Stołówka w resorcie wygląda jak luksusowa restauracja - pełna pięknie zastawionych stolików, obitych miękkim materiałem krzeseł i niezwykle wygodnych kanap. Nad całym pomieszczeniem pieczę sprawują skrzaty, które nigdy się nie pokazują, ale zawsze pozostają czujne. Plamki na obrusach magicznie znikają, sztućce uzupełniają się w mgnieniu oka, a brudne talerze to prawdziwa abstrakcja.
Na stołówce możesz zjeść wszystko, o co tylko poprosisz. Masz ochotę na danie z wysp tropikalnych, polskie pierogi, lodowy deser? Skrzaty przygotują kawę zupełnie jak ze Starbucksa i bezbłędnie podrobią potrawkę z sekretnego przepisu twojej babci.
Autor
Wiadomość
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Trudno było orzec, czy naiwność - lub szlachetna wyrozumiałość do niegodziwych postępków drugiego człowieka, gdyby ktoś wolał się dowartościować - była cechą pożądaną przez Ezrę, niewątpliwie jednak była dla niego przydatna. Ktoś inny wymagałby przeprosin. Ba, żeby jednych! Pewnie nawet jakiegoś rodzaju korzenia się u stóp, a godność Ezry była w tym wszystkim bardzo krucha. Dobrze, że Leonardo po prostu lubił dawać. Przynajmniej dopóki dotyczyło to jego. Pociągnął go mocniej za kosmyk włosów za ten powrót do żartów o jego sylwetce - choć tak naprawdę teraz były one bardziej adekwatne niż kiedykolwiek. Cały czas jednak wesołość utrzymywała się na jego wargach w uśmiechu, którego pewnie trochę magicznie, nie dało się nie odwzajemniać. - Szkoda, chciałem dowartościować połowę Hogwartu, to przecież walentynki... Ale poza zabawnym prezentem to też mojej wielkiej troski o to, żebyś nie złapał przeziębienia, bo... A zresztą zobaczysz. Na pewno gotowy? - Przemknął spojrzeniem po wyraziście czerwonym - a czerwony zdecydowanie był jego kolorem - swetrze, który dodatkowo, na nieszczęście samego Leonardo, był wyjątkowo obcisły. Aby sprawdzić swoją teorię, Ezra zaczepnie złapał za materiał nieelastycznego ubrania i przyciągnął je do siebie. - Cóż, powiem ci tylko, że będzie go ciężko później założyć, ale to nie należy już do moich problemów. - Mrugnął do niego żartobliwie, poprawiając pasek plecaka na ramieniu i zadzierając głowę do góry; kiedyś trzeba było wrócić do normalności... Pokiwał poważnie głową, trochę bardziej się prostując, trochę więcej grając pretensjonalną pewnością siebie, jak to już standardowo w obecności ćwierćolbrzyma, coby nikt nie miał wątpliwości, kto się w tej relacji rządził. - Świetnie, bo nie lubię się powtarzać. Łapka? - Trudno było powiedzieć, czemu wyciągnął do Leonardo dłoń z tak miękkim, zachęcającym wyrazem twarzy, kiedy zdawał sobie sprawę z niezręczności takiego gestu. Ale hej, można to było uznać za ubogą wersję kajdanek, a to już tematycznie się wpasowywało!
