Niewielka kwiaciarnia będąca rodzinnym biznesem przyciąga i zachęca do zakupów wielką ofertą różnego rodzaju roślin - zarówno zwykłych róż jak i egzotycznych takich jak żelazowniki czy strelicje królewskie. Można tu zamówić przepiękne kwitnące bukiety na każdą okazję, jak i po prostu kupić sobie przyjemną roślinkę do umilenia atmosfery w domowym zaciszu.
Kości wydarzeń:
1 - Wstyd przyznać, ale mijając kwiaciarnie zauważyłeś na tabliczce w oknie, że dziś imieniny osoby z którą właśnie idziesz. Nie wiesz czy to prawda czy nie, ale czas na wspólne świętowanie! 2 - Mówi się, że kwiaty kupuje się tylko na specjalne okazje. Masz jednak wrażenie, że to jakaś głupota, po prostu masz kaprys mieć w domu piękne kwiaty. Tylko jak się wytłumaczysz z takiego bukietu swojemu ukochanemu/ukochanej? 3 - Zamówiłeś wielki bukiet na rocznicę, ale odbierając go okazało się, że kwiaciarnia zgubiła Twoje zlecenie i go nie ma! Musisz prędko wymyślić inny prezent. 4 - Dziś promocja, pięć w cenie trzech! 5 - Pomimo wszystkich przygotowań i wcześniejszych planów kupowanie kwiatów zostawiłeś na ostatnią chwilę. Niestety, okazało się, że dziś kwiaciarnia zamknięta. Dostrzegasz za budynkiem jakieś wyrzucone bukiety. Weźmiesz je? 6 - Ekspedientka z entuzjazmem mówi Ci, że jesteś jej setnym klientem, w związku z czym daje Ci Twoje kwiaty za darmo. Okazuje się, że wśród nich są aż trzy różne składniki: owoce dzikiej róży, płatki maku oraz lawendę. Zgłoś się po nie w upomnieniach!
Leonardo wszedł do kwiaciarni pewnym krokiem, uśmiechając się do siebie lekko i zatrzymując co chwilę przy jakimś ładnym bukiecie, żeby podziwiać jego piękno. Uwielbiał kwiaty w każdej postaci. Przez chwilę stał zamyślony, zastanawiając się co powiedzieliby jego kumple z dormitorium na jakąś roślinkę domową. Od jakiegoś czasu bardzo zastanawiał się nad przeniesieniem się znów do swojego dawnego mieszkania. Może nie byłby cały czas w otoczeniu ludzi, ale przynajmniej miałby spokój z tymi wiecznie imprezującymi studentami, których największym problemem był fakt, kogo aktualnie przelecieli, a kogo jeszcze nie. Wyrósł z takich czasów. Fakt, dalej lubił się zabawić z dziewczynami, czego najlepszych przykładem była relacja z Tori, ale nie miał zamiaru rozpowiadać o tym na prawo i lewo. Oderwał się od ponurych myśli i ruszył w stronę lady, chcąc jak najszybciej odebrać zamówienie z okazji rocznicy ślubu jego kumpla. Stanął przy kasie i nacisnął mały dzwoneczek, zakładając ręce za siebie i czekając, aż zjawi się ktoś, kto go obsłuży. Poprawił sweter i założył ręce na piersi, przekrzywiając lekko głowę. Wreszcie pojawiła się jakaś kobieta i gdy tylko go zauważyła, prawie podbiegła do lady, zapytać się, w czym może mu pomóc. - Dzień dobry, chciałbym odebrać bukiet kwiatów, zamawiałem go z okazji pierwszej rocznicy ślubu - mrugnął wesoło. - Na nazwisko Björkson - dodał jeszcze, zastanawiając się czy przy składaniu zamówienia dostał jakiś jego numer lub paragon, który miał oddać przy odbiorze, ale nie przypomniał sobie o żadne takiej rzeczy, więc ze spokojem obserwował, jak kobieta oddala się w stronę zaplecza. Jej mina wyglądała, jakby nie kojarzyła takiego bukietu, ale wzruszył tylko ramionami. Na pewno mu się wydawało. W ostatnich dniach widział same ciemnej chmury nad swoją głową, a tak naprawdę przecież właśnie na jego niebie zaczęło się pojawiać coraz więcej słońca. Nie miał pojęcia, dlaczego tak przytłaczają go wszystkie myśli, kłębiące się w jego głowie.
Kattie nie miała bladego pojęcia co ją pokusiło by udać się aż do kwiaciarni. Czy lubiła kwiaty? Kiedyś średnio, bo przecież w dormitorium, gdy stały na jej szafce to tak naprawdę nikt ich nie widział i nie kusiły żadnych oczu poza jej własnymi. Teraz jednak mając swój własny dom uznała, że można go odrobinę upiększyć. Ogród nadal nie wyglądał najlepiej i nie było tam ładnych kwiatów,więc doszła do wniosku, że tylko w kwiaciarni jej wymagania względem estetyki i stylu zostaną spełnione w pełni. Ubrała się w prosty strój, nie wymagała od siebie zbyt wiele, wszak miała tylko pójść do kwiaciarni i zaraz wrócić do swojego domu zając się ogarnianiem i sprzątaniem terenu.Miała na sobie czarne obcisłe spodnie i białą bluzę z jakimś wizerunkiem, twarzą która nie była nikim znanym bądź popularnym w świecie magii. Wkroczyła do kwiaciarni z impetem i nagle zatrzymała się gwałtownie bowiem dostrzegła osobę, której już bardzo długo nie widziała. -Leo! - krzyknęła, mając totalnie gdzieś, że może zakłócać ciszę jaka panowała w owym pomieszczeniu jakim była ta malutka miejscowa kwiaciarnia. Dziewczyna była wysportowana, a że ostatnio miała różne wybryki i odpały, dzisiaj nastąpił właśnie ten dzień by zrobić coś szalonego. Ruszyła biegiem w kierunku chłopaka po czym skoczyła na niego, obejmując go nogami w pasie i wieszając się na jego szyi. Przytuliła go z całych sił. Cóż, dziewczyna zawsze była niereformowalna, a zasady dla niej oznaczały zawsze " brak zasad" . W końcu puściła go i stanęła obok. Była bardzo podekscytowana. -Co tutaj robisz w kwiaciarni? - zapytała z szerokim uśmiechem na twarzy, przy czym nie chciała nic mówić na razie o tym, że ona jest tutaj tylko po to, by kupić sobie ładny bukiecik do wazoniku. -Stęskniłam się trochę, to nie kłamstwa- dodała siląc się na bardzo poważny ton, na tyle poważny, że ten musiał uwierzyć w jej słowa.
