Górski resort słynie z luksusowych apartamentów, które zapewniają niesamowite widoki. W jednym pokoju znajdują się dwa ogromne łóżka, które perfekcyjnie dopasowują się do preferencji leżącego, a także niezwykle wygodne leżanki. Oprócz prywatnej łazienki, goście korzystać mogą z dwóch dodatkowych pomieszczeń, jakie stanowią obszerne szafy - znajdzie się tutaj wszystko, co potrzebne (od miejsca na czarty i przemoczone kurtki, przez wieszaki na koszule i suknie, po pudełeczka na biżuterię i stojaki na kapelusze). Dodatkowo, na każdego czeka jego własny szlafrok z wyszytym imieniem/monogramem. Jest dokładnie tak miękki, jak życzy sobie nosząca go osoba, a przy tym bez problemu dopasowuje się do temperatury.
Lokatorzy:
1. Melusine O. Pennifold 2. Victoria Brandon 3. Lyall Morris 4. Bart Hutton
Ostatnio zmieniony przez Mefistofeles E. A. Nox dnia Wto Lut 11 2020, 12:48, w całości zmieniany 3 razy
Na każdego gościa czeka drobny upominek - jest to bon na jeden darmowy zabieg w SPA znajdującym się w resorcie. Można wykorzystać go w dowolnym momencie, przez cały okres trwania ferii. Jeśli masz ochotę na element losowości, rzuć kostką na spersonalizowany bon: 1 - Masaż klasyczny 2 - Masaż peelingujący 3 - Masaż sportowy 4 - Masaż świecą 5 - Masaż czekoladą 6 - Dowolny zabieg na twarz Jeśli chcesz, możesz wybrać dowolną pozycję z powyższej listy.
______________________
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Nasz resort jest bardzo elegancki i podoba mi się jego wystrój, chociaż wydaje mi się odrobinę niemagiczny kiedy przechadzam się po jego korytarzach. Mój pokój jest w jednej z najdalszych części i szczerze mówiąc od tej pory nie odwiedzałam go zbyt często. Ograniczyłam się do zostawienia tam rzeczy, a potem chciałam jak najszybciej mieć z głowy moje jakże pilne, sprawy związane z moimi niezbyt uprzejmymi rzeczami, które narobiłam. I muszę przyznać, że czarty były dla mnie idealną katorgą do tego wszystkiego. O ile moje zdolności łyżwiarskie są na naprawdę wysokim poziomie, to niestety, inne sporty zimowe okazały się być dla mnie mniej łaskawe. Dlatego wracam z nich niewiarygodnie zmęczona i fizycznie i psychicznie, bo przy okazji pogawędka z moim towarzyszem też wymagała ogromną ilość empatii z mojej strony. Wchodzę do pokoju, w którym pojawiły się nazwiska reszty współlokatorów. Kojarzę, że są z moje domu. No i nazwisko dziewczyny jest mi znane głównie z jakichś spraw mojej matki, ale nie zastanawiałam się nad tym tylko padam na pierwsze lepsze łóżko w całym moim ekwipunku i na chwilę przymykam oczy, by może znaleźć chwilę wytchnienia. Swoją drogą czy jeśli mamy takie łóżka, znaczy to, że będę musiała mieć towarzysza do spania? Jeśli reszta nie jest parą, to prawdopodobnie tak będzie. Co za pomysł, któż to wymyślił. Ściągam swój płaszcz i strój narciarski i w łazience biorę gorący prysznic, po czym przebieram się w długą, ciepłą spódnicę i obcisły, pomarańczowy golf. Wychodząc z łazienki prędko susze swoje długie włosy i w międzyczasie wyciągam z walizki kilka materiałów na turban, które rozkładam na łóżku, zastanawiając się poważnie który użyć.
Przydział pokojów był dla niego elementem niezwykle stresującym. Niewiele miał osób z którymi czuł się komfortowo na tyle, aby móc dzielić z nimi przestrzeń przez bite dwa tygodnie. Wyjątkiem byli puchoni z siódmego roku, bo do nich zdążył już przywyknąć przez te kilka lat. Niestety w spisie mieszkańców pokoju dwadzieścia cztery nie znalazł się żaden z nich. Zamiast tego miał trójkę krukonów z czego znał wyłącznie Victorię. Jedyny pozytywny aspekt tej sytuacji. Do środka wszedł dość nieśmiało. Łudził się, że nikogo tam nie zastanie, ale niestety los spłatał mu figla. Jego oczom ukazała się dziewczyna, której niestety zbytnio nie kojarzył. Posłał jej uprzejmy uśmiech i wyciągnął do niej rękę, zbliżając się niepewnie. - Hej, jestem Bart... też tu mieszkam - zdobył się nawet na krótki śmiech, ale słychać było, że nie był on do końca szczery. - Ja się chciałem tylko trochę rozpakować jak coś, nie przeszkadzaj sobie - musiał to powiedzieć, bo nie wytrzymałby, gdyby ciążył nad nim przymus zainicjowania rozmowy. Niby nie miał nic przeciwko temu, aby się z nią poznać, ale wolał to zrobić w bardziej naturalny sposób. Scenariusz w którym oboje chcieli się zrelaksować po pierwszym dniu na Mount Blanc, ale zamiast tego musieli się przejmować niezręczną rozmową, był dla niego mało atrakcyjny. Zrobił parę kroków wgłąb pokoju i teraz dotarło do niego, że mieli do dyspozycji dwa wielkie łóżka. Kwestia kłopotliwa, ale z racji tego, że nie było tu pozostałej dwójki, swoje rzeczy położył na tym nietkniętym posłaniu. Założył, że dzielenie kołdry z obecną tu dziewczyną było chyba najbardziej kłopotliwe. Skrycie liczył, że to Victoria będzie jego towarzyszką snu, bo choć znali się krótko, to lepsze to niż kompletny nieznajomy. W ciszy przeszukiwał swoje torby, choć tak naprawdę nie szukał niczego konkretnego. Trochę nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Brakowało mu już siły na dalsze spacery, a żadnych planów na dalszą część dnia nie miał. Czyżby czekało go czytanie książki w oknie pokoju? A może powinien był się zając eksploracją budynku? Z tych rozważań wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi w których stanęła Brandon. Odetchnął z ulgą, chyba nawet niezbyt dyskretnie (ups!) i uśmiechnął się do niej. - O, hej Vicky! - niby mignęła mu wcześniej w holu ośrodka, ale wtedy jeszcze nie wiedział, że będzie dla niego wybawieniem z opresji.
