Niektóre trasy wagoników przejeżdżają przez górną część Wodospadu Złodzieja - pasażerowie ledwie zauważalnie czują przenikającą przez nich wodną mgiełkę, zmywającą wszelkie czary kamuflujące i przebrania. Jeśli zaczarowana woda wykryje potężniejszą magię lub nieodpowiednie intencje, może z większą siłą uderzyć intruza. Znane są również przypadki wytrącenia kogoś z wagonika. Tacy nieszczęśliwcy lądują prosto w podziemnym jeziorku, które pracownicy Gringotta sprawdzają zwykle raz lub dwa razy tygodniowo. Podobno woda w tej skalnej jaskini uniemożliwia mówienie kłamstw.
Damien D'Arcy
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : drobna blizna przecinająca prawą brew
Śmiał się. Za każdym razem, kiedy przejeżdżał tym wagonikiem i kiedy impet wody wytrącał go z jego wnętrza, wydawał się szczerze rozczulony tym, jak zabezpieczenia Banku Gringotta działały na jednego z pracowników. Tym razem nie było inaczej. Wyłonił się z wody, zaczesując pasma włosów za siebie, a jego śmiech rozbił się od skalnych ścian. Nie pomogło nawet znalezienie najbardziej dziewiczej osoby w całym Gringottcie. Panienka Smith, zapewne oszołomiona, pozostała w pustym wagoniku. — Zabezpieczenia działają! — zawołał z dołu, oswojony z tym bajorkiem w tym stopniu, że tym razem w ledwie kilka sekund znalazł drogę wyjścia. Ukryte w wodzie, prowizoryczne, kamienne schodki, po których wspiął się na powierzchnię. Na koniec podciągając się na ramionach, stanął na krawędzi wodospadu, zadzierając głowę w górę, do torów nad swoją głową. — Moje intencje naprawdę były nieczyste — przyznał, wpatrując się teraz wymownie w przemokniętą od testowego przejazdu, damską koszulę. W tym momencie prześwitującą do koronkowej bielizny. Damien przygryzł krawędź wargi, kryjąc zarówno rozbawienie, jak i własną impertynencję. — Panienko Smith... Odchrząknął wymownie, zdejmując z siebie mokrą marynarkę i otrzepał ją, cały czas uciekając jednak spojrzeniem do swojej współpracowniczki, która miała nieszczęście testować wodospad złodzieja... ze złodziejem. Uśmiechnął się do niej rozkosznie, kiedy w końcu uporał się z mokrym materiałem i przelewitował zaklęciem jej wagonik obok siebie. Opierając się przedramionami o ściankę metalowego powozu, ulokował błękitne spojrzenie na jej jasnych oczach. — Obawiam się, że będziemy musieli wrócić inną drogą. Lubisz pływać, Sissi? Powinien zaoferować jej wysuszoną już zaklęciem marynarkę, ale zamiast tego, przez grzeczność nie komentował przylegającej do skóry koszuli. Decyzję pozostawił jej, porzucając swoją marynarkę na krawędzi wagonika, kiedy sam odlepił własną koszulę od torsu, sprawiając wrażenie zainteresowanego własnym stanem, kiedy jego wzrok, bezsprzecznie uciekał w jej stronę.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Znała Damiena Montgomery, oczywiście, że go znała. Absolutnie jednak nie osobiście - trudno było nie znać Złotego Chłopca pracując w Gringottcie i nie usprawiedliwiłby ją nawet krótki staż. Z resztą, jeszcze pracując w Ministerstwie Magii miała wszystkie nowinki i plotki z pierwszej ręki - a skok D'Arcy'ego na Gringotta nie przeszedł bez echa. Nie sądziła jednak, że ona, szara myszka (jak większość tłumaczy z resztą) stanie twarzą w twarz z chodzącą legendą - i jakby tego było mało, zostanie poproszona o rutynowe sprawdzenie zabezpieczeń banku wraz z nim. Wszystkie argumenty przeciw - w końcu była jedynie tłumaczem i nie leżało to w zakresie jej obowiązków - wytrącił jej ten zawadiacki uśmiech mężczyzny. Zwyczajnie zapomniała języka w gębie. Zupełnie jakby cofnęła się w swoich społecznych postępach kilka miesięcy w tył. — Czy wszystko... — zdołała jedynie lekko wychylić się z zalanego wodą wagonika, żeby skontrolować stan Damiena, który już wydostawał się na brzeg. Nie wydawał się przejęty - w przeciwieństwie do niej. W uszach dalej buzowała jej krew - a pod powiekami błyskało wspomnienie sprzed chwili, kiedy to potężny strumień wodospadu wręcz wyrzucił towarzyszącego jej złodzieja z wagonika. I to