Stał tak, oparty o ladę, bębniąc w nią nerwowo palcami i uśmiechając się pod nosem. Czy zawsze akurat jemu musiało przytrafiać się coś nieplanowanego? Lubił to w swoim życiu, że wychodząc rano z domu nigdy nie wiedział czy do niego wróci, jednak dzisiaj był już nieco zmęczony i zdecydowanie wolałby, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Nagle drzwi do kwiaciarni się otworzyły, więc odwrócił się machinalnie i oniemiał. Przed nim stała niejaka Katherine Russeau, z którą jego relacje były.. bardzo dziwne. Trochę się lubili, trochę sobie dogryzali. W każdym razie spotkał kogoś, kogo znał ze swojego wcześniejszego pobytu w Hogwarcie, co strasznie go zaskoczyło. Gdy krzyknęła jego imię, uśmiechnął się szeroko, obracając w jej stronę i otwierając szeroko ramiona. Cały Leo. - Kupę lat, Kath! - wyszczerzył zęby w szeroki uśmiechu, a gdy dziewczyna rzuciła się na niego, zaśmiał się na cały głos, łapiąc ją i obejmując w pasie. Właśnie taka była ich znajomość, szalona i niespodziewana. W jeden dzień potrafili dogryzać sobie ile tylko się dało, w drugi rzucać na siebie w kwiaciarni, jakby byli swoimi najlepszymi przyjaciółmi, chociaż nigdy się za takich nie uważali. - Czy dalej jesteś tą małą, wredną osóbką, którą znałem kilka lat temu? Myślałem, że już nigdy Cię w swoim życiu nie spotkam - uśmiechnął się szeroko, odsuwając trochę od niej swoją głowę i zaglądając w jej brązowe, piękne oczy. Dokładnie tak je zapamiętał. Nagle z magazynu wyszła ekspedientka, zaalarmowana głośnymi krzykami, patrząc na nich z dezaprobatą. Pomruczała coś pod nosem i wróciła do szukania bukietu dla Leonardo. Chłopak puścił Kath, odstawiając ją bezpiecznie na ziemię i oparł się znów o ladę, lustrując dziewczynę wzorkiem. - Kupuję bukiet, moi znajomi mają dzisiaj rocznicę ślubu i chciałem im zanieść coś ładnego, ale wydaje mi się, że jak zawsze będą z tym jakieś problemy - wzruszył lekko ramionami, ignorując kompletnie to, że prawdopodobnie nie dostanie zamówionego bukietu. Trudno, wymyśli coś innego. - A Ty? Co robisz w takim miejscu, to do Ciebie zupełnie niepodobne? - zaśmiał się, przekrzywiając głowę i patrząc na dziewczynę podejrzliwym wzrokiem. Faktycznie, w życiu nie spodziewał się, że wpadnie tu akurat na nią. - Co w ogóle u Ciebie? Co słychać? - to pytanie po tylu latach rozłąki było tak banalne, że aż roześmiał się cicho. Przecież na opowiedzenie wszystkiego potrzeba dobrych kilku godzin i paru mocnych drinków. Uśmiechnął się szeroko, na stwierdzenie dziewczyny, że się stęskniła. Ten jego uśmiech mówił "ja też" i uznał, że nie musi wyrażać tego w żaden sposób słowami. Dobrze ją było zobaczyć.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Dokładnie było tak jak napisał chłopak. Relacja tej dwójki zawsze była zagmatwana, choćby przez czystość krwi i fakt, że należeli do różnych domów. To wszystko nie zawsze było dla nich korzystne i Kath mimo iż wielokrotnie była miłą, potrafiła także być wyjątkowo wredną suczą. On doskonale o tym pamiętał jako iż kiedyś był przyjezdnym i nowym w tej szkole. Teraz praktycznie należał do Hogwartu. -Dalej ta sama wredna i złośliwa, ale kochana Katherina- powiedziała siląc się na szeroki uśmiech i uderzając go pięścią prawej dłoni w bok, było to jednak bardziej jak kuksaniec, więc za nic w życiu by go to nie zabolało. Co najwyżej mogło go rozbawić. Nie bardzo wiedziała co ma odpowiedzieć na zadane przez Leonarda pytanie, więc po prostu odwróciła się w kierunku kwiatów i niby zaczęła delikatnie skubać jeden z listków. Dobrze, że Pani kwiaciarka tego nie widziała. Dała by jej po uszach z pewnością! -W sumie to robiłam zakupy. Kupiłam dom w Hogsmeade, nie wiem co mnie podkusiło. Chciałam postawić ładny bukiet na stole w kuchni. Ogród wygąda fatalnie i nie ma tam na razie kwiatów- powiedziała lekko zawiedzionym tonem, po czym dodała - może pomożesz mi coś wybrać? jestem w tym fatalna- wyjaśniła co było zgodne z prawdą i on o tym doskonale wiedział. Zwykle to ona dostawała kwiaty, aniżeli ktoś jej kupował. Cieszyła się, że go spotkała w tym miejscu, a na wzmiankę o bukiecie na rocznicę ślubu uniosła tylko lekko brwi do góry, po czym pokiwała twierdząco głową na znak zrozumienia i tego, że to bardzo w porządku pomysł.
