Osoby: Gabrielle Levasseur & @Charlie O. Rowle Miejsce rozgrywki: Kuchnia dodatkowa (Hogwart) Rok rozgrywki: grudzień 2019 Okoliczności: Gabrielle postanowiła upiec pierniki, które w jej rodzinnym domu należą do tradycji Świąt Bożego Narodzenia. Z racji tego, że nie jest najlepsza w gotowaniu o pomoc poprosiła Charliego.
Nigdy nie przepadała za gotowaniem, zupełnie nie odnajdywała się w tej dziedzinie życia, która była dla niej tak samo odległa, jak czarna magia. Gabrielle, choć jako dziecko często krzątała się po kuchni, nigdy nie była zainteresowana pomaganiem babci czy mamie. Z tego też powodu okolice świąt Bożego Narodzenia były wyjątkowym czasem, kiedy panienka Levasseur uczestniczyła w przygotowywaniach, a przede wszystkim dekorowaniu pierników. Było to jej ulubione zajęcie, które z racji tego, że była perfekcjonistką zajmowało dużo czasu i jeszcze więcej uwagi. Tegoroczne święta należały do wyjątkowych, po raz pierwszy blondynka miała spędzić je poza rodzinną posiadłości, jednak nie potrafiła odpuścić sobie tradycji pieczenia pierniczków. Nie potrafiła tego robić, sztuka sporządzania ciasta pozostawała dla Gabrielle tajemnicą, jednak miała to szczęście, że znała kogoś kto miał o tym jako takie pojęcie - Charlie Rowle. Nic więc dziwnego, że to właśnie jego poprosiła o pomoc. Nie przypuszczała, że ich przypadkowe spotkanie doprowadzi do rozwoju ciekawej i pełnej niespodzianek relacji, która teraz w jakiś sposób umilała dziewczynie dni spędzane w szkole. Widać było, jak wraca do siebie - nie tylko po wypadku mającym miejsce kilka tygodni temu, ale również złamanym sercu. Bieg wydarzeń, które miały miejsce w jej życiu, a które wcześniej uważała za okrutny żart losu, teraz jawił się jej zupełnie inaczej. Mogłaby nawet powiedzieć, że powinna podziękować Elijahowi, za to w jaki sposób ich relacjach się zakończyła - nie dając złudzeń, że między nimi wydarzyć się może coś więcej poza listowną znajomością. Nie zamierzała zapominać o tym, co się wydarzyło, wręcz przeciwnie - jej ciało zdobił tatuaż, który miał przypominać o wszystkim. Zmieniła tor własnych myśli, które mimochodem uciekły w stronę Krukona, skupiając się na pewnym Ślizgonie, niebędącym Charlim. William Fitzgerald ostatnimi czasy mocno zajmował głowę blondynki, choć ona sama unikała jego towarzystwa. Najpierw dlatego, że straciła pamięć, później powodem unikania chłopaka było jej odzyskanie. Kiedy kurtyna niepamięci opadła do Gabrielle dotarło, że Rowle miał rację - ona i Will mieli swój moment. Kto by przypuszczał, że będzie to pocałunek w deszczu? Na pewno nie ona. Za każdym razem, gdy leżąc w łóżku zamykała oczy miała przed sobą obraz rudowłosego czarodzieja, który po chwili swoimi wargami dotykał jej; mimochodem przytknęła opuszki palców do swoich różowych ust, zupełnie jakby upewniała się, że tamto nie było snem. Nie była pewna, co powinna o tym myśleć, nie znała odpowiedzi na wiele pytań, które od tamtego czasu pojawiały się w jej głowie. Charliemu również o niczym nie wspominała, chociaż miała świadomość tego, że prawdopodobnie jest jedyną osobą, która pomogłabym jej zrozumieć. Westchnęła przekraczając próg kuchni dodatkowej, która pozostawała pusta, gdyż blondynka pojawiła się chwilę przed umówioną godziną, a i tak wątpiła w to, że chłopak zjawi się o czasie. Kilkoma, sprawnymi ruchami uczesała warkocze , zbierając roztrzepane kosmyki włosów, tak aby jej nie przeszkadzały. Na kuchenny blat położyła otrzymany od Skylera przepis, po czym przeszukując szafki zaczęła przygotowywać potrzebne składniki.
Ostatnio zmieniony przez Gabrielle Levasseur dnia Sob Sty 11 2020, 21:49, w całości zmieniany 1 raz
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Nawet jeśli gotowanie było mało męskie, Rowle odkrywał w tym niesamowicie dużo przyjemności. Eksperymenty smakowe nie miały granic, wszystkie chwyty były dozwolone, a zwycięstwo było przypieczętowane prawdziwą ucztą. A on uwielbiał jeść. Miał też wrażenie, że ta dziedzina przypomina to, czym on się kierował w życiu - była pełna swobody i niezależności, a do raz dobranych idealnie smaków, zawsze się wracało. Po rozmowie z puchonką leniwie się podniósł i poszedł pod prysznic, a następnie wciągnął ciemne jeansy, skarpetki w kiwi i siwą koszulkę z nadrukiem rockowego zespołu, którą dostał od znajomego na festiwalu. Złapał za fartuch leżący w kufrze i wyszedł z sypialni, przeczesując dłonią wciąż mokre włosy. Pewnie też wziąłby bluzę, jednak Gabrielle miała widocznie cichy fetysz na tę część odzienia, więc wolał nie ryzykować utraty kolejnej sztuki. Ich relacja była zabawna, sam nie umiał umieścić jej w jakieś ramie. Dodatkowo komplikował sprawę William, przez którego Charlie dużo się ograniczał, nie chcąc przekroczyć granicy, co raz już zrobił. Było to, jednak zanim wiedział, więc nie mógł mu mieć Fitz tego za złe. Wykazywał jednak olbrzymie zainteresowanie blondynką, czego nigdy wcześniej u niego nie widział. Zresztą, ona też robiła w jego stronę maślane oczy. Skoczył jeszcze przed wrota zamkowe zapalić, niezbyt mając czas na delektowanie się mocnym tytoniem. Wszedł do kuchni dwie minuty po czasie, a na buzi miał ten swój łobuzerski uśmiech. Oczy błyszczały mu wesoło, gdy odszukał ją wzrokiem i zobaczył, że wzięła się za przygotowywanie składników. - Jest Twój kulinarny książę, zaraz Cię uratuję z piernikowej opresji! Sprawimy, że zrobisz najlepsze ciastka na świecie. Przywitał się pogodnie, nonszalanckim głosem i puścił jej oczko. Bezceremonialnie stanął obok, przyglądając się jej chwilę. Zupełnie, jakby musiał się upewnić czy po wypadku nie zostało śladu, a ona doszła do siebie. Od razu uderzył go zapach truskawek wymieszanych z perfumami. Skrzyżował ręce na torsie, opierając się o stojący za nim blat i przysiadając na nim delikatnie. Zielone ślepia puchonki błyszczały delikatnie, schowane w cieniu delikatnie zarumienionych policzków, a jasne kosmyki włosów i tak próbowały wedrzeć się jej na buzię, nawet jeśli złapała je w warkocze. Uśmiechnął się pod nosem, chociaż miał wrażenie, że w jej spojrzeniu kryła się jakaś niepewność. - Masz jakiś przepis czy jedziemy z moją improwizacją, mała? Trzymaj, żebyś się nie ubrudziła mąką. - dodał jeszcze, rzucając w jej stronę przyniesiony przez siebie fartuch. Sobie znajdzie nowy albo poradzi sobie bez. Zagwizdał cicho, przesuwając spojrzeniem po izbie. Mieli tu wszystko to, co było potrzebne do stworzenia czegoś magicznego. Swoją drogą, schlebiało mu, że to jego poprosiła o pomoc z gotowaniem. Sam chętnie trochę pierników weźmie i da w prezencie przyjaciołom.