Elegancki i ekskluzywny hol ciągnie się długo wgłąb Banku Gringotta, dzięki czemu nigdy nie wydaje się zatłoczony. Klienci zawsze mogą znaleźć kogoś do pomocy, kierując się do ustawionych wzdłuż pomieszczenia ław. Choć z Gringottem niewątpliwie dalej najbardziej kierują się gobliny, to już od jakiegoś czasu bankowcami mogą być również czarodzieje. Niezależnie od tego kto cię obsługuje, jednego możesz być pewny - wszyscy dbają o doskonały wizerunek Banku Gringotta, wobec czego na pewno wyjdziesz stąd zadowolony!
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
W przeciągu ostatnich dwóch tygodni zdecydowanie nie mógł narzekać na brak pracy. Walker zlecał mu wiele różnych, wymagających obowiązków, chociaż współpraca między nimi układała się dość owocnie. Przynajmniej Theo czuł, że odnaleźli nić porozumienia, a tym samym miał nadzieję, że również jego przełożony zadowolony jest z poczynionych przez niego postępów. Chłopak przez cały ten czas spędzony pod skrzydłami kierującego biurem rzeczoznawców nie tylko zyskiwał doświadczenie, ale i uważnie obserwował zachowanie patrona, jego metody, podejście do pracy, poszukując jakiegoś słabego punktu, który mógłby wykorzystać do podburzenia jego nieskalanej opinii i zbudowanej przez lata w świecie czarodziejów reputacji. Mimo pewnej nuty sympatii nie zamierzał bowiem pogrzebać planów o swej małej zemście, które to snuł już od rozpoczęcia pracy w banku Gringotta. Problem tkwił w tym, że Walker jak ognia ustrzegał się wszelkich nielegalnych, czy nawet w niewielkim stopniu kontrowersyjnych praktyk. Facet zawsze działał zgodnie z prawem i procedurami, z niebywałą wręcz ostrożnością. Do tego był pracoholikiem i pieprzonym perfekcjonistą, którego nie dało się przyłapać na żadnym istotnym błędzie. Wydawać by się mogło, że sytuacja jest beznadziejna, kiedy nagle Kain zasłyszał w biurze kilka interesujących plotek na temat swojego przełożonego. Któregoś dnia rzeczoznawcy zaczęli bowiem rozprawiać o dawnych miłostkach szefa, a chociaż Theo nie poznał żadnych pikantnych szczegółów, wiedział że mężczyzna zostawił żonę z dzieckiem. Nie to, żeby była to informacja, która mogłaby zniszczyć mu karierę. Ludzie często się rozwodzili, poza tym czarodziejskie media na pewno zdążyły się już pochylić nad takim newsem. Tę nowo nabytą wiedzę Theo potraktował jednak jak podpowiedź, w którym kierunku powinien zmierzać. Skoro pan Walker w pracy był taki nieomylny, niewykluczone że lepszą opcją okazałaby się próba wywołania jakiegoś towarzyskiego skandalu z nim w roli głównej. By dokładniej opracować plan, musiał poznać jednak jego zwyczaje poza pracą, co wcale nie było takie proste… - Szefie! – Tego dnia nigdzie nie mógł namierzyć swojego mentora, prawdopodobnie dlatego że nie byli wcale umówieni. Kain dostał od niego „dzień wolny” na przygotowanie niezbędnych notatek i materiałów do badań. Zdołał ukończyć jednak swoje zadanie wcześniej (kosztem znacząco ukróconego spoczynku nocnego), a teraz udało mu się zatrzymać Walkera w głównym korytarzu. – Zostawiłem u Pana na biurku wszystkie zapiski i translacje, o które Pan prosił. – Oznajmił mu usłużnie, stając tuż przed nim. W międzyczasie zdążył również poprawić odgniecione mankiety swej śnieżnobiałej koszuli. – Przygotowałem również zestawienia cen rynkowych magicznej biżuterii z krajów skandynawskich. Ostatnio dostajemy sporo tych przedmiotów do wyceny, więc pomyślałem, że ułatwią nam pracę. – Kontynuował swój wywód, skrycie licząc na to, że patron doceni jego ponadprzeciętne zaangażowanie, a jemu samemu uda się wzbudzić jego zaufanie. W końcu nie tylko wypełnił swoje zobowiązania przed wyznaczonym terminem, ale do tego wykazał własną inicjatywę, mimo że nikt nie wymagał od niego takiego wysiłku. - Ah, i szefie! – Rzucił nagle już nieco zdyszany, z większym entuzjazmem, który jednak szybko spełzł z jego twarzy. – A zresztą, to nic istotnego… – Pokręcił głową z zakłopotaniem, przymykając przy tym oczy i machnął ręką, jakby rzeczywiście coś, o czym chciał początkowo wspomnieć, nie było warte uwagi przełożonego.
George Walker
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
O tej godzinie - szesnastej piętnaście - większość osób pracujących w banku udawała się do swych domów aby spędzić czas z rodziną oraz odpocząć. George niby miał dołączyć do tego zacnego grona jednak jeszcze się opierał. Wszystkie zadania, które powziął sobie na aktualny miesiąc zostały wykonane niemalże w całości. Miał do wyboru albo nadzorować wydawanie ostatecznej dokumentacji (a tego jego podwładni nie lubili) albo jak normalny czarodziej, udać się na odpoczynek. Jego chrześnica szykowała się na wakacyjny więc wypadałoby spędzić z nią jeszcze trochę czasu zanim zniknie na dwa miesiące. Sęk w tym, że jak to nastolatka, zapewne wróci późnym wieczorem. George Walker stresował się wolnym czasem "po pracy" zamiast chociażby stresować się rozpracowywanym aktualnie artefaktem, który dzisiejszego poranka zaczął wypuszczać z siebie dziwne impulsy magiczne. Szedł holem, aby niechętnie udać się do kominka z Siecią Fiuu. Znajdzie sobie trochę pracy w domu, mógłby zebrać dodatkowe informacje o artefaktach z VII wieku. To z pewnością nie zaszkodzi. Poprawił trzymaną w dłoni walizeczkę, pokiwał serdecznie głową mijanym goblinom i już miał udać się ku wyjścia, gdy z zamyślenia wyrwało go donośne (zdecydowanie zbyt głośne jak na to miejsce) "szefie". Zatrzymał się w połowie drogi i chwilę później miał przed sobą asystenta, którego dopuścił do diagnostyki przedmiotu czarnomagicznego, oczywiście pod jego surowym nadzorem. - O, dziękuję, panie Kain.- mimowolnie zerknął przez ramię bowiem kusił go powrót do biura, aby tam dać się porwać kolejnym dokumentom do wypełnienia. Nie mógł jednak ot tak sobie iść, bowiem coś tu nie grało. - A pana to nie powinno tutaj dzisiaj być. - kontrolnie zerknął na zegarek, a godzina faktycznie wskazywała porę weekendowania. Słysząc co jeszcze przygotował mimowolnie lekko się uśmiechnął. - Doceniam pana zaangażowanie, z pewnością zestawienie cen przyda się przy fazie końcowej. Tylko jeden pan z całego zespołu o tym pomyślał. Doskonale. - pochwalił go, bowiem zasługiwał na to. Sam George nie wpadł na ten pomysł, bowiem jego myśli oscylowały przy historii badanego artefaktu i jego nazwy, której pieczołowicie szukał w księgach związanych z historią magii. Przez chwilę nastał moment kiedy nie wiedział co ma zrobić z gorliwym asystentem kiedy ten sam rozmyślił się tego, co planował powiedzieć. Minę miał taką jakby uznał informację za zbędną, a to wzbudzało ciekawość Walkera. - W sklepiku naprzeciw banku pewien barista parzy doskonałą kawę. Zapraszam, a po drodze powiesz mi co ci chodzi po głowie. Lada moment przyjdzie tu pewna goblinka do sprzątania, a w ten czas wolę stąd zniknąć. - pozwolił sobie na odrobinkę swobody, skinął dłonią w kierunku wyjścia, po czym ruszył w tamtą stronę swobodnym krokiem. Od godziny jego organizm dopominał się tytoniu i choć w towarzystwie asystenta nie przystoi się truć, tak był jednym z niewielu osób w banku, która byłaby w stanie widzieć Walkera w trybie "jestem po pracy".
