Na pierwszy rzut oka wygląda kiczowato i niewygodnie, ale nic bardziej mylnego. Siedzenia w rzeczywistości są bardzo wygodne, a sama łaźnia zapewnia łagodniejszą formę 'saunowania' (z większą wilgocią i niższą temperaturą). Magia w tym dużym pomieszczeniu sprawia, że to gość dopasowuje jego wygląd - błyszcząca mozaika na ścianach zmienia się w dowolne otoczenie, jakie tylko można sobie wymarzyć. Masz ochotę poleniuchować w lesie, odprężyć się na pustej plaży? Chcesz zobaczyć jak to jest siedzieć w samym ręczniku w londyńskiej bibliotece, albo może tęsknisz za Pokojem Wspólnym w Hogwarcie?
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Poskładano ją w całość, ale niewiele mogło wpłynąć na przeraźliwie obolałe mięśnie i te wielkie dwa siniaki, które zdobiły jej ciało - jeden na całej długości uda, a drugi na plecach i to większych rozmiarów. Nie zwracała jako tako na siebie uwagi dopóki ktoś nie przyjrzał się jej mimice, gdy siadała, podnosiła się, kładła czy schylała - krzywiła się na potęgę i cierpiała, bowiem na ból nie była odporna. Wyszła z pokoju głównie dlatego, by ulżyć sobie w łaźni parowej, co było jednym z zaleceń tutejszego uzdrowiciela. Znalazłszy się w środku aż uniosła brwi na widok kiczowatego wystroju, odbiegającego mocno od poziomu hotelu. Wykrzywiła się widząc, że nie będzie tu sama, jednak jeśli delikwent będzie się jej naprzykrzać to go stąd szybko ewakuuje. Poprawiła włosy pod czepkiem i weszła bez żadnego "cześć" do środka. Rozłożyła duży, lniany ręcznik na wolnym siedzisku. - Nie oglądaj teraz. - poprosiła z silnym akcentem swoje towarzystwo, bowiem zdjęła z siebie biały kilt i nagusieńka położyła się na ręczniku. Nie potrafiła powstrzymać jęku, bowiem gdy tylko mięśnie na plecach się naciągnęły to niemal łzy napłynęły jej do oczu. Położyła się na brzuchu i jedynie przesłoniła materiałem pośladki, Oparła czoło o dłonie i wyrzuciła z siebie wiązankę litewskich przekleństw, gdy ciało przyzwyczajało się do tej pozycji. - Ehh, jacuzzi zajęte, gdzie mój hydro...masowanie. - mówiła do siebie, wzdychając głęboko. W końcu popatrzyła na towarzystwo i byłaby skomplementowała całkiem dobrą budowę ciała, gdyby nie przeklinała w tym czasie przez nabyte siniaki. - Chcę być na plażi teraz. Możesz oddać mi obraź? - zamrugała, oczekując, iż pragnienie Skylera zostanie wycofane i będzie mogła wyobrazić sobie, że jest na plaży, a obok szumi morze. - Pieprzone góry. Uhhh. - wydusiła z siebie pełen bólu i zniecierpliwienia jęk, gdy opadła piersiami na ręcznik i wprawiła w ruch mięśnie pleców. Spłyciła oddech, gdy temperatura w łaźni szybko rozgrzała jej zmarznięte stopy.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nie umiał być po środku. Uciekając z jednej skrajności wpadał prosto w drugą, nie potrafiąc nawet zwolnić po drodze. Widział punkt X, punk Y i łączącą je linie, ale zupełnie ignorował fakt, że składa się ona z wielu drobnych punktów, nad którymi warto było się zatrzymać. Ze zdecydowanie zbyt mroźnej zimowej atmosfery panującej na zewnątrz - uciekł prawie od razu do piekielnie gorącej łaźni, po drodze zgarniając jedynie ostatnią przywiezioną kokosankę i deklarację słowną od Jerrego, że niedługo do niego dołączy. Zapewne gdyby nie przyszedł tutaj sam, to ktoś olśniłby go, że wystrój łaźni nie należy do najgustowniejszych, jednak Sky, nawet jeśli zwróciłby na to w ogóle uwagę, skomentowałby, że pomieszczenie wygląda dość ładnie i na pewno nie włożyłby w to żadnej nuty złośliwości. Bardziej skupiony był jednak na okiełznaniu spadającego ręcznika, nie potrafiąc ogarnąć jak ludzie tak sprawnie wiążą te cholerstwa, że nie muszą poprawiać ich po kilku krokach. Ledwie udało mu się pokonać całą drogę bez zbytecznego obnażania i opaść na mozaikowe siedzenie, a obraz na ścianach zaczął zmieniać się w miejsce, w którym wolałby się teraz znajdować. Jedno spojrzenie wystarczyło, by rozbudzić tęsknotę ciążącą na dnie żołądka, więc szybko przegnał tę wizję, zmieniając ją na widok z hogwarckiej ławeczki na moście, która nadal była jego ostoją spokoju, nawet jeśli ostatnio nie zapuszczał się tam już przez niezbyt zachęcające warunki atmosferyczne. Odetchnął cicho z ulgą, pozwalając spiętym mięśniom na rozluźnienie się i wbrew wszelkiemu rozsądkowi czy zasadom bezpieczeństwa - przymknął oczy, napawając się tym jak jego ciało leniwie przyzwyczaja się do panującego wokół gorąca i powolnie zaczął osuwać się w krainę snu. Czy przysnął na minutę, dziesięć, piętnaście - nie miał pojęcia, bo dla niego trwało to niczym sekunda, gdy stanowczy głos przyciągnął go z powrotem do świata przytomnych. Instynktownie spojrzał w stronę przybyłej, a rozchylając ciężkie powieki napotkał zdecydowanie więcej odkrytej skóry, niż się tego spodziewał, co ocuciło go drastycznie, bo głowa od razu wystrzeliła w bok, by odwrócić spojrzenie. Mruknął pod nosem coś na kształt wyjaśnień, które jednak zaginęły w jęku bólu Laurel, a więc i jego zaniepokojony wzrok znów powędrował w jej stronę, uciekając w górę, gdy tylko padł na nagie pośladki, jedynie kątem oka dostrzegając malowniczy siniak na plecach. - Bierz ile chcesz - odpowiedział, pocierając kciukiem brodę, czując atakujące go poczucie niezręczności, nawet nie myśląc o tym, by przepychać się o obraz na ścianach, skoro jego i tak nie należał do zbyt wyrafinowanych. - Może zaraz wpadnie tu mój kumpel, to Ci na pewno zaproponuje masowanie - skomentował, czując, że musi odpowiedzieć cokolwiek, by rozładować niezręczność, ale też zareagować jakoś na to niezobowiązujące gadanie dziewczyny. - Radzę skorzystać. Normalnie ręce które leczą - dodał, przesuwając wzrokiem po zmieniającym się obrazie, który nabierał zdecydowanie więcej jaśniejszych i cieplejszych kolorów, mimowolnie z ciekawości pozerkując na dziewczynę, by ocenić jej obrażenia. - To ten... Wyglądasz na kogoś kto powie mi, których miejsc lepiej tutaj unikać.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Obraz ścienny zmienił się i po paru chwilach leżeli na plaży. Kontury pomieszczenia zamazały się i dużo łatwiej przyszło jej wyobrażenie sobie, iż piecze ją wakacyjne słońce. Pot spływał już kroplą po jej karku i przez chwilę mogła odsapnąć. Faszerowała się efektem placebo w oczekiwaniu na możliwość przyjęcia kolejnej dawki środków znieczulających. - Za masowanie tego siniaka na plecach mogę wydrapać oczi albo utopić w łyżeczcie kawy. - oznajmiła na wydechu, i podparła się na ręczniku łokciami, tym bardziej odsłaniając swoje piersi. Najwyraźniej nie miała problemu ze wstydem albo to wstyd miał problem z nią… otarła skroń bokiem palca. - Jesteś swat? Czemu sam nie zaproponujesz, skoro jesteśmy sam na sam. - zmrużyła powieki i wypatrywała konturów jego ciała, gdy nowa fala przesłoniła jego sylwetkę. Czuła, że długo nie wyleży w tej pozycji, jednak wstawanie będzie jeszcze gorsze. Pożałowała, że wybrała tę pozycję. - To pech, eee… kim ti właściwie jesteś? - zapytała bezpardonowo, bowiem nie znała imion wielu, naprawdę wielu osób. - Bądź dżenlmenem i pomóż mi wstać. Nie wyleże tak, a zaraz szlag mnie trafi, bo boli. - wykrzywiła się, gdy tylko próbowała podciągnąć się wyżej. - Poproszę? Tylko się nie gap za bardzo. - marzyła, by już usiąść i oprzeć o palmę (ściankę ław) plecy. Gorąc w istocie nieco pomagał jej mięśniom lecz musiała przebywać tu jeszcze z pół godziny, by poczuć ulgę. Bała się podnosić o własnych siłach, więc po chwili namysłu cieszyła się z towarzystwa. - Nie wyczekam do czasu twojego kolegi. - zgięła kark, gdy przymknęła na moment oczy. Oddychała już płycej, co było naturalne wobec przebywania w łaźni.