Choć jest to zaledwie jedno pomieszczenie, przygotowane zostało ono tak, aby zamiennie służyć kapitanom wszystkich szkolnych drużyn quidditcha. Aby do niego wejść, należy znać odpowiednie hasło i/lub zostać do niego zaproszonym przez kapitana danej drużyny. Dla każdego z zespołów ma ono inny wystrój, często dopasowywany przez lidera drużyny indywidualnie pod siebie. Pokój został oddany do użytku po to, by kapitanowie mogli odbywać w nich dyżury, przygotowywać autorskie rozwiązania taktyczne, czy omawiać kwestie indywidualne z szukającymi odpowiedzi zawodnikami.
______________________
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Nerwowo podrapał się po zarumienionym karku, zerkając co chwila na podążającą z nim ramię w ramię dziewczynę. Nieświadomie dostosowywał się do jej drobnych kroczków, nie chcąc wyjść na skończonego buca. Chociaż rzeczywiście się spieszył - chciał przygotować plakaty zachęcające do dołączenia do drużyny Puchonów, a potem trzasnąć jeszcze trening na boisku. Jednak bez koralikowych oczków wlepionych w jego plecy. — Ummm... Wiesz Mer, jeśli chciałabyś zacząć latać, to chyba najlepiej by było, gdybyś zwróciła się do Moe... — niemrawie objaśniał Gryfonce, czemu on w tym wypadku nie był najlepszym "motywatorem". Nie żeby nie miał za życiowy cel namawiać jak największą ilość osób do miotłozjebstwa - ale mała Tew wpędzała go w rasowe zakłopotanie. Nie wiedział czemu tak przy dziewczynie za każdym razem truchlał - właściwie to wręcz uciekał wzrokiem, kiedy ta próbowała podchwycić kontakt wzrokowy. Takiego ewenementu to jeszcze nie miał. — Chcesz zobaczyć pokój kapitański? — szybko zmienił temat, starając się przybrać lekki uśmiech, gdy zerkał pod ramieniem na Mererid. — Trochę taki quidditchowski pokój życzeń — objaśnił, odrobinę przyspieszając, żeby podejść do absolutnie niepodejrzanych i najzwyczajniejszych na świecie drzwiczek - prowadzących niby na drewniane trybuny. — Nugent Potts — wyrecytował hasło do kwater, a zamek odskoczył z cichym pyknięciem. Thaddeus otworzył szeroko drzwi - prezentując przed Tew istną samotnię stworzoną dla puchońskich zawodników. Pomijając - okrągły oczywiście - stół zebrań, biurko z toną papierów i miniaturową makietą boiska, w rogu stała magiczna szafa chłodząca z napojami - a tuż przy oknie (z rozciągającym się z góry widokiem na boisko - mimo tego, że znajdowali się na poziomie ziemi) leżał okrąglutki puf w kształcie tłustego borsuka. Edgcumbe zakasał rękawy szarej bluzy - jednocześnie odpalając papierosa, którego zdążył wcisnąć między wargi. Odchrząknął dla kurażu i zaciągnął się mocno, podchodząc do biurka. — Drużyna Huffu jest w opłakanym stanie, muszę coś z tym zrobić... — rzucił w eter - biorąc się za rozgrzebywanie pergaminów, w poszukiwaniu czystych zwojów. Po cichu licząc, że Gryfonka zajmie się rozglądaniem po pomieszczeniu.