Przez chwilę zastanowił się nad jej słowami. W sumie ciekaw był, jakie to uczucie być metamorfomagiem i móc kontrolować (albo i nie) te wszystkie zmiany w swoim ciele. Jakoś nigdy nie było okazji, żeby dziewczynę o to wypytać, chociaż wiedział o jej... "przypadłości". - Akurat z zaklęć nie jestem orłem, to mogłaby być trudność - stwierdził, wpatrując się przez swoje ręce, zupełnie jakby mogły w ułamku sekundy zamienić się w jakieś kacze płetwy. - Masz z tym jeszcze jakieś problemy, skoro teraz nie możesz sobie poradzić z włosami? Zawsze to jakiś temat, a może ona akurat potrzebowała się wygadać o tym? Pomyślał, że może to być dla niej w pewnym sensie frustrujące, jako że niewiele osób ma taką sytuację jak ona i nie może jej w pełni zrozumieć. A może lepiej byłoby jej porozmawiać z jakimś innym metamorfomagiem? - A znasz kogoś, kto ma podobną sytuację jak twoja? Może mógłby, albo mogłaby ci pomóc z tym, wytłumaczyć, jak oni sobie radzą... - Próbował jakoś pomóc. Uznał, że rozmowa z taką osobą nie jest najgłupszym pomysłem. Cóż, jeśli chodzi o niego, to Eli była jedyną osobą z takimi zdolnościami, którą znał. Zwiesił głowę i uśmiechnął się pod nosem. - Taki chyba mój pech. Najwidoczniej stok nie jest dla mnie o chyba będę się ograniczać do picia czekolady i obserwowania innych z dołu - zażartował. Albo przesiądzie się na sanki, tylko że najpierw będzie musiał je wtachać na samą górę... Nie chciało mu się już na samą myśl. - Nie wiem, czy na wciągarce można mieć kogoś do asekuracji... Na ławce to chyba tak, no ale i tak głupio, że cała kolejka staje, bo taki Sev nie potrafi równowagi utrzymać. Wstał na chwilę i po chwili wrócił z dwoma kubkami herbaty. Nie zaglądał dziewczynie w kubek, więc nie wiedziała co piła, zanim on się zjawił, ale pomyślał że herbatę miodową lubią wszyscy. - Jeśli nie masz ochoty na tą herbatę, to zawsze możesz w niej utopić tego, kto cię denerwuje - rzucił szeptem, jakby zdradzał jej jakąś tajemnicę. Miał nadzieję, że wywoła tym uśmiech, bo Eli uśmiechała się jakoś blado, jak dotąd... Po jej kolejnej wypowiedzi miał ochotę palnąć się w łeb. No tak... Mijali się na korytarzach, ale przecież nazwiska osób należących do drużyny Q były ogólnodostępne. Widać, jak się interesuje... - Podziwiam. Mnie tam miotła przeraża. Swoją drogą, kiedy jest jakiś najbliższy mecz? Pomyślał, że to też może być ciekawy temat. Po prawdzie nigdy nie interesował się, jak to wszystko działa z tym quidditchem, a może w końcu trafił na kogoś, kto mu to trochę rozjaśni? - W mugolskim świecie takie gondolki są przyczepione do mechanizmu, który wyciąga je na samą górę. Myślisz, że to, że te są magiczne sprawia, że jest mniejsze prawdopodobieństwo, że spadną na ziemię? No wiesz, w mugolskich może mechanizm się zniszczyć albo coś pęknąć, a tutaj... - Spojrzał na nią znad kubka, ciekaw jej odpowiedzi.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
- Gdy byłam mała potrafiłam zmienić kolor skóry jakieś osiem razy dziennie, jeśli czymś się emocjonowałam. Czasami rosły mi uszy, gdy kłamałam, albo robiłam się wyższa, gdy naprawdę chciałam gdzieś sięgnąć. Dzisiaj tylko włosy. - wyjaśniła ochoczo, bo w sumie z niewieloma osobami mogła porozmawiać na temat mówiący o dzieciństwie metamorfomaga. Dla wielu osób ten "dar" był połowicznie wyjątkowy - wszak nie zdarzał się często - ale też szkolna społeczność miała dużo czasu, aby się przyzwyczaić do metamorfomagicznych bliźniąt. Pytania Severinusa sprawiały jej niejako przyjemność, a więc ochoczo tłumaczyła interesujące go aspekty. Prawdopodobnie jej dzieci też odziedziczą ten dar... a gdy tylko pomyślała o Rileyu