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Zmarszczył brwi, by wyobrazić sobie podtapianie Dunbara w łyżeczce kawy, ale ten obraz jakoś nie chciał skrystalizować się w jego głowie, za to dostał jasny komunikat, że z dziewczyną lepiej było nie zadzierać i może jej siniaki są wynikiem jakiejś bójki. Cóż, jednego był pewien - ta druga osoba pewnie wygląda gorzej. Błądził wzrokiem po różnych punkach plażowej wizji, walcząc z odruchem patrzenia na rozmówce, byle tylko nie kraść już więcej żadnych widoków odkrytego ciała. Mimo braku pociągu do płci przeciwnej, to wciąż wydawało mu się to dość niezręczne, bo jednak nawet Flora, z której negliżem nie miałby żadnego problemu, nie odkrywała się przed nim aż tak. - Nie jesteś w moim typie - wypalił z uśmiechem, odgarniając wilgotne od potu kosmyki z czoła, zawieszając się na chwilę w tej pozycji, gdy dotarło do niego, że nie zabrzmiało to za dobrze - Nie żeby coś było z Tobą nie tak - zaczął znów od razu, marszcząc lekko brwi w próbie ułożenia na szybko jakiejś sensownej wypowiedzi - W sensie jesteś bardzo ładna, ale płeć się nie zgadza, a poza tym to jestem zajęty - wyrzucił szybko, próbując się wytłumaczyć z braku swojego zainteresowania, choć dopiero wtedy powoli zaczynało do niego docierać, że dziewczyna raczej nie miała na tyle kruchej samooceny, by przejąć się jego komentarzem. Zaczerpnął powoli gorącego powietrza, z trudem biorąc głębszy wdech, tak konieczny po serii słów. - Eee... Skyler - mruknął, nie do końca pewien czy o to jej chodziło i wstał by jej pomóc - Prefekt Hufflepuffu - dodał już zdecydowanie pewniej, poprawiając swój ręcznik, by nie spadł mu, gdy dłonie będzie miał zajęte pomocą. Zabawne, że jeszcze kilka miesięcy temu, gdy ledwo zdążył dostać odznakę, miał wrażenie, że na nią nie zasługuje. Bał się podjąć jakiekolwiek działania, a przedstawiając się ściszał nieco głos wymieniając swoją funkcję. Po całym semestrze miał jednak wrażenie, że odznaka jest już częścią jego charakteru i stanowi pewne zabezpieczenie - sprawia, że niezależnie od całej reszty jest już "kimś", więc dzięki niej czuł się pewniej odpowiadając na takie pytanie. Postarał się o utrzymanie kontaktu wzrokowego pomagając podnieść jej się do pożądanej pozycji, by nie zjeżdżać wzrokiem na rejony jej ciała, które jego spojrzenia nie potrzebowały. - Gdyby wiedział jakie widoki go omijają, to pewnie już by tu był - zagadnął, odklejając palce od nagrzanego ramienia dziewczyny - Ale na moją pomoc też możesz liczyć - zadeklarował, przeciągając się i zaraz gwałtownie łapiąc opadający ręcznik. Odchrząknął, znów poprawiając splot i przysiadł, by nie kusić już więcej losu niepotrzebnymi ruchami. - Swatem też mogę być.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Z zamkniętymi oczami słuchała głosu Skylera, który w uroczy sposób próbował wyeliminować jakiekolwiek obawy przed niepoprawną interpretacją odpowiedzi. Bał się, że go utopi albo wydrapie mu oczy? Wbrew pozorom nie oczekiwała, że będzie podobać się każdemu. Tak na dobrą sprawę miała głęboko w poważaniu czy się za nią oglądają - zależało jej na opinii tylko tych, którymi sama była zainteresowana. - To dobrze, bo ja wolę brunetów. - wzruszyła ramionami i tego też pożałowała, co skomentowała kolejnym grymasem. - No ale skoro jesteś gejem to nie powinieneś mieć oporów, by mi pomóc wstać. Skoro to łaźnia to chyba wszyscy powinni być tu nadzi. - zauważyła swobodnym tonem, ale też nie oczekiwała od razu negliżu chłopaka. Chciała tu odpocząć, pozbyć się tego pieprzonego bólu pleców i uda, a więc wykorzystywała sytuację i domagała się od Skylera dżentelmeństwa. - A, puchoni. - pokiwała głową. - Chyba nie znam żadniego puchona. Oprócz ciebie. - zauważyła, podnosząc nań głowę, gdy wstawał ze swojego miejsca ł i wychodził z parnej zasłony. Zapomniała się przedstawić, poza tym myślami to już była przy próbach nastawienia się na kolejne bolączki, które z pewnością głośno skomentuje. Odznaka nie robiła na niej wrażenia, bowiem w Souhvězdí nie mieli czegoś takiego, poza tym był symbolem władzy pośredniej, a to znowuż prowadziło do wydawania poleceń, których ona nienawidziła całym sercem. - Puchoni to chyba wszysci pomocni, tak mówiły wasze duchy. - dodała i zacisnąwszy zęby odepchnęła się dłonią od ręcznika, korzystając jednocześnie z pomocy z chłopaka. Nie obyło się bez czystego litewskiego przekleństwa - Kalė!. Sięgnęła po drugi ręcznik i rozłożyła go na podłodze u swoich stóp, a przy tym z kącika jej oka popłynęła łza, gdy znów plecy ją zabolały. Z ogromnym grymasem dotknęła łopatkami kory palmy i znów przeklęła. Kawałek ręcznika trafił na jej uda, by zasłonić chociaż dół, ale poza tym nie ukrywała swojej półnagości. Nie miała ochoty teraz się nad tym zastanawiać. - Dzięki. Ale ja swata nie potrzebuję, raczej mój uparty przyjaciel, ale Lazarem sama się zajmę. - położyła dłoń na przeciwległym ramieniu, rozmasowując je bardzo, ale to bardzo delikatnie. Westchnęła, gdy gorąc rozluźniał jej obolałe mięśnie. - A skoro masz kogoś to czemu go tu nie ma? Przecież tu wszysci nadzy mogą siedzieć. Ja bym zazdrosna była.- popatrzyła na mimikę Skylera z bliska, skoro przysiadł sobie obok. Wydawał się sympatyczny, a trzeba przyznać, że niewiele osób miało taki wyraz twarzy, że z góry chciało się stwierdzić, że ta osoba ma miły charakter.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nigdy nie rozumiał takich preferencji... estetycznych. Może to kwestia tego, że jeżeli kogoś lubił, to zwyczajnie wydawał mu się atrakcyjny, niezależnie od koloru jego włosów czy oczu, a nawet rysów twarzy czy figury. Tyczyło się to nie tylko relacji miłosnych, ale też tych przyjacielskich. Im bliżej z kimś był, tym bardziej jego uroda wydawała mu się bez skazy. Zdarzało się już tak, że wzdychał do orlich nosów, krzywych zgryzów czy osób z odbiegającym od normy BMI. Każdy mógłby stać się jego ofiarą. Skyler w rozdawaniu miłości zwyczajnie nie brał jeńców. - Płochliwe z nas stworzenia - odpowiedział, by samemu sobie jakoś wyjaśnić fakt, że dziewczyna przez pół roku nie zdążyła poznać żadnej ciepłej duszy z jego domu. Bo to, że jest jedną z przyjezdnych, założył niemal od razu, słysząc jej dość silny akcent i biorąc pod uwagę to, że jej nie zna. A przecież on kojarzył niemal każdego, nawet jeśli nie był z Hufflepuffu. Moc plotek. - Każdy na swój sposób - przytaknął jej z namysłem, przywołując w myślach współdomowników i zastanawiając się nad tym jak różne formy potrafi przyjąć okazywana pomoc. - Ale mamy zdecydowanie więcej cech wspólnych - zapewnił szybko, kierowany wielokrotnie zasłyszanymi niezbyt przychylnymi komentarzami o Puchonach, które podobno są nawet powielane przez niektórych nauczycieli (!). Zdecydowanie nie cieszyła go myśl, że ktoś z przyjezdnych miałby kojarzyć jego dom z kilkoma prześmiewczymi etykietami nadanymi przez niezbyt uprzejme jednostki. Kierowany całym ciągiem myśli otwierał już usta, by pochwalić się, że chociażby pierwsza kobieta na stanowisku Ministra Magii była własnie z Hufflepuffu, ale zamknął je, nie chcąc z kolei podsycać obiegowej opinii, że Puchoni to tylko kobiety i geje. Zamiast tego powtórzył po niej przekleństwo i uśmiechnął się, próbując nie marszczyć w zmartwieniu brwi, chcąc czymkolwiek odciągnąć uwagę dziewczyny od bólu. - Po jakiemu to? - spytał więc, jednocześnie układając się nieco wygodniej, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mu ręcznik. - Ciekawie brzmi, chociaż zgaduję, że to nic miłego - dodał, nie wnosząc właściwie