Przydział pokoi był dla niej czymś, co najmniej dziwnym i wyglądał mniej więcej tak, jakby ktoś postanowił zagrać w ruletkę, czy coś podobnego. Nie znajdowała w tym żadnego sensu, logiki, czy czegokolwiek takiego, chyba że założyć, iż postanowiono ich nieco bardziej zintegrować i przekonać do tego, że starsi albo młodsi towarzysze, albo też mieszkańcy innych domów, nie są wcale tacy źli i czasami warto z nimi rozmawiać, czy przebywać, a nie tylko obserwować ich jak jakieś magiczne stworzenia. To, że pokoje były koedukacyjne, wydawało jej się nieco dziwnym tworem, jakby jakiemuś szaleńcowi wpadło do głowy, że populacja czarodziejów jest zdecydowanie zbyt mała i należy coś na to zaradzić, nie komentowała tego jednak głośno, dochodząc do wniosku, że nie ma najmniejszej potrzeby się z tym babrać, bo nie przyniosłoby to jej żadnych rozwiązań, zaś robienie awantury w tym wypadku mogłoby jedynie doprowadzić do odjęcia punktów Krukonom. Wniosek? Nie opłacało się, a skoro nie było sensu się w to bawić, to mimo wszystko Brandon trzymała język za zębami, nie chcąc za mocno pokazywać swoich rogów. Bo to, że je posiadała, było oczywiste, w końcu obok postawy lodowej księżniczki, występowała również niezła furiatka, chociaż z tą drugą starała się usilnie walczyć. Merlin jednak raczy wiedzieć, co mogło spotkać tych, którzy naprawdę ją rozgniewali. Zerknęła na zapis dotyczący jej pokoju i lekko uniosła w górę brew. Przynajmniej jedna znana jej osoba. I jedna, którą, jeśli można tak powiedzieć, kojarzyła. Wyższe sfery, spotkania prawdziwej socjety, czy coś podobnego, ale nie miała pojęcia, jaka jest dziewczyna. Morris pozostawał tajemniczym nieznajomym i nawet nie wiedziała, czy chce go lepiej poznawać, nie czuła bowiem takiej potrzeby, ale kto wie, co ją jeszcze czeka na tym wyjeździe? To było nieco ekscytujące, takie małe przygody, z których nic nie wynikało i trzeba było przyznać, że skrycie Victoria na nie czekała, ale nie zamierzała o tym gadać na prawo i lewo, bo nie miała co do tego najmniejszej nawet potrzeby. Tak czy inaczej - pchnęła drzwi i rozejrzała się po wnętrzu, jednocześnie wygładzając swój elegancki płaszcz, na który zarzucony miała kolorowy, piękny szal z drogiego materiału. - Bart! Nie będę kłamać, że to niespodzianka, bo widziałam cię już na rozpisce, ale i tak się cieszę. Trochę tu... mugolsko - rzuciła, uśmiechając się jednocześnie, niektórzy mogliby nawet uznać, że nieco kokieteryjnie, a następnie postawiła na ziemi swoje rzeczy i zaczęła rozpinać płaszcz, przyglądając się spod oka dziewczynie i starając się przypomnieć sobie, gdzie się widziały. Nie była pewna, ale mogła strzelać, bo ostatecznie bali dla wysoko urodzonych czarodziejów nie było tak wiele, tym bardziej jeśli brać pod uwagę imprezy, które dotyczyły spraw, powiedzmy, ministerialnych. - Melusine Pennifold, prawda? Victoria Brandon, widziałyśmy się zdaje w zeszłym roku na jednym z tych przyjęć, gdzie grzeczne dziewczynki piją herbatkę z filiżanek - dodała zaraz, całkiem zresztą luźno, być może nawet w jej ton wdarła się lekka nutka ironii. Nie była jakaś przesadnie dumna ze swojej pozycji społecznej, czy coś podobnego, traktowała ją raczej jak rzecz naturalną, nad którą po prostu przechodziła do porządku dziennego, a teraz po prostu stwierdzała jak najnormalniejszy fakt. Poznały się w takim, a nie innym miejscu.
Zaśmiał się mimowolnie, bo ich relacja opierała się w większości na wymianie wiedzy. On jej opowiadał o tym jak wyglądał świat mugoli, a ona zdradzała mu szczegóły z życia czarodziejskiej arystokracji. - A to źle? - uniósł wysoko brew, czekając na jej reakcję. Nie lubił, kiedy ktoś używał słowa mugol jako coś obraźliwego albo deprawującego. Z Victorią wyglądało to nieco inaczej, bo świadomie się ze sobą droczyli, więc nie urażały go jej niektóre komentarze. - Ale masz rację, ten pokój niekoniecznie krzyczy magia - rozejrzał się, aby upewnić się we własnych słowach, a następnie wzruszył ramionami. Przysłuchiwał się temu o czym rozmawiały z Melusine, udając, że jest pochłonięty wypakowywaniem szpargałów. Prawda była taka, że mu się zwyczajnie nie chciało, ale przecież nie będzie siedział i się na nie patrzył. Poczekał, aż ich dialog ucichnie i dopiero wtedy podjął kolejną próbę dialogu. - Jest taka sytuacja, że będzie tu nas czterech, a łóżka są dwa. Nie wiem kim jest Lyall, ale wygląda na to, że do Ciebie należy decyzja z kim będziesz spać - tu spojrzał rzecz jasna na Victorię, a następnie skinął na łóżka głową. Poczekał aż ta informacja dotrze do dziewczyny, po czym posłał jej pytające spojrzenie, w którym krył się też jakiś cień nadziei, że jednak wybierze jego łóżko.
