do Gringotta by "umilić" sobie czas, w którym Smith tłumaczyć będzie papiery, była skończona. Mrugnął więc do niej porozumiewawczo i wstał, poprawiając nieco rękaw koszuli i szybkim krokiem kierując się w stronę starszego goblina. Tam wytłumaczył mu - oczywiście bardzo konspiracyjnym tonem, odprowadzając go nieco na bok - że chciałby "wypożyczyć" jednego z tłumaczy, gdyż w murach Ministerstwa znajdowało się parę przedmiotów, które nie mogły go opuścić - a wymagały natychmiastowej ekspertyzy kogoś znającego goblideucki. Yorek ugiął się w końcu pod argumentami Shawa, który bezzwłocznie pomaszerował do miejsca pracy Jess. - Panno Smith - zaczął, podnosząc swoją torbę i wypełnione oraz przetłumaczone dokumenty - Proszę wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Ministerstwo wzywa - powiedział, po czym ruszył ku wyjściu z Gringotta, zerkając nad ramieniem na Jess oraz zastanawiając się, co mają dziś dobrego w Dziurawym Kotle.
z/t x2
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Gdyby tylko przez ostatnie pół roku w jakimkolwiek stopniu panował nad tym, co dzieje się w jego życiu, bez wątpienia już dawno temu zrozumiałby, w jakie miejsce powinien złożyć CV. Był zagubiony, bez wątpienia, po hucznym odejściu z Ministerstwa Magii i nieudanej przygodzie w roli belfra. W szkole nie pracowało mu się źle, ale nie czuł się tam też na miejscu. Szczeniackie marzenia zdążyły się przedawnić i w końcu pojął, że musi pójść do przodu, spróbować czegoś, co ani nie należało do przeszłości, ani do jego ojca. Ze względu na naturalny talent do języków i doświadczenie w tym temacie, jego wybór nie był wcale zaskakujący. Posada tłumacza w Gringocie zawierała to, co wychodziło mu dobrze i sprawiało mu frajdę z wyłączeniem całego ministerialnego łajna, które bezlitośnie szargało jego nerwy. Postanowił więc spróbować. Kurs podjął ze sporym zapasem wypracowanej pewności siebie – wierzył w swoje umiejętności, toteż przez myśl mu nie przeszło, że nieużywane, nie bardzo dalej są na zadowalającym poziomie. Pierwsze podejście do testu szybko sprowadziło go na ziemię i, co gorsza, za pośrednictwem kpiącego spojrzenia recepcjonistki wjechało mu na i tak wysokie ambicje. Wziął od kobieciny teczkę, a chęć wykrzywienia się zamaskował pełnym uroku uśmiechem. Wyrzucił materiały do kosza zaraz za rogiem, a w owe miejsce powrócił kilka dni później, przygotowany jak nigdy dotąd. Tym razem test rozwiązał nie tylko błyskawicznie, ale i prawie bezbłędnie. Z wysoko uniesioną brodą przyjął materiały z satysfakcjonującego go poziomu i poświęcił się przygotowaniom. Postawił sobie cel i zamierzał go za wszelką cenę osiągnąć. Z całą pewnością nie był to efekt przypadku w kwestii tematów, a po prostu solidnego przygotowania. Płynnie przemawiał w goblideguckim i zapełniał arkusz bazgrołami i oddał to wszystko w recepcji. Prawdziwa próba nadeszła na koniec i nie była tak łatwa, jak by sobie tego życzył. Być może zgubiło go nadmuchane powodzeniami ego, a może mimo wszystko zabrakło mu praktycznych umiejętności. Porozumienie się z aktorem nie przyszło mu łatwo, ale zrozumiał wystarczająco ogólników, by resztę dopisać z kontekstu. I choć czekał go wykład na temat dialektów, to po nim nastąpiło ukończenie kursu z pozytywnym wynikiem i dyplomem. To zaś tym razem musiało mu wystarczyć.