zaśmiewającego się, jakby właśnie był świadkiem przedniego kabaretu. Jego impertynencki wzrok zwrócił jej uwagę na nią samą - a raczej niewinną białą koronkę prześwitującą przez mokry materiał. Momentalnie spłoszyła się pod jego spojrzeniem - jak sarna, jedynie siłą woli powstrzymując się od wciśnięcia w róg wagonika, byle tylko zniknąć z pola jego widzenia. Znała ten wzrok - a przynajmniej tak jej się zdawało. Wymowny. Ostatnim razem spoglądał tak na nią Fitzgerald, gdy na trybunach zdjął przy niej koszulkę, prezentując wszystkie węzły mięśni na swoim torsie. Prześmiewczy. — Panie Montgomery — sparafrazowała go, starając się odzyskać rezon, utrzymać kontakt z jego roześmianymi oczyma - i nie zasłaniać się jak zawstydzone dziecko. Co kosztowało ją naprawdę wiele. Była w pracy. Była tłumaczką. Powtarzała to sobie jak mantrę - California by się z niej uśmiała i to przednio. Przysiadła na krawędzi metalowego wagonika, chcąc przerzucić nogi na drugą stronę (dziękując sobie, że nigdy, nawet do pracy nie zakładała spódnic) - kiedy z kruchej równowagi, jaką sobie wypracowywała wytrąciło ją nie tyle pytanie D'Arcy'ego, co sposób w jaki się do niej zwrócił. Sissi? Zaskoczone, szare spojrzenie wbiło się w jego twarz - kiedy Jessica skwapliwie sięgała po subtelnie podłożoną marynarkę. Czuła się mocno niepewnie w jego towarzystwie już wcześniej. Z racji jego reputacji i krążących wokół legend, które przybrały teraz ludzką formę. A ta ludzka forma okazała się mocno onieśmielająca, zwracająca uwagę na aspekty, które dotychczas dla Smith zwyczajnie nie istniały. — Pływam, kiedy to konieczne, monsieur— odparła uprzejmie na jego pytanie, wsuwając marynarkę na swoje ramiona i zerkając na mężczyznę nieco z góry. Z dystansem. — Zazwyczaj z trytonami. Oczywiście nawiązywała do swojej pracy - to właśnie na jej osi chciała się skupić. Inne bodźce i wrażenia zalewały ją zbyt dużą falą informacji do przeanalizowania.
Damien D'Arcy
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : drobna blizna przecinająca prawą brew
Źle odczytała jego intencje. Zamiary Damiena zawsze były jasne. Nie skrywał ich przed swoimi rozmówcami. Teraz, wpatrywał się w nią, nie ukrywając zainteresowania kuszącym wcięciem w talii i koronką zwieńczającą odpowiednio skromne piersi. Nie było jednak w jego spojrzeniu wulgarności. Zwykła, męska fascynacja. I grzeczność, przez którą starał się utrzymywać wzrok jednak w największym stopniu na jej oczach. Jej skrępowanie, choć wydawało się mile łechtać jego ego, wywołało jedynie uśmiech w kącikach jego ust. Ale nie lubieżny, nie perfidny, jak jej się wydawało, a zadowolony. Okrył usta dłonią przecierając nią dolną wargę, nie tyle ukrywając swoje rozbawienie co reagując bardzo intuicyjnie ciałem na jej własne poruszenie. Mimo to, potrafił z wyczuciem wyciągnąć przed siebie dłoń, oferując pomoc w zejściu z wagonika. Przemknął spojrzeniem po jej smukłych nogach, kiedy opadała na ziemię na przeciwko niego, ale chociaż jego oczy wyrażały zainteresowanie, gesty nie zdradzały niestosowności, kiedy potarł dłońmi jej ramiona, próbując rozgrzać damskie ciałko, zanim znów zmuszony będzie namówić ją do nurkowania w lodowatej wodzie. Jeszcze bardziej otrzeźwiającej niż ta, która spadła na nich z nurtu wodospadu. — Mów mi Damien — wyłapał jej szare spojrzenie i uśmiechnął się kącikowo. Tak naprawdę nie mówił po francusku. Płynnie znał ledwie kilkadziesiąt najpopularniejszych słówek i treść jednej kołysanki. Nic więcej. Mimo to, potrafił stwierdzić, że jej akcent był bardzo czysty. Albo chciał w to wierzyć. Powolnie cofając dłonie z jej ramion, postąpił kilka kroków w tył, ponownie, stając na krawędzi. Zerkając sobie za ramię, mierzył odległość do wody na niższym poziomie, gdzie spadał kolejny wodospad, tym razem w skalną grań, a nie umagicznione tory. — W takim razie prawie nie poczujesz różnicy. Jestem prawie jak te trytony. Tylko bez łusek, mniej agresywny, mniej... jak ryba w wodzie. Bardziej ciepłolubny. Możesz założyć, że rozumiem trytoński. W ten sposób Damien zgrabnie uniknął faktu, że trytoński był dla niego całkowitą czarną magią. Chwilę potem wzruszył ramionami, zdejmując z siebie i tak mokrą już koszulę, którą przewiązał sobie przez szlufkę, razem z butami, skrzyżowanymi za sznurowadła. — Reszta się zgadza — dodał jakby to miało ją przekonać na moment przed tym jak spytał: — Gotowa? Chociaż zapomniał jej powiedzieć, żeby sama też przygotowała się do nurkowania.