Górski resort słynie z luksusowych apartamentów, które zapewniają niesamowite widoki. W jednym pokoju znajdują się dwa ogromne łóżka, które perfekcyjnie dopasowują się do preferencji leżącego, a także niezwykle wygodne leżanki. Oprócz prywatnej łazienki, goście korzystać mogą z dwóch dodatkowych pomieszczeń, jakie stanowią obszerne szafy - znajdzie się tutaj wszystko, co potrzebne (od miejsca na czarty i przemoczone kurtki, przez wieszaki na koszule i suknie, po pudełeczka na biżuterię i stojaki na kapelusze). Dodatkowo, na każdego czeka jego własny szlafrok z wyszytym imieniem/monogramem. Jest dokładnie tak miękki, jak życzy sobie nosząca go osoba, a przy tym bez problemu dopasowuje się do temperatury.
Lokatorzy:
1. Dominik Rowle 2. Talia L. Vries 3. Vanja A. I. Northug 4. Bianca Zakrzewski
Ostatnio zmieniony przez Mefistofeles E. A. Nox dnia Pią Lut 07 2020, 16:34, w całości zmieniany 1 raz
Na każdego gościa czeka drobny upominek - jest to bon na jeden darmowy zabieg w SPA znajdującym się w resorcie. Można wykorzystać go w dowolnym momencie, przez cały okres trwania ferii. Jeśli masz ochotę na element losowości, rzuć kostką na spersonalizowany bon: 1 - Masaż klasyczny 2 - Masaż peelingujący 3 - Masaż sportowy 4 - Masaż świecą 5 - Masaż czekoladą 6 - Dowolny zabieg na twarz Jeśli chcesz, możesz wybrać dowolną pozycję z powyższej listy.
______________________
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Zdecydowanie wybór miejsca na ferie bardzo mu odpowiadał. Okolica była przepiękna, a hotel luksusowy i elegancki. Naprawdę nie było do tej pory na co narzekać. Dodatkowo w hotelu było SPA i mnóstwo miejsc do relaksu. Cieszył się, że zapisał się na ten wyjazd. Miał nadzieję trochę tu, mimo wszystko, odpocząć. Ich bagaże podobno już były w pokojach i Dominik, zgodnie z instrukcją, skierował się do pokoju numer osiemnaście. Stanął przed drzwiami i zgodnie ze słowami mężczyzny, który przywitał ich w recepcji, użył różdżki do otwarcia drzwi. Zajrzał z ciekawością i na chwilę go zamurowało. Pokój wyglądał fenomenalnie. Dominik zdążył zauważyć, że dotarł do pokoju pierwszy, ale domyślał się, że nikomu nie jest dane cieszyć się jednoosobowym pokojem. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi i jeszcze raz rozjerzał się wokół. Zajrzał do łazienki (pięknej i eleganckiej!), a potem przez parę chwil wpatrywał się w widok za oknem. Miał wrażenie, że znalazł się w innym świecie i może odciąć się od swoich zmartwień, totalnie relaksując w czasie ferii. Odwrócił się od okna i wybrał jedno z łóżek. Szczęście, że był pierwszy i przypadła mu opcja wyboru. Trafił też na prezent od hotelu, którym był bon na jeden zabieg w SPA. Zdecydował, że na pewno z tego skorzysta. Nie chciało mu się rozpakowywać, ale chyba zapomniał swojej kurtki z recepcji. Wyszedł więc na jakiś czas, a kiedy wrócił położył się na łóżku z rękami pod głową i zamknął oczy, biorąc głęboki oddech.
Z jednej strony wysłali ją na urlop, a z drugiej nie. Tak naprawdę, gdyby miało wydarzyć się coś złego (ale czy ktokolwiek zakładał taką możliwość?), Ministerstwo chciało mieć aurora na miejscu. W końcu w kurorcie znajdowali się głównie uczniowie Hogwartu. Nikt jej jednak nie powiedział, że jest tu bezpośrednio w pracy. Kiedy rozmawiała z przełożonym, ten zdecydował, że "Twoim głównym zadaniem Vries, będzie odpocząć. Zasłużyłaś. Ostatnie miesiące były ciężkie, spróbuj się od tego odciąć, a po Twoim powrocie będziemy kontynuować to, co rozpoczęliśmy we Francji". Czemu więc miała nie skorzystać z propozycji? W końcu nie tylko jej ciało, ale i umysł chciał się wyrwać z Londynu, zaznać czegoś nowego, poczuć jakiś dreszczyk emocji. Spakowała więc najpotrzebniejsze rzeczy, dorzuciła do bagażu swoje łyżwy, których nie używała od lat, kilka wyjściowych szat i sukienek, a także pół tuzina ciepłych swetrów. Ubrała się w płaszcz, długi bordowy szalik i kiedy nadszedł odpowiedni czas, skorzystała z przygotowanego świstoklika.
O matko.
Wylądowała w zaspie śniegu, w której tkwiła prawie po kolana, ale otoczenie w jakim się znalazła sprawiło, że nawet nie zwróciła na to uwagi. Masywy górskie pokryte ciężkim puchem górowały nad wszystkim, a leniwe słońce wyłaniające się zza nich ogrzewało policzki Talii. Było pięknie. Piękniej, niż mogła sobie wyobrazić. Poczuła się taka mała, a to uczucie wypełniało jej serce i przeganiało troski. Nie mogła opanować uśmiechu, kiedy po kilkunastu minutach w końcu zdecydowała się lekkim krokiem wejść do kurortu, żeby poinformować o swoim przyjeździe. Nie chciała mówić tego na głos, ale czuła, że będzie to cudowny wyjazd. W recepcji została poinformowana, że do jej pokoju zameldował się już jeden z uczestników wycieczki. Trochę zdziwił ją fakt, że pokoje nie są jednoosobowe, ale z drugiej strony może dobrze będzie się do kogoś odezwać? Poznać kogoś nowego? Dobrze Ci to zrobi. Ruszyła korytarzem, tak eleganckim, że bała się czegokolwiek dotknąć. W końcu znalazła się przed drzwiami z numerem 18, pchnęła drzwi i weszła do środka. Jej oczom ukazał się chyba najpiękniejsze pomieszczenie, w którym kiedykolwiek dane jej było stać. Zamiast ścian, wszędzie były okna, ukazujące sznury górskich szczytów. Podeszła do szyby, wypuszczając głośno powietrze. Pewnie nawet mamrotała pod nosem, jak tu jest cudownie – bo właściwie czuła się jak dziecko, które po raz pierwszy zabrane zostało do Magicznych Dowcipów Weasleyów. Wpatrywała się w horyzont i pewnie nie oderwałaby wzroku, gdyby coś się nie poruszyło wewnątrz pokoju. Odwróciła się gwałtownie, stając twarzą w twarz z ostatnią osobą, której by się tu spodziewała. Przez moment uznała, że to słońce ją oślepiło, albo może ma chorobę wysokościową i omamy. Jednak im dłużej wpatrywała się w swojego towarzysza, tym bardziej twarz Rowle’a stawała się wyraźniejsza.
Coś powinna powiedzieć, prawda? „Cześć, Dominik”? Zbyt błahe. „Kurwa, niech mi ktoś złamie różdżkę”? Ciut za agresywne. „Jak miło, że znowu się spotykamy”? Uwierzyłby jej? „Chyba jesteśmy na siebie skazani”? Merlinie, co się mówi w takich sytuacjach. Odkąd ostatnio się widzieli, minęło kilka miesięcy. On chyba się nie zmienił, ona za to bardzo. Jej twarzy nie otaczały jej jasne blond włosy, a brąz. A w jej oczach mógł wyczytać zmęczenie i znużenie. Teraz jednak błyszczały one, targane różnymi emocjami. Mieszanką ekscytacji, niedowierzania i irytacji. Uniosła dłoń i pomasowała sobie skroń.
- Chyba pierwszy raz w życiu nie wiem co powiedzieć – Odparła w końcu. Nie o taki dreszczyk emocji na wyjeździe jej chodziło. Oddychała miarowo, wpatrując się w jego twarz i odnajdując go niepewnym spojrzeniem. Przez ułamek sekundy była rozczarowana samą sobą, że odnajdują się w momencie, kiedy jest zgaszonym echem samej siebie. Wielkie dzięki Godrykowi, że w jej żyłach płynie nieco wilowej krwi, więc nawet skrajnie zmęczona wyglądała dosyć uroczo, tym bardziej kiedy przyjęła buntowniczą minę, wydymając usta. – Wyglądasz jak zwykle. – Rzuciła, zaraz się poprawiając: - Czyli naprawdę dobrze. Skoro już wylądowaliśmy w jedym pokoju, nie pogniewasz się, jak zajmę łóżko obok Ciebie?