Wydarzenia w Pubie pod Ogonem Hipogryfa, kiedy doszły do uszu większej ilości osób, trochę negatywnie odbiły się na Twojej reputacji w pełnionym od niedawna zawodzie. Pierwszy miesiąc, który stanowił swoiste "ochrzczenie" w postaci kursów, które miały Ci zapewnić w pełne profesjonalne podejście do pełnionej posady tłumacza, jak również najróżniejszych szkoleń pod okiem doświadczonych, znacznie starszych czarodziejów, został przykryty ciemnym blaskiem bójki, w której uczestniczyłeś. Czy tego chciałeś, czy też i nie. Plotki rozchodzą się w zaskakującym tempie i chwała Merlinowi, że nic nie trafiło na łono plotek, które to tak mocno Obserwator lubi sprzedawać. A raczej pierwsze je odkupywać, by następnie nanieść odpowiednie poprawki i puścić fałszywą informację z niewielkim ziarenkiem prawdy w tekście. Początkowo zostałeś wezwany do biura szefa, gdzie dostałeś swoisty ochrzan z góry na dół za "niszczenie dobrego imienia" interesu, który wymagał osób o czystej kartotece i ogólnie względnie nieskazitelnej opinii - w ramach możliwości. Koniec miesiąca nie zapowiadał się dobrze, nawet jeżeli przez resztę nie spóźniłeś się ani sekundy (o ile tak podchodziłeś) bądź uniknąłeś złapania na dokładaniu sobie nie dodatkowej pracy, a przerw na kawę oraz papierosa. Nic dziwnego; ludzie nie zwracają uwagi na to, co dobrze robisz przez większość swojego czasu pracy. Interweniują, gdy nagle jedna rzecz zamieni się w drobny mak i przykryje to, co zdołałeś sobie wyrobić od lipca. Idealnie, perfekcyjnie wręcz chciało się rzec. Po tym, jak dowiedziałeś się, że Twoja pensja została obniżona o czterdzieści galeonów, być może się zdenerwowałeś, a być może... spłynęło to jak po kaczce? Niespokojne spojrzenia pełne pytań zawadzały Ci drogę do własnych czterech ścian, gdzie miałeś do odbębnienia kolejne tłumaczenia. Tobie dziś przypadło tłumaczenie aktualnych przelewów między Francją a Wielką Brytanią na język ojczysty. Nie było tego obecnie dużo ze względu na to, iż są one zazwyczaj robione od razu, od ręki, głównie przez bardziej doświadczonego tłumacza, który nigdy nie zawalił roboty, a przynajmniej nikt się do niego nie doczepił. Sam nie wiedziałeś, czy to zrzędliwość szefa, iż dał Ci takie nudne zadanie, czy jednak po prostu to już wcześniej się szykowało, aczkolwiek, gdy zobaczyłeś niewielką stertę kartek pergaminu, każdą z odpowiednimi pieczątkami, okazało się, że wcale nie musi być aż tak źle. Prawidłowe kwoty były już wypisane, więc pozostawało tylko skorzystać z posiadanej wiedzy, by wszystko przełożyć na ojczysty w ten prawidłowy sposób. Zgodnie z obowiązującymi normami i prawem.
Mechanika:
Nathaniel, rzuć kostką k6 na zdarzenie losowe, które Cię spotkało podczas tłumaczenia formalnych, urzędowych dokumentów.
k6:
1, 3 - nie możesz kompletnie się skupić na zleceniu, a do tego co chwilę coś Ci przerywa pracę. Czy to jakaś przypadkowa znajoma z pracy, za którą to nie przepadasz, bo byłaby w stanie rozgadać się dosłownie na każdy temat, czy jednak ktoś kompletnie obcy, pytając o jakąś głupotę. Prostym gestem dłoni na pewno ich od siebie nie odgonisz. Nim się orientujesz, a robisz kolejny błąd; cały pergamin do kosza. [ -15 do końcowej kostki ]
2, 4 - jeżeli ktoś myślał, że nie dasz sobie rady z tak prostą rzeczą, to się grubo mylił. Pędzisz przed siebie jak stado hipogryfów, korzystając biegle z języka, którym tak gładko jesteś w stanie się posługiwać. Do tego wszystkie dane są odpowiednio uporządkowane, w związku z czym wyglądają czytelnie i nie ma problemów z ich odczytaniem. Nie popełniasz żadnego błędu.[ +20 do końcowej kostki ]
5, 6 - wieje nudą, a Ty bez większego polotu robisz to, co zostało Ci podstawione pod nos. Owszem, mogło być lepiej, no ale jakoś nie miałeś ochoty po tej całej aferze z bójką podejmować się większego wysiłku. Może miałeś zepsuty humor? Albo głowa Cię bolała? Nim się obejrzałeś, a spora ilość roboty mignęła Ci przed nosem, gdy nie zauważyłeś tego, jak tarcza zegara straciła wskazówki. Nie dzieje się nic szczególnego. [ -5 do końcowej kostki]
Następnie rzuć kostką k100, by dowiedzieć się, jak została oceniona Twoja praca. Dodaj do tego uzyskane ze zdarzenia losowego modyfikatory (oznaczone tą czcionką), które mają wpływ na końcowy efekt Twojej pracy.
