C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Stolica Korei Południowej, jedna z największych i najbogatszych metropolii na świecie, położone w centralno-zachodniej części Półwyspu Koreańskiego. Na jednym brzegu znajdziemy oazę zieleni, spokoju i pamiętających najdawniejsze czasy zabytków, a z drugiej strony rzeki – tętniąca życiem nowoczesną metropolię.
Ostatnio zmieniony przez Lexa Shelby dnia Nie Mar 29 2020, 19:29, w całości zmieniany 1 raz
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
- Przepraszam. - powiedziała, wpatrując się w niebieskie oczy blond mężczyzny, który wciąż trzymał ją za rękę, uśmiechając się przy tym pociesznie. Bo on wiedział, że w końcu tak będzie. Wiedział, że po pojawieniu się Aidena w Londynie to tylko kwestia czasu, kiedy Lexa zdecyduje się go zostawić. - Po prostu już nie mogę dłużej cię oszukiwać. Nie zasługujesz na to.- dodała, opuszczając wzrok. Zawsze o nią dbał i starał się z całych sił, aby jej zaimponować, aby ją uszczęśliwić. Troszczył się, słuchał, dbał. Mógł być dobrym przyjacielem, ale nigdy nie dane mu było zostać kimś, kto byłby w stanie zamieszkać w jej sercu. I chociaż zależało jej na nim, to nie była to miłość. - W porządku. To on jest kimś kto cię uszczęśliwia. I mógłbym się starać przez lata, ale nigdy bym mu nie dorównał. - powiedział. Nie miał do niej żalu. Próbował, chociaż ostrzegała go przed tym, że jest... zepsuta. Gdy tylko zobaczył jej zaangażowanie w przypadek Ackermanna, chyba podświadomie przygotowywał się na to co właśnie miało miejsce. Dlatego nie był zdziwiony ani zły. - Nie chciałam cię skrzywdzić.- mruknęła, bo wiedziała przecież, że mu na niej zależy. Pokazywał to każdego dnia. Ethan jednak pokręcił głową, uśmiechając się do niej ciepło. - Naprawdę liczę na to, że będziesz szczęśliwa, Lexa. Nawet jeśli nie będzie to przy mnie.- dodał, odgarniając jej zbłąkany kosmyk włosów za ucho, po czym ostatni już raz ucałował jej czoło w czułym, pożegnalnym geście. Bo on też odchodził.
______________
Dwa tygodnie. Przez ponad dwa tygodnie nikt nie wiedział gdzie jest. Dowiedziała się, że zniknął następnego dnia, zaledwie godzinę po zerwaniu z Ethanem, kiedy napisał do niej zmartwiony Hans z zapytaniem czy wie gdzie się podziewa Aiden. Zostawiła go przecież w pokoju, aby doszedł do siebie. Gdy jednak powiadomili ją, że zniknął, a od koleżanek w pracy dowiedziała się, że wypisał się na własne żądanie zaledwie kilkadziesiąt minut po tym jak wyszła... wiedziała co było powodem, dla którego nie został w Mungu. I czuła się z tym paskudnie, ale z drugiej strony chyba go rozumiała. Bo powiedział jej przecież, że nie ruszył i nie potrafił ruszyć dalej, ale mimo wszystko znalazł sobie kogoś z kim wdał się w nowy związek. I jak nad tym dłużej myślała, to było to cholernie podobne do zachowania i sytuacji w której ona się znajdowała. Przecież też dlatego musiała opuścić szpital, bo im dłużej na niego patrzyła, tym dłużej uświadamiała sobie, że go straciła na własne życzenie i teraz już nigdy nie będzie jej, bo był z kimś innym. I było to tak cholernie bolesne, że nawet wytrenowana maska „I’m fine” połączona z profesjonalizmem nie były w stanie zakryć wewnętrznego rozbicia. I nie wiedziała czy ma go szukać. Raczej by tego nie chciał. Obydwoje chyba potrzebowali czasu dla siebie, co nie zmieniało faktu, że się martwiła. W końcu ostatni raz jak go widziała był w opłakanym stanie. Był wykończony, po wypadku. Powinien leżeć jeszcze kilka dni, a on wziął, ubrał się i wyszedł nikomu nie mówiąc gdzie. Pisał do niej Hans, pisał do niej Noel, ale ona nie mogła im pomóc, bo nie miała pojęcia gdzie Aiden był. W końcu jej też nie poinformował. Jednak nie dawało jej to spać po nocach, bo bała się, że gdzieś zasłabł i po prostu cierpiał. Nie mogła się nie przejmować, bo nawet jeśli nie był już jej, to dalej go kochała, a na to nie mogła nic poradzić. Starała się to zwalczyć przez dwa lata. Bez skutków. Teraz kiedy na nowo pojawił się w jej życiu, wydawało jej się, że będzie to zadanie praktycznie niemożliwe. Hans i Noel wielokrotnie do niej pisali, aby dała im znać w razie jakby się czegoś dowiedziała, jakby się odezwał. W końcu sama postanowiła poruszyć stare, zakurzone kontakty, które zalegały gdzieś na wizbooku i popytać wśród wspólnych znajomych z nadzieją, że ktoś jej odpowie. A najbardziej prawdopodobną opcją była Jeon, a przynajmniej niegdyś by o niej pomyślała, bo nie wiedziała w jakich relacjach znajdują się aktualnie. Zaryzykowała jednak z zapytaniem czy wie, gdzie jest Aiden. Wiedziała. Patrzyła się na wiadomość z adresem od dziewczyny, nie bardzo wiedząc co ma z nią zrobić. Czy wysłać Hansowi? Czy może... to był głupi pomysł, ale chyba musieli porozmawiać, bo jeśli w dalszym ciągu ich relacja będzie tak wyglądać, to wykończą się nawzajem. Dlatego odpisała dziewczynie, że będzie następnego dnia. Jeon odpowiedziała na wszystkie wiadomości Lexy, uspokajając ją, że wszystko z nim w porządku, przynajmniej fizycznie. Przynajmniej tyle dobrego. Lexa wzięła wolne w pracy, urlop na żądanie, tylko po to, aby za pomocą świstoklika przetransportować się do kraju, który niegdyś mogła uznać za swój drugi... no, trzeci dom. Spędzała tu masę czasu nawet jeśli dalej jej koreański był tragiczny. Ale lubiła tu być. Uwielbiała tą społeczność, kulturę, a nawet jedzenie, które w większości Aiden musiał zjadać, bo jej paliło twarz po trzech kęsach. Nawet jeśli było dla niej specjalnie łagodniejsze. Teraz jednak nie miała czasu ani ochoty na zwiedzanie, bo kierowała się prosto pod wysłany jej wcześniej adres. W końcu jednak stanęła pod odpowiednimi drzwiami pozwalając sobie na chwilę zawahania. Bo nawet jeśli już tu była, to nie wiedziała czy to faktycznie dobry pomysł, znowu wpierdalać się do niego z butami. Mieli się unikać, mieli o sobie zapomnieć, a ona łapała się na tym, że o nim myślała i liczyła na to, że na niego wpadnie. I teraz też przecież nie musiała tu przyjeżdżać, a jednak... jednak tu była, z dłonią zawiśniętą w powietrzu, zastanawiając się czy powinna pukać. Ale zapukała. Przestąpiła z nogi na nogę, niedługo później stając twarzą w twarz z Jeon, która nie zmieniła się nic a nic. Nawet uśmiech miała ten sam. Bez słowa przywitania, koreanka poinstruowała gdzie znajduje się aktualnie Aiden, wcześniej ostrzegając, że to może być ciężkie spotkanie. Nic nowego. Ostatnio każde takie było. Lexa skinęła więc głową i nawet nie zrzucając z siebie czarnego, wiosennego płaszcza pokierowała się do przejścia do salonu w którym miał się znajdować Ackermann. Nie miała zabawić tu przecież długo. Podobno. Jeon natomiast podążyła za Lexą, ale po kilku krokach zatrzymała się, odprowadzając blondynkę jedynie spojrzeniem. To nie była jej rozmowa. Wycofała się więc, aby zostawić ich samych sobie. Shelby natomiast szybko odnalazła chłopaka spojrzeniem. Poczuła jednoczesną ulgę, że faktycznie nic mu nie jest, ale także irytację, że znowu postąpił głupio nie zważając na swoje własne zdrowie. Oparła się bokiem o jeden z filarów przejścia chowając dłonie w kieszeniach płaszcza, lustrując Ackermanna swoimi ciemnymi tęczówkami. - Wszyscy się o ciebie martwią. - powiedziała, nie spuszczając z niego spojrzenia. - Mogłeś chociaż Hansa poinformować, że żyjesz, bo odchodzi od zmysłów.- a jeśli Hans panikował, to Noel tam chyba padał na zawał conajmniej kilka razy dziennie.
Przez te dwa tygodnie zdołał dojść do siebie. Odpoczywał praktycznie cały czas, chociaż to nie znaczyło, że całkowicie odpuścił sobie treningi. Po tygodniu wpadł w odwiedziny do "starej ekipy". Po jego transferze nie było żadnych zgrzytów, a wręcz przeciwnie - wszyscy zrozumieli jego decyzję i życzyli mu jak najlepiej. Nie było zawiści ani rozczarowania. Dlatego na wspólnym treningu, na który przyprowadziła go Jeon, został ciepło przywitany. I zaproszony do wspólnej gry, chociaż z góry trener go uprzedził, że będzie go traktował ulgowo. Jakby nie było to wszyscy tutaj zebrani byli świadkami tego wypadku - gdzie Ackermann padł z wycieńczenia. Dosłownie. Ale przyjęli go z otwartymi ramionami i nikt nie rozgadał tego, że Aiden Ackermann przyszedł na trening znów do reprezentacji Korei. Był u nich dwa razy, ale trenował też z samą Jeon. Wieczorami oglądali filmy, a raczej Jeon pokazywała mu wszelkie koreańskie dramy (w tym pewnie Love Alarm, lolol). Wyciągała go na imprezy, na piwo, skutecznie starała się zająć jego myśli. Bo wiedziała, że był wyniszczony. Wiedziała wszystko. Opowiedział jej całą historię i po tym wszystkim, jako jego dobra, a raczej najlepsza przyjaciółka, za punkt honoru postawiła sobie pomóc Ackermannowi w stanięciu na nogi. Teoretycznie odżył. A na pewno odzyskał siły. W kwestii jego nastawienia to... wiedziała, że to nie jest już ten sam Ackermann. Mimo tego, że za wszelką cenę starała się go socjalizować to po prostu się nie dało. Aiden zamknął się w sobie, zamknął na cały świat zewnętrzny tłumacząc Jeon, że po prostu potrzebuje czasu. Bo naprawdę musiał przyzwyczaić się do tego, że to był koniec. Faktyczny koniec. Wcześniej żył jeszcze jakąś malutką nadzieją, bo przecież rozstając się z nim Lexa powiedziała, że go kocha. Więc wydawało mu się, że może coś się zmieni. Może to ona zmieni zdanie. Nie zmieniała go przez parę lat. Dlatego próbował posunąć się dalej, spróbować ułożyć sobie życie i przez to wdał się w związek. Ale właśnie przez to uświadomił sobie, że nie potrafił ruszyć naprzód. I potem jeszcze sobie uświadomił, że nie chciał. I dalej łudził się, że może coś się zmieni. Zwłaszcza jak potem dane było mu ją spotkać. Aczkolwiek płomyczek nadziei został przez nią zadeptany, kiedy zobaczył ją i jego. Wiedział, że jest dla niej zamkniętym rozdziałem. I teraz potrzebował czasu by do tego przywyknąć. A to nie było łatwe. W dniu, w którym miała przybyć Lexa, o czym Jeon nawet go nie raczyła powiadomić, dwójka wylegiwała się na kanapie w trzypokojowym mieszkaniu dziewczyny. Czytali jakieś pisemka dla nastolatków i mieli... niezły ubaw. Przynajmniej do czasu, kiedy nie usłyszeli pukania do drzwi. Wtedy też Jeon przestała się chichrać, wręcz momentalnie, co przykuło uwagę Ackermanna. Ale Koreanka bez słowa podniosła się z sofy i powiedziała, że zaraz wraca. Ackermann też się dźwignął, bo po minie Jeon stwierdził, że może spodziewać się wszystkiego. Jakiejś napaści ze strony mafii czy coś. Ale nie spodziewał się, że zobaczy... ją. — To wy sobie porozmawiajcie, a ja... lecę do chłopaków! - Powiedziała Jeon, strzelając do nich z fingergunów, uśmiechając się przy tym niezręcznie, po czym spierdoliła z mieszkania czym prędzej, chyba w obawie przed tym, że Ackermann złamie jej kręgosłup za tę... zdradę. Bo przecież miała nikomu nie mówić gdzie był (a już na pewno nie tej, przez którą tu był!). Potrzebował odpocząć od tamtego środowiska, bo tam wszystko kojarzyło się z Shelby. Od miejsc, od ludzi... od wszystkiego. I choć w Seoulu też dzielili wspomnienia to jednak tu było łatwiej. Zwłaszcza, że nigdy nie odwiedzali Jeon! Szczerze to nie spodziewał się jej tu spotkać. Z dwóch powodów - miał nadzieję, że Jeon ma w głowie poukładane i jeśli w końcu pęknie i komuś poda miejsce pobytu to nie będzie to Lexa, a po drugie to nawet jeśli to Lexa by się dowiedziała jakimś sposobem, że on tu jest to nie wybierze się tu osobiście. Przecież miała swojego faceta. Ciekawe co on na takie wycieczki do Seoulu? A może mu nie powiedziała? Co nie zmienia faktu, że nie potrafił zrozumieć dlaczego ona tu przyszła. Nie przyjaźnili się, ledwie rozmawiali, spotkali się tylko dlatego, że Viola ich ustawiła i nic im nie powiedziała. Więc czemu? Oczywiście, że nie pomyślał, że to dla niego tu przyszła czy przez to, że się martwiła. Jego umysł już od paru dni skutecznie zbijał wszelkie myśli, które mogłyby się pojawić i sprawić, że na nowo jakaś nadzieja zaczęłaby się tlić. Nie chciał oszukiwać samego siebie, a i przy okazji miał przeczucie, że jeszcze raz by zostało to zagaszone to mógłby się już nie podnieść. — Napisałem mu, że wszystko w porządku. I odezwę się za jakiś czas. — Oznajmił całkowicie neutralnie. Bo przecież nie zamierzał na nią furczeć czy ironizować, mimo że planował od niej całkowicie się odciąć, zapomnieć. Ale ona nic mu nie zrobiła, miała prawo ruszyć naprzód, a on nie miał prawa się na niej za to wyżywać. Fakt faktem, że jego ton głosu stał się absolutnie neutralny, wyprany z wszelkich uczuć, ale... no nie był chamski w swych odzywkach. No i naprawdę napisał! Tyle, że to była jedyna wiadomość. Wszelkie "gdzie jesteś" i tak dalej już kompletnie ignorował, a nawet przestał odczytywać, więc... No wiadomo, że Hans mógł zacząć panikować. Tym bardziej, że taki Hans czy Noel nie rozumieli skąd takie zachowanie mogło się wziąć. Chociaż Noel... Noel pewnie wszystko wietrzył, bo przecież to taki ich własny, upośledzony kupidyn i spec od miłości. — Czemu tu jesteś? Nie mów mi, że Jeon prosiła, żebyś przyszła. — Chyba kompletnie by stracił do niej zaufanie! No bo miała mu pomóc stanąć na nogi; zarzekała się, że pomoże. A czymś takim to tak jakby mu połamała kolana i krzyczała "haha, już nie wstaniesz, chuju". No i musiał zapytać, bo szczerze to nie miał pojęcia w jakim celu się tu zjawiła. Wszelkie możliwe opcje dawno od siebie odegnał, bo nie chciał się nimi sugerować, pod żadnym pozorem. Ale widział to, że nie zdjęła płaszcza, a to by znaczyło, że nie zamierzała tutaj zostawać na choćby pięć minut, bo jak to tak - w płaszczu? Ale to nic. Nie myślał o tym. Nie myślał też wcale, że dobrze by było, gdyby jednak została. Bo nie byłoby dobrze! Bo zaraz by rozkopała to, co on od parunastu dni próbuje pogrzebać.
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Nie musiała jej mówić, a jednak Jeon chyba była mądrzejsza niż ta dwójka. Bo ona wiedziała, że Lexa powinna przyjechać. Shelby za to wahała się, bo nie wiedziała co z tego wyjdzie i zwyczajnie się bała, że wyjdzie jeszcze gorzej. Ale jednak podjęła ryzyko i przejechała całą drogę do Seoulu, aby się z nim osobiście zobaczyć i porozmawiać po tych dwóch tygodniach. Nawet już jebać cholerne strefy czasowe. W tej chwili i tak nie czuła fizycznego przyjebania, jedynie to psychiczne, które męczyło ją już długi czas, bo obydwoje żyli w mocno niewyjaśnionej relacji do której chcieli i jednocześnie nie chcieli wracać. Bo rozmowa o tym była bolesna, ale... chyba musieli sobie coś wyjaśnić, bo im dłużej siedzieli w tym paskudnym bagnie, tym bardziej obydwoje czuli się zniszczeni. Nie mogła dalej ciągnąć relacji z Ethanem wiedząc, że to przecież nie jego kocha. Mogła udawać długo, ale od kiedy Aiden pojawił się ponownie na jej drodze, to... było to praktycznie niewykonalne i jej aktualny partner to widział. Wszyscy dookoła to widzieli nawet jeśli starała się udawać, że wszystko jest w porządku i obecność Ackermanna na nią nie wpływa, bo był zamkniętym rozdziałem. Ale nie był. I nie potrafiła się z tym pogodzić. Nie potrafiła dłużej samej siebie okłamywać. Robiła to dwa lata, a potem wystarczyło kilkanaście minut spotkania twarzą w twarz, aby wszystko co stworzyła wokół siebie, aby ta cała bariera i wyparcie runęły w ułamku sekundy. To chyba było jednoznaczne i na tyle wymowne, że sama Lexa musiała przed sobą przyznać, że jest beznadziejną aktorką. Dlatego też musiała się rozstać z O’Connorem. Oszukiwała go i starała się grać dobrą dziewczynę, ale prawda była taka, że czuła się nieswojo nawet jak trzymał ją za rękę. Zupełnie jakby robił to ktoś obcy, a przecież nie był obcy. I przez dwa miesiące starała się przyzwyczaić i przestawić, ale to nie było to. Zostawiła go, bo go nie kochała, bo wciąż myślała o Aidenie i nie chciała tego zmieniać. Nie wiedziała jak na nią zareaguje, ale spodziewała się chyba wszystkiego. Kolejnych wyrzutów, obojętności, nienawiści, krzyków czy co gorsza, kompletnego milczenia. I cokolwiek miałby jej zaserwować, to i tak by się tu pojawiła, mimo wszelkich obaw. Przyjęłaby wszystko na klatę, a potem powiedziała wszystko co jej leży na sumieniu już długi czas. Bo oni tak naprawdę nigdy nie skończyli rozmowy w parku, Ani dwa lata temu, ani trzy tygodnie wcześniej. Odprowadziła dziewczynę spojrzeniem i dopiero kiedy zamknęła za sobą drzwi wróciła wzrokiem na Aidena, nieświadomie mieląc jakiś okruch w kieszeni płaszcza. Może dla niego było dziwnym to, że tu była, ale dla niej kompletnie wytłumaczalne. Nie przyjaźnili się, nawet nie rozmawiali, ale to nie sprawiało, że Lexa czuła do niego coś mniej. Bo na dobrą sprawę przez cały ten czas jej uczucia się nie zmieniły. Nie miały terminu ważności i się nie przeterminowały, nawet jeśli próbowała je zatuszować. - Dobrze by było gdyby to było dzisiaj.- bo nie wiedząc czemu do Lexy pisał praktycznie cały czas ze swoimi obawami i podejrzeniami gdzie może być Aiden, Tylko, że oni już nie byli razem od ponad dwóch lat i Hans chyba o tym zapomniał w momencie jak ją spotkał w Mungu. Ona już nie była częścią rodziny. Według Lisy nigdy nią nie była i miała nie być. Westchnęła pod nosem, przestępując z nogi na nogę. - Nie. Przyjechałam, bo się martwiłam. - powiedziała zgodnie z prawdą, bo nie mogła spokojnie spać przez ten czas jak nie wiedziała co z nim. Ba, lepiej spała już na tym krzesełku przy jego łóżku szpitalnym, kiedy po przebudzeniu napierdalały ją plecy. I chociaż miejsce było do dupy, tak jej sen był o wiele spokojniejszy. Chyba po raz pierwszy od czasu ich spotkania w parku. - Opuściłeś szpital na własne życzenie. Ledwo po przebudzeniu. Wiesz jakie to było głupie i nieodpowiedzialne? Gdybyś zasłabł gdzieś po drodze, a ktoś znalazłby cię za późno, to mogli cię już nie odratować.- mówiła wyraźnie zmartwiona, bo wtedy właśnie takie myśli chodziły jej po głowie. Że gdzieś padnie, jego organizm znowu się zbuntuje, tylko tym razem nie będzie szczęśliwego zakończenia, gdzie budzi się w szpitalu otoczony medykami. A miała wiele głupich myśli w tym czasie. To, że teraz na własne oczy widzi, że jednak wszystko z nim w porządku wcale nie sprawiało, że jej lepiej. - Mogłeś poczekać chociaż kilka dni.- tylko wtedy najprawdopodobniej widziałby ją codziennie, tak samo jak Ethana, który był przecież uzdrowicielem w Mungu. Najprawdopodobniej to jemu także przypadłby przypadek Ackermanna, a tego Aiden by raczej nie chciał, więc z jednej strony doskonale rozumiała pobudki chłopaka, ale... no to jednak było jego zdrowie, które było ważne. Znowu miał więcej szczęścia niż rozumu. Odepchnęła się bokiem od filara przejścia i wyprostowała, wciąż mu się przyglądając. - Aiden, to nie może tak wyglądać. Nie damy rady się unikać cały czas. Zresztą...- chwila zawieszenia czy faktycznie powinna to mówić, ale skoro przejechała całą drogę z Londynu do Seulu, to chyba jednak nie powinna milczeć. - Zresztą nie chcę cię unikać. - bo nie chciała. Bo lubiła jego towarzystwo i za nim tęskniła. Mógł w to wierzyć lub też nie, ale tak było. Problem w tym, że przyjaźń na tym etapie byłaby bardzo ciężka, zwłaszcza, że go kochała. I mogła zostawić Ethana, mogła być sama, ale to nie zmieniało tego co czuła oraz faktu, że nie chciała się wpierdalać na nowo w jego życie skoro powoli zaczął je sobie układać, nawet jeśli był zdania, że stał w miejscu. Nie mogło to jednak wyglądać tak jak wyglądało, bo na ich obecnych pozycjach będą na siebie wpadać częściej niż on by tego chciał.
Nawet nie wiedział jak się czuje z obecnością Lexy tutaj; z faktem, że stała przed nim, pomimo tego, że on chciał po prostu od niej uciec. Od wszystkiego, co mu o niej przypominało. Miał wrażenie, że albo tyle tego było, że nie czuł absolutnie nic, albo przez to, że nastawił się na zapomnienie jej, to właśnie nie wiedział jak ma zareagować. Ale skończyło się na tym, że stał w salonie, patrzył na nią, a na mordzie brakowało mu wyrazu. Bo też sam jego umysł nie wiedział co ma jego twarz przywdziać. Aiden nie wiedział, że Hans napastował Lexę. A napastował. Wiadomościami. Nie Min, nie Perps. Wybrał sobie Lexę. Może dlatego, że uważał, że skoro dwójka już się spotkała to są w kontakcie, a i do Lexy był chyba bardziej przyzwyczajony niż do Min. W końcu tę widział raptem raz czy dwa razy w życiu, a z Lexą sobie trochę przeżyli. Na przykład wspólne picie hitlermachen. — Nic nie obiecuję. — Odpowiedział jedynie, bo może i napisze do Hansa, może nie. W zależności od humoru jaki będzie miał po tych... odwiedzinach. I w zależności czy nie skończy w Azkabanie za zamordowanie takiej Jeon, która mogłaby chociaż go uprzedzić, że będzie miał gościa. Czy cokolwiek. Rozumiał, że ojciec odchodził od zmysłów i panikował, bo przecież on i Noel to był # TeamPanic, ale nie chciał na razie się z nikim kontaktować; naprawdę ograniczał komunikację ze swoim starym środowiskiem. I może jeszcze zacznie się zastanawiać czy nie wrócić do Korei? Wtedy to by sobie wyrobił markę wśród pisemek. Aiden Ackermann - Pingpong wśród zawodników. Nie zareagował jakoś specjalnie na jej odpowiedź. Martwiła się? Dlaczego? Bo pacjent jej uciekł? Starał się nie szukać wyjaśnień dla jej słów, bo musiałby się zaraz nad nimi zastanowić i wysnuć jakieś domysły, a na nich to się po prostu zawodził. Kiepski był w domyślaniu się, więc tego nie robił. I momentalnie stłamsił to, swojego rodzaju, uczucie ciepła, które pojawiło się na wysokości klatki piersiowej po usłyszeniu tych słów. I momentalnie też zepchnął myśli, że może jednak jej zależy. Jeśli zależało to pewnie jako na starym znajomym, graczu czy pacjencie. W żaden inny sposób. — Tak, Lexa. Jeśli jeszcze nie zauważyłaś to "głupi" i "nieodpowiedzialny" to moje środkowe imiona. Tak, mam dwa środkowe imiona. — Nazywał się Aiden Głupi Nieodpowiedzialny Ackermann. Wcale nie Aiden Sun-Oh Ackermann. Musiałaby sobie zaktualizować swoją bazę danych w razie czego. Niemniej jednak przecież robienie rzeczy głupich i nieodpowiedzialnych było jego znakiem firmowym, nawet kiedy z nią był (tylko wtedy jakoś mniej tego było). I nie powiedział tego z pretensjami, nie zamierzał jej dogryzać. Po prostu stwierdził fakt. Aiden w życiu zrobił wiele głupot, wiele ryzykował i nie zmieniło się to przez tyle lat, więc pewnie też nieprędko się zmieni. — Nie mogłem. — Odpowiedział niemalże natychmiast na jej słowa. Bo naprawdę nie mógł. Miał wydobrzeć, ale psychicznie to on by tam nie wydobrzał. Fizycznie może i by odpoczął, ale psychicznie? Załatwiłby się na cacy. Więc się wycofał; uciekł. Naprawdę widok Lexy i jej partnera raczej by mu dobrze nie zrobił i z zapaści fizycznej jeszcze by wpadł w psychiczną. I jak nie w Mungu to u psychologa. Oczywiście, że chciał dla niej jak najlepiej, żeby była szczęśliwa. Inna sprawa, że on na to jej szczęście w ogóle nie mógł patrzeć. No ale to nie powinno być zaskoczeniem, kiedy on dalej żywił do niej uczucia. I tak na dobrą sprawę to... przyznał się do tego przy fontannie. Może nie powiedział tego otwarcie, nie użył tych dwóch słów, ale inaczej to przecież brzmieć nie mogło? Dopiero potem uświadomił sobie, że po prostu zrobił z siebie pajaca, który niepotrzebnie wprowadza zamieszanie w jej, zapewne, poukładane życie. Przeszedł nieco bliżej, ale zatrzymał się gdzieś na środku tego całego saloniku, lustrując ją spojrzeniem. Szczerze? To fakt, że była w płaszczu działał jakoś... uspokajająco na niego. Bo to znaczyło, że nie będzie tutaj długo; nie planowała tutaj długo zabawiać. Więc teoretycznie wystarczyło tylko przebrnąć przez krótką rozmowę i sobie pójdzie? Bo przecież tego chciał, prawda? PRAWDA? — Lexa. Ty możesz tego nie chcieć, ale to ja ciebie chcę unikać. To ja potrzebuję się od ciebie odciąć; o tobie zapomnieć. Bo jeśli tego nie zrobię - będę głupkowato tkwił w przeszłości. — Powiedział, odwracając od niej spojrzenie. No bo tak naprawdę to w jego oczach ona już wybrała swoją drogę i ta droga nijak się nie krzyżowała z nim. Miała swoje życie, swojego partnera, z którym mieszkała i wspólnie pracowała (i robiła inne rzeczy, ale on nie chciał o tym myśleć, bo to bolało i to tak w cholerę). Dla niego nie było w tym wszystkim miejsca i potrzebował czasu, żeby się do tego przyzwyczaić. Bo tuż po ich rozstaniu to siebie oszukiwał, bo wisiał taki znak zapytania. Bo powiedziała, że go kocha, ale nie chciała z nim być i zawsze istniała możliwość, że może jednak zmieni zdanie. Bo zdanie było łatwiej zmienić niż uczucia. Zwrócił swoje spojrzenie na powrót na nią. Nawet nie starał się udawać, że jest kamieniem, bo jakby zaczął, to pewnie byłby takim chujowym kamieniem. Smutnym kamieniem. Dlatego nie próbował maskować wyrazu swojej twarzy, który był po prostu... no smutny. Tak trochę. Za to więcej tego smutku było w jego oczach, te to już w ogóle nie potrafiły udawać. — Nie wyleczyłem się z ciebie, prawdopodobnie nie zrobię tego jeszcze przez długi czas. Ale potrzebuję tego. Przestałem już żyć w mirażu, przestałem wierzyć, że zmienisz zdanie i znów będziemy razem. — Skoro mieli rozmawiać to chyba szczerze? No i tak nie miał już nic do stracenia, bo wszystko co miał to stracił ponad dwa lata temu. Więc nie wahał się by przyznać co kiedyś myślał, jak sobie sam nakłamał i naopowiadał bajek o ewentualnej przyszłości. A bajki nie są prawdziwe. — Rozumiem i szanuję to, że wybrałaś swoją, odrębną ścieżkę. Taką, którą chciałaś, bo przecież tego ci życzyłem. Tylko teraz kolej na mnie, a dla mnie będzie to niemożliwe jeśli wszystko dookoła będzie mi o tobie przypominało. — Westchnął ciężko, dalej stojąc pośrodku tego małego salonu, w - wydawać by się mogło - bezpiecznej odległości od Lexy. Chociaż miał wrażenie, że ta bezpieczna odległość to nawet nie istniała wtedy, kiedy ona była w Londynie, a on w Seoulu. to dalej nie była bezpieczna odległość. Bo wystarczyłoby wspomnienie o niej, żeby wszystko pierdolnęło i musiał zaczynać na nowo swoją kurację. To było jednak miłe, to co powiedziała. I gdyby Aiden nie nastawił się na to, by wyrzucać wszelkie domysły i zdecydował się nie pozwalać swojemu sercu na nowo chwytać iskierki jakiejkolwiek nadziei, to pewnie by pomyślał, że jeszcze nie wszystko stracone. Ale tak pomyślał kiedy ją spotkał i porozmawiał, kiedy pierwszy raz się uśmiechnęła, jak on zaczął się plątać. A potem przyszła przykra rzeczywistość i okazało się, że już miała to swoje życie poukładane.