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Leżąc w bajecznie wygodnym łóżku, w tym pięknym pokoju, z którego rozciągał się cudowny widok na przytłaczające, choć jednocześnie uspokoajające góry... Czuł, że w końcu może odpocząć. Leżał z rękami pod głową, zanurzając się w odprężąjącym letargu. Było cicho i przyjemnie. Później - lub jutro - przejdzie się pewnie do SPA czy na stok... Jako tako potrafi jeździć na nartach, więc będzie chciał udoskonalić się w tej sztuce, skoro już ma taką okazję. Może spróbuje jakichś innych sportów? Chciałby wykorzystać te ferie jak najbardziej, choć w tym momencie chciało mu się tylko leżeć i odpoczywać. Nawet nie zauważył, kiedy przysnął lekko, więc drgnął gwałtownie, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się szeroko. Przetarł oczy i... pomyślał, że chyba robią mu żarty. Przetrał znowu, ale... Nie, nadal widział to samo. Albo tą samą osobę. Do pokoju weszła dziewczyna, ale nie byle jaka, nieznajoma dziewczyna, nie... Minęła jego łóżko, chyba nie dostrzegając, że ktoś w ogóle znajduje się w pomieszczeniu. Podeszła do okna i początkowo w ciszy podziwiała widok. Potem nawet mówiła coś do siebie, ale Rowle nie zwracał na to uwagi. Leżał jak sparaliżowany, uderzony tak dziwną, niecodzienną sytuacją. Brwi poszybowały do góry, a on nie był w stanie się ruszyć. Talię widział ostatni raz, kiedy przyszła na przyjęcie zaręczynowe Emily. Nie zdążyli porozmawiać, choć chyba nie było sensu, skoro właściwie wszystko wyjaśnili sobie w jego studio, które po wielu latach odwiedziła Talia. Zresztą... Dominik wtedy nie był sobą i upił się szybciej niż zdążyłby przedostać się do dziewczyny. Może i lepiej. Potrzebował tego. W każdym razie nie spodziewał się widoku akurat jej i to w jednym pokoju. To tak, jakby ktoś znał ich relacje i umieścił ich w jednym pokoju, aby obserwować rozwój sytuacji. W końcu jednak otrząsnął się ze zdziwienia i usiadł na łóżku. Miała inny kolor włosów niż ostatnio, ale jej sylwetkę poznałby wszędzie. Uroki pierwszym miłości... Odwróciła się gwałtownie, kiedy usłyszała, że się poruszył. Ujrzał w końcu jej twarz, w której dostrzegł kalejdoskop emocji. Jego twarz pewnie wyglądała podobnie, choć w większości zapewne wyrażała po prostu zdumienie. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, a w głowie Dominika panowała totalna pustka. - Szczerze mówiąc, ja też nie bardzo - powiedział w końcu, kiedy ona odezwała się pierwsza. Uniósł brew nieco dotknięty, kiedy uraczała go przemiłymi słowami. - Dziękuję? - odpowiedział, nadając słowu nieco ironiczny ton. Jednak dziewczyna szybko się poprawiła. - Och, dzięki - powiedział znów, nieco sztywno, ale przecież musiała mu to wybaczyć. Sama była niepomiernie zdziwiona towarzystwem w pokoju. Mimo, że wyjaśnili sobie wszystko, to jednak dawno się nie widzieli, a to nie sprzyjało przejściem ze sobą do porządku dziennego. Ludzie oraz ich emocje i uczucia są bardzo dziwne. Niby umiemy je odsunąć, wyciszyć, ale wystarczy jedna iskra i wracają ze zdwojoną siłą. Dominik musiał przyzwyczaić się do jej obecności, może kiedyś uda im się nawet wejść na grunt przyjaźni? Choć na razie chłopak nie wybiegał tak daleko w przyszłośc, niech sprawy toczą się swoim torem. - Dobrze ci w nowym kolorze, choć z twarzy wyglądasz na zmęczoną - zauważył uprzejmie, nieco zaskoczony, że po nim już zmęczenia nie widać. Właściwie to dobrze, może zaczynał wracać do siebie? Potrząsnął głową. - Oczywiście, że nie - powiedział. - Ciekawe czy pokoje są dwuosobowe czy mamy jeszcze jakichś lokatorów, bo wtedy z łóżkami będzie ciężko - powiedział lekko zmartwiony. - Niby są wygodne leżanki, ale to nie to samo, co łóżka. Cóż - powiedział nagle weselszym tonem - nie ma się o co martwić na zapas. Jakoś sobie poradzimy - mówił. Nie chciał, żeby zapadła jakaś niezręczna cisza. Kiedyś mogli razem milczeć nawet wiele godzin i żadnemu to nie przeszkadzało, ale teraz... Odchrząknął. - Jeździsz na nartach, prawda? - zapytał, wskazując na góry za oknem.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Co się tu w ogóle wyprawia. Nie mogła sobie tego w głowie logicznie poukładać, jak ze wszystkich ludzi na świecie, znaleźli się w tym samym pokoju akurat oni. Tysiące kilometrów od Londynu, pośrodku niczego. Zrobiło jej się trochę gorąco, czemu zupełnie się nie dziwiła, więc zsunęła z ramion sweter, pozostając w samej sukience. Objęła się rękoma, gładząc opuszkami palców miękką skórę, a głowę przechyliła niczym szczeniak, który niezbyt rozumie, co się właśnie dzieje. Przez myśl przeszła jej jej krótka wizyta na zaręczynach Emily i Nathaniela, gdzie siostra Dominika prawie wydrapała jej oczy. Chwilę później Lia teleportowała się do siebie, jeszcze długo wyrzucając sobie, że podjęła tak idiotyczną decyzję, pojawiając się w posiadłości.
Dźwięk słów mężczyzny wyrwał ją z tych niezbyt miłych wspomnień, o których wolałaby zwyczajnie zapomnieć. Brunetka uśmiechnęła się krótko, wzruszając ramionami, kiedy skomentował wygląd jej zmęczonej twarzy. Ciężko było temu zaprzeczyć. Na początku chciała zbyć go milczeniem, ale kiedyś przecież potrafili rozmawiać o wszystkim, więc może zamiast ciszy podaruje mu kilka słów. Kto wie, może pewnego dnia zdołają przerwać napięte relacje pomiędzy sobą. Najpierw jednak muszą się nauczyć ze sobą rozmawiać. - Ministerstwo wysłało mnie na kilka miesięcy do Paryża. Działaliśmy pod przykrywką, rozpracowując grupę przemytników. Było… intensywnie. Dopiero wróciłam, ostatnie kilka nocy spędziłam w Kwaterze, przygotowując raporty i pracując nad tym, co znaleźliśmy. – Zmarszczyła brwi, skubiąc policzek od środka, zastanawiając się czy na pewno wszystko załatwiła przed urlopem. Czy wypełniła każde sprawozdanie, rozdzieliła obowiązki, odpowiedziała na wszystkie listy. Przemilczała to, że ostatniej nocy pod Paryżem, wpadli w zasadzkę i byli zmuszeni do pojedynku, którego ślady nadal nosi na skórze, po tym jak jeden z przemytników odparował jej zaklęcie i rzucił nią o ścianę jak szmacianą lalką. Ale hej, przynajmniej dostała zasłużony urlop, a siniaki schowała pod rajstopami.