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Otwierała i zamykała kolejne szafki, aby na kuchenny blat położyć wszystkie potrzebne im składniki, które znajdowały się na liście, jednak wciąż miała problem z odnalezieniem gałki muszkatołowej. Gabrielle uparcie sądziła, że będzie to proszek kolorem przypominający korę starego dębu i właśnie takowego poszukiwała pomiędzy słoiczkami wypełnionymi przeróżnymi przyprawami; niestety nie odnalazła go. Warknęła zirytowana pod nosem, do którego przytknęła kolejny słoiczek, zaciągając się zapachem, który się z niego wydobywał, by sekundę później głośno kichnąć. Tym sposobem odkryła, że zawartością szklanego pojemnika była słodka papryka - tak przynajmniej się jej wydawało. Poszukiwania skutecznie odgoniły myśli dziewczyny od Williama, jednocześnie sprawiając, że mimowolnie pojawił się w nich Charlie. Skłamałaby mówiąc, że nie lubi Śluzgona, choć na głos nie zamierzała - przede wszystkim przed nim - się do tego przyznawać. Rowle nie był znowu taki zwyczajny, jak początkowo myślała. Myliła się sądząc, iż ich relacja zakończy się w zaczarowanej klasie przypominającej las; właściwie bardzo ją to cieszyło. Był osobą na którą - ku jej zaskoczeniu - mogła liczyć w każdej sytuacji, w dodatku bardzo dobrze jej się z nim rozmawiało, nawet jeśli często towarzyszyły temu kąsliwe uwagi czy niewinny flirt. Wydawało się, że tą dwójkę coś do siebie przyciąga, chociaż oboje pewnie by temu zaprzeczyli. Przy Charlim, Gabrielle czuła się niezwykle swobodnie, a jednocześnie mogła pozwolić sobie na nieco więcej. On lubił ją prowokować, a ona zamiast wówczas odwrócić się na pięcie, podejmowała jego grę, często pozbawioną jakichkolwiek zasad. Oczywiście nie pozostawała mu w tym dłużna; takim sposobem raz szala zwycięstwa przechylała się na jej, a raz na jego stronę. Mimochodem pospiesznie z nad słoiczka przeniosła spojrzenie zielonych oczu na drzwi, kiedy usłyszała dźwięk skrzypiących zawiasów, by ujrzeć w nich Ślizgona, którego usta ozdabiał łobuzerski uśmiech. Spojrzała na zegarek posyłając w jego stronę karące spojrzenie - Szkoda, że to księżniczka musi czekać na księcia - odparła uśmiechając się nieco ironicznie, zaś ton jej głosu wydawał się być jednocześnie szorstki i rozbawiony - Poza tym, już jesteś mój? - zapytała, uśmiechając się przy tym szeroko, oczywiście wyłapując odpowiednie słowo przez co objęła prowadzenie w ich grze. - Nie sądziłam, że tak szybko mi to pójdzie, Rowle. Jesteś zbyt łatwy - oznajmiła, śmiejąc się przy tym. Po kilku sekundach rozbawienia przybrała jednak nieco zasmucony wraz twarzy, uświadamiając sobie, że wciąż nie ma wszystkich potrzebnych składników. Uniosła prawą brew zadając nieme pytanie bruentowi, kiedy zaczął się jej badawczo przyglądać. - Już wszystko dobrze z moją głową. Miło, że wciąż się martwisz - powiedziała, zdając sobie sprawę czego się w niej doszukiwał. Sama dokładnie nie wiedziała, jak to się stało, że nagle pamięć tak po prostu wróciła. Obudziła się rano, a wspomnienia samoistnie zalały jej umysł, choć wciąż z pewnymi brakami, choć nie tak dramatycznymi, jak wcześniej. Chwyciła w dłonie fartuch, który dał jej Charlie, jednocześnie odstawiając zapieczętowany słoiczek, który o ironio zawierał poszukiwaną gałkę muszkatołową, tyle, że w całości. - Mam przepis, ale nie mam wszystkich składników - odpowiedziała, pokazując palcem pergamin leżący na blacie oraz składniki. - Boję się co też siedzi w twojej głowie, więc wolę trzymać się przepisu - oznajmiła, odwracając się do tyłem - Możesz? - zapytała, dłońmi zagarniając rozpuszczone włosy, tak aby mógł zawiązać na jej szyji materiał fartucha, gdyż samej ciężko było jej to zrobić.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Doceniłby jej przygotowania, pełne pasji poszukiwanie składników na cenne, świąteczne ciastka. Zwłaszcza że dziewczyna miała doświadczenie kulinarne bliskie zeru, nadrabiając z pewnością zdolnościami manualnymi, na których brak z kolei narzekał brunet. On był prostym w obsłudze młodzieńcem i odpowiadał na każde pytanie, które mu zadawano z brutalną czasem szczerością. Bez problemu powiedziałby jej, że ją lubi i uważa, że jej towarzystwo było naprawdę ciekawe. Tak naprawdę nigdy nie wiedział, czego się spodziewać. Gabrielle za każdym razem pokazywała mu nowy fragment siebie, powoli składający się w całość. Miał dobrą pamięć i lubił puzzle, więc nic dziwnego, że zawsze cieszył się na spędzenie z nią czasu. Raz było złośliwie i paskudnie, a raz królowała bita śmietana. To była relacja prawdziwie chaotyczna, pozbawiona celu i brnąca dalej we własnym rytmie. Nie musieli niczego poganiać i tak naprawdę, to niczego od siebie nie chcieli. To była ciągła rywalizacja, adrenalina, bo każde z nich lubiło mieć ostatnie słowo. Na jej spojrzenie zrobił minę bezbronnego szczeniaczka, bezradnie rozkładając ręce. Musiał przecież zapalić przed gotowaniem, bo nigdy nie palił w trakcie. Akurat ona powinna już wiedzieć i rozumieć, jak silny był dla niego ten nałóg. Jak przyjemnie elektryzujący. - Jak księżniczka kocha, to poczeka. To tylko dwie minuty! Nawet nie wiesz, jak szybko paliłem. - odpowiedział niemal natychmiast, nie omieszkując wysłać jej buziaka w powietrzu i puścić oczka, aby jego pełna pasji wypowiedź była jeszcze bardziej przekonująca. Zaśmiał się na jej kolejne słowa, wzruszając delikatnie ramionami. - W gotowaniu jestem, bo zginiesz tu beze mnie. Jeszcze zamek wysadzisz! Mała, bo mężczyźni zwykle są prości, tylko baby to wszystko komplikują. Nie mógł powstrzymać swojego rozbawienia, zachęcony jej śmiechem. Brzmiał trochę inaczej niż podczas spotkania w gwiezdnej sali, wciąż jednak zachowując swoją melodyjność. Nie umknął jednak zielonym oczom grymas zasmucenia, który przemknął przez jej buzię, na co na chwilę zmarszczył brwi, posyłając jej pytające spojrzenie. O czym znów sobie przypomniała? Korzystając jednak z milczenia, zlustrował ją wzrokiem. - Jesteśmy kumplami, nie? Na swoich trzeba uważać. To może mi powiesz skąd ta smutna mina przed chwilą? Co się stało? Nie wiesz, jakie słodycze lubi Fitz? Zaczepnie szturchnął ją łokciem, puszczając oczko. Znów. Widać było, że dobrze się bawił. Odsunął się od blatu, przechadzając chwilę i rozciągając szerokie ramiona, świadomy, ile gniecenia jest z ciastem piernikowym. Zerkał na nią, zaciekawiony słoikiem, który odstawiała. Czyżby wolała sproszkowaną, żeby uniknąć moździerza? - Czego brakuje? - zapytał z ciekawością, podchodząc do leżącego na blacie świstka. Oparł się o mebel, zerkając w jego stronę i czytając przepis, kiwnął z uznaniem głową. Wyglądał całkiem porządnie, chociaż dodałby coś od siebie do mieszanki przypraw. - A co niby siedzi w mojej głowie? Myślę, że ciastka będą lepsze, jak weźmiemy przyprawy w całości i je roztłukę w moździerzu. Dodałbym też zamiast zwykłego miodu, trochę gryczanego. Jest doskonały do piernika. Podniósł się bez słowa, podchodząc do niej i stając za jej plecami. Spojrzał na jej kark, który odsłoniła przez odgarnięcie jasnych włosów na bok, unosząc dłonie i łapiąc za sznurki od czarnego fartucha. Miała strasznie jasną, delikatnie wyglądającą skórkę, od której biło przyjemne ciepło. On sam miał jeszcze po dworze chłodne ręce, jednak pomimo chęci, nie udało mu się nie trącić karku palcami. Miał zbyt duże dłonie. - Wybacz, jeszcze się nie rozgrzały. Tak jest okej? - zapytał, siląc się nawet na kokardę. Nie wiedział jednak, czy nie zawiązał zbyt mocno, więc nachylił się nieco i wyjrzał do przodu nad jej prawym ramieniem, zerkając na jej twarz, którą teraz widział z profilu. Ręce opuścił luźno wzdłuż ciała, chowając je ostatecznie w tylnych kieszeniach spodnie. - Nie powiedziałaś mi jeszcze, ile robimy ciastek i co poza Twoim towarzystwem, będę z tego miał. Nie mógł powstrzymać się od żartu przez pozycję, w której tkwili. Wysilił się więc na poważny ton, maskując zadziorny uśmiechem poprzez przygryzienie dolnej wargi.