Lokalna siłownia wyposażona w różnego rodzaju sprzęty jakie mogły by zamarzyć się każdemu fanatykowi sportów. Znajdzie tu sobie zajęcie zarówno początkujący amator fitnessu jak i zapalony bodybuilder. Przyjemna muzyka w tle umila mijający czas a pracujący tu trenerzy zawsze z wielką ochotą znajdą chwilę by doradzić i dostosować klientom zestawy ćwiczeń.
Kości wydarzeń:
1 - Najpierw masa, potem masa - prawda? A jednak, zmusiłeś się do wybrania na siłownie. Szkoda tylko, że nikt Ci nie wytłumaczył co robić. Stoisz przed jakimś przedziwnym urządzeniem i zupełnie nie wiesz jak się zabrać za trening. Na szczęście podchodzi do Ciebie trener, by Ci pomóc. Jeśli piszesz tu samonaukę z qudditcha może ona być krótsza o jeden post lub o 300 znaków. 2 - Chcesz się popisać przed totalnym ciachem ćwiczącym po drugiej stronie sali. Niestety, przy wyciskaniu coś Ci strzela w barku! Miejmy nadzieję, że to nie jakaś poważna kontuzja..? Warto zapytać kogoś kto ma co najmniej 10 pkt w uzdrawianiu! Dopóki tego nie zrobisz, czujesz ból, który sam nie umiesz zaleczyć. 3 - Zapatrzony w samoprzewijającą księgę umilającą ćwiczenia na rowerku stacjonarnym oglądasz z namiętnością instruktaż w dziedzinie, która interesuje Cię najbardziej pedałując dzielnie przed siebie. Podczas interwału zagapiasz się na wyjątkowo ekscytujący obrazek i stopa ześlizguje Ci się z pedała. Spadasz z maszyny wprost na przypadkowego klienta siłowni. Ale wstyd! Ale przynajmniej w kolejnej samonauce Twojego najwyżej punktowanego przedmiotu możesz odpuścić sobie 300 znaków w samonauce lub post w wątku. 4 - Dziś pobijesz swój rekord, mówisz to sobie od rana, prawda? Mocna rozgrzewka, parę okrążeń, wymachy ramion, rozciąganie, kiedy tylko kucasz przy sztandze czujesz... jak pękają Ci spodnie na tyłku! I co teraz? 5 - Wychodzisz spod prysznica owinięty w ręcznik, by zauważyć, że ktoś niechcący posprzątał Twoje ubrania w szatni. Ups..? 6 - Jesteś trzytysięcznym klientem siłowni! Gratulacje, zdobywasz dwa bilety na spektakl w New Magic Theatre i 20 galeonów. Z kim się wybierzesz?
Autor
Wiadomość
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wspomnienie przez niego imienia współmałżonka Walsha prawdopodobnie trąciło bezczelnością, jednak w towarzystwie Joshui Meksykanin wiedział też, że może sobie na tego rodzaju przytyki pozwolić, a przyjaciel nie potraktuje jego słów nazbyt poważnie. Nie zamierzał przecież wkraczać pomiędzy szczęśliwie zaobrączkowanych mężczyzn, acz do szkolnego romansu żywił pewne sentymentalne uczucia; wszak przeszłości wymazać nie mogli, a obecnie najlepiej było spoglądać na nią w humorystycznym świetle. Nie narzekał na sportową formę, ale narzucone na bieżni tempo sprawiło, że jego skronie prędko pokryły się kropelkami potu, a pogawędka z kumplem przychodziła znacznie ciężej niżeli na początku spotkania. – W porządku, dawaj znać gdybyś zmienił zdanie. – Nie chciał naciskać, za to potwierdził że ten może zawsze liczyć na wsparcie jego czy jego znacznie bardziej uzdolnionego w zakresie warzenia mikstur ukochanego. – No tak… dałbym sobie rękę uciąć, że znacznie lepiej poradzisz sobie w pojedynku niż ja na miotle, gdybym z niewyjaśnionych powodów zdecydował się na niej siąść. – Prychnął pod nosem, pod płaszczykiem rozbawienia ukrywając cień rozczarowania własnymi umiejętnościami, który ciągnął się za nim jeszcze od czasów młodości. Jako nastolatek marzył o locie w przestworzach, ale miotła jakoś nigdy nie chciała z nim współpracować. Pokręcił głową, przewracając wymownie oczami na złośliwy gest kompana w kształcie serca, ale nie pozwolił, aby ta złośliwość wpłynęła jakkolwiek na jakość jego treningu. Wreszcie pokonał umówiony dystans, a potem zajął się wyciskaniem ciężarów, przy którym przynajmniej miał szansę się Joshui odgryźć. – Przed świętami. Myślisz, że to mój limit? – Rzucił zaczepnie, spojrzeniem wskazując na obrany do ćwiczeń cel. Tak, planował pobić rekord, ale jeszcze nie teraz. Rozsądek podpowiadał, że wysiłek należy sobie odpowiednio dawkować. – Spokojnie, znam swoje możliwości. – Zapewnił pomiędzy jedną a drugą serią powtórzeń, w