Naprawdę udało mi się spotkać kogoś znajomego? Tutaj? Przecież Ci wszyscy ludzie dawno powinni już skończyć Hogwart i porozjeżdżać się po całym świecie. Jak to możliwe, że stoi przede mną Kath, która wygląda prawie tak samo, jak te kilka lat temu? Natłok myśli w głowie Leonardo przez chwilę przysłonił mu paplaninę dziewczyny i wszystko, co działo się dookoła niego. W takim razie może udałoby mu się odnowić kontakt z resztą jego znajomych? Zaraz, zaraz.. a może oni wszyscy są jeszcze gdzieś niedaleko? Przecież nawet nie próbował się do nich odzywać, zresztą, tak samo jak oni do niego podczas jego długiej nieobecności. Z zamyślenia wyrwał go kuksaniec Kath. Uśmiech powrócił na jego twarz. - Kupiłaś mieszkanie w Hogsmeade? Ja dalej mam swoje w Londynie, ale Sylvestra gdzieś wywiało, nikt nie wie gdzie się podziewa - wzruszył lekko ramionami, na chwilę tracąc wcześniejszą radość. Kath była pierwszą osobą, której to powiedział. Może dlatego, że znała ich obu. Nikogo innego to tak naprawdę nie obchodziło. Teraz wszyscy mieli Sylvestra za jedynaka. Nawet nie wie czy jego bliźniak skończył Hogwart. Gdy zniknął na jakiś czas, świat dla niego zatrzymał się w miejscu. - Jasne, chętnie Ci pomogę. Co Cię interesuje? Idziemy bardziej w stronę czegoś trwalszego w doniczce czy w stronę zwykłego bukietu, który będzie trzeba wyrzucić po kilku dniach? - wyszczerzył zęby, zerkając w stronę lady czy aby ekspedientka nie wróciła z jego zamówieniem. On osobiście wybrałby coś w doniczce, ale był prawie pewien, że Kath zdecyduje się na piękny bukiet, który wstawi do wody i nie będzie musiała o niego dbać. - Słuchaj, a czy masz kontakt z kimś z Naszych dawnych znajomych czy wszyscy już stąd uciekli? - spytał, zerkając na dziewczynę przelotnie i rozglądając się za jakimiś kwiatami najbardziej pasującymi na stół w jej nowym domu. Sam chciałby, żeby wyglądały kolorowo i prezentowały się jak najlepiej. Wskazał palcem na jeden z bukietów, który spodobał mu się najbardziej. Nosił nazwę letnie uczucie - najbardziej spodobały mu się w nim słoneczniki. Drugi z bukietów, który w ogóle brał pod uwagę to letni bukiet kwiatów z którego wystawały maki. Na tą chwilę nie rozglądał się za kwiatami w doniczce, czekając, co wybierze dziewczyna.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Co tu dużo mówić? W tej kwiaciarni podobno były najlepsze kwiaty i siostra jej poleciła tą kwiaciarnię. Przy okazji brat poprosił ją o spotkanie, dlatego zgodziła się odwiedzić rodzinny dom, gdy tylko zapewnił ją, że ojca tam nie będzie. Długo to trwało, ale wreszcie zjawiła się na spotkaniu z bratem w rodzinnym domu. Ucieszyło ją spotkanie z chłopakiem. Też miał brata bliźniaka, więc w tym przypadku mamy wiele wspólnego. -W przypadku bliźniąt, mamy wiele wspólnego, moja siostra obecnie jest we Francji u naszej babci. Odkąd zmarł dziadek to fatalnie znosi samotność- powiedziała siląc się na smutny ton w głosie,ona sama uwielbiała dziadka Maxima. To był kolejny cios w jej delikatne i czułe serducho. Gdy zapytał co by wolała zamyślona wzruszyła ramionami. -Powiem ci, że nigdy na tym nie myślałam, pewnie kwiatka w doniczce bym zamordowała, zapominając o jego podlewaniu- powiedziała naprawdę poważnie, bo raczej ogrodnik to był z niej fatalny, nigdy nie przywiązywała bowiem wagi do roślinności. Gdy pokazał jej dwa z przykładowych widocznych bukietów, ten drugi z makami wpadł jej w oko. -Ten z makami będzie idealny do mojego salonu- powiedziała po czym uznała, że gdy tylko przyjdzie kwiaciarka to od razu go kupi i nie będzie już nic wydziwiać na prywatne zamówienia i tworzenie własnej wizji twórczej. -Odwiedź mnie w Hogsmeade, rezydencja nr 7. Zapraszam cię na moje urodziny, będzie naprawdę świetna impreza z możliwością kąpieli w basenie- powiedziała tym samym zapraszając go na swoją imprezę urodzinową. Ona oraz chłopacy: Max i Lucas mieli ustalić własną listę gości na tą uroczystość.
Tak właśnie jest z rodzeństwem, że kocha się ich bez względu na to gdzie się znajdują i co złego w życiu zrobili. Faktycznie, Leonardo kompletnie zapomniał, że Kattie też miała siostrę bliźniaczkę. Dziwne, jak po takim czasie mało rzeczy pamięta się o ludziach. Wydawałoby się, że to, co już raz osiągnęliśmy z daną osobą powinno zostawać na zawsze. Z jego doświadczenia jednak każda relacja po dłuższej przerwie musiała powstawać na nowo. Zmieniały się obie strony, trzeba było od nowa odkrywać czy nadaje się na tych samych falach, czy może system wartości u którejś ze stron zmienił się tak drastycznie, że nie jest się w stanie tego zaakceptować. Po raz kolejny w jego głowie pojawiło się zbyt dużo myśli, z którymi nie chciał sobie teraz radzić. Uśmiechnął się więc szeroko na widok ekspedientki, która wyszła z zaplecza. Nie widział jednak swojego bukietu. - Jak to nie ma?! - spytał, czując, jak serce zaczyna walić mu ze złości. Nie mogło nawet naprawić sytuacji to, że kobieta zaproponowała mu zniżkę, jeśli zdecyduje się poczekać jeszcze jeden dzień. Ten bukiet był mu potrzebny na teraz. Na już. Akurat dzisiaj, naprawdę akurat dzisiaj musiał przytrafić się mu ten pechowy moment z zamówieniem? Skrzywił się nieznacznie, kręcąc z rezygnacja głową. - Dziękuję, w takim razie poradzę sobie w inny sposób - niesamowite, że nawet zdenerwowany Leonardo nie zapominał o manierach i słowach typu "przepraszam", "proszę" i "dziękuję. Przepuścił w kolejce Kattie, odsuwając się w stronę drzwi. - Zapłać, poczeka na zewnątrz - uśmiechnął się lekko, wychodząc przez drzwi. - Dowidzenia! - rzucił przez ramię do kobiety, która właśnie zrujnowała jego pomysł na prezent. Westchnął ciężko, zakładając ręce na piersi i gdy Kath pojawiła się w drzwiach, mrugnął do niej wesoło. - Masz jakiś pomysł, co innego mogę kupić znajomym na rocznicę ślubu? Co do zaproszenia na urodziny, dziękuję! Chętnie się pojawię, zobaczę Twoje mieszkanie i ten piękny bukiet stojący w kuchni, o ile do tego czasu jeszcze nie padnie - zaśmiał się cicho. Nie widział jacy są obecni znajomi dziewczyny, z poprzednimi dogadywał się całkiem przyzwoicie. - Znając życie będzie to impreza pełna czystokrwistych Ślizgonów, chcących mnie zlinczować za samo moje pochodzenie? - spytał wesoło, zastanawiając się czy zgadł. W duchu trzymał kciuki, żeby dziewczyna zaprzeczyła. Radził sobie w takim towarzystwie doskonale, jednak zawsze wychodził ze spotkania zmęczony i zrezygnowany.