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Chciała w jakiś sposób poczuć się pomocna, z tego też powodu postanowiła przyjść nieco wcześniej i przygotować wszystkie potrzebne składniki, zgodnie z wytycznymi przepisu należącego do Skylera. Miała nadzieję, że to w jakimś stopniu odciąży chłopaka, który zadeklarował się jej pomóc. I tak czuła się trochę głupio wykorzystując jego umiejętności dla własnych potrzeb, choć zamierzała się mu za to w przyszłości odwdzięczyć. Należała do osób bardzo honorowych i nie chciała, aby Rowle pomagał jej nie otrzymując niczego w zamian. Gabrielle również należała do osób szczerych, brzydziła się kłamstwem, jednak niektóre sprawy wolała zwyczajnie przemilczeć niż wypowiadać na głos to, co siedziało w jej głowie. Sądziła, że czasem tak jest prościej i łatwiej dla innych, choć sama, wewnątrz siebie prowadziła wówczas walkę pomiędzy tym, czego chciała, a co należało. Zadziwiającym dla panienki Levasseur było, że przedstawiciele płci męskiej, choć wydawali się prości to relacje z nimi już do takich nie należały; albo ona miała zwyczajnie pecha. Bo czy szczęściem mogła nazwać fakt, że całowało ją dwóch chłopaków, z którymi teoretycznie nic jej nie łączyło? Pozostawiało to jedynie mętlik w głowie, rodziło chaos i wiele pytań, których nie potrafiła pozbierać w jedną całość, dlatego skutecznie unikała rozmów na ten temat. W przeciwieństwie do Charliego, Gabrielle nie należała do osób prostych, jej charakter składał się z wielu sprzeczności, potrafiła mieć wiele twarzy, jednak prawie każda z nich była tą prawdziwą - po trochu. Pomimo tego, tą najgłębiej skrywaną i najdelikatniejszą poznała dotąd tylko jedna osoba, o której teraz wolała nie myśleć. -Do kochania to jej jeszcze daleko, w tych czasach mamy inne księżniczki, mój książę - zaśmiała się z jego słów, chociaż stosunkowo miała rację. Dawniej wystarczyło - zgodnie z przekładami wielu książek, że książę złożył pocałunek na ustach pięknej damy, aby ta od razu wpadła w jego ramiona - teraźniejszość nie miała z tym nic wspólnego. Dziś potrzebny był czas, wtedy uczucie rodziło się z chaosu, kształtowało by ostatecznie człowiek zrozumiał, czego - właściwie kogo - tak naprawdę chcę w życiu. - Twój nałóg, kiedyś doprowadzi cię do grobu, Rowle - skwitowała jeszcze, kręcąc głową z rozbawienia wywołanego jego dziecinnym zachowaniem. Zmrużyła na niego oczy, starając się zachować spokój, gdyż obwinianie o wszystko kobiet wywoływało u niej złość. Jakby faceci byli w czymś lepsi. - Ciesz się lepiej, że to ty mi pomagasz, bo mogłam poprosić kogoś innego - oznajmiła, wytykając w jego kierunku język, niczym mała dziewczynka. Nawet nie zamierzała komentować jego słów, dotyczących jak to określił "bab", na co skrzywiła się delikatnie. Cóż za kolokwialne określenie pomyślała tylko. - Tak jesteśmy kumplami - potwierdziła, czując dziwną złość, którą wywoływało w niej proste słowo "kumple". Nie potrafiła tego póki co wytłumaczyć, ani się nad tym zastanawiać, zwyczajnie zignorowała to uczucie, skupiając się na słowach wypowiedzianych przez Ślizgona. - Nic się nie stało - odpowiedziała, uśmiechając się do niego szeroko. - Will kocha żelki, dokładnie kwaśne, jabłkowe - oznajmiła, czując swego rodzaju dumę, że mogła zaskoczyć Charliego. W gruncie rzeczy nie wiedziała zbyt wiele o Fitzgeraldzie, a już na pewno mniej niż Charlie, dlatego w jej przypadku każda informacja była na wagę złota; wciąż się jeszcze poznawali. Oczywiście widok zaskoczonego Rowle wywołał u niego uczucie satysfakcji, dlatego nie mogła darować sobie zadowolonej miny pokazanej w kierunku Ślizgona. -Nie mogę znaleźć gałki muszkatołowej - jęknęła niezadowolona, pozwalając by jej niewiedza ujrzała światło dzienne, chociaż nigdy ukrywała tego, że nie ma kompletnie pojęcia o gotowaniu. Wzruszyła ramionami na kolejne słowa Charliego, gdyż dla niej było obojętne czego użyją, gdyż ważny był efekt końcowy, a ten w zamiarze Gabrielle miał wyjść idealny. Uniosła dłonie w poddańczym geście - Zdaje się na ciebie, po prostu mają wyjść pyszne - oznajmiła, pozwalając by związał na jej karku materiał. Kiedy chłodne palce chłopaka musnęły jej skórę, mimochodem wzdrygnęła się, zaś jej ciało ozdobiła gęsia skórka. Opuściła włosy, delikatnie swoimi dłońmi dotykając jego, czując kontrast między temperaturami ciał, gdy nie zabrał ich jeszcze. - Tak, myślę że jest w porządku - odpowiedziała, poprawiając materiał. - Zróbmy tyle na ile starczy nam składników? - zapytała, odwracając się do niego przodem, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, jak blisko niej jest. - Czego oczekujesz? - uniosła prawą brew, robiąc krok w tył,zupełnie jakby obawiała się, że i Charlie postanowi przekroczyć te same granice co Will.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Charlie nie był kimś, kto potrzebował pomocy. Zwykle to on opiekował się innymi, czując taką potrzebę przez swój męski honor i wychowanie, które sprezentował mu ojciec. Dla niego ważniejsze było, że nie musiał piec sam. Nie był samotnikiem, źle znosił dłuższe przebywanie z daleka od ludzi. Potrzebował adrenaliny, śmiechu, zabawy. Już nawet był w stanie znieść te okropne, filozoficzne gdybanie, byle nie być samemu. Nic nie chciałby w zamian za pomoc, korzystając jedynie z tego stwierdzenia w formie luźnego żartu. Relacje międzyludzkie często w oczach chłopaka były komplikowane na siłę. Ludzie oczekiwali od siebie konkretnych zachowań, nawet jeśli nic sobie nie obiecywali wcześniej. Był chyba zbyt niedojrzały, za bardzo dawał się ponieść emocjom, żeby to zrozumieć. Z pewnością postawa jego ojca, porzuconego przez żonę i jego podejście do tematu, również zrobiło swój bałagan w głowie najmłodszego syna. Nie wiedział, na czym stoi relacja Williama i Gabrielle, a było mu dziwnie o to pyta. Oczywiście, cieszyłby się ich szczęściem i im kibicował, jednak po części zdawał sobie sprawę, że gdyby zostali oficjalną parą jednych z najlepszych pączków w szkole, ich znajomość musiałaby ochłonąć. Tym trudniej mu było to wszystko zrozumieć, że wcześniej nie widział Fitza tak nakręconego na dziewczynę. - Jeszcze po prostu nie wie, że kocha, moja księżniczko! - odparł z rozbrajającym uśmiechem, nie mogąc powstrzymać się od teatralnego ukłonu, godnego prawdziwego księcia z tytułem rycerskim. Zaśmiał się jednak zaraz, nie chcąc, aby nazbyt się zarumieniła i przejęła jego słowami. Wiedział, że ona całkiem inaczej postrzega pewne słowa, niż on. Była delikatna, jakaś taka częściowo zakręcona, co było w oczach bruneta bardzo ciekawe. Machnął dłonią na jej ostrzeżenia o nałogu.