+
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Donośny ton młodziutkiego asystenta prawdopodobnie nie przystawał do spokojnej atmosfery panującej w głównym holu, o czym świadczyć mogło przede wszystkim to, że przynajmniej kilka pochłoniętych pracą goblinów podniosło nagle głowy, przyglądając mu się z zainteresowaniem, ale i subtelnie zasugerowaną reprymendą. Theo trudno było opanować towarzyszący mu entuzjazm, ale szybko zrozumiał swój błąd, a w konsekwencji następne słowa wypowiadał już znacznie ciszej, z poszanowaniem dla tych, dla których dzień pracy jeszcze się nie zakończył. Jeśli chodzi o podziękowania szefa…. Te wyraźnie poprawiły mu nastrój, przywołując delikatny uśmiech na jego twarzy. Uśmiech, który uwydatnił się jeszcze bardziej, kiedy chłopak z rozbawieniem obserwował dalsze zachowanie Walkera. Nie trudno było bowiem spostrzec, jak mężczyzna dość wymownie rozgląda się przez ramię, ledwie powstrzymując pokusę ponownych odwiedzin gabinetu i oddania się swym zawodowym obowiązkom. Kain przez moment miał nawet wrażenie, że jego przełożony nie zdoła jej w sobie przezwyciężyć, a jednak ten nagle przypomniał sobie o jego istnieniu. Dwudziestotrzylatek z nieskrywanym optymizmem wzruszył ramionami, kiedy została mu wypomniana ta nieplanowana obecność w banku, ale już całkiem obrósł w piórka po tym, jak mentor docenił jego zaangażowanie. Nie tylko doczekał się upragnionego uznania, ale i okazało się, że wypadł doskonale na tle innych pracowników biura. – Dziękuję, szefie. - Nie mógł sobie wymarzyć lepszego komentarza z ust przełożonego, a tym samym bardziej dogodnego dla niego rozwoju wydarzeń. Potrzebował przecież jakiegoś dosadnego sygnału, który potwierdzałby, że Walker darzy go sympatią, a nie oszukujmy się, najczęściej występowała ona w parze ze wzajemnym szacunkiem. Nic więc dziwnego, że ta krótka pogawędka w głównym holu dodała Theo pewności siebie, zachęcając do ponowienia propozycji, z której wcześniej rozmyślnie zrezygnował w obawie, iż zostanie ona uznana za niestosowną, a co gorsza spotka się z odmową ze strony jego rozmówcy. Nie spodziewał się jednak, że również i jego szef wyjdzie z inicjatywą wspólnej wycieczki po kawę, która w niewielkim stopniu pokrzyżowała mu skrzętnie ułożony w głowie scenariusz. - Kawy nigdy nie odmawiam, a już szczególnie jeśli Pan tak bardzo ją poleca. – Odpowiedział z uśmiechem i podążył tuż za nim, zastanawiając się jednocześnie w jaki sposób powrócić do porzuconego tematu dyskusji, a dokładniej mówiąc: w jakie słowa ubrać swoje zaproszenie, by nie wybrzmiało ono nietaktownie lub interesownie. – A co to za goblinka, że tak bardzo ma Pan z nią na pieńku? – Wtrącił w międzyczasie, nieco swobodniej, żeby kupić sobie trochę czasu, ale chyba sam zdał sobie sprawę z tego, że nie ma to najmniejszego sensu. Niekiedy należało uwierzyć w siłę własnej perswazji i podjąć konieczne ryzyko. – A co do tego pytania… – Zaczął dopiero gdzieś w połowie drogi do pobliskiego sklepiku, jakby z zawahaniem. – Pomyślałem, że może wyszlibyśmy w piątek po pracy do Hogsmeade coś zjeść, wypić piwo… – Rzucił nawet dość spokojnym tonem, ale dopiero gdy wypowiedział swoje słowa na głos, zorientował się, że nie wybrzmiały one najlepiej. Albo - co bardziej prawdopodobne - najzwyczajniej w świecie przesadzał, bo nie wyobrażał sobie, by miał zostać odesłany z kwitkiem. – Czasem trzeba odpocząć i oderwać się trochę od pracy. – Dodał więc naprędce, chyba tylko po to, by jakoś załagodzić swą wcześniejszą wypowiedź.
zt. x2 +
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Smoki siały spustoszenie w całym kraju, a zew natury najwyraźniej nie opuścił tych, które mieszkały w podziemiach banku Gringotta i, co tu dużo mówić, to było do przewidzenia. A dlaczego nikt tego nie przewidział, nikt się nie zainteresował i nie próbował temu zapobiec? Dobre pytanie. Ryan miał teorię, że Ministerstwo zwyczajnie miało w d u p i e wszystko, co działo się poza czubkiem ich własnego nosa i doszło do zwyczajnego zaniedbania ze strony urzędników, ale oczywiście nie wyrażał tej opinii zbyt głośno, bo nie miał zamiaru rujnować sobie kariery. Jak zwykle, zawiniła opieszałość Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, który był chyba skupiskiem najmniej kompetentnych ludzi świata, a ich błędy musiał naprawiać kto? R y a n. No, nie tylko on, bo na misję pokojową do banku wysłano większą grupkę ochotników (zmuszonych przez swoich przełożonych), a jedynymi kryteriami były: znajomość goblideguckiego, odpowiednio sympatyczna prezencja i zdolność do negocjacji. Pech chciał, że Maguire posiadał je wszystkie, w końcu wychował się w domu z całą trójką wstrętnych goblinów, był więc idealnym kandydatem do tej misji. Uzbrojony w uprzejmy uśmiech i pokłady cierpliwości, a także elegancki kosz owoców do wręczenia jako miły upominek, udał się na spotkanie z jednym z prezesów banku i pożałował tego już w chwili gdy zobaczył mordercze spojrzenie goblina. Typ ewidentnie nie miał pokojowych zamiarów i prawdopodobnie zgodził się na tę rozmowę tylko po to, by móc pastwić się nad przedstawicielem znienawidzonego przez siebie gatunku ludzkiego. Podarunek przyjął, ale z miną jakby podtykano mu pod nos łajnobombę, po czym oświadczył z obrzydzeniem, że ma uczulenie na cytrusy i lizusostwo - i wyrzucił koszyk do śmieci. Ryan zacisnął szczęki, z trudem powstrzymując uwagę, że w Dolinie Godryka głodują dzieci, a ten obwieś wyrzuca doskonałej jakości pożywienie, i wyraził ubolewanie nad uczuleniem goblina. Następnie, gdy próbował przeprosić za zaistniałą sytuacje (ale bez robienia tego wprost, co wbił mu do głowy prawnik na konsultacji przed spotkaniem; słowo przepraszam jest dowodem na winę, a Ministerstwo wcale nie chciało brać na siebie odpowiedzialności za smoki), usłyszał, że przeprosiny należą się całemu narodowi goblińskiemu za całe wieki prześladowań, nienawiści i przelewu krwi. Uwaga była może i słuszna, ale zupełnie nie na temat i trochę zbiła ona Ryana z tropu. Rzucił neutralną mądrość: zgoda buduje, niezgoda rujnuje, co prezes zripostował natychmiast stwierdzeniem, że się NIE ZGADZA. Według niego to czarodzieje rujnowali wszystko, za bardzo panoszyli się po świecie i generalnie "wyżej czarują niż różdżkę mają". K a ż d e słowo, jakie wypowiedział do rozmówcy, było przekręcane na jego niekorzyść i wykorzystywane jako argument na to, że on - i wszyscy inni ludzie - są złem wcielonym, które należy unicestwić. Zupełnie już bezradny i mocno zirytowany, porzucił próby przekonania go do swoich racji i uznał, że czas postawić na czyny - zaproponował pomoc w podstawowych naprawach zniszczonych krypt, sprzątaniu lub czymkolwiek, w czym mógł się przydać. Naturalnie, według goblina taki patałach jak Ryan nie przyda się jednak na nic i może sobie tę łaskę wsadzić głęboko w pewne miejsce. To powiedziawszy, zaczął wymachiwać rękami i wygonił dyplomatę z banku, na odchodne rzucając jeszcze parę niewybrednych słów o jego osobie i bardzo niesmaczny komentarz zaczynający się od twoja matka, który wręcz wstyd byłoby tu przytoczyć. Całe szczęście, że Maguire znajdował się już poza murami banku, bo granica jego cierpliwości została w tym momencie przekroczona. Czasem nienawidził tej roboty.