Końcowy efekt:
1 - 20 - tragedia. Nawet jeżeli szło Ci to wszystko gładko jak po maśle, efekty, które uzyskałeś, wcale nie były tak zadowalające. A może szef postanowił się na Ciebie uwziąć? Możesz być pewien, że w tym miesiącu wypłata będzie uszczuplona. Nie dość, że wcześniej pensja została jednorazowo obcięta o czterdzieści galeonów, to jeszcze z góry się dowiedziałeś, że będzie ona mniejsza o dodatkowe dwadzieścia złotych monet. Jeżeli rozliczałeś wcześniej stratę czterdziestu galeonów, zgłoś stratę dodatkowych dwudziestu galeonów w odpowiednim temacie. Jeżeli jej nie rozliczałeś - zgłoś w sumie stratę sześćdziesięciu galeonów.
21 - 40 - no mogło być gorzej, ale jakoś przez to wszystko "gładko" przechodzisz. Szef nie patrzy na Ciebie przychylnym wzrokiem, zostawiając karę, którą obiecał, bez najmniejszej poprawki, na jaką może liczyłeś. Najwidoczniej musisz się bardziej postarać - na ten miesiąc masz obciętą pensję o czterdzieści galeonów zgodnie z wylosowaną kostką w Dolinie Godryka. Jeżeli rozliczałeś wcześniej stratę czterdziestu galeonów, nie musisz niczego zgłaszać. Jeżeli jej nie rozliczałeś - zgłoś ją odpowiednim temacie.
41 - 60 - nie jest źle! Może popełniłeś z roztargnienia bądź zdenerwowania (wybierz sobie dowolny powód) jakieś błędy, aczkolwiek po korekcji dokumenty są jak najbardziej prawidłowo przetłumaczone, w związku z czym nikt nie ma jak się do tego przyczepić. Mruknięcie ze strony osób znajdujących się szczebel wyżej od Ciebie jasno udowadnia, że warto było włożyć w to trochę wysiłku, nawet tego znikomego. Kadra obniża wcześniejsze ścięcie wypłaty na ten miesiąc o połowę - tracisz tylko dwadzieścia galeonów. Jeżeli rozliczałeś wcześniej stratę czterdziestu galeonów, zgłoś się po dwadzieścia sztuk w odpowiednim temacie. Jeżeli jej nie rozliczałeś - zgłoś tylko stratę dwudziestu galeonów.
61 - 80 - dokumenty i Twoje zaangażowanie (być może nikłe, ale kto powiedział, że musiało to zostać zauważone?) ewidentnie sugerują, że masz do tej pracy odpowiedni dryg. Sprawnie i szybko zaniosłeś odpowiednie dokumenty, a do tego, jak się okazało, gdy ktoś inny postanowił je sprawdzić, nie zawierają one żadnych błędów. Najwidoczniej to jest Twój szczęśliwy dzień, bo ukrócenie pensji na ten miesiąc o czterdzieści galeonów w ogóle Cię nie dotyczy. A może ktoś szepnie jakimś dobrym słowem o Tobie? Jeżeli rozliczałeś wcześniej stratę czterdziestu galeonów, zgłoś się po nie ponownie w odpowiednim temacie. Jeżeli jej nie rozliczałeś - nie musisz pisać zgłaszać zmiany zasobowości portfela.