Moje włosy wysychają za pomocą magicznych zaklęć, a ja prędko związuję włosy, które mam zamiar pomieścić zaraz pod turbanem, kiedy wchodzi mój pierwszy, kompletnie nieznajomy mi współlokator. Ze zdziwieniem patrzę w stronę zbliżającego się do mnie chłopca i wyciągam dłoń na przywitanie. - Melusine - przedstawiam się prędko, uśmiechając się przyjaźnie i unoszę brwi widząc, że nieszczególnie zręcznie czuje się tu mój nowy towarzysz. - Ok, nie będę sobie przeszkadzać - stwierdzam z rozbawieniem i wybieram niebieski materiał, który leży przede mną. Wyciągam różdżkę i bardzo sprawnie macham nią na różne strony, zaś na mojej głowie układa się perfekcyjny, wysoki turban. Mimo tego zerkam w lustrze czy aby na pewno moje zaklęcie podziałało jak powinno. W tym momencie słyszę jak mój nowy towarzysz krzyczy jakieś imię, więc odwracam się płynnie patrząc kto wchodzi do środka, widząc że moi współlokatorzy ewidentnie znali się. W przeciwieństwie do mnie. Ja również patrzę z ukosa na dziewczynę, bo kogoś mi przypomina, ale dopiero jej słowa sprawiają że coś sobie przypominam. - Brandon. Pamiętam Cię, dopiero od niedawna! Pewnie wcześniej byłaś za młoda i trzymałaś się z kimś innym! Za to doskonale pamiętam Twojego dziadka, a raczej historii o nim od mojej babci. Zawsze mówiła, że gdyby miała być z mężczyzną, to tylko jego wspominała, jakimiś niewybrednymi żartami o przejażdżkach - mówię i podchodzę do dziewczyny płynnym krokiem i na przywitanie całuję ją lekko w policzek, równocześnie śmiejąc się radośnie na tą jedyną ciekawostkę, którą obecnie pamiętałam o jej rodzinie. - To prawda, to niesamowicie mugolskie miejsce - dodaję jeszcze od siebie, rozglądając się po zbyt współczesnym moim zdaniem pomieszczeniu. Wracam do układaniu swoich rzeczy wokół łóżka, które wybrała, kiedy Puchon wypowiada bardzo ważną kwestię, która swoją drogą w moim mniemaniu była całkiem oczywista. Wybieram długie, złote kolczyki i zakładam je, ponownie podchodząc do lustra, by sprawdzić czy pasują do mojego turbanu. - Wydawało mi się, że logiczne byłoby rozwiązanie, że chłopcy śpią razem, a dziewczyny razem? - pytam zerkając w stronę młodszych znajomych. - Ale w zasadzie Lyalla znam, jest moim jakimś dalekim krewnym, czy coś tam, więc może nie byłoby tak niezręcznie... Albo wygonię go na leżak - mówię ostrożnie, chociaż nie jestem zadowolona kwestią spania z kimkolwiek innej płci, chociaż mój daleki kuzyn nie brzmi tak źle. Zerkam jeszcze w lustrze na Barta i uśmiecham się lekko do Puchona. - Chociaż Lyall z pewnością doceniłby takie przystojne towarzystwo - mówię jeszcze bynajmniej nie ja flirtuję z Bartem, tylko chcąc to robić za nieobecnego tu Morrisa. - Żartuję - dodaję jeszcze, by nie wprawić nikogo w przerażenie. Macham różdżką, a moje turbany z łóżka lądują pięknie złożone w szafie. - I możecie spać razem, bylebyście nie byli za głośno - dodaję jeszcze zakładając, że o to im chodzi, w sposób bardzo otwarty, typowy dla mojej rodziny i jej braku tematów tabu.
Cieszyła się, że ma w pokoju Barta, bo wiedziała doskonale, że dzięki temu będzie zawsze miała z kim pogadać, ale jednocześnie nie miała pojęcia, jak to będzie, skoro miała mieszkać z dwoma chłopakami. To była dla niej z całą pewnością jakaś nowość i czuła się z tym nieco dziwnie, może nieco niekomfortowo, jednak machnęła na to ostatecznie ręką, bo co właściwie miałaby zrobić z tym fantem? Zacząć się awanturować albo robić coś podobnego? Chyba niekoniecznie, a nie zamierzała jednak wychodzić na furiatkę, już i tak wystarczyło, że niektórzy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak potrafi się drzeć, gdy coś pójdzie nie tak, jak pójść powinno, przynajmniej według niej. - Oczywiście. Gdzie mój skrzat domowy i magiczne przejścia? - rzuciła, marszcząc lekko nos, ale jej jasne oczy lekko błysnęły, kiedy udzielała tej odpowiedzi, a później zaśmiała się lekko, przelotnie i rozejrzała jeszcze raz po pokoju, jakby zastanawiała się, co jeszcze mogłaby o nim powiedzieć. - To właściwie nieco fascynujące. To co, mówisz, że u mugoli tak wszystko wygląda? - dodała jeszcze po chwili i zerknęła na Barta z zaciekawieniem, którego nie chciała ukrywać, nie miała w końcu do tego żadnych podstaw i nie było nawet mowy o tym, żeby się jakoś zgrywała. Naprawdę interesowało ją to, jak to wszystko wygląda poza czarodziejskim światem, choć nikt nie powiedział, że od razu chciałaby w tym uczestniczyć, czy coś podobnego. Uśmiechnęła się później lekko do dziewczyny i uniosła nawet brwi na komentarz o swoim dziadku, który z jakiegoś powodu nieznacznie ją zażenował, ale doskonale wiedziała, że nie może zaczynać teraz jakiejś bezsensownej awantury z uwagi na niemądre sprośności staruszków, czy coś podobnego. Pokręciła jednak nieznacznie głową, na znak, że to nie było na pewno coś, czego się spodziewała, kiedy była mowa o jej rodzinie. Ostatecznie, w pewnym sensie, przywykła do nieco innych