nic ciekawego do rozmowy, jak na prawdziwego króla smalltalku przystało. Wciąż albo uciekał wzrokiem, albo usilnie utrzymywał go na jej ciemnych oczach, próbując zmusić wyobraźnię do pracy, by wspomogła mózg w oszukiwaniu, że dziewczyna jest w pełni ubrana. - Lazar? - powtórzył bez namysłu, wyłapując znajome słowo - On wcale nie wygląda na kogoś, kto by potrzebował swatki - skomentował, marszcząc nieco brwi w niezrozumieniu. Może to jakaś różnica kulturowa i po prostu inaczej rozumieją rolę takiej osoby? - Nawet znam jednego takiego, z kim, no wiesz - kontynuował, gestykulując rękoma w próbie oddania sensu przez niemożność znalezienia właściwego słowa. - Ale pewnie by nie chciał, żebym go z tym zdradzał - dodał zaraz po namyśle, trąc dolną wargę kciukiem w próbie wykalkulowania czy lepiej się wtrącić z nadzieją, że popchnie coś do przodu czy lepiej nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Osunął się w tył, wspierając się na łokciach i mimowolnie skrzywił się słysząc jej pytanie. Jasne, chciał jej pomóc i odciągnąć uwagę od bólu, ale niekoniecznie kosztem własnego, choć jego był tylko wewnętrzny. Westchnął ciężko, bardziej przez duszne powietrze, niż faktyczne rozdrażnienie i odgarnął kilka buntowniczych kosmyków w tył. - Nie wiem, zaufanie czy coś. W ogóle został w domu - mruknął, próbując szybko zbyć temat, byle nie myśleć o tym za długo, skoro w końcu udało mu się skutecznie zająć czymś innym i nie sprawdzać co chwila w nadziei odpowiedniej karty wizenggera. Naiwna nadzieja jednak zdążyła się już w nim rozbudzić i musiał zawalczyć z pokusą, by wyjść w tym momencie z łaźni, byle tylko upewnić się, że nie czeka na niego żadna odpowiedź. Przetarł kciukiem brew i odchrząknął, dopiero teraz skupiając się odpowiednio na słowach dziewczyny. - Nie patrzyłem na to w ten sposób - przyznał, prostując się do siadu i pochylił się do przodu, opierając łokcie o nogi. - Ale wiesz... Wierność to też cecha Puchonów - dodał, wyłapując jej wzrok i dla dodania sobie pewności uśmiechnął się jednym z tych wyuczonych uśmiechów.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
- Czyli trzeba was wyłapiwać i poznawać. - wydedukowała, bowiem była tak roztrzepana, że mogłoby to tłumaczyć czemu ludzi z domu borsuka nie zdążyła poznać. Zapewne nadrobi tę zaległość już po feriach, gdy będzie mogła wreszcie zwolnić tempo i skoncentrować się na dalszym aklimatyzowaniu w Wielkiej Brytanii. Nie mówiła jeszcze nikomu (poza Lazarem), ale nie chciała nigdy więcej wracać do Czech. Będzie szczęśliwa mogąc zostać tutaj, z dala od toksycznego ojca. Miała nadzieję, że starczy jej na to odwagi jednak póki nie nadchodził ten trudny moment, kiedy przenosi walizkę do kawalerki, nie odczuwała strachu. Nie przejęła się ukrytymi obawami przed stereotypowym potraktowaniem Puchonów. Nie znała ich więc nie miała jak wyrobić sobie o nich opinii. Wolną rękę oparła o swoje czoło i westchnęła, a uśmiechnęła się przy jego zainteresowaniu. - Przekleństwo, ale po litewsku. No do kwiatków wzdychać nie będę, gdy mnie nawalają plecy. - odparła weselszym tonem, a musiała przyznać, że ból był coraz mniej wyczuwalny. Pot perlił się na jej ciele i łaskotał, gdy spływał leniwie wzdłuż nagiego ciała. W końcu mogła odetchnąć z ulgą i w końcu docenić brak bólu. Otworzyła oczy, gdy okazało się, że znał Lazara. No tak, on był bardzo charakterystyczny. - Wiem, doskonale o tym wiem. - uśmiechnęła się, ścierając dłonią wilgoć z szyi i karku. Oderwała plecy od kory palmy, aby nie odparzyć sobie skóry. - On nie potrzebuje swatki tylko przyjacielskiego kopa w ten twardy tyłek. - oznajmiła tonem znawczyni, co mogło zdradzać, że zna się z Rosjaninem dosyć dobrze. - Chyba wiem kogo masz na myśli. Ten ktoś dzieli ze mną pokój. - dodała informację gratis, bowiem była przekonana, że mowa o Brunciu. Nie zauważyła, aby Skylerowi było źle z powodu poruszonego tematu, ale też nawet gdyby to jakimś cudem dostrzegła to i tak nie zastosowałaby taryfy ulgowej. Mówiła to, co czuła i chciała, czasami wykazując się sporym brakiem taktu. - Mówisz jakbi u innych wierność nie była zbyt częsta. - wytknęła mu, wskazując nań brodą. Naturą Laurel było czepianie się słówek i głośne zwracanie na nie uwagi. - No to dobrze, że sobie ufacie. - wzruszyła ramionami, ponownie przymykając oczy. Naciskając stopami na ręcznik leżący na podłodze przesunęła go nieco dalej, by wyprostować nogi w kolanach i przyjąć bardziej relaksującą pozycję. - Nie wiem jak można siedzieć w domu kiedy można być w takim luksusowym miejscu. Wszystko lepsze niż cztery ściany. - odezwała się po ciszy i rozejrzała się po plaży. Kto by pomyślał, że korytarz dalej panuje sroga zima. - Często tak jeździcie ze szkołą? - zmieniła nieco temat iście spontanicznie, by zebrać jeszcze więcej informacji o Hogwarcie. Naprawdę polubiła Wielką Brytanię.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przymknął jedno oko z cichym pomrukiem, zastanawiając się gdzie dokładnie leży Litwa i otworzył je zaraz unosząc brwi, gdy udało mu się połączyć w mózgu odpowiednie kropki. - Iwaszkiewicz - rzucił nieco zbyt entuzjastycznie, więc zaraz odchrząknął i starł kciukiem kroplę potu ze skroni. Babcia byłaby dumna, że faszerowanie go polską literaturą pozostawiło jakiś ślad, ale nie sądził, żeby dziewczyna była zainteresowana rozmową o polskich pisarzach związanych z Litwą. Tym bardziej, że sam niewiele z lektur pamiętał. Pana Tadeusza tak naprawdę nie pamiętał prawie w ogóle, a to właśnie Mickiewicza powinien najsilniej powiązać z tym krajem. Jego pamięć jednak nie działała w ten sposób i teraz przed oczami nie miał wcale opisu Litwy mlekiem i miodem płynącej, a dwóch przyjaciół w chwili gdy jeden z nich scałowuje łzy z policzka drugiego czy piękną dziewczynę, którą otacza siatka nut ze "Snów" Wagnera. Sceny, które mogłyby wydarzyć się gdziekolwiek indziej, a jednak jemu silnie zszyły się z samą Litwą, nadając jej romantycznego charakteru. Tak kontrastującego teraz z soczystymi przekleństwami z tego języka. - Luźne skojarzenie, wybacz - naprostował zaraz i przymknął leniwie oczy, napawając się dusząco-przyjemnym ciepłem tulącym mięśnie do snu - Kochasz ją? Litwę - mruknął w zamyśleniu, zastanawiając się nad tym czy dziewczyna w ogóle tęskni za rodzinnymi stronami. Plaża, której obraz przywołała nie wydawał mu się kompatybilny z chłodnym klimatem wschodniej Europy. Rozchylił usta, by zapytać czy przy pomocy kafelków łaźni pokarze mu Litwę widzianą jej oczami, ale zrezygnował z tego pomysłu, nie chcąc zabierać relaksującej ją plaży. Poza tym... może wizja domu wywołałaby w niej zbyt trudne do wstrzymania uczucia? Zdecydowanie wolał utrzymać luźną rozmowę. - Myślisz, że coś z tego wyjdzie? - spytał, uchylając oko, by spojrzeć na nią ciekawsko. Akurat ploteczki okołoromansowe zawsze żywo go interesowały. Chociażby nawet po to, by nie dostać przypadkiem w zęby za żarty do nieodpowiedniej osoby - Poza zabawą - doprecyzował, bo akurat w jednonocnych historiach swoich znajomych już dawno się pogubił. Tego zwyczajnie nie dało się spamiętać, a już na pewno nie z jego ulotną pamięcią. - Nasza wierność jest inna - mruknął, opierając brodę o dłoń, pokazując przy tym, że i on skłonny jest do szufladkowania i przyklejania etykiet. Kolejna z drobnych hipokryzji, na którą nikt nigdy nie zwraca mu uwagi. - Można zdradzić fizycznie i psychicznie - zaczął tłumaczyć, wspomagając się gestykulacją dłoni - Ta pierwsza jest łatwa, instynktowna, w sensie... działa tylko ciało i można się jej dopuścić z premedytacją- kontynuował, marszcząc