Rozmowy Trevora zazwyczaj dotyczyły poznawania rozmówcy. Nie czerpał żadnej korzyści (aha, czyli jednak miał w sobie trochę Krukona!) z laniem wody na różne tematy. Owszem, potrafił to robić, buzia mu się wszak rzadko zamykała ale na dłuższą metę było to dosyć nudne. Jak wiadomo, Trevor Collins nudzić się nie lubił. Musiał przypomnieć sobie jak brzmiało pytanie aby znaleźć na nie odpowiedź. Otoczył je westchnięciem.
-
Nie, nie boję się ciebie, dlaczego, na garbate gargulki, miałbym? - mimo odpowiedzi, zakończył je retorycznym pytaniem. Notorycznie zapominał, że miał zredukować ich ilość jednak przy Benjaminie same nasuwały się na język i domagały wypowiedzenia. Z racji wielu rozpraszaczy nie pozostawało nic innego jak ulegać tym wszystkim pytaniom i wierzyć, że cierpliwość Benjamina nie została jeszcze wyczerpana.
-
Fakt ale nie słyszałem od ciebie żadnego osobistego pytania więc rozbestwiłem się ze swoimi. - nawet jeśli wyczuł w głosie chłopaka nieco uszczypliwości to nic sobie z tego nie robił. Odpowiadał płynnie, jakby rozmawiali o pogodzie. Wyjaśniał tak, jak prawda leży. Naprawdę hamował się z całym tym przesłuchiwaniem bo jednak chciał zaczerpnąć z tego dnia trochę przyjemności. Parę dni rozgoryczenia wymagało sporego zadośćuczynienia.
Odsunął się i rozprostował ręce nad głową, aż w kościach strzyknęło. Został za to zjechany przez widzów siedzących kilka siedzisk za nimi. Wywrócił oczyma.
-
Jasne, ten film jest denny choć kino jest zajebiste. Jeszcze tu wrócę i spróbuję coś obejrzeć. - posłał mu znaczące spojrzenie jako winowajcy dekoncentracji. Gdy wychodzili, skinął dyskretnie różdżką w kierunku podłogi - leżący popcorn poderwał się i niczym popcornowa broń zorganizowała odwet do napastnika - strzeliła prosto w czoło siedzących na tyłach widzów. Ot, ostatnie słowo musi należeć do niego.
| zt |
+