81 - 100 - może masz sokoli wzrok? Kiedy przeprowadzasz odpowiednie obliczenia, które są konieczne, by sprawdzić integralność przetłumaczonych dokumentów, okazuje się, że pewne kwoty nie zostały wliczone na pergaminie i tym samym w budżecie znajdowała się niewielka, aczkolwiek widoczna dziura. Nawet jeżeli nie zajmujesz się takimi rzeczami, ale postanawiasz dopytać o dodatkowe papiery. I jak się okazuje, te nie zostały wzięte z osobnej szufladki, co było wynikiem ludzkiego błędu - który mógł wpłynąć na dalsze stosunki, gdyby zostało zarzucone chowanie pieniędzy pod ladą. Świetnie sobie radzisz z kolejnymi tłumaczeniami z języka francuskiego, by następnie zakończyć na ten dzień robotę. Zostajesz oceniony nader pozytywnie, a do tego, jak się okazuje, odroczona została nie tylko kara za przewinienie w Dolinie Godryka, lecz także otrzymałeś dodatkową ilość galeonów na ten miesiąc w ilości dwudziestu sztuk. Jeżeli rozliczałeś wcześniej stratę czterdziestu galeonów, zgłoś się po nie ponownie, wraz z dodatkowymi, w odpowiednim temacie. Jeżeli nie rozliczałeś - zgłoś się tylko po dwadzieścia galeonów.
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Wciąż trudno było mu uwierzyć, że to naprawdę się stało – po pierwsze to, że przypadkiem został wplątany w bójkę w barze, w którym zawitał na mniej niż kwadrans. Bójka to oczywiście wiele powiedziane, jakiś natręt zaczepiał go tak długo, aż w końcu oberwał zasłużonym zaklęciem (gdyby ktokolwiek zapytał go o zdanie, chętnie rzuciłby na niego coś, co niosłoby ze sobą znacznie dosadniejszą naukę, ale zwyczajnie nie wypadało mu zrobić tego w takim miejscu). Problem polegał na tym, że wieść o tym rozniosła się wyjątkowo szybko i nie wiadomo kiedy dotarła ona również do szefa, który, co tu dużo mówić, nie był tą sytuacją zachwycony. Bloodworth nie bardzo rozumiał, czemu w ogóle go to obchodzi, wszak był tylko tłumaczem w banku, nie aurorem czy jakąkolwiek inną osobą, której wizerunek był tak szalenie istotny, ale jednocześnie nie czuł się w odpowiedniej pozycji do podejmowania dyskusji na ten temat. Nawet gdyby pracował tutaj dłużej, wciąż by mu nie wypadało – szef pozostawał przecież szefem, nawet on z tym swoim przerośniętym ego rozumiał to doskonale. A może mylił się i rzeczywiście to, co sobą reprezentował, miało jakieś znaczenie? Jedyną zaletą wykładu, jaki otrzymał od przełożonego, był nadmiar czasu, który mógł spożytkować na dowolne rozmyślania – o ile nie pokaże po sobie, że wcale go to nie interesuje. Skupił się na swojej mimice, poddał ją całkowitej kontroli, spojrzał na szefa pełnym pokory wzrokiem i odpłynął we własne myśli, jedynie od czasu do czasu kiwając głową ze zrozumieniem. Nawet wieść o obcięciu mu pensji, choć doprowadziła do wewnętrznego wrzenia, nie odbiła się na jego twarzy nawet pojedynczym grymasem. Był dumny, ale nie głupi, dlatego zamiast denerwować się bez celu, stał się pracownikiem idealnym. Przychodził kwadrans przed kolegami z biura, i wychodził długo po nich. Oddał się wymuszonemu pracoholizmowi, który w założeniu miał odkupić jego przewinienia i sprawić, że na nowo zaistnieje w oczach przełożonego. Jego starania teoretycznie były nieskuteczne, ale nie był to przecież pierwszy raz, kiedy pracował za biurkiem; kropla drąży skałę. Nie zrażał się, wręcz przeciwnie, nawet w momencie kiedy dostał do zrobienia najnudniejsze zajęcie, jakie istniało w tej pracy, postanowił zabrać się do niego z pełnym profesjonalizmem. Rzeczywistość szybko zweryfikowała jego plany; wzrok sam zdawał się uciekać jak najdalej od rachunków i przelewów, a kiedy udawało mu się utrzymać go w odpowiednim miejscu, niesforne myśli uciekały w przeróżnych kierunkach. Miał dużo szczęścia, że otrzymał francuskie dokumenty, bo posługiwał się tym językiem równie dobrze, co ojczystym. Ożywił się dopiero w momencie, kiedy w dokumentach natrafił na pewną nieprawidłowość – dziurę budżetową. Merlin jeden wie, jak bardzo nie chciało mu się tego robić... ale dostrzegł w tym swoją szansę, by się odkuć, a co za tym idzie – niezwykle intratny interes. Nie zwykł odrzucać podobnych okazji. Zainteresował się tematem, popytał tu i tam, zdobył potrzebne dokumenty i sprawnie wykonał tłumaczenie. Efekty swojej pracy osobiście złożył na ręce szefa, żeby żaden patafian nie przypisał sobie jego zasług. Premia zamiast kary? Chętnie.