brwi w skupieniu, by próbować przełożyć myśli na słowa - Ale tej drugiej nie da się wywołać na siłę ani ukryć przed samym sobą. Chodzi mi o to, że... - urwał, czując, że brzmi to idiotycznie, a przecież wydawało mu się to tak logiczne. Westchnął, przesuwając wzrokiem po niebo-suficie w poszukiwaniu słów - Nieważne. Po prostu u nas wierność nie jest kwestią decyzji - mruknął zrezygnowany, uznając, że i tak nie wytłumaczy tego dobrze. Bo jak miałby opisać to uczucie? Pewność, że nawet gdyby próbował teraz chociażby pocałować kogoś innego, to mózg i tak podsunąłby mu obraz Finna przed oczy. Fizycznie mógł czuć pokusę, ale przecież i tak wie, że psychicznie go to tylko zmęczy. Nie przyniesie żadnego ukojenia. Tylko Finn ma teraz tę moc. A on milczy. - Co roku - odpowiedział szybko, zadowolony ze zmiany tematu na bardziej dla niego neutralny - I w wakacje też - dodał zaraz, przypominając sobie, że chociaż przez pracę nigdy na nie nie pojechał, to przecież ludzie wyjeżdżają tam jedną dużą grupą jako uczniowie Hogwartu. - Ale ogólnie raz na jakiś czas coś się dzieje... - kontynuował, chcąc pokazać swoją szkołę od dobrej, aktywnej strony - Halloween, bal zimowy... Często są mecze, więc i świętowanie zwycięstw
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Nie podłapała skojarzenia, bowiem nie miała ochoty teraz wytężać umysłu, by doszukiwać się pochodzenia wymienionego nazwiska. Nie interesowała się literaturą, a nauka kojarzyła się jej z czymś naprawdę nieprzyjemnym. To, że ma całkiem przyzwoite stopnie nie było wywołane jej naturalnym zapałem do edukacji a presją i groźbą "raz dwa nauczysz się tego w domu". Zapytana o tęsknotę za ojczyzną aż otworzyła oczy i skierowała je na chłopaka. Ciekawe jakiej odpowiedzi oczekiwał. - Nie. - odparła i sama również sobie uświadomiła, że nie tęskniła za Litwą. Może było na to za wcześnie, a może po prostu nigdy nie miała chcieć tam wrócić? Wystarczyła jedna osoba (i dwie, które temu przytakiwały), aby zniechęcić Laurel do jakiegokolwiek powrotu do ojczyzny. Przecież rozmawiała z Lazarem na temat wspólnego wynajęcia kawalerki w Londynie. Nie mieli za wiele kasy, ale przecież zacisną zęby i dadzą radę. - Podoba mi się w Wielkiej Brytanii. I Londyn. Londyn jest piękny. - przyznała, wzdychając z przyjemnością. Ból pleców zelżał do niemalże niewyczuwalnego poziomu i o ile nie będzie się gwałtownie ruszać to powinna trwać w tym błogostanie jeszcze przez kilka dłuższych chwil. - Nie wiem, Skiler. - przeinaczyła jego imię i to nie z powodu pomyłki, a pewnej trudności w wymowie. - To robi się skomplikowane, ale mam nadzieję, że się polubią bardziej niż jak do tej pory. - wzruszyła ramionami i aż pochyliła kark, gdy dopadła ją znowu fala bólu związana z ruchem mięśni przy plecach (!), czego miała unikać skoro jest w łaźni. Co prawda ból ten nie był tak intensywny, u wielu osób mógłby zakończyć się jedynie grymasem, ale ona zawsze aktywnie interpretowała mimiką jakikolwiek dyskomfort. Posłuchała niedokończonej wypowiedzi o zdradzie i musiała przyznać, że to ciekawy podział, choć ona sama nie myślała nigdy o tym, bowiem nie pakowała się w żadne związki. Miała zbyt niespokojną duszę, aby dać się komukolwiek usidlić i o ile zdarzało się, że czuła miętę do jakiegoś przystojniaka, to jednak nie traktowała takich znajomości jako coś "stałego". Co nie znaczy, że wszystko było zabawą. - Zdrada uczuciowa, co? Nie znam tego, ale chyba wiem jakby miało to wyglądać. - nie brnęła w ten temat, skoro nie chciał, a i widać było, że nie sprawiało mu to większej przyjemności. Na Merlina, byli w łaźni parowej, osłonięci jedynie kawałkiem materiału (u Laurel i tak jedynie sam dół), a mieli rozmawiać o zdradzie? Nie, warto rozejrzeć się po plaży i wyobrazić sobie przecinające niebo drące się mewy. - Fajne takie wyjazdy. Będę się zapisywać, są miłe. W Souhvězdí była jakaś wycieczka raz na chiński rok i dużo kosztowała. Ale za to dużo imprez i uroczystości oraz alkoholu. Mamy tam takiego jednego ducha, który non stop próbuje przekonać nauczycieli, żeby przywrócić dawną tradycję podawania do obiadu piwa. Nawet nieletnim. Jeden kufel zawsze na zdrowie. Ma poparcie wśród wszystkich młodych. - podzieliła się historyjką, choć przecież nie była o to pytania Przynajmniej nakreśliła różnicę, a i wyjaśniła, że wycieczki tam były czasami bardzo drogie. Nie mogła w nich uczestniczyć nie tylko przez brak pieniędzy, ale nawet jeśli coś było tanie to ojciec jej nie puszczał. Nic więc dziwnego, że zaczęła zakochiwać się w Wielkiej Brytanii i ani myślała wracać na Litwę.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uśmiechnął się mimowolnie, słysząc komplement w stronę Londynu. Sam kochał go i jednocześnie nienawidził. Chciałby w nim zostać, a jednak czułby się wtedy zamknięty jak w klatce. Jest wolnością i niewolą. Startem, drogą i metą. Ma tak wiele do zaoferowania, a zarazem nie ma nic. Jest autentyczny i zbudowany na kłamstwie. Tak, Londyn zdecydowanie jest piękny w tych wszystkich przeciwnościach, ramach i bezformie. Ale to ten rodzaj miłości, który wynika z przywiązania. Przecież nie miał okazji poznać odpowiednio długo od środka jakiegokolwiek innego miasta, choć uczucie do Hogsmeade powoli w nim dojrzewa. Tutaj natomiast zaczynał stopniowo czuć się jak na pustyni, a nie jak na ciepłej plaży, gdy po raz kolejny poczuł łaskoczącą go po plecach kroplę potu. Otarł jednak skroń i wierzch ust, chcąc wytrzymać jeszcze chwilę, by nie zostawiać obolałej przyjezdnej samej bez jakiejkolwiek pomocy. - Hmm... - mruknął w zamyśleniu z przymkniętymi powiekami, starając się nie okazać rozbawienia spowodowanego przekręceniem imienia - Chyba trudno mi to zrozumieć, bo ja od razu bym przeszedł do działania. Wiesz, żeby nie tracić czasu - przyznał, otwierając oczy i zastanawiając się jak to możliwe, że dwóch atrakcyjnych mężczyzn krąży wokół siebie tyle czasu bez wyraźnych efektów - Ale może to i lepiej, że się nie spieszą... - dodał zaraz, marszcząc lekko brwi i na krótką chwilę zerknął na dziewczynę, zaalarmowany jej niespokojnym ruchem, jednak zaraz uciekł wzrokiem w "niebo", widząc, że nie ma jak pomóc. Zdecydowanie jakby prześledzić jego historie miłosne, to można odnieść wrażenie, że pośpiech mu nie służył, ale przecież tak do niego pasował. Taki już po prosu był i zawsze podnosił się po każdym upadku równie szybko, nie zwracając uwagi na to czy ma już blizny na kolanach czy wciąż są to tylko powierzchowne otarcia. - W tym u Ciebie? - zagadnął, odruchowo rozmasowując dłonią wilgotny kark, ale zaraz przerwał ze zdziwieniem nie natrafiając na spięte mięśnie, do których twardości już przywykł. Myśli mimowolnie pomknęły mu do pewnej szwedzkiej sylwetki, której z pewnością nieco rozluźnienia by się przydało, więc szybko spróbował skupić się na rozmowie, by nie musieć znów walczyć z pokusą sprawdzenia wizbooka. - Pewnie pamięta czasy, gdy piwo było bardzo słabe - zaczął, jeszcze na granicy rozkojarzenia z nieco pustym wzrokiem, po czym odkaszlnął krótko, powracając do rzeczywistości - To już drugi raz jak mówisz o duchach - zauważył, łapiąc się tematu, który faktycznie go zainteresował. Sam przez tyle lat w Hogwarcie raczej nie wchodził w kontakt z jakimikolwiek duchami, rozmawiając jedynie z Grubym Mnichem, unikając nawet zajęć wróżbiarstwa, by przypadkiem nie zadurzyć się nieszczęśliwie we Flynnie Ellerym. Tak samo jak nie lubił myśleć o przyszłości, tak też nie był fanem życia przeszłością, z którą duchy nierozerwalnie mu się kojarzyły. - Dużo takich mieszka w Souhvězdí?