Kiedy Tadeusz odpowiada mi dość pokrętnie na pytanie i bynajmniej nie rozumiejąc go w odpowiedni sposób najpierw chichoczę cicho, a potem próbuję zerknąć na Tadeusza, kiedy tylko się reflektuję. Powiedziałabym, że nie rozumiem dlaczego chłopak za każdym razem jakoś dziwnie się zachowuje kiedy tylko się odezwę, ale obejrzałam w domu wystarczająco dużo seriali z licznymi romansami, by wymyślić teorię, która bardzo mi schlebia. Nieważne czy była prawdziwa. - Świetnie, więc pójdę do Moe kiedy będę chciała latać - oznajmiam i kiwam głową na zgodę dla Tadka, wcale jednak nie odchodzę od chłopaka; widać też, że jestem lekko podekscytowana, dlatego na prędce zgadzam się na zwiedzanko kwater kapitańskich. - Albo łazienka prefektów? - pytam i natychmiast wchodzę za wielkim Puchonem; rozglądam się z ciekawością po pokoju. - Całkiem tu przytulnie! Hmmm... Co w zasadzie robicie tutaj? Siadacie i kłócicie się która drużyna jest lepsza? Ach... a może przychodzisz tu z innymi Puchonami? To miałoby większy sens... - pytam mijając stół zebrań, który wyglądał jak jakieś miejsce schadzek kapitanów. Jednak chociaż qudditch lubię, nigdy nie podchodziłam do niego z bardzo dużą ekscytacją. Dlatego dość szybko rozglądam się po całym miejscu i podchodzę do Tadeusza. Całkowicie się nie przejmuję faktem, że chce coś robić, bo w całej swojej ekscytacji nie zauważam jeszcze, że mogę przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, wskakuję na biurko gdzie najwyraźniej chciał coś porobić Puchon i wyjmuję z torby pudełko. Kiedy je otwieram i pokazuję Tadkowi pięć babeczek, każda z innym qudditchowym motywem. - W zasadzie o nich chciałam podyskutować kiedy mówiłam o quidditchu! Zrobiłam je z myślą o wyostrzeniu zmysłów. Wiąże się z tym tragiczna historia o moim boginie, która mnie do tego natchnęła! W każdym razie każda z nich sprawia, że jesteś wyczulony na coś innego... Cóż przynajmniej takie było moje założenie... Oczywiście na bardzo krótko, bo to dopiero wstępna faza. Nawijam Tadkowi z błyszczącymi oczami. Co jakiś czas macham złotymi lokami, muskam palcami różowych usteczek i staram się nie prężyć na tym biurku jak kotka, tylko przyjąć luzacką, ale atrakcyjną pozę. Super łatwe. - Zamknij oczy - mówię machając podnosząc rączkę wysoko, by samodzielnie musnąć paluszkami po powiekach. Kładę na chwilę swoją malutką rączkę na wielkiej piersi Tadka. - Posłuchaj głosu serca. I wybieraj: tłuczek, znicz, obręcz, kafel czy miotła - mówię i kiedy tylko dostaję odpowiedź, podsuwam mu babeczkę blisko ust tak, by mógł ugryźć kawałek.
rzuć k6 jaki zmysł się Tadkowi wyostrzy:
1 - dotyk 2 - wzrok 3 - węch 4 - smak 5- słuch 6- a se wybierz
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Udawał, że nie usłyszał wzmianki Mer o łazience prefektów. Wolał sobie nie wyobrażać Gryfonki w objęciach pary i bąbelków w samo południe, kiedy akurat miał naprawdę sporo rzeczy do zrobienia. Już pomijając fakt, że dostęp do łazienki hogwarckich stróżów klepsydr nie przysługiwał ani jemu, ani jej - chociaż to akurat był najmniejszy problem. — Teraz widzisz jak kwatera wygląda, kiedy ja do niej wchodzę. Moe, William i Julia mają tutaj raczej inny wystrój. Chyba, że któreś z nich jest incognito Puchonem — odpowiedział na pytania dziewczyny, kiepując fajkę do popielniczki - zrobionej ze starego tłuczka. — Nikt tu nie wejdzie bez hasła, więc mogę w spokoju pomyśleć nad drużyną... — parsknął - raczej niewesołym - śmiechem, wygrzebując ze stosu papierów mugolski długopis i czysty pergamin. — Jakbym miał nad czym myśleć, oczywiście. Chciał dzisiaj wejść w tryb myśliciela, naprawdę - jednak jak widać Tew miała zupełnie inne plany. Niezbyt przejmując się tym, że mogłaby mu jakkolwiek przeszkadzać - a on nie miał zamiaru jej spławiać, skoro już ją tutaj zaprosił - wcisnęła się na biurko tuż przed nim. Thaddeus w duchu westchnął - szybko gasząc do połowy spalonego papierosa, żeby przypadkiem nie obsypać popiołem tej złotowłosej laleczki. — O, Mer... Wyglądają pięknie — przyznał szczerze, kiedy dziewczyna rozpakowała mu przed nosem słodkości. Zmarszczył jednak brwi na wspomnienie o 'eksperymentach' ze zmysłami. — Brzmi dobrze, ale czy to nie podchodzi trochę pod doping...? — mruknął, jednak niezbyt przekonywująco, kiedy tak strzelał wzrokiem między babeczkami a samą Mererid. Skupienie przy tej kokietce nawet jemu szwankowało. — Raczej nie chcesz mnie otruć, prawda? — rzucił kiepskim żartem, kiedy Gryfonka poleciła ma, by zamknął oczy. Posłusznie wykonał jej prośbę, tężejąc nieco, gdy poczuł jej drobną dłoń na torsie. Miał ochotę roześmiać się sam nad sobą za takie reakcje, zamiast tego jednak wybrał: — Znicz. — I wcale nie dlatego, że tylko złoto mu teraz migało pod powiekami. Czując babeczkę pod samym nosem wgryzł się w nią powoli - asekurując własną dłonią rączkę Mer, którą teraz chwycił lekko w nadgarstku. Słodycz rozlała mu się po języku, musując trochę jak eliksir - choć zostawiając jedynie przyjemne wrażenia, na szczęście. — Rewelka — oświadczył, z wyraźnie zadowoloną miną przełykając ciastko i uchylając powiekę, żeby łypnąć na Mererid. — Wzrok w normie... — stwierdził, przez moment nasłuchując. — Słuch te... O. — W moment zorientował się który z jego zmysłów się wyostrzył. Przesunął lekko dłonią po przedramieniu dziewczyny, aż mrugając - zbombardowany przez zupełnie nowe odczucia. — Ile to może trwać? — spytał, żywo zaintrygowany, w końcu podnosząc wzrok na dziewczynę, by pochwycić jej spojrzenie.
- A jak wchodzicie razem wszyscy? Albo dwójka? - pytam z ciekawością o to w jaki sposób działa ten cały pokój; natychmiast robię zmartwioną minę kiedy Tadeusz z niejaką goryczą mówi o tym kogo musi trenować (a raczej kogo nie ma). W ramach pocieszenia wyciągam dłoń by poklepać go po przedramieniu (ramię póki co było zdecydowanie za daleko) i rzucam mu współczujące spojrzenie. - Palenie nie przeszkadza Ci w sporcie? - pytam jeszcze śledząc wędrówkę papierosa odkładanego do popielniczki. Nie żeby mi to szczególnie przeszkadzało, to było zwyczajne pytanie. Osobiście rzadko widziałam wady w osób, które uważałam za dobre. Nawet jeśli jest to umiejętność czarnomagicznej hipnozy. - Dziękuję! Starałam się! Hmmm... doping? - mruczę z zastanowieniem marszczą mały nosek i i brewki. - Całkiem możliwe, że to coś w tym stylu! - mówię w końcu z rozbawieniem, bo nigdy nie wyobrażałam sobie siebie jako jakiegoś dilera babeczek dla graczy qudditcha. - Może powinnam, wtedy otrułabym chyba całą drużynę puchonów. - Nie mogę się powstrzymać od tego żartu, chociaż natychmiast na przeprosiny robię uroczą minkę i otwieram szeroko oczy, by nie złościł się za moje słowa (prawdy) i już macham mu przed nosem babeczką ze zniczem. Kiwam głową kiedy Tadek mówi, że babeczka smakuje rewelacyjnie. Bardzo mi miło, ale teraz czekam na sprawdzenie jej działania pełna napięcia. Próbowałam je jedynie na sobie i to kilkakrotnie, bo na początku były sporym fiaskiem. Kiedy dwa pierwsze zmysły okazują się działaś jak zwykle, już mam proponować by mi polizał rękę, ale okazuje się, że inny zmysł mu się wyostrzył. - Jakieś myślę piętnaście minut maksymalnie... Podejrzewam, że gdyby było na dłużej mogłoby to podchodzić pod narkotyki czy coś... Tylko chyba musisz ją gryznąć parę razy inaczej szybciej ci minie - mówię i zerkam na wielką dłoń Tadka. - I co, i co, jak się czujesz? - pytam i odkładam babeczkę na bok. Jedną dłoń wyciągam, by położyć na twarzy Tadeusza, a drugą wesoło uderzam leciutko po klacie, by sprawdzić jak na to zareaguje. Oczywiście, że to nie jest powód, by jeszcze raz wybadać jego mięśnie, gdzież tam.