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
To było głupie. Niegdyś przecież czuła się w jego towarzystwie najswobodniej na świecie, a w tej chwili miała wrażenie, że jest obca i niechciana. I to bolało, ale sama do tego doprowadziła. Tylko, że Lexa piła piwo, które nawarzyła bardzo długi czas i nie mogła go dopić. Nie potrafiła zaakceptować konsekwencji, które wywołała jej decyzja. Nigdy w życiu nie sądziłaby, że to wszystko będzie takie cholernie ciężkie. Ludzie przecież cały czas się rozchodzili, znajdowali kogoś innego, a ona po prostu tego nie potrafiła, bo każdy kogo mijała, każdy kto miał stać się jej potencjalnym partnerem nie był nim. No tak, obiecywać jej nic nie musiał, ale tu akurat chodziło o Hansa, który jako jedyny z dwójki rodziców interesował się losem i zdrowiem swojego dziecka. Lisa zapewne miała wyjebane, ale on nie i Lexa to odczuwała każdego dnia, kiedy dostawała kolejne wiadomości z milionem znaków zapytania. Ale nie odpowiedziała, po prostu przytaknęła, bo to nie w jej interesie leżało, aby jego ojciec uspokoił zszargane nerwy. To była tylko... przyjacielska sugestia, nawet jeśli nie byli już przyjaciółmi. Ani chyba znajomymi. Lustrowała go swoim spokojnym, jeszcze cierpliwym spojrzeniem, kiedy twierdził, że to jego środkowe imiona. No tak, wielokrotnie mogła się z tym zgodzić, bo przecież była przy nim za każdym razem jak odpierdalał manianę, ale jak wcześniej nie były to jakoś specjalnie niebezpieczne dla jego życia przypadki, tak teraz była to przesada. Wykończył swój organizm, doprowadził na skraj, spieprzył się z pędzącej miotły, wylądował w szpitalu, spał dwa dni, a potem, zaledwie kilkadziesiąt minut po przebudzeniu spierdala. I to nie do mieszkania w Londynie, a do cholernej Korei, wcześniej nikogo o tym nie informując. Oczywiście, że musieli się martwić. Ona musiała się martwić. - Ale nie musisz tych swoich imion stosować w życiu.- chociaż chyba lubił, było to jego hobby. Byli to też chyba patroni wypadków i niesamowitego szczęścia, które zwykle mu towarzyszyło. To że jeszcze żył i normalnie funkcjonował bez większych kontuzji mógł zawdzięczać właśnie temu. Miała tylko nadzieję, że nie wyczerpie limitów, bo wtedy może się to źle skończyć, zwłaszcza z tym nastawieniem, które miał. Nie skomentowała. Po prostu nie odwracała od niego spojrzenia. Oczywiście, że nie mógł. Ona sama pewnie też wolałaby się wypisać na żądanie, niż patrzeć każdego dnia na miłość swojego życia w towarzystwie kogoś innego. Wystarczyło jej, że wiedziała o istnieniu jego dziewczyny, która zajmowała jej miejsce. Nawet nie wiedziała kto to, ale już jej nienawidziła, tylko dlatego, że była cholernie zazdrosna. I nie mogła nic na to poradzić. Sama świadomość, że Aiden całuje, dotyka i spędza miło czas z kimś innym był dobijający, ale musiała to zaakceptować. Bo sama tego chciała. Znaczy, nie. Nigdy tego nie chciała, ale to była jedna z konsekwencji jej decyzji dwa lata temu. I wtedy dojebał ją słowami, które upewniły ją w tym, że jest tu niechciana. Tylko, że... chyba nie chciała tego słyszeć. Mimo wszystko stała tam, naprzeciwko niego, dalej wlepiając w niego spojrzenie ciemnych tęczówek. - Nie chcę, abyś o mnie zapomniał.- wymruczała pod nosem, opuszczając spojrzenie. Zapomnienie chyba było jeszcze gorsze niż nienawiść. Wtedy jeszcze istniała w jego wspomnieniach, była częścią jego życia. Może niezbyt przyjemną, ale jednak, a przy zapomnieniu? Wypierał ją całkowicie. Nie było już ich wspólnych chwil, ani złych, ani dobrych. Nie było jej, i świadomość tego była paskudna. Ale jeżeli faktycznie tego potrzebował, to nie będzie mogła się wpierdalać, bo już dostatecznie go zniszczyła. Tylko dalej musiała z nim porozmawiać. Jeżeli po tym dalej będzie chciał, aby zniknęła, to zniknie. Zrobi jedną dobrą rzecz, którą w tej chwili mogła. Kiedy podniosła na niego spojrzenie i dostrzegła ten cholerny smutek w jego oczach, który wbijał jej sztylet w serce za każdym razem, poczuła nieprzyjemne ukłucie gdzieś w okolicach klatki piersiowej. I nasilał się on z każdym kolejnym słowem, które Aiden wypowiadał. Z jednej strony czuła swego rodzaju przyjemne ciepło rozlewające się po ciele, kiedy mówił, że się z niej nie wyleczył, ale z drugiej, gdy słyszała jak w końcu po tym wszystkim postawił kreskę, czuła się jak największy przegrany. Bo miała przecież tyle czasu, aby zadzwonić, napisać, odwołać to co powiedziała... ale tego nie zrobiła. I nienawidziła się przez to z całego serca. Wielokrotnie chciała to zrobić, ale się wahała, aż w końcu nadszedł taki moment w którym było zwyczajnie za późno. A przynajmniej tak jej się wydawało. I teraz stała przed nim słuchając tego wszystkiego, nie wiedząc co ma zrobić. Bo chciała wiele, chciała naprawić swój błąd popełniony dwa lata temu, tylko, że to chyba była przegrana sprawa, zwłaszcza, że nie był sam. Ale rozmawiali szczerze. Bez monologów, bez ucieczek. Teraz był czas aby powiedzieć sobie wszystko to co nie zostało powiedziane w parku podczas obydwóch spotkań. Opuściła spojrzenie, aby wbić je gdzieś w okolicę swoich butów i milczała. Analizowała i mieliła wszystkie słowa, które padły z jego strony czując ten paskudny dyskomfort w okolicach klatki piersiowej. I nie chciało się ono uspokoić, nie chciało odejść. Zwyczajnie narastało, bo zjebała i jej to właśnie dosadnie uświadamiał. - Kłamałam.- wypaliła w końcu, po dłuższej przerwie. - Wcale nie jestem szczęśliwa. Nie ułożyłam sobie życia, nie wybrałam odrębnej ścieżki, Aiden. - dodała, podnosząc na niego wzrok. - Myślisz, że tylko ty utknąłeś w tamtym dniu? Ja nigdy nie zeszłam z tego cholernego mostu. I każdy dzień po tym jak cię zostawiłam, po tym jak popełniłam największy błąd mojego życia, to jakaś tragedia. - zaczęła, bo czuła, że w końcu musi to przyznać. Szczęśliwa. Powiedziała mu to z lekkim zawahaniem, ale prawda była taka, że daleko temu było do szczęścia. - Naprawdę myślałam, że w końcu mi się uda, że może jak poznam kogoś nowego, to o tobie zapomnę... ale świadomie każdego porównywałam do ciebie i nikt z nich nie był tobą. - i mogli być najlepszymi osobami pod słońcem, pieprzonymi Adonisami, ale nie byli kimś, kto jako jedyny mógł ją wyciągnąć z tego paskudnego letargu w którym się znajdowała od kilku lat. Odwróciła spojrzenie, aby skierować je w stronę jednego z okien. - Ethan... Ethan był dobry. Cierpliwy. Wyrozumiały. Nie naciskał, nie pytał, rozumiał. Chciał mnie naprawić... Ale ja nigdy nie potrzebowałam naprawy. I nie mogłam go dłużej oszukiwać.- mruknęła smutna, ale nie dlatego, że wspominała rozstanie, ale dlatego z jakiego powodu się to wszystko stało. Bo Aiden wrócił, a teraz chciał się od niej odciąć, aby odnaleźć spokój ducha. I naprawdę to rozumiała, musiała to zrozumieć, bo inaczej zniszczyłoby to ją jeszcze mocniej. Przerzuciła ponownie swoje rozbite, ale zdecydowane spojrzenie na jego twarz. - Jeżeli nie chcesz mnie znać, niech będzie. Odejdę. Upewnię się, abyśmy się już nie spotkali, ale musisz wiedzieć, że nigdy sobie nie wybaczyłam, nigdy o tobie nie zapomniałam i nigdy...- na moment się zawahała, ale na dobrą sprawę... to co miała do stracenia? I tak chciał odejść. - Nigdy nie przestałam cię kochać. - bo tak było. Czy w to uwierzy, to już jego kwestia. - Bo byłeś, jesteś, tym jedynym. Powiedziałam ci to dwa lata temu, Aiden. Jesteś moim szczęśliwym zakończeniem. - powiedziała w końcu, podtrzymując swoje zdanie, które zadeklarowała tamtego dnia na moście. - I nie mówię tego po to, aby znowu wpieprzać się w twoje życie. Masz kogoś nowego i mam szczerą nadzieję, że ten ktoś sprawia, że czujesz się dobrze, ale nie możesz uważać, że tylko ty dalej cierpisz i nie możesz ruszyć do przodu.- stwierdziła w końcu, bo skoro on wylał swoje żale, to ona też powinna. Może namiesza, może już ma wyjebane, ale były to rzeczy, które w tej chwili musiał usłyszeć, bo jeśli każe jej odejść, to już nigdy by tego nie powiedziała i musiała żyć ze świadomością, że miała szansę wyjaśnić niektóre rzeczy, ale tego nie zrobiła. I teraz bardzo dobrze, że stała w płaszczu, bo nie musiała go na nowo ubierać i marnować czasu w tym mieszkaniu, tylko mogła wyjść tak jak stoi. Bo Lexa wiedziała jak rozwinie się dzisiejsza rozmowa, przyszła tu głównie z zamiarem, aby sobie wszystko z nim wyjaśnić. I spodziewała się też jak to się zakończy, że będzie musiała wyjść i zostawić go, pozwolić mu się zregenerować i zapomnieć, tak jak tego chciał. - Cieszę się, że nic ci nie jest. - dodała, po czym powoli zaczęła się wycofywać. Przyznał przecież, że nie chce jej widzieć. To co chciała powiedziała. Chyba nie było sensu, aby dalej naprzykrzać mu się swoją obecnością, skoro nie była tu chciana.
Wzruszył jedynie ramionami, jakby chcąc przekazać, że nie ma na to wpływu, bo przecież imię zobowiązuje. No i też nie dało się tak łatwo zmienić. Może nie był głupi, bo przecież był Krukiem, ale momentami na pewno nieodpowiedzialny. Wracanie na trening z obitym płucem? Trenowanie i gra aż do utraty przytomności? Tak, on to robił. Nie mówiąc już o wypuszczaniu woźnego w samych gaciach na środek jeziora. I to w dodatku w samych gaciach! Tak, to też było nieodpowiedzialne, a mimo to - zrobił to. Tak, to była jedna z jego flagowych cech. I to się nie zmieniało przez lata. No może trochę się poprawił jak go Lexa pilnowała, ale ogólnie dalej miał ciągotki do przypału. Chciałoby się wierzyć, że jak tak wydoroślał z mordy to i charakter taki doroślejszy i bardziej odpowiedzialny. To nie. Sorki. Ewentualnie ten zapał do odstawiania krzywych akcji mu gdzieś przepadł, ale on się wziął z tego, że zazwyczaj był szczęśliwym szczeniakiem. No a w pewnym momencie to całe szczęście utracił więc... już nikt nie wypłynął w rejs na materacu. Ani nic podobnego. Widząc jej reakcję na jego słowa, słysząc jej odpowiedź to poczuł, jak coś nieprzyjemnie ściska go w klatce piersiowej. Może nie powinien był tego tak dobitnie przekazywać? Jednak z drugiej strony - chyba tego chciał i powinien mówić o tym, co mu jest potrzebne. Zwłaszcza, że to chyba nie rzutowało jakoś na jej życie. On o niej będzie próbował zapomnieć, a ona szybko się przyzwyczai do jego nieobecności. Zresztą wcale tak długo teraz ze sobą nie przebywali, żeby w ogóle mogła się do niej przyzwyczaić. Niemniej gdyby faktycznie chciał o niej zapomnieć to poszedłby w końcu do tego Noela z prośbą, żeby rzucił zaklęcie. Ale Lexa tak samo jak go znokautowała, to również go budowała. W końcu spędzili razem dwa i pół roku, więc to pewne, że przejął od niej trochę nawyków, że wiele się od niej nauczył, że trochę cech u niego rozwinęła. Więc tak całkiem nie mógł znowu o niej zapomnieć. Ale potrzebował ją zepchnąć w odmęty umysłu na tyle, by już nie wracać do niej myślami, bo to bolało. Ta decyzja go bolała, ale musiał wreszcie pomyśleć o sobie; jak raz zachować się jak egoista i wybrać to, co było najlepsze dla niego. Pewnie taki jeden gościu z przeszłości to by się ucieszył, bo mówił dużo o byciu egoistą, ze to ważne (inna sprawa, że to hipokryzja z jego strony bo sam tak po luju tym egoistą był). A w tej chwili, po tym co przeżył przez te kilka, czy tam kilkanaście, dni w Londynie, takie rozwiązanie wydawało się najlepsze. I wcale ta decyzja nie przyszła mu z łatwością, a jej realizacja to tym bardziej. Prawdopodobnie gdyby nie Jeon, która upychała mu czas przeróżnymi aktywnościami, żeby tylko nie mógł się walnąć na łóżku i myśleć o tym wszystkim, to gówno by zrobił. A tak to nawet mu dobrze szło. Przynajmniej do momentu, w którym nie pojawiła się Lexa, bo miał wrażenie, że od jej przybycia to ten jego nowy światopogląd się sypał. Zajebiście. Good job, Aiden. Ty to lepiej budynków nie buduj, bo pewnie tak samo pierdolną. Na pewien czas zapadło milczenie, co jedynie potęgowało trudność, a także niezręczność tej sytuacji. Ale on nie zamierzał cmokać ponaglająco, ani wzdychać ostentacyjnie, żeby w końcu się namyśliła, powiedziała co ma powiedzieć i sobie poszła. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to wszystko nie jest takie proste. Dlatego po prostu w milczeniu się jej przyglądał. Kłamałam. - Co. - Wyrwało mu się niemalże natychmiastowo. Może i coś przeczuwał, że nie była tak naprawdę szczęśliwa, ale z drugiej strony stwierdził, że dlaczego niby miałaby go okłamywać? Co jej zależało? Bała się przyznać, że nie jest szczęśliwa czy po prostu uznała, że nie musi wszystkiego o niej wiedzieć? Dalej się już nie odzywał, a po prostu słuchał. Nie odrywając od niej wzroku. I w sumie to nie wiedział jak ma się z tym wszystkim czuć. Z każdym jej kolejnym słowem miał wrażenie, że coraz mniej rozumiał. Bo on przyjął swój scenariusz, a ona teraz mu udowadniała, że to co założył (po raz kolejny) wcale nie było takie trafione. Ale też wszystko zaczęło się od tego, że nie powiedziała mu czegoś. Tak samo się to wszystko skończyło. Bo też nie chciała mu o czymś powiedzieć. Ech, komunikacja. I szczerze to nie miał pojęcia czy ma być zły na siebie czy nie, bo jednak ona nie mogła ruszyć dalej (bo on był tak zajebisty). No ale chyba nie powinien być zły? Przecież to ona chciała się z nim rozejść; przez wzgląd na jego pierdolniętą matkę, która dalej odpierdalała. I to był fakt. Tylko, że on jeszcze nie miał pojęcia jak bardzo (Hans to się wkurwi jak się dowie, a przecież śmigał w Wizengamocie!). Tak czy inaczej - Lexa twierdziła, że też się nie ruszyła. A prezentowało się to beznadziejnie w ogólnym rozrachunku bo wychodziłoby na to, że żadne z nich nie miało progresu, tylko jak te dwa przygłupy zostały razem, ale tak naprawdę osobno. Padło nawet imię tego typka. Jej typka. Dobrze, że nie wywrócił oczami, ale to stało się chyba tylko dlatego, że z tym imieniem też wiązały się jakieś wyjaśnienia. Opis relacji, który... był okropnie podobny do tej, w której on sam tkwił. Może nieco pogodniejszy scenariusz, bo na przykład on nie rozmawiał ze swoją dziewczyną od tych dwóch tygodni, więc zachowywał się jak skończony palant. Ale potrzebował tego. Potrzebował czasu dla siebie. Tak czy siak to po jej słowach mógł wnioskować, że nie była już z nim (aw yissss). I co miał teraz powiedzieć? Że mu przykro? Wcale nie było mu przykro! Ale to ta jego niedobra strona się cieszyła, ta egoistyczna. Nie mówcie Lexie. Na tym etapie to już nie był pewien tego, co chciał. Bo o ile przez te dwa tygodnie chyba utwierdził się w przekonaniu, że czas zapomnieć o Shelby, tak teraz to postanowienie z plaskiem pierdolnęło na glebę i chyba nie planowało wstać. Oj Lexa, Lexa. Co ty robisz z biednym Aidenem. Zwłaszcza, że przyznała, że nie przestała go kochać. Poczuł się z tym... dziwnie. Dziwnie, ale pochylające się w tę pozytywną stronę. No bo zaskoczyło go to, nieco zmieszało, ale też sprawiło, że po jego ciele rozlała się przyjemna fala ciepła; jakby ktoś właśnie tchnął w niego życie. Ale... to przecież niewiele zmieniało? Bo przecież ona odeszła od niego nie dlatego, że przestała go kochać, ale dlatego, że jego matką była Lisa Hiragi. Kobieta-Dramat. A przez tę parę lat to się nie zmieniło. Nie odezwał się. Jego umysł dalej pracował nad słowami, które przed chwilą usłyszał. Analizował je, mielił, próbował przetrawić i na tej podstawie jakkolwiek zareagować. A zareagował tak, że Ackermann nie potrafił nic odpowiedzieć. Po prostu patrzył w ślepia dziewczyny, aż nie usłyszał od niej tych słów, po których zaczęła się zwyczajnie wycofywać. I wtedy też Aiden ruszył z nią, w kierunku drzwi, celem odprowadzenia jej (pewnie żeby pilnować czy nic nie zajebie z przedpokoju, na sto procent). No bo przecież on zdecydował, że chce o niej zapomnieć, prawda? I właśnie dlatego zanim w ogóle zdołała do tych drzwi podejść to złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, nie jakoś krytycznie mocno, ale na tyle stanowczo coby mogła na niego wpaść, a żeby on z kolei mógł pochylić się nad nią i pocałować. Stawka? Wszystko albo nic. Mógł odzyskać swoje wszystko, a też nie miał nic do stracenia, bo to wszystko już i tak stracił. Ewentualnie mógł też dostać po ryju, ale dla kogoś kto tym ryjem lubi zaorać boisko czy drewniane ławki na trybunach to akurat taki mały problem. Tak. I właśnie dlatego, że chciał o niej zapomnieć to to zrobił. Głupi był ten Aiden, no ale przecież "imię zobowiązuje".
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Mieli być względem siebie szczerzy, więc niech tak będzie. Nawet jeśli miało to być ich ostatnie spotkanie, albo raczej zwłaszcza dlatego. Żadnych niedopowiedzeń, żadnych niewyjaśnionych spraw i żadnych ukrywanych uczuć. Skoro mieli to zakończyć raz na zawsze, to Lexa nie zamierzała się tym razem wstrzymywać. Chciała aby wiedział, że nie tylko on żył w pętli z tamtego dnia, bo chociażby chciała i starała się z całych sił, to nie potrafiła znaleźć wyjścia. Po prostu siedziała skulona na środku mostu, tam gdzie ją zostawił i płakała. Każdego dnia, każdej nocy, jak gdyby w oczekiwaniu, aby się tam pojawił i ją przytulił. Ale to się nigdy nie stało, bo sama kazała mu odejść, a on się posłuchał. Jak raz się posłuchał i przez to umierała każdego dnia coraz bardziej, nie znajdując już szczęścia w niczym. Rozumiała i szanowała jego decyzję o byciu egoistą. W końcu miała być dla niego najlepsza i faktycznie, teraz nie mógł patrzeć na to co czuła i jak miałoby to ją zaboleć, bo to ona była prowodyrem tego, że to wszystko się działo. Że chciał się od niej odciąć, dlatego to akceptowała. Z bólem serca, z wielkim wyrzutem, ale akceptowała. Tylko nie chciała odchodzić bez powiedzenia tego, co leżało jej na sercu odkąd zniknął z jej życia. I nie chciała tym niczego niszczyć w jego nowo układanym życiu, po prostu chciała aby był świadom, że mimo wszystko, mimo głupich decyzji, braku kontaktu i kłótni, dalej był dla niej cholernie ważny. I zawsze tak będzie, nieważne jak bardzo każe jej spierdalać. To było to uczucie, które się nie przedawniało. Była przekonana, że nawet po dwudziestu latach, gdyby spotkali się na nowo, serce zareagowałoby na jego widok dokładnie tak samo. Nie wiedziała za bardzo jak reagować na milczenie, ale chyba było ono lepsze w tej chwili niż wykłócanie się kto miał gorzej. Skoro ona wcześniej wysłuchała jego monologu, to równie dobrze on mógł w tej chwili zrobić to samo. I zrobił, a ona lustrowała go spojrzeniem, jak gdyby chcąc zapamiętać ten widok, bo miała wrażenie, że jak tylko się odwróci i wyjdzie, ich drogi się rozejdą, tylko tym razem na zawsze. Bez przypadkowych spotkań ustawionych przez Violę, bez interwencji medycznych na meczach, bez opieki w szpitalu. Definitywny koniec, bo nawet jeśli miało być cholernie ciężko, to czuła, że jest mu to winna. Winna, aby faktycznie zniknąć i pozwolić mu żyć na nowo. Ostatecznie chyba jednak nie miała nic do dodania. Powiedziała wszystko co chciała, aby wiedział. Należało iść, bo powiedział przecież, że nie chce jej widzieć, chce o niej zapomnieć, to dlaczego tymi słowami miałaby coś zmienić, skoro on i tak już z kimś był? Nie znała jej, nie wiedziała jak ich związek wygląda, ale miała zwyczajnie nadzieję, że Aiden jest szczęśliwy, nawet jeśli łamało jej to serce. A teraz, kiedy obydwoje wymienili się monologami w pewnym odstępie czasu, ona mogła zniknąć tak samo, jak on. Ruszyła do drzwi, z pewną gulą w gardle, ale też... chyba ulgą, bo teraz była pewna, że wiedział wszystko. Porozmawiane. Sęk jednak w tym, że do tego wyjścia nie dotarła. Poczuła jak Aiden łapie ją za nadgarstek i obraca, przyciągając ją do siebie na tyle mocno, aby mogła na niego wpaść, a następnie poczuć na ustach jego smak. Ten dawno nieczuty, ale też nigdy niezapomniany smak za którym przecież tak tęskniła. Do którego chciała wrócić przez te ostatnie lata rozłąki. Więc kiedy ich wargi się ponownie złączyły, momentalnie poczuła jak przyjemna fala ciepła rozchodzi się po jej ciele, a wzdłuż kręgosłupa przechodzą ciarki jak jakiś cholerny prąd, który ładował jej serce. To była reakcja jej ciała, które uśpione czekało na przebudzenie, bo ono pamiętało jak się zachowywać w tym szczególnym przypadku. I Lexa nie potrafiła tego kontrolować. I chyba też nie chciała. Mimo to, była... zdziwiona. Przez sekundę nawet nie zareagowała, bo nie ogarnęła co się dzieje. W końcu kazał jej iść, zniknąć, chciał o niej zapomnieć, a teraz za nią poszedł i ją całował. Jeżeli miało to być paskudne pożegnanie, po którym jej ledwo bijące serce miało się już nigdy nie podnieść, to świetnie mu szło. Bo po czymś takim chyba nie zdołałaby dojść do siebie. Sęk w tym... że to chyba nie było to. A przynajmniej miała taką nadzieję, bo to właśnie dzięki tej iskierce, z lekkim opóźnieniem ostatecznie odwzajemniła ten pocałunek, przedłużając go tylko odrobinę, co by ostatecznie się od niego oderwać na kilka centymetrów, aby móc na niego spojrzeć. W milczeniu mu się przypatrywała, jak gdyby z jego oczu chcąc wszystko wyczytać. Bo one nigdy nie kłamały. Sięgnęła wolną dłonią do jego policzka, co by delikatnym ruchem kciukiem przejechać po jego ciepłej skórze, po szramie, która wciąż się jeszcze nie zagoiła po wypadku. Sekundę później stanęła wyżej na palcach tylko po to, aby raz jeszcze się w niego wcałować, bo stęskniła się za jego smakiem, za jego zapachem, obecnością, dotykiem. Powoli przeniosła dłoń z policzka na jego kark, aby delikatnym ruchem go do siebie jeszcze bardziej przybliżyć. Teraz w tym płaszczyku robiło jej się za ciepło, bo jednak raz za razem kolejna przyjemna, dawno zapomniana fala ciepła rozlewała się po jej ciele. Dawno tego nie czuła. Zapomniała jakie to było cudowne uczucie. Tym razem smakowała go dłużej, czulej, wyraźnie delektując i ciesząc się chwilą w której umysłem na moment wróciła do czasów, kiedy takie rzeczy były na porządku dziennym. Zabawne jak bardzo zaczęła doceniać takie gesty i chwile, kiedy je straciła. Zdawało się bezpowrotnie. A tu proszę, znowu to robiła. I najchętniej by nie przestawała, tak na wszelki wypadek, jakby faktycznie miał to być ostatni raz. Po dłuższej chwili się w końcu od niego oderwała tylko po to, aby zetknąć się z nim czołem, w międzyczasie delikatnie przejeżdżając po skórze jego karku kciukiem, drażniąc go także ciemnymi włosami, które opadały na jej palce. - Miałam iść... - mruknęła niepewnie, chyba wyczekując od niego odpowiedzi czy dalej powinna to zrobić, a ten pocałunek był ostatecznym pożegnaniem, czy jednak ma zostać, bo był początkiem czegoś, co miało ponownie się rozwinąć po długiej, bolesnej przerwie.