Kiedy jednak wspomniał o łóżkach, momentalnie rozejrzała się po pokoju. Łóżka były tylko dwa, ale leżących przy poduszkach szlafroków było cztery. Stając przy szybie widziała, że złotą nitką było coś na nich napisane, pewnie imiona właścicieli, ale nie dowidziała z tej odległości. Zerknęła na posłanie, na którym spał Dominik, zastanawiając się czyje imię widnieje na drugim szlafroku. Wolała jednak, żeby on to sprawdził, więc odwróciła się do okna, wpatrując się w przestrzeń. Przełknęła głośno ślinę, czując, że delikatnie pocą jej się dłonie. Czyżby się denerwowała? Zazwyczaj była niewzruszona, spokojna i opanowana. Ale on, cholera, on działał na nią jak na nastolatkę. Perspektywa spania z kimś obcym wydawała jej się całkowicie odrzucająca, ale jeśli będzie spać z Dominikiem… no cóż. Dobrze, że zabrała ze sobą całkiem ładną piżamę. Jeśli i w łóżku będą na siebie skazani, to może nawet opowie mu historię swoich siniaków.
- Nie, nigdy się nie nauczyłam. Ale mam ze sobą łyżwy. Co prawda nie postawiłabym nawet galeona, że się nie zabiję, od lat nie miałam ich na nogach. – Powiedziała, po czym zamilkła na dłuższy moment, uciekając wzrokiem na ośnieżone zbocza. Nie chciała mu przypominać, że kiedyś to on obiecał jej, że nauczy ją jeździć na nartach. Jakby wydarzyło się to w innym życiu, a obietnica ta była jedną z wielu, których sobie nie dotrzymali. Oderwała się w końcu od okna, podchodząc do jednego z łóżek, na skraju którego przysiadła delikatnie, żeby nie pognieść kołdry. Przez jakiś czas słychać można było tylko ich oddechy, zanim w końcu ponownie otworzyła usta: - Słyszałam, że można tu rozmawiać ze zmarłymi. Po części dlatego tu jestem. Chyba, jeszcze nie wiem… nie wiem czy dam radę. Nieważne. - Przerwała swoją niepewną wypowiedź, machnęła ręką i zsunęła się z łóżka, kierując się do swojej torby. Chyba jednak nie chciała rozmawiać na ten temat, targana wątpliwościami, czy w ogóle powinna zbliżać się do przeklętego urwiska. Słyszała, że duchy pojawiają się tam tak chętnie, bo wielu śmiałków próbując dotrzeć na szczyt, spada z urwiska, dołączając do ich grona. Nie wiadomo, czy też go znajdzie, więc może nie powinna robić sobie nadziei? Nieco się zatroskała, a nie chciała schodzić na poważne tematy, więc znad kufra odnalazła wzrokiem mężczyznę i puściła do niego oczko, z najszczerszym uśmiechem, na jaki potrafiła się zdobyć. Dziwnie było tak być na siebie znowu skazanym. - Całkiem dobrze widzieć Cię na neutralnym gruncie. – Powiedziała, uświadamiając sobie, że wypowiada najszczerszą prawdę.
Tak, zdecydowanie dziwnie, ale nie nieprzyjemnie.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
On też nie rozumiał, jak to się mogło stać. Tylu ludzi jechało na ferie, wcale niemało dorosłych i opiekunów. Ze wszystkich tych ludzi akurat ich dwójka trafiła do pokoju wspólnie. Zrządzenie losu? Przypadek? Może. A może tak miało być. Może los dawał im kolejną szansę na porozumienie się i pogodzenie z przeszłością? Na nowy rozdział ich znajomości, żeby ich przeszłość wywoływała tylko miłe wspomnienia, a nie skurcz żołądka. Może. Dobrze tak o tym myśleć. Zsunęła wierzchni sweter i Dominik trochę jej zazdrościł, że mogła to zrobić. On miał na sobie nieco grubszy sweter wkładany przez głowę i nic pod spodem. A po prawdzie też zrobiło mu się gorąco od emocji, które rozszalały się w jego ciele. Nie miał jednak czego zdjąć. Napięcie było niemal namacalnie wyczuwalne. Jak to się między ludźmi może popsuć... Kiedyś mogli gadać godzinami, o wszystkim. Teraz każde słowo było dobrze przemyślane, niektóre rzeczy niewypowiedziane, a jednocześnie cisza, która zapadała była ciężka. Odetchnął więc z ulgą, kiedy wyjaśniła powód swojego zmęczenia. Może dzięki temu wyjazdowi uda im się przełamać bariery i w końcu zacząć normalnie rozmawiać? Właściwie Dominik chciał tego. Zwykle nie chował długo urazy, ale wiadomo, że w ich przypadku sytuacja była bardziej skomplikowana. Po ich rozmowie jednak zrozumiał sporo rzeczy, choć mała zadra nadal znajdowała się w jego sercu i nie dało się zaprzeczyć, że przez parę lat była nader uciążliwa. Był jednak dorosły, wiele się wydarzyło. Nie uważał, że unikanie siebie i obraza na całe życie jest dobrym pomysłem. Koniec ich związku przyniósł wiele cierpienia, ale to było dawno. Sprawa wyjaśniona, trzeba żyć dalej. A skoro los ponownie rzucił ich w swoim kierunku, to dlaczego męczyć się i udawać wrogów? Nie ma to sensu, kiedy ludzie kiedyś byli sobie tak bliscy i nadal mają w sobie coś, co kiedyś ich nawzajem ujęło. Imponowało mu to, że dziewczyna zdecydowała się na tak ciężką pracę, jak zawód aurora. Każde zadanie mogło skończyć się źle. Auror musiał liczyć się z każdym niebezpieczeństwem, które na niego czyhało. I nie był to łatwy zawód, dlatego trzeba się nieźle postarać, żeby uzyskać patent. - Żałujesz czasem, że zostałaś aurorem? - zapytał, spoglądając w jej zmęczoną twarz. Mimo silnej osobowości zawsze wydawała mu się krucha i delikatna. Był szczęsliwy mogąc wziąc ją w ramiona i mieć choć złudne wrażenie chronienia jej przed światem. A aktualnie musiała być dużo lepsza w walce niż on. Podążył za jej wzrokiem i natrafił na puchate szlafroki, na które wcześniej jakoś nie zwrócił uwagi. Sięgnął ten, przy którym się położył. - Vanja Northug - przeczytał napis, wyszyty złotą nitką. - Och, chyba nie mógłbym obstawiać w loteriach - zażartował, aby rozładować atmosferę. Bo choć przecież szlafrok nie był gwarancją miejsca, nikt nie kazał im pod groźbą śmierci spać na tej poduszce, przy której leżał szlafrok, mogli się różnorodnie pozamieniać to jednak... Oboje wyczuwali napięcie na myśl, że dopasowano by ich we wspólnym łóżku. Pochylił się i przyciągnął do siebie drugi szlafrok. Przeczytał napis i odchrząknął. - Bianca Zakrzewski - powiedział na głos. - Zdaje się, że nie znam żadnej, a ty? - zapytał. Sam nie wiedział, co sądzić o rozmieszczeniu ludzi w pokojach. On jeden i trzy kobiety? W tym jedna, z którą dawniej łączyła go... miłość? Nieźle, ironicznie przyklasnął komuś w myślach. Położył szlafroki równo tam, gdzie leżały wcześniej i wstał z łóżka. Poprawił lekko wzburzoną pościel i spojrzał na drugie łóżko. - Wobec tego tam muszą być nasze - powiedział głośno, nadając swojemu głosowi jak najbardziej beztroski ton. Nie zastanawiając się więcej podszedł do drugiego łóżka. Owszem, jeden szlafrok opatrzony był napisem Dominik Rowle, a drugi Talia Vries. Podszedł do dziewczyny i wręczył jej szlafrok. - Wiesz, ich nie znam, a... - urwał, bo nie wiedział sam, jak to wyrazić. - Jakoś... niezręcznie... Nie wiem - urywał zdania, co nie zdarzyło mu się już od bardzo dawna. Przecież nie o to chodzi, że on nie chce spać w jednym łóżku, tylko... Czy powinien, czy to nie jest zbyt niezręczne, czy wypada... Tyle pytań. Kiwnął głową. Doskonale pamiętał, że miał ją nauczyć, myślał jednak, że przez te parę lat ktoś go wyręczył. Czy miałby teraz spełnić obietnicę z przeszłości? - Ja za to nigdy nie posiadłem umiejętności poruszania się na łyżwach - rozłożył ręce. I co miał powiedzieć dalej? Może nauczymy siebie nawzajem? Merlinie, czemu rozmowa była tak trudna? Zastanawianie się czy coś powiedzieć i co powiedzieć... - Może na tym wyjeździe uda mi się to zmienić - uśmiechnął się krzywo. Też zapatrzył się za widoki. W końcu oderwał od nich wzrok, kiedy Talia przeszła na łóżko. Jej słowa trochę ją zmroziły. - Obcowanie ze zmarłymi rzadko przynosi coś dobrego - mruknął. Widział, że prędko wycofała się z tego tematu i może dobrze? Ponowne spotkanie i znów przygnębiające tematy? To chyba niezbyt dobry początek. Odpowiedział uśmiechem na jej uśmiech i zastanowił się nad jej słowami. Tak, zdecydowanie lepiej było, kiedy jedno drugiemu nie miało już nic do zarzucenia. Niemal jak nowa znajomość, z czystą kartą. Może w ich przypadku nie da się zapomnieć niektórych rzeczy, ale można przecież uznać je za przeszłość, która nie ma wpływu na przyszłość. - Ciebie również - powiedział szczerze, tak samo jak ona i w tym momencie poczuł, jak spada z jego serca jakiś ciężar. Może w końcu będzie w stanie rozliczyć się z przeszłością i nie dać jej zatruwać sobie codzienności. A nowa relacja z Talią na pewno może w tym pomóc.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Patrzenie na niego było irracjonalnym uczuciem. Jakby jednocześnie widziała go takim, jaki jest, ale i odczuwała wszystkie te emocje, które kiedyś im towarzyszyły. Cały ich kalejdoskop. Od ogromu miłości, przez niepewność, smutek, złość i ogromne wyrzuty sumienia. Kiedy mówił, układał usta tak samo. Kiedy czemuś się dziwił, jego brew drgała tak jak to zapamiętała. Jednak słowa, które padały były zupełnie inne. Tonu też nie rozpoznawała, był zbyt ostrożny, jakby poruszał się po ruchomych piaskach, bojąc się, że każda źle ułożona kwestia może ich oboje porwać pod powierzchnie. Poruszyć coś, otworzyć ranę, która dawno powinna się już wyleczyć. Jednak na wierzchu tego wszystkiego zaskoczenie ustępowało radości, że być może mają szansę naprawić wszystko co złe. Tak naprawdę, to że ja mam szansę by chociaż w małej części naprawić to, co zrobiłam.