Kiedy dowiedział się, że Louise organizuje szkolenie, dołożył wszelkich starań, żeby tak zorganizować swój kalendarz, aby móc się na nim pojawić. Nie chciał się nawet zapowiadać, licząc na to, że zrobi jej niespodziankę. Przyszedł do Gringotta o określonej porze, zauważając, że gmach wcale się nie zmienił, ale wspominając swoje pierwsze pojawienie się tu, notabene również na szkoleniu, choć aurorskim - czuł się obco. Teraz? Przemierzał te korytarze tyle razy w ciągu miesiąca, że czasem ważył czy właściwie więcej czasu spędza w szkole, na ranczu czy właśnie tu. Przywitał się przed budynkiem z Helene, jedną z klątwołamaczek, które znał z różnych współprac w ramach zadań dla klątwołamaczy, stosowanych przez Ministerstwo - wymienili kilka uprzejmości, zawsze warto dbać o relacje z ludźmi, po czym skierował kroki na miejsce zbiórki. Po części chciał zrobić Lou niespodziankę, ale zdawał sobie sprawę z tego, że raczej się nie zamaskuje w tym holu i tajny agent był z niego przez to dość marny. Stanął gdzieś na uboczu, starając się być konspiracyjny mimo wszystko, choć z lekkim rozbawieniem, obserwował, kto jeszcze się pojawi. Nie sądził, by było wielu miłośników i pasjonatów relacji z Goblinami, choć sam widział w możliwości odbycia takiego szkolenia wielki potencjał rozwoju w swoich dziedzinach zainteresowań.
Wolfgang Aniston
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 189
C. szczególne : zapach czilli-pieprzowy z papierosów, eleganckie garnitury
Ja z kolei kompletnie nie planowałem zrobić Louise żadnej niespodzianki. Gdzieś podczas naszych rozmów wspomniała o swoim szkoleniu. Kiedy o tym rozmawialiśmy wydawała się być lekko zaniepokojona tym jaka może być frekwencja, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie po tej rozmowie. Więc oznajmiłem jej po prostu, że też pewnie wpadnę i oto byłem. Jak zwykle w dobrze skrojonym garniturze, z włosami jakbym wyszedł od fryzjera a nie siedział właśnie sto lat w biurze aurorów, pojawiam się w banku gringotta w którym byłem tu stanowczo za często ostatnimi czasy. Powinienem w końcu wynagrodzić Louise to ile dla mnie robi za friko, ale zamiast tego miałem dla niej co raz więcej pytań o jakichś tłumaczeniach. Rozglądam się za miejscem zbiórki i myślę sobie, że spotkanie w głównym holu to nie jest bardzo jasny przekaz, ale rozglądając się widzę @Atlas Rosa stojącego może i bardziej na uboczu, ale trudno było go nie zauważyć. Idę więc w tamtym kierunku i stoję obok blondyna, s szybko przypominając sobie skąd go kojarzę. - Poznaliśmy się w muzeum - zagaduję nagle do mężczyzny, mrużąc lekko oczy z zastanowieniem. Ależ ze mnie dusza towarzystwa dziś naprawdę! Zwykle po prostu stanąłbym z boku i czekał na rozwój akcji, ale tym razem nawet mi było trudno powstrzymać ciekawość widząc już drugi raz wila, tym razem przy mojej innej znajomej.- Przyszedłeś do Louise? - pytam się wyciągając dłoń na przywitanie. Swoją drogą, ja uważałem się za wysokiego, ale to jak wielki był Rosa było wręcz absurdalne.
______________________
.
Ostatnio zmieniony przez Wolfgang Aniston dnia Pon Paź 07 2024, 14:43, w całości zmieniany 1 raz
Danny Baxter
Wiek : 35
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 179
C. szczególne : Australijski akcent, banan na mordzie, czapki z daszkiem, tatuaże
Szkolenie z finansów? Pffffffffffffffffffff i jeszcze trochę fffffffffffffff! Danny przewrócił oczami, czując, jak sama myśl o siedzeniu nad wykresami sprawia, że jego mózg zamienia się w galaretę. Co jak co, ale on nie musiał sobie zaprzątać głowy takimi pierdołami. Pochodził z rodziny Baxterów, a to znaczyło jedno – galeony nigdy nie były problemem. Jego stary, gwiazda australijskiego quidditcha, zarobił fortunę. A Danny, też ex-gwiazda, grając przez trzynaście lat na zawodowym poziomie zarobił tyle, że mógł sobie pozwolić na to, by resztę życia grzać dupę na plaży, surfować i opijać się drinkami z parasolką. Ale gdzie tam – Baxter nie był typem, który spoczywał na laurach. Uwielbiał wyzwania, a jeszcze bardziej uwielbiał poznawać nowych ludzi.
Więc kiedy na tablicy w Gringottcie pojawiło się ogłoszenie o szkoleniu z zarządzania finansami, nawet nie musiał się długo zastanawiać. Najpierw sprawdził, czy nie będzie to kolidowało z jego planami, które – jak się okazało – nie istniały. Potem założył koszulę (dla odmiany, bo jeansy to jednak nie dresy) i oczywiście nie zapomniał o swojej bejsbolówce z logo Pereł z Perth. W końcu, po co miał się męczyć z niefrasobliwymi kręconymi włosami, skoro mógł je przygnieść wygodną bawełną.
Wrzucił trochę proszku Fiuu do kominka, machnął ręką, wskoczył i zanim zdążył się zastanowić, był już na miejscu. Gringott – świątynia galeonów. Zapach wilgotnego marmuru i zimna bijącego od kamiennych ścian przypomniał mu, ile kasy tu leży i czeka, aż w końcu zdecyduje się z nią coś zrobić. W sumie to dobre miejsce na takie szkolenie, pomyślał, przechadzając się po holu. I wtedy go zauważył – rosły blondyn, którego twarz od razu wydała się podejrzanie znajoma. Przystanął na chwilę, mrużąc oczy. No pewnie, że go znał! To był Atlas Rosa, hogwarcki nauczyciel ONMS.
Danny uśmiechnął się pod nosem, po czym nasunął na nos swoje różowe okulary przeciwsłoneczne – choć, cholera, nie było wcale tak jasno – i ruszył pewnym krokiem w jego stronę, z bananem na mordzie.
– Oi, mate! – Zawołał, przyspieszając. – Atlas Rosa, hogwarcki król zwierzątek. Daniel Baxter. – Przedstawił się z szerokim uśmiechem, wyciągając żółwika do zbicia. – Co słychać, mate?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Szkolenie w Banku Gringotta było czymś bardzo pasującym do Irvette. Nie zastanawiała się dwa razy nad tym, czy powinna się tam wybrać. Ubrała jedną ze swoich cieplejszych garsonek, bo pogoda powoli przestawała dopisywać i z uśmiechem na ustach pojawiła się na Pokątnej. Była sporo przed czasem, więc nim weszła na miejsce spotkania, zahaczyła jeszcze o jeden z lokali, po czym z czystą głową mogła już powiedzieć w pełni, że jest gotowa na szkolenie. Wchodząc do głównego holu od razu rozejrzała się, by zorientować się w sytuacji. Zauważyła kilka znajomych twarzy, które bardziej lub mniej spodziewała się tu spotkać. -Witaj, Atlasie. - Stukot jej obcasów roznosił się echem po holu, gdy podeszła by przywitać się z Rosą. -Irvette de Guise, miło mi. - Zaraz też przedstawiła się niższemu z mężczyzn, z którymi akurat rozmawiał. Omiotła jego sylwetkę szybkim spojrzeniem, wyciągając z tego wiele informacji. Nie zapomniała też o przywitaniu Baxtera, którego poznała już na Podlasiu.