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Oczywiście, że źle odczytała - zrobiła to jednak dokładnie tak jak umiała. Dotychczas nie miała zbyt wiele przyjemności narażania się na podobną atencję. Rzecz jasna, zdawała sobie sprawę z istnienia takich mechanizmów, widziała je, czytała o nich (jak o wszystkim, co jej wpadło w ręce). Jednakże nigdy - naprawdę nigdy, przynajmniej z pełną tego świadomością - nie uczestniczyła w tej grze intencjonalnie, podejmując naturalne reakcje swojego ciała. Wypierała wszystko - i niezmiennie wpadała w popłoch i zakłopotanie, kiedy powietrze tężało i chemia zaczynała musować przy skórze. Bo przecież - jej to nie dotyczyło. Dlatego postanowiła to ignorować, przymykać oko - wmawiając sobie, że to znów jedynie hormonalna fanaberia, a rumień i gorąc wkradający się na jej obojczyki jest tylko i wyłącznie kolejną niedorzeczną reakcją. Skorzystała więc z pomocy mężczyzny, choć szare oczy teraz z uporem unikały jego - jasnych i szczerych, pomimo jej doszukiwania się fałszu. Zacisnęła szczupłe palce na jego dłoni trochę zbyt mocno, starając się opanować rozedrganie i wyprzeć speszenie, które jej nie opuszczało - gdy stanęła tuż przy nim przemoczona do suchej nitki. — Dziękuję... Damien. — Przez grzeczność i zwyczajną kulturę podziękowała, podłapując jego wzrok. Choć właściwie nie wiedziała czy jest za co - biorąc pod uwagę w jakiej sytuacji znaleźli się przez jego 'nieczyste intencje'. — Jessica. Wolę jednak Jess — zdecydowanie nie Sissi. Chyba. Spięła się pod jego dotykiem - nie odnajdując jednak w nim nic niestosownego, przynajmniej nie na tyle, by choćby się oburzyć. Właściwie ciepło, które ogarnęło jej ramiona było krzepiące - zwłaszcza w, jakby na to nie spojrzeć, nieocieplanej jaskini. Z tyłu głowy ciągle miała słowa Reagan i jej przytyki odnośnie domniemanej miotły w dupie. Chrząknęła, przykładając lodowatą dłoń do swojej szyi, ukradkowo spoglądając na działania D'Acy'ego. Brakowało jedynie by ze skóry poszła jej para. — Aczwiszakhwi burżanszjuszabu — odparła podając w zwątpienie porównanie celebryty do jakiegokolwiek (nawet najbardziej urodziwego) trytona. Jednocześnie chcąc sprawdzić czy rzeczywiście - Montgomery trytoński znał. Właściwie to już otwierała usta, by dodać od siebie jakiś komentarz, już w języku angielskim - zamarła jednak, gdy D'Arcy zaczął się rozbierać. I choć przez chwilę nie mogła oderwać od niego wzroku, kiedy z doprawdy naturalną swobodą pozbywał się odzienia - tak gdy tylko podniósł na nią wzrok, aż podskoczyła w miejscu, wytrącona z równowagi. Zatrzasnęła ze szczękiem uchylone wcześniej usta, wzrokiem uciekając wszędzie, byle nie do męskiej sylwetki - choć to właśnie tam prowadziły wszystkie ścieżki. — Gotowa? — powtórzyła za mężczyzną - rzucając nierozumiejące spojrzenie najpierw jemu - a potem kaskadzie opadającej za nim wody. Dokonała szybkich kalkulacji. — NIE. To znaczy: nie, nie gotowa. Zwilżając wyschnięte nagle usta, sięgnęła do kieszeni spodni, wyjmując z niej różdżkę. Gorączkowym, niewerbalnym Silverto osuszyła swoje spodnie, koszulę i włosy, które następnie związała w wysoki, luźny kok. Przeciągała nieco swoje działania szukając odpowiednich słów. — Nie sądzę, żeby to było jedyne wyjście — podjęła dyplomatycznie, starając się zachować rzeczowy, neutralny ton. — Dotychczas nie kontrolowałam zabezpieczeń, z racji mojego stanowiska - acz nie wierzę, że gobliny — wygodnickie, eleganckie karły — wyciągając kogoś z jeziora przepływały z nim do wyjścia... Choć mogę się mylić. Na Merlina, nie chciała się rozbierać.
