Uzdrowiciele korzystają z niej w ostateczności. W większości przypadków wystarczą dobre zaklęcia ochronne wokół łóżka pacjenta, czasami jednak, zwłaszcza, kiedy nie są w stanie zdiagnozować rodzaju zakażenia, pacjent musi trafić do izolatki. Nie jest to najprzyjemniejsze miejsce w szpitalu, ale aby pobyt był chociaż trochę łatwiejszy do zniesienia, sufit ciągle się zmienia i przedstawia różne obrazy. Wszystko dostosowuje się do konkretnego pacjenta, obrazy, które ogląda na suficie często obrazują jego myśli, jednak tylko te pozytywne - głównie obrazują marzenia i miłe wspomnienia.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Pełnia. Pierwsza z nich spędzona w szpitalu pośród innych zarażonych. Ale nie na likantropię. Nie rozumiejących go jednostek, które nie zamierzały ani trochę reagować inaczej. Tylko ze strachem. Czy to była już lekka mania czy może rzeczywistość, że gdy van Wieren zerkał na leżących gdzie indziej ludzi - czuł na sobie ich wzrok. Czy plotka już tak daleko sięgała? A może raczej po prostu prawda, że mieli wśród siebie wilkołaka, który dodatkowo nie panował jeszcze nad sobą. Świeżynka, świeże mięso pośród tej wilczej braci. Widzieli go bez dłoni, widzieli jego okaleczone ugryzieniami ciało, a ostatecznie i to, że patrzył na nich pustym wzrokiem, pozbawionym normalności. Tak właśnie czuł się po tym wszystkim. Pusty. Nikt mu nie mówił jak teraz będzie wyglądało jego życie, a przychodzący magipsychiatra jedyne co od niego mógł wyciągnąć to półsłówka. Nawet nie odwiedził go jeszcze profesor Huxley… A może nie musiał. Kto by w ogóle chciał się widywać z wilkołakiem, dodatkowo takim, który nie potrafi się powstrzymać… bo jest nowy w tym wszystkim. Może faktycznie Voralberg zamiast ratować go powinien dobić, może tak byłoby najlepiej dla niego, społeczeństwa i szkoły. Właśnie, szkoła. Czy listy już dotarły. Czy może wujek już wie, że ma pod swoim dachem potwora, który jednej pełni, gdy się zamieni będzie mógł zabić lub przekreślić plany bo tak mu powie jego zwierzęca strona. Ile tak naprawdę będzie musiał z tym żyć? Aż nie powie sobie sam, że musi z tym skończyć? Możliwe. Czy będzie miał na to odwagę? Nie wiedział. Wszystkie te niepokojące myśli zostały przerwane z pierwszym szarpnięciem ciała z powodu drgawek związanych z odczuwaniem nieprzyjemnych dreszczy. To nie były takie zwykłe dreszcze, występujące jak zawsze przy zwykłej chorobie. Te były bardziej nasilone, przerażające, powodujące, że krople potu pojawiały się na ciele. Czy było mu w końcu zimno czy gorąco? Nie wiedział. Magomedycy robili wszystko co mogli, ale wiedzieli dlaczego to się działo i dlaczego nie mogli przeszkadzać lub pomagać w nadmiarze. Gdy tylko ktoś pytał się czy może jakoś pomóc - dowolny inny stażysta czy pielęgniarka - van Wieren jedynie sapał i skręcał się na łóżku, ale nie wiedział jeszcze czemu. Czemu to wszystko miało się wydarzyć. Mijały minuty… Mijały godziny. Nawet nie jadł, kiedy mu przynosili jedzenie. Zmizerniał. Mięśnie wcześniej wyglądające dobrze na jego sylwetce lekko się skurczyły. Był wymęczony. Kompletnie tym wszystkim wymęczony i nie wiedział ile jeszcze podoła. Czy będzie mu zresztą dane podołać. A może w nocy, jakiś zagrożony o zdrowie swojego bliskiego czarodziej przyjdzie i użyje na nim Avady? Nie wiadome to dla niego było. A