Odkąd ukończyła szkołę okazało się, że ma bardzo dużo wolnego czasu, bo jej jedynym obowiązkiem była praca. A poczucie znudzenia skutkowało usilnym poszukiwaniem nowego hobby czy zajęcia, dlatego maniakalnie przeglądała przeróżne ogłoszenia na tablicach, wizbooku i w gazecie. Gdy więc natknęła się na informację o szkoleniu z kontaktów z goblinami uznała to za świetny pomysł. Kto wie, może to właśnie gobliny mogły stać się jej nową fenomenalną pasją? Z ekscytacją i uśmiechem na ustach pojawiła się na Pokątnej w banku Gringotta, rozglądając się ciekawsko z kim przyjdzie jej dziś się s z k o l i ć. O dziwo, wśród zebranych dostrzegła dwie znajome twarze - Irwetka jak zwykle elegancka i odstrzelona jak rakieta i Atlas. - Dzień doberek, profesorze - przywitała się rozpromieniona z @Atlas Rosa, z przyzwyczajenia tytułując go tak jak w Hogwarcie. - Hej, Irv - cmoknęła też delikatnie w policzek @Irvette de Guise; może i kiedyś były między nimi jakieś niesnaski, ale uważała, że już dawno mają to za sobą, w końcu wielokrotnie potem współpracowały podczas ratowania świata, takie to z nich były psiapsi i superbohaterki. - Witam serdecznie! Marla - kiwnęła głową w stronę @Danny Baxter i @Wolfgang Aniston, których jeszcze nie znała.
To chyba niedziwnie, że tu była. Tak to przynajmniej wyglądało w jej głowie, bo z praktycznego punktu widzenia to szkolenie było dla niej stratą czasu. To znaczy, no chyba, bo przecież w pracy również nierzadko ma kontakty z goblinami. A z resztą, co ona się będzie zastanawiać. Każda chwila, która związana jest z nabywaniem wiedzy odnośnie do gospodarowania finansami z całą pewnością się jej przyda, bo kasa zawsze topniała u niej zbyt gwałtownie i za szybko. Wpadła szybko do domu, przebrała się w coś bardziej niezobowiązującego niż koszule, w których chodziła na co dzień i wybiegła z mieszkania, nawet nie zamykając drzwi. Na całe szczęście miały zatrzask, choć pytaniem, które należy zadać jest to, czy nie zapomniała znowu kluczy. O to jednak będzie martwić się Matylda-za-parę-godzin, bo obecna właśnie wchodziła do hallu w banku Gringotta. I paradoksalnie, obecna-Matylda miała o wiele gorsze zmartwienia niż jakieś głupie drzwi. Oczywiście, że musiała na niego wpaść, jakby fakt, że codziennie widywali się w pracy nie był dla niej dostatecznie trudny. Zmierzyła Wolfganga lodowatym spojrzeniem, w którym kryła się tęsknota. Ale nic nie powiedziała, szybko odwróciła wzrok, uśmiechnęła się do reszty (nikogo nie znała…) i stała gdzieś z boku, wyraźnie zestresowana. Cholera. Chyba za późno, żeby tak po prostu się wycofać?
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Idąc na to szkolenie, nie miała świadomości, jak brzemienne będzie ono w późniejszych skutkach. Finanse nie były jej mocną stroną, to zdecydowanie należało przyznać, szczególnie po jej wyjątkowo lekkomyślnym zakupie, aka żaglowcu Scamandrze, na który wydała znaczną część swoich przez lata gromadzonych oszczędności. Nawet szczytny cel miłosnego wyznania nie był w stanie zrekompensować pustki w skrytce w banku, którą ów gest wydrążył, toteż usłyszawszy o odbywającym się w gmachu szkoleniu, nie czekała zbyt długo, by się na nie zapisać. Pojawiła się w głównym holu Gringotta odziana w szarą, dzianinową sukienkę z paskiem zapiętym w talii dla podkreślenia jej niewielkich rozmiarów, w butach na niskim klocku, których stukot i tak roznosił się echem po pomieszczeniu od momentu przekroczenia progu. Rozwiązała płaszcz, pozwalając, by jego poły zatrzepotały za jej sylwetką, gdy szybkim krokiem doskoczyła do @Matilda Shercliffe. Na twarzy brunetki malowała się niepewność, gdy wymieniły spojrzenia, bowiem wciąż nie wiedziała, na czym stały. - Cześć - przywitała się, starając się nie brzmieć, jak gdyby pytała ją o to, czy w ogóle chciała ją powitać. Chyba były na tyle dojrzałe, że mogły przeskoczyć nad pewnymi faktami, prawda?
Louise pierwszy raz w życiu miała poprowadzić jakieś szkolenie i szczerze powiedziawszy - bardzo ją to stresowało. Stres nie wynikał bynajmniej z powodu jakichś nieodpowiednich kompetencji czy czegoś podobnego, bo jako osoba która, wiele lat pracowała z goblinami i pięła się po szczeblach kariery w banku, musiała wybitnie dobrze poruszać się w kontaktach z tymi magicznymi stworzeniami. Gdyby tak nie było, Louise nie tylko nie osiągałaby tak błyskawicznych sukcesów, ale wręcz - wyleciałaby z banku z kretesem. Stres wynikał z zupełnie innych przyczyn - po pierwsze była bardzo skromną osobą, a po drugie - obawiała się, że na szkolenie dotyczące tak niszowego zagadnienia, przyjdzie naprawdę niewiele osób. I szczerze powiedziawszy - bardzo pozytywnie się zaskoczyła. Gdy zeszła do głównego holu banku, dostrzegła, że poza @Wolfgang Aniston (któremu opowiedziała o swoich obawach) i @Atlas Rosa (który zrobił jej niespodziankę i natychmiast wywołał uśmiech na twarzy Louise) jest tam całkiem sporo osób, które wyraźnie oczekują na zajęcia z nią. Nie dało się ukryć, że taki obrót spraw dodał jej otuchy, choć gdyby wiedziała, że wśród jej słuchaczy jest nowa partnerka Wally'ego (@Bridget Hudson), to zapewne straciłaby odrobinę animuszu. Na razie jednak radziła sobie doskonale, a jej pewność siebie podbijały eleganckie ubrania, ładnie uczesane włosy i buty na wysokim obcasie, które sprawiały, że górowała ponad wszystkimi oprócz Atlasa. - Witam państwa, serdecznie dziękuję za przybycie - zaczęła z serdecznym uśmiechem, wodząc wzrokiem po zebranych osobach - Ja nazywam się Louise Finley-Sherman i jestem szefową biura tłumaczeń w Banku Gringotta. Pracuję w tej jednostce już od wielu lat i dziś wprowadzę państwa w świat relacji z goblinami. Nasze szkolenie ma wymiar podstawowy, jednak może być świetnym punktem wyjścia dla osób, które szukają pracy w banku, planują interesy z Goblinami albo interesują się prawami magicznych istot pozaludzkich. Zapraszam państwa za mną. Choć Finley obawiała się, że głos jej się zachwieje albo zrobi z siebie idiotkę, to stanowczość i profesjonalizm, które reprezentowała wypadały bardzo przekonująco - na tyle, że sama była zdziwiona, jak dobrze jej idzie. Przeszli do bocznej sali, gdzie były krzesła, a także kawa i herbata. Louise wykorzystała zamieszanie, by dyskretnie przywitać się z Wolfem i Atlasem. - Drodzy państwo - zaczęła - Nasze szkolenie zaczniemy od mojego wykładu, który potrwa około dwóch godzin. Następnie będą mieli państwo około pół godziny na rozmowę z moimi goblińskimi współpracownikami - będzie to ćwiczenie praktyczne, konieczne do zakończenia szkolenia. Zachęcam także do aktywnego udziału w zajęciach. ----------------- Etap 1 - teoria
W pierwszej kolejności Louise dzieli się z Wami swoją szeroką wiedzą na temat relacji z goblinami - poczynając od podstawowych informacji, small talku, a kończąc na poważnym biznesowych sprawach. Choć rozmowa ma formę dość prostą bez szczególnych fajerwerków, to wprawny słuchacz jest w stanie wychwycić wiele niuansów i dowiedzieć się czegoś, co naprawdę go zaciekawi.