reakcji, jak podejrzewała, Melusine również, więc powstrzymała się przed komentarzem w sprawie sposobu na życie, jakie prowadziła rodzina dziewczyny, czy może raczej ich kobiety. Co nieco ostatecznie słyszała, jednym uchem i nie do końca pewnie, nie wiedziała nawet, czy to aby na pewno jest wiarygodne, ale mimo wszystko miała wrażenie, że tam świat stoi na głowie. - Teraz będziemy mieć więcej czasu na picie herbatek. Ale nie obiecuję żadnych przejażdżek na latających dywanach - rzuciła w końcu, nieznacznie podłapując ten cały żart, a następnie zabrała się za zdejmowanie wierzchnich części ubrania, po czym na moment zamarła, kiedy tylko zdała sobie sprawę z tego, o czym mówią i uniosła nieznacznie brwi, po czym popatrzyła po nich, jak po wariatach, których opowiadają jej jakieś bezdenne głupoty, by zaraz parsknąć, ni to z ubawienia, ni to z irytacji. Na Merlina, kto wpadł na taki absurdalny pomysł? Robili się chyba niesamowicie postępowi, a ona nie była do końca pewna, czy to jej odpowiada, czy nie. - Och, niech będzie. Wprowadźmy sobie trochę nutki niestosowności - rzuciła w końcu, z pewnym rozbawieniem przyjmując do wiadomości, jak to brzmi. I chociaż nie podejrzewała, żeby Bart na cokolwiek liczył, to jej serce i tak nieco mocniej zabiło, bo jakby na to nie patrzeć, było to szaleństwem. Tak czy inaczej, podeszła do łóżka, na które nonszalancko rzuciła płaszcz i szal, by zabrać się zaraz za wyciąganie swoich rzeczy. Na jej szyi kołysały się ozdobne, delikatne łańcuszki wykonane z białego złota, pośród nich zaś ukryty był elegancki zegarek, jak również rodowy symbol, które nieznacznie poruszały się cały czas. - Macie jakieś plany na wieczór? Na kolejne dni? Przyznam szczerze, że sama nie wiem, od czego można by tutaj zacząć - spytała również, całkiem luźno, starając się przejść do porządku dziennego nad tym, że właśnie robi coś nieco szalonego, jakkolwiek by na to nie patrzeć. Odrzuciła włosy na ramię i spojrzała po swoich współlokatorach, czekając na jakąś ich reakcję, na ich sugestie, a może nawet i zaproszenia.
- Magiczne przejścia na pewno by się znalazły, ale z tym skrzatem, to wybacz, nie wydaje mi się - posłał jej przepraszający uśmiech. Nie znał struktury budynku oraz ich polityki względem magicznych istot, ale jego dotychczasowe obserwacje pozwalały mu wierzyć, że hotel był bardziej zaczarowany, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać. Roześmiał się na kolejne pytanie Victorii. - Zapewniam Cię, że nie - mugolski świat wcale nie był tak bogaty i nowoczesny. Przynajmniej nie tam skąd pochodził. Ipswich kojarzyło mu się odrobinę z Hogsmeade, tyle tylko, że kilkukrotnie większym. Było to oczywiście luźne skojarzenie, bo choć wizualnie miasteczko nie było przesadnie nowoczesne, to mugole jednak coraz mocniej zatracali się w swoim uwielbieniu do technologii, która kompletnie odstawałaby w świecie czarodziejów.
Spiął się ogromnie, kiedy padł pomysł z podziałem na płcie. To głupie, ale znacznie bardziej krępowała go wizja snu z obcym chłopakiem, niż Victorią. Kwestia oswojenia się ze sobą i nie ukrywajmy, płci. Zrobiło się jeszcze gorzej, kiedy Melusine wypaliła z tym komplementem. Jego twarz znacznie poczerwieniała, a on sam zaczął się niezręcznie śmiać, bo nie wiedział jak inaczej zareagować. Robiło się coraz gorzej, a liczył przecież, że jak już Vicky się tu pojawi, to nie dojdzie do żadnej kłopotliwej sytuacji. Nic nie powiedział na słowa starszej krukonki, bo go zatkało. Cios poniżej pasa, który obudził w nim dawnego Bartholomew - tego spłoszonego i zachowującego się, jakby miał czternaście lat. - Głupio, że nie dali pokojów jednopłciowych, teraz sami mogą siebie winić - wydusił wreszcie, udając, że niby wolałby też bez dziewczyn, chociaż jedyne czego pragnął, to po prostu jakieś znajome twarze. Jedną dostał, więc nie miał w zasadzie co marudzić. Ulżyło mu, kiedy wyszło tak, jak sobie to wymyślił i zaprzestał wreszcie sztucznego przeglądania swojej torby. Zamiast tego usiadł na fotelu zlokalizowanym pod oknem i przyglądał się oświetlonemu w oddali miasteczku. - Ja dzisiaj chcę odpocząć, żeby jutro móc przespacerować cały dzień - brak konkretów, ale Bart niewiele wiedział o okolicy i postanowił improwizować. Niekoniecznie potrzebował do tego towarzystwa, chociaż z pewnością przydałby mu się ktoś do wyprawy w góry.