- Na coś trzeba umrzeć, nie? Zdawało się, że chłopak w ogóle nie myśli o konsekwencjach długoterminowych zamiany swoich płuc w piec, ciesząc się każdą chwilą i nie gdybając o przyszłości. Prawdę mówiąc, nie widział siebie jako poczciwego staruszka o lasce, gdzie zwisa mu bezwładnie więcej niż skóra i nie jest w stanie przebiec kilometra. Starość była beznadziejna, nie lubił jej. - Tak? A kogo innego? Kto inny ma moje umiejętności i urok osobisty, któremu nie możesz się oprzeć? Will? Zapewniam, spaliłabyś zamek. Nachylił się nieco, posyłając jej podejrzliwe, nieco dumne spojrzenie. Wybrała jego, bo tu był — niezależnie co powie i jak się będzie tłumaczyć. Badał chwilę spojrzeniem jej twarz, zaciekawiony szczerze reakcją, którą jego słowa mogły wywołać. Gdy przytaknęła, że są kumplami — zabrzmiało to znacznie chłodniej i gorzej, niż z jego ust. W jakiś sposób mu to przeszkadzało, chociaż miał na dobrą sprawę związane ręce, aby nazywać to inaczej. Westchnął więc tylko, opierając się o blat. Klasnął w dłonie z rozbawieniem, że wiedziała, jakimi słodyczami objadał się William. - Jeden punkt dla tej Pani ze znajomości Fitza! Widzę, że odkrywacie coraz więcej swoich tajemnic. William był pełen dystansu i nieufności do obcych, nawet wiedza o żelkach była sukcesem. Cieszył się, a jednak nie wiedział, dlaczego zabrzmiał tak pretensjonalnie i ironicznie. Uśmiechnął się więc jedynie, odwracając wzrok w stronę kartki z przepisem. Na gałkę muszkatołową przytaknął tylko, wiedząc, że i tak im nie ucieknie. Cały czas myślał, jak udoskonalić przepis, który już był dobry. Wiedział jednak, że mały akcent od serca sprawi, że jej wymarzone pierniki będą wyjątkowe. - Wyjdą, nie bój żaby, księżniczko.- odparł pod nosem, automatycznie, odkładając kartkę na stół. Miód wydał mu się doskonałym pomysłem, jednak wciąż brakowało pazura. Oparł dłonie na biodrach, patrząc na blondynkę. - Chcesz nadziewane czy nie? Grzecznie spełniał jej zachcianki, niczym Mikołaj, delikatnie majstrując dłońmi przy sznurkach. Bardziej pasowałoby jej złoto, niż czarna szmatka, ale nie odezwał się słowem. Nie wiedział, czy może. Kiwnął więc głową, czując dreszcz na ciele od gorących dłoni puchonki. Nie powstrzymało to jednak jego psikusa i nachylenia się do przodu, aby rzucić dowcipną w swoim mniemaniu, niemoralną propozycję. Nie spodziewał się jednak, że nimfa się odwróci. Czuł na twarzy jej ciepły oddech, a nosy niemalże stykały się ze sobą. Patrzył jej chwilę w oczy zaskoczony, a gdy cofnęła się i zapytała tym dziwnym tonem z uniesioną brwią, parsknął cicho. - Wyluzuj, przecież nie zamierzam prosić o zapłatę w buziakach czy dziewictwie Gabs. Nie zjem Cię, serio. Boisz się mnie?- zapytał z nutą rozbawienia, chcąc rozładować to dziwne napięcie, które w nim zaskoczyło. Naprawdę sądziła, że zrobiłby coś głupiego bez jej wiedzy, drugi raz, wiedząc, że flirtuje z jego przyjacielem? Trochę go zabolało jak nisko o nim myśli. Westchnął więc tylko, machając ręką i podchodząc do blatu, gdzie zabrał się za przesiewanie mąki do wielkiej miski, gdzie chciał ją wymieszać z resztą sypkich składników. - Nie wiem, w sumie niczego. Tak tylko żartowałem mała. Najważniejsze, żeby nam ciastka wyszły. Posłał jej krótkie spojrzenie i delikatny uśmiech, skupiając uwagę na pierniczkach. Nie chciał nic zepsuć.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle również odczuwała tą potrzebę pomagania innym, często nawet jeśli owej pomocy się wzbraniali. Na przestrzeni lat dostrzegła pewną ułomność - ludzie bali się prosić o pomoc, zwłaszcza wtedy, kiedy potrzebowali jej najbardziej. Nie wiedziała czy powodowała to zbyt duża duma czy może wstyd; nie ważne czym wówczas kierował się człowiek, bo i tak popełniał błąd. Gabrielle była inna, znała siebie na tyle, by wiedzieć z czym potrafi sobie poradzić, a co jest ponad jej siły i gdy rodziła taka potrzeba przede wszystkim nie bała się prosić o pomoc. Tak było w tym przypadku - gotowanie ją przerastało, dlatego zwróciła się do Charliego o pomoc, choć równie dobrym wyborem mógł okazać się Skyler, który posiadał ogromne zdolności do wypieków. Tym razem jednak poza kimś kto potrafi upiec pierniki, potrzebowała mieć przy sobie kogoś kto zna Williama na tyle dobrze, aby móc jej doradzić. Relacje damsko - męskie były sferą życia, która mocno przerastała Puchonkę. Ta często nie wiedziała, jak powinna się zachować, jak rozumieć zachowania chłopców i co ważniejsze, czy brać ich zainteresowanie jej osoba na poważnie. Bo gdzie kończyła się i zaczynała granica między niewinnym flirtem a czymś więcej? Pomimo krótkiej znajomości z Charlim, dziewczyna już poniekąd wiedziała, czego może się po nim spodziewać, natomiast z Williamem było zupełnie inaczej - wciąż pozostawał dla niej zagadka, a sprzeczne sygnały, które jej wysyłał sprawiały, że myśli ogarniał chaos. Nawet przez myśl blondynce nie przeszło, że Rowle może ją lubić nieco bardziej, a tylko jej zainteresowanie jego najlepszym przyjacielem w jakiś sposób hamuje jego zapędy, którym prawdopodobnie w innych okolicznościach już dawno dał się ponieść. - Tak sobie wmawiaj - oznajmiła, śmiejąc się z jego słów. Oboje się zgrywali, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, a jednak jakiś głosik w jej głowie po cichu szeptał, że przecież każdy żart czy też plotka skrywają ziarno prawdy, mimochodem zignorowała go. Wywróciła teatralnie oczami słysząc pytanie padające z ust chłopaka. W gruncie rzeczy było wiele ciekawych opcji na śmierć niż ta wywołana nałogiem. - Niby tak, jednak ja wolałabym, aby moja śmierć była bardziej spektakularna - oznajmiła z zamyśloną miną, aby następnie uśmiechnąć się szeroko. Nigdy właściwie nie myślała o śmierci, była zbyt młoda by zaprzątać sobie głowę takimi tematami, w dodatku mało kto mógł poszczycić się tym, że ma kontrolę nad własnym życiem, jedynym co było pewne to to, że śmierć jest nieunikniona. - Nie Will-odparła - Skyler, Skyler Schuester - oznajmiła, by po sekundzie machnąć ręką, na znak, że temat ten jest nieważny. Ważniejsze było to, że byli tu teraz, razem. U niej słowa "kumplami" również wywoływało dziwne ukłucie tuż za mostkiem, lecz starała się tego nie dać po sobie poznać, nawet jeśli odpowiedź, której udzieliła brzmiała ostrzej niż tego chciała. - Nooo, powiedzmy że odkrywamy - przytaknęła, choć sądziła, że to co już wie, to zaledwie czubek góry lodowej i tak naprawdę jest niczym w porównaniu z tym, co jeszcze uda się jej odkryć. Mimo tego i tak czuła się dumna ze swojego odkrycia, a i Charlie wydawał się być pod wrażeniem. Obdarzyła chłopaka promiennym uśmiechem, kiedy zapewnił ją, że pierniki napewno im wyjdą, a ona o dziwo mu w to wierzyła, choć bardziej ufała jego umiejętnością nim jemu. Widziała zamyślenie malujące się w jego zielonych tęczówkach Bez nadzienia, ale może z chilli? - zapytała, unosząc do góry lewą brew. Głos blondynki nie brzmiał jakby się wahała, pozbawiony charakterystycznej dla niej pewności siebie. Może to właśnie było to, co sprawiłoby że pierniki będą nieco inne niż te klasyczne. Była zaskoczona, kiedy nie usłyszała ze strony Ślizgona słów sprzeciwu, zamiast tego spełnił jej zachciankę, a raczej prośbę. To doprowadziło do tego, że nagle powietrze między nimi zgęstniało a niewinny żart, który chciał zrobić chłopak wprawił Gabrielle w delikatne zakłopotanie, wywołując potrzebę ucieczki. - Nie boję. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, choć wydawała się być zmieszana. W jej myślach Charlie znajdował bardzo wysoko, często zajmując je w dużo większej części i częściej niż powinien. Nigdy nie myślała o tym, że mógłby wykorzystać ją w sposób, jaki sobie tego nie życzyła, wręcz przeciwnie - uważała go za bardzo honorowego. - Nie chodzi o zapłatę. Ech… przepraszam, nie powinnam była tak reagować - oznajmiła, kładąc swoją dłoń na jego, podeszła bliżej, zmuszając aby na nią spojrzał. - William mnie pocałował, a ja nie wiem co mam o tym myśleć - wydusiła w końcu z siebie, uciekając spojrzeniem.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Rowle bardziej lubił dominować, być liderem, chronić innych. Nie potrzebował właściwie niczego, żadnego tłumaczenia czy próśb, aby zając swoje miejsce. Miał wiele wad i bywał naprawdę głupkowaty, ale każdy chciałby mieć takiego Charlesa na swojej szali, bo nie bał się ani mordy w imię przyjaźni obić, ani poklepać po plecach. Nie obchodziły go wcale te ich błędy, nie miały znaczenia, gdy już się z kimś oswoił. On sam był typem, który rozwiązywał sprawy od razu, dzięki czemu naprawdę rzadko miewał problemy. Nie chodziło o to, że bał się prosić o pomoc czy nie chciał kogoś sobą obarczać, a raczej o fakt, że nikt go nie znał lepiej niż on sam i tylko jemu mogło przyjść do głowy to najlepsze rozwiązanie. Dlatego też nie mógł jej odmówić takiej drobnostki, jaką były pierniki. W głowie ślizgona była Melusine już od dłuższego czasu, jednak podobnie jak William Gabrielle, ona również dawała mu wiele sprzecznych sygnałów. W jednej chwili go unikała i była chłodna, żeby zaraz zgodzić się na spotkanie i posyłać mu kokieteryjne spojrzenia. Charlie nigdy nie marnował czasu, nie latał długo za kimś, kto w żaden sposób nie odwzajemniał jego atencji, a z krukonką był w kropce. Była śliczna, mądra i miała odrobinę przerażające poglądy oraz rodzinę. Była też niemalże czysto krwista, co dla takiego mugolofoba, jak on było dość ważne. Puchonkę lubił i nawet nie podejrzewał siebie o cień większego zainteresowania, chociaż dyskusje z nią przypominały momentami te, które miewał ze swoimi najlepszymi chłopakami. Jednocześnie, były na całkiem innej płaszczyźnie, niż te z Chloé lub z Darcy, a przynajmniej tak mu się wydawało. - Nie muszę, to fakty. Niczym adwokat diabła, miał odpowiedź na każde pytanie, przypieczętowując ją zaczepnym uśmiechem, który swoją drogą dość często rzucał w jej stronę. Dla niego prawdą były tylko słowa i myśli przekute w czyny, namacalny dowód wewnętrznych odczuć. Nazywanie jej księżniczką jednak w żaden sposób mu nie przeszkadzało. Na jej teatralne wywrócenie oczyma, zrobił to samo, dramatycznie wzruszając ramionami. - Śmierć może być nudna, o ile życie było zajebiste. Jak chciałabyś umrzeć? Zresztą, nie podejrzewałem Cię o takie gdybanie, zwłaszcza na ten temat! - zauważył rozbawiony, posyłając ją przeciągłe, zaciekawione spojrzenie. Wychodził z założenia, że po śmierci nie było już niczego i wolał skupić się na tym, co robił podczas oddychania. Dlatego zawsze słuchał siebie, bo żałowanie czegokolwiek było uczuciem okropnym. Faktycznie, wspomniany chłopak nie mówił mu absolutnie niczego, bo Rowle nawet nie kojarzył jego twarzy. Musiał być jednak równie dobry z gotowania lub pieczenia, skoro w ogóle brała go pod uwagę. Na szczęście wszyscy wiedzieli, że Fitz lepiej testował smaki, niż je łączył i Gabrielle zdawała się to dokładnie zapamiętać. - To zawsze intrygujący etap, chociaż ja zwykle na nim urywam, bo nie mam motylków w brzuchu, tak jak wy. - rzucił beztrosko, zajęty przepisem. Miał jednak resztki podzielności uwagi. Musiał więc dla tego całego, romantycznego cyrku się postarać. I dla swojej kumpelki. - Chili? Może być, możemy też dodać ostrości mielonym hibiskusem, będzie fajnie przełamywał miód. - przytaknął, zadowolony z jej śmiałego pomysłu. Niewiele osób miało odwagę łączyć ostre ze słodkim, chociaż jego zdaniem takie połączenia często sprawdzały się doskonale. Wsypywał mąkę do miski w zamyśleniu, wciąż nieco zaskoczony zaistniałą sytuacją. Takie uniki nie były jednak dla niego czymś nowym, a do tego kompletnie nie w jego zwyczaju była złość o takie pierdoły. Właściwie to próbując postawić się na miejscu delikatnej blondynki, która tylko udawała zadziornego chochlika, czułby się równie niepewnie. Zwłaszcza że przyjaźniła się z Celestine, a ta miała już o nim wyrobione zdanie. - Wiem, tylko żartowałem mała. Nie przyszłabyś ze mną tutaj sama, gdybyś się bała. - odparł ze spokojem, wciąż przesiewając. Gdy w misce było wystarczająco pyłku pozbawionego grudek, to samo zaczął robić z proszkiem do pieczenia i cukrem wanilinowym z drobinkami skórki pomarańczy. Jego dłonie pewnie, szybko dosięgały kolejnych paczuszek i już miał przysunąć do siebie moździerz, aby dodać i utłuc przygotowane przyprawy, które miały stworzyć mieszankę korzenną, gdy jasnowłosa nagle znalazła się obok, kładąc swoją drobną dłoń na jego własnej. Zamarł na chwilę, podnosząc głowę i patrząc na nią pytająco. - Przestań mnie przepraszać za takie pierdoły, bo to głupie, serio. Nie ma sprawy. A o co chodzi? - zaczął z westchnięciem rezygnacji, nie ruszając się z miejsca. Czuł dziwny uścisk w żołądku, pewnie przez to, że w rozumieniu kobiet i ich emocji był naprawdę beznadziejny na dłuższą metę, a przynajmniej tak to oceniał. Gdy wspomniała, co się stało, aż rozchylił usta w niemym zaskoczeniu, wytrzeszczając w jej stronę, zielone ślepia. Nawet nie poczuł, jak trzymany przesiewak wpadł mu do miski. Jak to pocałował? Ten sam Fitz? Zamrugał kilkakrotnie, chrząkając. Przeklął w myślach, czując panikę z powodu braku wiedzy, jak konwersację poprowadzić i jak jej pomóc. - Jak pocałował? Gdzie pocałował? Mówimy o tym samym królu zimnych pączków? - zaczął w końcu z powagą, aby wolną już dłonią przeczesać włosy. Miał taki głupi nawyk, gdy zbyt wiele się działo i nie nadążał z przyswajaniem informacji. Zaraz jednak wzruszył ramionami obojętnie, wzdychając. - Ja nie jestem chyba najlepszym materiałem, do takich rozmów Gabs. Dla Ciebie całowanie to taka wciąż wielka sprawa. Dla Fitza pewnie też, bo niezbyt tym szalał. To chyba jednak dobrze, co? Przecież się lubicie, podoba Ci się. Czemu tak bardzo chcesz to analizować, zamiast ponieść się chwili? Zamilkł, wbijając w nią ślepia. W końcu zacisnął delikatnie jej dłoń, ujmując ją na chwilę w swoją, po czym przesunął w stronę jej twarzy, unosząc podbródek do góry, zmuszając Gabrielle do spojrzenia na jego twarzy. - Wykończysz się, jak będziesz tak się nazbyt przejmowała wszystkim dookoła. Całowanie się to przyjemność, nic złego. Żaden grzech, jesteś młoda i powinnaś się tym cieszyć. Zwłaszcza że to ktoś, kogo lubisz. Byli całkiem różnymi światami w tej kwestii. On miał zdecydowanie więcej doświadczenia i zupełnie inne, mało dziewczęce poglądy. Nie umiał jej lepiej doradzić niż tak, jak sam właśnie myślał. Wciąż jednak wierzył, że dużo łatwiej by się jej to przeżywało z druga kobietą, niż z nim.