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine nie mogła wyjść z podziwu widząc praktycznie stoicki spokój na twarzy chłopaka, gdy kobiecina powiedziała mu , że bukietu nie ma a więc i prezentu także chłopak nie miał. Praktycznie stracił tylko czas przychodząc tutaj. Jedynym plusem tego wszystkiego był fakt, że spotkał w tym miejscu swoją dawną znajomą czyli Kattie. Ona była na pewno największym i najlepszym bonusem w tym dniu. Wiedziała, że gdyby jej powiedziano coś takiego na pewno by wybuchła niczym sklątka tylnowybuchowa i pewnie rozniosła tą całą małą kwiaciarnię w drobny pył. Ona nie znała czegoś takiego jak pojęcie "nie mamy" albo "nie zrobiliśmy", " nie ma tego dla Pani" . Chlopak wyszedł z kwiaciarni, a ona zapłaciła za swój bukiet po czym trzymając go opakowanego w papier w rękach , podeszła do niego. -Powiem ci, że jestem beznadziejna w dawaniu prezentów i nie mam pomysłu, ale możemy to omówić przy kawie. Może mają tu w pobliżu jakąś dobrą kawiarnię? - zapytała z lekkim uśmiechem na twarzy. Miała chęć porozmawiać z chłopakiem a przy okazji przypomnieć dawne wspólne czasy. Leo myślał że na imprezie będą głównie Slizgoni? Tutaj, aż uśmiechnęła się szeroko. -Może to będzie dla Ciebie szok, ale Maximilian Solberg i Lucas Sinclair z którymi będę świętować urodziny mają wielu znajomych w innych domach. Dlatego będzie spora różnorodność- wyjaśniła, po czym zamilkła by po prostu dać mu pomyśleć i żeby sam zaproponował jakieś miejsce.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zbliżała się rocznica ślubu jej przyjaciół i Irvette zamówiła z tej okazji uroczy bukiet w niewielkiej kwiaciarni, jaką odkryła ostatnio w Londynie. Sklepik ujął ją klimatem, jaki wokół siebie roztaczał i rudowłosa postanowiła dać mu szansę. Jakże się rozczarowała, gdy po przybyciu na miejsce powiadomiono ją, że jej zamówienie zostało zgubione, a ze względu na użycie rzadkich rodzajów kwiatów, nie można było odtworzyć go na miejscu. Co prawda zwrócono jej pieniądze, które zdążyła już wpłacić, ale nie zmieniało to fakt, że dziewczynę ogarnęła furia. Nie chcąc wyładowywać się na sklepikarzach (głównie przez fakt kręcących się wokół świadków), postanowiła przyjrzeć się bliżej asortymentowi kwiaciarni i w końcu wybrała dla siebie skromną doniczkę z przepięknym hibiskusem, którego miała zamiar posadzić w swoim ogrodzie. Właśnie wychodziła ze sklepu, gdy zauważyła nieopodal znajomą sylwetkę. -Boris? - Przez chwilę zastanawiała się, czy podchodzić, ale ostatecznie uznała, że nie ma powodu ignorować jego obecności. -Gdybyś chciał kiedyś upiększyć swój ogród, zdecydowanie znajdź inny, bardziej profesjonalny sklep. Tutaj nie do końca potrafią zadbać o klientów. - Zaczęła od podzielenia się opinią o miejscu, jakie właśnie opuściła, po tym, jak przywitała się z nim tradycyjnym we Francji buziakiem w policzek. -Chociaż mają kilka wyjątkowych sztuk. - Wskazała na hibiskus, z którego była wyjątkowo zadowolona. Myślała nawet, że może sama powinna stworzyć bukiet z kwiatów, które miała w ogrodzie. Mowę roślin znała teraz lepiej, dzięki ostatniej lekcji zielarstwa i już w jej głowie pojawiały się pomysły na odpowiednią aranżację. -A Tobie, jak mija dzień? - Zgadała Zagumova. Wyraźnie miała dzisiaj lepszy humor niż ostatnio mimo, że przed chwilą podniesiono jej nieco ciśnienie przez niekompetencję pracowników.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Chodził głównie bez celu, przewietrzająć sobie głowę, która przemęczona była od ilości przeczytanych raportów, które bardzo często się powtarzały. Nie miał ochoty kontynuować takiego formatu pracy, więc mógł opuścić Ministerstwo pod przykrywką patrolowania ulic, co nie było rzadką formą spędzania przez niego dnia, a przy okazji mógł kupić prezent dla pewnej osoby, skoro już znajdował się w tej okolicy. -Irv- przywitał się, wysilając się przy tym na francuski akcent i odwzajemniając pocałunek w policzek. Nie zamierzał ukrywać, że cieszył się ze spotkania jej. Nastawił się na samotne spędzanie czasu, jednak zmiana jaka nastąpiła mogła zaliczyć się do tych pozytywnych. -Właśnie myślałem nad kupnem kilku sztuk- jak widać było, został wyręczony jeżeli chodziło o kupienie jej kwiatów. Warto było jednak zapamiętać tego fikuśnego hibiskusa, ponieważ zawsze mógł kupić kilka sztuk na kolejną okazję. -Może wezmę to od ciebie?- zaproponował poniesienie jej zakupów, jak zapewne byłoby od niego oczekiwane. Mógł przy okazji wykorzystać to do spędzenia dłuższej chwili w jej towarzystwie i, kto wie, może wypełnić czas kolejną udaną rozmową. -Miałem zająć się dokumentami w biurze, ale pozwoliłem sobie wyjść wcześniej- nie mógł doczekać się aż znowu nadarzy się okazja by mógł ruszyć w faktyczną akcję. Brakowało mu od czasu do czasu adrenaliny jaka się z tym łączyła, chociaż wiedział, że za każdym razem ryzykował mniej lub bardziej poważne urazu. -Tobie jak? Jest jakaś okazja, że kupowałaś tutaj kwiaty?- mogła oczywiście zrobić dla siebie, bo w końcu była to jej pasja, jednak każdy inny powód mógł być równie dobry.