końcu zamieniając się z Walshem miejscami. Asekurował mężczyznę, żeby przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy i nie musiał wysłuchiwać klasycznego a nie mówiłem z ust swego męża. – Teraz czas na podkręcenie obrotów. – Zasygnalizował, że to właśnie ten moment, w którym postanawia wkroczyć na wyższy poziom. Dołożył wagi do i tak wymagającego gryfu, przechodząc płynnie do kolejnego ćwiczenia, jakim był martwy ciąg... o ile jednak mięśnie wytrzymały sprezentowany im wysiłek, tak nie można było powiedzieć tego samego o jego spodniach. Po paru sekundach dało się usłyszeć charakterystyczny odgłos pękającego materiału, a na samym środku meksykańskiego tyłka pojawiła się sporawa dziura. – Mierda… – Paco przeklął pod nosem, ale ani myślał o zrobieniu sobie przerwy. Dopiero po odliczeniu bezgłośnie czasu niezbędnego do ukończenia próby, odrzucił sztangę, zerkając na Joshuę spod byka, jakby samym tym złowrogim spojrzeniem starał się przekazać mu, żeby nie przeciągał struny.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Joshua wciąż był zdania, że za niechęcią do latania stała jakaś psychiczna blokada Meksykanina, nie zaś rzeczywisty brak predyspozycji. Był zdania, że bez problemu mógłby sobie poradzić, gdyby zaparł się, że zdoła się nauczyć panowania nad nią. Niestety, Paco nie wykazywał chęci sprawdzenia tej teorii, a Walsh nie miał zamiaru niepotrzebnie naciskać. Był za to gotów sprawdzić się w niewielkim pojedynku, na który ostatecznie się zgodził, wiedząc, że nie zaszkodzi trenować rzucanie zaklęć. Ostatnie miesiące jasno pokazywały, że w każdej chwili może coś podobnego być konieczne. Nie chciał jednak myśleć o tym, będąc z przyjacielem na siłowni, wrócił więc myślami do tego, co robili, odkrywając, jak wiele Salazar chciał unieść na start. Teoretycznie wiedział, że nie był to ciężar, który mógłby go złamać, ale wiedział, że jeśli ktoś dawno nie trenował w podobny sposób, może zwyczajnie nie wytrzymać. Sam nie był pewien, czy sobie poradzi, dlatego wolał upewnić się, że Paco wie, co robi. Skoro jednak mężczyzna twierdził, że taki ciężar to była przemyślana rozgrzewka, nie zamierzał zachowywać się, jakby był jego niańką. Cierpliwie czekał, gotów pomóc, gdyby jednak mięśnie Meksykanina były innego zdania, aby po chwili zamienić się z nim miejscami. Tu tak dobrze nie było i Walsh zdawał sobie z tego sprawę. Czuł pracę mięśni, ich zmęczenie z każdym powtórzeniem, ale jednocześnie nie miał wrażenia, że przesadza z wagą, jaką na siebie przyjął. Widać ćwiczenia, które przywykł wykonywać, mimo wszystko przyczyniły się do utrzymania do w jako takiej formie. Odetchnął z ulgą, gdy tylko odłożył sztangę na miejsce, od razu rozciągając mięśnie, aby się nie zastały, obserwując w tym samym czasie Paco, który dokładał ciężaru na gryf. - Zakładam, że wiesz, co robisz, ale nie połam się, bo Solberg znowu się na mnie rzuci - powiedział jedynie, stając znów tak, aby móc asekurować przyjaciela. Obserwował jak ten przyjmuje ciężar i po chwili usłyszał charakterystyczny trzask. Dźwięk, którego zawsze się obawiał w trakcie ćwiczeń i który szczęśliwie nie był jego prywatną tragedią. Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, choć naprawdę się starał i widział mordercze spojrzenie Paco. To było silniejsze od niego. - I nagle twoje zaczepki z szatni nabierają więcej sensu. Spodnie szybkiego dostępu? - powiedział cicho, sięgając po bluzę, żeby podać ją Salazarowi. Niech chociaż zasłoni się jakoś i z dumą wróci do szatni.