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
- Eeee tam. Napięcie przed pocałunkiem jest bezcenne przecież. Tracenie czasu na wyczekiwanie jest czasami fajne, no ale w tym przypadku mogliby się ogarnąć bo zdążę zasiwieć. - wzruszyła ramionami i o dziwo plecy już jej tak nie bolały. Gorąca para i powietrze rozluźniły ją do takiego stopnia, iż mogła w końcu odetchnąć z ulgą i mieć pewność, że gdy stąd wyjdzie to nie będzie jęczeć jak taki Prawie Bezgłowy Nick. Nie zdawała sobie również sprawy z lekko przeinaczonego słowa, bowiem raz na jakiś czas zdarzało się jej powiedzieć coś w niepoprawny sposób. Dotychczas niewiele osób ją poprawiało uznając to za urocze. Uśmiechnęła się pod nosem przypomniawszy sobie jak słodki Filin, narwany Boyd i Lucia nabijali się z jej "zaleti". - Albo słabe piwo albo mocniejsze głowy u dzieciarni. - sprostowała, bowiem niechętnie myślała o niskoprocentowym alkoholu, skoro Lazar i inni znajomi z Czech dbali, by każdy uczeń w Souhvězdí był trudnym przeciwnikiem w nagminnym alkoholizowaniu się na licznych imprezach. Tak, tamta szkoła była jedną wielką imprezą, a było to widać zwłaszcza pierwszego poranka bo chociażby wspólnym świętowaniu jakiejś uroczystości w auli wspólnej. Większa część uczniów i kadry miewała kaca, którego to sprytnie ukrywała. Potrząsnęła głową i zgarnęła z czoła wymykający się pukiel włosów. Mogła wycisnąć z niego kilka kropel wilgoci, tak długo już tu przesiadywali. Czas skoncentrować się na Londynie, skoro nie zamierzała nigdy w życiu wracać już do ojczyzny. - Kilka. Są wiecznie pijane, jak to się u nas mówi. Pijany Mistrz, Skacowany rycerz... wiesz, takie nieoficjalne nazwy. - wyjaśniła krótko. - Hogwart ma swój urok, choć łatwo się zgubić. Któregoś razu zabłądziłam do wieży Krukonów, a przecież ta wasza tiara powiedziała, że prędzej ze mnie gryfona się zrobi albo ślizgona. Ciekawe też macie podziały, bo u nas nie było. - akcentowała jak bardzo się jej tutaj podobało. Czyżby próbowała sama sobie dodać otuchy? Bunt przeciwko woli ojca kosztował ją wiele nerwów. Otworzyła oczy i popatrzyła na spoconą twarz Skylera. - Ja chyba mam limit. Zbieramy się? - zapytała, a ledwie wypowiedziała te słowa i otaczająca ich plaża zafalowała, by po chwili zniknąć. Siedzieli w standardowej, nieco kiczowatej łaźni.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Trudno było nie przyznać jej racji, że uczucie przed pierwszym pocałunkiem było niezwykłe. Same początki relacji, gdy bada się właściwe czy druga osoba jest w ogóle zainteresowana, przypadkowe spotkania ciał podczas mijania się w ciasnym przejściu lub muśnięcia dłoni, gdy podawało się sobie jakiś drobny przedmiot... tak, to napięcie i niepewność podczas pierwszych spotkań było czymś niezwykłym, a jego Finn opanował wytwarzanie tego uczucia do perfekcji. Po to odmawiał mu czasem bliskości i pocałunków? By trzymać go w ciągłym wyczekiwaniu? - Z drugiej strony to wydłuża czas do tego przyjemnego braku napięcia - odpowiedział powoli, bardziej nakreślając na głos kontynuacje swoich myśli, niż faktycznie prowadząc dale rozmowę - Wiesz, wtedy kiedy jest się całkowicie spokojnym, bo czuje się, że każdy pocałunek jest tylko jednym z wielu i że zawsze przyjdzie następny - dodał, rozwijając swoją wypowiedź, by zabrzmiała na mniej wyrwaną z kontekstu, starając się przy tym nie myśleć o trwającym milczeniu Finna na wizbooku. To też robił, by podsycić wyczekiwanie i zwiększyć radość gdy w końcu się odezwie. W końcu to zrobi. Na pewno. - Słyszałem, że wszyscy przyjezdni dostali mapki Hogwartu - zagadnął, zgarniając kłykciem kciuka kroplę potu kręcącą mu się na skroni - Ile bym oddał, żeby cofnąć się w czasie i dostać coś takiego podczas przydziału do domu. Gubiłem się gdzieś dooo... - zawiesił się na chwilę, przeciągając ostatnie słowo, dając sobie czas na sięgnięcie w pamięci po odpowiednią informację - chyba czwartej klasy. Ale w sumie z tego też wynikało wiele ciekawych spotkań... - znów się zawiesił, nawet nie zastanawiając się nad tym, że od zbyt długiego siedzenia w gorącu zaczynało mu się ciężej myśleć. Ciekawe ile mniej znajomości pozahufflepuffowych by miał, gdyby nie te przypadkowo rozpoczęte relacje... jak właściwie ta tutaj. Przytaknął dziewczynie, że i on ma dość, po czym ze wzrokiem wbitym w sufit pomógł jej wstać, by obeszło się bez głośniejszych jęknięć bólu. Zupełnie zapomniał zapytać się jej o imię, ale w drodze do wyjścia zaoferował jeszcze, że gdyby potrzebowała pomocy, to on zawsze chętnie jej udzieli, więc śmiało może pukać do drzwi z numerem sześć, nawet jeśli w środku nie będzie Lazara.