- Nie – Odpowiedziała bardzo zdecydowanie na jego pytanie, milisekundę po tym jak je zadał. Odpowiedź była automatyczna, więc dopiero po rzuceniu słowa w cisze, zamyśliła się nad odpowiedzią. Kiedyś widziała dla siebie inną przyszłość, ale mało kto kończy tam, gdzie wyobrażał sobie siebie za dzieciaka. A ona była najdziwniejszą nastolatką, jaką można sobie wyobrazić. Zerowym materiałem na aurorkę. Zmrużyła powieki, nadal siedząc na zimnej podłodze obok swojego kufra i kontynuowała: - Nikt mnie chyba nigdy o to nie pytał. – Powiedziała, bawiąc się kosmykiem włosów, którego koniec przesuwała po wargach, smyrając wrażliwy naskórek. Czy w takim razie wyglądała aż tak mizernie, że postanowił aż zapytać, czy żałuje swojego wyboru? – Nie wyobrażam sobie robić niczego innego. I przynajmniej mam kilka blizn, którymi mogę się chwalić na pierwszych randkach. Poza tym mało kto próbuje się postawić aurorce. – Zaśmiała się, wysuwając swoją różdżkę zza paska, po czym skierowała ją na wnętrze walizki. Ubrania wyleciały z niej, kierując się do dużej garderoby. Ciszy dźwięk mógł świadczyć, że wieszaki zawisnęły w szafie, a buty schowały się w szafkach. Sam kufer też uniósł się i zniknął zza ścianą, zostawiając dziewczynę samą na podłodze. Pewnie tak z dołu wyglądała na jeszcze mniejszą i kruchą, niż stojąc. Wbrew swojemu niepozornemu wyglądowi, potrafiła zajść za skórę temu, kto jej się naraził. O tak, Talia potrafiła i się denerwować i mścić. A jej różdżka stanowiła przedłużenie ręki, że aż dziwnie pusto czuła się jej nie trzymając. Zanim wstała i otrzepała pośladki z niewidzialnego kurzu, prawie niesłyszalnie dodała: - Czasem jestem tylko bardzo, bardzo zmęczona.
Obserwowała go uważnie, kiedy sprawdzał imiona na szlafrokach, spokojnie przyjmując rozwój sytuacji. Na dźwięk obcych nazwisk pokręciła tylko głową; żadne z nich nic jej nie mówiło. Kącik jej ust powędrował do góry, kiedy na jego twarzy pojawiło się coś na kształt zmieszania, gdy wpatrywał się w łóżko – ich łóżko. Za to ona wzruszyła ramionami, prawie nie poruszona. A przynajmniej dobrze udawała, że sprawa łóżkowa w ogóle jej nie rusza. Jakby na to nie patrzeć, w żyłach Lii oprócz tej wilowej, płynęła też francuska krew. Często więc miała typowo francuskie podejście do sprawy – mało zachowawcze, żywiołowe i bardzo bezpośrednie. - Śpijmy razem. Już tyle razy to robiliśmy, że powinniśmy przeżyć i tym razem. – W końcu znam Twoje ciało równie dobrze jak swoje, pomyślała. Jakby nie patrzeć, ostatecznie łóżka były tak duże, że nie musieli się nawet dotykać. No chyba, że byśmy chcieli, przyszło jej na myśl w sekundę później, ale ten komentarz również zachowała dla siebie. Dziękowała sobie, że jednak zabrała coś na noc; w końcu w domu zawsze sypiała nago. Wyobraziła sobie minę Dominika, gdyby taką ją zobaczył i musiała udawać, że złapał ją kaszel, żeby ukryć śmiech. Czasem tak łatwo dało się go zawstydzić. Gdy podawał jej szlafrok, coś w niej wyskoczyło do przodu, chcąc dotknąć jego dłoni, ale w ostatniej chwili się opanowała, zaciskając palce na mięciutkim materiale. Ponownie zwróciła się twarzą w stronę ściany (okna), obserwując jak słońce powoli zachodzi za szczytami, rzucając na twarz dziewczyny pomarańczową poświatę. Przymknęła oczy, z przyjemnością ogrzewając się w promieniach zimowego słońca, a w tym świetle jej włosy nabrały rudych refleksów. Jak bardzo tego potrzebowała: wolności, odpoczynku i – jak się okazało, kogoś znajomego, do kogo mogła otworzyć usta. Popukała palcem w szybę, wskazując najwyższy ze szczytów: - Mont Blanc. Jutro się tam wybieram. Obiecujesz nie kopać w łóżku, żebym mogła się wsypać? – Zabawnie zmarszczyła nosek, wpatrując się w Rowle’a takim spojrzeniem brązowych oczu, jakby chciała przebić się na wylot. Jakoś bardzo chciała go testować, sprawdzać gdzie postawił im granicę, nieco na nią naciskać. Jak psotna kotka, dziś zdecydowanie miała nastrój na mieszanie. Rozbawiona przeszła się po apartamencie, ostatecznie wchodząc do łazienki. - O Merlinie, czy Ty widziałeś tą wannę? Oboje byśmy tam weszli. W sensie… nie, że Ty i ja. Tylko dwie osoby na raz. – Rzuciła, krzycząc przez ścianę, by ją usłyszał. Miała wrażenie, że sama ta łazienka jest warta więcej, niż cały jej dobytek. Nuciła pod nosem, nagle jakoś rozpierana szczęściem, że spędzi tu dwa tygodnie. Odwróciła się w stronę lustra, poprawiając niesforne kosmyki włosów i ponownie uniosła głos: - Masz ochotę gdzieś się przejść? Jesteś głodny? A może basen? – Rzuciła, poprawiając sobie rękawy sukienki, gładząc równiutki materiał, który przylegał do jej ciała, podkreślając jej szczupłą, ale wysportowaną sylwetkę. Może na za dużo sobie pozwalam? Chyba nie odnajdywała się w tej niecodziennej sytuacji, nie wiedząc zbytnio jak ma się zachowywać, a to, że po raz pierwszy rozmawiają ze sobą jak ludzie zbiło ją z tropu, wrzucając na zbyt spoufalające się tory. Dobrze, że nie musi teraz widzieć wyrazu jego twarzy. – Wybacz, że z góry założyłam, że chcesz coś razem ze mną robić.