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Już dawno dostrzegła to, że Charlie należy do osób, które lubią dominować: czy to podczas zwykłej rozmowy, gdzie zawsze musiał mieć ostatnie słowa, czy w trakcie zajęć. Miał w sobie na tyle dużo charyzmy, że ludzie go słuchali, nawet jeśli nie do końca zawsze zgadzali się z jego zdaniem. Gabrielle była inna, ich relacja opierała się głównie na tym, by robić sobie na przekór, dlatego wyjątkowym zjawiskiem było to, gdy się ze sobą zgadzali. To świadczyło o tym, jak różni byli, a jednocześnie podobni, będąc upartymi niczym przysłowiowe osły; trzymali się mocno własnego zdania, jednocześnie nie bojąc się przyznać do błędu, co blondynka w chłopaku bardzo ceniła, nie przypuszczając że takową cechą charakteryzować się będzie którykolwiek z wychowanków Salazara. Gabrielle doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w życiu Charliego pojawiła się Mel - był nią prawdopodobnie zauroczony, zupełnie jak ona Williamem. Oboje mieli kogoś na kogo zwrócili swoją uwagę, choć wydawało się, że w rzeczywistości spędzają razem więcej czasu niż z osobami, którymi byli zainteresowani. Czy powinno im to dać do myślenia? Być może tak, lecz póki co żadne z nich nie zaprzątało sobie tym głowy, wszakże byli jedynie kumplami, co Ślizgon powtarzał przy każdej okazji, a co wywoływało u Gab coraz większą złość,choć nie wiedziała dlaczego. Ich relacja rozwija się, będąc swego rodzaju mieszanka zapachów, tak różnych i odmiennych, a jednak razem tworzących coś pięknego… autentycznego. Między nimi nie było miejsca na fałszywe nuty, dźwięki ich wspólnie spędzonych chwil były niebywale melodyjne, zupełnie jakby stworzył je wspaniały wirtuoz i za takiego zapewne uchodził przewrotny los. Fatum. To ono sprawiało, że ścieżki tej dwójki zetknęły się ze sobą, dając początek czemuś, czego jeszcze nie byli wstanie dostrzec. Prychnęła głośno słysząc jego słowa, nie mówić nic. Owe prychnięcie doskonale dawało chłopakowi do zrozumienia, co myśli na ten temat. Jednocześnie w jej głowie zrodziło się dziwne pytanie: Czy mogłabym poczuć coś do Charliego? szybko jednak wrzuciła je w odmęty umysłu, starając się skupić na zadaniu, które mieli wykonać. Z ważnych względów zależało jej na tym, aby upiec świąteczne ciasteczka i nie tym względem nie był jedynie William, ale rodzinna tradycja, którą nawet w zamku chciała pielęgnować. - Nie myślałam o tym, co nie zmienia faktu, że będzie to spektakularna śmierć - odpowiedziała, posyłając w stronę chłopaka szeroki uśmiech, pokazując przy tym rząd białych zębów. Gabrielle w gruncie rzeczy nigdy nie zastanawiała się czy po śmierci jest "coś", czymkolwiek by to nie było. Jedni wierzyli w raj i piekło, inni sądzili, że nie ma tam zupełnie nic, jaka była prawda? Nikt nie wiedział, mieli jedynie domysły, a tych Puchonka nienawidziła zupełnie tak samo jak plotek - żeby w coś uwierzyć potrzebowała namacalnego dowodu. Wzruszyła ramionami na kolejne słowa wypowiedziane przez bruneta, chociaż miał rację. Problem polegał na tym, że równie intrygujące jak poznawanie Williama, było dla niej poznawanie jego. Czy powinno ją to martwić? Nie wiedziała, lecz jakaś dziwna siła powstrzymywała ją przed wypowiedzeniem swoich odczuć na głos. Tchórzyła po raz kolejny w swoim życiu, bo się bała, że mówiąc zbyt dużo doprowadzi do zatarcia granicy między nimi przez co straci go, jako kumpla; tego zdecydowanie nie chciała. Jej milczenie wydać się mogło Ślizgonowi dziwne, zupełnie jakby pierwszy raz w jego obecności zabrało jej języka w ustach. To mogło wywołać zaskoczenie malujące się w zielonych tęczówkach nienależących do Gabrielle. Kiedy spojrzał na nią tym dziwnym wzrok, przygryzła dolną wargę zastanawiając się czy przypadkiem już nie rozgryzł jej myśli, lecz zamiast coś powiedzieć, po raz kolejny wzruszyła jedynie ramionami. Uciekając wzrokiem wzięła się za ustawienie słoiczków z przyprawami, odszukując tego zawierającego również chilli. - Jestem za - zgodziła się na jego propozycję, lecz w jej głosie dało się słyszeć dziwną nutę. Nawet wprawnemu słuchaczowi ciężko byłoby odgadnąć co takiego ona skrywa, dlatego lepiej aby Charlie nie zaprzątał sobie nią głowy. Kiedy na niego spojrzała, on również wydawał się być zamyślony, zupełnie jakby jego umysł zajęty był zupełnie czym innym oddzielając się od ciała, które działało machinalnie. Przytaknęła mu. Nie bała się go, prawdopodobnie - mimo historii ich relacji - był ostatnią osobą, którą posądzałaby o to, że może ją skrzywdzić. Darzyła go swego rodzaju zaufaniem, którego rzadko kto mógł doświadczy. Dotyk blondynki sprawił, że Charlie na chwilę zamarł, patrząc na nią z pytaniem wymalowanym w spokojnej twarzy. Spojrzała w jego zielone tęczówki, zatrzymując się na nich nieco dłużej niż powinna. Były tak bardzo odmienne od ciemnego spojrzenia Williama, pełnego tajemnicy i niebezpieczeństwa, a jednak równie piękne i ujmujące. Tylko zdrowy rozsądek powstrzymał ją przed tym, aby położyć dłoń na policzku Ślizgona, aby opuszkami zbadać fakturę jego skóry oraz jej miękkość. Zaskoczyła go. Fakt ten sprawił, że na czole Gabrielle mimochodem pojawiła się pozioma zmarszczka. Czyżby Charlie o niczym nie wiedział? William nie pochwalił się najlepszemu przyjacielowi? - Normalnie, jak chłopak całuję dziewczynę? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, kręcąc przy tym z niedowierzaniem głową, bo jakby inaczej miał całować? Westchnęła. - Przy gruszy, na błoniach. Tak o tym samy, ale dlaczego zaraz zimnym? - kolejna odpowiedź i pytanie padły z ust dziewczyny, która czuła się coraz gorzej. Rowle w jej oczach wydawał się być zdenerwowany, chociaż nie bardzo wiedziała dlaczego. Może wkurzył się, że to ona mu o tym powiedziała, a nie Will? Czy to był dobry powód? W mniemaniu Puchonki poniekąd tak, a ona sama nawet nie przypuszczała jaki jest ten prawdziwy. Tym razem to z jego ust padły pytania, sprawiając, że Gabrielle umilkła na dłuższą chwilę w zamyśleniu. Poniekąd miał rację, zamiast analizować powinna całkowicie poddać się temu co dawał jej los. Problem polegał na tym, że nie potrafiła. Z jakiegoś powodu nie ufała sobie, a z wiadomych względów - plotek z przeszłości - nie ufała również Williamowi. Było tak wiele powodów przez które bała się zbliżyć do kogoś w bardziej romantyczny sposób; strach, dziedzictwo, demony przeszłości. - Bo jestem tchórzem - odparła w końcu po dłuższej chwili, a jej głos załamał się delikatnie. W głowie wciąż analizowała naprędce ile może, a ile powinna mu powiedzieć. - Ale nie wiem, czy ten ktoś lubi mnie, bo… - urwała, chwytając go za nadgarstki, tym samym zmuszając, aby stanął centralnie naprzeciwko niej. Stała tak przez chwilę po raz kolejny analizując, jej serce mówiło co innego, zaś umysł miał zgoła odmienne racje. Puściła jego ręce, prawą dłoń kładąc na jego policzku. Skupiła na nim spojrzenie zielonych oczu przez które przemknął jakiś cień, a następnie nabrały one dziwnego blasku. Wokół Gabrielle zaczęła pojawiać się magiczna aura, która mężczyznom odbierała wolną wolę, zaś jej dawała kontrolę. Nie odrywając od chłopaka wzroku, opuszkami palców zaczęła błądzić po jego skórze, sprawiając, że mimowolnie rozchylił usta, dodatkowo