Prawda była taka, że ta dwójka była w takiej sytuacji, że z jednej strony dalej byli razem i nigdy się nie rozstali, ale fizycznie przez lata znajdowali się daleko od siebie. Tylko, że oboje myśleli, że to był koniec. Nie był to koniec, nie mógł być. Jak niby mógł być skoro uczucie między nimi dalej trwało? Przez te lata starć z Lisą i innymi przeciwnościami losu zostało tak wzmocnione, że chyba sami nawet nie potrafiliby go zabić. A Aiden próbował! Próbował sobie wmówić, że nic nie czuje, że Shelby nie ma bo poszła w swoją stronę. I co mu to dało w ogólnym rozrachunku? Nic. Bo dalej był pełen uczucia do niej. A w ogóle to Jeon była lepszym kupidynem niż... no niektórzy. Tylko Lexa Shelby potrafiła go uśmiercić, a potem sprawić, że jego serce na nowo zacznie bić. Bo zaczęło. W momencie, w którym odwzajemniła jego pocałunek. Wraz z przyjemnym uciskiem w jego żołądku poczuł też, jak jego serce zaczęło bić intensywniej, faktycznie pobudzone. Przesunął rękę z jej nadgarstka niżej, coby móc ująć jej dłoń. Zajrzał w jej oczy, kiedy się od niego oderwała. Sam miał w swoich mieszankę emocji, bo denerwował się przede wszystkim, bo nie bardzo wiedział jak to się dalej potoczy, ale przede wszystkim jego ślepia pełne były miłości. Zawsze były, kiedy na nią patrzył. Tylko wcześniej przesłaniał ją smutek. I na powrót zamknął oczy, gdy zbliżyła do niego na nowo swoje usta. To był istotny moment, nawet jeśli wcześniej odwzajemniła jego pocałunek. Ale teraz sama go zainicjowała, a to by znaczyło, że faktycznie coś do niego czuła. Nie to, żeby poddawał w wątpliwości jej słowa, które dzisiaj tu usłyszał, ale wiecie - słowa a czyny... I tak dalej, i tak dalej. Ale teraz miał potwierdzenie w tych czynach, tak jak chciał. I nie pozostawał na to obojętny, bo z pełnym zaangażowaniem odwzajemniał jej gest. W tym momencie czuł jak jego serce jeszcze żywiej obija się w jego klatce piersiowej, a jego ciało wypełnia przyjemne ciepło. Naprawdę tęsknił za tym; tęsknił za jej bliskością, za jej ustami, za nią. I dotarło do niego, że pewnie mógłby się oszukiwać, że o niej zapomniał, ale jego ciało by o niej pamiętało. A przede wszystkim serce. Ale chyba nie musiał próbować o niej zapomnieć? Wciąż się nad nią pochylając, no bo jednak nie urosła, oparł się o nią czołem, przez dłuższy czas nawet nie otwierając oczu, a po prostu ciesząc się jej obecnością. Nawet czymś takim, że po prostu była tu obok, tak blisko. Czuł to przyjemne mrowienie na skórze w miejscach, gdzie ledwie go dotknęła. Jego ciało mogło pamiętać jej dotyk, ale teraz reagowało tak, jakby faktycznie jej palce przemykały po jego skórze po raz pierwszy. No to miała sporo jeszcze do dotykania, bo pewnie musiała na nowo wygładzić każdy centymetr jego ciała. Każdy! — Nie idź.— Mruknął prosząco, lustrując uważnym spojrzeniem jej tęczówki. — Zostań jeszcze na chwilę. — Dodał, przez cały ten czas po prostu czując jak serce mu wariuje w jego klatce piersiowej. — Tak... na zawsze. — Uśmiechnął się słabo, acz jakże ujmująco, kątem ust, a następnie pochylił się nad nią, by złożyć na jej wargach krótki, a przy tym bardzo czuły pocałunek. No bo chciał żeby została. Od początku chciał. Nawet dał jej o tym do zrozumienia jak rezerwował sobie jej palec. Przesunął dłonie po jej ramionach. - Zdejmiesz to, czy jednak wychodzisz? - Zapytał, może nieco złośliwie, no ale przecież taki był. Lubił jej dokuczać, acz nigdy nie był to jakiś bolesny sposób. No i w ogóle to się o nią martwił, bo się zaraz zagotuje w tym płaszczu. Dbał o nią, ot co. I w normalnych warunkach zasugerowałby, żeby ściągnęła nie tylko płaszcz, ale to nie były normalne warunki. To było ponowne połączenie po latach, po upośledzonych próbach udawania i komunikacji. No i on dalej pozostawał w "związku". Aiden Ackermann był zdradzającym dupkiem. Bo przecież nawet jeśli on nic więcej nie czuł do swojej obecnej partnerki, to wciąż byli razem. I on pozwalał jej wierzyć, że on z nią jest, że żywi wobec niej jakieś uczucia, że może jeszcze się poprawi, nauczy się ją faktycznie kochać i dawać szczęście. A tymczasem on, nie dość, że zniknął i się nie odzywał, to teraz jeszcze całował inną dziewczynę. Ale co miał zrobić jeśli ta konkretna dziewczyna od początku była jedyną, czego chciał? Tylko ta świadomość dotarła do niego po pewnym czasie. No ale fakty były takie, że zagrał teraz jak najgorszy frajer. Nie dość, że oszukiwał tamtą dziewczynę po prostu z nią będąc mimo tego, że świadom był braku głębszego uczucia ze swojej strony, to teraz jeszcze całował inną. Tę, którą chciał całować od samego początku. — Siadaj. — Powiedział w końcu, wskazując ruchem głowy na jeonową sofę naprzeciwko wciąż włączonego telewizora, który pewnie wyświetlał kolejną z kolei dramę. Jakby ktoś pytał to on się wyprze, że w ogóle to oglądał. I każdą inną dramę. Zwłaszcza taki Love Alarm. No, ale nie powiedział jej, żeby siadała, aby mogli sobie razem telewizję pooglądać, bo to akurat było daleko w kolejce. Było mnóstwo rzeczy, które chciałby z Shelby robić, aczkolwiek niestety lub stety w tym momencie na pierwszym miejscu była rozmowa. Bo okej, może wyjaśnili sobie, że dalej coś do siebie mają, że w zasadzie nigdy nie przestali mieć, ale było trochę kwestii do poruszenia. Jak na przykład to, że u Aidena w rodzinie nikt ostatnio nie umarł, a zwłaszcza nie Lisa. Dalej istniała, dalej była upierdliwa. Jedyne co się zmieniło to jego nastawienie do niej, bo teraz był po prostu oschły i traktował jako zło konieczne. No ale przecież to ona była powodem ich rozstania - nie brak uczucia czy to, że się za bardzo różnili. Sam posadził swój zacny, obity jeszcze, tyłek na kanapie obok Lexy, po czym ujął jej dłoń w swoją, z minimalnym wahaniem i ostrożnością, jak gdyby zastanawiając się czy w ogóle mu wolno. Albo może czy to było realne. Bo co jeśli ona zaraz zawoła "it's a prank bro" a zza kanapy wyskoczy Ethan z mugolską kamerą. Powstrzymał się od zaglądania za sofę. No ale to trwało tylko chwilę, w razie gdyby Lexie to nie pasowało to przecież mogła go szybko sprowadzić na ziemię. Zaczął gładzić kciukiem skórę na jej dłoni, a dopiero po chwili zreflektował się, że coś było nie tak. — Lexa? Coś sobie zrobiła? — Zapytał, spoglądając wyraźnie na jej bandaże owinięte wokół nadgarstka. Aha! Czyli nie tylko on ulegał kontuzjom! No bo przecież nie mógł wiedzieć, że te bandaże to nie przez kontuzję, prawda? Ale tak to wyglądało. No i jakby nie było to się martwił; zawsze się martwił. Nawet jak się przewróciła. To znaczy najpierw musiał skończyć się z niej śmiać, a potem pytał czy wszystko w porządku. O ile nie był to groźny wypadek, oczywiście!
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
W zasadzie tak to właśnie wyglądało. Bo chociaż padło wiele słów, tak żadne z nich nie potrafiło ruszyć do przodu. Lexa miała nawet wrażenie, że jeśli spotka się z kimś innym, to będzie to zdrada, której nie chciała się dopuścić, a przecież nie byli razem. Z drugiej strony... może to po prostu była długa przerwa, bo musieli od siebie odpocząć? Ale sęk w tym, że ona nie chciała odpocząć od niego, to nie on sprawiał, że była zmęczona, a Lisa, która się wpierdalała z butami w ich życie oraz szczęście. Tylko mimo wszystko nie była ona w stanie zniszczyć uczucia, które było tak cholernie silne, że po latach rozłąki i bólu nie było w stanie wygasnąć. Trwało równie silne co zawsze, a teraz... teraz odżywało, budziło się do życia i Lexa miała wrażenie, że jest jak przyjemny prąd, który ładuje jej dawno wyładowane baterie. Nad tym Lisa nie miała władzy i czegokolwiek by nie zrobiła, w tym zakresie nigdy by nie wygrała. Mogli się rozstać, ale na pewno nie przestać kochać. Uwielbiała go całować. Nieważne czy kiedyś, czy teraz, zawsze sprawiał, że serce jej mocniej biło. Że po ciele przechodził przyjemny dreszcz, gdy tylko czuła jego ciepły oddech na swojej skórze. Jej ciało pamiętało, pamiętało jego i pamiętało jak reagować, a nie robiło tego odkąd rozstali się na moście. I nikt nie był w stanie sprawić, aby na nowo coś poczuła. Aż do teraz. Wystarczyło, że Aiden na nią spojrzał i ponownie zaczęła się rodzić. I ponownie zaczęła się czuć dobrze. Kiedy był tak blisko, że nie musiała się powstrzymywać z wyciągnięciem do niego ręki. Tylko dalej chyba nie wiedziała czy to będzie trwało dłużej, czy jednak zaraz się skończy. Bo mimo, że obydwoje powiedzieli sobie wszystko co im leżało na sercach, to jednak... było to skomplikowane. A wolała wrócić do tego co mieli, bo była wtedy najszczęśliwsza na świecie. Kąciki ust jej delikatnie drgnęły w lekkim, zadowolonym, ale rozczulonym uśmiechu słysząc jego prośbę, która była tą na którą czekała. Bo to raczej potwierdzało to, że chciał, aby była. Wycofywało wszystkie jego wcześniejsze słowa, każdą deklarację w której zarzekał się, że ma zniknąć, nie odwracać się za siebie i zostawić go w spokoju, bo musiał o niej zapomnieć. Nie odezwała się. W odpowiedzi po prostu spotkała się z nim w połowie drogi, aby na powrót wcałować się w jego usta z uczuciem oraz czułością, którą gromadziła w sobie przez cały ten czas. - Może jednak zostanę.- na pięć minutek, czy coś. Nawet jeśli tylko na chwilę, to niechętnie się od niego odsunęła co by ściągnąć z siebie płaszczyk, bo chyba w najbliższym czasie nie będzie jej potrzebny. Powiesiła go w przedpokoju i wróciła do Aidena, kierując się na kanapę przed telewizorem, który przykuł na moment jej uwagę. Ba, nawet w drodze na sofę przyjrzała się temu co akurat leciało. Więc jak posadziła swój tyłek bokiem, pod ugiętą jedną nogą, zerknęła z lekko uniesioną brwią na Aidena. - Czy to są jakieś miłosne seriale?- spytała, bo łatwo było ogarnąć po kdramie o czym jest. Tam co chwila jakieś przerywniki muzyczne, zalotne spojrzenia i spowolnione ujęcia, co by nabudować napięcie. A więc to tym się Aiden zajmował w Korei u Jeon? Mogła tak przypuszczać skoro siedział w salonie, a na telewizorze leciało właśnie to! Odwróciła wzrok od aktorów na ekranie w momencie gdy ujął jej rękę. Spojrzała na ich dłonie i nie mogła się chyba powstrzymać od tego delikatnego, stęsknionego uśmiechu. Zacisnęła mocniej palce na jego dłoni, jak gdyby chcąc przywyknąć, że faktycznie znowu ją trzyma, po czym podniosła wzrok na Aidena gdy zapytał co sobie zrobiła. Bandaż. No tak. On nie wiedział. Sama przeniosła wzrok na owinięty nadgarstek, kiedy w głowie minęła jej tamta noc w Śmiertelnym Nokturnie. - To... nic.- bo w pewnym sensie tak było, to po prostu zwykły znak, ale to co oznaczał i sobą reprezentował, a także przez kogo został sprezentowany był już inną kwestią. Zerknęła na niego i westchnęła ciężko pod nosem, bo skoro już się ponownie zbliżyli po latach unikania i oszukiwania samych siebie, to nie chciała tego zacząć od kłamstwa. Sięgnęła więc do małej pętelki bandażu, która trzymała go na miejscu i rozwiązała, co by delikatnie zacząć go rozwijać. - Rok temu miałam... ponowne spotkanie z Winchesterem.- a Aiden na pewno doskonale kojarzył to nazwisko, równie dobrze co ona, bo to on stał za tym co się stało z jej rodzicami i za tym co się stało w Hogwarcie, a raczej w Hogsmeade. - To pamiątka.- powiedziała, kończąc w końcu rozwijać opatrunek, co by charakterystyczny znak na który nie chciała patrzeć, który najchętniej by usunęła, ujrzał światło dzienne. Pamiątka, aby pamiętała, że po nią przyjdzie. Bo była już oznaczona i nie znała dnia, ani godziny w której znowu się pojawi, aby dokończyć to co zaczął. Skupiła na wypaleniu swoje spojrzenie, aby po krótkiej chwili ponownie zacząć je zawijać i chować pod bandażem. - Tak więc jak widzisz, super się bawiłam przez ten czas co cię nie było.- mruknęła, czując taki nieprzyjemny ścisk w żołądku na samo wspomnienie tamtej nierównej walki. - Czasami też zasługuje na twoje środkowe imiona.- bo była głupia i nieodpowiedzialna! I też miała więcej szczęścia niż rozumu, bo gdyby aurorzy się znowu nie pojawili, zapewne nie siedzieliby u Jeon na kanapie. I pewnie nigdy więcej by się już nie spotkali, a Aiden mógłby faktycznie o niej zapomnieć. No cóż. Widzicie jak wspaniale do siebie pasują? Kiedy tylko skończyła obwiązywać znak, równie sprytnie zawiązała bandaż, bo jednak wprawę to już miała taką, że jedną ręką to robiła i podniosła na niego spojrzenie. Uśmiechnęła się do niego pociesznie, a następnie ujęła jego dłoń w geście co by się tym nie przejmował, bo ona też już przestała. Przynajmniej w pewnym sensie. - Mamy dwa lata do nadrobienia.- bo jakby nie było, to nie miała pojęcia co się u niego działo przez ten czas. Jak sobie radził, co z Noelem, Hansem... Lisa to już wiedziała, że cały czas się wpierdala do jego życia, bo spotkała ją w szatni i na nowo przypomniała sobie o tych wszystkich negatywnych emocjach, które budziła. - I chyba musimy ustalić na czym stoimy.- bo... no, był z kimś. I chociaż dziwnie, a właściwie beznadziejnie się z tym czuła, zwłaszcza teraz kiedy trzymała go za rękę, wiedząc, że raczej nie powinna. Ale nie jej wina, że od zawsze uważała ją za jej. Bo jako pierwsza ją przywłaszczyła i mimo, że nienawidziła się dzielić, to chyba musiała się z tym pogodzić.
Może? Może?! On jej zaraz pokaże to jej "może". Spojrzał na nią dość wymownie, unosząc lekko brew. Chyba lubiła te wszystkie "może" albo "chyba". Nie chciałby generalizować, ale to takie... kobiece! Pewnie jej ulubioną piosenką jest "call me maybe". Albo coś w ten deseń. Niemniej cieszył się, że postanowiła tutaj zostać i że w końcu ich relacja zaczynała... nabierać kolorów. Bo jak się okazało największym problemem tutaj nie była nawet lisa. Tylko błędy na poziomie komunikacyjnym. Wcześniej to, że nie mówiła mu pewnych rzeczy (a w zasadzie jednej i to dość istotnej), a teraz to, że jedno nie mówiło prawdy bo się bało do niej przyznać, a drugie snuło wnioski i domysły, co też chujowo wychodziło. W efekcie wytworzyło się jakieś napięcie, zaniknęła strefa komfortu. A jak się okazuje - niepotrzebnie. Chyba nad komunikacją to będą musieli jeszcze trochę popracować. Ale i tak dobrze im szło, prawda? Zerknął w kierunku włączonego telewizora. — ... może? — Powiedział, uśmiechając się przy tym jakże niewinnie, bo przecież co złego to nie on. I to nie tak, że kisił się tutaj z Jeon i oglądali wspólnie koreańskie dramy. To nie tak, że w kilka się nawet wciągnął, a od kilku złapał taki cringe, że będzie musiał to rozchodzić. — To Jeon, nie mam z tym nic wspólnego... Możesz się przesunąć? Zasłaniasz. — Mruknął, po czym szturchnął ją delikatnie zaczepnie, z równie zaczepnym uśmiechem, sygnalizując że żartował. Bo to nie tak, że oglądał jej przez ramię jakiś serial. Bo przecież się nie wciągnął! Ani trochę! Wreszcie mógł jej dotknąć i... nie bał się tego. Bo kiedy ona uśmiechnęła się gdy sięgnął do jej ręki to był przekonany, że nie ma nic przeciwko, że nie zmieni zdania, a zza sofy nie wyskoczy ten cały Ethan z kamerą. Jakby wyskoczył to by go Aiden tą kamerą zadławił. A potem Lexie... no Lexie by nic nie zrobił. Nieważne jak bardzo by go nie skrzywdziła to nigdy by nie działał na jej niekorzyść. Nie mówiąc już o podniesieniu na nią ręki. Chyba, że mowa o klapsach. Klapsy się nie liczyły. Znaczy... co? Mógł teraz bez obaw i ewentualnych wyrzutów lustrować ją wzrokiem bo była je... no bo była tutaj i pozwalała się dotykać, więc i pewnie na siebie patrzeć. Dlatego po tych krótkich oględzinach dostrzegł bandaż i z czystej ciekawości, a także troski, zapytał o to, czemu tam był. To nic? No pewnie. Aiden z automatu spojrzał na nią dość wymownie. I chyba powinni wprowadzić banicję na hasło "to nic" albo "nic mi nie jest". Bo jakoś nadużywali go w momentach, w których jednak to nie było takie "nic". Przeniósł wzrok na jej opatrunek, kiedy jednak postanowiła go ściągnąć. I jak tylko zobaczył ów wypalony znak to zacisnął zęby. A później jeszcze wspomniała, że wpadła na swojego "starego znajomego". Winchester. Wiadomo, że po pierwszym incydencie z nim wypytywał ojca o sprawę, ale Hans zwykle rozkładał ręce, bo człowiek dalej pozostawał nieuchwytny dla aurorów. I widać, że przez te kilka lat najwyraźniej nic się nie zmieniło. Był zły. Na siebie, bo raz kolejny nie było go przy niej kiedy to się zdarzyło. Choć z drugiej strony co on mógłby zrobić? Co najwyżej zajebać gościowi miotłą w łeb, albo rzucić kaflem. Raczej marny z niego talent czarodziejski. Ale na pewno podpyta Noela, który już pewnie kręcił się wśród aurorów. W końcu to był jego ostatni rok studiów. — Mhm. Widzę. — Westchnął, wyraźnie niezadowolony z tego widoku. I tego, co mu powiedziała. — Mam nadzieję, że Noel go zatłucze jak psa. — Bo to będzie jego praca by tłuc psychopatów. A skoro nie on to Noel. Ta sama krew. — Chyba, że będę przed nim. — Mruknął. Ale to raczej bardzo wątpliwe i chyba sam to wiedział. Skoro to był ktoś kto miał na swoim koncie mnóstwo ofiar, w tym śmiertelnych, a do tej pory nie dawał się złapać aurorom to albo coś z aurorami było nie tak albo facet był... no ciężkim celem. I prędzej to on by zatłukł Aidena niż ten w ogóle by zdołał pomyśleć o jakimkolwiek zaklęciu. Innym niż Accio Miotła. — Ale środkowych imion ci nie oddam. Znajdź sobie inne. — Polecił. Bo tylko on może być Nieodpowiedzialnym Głupkiem. Całe dwa lata, a nawet parę miesięcy dodatkowo, do nadrabiania. Trochę tego było, faktycznie, ale u niego... raczej rytm był ten sam. Trening, dom, dom trening. Nic więcej. Okazjonalnie jakieś wyjścia, okazjonalnie jakiś wyjazd i odpał. Jakby się nad tym zastanowić to bez rewelacji. Ale na pewno zda jej sprawozdanie ze swojej historii. Jak tylko uporządkują sobie kilka spraw. I chyba musimy ustalić na czym stoimy. Właśnie. — Nooo... na tym, że ja kocham ciebie, ty mnie. — Powiedział z ważną miną, jakby właśnie mieli dostać nobla za to odkrycie. Niemniej wiedział o co chodziło i nawet jeśli chciał podejść do tego swoim standardowym, aideńskim humorem to jednak... Westchnął ciężko. — Wiem o co chodzi. — Mruknął, wbijając wzrok w ich dłonie. Chodziło o jego relację z Min, konkretniej o to, że był w związku z nią; oficjalnie. Naprawdę ją lubił, bo przecież wiązał z nią wiele miłych wspomnień. Ale nie kochał jej. I wiedział to już od dłuższego czasu a mimo to nie potrafił zebrać się w sobie by złamać jej serce, by to zakończyć. Z drugiej strony czuł się fatalnie z tym, że pozwalał jej żyć w jakimś mirażu, pozwalał jej wierzyć, że coś z tego będzie. Zbierał się bardzo powoli do tego wszystkiego, tak szczerze licząc, że ta jego nieobecność po prostu ją zmęczy i samo rozstanie nie będzie takie bolesne. Przetarł twarz dłonią. — Porozmawiam z nią jak wrócę. — Raz jeszcze westchnął. To nie będzie łatwa rozmowa. — To się nie miało prawa udać. Chyba coś o tym wiesz. — Powiedział, zerkając na nią kątem oka. No bo okazywało się, że oni oboje trwali w beznadziejnych relacjach, w oszustwie. I próbując wyleczyć siebie, z siebie nawzajem, skrzywdzili inne, niczemu nie winne osoby. I teraz jak to do niego dotarło to czuł się z tym źle, ale... nie odpowiadał za to, że jego serce nie potrafiło się przywiązać do kogoś innego. Tylko mógł tego nie ciągnąć, bo on o tym, że nie będzie w stanie pokochać Min wiedział znacznie wcześniej. A mimo wszystko oszukiwał ją. I oszukiwał siebie, że może coś się zmieni, bo przecież lubił ją. Ano, lubił. Ale nie tak. — Lexa. Martwi mnie jedno. Pewnie wiesz, że moja matka nie kopnęła w kalendarz i raczej się na to nie zapowiada? — Niestety. Raczej wiedziała. Przecież pamiętał, że jego matka wystąpiła w szatni i namawiała trenera aby pozwolił mu grać. Jego w sumie też, ale jakoś tak... bezsłownie. Nie mówiąc już o tym, że wymusiła na nim grę koniec końców, bo o tym to nie wiedział. — W zasadzie to od naszego rozstania jesteśmy w stanie wojennym. Nie widujemy się poza meczami i świętami. No i dalej spotykam się z nią na treningi. — Bo pomimo sadystycznych zapędów to była dobra jako trener i miała ogromną wiedzę. I umiejętności. I jakby nie było to chętnie to wszystko przekazywała, a jemu to było potrzebne. — Teoretycznie teraz już tak nie miesza się aż tak w moje życie — pewnie dlatego, że nie ma w nim Lexy, z którą zwyczajnie miała kosę. Albo raczej - nienawidziła jej bo się jej przeciwstawiła. I tym wydała na siebie wyrok. — Ale mam wrażenie, że jak tylko się dowie to znowu się odpali. — Tutaj westchnął ciężko. — Nie wiem, co mam z nią zrobić. Odciąłem ją od siebie na tyle ile mogłem. Rozmowy z nią przecież nic nie dawały, a ojcu nie mogę tego powiedzieć. Przecież nie powiem mu, że jego żona dążyła, i to całkiem skutecznie, do rozbicia ciebie i mnie, że ma psychopatyczne zapędy. Przecież on się załamie. — Albo nie uwierzy. Chociaż też nie miał powodów by poddawać w wątpliwości wiarygodność Aidena, a że Lisa była dość... stanowcza i lubiła iść po trupach do celu to już nieco inna sprawa. Ale chyba widziały gały co brały, a jak nie widziały to chyba zdołały zobaczyć co wzięły. Hans przecież nie był głupi. Nawet na głupiego nie wyglądał (już). — Nie chcę, żebyś znowu się męczyła. A mordować mi własnej matki raczej nie wypada. Nawet wystawiać zlecenia na nią. — Mruknął, opierając się o nią bokiem. Samo gadanie o własnej matce sprawiało, że czuł się słabo, ale tak... faktycznie słabo. A w zasadzie to bezsilny. Bo naprawdę nie wiedział co ma z tym wszystkim zrobić; jak w ogóle podejść do tematu. Jakby nie było to próbował odkąd Lisa zaczęła im coraz bardziej się naprzykrzać, ale... nie nie przyniosło to żadnych skutków.
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Teraz to ona spojrzała na niego wymownie z tym „może”. No bo raczej nie spodziewałaby się po nim, że będzie oglądał jakieś typowo babskie, koreańskie dramaty z miłością w tle. Lexa od długiego czasu unikała wszystkiego co związane z miłością. Filmy, seriale, nawet koszulki... a najlepsze i tak były jej walentynki od ponad dwóch lat. Pierwsze po zerwaniu były najgorsze, bo zaledwie cztery miesiące później i to niecałe. Cały dzień przeleżała w łóżku na zmianę płacząc, jedząc lody i zastanawiając się co on teraz robi. No i z kim. Na całe szczęście żadne walentynki nie przesiedziała sama. Raz była Chiara, raz Viola, raz obydwie naraz, a w ostatnie walentynki, kiedy była już w związku z Ethanem... te spędziła z Dunią mówiąc mu, że źle się czuje i chce być sama. Nie mogłaby chyba tego dnia z nim celebrować, bo na dobrą sprawę nie było czego. Jeszcze miała się przesunąć, bo mu przeszkadzała! Spojrzała na niego bardzo wymownie, kręcąc przy tym głową z lekkim niedowierzaniem. - Tęskniłam za tobą.- i za tą jego złośliwością, a także za sposobem w jaki na nią patrzył i z nią rozmawiał. Bo nawet jeśli inni też starali się na jakieś przytyki, to jednak... nie wiedziała dlaczego nie sprawiały one jej takiej przyjemności jak te od Aidena. Może była masochistką, ale tylko wtedy kiedy on był napastnikiem? Rivett Winchester, jedna z osób, które jej najbardziej zagrażają. To ktoś, kogo ściga od dawna i komu śmierci życzy z całego serca. I nawet jeśli to zwykła głupota i czyste samobójstwo, to Lexa nie potrafiła nic poradzić na to, że chciała osobiście pozbawić go życia. Co było praktycznie niewykonalne, bo w zaklęcia nie była dobra. Gdyby mogła na niego wylać jakiś żrący eliksir, to byłoby fajnie, ale Winchester już dwukrotnie pokazał jej jak bardzo ich poziomy się różnią. Może powinna nasłać na niego jakichś aurorów, może jakichś wynajętych asasynów czy cholera wie kogo, którzy nie mieliby go zabić, a jedynie pojmać i czekać, aż Shelby osobiście się wstawi, aby potraktować go Avadą. Chociaż chyba nie potrafiła Avady. To może jednak te eliksiry... w każdym razie, na własne życzenie wpakowała się wtedy w kłopoty, bo przecież go szukała. I odnalazła. Albo raczej, on odnalazł ją. I teraz miała za swoje. Tylko czy zrezygnowała ze swojej chęci zemsty? Nie. I chyba Aiden o tym nie wiedział. - Noel? - spytała, unosząc nieco wyżej jeden łuk brwiowy, bo... no nie widziała go jako niebezpiecznego aurora, który morduje innych. Był przecież taki dobry, grzeczny i niewinny. Jak on miałby z kimś walczyć, to tylko na kwiatki. Ścisnęła mu mocniej dłoń w pociesznym geście. - Winchester pojawia się i znika, więc pewnie teraz zobaczę go dopiero za kolejne kilka lat.- chyba, że zainicjuje spotkanie wcześniej, ale wtedy nie wiadomo czy przeżyje. Chociaż każde z tych spotkań było jedną wielką niewiadomą. Jak na razie miała ogromne szczęście, ale do trzech razy sztuka, nie? Imion nie skomentowała, bo i tak musiał się nimi podzielić! Zwłaszcza, że pewnie kiedyś ich dzieci to odziedziczą. Znaczy co. Nie mogła się nie uśmiechnąć słysząc to zadeklarowanie i stwierdzenie to, co obydwoje wiedzieli, ale... no, była pewna ważna kwestia do której zupełnie nie wiedziała jak ma podejść. Bo o ile ona pozbyła się już swojego „problemu”, inaczej tymczasowego partnera z którym była, aby na chwilę zapomnieć o tym co łączyło ją niegdyś z Aidenem, tak on wciąż kogoś miał i nie zamierzało o tym zapominać. Nawet jeśli wszystko miało wskazywać na to, że #Laiden is back. - Nie chcę ci się wpierdalać, jeśli masz już coś... ułożonego.- co nie zmieniało faktu, że była cholernie zazdrosna. No i mało było związków, gdzie dwójka ludzi się kochała, ale nie była razem bo ktoś inny był w związku? Czy to robiło z niej teraz kochankę? Chyba nie chciałaby być tą drugą, gdzie spędza czas z Lexą, ale koniec końców i tak wraca na noc do innej. Domyślała się jednak jak wyglądała ta jego relacja, bo no sama tkwiła w podobnej przez dwa miesiące, dlatego słysząc jego kolejne słowa, westchnęła cicho pod nosem i przytaknęła, bo wiedziała. Ale może jego związek wyglądał inaczej! I wtedy nadszedł temat, który od zawsze na zawsze będzie aktualny. Lisa. Opuściła spojrzenie na ich dłonie, bo przecież doskonale wiedziała, że kobieta wciąż jest aktywna i jak tylko się dowie, że Lexa wraca, zaczęłaby ponownie knuć. I tego była absolutnie pewna. Słuchała go w ciszy, analizując wszystko co jej mówił, zwłaszcza to, że aktualnie są z matką w stanie wojennym. Tylko, że to naprawdę nic nie zmieniało, bo ona przecież nie chciała być z nim w super stosunkach matka-syn, tylko miał być najlepszym graczem quidditcha. Dlatego sytuacja z Lisą była naprawdę ciężka. Bo nie wiadomo było co z nią zrobić. O ile Aiden nie porzuci quidditcha, o ile nie złapie jakiejś paskudnej kontuzji, która uniemożliwi mu dalszą grę, Hiragi wciąż będzie istniała i ich nękała. Gdy się o nią oparł, położyła na nim głowę i splotła palce, wzdychając ciężko pod nosem. - Dwa i pół roku z nią walczyliśmy, i nie znaleźliśmy sposobu, aby dała sobie spokój. Wątpię, abyśmy wymyślili coś nowego. - mruknęła niezadowolona i chyba smutna jednocześnie, bo jednak bycie nienawidzonym przez matkę twojego chłopaka nie było najprzyjemniejszym uczuciem, zwłaszcza gdy ta ciągle stosowała sabotaż na ich związek tylko dlatego, że Lexa nie wpisywała się w jej wymagania. - Nie wiem co z nią zrobić.- Bo chyba nic się nie dało. - Ale wiem, że nie popełnię drugi raz tego samego błędu. - dodała i to całkiem pewnym, zdecydowanym głosem. Może i wcześniej się poddała, ale wiedziała jakie konsekwencje to za sobą niesie i nie chciała już nigdy więcej ich odczuwać na własnej skórze. - Wolę przeciwstawiać się Lisie całe życie, niż znowu żyć bez ciebie.- i to było coś, czego była absolutnie pewna. Bo po zerwaniu nie mogła nawet nazwać tego za bardzo życiem, tylko egzystowaniem, udawaniem szczęśliwej i oszukiwaniem siebie oraz wszystkich dookoła. Dopiero teraz, kiedy siedziała z nim na tej kanapie, kiedy trzymała go za rękę, kiedy czuła jego ciepło i obecność, kiedy z nim spokojnie rozmawiała i całowała... dopiero teraz mogła powiedzieć, że wracała do żywych. Na chwilę zamilkła, po prostu ciesząc się jego towarzystwem i faktem, że w końcu był blisko, bo dosłownie marzyła o tej chwili od momentu w którym się rozstali nad tym mostem. - Przepraszam, że ci nie powiedziałam.- zaczęła, dalej opierając o niego głowę i wpatrując się w ich splecione dłonie. - Przepraszam, że z nas zrezygnowałam.- bo to też jej ciążyło na sercu. - Przepraszam, że się nie odezwałam.- bo miała na to ponad dwa lata. - I przepraszam, że cię skrzywdziłam. - bo wyraźnie cierpiał przez jej decyzję, a ona nigdy nie chciała doprowadzić go do takiego stanu. Postąpiła egoistycznie i przez to zapłaciła wysoką cenę, tylko problemem było to, że nie tylko ona ją płaciła. Teraz jedynie mogła go za to wszystko przeprosić, z całego serca, całkowicie szczerze.