Uśmiechnęła się szerzej słysząc, jak nadaje jej imieniu oryginalne brzmienie. Może nie było to wiele, ale wciąż, jeden wyraz bliżej domu, a nic nie poprawiało jej nastroju tak, jak wspomnienia o Francji. -Naprawdę? Czyżbyś obudził w sobie ogrodnika? - Zapytała, choć raczej nie spodziewała się potwierdzającej odpowiedzi. Wiedziała, że jeśli chodziło o rośliny, Boris raczej nie żywił do nich takich uczuć, jak ona. -Bez względu na odpowiedź, chyba wolę pokazać Ci bardziej odpowiednie miejsce. - Dodała konspiracyjnym szeptem, jednocześnie ponawiając swoja opinię o tym przybytku. Zdziwiła się nieco jego propozycją. Miała wracać do domu, ale skoro już na siebie wpadli, równie dobrze mogła przez chwilę skorzystać z towarzystwa Rosjanina. -Dziękuję, to bardzo miłe. - Wręczyła mu doniczkę, która wcale taka ciężka nie była, po czym poczuła, jak lekko się czerwieni, gdy kilka chaotycznych myśli przemknęło przez jej głowę, a dziś, nie miała na sobie makijażu pozwalając, by jej piegi zażyły trochę słońca i stały się dzięki temu nieco bardziej wyraziste. -Żal pogody na siedzenie w biurze. Doskonale Cię rozumiem. - Co prawda obowiązki trzeba było wykonać, ale jeśli Zagumov mógł pozwolić sobie na nieco luźniejszy grafik, nie widziała dlaczego miał z tego nie skorzystać. -Masz ochotę usiąść, czy wolisz się przejść? - Zapytała, dając mu wybór. Sama nie miała większych preferencji, ale skoro to Boris dźwigał teraz w ramionach hibiskusa, pozwoliła mu podjąć decyzję, która będzie dla niego bardziej komfortowa. -Och, Lauren i Louis mają wieczorem rocznicę ślubu. Moi przyjaciele z riwiery. - Wyjaśniła, bo przecież mężczyzna nie miał prawa ani obowiązku znać każdej osoby, która była jej bliska. -Zamówiłam przepiękny bukiet, ale zgubili go gdzieś w transporcie, więc wybrałam tego tutaj przystojniaka i chyba sama coś dla nich zrobię z tego, co rośnie w moim ogrodzie. - Przyznała, po czym postanowiła zaspokoić swoją ciekawość, choć prawdopodobnie znała odpowiedź na pytanie, które dopiero zamierzała zadać. -Znasz mowę kwiatów? - Zapytała w końcu, wpatrując się to w błękit Borisowych oczu, to w intensywną żółć hibiskusa.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Nigdy nie miał ręki do zieleniny, dlatego nie przeszło mu nawet przez głowę to, że mógłby zająć się własnym ogródkiem bez niczyjej pomocy. Nawet gdyby miał książkę z narysowanymi obrazkami, pokazującymi mu co ma robić, to mógłby nie dać rady. -Nie, miały posłużyć jako prezent dla ciebie- nie zamierzał się kryć ze swoimi intencjami, chociaż mógł przez to wypadać źle w oczach dziewczyny. Jeżeli jednak tak miało być, to trudno, czasami popełniało się faux pas i po prostu trzeba było iść dalej. -Dobrze- zgodził się posłuchać porady rudowłosej, biorąc od niej donicę, ponieważ to ona była ekspertem w tej dziedzinie, no i przede wszystkim nie wiedział, czy może aż tak zaufać sprzedawcom popełniajacym dość poważne gafy. -Możemy na chwilę usiąść i nacieszyć się słońcem- nie spieszyło im się aż tak, by musieć cały czas iść w jednym, obranym kierunku, więc postanowił zadecydować o czasie na relaks. -Długo ich znasz?- nie była to jego sprawa, jednak był ciekawski, dlatego chciał poznać szczegóły ich znajomości, a przy okazji zagaić na ten temat, by jakoś rozpocząć kolejny temat na rozmowę. -Na pewno im się spodoba twój bukiet- nie miał wątpliwości, że jej wybór będzie odpowiedni, dlatego też nie zawahał się użyć tego komplementu. Zastanawiało go, jaki rodzaj kwiatów postanowiła wybrać na taką okazję. -Szczerze, to nie miałem pojęcia, że te rośliny potrafią mówić- pierwszy raz o tym słyszał, ale brzmiało to jak przydatna, wyjątkowa rzecz, chociaż był laikiem, więc w zasadzie wszystko związane z roślinami brzmiało dla niego obco i czasami niezrozumiale. -Obgadujesz ludzi z nimi?- postanowił zażartować i wystawił swoją wolną rękę, by poprowadzić dziewczynę w stronę najbliższej, oblanej promieniami słonecznymi ławki, znajdującej się obok kwitnących krzewów, nie wiedział oczywiście co to był za gatunek rośliny, jednak jego kwiaty wyglądały bardzo ładnie.
Ruda uważała się za wyjątkowo szczęśliwą, bo miłość do roślin towarzyszyła jej od zawsze, przez co dużo łatwiej było jej wytrwać w życiu, w którym praktycznie nie miała możliwości ucieczki od magicznej flory. Oczywiście gdyby sprawy miały się inaczej, zapewne teraz pozbawiona byłaby problemu przejęcia Lyonskich szklarni, ale nie potrafiła sobie jakoś wyobrazić takiego obrotu spraw. -Dla mnie? - Zdziwiła się nieco, choć zdecydowanie mile połechtał jej ego. -Schlebiasz mi, Borisie. - Przyznała bez ogródek. Nie była pewna, czym sobie na taki gest zasłużyła, ale nie miało to znaczenia. Uwielbiała prezenty w każdej postaci, a te roślinne, zajmowały w jej sercu szczególne miejsce, co zresztą nie było trudne to wywnioskowania, gdy tylko poznało się cokolwiek więcej niż imię dziewczyny. -Usiądźmy. - Zgodziła się, powoli ruszając za nim, w poszukiwaniu idealnego miejsca na odpoczynek. Napawała się promieniami słońca, które muskały jej skórę, powodując przyjemne ciepło. Uwielbiała tę część roku i dałaby wiele, by nigdy nie przechodzić przez zimniejsze miesiące. Co prawda od czasu polarnej wyprawy, czasem miewała dni, kiedy nawet najlepsze zaklęcie ogrzewające nie było w stanie pomóc jej skostniałej skórze, jakby nagle cała krew z niej uleciała, ale dziś zdecydowanie tak nie było. -Och, Louis chodził ze mną do klasy jeszcze we Francji. Poznali się, gdy Lauren przyjechała na święto pegazów, odwiedzić jedną z kuzynek. - Wyjaśniła, bo przyjaźń z tą dwójką trwała już jakiś czas i była jedną z tych, którą Irvette ceniła sobie ponad