Damien D'Arcy
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : drobna blizna przecinająca prawą brew
Niezrozumienie rysowało się na jego twarzy, kiedy wpatrywał się w pełnym skupieniu w jej twarz. Masował w rozkojarzeniu kark, przypatrując się jej profilowi. Jasnej cerze, wydatnym ustom, kształtowi oczu, którego pozazdrościłaby jej niejedna dziewczyna w jej szkole. Idealnego, migdałowego obrysu. Zastanawiał się… jak bardzo nieświadomym swojego piękna można być? I próbował nadążyć pomiędzy powabem, jaki wokół siebie rozsiewała, tym, który odbierał i który urzekał go jako mężczyznę, a tą niewinnością i niezręcznością, jaka malowała się w jej mimice i postawie. Miał przed sobą sprzeczność. Gdyby widziała się oczami, jakimi on ją widział, dostrzegłaby w sobie intrygującą, tajemniczą dziewczynę, która w tym momencie skonfundowała pewnego siebie mężczyznę. Nie do tego stopnia, żeby nie mógł unieść kącika ust w rozbawieniu i zaśmiać się – pozwalając niezręczności rozpłynąć się wraz z tym śmiechem w powietrzu. Poruszył się, przechylając głowę na bok, żeby wyłapać jej spojrzenie, którym bardzo wprawnie uciekała daleko poza jego zasięg wzroku. — Jess… — potulnie powtórzył za nią, zmniejszając odległość między nimi jeszcze trochę — Jessie — poprawił się, odczuwając większą swobodę, kiedy z prawidłową miękkością zwracał się do kobiety, której imię powinno nie brzmieć surowo, chłodno, czy powszechnie. Adekwatnie do wyjątkowości, jaką emanowała. Otaksował ją spojrzeniem, już suchą, mechanicznie, w odpowiedzi obejmując wzrokiem również swój odsłonięty tors i splótł ręce na piersi, balansując teraz na stopach w chwilowym zastanowieniu. — Próbujesz specjalnie mnie skołować, Jessie? Uświadom mnie. Czy ja złożyłem ci nieprzyzwoitą propozycję? Nie zrozum mnie źle, nie żeby mi to ani razu nie przeszło przez myśl. Ale mamy pracę do wykonania. Zerknął przez swoje ramię, stukając palcami o swoje ramię, kilkukrotnie, dla potwierdzenia nie tyle zniecierpliwienia, co zastanowienia nad obecnym usytuowaniem w jakim się znaleźli. Czy to był pat? Co zrobiłyby gobliny? Zapewne nie brodziłyby w wodzie żeby uszczelnić zabezpieczenia. — Gdzie goblin nie może, tam pośle nas — odpowiedział pewnie, nie kłamiąc wcale, bo i woda wokół nich mu na to nie pozwalała. Musiał pilnować każdych słów. Zbyt lekko przyzwyczajony do fałszowania faktów i ubarwiania prawdy. Zapewne dałoby się usprawnić zaklęcia chroniące z dziesięciu różnych miejsc w tych tunelach, ale właśnie ta droga, wodna, budziła największe zainteresowanie Damiena. — Jedno, małe zabezpieczenie, Jess. I będziesz wolna. To nie będzie najlepsze rozwiązanie, ale… najszybsze. Co? Jedna, malutka klątwa to takie nic. Zabawne, że ta argumentacja z boku brzmiała trochę jakby była podszyta erotycznym podtekstem. “Wsunę tylko czubeczek, nawet nie poczujesz”. A jednak D’arcy dalej brzmiał oficjalnie, zważywszy na bardzo nieoficjalny ton.