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Zajmuję się szykowaniem, kiedy dwójka moich współlokatorów prowadzi jakąś mało interesującą mnie pogawędkę na temat życia mugoli. Kompletnie się na tym nie znam, nie wiem co i jak wygląda u nich i moja domieszka ich krwi jest zbyt daleka, bym cokolwiek o nich wiedziała, ale zwyczajnie nigdy mnie to specjalnie nie interesowało. Wystarczył mi fakt, że musiałam tłumaczyć światu czarodziejskiemu moją tożsamość magiczną i wierzenia mojej rodziny, nie chciałam jeszcze do tego przejmować się jakimikolwiek przemyśleniami w mojej opinii odrobinę zacofanych mugoli. Dlatego przyłączam się do rozmowy dopiero całkiem zabawną w mojej opinii historyjką zasłyszaną od dziadków, którą oczywiście nie mogłaś potwierdzić lub zaprzeczyć, a jednak podłapujesz elegancko żarcik na co się uśmiecham radośnie i śmieję krótko. Po chwili jednak już toczymy dyskusję na temat łóżek w pokojach i chwilę zastanawiam się nad tym wszystkim, szczególnie nad kwestią postępowości. Wzruszam ramionami kiedy koleżanka zdecydowanie niezbyt po arystokracku postanawia spać z chłopcem, na dodatek widocznie związanym z mugolami. Nie jestem szczególnie uprzedzona do niczego, jakże mogłabym być ze stylem życia mojej rodziny, chociaż gdybym musiała wybierać chłopca, z pewnością wybrałabym kogoś o wyższym statusie krwi. A przynajmniej teraz tak sobie myślę, kiedy nigdy nie stałam nad takowym dylematem. - W zasadzie może przestali przejmować się płciami w pokojach, bo w Hogwarcie również nieszczególnie się tym przejmują. Szczególnie chłopcy - dodaję myśląc o bardzo dużej ilości osób bi wśród mężczyzn. Nic nie insynuuję, stwierdzam fakt. W międzyczasie wyciągam różdżkę, którą teraz macham na puder, który sam zaczyna mi się nakładać na niedoskonałościach cery. I dopiero wtedy zauważam, że mój towarzysz bynajmniej nie jest rozbawiony z moich słów, a wygląda na odrobinę przestraszonego. I zorientowałam się, że wprawiam go w zakłopotanie po stosunkowo długim czasie, bo wcześniej byłam zbyt zajęta szykowaniem się, by to zauważyć. Macham ponownie różdżką i puder ląduje na swoje miejsce. - Żartuję, wybacz - dodaję chociaż w sumie to nie do końca żartuję, ale nie chcę wprawiać młodszego chłopca w większe zakłopotanie, dlatego z większą energią niż wymagałoby tego pytanie odwracam się do Brandonówny, by odpowiedzieć na pytanie. - Najpierw muszę napisać do kogoś, zaprosić na spotkanie na jutro, a potem nie mam pojęcia trzeba będzie zobaczyć ten przybytek? - mówię podnosząc leżący pod ręką bon do sauny i zerkam pytająco na Vicky. - A tak planuję jeździć na łyżwach całe ferie.
- Musimy ich poszukać, Bart - rzuciła na to właściwie z miejsca, dochodząc do wniosku, że musi jakoś rozruszać chłopaka, który wydawał jej się nieco jakby spięty, a poza tym naprawdę trzeba było wymyślić, co tutaj robić. Nie dało się jeździć cały czas na łyżwach, nie dało się również nieustannie siedzieć w pokoju i czytać książek, w gruncie rzeczy nie było szans na nieustanną powtarzalność, choć bezpieczną, to mimo wszystko nudną. Skoro zaś nie posiadali żadnych planów dnia, nic nie było z góry ułożone, to musieli sobie jakoś radzić sami, a takie zabawy w poszukiwaczy zaginionych schodów na ostatnie piętro, wcale nie były takie złe, kiedy miało się niecałe siedemnaście lat i w gruncie rzeczy, nieco pstro w głowie. - Może ukrywają się w kuchni, ale podejrzewam, że jeśli spróbujemy się tam zakraść, to dostaniemy po łapach. Chyba że to całkowicie niemagiczna kuchnia, ale nie mam pojęcia, jak wtedy mogłaby wyglądać - dodała jeszcze i wzruszyła lekko ramieniem, ale jeśli Bart jej się przyglądał, to spokojnie mógł dostrzec błysk w jej oczach, bo właściwie była niesamowicie ciekawa, jak wygląda gotowanie na taką masę osób, kiedy nie ma się pomocy skrzatów, magii i cudownych garnków, które wiele rzeczy mogą robić same. Nie miała pojęcia, jak pod tym względem wygląda świat mugoli, co, jak łatwo się domyślić, niesamowicie ją ciekawiło, gdyby zatem tylko Bart zaproponował, że pójdą to sprawdzić, nie miałaby nic przeciwko. Przez chwilę nie wiedziała zupełnie, jak się zachować. Sytuacja była iście kuriozalna, ale wiedziała doskonale, że jeśli tylko zacznie nerwowo chichotać albo jakoś niemądrze się wykręcać, będzie jeszcze gorzej. Dziadek od dziecka uczył ją, że w każdej sytuacji najważniejsze jest zachowanie twarzy, a nie robienie z siebie idioty, nic zatem dziwnego, że również teraz starała się pokazać, jak mocno jest jej to wszystko jedno, jak mocno ją to bawi i nie czuje się wcale skrępowana. To nie było takie łatwe, ale jednak lata ćwiczeń na coś w końcu się przydały, co bardzo ją cieszyło. Przekrzywiła lekko głowę, gdy spostrzegła, że Bart ma się chyba lepiej, a później machnęła różdżką, by wypakować swoje rzeczy, w końcu nie zamierzała bawić się w to sama, zbyt była przyzwyczajona do swojego magicznego świata, by postępować inaczej. - Myślę, że to test, poczekajcie, aż zaczną nam wpadać do pokojów z pytaniem, co tu się dzieje - powiedziała w końcu, aczkolwiek nie zabrzmiało to aż tak dobrze, jak miało i Victoria w pełni skupiła się na dalszej wymianie zdań, machając już ręką na uwagi o wspólnym mieszkaniu, czy jeszcze gorzej, wspólnym spaniu, które chyba powinno być niesamowicie gorszące. - Może w takim razie napijmy się czegoś ciepłego? Były tu chyba jakieś mapki szlaków, czy coś podobnego? - dodała zaraz, proponując pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy, bo tego była nauczona.