| z/t
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Jak zwykle przed końcem roku w Biurze Tłumaczeń zaczynał się gorący okres. Gringott niby był doskonale zorganizowaną instytucją pozostającą niezależną od wszelkich pośredników - jednak jak w każdej pracy, pozory mogły mylić. Może i Biuro Łamaczy wyrabiało się na bieżąco ze swoją robotą, ale bądźmy szczerzy - zdecydowanie więcej było tekstów i weksli do tłumaczenia niż klątw do łamania. Dlatego też tłumacze już zasuwali jak pszczoły, nadrabiając zaległości z okresu wakacyjnego. Cyrk na kółkach, biurka uginały się od papierzysk i listów, niektóre weksle walały się po podłodze - a nad głowami pracowników pojawiało się coraz to więcej sów z kolejnymi rolkami pergaminów. I cały ten syf próbowała naturalnie ogarnąć Smith - teraz już śmiało wywijając jabłoniową różdżką, mrucząc pod nosem kolejne zaklęcia gospodarcze. Robiła się coraz sprawniejsza w wykorzystywaniu magii na co dzień. Nawet książki przestała już tachać w ramionach - te latały wokół niej, tworząc swoistą papierowo-skórzaną aureolę. Ze względu na swoje okulary-tłumaczki zazwyczaj nie siedziała nawet przy biurku - a latała od stanowiska do stanowiska, albo i lepiej: od biura do biura. Dzisiaj jednak wyjątkowo nikt po nią nie posyłał (przynajmniej na razie), więc mogła skupić się w pełni na 'pracy stacjonarnej'. Teraz właśnie trzymała w rękach tekst po hiszpańsku - i łamała sobie nad nim głowę, zerkając na unoszące się wokół niej słowniki. Akurat hiszpańskiego nigdy się nawet nie uczyła - co prawda był niesamowicie podobny do włoskiego, niemniej i ten język nie był jej konikiem. — Umm, Sam... — zaczepiła swojego rosłego współpracownika, który od ponad roku pracował z nią biurko w biurko. — Ogarniasz hiszpański i kataloński? — Na milczące zaprzeczenie olbrzyma Jess westchnęła ciężko rozglądając się po pomieszczeniu. Norweg jednak wskazał jej palcem kogoś, kogo Smith naprawdę dawno nie widziała. Przełknąwszy w końcu ślinę podeszła do @Nathaniel Bloodworth, nerwowo bawiąc się obłym amuletem Sufjan na kremowym półgolfie. —Avez-vous un moment, monsieur Bloodworth? — zagaiła, gładko przechodząc na francuski - którym Nathaniel podobnoż biegle władał. Uśmiechnęła się delikatnie do mężczyzny, chociaż czuła jak nieznośne napięcie spina jej barki. Miękkim gestem uporządkowała lewitujące książki w zgrabny stosik i schowała Glamdrig za pasek spodni. — Mam opisy artefaktów przetransportowanych z Lanzarote. Spisanych po hiszpańsku, z ustępami w katalońskim... Niestety, język jest dość specjalistyczny, a Yorek chce mieć to przetłumaczone słowo w słowo. Mógłby Pan rzucić okiem...? — Wyciągnęła plik pergaminów w kierunku byłego pracownika Hogwartu, starając się zachować na twarzy idealnie profesjonalną neutralność.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Nie narzekał na to, że w ostatnim czasie znacznie zyskał w oczach swojego przełożonego, ale miało to też swoje gorsze strony – nawał pracy, jakim go zawalano. Podczas gdy Jessica biegała od biura do biura, on zwykle przykuty był do swojego biurka przez stertę papierów, znad której często wystawały tylko jego niesforne włosy. Nie uśmiechała mu się rola chłopca na posyłki, ale bywały momenty, w których chętnie by się zamienił. Ten był jednym z nich. Prawie udało mu się odgruzować swoje biurko, gdyby nie to, że utknął na jednym z tekstów – wyjątkowo długim i nieprzyjemnym liście, jak wynikało z jego dotychczasowych słownikowych wypocin, który napisany był przez zdenerwowanego Słowaka. — Hmm, ça dépend, ça dépend — całkiem odruchowo odpowiedział jej po francusku, po prawdzie nawet nie do końca zauważając tę zmianę. Mruknął to prosto w blat biurka z takim zaangażowaniem, z jakim zwykle odgania się natrętnego bzyczka; nie oderwał przy tym wzroku od rozłożonego