Koreańskie dramy będą teraz jego nową pasją. Brakuje jeszcze żeby przestał przychodzić na treningi bo się będzie w nie tak wciągał, że nie będzie mógł przerwać. Kosztem snu czy treningu. Nie był jakimś wielkim fanem, ale dało się oglądać. Też nie wszystkie, ale... Poza tym Jeon dała mu swojego Netflixa, więc jak już ogarnie ten telewizor w domu to będzie oglądał dramę za dramą. — Oj, Lexa, Lexa. Ja za tobą też. — Powiedział, uśmiechając się lekko. Bo tak było. Lexa była jego brakującą częścią, którą stracił parę lat temu. Ale teraz już na szczęście ją odzyskał i czuł jakby w końcu był cały. I pewnie teraz wyciągnie kolejne wolne, żeby móc pilnować Lexy. Co z tego, że miała pracę. Będzie jej kanapki przynosił. Smaczniejsze niż Ethan ofc. A jak nie kanapki to kimchi. Albo ramyon. Albo samego siebie, hehe. — Już niedługo dyplomowany auror. No co? Nie ujmuj mu przez bycie... Noelem. — Powiedział, uśmiechając się lekko. Ale naturalnie wiedział o co chodzi. Niemniej Noel może i był mięciutką kluchą, ale gdyby nie potrafił wziać się w garść to nie utrzymywałby tytułu prymusa na swoich studiach. No i nikt by go nie wziął na faktycznego aurora. Pewnie to ten typ, który jest słodziutki i fajtłapowaty, ale jeśli w grę chodzi obrona przykładowo rodziny to się włącza mu jakiś super sayianin czy coś. Na pewno! Noel się jeszcze pokaże. I wtedy się wszyscy zdziwią. Poza tym mógłby wykorzystać swoją słodycz jako broń, element zaskoczenia. Winchester to by umarł ze śmiechu gdyby taki ciapek stanął na przeciwko niemu. A gdyby nie umarł to Noel by go zaciukał podczas gdy tamten by się pokładał z rozbawienia. Westchnął ciężko. Szczerze to miał nadzieję, że facet się już nie pojawi. Czemu on nie mógł zdechnąć? Albo wpaść w końcu w ręce aurorów. Właśnie przez to, że od lat pozostawał nieuchwytny to Aiden się zwyczajnie bał. Nie, nie o siebie. O Lexę. Bo przecież dwukrotnie była jego celem i dwukrotnie dopisały jej ogromne pokłady szczęścia, które przyjęły formę interweniujących aurorów. Ale każdemu szczęście się kiedyś kończyło i obawiał się, że za trzecim razem może się to już nie skończyć dla niej dobrze. A miał wrażenie, że Winchester był łowca, który nie odpuszczał zwierzynie, która mu umknęła. Dla własnego honoru i satysfakcji. Nie zapomniał w tym wszystkim, że dalej jego status na wizbooku powinien głosić "w związku". Nawet jeśli on tego nie oznaczył, bo się w to zwyczajnie nie bawił, to takie były realia. Miał partnerkę. Oficjalnie. — Żebyś mogła mi się wpierdalać w życie najpierw musiałabyś z niego solidnie wypierdolić. A to ci kiepsko poszło. — Powiedział, szturchając ją zaczepnie bokiem. Taka była prawda! No bo nie mógł o niej zapomnieć, cały czas o niej myślał, wszystko mu o niej przypominało. I nawet jeśli władował się w związek to wciąż do niej wracał wspomnieniami. Czy to znaczyło, że zdradzał? Nie, pewnie nie. Ale było chujowe wobec drugiej osoby. Tak samo jak pozostawanie z kimś w związku i całowanie się z kimś innym. To już taka... namacalna zdrada. I to nie jest tak, że miał to w dupie, bo czuł się też źle z tym, że w ogóle to ciągnął i teraz przez to doszło do takiej sytuacji. Powinien być fair wobec Min. — Nie mam nic z nią ułożonego. To znaczy... Jest bardzo miła i w stu procentach za mną, stara się, tylko to ja przez cały czas byłem w tej relacji kawałem cwela bo nie potrafiłem w najmniejszym procencie oddać jej tego, co sama mi dawała. Teraz jestem jeszcze większym cwelem bo jestem z nią w związku a całuję inną kobietę. Proszę, nie używaj tego potem jako argumentu w kłótni. — Mruknął, spoglądając na nią z takim... wypłowiałym uśmiechem. Aiden a pamiętasz, że nie miałeś oporów przed zdradzeniem Min?! Ale sytuacja nie była do śmieszków, bo jego pojednanie z Lexą było nieszczęściem dla jego obecnej partnerki. Nic zabawnego. Na dobrą sprawę to ich relacja nie była dobrze rozwinięta. A w każdym razie - nie spali ze sobą. Bo i kiedy? Jeśli Aiden przyjeżdżał to nie na noc, a i czasu też nie miał wiele. A to, że nie miał wiele czasu to znaczyło, że budowanie więzi trwało. Zresztą dziewczyna była jeszcze młoda, całe życie przed nią! A i Aiden jakoś też o tym nie myślał bo... No wiadomo. W milczeniu wysłuchał jej deklaracji i po prostu się uśmiechnął. Bo był szczęśliwy, że mimo wszystko zdecydowała się na wejście na wojenną ścieżkę z jego matką. Byłby szczęśliwy gdyby jednak nie było żadnej wojny, ale... Lisa była jaka była. To nie Lexa tu była problemem a duma i postanowienia jego mamusi, więc.. No. — To słodkie, Lexa. Na tyle, że nie wiem jak zareagować. — Powiedział, po czym znów szturchnął ją delikatnie łokciem. — Cieszę się, że jesteś. — Dodał już tak na poważnie. Bo się cieszył i to tak w cholerę. Bo wyglądało na to, że po tych dwóch latach z hakiem w uczuciowej katordze wreszcie jest szansa na to by było... dobrze. Ale też nie za dobrze, bo przecież Lisa dalej istniała. I jak tylko się dowie to się wścieknie, to było pewne. Cisza była w porządku. Bo to była taka... inna cisza niż wtedy w parku, kiedy się spotkali. A i rozmowy ich stały się płynniejsze a to dlatego, że nikt nie musiał nic ukrywać. I to pewnie dlatego. Bo nie musieli się zastanawiać nad słowami, udawać, że wszystko jest w porządku, po cichu tęskniąc za sobą, ale nie mając odwagi by jednak się przyznać do tego czy do tego, że nie przestali o sobie wzajemnie myśleć. Spojrzał na nią, gdy usłyszał pierwsze przepraszam. I po nim trzy kolejne. Uniósł kącik ust w delikatnym, pociesznym uśmiechu, jednocześnie w oczach mając coś na wzór rozczulenia.Całą tą sytuacją, a także tym, że dalej ją to męczyło. Zagarnął ją do siebie ramieniem i przycisnął do siebie, by potem ucałować w czubek głowy. — Mów mi, proszę, jeśli będzie cię coś męczyć. Może nie zawsze będę umiał pomóc, ale na pewno będą próbował! — Powiedział, po czym raz jeszcze przycisnął do niej swoje usta. Przez dłuższą chwilę po prostu chłonął jej bliskość i gładził uspokajająco, chcąc tym samym dać do zrozumienia, że nie miał (już) jej tego za złe. Aż w końcu wymruczał, z policzkiem przyciśniętym go jej głowy — Przepraszam, że rozbiłem sobie pysk o murawę. — Sarknął. No ale nie chodziło o samo rozbicie mordy (może tam był mniej przez to urodziwy ale chwilowo!), ale przez to, że stało się to, bo jej nie posłuchał. Znaczy jemu się wydawało, że posłuchał, ale realia były inne, a on był raczej mało wiarygodnym źródłem wiadomości jak miał przerywniki we wspomnieniach, do których sam się przyznał. — Znowu. — Dodał. Bo przecież to pewnie nie był pierwszy raz jak Aiden się w coś wpieprzył. Jeszcze tylko nie zawadził ryjem o jedną z obręczy (z takim metalicznym KLINK od uderzenia), ale to chyba tylko kwestia czasu aż to się zmieni.
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Tęskniła. Każdego dnia. Każdej nocy, kiedy spała sama. Za każdym razem jak widziała kogoś, kto jest szczęśliwy i zazdrościła, bo sama przecież nie była szczęśliwa. Bo Aiden był jej brakującym ogniwem, częścią, która spajała całość. I mówi się zwykle, że pierwsza miłość jest najtrudniejsza do zapomnienia, ale w tym przypadku on był nie tylko pierwszą miłością, ale także ostatnią. Był tym jedynym, który dawał jej szczęście. Od zawsze. Mogli mówić, że po prostu nie poznała nikogo innego, że nie spotykała się z facetami, ale przez pewien okres czasu to robiła w nadziei, że uda jej się znaleźć zastępstwo. Problem w tym, że każdy nie był nim, każdy nie był dostatecznie dobry. Nie dlatego, że miała wymagania, ale dlatego, że miała porównanie. Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale w tym przypadku z chęcią zrobiłaby wyjątek. I to nie jeden. - No wybacz, ale nie wyobrażam sobie Noela w wojowniczym nastroju. Panikował jak biłeś się z Dylanem, a co dopiero jakby faktycznie miałby się wdać z kimś w pojedynek.- no bo dla niej to było nierealne! Pewnie, mógł być najlepszy na studiach, mógł przekonać wszystkich do tego, że jest świetnym czarodziejem, ale Lexa... no cóż, dla niej Noel zawsze będzie tym kochanym, uroczym, ciapowatym chłopakiem, który zabiera się do zagadania do dziewczyny przez lata. Chociaż w tym akurat przypominał brata. W końcu to Lexa wykonała pierwszy ruch w kierunku Ackermanna. Ciekawe czy gdyby tego nie zrobiła, to dalej byliby dla siebie całkowicie obcy. No ale może przez ostatnie lata faktycznie się coś zmieniło i Noel teraz był w stanie stanąć naprzeciwko Winchestera. Szczerze mówiąc obawiałaby się tego i raczej nie chciałaby tego sprawdzać, bo obawiałaby się jego porażki. A naprawdę nie chciała planować jego pogrzebu. Chiara by się zapłakała na śmierć. W każdym razie, nie chciała już myśleć o Rivecie, bo to ktoś, kto niewiadomo kiedy i czy w ogóle się pokaże, ale w kościach czuła, że ten rozdział nie jest zakończony i jeszcze będzie musiała mu się przeciwstawić. Czy jej się uda, cholera wie, ale na pewno oberwie i to porządnie. Kącik ust delikatnie drgnął jej w lekkim, ale niezbyt przekonanym uśmiechu, bo jednak się martwiła. Faktycznie się teraz trochę czuła jak taka metresa. Nigdy nie chciała być w takiej sytuacji, ale nie jej wina, że Aiden był jej zwyczajnie przeznaczony. I pokazali to cholernie widocznie, bo jednak mimo ponad dwóch lat przerwy, mimo szczerych chęci ułożenia sobie życia bez siebie, wszechświat i tak skrzyżował ich drogi. Teraz siedzieli w salonie, tuż obok siebie, nie potrafiąc się sobą nacieszyć i chłonąc swoją bliskość za którą się tak stęsknili. Bo Lexa niesamowicie się stęskniła. Za każdą jego cząstką. - Nie użyję. - obiecała, bo w sumie nawet by nie chciała przywoływać jakiejś innej kobiety, nawet w kłótni. - To mówisz, że obydwoje wjebaliśmy się w związki z kimś, kto był miły i wyrozumiały mając nadzieję, że przestaniesz myśleć o tym, kto naprawdę zajmuje twoje serce? - spytała, podnosząc na niego na moment spojrzenie. Bo ona właśnie tak miała. Ethan był kimś, kto miał odwrócić jej uwagę. Kimś, kto pozwoliłby jej zapomnieć, ale często łapała się na tym, że i tak porównywała go do Aidena. I było to niezdrowe oraz nie fair, ale nie mogła nic na to poradzić. Chciał ją naprawić, chciał sprawić, aby zapomniała i ruszyła do przodu, z nim, ale... to było niewykonalne, bo Lexa nigdy nie zeszła z tego mostu w parku, gdzie wciąż oczekiwała na powrót Ackermanna. I teraz wrócił. I tylko tego do szczęścia potrzebowała. - Jesteśmy okropni.- przyznała. Bo byli, nawet jeśli było to nieświadome. Lexa nie chciała nikogo skrzywdzić, ale... wyszło jak wyszło. Przynajmniej Ethan wiedział jak to się zakończy i cierpliwie czekał, aż to Lexa zdecyduje się go zostawić. I nie pytała czy z nią spał. Nie chciała wiedzieć co z nią robił, bo potem wyobrażałam sobie niestworzone rzeczy i nie mogła się ich pozbyć z głowy. Dlatego wolała żyć w nieświadomości, nawet jeśli nic takiego się nie stało. Lisa chyba od zawsze będzie ich nierozwiązanym problemem. I Lexa zawsze będzie się martwić co takiego się odjebie, ale... no cóż, najwyżej przez to przejdą. Spodziewała się już, że kobieta odwaliłaby coś nawet na ich własnym ślubie rujnując najpiękniejszy dzień jej życia, ale jakkolwiek ciężkie by to nie było, blondynka nie zamierzała się już poddawać. Coś z Aidenem wymyślą. Cokolwiek by to nie było. Cieszę się, że jesteś. Uśmiechnęła się lekko i w rozczulonym geście zbliżyła swoje usta do jego, aby go pocałować. Powoli, czule, delikatnie przejeżdżając kciukiem po jego policzku. I przeciągała tę chwilę najdłużej jak mogła, bo w tej chwili cieszyła się nawet z takiego zwykłego, kochanego całusa. Oderwała się więc dopiero po jakimś czasie, aby ponownie oprzeć o niego głowę i spleść z nim palce, bo to jedna z jej ulubionych pozycji aktualnie. - Jestem teraz twoją kochanką. Chyba nie powinnam cię całować. - no ale nie mogła się powstrzymać, nawet jeśli czuła się z tym w pewnym sensie źle. Bo sama świadomość, że kogoś ma, nawet jeśli miał ją zostawić, sprawiał, że nie była fair wobec tego kogoś. Bo Lexa była kochaną, dobrą i ciepłą osobą pełną empatii, nawet jeśli ten ktoś aktualnie nazywał się dziewczyną miłości jej życia. I nawet jeśli najchętniej wyszarpałaby jej tchawicę zębami. Musiała go przeprosić, bo nie dałoby to jej spokoju. Jej sumienie każdego dnia by dogryzało i krzyczało na pełne gardło, że zjebała. A teraz... teraz przynajmniej dostała rozgrzeszenie dzięki któremu czuła się lepiej. Bo jej wybaczył, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Uśmiechnęła się więc delikatnie i wtuliła bardziej swój policzek w jego ciało. - Będę.- bo nie chciała doprowadzić do kolejnego nieporozumienia spowodowanego brakiem umiejętności komunikacji. Wystarczyła tak głupota, aby zniszczyć życie na ponad dwa lata. I to nie jednej osoby, ale dwóch. No i oczywiście Lisa grała tam ogromną rolę, bo gdyby nie ona, to do tego nigdy by nie doszło. Sięgnęła dłonią do jego włosów i wplotła palce w jego czarne kosmyki, aby delikatnie zacząć je gładzić i częściowo się nimi bawić. - Nigdy więcej tak nie rób, błagam.- bo wrócili do punktu wyjścia, gdzie ona się cholernie martwiła i musiała doprowadzać go do porządku dziennego. - Nigdy więcej się tak nie forsuj, nie doprowadzaj się do takiego stanu. Nigdy więcej nie chcę cię widzieć... takiego jak wtedy.- bo łamało jej to serce, kiedy ledwo chodził przez wycieńczenie i przetrenowanie. - Nigdy więcej nie uciekaj ze szpitala, głupolu. - dodała, podnosząc na niego wzrok, aby na niego spojrzeć. - W życiu bym sobie nie wybaczyła, jakby coś ci się stało.- dodała. Bo to przez nią przecież uciekł, a raczej, wypisał się na żądanie. I wiedziała to, nawet nie musiał jej mówić. To było aż zbyt oczywiste. I nagle zmniejszona książka, która robiła za wizbooka zawibrowała jej w kieszeni spodni. Jedną, wolną dłonią, która nie była spleciona z palcami Aidena wyciągnęła magiczny przedmiot, aby spojrzeć na powiadomienie. - I na Merlina, napisz do swojego ojca, bo nie da mi żyć.- dodała widząc kolejną setkę wiadomości, którą jej wysłał. Chyba, że to Noel pisze z konta ojca, no ale... jeden pies. Jak Hans się dowie, to Noel jednocześnie też, więc momentalnie powinien nastąpić spokój. Schowała przedmiot ponownie do kieszeni spodni, i zerknęła na chłopaka, odgarniając mu palcami po chwili zabłąkany kosmyk włosów z oczu. - To kiedy wracasz do Londynu? Bo ja mam wolne jedynie na dwa dni, a raczej nie zamierzam też się wpieprzać Jeon na głowę. - chociaż mogła spać z Aidenem w jednym łóżku! Znaczy... nie powinna, bo jednak nie był oficjalnie jej, ale wiadomo. - I gdzie ty właściwie mieszkasz?- bo nie wiedziała, że zamieszkuje u swojej wspaniałej ciotki, a jej mentorki z uzdrowicielstwa, która swego czasu załatwiła jej nawet staż w Mungu. Równie dobrze mógł mieć własne mieszkanie, nie? Przynajmniej Perpetua nie skarżyłaby się na hałas w nocy. Znaczy co.
Noel jest groźny! Jest jak taka łania, która jest płochliwa i delikatna, ale jak ktoś zajdzie za skórę lub zaczepi jej dzieciaczka to wpuści tak srogi wpierdol, że w szpitalu nawet nie poskładają. A weź potem tłumacz w szpitalu, że najebała ci łania. Na pewno niejedna osoba parsknie śmiechem na taką wiadomość bo... no jak to brzmiało. — Bo to nie był Noel. To był JIMIN. Bał się o swoją sławną facjatę. — Sarknął, wyraźnie rozbawiony wspomnieniem pijanego brata, który wykształcił sobie drugą osobowość. Sławnej gwiazdy k-popu. Na jej podsumowanie tego, w co oboje (acz osobno) się władowali tylko kiwnął głową. No tak to mniej-więcej wyglądało. On niby chciał pójść naprzód, ale nie był na to gotowy. No i dobra, tak na dobrą sprawę to nie chciał, bo dalej miał nadzieję, że Lexa jednak się odezwie. A Min pojawiła się, dobrze mu się z nią rozmawiało, że w pewnym momencie głupio stwierdził, ze to może będzie coś głębszego. Bardzo szybko przekonał się, że nie.Absolutnie. A mimo wszystko nie skończył tej relacji bo... No bo nie było kiedy blabla, ciągłe wymówki u odwlekanie nieuniknionego. I tym samym ciągłe krzywdzenie jej. — Yup. — Kiwnął głową, kiedy stwierdziła, że są okropni. Cóż. Ona przynajmniej zachowała się fair i skończyła to wszystko, a on? Nie dość, że był w związku i oszukiwał dziewczynę to teraz jeszcze ją zdradzał. Wspaniały chłopak, nie ma co. Ale przecież w życiu różnie się dzieje. Co nie zmieniało faktu, że sprawę należało rozwiązać. Był to winien Min. I było to konieczne, żeby faktycznie mógł zacząć na nowo, normalnie funkcjonować z Lexą. Bo przecież ona też by nie chciała, żeby on pozostawał w związku z jakąś dziewczyną, nawet jeśli nie darzył jej uczuciem i nie spotykał się z nią. Trzeba było zachować się fair. A przynajmniej jakieś resztki tego "fair" sobą zaprezentować. — Jesteś moją kochanką. Właśnie powinnaś mnie całować. — Odmruknął. Niby żarcik, ale jakiś taki mało śmieszny. No bo faktycznie z tyłu głowy miał zapaloną lampkę, że to było złe. Nawet jeśli bardzo miał ochotę teraz zacałować Lexę na śmierć to będzie się wstrzymywał. W każdym razie będzie próbował się wstrzymywać, bo wiadomo - czasem się po prostu nie da. Tak jak wtedy, kiedy ją zatrzymał. I parę razy potem. Tęsknili za sobą, no co? W zasadzie to nie powinien też trzymać jej za rękę i przytulać, bo to nie były przyjacielskie gesty z jego strony. Trzymać za rękę to on mógł taką Jeon, bo to nie dość, że jego faktyczna przyjaciółka to jeszcze lesbijka, więc jakieś takie małe zagrożenie. Mógł z nią nawet spać w jednym łóżku! Znaczy na przykład Lexie to by się pewnie nie spodobało, bo to jednak inna baba. Chyba. Może gdyby wcześniej mu powiedziała, zanim podjęła decyzję o rozstaniu, to by to inaczej się potoczyło? A może nic by się nie zmieniło bo przecież... co mógł zrobić Aiden z własną matką? Zabić naprawdę nie bardzo; może jakieś obliviate czy coś. Albo imperius, ale on nie był dupkiem, żeby na własną rodzinę rzucać niewybaczalne. I chyba nawet nie umiał. Ledwo sobie z wingardium leviOOOsa radził. Więc może nic by się nie zmieniło, ale przynajmniej nie zabolałoby go to aż tak. Nie rozstawałby się z przeświadczeniem, że jednak nie ufała mu aż tak, by powiedzieć o swoich obawach. — Grzeczna dziewczynka. — Powiedział, uśmiechając się lekko półgębkiem. Bo mimo wszystko, nawet jeśli nie mógłby na coś poradzić, to wolałby wiedzieć co się dzieje i co się męczy. Jeśli to miała być relacja głębsza, to przecież musieli działać w duecie. Z każdym problemem. Nawet z tym, że Lexie skończyły się tampony. Wtedy on powinien być gotowy do sprintu do sklepu. No bo jednak dynamiczne duo. Mruknął krótko, ale jakże zadowolony, kiedy zaczęła go smyrać po włosach. W ogóle to lubił być smyrany. Przez nią, oczywiście. Jak ktoś inny próbował to nie cieszył się aż tak. Ale on w tym momencie był łasy na każdy dotyk ze strony Lexy, więc pewnie jakby go po łokciu posmyrała to też by się cieszył. Co poradzić? Stęskniony był za nią. I to tak w cholerę. — Wiesz... Treningi były jedynymi momentami, kiedy nie myślałem o tym, że ciebie nie ma. No a później potrzebowałem ich więcej, żeby nie myśleć o tym, że jesteś, ale z kimś innym. — Przyznał nieco nieśmiało. Bo choć nauczył się mówić o tym, co czuje (w większości przypadków) tak ciężko było się przyznać do takiej głupoty Zakrył twarz dłonią, że niby taki wstydzioszek i nie powinna teraz na niego patrzeć. I nawet się nie odkrył, kiedy wspomniała o uciekaniu ze szpitala bo to było... no było rodem z kdramy. A k-dram jeszcze wtedy nie oglądał. — No co miałem zrobić? Leżeć tam i oglądać twojego Gordona Ramsaya od kanapek? — Zapytał, odsłaniając swoje oczy by na nią spojrzeć. I tak, wiedział kim jest Gordon Ramsey. Bo jego programy też tutaj oglądali.A poza tym był ściśle związany z jedzeniem. A on lubił jedzenie!. — I patrzeć jak ci daje buziaczki? Dezynfekowałaś się w ogóle? — Spytał, z miną obrażonego dzieciaka. Bo nie lubił się dzielić. Nieważne, że wtedy nie była jego. I tak bolało jak się na to patrzyło a niesmak to pewnie pozostawał! Ona przynajmniej nie oglądała jak Min go całuje. Zerknął na nią, jak wyciągała tę książkę, ale w książkę już jej nie zaglądał. Nie sprawdzał kto do niej pisze, bo to nie był ten typ, który zerka przez ramię i kontroluje. Chociaż potrafił być piekielnie zazdrosny. Na przykład o takiego pajaca Dylana. Właście, ciekawe co u niego? Znaczy miał to w dupie, ale gdzieś tam się nawet zastanawiał czy ten debil przypadkiem znowu nie zaczął swoich amorów względem Lexy. Wtedy momentalnie by się nauczył avady. — Dobrze, już dobrze. Odpiszę mu dzisiaj. Wypadałoby go też odwiedzić i zebrać zjeby. — Mruknął pod nosem, po czym zerknął kątem oka na Lexę. — Chcesz go odwiedzić? Nie to, żebym się chciał pochwalić czy coś. — Dodał po chwili, całkiem niewinnie. Bo przecież co złego to nie on. No ale taki Hans to by się pewnie ucieszył z jej przybycia. Że ją znowu zobaczył (to znaczy już widział w szpitalu, ale wtedy nie miał głowy do cieszenia się ze spotkania) i że dzieciaki się jednak zeszły, bo on to przecież od początku im kibicował. I nawet jak mu Aiden powiedział, że rozstali się, bo Lisa była nieprzyjemna dla Lexy to się Hansowi włączył mechanizm wyparcia, bo Lisa to aniołek, a dwójka po prostu podeszła do tego zbyt emocjonalnie i potrzebują czasu, żeby to sobie wszystko wyjaśnić. Zerknął na nią kiedy zapytała o jego powrót. W zasadzie to teraz go nic przed nim nie powstrzymywało, ale chciał zostać jeszcze u Jeon, żeby nie wyszło, że wbił jej na chatę tylko kryć dupę i potem się zwinął od razu jak sobie wszystko poukładał. Musiał jej się odwdzięczyć. Za tę jej zdradę. Może jej głowy nie ukręci ale spije do nieprzytomności. — Pewnie jakoś z tobą. Muszę tylko ogarnąć parę spraw. — Odpowiedział. Na przykład musiał ogarnąć Jeon. I szczerze jej podziękować, że podjęła tak ryzykowną decyzję. Wyszła na pewno lepiej niż ustawiona schadzka by Viola. Ale jej też chyba powinien podziękować. Jebnięciem w potylicę, ale nie za mocnym. Bo jednak gdyby nie ona to pewnie... inaczej by to wyglądało. Na pewno nie lepiej! Bo pewnie zobaczyliby się dopiero w szpitalu, a tam już Lexa byłaby z tym swoim kapciem imieniem Ethan i Aiden nigdy by jej nie powiedział co go gryzło. Chociaż nie wiadomo. — Obecnie mieszkam u Perp, w Hogsmeade. A co? Szukasz stancji? — Zapytał, uśmiechając się zaczepnie. — Widzisz jak to smutno wygląda? Kawaler, który mieszka u ciotki. Chyba będę musiał zastanowić się nad kupnem domu. — Ohoho, jestem Aiden i decyzję o zakupieniu domu podejmuję ot tak bo jestem taki bogaty! No nie był bogaty, ale powodziło się, a i owszem. No i może faktycznie, skoro mieli jednak zostać razem to... powinien się nad tym zastanowić. Bo o ile bardzo lubił Perp i miał z nią dobre układy tak... No w sumie mógł jeszcze u niej zostać. Miała duże m4! I w pewnym momencie po prostu ujął jej brodę w swoją dłoń, wymuszając na niej, żeby na niego spojrzała, a potem pochylił się nad nią i pocałował. Czule i niespiesznie. Jasne, że miał "próbować" się wstrzymywał. I dobrze mu szło przez ostatnie kilka minut, ale... No co miał zrobić jak tęsknił za nią. I tęsknił za jej ustami. To sobie pozwolił na taki gest. Bardzo dogłębny zresztą, bo o ile na początku wykazywał się delikatnością, tak po pewnym czasie ten wydłużony pocałunek przybrał na namiętności. Wreszcie mógł to zrobić i pewnie będzie robił kolejny raz. I kolejny. I się tym nie znudzi. Drzwi wejściowe otworzyły się, a on nawet nie wiedział kiedy. — Łooooł. Już. Dobra. Nie chciałam tego widzieć. — Powiedziała Jeon, zasłaniając oczy dłonią. Ale tak zasłaniała, że między serdecznym a środkowym pozostawiła wielki odstęp, przez który wszystko widziała. Że niby nie podglądała! — Żartuję, dzieciaczki. — Dzieciaczki, które były w jej wieku. — Przepraszam, że przeszkadzam, ale zakładam, żeeee... jest co opijać? Park mówił, żebym cię przyprowadziła Aiden. Ale jak pytałam to powiedział, że w razie czego możesz przyjść z "kim". Nie powiedziałam kim! Ja rozumiem, że teraz jest czas na bliskość i w ogóle, ale pewnie jutro mi już stąd uciekniecie, a tu kroi się porządna domóweczka. — Przerzuciła spojrzenie na Lexę. — Chodź, Lexa. Będą sami swoi. — No bo przecież zdołała już poznać całą drużynę kiedy odwiedzała Aidena. No szybki proces socjalizacji był. Drużyna to jak druga rodzina. I równie dysfunkcyjna. — Obiecuję, że nie upiję ci chłopca. — Dodała, po czym uśmiechnęła się jak największe niewiniątko na świecie. Mhm, sure.