(przepraszam za ten gównopost, będzie lepiej!)
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Dominik zawiesił wzrok na Talii, bo widział, że poza tą krótką odpowiedzią na jego pytanie, chyba ma zamiar jeszcze rozwinąć swoją wypowiedź. Patrzył na jej zamyśloną twarz, lekko zmarszczone brwi... I zastanawiał się, gdzie by się teraz znajdował, gdyby wtedy byli razem. Czy nadal tworzyliby parę, cieszącą się ze wspólnego pokoju, ba!, łóżka w hotelu podczas ferii? Czy coś po drodze i tak by się zepsuło? Wiedział, że zastanawianie się "co by było, gdyby" było bezsensowne, ale teraz, w tym miejscu, z Talią przed oczami nie mógł się powstrzymać. Myśli same napływały do głowy. Przez ostatnie miesiące nie poznawał siebie w niektórych aspektach, bo przecież zwykle nie przejmował się tym, co było, starał się skupiać na teraźniejszości. W ostatnim czasie jednak przeszłość oddziaływała na teraźniejszość i nie umiał tego rozdzielić. Uśmiechnął się półgębkiem, czekając cierpliwie, aż dziewczyna się odezwie. Chyba bezwiednie wodziła kosmykiem włosów po ustach, kiedy odpłynęła gdzieś daleko, zatopiona w myślach. Śledził wzrokiem każdy jej ruch, a obrazy z przeszłości samoistnie napływały do jego mózgu, przedstawiając miłe sceny z ich wspólnie spędzonych miesięcy. Chciał, żeby tylko takie przychodziły mu na myśl w kontaktach z nią. Zaczął odcinać się od tego, co było, zapominać, nie pamiętać... Bo po co? Liczy się tu i teraz. Zaśmiał się krótko i posłał jej uważne spojrzenie. - Chyba też bym nie próbował. Choć może gdyby cię nie znał... - przekrzywił lekko głowę, kiedy na nią spoglądał. - Pewnie uważałbym, że taka drobna, delikatna kobieta nie może mi nic zrobić. To się niektórzy muszą dziwić, jak pokonujesz ich w trzech ruchach - odparł, zawierając w tych słowach pośrednie komplementy. W pokoju panowała taka cisza, że ledwo, ale jednak usłyszał jej słowa. Nie skomentował ich, ale chyba wiedział, co czasem musiała czuć. Kiwnął głową, niemal oddychająć z ulgą. Jeśli już trafił do pokoju z trzema kobietami to lepiej spać z tą, którą jednak zna. Kiedyś bardzo dobrze. Teraz będzie poznawał ją na nową. Owszem, czuł się lekko zmieszany, bo... cóż, dziwnie będzie trafić ponownie do jednego łóżka, choć tym razem w innym celu. Takim najprostszym, do którego łóżku zostało stworzone. Do spania. Przecież nic się nie stanie, jak spędzą parę wakacyjnych nocy w jednym łóżku. Kiwnął głową i zaśmiał się, starając się przyjąć swobodny ton. - Myślę, że damy radę - potwierdził i ruszył w kierunku swojego kufra, aby przenieść go bliżej łóżka. - Właściwie... Chyba pójdę w twoje ślady - powiedział i wyciągnął różdżkę. Użył tych samych zaklęć, co Talia, aby i jego ubrania wylądowały w garderobie, a kufer wylądował obok jej bagażu. Od razu w pokoju zrobiło się przytulniej, bo dodatkowych elementów wystroju w postaci dużych walizek. Dominik miał podobne myśli do Talii, jeśli chodzi o strój na noc. Choć nie do końca był tak zadowolony jak ona, bo zabrał jedynie długie kraciaste spodnie od piżamy, na górę natomiast nie zabrał nic. Nie lubił, kiedy koszulka krępowała mu ruchy. Cóż, trzy panie będą musiały znieść ewentualny widok jego nagiej klatki piersiowej. O tyle dobrze, że przynajmniej dobrze się prezentowała... Kiedy oddał jej szlafrok stanął tuż obok niej, kierując wzrok w tę samą stronę. Zachodzące słońce, monumentalne góry... Wszechogarniająca cisza i spokój. - Tu jest naprawdę pięknie - powiedział cicho, jakby bał się, że jego głos poruszy lawinę z górskich szczytów. Podążył wzrokiem za jej dłonią, kiedy pukała w szybę. - Obiecuję, że będę się starał na tyle, na ile może kontrolować to osoba we śnie - powiedział ze śmiechem, rozkładając ręce. - A jeśli mi się nie uda, obiecuję zrobić ci mocną kawę - uniósł do góry dwa palce i uśmiechnął się, widząc jak zabawnie marszczy nos. Znał tę minę i niemal ścisnęło go za serce, kiedy przez jego głowę przebłysnął kolejny obraz z przeszłości. Szybko przegonił przykre uczucie i uśmiechnął się szerzej. - A co jeśli to ja się przez ciebie nie wyśpię? - uniósł brew, wpatrując się w nią pytająco. Nie ruszył do łazienki, bo wcześniej zdążył obejrzeć pokój, zanim jeszcze zjawiła się tutaj Talia. Zaśmiał się na jej słowa. - Zrozumiałem. Przecież kto by pomyślał, że możemy razem kąpać się w jednej wannie, prawda? - powiedział z błyskiem w oku, którego nie mogła widzieć przez ścianę, przywołując na głos jedno ze wspomnień. Bo chyba im się coś takiego kiedyś zdarzyło... Całe lata świetlne temu. W dużo mniejszej wannie. Nuciła coś pod nosem, a i jemu udzielił się weselszy nastrój. Perspektywa spędzenia w tym miejscu kilkunastu dni zdecydowanie nie była niemiła. Taki hotel, piękne widoki, zimowe sporty... Musi być świetnie! Pokręcił głową i w dwóch krokach znalazł się obok niej, pojawiając się w odbiciu lustra. - Chcę, dlaczego nie? - zapytał retorycznie. - Chyba oboje doszliśmy do wniosku, że dobrze będzie naprawić pewne rzeczy i nakierować naszą relację na bardziej przyjazne tory, prawda? - uśmiechnął się lekko i na krótki moment złapał jej dłoń i uścisnął delikatnie. - Właściwie to może i to, i to? - zaproponował. - Prawdę mówiąc trochę zgłodniałem, a jestem ciekawy tutejszych dań - odparł swobodnie. Spojrzał na siebie w lustrze krytycznym wzrokiem. - Czy wyglądam odpowiednio? - zapytał, wygładzając sweter. Zmarszczył brwi w zastanowieniu. Nic nie mógł poradzić, że lubił wygladać stosowanie do sytuacji.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Znała to spojrzenie. Wiedziała, że coś chodzi mu po głowie, gra mu w myślach melodie, może odgrywa wspomnienia. Dobre czy złe? Takie, o których wolałby pamiętać czy zapomnieć? Ciężko było jej odczytać jego minę, ale chyba oboje myśleli o podobnych rzeczach. Jeszcze ciężej jest na siebie patrzeć i nie czuć fali tego, co było kiedyś. Uczucie te rozlewały się pod skórą, paliły i nieprzerwanie dawały o sobie znać. Miała ochotę wstać, wziąć go w ramionach, potrząsnąć i zapytać: „Kim jest teraz Dominik Rowle”? Jak bardzo się zmieniłeś? Pociągnęła nosem i natychmiast tego pożałowała; jej płuca wypełniły się zapachem jego perfum, a te poskutkowały różowymi policzkami, mało skutecznie schowanymi pod taflą rozpuszczonych włosów. - Drobna i delikatna – Powiedziała, całkiem poprawnie naśladując jego głos. Jednocześnie wywróciła oczami tak gwałtownie, że prawie zobaczyła środek swojej czaszki. Ile to już razy słyszała takie określenie o samej sobie? Nie miała mu tego za złe, ale było to dosyć mylne i powierzchowne myślenie. Nieraz oceniano ją przez pryzmat swojej urody, a ona uparcie, za każdym razem musiała udowadniać, że poza ładną twarzą ma do zaproponowania coś jeszcze (na przykład ładne pośladki). Cmoknęła nieco zniecierpliwiona, podnosząc wzrok na mężczyznę, po czym ze złośliwym uśmieszkiem zaproponowała: - Może mały pojedynek, Rowle? Co Ci może zrobić taka kruszynka. Może