Na początek rzucacie kostką k6 na skupienie. Za każde 15 punktów z Historii Magii przysługuje +1 oczko, za 20 punktów z ONMS - przerzut. Na tym etapie Louise jest nie tylko otwarta na Wasze pytania (śmiało je zadawajcie), ale także raz po raz kieruje do sali pytania o pewne zagadnienia, które potem rozwija.
Poniżej znajduje się lista pytań zadanych przez Lou. Odpowiedzi na część z nich można znaleźć w Internecie, ale cześć wymaga od Was kreatywności i wyciągnięcia wniosków z dostępnej wiedzy o goblinach. Odpowiadanie na pytania nie jest obowiązkowe, ale może mieć wpływ na bonusy na drugim etapie. Nie ma również limitu odpowiedzi, jedyny warunek to taki, że w jednym poście można odpowiedzieć tylko na jedno, a jeśli chcesz udzielić więcej odpowiedzi, musisz napisać kolejne posty. Pytania nie mogą się powtarzać, chyba że przy danym pytaniu jest zaznaczone inaczej.
Pytania:
1. Jaka jest różnica między istotą, a zwierzęciem? 2. Które ze stworzeń określanych mianem zwierząt, tak naprawdę są istotami? 3. Co jest najistotniejsze w utrzymaniu dobrych kontaktów z goblinami? 4. W jakich dziedzinach gobliny wykazują szczególną biegłość? 5. Jaką wyjątkową umiejętność posiada każdy goblin? 6. Dlaczego gobliny zabiegają o prawo do posiadania różdżki? 7. Gobliny i ludzie, skrzaty domowe i ludzie, trytony i ludzie - jakie są różnice w tych relacjach? 8. Jak wygląda istota własności według goblinów? Dlaczego jest to tak ważne w biznesie? 9. Jak porozumiewać się z goblinem bez znajomości języka goblideguckiego? 10. Równowaga pozycji w relacji z goblinem - czy da się ją zachować? 11. Czy da się zaprzyjaźnić z goblinem? 12. Podaj imię i nazwisko czarodzieja, wobec którego gobliny mają wiele szacunku. Uzasadnij dlaczego (3 osoby mogą odpowiedzieć na to pytanie). 13. Dlaczego czarodzieje mogą pracować w banku Gringotta dopiero od XX wieku? 14. Czego gobliny nienawidzą w czarodziejach? 15. Jakie są zalety/mocne strony goblinów? (2 osoby mogą odpowiedzieć na to pytanie) 16. Jakie są najważniejsze wartości z perspektywy goblina? 17. Podaj 3 sposoby na urażenie goblina.
Kod:
<zg>Historia Magii:</zg>wpisz liczbę punktów kuferkowych <zg>ONMS:</zg>wpisz liczbę punktów kuferkowych <zg>Skupienie:</zg>wpisz liczbę punktów kuferkowych <zg>Zadane pytanie:</zg>wpisz numer lub pozostaw puste
Czas do: 20 października, godzina 20:00
Na wszystkie pytania odpowiem na pw lub poprzez discorda @lotkakotka.
Historia Magii: 4 ONMS: 132 Skupienie:6 Zadane pytanie: 8. Jak wygląda istota własności według goblinów? Dlaczego jest to tak ważne w biznesie?
Kiedy zobaczył zmierzającego w jego stronę @Wolfgang Aniston, uśmiechnął się przepięknie. - Wolfgang. - przywitał się, chcąc okazać, że pamięta jego imię, a nie tak z pały "poznaliśmy się"- A tak. Wspieram i jestem ciekaw, co przygotowała. - przyznał. Wprawdzie nie zapowiadał Finley, że przyjdzie, ale miał nadzieję, że jego obecność będzie jakąś namiastką dopingu w prowadzonym przez nią spotkaniu. Uśmiechnął się również i do @Danny Baxter, widząc, jak rosły chłop zmierza w ich stronę z szerokim uśmiechem. - Woźny wypuścił Cię ze szkoły? - zaczepił, mrużąc jedno oko - jestem prawie pewien, że słyszałem jak pod nosem zarzekał się, że wstawi Ci drzwi w gabinecie i w nim zamknie na zawsze... Kiedy dołączyła do nich @Irvette de Guise, Rosa pomyślał, że to będzie niezwykle miłe spotkanie, sami sympatyczni i kulturalni ludzie. Ucałował De Guise w policzek: - Dawno się nie widzieliśmy. Musisz przyjść, zobaczyć drugą szklarnię. - zachęcił, jako że była autorką pierwszej. Zaraz też pojawiła się kolejna, dawno niewidziana studentka, na widok której promienistego uśmiechu aż sam się zaśmiał: - marla! - ucieszył się na widok @Marla O'Donnell - A Ciebie to już nie widziałem wieki. Ładnie tak zapominać o starych profesorach? - puścił jej oko - To Wolfgang, jest aurorem, a Danny to... Baxter. - przedstawił swoich kompanów pokrótce, w ramach wymiany uprzejmości. Zaraz jednak Lou pojawiła się przy grupie i po krótkim powitaniu, podczas którego posłał jej wesoły, wspierający uśmiech, rozpoczęła swój wykład. Rosa przysłuchiwał się z uwagą, znajdując wiele ciekawych punktów tego, o czym mówiła i zwracając uwagę na szczegóły. Wdawał się z nią chętnie w dyskusje, dopytując o więcej detali, a gdy zadała mu pytanie, uśmiechnął się: - Oczywiście różnica w rozumowaniu własności polega na tym, że gobliny za właściciela przedmiotu uważają jego wytwórcę, a to co my rozumiemy jako opłatę za zakup, one uważają za płatność w ramach wypożyczenia. Warto uściślić przy nawiązywaniu współpracy, prawa własności do zamawianych przedmiotów i okoliczności potencjalnych zwrotów, czy kolejnych... 'dopłat za wypożyczenie', by nie wyjść na - po prostu, złodzieja. - podsumował - Ciekawe, czy w taki sam sposób zapatrują się na posiadanie różdżek. W końcu byłyby one jedynie wypożyczone, a należałyby, według ich przekonań, do twórcy różdżek. Czy więc walka o posiadanie różdżki nie jest z góry zaprzeczeniem ich własnych poglądów? - dywagował.
Danny Baxter
Wiek : 35
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 179
C. szczególne : Australijski akcent, banan na mordzie, czapki z daszkiem, tatuaże
Gdyby Danny wiedział, że Atlas – ta chodząca wieża – uznał go za rosłego, to chyba nie wytrzymałby ze śmiechu. Można było o nim powiedzieć wiele: przystojny, sprytny, czarujący, charyzmatyczny, radosny, dowcipny, a nawet przebojowy, ale rosły? No, bez przesady. Zazwyczaj musiał zadzierać głowę, kiedy rozmawiał z uczniami albo ludźmi takimi jak Rosa. Najwyraźniej na Wyspach Brytyjskich do płatków śniadaniowych dodają jakiś tajny eliksir wzrostu. Ale co z tego? Przeciętny wzrost miał swoje zalety – na przykład łatwiej było przemknąć obok szkolnego ciecia, kiedy szło się na małą popołudniową eskapadę po zamku.
– Tak mówił? Hmm… odważne słowa jak na kogoś, komu Irytek wrzucił łajnobombę do pokoju... zupełnie przypadkiem, oczywiście. A może i kilka kolejnych. – Wykrzywił się w trudnym do określenia grymasie, który równie dobrze mógł być żartem, jak i oznaką śmiertelnej powagi. Już przysiągł sobie w duchu, że po powrocie do Hogwartu cieciowi przybędzie jeszcze więcej atrakcji. Jeśli ten stary jeleń miał czelność rozpowiadać wszystkim, co to Danny nie wyprawia, to Baxter zadba, by jego życie stało się naprawdę… interesujące. Upłynęło sporo lat, a jego niechęć do woźnego była jak dobre wino – dojrzewała z każdym dniem, zyskując coraz głębszy smak.
Cały ten temat z cieciem wyleciał mu z głowy, kiedy pojawiło się więcej osób. Czy to byli fani goblinów? A może po prostu ci, którzy chcieli dowiedzieć się, jak skutecznie zarządzać swoim sakiewką? W sumie, jedno i drugie wydawało się równie prawdopodobne.