Stwierdzenie odnośnie sypialni w Hogwarcie miało dla niego sens, bo jednak pewne rzeczy nie były już tematem tabu w tych latach. Jedynie kiedy chodziło bezpośrednio o jego osobę, to robił się zmieszany i zachowywał jakby w życiu nie słyszał o czymś takim jak intymność czy romanse. Starał się przez to przebrnąć, ale być może potrzebował do tego jakiegoś doświadczenia? Chwilowo niewiele mógł opowiedzieć o swoich podbojach sercowych, toteż wzmianka, że jakiś chłopak mógłby być nim zainteresowany, wprawiała go w skrajne zawstydzenie. - Nie, nie, w porządku - uśmiechnął się lekko, chociaż przeczuwał, że Melusine ślepa nie była i jego stres dostrzegła. Na szczęście nie znali się zbyt dobrze, więc wątpił, aby chciała kontynuować temat. Póki co zdawała mu się pochłonięta makijażem, który nakładała przy pomocy magii. Fascynowało go to, bo według niego zabijało to całą przyjemność z jego robienia, nie mówiąc już o tym, że wymagało to mniejszych umiejętności. - Łyżwy? Jest tu lodowisko? - ożywił się na to hasło, bo sam takowego nie dostrzegł, a strasznie miał ochotę sobie pojeździć.
Roześmiał się, bo jej wyobrażenia o świecie mugoli go intrygowały. Nigdy dotąd nie miał okazji rozmawiać o tym z kimś, kto szczerze się tematem interesował i nie chciał jedynie z niego szydzić. - Możliwe, że są w kuchni, musimy się przekonać - wzruszył ramionami. Nieszczególnie bał się konsekwencji tej wyprawy. Uważał, że łatwo było wyjaśnić ich obecność w takim pomieszczeniu, a przynajmniej zaspokoją własną ciekawość. Nie wiedział tylko czego się miał spodziewać. Hotel dawał mu czasem sprzeczne sygnał i chyba nic by go już nie zdziwiło. - Test? Hmm, nie spodziewałem się po nauczycielach z Hogwartu eksperymentów tego typu, ale kto wie - wątpił też, aby w którymś z łóżek miało dojść do czegokolwiek, ale Bartholomew patrzył na świat bardzo niewinnie i nikogo z wycieczkowiczów nie podejrzewał o jakieś dzikie seksualne żądze. W tym pokoju to już na pewno ich nie było (tak wierzył). - Ja już dzisiaj raczej wymiękam, ale jutro bardzo chętnie - uśmiechnął się uprzejmie do Vicky. Zamierzał udać się do sauny, licząc, że nikogo tam nie zastanie i ostatnie czego w niej potrzebował, to towarzystwo innych osób, nawet takich które znał.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Och, gdybym usłyszała jak lekceważąco Burt podchodził do magicznego malowania byłabym zdecydowanie oburzona! I kazała samodzielnie machnąć różdżką tak by rozprowadził sobie puder po twarzy tak by było wszystko gładko, bez żadnych skaz. Znacznie łatwiej jest prowadzić swoją rękę z gąbką w ręku z początku niż jedynie swoim umysłem i skupieniem. Oczywiście z czasem faktycznie to prostsze i szybsze. - Musi chyba być - stwierdzam z pewnością na temat lodowiska, chociaż nic nie widziałam, obstawiałam, że w takim miejscu musi być taka atrakcja, w ramach potwierdzenia tej teorii patrzę pytająco to na jedno to na drugie. Ci chwilę rozmawiają na jakieś tematy, w które wcześniej niespecjalnie się wsłuchiwałam, a ja w międzyczasie wydłużam sobie rzęsy. Kiedy stwierdzam jednak, że wyglądają już jakbym miała nimi zamiatać podłogę, zaklęciem cofam mój przesadnie ulepszony wygląd. A potem idziemy w wiele zręcznych tematów, przy którym wszyscy moi towarzysze mają jakieś nietęgie miny i najchętniej chichotałabym cały czas, patrząc na nich. Przez moją wcześniejszą już wesołość, wybucham śmiechem na myśl o wpadających tu nauczycielach, podglądających co robimy. - Już widzę Alexa, który wpada tu i ściąga z nas kołdry - mówię o naszym poważnym wychowawcy Ravenclawu, rozbawiona już widząc jak wkrada się do każdego po kolei, oceniając poziom zbereźności. Rozglądam się po pokoju kiedy mówisz o czymś ciepłym do picia. - Ale co tu mamy coś, zamawiamy czy idziemy? - pytam gotowa na każdą ewentualność, bo mój makijaż uznaję za skończony i jestem gotowa do czegokolwiek. - Szlaki? Na wycieczki czy narty? - wypytuję dalej zastanawiając się co mnie interesuje mniej. - Może w tych zamarzniętych lasach są jakieś ciekawe rośliny - mówię jeszcze z zastanowieniem, trochę też do siebie.