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
- A teraz już się nie boi?- bo przecież dalej ma sławną facjatę, nie? Chyba, że jego super alter-ego pojawia się dopiero po kilku głębszych. Ewentualnie już z tego wyrósł, ale jakoś tak kuźwa w to nie wierzyła. No bo dla niej Noel to zawsze będzie Noel, niewinny, uroczy chłopiec, który straszliwie płakał po tym jak stracił kota. Ten sam człowiek, który jest delikatny i wrażliwy jak pięcioletnia dziewczynka. Dopóki na własne oczy nie zobaczy jego groźnej, wkurzonej i niebezpiecznej wersji, to nie uwierzy, że jest w stanie skrzywdzić chociażby muchę. No tak. Jako kochanka powinna mieć też wyjebane w to, że jest tą drugą i Aiden ma kogoś innego, no bo przecież wiedziała w co się pakuje. Powinna się także nie przejmować tym co pomyśli jego aktualna dziewczyna, bo przecież miała się uznawać za lepszą. No ale Lexa mimo wszystko była dobrą, empatyczną dziewczyną, która nie potrafiła za bardzo takich rzeczy. Problem w tym, że... no Aiden działał na nią jak nikt inny, więc czasami się zapominała. No i zapominała też, że oficjalnie nie jest wolny. Bo wciąż żyła w przekonaniu, że jest jej, są razem i może sobie pozwolić na tego typu czułości i pieszczoty bez pytania nikogo o prośbę czy zdanie. No, może czasami jego powinna, bo inaczej byłby to gwałt. Chociaż w tym przypadku raczej seks niespodzianka. - Zacznę cię całować tak jak powinnam dopiero jak odzyskam swój status.- czyli oficjalnej dziewczyny Aidena Ackermanna. No i może można było nagiąć trochę tę zasadę, zwłaszcza jeśli się troszkę napije i nie będzie znowu się kontrolować (ah, pamiętne miotłozjeby), albo... no Aiden będzie po prostu sobą. Co prawda i tak się wstrzymywała, bardzo mocno, bo miała gdzieś z tyłu głowy, że powinna mimo wszystko być fair wobec nieznanej jej dziewczyny, bo no nic jej nie zrobiła. Zeszła się z nim kiedy Lexa go zostawiła. Nie znała jej, nie wiedziała co dla niej znaczy, więc... dziewczyna po prostu miała pecha. Jak Ethan, tylko ten chyba od początku wiedział w co się pakuje i wiedział, że jeśli kiedykolwiek pewnego dnia Ackermann pojawi się na horyzoncie, to będzie koniec. I tak było. I o ile o Jeon już nie była zazdrosna, tak... no wiecie. PO PIJAKU RÓŻNE RZECZY SIĘ DZIEJĄ. Lepiej dla nich, aby jednak w tym samym łóżku nie spali! Chyba, że już to zrobili. Lexa woli nie wiedzieć. Może teraz będzie lepiej? Może po tym wszystkim, po tym cale piekle jakie przeszli staną się praktycznie niezniszczalni. Jak wcześniej byli twardzi, tak jednak Lexa została w pewnym momencie osłabiona, a teraz, kiedy wie co ma do stracenia i jak bardzo to ją boli, nie podda się tak łatwo. Lisa chyba będzie musiała ją zabić, jeżeli znowu będzie chciała ich rozdzielić. A najgorsze było to, że to wcale nie było takie niemożliwe. Bo ta kobieta była zwyczajnie pierdolnięta i zdolna do wszystkiego. Ciekawe czy Hans kiedykolwiek przejrzy na oczy, że jego żona jest zwyczajnym psychopatą. Dogadałaby się z Rivettem. I w sumie Lexa by się nie zdziwiła, jakby ta ją wystawiła na pożarcie Winchesterowi. Kazałaby jej przyjść samej w umówione miejsce pod jakąś przykrywką, a potem... no cóż, wiadomo jak by się to potoczyło. I Lisa by wygrała, bo pozbyłaby się dziewczyny syna. Drastyczne? W cholerę, ale nawet taką opcję Lexa by przewidywała. Spojrzała na niego rozczulona, niedługo później uśmiechając się nieco rozbawiona widząc jak chowa twarz w dłoniach. No przeuroczy. Tęskniła za tym. Przez ostatnie tygodnie był wobec niego cholernie oschły i oziębły, nawet mimo wstawek na krótkie złośliwości i śmieszki, dlatego teraz widząc tą odmianę, nie mogła się nie uśmiechać. Bo takiego go pamiętała, takiego go kochała. Oczywiście jakby dalej był oziębły, to też by go kochała, bo uwielbiała jego całokształt! Nawet zrobiła takie rozczulone „awwwh” i go do siebie przytuliła opierając policzek na jego głowie, jak przy takim zawstydzonym dziecku. I puściła go dopiero jak się zbulwersował o Ethana. - Gordona co.- bo ona nie znała Gordona Ramsay’a! Nie oglądała za wiele mugolskie telewizji ostatnimi czasy. Najpierw Dunia jej z jakimś anime wyskakuje, teraz Aiden z Gordonem. Chyba ma sporo do nadrobienia, bo totalnie się opuściła z nowinek mugolskich żyjąc ostatnio jedynie w świecie czystokrwistych czarodziejów. - Ty mnie zdezynfekowałeś, już kilka razy. - a to było skuteczniejsze niż spirytus w tym przypadku, bo Aiden na nowo zaznaczał swój teren. Już chyba zaczynała pachnieć jak on, jak swoja amortencja. - Zresztą, to było dwa tygodnie temu. - a myła się od tamtego czasu wielokrotnie! Co prawda pracowała z Ethanem, więc mimo wszystko, chcąc czy też nie będą na siebie wpadać, rozmawiać i czasem nawet się dotkną! Może powinna nosić przy sobie Aidena, aby się dezynfekować po każdym razie. - Żebym ja się zaraz nie zaczęła zastanawiać co ty powinieneś sobie zdezynfekować.- zanim wpakuje go sobie do łóżka. Bo mogła się jedynie domyślać co wyprawiał z tą swoją dziewczyną, a chyba tego nie chciała, bo potem będzie o tym myśleć i te wyobrażenia nie będą chciały wyjść jej z głowy. - Ile wy w ogóle... albo nie, nie chcę wiedzieć. - potrząsnęła głową i nawet przejechała dłońmi kilka razy po twarzy chcąc odgonić te wszystkie myśli, które nagle się pojawiły. Może i dziewczyna była Bogu ducha winna, a blondynka sama to wszystko sobie zgotowała, ale Lexa nic nie mogła na to poradzić, że po prostu jej nienawidziła za to, że kiedy ona usychała z tęsknoty, ta go miała obok. Hans nie dawał jej życia przez ostatnie dwa tygodnie, zupełnie jakby przewidywał, że Lexa jako pierwsza z nich wszystkich odkryje miejsce pobytu Aidena. A nawet nie byli razem, ale ten to zawsze wiedział. Miał nosa, już od czasu pool party. Nie zdziwiłaby się, jakby ten już coś podejrzewał, bo Lexa coś mu długo nie odpisuje na wizbooku. - Zależy. Będzie tam Lisa?- bo nawet jeśli Lexa powiedziała, że może się jej przeciwstawiać już do końca życia, to jednak wolała unikać niepotrzebnego kontaktu z tą kobietą, zwłaszcza twarzą w twarz. Jednak jak Hans się dowie, to Lisa będzie na nowo przeklinać blondynkę jeszcze tego samego dnia. Niech to robi z odległości, bo Lexę kurwica brała jak widziała jej twarz. Ich święta pewnie będą zajebiście ciekawe. Jak kiedyś blondynka w pewnym sensie się jej bała, tak po tym wszystkim najchętniej wygarnęłaby jej co nieco, co zapewne tylko by pogorszyło sytuację. O ile mogło być jeszcze gorzej. Przytaknęła głową w rozumiejącym geście. Chciała z nim wrócić, bo... no co go tu trzymało? Skoro wcześniej chciał jej unikać, tak teraz raczej obydwoje nie chcieli na nowo się rozdzielać, bo już wystarczająco dużo czasu spędzili bez siebie. No i co lepsze, w Londynie mieli swoje własne cztery kąty. Nie było dormitoriów i innych ludzi w pokojach, aby dać takiemu Dorianowi na przykład traumy. Nie było wkurwiającej Laury, która wpakowałaby się w środku czegoś do pokoju, bo potrzebuje zalotki. Nie było Igi, która w najgorszym momencie potrzebowałaby pomocy z zadaniem domowym. Należało to wykorzystać! - Jeżeli chcesz się wyprowadzić od Perp, zawsze możemy poszukać czegoś razem.- ohohoho, nowy związek, a tu już takie propozycje! Szalejesz Lexa. Zwłaszcza, że oficjalnie nawet nie byli razem. Jeszcze. Czy jak się zejdą, to kolejne miesiące będą się liczyły do stażu ich związku, czy naliczanie zacznie się od nowa? - Ostatnio myślałam nad czymś nowym, bo muszę zmienić... otoczenie.- bo mieszkała w tym samym małym mieszkaniu w którym żyła przez całe studia, staż i pracę w Mungu. A wiązało się to lokum z dużą ilością wspomnień, złych i dobrych. Sypiała tam z Aidenem, tam też zdecydowała o ich rozstaniu, a potem to opłakiwała. Tam też miała wspomnienia z Ethanem, niewiele, bo jednak nie dopuszczała go praktycznie do niczego oprócz buziaczków w czoło i trzymanie za rękę, no ale to kolejne wspomnienie. Lexa więc miała wrażenie, że potrzebowała zmiany, czystego startu. - Tylko się nie wystrasz, to zwykła propozycja. - bo niektórzy to już po usłyszeniu czegoś takiego chcieliby uciekać i wycofywać! Z drugiej jednak strony, on jej kiedyś złożył obietnicę, że się jej oświadczy i to po pierwszym miesiącu relacji! Oni chyba lubili takie deklaracje. - Jestem fajną współlokatorką, nie chrapię, gotuję, lubię się przytulać i nie zabieram kołdry. Czasami. - no opis wspaniały, sama mogłaby ze sobą zamieszkać. 10/10. I dodałaby coś jeszcze do tego słownego CV, które mu zamierzała dalej przedstawiać, gdyby nie to, że w pewnym momencie po prostu ujął jej brodę i wcisnął je na usta pocałunek, co momentalnie ją uciszyło. Nawet zapomniała co chciała jeszcze powiedzieć, bo natychmiast skupiła się na odwzajemnieniu tego gestu, który przyciągał ją jak jakiś magnes. Przyjemny prąd przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa pobudzając wszystkie komórki, kiedy pogłębił pocałunek. Odruchowo się do niego przybliżyła i zacisnęła palce na jego koszulce, przyciągając go bliżej siebie, bo był przecież za daleko, a ona była stęskniona. I nawet jeśli obiecała sobie się nie wkręcać, bo jednak... no była kochanką w tej chwili, to nie mogła nic poradzić na to jak na nią działał. Sprawiał, że zapominała o całym świecie, więc chcąc nie chcąc nie mogła pamiętać o tym małym szczególe, że no jednak nie powinni. Jak nie Noel, to Jeon. Ale jej akurat można się było tu spodziewać, bo jednak... no to jej dom. I zareagowała dopiero jak usłyszała jej głos. Oderwała się od dziewczyny, aby zerknąć na nią przez ułamek sekundy i potem schować twarz w Aidenie, bo troszkę awkward! Ale tylko troszkę! Nawet jeśli Jeon ich znała i wiedziała, że po dwóch latach związku dalej patrzyli na siebie jak zakochane szczeniaki, to jednak awkward! Podniosła wzrok dopiero w momencie jak usłyszała „opić” i „domóweczka”. - Impreza?- jak taka surykatka reagująca na dane słowa. Spojrzała na Aidena - Chyba potrzebuję imprezy. Po tym wszystkim obydwoje potrzebujemy. - no bo nie miała chęci ostatnimi czasy na jakiekolwiek picie, chyba, że to z Dunią, kiedy ta doradzała jej co zrobić z Aidenem i Lisą. Teraz jednak, kiedy wszystko się ułożyło i miała chłopaka przy sobie, teraz gdy nie musiała się przejmować tym, że go nie ma, mogła się wyluzować i w końcu się zabawić. Jak za starych dobrych czasów, z Ackermannem u boku.
— No bo Noel to Jimin tylko jak się upije. — Powiedział Aiden. Przecież to było oczywiste! Pierwszy raz wtedy chyba widziała Noela w tej nowej, sassy odsłonie gwiazdora. Pewnie na któreś święta odpaliło mu się to samo bo za dużo świątecznego rumu wypił i pewnie robił występ na stole. A może on tak naprawdę był członkiem BTS tylko to ukrywał? Nawet tacy podobni byli! Wydał z siebie krótki, nieco rozbawiony pomruk, kiedy usłyszał jej słowa. "Swój status". Ach ta Lexa, jaka terytorialna. Ale naturalnie wszystko rozumiał, bo on też nie chciałby się nazywać "przydupas Lexy. tej od Ethana". Tylko że ona nie byłaby przydupasem a przypen... no metresą. To ładne określenie. Ewentualnie zdzirą, ale tak pewnie by mówiły o niej koleżanki oficjalnej dziewczyny Aidena. Ale zrozumiał jej słowa, w reakcji na nie jedynie na moment ścisnął mocniej jej dłoń, by dać do zrozumienia, że przyjął to. I na pewno sprawę rozwiąże. I wkrótce odzyska ten swój status. Dla niej nawet ogłosi to na wizbooku, chociaż pewnie nie musiał bo… ledwie Miotełka wypatrzy ją u jego boku, a wieści same się rozniosą. Miotełka to taki trochę sportowy Pudelek, ot co. No co miał zrobić. Te treningi były właśnie dlatego, by o niej nie myślał. Inaczej nie potrafił sobie poradzić. Ale wstydził się tego. W sumie nie tyle tych treningów co tego, że sobie kompletnie nie potrafił poradzić bez niej. W sensie uczuciowym, bo jeśli chodziło o podstawowe funkcjonowanie i pracę to to działało normalnie. Można było nazywać go słodziakiem i tak dalej, czasem nim faktycznie był, jak się czegoś wstydził, ale gdy trzeba było to potrafił też zabić. I by zabił, gdyby Kross go nie zatrzymał wtedy. Znaczy może nie tam od razu zabił, ale na pewno własnoręcznie przeprowadziłby operację plastyczną na twarzy Dylana. Aiden Ackermann – brakujące ogniwo między agresorem a chodzącą słodyczą. I przytulił się do niej ten wstydzioch, dał się pogłaskać nawet. Ale Ethana do się musiał czepić. No co? — Mugolski szef kuchni. Drze się na swoich ludzi, wyzywa ich i napierdala ich talerzami. — Powiedział w skrócie. Jego nowy idol. Oby tylko nie wzór do naśladowania jeśli w ogóle Aiden zdecyduje się na zostanie trenerem. Tym bardziej dla małych dzieciaczków. Byłby na pierwszej stronie Proroka Codziennego gdyby okazało się, że za źle wykonane ćwiczenie napierdala dzieci miotłą po głowie albo wybija w ich stronę tłuczki krzycząc UNIK, SZMATO. — Jeszcze nie wszędzie. —Niby wielce oburzony. No bo faktycznie – nie zdezynfekował wszystkich miejsc na jej ciele. Zajął się najpierw jej ustami, a na przykład nie zajął się takim łokciem. Czy palcem serdecznym. Czy kolanem. To też będzie musiał nadrobić, nie ma to tamto. Spojrzał na nią dość wymownie, unosząc przy tym brew. On był absolutnie grzeczny! To ona sobie dopowiadała! Nic takiego nie wyprawiał ze swoją dziewczyną! Za to mógł powyprawiać z Lexą. Ale ona nie chciała! Znaczy pewnie gdyby zapytał to by mu powtórzyła, że najpierw status, ale gdyby tak niemo zapytał, a gestem to… Pewnie by dostał z kolana czy coś. Nie wiadomo kto był ich naczelnym shipperem. Hans czy może Noel? A może ktoś inny? Taka Jeon na przykład. Pal sześć, że poznali się jak już byli w związku. Ale chyba Hans. Hans to miał nosa. Zupełnie jak taki Hank. To na H i to na H. Wszystko by się zgadzało. Znaczy… co? Kim był Hank. Dalekim wujkiem, od strony pana Ackermanna. — Ano, pewnie będzie. Ale jak ja jestem to z reguły nie wychodzi ze swojego gabinetu. Zresztą zazwyczaj jak mam przyjeżdżać to celuję w terminy kiedy jej nie ma w domu bo odwiedza na przykład Straussów. — Wyjaśnił. No zwyczajnie unikał swojej matki, a ona w tym mu pomagała. Jakoś też nie miała parcia na widywanie się z nim. — Nie martw się. Też nie będziemy tam jakoś super długo. — Dodał, szturchając ją lekko ramieniem. — Ojciec pewnie będzie chciał ci zrobić swoje słynne Hitlermachen. — Uśmiechnął się przy tym zaczepnie. No bo wszyscy wiedzieli jakie było hitlermachen. Zabójcze. I nikt nie znał tej pradawnej receptury poza Hansem. Pewnie wlewał do szklanki wszystko co znalazł przy zlewie, włącznie z Ace czy Domestosem. Stąd ten świeży posmak. Uwielbiał Perp jako gospodarza… współokatorkę? No w sensie lubił z nią mieszkać bo zawsze dostawał od niej zastrzyk energii. Albo czasem w czajnik, jak robił coś głupiego, ale tylko skrajnie! Pewnie dostałby po łbie za ten mecz, ale… no nie widzieli się. No i jeszcze robiła dobre żarcie, niekoniecznie typowe dla czarodziejów. I to było ważne bo Aiden posysał w jakimkolwiek gotowaniu, więc… no ratowała mu żołądek. I pilnowała, żeby jadł. A jak był głupi i nie schodził z treningów to nawet przynosiła mu jedzenie, bo może i jej nie słuchał, że ma już skończyć, to chociaż mógłby coś zjeść. I jadł. Pewnie gdyby nie ona to szybciej niż ze zmęczenia padłby z głodu i odwodnienia. Zwłaszcza z tego drugiego. Uśmiechnął się delikatnie, ale przy tym tak ładnie, wcale nie prześmiewczo, kiedy zasugerowała, że mogą poszukać czegoś razem. I w żadnym stopniu go to nie spłoszyło! Wizja wspólnego mieszkania to był… no chyba duży krok, a oni dopiero co weszli razem w związek! Znaczy staż to się chyba dodawało z pominięciem przerwy, prawda? Żaden tam reset! — Nie planowałem tego na razie, bo mieszkam tam od niedawna i też nie chcę, żeby pomyślała, że traktuję jej dom jak hotel, ale… myślę, że nie pogniewałaby się, gdybyś wpadła tam i została na dłużej. W sensie przyszła. Proszę, nie wpadaj. — Podrapał się po karku. No on nie był gotowy na bycie ojcem, w razie czego. No ale jakby już się tak zdarzyło to pewnie stanąłby na wysokości zadania a nie spierdolił do Meksyku. Jeszcze tam by się wpierdolił na taką Becię, która na wieści o tym, że uciekł od ciężarnej Lexy to pewnie by go przywiązała za kostkę do jakiegoś testrala, a potem klepnęła go w dupę i kazała biec i nigdy się nie zatrzymywać. Albo po prostu rzuciła na pożarcie Nundu. Tak, to była dobra autoreklama. Tylko jakoś średnio mógł uwierzyć w to, że nie zabiera kołdry. Nawet jeśli ograniczyła to do „czasami”. Jasne. Ona nie dość, że otwierała okno, które on zamknął po pizgało, to jeszcze zawijała się w rulon w całą kołdrę, a potem na niego krzyczała jak był przeziębiony i prosił o eliksir rozgrzewający. Nienawidził spać przy otwartym oknie! Zamknąć okno! Czy to tak wiele!? Czy ona w ogóle go kochała?! Ale najwyraźniej Aiden postanowił jeszcze sprawdzić czy to faktycznie dobry materiał na współokatorkę. Taki casting. Bardzo taki… no dogłębny. Tylko że przerwała go Jeon. No nic. Będzie musiał powtórzyć sprawdzanie, żeby mieć pewność. Bo ta kołdra to tak mało go przekonała. Cóż, impreza brzmiała… no dla niego to dziwnie. Bo nie był na typowej domówce od wieków, a to dlatego, że odcinał się od znajomych i unikał jakichkolwiek imprez. Dopiero jak zajechał do Jeon to ta zaczęła go wyciągać do pubów czy barów, żeby w końcu wyszedł do ludzi a nie gnił w domu. Przerzucił spojrzenie na jego dziewczynę-ale-niby-jeszcze-nie kiedy ta się odezwała i wyraźnie miała ochotę tam pójść. Na domówkę. Do Koreańczyków. — Jak tam twój koreański, Lexa? 제가 방금 한 말이 이해가 되시나? — Zapytał, uśmiechając się kątem oka. Pewnie kiedyś się znęcał psychicznie nad Shelby i jej powiedział, że przez cały dzień będą mówić po koreańsku bo jak nie to (wstaw tutaj groźbę nie będącą przy okazji kinky obietnicą). No ale teraz możliwie, że miała ponad dwa lata przerwy w ćwiczeniu języka (chyba że się spotykała z jakimś Koreańczykiem i mu nie wspomniała) więc... no coś tam jednak musiała pamiętać. A zapytał o jej zdolności lingwistyczne dlatego, że no wiadomo jak to z niektórymi kolegami z jego drużyny. Angielski znali, ale to były podstawy podstaw. Coś typu "i am boring" kiedy skarżył się, że mu się nudzi. Taki ich Obrońca. No ten to był fatalny w mowie jeśli chodziło o angielski. Pisać potrafił, ale rozmawiać? A najgorsze było to, że on bardzo chciał rozmawiać, żeby szkolić język. Więc jak pojawiła się w kręgu Lexa to cały czas coś do niej mówił. A kończyło się tak, że co zdanie odwracał się do Aidena by zapytać "co ona powiedziała?". Sam cieszył się, że był dwujęzyczny. A nie byłby gdyby Lisa nie poświęcała mu czasu i nie komunikowała się z nim w ojczystym języku. Jakieś tam plusy od niej można wyciągnąć. No ale najprawdopodobniej robiła to dlatego, że zaplanowała, że kiedyś Aiden dołączy, jak ona, do koreańskiej reprezentacji. No tak, ona nie robiła niczego bezinteresownie. — Aiden idź się przebierz bo wyglądasz jak wieśniak. — Wyglądam normalnie! — Zaoponował, po czym spojrzał po sobie. Co było złego w klasycznych, sportowych joggerach w kolorze czarnym i standardowym t-shircie? Czy nie w takim stroju należało gnić w domu? Aczkolwiek nie planował tak wyjść na imprezę, to fakt. No ale nie wyglądał jak wieśniak! A nawet jeśli to Lexie to chyba nie przeszkadzało. Niemniej jednak wstał ze swojego miejsca i podszedł do swojej super szafki, którą wydzieliła mu Jeon, no bo jednak musiał sobie trochę ciuchów kupić jak tu... mieszkał. W jednym stroju, który mu przyniósł Noel do szpitala i w szpitalnym dresie to raczej długo by nie przetrwał. A raczej Jeon by długo z takim Aidenem nie przetrwała. Tak czy siak wyciągnął stamtąd rzeczy i poszedł do łazienki. W tym czasie Jeon przycupnęła na podłokietniku kanapy. — Tylko pospiesz się, lalusiu. — Zawołała do chłopaka. — Mam tam do ciebie wyjść? — Groźny Aiden jest groźny. — No dalej, frajerze. Taki mocny w gębie jesteś? — Odkrzyknęła, po czym pokręciła głową, wyraźnie rozbawiona. Zwróciła swoje spojrzenie na Lexę. — Nie jest wściekły na mnie to... zakładam, że wszystko już sobie wyjaśniliście? — Nawet nie poczekała na odpowiedź. — To dobrze, cieszę się. Jesteście moim ulubionym hetero-shipem. Ale pamiętaj, Lexa, tak jak mówiłam - zmienisz zdanie to ja czekam. — Powiedziała po czym wykonała wymowny ruch brwiami. Ale żartowała. Nigdy się nie podstawiała do Lexy, bo naprawdę lubiła zestaw Laiden. I nie zamierzała go rozbijać! Ostatecznie Aiden wyszedł z łazienki już przebrany, najpewniej w czarne spodnie z paskiem i czarną koszulę z rękawem podwiniętym do łokcia, bo on to francja-elegancja. I chyba byli gotowi do wyjścia, więc Jeon ich po prostu popędziła do drzwi, a raczej za drzwi, które potem zamknęła i zakluczyła. A potem przejechali mugolską windą... cztery piętra wyżej. Także daleko na domówkę nie mieli. Ale może to i dobrze. W razie wypadku będą mieli niedaleko na kanapę u Jeon. Już jak stanęli pod wejściem to słychać było, że ludzie zebranie w środku sobie gaworzyli i nie przejmowali się tym, że wieczór (wieczór?) i jeszcze dwie godziny zanim sąsiedzi zadzwonią po policję. Jeon po prostu otworzyła drzwi i weszła jak do siebie - no jakby nie było to raz ją tutaj wpuszczali, więc drugi raz nie będzie pukać. Ściągnęła buty po czym wyskoczyła zza ściany oddzielającej hol wejściowy od salonu. Podniosła do ust niewidzialny mikrofon i odezwała się po angielsku: — Panie i panowie... Aiden Ackermann — teatralnym gestem wskazała na swoje kulisy, będące po prostu tym, co za ścianą. Ackermann przeszedł do salonu a ten entuzjazm to jakiś sflaczały. Nawet zdało się usłyszeć znudzony głos jego kuzyna "Meeeeh!". — A teraz niespodzianka wieczoru... LEXA! — Zawołała, a kiedy reszcie pokazała się dziewczyna to rozległy się wiwaty i gwizdy, ogólnie tłum był ożywiony, a nie to, co przy Aidenie. Kross nawet bił brawo na stojąco. Tak, Kross. — Kross, wisisz mi skrzynkę soju. Nie zapomniałam. — Powiedziała Jeon, celując w niego grożąco palcem. Nie to, żeby się zakładali czy coś. Ale zakładali. Tylko kwestia tego o co, bo chyba miało to związek z pojawieniem się Lexy. Zaraz potem dziewczyna gestem zachęciła ich by dołączyli do ekipy, która zebrała się na kanapie i krzesłach dostawionych do stolika. Była cała drużyna, czyli Jeon, Kross, ten Obrońca co nie ogarnia angielskiego, ścigająca która grała z Aidenem i jego kuzynem na polu, nowy ścigający, a także dwóch pałkarzy. I to obaj ze swoimi drugimi połówkami. Czyli ogólnie - taki mały tłum. Jak to na domówce. — Weźcie im zróbcie miejsce. — Jeon dyrektor imprezy. Więc Kross zepchnął z kanapy siedzącego obok obrońcę, przesunął się tak, żeby tamten nawet nie myślał wrócić na miejsce, po czym poklepał sofę. No miejsca było akurat na Aidena i Lexę. Jak się ścisnęli. I praktycznie każdy chciał pogadać z Lexą. No może poza tym nowym, bo jej nie znał, ale się przedstawił, w razie czego! Pytali ją co tu robi, czy przyjechała do Aidena, czy są jednak razem, a jak się czuje, a czy coś jadła, a ktoś na koniec zapytał "kiedy ślub" bo on chciałby się na weselu pobawić. W międzyczasie Kross zerknął na Aidena, po czym gestem pokazał mu, że jest dobrze, bo było. No bo się spiknął z Lexą (chyba) to przynajmniej nie będzie miał depresji. — Dobra, odczepcie się, sępy. Lexa... — Kross zwrócił swoje spojrzenie na taką naciąganą i w sumie to nieoficjalną szwagierkę. — Polać ci? — A potem, nie czekając na jej odpowiedź, polał jej. I to taki menisk wypukły. Podobnie też polał Aidenowi. No to tak z miłości im polał. Tylko Kross i miłość to się jakoś nie łączyło, ale co tam. Ważne, że dużo im polał. Pojebanej wersji soju, bo przecież na domówce tego słabiaka się nie piło. Ackermann spojrzał podejrzliwie na swój kieliszek, jakby to był grzechotnik, który miałby zaraz go upiedolić w rękę. Potem zerknął na Lexę, przechylił się w jej stronę i mruknął cicho: — Tylko potem mi nie śpiewaj, dobrze? — Hohoho, Aiden jaki ty jesteś zabawny. Przecież w Hogwarcie Lexa zafundowała ci wspaniały występ. I ten jej koreański. Mmmm.