| zt x 2
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
O, jak paskudnie skłamał, godząc się na nocne teleportacje. Mefisto zatonął w rozkosznym smaku ust Nathaniela, pragnąc jego pocałunków i wobec tego robiąc wszystko, by otrzymać ich jak najwięcej. A jednak westchnął z nieukrywanym zawodem, kiedy mężczyzna odsunął się i zniszczył ich fenomenalną energię - wspólną, zmieszaną, połączoną. Nie chciał się oddalać, nie chciał wcale nigdzie iść, nie chciał nawet myśleć; chciał Nathaniela, tu i teraz i zawsze. Nie obchodziło Noxa wcale gdzie wylądują. To mogła być śnieżna zaspa, schowek na miotły, pokój opiekuna, basen... albo łaźnia parowa, jak po chwili można było zauważyć. Po chwili, ponieważ cenny czas zbierania się w sobie po użyciu magii Mefisto zapełnił stęsknionym pocałunkiem - w końcu pustka doskwierała mu już dobre kilka sekund! - Dlaczego tyle nam to zajęło? - Jęknął, żałując czasu zmarnowanego na nieporozumienia i kłótnie. Czy teraz nie było już za późno? Nathaniel został obiecany innej, dzieliła ich pewna niezaprzeczalna bariera... Której można było się pozbyć na jeszcze fragment tej nocy, prowadząc mężczyznę do środka i przy tym stopniowo zdzierając zdejmując z niego ubrania. Dopóki ta miłość - miłość! - trwała, trzeba było z niej korzystać, prawda? Przedłużać przyjemność, oddawać ją... W końcu co niby byłoby lepszym rozwiązaniem od fizyczności, pieczętującej narodziny związku idealnego! - Nathaniel, pragnę cię tak bardzo - wymamrotał półprzytomnie, gubiąc się gdzieś pomiędzy romantycznością a mniej elegancką chcicą; pewne było tylko to, że łaźnia nie tylko zapewniała prywatność, ale jednocześnie oferowała wymówkę do negliżu.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Zdążył spojrzeć na niego zamglonym wzrokiem, a ułamek sekundy później już ich tam nie było – jedyny ślad jaki po nich został to pozostawiona przy kanapie herbata rozdzielona na kubek i termos, winowajczyni – cudotwórczyni – całej tej sytuacji. Potrzebował ogromnych pokładów skupienia, by nie tylko przenieść ich w sensowne miejsce, ale i nie pogubić po drodze żadnej części obu ciał. Gdyby coś mu zrobił, jakoś go uszkodził, sprawił mu (niezamierzone) cierpienie, nie wybaczyłby sobie tego. Ostatecznie wybrał łaźnię, bo o tej porze z całą pewnością zapewniała prywatność i kryła ich przed niepożądanymi, nieprzychylnymi spojrzeniami. Na miejscu chciał upewnić się, że z miłością jego życia (!) wszystko jest na pewno w porządku, ale nie dostał takiej szansy. A może wręcz przeciwnie? Skoro miał siły na pocałunek, to żył i miał się najpewniej dobrze. — Nadrobimy cały stracony czas — odpowiedział, a w głosie miał pewność, której nic nie byłoby w stanie zachwiać. Zaręczyny? Nawet o nich teraz nie pamiętał. Zapomniał o wszystkich troskach dnia codziennego i o randze, która nie pozwalała mu na podobne zabawy ze studentami – w ogóle o niczym już nie myślał. Miał go przed oczyma, miał go na języku i miał go pod palcami. To właśnie Mefisto stanowił teraz cały jego świat. Chętnie pomógł mu w zdarciu z siebie swetra, choć po cichu wolał żeby na tym póki co poprzestali. Pragnął go bez wątpienia, ale momentami czuł się w tym wszystkim dość niepewnie i chyba potrzebował jeszcze momentu na to, by oswoić się z tą sytuacją. Może drobnej zachęty? Na jego wyznanie odpowiedział pozbawionym słów pomrukiem aprobaty, a żeby zatuszować własne wahania, postanowił po prostu przejąć kontrolę nad sytuacją i odzyskać tym samym rezon. Pchnął chłopaka na siedzisko i bezczelnie rozsiadł się na jego kolanach. Bez chwili zwłoki ściągnął z niego sweter, odsłaniając wytatuowane i zakolczykowane ciało. — Masz mnie przecież — zamruczał wprost do jego ucha, zaraz podgryzając jego płatek bez większej delikatności. W tej właśnie chwili dotarło do niego, że wcale nie potrzebował żadnej zachęty, bo on cały ją stanowił. Kiedy popatrzył na mocniej ukrwione od pocałunków warg i błyszczące oczy, wpadł w zachwyt, który podpowiadał mu co dalej robić. Sięgnął smakowitych ust po raz kolejny w tak niedługim przecież czasie, a ręką przesunął po nagim torsie, zatrzymując ją dopiero na sprzączce paska, z którą poradził sobie po chwili zmagań. — Całego — dodał między pocałunkami i wsunął dłoń do rozpiętych spodni, dotykając go delikatnie przez materiał bielizny.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Gdyby tylko wiedział... gdyby tylko w jego umyśle pojawiła się chociaż jedna czerwona lampka! Wystarczyłaby drobina zawahania, żeby Mefisto popadł w swoje ukochane analizowanie i nadinterpretowanie, ale nie tym razem - teraz brał co było mu podsuwane i cieszył się w pełni, nawet niepokój podpinając pod obezwładniającą siłę zachwytu. Czepiał się Nathaniela kiedy tylko mógł, niedbale rzucając jego sweter na ziemię i już garnąc się do odsłoniętego ciała, jak gdyby sekunda bez dotyku mogła ich obu zabić. On już nie potrzebował zachęty, widząc i czując swój cel. Jedyny słuszny cel... Głos ugrzązł Mefistofelesowi w gardle, toteż jedynym sposobem komunikacji stały się zadowolone pomruki - nie to, że w ogóle miał czas na jakiekolwiek sensowniejsze wypowiedzi, skoro całą swoją energię poświęcał Bloodworthowi. Aż nie wiedział gdzie to wszystko prowadzić, tonąc w pocałunkach i dociskając biodra mężczyzny do swoich, ze szczerym zniecierpliwieniem. Martwił go ten stracony czas, fiksował się na nim i chciał jak najszybciej nadrobić; jednocześnie pomiędzy pospiesznymi gestami pozwalał sobie na drobne czułości, okazjonalnie zwalniając bądź niemal masując nathanielowe uda. Nie mógł już za to oprzeć się temu (prawie) bezpośredniemu dotykowi. Zakrył dłoń Nathaniela swoją, dociskając do siebie i dając jasny sygnał, że ta delikatność wcale nie jest konieczna. - Na zawsze - dodał żałośnie, przygryzając jego dolną wargę i ciągnąc lekko w swoją stronę, by pomiędzy pocałunkami wychwycić kilka sekund pełnego oddania kontaktu wzrokowego.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Każdy pomruk, każde westchnienie, jakakolwiek reakcja, która następowała wskutek ich bliskości – wszystkie razem były dla niego nagrodą. Czuł się jakby jednego dnia dostał awans, spadek po ciotce z Ameryki i jakiś magiczny dostęp do nieznanej nikomu wiedzy na temat całego wszechświata. Był spełniony, czuł, że mógł wszystko – przy kim, jeśli nie przy nim? Przez tyle czasu błądził w swoim życiu, potykał się i odbijał od ścian, podczas gdy najprostsze rozwiązanie – najprostszą drogą do szczęścia – miał wciąż pod nosem. Miał wrażenie, że w tym (i każdym następującym po tym spotkaniu) momencie istniał tylko po to, by sprawiać mu przyjemność, czy to fizycznie, czy po prostu okazując mu swoje oddanie. Nie speszył się kiedy Mefisto docisnął do siebie jego dłoń, wręcz przeciwnie, ucieszył się, że nie tylko wie czego oczekuje, ale i potrafi w jasny sposób mu to przekazać. Skoro mieli przejść do konkretów, gotów był pokonać kolejną, ostatnią już warstwę ubrania, która go od niego oddzielała, ale wówczas spojrzał mu prosto w oczy... i przestał pojmować co się tu dzieje. Zielone spojrzenie nie było już mętne, wręcz przeciwnie, bardzo szybko otrzeźwiało, nabrało wyrazu, do pewnego stopnia skryło się za przymrużonymi powiekami. Pomiędzy gęstymi brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka, a obie dłonie zamarły w bezruchu; po raz ostatni westchnął prosto w jego usta, lecz nie z przyjemności jaką niósł ze sobą jego dotyk, a z czystego, niemożliwego do ukrycia oburzenia. W głowie zakręciło mu się jakby ostatni kwadrans spędził na pędzącej karuzeli i chyba tylko dlatego ani nie wstał z jego kolan, ani nie sięgnął po różdżkę. Odsunął się od niego, silnym ruchem wciskając go w oparcie i potarł skroń, oczekując aż dziwaczne wirowanie ustanie i znów będzie w stanie logicznie myśleć. — Co jest, kurwa — wymamrotał pod nosem, bo tylko do tego był obecnie zdolny. Czy on... czy właśnie pocałował drugiego faceta? Nie, gorzej. Właśnie pocałował psa.