spiął mięśnie czekając w napięciu na to, co wydarzy się za chwilę. Jego myśli zaczęły krążyć wyłącznie wokół postaci drobnej blondynki stojącej przed nim, a rodząca się potrzeba złożenia na jej ustach pocałunku, sprawiła że ujął jej twarz w swoje dłonie, budząc ją przy tym mąką. Odległość dzieląca ich twarze sukcesywnie zmniejszała się, lecz nim chłopak złożył na jej ustach pocałunek, nagle wszystko ustało, a ona zrobiła krok w tył. - Bo lubią mnie też Ci, którym będę kazała. - dokończyła, mając nadzieję, że to co przed chwilą zrobiła sprawi, że Charlie połączy wszystkie fakty, ona wciąż bała się mówić głośno o tym, kim jest. Odwróciła się od niego, serce w piersi dziewczyny uderzało z taką siłą, jakby za chwilę miało z zmiażdżyć jej mostek i rozerwać płuca, wydostając się na zewnątrz. Brakowało jej powietrza, w gardle pojawiła się wielka gula utrudniająca oddychanie, jednocześnie miała ochotę zwymiotować. W jej umyśle krążyły chaotyczne myśli, a głos w głowie powtarzał, że zrobiła źle, a Charlie teraz od niej ucieknie, odwróci się od niej.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Ojciec zawsze mu powtarzał, że nawet jeśli jest najmłodszy, to on ze wszystkich braci ma cechy i charyzmę prawdziwego lidera, dlatego chłopak emanował pewnością siebie i często brał pod przysłowiowe "skrzydła", innych. W przeciwieństwie do Gabrielle która nie dość, że wyglądała, jak anioł, to jeszcze zachowywała się tak wobec wszystkich, tylko nie niego — on wybierał sobie ludzi, ona była dobra dla wszystkich. Zgodziłby się jednak z tym, że dzieli ich równie dużo, co łączy. Dlatego ta relacja była w oczach bruneta tak ciekawa, nie miał pojęcia, którędy pójdzie. Niezależnie od jej zainteresowania Fitzem, czy jego lataniem za Melusine — lubił spędzać z nią czas. Nie interesowało go nic poza tym, skoro dobrze się bawił. Nikt nie mógł mieć pretensji o to, że dobrze się dogadywali i kolejne spotkania wychodziły samoistnie. Na prychnięcie jasnowłosej, wywrócił oczyma teatralnie, kręcąc głową. Baby tak miały. Nie próbował nawet z tym walczyć, więc powstrzymał się od komentarza, skoro prychnięcia weszły do gry. Uśmiechnął się tylko pod nosem, strzepując z rękawa koszulki niewidzialny pyłek. Pierniczki same się nie upieką, a gdyby jej bardzo nie zależało, to nie poprosiłaby o pomoc. - Skup się na życiu, a nie spektakularnej śmierci, Gabs. Rzucił jedynie z nutą rozbawienia w głosie, wciąż nie mogąc pojąć, dlaczego tak bardzo jej na tym zależało, skoro i tak finału przedstawienia nie zobaczy? On nie był wierzący. Nie sądził, że czeka ich cokolwiek i dlatego skupiał się na chwili obecnej. Wzruszenie ramion w odpowiedzi na słowa i zainteresowanie Willem zbiło go nieco z tropu. Uniósł brew, przekręcając głowę nieco na bok. - Skąd taki brak entuzjazmu? Myślałem, że to raczej fascynujące, a Ty masz minę, jak spragniony i porzucony Koala. -zauważył ze spokojem, opierając dłonie na biodrach. Nie rozumiał, dlaczego wyglądała na przestraszoną i niepewną, skoro nikt jej nie znał tak dobrze, jak ona sama. Powinna wiedzieć, czego chce i to rozumieć, a przynajmniej jemu wydawało się to oczywiste. Machnął jednak ręką, uznając, że nie powinien się wtrącać. Gdyby chciała, sama by mu powiedziała. Przynajmniej nie dyskutowała w kwestii propozycji związanej z urozmaiceniem pierników, a nawet zabrała się za szukanie chili, przez co on również zabrał się za mąkę. Niezręczność minęła, a on przestał czuć się dziwnie, z tym że mogłaby się go bać. Rowle mając tylko jedną siostrę i nie znając matczynej miłości, uczony był o szacunku do kobiet i dbania o nie, dzięki czemu nigdy nie skrzywdziłby żadnej dziewczyny, nawet szlamy. To było obrzydliwie, zwłaszcza na tle seksualnym. Nawet jeśli byli z Emily pokłóceni, to nadal rozwaliłby łeb każdemu, kto zrobiłby jej krzywdę, bo niezależnie od tego, jak dorosłą kobietą się stawała, dla niego zawsze będzie małą siostrzyczkę. Za Gabrielle, Melusine czy nawet Celestine lub Dinę, też dałby w mordę. Z zamyślenia wyrwała go jednak puchonka, nagle stając obok i kładąc mu dłoń na policzku, przez co trzymane w misce z mąką ręce, zamarły. Ich spojrzenia spotkały się, chociaż nie wiedział, czego w zielonych, przypominających wiosenne łąki, ślepiach blondynki miał szukać. Był zaintrygowany, bo wcześniej jakoś unikała tak bliskiego kontaktu. A potem rozwarły mu się usta niczym rybie zabranej z wody. Znał Fitza kilka lat i nie mógł przypomnieć sobie sytuacji, aby ten pocałował dziewczynę z zainteresowania. Oczywiście, całował się wcześniej z jakimiś laskami, ale były to raczej chwilowe czułości na imprezach, pod wpływem alkoholu. A nie świadome, trzeźwe. Pokręcił delikatnie głową. - A to szuja, nie pucował się z tym! Czy mam już wam gratulować? Romantyk się znalazł. Skomentował z niedowierzaniem, gwiżdżąc zaraz pod nosem. Na jego buzi wciąż malowało się zaskoczenie, chociaż wcale nie unikał kontaktu wzrokowego z Gabrielle. Wręcz przeciwnie — nie wiedział tylko dlaczego zabrzmiał mniej optymistycznie, niż powinien. Był przecież zadowolony z tego, że im się układa! Westchnął, przymykając na chwilę oczy i uśmiechając się promiennie. - Tym bardziej powinnaś się cieszyć, traktuje Cię poważnie. Wierzył w swoje słowa, nie rozumiał jej znów. Bo czego się bać, skoro dwoje ludzi jest sobą zainteresowanych? Jej buzię znów przyozdobiło zamyślenie, na co wywrócił znów oczyma. Uniósł dłoń, głaszcząc ją po głowie, słuchając kolejnych słów. - Nie jesteś, jesteś po prostu romantyczna i boisz się o własne uczucia, nie chcesz cierpieć. To całkiem chyba normalne, Em kiedyś tak mówiła z jedną koleżanką. Mówiłem Ci jednak, ze mnie tragiczny poradnik sercowy. Mogę jedynie Ci radzić, żebyś słuchała siebie. Raz jeszcze przeczesał dłonią jasne kaskady włosów i opuścił ją w dół, zsuwając od kieszeni. Zapomniał o tym, że nosiły ślady mąki, którą teraz miała rozproszoną niczym kilka płatków śniegu, a jego ciemne spodnie miały utworzone plamy od umorusanych palców. Drugą dłoń też już chował, gdy nagle chwyciła go za nadgarstek. - Hmmm? Grzecznie drgnął z miejsca, znów zaskoczony jej nagłym wybuchem sympatii. Nie wiedział, czego się spodziewać i czego dziewczyna od niego chce. Zaraz jednak palce zostawiły nadgarstek, a dłoń wylądowała na policzku, przez co zachwiał się w miejscu, otwierając szeroko oczy. Czego chciała? Dlaczego miała taką minę? A potem doświadczył deja vu. Świat zanikał, a ona przypominała świetlika w mroku, który wskazywał mu drogę. Błyszczące oczy były jak szmaragdy, mógłby się wpatrywać w nie godzinami. Pod wpływem jej igraszek z jego skórą, przechodził go dreszcz, a mięśnie spięły się, gotowe do złapania jej w ramiona i najlepiej posadzenia na blacie, żeby mógł dostać to, czego najbardziej chciał. Kogo chciał. Zamiast tego złapał jednak jej twarz dłonie, tonąc coraz bardziej, nie mogąc oderwać oczu. I pewnie by ją pocałował, gdyby nie zrobiła kroku w tył, a czar by nie prysł. Zamrugał zaskoczony, wybudzony z transu. Nie wiedział, co się stało. Rozejrzał się, łapiąc się za głowę i słysząc jej głos odbijający się echem w głowie. Zamrugał zaskoczony, robiąc krok