– Irv, dzień dobry! – przywitał się uprzejmie, lekko się kłaniając. – My się chyba już poznaliśmy, co? Na Podlasiu, jeśli mnie pamięć nie myli? – zagaił, spoglądając na dziewczynę z włosami jak po bliskim spotkaniu z płomieniem. Potem obdarzył szerokim uśmiechem kościstą blondynkę. Już miał się przedstawić, kiedy jak na złość wyprzedził go szkolny hycel, co momentalnie sprowadziło uśmiech Baxtera do minimalnego wyrazu dezaprobaty.
– Serio, mate? – zapytał, unosząc brew. Jego wyraz twarzy wyrażał mieszankę lekkiej urazy i czystego zdziwienia, jakby nazwisko miało wystarczyć za całą osobowość. – Nasz blondwłosy cherubinek chciał powiedzieć: Baxter. Były ścigający kadry Australii i nowy nauczyciel miotlarstwa w Hogwarcie. – Poprawił go, już w duchu obmyślając, jak namówić Irytka, by wrzucił jedną łajnobombę do gabinetu Rosy. No bo skoro i tak zaczęliśmy złośliwości, to czemu by nie podkręcić zabawy?
A potem nadszedł czas na lekcję, wykład, albo cokolwiek to było, bo Baxter przestał skupiać się na nazwie, zasłuchany w słowa prowadzącej. Całkiem urocza z niej czarownica, nie żeby miał coś przeciwko. Gdyby nie te gobliny, z którymi musiała pracować, pewnie nawet by jej współczuł. Choć z drugiej strony… patrząc na woźnego i Atlasa, gobliny wydawały się niemal uroczymi stworzeniami.
Historia Magii: 0 ONMS: 0 Skupienie:5 Zadane pytanie: Jaka jest różnica między istotą, a zwierzęciem?
Te dzikie towarzyskie pląsy wyjątkowo jej nie dotyczyły. Matilda stała sztywna jak struna tuż obok Bridget, z którą wcześniej oczywiście się przywitała. Chociaż niechętnie. Nie zamierzała udawać, że nic się nie stało – wciąż była na nią zła, ale z drugiej strony zamierzała podejść do sprawy dorośle. Tylko to jej pozostało w tej sytuacji – po raz kolejny być mądrzejsza. Słuchała Louise z twardym postanowieniem, że skupia wszystkie swoje siły na tym cholernym wykładzie. Pomiędzy młotem (byłym chłopakiem) a kowadłem (wyrodną przyjaciółką) nie miała zbyt wiele pola do manewru. Musiała być d z i e l n a, jak to ona potrafiła, i wysiedzieć te dwie godziny w towarzystwie osób, od których chciała prędzej uciec. Choć było tu również kilka innych person, na których grzech nie zawiesić oka chociaż przez chwilę. W pewnym momencie Finley-Sherman zadała pytanie, które wydawało się Matty dosyć logiczne. Tak się złożyło, że załapały kontakt wzrokowy i jakoś głupio było Shercliffe tę kwestię zignorować. - Istota to ogólnie żywe stworzenie, istotą może być również człowiek. A zwierzę? To na przykład psidwak, charjuk, feniks. – odpowiedziała bez przekonania, unikając kontaktu wzrokowego. Zdawała sobie sprawę z faktu, że jej nieśmiałe pobąkwianie nie równało się z wypowiedzią tego wysokiego blondyna, ale cóż. Przynajmniej spróbowała.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Historia Magii: 6 ONMS: 11 Skupienie:5 Zadane pytanie:3. Co jest najistotniejsze w utrzymaniu dobrych kontaktów z goblinami?
Uśmiechnęła się szeroko do @Atlas Rosa, gdy ten zarzucił jej tak haniebny czyn jak zapomnienie o jednym z piękniejszych profesorów, jakich kiedykolwiek poznała. Może i nie miała wzorowej frekwencji na jego lekcjach, ale lubiła go i jego podejście do młodych. Poza tym, ratowali razem świat dwukrotnie, a takie wydarzenia pamięta się zawsze. No i po jego pierwszej lekcji adoptowała z Jinxem psidwaka! - A kto powiedział, że zapomniałam? - spytała z teatralną nutą oburzenia i przekierowała uwagę na towarzyszy mężczyzny, których pięknie przedstawił. - W s p a n i a l e, miło mi was poznać! - energicznie wyciągnęła dłoń w stronę @Wolfgang Aniston i zerknęła na @Danny Baxter, który postanowił dorzucić do słów Atlasa jeszcze kilka faktów o sobie. - No, no, no. Marla, była ścigająca kadry Gryffindoru, jak widać wielkie gwiazdy Quidditcha mają kolejną wspólną cechę jaką jest zainteresowanie goblinami - parsknęła, korzystając z okazji, aby jakoś rozkręcić rozmowę. Którą prędko przerwało zabranie głosu przez Louise. Momentalnie skupiła się na wprowadzeniu kobiety, bo przecież nie przyszła tu tylko po to, żeby beztrosko plotkować, ale i się czegoś dowiedzieć. W czasie wykładu pilnie słuchała i czasem nawet coś zanotowała, taka to była zaangażowana. Gdy dotarli więc do pytań, ochoczo na nie odpowiedziała: - No myślę, że przede wszystkim traktowanie ich z szacunkiem i na równi z czarodziejami. Ważne też będzie docenianie ich obszernej wiedzy. Choć uważam, że takie podejście powinno się mieć do każdej żywej istoty - dopełniła swoją wypowiedź opinią, że absolutnie każdemu należała się empatia i respekt.
______________________
Wolfgang Aniston
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 189
C. szczególne : zapach czilli-pieprzowy z papierosów, eleganckie garnitury
Historia Magii:0 ONMS:0 Skupienie:1 xd Zadane pytanie:6. Dlaczego gobliny zabiegają o prawo do posiadania różdżki?
Na słowa Atlasa kiwam lekko głową do niego jakby potwierdzając nasza obecność, ale nie ma czasu na więcej rzeczy, bo już widzę jak dołącza więcej osób. Jako introwertyk pełną gębą cofam się odrobinę przy tym całym zapoznaniu i tylko kiwam do nich głową na przywitanie kiedy muszę. Dodatkowo widzę, że Matilda również dołączyła do naszego grona od razu chowam się odrobinę za Atlasem. Całe szczęście Louise przychodzi prędko i zagaduje towarzystwo. Kiwam jej lekko głową na przywitanie. Słucham chwilę parę wypowiedzi oceniając tylko Rosę na kogoś kto może podnieść materorykę. - Według kodeksu dotyczącego prawa używania różdżek, trzeciej klauzuli, gobliny nie mogą używać różdżek, głównie przez ich poprzednie rebelie... chcą oczywiście zyskać ten przywilej, bo są zakalikowane jako istoty humanoidalne, które w teorii nie mają powodów by być ich posiadaczami jako ktoś w pełni rozumny. Tylko zaszłości historyczne sprawiły, że obecnie nie mogą mieć tych praw - mówię cicho i spokojnie wychylając się nieco zza pleców pół-wila. - I oczywiście, nie ma co ich porównywać ze stworzeniami magicznymi, to jest wysoko niestosowne. I oczywiście należy je respektować na równi z czarodziejami - dodaję lekko kiwając głową ku @Marla O'Donnell. - Jednak fakt że nie mają różdżek od prawie pięciuset lat łączy się z faktem, że w świecie mugoli nie ma goblinów. I ich połączenie równałoby się ze zmianą wielkiej polityki globalnej, w której ich większe przestępstwa równałyby się z odkryciem większej części czarodziejskiego świata. Więc traktowanie ich na równi nigdy nie będzie tak naprawdę prawdą. Nasza empatia jest tu dla nich bez znaczenia - zauważam co prawda bardzo spokojnie i logicznie, ale też kwestionuję wielkoduszność jakiejś młodej Marli, przyjaciółki reszty kadry.