przed nim tekstu nawet na sekundę. Spokojnie dokończył tłumaczyć zdanie sprawiając wrażenie, jakby nigdy nie miał udzielić jej żadnej konkretniejszej odpowiedzi i dopiero wówczas podniósł na nią przenikliwe, niewątpliwie oceniające spojrzenie zielonych oczu. Po krótkiej kontemplacji rysów jej twarzy rozpoznał w niej nie tylko współpracowniczkę, ale też swoją dawną uczennicę z drygiem do języków. Mugolaczkę, jeśli się nie mylił? Z całą pewnością takim pochodzeniem nie zaskarbiała sobie jego sympatii. — To praca, nie wolontariat, musisz mnie najpierw przekonać, że w ogóle mi się to opłaca. Oparł się wygodnie o swój fotel, patrząc na nią wyzywająco, z drwiącym rozbawieniem ukrytym w kącikach ust. Och, uwielbiał sytuacje takie jak ta, w których był o coś proszony i ani myślał tej prośby spełniać od ręki. Uwielbiał mieć kontrolę.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Końcówka roku była wyjątkowo męcząca. Tak było chyba w każdej pracy, wraz z końcówką listopada zaczynała się świąteczna gorączka, a tuż po Bożym Narodzeniu ludzie budzili się z rękami w nocnikach, nagle uświadamiali sobie, że lada moment skończy się kalendarzowy rok i trzeba dokonać wszelkich rozliczeń. To właśnie w tym czasie przypominano sobie o zaginionych listach, niedokończonych sprawach odkładanych na później, o stertach tekstów do przetłumaczenia, koniecznych do zamknięcia przeróżnych interesów. Do ostatniego grudnia dostawał sowy ze zleceniami, które za wszelką cenę musiały być wykonane jeszcze w tym roku. Nikogo nie obchodziło to, w jaki sposób ma zdążyć to zrobić, kiedy znaleźć na to czas. Zarywał popołudnia, wieczory, czasem i noce, biorąc chore ilości nadgodzin. I wbrew wszelkim pozorom był z takiego obrotu spraw niezwykle zadowolony. Cieszył się, że może w pełni oddać się pracy. Choćby kurwił pod nosem na swojego szefa i krzywił się, widząc teksty w językach, których nie znał zbyt dobrze, czuł ogromną ulgę, że ma w co wsadzić ręce i właściwie kompletnie zapomnieć o swojej egzystencji. Potrzebował takiego oderwania. Zbyt dużo czasu spędzał ostatnio w domu, końcówka roku niosła ze sobą wiele bolesnych wspomnień i negatywnych emocji. Pracowanie było łatwiejsze niż odczuwanie – więc pracował, nie czując właściwie nic. Dopiero w styczniu mógł zdjąć nogę z pełnego gazu i nieco zwolnić. Był tak zmęczony całym tym wyścigiem, że na początku roku wziął sobie kilka dni urlopu, a kiedy wrócił do pracy, trudno było mu się skupić na swoich zadaniach. Tych zresztą było znacznie mniej. Cały ten wysiłek i nagłe odpuszczenie przyniosło niespodziewaną ulgę. Czuł się, paradoksalnie, znacznie lepiej. Znów czuł się jak żywa osoba, znów dostrzegał przed sobą jakieś cele. Uśpiona przez ostatnie miesiące ambicja ponownie dała o sobie znać. Przypomniał sobie o schowanej na dnie szafy księdze zawierającej techniki panowania nad umysłem – swoim, i cudzym. Hipnoza, temat, którym zainteresował się jeszcze przed wakacjami, a który porzucił w momencie zerwania z Emily. Dawno nie robił nic w tym kierunku i czuł, że jest to dobry moment. Zawalił biurko w pracy papierami i rozłożył przed sobą książkę, zamierzając udawać, że pracuje, a w rzeczywistości robić to, co interesowało go znacznie bardziej. Secretos de la mente: cómo tomar el control była oczywiście w języku hiszpańskim, musiał więc mocno skupić się na lekturze, zwłaszcza że odkąd skończył studia, posługiwał się tym językiem znacznie rzadziej, niż by tego chciał. To właśnie z tego powodu praca była idealnym miejscem do lektury, nawet jeśli ryzykował przyłapanie na tym, że tak naprawdę nie wykonuje swoich obowiązków. Tutaj miał wszelkie słowniki i materiały, do których w normalnej sytuacji nie byłby w stanie uzyskać dostępu. Zagłębił się w lekturze, marszcząc nieznacznie czoło, gdy okazała się ona