życie. Cieszyła się ich szczęściem i skrycie zazdrościła miłości, która pięknie dopełniała ich małżeństwo. -Jesteś naprawdę uprzejmy. - Podziękowała pośrednio za kolejny komplement. Co prawda bukiet miał być tylko dodatkiem do głównego podarku, ale nie oznaczało to, że miał jakkolwiek znajdować się poniżej standardów, które sobie narzuciła. -Potrafią i to naprawdę głośno, jeśli jesteś chętny ich posłuchać. - Rozpromieniła się, widząc okazję do podzielenia się wiedzą z Zagumovem, a następnie prychnęła rozbawiona na jego żart. -Można powiedzieć, że tak. Przy każdej możliwej okazji. - Rzekła, by zaraz potem, przysiąść na ławce obok mężczyzny i pogładzić delikatnie płatki hibiskusa, którego przed chwilą zakupiła. -Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego ukochanym wręcza się róże? - Zadała pytanie, widocznie zamyślona, przenosząc powoli wzrok z sadzonki na Borisa. -Oczywiście nie można odmówić im uroku i gracji, ale to nie jest główna przyczyna. - Kontynuowała, nieświadomie gładząc jeden ze swoich warkoczy. -Każdy kwiat ma swoja symbolikę, a róże - szczególnie te czerwone - oznaczają wieczną miłość. - Widać było, jak dziewczyna jeszcze bardziej złagodniała w swoich gestach i słowach. Można by wręcz powiedzieć, że rozmarzyła się nieco, a jej wzrok był nieco nieobecny. -Różowe są symbolem wdzięku, a purpurowe zachwytu. Żółte natomiast oznaczają zdradę, to dlatego tak rzadko się je wręcza. - Dodała już nieco bardziej przytomnie, podwijając jedną nogę i układając się troszkę wygodniej na ławce. Wiedza o mowie kwiatów to potężna broń, którą można używać, by kogoś zachwycić, ale i przesłać mniej sympatyczne wiadomości. Nawet groźby. Bukiet z piwonii to bezdenna złość, a malina oznacza wyrzuty sumienia. To dlatego zawarłam ją w bukiecie, który dostałeś ode mnie ostatnim razem. - Nawiązała do przeprosin, które miały miejsce nie tak dawno temu. Tak, tamten upominek nie był bez znaczenia i każdy jeden listek, był ostrożnie przez dziewczynę dobrany. -Tak samo leszczyna, która oznacza pojednanie. - Dodała. Mogła tak opowiadać i całą wieczność, ale nie chciała zanudzić swojego rozmówcy, więc na ten moment poprzestała tylko na tych informacjach.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
-A no tak- Teraz niespodzianka została zepsuta, ale dalej można było przygotować ten upominek. Był na to jeszcze czas, a tak chociaż miał okazję zorientować się jaki bukiet byłby najodpowiedniejszy. -Jak wygląda to święto?- nigdy nie miał okazji, by zobaczyć święto pegazów, a interesowało go to, czy bardziej to wygląda jak wizyta w rezerwacie, gdzie ogląda się rozmaite zwierzęta, w tym przypadku zwierzę, czy jak jarmark dla dzieci z różnymi atrakcjami i pokazami wystylizowanych konio-podobnych zwierząt. -Często z nimi rozmawiasz?- był tak niezaznajomiony z tematem, że nie wiedział czy chodziło o dosłowną rozmowę, czy była to jakaś metafora powiązana z ich symbolikę, ale liczył, że z tym pytaniem uzyska odpowiedź w tej niejasnej dla niego kwestii. -Muszę się przyznać, że mój wybór kwiatów opierałby się jedynie na kwestiach wizualnych- zawsze tak było, ponieważ był osobą praktyczną, więc ewentualne zakupy kwiatów opierałby na gustach swoich lub osoby dla której ten bukiet miałby być przeznaczony. -A białe co oznaczają?- myślał nad ich kupnem, ale mogło się okazać, że będzie musiał przemyśleć swój wybór, jeżeli ich znaczenie było w jakimś stopniu negatywne. Nie wiedział, czy spodziewać się z jej strony wykładu i historii skąd się wziął taki a nie inny zwyczaj dawania tego rodzaju róż, czy też jakiejś skróconej wersji, która wszystko by mu rosjaśniła. -Groźba kwiatami brzmi tak niewinnie- z wierzchu w sam raz dla kogoś takiego jak ona, chociaż po przemyśleniu tego, bukiet oznajmiający groźbę podarowany przez nią prawdopodobnie miałby w sobie jakieś trujące rośliny. Na tę myśl uśmiechnął się sam do siebie na moment.
Widać było, że jego pytania sprawiają jej niezmierną radość. Ostatnimi czasy czuła się w Wielkiej Brytanii gorzej niż zazwyczaj i każda możliwość powrotu myślami do jej rodzinnego kraju, poprawiała rudowłosej humor. -Jest przepiękne! - Gdyby nie wyuczona kontrola, zapewne wykrzyknęłaby to zdania, a tak jedynie zarumieniła się lekko, pozwalając naturalnym emocją wypłynąć na twarz. -Wszystkie czystej krwi pegazy zjeżdżają z hodowli z całego kraju. Odbywa się wyścig i konkurs na najpiękniejszy okaz. Oczywiście można również zakupić pegaza, czy dwa, jeśli ma się wystarczające środki. Do tego piekarze z całej Europy przyjeżdżają, by zmierzyć się w konkursie na najlepsze bezowe wypieki. Jest pełno kwiatów i kolorów, a przede wszystkim muzyki i sztuki. Za każdym razem święto koronuje wytęp paryskiej filharmonii. - Oczami wyobraźni powróciła do ostatniego święta pegazów, jakie dane jej było przeżyć, by po chwili jej oczy nieco posmutniały, gdy zdała sobie sprawę z tego, jak wiele lat temu to było. Oddałaby wiele, by za rok móc uczestniczyć w tym wydarzeniu razem z resztą swojej rodziny. -Tak często jak z ludźmi. - Puściła mu oczko, by zaraz potrząsnąć głową i dodać nieco poważniej. -Magia zielarstwa, której uczono mnie w domu, opiera się nie tylko na tradycyjnym podejściu. Ponoć rozmowa z roślinami dodaje im witalności i jeśli mam być szczera, uważam, że to prawda. - Wzruszyła ramionami. Mógł uznać ją za dziwaczkę, ale ona wiedziała swoje, a rośliny, którymi się zajmowała, zawsze wyglądały jak najpiękniejsze okazy, jakie można było dostać. -Nic w tym złego. Wiele ludzi nie myśli o tym, co mogą przekazać. Poza tym, efekt wizualny jest tak samo ważny, prawda? - Zapewniła go z uśmiechem. Tak, znała