______________________
.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Historia Magii: 41 ONMS: 50 Skupienie:6 Zadane pytanie: -
Zdawała sobie sprawę, że jej relacje z Matildą mogły już nigdy nie wrócić do poprzedniego stanu, co napawało ją w równym stopniu smutkiem, co strachem, bo nigdy-przenigdy nie chciała, by podobna rzecz wydarzyła się w jej życiu. Sama sobie jednak nawarzyła gorzkiego piwa i musiała sobie z nim poradzić we własnym zakresie, krok po kroku próbując odbudować z nią dobre stosunki. Wyłapała wzrokiem obecność Wolfganga w holu i poczuła wobec przyjaciółki podwójną dozę współczucia, bo nie dość, że była zawiedziona jej własną postawą, to jeszcze musiała uczestniczyć w szkoleniu u boku swojego byłego partnera. Ale to wszystko było zagmatwane... Prowadząca szkolenie budziła w Bridget respekt, nie tylko ze względu na swój wzrost i dystyngowany wygląd, ale także na sposób, w jaki poruszała się i mówiła - z dużą pewnością, lekko, płynnie. W ogóle nie było po niej widać, jakoby stresowała się prowadzeniem szkolenia. Ruszyła wraz z resztą do miejsca, w którym miał odbywać się wykład, zajmując jedno z krzeseł i z wielką uwagą i skupieniem słuchając tego, co działo się na sali. Toczące się dyskusje były ciekawe, ona sama jednak przyjęła bierną postawę, będąc w nich wyłącznie słuchaczką, a nie uczestniczką. Nie myślała o tym, jak mogło to rzutować na jej późniejsze zadania i na to, jak postrzegała ją sama Louise.
Louise opowiadała z dużym skupieniem, starając się wyczerpująco odpowiadać na zadane pytania, ale także prostować odpowiedzi, które były błędne albo po prostu zbyt mało konkretne. Cieszyła się jednak, że to skromne towarzystwo dość ochoczo zaangażowało się w jej zajęcia, bo obawiała się, że nawet jeśli temat kogoś zainteresuje, to sala nie będzie współpracować. Gdy skończyli wykład, Finley zarządziła kilkuminutową przerwę, a następnie zaprosiła ich na ćwiczenia praktyczne. - Drodzy państwo - zaczęła, mierząc spojrzeniem zebranych - Za moment wejdą państwo do oddzielnych pokoi, gdzie czekają moi współpracownicy z banku. Gobliny będą prowadzić z wami negocjacje dotyczące tematu lub biznesu związanego z tym, co przedstawili państwo w ankiecie wstępnej. Waszym zadaniem jest osiągniecie możliwie najlepszych wyników negocjacji, a przede wszystkim - nieurażenie goblina. Po tych słowach, Louise wręczyła uczestnikom karteczki z opisem sytuacji, a następnie zaprosiła ich do pokoi, gdzie czekały na nich gobliny. ----------------- Etap 2 - praktyka
Po wykładzie, nadszedł czas na ćwiczenie praktyczne, polegające na przeprowadzeniu rozmowy biznesowej z goblinem. Rozmowa ma mieścić się w granicach Waszych zainteresowań lub aspiracji zawodowych, dotyczyć tematu/przedsięwzięcia, które znacie.
Rzucacie 2k100, gdzie suma obu kostek jest wynikiem Waszych negocjacji.
Wynik negocjacji:
0-30 - nie da się ukryć, że poszło ci beznadziejnie. Nie dość, że nic nie wytargowałeś, to jeszcze uraziłeś goblina do tego stopnia, że nie chce cę więcej widzieć w banku. Ciekawe gdzie teraz będziesz trzymał swoje oszczędności? 31-60 - choć nikogo nie uraziłeś, to negocjacje skończyły się fiaskiem. Najwyraźniej za słabo znasz gobliny, by poradzić sobie z dopięciem biznesu. 61-90 - bardzo się męczyłeś, ale w końcu udało ci się dopiąć interes. Niestety, warunki, które dla siebie wynegocjowałeś są tragiczne. 91-120 - poszedłeś na spore ustępstwa, ale w gruncie rzeczy nie jest tragicznie. Interes został dopięty. 121-150 - wynegocjowałeś dokładnie tyle, ile opisano na kartkę z zadaniem. Brawo! 151-180 - radzisz sobie tak dobrze, że nawet udało ci się wynegocjować ciut więcej niż zakładano. Może warto pokierować swoją karierę w tę stronę? 181-200 - najwyraźniej odkryłeś właśnie swój geniusz, bo goblin mimo ostrych negocjacji zgadza się na wszystkie dodatkowe warunki, a nawet... proponuje ci posadę w Banku Gringotta! Może warto przemyśleć taką ścieżkę kariery?
Modyfikatory * Do wyniku kostek możesz dodać połowę sumy punktów z historii magii i ONMS. (max. 50) * Do wyniku kostek możesz dodać wynik kostki skupienia pomnożony przez 5 (max. 30). Jeśli nie rzuciłeś kości skupienia lub nie dodałeś postu w poprzednim etapie, odejmujesz 30 punktów. * Jeśli Twoja postać odpowiedziała na pytanie, możesz do wyniku dodać 10 punktów. * Jeśli Twoja postać zadała jakieś pytanie Louise, możesz dodać do wyniku 20 punktów. * Jeśli masz jakieś doświadczenie pracy z goblinami, możesz dodać do swojej sumy 20 punktów, a jeśli znasz ich język - kolejne 20.
Przygoda Jeśli Twój wynik Cię niezadowala, możesz rzucić 1k6 na nieobowiązkową przygodę. Bez ryzyka nie ma zabawy ;)
Przygoda:
*1 - trudno powiedzieć, czy powiedziałeś coś niestosownego, czy może zrobiłeś nie taką minę. Goblin jest wściekły i nie chce cię widzieć, wywalając cię z pokoju i wykrzykując niewybredne określenia. Niezależnie od pozostałych modyfikatorów i wyników kostek, wpisz 0 w wynik negocjacji. *2 - na skutek pomyłki zostaje Ci przydzielony goblin, który zajmuje się zupełnie inną działką niż ty, co znacznie utrudnia negocjacje. Odejmij -10 od wyniku swoich negocjacji. * 3 - Niestety, albo i stety - podczas Twoich negocjacji nie dzieje się nic godnego uwagi. * 4 - Jesteś o krok od popełnienia jakiejśgafy w kontakcie z goblinem, ale w ostatniej chwili przypominasz sobie o czymś, co Finley powiedziała w trakcie wykładu. Dodaj +10 punktów do wyniku negocjacji. * 5 - Goblin, z którym rozmawiasz jest dziwnie rozmowny i bardzo otwarty. Dopiero po wyjściu z sali uświadamiasz sobie, że chyba zabrakło chętnych goblinów, bo istota, z którą rozmawiałeś była... skrzatem domowym przebranym za goblina. Sytuacja okazała się dość nieprofesjonalna, a Twoje negocjacje były znacznie łatwiejsze. Dodaj +20 do wyniku swoich negocjacji. * 6 - czy w Twoich żyłach nie płynie przypadkiem krew goblinów? Trudno inaczej wyjaśnić twoją płynność w kontaktach z goblinami. Dodaj +40 do wyniku swoich negocjacji.
Koniecznie użyj kodu:
Kod:
<zg>Wynik negocjacji:</zg> 2k100 + modyfikatory <zg>Przygoda:</zg>Tak/Nie i numer <zg>Dziedzina:</zg>Czy chcesz otrzymać punkty z ONMS czy historii magii?
Czas do: 28 października, godzina 20:00
Na wszystkie pytania odpowiem na pw lub poprzez discorda @lotkakotka.