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Początkowo wcale nie dostrzegł niczego dziwnego w spojrzeniu Nathaniela, dalej jeszcze zaślepiony swoim własnym nowo odkrytym uwielbieniem. Nie potrafił tak po prostu wyrwać się spod tego uroku, być może na chwilę po prostu zapominając kto siedzi mu na tych kolanach - bo tak, oczywiście, to był jego ukochany, ale to był też przystojny mężczyzna z bardzo dobrymi ruchami. Nic dziwnego, że Mefisto trzymał się przyjemności tak długo jak tylko mógł, kradnąc jeszcze jeden pocałunek i wydając z siebie zadowolony jęk, gdy twardo uderzył o oparcie siedzenia. Ból, dobrze znany i ceniony przez Mefisto, okazał się wystarczającym otrzeźwieniem. Ślizgon zamrugał kilkakrotnie, w końcu wbijając wzrok w... w Nathaniela. Siedzącego mu na kolanach, półnagiego Nathaniela. Który przed chwilą trzymał rękę w jego spodniach. Którego ciepły oddech jeszcze trwał na samotnych ustach Noxa. Którego dotyk zrobił zdecydowanie zbyt wiele. Zareagował instynktownie, nagle czując, że ciężar siedzącego na nim mężczyzny znacząco się zwiększa. Powiązania z Emily, karygodne wobec regulaminu Hogwartu zachowanie, a także po prostu opinie odnośnie Bloodwortha - wszystko to sprawiło, że wilkołak nie zastanawiał się ani chwili dłużej i postanowił wszystko z siebie zrzucić. Strącił z siebie Nathaniela mocno, właściwie trochę rzucając nim o podłogę. - Co ty zrobiłeś? - wydusił z trudem, ledwo słysząc własne myśli przez szum rozsadzający mu głowę. To nie mogła być broszka, przecież sam Mefisto został zupełnie zniewolony jakąś paskudną magią. - Kurwa mać, Bloodworth. - Dalej czuł posmak jego ust, jeszcze przerażająco przyjemny.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Co ja zrobiłem? C o z r o b i l i ś m y... Z każdą kolejną sekundą rzeczywistość coraz skuteczniej dobijała się do jego głowy, atakowała go ze wszystkich stron, choć podświadomie próbował ją odepchnąć, kupując sobie jeszcze chwilę błogiej nieświadomości. Efekt alpejskiej herbaty drastycznie słabł, a o wywołanym broszką podnieceniu właściwie od dłuższego czasu nawet nie pamiętał. To zabawne, lecz jedną z tych rzeczy, do których miał nigdy nie przyznać się przed samym sobą było to, że od pewnego momentu wcale nie potrzebował żadnej broszki – wystarczało syntetyczne uczucie i odpowiednio natężony dotyk, by dał ponieść się dalej niż sięgała jego wyobraźnia. Chciał wmówić sobie, że tylko mu się zdawało; że usiadł na jego kolanach... z jakiegoś mało konkretnego powodu, pieprzyć to, na pewno dało się to jakoś logicznie wytłumaczyć... ale że nic poza tym się tu nie wydarzyło. Usilnie próbował wtłoczyć w swój umysł myśl, że tylko tylko halucynacje, zwidy i omamy, kłamstwo umysłu. Ale nie mógł. Nie dało się zignorować nagromadzonego w nim podniecenia, które było dla niego odczuwalne, a dla Mefisto zapewne bardzo dobrze widoczne. Nie umiał wytłumaczyć dlaczego wciąż czuje na sobie wszędobylskie łapska, a wargi mrowią go jakby przeszły przez serię wymyślnych tortur. Choć chciał, nie dało się uciec od prawdy. Upadek niósł ze sobą otrzeźwiający ból. W normalnej sytuacji podobne traktowanie napełniłoby go natychmiastową złością, teraz jednak w pewien sposób czuł, że nie tylko tego potrzebował, ale i na to... zasłużył? Merlinie, jakie to takie niskie, lecz naprawdę czuł, że potrzebuje zostać ukarany, by móc przejść nad tym do porządku dziennego. Nie patrzył na niego, wlepił wzrok w zimną posadzkę i tylko duma – a tej miał w sobie niemożliwe do wyczerpania pokłady – zmusiła go do tego, by się z niej podniósł. Zerwał się na równe nogi i wyciągnął zza paska różdżkę, od razu celując nią w chłopaka. — Nie pierdol, Nox, to Ty coś zmajstrowałeś — głos miał zachrypnięty, bo i od dłuższej chwili nie posługiwał się językiem w taki sposób. Zmusił się do tego żeby na niego spojrzeć i z miejsca zrobiło mu się niedobrze na myśl o tym co takiego wygadywał i przede wszystkim wyprawiał jeszcze przed momentem. I o tym jak na to wszystko reagował. Zaczął analizować sytuację; w którym momencie się to stało? Rozmawiali, potem napili się herbaty i... — Fervere dolor — był na tyle rozkojarzony, że obawiał się użyć zaklęcia niewerbalnie. Bez względu na to czy trafiło, czy też nie, dodał — Mów czego dolałeś do herbaty!
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Pewnie powinien pomyśleć chwilę dłużej - to jest, choćby przez sekundę - zanim odepchnął od siebie Nathaniela, jednocześnie nie tylko prowokując go do nieprzyjemnych działań, ale też tracąc nad nim jakąkolwiek kontrolę. Dostrzegł swój błąd paskudnie szybko, kiedy tylko Bloodworth zaczął podnosić się z podłogi i... I Mefisto przypomniał sobie o braku własnej różdżki, co mogło go kosztować zdecydowanie zbyt dużo. Nie zamierzał jednak w jakikolwiek sposób uciekać z linii ataku, zwyczajnie nie widząc w tym sensu - co mógł zrobić w obliczu wymierzonej w niego magii? Stary dobry sposób głosił "wytrzymać" i tego też wilkołak postanowił się trzymać, dalej patrząc na Nathaniela z takim samym zmieszaniem, podsycanym złością. Cisnące się na usta przekleństwa uciekły z cichym westchnięciem, wyrażającym szczere zdziwienie na znajomą inkantację. Nox zdążył pomyśleć tylko, że czeka go mało przyjemna iluzja, a zaraz potem już w niej tkwił - w stanowczo zbyt realistycznej wizji płonięcia. Zgubił kilka oddechów, opuszczając lekko głowę i zaciskając zęby, żeby przypadkiem nie wyrażać swojego bólu zbyt dobitnie. Zmuszał się przy tym do pozostawienia oczu otwartych, żeby nie zacząć sobie przypadkiem wizualizować pożerających go płomieni. - Niczego - wyrzucił z siebie, z każdą chwilą coraz bardziej tracąc kontrolę nad samym sobą; dygotał, walcząc z chęcią ucieczki i jednocześnie poddając się trzymającym go tu i teraz torturom. Błaganie o litość nie wchodziło w grę, ale Merlinie... Kto normalny zadaje pytanie i tak skutecznie utrudnia podanie odpowiedzi?
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Wlepił w niego spojrzenie, czekając na jakiekolwiek oznaki, że zaklęcie działa tak jak należy. W napięciu doglądał jakiejkolwiek zmiany w jego twarzy czy posturze, w mimice, nawet w oddechu. Czekał na jakiś dźwięk, na jęk bólu. Tak jak wcześniej chciał sprawić mu przyjemność, tak teraz pragnął – nie, potrzebował sprawić mu jak najwięcej cierpienia. Musiał w jakiś sposób przywrócić równowagę we wszechświecie, prawda? Widok zwijającego się z bólu Noxa miał przywrócić mu pewność, że wszystko z nim w porządku. Głęboko wierzył, że jeśli będzie dla niego nieprzyjemny i nie będzie czuł z tego powodu wyrzutów sumienia – a naprawdę nie zanosiło się na to, by miały się nagle pokazać – to oczyści swoje imię z całej tej miłości, którą rzekomo pałał do niego przed momentem i da mu jasno do zrozumienia co myśli o takiej sytuacji. Czekał, ale nie dostał tego, czego pragnął. Wprawny obserwator być może doszukałby się kilku pomniejszych oznak bólu, ale nawet jeśli nie uszły jego uwadze, zdecydowanie mu nie wystarczały. — Łżesz jak pies — wycedził wściekle, przybliżając się do niego z różdżką wciąż w gotowości. Nie zauważył nawet paradoksu tego co powiedział, choć w każdej innej sytuacji najpewniej zatrzymałby się nad tym chociaż na chwilę, ot, aby się pośmiać. Nie obchodziło go to, że utrudnia mu odpowiadanie, miał wszak w ręku bez mała dwunastocalową władzę, której zamierzał bez krępacji (nad)używać. Nie był tu po to, by cokolwiek mu ułatwiać; wręcz przeciwnie. — Wiedziałeś, że będę miał dyżur, czekałeś tam... to pojebane, Nox. Wiesz jak to się nazywa? Obsesja. Obrzydliwe. — Wszystko nagle układało mu się w piękną całość, bo niby z jakiego innego powodu miałby siedzieć tam tak, jakby był nastawiony na długie oczekiwanie? Musiał w jakiś sposób dowiedzieć się kto sprawuje wieczorny dyżur, musiał obmyślić cały plan. Przywołał do siebie zdjęty w pośpiechu sweter, a widząc, że chłopak nie wyciąga różdżki, zdecydował się opuścić na moment różdżkę, po to by móc go założyć i ukryć przed nim odsłonięte ciało. Nie zamierzał dostarczać mu nadprogramowych doznań estetycznych.