tajemną wiedzę mowy kwiatów, ale nie oznaczało to, że każdy bukiet, który stworzyła, musiał zawsze mieć jakieś głębsze znaczenie. -Białe róże są najtrudniejsze w interpretacji, bo wszystko zależy od słownika po jaki sięgniesz. Najbardziej popularnym znaczeniem jest jednak szacunek, wrażliwość, czystość, ale i bezkresna, uduchowiona miłość. - Wyjaśniła bez zawahania, zastanawiając się, czy nie pominęła czegoś ważnego, ale ostatecznie uznała, że wymieniła najważniejsze punkty. -Brzmi niewinnie, ale może oznaczać mało przyjemne konsekwencje. Dlatego dobrze jest czytać te bukiety, które dostajesz od ludzi mniej Tobie przyjaznych. - Wyraziła swoją opinię, bo sama uważała, że to największe piękno czasem skrywa najmroczniejsze sekrety. Dlatego też, gdyby tylko chciała życzyć komuś rychłego zgonu, upewniłaby się, że otrzyma on najpiękniejszy bukiet, jaki w życiu widział. I prawdopodobnie ostatni.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Nie zamierzał się w żadnym wypadku tam wybierać. Nie lubił uczestniczyć w imprezach masowych z ludźmi, których nie znał, chociaż też z grzeczności nie odmówiłby gdyby taka propozycja została mu przez Irvette złożona. -Ta rocznica będzie celebrowana w Londynie, czy w jakimś bardziej ustronnym miejscu?- nie wiedział jakby ewentualny bukiet zniósł podróż świtostoklikiem, w jakieś odległe miejsce we Francji, ale wiedząc, że same ubrania niekiedy potrafiły się potarmosić, nie sądził, żeby kwiaty zniosły taką podróż znacznie lepiej -Twoja rodzina ma jakieś pegazy?- samemu nie zastanawiał się nad ich kupnem, chociaż była to kusząca wizja, zważając na to, że tak bardzo lubił jazdę konną, a przemieszczanie się na wariacji tego zwierzęcia, tylko ze skrzydłami nie mogło być aż tak odmienne od tego co już zdołał doznać kiedy był młodszy. -Brałaś kiedyś udział w tym konkursie?- wiedział, że potrafiła gotować, nie wiedział tylko w jakim zakresie te umiejętności obowiązywały. Miał ochotę się przekonać, czy jej wypieki były na tym samym poziomie co pozostałe danie, które zaserwowała mu ostatnim razem. -Uspokaja cię to?- samemu czasami gadał do siebie, żeby pewne myśli wyszły mu z głowy, więc może i w tym przypadku było podobnie. Nie różniło to się chyba zbytnio od borisowego rozmawiania ze sobą, poza tym, że jak wspomniała, miało to jakieś pozytywne skutki w oddziałowywaniu na rośliny. -Tak, zwłaszcza jeżeli możesz się nimi ozdobić. Tobie by chyba przypasowała odrobina błękitu- uważał, że naturalny kwiat we włosach dodałby jej wdzięku oraz podkreślił zielone oczy, które bardzo ładnie komponowaly się z jej ognistymi włosami. -Chcesz jednego?- zapytał się, wyciągając papierosa i odpalając go sobie. Zapach może i nie był najlepszy, ale pomagał mężczyźnie się skoncentrować. Stało się to u niego rutyną, co było nie do pomyślenia jeszcze jakiś czas temu, kiedy odór tytoniowego dymu odrzucał go. -Musiałabyś przygotować mi jakąś rozpiskę z tym jaki kwiat i który kolor co znaczy- mówił pół żartem i pół serio, ale nie obraziłby się, gdyby miał lepszą wiedzę na temat tego jakie kwiaty powinny znajdować się w bukietach w zależności od okazji, jeżeli miał je kiedyś w przyszłości kompletować.
-U nich w domu, na plaży w Brighton. - Odpowiedziała, nie mogąc doczekać się magicznego ogniska rozpalonego wieczorem na plaży i wystawnej kolacji. Tak, jej przyjaciele doskonale wiedzieli, jakimi daniami ugościć bardziej wybredne podniebienia, a takie właśnie posiadała Irvette. -My bezpośrednio nie, ale kuzynka skusiła się na kilka sztuk i są naprawdę przecudne. - Wyjaśniła, nie mając pojęcia, jak daleką rodzinę mężczyzna ma na myśli. A rodzinę to akurat Irvette miała ogromną. -Niestety nie było mi dane. Co roku wystawiali mnie...To znaczy, co roku startowałam w wyścigach. Ojciec uważał to za bardziej odpowiednie. - Zmieszała się, gdy nieopatrznie użyła stwierdzenia, jakie padało w rozmowie z jej rodzeństwem. Tak, czuła się podczas tych wyścigów, jak jeden z pegazów wystawionych na pokaz, choć oczekiwania co do niej były zdecydowanie wyższe niż w stosunku do nawet najpiękniejszego rumaka. -Niezła zabawa, jeśli nie myśli się o zdobywaniu pucharu. - Powróciła do lżejszego tonu, bo nastrój miała naprawdę dobry. -Próbowałeś kiedyś dosiadać pegaza? Albo jazdy konnej? - Zapytała, ciekawa czy miał jakiekolwiek doświadczenie w siodle i czy może kiedyś nie warto byłoby wspólnie udać się do jakiejś stajni. -Pewnie pomyślisz, że jestem szalona, ale poniekąd tak. - Zawstydziła się lekko, co nie było dla niej zbyt normalne. Owszem, często rumieniła się wbrew własnej woli, ale bardzo rzadko szło za tym takie uczucie, które teraz poczuła w swoim żołądku. -Błękitu mówisz? Może warto spróbować. - Spuściła na chwilę wzrok, dłonią zakładając luźny kosmyk za uszy. Zazwyczaj nie był to kolor, który wybierała, ale nie oznaczało to, że go nie lubiła. Po prostu nauczono ją, że w sytuacjach biznesowych, a za takie miała całe swoje życie, lepiej postawić na bardziej neutralne kolory. -Dziękuję, nie palę. - Odmówiła grzecznie, bo o ile po alkohol sięgała z różną częstotliwością, to papierosy były jej naprawdę dalekie. Nie przeszkadzało jej jednak to, by Boris zapalił. Wiele jej przyjaciół korzystało z nikotyny i zdążyła się już do tego przyzwyczaić. -Mówisz poważnie? - Zapytała podejrzliwie, nie będąc pewną intencji Borisa. A Merlin jej świadkiem, że była gotowa nawet i jutro wysłać mu kompletną listę, jeśli nie był to z jego strony żart.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Boris samemu trzymał się zdala od jakiś turniejów sportowych, głównie z uwagi na to, że nie lubił miotlarstwa, ale też dlatego, że nie chciał mieć bez przerwy nakładanej na siebie presji. -Miałaś jakieś sukcesy?