mimo tego… Czekał na ten odpowiedni moment. Kiedy przyjdą do niego i zaczną mu podawać środki. Wcześniej wytłumaczyli mu bardzo dobrze procedury. Dostanie eliksir, musi wypić. Potem wsadzą go do izolatki, a następne godziny spędzi tam sam na sam ze swoją wewnętrzną bestią… Jak powinien na to reagować. Czy może powinien się oddać im dobrowolnie? Może wyszarpać i po prostu uciec z tego miejsca? Nie pozwolić na to, aby go tam wsadzili. Nie. To przecież dla jego dobra. W końcu przyszła pora. Dostał swój eliksir tojadowy. Swój pierwszy w życiu eliksir tojadowy, który musiał wypić na ich oczach, aby mieli pewność, że to zrobił. Odkorkował buteleczkę, zobaczył na jej zawartość. — No to… na zdrowie. — Powiedział jedynie krótko, pozwalając ustom zbliżyć się do gwintu. Poczuł gorzki, cierpki smak eliksiru, który odpychał. Jego ślinianki pobudziły się, zaraz chciał rzygnąć, ale nie miał czym. Wziął więc to na jeden łyk. Wypił najszybciej jak mógł, nie pozwolił sobie na to zareagować, a potem oddał szybko butelkę. Chciał schować usta w dłoń, ale spostrzegł, że był tam kikut. No tak, zapomniał - nie miał dłoni. Długo mu zajmie przyzwyczajenie się. Ale lekarze już na niego patrzyli. W asyście mieli jakichś dwóch aurorów… albo kogoś innego? Nie wiedział po co tu byli? Może chcieli go zapisać do Rejestru Wilkołaków? Zapewne. To by pasowało do obecnej sytuacji. Mieć jak go kontrolować. Być perfekcyjnym obywatelem. W końcu chciał zostać Brytyjczykiem… Ach, pieprzyć to. Nie było czasu na takie myślenie. Izolatka czekała. Siedziałem w niej przez dłuższy czas. Tak naprawdę nawet nie widziałem nic innego oprócz źródła światła księżycowego. Widziałem zabezpieczenia, ludzi stojących za drzwiami. Czy oni mnie pilnowali? Myśleli, że dam radę stąd uciec? Przecież postawili zaklęcie przeciw wilkołakom. Jak miałbym stąd uciec, durnie? Cholerstwo. Czuję się źle, jakby moje mięśnie zwiotczały od całego tego wydarzenia. A moje całe ciało drżało. Nawet eliksir mi nie pomógł, kiedy zacząłem “czuć” na sobie światło księżycowe. Czułem jakby w moim ciele zaczęło coś pęcznieć. Jakby jakiś balon w moim brzuchu. Albo ktoś zaczął rozdymać mój żołądek. Z każdą sekundą zaczęło to być bardziej niekomfortowe. Szarpnąłem głową w bok, mój wzrok spoczął na suficie izolatki. Miałem w swojej głowie tylko strach. W swoim ciele czułem ból. Zaczęło mi to przeszkadzać, chciałem się wyrwać. Upadłem na plecy, wiłem się po podłodze, a magomedycy słyszeli mój krzyk. Głowa zaczęła boleć, palce zdrowej ręki zaciskać na podłożu, a ja nie mogłem zrobić nic więcej. — Raaaaaargggggghhh — wydarłem się, aby zaraz czuć jak oddaję się swoim impulsom. Bolało, koszmarnie bolało, ale eliksir w jakiś sposób łagodził i tak potworny ból. Kiedy się budziłem - byłem większy i widziałem wszystko swoimi oczami, ale moje instynkty były zbyt mocno wystrzone. Nie czułem się na siłach. Oddawałem się bestii. Zdzierałem pazurami tynk ze ścian, ale nie przedarłem się przez wyjście, zaklęcie zaczęło mnie parzyć. Cofałem się, aż do pewnego momentu kompletnie się zatraciłem. Byłem bestią. Nawet nie wiem kiedy straciłem kontrolę. Nie byłem już sobą. Byłem wilkołakiem. Nie pamiętam, że nad ranem się obudziłem już sobą. Nagi, znowu bez ręki… Wszystko wróciło do normy, ale wczorajsza noc była realna. Bardzo realna. I że bałem się.