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Nathaniel - warknął, celowo używając jego imienia, co nie było dla niego typowe. Potrzebował uwagi, może nawet elementu zaskoczenia - czegokolwiek, żeby wybić tego idiotę z rytmu i ściągnąć bardziej ku sobie. Mefisto nie był pewien czy zaklęcie postępuje z każdą chwilą, czy po prostu on słabnie i na to pozwala... Ale zaczynał się dusić, gubiąc już i tak płytkie oddechy i niemal czując smród palonego ciała. Jakim cudem asystentowi to nie przeszkadzało? Jakim cudem podchodził jeszcze bliżej, kiedy ogień w każdej chwili mógł przejść na niego? To tylko iluzja... - Chuja mnie obchodzisz, nie czekałem... - Cedził słowa tragicznie wolno, zaraz zapominając co w ogóle chciał dodać później i na jaki temat rozmawiali; normalnie wcale by się pewnie nie tłumaczył, ale teraz w akcie desperacji nawet i tego próbował. Gorąco oblało go potem, zdradziecka wilgoć wezbrała nawet w wilkołaczych oczach i Merlinie, spięte mięśnie chyba naprawdę zaczynały się rozrywać. W tej chwili pewnie nawet gdyby miał różdżkę pod nosem, to nie wpadłby na to, żeby z niej skorzystać. Przyjemność usunęła się w cień, ustępując miejsca panice. Sprawy wymknęły się spod kontroli niepokojąco szybko, a Nox nawet nie wiedział kiedy zsunął się ciężko z ławy i wylądował na klęczkach na podłodze, zanosząc się desperackim kaszlem. To tylko iluzja... - To tyle? - Nie znajdował się na pozycji by dodatkowo prowokować, ale ani myślał prosić o oszczędzenie go. Mefistofeles znacznie bardziej skłonny był do błagania o szybszą śmierć, niż realnego okazania mu litości.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Wykrzywił się w grymasie ni to złości, ni obrzydzenia kiedy usłyszał swoje imię. Przez przymgloną eliksirem pamięć przemknęło mu poddańcze „Nathaniel, pragnę Cię”, a kiedy tylko te słowa wypowiadane przez ten sam zdradliwy język pojawiły się w jego głowie, poczuł kolejną falę atakujących go mdłości. Z każdą kolejną chwilą był coraz trzeźwiejszy, coraz bardziej zdystansowany i przede wszystkim - zdegustowany. Zawartość żołądka przewracała się w nim nieprzyjemnie ilekroć na niego patrzył, co bezpośrednio przyczyniało się do deficytu cierpliwości. Chciał stąd odejść, wycofać się jak najprędzej i nie musieć go już oglądać – zwłaszcza że wilkołak najwyraźniej nie zamierzał dać mu satysfakcji z oglądania własnego cierpienia i robił wszystko, by nie dać tego po sobie poznać. Musiało go boleć, wiedział o tym, był pewien, że nie pomylił i nie spartaczył zaklęcia. Świadomość, że nie jest w stanie zmusić go do posłuszeństwa wywoływała w nim złość, tę zaś podsyciły jego słowa, które, jak uznał, zupełnie odbiegały od prawdy. Kłamał w żywe oczy, to pewne. Nie widział innej opcji niż to, że wszystko co się dziś wydarzyło, było częścią długoterminowego planu wilkołaka. Kto wie ile to się ciągnęło, w końcu od lat nie miał równie dobrej okazji, by zbliżyć się do niego w równym stopniu. Wmówił sobie, że padł ofiarą chłopaka i chyba tylko porządna dawka veritaserum byłaby w stanie przekonać go, że było inaczej. — Tyle? — powtórzył po nim z niedowierzaniem, jakby liczył, że się przesłyszał. Niechętnie skierował na niego spojrzenie, zacisnął zęby i z całej siły kopnął go w żebra, w myślach obrzucając go przekleństwami. Nawet teraz, kiedy osunął się na podłogę i klęczał przed nim jak posłuszny pies, nie miał w sobie na tyle pokory, by błagać go o wybaczenie. Nawet teraz nie powiedział prawdy. To było zachowanie, na które w podobnej sytuacji sam pewnie by się nie zdobył i właśnie dlatego tak bardzo go to drażniło. Gdzieś w głębi duszy zazdrościł mu niezłomnego uporu... i nie potrafił znieść tego, że zwykły pies miałby być lepszy od niego. Niewerbalnie zdjął z niego działanie zaklęcia, dając mu szansę na złapanie oddechu – szansę krótszą, niż Mefisto zapewne się spodziewał. Kucnął, równając się z nim wysokością i spojrzał mu prosto w oczy. — Jeśli powiesz komuś o tym co tu zaszło albo zbliżysz się do mnie raz jeszcze – zniszczę Cię. Crucio — choć włożył w wypowiedzenie zaklęcia dużo mocy, zabrzmiało ono o wiele bardziej beztrosko niż zapewne powinno. Sam zdziwił się z jak dużą przyszło mu to łatwością. Jedno słowo, jeden czar, pojedyncze skupienie mocy – tyle wystarczyło, by skazać drugiego człowieka na niewyobrażalne tortury. Czy pojmował co za tym stało? Nigdy tego nie doświadczył; nie padł jego ofiarą i nie stawał w roli oprawcy. Prawdę powiedziawszy, nie miał nawet okazji, by obserwować to z boku. Nie poruszył się, w chwili kiedy rzucił klątwę, po prostu przyglądał się swojemu destrukcyjnemu dziełu, czerpiąc z niego przyjemność. Nie chciał krzyczeć? Świetnie. Teraz nie miał już wyboru. Nasyciwszy się tym widokiem, wstał i bez obrzucenia go chociażby jednym spojrzeniem po prostu się stamtąd deportował. Mdłości, które atakowały go już od dłuższego czasu stały się nie do zniesienia i czuł, że dłużej tam nie wytrzyma, nie w towarzystwie Noxa, którym gardził teraz bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Skazanie go na cierpienie miało mu przynieść ulgę... i owszem, podziałało, ale tylko chwilowo. Nie chciał więcej na niego patrzeć.
| z/t
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
To tylko iluzja... Mantra boleśnie wbijała się w rozpalony umysł Ślizgona, kiedy wbijał palce w twardą posadzkę i powoli zaczynał je sobie wykręcać. Inny ból zdawał się do niego nie docierać, zupełnie niknąc pod wyimaginowaną czerwienią pochłaniających go płomieni. Raz tracił oddech, raz niemal się nim krztusił, tracąc powoli nie tylko poczucie czasu, ale też kontakt z rzeczywistością. Płonę. Kopniak z łatwością wytrącił go na bok i teraz Mefisto siedział krzywo, nie widząc zbyt dużej różnicy. I tak nie miał siły wydobyć z siebie więcej dźwięków, ani zainteresować się tym jak wygląda złość Nathaniela. Gdyby tylko zaklęcie choćby zelżało, Nox mógłby dobudować sobie całą otoczkę do jego działania, a nawet łagodzić je radością płynącą z wyprowadzenia mężczyzny z równowagi. Nagła ulga wypchnęła spomiędzy jego rozchylonych ust ciężkie westchnięcie. W końcu uniósł głowę, wbijając spojrzenie w oczy Bloodwortha i przyswajając jego słowa z narastającą złością. Prędko potrafił przekuć zmęczenie w agresją i, Merlinie, to przykucnięcie nie miało najmniejszego sensu, bo przecież teraz Mefisto byłoby znacznie łatwiej dosięgnąć asystenta, nawet porwać się na wyrwanie różdżki, albo... Nie. Klątwa rozbrzmiała stanowczo zbyt miękko, łącząc się z poprzednim zdaniem Nathaniela i odbierając Noxowi jakiekolwiek szanse na wyduszenie z siebie reakcji. Padł ofiarą swojej własnej butności i pożałował, że w ogóle spojrzał na tego cholernego rasistę. Gdyby tego nie zrobił, odebrałby mu widok na swoje zwężające się ze strachu źrenice; może zdołałby jakoś zakryć fakt, że tym razem odruchowo wierzgnął w tył, chcąc uniknąć wymierzonego w niego zaklęcia. Błagam, nie... Z krótkim, usilnie duszonym okrzykiem opadł plecami na podłogę, twardo uderzając w nią również tyłem głowy. Mięśnie spinały mu się żałośnie, podrygując w odpowiedzi na atak rozlanego po ciele bólu; bólu nieuchwytnego, niezrozumiałego i zupełnie bezsensownego. Resztki świadomości uparcie podpowiadały wilkołakowi, że to tylko magia i nic realnie mu się nie dzieje, ale zagłuszały je wewnętrzne krzyki i jęki, których nie sposób było wyrazić własnymi strunami głosowymi. Gdzieś w tym wszystkim rozbudziła się noxowa wola walki i nawet zacisnął pięści, szukając w samym sobie oparcia... Ale wtedy wszystko zniknęło, rozmyte trzaskiem deportacji Bloodwortha. Leżał w łaźni jeszcze dłuższą chwilę, dopiero przy nieco spokojniejszym oddechu odzyskując dostęp do własnych myśli. Zdawały się nieśmiało przetaczać mu po głowie, rozlewając po niej całą masę niepokoju i... ulgi. Ulgi wywołanej nie tylko tym, że tortury dobiegły końca, ale również tym, że w końcu wiedział jak działał Cruciatus. Dobrze rzucony Cruciatus. Zebrał się z posadzki niespiesznie, półprzytomnie zgarniając swój sweter. Teleportacja nie wchodziła w grę, musiał powolnym krokiem ruszyć przez korytarz SPA, pomrukiem powitać zaskoczoną recepcjonistkę i żałośnie odszukać swoje porzucone na korytarzu rzeczy, by w ogóle mieć szanse na dostanie się do pokoju. Kurwa mać.