Wynik negocjacji:105 + 50 za kuferek + 30 za skupienie + 10 za odpowiedź + 20 za pytanie = 215 Przygoda: nie Dziedzina: poproszę z HM
Przysłuchiwał się zarówno wypowiedziom Louise, ale też i pytaniom innych uczestników. Uśmiechnął się, kiedy @Marla O'Donnell wyraziła bardzo solidną opinię, czując malutką kroplę dumy, że przyłożył palec do jej dobrej edukacji, nawet jeśli był to tylko malutki paluszek. Trudno powiedzieć, czy celowo, czy odruchowo wyczuł jak @Wolfgang Aniston się za niego próbował wślizgnąć, więc obrócił się nieco, jakby chcąc rzeczywiście zajmować więcej miejsca i dać mu ku temu możliwość. Nawet przy tym nie spojrzał na mężczyznę, by nie wywierać na nim presji. Przyjął chwilę przerwy z uśmiechem, korzystając z momentu, by podejść i przywitać się normalnie z @Louise Finley-Sherman. Ucałował lekko jej policzek i uśmiechnął się pięknie: - Bardzo trafny wykład. Nie sądziłem, że aż tyle nie wiem o stosunkach goblinów względem czarodziejów. - przyznał. Poczęstował się herbatą, po czym, kiedy przyszedł czas na część praktyczną, udał się do przydzielonego mu reprezentanta Banku Gringotta. Nie potrzebował wiele, może to jego urok - choć wątpił, by działał na gobliny - może krasomówcze zdolności, a może po prostu fakt, że trafił na goblina zainteresowanego tym samym, o czym Atlas chciał rozmawiać. Mianowicie klątwołamaniem. Finalnie jednak zarówno Rosa śmiał się zadowolony, jak i goblin, którego imię poznał - Furdurak - wydawał się zadowolony. Rzeczywiście zawsze znajdzie się praca dla klątwołamacza w Banku Gringotta i Atlas obiecał, że poważnie rozważy tę ofertę.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Słuchała wykładu z wielkim skupieniem zdając sobie sprawę z tego, że wiele jeszcze musiała się w życiu nauczyć. Dzisiejsza lekcja była zdecydowanie wartościowa, bo nie tylko uświadomiła jej, jak kiepska w finansowych negocjacjach była do tej pory, to jeszcze rzuciła jej nowe światło na gobliny jako istoty, przez co nieznacznie zmieniła do nich stosunek. Nie na gorsze, oczywiście. Po prostu nieco lepiej rozumiała ich pobudki i motywacje, dzięki czemu liczyła na to, że będzie w stanie lepiej zachowywać się w ich towarzystwie, teraz już głęboko pouczona o rzeczach, które mogły je urazić. Rozpoczęcie praktycznych negocjacji było czymś, czego się obawiała, ale jej goblin wydawał się być wyjątkowo rozmowny, co w pierwszej chwili zbiło ją z tropu, ale ostatecznie dostroiła się i była w stanie zakończyć negocjacje na dokładnie takiej kwocie, jaką miała założoną na początku. Ciągle coś jej nie pasowało i dopiero podczas opuszczania sali zorientowała się, że przypadł jej w udziale kiepsko udający goblina, przebrany skrzat domowy, co sprawiło, że poczuła się niezwykle głupio, gdy oddawała podsumowanie swoich działań zafałszowanych przez ten incydent.
Wynik negocjacji: w sumie 106 + 25 (skupienie) + 10 (pytanie) = 141 Przygoda: - Dziedzina: Hm pretty please
To nie było dla niej łatwe popołudnie. Elokwentna wypowiedź Wolfa i sugestywne milczenie Brigdet działało na Matyldę rozbrajająco. Głęboko wierzyła jednak, że nie ma dla niej takiej rzeczy, której nie jest w stanie zrobić. Dzisiaj chodziło jej co prawda głównie o przetrwanie i wybrnięcie z twarzą z trudnej sytuacji. Wykład okazał się tą prostszą sprawą, teraz czekała ją część praktyczna. Zadanie w teorii było rozbrajająco proste - chodziło tu bowiem o przeprowadzenie negocjacji. Shercliffe - z natury wygadana i otwarta - wiedziała jednak, że jej mocne strony szybko mogą obrócić się przeciwko niej. Do sprawy podeszła jednak na poważnie, więc bardzo uważając na słowa, konwenansy i różnice kulturowe dotrwała do końca rozmowy z… zadziwiająco poprawnym wynikiem. Udało jej się wynegocjować niezbędne minimum - była usatysfakcjonowana z tego osiągnięcia i nie potrzebowała jej już nic ponad to.
Historia Magii: 0 ONMS: 5 Skupienie:6 Zadane pytanie: 2. Które ze stworzeń określanych mianem zwierząt, tak naprawdę są istotami?
Przyszła na wykład spóźniona, co nie zdarzało jej się nigdy, a jednocześnie wprawiało w fizyczny dyskomfort. Jej życie było zorganizowane co do minuty i jakiekolwiek odchylenia zaburzały porządek rzeczy, pozbawiając Bertę tej jednej podpory, która pozwalała jej nie zapaść się w sobie i swoich dysfunkcjach. To ciekawe, że chcąc pełnej kontroli, wybrała akurat zawód medyka, który czasami musiał odstąpić własnych planów, by postawić na ratowanie ludzkiego życia. Tak też było i dziś i choć pędząc do Banku Gringotta na złamanie karku próbowała zmyć plamę z sumienia (tę za spóźnienie) myślą, że przyczyniła się wyższemu dobru, to jednak wyrzut przy niej pozostał i miał pewnie pozostać jeszcze na długi czas. Nie chciała zaburzać kolei rzeczy, widząc, że weszła na praktycznie końcówkę wykładu, stanęła gdzieś na uboczu, skupiając się na tym, o czym opowiadała @Louise Finley-Sherman. Z tym nigdy nie miała problemu, już od czasów szkoły, potrafiła w moment przełączyć swoje skupienie na tryb pracy, odseparowując się od emocji i bodźców zewnętrznych. Gdy kobieta zadała jej pytanie, uśmiechnęła się lekko w ramach skromnego powitania: - Centaury odmówiły miana istot, nie chcąc dzielić go z wampirami czy wiedźmami. Podobną decyzję podjęły trytony. Po wykładzie przyszedł czas na małą przerwę, a Berta skierowała kroki do Louise, by powitać się z nią, pogratulować jej organizacji i - oczywiście - przeprosić za spóźnienie. Kątem oka dostrzegła @Matilda Shercliffe swoją młodszą siostrę. Uchyliła się jednak przed opcją skrzyżowania z nią dróg, czy nawet spojrzeń.
Louise cieszyła się z każdej duszyczki, która zbłądziła na jej wykład, dlatego nie miała pretensji do @Bertha 'Birdy' Shercliffe, że ta dość mocno spóźniła się na to spotkanie - wręcz przeciwnie: bardzo doceniła, że koleżanka znalazła dla niej czas i nawet aktywnie uczestniczyła w wykładzie. Po krótkiej wymianie zdań, pokierowała ją na część praktyczną. Mijał czas, a kobieta obserwowała pierwsze osoby, które opuszczały salkę - miny niektórych z nich były pozytywne, zaś inne świadczyły o tym, że spotkanie z goblinem nie było szczególnie udane. Pozostawało czekać jak poradzi sobie reszta.
Wynik negocjacji:75 +2 za kuferek + 30 za kostke skupienia + 10 za odpowiedź na pytanie = 107 (+40) = 147 Przygoda:Tak - 6 +40 Dziedzina: z HM poproszę
Po krótkiej przerwie i wymianie uprzejmości z Louise przyszedł czas na negocjacje. Było to o tyle trudne, że dla Berty takie subtelne kwestie były dużym wyzwaniem, z tego prostego powodu, że nie miała absolutnie żadnych umiejętności manipulacji, żyłki handlowca ani talentu do machloj. Okazało się jednak, kiedy się udała do pokoiku z Goblinem, że wcale nie to było najbardziej przez nich cenione. Wprost przeciwnie - Goblin był konkretny, poważny, rozmawiał jak równy z równym, a Berta okazało się, odnajdywała się w takim układzie lepiej, niż można było spodziewać. Spojrzała na wyznaczone na kartce cele i rozpoczęła pertraktacje - jak można się spodziewać, nie próbując ugrać ani odrobinę więcej, ale jednocześnie nie ustępując nawet o cal. Może właśnie tego stoicyzmu było trzeba, może tej nieugiętości - wyszła z sali z zadaniem spełnionym, nieco sztywno, ale przecież zawsze była nieco sztywna. Ostatecznie chyba jednak liczyło się to, że zrobiła, co miała zrobić i to w sposób poprawny. Skierowała się gdzieś na bok, ciekawa jak będzie wyglądało zamknięcie szkolenia.