wcale nie jestem tak dobra, jak Ci się wydaje? – Zawsze kiedy się droczyła, używała jego nazwiska. Przechodziła na sztucznie oficjalny ton, chociaż jej oczy śmiały się rozbawione. Uwielbiała pojedynki – od najmłodszych lat należała do klubu w Hogwarcie. Ciekawe czy to o niej pamiętał? „Tu jest naprawdę pięknie” usłyszała i trudno jej było się nie zgodzić. Tylko zamiast w krajobraz, wpatrywała się w jego twarz, śledząc małe zmarszczki na jego czole, kiedy tak marszczył się pod naporem promieni słońca. Poczuła się nieco skrępowana bliskością, więc cofnęła się o krok, wpadając plecami na szybę. Chłodne szkło oddało swoje ciepło, przyjemnie łaskocząc jej skórę. - Jak do kawy dodasz kilka kropli rumu, to uznajmy, że będziesz miał wybaczone. A jeśli to ja będę Ci przeszkadzać to… - Rozejrzała się po pokoju, wskazując palcem jedną z leżanek – O widzisz? Tu mnie wygonisz. – Jej usta rozciągnęły się w zaciśniętym uśmiechu i od razu przyszło jej na myśl, że chyba nie było takiej sytuacji na świecie, w której Dominik przekładałby swoją wygodę ponad innych. Pewnie to on poszedłby na leżankę, jeszcze w ogóle nie marudząc. Z biegiem lat kobiecie całkowicie przestało zależeć na wygodzie; przyzwyczaiła się do jego braku, do bojowych warunków, gdzie musiała się zadowolić kawałkiem podłogi. Chociaż kiedyś była miękka jak puch, teraz stwardniała, zaczynając wątpić, czy jeszcze kiedykolwiek coś ją głęboko poruszy. - Tak, kto mógłby w ogóle pomyśleć! – Odkrzyknęła, nadając swojemu głosu neutralnego tonu, po czym zaśmiała się nieco za nerwowo i głośno. Dobrze, że jej teraz nie widział, kiedy to wpatrywała się w marmurową wannę, w głowie rozgrywając scenę z przeszłości, kiedy to w miniaturowej wannie potrafili leżeć godzinami i opowiadać o całym świecie. A później nie mówić już zupełnie nic, zajęci czymś innym. Rozmarzyła się myśląc o wieczorach, kiedy będzie mogła tu się wylegiwać, znikając pod olbrzymią pianą. Wanna miała kilka kranów; każdy z nich puszczał albo inny płyn do kąpieli, albo rozsiewał inny zapach. Odkręciła przypadkowy, a w łazience zaczął unosić się zapach pomarańczy i jakby… cynamonu? Stojąc przed lustrem przymknęła powieki, delektując się mieszanką. Przez to, że nuciła piosenkę, nie usłyszała, że wszedł do pomieszczenia. - Och! – Wyrwało jej się z ust, kiedy obok swojego odbicia zobaczyła też jego. Znacznie nad nią górował, więc musiała unieść twarz by spojrzeć mu w oczy. Jej wargi poruszyły się powtarzając zwrot „przyjazne tory”. Poczuła jego dłoń na swojej, automatycznie zaciskając palce, ale tylko na moment, by zaraz wyrwać swoją rękę, chowając ją w kieszeniach sukienki. Coś rosło w jej gardle, podchodziło coraz wyżej i wyżej, wypełniając całe usta, blokując zdolność mowy. Chciała mówić, całkiem dużo, snuć opowieści, ale jej ciało się zablokowało, uderzone po raz pierwszy realnością ich spotkania. Zacisnęła bardzo mocno powieki, jakby chciała się obudzić, ale kiedy otworzyła jedno oko, nadal stali w tym samym miejscu, a Dominik poprawiał swój sweter. Słowa ciężko przeszły jej przez krtań, aż dziwiła się, że mówienie jest wciąż dla niej możliwe: - Wyglądasz bardzo odpowiednio. – Krótko się uśmiechnęła, szybko przechodząc mu pod ramieniem, żeby tylko móc się na moment odizolować, uciec przed jego spojrzeniem. Dopiero teraz zauważyła, że chociaż dłonie wciąż miała schowane w kieszeniach, to zaciska je tak mocno, że paznokcie boleśnie wbijały się w jej skórę. Nie chciała by zauważył, w jaki dziwny stan ją wprowadza, więc zaraz dodała: - To może najpierw basen? A później zjedzmy wszystko co podają w restauracji.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Niemożliwe by było, żeby po tym, co przeszli, co razem przeżyli fala wspomnień nie wracała. Żeby nie pojawiały się różne obrazy z przeszłości, żeby nie zastanawiać się, jakby to było, gdyby... Dorośli, ale przeżycia zostały w nich. I to, jak je traktują czy jak próbują ignorować czy przejść do porządku dziennego nie zmienia faktu, że one istnieją, piekielnie wyraźne i mocne, kiedy spotkali się ponownie. To normalne i bardzo ludzkie. A czy on się zmienił? Po części na pewno, jest starszy parę lat, dorosły... To zostawia ślady w charakterze. Choć jednocześnie nie zmienił się, aż tak bardzo, aby nie można było w nim rozpoznać "starego" Dominika. Domyślał się, że zwróci uwagę na jego słowa o niej i uśmiechnął się kątem ust. - Jeśli chodzi o urodę to dobrze wiesz, że tak jest, a że przy pierwszym poznaniu widzi się najpierw wygląd, a dopiero potem poznaje charakter to takie sformułowanie jest jak najbardziej trafne - powiedział, obrzucając ją wzrokiem od góry do dołu. Logiczne, że mężczyźni próbują oceniać siłę kobiet poprzez ocenę stanu ich sylwetki. Drobne uchodzą za słabe, potężne za silniejsze. Dominik tylko przywołał powszechnie panujący stereotyp. - Masz przewagę, poprzez posiadanie elementu zaskoczenia - zauważył. Pokręcił głową ze śmiechem. - Odnajdziesz przyjemność w upokorzeniu mnie? Nie wiem, czy chcę się tego podejmować bez ewentualnych korzyści z przegranej. Masz mi coś do zaproponowania w zamian za porażkę z taką "kruszynką"? - zapytał, pytająco unosząc brew. Co Ci może zrobić taka kruszynka, przez jego myśl przepłynęła mimowolnie odpowiedź: bardzo wiele, ale nie miał zamiary wypowiadać tego na głos. Zdusił w sobię tę myśl. - Oczywiście, że jesteś. Znam cię - powiedział i zasępił się lekko, lecz tylko na chwilę. Och, to pierwsze spotkanie na neutralnym gruncie wydawało się takie trudne, takie niepewne. Niemal każde zdanie wywoływało wspomnienia, dobre lub złe, przykre myśli. Dominik chciałby rozmawiać już totalnie swobodnie, nie zastanawiać się nad każdym słowem, wiedzieć, że wszystko, co powiedzą nie wywoła w obojgu mignięcia smutku, że będą wspominać stare czasy bez skurczu serca, z sentymentem i delikatnym uśmiechem na twarzy. - Och, dowiedziałem się od jednej z moich klientek, że dobra jest kawa irlandzka? - zakończył zdanie niepewnym zapytaniem. - Tak, chyba tak. Z whisky. To mi całkiem odpowiada - stwierdził, bo był to jego ulubiony trunek. Nie przepadał za to za kremowym piwem, mimo że większość szkolnych kolegów je uwielbiała. Przeniósł wzrok na leżankę i podszedł do niej. Wcisnął palec w miękki materac, poklepał otwartą dłonią i usiadł. Podskoczył kilka razy i spojrzał ponownie na Talię. - Muszę sprawdzić czy przynajmniej będzie ci wygodnie - rzekł, a w oczach zatańczył wesołe ogniki. - W takim razie umowa stoi - dodał jeszcze i wstał z leżanki. Talia miała rację, myśląc, że nie ma takiej rzeczy, po której Dominik wygoniłby kobietę na mniej wygodne miejsce do spania. Prędzej on przeniósłby się na inne miejsce, zostawiając jej pierwszeństwo w wygodzie. Więc właściwie, ewentualnie, sprawdzał tę leżankę dla siebie. Wpatrywał się w widoki za oknem, kiedy dziewczyna była w łazience. To był pierwszy dzień ferii i nie mógł się napatrzeć. Choć generalnie