jako o ojcu jej policzki nabrały czerwonego koloru. W takiej sytuacji jej dzieci w stu procentach odziedziczą dar mety. Cokolwiek nerwowym gestem wsunęła kosmyk włosów za ucho i postanowiła nie myśleć o tym, skoro nie wiedziała jak się do tego ustosunkować. Wystarczy już, że w ich pokoju Elijah przez chwilę myślał, że jest w ciąży, a wówczas Riley się spiął. Powróciła całą sobą do Puchona. - Mój brat. - zachichotała, zasłaniając palcami usta. - Dzięki, Sevi, jesteś kochany. - wyciągnęła rękę nad stolikiem i serdecznie ścisnęła jego dłoń, bowiem jego troska poruszyła jej serce i dzięki temu zdenerwowanie odchodziło na dalszy plan. - Zachowanie mety ściśle związane jest z emocjami, a ja jestem po prostu emocjonalna, zaś mój brat to ostoja. - dodała nieco ciszej i nie czuła się źle z powodu nazwania siebie emocjonalną. Bywało to kłopotliwe, ale taka była jej natura i nie zamierzała się z nią kłócić. - Pewnie i ja bym straciła równowagę przy takiej ruchomej wciągarce. Nie jesteś z tym sam. - zapewniła, wyobrażając sobie siebie w chybotliwej maszynie, która lubiła czasami niekontrolowanie się przechylać bądź groźnie skrzypieć. - Mecz pewnie będzie po feriach, jak zawsze. Choć z tego co słyszałam, to teraz Gryffindor i Slytherin będą się mierzyć. - podzieliła się informacją, bowiem wrzeszczący kalendarz (będący prezentem bożonarodzeniowym od brata) nie omieszkał drzeć się z kufra jakieś dwa tygodnie przed jakimkolwiek meczem. Nabrała powietrza do płuc i cicho westchnęła, uciekając myślami do wyobrażeń mugolskich gondolek. Nie miała pojęcia jak miałoby to działać, wszak nie miała zbyt wielkiej styczności z niemagicznym światem. - Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że te magiczne to raczej mają co jakiś czas odnawiane czary, a u mugoli nie znam się, więc nie powiem. - posłała mu przepraszający uśmiech, bowiem tego jej wiedza nie obejmowała.
Słuchał jej przez chwilę, starając się to wszystko ogarnąć mózgiem. Co prawda nie powinno go to jakoś wybitnie dziwić, jako że na co dzień miał do czynienia z magią, ale to... To była jakaś inna odmiana magii. Patrzył na jej lewitujące lusterko, próbując zebrać myśli. - Czyli dobrze rozumiem, że w dzieciństwie łatwiej tobie było panować nad tą mocą? Zmienić kolor skóry osiem razy dziennie? Zabawy z nią chyba musiały należeć do ciekawych... Teraz w myślach próbował ogarnąć, jaki on miał stosunek do jej mocy, kiedy jeszcze byli razem, ale na chwilę obecną jakoś nie do końca potrafił sobie to wszystko przypomnieć. Może nie zwracał wtedy aż takiej uwagi, jako że był skupiony na niej jako na osobie, a nie na kimś ze specjalnymi zdolnościami? Przez to wszystko ich rozmowa teraz wyglądała tak, jakby metamorfomagia była u niej czymś nowym, czymś, z czym chłopak nie spotkał się nigdy wcześniej, a to przecież nie było prawdą. Uznał rozmowę o tym za coś słusznego, jako że dziewczyna trochę się rozgadała i ożywiła, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Dzięki temu Sev mógł sobie pogratulować w duchu udanego zachowania - właśnie taki był powód, dla którego w ogóle tutaj wszedł i się przysiadł, chciał poprawić dziewczynie humor, przynajmniej o te kilka procent. Ona go ścisnęła za rękę, a jego ścisnęło w sercu... Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Od razu mu się raźniej na duszy zrobiło i miło mu było, że dziewczyna docenia tak drobny gest. Chętnie by mocniej odwzajemnił uścisk, ale dziewczyna już zabrała dłoń. - Nie ma nic złego w byciu emocjonalnym, nawet przesadnie. W końcu po to mamy uczucia i emocje, żeby je okazywać, a jeśli ktoś je skrywa, to oznacza, że został dotkliwie skrzywdzony i obawia się tego ponownie - powiedział, zdając sobie sprawę z tego, że może nie mieć do końca racji. To są tylko jego spostrzeżenia i był ciekaw, jakie zdanie ma dziewczyna, jeśli akurat odniesie się do jego słów. - A właściwie to co oznacza meta? Tak jak mówiłem, jakoś nigdy się tym nie interesowałem, a wygląda na to że rozmawiam z odpowiednim źródłem wiedzy. - Posłał jej uśmiech. - W sumie szkoda, miałem nadzieję cię zobaczyć w akcji. Chyba nigdy nie było ku temu okazji. Głupio było się przyznać, ale jeszcze głupiej byłoby kłamać w jakikolwiek sposób. Mógł powiedzieć, że przychodzi na każdy trening i mecz, ale jedną z czołowych rzeczy, którymi chłopak gardził, było właśnie kłamstwo. Nawet w tak, mogłoby się zdawać, błahej sprawie. Machnął lekko ręką, jakby próbował powiedzieć "Nie przejmuj się". - Ja jestem pół-mugolem, a sam nie wiem jak to wszystko działa. A zdarzyło się tobie kiedyś być na takiej mugolskiej gondolce? Wbrew pozorom to dość niesamowite przeżycie - ta trzęsąca się, chybocząca budka i skrzypienie mechanizmu napędzającego... Cóż, może to nie była najlepsza "reklama" mugolskiej gondolki, ale kto raz spróbował ten musiał stwierdzić, że taka przejażdżka pozostawiała zapadające w pamięć wspomnienia.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
- Och, wtedy się tym tak nie przejmowałam. - machnęła ręką, bowiem wolała nie wracać myślami do czasów, kiedy oczekiwano od niej, by opanowała metamorfomagię tak dobrze jak tylko to możliwe. Te ciągłe porównywanie do brata, który sobie lepiej z tym radził... Następne słowa Severinusa były mądrzejsze niż mógłby przypuszczać. Z drugiej strony nie były pełną prawdą, ale odnosiły się do większości sytuacji, których doświadczyła z osobami bardziej skrytymi od reszty. Oparła brodę o kłykcie i uśmiechnęła się przelotnie do Puchona. - Coś w tym jest aczkolwiek są osoby z natury powściągliwe i nie jest to nic złego. Owszem, niektóre zachowania biorą się z chorobliwej nieśmiałości, ale masz rację, czasami skrytość pojawia się po skrzywdzeniu. - wyraziła swoje zdanie. Jego kolejne pytanie wywołało w niej szok. Naprawdę nie wiedział? Być może nie interesował się innym rodzajem dziedzicznej magii, której nabyć się nie dało poprzez naukę, a właśnie przez geny. Starała się nie pokazać po sobie zdziwienia, a zrozumienie. - Metamorfomag jest mistrzem kamuflażu, oczywiście jeśli to ćwiczy. Potrafiłby wtopić się w tło albo całkowicie zmienić swój wizerunek. Niektórzy, jak ja z bratem, mamy znamię, na które nie działa żadna magia i to znak rozpoznawczy. Oraz oczywiście oczy - koloru nie da się zmienić. - wyjaśniła i miała nadzieję, że na tyle wyczerpująco, by Severinusa usatysfakcjonować. Nie była idealnym metamorfomgiem, nie potrafiła swego daru opanować perfekcyjnie, ale wiedziala, że to możliwe. Kto wie, może i Riley i Elijah potrafiliby już na tym poziomie swoich umiejętności zmienić swój wizerunek o sto osiemdziesiąt stopni. - Nie byłam, rzadko bywam w miejscach niemagicznych. Ale kto wie, może kiedyś dane będzie mi się tam pojawić. Dam ci wtedy znać. - uśmiechnęła się i nagle kątem oka dostrzegła w drzwiach stołówki rozglądającego się Rileya. Wystarczyło napotkać jego wzrok, by zrozumieć, że jej szukał. Pomachała mu i zaczęła zbierać swoje pierdołki ze stolika. - Słuchaj, Sevi, czas już na mnie. Riley mnie szuka. - wskazała mu brodą czekającego na nią Krukona. - Dzięki za rozmowę. Poprawiłeś mi humor. To do zobaczenia. - jeszcze zanim odeszła od stolika to pochyliła się i delikatnie przytuliła Puchona. Po tym geście powędrowała do swojego chłopaka, którego dłoń od razu pochwyciła między swoje palce.