trudniejsza, niż początkowo zakładał. Przeczytanie książki, przerywane non stop wykonywaniem tłumaczeń dla Gringotta, zajęło mu ładne dwa tygodnie, było jednak wyjątkowo owocne. Sporządził obszerne notatki, które na bieżąco szyfrował zaklęciem tumultum i przygotował sobie plan działania. Wszystko wskazywało na tym, że żeby zacząć jakąkolwiek praktykę, musiał przygotować do niej odpowiednie podłoże – musiał potrafić skupić się w najtrudniejszych warunkach. Wiedział o tym już wcześniej, ale to właśnie w tej księdze odnalazł wskazówki, w jaki sposób można to ćwiczyć. Teraz pozostawało mu tylko to zrobić.
| z/t
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Zgodnie z umową, którą jeszcze w trakcie roku szkolnego Nicholas zawarł z rodzicami, po ukończeniu siódmej klasy w Hogwarcie, a przed wyruszeniem w największą dotychczasową podróż w swoim życiu, chlopak udał sie na kurs mający go przygotować z grubsza do porozumienia się ze wszystkimi gatunkami korzystającymi z magicznych języków. Z jego punktu widzenia było to dużo praktyczniejsze niż nauka pojedynczego języka, choć gdyby miał taki wybór, z pewnością zdecydowałby się na naukę języka trytońskiego. W końcu na morzu była dużo wieksza szansa na spotkanie syreny niż trolla, prawda? Ale mimo wszystko nie zamierzał spędzić całego życia na wodzie. Kiedy przyszedł za pierwszym razem, paniusia z recepcji pokręciła noskiem i nie zaakceptowała jego pracy, za to usiłowała wcisnąć mu jakieś podreczniki, których przecież wcale nie potrzebował! Naciąganie na galeony tak bardzo go zirytowało, że zdecydował się zignorować ofertę i przyjść jeszcze raz. Tym razem mu się udało zachwycić recepcjonistkę, a kiedy wreszcie mógł przejść do praktyki, oczarował wręcz publiczność. A potem nadszedł egzamin i zaczęły się schody. Oczywiście kiedy zobaczył trytona, natychmiast poczuł smak zwycięstwa, jednak widząc stojącego w opozycji trolla wiedział, że nic z tego nie bedzie. Za drugim razem trafiła mu się wila i szło całkiem nieźle, póki oczarowany nią Nico nie postanowił bezczelnie do niej mrugnąć. Los spuścił zasłonę milczenia na to, co dzialo się później. Trzecie podejście do trzeciego etapu kursu Nicholas poprzedził bardzo gruntownymi przygotowaniami. Nie zamierzał kolejny raz popełnić takiej gafy jak z tą wilą, więc spędził całą noc ślęcząc nad podrecznikiem savoir-vivre'u wszystkich magicznych stworzeń, jakie tylko przyszły autorowi do głowy. Kiedy przybył na egzamin, był już absolutnym ekspertem w temacie niemrugania okiem do przedstawicielek innych ras, dlatego miał okazję, by doskonale się wykazać w czasie sceny, którą zaserwowali mu aktorzy. Trafiła mu się bardzo wybuchowa parka. Konwersacje syren z wilami nie należały do najczestrzych zjawisk, a jeszcze rzadziej można było zaobserwować takie z nich, które kończyły się dobrze. Jako naturalne konkurentki, obie obdarzone wyjątkowym temperamentem niemal zakrzyczały biednego Nicholasa, który jednak dzieki przygotowaniom dzielnie spełniał swą powinność. Kiedy egzamin powoli zaczął dobiegać końca, młody Seaver wiedział, że już nigdy nie spojrzy na żadną przedstawicielkę płci pięknej bez przynajmniej minimalnego respektu. Co jak co, ale dwie rozzłoszczone baby nawet najspokojniejszego człowieka potrafiły doprowadzić na skraj załamania nerwowego. Z/t
Szczerze powiedziawszy, Louise uważała kurs tłumacza za zbytek. Praktykowała ten zawód od tylu lat, że nie widziała sensu w udowadnianiu swoich kompetencji, ale tego wymagała praca w banku Gringotta, więc wyjścia nie było. Z tego powodu, Finleyówna podeszła do egzaminu teoretycznego dość olewczo, co rzecz jasna - skończyło się poprawką, a przy okazji bardzo niemiłym traktowaniem w recepcji. Na całe szczęscie - za drugim razem udało jej się zdać egzamin i mogła już przejść do części praktycznej.