w jego głowie przepływały strzępy niezwiązanych ze sobą myśli, urwane zdania... Drgnął, kiedy się odezwała i przeszedł do łazienki. Spoglądał przez kilka chwil w ich lustrzane odbicie, starając się właściwie o niczym nie myśleć. Skupić się na tym, co jest teraz, czyli odpoczywać i dobrze się bawić. Nie dał po sobie poznać tego, że zauważył, jak szybko zabrała rękę i chyba poczuła się jakoś nieswojo. Może nie powinien tego robić, nie teraz. I znowu to myślenie nad każdym ruchem. Kiedyś wszystko było łatwiejsze, ale nie dało się wymazać przeszłości. Musieli to wszystko przetrawić, aby zachowywać się jak para przyjaciół. Nie odwracał się przez kilka dłuższych chwil, udając, że ciągle poprawia ubranie i dał jej trochę czasu na uspokojenie emocji. W końcu odwrócił się do niej i posłał szeroki uśmiech. - Brzmi jak dobry plan - stwierdził i przeszedł do garderoby, gdzie wcześniej rozpakował swoje rzeczy. Stanął i zmarszczył brwi, spoglądając w półki. - Mhm, weź tu teraz, człowieku, znajdź kąpielówki - powiedział do siebie, choć na tyle głośno, aby dziewczyna mogła to słyszeć. Zaczął grzebać po półkach w poszukiwaniu stroju odpowiedniego do pójścia na basen. Pierwsze spotkanie od dawna skończy się paradowaniem w negliżu. Ten to się umiał ustawić. W końcu wyprostował się z głupią miną. - Jestem debilem czy debilem? - zapytał retorycznie i złapał za swoją różdżkę, korzystając z zaklęcia przywołującego. Po chwili trzymał w dłoniach to, czego szukał. - Czego jeszcze potrzebujmy? - zapytał, spoglądając na Talię.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Słuchała jego tłumaczeń, chociaż tak naprawdę nie miała mu za złe jego słów. Ot, po prostu powtórzył coś, co ogólnie się przyjmowało. Wiedziała, że on jej tak nie widzi, że zawsze w nią wierzył i dostrzegał w niej o wiele więcej niż ładną buzię. Właściwie to przy nim po raz pierwszy uznała, że jest czegoś warta. Że jest czymś więcej niż okładką do podziwiania. Jakby to on wziął pióro i poprowadził jej dłoń, by nadała sobie samej treści. Nigdy w życiu mu tego nie powiedziała. Teraz zastanawiała się, czy powinna otworzyć usta i przyznać mu się do tego, że w jakiejś części jej sukces, należy i do niego. - Korzyści z przegranej? Chyba nie tak to działa, Rowle. W takim wypadku z chęcią przegrywałabym za każdym razem. Ale znając Ciebie, pewnie chodzi Ci już po głowie? Co byś więc ode mnie chciał? – Zapytała, przeszywając go wzrokiem. Lubiła go tak rozbierać spojrzeniem na części, prawie jakby mogła zobaczyć jego myśli. Żadna jednak była z niej legilimentka, czego czasem żałowała. Może gdyby byli ze sobą całkowicie szczerzy, łatwiej byłoby im się im porozumieć? Może gdyby zrezygnowali z narzuconych manier, kanonów zachowywania się po burzliwym związku, sztucznej etykiety to oddychaliby spokojniej? Zanim przeszła do garderoby, rzuciła jeszcze, że kawa z whisky brzmi jako coś, co jednocześnie może być bardzo paskudne i niesamowicie smacznie. I, że prawie teraz ma ochotę go zachęcić, by nie dał jej się wyspać, skoro w rekompensacie będzie mogła się jej napić. Oparła się o ścianę, skrzyżowała ręce na piersi i spod pół przymkniętych powiek obserwowała jak Dominik grzebie na półkach, w iście mugolski sposób poszukując kąpielówek. Czasem wydawał się tak uroczo nieogarnięty. - Nie dałeś mi za dużego wyboru, więc głosuję za debilem. – Dziewczyna zmarszczyła brwi, a wargi wygięła w niewielką podkówkę, jakby robiąc przepraszającą minę, która zaraz rozpłynęła się, kiedy mięśnie jej twarzy napięte zostały do szerokiego uśmiechu. Potulnym spojrzeniem dodała „Tak, tak, wiem, że nie wymagałeś odpowiedzi, ale nie mogłam się powstrzymać”. – Poza tym nic by się nie stało, gdybyś nie mógł znaleźć kąpielówek. We Francji wszyscy pływają nago. – Dodała czysto informacyjnym tonem. Widziała więcej męskich pośladków, niż znała zaklęć. Sama od razu skorzystała z accio, by przywołać do siebie strój. Postanowiła jednak, że założy go dopiero w przebieralni; chociaż nie przeszkadzało jej paradowanie w skąpych skrawkach materiału po hotelowym korytarzu. Lubiła czuć na sobie obce spojrzenia, które ślizgały się po jej skórze, zatrzymując się na dłużej na newralgicznych punktach jej ciała. W głównej części pokoju, na jednym z krzeseł, odnalazła swój szlafrok, jednocześnie biorąc też ten należący do Dominika. - To zamiast ręczników. Nic innego nie potrzebujemy, tak myślę. Poza tym, nie mamy daleko do pokoju. Już miała się kierować do drzwi, kiedy jej uwagę przyciągnął czarny punkt za oknem. Zbliżał się coraz szybciej i robił się większy, w końcu kształtem przypominając ptaka. Konkretniej sowę, która zdawała się zbliżać do swojego celu – tylko, że nie hamowała, pewnie oślepiona promieniami słońca odbijającymi się w szybie. Kilkanaście sekund później całą swoją malutką masą wmontowała się w okno, staczając się w dół, a po pokoju poniosło się echo uderzenia. - O-o. – Bąknęła aurorka, zaciekawiona przekręcając głowę. Chociaż całą sytuacja wyglądała dosyć tragicznie, ptak po chwili znowu pojawił się w oknie, trzepocząc gwałtownie skrzydłami. Przy nóżce zawiązany miał list, więc Lia momentalnie pokonała kilka metrów dzielących ją od drzwi balkonowych i otworzyła je, pozwalając sowie wlecieć do środka. Zaskrzeczała ona donośnie, widocznie poddenerwowana, ale i wdzięczna, że w końcu może spokojnie usiąść na jednej z szafek. - Do Ciebie? – Zapytała Dominika, bowiem sama nie spodziewała się żadnej wiadomości. Gdyby to Ministerstwo próbowało się z nią skontaktować, pewnie wysłaliby patronusa, zamiast polegać na skutecznym, ale dosyć powolnym zwierzęciu. Ptak jednak wyraźnie wyciągał nóżkę w kierunku kobiety, całkowicie ignorując obecność Rowle’a. Lia to zauważyła, więc nieco zaskoczona przybliżyła się do nastroszonej sówki, która rozglądała się teraz za czymś, co mogłaby zjeść. – Och, no dobrze. Wygląda na to, że jednak do mnie. Spróbujesz nalać jej wody? Wygląda mizernie. – Wymamrotała pod nosem, odwiązując wstążeczkę i wyjmując złożony na części pergamin. Obejrzała go z dwóch stron, początkowo nie rozpoznając charakteru pisma. Na dole kartki można było jednak zobaczyć inicjały: A. C. I. D. - Aurora? - Usta dziewczyny ułożyły się w kształt jej imienia, ale nie wypowiedziała go na głos. Czego może ode mnie chcieć? Szybkim wzrokiem przeleciała przez tekst. Kiedy skończyła, od razu wróciła spojrzeniem na początek. Potem przeczytała go po raz trzeci, tym razem powoli, a ręce drżały jej coraz mocniej. Cała się trzęsła, wpadając w nieznajomy dla siebie stan. Na jej policzki wkradł się szkarłat, a w oczy wstąpiła pewnego rodzaju groza, kiedy połykała litery. Nie zarejestrowała faktu, że zaczęła czytać fragmenty listu na głos. Zawsze, kiedy nerwy wychodziły na prowadzenie, zapominała o tym by poprawie akcentować angielskie słowa. Francuska naleciałość zaczęła dominować, a jej ton przybrał gardłowy, charakterystyczny pomruk.