- jeżeli już była w pewnym stopniu przymuszana do partycypowania w takiej formie podczas święta, to chociaż dobrze by było, jakby miała z tego pozytywne wspomnienia w postaci odniesionego sukcesu, nawet jeżeli był tylko jeden. -Jeździłem konno jak byłem młodszy, niestety od dłuższego czasu nie miałem okazji wsiąść w siodło.-porzucił to hobby jeszcze przed wyjazdem z Rosji, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby w wolnej chwili mógł powrócić do jeździectwa. Byłaby to tylko kolejna forma ucieczki od realiów jego życia, lecz nie było to aż tak złe. -Możesz mi pokazać jak się ścigać jeżeli znasz jakąś stadninę na Wyspach- wątpił, żeby prześcignął ją, ujeżdżajac tradycyjnego konia, a gdyby zapragnął wejść na grzbbiet pegaza, musiałby mieć ją obok siebie, by dostosować się do tych niewielkich zmian jakie wynikały z różnicy pomiędzy oboma gatunkami wierzchowców. -Nie, to dobrze, że masz coś takiego własnego - lepsze było gadanie do roślin, niż trzymanie pewnych emocji w sobie, jak dziwnie by to nie brzmiało w uszach osób postronnych. -Wybiorę coś dla ciebie jeżeli pozwolisz- powiedział zaciągając się papierosem, co wywołało krótki napad kaszlu. Potem obrócił się w jej stronę i powolnymi ruchami wyjął zza ucha pasemko włosów, które tam schowałą, by zwizualizować sobie lepiej jakby to wszystko miało wyglądać. Wystarczyło tylko, by po dojściu do kwiaciarni, która miała mu zostać pokazana przez Francuzkę, wszedł do środka i wybrał kwiat, który będzie mniej więcej jasnoniebieski. Jakby było ich więcej, to wybrałby ten najsubtelniejszy, zważając na posturę dziewczyny. -Oczywiście, nieraz mi się to przyda podczas jakiś bankietów- zawsze byłaby to kolejna nietypowa rzecz do wyuczenia przez Borisa, jednak jeżeli ten temat interesował jego towarzyszkę, to postanowił się nieco bardziej zaangażować, by w ten sposób pokazać, że docenia jej towarzystwo.
Cóż, ona nie miała możliwości wyboru, choć wciąż pozwalano jej na więcej niż jej rodzeństwu, ale z drugiej strony nakładano też na dziewczynę większą presję. Nikt wcześniej nie pytał, czy w ogóle to jej się podobało. Miała godnie reprezentować rodzinę i tylko to się liczyło. -Oczywiście. Nie było innej opcji. - Dodała trochę sztywno. Powoli otwierała się przed mężczyzną i choć daleka była od wyznawania mrocznych tajemnic swojej rodziny, to jednak nie uważała, by było coś złego w podzieleniu się tym, w jakim domu była wychowana. Przynajmniej częściowo. -Pierwszy puchar zdobyłam jeszcze w dziecięcym siodle, a później mało kto miał szansę mi go wyrwać. Nie licząc Bastiena. - Z niechęcią wymówiła to imię, a jej oczy pociemniały na moment. -Udało mu się mnie prześcignąć w piątej klasie... - Zacisnęła mocniej szczękę, co jasno pokazywało, jak czuła się w związku z tą porażką. Bardzo dobrze pamiętała wybuch wściekłości ojca i ból, jakim ją uraczył, gdy wróciła do domu z kokardą za drugie miejsce, zamiast wystawnego pucharu zwycięzcy. -Zmarnowałeś mnóstwo czasu. - Nie karciła go za to, a raczej chciała powiedzieć, że nie warto porzucać czegoś, co sprawiało mu przyjemność i już miała zaproponować wspólny wypad, gdy Boris ją ubiegł. -Bardzo chętnie! Może na początek spróbujemy na ziemi, a na niebiosa przesiądziemy się, gdy przypomnisz sobie, jak się trzyma lejce? Nie jestem najlepsza z uzdrawiania, gdybyśmy mieli się połamać. - Przyznała, proponując bezpieczną, aczkolwiek niemniej przyjemną alternatywę. Pegazy były charakterne i warto było się zapoznać z nimi, nim wyniesie się na nich w powietrze. Poczuła się lepiej, gdy zapewnił ją, że nie jest szalona, po czym podniosła na niego wzrok, czując dłoń, sięgającą jej twarzy. -Śmiało. - Zachęciła go, ciekawa, co takiego ma w głowie. Wiedziała, że Boris nie oszpeci jej intencjonalnie i była gotowa oddać mu na chwilę pałeczkę, by mógł dobrać kwietny dodatek, który według niego najlepiej komponowałby się z jej urodą. -Ehhh, bankiety. - Westchnęła, nie dając do zrozumienia, co konkretnie ma na myśli. -W takim razie oczekuj na kwiecistą encyklopedię. Jest tego trochę, ale na pewno zaimponuje to odpowiednim osobom. Nie mówiąc już o tym, że na pewno pomoże Ci podczas naszej wizyty we Francji. - Rzuciła jakby mimochodem, choć chciała dać mu znak, że pamięta o złożonej obietnicy zabrania go w rodzinne strony mimo, że na realizację jej, będą musieli chwilę poczekać.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Cieszył się, że Irvette miała jakieś pozytywne wspomnienia związane z tymi wydarzeniami, chociaż gdy wspominała o utracie pierwszego miejsca na rzecz innego zawodnika, wyczuć się dało poirytowanie. -To ładnie- skomplementował krótko jej osiągnięcia. Samemu nie miał żadnych jeżeli chodziło o płażczyznę sportową. Może będzie miał możliwość zobaczenia chociaż części jej potencjału w najbliższym czasie. -Nie jest aż tak źle- nie uważał, że zmarnował czas, eliminując rutynę związaną z jeździectwem. Pamięć mięśniowa dalej mu gdzieś została, musiał teraz tylko wrócić do formy jaką prezentował przed laty i może będzie miał szansę prześcignąć de Guise. -Dobrze, poszukam czegoś. Nie musisz się martwić o to, że się połamiesz- teraz tylko musiał postarać się o znalezienie miejsca, gdzie mieliby i konie, i pegazy, ewentualnie może dałoby się sprawić, by te drugie na początku nie wznosiły się w powietrze, jeżeli faktycznie mieli coś potrenować i czerpać z tego przyjemność. -Będę wypatrywał stada sów niosących mi to- nie wiedział jak długa mogła być ta lista, chociaż spodziewał się, że wysłanie jednej sowy będzie wystarczające w tej sprawie. + /ztx2