Biorąc pod uwagę problemy z pierwszego etapu kursu i egzaminu, do drugiej części Louise przygotowała się dużo staranniej, dbając o to by scenki, które miała odegrać były wykonane z najwyższą starannością, mimo konieczności przeskakiwania między językami. Następnie zadbała o stworzenie odpowiedniej dokumentacji. Tym razem wszystko ułożyło się perfekcyjnie, więc trochę nadrobiła porażkę z pierwszego etapu kursu.
Etap trzeci, będący poniekąd zwieńczeniem całego kursu, wywołał u Louise sporo stresu, ze względu na to, że było to typowe tłumaczenie symultaniczne. Pojawiło się kilka pomyłek z powodu braku znajomości określonego dialektu, jednak w finalnym rozrachunku, wyszła z tej sytuacji z obronną ręką, tym samym zdając egzamin.
/zt
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
Kurs: tłumacz - poliglota Etap I:F, dopłacam 30g za książkę i mam +1 do etapu III Etap II:4 Etap III:5 i za dopłatę w etapie I mam wynik 6 Opłata:110g (80g za kurs i 30g za książkę w etapie I)
Nana zawsze radziła sobie z teorią, więc nie martwiła się zbytnio wstępnym testem, bo przecież wiedziała, że dobrze jej idzie komunikowanie się w pracy... więc zaskoczył ją wynik, który można określić jedynie jako średni. Kiedy recepcjonistka podsunęła jej propozycję zakupu książki do uzupełnienia swoich możliwości, Nana nie zastanawiała się ani przez sekundę, od razu szukając portfela do zapłaty.
Kolejny etap wydawał jej się nieco chaotyczny. Miała wrażenie, że idzie jej nieźle przy rozmawianiu z każdym po kolei, ale to chodzenie od stanowiska do stanowiska sprawiało, że języki mieszały jej się już w głowach. Kiedy później miała zabrać się za tłumaczenie zebranych komentarzy, część z nich okazała się zwyczajnie trudna, bo zapisana w pośpiechu i niezbyt dokładnie.
Ostatni etap był już podsumowaniem zdobytej do tej pory wiedzy. Nanael nie miała wątpliwości co do tego, że wybrała naprawdę przydatny kurs - pracowała w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami już od dobrych kilku lat, miała więc doskonałe możliwości uczenia się języków magicznych stworzeń i z czasem zorientowała się, że nie tylko bardzo to lubi, ale chyba ma też do tego smykałkę. Teraz wreszcie mogła faktycznie przetestować swoje umiejętności w praktyce, nawet jeśli chodziło tylko o rozegranie scenki z aktorami, podczas której jej zdolności miały pomóc w zażegnaniu konfliktu. Spór rozwiązał się pomiędzy centaurem a goblinem, ponieważ najwyraźniej działania w goblińskich kopalniach wpływały na stworzenia żyjące w pobliskim lesie. Nana z trudem powstrzymała uśmiech, gdy zaznajamiała się z tą sprawą - musiała przyznać, że to brzmiało jak coś, co mogło spotkać ją podczas którejś zmiany w Departamencie, w końcu właśnie takie kryzysy często docierały do Ministerstwa Magii. Nie bała się zabrać za pracę, tłumacząc dokładnie wszystko i odwołując się również do zasad, które dobrze znała, dzięki czemu konflikt udało się rozwiązać w ekspresowym tempie. Widziała, że aktorzy jeszcze szukają jakiegoś haczyka, by ją zgubić, ale ostatecznie starogobliński Nanael znała chyba najlepiej, więc zaraz żegnała się już ze wszystkimi, trzymając w rękach certyfikat ukończenia kursu.