Temat tabu? Nigdy w życiu. I chociaż sama Victoria nie była jakaś niesamowicie do przodu, nie była jakaś niemożliwie wyzwolona, czy coś takiego, to i tak doskonale wiedziała, co z czym się je i jak sprawy wyglądają, więc traktowała to akurat w formie pewnej przygody. Nie wpadła jednak na to, by miało się tutaj dziać coś nieprzyzwoitego, nie widziała do tego raczej żadnych podstaw. - Jestem pewna, że znajdziemy lodowisko, w takim miejscu trudno by bez niego było. A do kuchni wybierzemy się z samego rana, co ty na to? - powiedziała jeszcze do Barta, uśmiechając się do niego lekko, z zadowoleniem, mając wrażenie, że może będą robić coś nie do końca wskazanego, aczkolwiek nie tak zakazanego, by z miejsca ją z tego powodu zaczęło tak naprawdę skręcać. Nie należała do osób, które są skłonne robić jakieś głupstwa, biegać do Zakazanego Lasu albo w jakiś inny sposób łamać regulaminy, nie chciała tego, nie lubiła, wolała postępować inaczej, nic zatem dziwnego, że zastanawiała się poważnie, jak będzie wyglądała sprawa z tym sprawdzaniem pokoi, o ile oczywiście coś takiego w ogóle będzie miało miejsce. - Wcale bym się nie zdziwiła. Jeszcze dałby nam jakieś wymyślne kary - stwierdziła na słowa Melusine, uśmiechając się przelotnie i westchnęła, jakby w ten sposób chciała podkreślić, jak szalony może być ich opiekun. Prawda była taka, że czuła przed profesorem pewien respekt, ale nie mówiła tego na głos, bo i tak uchodziła za gładką, grzeczną i tak ułożoną, że pewnie niektórych bolały zęby. Doskonale jednak wiedziała, jak robić dobre wrażenie i na tym jej zależało, jako jednej z Brandonów, nie zamierzała zostawać żadną czarną owcą, jak jej głupi kuzyn, nie zamierzała również uchodzić za jedną z najgorszych wśród jej rodu, więc siłą rzeczy musiała pokazywać się od dobrej strony. Inna sprawa, że zaliczała się raczej do dobrych dziewczynek i trudno powiedzieć, czy istniało coś, co miałoby to zmienić. - Ja bym chętnie gdzieś poszła - rzuciła jeszcze całkiem swobodnie, a później zerknęła na Barta, jakby chciała się zapytać, czy na pewno nie zmieni zdania, po czym wróciła do koleżanki z domu i przekrzywiła nieznacznie głowę. - Właściwie to jedno i drugie mnie interesuje, na pewno da się zobaczyć tutaj mnóstwo fascynujących rzeczy, jestem pewna. Rośliny pewnie też, chociaż na tym nie znam się w ogóle, więc na pewno ci nie pomogę - skwitowała jeszcze i wdzięcznie wzruszyła ramionami, jakby chciała dać jej znać, że nie ma sensu wyciągać jej na poszukiwanie jakichś roślinek, bo nic z tym nie zrobi, a pewnie połowę jeszcze paskudnie zdepcze.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Ciesząc się, że mam poparcie co do mojego toku rozumowania, kiwam entuzjastycznie głową, kiedy mówisz, że na pewno jest tu lodowisko. - Lubisz jeździć na łyżwach? - pytam jeszcze znajomej, szukając w niej towarzyszki do jakichś przejażdżek. Ja jestem naprawdę dobra w tym. Moje jezioro przy wielkiej posiadłości oblegane jest gładką taflą lodu każdego roku i to tam zazwyczaj spędzam każdą krótką chwilę, kiedy nie jestem z rodziną. Nie jestem pewna czy pamiętasz jak wygląda mój dom, czy że w ogóle mamy jezioro, chociaż z pewnością możesz się tego domyślać. - Tak! Swoją drogą nie sądzę, że faktycznie by chodził zabierał nam kołdry. Jednak jeśli już postanowi tak zrobić, nie mam nic przeciwko - oznajmiam znowu zaczepnie do Victorii, bo przecież chociaż kulawy i mrukliwy, nasz opiekun Ravenclawu wygląda trochę jak mroczny model z kolekcji mody na nokturnie na przykład. Oczywiście też czułam do niego respekt i całkiem lubiłam tego wiecznie grymaszącego nauczyciela, ale to nie znaczy, że powstrzymałabym się od komentowaniu takich błahostek jak jego wygląd. - Świetnie, pójdźmy gdzieś! Gdzie są te mapy! - pytam i rozglądam się chaotycznie dookoła w poszukiwaniu jakiś tras. Nie wiem czy miałyśmy iść teraz czy później, ale jestem w pełnej gotowości na jakąś wycieczkę i przy okazji bliższe poznanie. - Albo weźmy te mapy i usiądźmy gdzieś w jakiejś kawiarni, żeby je przejrzeć - proponuję też całkiem rozsądnie, chociaż nadal nie mam pojęcia gdzie mogę je znaleźć, więc trochę chodzę w kółko, kręcąc turbanem.