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
No w sumie racja. Noel zmieniał się w alvaro głównie pod wpływem alkoholu. To naprawdę niezapomniany widok i za każdym razem równie zabawny. Czy Chiara już widziała pijanego Noela? Czy podwalał się do niej i używał swojego czarującego uroku na niej? Czy obydwoje uciekli wtedy z przerażeniem? Chociaż on chyba wtedy robił z siebie prawdziwego amanta, więc chyba nie uciekał, jak już to ona mogłaby to zrobić. No ale tak czy inaczej Lexa by stawiała, że zejdą się najwyżej za jakieś... czterdzieści, no, może trzydzieści pięć lat. Oczywiście szipowała ich z całego serca, no ale była też realistką. Aidenowi zajęło ponad rok zbliżenie się do Lexy, a i tak to ona wykonała pierwszy ruch, więc co dopiero taki Noel! Po kim oni tak mieli? Po Hansie? Jak on wyrwał Lisę? Rzucił jej surowe mięso jak wygłodniałej lwicy i zachwycał się gdy rozrywała je zębami? I przez to stwierdziła, że chuj, może być, bo jako jedyny się jej nie boi? W sumie chyba kiedyś powinna się go o to spytać jak to się stało. Oczywiście, że była terytorialna. I nienawidziła się dzielić, dlatego teraz czuła się bardzo niekomfortowo i nieswojo mając go przy sobie, kiedy musiała się ograniczać i pilnować. Znaczy... niby nie musiała, bo równie dobrze mogłaby stwierdzić, że ma wyjebane w tą całą dziewczynę kimkolwiek by nie była, ale no jakieś pokłady empatii w sobie miała. No i dalej gdzieś z tyłu głowy miała świadomość, że jest teraz tą drugą! Jak się koleżanki dowiedzą, to faktycznie zostanie zdzirą z którą zdradził Aiden. No cóż, najwyżej obydwoje będą przeklęci i skreśleni wśród niektórych ludzi. - ...co ty oglądasz.- spytała, ale w sumie chyba była zaciekawiona. Pewnie jakby jej pokazał Gordona, to Lexa tak by się wciągnęła, że przez tygodnie nie oderwałaby się od telewizora oglądając wszystkie sezonu Master Chefa i Piekielnej Kuchni. Jak autorka, która kocha wszystkie programy kulinarne. W każdym razie, trzeba pamiętać, że Ramsay dla dzieci był kochany i wyjątkowo wyrozumiały! To dorosłych mieszał z błotem i niszczył ich psychicznie. To różnica! Jeśli Aiden chciałby taki być, to musiałby zacząć kurwić na wszystkich dookoła, chyba że ten ktoś ma tak... do szesnastu lat. Uśmiechnęła się bardzo wymownie na to stwierdzenie. No, tak. Nie wszędzie, chociaż z drugiej strony to jednak można się z tym kłócić! Chyba, że faktyczni chodziło o dezynfekcję po Ethanie. Wtedy wystarczyło umyć ręce. Natomiast na ten jego wzrok, jedynie wzruszyła niewinnie oczyma, bo ona po prostu głośno myślała. I to nie tak że była zazdrosna, ale była, nawet jeśli nie powinna, bo... no nie byli razem. W sumie dalej nie są, przynajmniej dopóki Aiden oficjalnie nie rozstanie się ze swoją obecną. Westchnęła cicho pod nosem, bo sama świadomość, że znowu miałaby oglądać to pogardliwe spojrzenie Lisy sprawiało, że jej się nigdzie nie chciało iść. Na szczęście Aiden poinformował ją, że oni zwykle się mijają, a jego odwiedziny padają akurat wtedy, kiedy kobiety nie ma w domu. Z jednej strony to przykre, bo to jednak matka i Lexa pamiętała, że ze swoją matką miała wspaniały kontakt, ale z drugiej, patrząc na to co Lisa wyprawia... w ogóle się nie dziwiła, że wygląda to jak wygląda. - Myślę, że nie będzie zbytnio zachwycona. I chociaż wolałabym, aby nie wiedziała o nas jak najdłużej, to pewnie dowie się jako jedna z pierwszych.- bo jak nie Hans czy Noel jej powiedzą, to faktycznie kobieta dowie się chociażby z pisemek, które będą huczeć, że Laiden znowu jest razem. Szip, który rozstał się niespodziewanie i złamał serca wielu osobom (chociaż fanki pewnie były zachwycone), powrócił do życia. Nagłówki będą huczeć. - Merlinie, stęskniłam się za Hitlermachen.- a przynajmniej tak jej się wydawało, bo za każdym razem jak je piła to nie pamiętała połowy wieczora, no ale to właśnie taki urok tego napoju, nie? Nie ma smakować, ma poniewierać i sprawiać, że o tym co robiłaś wczoraj dowiadujesz się od osób trzecich. Lub z filmików. No to był duży krok, mieszkanie razem. Wtedy zwykle wychodziły na wierzch wszystkie kłopoty i niezgrania, które mogłyby się pojawić w przyszłym życiu. Bo każdy miał swoje przyzwyczajenia w mieszkaniu, życiu, jedzeniu, sprzątaniu, ułożeniu rzeczy, a także stylu życia. I kiedy żyło się wspólnie, należało się dostosować, znaleźć kompromisy. To był duży krok, ale hej! Był razem dwa i pół roku! Z przerwą... gdzie nie wiadomo czy coś się przypadkiem nie zmieniło przez te dwa lata, no ale! To luźna propozycja, bo ona będzie szukać i tak nowego mieszkania, a woli mieć za współlokatora kogoś, kogo zna. - Nie zamierzam przez conajmniej... kilka lat, jakoś. - no ale z wpadką jest tak, że się jej nie planuje, nie? A Lexa i tak nie chciała na razie dzieci, bo najpierw musiała awansować w pracy, ustatkować się finansowo i wyjść za Aidena... kaszl. - Nie chcę pakować się jej na głowę. - powiedziała, bo nawet jeśli bardzo lubiła Perp, to jednak zamieszkanie z nią mogłoby jej przeszkadzać! Ackermann był jej nie oficjalną, ale jednak rodziną, a Lexa tylko traktowała kobietę jako mentorkę przez pewien okres czasu no i spotykała się z Aidenem. Ostatnie co by chciała, to być nieproszonym wrzodem na tyłku! Nawet jeśli ta już wiedziała, że młodzi się kiedyś zejdą i przyszykowała Lexie wolne miejsce w szafie chłopaka. Totalnie potrzebowała imprezy, obydwoje jej potrzebowali, bo tak porządnie to chyba żadne z nich nie balowało. A przynajmniej nie Lexa. W sensie, czasami poszła się napić z Dunią czy Violą, gdzie narzekała w międzyczasie na swoje życie i dzieliła się problemami, ale to nie była taka prawdziwa zabawa jak na miotłozjebach czy innych imprezach, gdy jeszcze była z Aidenem. Co prawda nie przyszykowała się na to, że dzisiaj pójdzie gdziekolwiek indziej, bo przecież w jej planach właśnie wracała do Anglii, no ale... - Dra åt helvete, Aiden. - odpowiedziała niemalże automatycznie. No bezczelny. Może i nigdy nie nauczy się koreańskiego, bo po dwóch i pół roku to on leżał i kwiczał, bo rozumiała i potrafiła powiedzieć tylko pojedyncze słowa i sentencje, no ale po to miała Aidena, jako swojego zaprzysiężonego tłumacza! Tak się zawsze porozumiewała z kolegami z jego drużyny, kiedy jeszcze razem wychodzili. No i większość z nich i tak mówiła po angielsku! Mniej lub bardziej, ale po alkoholu to się łatwiej szło dogadać, chociażby na migi. No Lexie nie przeszkadzało, że miał dresy! Brałaby go też takiego. I w worku na śmieci. A już przede wszystkim nagiego. Znaczy, nie Lexa, nie możesz interesować się zajętym facetem! No ale ten mały diabełek zwany Luci, który siedział na jej ramieniu tylko szeptał jej do ucha „Do it”. W każdym razie fajnie, ten się odjebie jak na roraty, a Lexa będzie wyglądać... normalnie, bo nie spodziewała się jakiejś domówki. No ale nie będzie pooperem, nie? Zwłaszcza, że sama chciała iść. Odprowadziła więc chłopaka wzrokiem do łazienki i spojrzała na Jeon, która się pojawiła obok. Oj tak, kiedyś była o nią mega zazdrosna, ale jak się tylko dowiedziała, że dziewczyna gra w tej samej drużynie co Aiden, dosłownie i w przenośni, to nagle wszystko minęło! Jak ręką odjął! - Jeżeli kiedykolwiek zmienię orientację, będziesz pierwszą osobą do której podbiję.- no co? Tak by było! Problem w tym, że Lexa nie dość, że jest zatwardziałym hetero, to jeszcze do końca zakochanym w Aidenie. Więc nie wiedziała co takiego musiałoby się wydarzyć, aby te dwie rzeczy się zmieniły, no ale w razie W, to Jeon mogła się jej spodziewać! Chociaż to dopiero byłoby awkward. Zlustrowała chłopaka spojrzeniem od góry do dołu, bo... no miała słabość nie tylko do niego, ale też do czarnych koszul. Zupełnie jakby chciał, aby go zgwałciła! Nie jej wina, że uwielbiała ciemne kolory, nie tylko na sobie, ale też na nim! W każdym razie, ona nie musiała się przebierać, więc kiedy tylko Aiden się przebrał, cała trójka mogła pojechać kilka pięter wyżej, aby wejść do czyjegoś mieszkania, gdzie już wrzało od rozmów. I co gorsza, kiedy została przedstawiona jak jakaś przedstawicielka boksu, trochę się zmieszała, bo takie no... dziwne. Aż zakryła częściowo twarz dłonią kiedy przechodziła do wszystkich, który jakoś tak żywo na nią zareagowali. No ale już niedługo później ze wszystkimi się ładnie przywitała tulaskami, nawet z Krossem, a tym których nie znała się przedstawiła. Potem oczywiście wylądowała obok Aidena na kanapie, zupełnie bez spiny, że musi być z nim ściśnięta! Równie dobrze mogła mu usiąść na kolanach... ale tak to po prostu siedziała blisko. Bardzo blisko! A potem zaczął się wywiad. Cierpliwie odpowiadała na zadawane jej pytania, wdawała się w rozmowy i starała się nadążyć za każdym rozmówcą, bo było ich sporo, zupełnie jakby była jakimś celebrytą. A przecież wszyscy tu ją znali! No, większość. Czasami nie wiedziała co prawda co odpowiadać, bo oficjalnie to razem nie byli mimo, że obydwoje wiedzieli, że tak będzie oraz już od kilkudziesięciu minut zachowywali się jak nawrócona para... zerkała więc na Aidena z takim „halp” na twarzy, a niektóre z pytań kierowała do niego. No cóż, jakoś trzeba było sobie radzić dopóki Kross wszystkich nie rozgromił, bo miał dla niej bardzo ważne pytanie. - Zawsze.- odpowiedziała, kiedy ten już lał i jej i Aidenowi. Chwyciła kieliszek na którym musiała się skupić, aby nie wylać drogocennego trunku i spojrzała na Ackermanna, który znowu był dla niej złośliwy. Spojrzała na niego wzrokiem mówiącym „zabiję cię jak jeszcze raz o tym wspomnisz”: - Już nigdy więcej się przy tobie nie spiję. Jak będę śpiewać, to do jakiegoś drzewa, które nie będzie mi potem tego wypominać przez kolejne pięć lat.- a obiecał, że o tym zapomni i nie będzie jej tym nękać! A w sumie chyba nie obiecał... - Kiedyś każę ci zaśpiewać Abbę po szwedzku naprzeciwko Hugo. - wtedy będą kwita! Bo Lexa nie mogła patrzeć na Lisę, a Aiden nie mógłby spojrzeć w oczy jej dziadkowi! Powiedzmy, że jakoś się to uzupełniało. Zaraz po tej jakże subtelnej groźbie uniosła wyżej kieliszek zachęcając przy tym Aidena, aby zrobił to samo i na raz wypiła coś, co momentalnie zaczęło palić jej gardło na tyle, że musiała się skrzywić. Aż potrząsnęła głową, bo smakowało prawie jak Stumbras i odstawiła kieliszek. Dobrze, że wcześniej jadła i nie piła na pusty żołądek! - Merlinie, Kross, co to jest?- bo na wódkę jej to nie smakowało! - Co gorsza piłam gorsze rzeczy.- i nie wiedziała czy się z tego cieszyć, czy jednak zacząć martwić. No ale hej, odpowiednia ilość i już przestanie jej przeszkadzać smak. Chyba, że to Stumbras. Wtedy zawsze będzie obrzydliwe. Dajcie jej ciepłego kubusia na popitę.
O tak, niech Lexa zapyta Hansa o to jak się spiknął z Lisą, bo to bardzo ciekawa historia! Ale chyba nie ma w niej momentu, w którym faktycznie by rzucał kobiecie kawały mięsa, albo robił ścieżkę z bekonu prowadzącą prosto do łóżka. — No co? To był jeden z najlepszych programów jakie widziałem! — Odpowiedział. Bo tak było! Aiden naprawdę się zainteresował i chyba nie było odcinka, na którym by nie skisnął od pocisków jakie padły z ust kucharza. A w ogóle to wszystko prawie zainspirowało go do gotowania. A potem sobie przypomniał, że gotowanie to takie trochę eliksiry, więc sobie odpuścił. Jak go ktoś kiedyś zamknie samego w domu, bez dostępu do jedzenia na wynos to najprawdopodobniej umrze z głodu. Albo będzie żarł suchy ryż. A w ogóle to on będzie właśnie takim ultimate Gordonem. Będzie kurwił na wszystkich i wszystko; wyzywał od kanapek z idiotą każdego. Poza Lexą. Ewentualnie jego własnym dzieckiem, bo jeszcze Lexa się zeźli na to, że używa takiego języka wobec ich dzieciaka. To tak, to są te wyjątki. A tak to każdego będzie jechał. Aż go zamkną w psychiatryku. Aiden doskonale wiedział, że będzie musiał sprawę rozwiązać. I na tę myśl już go nieprzyjemnie w żołądku ściskało bo... to nie będzie przyjemna rozmowa. Ale musiał to zrobić, bo przecież nie chciał dłużej oszukiwać tej biednej dziewczyny. Niczym sobie nie zasłużyła na takie traktowanie. Była dobra, kochana, łagodna, zaangażowana, a on... on to był on. Emocjonalny blok wobec niej, który pomimo, że się starał to nie mógł za wiele od siebie dać w kwestii uczuciowej. Dziewczyna zasługiwała na kogoś znacznie lepszego niż on i przede wszystkim - kogoś kto odwzajemni uczucie i będzie chciał jej nieba przychylić. Ackermann nawet nie próbował. On po prostu... był dla niej i tyle. Oczywiście - wspierał ją i pomagał, zabierał na wyjścia, ale miał wrażenie, że nie potrafi się przebić za bardzo poza strefę przyjacielską w swoim postępowaniu. Przytulił ją do siebie mocniej słysząc jak wzdycha. Było mu ciężko z tym, że temat jego matki był tak... uciążliwy. Ale ze swojej strony mógł dać Lexie wyłącznie stuprocentowe wsparcie. Mógł też bronić jej przed matką i sprowadzać kobietę do parteru, kiedy tamta postanowiłaby jakkolwiek skomentować obecność Lexy. — Pewnie tak. — Może i Lisa nie czytała z zapartym tchem każdego wydania Miotełki czy innego magazynu, ale na coś takiego na pewno zwróci uwagę. Jak nie ona to któraś z jej znajomych, które z kolei kolekcjonują magazyny plotkarskie. Na pewno takie miała w swoim gronie. Choćby dlatego by nie czytać, a być nie bieżąco z nowinkami. I mieć info jeśli jej syn coś odwali, co zwróci na niego uwagę prasy. Na przykład - zejdzie się z Lexą. Bo przecież WAGs były istotnym tematem w świecie sportowym. Zwłaszcza jeśli chodziło o żeńską stronę czytelniczek, które nie interesowały się tyle sportem co samymi zawodnikami. Aiden też nie był jakiś wielce sławny, ale na pewno "reunion" będzie czymś, co zainteresuje ludzi. — No... Możemy pograć w karty, albo durnia. W towarzystwie ojca i Hitlermachen. — Zasugerował, po czym ucałował ją w czoło. To brzmiało jak zabawa! Teoretycznie dla zabawy to wystarczyło samo Hitlermachen bo to naprawdę siekało porządnie, aż dziwne że nikt po tym nie rzygał od zatrucia alkoholowego, ale... no mogą też pograć w gry. Taka rodzinna integracja. Hans na pewno by się ucieszył, że spędzają z nim czas. Bo praca w Wizengamocie to taka trochę nudna, Lisę często boli głowa, a on siedzi sam w tym pustym domu. No może nie taki sam bo z Bertą. Aiden był bardzo... ugodowy. Zdecydowanie wolał ustąpić w wielu aspektach niż wszczynać kłótnie, ale miał pewne tematy, których będzie bronił do końca. Ale wydawać by się mogło, że partner do mieszkania z niego w sam raz! Chyba nie miał jakichś dziwnych nawyków (poza obsesyjnym trenowaniem), które mogłyby się okazać uciążliwe, ale... to chyba miało dopiero wyjść. Niby mieli okres próbny przez wakacje, bo siedzieli non stop we własnym towarzystwie przez miesiąc, ale to nic w porównaniu z faktycznym, ciągłym mieszkaniem razem. Jakoś nie przerażała go ta myśl. Tylko to, że pewnie nie będzie mógł wszędzie zostawiać sprzętu do Quidditcha. — To dobrze. Jeszcze bym nie chciał dzielić moich pokładów miłości. — Mrugnął do niej porozumiewawczo. Bo jakby wpadła to by musiała się pogodzić, że ona nie jest jedyną, którą kocha. Że pojawiła się jakaś inna dziewczyna, którą Aiden darzy ogromnym uczuciem. Więc no! Nie wpadać. No ale wiadomo - wpadka mówi sama przez siebie. — Poza tym, Lexa, wydaje mi się, że Perp będzie zachwycona jak się pojawisz w domu — jasne, najpierw by musiał zapytać czy się zgadza, ale chyba nie miałaby nic przeciwko temu — a my będziemy mieli czas na rozejrzenie się... za czymś. — Oczywiście Aiden mówiąc o "czymś" to nie miał na myśli byle chatki, bo był przyzwyczajony do pewnego standardu. Nie to, że drobne, wiejskie chatki uważał za coś słabego, ale przez to, gdzie się wychował, to jak słyszał hasło dom, to widział co najmniej rezydencję. Chyba czas zacząć odkładać pieniądze. I przestać myśleć o nowej miotle. Pokazują się nowe priorytety. Hej! Aiden znał też pojedyncze słówka i wiedział, że Lexa powiedziała nieładnie do niego. Ale nie upomniał jej! A cisnęło mu się na usta takie "language!" jak to zwykle wołał Kapitan Ameryka na resztę Avengersów kiedy tamci nie mówili za ładnie. Potem taki Tony z niego cisnął, ale to nic. Zamiast ją upomnieć to tylko boopnął ją w nos, bo zaraz potem został przez Jeon oddelegowany do przebrania się. I wcale nie odjebał się jak na roraty! Po prostu wyglądał dobrze, żeby zwabić taką Lexę. Do łóżka czy tam do łazienki, bez znaczenia. Znaczy niby ze znaczeniem, bo może po takiej przerwie będącej przy okazji próbą dla uczucia, powinni zrobić to tak... no romantycznie. Znaczy z Aidena to romantyk był jak mu fazy księżyca sprzyjały, ale no starał się. Impreza. No w końcu. Aiden jak tylko się tam zjawili to zaczął się zastanawiać, czy on w ogóle będzie umiał się bawić czy będzie takim totalnym drewnem a wszyscy mu to zaczną wypominać. W Hogwarcie to się bawił! Jakby nie było to Miotłozjeby powstały za sprawą czyją? No właśnie! Tak czy inaczej to miała być rozrywka wśród starych znajomych, z którymi całkiem dobrze się bawił jeszcze przed rozstaniem z Lexą. I teraz, nawet pomimo tego, że ich "zdradził" jak to pisał "Golden Snitch" (kolejne cudowne pisemko plotkarskie... hehe snitch. get it?) to go zaprosili do wspólnej zabawy. Co mogło pójść nie tak? Chyba, że go chcieli spić i potem zamordować. Tylko po co najpierw spijać? Nic dziwnego, że pojawienie się Lexy było dla wszystkich sensacją. To ta drużyna była z nimi kiedy oni jeszcze byli w związku, ta drużyna okrzyknęła ich słodziakami zespołu i ta drużyna była z Aidenem kiedy Lexa odeszła. Więc... no trochę jak rodzina. Wiele razem przeszli. Ale skoro znowu byli razem to tak jak za starych, dobrych czasów. Tylko Aiden dla nich nie grał, ale to nic! Nikt mu tego nie wytykał. Lexa pewnie odesłała ich do Aidena z pytaniem o ślub, a Ackermann tylko uśmiechnął się, ale jakoś tak słabiej. Bo trzeba było pamiętać, że kiedy Lexa oddała mu pierścionek rezerwacyjny to on już był w posiadaniu faktycznego zaręczynowego dla niej. No ale co zrobić. Stało się jak stało. Teraz musieli siebie wzajemnie odbudować. Kross został ich barmanem. Hojnie polał każdemu z ekipy, a Aiden z kolei wyszczerzył się na odpowiedź Lexy na jego zaczepkę. — Skoro pięć lat to jeszcze wytrwaj parę miesięcy i będzie koniec. — No bo niedługo faktycznie pyknie od tego wydarzenia pięć lat, więc... należy zacisnąć poślad i nie cierpieć aż tak! Chociaż wątpliwe by Aiden tak po prostu odpuścił. Na pewno na ślubie będzie chciał pierwszy taniec do tej oto piosenki. Sto procent. Albo żeby organista to zagrał jak Lexa będzie wchodziła do kościoła. Lub żeby zaśpiewał to chór acapella. Zerknął na nią, słysząc jej groźbę. — A będę mógł też przy tym zatańczyć? Bo jak tak, to nie ma sprawy. — Mruknął, niby taki chojrak. Ciekawe jaki cwany będzie jak faktycznie będzie musiał wystąpić. Ujął kieliszek, bo Kross zarządził picie, po czym wychylił jego zawartość, a następnie potrząsnął głową. Alkohol. Ugh. — Śli-wo-wi-ca. —Odczytał Kross, patrząc na etykietkę. Nawet nie wiedział co lał, ale to nic. — Park przywiózł z Chorwacji. — Wszystko jasne. Informację, że ten trunek to takie mocne 60% to zachował dla siebie. — To teraz na drugą nogę i możemy grać. A i wy macie karniaka bo przyszliście później. — Obwieścił, więc najpierw polał znów Lexie i Aidenowi i zaczekał aż wypiją. — Całe szczęście, że mieszkasz w tym samym budynku. — Mruknął Ackermann do Jeon, a ona tylko rozłożyła ramiona w niewinnym geście. Aiden westchnął i zaczekał na Lexę, żeby mogli wypić. A ledwo wypili, ryj mu wykręciło, to Kross rzucił się z polewaniem kolejnej rundki, bo jak zapowiadał "na drugą nogę". Tylko, że u Shelby i Ackermanna to chyba na trzecią, ale... No raczej nie było co się z nim kłócić. — Umrę. — Mruknął do Lexy. Ledwo przyjechała a zabrali ich na skazanie. Ale wypił trzecią rundkę, po której Kross był wyraźnie zadowolony. Ackermann odstawił kieliszek i westchnął ciężko, już czując jak uderza w niego fala gorąca. Może nie był najebany, ale to tylko kwestia czasu jak te trzy szybkie rundki go pierdolną. Każdego by sponiewierały. — Dobra, Aiden. Pytanie czy wyzwanie? — Zaczął Kross. — Wyzwanie? — Zamień się z Lexą górą od ubrań. — No pojebany. — Raz, raz. Jak nie to pijesz trzy karniaki. Lexa jak odmówi to wtedy ona pije. Normalnie pozwoliłbym wam się zmienić w łazience, ale nie ufam wam, że nie zaczniecie się tam obściskiwać, więc go, go. Jeon parsknęła. No bo pewnie już sobie wyobrażała Aidena w ciuchach Lexy. Ackermann zerknął na Lexę, po czym westchnął ciężko i zaczął odpinać swoja koszulę — Oh yassss — zawołał schlanym głosem Obrońca z drużyny lustrując spojrzeniem tors Aidena. — Dajhesz tatuśkhu, ściąhnij to. To był moment, w którym Jeon skisła i zaczęła się śmiać, a Aiden poczuł się nieswojo. No ale chuj, zdjął koszulę, po czym zerknął po reszcie rzucając "jak ktoś spojrzy na Lexę to urwę łeb". No bo się miała rozbierać. — No, to Lexa wy się tam zamieniajcie a ty myśl czy chcesz pytanie czy wyzwanie. Ostrzegam, że jako, że jestem skurwielem to oba są chujowe.