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Niewykluczone, że za jego toksycznymi relacjami z miotłą stała psychiczna blokada, jednak trudno było takowej uniknąć, kiedy treningi nie przynosiły namacalnych rezultatów. Jako nastolatek wiele razy próbował swoich sił w najpopularniejszym pośród czarodziejów sporcie, ale nawet opanowanie podstaw zajęło mu znacznie więcej czasu niż rówieśnikom. Potrafił przyzwać do siebie drewniany kij i przefrunąć z punktu A do punktu B, ale tylko wtedy gdy na drodze nie wyrastały żadne przeszkody, które wymagałyby od niego zwrotności czy podjęcia bardziej skomplikowanych manewrów. Nic dziwnego, że dość szybko zrezygnował z przygody z miotłami, a obecnie przed nadrobieniem zaległości wzbraniał się rękoma i nogami, chyba tylko dlatego, by nie pokazać Joshui jakim beznadziejnym przypadkiem tak naprawdę jest. Tak, nie przepadał za ujawnianiem swych słabości, a w magicznych pojedynkach prezentował się zdecydowanie korzystniej i bardziej zjawiskowo. Nie lubił, kiedy ktoś traktował go jak dziecko, nie tolerował również nadopiekuńczości, ale tym razem nie spojrzał nawet na swojego kompana krzywo. Przeciwnie, doceniał jego troskę i porady, doskonale rozumiejąc że nieumiarkowanie bądź nieprawidłowa technika wykonania ćwiczenia może przeciążyć mięśnie, a nawet poskutkować bolesnymi, długotrwałymi urazami. Zapewnił więc tylko mężczyznę, że pragnienia pobicia rekordu nie przedłoży ponad własne zdrowie, a potem z podobną uwagą potraktował asystencką rolę, czujnie obserwując czy bicepsy jego druha nie potrzebują przypadkiem doraźnej pomocy. Na szczęście jednak, Walsh radził sobie sprawnie i najwyraźniej sam także nie wypadł z formy. – Rzucił się kiedyś na ciebie? Myślałem, że tylko cię zwyzywał… – Wtrącił, zerkając na przyjaciela z zaciekawieniem. – …chociaż patrząc na to jak potraktował tego chłopaczka w barze… Bywa zbyt porywczy. Powinienem z nim porozmawiać. – Westchnął ciężko, wspominając o niezbyt przyjemnym zdarzeniu z przeszłości, o którym wiedział również Joshua. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej, a jednak teraz stwierdził, że może powinien swemu młodszemu partnerowi pomóc w znalezieniu innego, zdrowszego sposobu na wyładowanie negatywnych emocji. Na razie jednak skoncentrował się na kolejnym ćwiczeniu, które wymagało od niego znacznie większego wysiłku. Mięśnie co prawda wytrzymały, ale nie można było tego samego powiedzieć o delikatnym materiale dresowych spodni… i o koledze, do którego Paco powoli tracił cierpliwości. Na szczęście konieczność złapania głębszego oddechu oddaliła odpowiedź w czasie, a tym samym Meksykanin podszedł do przyjacielskiego przytyku spokojniej, jedynie kręcąc z politowaniem głową. – Może miałyby sens, gdyby dziura znalazła się na froncie. – Mruknął, jednoznacznie określając preferencje, które przez lata nie uległy zmianom. Pochwycił również rzuconą mu bluzę, dziękując Joshui skinieniem głowy, zanim zaplótł rękawy w pasie, zakrywając rozdarte na tyłku gacie. – Dobra, na dzisiaj wystarczy… poza tym nie mam ochoty paradować przed wszystkimi w slipach. – Rzucił już luźniej, pokazując mężczyźnie że czas kierować się do szatni. Po drodze otarł również zawilgotniałą od poty skórę przy skroniach i szyi.
+
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Josh nie mógł nic poradzić na to, że się po prostu zaśmiał, słysząc pytanie Salazara. Nie wiedział, co go tak naprawdę rozbawiło - samo pytanie, czy cień niedowierzania. Wiedział jednak, że musi wyjaśnić, o co mu chodziło, więc skupił się na ćwiczeniach, aby móc spokojnie złapać oddech i odpowiedzieć. - Próbował, ale zmienił kierunek uderzenia na zbroję w Avalonie, kiedy dowiedziałem się o tym, co i ile ćpał. Być może rozmowa z nim nie będzie złym pomysłem, ale uważaj. W każdym razie, proponuję treningi quidditcha na odreagowanie - powiedział, podnosząc się z miejsca, samemu zajmując pozycję do asekurowania Salazara. Wszystko po to, żeby ostatecznie usłyszeć charakterystyczny dźwięk pękanego materiału i próbować powstrzymać śmiech. Wiedział, że w odwrotnej sytuacji nie byłoby tak pięknie i naprawdę współczuł przyjacielowi, ale rozbawienie brało nad nim górę, szczególnie gdy widział mordercze spojrzenie Paco. Już widział nagłówki Proroka - Morderstwo na siłowni! Powód? Śmiech z pękniętych spodni. - Dobra, już dobra, chodź. Widać jednak za duży ciężar wziąłeś - zaśmiał się cicho, obejmując przyjaciela ramieniem, poklepując nieznacznie na poprawę humoru. Jednocześnie pilnował również, aby przypadkiem bluza nie zsunęła się z Salazara, kiedy kierowali się do szatni. Jedno było pewne - nie zamierzał o tym zapomnieć i planował wypominać w najmniej odpowiednich chwilach.