- Uwielbiam. To jedyny moment, kiedy jestem w stanie zbliżyć się do wody, więc korzystam - przyznała z miejsca. Jej lęk był raczej powszechnie znany, w końcu nawet w szkole nie zbliżała się do jeziora, wolała trzymać się od niego z daleka, a jeśli miała się już wybrać gdzieś, gdzie jest pełno wody, to robiła to mimo wszystko niesamowicie ostrożnie. Wolała, czemu się zresztą trudno dziwić, być naprawdę ostrożną, bo nigdy nie wiadomo, jak mogła skończyć. Nie pamiętała dokładnie tego, co działo się, kiedy jej mądry kuzyn zachował się jak skończony baran, ale lęk przede wszystkim, co zawierało w sobie wodę, był dla niej potężny. Wolała prysznice, unikała jezior i głębokich rzek, niepewnie spoglądała na strumienie. Oczywiście, nie było nawet mowy o tym, żeby pływała, bo to napawało ją nie tylko lękiem, ale i skrajną odrazą. - Czy ja wiem? Może jednak znudzi się w końcu przebywaniem z innymi nauczycielami i postanowi sprawdzić, jak bardzo rozrabiamy. Machnie niecierpliwie ręką i cała pościel do niego poszybuje - rzuciła na to i machnęła faktycznie ręką, jakby próbowała nieco przedrzeźniać ich opiekuna, co pewnie nie było do końca bezpieczne, ostatecznie bowiem, kto wie, w którym dokładnie momencie ten mógł tutaj do nich wejść, a później mrugnęła do dziewczyny na znak, że sama również w to nie wierzy, ale z drugiej strony - nie miałaby w sumie nic przeciwko temu, żeby coś podobnego miało miejsce. Pewnie by się zawstydziła, ale z drugiej strony... To też mogłaby być jakaś przygoda, prawda? A na pewno coś niewiadomego, na co musiała się przygotować, żeby przypadkiem nie utknąć pewnego dnia z ręką w nocniku, gdy spanikuje w sytuacji kryzysowej. - O, to świetny pomysł. Bart odpocznie, a my napijemy się czegoś dobrego - stwierdziła na entuzjastyczną propozycję Melusine, a później wstała, by również się rozejrzeć. Widziała gdzieś te mapy, na pewno nie mogły tak po prostu zniknąć, była o tym w pełni przekonana, więc zaczęła przerzucać część rzeczy, które zasłaniały miejsce na szafkach albo na łóżku. - Masz ochotę na coś szczególnego? - spytała jeszcze, przy okazji posyłając lekki uśmiech Bartowi na znak, żeby sobie nie przeszkadzał i nie martwił się.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
- Świetnie - cieszę się automatycznie, że będę mieć towarzyszkę w jeżdżeniu na łyżwach z pokoju. Może nawet okaże się, że dorównujesz mi umiejętnościami łyżwiarskimi, co spotykam rzadko, ale wtedy dopiero jest wyborna zabawa. Marszczę za to brwi z zastanowieniem nad Twoją drugą częścią wypowiedzi i dopiero po chwili przypominam sobie jak już raz się dziwiłam Twoją awersją do wody, próbując przekonać Cię do niej kwiecistymi słowami, ale przecież co mogą dać słowa przy jakimkolwiek lęku; dla mnie to jak bać się wydychanego powietrza, nie potrafię nigdy rozumieć akurat tej fobii. - Może powinnyśmy wykorzystać wspólny czas na przełamaniu Twojego strachu związanego z wodą? Nie znajdziesz lepszej nauczycielki niż syrena - mówię żartobliwie, machając lekko rękami, jakbym miała faktycznie płetwy zamiast dłoni. - Jest tu basen na przykład - dodaję, szczerze proponując koleżance pomoc w przełamaniu strachu. Śmieję się znowu perliście na wizję, którą mi przedstawiasz, dość trafnie naśladując naszego opiekuna. - Weź, wtedy nauczyciele pomyśleliby, że jest jakimś zboczeńcem, podglądającym młode dziewczyny w piżamkach - mówię wyobrażając sobie takie oskarżenia wypływające na naszego nauczyciela. Oczywiście też nie chciałabym, żeby coś takiego faktycznie się wydarzyło, ale muszę przyznać, że faktycznie mocno uśmiałabym się po takich wydarzeniach. No grubo po nich, raczej nie w trakcie. Szczególnie, że kto wie z kim bym była! - Świetnie - powtarzam znowu entuzjastycznie, nadal rozglądając się za tymi mapami. Teraz obydwie rzucałyśmy dość chaotycznie rzeczy w ich poszukiwaniu, aż w końcu przypominam sobie, że jestem czarodziejką i wyciągam prędko różdżkę. -Accio, mapy- mówię i prosto do moich rąk trafiają złożone kartki, które chcę spakować do torebki, więc teraz ją zaczynam szukać odrobinę niemądrze. - Och, nie wiem, mam nadzieję, że mają tu coś szalonego, nowego - stwierdzam ze wzruszeniem ramion i zakładam na siebie płaszcz i patrząc wyczekująco na Victorię.
Victoria uśmiechnęła się lekko na jej słowa, ale kiedy dziewczyna zaczęła wspominać o przełamywaniu strachu, Krukonka gwałtownie pobladła i chociaż wyłapywała cień żartu, a jednocześnie zachęty, jedynie pokręciła głową i serdecznie jej podziękowała. Nie chciała sprawdzać, jak zachowa się w basenie, miała już problem z wylegiwaniem się w wannie, więc każdy większy zbiornik stanowił dla niej barierę nie do przekroczenia, nawet kiedy brodziła jedynie przy brzegu. Na całe szczęście nikt nie wpadł jeszcze na niesamowicie mądry pomysł, żeby dla zabawy wepchnąć ją do jeziora, czy coś podobnego, jej fobia była jednak powszechnie znana, chociaż nie mówiła każdej napotkanej osobie z czym dokładnie się wiąże. W końcu nie musiała się chwalić całemu światu, że jej rodzony kuzyn ma gumochłona zamiast mózgu. - Przecież to byłoby pilnowanie, czy na pewno jesteśmy w piżamkach - rzuciła na to, chociaż jej policzki pokryły się dość gwałtownie rumieńcem. Szło jej jednak całkiem nieźle podtrzymanie konwersacji na tym poziomie, który tutaj został ustalony, a to było też dla niej dobre, bo musiała szkolić się w mówieniu o czymś, co łatwo jej nie przychodziło. Kolejna lekcja ze strony dziadka - musisz umieć grać kartami, jakie dostajesz. Starała się więc i próbowała najlepiej, jak umiała, aczkolwiek nad reakcjami własnego organizmu nie była jeszcze w stanie panować i nie miała pewności, czy kiedykolwiek jej się to w ogóle uda. Kiedy tylko Melusine po prostu przywołała do siebie mapy, Victoria parsknęła lekko z ubawienia, po czym sięgnęła po płaszcz i szal, by prędko się ubrać. Pomachała jeszcze do Barta, obiecując mu z rozbawieniem, że nie będą balowały do rana, a później skierowała się do drzwi, by zaraz je otworzyć. Trzeba było teraz znaleźć jakąś dobrą kawiarnię i faktycznie sprawdzić te wszystkie mapy, żeby wiedzieć, dokąd można tutaj pójść, gdzie jest lodowisko, gdzie są jakie trasy albo atrakcje, na które warto się wybrać. Trzeba przyznać, że Brandon bardzo podobała się perspektywa wieczoru, jaki właśnie się szykował. Coś nowego, jakieś kolejne możliwości, a na dokładkę jeszcze pewnie przyjemna rozmowa.