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Wierzyła, że to był super program. Pewnie jakby jej go pokazał, to sama by się wkręciła i czekała na nowe ciski od strony szefa kuchni. No i przy okazji podpatrzyłaby nowe przepisy, bo Lexa lubi gotować i w przeciwieństwie do Aidena nie spali wody na herbatę. Ludzie pewnie oglądają to głównie dlatego, aby patrzeć jak ten miesza ludzi z błotem, a nie dlatego, aby oglądać jak gotują i walczą z czasem. Chyba Lexie by się spodobało, a potem musiałaby odganiać Aidena, kiedy ten by się do niej dobierał, gdy ona ogląda akurat fajny odcinek. No cóż, to byłaby jego wina! Chyba, że sam by z nią oglądał, a potem wspólnie przeszliby do innych rzeczy. Kompromisy! Przed Lisą nie było jak umknąć. Pewnie nawet jeśli przeprowadziliby się w pizdu daleko, gdzieś na Seszele czy cholera wie gdzie, ona i tak by się tam pojawiła, bo trening, bo mecz, bo cholera wie co. Jakby nie było, dopóki Aiden grał w qudditcha, tak długo ona będzie na horyzoncie, bo przecież nic innego jej nie obchodziło. Ba, pewnie nawet jeśli kiedyś mieli ogłaszać zaręczyny czy planować ślub, to Lisa by się w ogóle nie pojawiła, bo i po co. Chociaż to chyba lepiej, Lexa czułaby się swobodniej i miałaby przynajmniej większą pewność, że ta nic nie odwali, aby zniszczyć ich dzień. A na wnuki to nawet by nie spojrzała, bo w połowie nieloty! Chyba, że odziedziczyłyby wszystkie umiejętności po ojcu, ale wtedy Lexa zadbałaby o to, aby teściowa nie tknęła ich palcem. Sorry not sorry. - Myślę, że po Hitlermachen to już zapomnimy jak się gra w karty.- bo to nie był zwykły drink, tylko kurwa jakiś magiczny cios, który nokautował każdego od środka. Jakiś eliksir wynaleziony przez Hansa, aby modyfikować pamięć tego, kto go pije. I był cholernie skuteczny. Pewnie Lexa by się nie zdziwiła jakby się okazało, że wykorzystują go w Ministerstwie. Uśmiechnęła się rozczulona, no bo... no. To była przecież wizja, której od zawsze chciała. Może nie teraz, bo przecież byli za młodzi, a przynajmniej ona nie czuła się na siłach, aby być matką i wychowywać dzieci, kiedy sama się czuła jak dzieciak, ale kiedyś na pewno chciałaby stworzyć z nim taką prawdziwą rodzinę. Z psem i schowkiem na miotły w domu. - Spytam się jej niedługo.- bo przecież i tak miała okres wypowiedzenia, a jeśli Perp się nie zgodzi, to przeznaczy ten miesiąc na szukanie czegoś innego. Chociaż wolałaby, aby kobieta się zgodziła, bo nie dość, że miałaby Aidena przy sobie, to jeszcze mentorkę! A ona może gotować! Sprzątać nie lubi, ale od czego są zaklęcia. - Za czymś. Obawiam się twojego „czymś”.- no bo no, czymś, to dla niej zwykłe mieszkanie, może być nawet kawalerka, bo po cholerę im milion pokoi, które są niewykorzystywane? Tylko, że oni faktycznie wychowywali się w zupełnie innych warunkach, więc ich poziomy życia oraz wyobrażenia zdecydowanie się różniły. Lexie wystarczyłoby skromne mieszkanko z nie za dużą kuchnią, łazienką i sypialnią... tylko, że jak Ackermann pierdolnie jej ogłoszeniami „sprzedam ośmiopokojową willę z basenem” to się chyba zadławi własną śliną. Bo ona nigdy nie mieszkała w willi! Pewnie nawet nie wiedziałaby co ze sobą zrobić w tak wielkim domu i zastanawiałaby się czy słychać tu echo. W sumie trochę obawiała się tej imprezy, albo raczej, obawiała się reakcji ich wspólnych znajomych na to, że Lexa się pojawi. Bo przecież po zerwaniu ich zdanie na jej temat mogło się drastycznie zmienić i wszyscy zgodnie mogli uznać, że Lexa to jednak szmata, że zostawiła Aidena. Mogli wziąć jego stronę i solidarnie zacząć nią gardzić, że złamała mu serce, nie? Dlatego nawet chyba w pewnym sensie spodziewała się, że ktoś na nią krzywo spojrzy. No ale tak się nie stało co było bardzo miłym zaskoczeniem, bo została przywitana tak, jak gdyby rozstanie z Aidenem nigdy nie miało miejsca. Ulga w chuj. Chyba, że nienawidzą jej podświadomie, ale wtedy lepiej niech dalej udają. I ohesu, gdyby tylko wiedziała, że ten kupił jej pierścionek, którym miał się oświadczyć zaledwie miesiąc później, chyba nigdy nie pozbyłaby się swoich wyrzutów sumienia. A i tak jest cholernie trudno. Ohoho, jaki ten Aiden zabawny. No normalnie prawdziwy śmieszek. - Czekam, aż odjebiesz coś tak żenującego, abym mogła ci to wypominać do końca twojego życia.- a odwalał i tak sporo! Na przykład kiedy bawił się w Stevie Wondera na miotłozjebach, aby poprawić jej humor. Z tymi okularami. No kurwa. NIE WYPOMINA MU TEGO! Lexa chyba faktycznie musi poczekać cierpliwie na coś tak totalnie śmiesznego, że odechce mu się przywoływać jej piękny występ po pijaku. - Och, nie ma sprawy. Dziadek będzie zachwycony.- albo zażenowany i będzie chciał uciec.. Lub będzie siedział w swoim fotelu z miną tej małej, zdegustowanej dziewczynki. - Tylko nie myśl, że teraz się od tego wywiniesz.- bo ona już to zaplanowała, już koniec. Jak tylko się spotkają z dziadkami, to odpierdoli Abbę po szwedzku. Zgodził się jeśli zatańczy! No to proszę go bardzo. Ebba nawet wyciągnie mugolską kamerę i dopiero wtedy będą mieli co puszczać na weselu. - Boże, Kross, chcesz nas zabić...- mruknęła, patrząc jak ten polewa jej i Aidenowi drugi kieliszek tego piekielnie mocnego czegoś. I jeszcze karniak! Spojrzała na Ackermanna z jakąś taką obawą wypisaną na twarzy i razem z nim wyzerowała kieliszek do dna, czując jak pali jej przełyk i wykrzywia twarz. Musiała aż potrząsnąć głową, aby się z tego otrząsnąć, jednocześnie wystawiając Krossowi raz jeszcze rękę, aby mógł jej polać na drugą czy tam trzecią nogę. Już wiedziała, że ją niedługo pierdolnie, bo jednak było to mocne jak cholera, a ich tempo... no. - To umrzemy razem.- jakże romantycznie! Niedługo potem wypiła trzecią rundkę, reagując dokładnie tak samo jak na poprzednie dwie. Czy Lexa wspominała, że jak jest pijana to robi się tulaśna? No, Aiden na pewno to wiedział, bo nie raz się do niego podwalała i macała, ale czy reszta jest na to gotowa? Na ten widok? Bo może być pijana w sztorc, ale podwalać to ona się podwala tylko do jednej osoby! Opadła plecami na oparcie kanapy czując się zmęczoną tym paskudnym piciem, a potem... Zamień się z Lexą górą od ubrań. Czej co. Spojrzała po sobie, na swoją czarną bokserkę, a potem na Aidena i... chyba parsknęła jednocześnie z Jeon. Ona to tam ona, nie raz chodziła w jego koszuli... i tylko w niej, ale żeby on miał zakładać jej rzeczy? - No to już po bluzce.- westchnęła rozbawiona, bo ona wiedziała, że jak się nie podrze, to pewnie rozciągnie tak, że będzie do wyjebania. I będzie musiała pożyczać ciuchy od Jeon! Albo zabierze Aidenowi któryś z tshirtów, tak też można. Zerknęła w stronę Obrońcy i kącik ust drgnął jej w nieco zażenowanym, ale rozbawionym uśmiechu, bo w sumie nie spodziewała się takiej reakcji! W sensie, wiedziała, że Aiden to ma kobiece fanki, ale żeby męskie też? Sama najpierw oczywiście poczekała, aż Ackermann się rozbierze, bo wiecie kiedy ona ostatni raz widziała go bez koszulki? PONAD DWA LATA TEMU. Więc teraz miała jak w tej piosence „mój umysł krzyczy „nie”, ale moja wagina krzyczy „tak”!”. Po takim celibacie to nic dziwnego. W każdym razie nie mogła pozostać w tyle, dlatego zerknęła jeszcze po wszystkich, ale oni zgodnie jak jeden mąż, w obawie przed wpierdolem od Ackermanna odwrócili wzrok, aby blondynka mogła ładnie ściągnąć z siebie górę i zostać w samym staniku. Dobrze, że tego nie musiała mu oddawać. Zdjętą bokserką uderzyła go delikatnie w klatkę piersiową. - Trzymaj, powodzenia.- no bo się troszkę różnili posturą! Przejęła od niego koszulę i zaczęła sprawnie ją na siebie zakładać z tymi podwiniętymi rękawami. - Pytanie, Kross. Zaskocz mnie. - powiedziała, zapinając powoli guziki, aby już wszyscy zgromadzeni nie musieli odwracać spojrzenia. Zostawiła co prawda jakieś trzy guziki z góry odpięte, no ale już przynajmniej zakrywała wszystko co powinna. Teraz jedynym problemem był Kross i jego popierdolone wyzwania oraz pytania.
Rozłożył tylko ręce w geście bezradności, uśmiechając się przy tym. Bo doskonale wiedzieli, że na Hitlermachen nie ma mocnych. Jak to ujął Hans - padasz szybciej niż po niemieckim ostrzale. A należało pamiętać, że Hans to miał niemieckie korzenie, więc na pewno wiedział, co mówił. Możliwe, że do drinka dodawał proch strzelniczy albo zawierał w nim recepturę na mołotowa. W każdym razie był to bardzo niebezpieczny drink. Najsilniejsi na nim padali, więc... W razie wojny to Hans będzie wiedział co produkować, żeby wygrać. — Kupisz jej zatyczki do uszu to się zgodzi od razu. — Powiedział, uśmiechając się wymownie i w taki sam sposób na nią spoglądając. Oczywiście chodziło o to, że sugerował, że Lexa może chrapać, a nie o jakieś inne hałasy, rodem z chatki Helgi. Ale wydawało mu się, że tak czy siak Perps będzie cieszyła się z towarzystwa. Jakby nie było to Aiden bardzo często wychodził wieczorami na treningi, od rana też na nich był, więc tak na dobrą sprawę to niby tam mieszkał, ale nigdy go nie było. Raz, że teraz będzie miała Lexę do rozgrywek w kanastę i dwa, że Aiden pewnie będzie teraz z nią spędzał czas, a to by oznaczało, że nie będzie chodził na głupkowate treningi po nocach. Sam z nich zrezygnuje, to nie tak, że Lexa go opierdoli i mu zabroni! Ani trochę. Jego "coś" to miało kilka wytycznych. I wcale nie należało się go bać! Aiden po prostu lubił przestrzeń. Poniekąd dlatego, że wychował się w wyjebanej willi, a po drugie przez to, że był miłośnikiem latania, a tacy... źle się czuli w małych klitkach. Oczywiście nie ujmował tym samym miejscu zamieszkania dziadków Lexy, skąd! Tam akurat czuł się bardzo dobrze. No i miał duże podwórko w razie czego, żeby się wybiegać.I się nacieszyć tą całą... przestrzenią. On nie potrzebował luksusów! Tylko sporych gabarytów! Mogli postawić na minimalizm, byleby echo rozbrzmiewało w domu. Ale nie odpowiedział, a jedynie ukradł jej całuska, pewnie żeby przekazać tym samym, aby się nie martwiła! No bo nie będzie źle! Aż tak. W zasadzie to reakcja innych na Lexę zależała chyba głównie od Aidena. Od tego jak im przedstawił sytuację, jak wyjaśnił dlaczego się rozstali. Bo na pewno gdyby powiedział, że Shelby jest taka i owaka, złamała mu serce, a on przecież był cały czas za nią, że w ogóle to go oszukiwała i tak dalej to... pewnie nikt by jej nie objechał na wejściu, a zapanowałoby zmieszanie. Przywitaliby ją i tyle. Bez fajerwerków. Tyle, że Aiden wyjaśnił w łagodny sposób dlaczego nie jest już z Lexą, nie robił dramy i powiedział, że szanuje jej decyzję, ale na pewno go to zabolało, bo jednak wciąż ją kocha. I właśnie przez to, że nie nastawił nikogo bojowo przeciwko dziewczynie to wszyscy powitali ją z entuzjazmem. Bo chyba dalej ją lubili i cieszyli się, że przyszła z Aidenem bo dla nich to było jednoznaczne. — Czekaj, czekaj, Lexa. Jeśli jeszcze się nie nauczyłaś to nie mam wstydu. — Powiedział, szczerząc się przy tym zaczepnie, po czym zbliżył do niej swój wdzięczny pysk by ucałować ją krótko w kącik ust. Pewnie żeby się nie gniewała na niego, bo on to jej dokucza z miłości. Pewnie też z miłości zgodził się na występy przed Hugo. I tak to chyba nie będzie tak słabe jak rozjebanie mu szopy w dniu, w którym miał go poznać. Zrobił wspaniałe pierwsze wrażenie! Spać potem po nocach nie mógł. I przez inne rzeczy, a raczej osoby, też nie mógł spać po nocach. Ale na tę insomnię akurat nie narzekał. Jedna z lepszych. W zasadzie najlepsza, bo pierwsza, która go, a raczej ich, dotknęła. Kaszl. Spotkała ich kara za przybycie później. Niby do zrozumienia, tylko czemu tę karę wypili zaraz po tym, jak Kross zarządził picie dla wszystkich, a potem jeszcze dorzucił szocika na drugą nóżkę. Lexa miała rację - chyba chciał ich zabić. Zwłaszcza, że pili jakiś alkohol, którego taki Aiden dotąd nie próbował, a który był gorszy od takiego Stumbrasa. Bo to był większy kaliber. I ta śliwka w nazwie to nie miała nic do rzeczy bo wcale śliwką nie smakowało. Tylko czystym spirytusem. Teraz tylko trzeba było się bać tego jak wielkie były zapasy zrobione przez Parka. — Niekoniecznie chcę kończyć nasze... no to co się stało utratą pamięci i rzyganiem. — Powiedział, przyglądając się temu nieszczęsnemu trzeciemu kieliszkowi, który już na niego czeka. Potem zerknął na Lexę i uśmiechnął się nieco... bezpruderyjnie. — Miałem nieco ciekawsze pomysły. I przyjemniejsze. — Tutaj odchrząknął, bo niby go alkohol palił w przełyk, a potem chlupnął, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby nic nie mówił i nic nie sugerował. Zadanie od Krossa było... no takim na miarę Krossa. On był na tyle bezczelny, pozbawiony sumienia, by zlecać tego typu questy. I jeszcze pod rygorem picia trzech kolejek z rzędu tego pojebanego trunku. To był akurat wyrok szybkiej śmierci. Dlatego Aiden się zgodził. Dlatego stanął przed Lexą, dupą do wszystkich, jednocześnie robiąc za jej parawan, żeby przypadkiem nikt mu dziewczyny nie podglądał i zdjął koszulę. A potem podał ją dziewczynie i westchnął ciężko, łapiąc podawany przez nią materiał. No generalnie to fajnie. Dlaczego Lexa musiała być taka drobna? Zaczął więc wciągać na siebie tę całą bokserkę, co z tego, że za małą. Zaraz się poszerzy. Na jego ciele. Albo cała pierdolnie. Zakładając ubranie słyszał niektóre szwy, które wydawały dźwięki, jak gdyby zaraz miały pierdolnąć. Prawdopodobnie to było ich głośne błaganie o litość. Ale i tak dobrze, że nie było to body. Z tym miałby problem. Ackermann, wyglądający przepięknie w nowym ubranku, usiadł z powrotem na kanapie, a kiedy padło hasło, że mogą się już odwrócić do... Jeon spłakała się ze śmiechu. Ale i to jak. Przewiesiła się przez oparcie swojego krzesła i dosłownie wyła. Najgłośniej ze wszystkich. Bo inni też mieli ubaw po pachy i to za darmola. Kross wydał z siebie przeciągłe parsknięcie kiedy ich zobaczył. A potem sięgnął po przezroczystą flaszkę, którą trzymał pod stołem. Pewnie znowu jakaś śliwowica. Albo inna ica. — Pytanie mówisz? U nas w pytania gra się tak. — Ogłosił po czym nalazł do malutkiego kieliszka trochę z tej nowej flaszeczki. — Przynajmniej będziemy mieli pewność, że to prawda! — Czyli co? Więcej alkoholu dla prawdomówności czy...? — Do dna. — Polecił, po czym podsunął jej szkło. Aiden zerknął na nią i skinął głową, jakby chciał powiedzieć "chciałaś imprezę to masz, teraz pij". Miło, że się za nią wstawił, prawda? Kross, po odczekaniu i upewnieniu się, że Lexa wypiła, to w końcu odezwał się. — Okej. Co zrobiłaś lub powiedziałaś, może na przykład podczas tych ostatnich, no nie wiem, paru lat, o czym nie chciałabyś aby Ackermann się dowiedział? — Zapytał, uśmiechając się jak taki przebiegły lisek. Lisek menda. — Och, i bonus, skoro i tak nie masz wyboru. Ile razy udawałaś orgazm podczas bzykania się z Aidenem oraz ile razy nie spełnił twoich oczekiwań? — Kross! — Odezwała się jedna z dziewczyn pałkarzy. — No co? Jak powie, że ani razu to będę rozczarowany. Rozczarowany tym, że ta miksturka od was nie działa.
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Spojrzała na niego bardzo wymownie unosząc przy tym jeden łuk brwiowy w niemym zapytaniu. Bo nie chrapała! To wiedziała! Czasami za to mogła być odrobinkę za głośna... na przykład jak się walnęła w palec w środku nocy! Kilka razy. Albo nastąpiła na klocek lego. Ale hej, Aiden znał sposoby jak ją uciszyć! Na przykład oczywiście przytulić ją i powiedzieć, że ból zaraz minie, albo ucałować bolące miejsce. W nocy zwykle boli ją całe ciało, więc musi to zrobić bardzo dokładnie, no ale od tego ma się wspaniałego chłopaka, który z ogromnym zaangażowaniem uśnieży jakikolwiek ból! Tak więc może jednak lepiej kupić jej te zatyczki do uszu, na wszelki wypadek, aby nie wywaliła Lexy szybciej niż zgodziła się, aby z nimi zamieszkała. Bo jak tego pożałuje i będzie to wypominać przy każdej możliwej okazji, to blondynka szybko poszuka czegoś gdzie nikt nie będzie się musiał skarżyć na to... że Lexa jest takim nieudacznikiem i co chwila się uderza w mały palec u stopy. Jakoś będą się musieli dogadać na temat mieszkania. W sensie, Lexie nie przeszkadzało duże mieszkanie, albo raczej rezydencja, bo już trochę czasu spędziła w willi Ackermannów, no ale jakby sama tam miała mieszkać, to pewnie początkowo czułaby się kompletnie nieswojo, bo wszystko byłoby duże, pewnie puste i miałaby wrażenie, że jest jak w muzeum niż w przytulnym domku. Chyba, że ładnie wszystko urządzi! No ale i tak ona się wychowała w swojskich, małych domkach, więc przestawienie swojego poziomu życia na coś większego pewnie początkowo da jej anxiety, bo trzeba to posprzątać, urządzić, pewnie będzie się gubić początkowo, a ile rachunki będą musiały wynieść? No ale kompromisy, nie? Dobrze, że wszyscy zachowali się tak, a nie inaczej, bo wtedy Lexa wyszłaby szybciej niż przyszła i już nigdy więcej nie pokazałaby się im na oczy, bo czułaby się jak największa szuja na świecie. A przecież nie chciała nic z tego! Powinni gardzić Lisą, nawet jeśli szanują ją jako gracza i trenera. Bo może jako sportowiec była genialna, ale jako człowiek... no cóż. - Kiedyś przekroczysz nawet swoją granicę przyzwoitości.- i ona będzie czekać, aby mu to wypominać! I zrobi zdjęcia, filmiki, opublikuje na wizie i zrobi kolaż, a także prezentację, którą puszczą na ich ślubie. Tak się zemści za te lata wypominania jej śpiewu po koreańsku, który koreańskim nie był. Dlaczego najmocniejszy alkohol po którym ludzie się najfajniej czuli w szybkim czasie musiał smakować tak paskudnie? I faktycznie ze śliwką to nie miało absolutnie nic wspólnego, chyba poza kolorem. I Lexa wiedziała, że już za chwilę poczuje się po tych trzech szybkich szotach o niebo lepiej, bo humor jej się poprawi momentalnie. Znaczy, już go miała dobry, bo jednak na nowo zeszła się z Aidenem... chociaż jeszcze nie do końca, bo na jej drodze stała pewna przeszkoda, ale mentalnie już wróciła do swojego dawnego statusu. Niesamowite jak szybko się uleczyła i ożywiła po swoim braku jakichkolwiek chęci do życia. Wystarczył jeden pocałunek, aby wszystko wróciło do normy. - Pomyślimy o tym jeżeli będziesz w stanie chodzić.- mruknęła, pochylając się, aby sprzedać mu przedłużonego buziaczka na osłodę tego paskudnego trzeciego kieliszka. Co prawda do tego nie potrzebuje umiejętności chodzenia, ale to podwyższa jego kwalifikacje, bo bioderkami lepiej by ruszał! I czy oni przypadkiem teraz nie zachowywali się jak takie totalne słodziaki, które dopiero co zaczęły się ze sobą spotykać i nie mogły od siebie oderwać? Ale w sumie co im się dziwić, skoro na dobrą sprawę obydwoje się za sobą stęsknili i faktycznie zaczęli wszystko na nowo? Mieli chyba prawo! Nie no, jak ona wyglądała hot w jego koszuli, tak on... aż jej się serce łamało kiedy słyszała te pękające szwy. Bo wiecie, lubiła tę koszulkę. Ale widok jaki jej teraz sprezentował Aiden, albo raczej Kross, sprawił, że było to warte utracenia bluzki. Biedna aż zakryła usta dłonią starając się mocno nie śmiać, ale no wiecie, to było ciężkie, zwłaszcza jak się słyszało umierającą z beki Jeon, która była chyba jeszcze śmieszniejsza niż sam Ackermann. Na pocieszenie jednak, Lexa starając się opanować swoje rozbawienie złapała go za rękę. - Dalej bym cię brała jeżeli cię to pocieszy.- powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, bo wiecie, nie mogła się nie uśmiechać w tej chwili, gdy widziała jak jej koszulka ledwo się trzyma, a i tak nie zakrywa wszystkiego! No... ale ten uśmiech w miarę szybko jej zelżał, bo spojrzała na zadowolonego z siebie Krossa i jakąś flaszeczkę, którą nagle wyciągnął. Zerknęła po nim, po reszcie, na koniec spoglądając pytająco na Aidena, bo chyba sama nie wiedziała co to, ale się tego obawiała, bo widząc wyraz twarzy, to nie był zwykły napitek. Sięgnęła więc po kieliszek podawany jej przez Krossa i powąchała zawartość. Całkowicie bezwonna. I całkowicie bezbarwna. No i mieli mieć pewność, że dzięki temu będzie mówić prawdę... - Nie mów mi, że to veritaserum.- spojrzała po nim i reszcie, a reakcja wszystkich była jasna. Skąd oni wytrzasnęli taki eliksir? I składniki na niego? Ona się znała na eliksirach, więc wiedziała jak trudne jest uważanie tego cudeńka! Co gorsza... była chyba w dupie, no ale jak się bawić to się bawić. Westchnęła więc i wypiła odrobinę napitku na raz, bo wystarczyło na dobrą sprawę trzy krople, aby wyśpiewała wszystko. A potem usłyszała pytania i chyba się zachłysnęła własną śliną, którą musiała odkaszleć. Spojrzała na niego takim pełnym nienawiści wzrokiem przepowiadającym jego szybką śmierć. No ale co zrobisz jak nic nie zrobisz. - Zacznę od drugiego i trzeciego pytania, bo są łatwiejsze w odpowiedzi. - powiedziała, unosząc wyżej palec lewej wskazujący lewej ręki, jak gdyby chcąc go poinformować, że wcale jej nie zagiął akurat tymi pytaniami, nawet jeśli chciała go za nie zabić! - Ani razu nie udawałam. - odpowiedziała pewnie, celując w Krossa palcem. To że czasami zdarzyło jej się go nie mieć, bo robili to po pijaku... to już inna sprawa! O właśnie, jeszcze trzecie pytanko. - I zawsze spełnia moje oczekiwania, bo jest zajebisty w łóżku, plus jest moim pierwszym, więc razem ze mną się uczył co mi odpowiada a co nie. Przez to teraz samą grą wstępną sprawia, że dochodzę ze dwa razy i... nie powinnam tego mówić głośno.- głupi eliksir prawdomówności. Odchrząknęła. Teraz pewnie byłaby w stanie opowiedzieć o każdej jej ulubionej pozycji oraz doznaniach, jakie kiedykolwiek jej sprawił, a raczej wolała zachować takie rzeczy dla siebie... Lepiej więc, aby zatkali jej usta zanim się rozgada za bardzo. Natomiast jeśli miała wrócić do wcześniejszego pytania. Kaszl. - A zanim odpowiem na pierwsze pytanie, masz się nie wkurzać i przede wszystkim nikogo nie zabić.- powiedziała spoglądając na Aidena bardzo wymownie, bo ona już wiedziała, że będzie w bojowym nastroju. Ale w sumie nie będzie się mu dziwić, bo sama chciała kogoś zabić, a Ebba musiała powstrzymywać Hugo przed użyciem Avady na chłopaku. Dlatego nie chciała podświadomie na to odpowiadać, ale przez wypity eliksir raczej nie miała wyboru. Westchnęła pod nosem i padła plecami na oparcie kanapy. Fuck. - Po naszym rozstaniu, wróciłam na święta do domu. I... to był bardzo ciężki okres, bo mało spałam, ogółem byłam trochę wrakiem, ledwo komunikowałam i kontaktowałam. No i twój ulubiony kolega, Dylan, jak tylko się dowiedział, to przez jakieś półtora tygodnia, dzień w dzień mi towarzyszył, bo chciał mnie pocieszyć czy coś. Tylko, że w pewnym momencie przesadził z tym swoim... pocieszaniem i zaczął się do mnie dobierać. Tak całkiem, no, porządnie. I nie uznawał „nie” za odpowiedź dopóki mu wymownie nie przywaliłam z kopa w jaja. - a było tak śmiesznie! I teraz Kross odpowiadał za tę niezręczność, która musiała się nagle pojawić, kiedy Lexa wyleciała z tym, że obroniła się jakoś przed gwałtem od strony Dylana. Dobrze, że nie opisała co tam się wtedy działo, bo jakby powiedziała głośno, że ten jej wpychał język do gardła i obmacywał, wkładając też ręce pod bluzkę, to pewnie Ackermann by wyszedł i wrócił z krwią na rękach. - W każdym razie Dylan już nie mieszka obok, przeprowadził się po tym jak dziadek zagroził mu śmiercią. Nie wiem gdzie, nie obchodzi mnie to.- dodała tak na wszelki wypadek jakby Aiden chciał go znaleźć. Zerknęła na chłopaka i dodatkowo odszukała jego dłoń, aby uspokajająco spleść z nim palce i ucałować go w ramię, do którego później się przytuliła. Zerknęła po reszcie towarzystwa. - To aby nie psuć zabawy, wszyscy się napijemy po kolejce i lecimy dalej. Kross, polewaj. - bo skoro już był barmanem, to niech się sprawdzi i każdemu sprzeda kieliszek z meniskiem górnym, tak na rozluźnienie.