„(…) Dotarły do mnie informację, że Zagumova widziano w okolicach Borgina&Burkesa. Mówi się, że był w posiadaniu artefaktów. Był, bo udało mu się je sprzedać. Obawiam się, że może chodzić o TE przedmioty, które oddałaś mu do analizy. Wiem, ile miesięcy pracy zajęło Ci by je zdobyć. Wiem też, ile Cię to kosztowało. Jeśli to prawda, zaufaj mi, stanie przed sądem. Talio, nie ujdzie… (…)”
Będąc w połowie zdania zmięła kartkę i z krótkim, ale głośnym krzykiem rzuciła nią w ścianę. Była wściekła. Złość wylewała się jej porami skóry, niczym woal obejmując jej ciało. Chyba nigdy nikt nie obudził w niej tyle pokładów najzwyklejszego, najnaturalniejszego wkurwienia. Co bolało ją najbardziej? Że urzędnik, z którym współpracowała tak po prostu ich zdradził i dla własnego zarobku postanowił pokazać jej środkowy palec, niszcząc całą jej pracę? Czy to, że w ostatnich miesiącach ryzykowała życie na marne, ponownie znikając z dnia na dzień, by teraz pozostać z niczym, w punkcie wyjścia? Ze złości prawie zaszkliły jej się oczy. - Niech go tylko… Nie wiem, niech go tylko znajdę, a wmontuję mu różdżkę w jego parszywe, rosyjskie dupsko. Kurwa! – Grzmiała, zaciskając pięści tak mocno, że zbielały jej kostki. W takich chwilach uaktywniał się w niej ten naparstekkrwi wil, ajej twarz wykrzywiał grymas, który w ułamku sekundy zamazywał delikatne rysy. Zazwyczaj można było o niej powiedzieć, że jest oazą spokoju, chowającą swoje rozterki wewnątrz siebie. Świat widział tylko jej nic nie wyrażającą maskę. Teraz jednak stała w miejscu, tupiąc nogami jak mała dziewczynka, a w głowie planowała najboleśniejszą zemstę. Spojrzała w sufit, mrugając szybko, próbując powstrzymać zalewającą ją żałość.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Przewrócił oczami, uśmiechając się lekko. - To taki wyjątkowy przypadek. Wyjątkowy jak ja - puścił jej oczko. - Wiesz, to taka, hm... swego rodzaju "nagroda pocieszenia" za urażoną męską dumę - powiedział, zerkając na nią. Udawał, że się zastanawia. - Wiesz, nic takiego. Gwarancję nierozpychania się w nocy, bon do spa, masaż albo zostanie niewolnikem na jeden dzień? Takie drobiazgi - machnął ręką, rozbawiony. Zapewne łatwiej by im było, gdyby zrezygnowali z kanonów zachowania po burzliwym związku, ale chyba trudno coś takiego pominąć. Jednakowoż Dominik sie starał. Dlatego próbował utrzymywać swobodną, okraszoną poczuciem humoru rozmowę z Talią i właściwie chyba całkiem nieźle im to wychodziło. Na tyle, na ile się da. - W takim razie nie dam ci się wyspać - powiedział zdanie, które mogło zabrzmieć dość dwuznacznie, a chodziło przecież o zwyczajne zrobienie kawy z whisky. Dominik odchrząknął więc i skierował się do garderoby. Sam załamał się swoim stanem, kiedy zaczął szukać kąpielówek po mugolsku, zapominając chyba na chwilę, że jest czarodziejem. Może to wpływ otoczenia? Studio miał w mugolskiej dzielnicy, mugole przychodzili do niego na tatuaże (oczywiście, tylko klasycznym sposobem), palił mugolskie papierosy i pił kawę w mugolskich kawiarniach. Jako, że nie miał z tym żadnego problemu to może przejmował część ich zachowań? Kto wie, w każdym razie był teraz w magicznym hotelu, więc z powodzeniem mógłby używać różdżki. Odwrócił się do Talii i wysunął język w jej kierunku. Na widok jej miny roześmiał się i pokręcił głową. - Lubię wyzwania, ale chyba nie chcę siać zgorszenia na hotelowym basenie. Podejrzewam, że tutaj raczej większość osób dba o strój - dodał. W końcu przyjeżdżają tu ludzie z różnych stron świata, nie tylko Francuzi. Kiwnął głową, kiedy wzięła jego szlafrok i też kierował się już do wyjścia, gdy Talia zwróciła jego uwagę na coś za oknem. To coś, okazało się sową, która z impetem uderzyła w ich okno. Dominik pospieszył za Talią w jej kierunku. Wzruszył ramionami. Nie wiedział, kto miałby do niego pisać, ale przecież wiele razy ludzie piszą do niego odnośnie tatuażu. Może nie wiedzą, że wyjechał. List był jednak do Talii i Dominik - wykorzystując już magię - nalał wody do miseczki, a sowa z wdzięcznością zanurzyła w niej dziób. Dominik kręcił się jeszcze po pokoju, czekając aż dziewczyna przeczyta list i zajrzał na wizzbooka. W między czasie więc odpisał na wiadomość od siostry. Odłożył potem wizzbooka i spojrzał zdziwony na Talię. Wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć, zatopiona nadal w liście, którego fragmenty czytała na głos. Jego twarz pokryło szczere zdumienie, bo chyba nigdy nie widział Talii w takim stanie. Była, łagodnie mówiąc, wściekła. Nie wiedział tylko, czy lepszym pomysłem będzie uspokoić ją czy zachować ciszę. Zdecydował się na pośrednie rozwiązanie. Podszedł do niej i objął ją ramieniem w milczeniu. Nie odzywał się, bo jakiekolwiek słowa uspokojenia tylko by ją rozsierdziły. Chyba. Tak mu się wydawało z doświadczenia, które nabył chociażby dziś w przypadku Laurel. Czy dzisiaj był dzień uspokajania przez Dominika rozjuszonych panien? Kiedy trochę się uspokoiła, dopiero odezwał się. - Jak wrócisz z urlopu to wsadzisz temu komuś różdżkę w dupę, choć sugerowałbym, co innego. Szkoda różdżki - stwierdził. - A na razie zaprowadź strój, szlafrok i zgrabne ciało na basen. Dobrze? - zapytał, mając nadzieję, że komplement trochę ją uspokoi. Potem zabrał swoje rzeczy i opuścił pokój, czekając na nią na zewnątrz.
/zt
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Pomogło jej to, że objął ją ramieniem. Jakby uziemiło ją nieco i zwróciło ku rzeczywistości. Poczuła mrowienie w zaciśniętych pięściach, zamrugała kilkukrotnie i ze zdziwieniem zauważyła, że od kilkunastu sekund chyba nie oddychała – głośno więc nabrała powietrze, odwracając twarz ku Dominikowi. Na ułamek chwili położyła mu głowę na ramieniu, tylko po to by poczuć, że może z kimś być blisko i, że jej emocje nie są całkowicie ignorowane. Przyzwyczaiła się do przeżywania wszystkiego w samotności. Dziwnym było mieć świadomość, że dla kogoś nadal się liczyła (choćby minimalnie). Jeszcze dziwniejszym było czuć oparcie w Dominiku. Świat naprawdę jest pojebany. Podniosła głowę i wyswobodziła się z tego przyjaznego pół-uścisku, dłońmi pocierając zaczerwienione oczy. Opanowała drżenie ust, zanim się odezwała. Zamiast mówić po angielsku, przerzuciła się na francuski, wiedząc, że Rowle jej nie zrozumie. W tym momencie było jej to jednak obojętne, nie musiał jej rozumieć, by poznać co zwiastuje jej ton: - Nadzieję go na jego własną różdżkę. Moja jest za krótka, by coś poczuł. Wymuszony komplement całkowicie zignorowała, ale posłusznie zebrała swoje rzeczy i skierowała się ku wyjściu. Najpierw jednak zadbała o to, by drzwi balkonowe pozostały uchylone na tyle, by sowa – po tym jak już odpocznie, mogła wylecieć i wrócić do Aurory. Chociaż było jeszcze względnie wcześnie, zimowe słońce prawie już zaszło, zwiastując nieuchronny początek wieczoru.