Ależ był zadowolony, kiedy nie powiedziała mu stanowczego nie na jego... sugestię. A potem jeszcze dostał buziaka, którego odwzajemnił. Gdzieś tam w tle Kross wydał z siebie imitację odgłosów jakby go mdliło, ale kto by się tam przejmował. Zresztą przecież to drużyna ich okrzyknęła tytułem "słodziaków zespołu" a to nie lada osiągnięcie! No cóż. Na pewno wyglądał bardzo... ponętnie w tym nowym stroju. Swoim crop topie. Na przykład temu ich Obrońcy, dajmy mu na nazwisko Kim, się podobał. Oh god. Rodzi się kolejny Marshall. — Możesz już zacząć. Postaram się za bardzo nie stawiać. — Odpowiedział, tonem jak u takiej typowej Jessici czy innej Karyny, zalotnie przesuwając dłońmi po odkrytych partiach ciała. Wiecie, jak taka pusta lambadziara w klubie, która chciała właśnie kogoś wyrwać bo ubrała się w kusy top. No co? Wczuwał się w rolę. Pewnie głos miał jak fitness marshall, ale następnie odchrząknął, jakby w obawie, że mu jeszcze tak zostanie, czy coś. Zaraz potem opadł na kanapę obok niej i tylko czekał, aż Jeon przestanie kwiczeć ze śmiechu. A trochę to trwało. Aż ostatecznie przestała, złapała oddech i otarła łezki, które się jej zebrały w kącikach oczu. Powachlowała się dłonią, po czym zerknęła na Aidena i znów parsknęła. Ale szybko się uspokoiła. Wtedy do ataku mógł przejść Kross i jego tajemnicza flaszeczka. I kiedy Lexa zapytała czy to eliksir prawdy to tylko wzruszył ramionami i powiedział: — Może. A może to była tylko zwykła woda, a tak naprawdę to polane wcześniej szociki miały rozwiązać jej język? Tak czy inaczej została zmuszona aby wypić (pod groźbą karniaków!). Aiden przyglądał jej się kontrolnie przez cały czas, bo tak trochę nie ufał Krossowi i jego wymysłom i nie był pewien co on podał Lexie. No a potem padło pytanie, które... bardzo zainteresowało chłopaka. W zasadzie pytania. I wszystkie sprawiły, że Ackermann zwrócił swoje spojrzenie na Lexę, wyraźnie zafascynowany tym, co może zaraz usłyszeć. A z drugiej strony to też trochę wyczuwał niepokój bo jak usłyszy, że jej nie zadowala albo jakiś dołujący sekret Lexy to chyba się załamie. Jeszcze gorzej niż po zerwaniu! No ale początek to chyba nie był taki zły dla niego. Kiedy Aiden usłyszał odpowiedź Lexy to wyglądał jak ten taki uśmiechnięty shiba. Dokładnie tak, kropka w kropkę. No bo skoro musiała mówić prawdę to... no. Dobrze wypadł przed kolegami, bo nawet jeden z pałkarzy uniósł lekko brwi, kiwając głową z podziwem, a jego dziewczyna jakoś bardziej przechyliła się w stronę Aidena. Właśnie mu Shelby zrobiła dobrą reklamę wśród dziewcząt i wyrobiła szacun wśród kolegów. No ale jak Lexa wspomniała, o tym dochodzeniu dwa razy, to sam też odchrząknął bo o ile fajnie, że powiedziała, że jest jej dobrze i tak dalej, tak wolałby, żeby wszyscy nie słuchali o ich pożyciu. Tym bardziej, że ta laska pałkarza jakoś jeszcze bardziej się zainteresowała. No ale Ackermann nie mógł nic poradzić. Taki to eliksir. Chyba eliksir. A może dziewczyna się po prostu chciała pochwalić! — Nic nie obiecuję. — Odpowiedział Aiden. No ale w razie czego mogła czuć się bezpieczna, bo nawet w najgorszym wypadku to jej się nie oberwie. Choćby przeruchała wszystkich typów i jego rywali. Byłby wściekły, ale przecież to tyle. Ani by jej krzywdy nie zrobił, ani nie obrabiał dupy, ani nie zniszczył na wizbooku, więc... Aczkolwiek wyczuł pewien niepokój, bo faktycznie mógł to być jakiś... no duży sekret, o którym może niekoniecznie chciał wiedzieć. No ale się dowiedział. Już jak usłyszał imię tego obornikowego przydupasa to wiedział, że ta historia nie będzie mu się na sto procent podobała. Następnie usłyszał całą treść i... no wyraz twarzy to mu się zmienił. Źrenice się zwęziły, a on sam zacisnął zęby i wyglądał tak, jakby miał przejść przemianę w super saiyanina. — Co. — To nie było pytanie. To chyba było coś na wzór prośby o potwierdzenie tego, co usłyszał. No aż się w nim zagotowało. W jednym momencie rzucił krótkie "co" a w następnym po prostu zerwał się, jak gdyby chciał natychmiast wyjść (i pewnie zajebać komuś). Zareagował Kross, który siedział po drugiej strony Lexy. Również wstał, równie szybko, złapał Ackermanna za ramiona i spróbował posadzić. — Siad, pitbull. Siad. Powiedziała, że sobie poradziła? Powiedziała. Dupek nie mieszka już w pobliżu? No nie mieszka. Więc siedź i chęć mordowania zostaw na jutro. — A potem dosłownie wcisnął Ackermanna z powrotem na sofę i gdy ten już chyba nie zamierzał wstawać, to Kross sam opadł na miejsce i westchnął. — Lexa! Po chuj ty opowiadasz takie historie to ja nie wiem. — Pokręcił głową, No tak, wina Lexy. Nie jego pytań czy super zawartości flaszeczki. Pokręcił tylko głową. — Dobra. Nie było tematu. — I rozlał alkohol do kieliszków. — Kto to Dylan? — Zapytał Park, ich gospodarz. — MORDA, PARK. — Zawołał Kross, rzucając w niego pustą butelką po jakimś gazowanym napoju. W Ackermannie to do dosłownie wrzało. Był wściekły. To czy była z nim wtedy w związku czy nie nie robiło większej różnicy bo tak się nie traktuje dziewczyny. Ze wsiurskiego debila stał się niedoszłym gwałcicielem? Za mocno w mordę dostał czy o co chodzi? Naprawdę najchętniej to on by go tutaj zatłukł jak psa. Mógł to zrobić wcześniej, ale Kross mu nie pozwolił. I teraz też mu nie pozwolił go zamordować od razu. Co z niego za rodzina? Noel na pewno by go z Azkabanu wyciągnął. Jakoś. Spojrzał na Lexę i momentalnie ta wściekłość, która odbijała się w jego oczach, gdzieś odeszła. Zamiast tego pojawiła się ogromna troska i coś na wzór poczucia winy. Bo go nie było przy niej wtedy. Nie powinno być, to fakt, bo nie byli razem, ale wciąż. To, że z nim nie była wtedy nie zmieniała faktu, że dalej była jego maleństwem. Bo była niska, wiadomo. Zaraz potem objął ją i przytulił do siebie. I sam się też w nią wtulił. Wypuścił ją dopiero po dłuższej chwili, na koniec po prostu całując krótko, acz czule w usta. — Ma rację. Zabiję go jutro. Dzisiaj mam wrażenie, że po świstokliku i alkoholu to trafię siebie tą Avadą. — Mruknął, po czym przywołał Krossa, żeby ten nalał każdemu po jeszcze jednej kolejeczce, po tej, którą zarządziła Lexa, bo on to się musi napić. To nie tak, że nerwy z niego zeszły, bo wciąż ręka, trzymająca uniesiony kieliszek mu się trzęsła (a może to od alkoholu). Ale... no co miał zrobić? Nawet nie miał jak się teraz dostać do Dylana. Chyba, że na miotle. Ooo, to była myśl. Ale nie. I tak dobrze, że usłyszał o tym, jak jeszcze w miarę był trzeźwy, ergo - racjonalny. Mniej-więcej. Pijanego to by chyba nie zatrzymali. Kross polał i zarządził picie, po czym wrócił do prowadzenia gry. Był chyba Mistrzem Gry bo to on się pastwił nad wszystkimi zawodnikami kolejno zadając jakieś żenujące pytania albo wyzwania. Jak taniec na wyimaginowanej rurze, który przypadł Obrońcy. No ruchy to miał niezłe. Ostatecznie Kross na nowo odwrócił się do Lexy. — Lexa! Pytanie czy wyz- Co? Wyzwanie mówisz? Okej! Pocałuj Jeon. Ale nie tak niedbale tylko z pasją! Jak to zrobisz, to będziesz mogła zadać pytanie Aidenowi — Kross chyba właśnie tworzył swoje zasady. Chyba nie tak się w to grało, ale jakoś nikt na razie nie wnosił protestów. — Jak nie zrobisz to wiesz - czekają cię karniaczki. Jeon zdębiała. No bo nie spodziewała się po Krossie takiego zadania. Chociaż nie, wróć. To Kross. Po nim można się spodziewać dosłownie wszystkiego, bo przez paręnaście minut gry zaprezentował swoje sadystyczne zapędy. Ale spoko, to do niego jeszcze wróci. — Kross, daj jej spokój. — Mruknął Aiden, mrużąc oczy i spoglądając na kuzyna uważnie. Chłopak rozłożył dłonie. — Możesz wypić cztery karniaki, jeśli jej zabronisz, niech będzie. Ale może ona chce to zrobić! — I tutaj spojrzał na Lexę wymownie. No bo może nie bała się wyzwań. A poza tym przecież nie była w związku z Aidenem, tak oficjalnie! No i z lesbijką się nie liczy! Jeśli oczywiście Lexa nie była bi.
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Parsknęła nie mogąc z tego widoku udawanej Karyny czy tam Jessici i pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie no, naprawdę był bardzo ponętny! Ona w dalszym ciągu by brała, nie? Nawet w tej koszulce, a bluzeczka bardzo ładna, tylko no... może w większym rozmiarze lepiej by leżała i nie robiła za crop top odsłaniający mu pół klaty. Nie żeby narzekała, ale były tu też inne laski! Ona by dostała jego bluzę i golf do kolekcji jakby pokazała za dużo! No ale z drugiej strony, niech patrzą i wiedzą czego nie mogą mieć. Chociaż tyle dostaną. I kto powiedział, że Lexa nie potrafi się dzielić? Ona, bo pewnie jakby dotknęły to urwałaby im rączki, podobnie jak jebanej Cassie, której chciała jednocześnie też ukręcić kark. Nie wiedziała skąd wytrzasnęli Veritaserum, ale chyba wolała nie pytać o ich sposoby, zwłaszcza Krossa, który miał swoje szemrane sposoby na zdobycie niektórych rzeczy. Na pewno było kupne, bo jeśli ten sam miałby je robić, to bałaby się je wypić. No ale na jej profesjonalne oko eliksiromaniaczki, było to zbyt perfekcyjnie zrobione, aby wyszło spod ręki Krossa. Nie żeby wątpiła w jego zdolności z eliksirów, zwłaszcza tych trudnych, ale wątpiła. No ale wypiła i momentalnie jej się język rozplątał, przez co ze wszystkimi podzieliła się faktem, że Ackermann jest zajebisty w łóżku. Ba, widziała tę jędzę co się nie potrafi trzymać swojego faceta, no ale co zrobić, jak faktycznie zrobiła mu fantastyczną reklamę, bo dodatkowo była na eliksirze prawdomówności, więc no musieli jej uwierzyć, że nie wyolbrzymiała. Sama nie chciała za bardzo wybiegać, no ale nie mogła się powstrzymać, bo miała nakaz powiedzenia jak jej dobrze! No ale przynajmniej miała nadzieję, że zadowoliła wszystkich swoją wyczerpującą odpowiedzią. Tylko, że potem miała jeszcze jedno pytanie na które musiała odpowiedzieć, bo inaczej piłaby karniaczki. A lepiej chyba było Aidenowi powiedzieć teraz, niż stwierdzić, że woli pić, bo wtedy chłopak nabrałby podejrzeć i dowiedziałby się tak czy siak podczas wywiadu z nią lub dziadkami, którzy na pewno nie trzymaliby gęby na kłódkę. Zwłaszcza Hugo, który kurwił na Dylana przy każdej możliwej okazji. Ba, jak groził mu śmiercią to powiedział, że ma szczęście, że Aidena tu nie ma, bo ten by go zakurwił tak, że nic by z niego nie zostało. Tak powiedział! Bo dziadek bardzo polubił Ackermanna przez te dwa i pół roku. Na pewno się bardzo ucieszy jak się dowie, że Laiden powróciło. Podczas opowieści wciąż patrzyła na Aidena, bo to pytanie było dla niego, więc jak się zwierzać, to prosto w oczy. No i widziała tą narastającą, momentalną nienawiść i wkurw w jego oczach. W następnej chwili już wstał, a Lexie aż się gorąco zrobiło, bo dawno nie widziała go takiego wkurwionego. I to nie dlatego, że nie widzieli się ponad dwa lata, ale dlatego, że ostatni raz chyba tą chęć mordu pamiętała z imprezy u Babs. A i tak nie była aż taka silna. Jak wtedy Ackermann po prostu sprał po mordzie Dylana, tak w tej chwili Shelby była pewna, że zwyczajnie by go zabił. Na szczęście Kross jak zawsze szybko zareagował i posadził Aidena na miejscu, tym samym uniemożliwiając mu wyjście. Zgromiła kuzyna Ackermanna spojrzeniem, bo to wcale nie było śmieszne! - Spierdalaj, Kross.- to też było szczere, bo chyba veritaserum dalej działało. No bezczelny, najpierw każe jej odpowiadać na takie pytanie na eliksirze, a potem się jej czepia, że odpowiedziała. No ale czego się mogła po nim spodziewać. Typowy ślizgon. No ale potem do uspokajania włączyła się Lexa, która się do niego przytuliła i to chyba zadziałało, bo Aiden momentalnie zelżał w odpowiedzi również ją obejmując, na koniec sprzedając jej jeszcze czuły pocałunek. I nawet jeśli on ją puścił, to jej już było wygodnie w takiej wtulonej, półleżącej pozycji gdzie on robił za jej podpórkę. Tą pozycją nawet zmusiła go, aby dalej obejmował ją jedną ręką! Uśmiechnęła się tylko rozczulona na tą jego reakcję oraz odpowiedź i sięgnęła po kieliszek do którego właśnie alkoholu nalewał im Kross, bo Lexa zarządziła wspólne picie dla ogólnego rozluźnienia, którego teraz potrzebowali. A co lepsze, Aiden na drugą nogę zarządził kolejnego szota. Trzeba było przyznać, że tempo mieli zajebiste, Lexa już czuła się lepiej, nie licząc akcji sprzed chwili. A co do Dylana, to prawda była taka, że nawet ona nie miała pojęcia gdzie się przeprowadził, pewnie dalej siedział gdzieś na terenie Szwecji, ale ją to nie obchodziło. Byle był jak najdalej od niej. Kross naprawdę prześcigał samego siebie w wymyślaniu kolejnych pytań i zadań dla poszczególnych osób. I wszyscy się wyraźnie rozluźnili, zaczęli śmiać z siebie nawzajem, a najbardziej to chyba z Obrońcy, który odpierdalał taniec na wyimaginowanej rurze. Ale Lexa doceniła i nawet mu zaklaskała, bo to był cudowny występ! Oczywiście przez całą turę nie odkleiła się od Aidena i nie zmieniła swojej wtulonej półleżącej pozycji, zwykle mając głowę ułożoną na jego ramieniu, podnosząc ją głównie jak mówiła, śmiała się i piła. A potem wrócili do niej i została zmuszona do wyboru wyzwania, chociaż chyba po tym co się odwaliło i tak by je wolała. No ale potem je usłyszała i aż podniosła głowę, aby spojrzeć w lekkim zdziwieniu, ale też rozbawieniu wpierw na Krossa, potem na Jeon, na Aidena i znowu na Tony’iego. No czemu jej nie dziwi to, że wyjebał z takim właśnie zadaniem? Wysłuchała grzecznie wymiany zdań między Aidenem i jego kuzynem, mając jakiś taki dziwny zmieszany, albo raczej rozbawiony i zacięty uśmiech w kącikach ust. Podniosła spojrzenie na Ackermanna. - Czy to będzie zdrada? - chociaż oficjalnie nie byli jeszcze razem, więc... Zerk na dziewczynę i chyba samym spojrzeniem przekazała jej pytanie czy chce, bo jak ona nie chce, to przecież Lexa nie będzie się narzucać! Ale chyba się zgodziła ostatecznie. Blondynka spojrzała jeszcze na Aidena i kiedy tylko dał jej zielone światło, to podniosła się w końcu ze swojej pozycji półleżącej. - Naciesz oczy, Kross. Może dzięki temu twoja noc dzisiaj będzie ciekawsza. - bo będzie miał o czym myśleć i co sobie wyobrażać, hehe. W każdym razie wstała i podeszła do dziewczyny, bo co, ona nie wykona zadania? Trzymajcie jej śliwowicę. To będzie prezent dla wszystkich facetów tu zgromadzonych. Uśmiechnęła się do niej jakże niewinnie, a potem no... przystąpiły do akcji, a dokładniej Lexa wykonała pierwszy ruch, bo to ona przecież miała ją pocałować i był to bardzo zmysłowy pocałunek. Blondynka ujęła jej policzek i w końcu połączyła ich usta na dłuższy moment, bo jak z pasją, to z pasją. Nie był to francuski pocałunek, bo te praktykowała z tylko jedną osobą, ale zdecydowanie było na co patrzeć! Przyjęła wyzwanie i czuła na sobie spojrzenie wszystkich, ale tego można było się spodziewać, nie? Dwie całujące się laski zwykle przyciągają uwagę. No ale nie mogło to trwać przecież wiecznie! Po dłuższej chwili więc się od niej oderwała, spoglądając na Jeon wyraźnie pod wrażeniem. - Wow, ale całujesz niesamowicie dobrze.- przyznała z uznaniem, uśmiechając się wielce niewinnie. Nie tak dobrze jak Aiden oczywiście, bo ten to nie miał sobie równych, no ale trzeba było przyznać, że dziewczyna znała się na rzeczy! Odwróciła się w końcu do reszty wgapionych w nich ludzi i wróciła dumnie na swoje miejsce, bo podołała wyzwaniu! Miała już dobrze co prawda dzięki czemu podjęcie go przyszło jej łatwiej, no ale liczy się, że dała radę. Klapła więc znowu na kanapę i w razie jakby Aiden był zły lub zazdrosny, to się znowu do niego przytuliła, zmuszając go, aby objął ją ramieniem i nawet sprzedała mu buziaczka w policzek, aby wiedział, że dla niej i tak jest jedyny! A niecałe dwie, może trzy godziny mu już tak powiedziała! - To co, należy mi się pytanie...- powiedziała, zerkając na Aidena i zastanawiając się co by miała mu zadać. Zerknęła na Krossa wymownie, aby polał mu tego swojego veritaserum, a ona się w tym czasie zastanowi. I kiedy w końcu chłopak wypił eliksir, Lexa mogła zadać pytanie: - Zanim wszystko się... pokomplikowało, myślałeś trochę nad naszą wspólną przyszłością? - bo mogło się okazać, że żyli tak naprawdę z dnia na dzień, bez żadnych planów ani nic! Znaczy, no plany były, bo każdy chciał rozwinąć swoją własną ścieżkę kariery chociażby, ale wiadomo, pytała o na przykład kupienie psa, wspólne mieszkanie czy... hipoteka.
No po kościach to mu się nie rozejdzie to, co usłyszał. I nawet jeśli będzie musiał do usranej śmierci tropić tego Dylana to to zrobi. Tylko po to, żeby go zaszlachtować. Bez mrugnięcia okiem. Nie rzuci w niego avadą, bo wiadomo, że tego nie potrafił, ale śmiertelne pobicie też brzmiało jak plan. Skatuje sobie cwela i po kłopocie. Tak, to brzmiało jak plan. Niemniej teraz faktycznie musiał odpuścić. I też nie chciał psuć innym zabawy, chociaż... powód to on miał dostateczny. I na dobrą sprawę mógłby mieć w dupie wszystkich, ale nie. Odpuścił. Lexa go jeszcze uspokoiła swoją obecnością, nawet tym, że do niego przylgnęła. Wziął parę głębszych oddechów, potem też kolejną parę głębszych wypił. I mogli technicznie wracać do gry, a on potrzebował jeszcze chwili by uspokoić nerwy. Lexa... raczej nie chciałaby być przy tym jeśli Ackermann dorwałby się do Dylana. No ale to na pewno nie dzisiaj. I pewnie też nie jutro. Ale nie zapomni tego i bardzo możliwe, że będzie jeszcze dopytywał dziewczynę, a potem naprawdę wyruszy na polowanie. Co to jest - podpytać parę osób, ewentualnie wysłać sowę do gościa z listem i za tą sową podążać. No bo sowy zawsze trafiały do odbiorcy! Albo poprosić Noela, żeby wykorzystał swoje super kontakty. Postanowił spróbować się skupić na grze. Na tym jak Kross dawał ujście swojej sadystycznej naturze, wyżywając się na innych pytaniami czy zadaniami. — Dajcie mu jakąś koszulkę, bo nie mogę już na niego patrzeć. — Mruknął w pewnym momencie Kross, wskazując ruchem głowy na Aidena. Wtedy też Park wstał i poszedł do swojego pokoju by wrócić z czystą, treningową koszulką Korei, którą Aiden wciągnął na siebie zaraz po wyplątaniu się z biednej bokserki Lexy. Jej top złożył i odłożył sobie na bok. Pewnie jeszcze będzie ją chciała z powrotem. Dlatego jej nie wywalał ani nic. Oddać też nie odda bo i po co jej? Nie miałaby nawet jak się przebrać! Kross to się z czystej sympatii znęcał nad Lexą. Podobnie się znęcał nad Aidenem, bo przecież polecił mu, aby się przebrał w seksowną bokserkę Lexy. Czy to będzie zdrada? — Eee... — Bąknął spoglądając na Lexę. Potem zerknął na Jeon. Znów na Lexę. W zasadzie to nie wiedział. No bo technicznie Shelby chyba nic nie miała do Koreanki (a może po pocałunku nagle będzie miała!). No i wiedział, że nie jest ona raczej zainteresowana dziewczynami. Poza tym czy to zdrada jeśli ona pyta go najpierw o zgodę? — Nie? — Odpowiedział jej i chyba samemu sobie. Ale tak będąc na osiemdziesiąt procent pewnym. Bo w sumie to nie wiedział czy chciał oglądać jak jego dziewczyna się całuje z kimkolwiek innym niż on. Niemniej zgodził się na to, no bo... No bo to jednak nie był typ Lexy. Przynajmniej taką miał nadzieję. No i spojrzenia padły na Lexę i Jeon, które najwyraźniej zamierzały się bawić dalej. Po Jeon można było się tego spodziewać, że była jak najbardziej za czymś takim bo to darmowe całuski od ładnej dziewczyny. No i na pewno bardzo się zaangażowała w to wszystko, bo może jednak pocałunkiem uda jej się zmienić zdanie Lexy i przestanie ona być hetero! W międzyczasie panowie oglądali to z zadowoleniem, Kim tylko się skrzywił (pewnie jakby Aiden miał jego całować to byłby cały w skowronkach a tak to meh), Kross przyglądał się temu przez chwilę bez większych emocji, a Aiden. No Ackermann to w zasadzie nie wiedział gdzie ma patrzeć, bo jakoś jak przez chwilę zerknął na Lexę i Jeon to się trochę zmieszał. No co? Widział jak jego dziewczyna całuje z nienaganną pasją kogoś innego. Więc ostatecznie wbił spojrzenie w szklankę z sokiem, którą aktualnie trzymał w dłoniach. Jeon uśmiechnęła się na ten komplement z ust Lexy (z ust, które przed chwilą całowała) za to Aiden odkaszlnął wymownie. Znaczy - coś go drapało w gardle, nie to, że był troszeczkę zazdrosny. Jak już to odrobinkę. Niemniej przygarnął Lexę do siebie, gdy znalazła się obok, zagarniając ją ramieniem. Dostał buziaczka, ale w policzek. A Jeon to dostała w usta! Że co, że niby on jest gorszy? Padło pytanie. Aiden, ten humor co go odzyskał w miarę dalszej gry to... chyba momentalnie stracił. Uciekł ten dobry nastrójr, który to miał. Ślepia nawet jakoś tak mu przygasły. Ale dalej w kąciku ust miał lekki, prawie ledwo zauważalny uśmiech. I to był gorzki uśmiech. — Tak. — Zaczął. I pewnie normalnie na tym by skończył, problem jednak w tym, że coś pociągnęło go za język. Wiadomo chyba co. Może ten podejrzany napój od Krossa, a może coś innego. — Zanim się wszystko pokomplikowało ja byłem pewny, że to z tobą chcę być do końca. Tobie chciałem zaproponować to w święta, zrobić ci niespodziankę. Widziałem się nawet z Liselotte, u której kupowałem twój pierwszy pierścionek, i wspólnie wybraliśmy jego godnego następcę. — I to była wyczerpująca wypowiedź. Nic więcej do dodania nie miał, niczego nie ukrywał. Nie miał o co jej uzupełniać. Po tych słowach uśmiechnął się lekko do Lexy, już tak pociesznie, sięgając po chwili po jej dłoń. "Byłem pewny". Opisywał to w czasie przeszłym bo odnosił się bezpośrednio do tamtego czasu czy po prostu wtedy był, ale teraz już nie? Jakby nie było to mogło się trochę pozmieniać w międzyczasie. No fakt, że chciał z nią nadal być, ułożyć to sobie, ale czy dalej był przekonany, że chce z nią być? No właśnie. To chyba materiał na kolejne pytanie. Jeon opuściła głowę. Bo ona znała całą tę historię, bo przecież z nią rozmawiał Aiden jeszcze przed zakupem. Jej się pytał jak powinien to zrobić i czy święta to dobry pomysł. Kross odchrząknął, bo w zasadzie też był wtajemniczony. Wbrew pozorom był blisko z Aidenem, prawie jak drugi brat. Któraś z dziewczyn westchnęła nieco rozczulona, inna zakryła usta dłonią. I w zasadzie nikt nie wiedział jak się w tym momencie zachować. Zapadła taka niezręczna cisza. — Tia... — Zaczął Kross, rozglądając się po osobach zebranych na tej imprezie. — To... ja poleję. — Dodał, po czym pochwycił kolejną butelkę by rozlać trunek do kieliszków. Może powinni tę goryczkę teraz przepić to wszystkim przejdzie. Kolejny awkward moment. Znowu przez tę dwójkę. Tak to jest jak się grało z upośledzonymi (bo po rozstaniu i zejściu) parami!
Lexa Shelby
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Lepiej aby nie wiedziała o tym, że znalazł Dylana i się z nim osobiście rozprawił, bo Lexa wolała chyba żyć w słodkiej niewiedzy niż ze świadomością, że Aiden zajebał chłopaka gołymi rękoma. A tak by było i kilka lat temu miała doskonały pokaz jego wkurwu, gdzie przetrącił Dylanowi nos i zalał twarz krwią tylko dlatego, że ją szarpał. A teraz? No cóż, zasłużenie by oberwał, bo jakby nie było to nigdy go nie zwodziła, ani nie dawała żadnych znaków, że chciałaby z nim być. Był przyjacielem rodziny przez wiele lat, aż w końcu coś mu odpierdoliło i stwierdził, że Lexa stanie się jego własnością, jak nie po dobroci to siłą. A skoro nie była już z Aidenem, to co mu szkodziło spróbować? Przynajmniej w końcu była bez niego obok, a więc teoretycznie słabsza. Ale kopa potrafiła sprzedać! I to takiego solidnego. Ciekawe czy będzie mógł po tym mieć jeszcze dzieci. Lepiej, aby się nie rozmnażał. No cóż... Lexa (Aiden w sumie też!) była już po pięciu szotach śliwowicy i to pitych w szybkim tempie, więc nic dziwnego, że przystała na wyzwanie! Gdyby Kross jej powiedział idź przeleć Aidena w łazience, to nawet nie dokończyłby zdania, a ona już zakluczałaby za sobą drzwi, drugą ręką rozbierając chłopaka. Do tego nie trzeba było jej namawiać. Natomiast co do Jeon to musiała się upewnić wpierw, że to nie będzie zdrada! Bo inaczej to ona wolała wypić te trzy karniaki, nie? Wtedy dopiero by umarła i zaczęła odpierdalać, a teraz to po prostu wyłączyły się pewne hamulce, bo to charakterystyczne gorąco rozlało się po jej ciele i zdecydowanie poprawiło humor, nawet jeśli przed chwilą został on zachwiany przez wyznanie z Dylanem. No ale Aiden dał jej zielone światło. Co prawda nieco nie pewnie, ale chyba jej podpity umysł nie zauważył wahania i tych dwudziestu procent. Dlatego też podeszła do Jeon aby wypełnić zadanie. Jak przyjdzie jej rozdawać zadania, to każe Krossowi pocałować Kima, albo jego karniakiem będzie wyzerowanie całej butelki, przez co będą go zbierać z podłogi przez tydzień. Tak będzie. No ale było ciekawie. Na dobrą sprawę Jeon stała się jej pierwszą! Pierwszą dziewczyną z którą się całowała, więc jakiś tam tytuł można było jej przyznać. Co prawda dziwne uczucie, zdecydowanie bardziej wolała Aidena, ale przynajmniej spróbowała i jak jej dzieci się kiedyś spytają czy całowała laskę, to przypomni sobie te szalone czasy młodych lat, gdy zeszła się z Ackermannem i dokładnie tę imprezę, aby potwierdzić, że tak! Pewnie już tego nie powtórzy, bo tym samym utwierdziła się jedynie w przekonaniu, że zdecydowanie bardziej woli facetów, no ale doświadczenie już za sobą ma. Słyszała to wymowne chrząknięcie! Dlatego jak wróciła, to sprzedała mu czułego busiaszka, co prawda w policzek, no ale kilkanaście minut temu robiła to prosto w usta! Wynagrodzi mu to, znaczy... o ile ten wieczór nie będzie jeszcze gorszy i ostatecznie nie skończy się tak, że Lexa to jednak będzie musiała dzisiaj wrócić do Londynu. Po pijaku. Świstoklikiem. - I tak jesteś najlepszy.- mruknęła jeszcze, tylko do niego, aby się nie denerwował. Ale to było urocze, że był zazdrosny nawet o Jeon z którą absolutnie nic jej nie łączyło! To jego przyjaciółka przecież, co prawda ona jest lesbijką, ale Lexa nie i to był tylko... eksperyment! W każdym razie się wtuliła w niego w geście „you’re the one, don’t be jelous” i potem przyszła kolej na jej pytanie, które na dobrą sprawę nie sądziła, że znowu wszystkich zmiesza. A najbardziej to chyba samą siebie. Bo mógł jej powiedzieć, że planował kupić chomika, którego nazwali my Eduardo i byłoby ich pierwszym poważniejszym zobowiązaniem! Albo nawet zamieszkanie razem nie wywołałoby takiej niezręczności, ale... no cóż. Gdyby odpowiedź skończyła się na „tak” byłaby wystarczająco zadowalająca. Tylko, że potem Aiden dokończył co się za tym kryło, a ona... no momentalnie straciła swój humor i chyba w jednej chwili wytrzeźwiała. Mina jej całkowicie zrzedła, bo nie tego się spodziewała. Przez jakiś czas wlepiała w niego swoje zagubione, smutne i pełne wyrzutów spojrzenie nie mając pojęcia co na to odpowiedzieć. Czuła jak jej serce się nieprzyjemnie ścisnęło powodując, że nagle poczuła się jak najgorszy śmieć. Bo się z nim rozstała w listopadzie, niszcząc wszystko co budowali, łamiąc mu serce i rujnując przyszłość jaką mogli wspólnie mieć. I w sumie zasłużyła na to, aby się tak czuć, ale... gdy złapał ją za rękę, opuściła wzrok dalej nic nie mówiąc, chyba trawiąc wszystko co się właśnie dowiedziała. Nagle przeszła jej ochotę na dalszą zabawę. Jeszcze to ”byłem pewny”. Głupia ta gra, Kross. Dziewczyna jednak po chwili uśmiechnęła się sztucznie, jak gdyby chcąc dać zgromadzonym do zrozumienia „that’s okay, i deserved that, let’s move on” i sięgnęła po kieliszek. - To... kto teraz?- spytała w końcu, wypijając do dna kolejnego szota, którego potrzebowała w tej chwili. I chociaż nie chciała psuć imprezy i przybrała dobrą minę do złej gry, to wewnętrznie była kompletnie zdołowana i zniszczona, na tyle, że nie miała odwagi spojrzeć na Aidena. Nawet jeśli dłoni mu nie zabrała! Teraz powinien pojawić się Noel i stwierdzić, że każdy poza Lexą i Aidenem mają iść mu pomóc przy... ratowaniu kota. Z drzewa. Daleko od mieszkania. Halo, Noel, gdzie jesteś kiedy cię potrzeba?