w tył i przesuwając ręką po blacie, aby się podtrzymać, strącił miskę. Ta z hukiem upadła na ziemie, rozsypując zawartość po drewnianej podłodze. Zdawać by się mogło, że krew odeszła mu z twarzy, a jedna z dłoni zacisnęła się w pięść. Wykorzystała go? Wtedy, w lesie też? Czuł się niepotrzebnie winny? Setki pytań przelatywało mu przez głowę.. Cała ta znajomość, była farsą? A może gadała z nim, żeby zbliżyć się do Williama? Zagryzł wargę, przymykając oczy. Nie był osobą, która tworzy scenariusze, a jednak wszystko to nie mieściło mu się w głowie. - Co jest kurwa... Wtedy.. Wtedy też tak zrobiłaś? Na mnie? Na Williamie? Bawiłaś się nami? - zapytał cicho, stając bokiem i opierając się o blat, na którym przysiadł. Aż w głowie mu się kręciło, a wewnętrzna wojna wybuchła na dobre. Słyszał już o willach i ich potomkach, nie sądził jednak, że spotka którąś z nich osobiście. Miała to we krwi, to nie była jej wina, a jednocześnie, ograniczyła mu wolność, zabrała wolę. Ciężko było mu wierzyć, że cokolwiek było prawdziwe między nimi — te kumpelskie chwile. - To miał na myśli Cass, nazywając Cię mieszańcem i nie chcąc, żebyś zbliżyła się do Celestine?
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Temat śmierci spośród wszystkich, które mogli poruszyć, nie był najlepszym wyborem; samo słowo śmierć w ustach tak młodych ludzi brzmiało dość dramatycznie, zwłaszcza że przyszło im żyć w dość stabilnych czasach, gdzie na każdym kroku nie czekała czarna postać z kosą w kościstej dłoni. Z tego względu Gabrielle nie zamierzała kontynuować ich rozważań, zwłaszcza, że Charlie również wydawał się nie być zadowolonym z jej ostatnich słów, choć jego odpowiedzi towarzyszyła nuta rozbawienia. Uśmiechnęła się do niego w bardzo subtelny sposób, obdarzając spojrzeniem zielonych tęczówek zaledwie na ułamek sekundy, aby później ponownie skupić się na wykonywanej czynności czyli poszukiwaniach odpowiednich przypraw. Nietrudno było zauważyć pewność siebie, która emanowała od blondynki, kiedy znajdowała się w obecności panicz Rowle. Do tej pory kąciki ust Gabrielle unosiły się wysoko do góry, kiedy do głowy napływało wspomnienie ich pierwszego spotkania. Kto by pomyślał, że podjęta wtedy przez nich walka o własne rację stanie się fundamentem ich rozwijającej się teraz relacji. Czasem nie była pewna czy ich spotkania te zaplanowane oraz przypadkowe nie są jedynie zrządzeniem losu, a swego rodzaju odpowiedzią na ich ukryte pragnienia. Gdyby ktoś zadał odpowiednie pytanie panience Levasseur dotyczące tego tematu - czy chcesz spędzać więcej czasu z Charlim - zapewne odpowiedziałaby twierdząco. Wiele razy sama łapała się na tym, że myśli o nim, znacznie częściej niż powinna, chociaż kierunek tych myśli był najczęściej czysto przyjacielski. Wynikało to z faktu, że chłopak wciąż powtarzał jej, jak dobrymi "kumplami" są. Tylko ona czuła się dziwnie z tym, że od jakiegoś czasu zaczęło ją to w jakiś sposób irytować. Widząc wymownie uniesioną brew Ślizgona westchnęła po raz kolejny, zdając sobie sprawę z tego, że nie takiej reakcji się po niej spodziewał. Czuła, że nie uniknie pytań, na których odpowiedzi on nie chciał usłyszeć, a ona nie była gotowa, by ich udzielić. Gabrielle Levasseur była osobą niezwykle skomplikowaną, choć pozornie na taką nie wyglądała; pełną sprzeczności. Charlie się mylił. Gdyby znała jego myśli zapewne szybko by go w tym uświadomiła, gdyż w gruncie rzeczy, ona nie znała siebie tak dobrze, jak mogłoby się to wydawać. Należała do osób, które często kierowały się tym, co mówiło serce miast zdrowym rozsądkiem. Wiele jej słów, wiele czynów czy gestów było wynikiem impulsu, ulotnej niczym ruch motylich skrzydeł chwili. Często robiła rzeczy szalone, niebezpieczne i kompletnie nieprzemyślane, czego doskonałym przykładem był ich pocałunek w zaczarowanej sali. Pod tym względem między nią a Ślizgonem istniała ogromna przepaść, o której on nie miał pojęcia, tak długo, jak długo ona będzie milczeć. - To wszystko jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje, Rowle - odpowiedziała. Czy brzmiało to wymijająco? A jakże! Na szczęście brunet należał do osób, które nie lubiły wtrącać się w nie swoje sprawy, a jego machnięcie ręką Gabrielle przyjęła z ulgą. Mężczyźni było zbyt prości, aby w znacznym stopniu pojąć zawiły tok myślenia kobiet, zaś wszelkie próby wytłumaczenia im oraz przedstawienia damskiego punktu widzenia często kończyły się niepowodzeniem. Widziała szok malujący się na twarzy Ślizgona, gdy ukazała - poprzez słowa - mu obraz pocałunku między nią a Williamem. Czy to nawet w jego odczuciu było zaskakujące? Przecież najlepiej znał Fitzgeralda i wiedział, czego może się po nim spodziewać, a jednak wydawał się równie zszokowany, jak ona kiedy usta rudowłosego czarodzieja dotknęły jej mokrych warg. - Gratulować czego? - zapytała, marszcząc nos. - Romantyk czy też nie, to raczej nic nie znaczyło, Rowle - oznajmiła, chociaż sama uważała, że sceneria jej pocałunku z Willem była niczym ta wprost wyjęta z powieści romantycznych, które tak namiętnie czytała. Gabrielle pokręciła rozbawiona głową słysząc gwiazd opuszczając usta Ślizgona przez go umknął jej ton wypowiedzi chłopaka, na który powinna zwrócić uwagę. Zbyt mocno skupiła się na kolejnych słowach, przygryzła dolną wargę, wciąż nie mogąc w nie uwierzyć. Czy William rzeczywiście traktował ją poważnie? Jeśli tak, to dlaczego ona wciąż nie potrafiła tej myśli dopuścić do siebie? Dziewczyna wywróciła teatralnie oczami, kiedy Charlie zaczął niczym małe dziecko głaskać ją po głowie, lecz to co mówił miało i dla niej sens, jednocześnie wywołując zaskoczenie, że mimo swojego luźnego podejścia do życia i młodego wieku, Ślizgon coś o nim wiedział. - Nie wiedziałam, że z ciebie taki znawca mojej osoby - zaśmiała się, chcąc rozładować lekko powagę sytuacji, w której się znaleźli, chociaż w pełni zgadzała się z jego stwierdzeniem. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko, choć Gabrielle wydawało się, że dana chwila trwa wiecznie. Po raz kolejny dała się ponieść temu co podpowiadało jej serce, a kiedy już wykonała odpowiednie kroki, wtedy dopiero do głosu dopuściła racjonalne myślenie, doprowdzając się do stanu, w którym aż drżała z przerażenia. Świadomość tego co zrobiła docierała do niej z czasem, budząc coraz więcej obaw. Nie wiedziała, jakiej reakcji spodziewać się po chłopaku, nie była pewna czy przypadkiem zwyczajnie nie ucieknie przy okazji wzywając ją od najgorszych. Z drugiej strony zależało jej na nim i źle czuła się z tym, że go okłamywała, wciąż pozwalając na to, aby czuł się winny pocałunku w lesie, do którego go zmusiła. Uwagę blondynki na chwilę zwróciła miska, która z hukiem upadła na ziemię, w powietrze wzbijając biały proszek. Bała się spojrzeć na twarz Charliego, a kiedy już to uczyniła dostrzegła ile emocji przez nią przelatuje. Przygryzła dolną wargę na tyle mocno, aby przerwać ciągłość skóry, a w ustach poczuć metaliczny smak, co świadczyło o tym, że nie śniła. Naprawdę się przed nim zdradziła; wstrzymała oddech. - Nie… To nie tak, daj mi wyjaśnić. - poprosiła prawieże błagalnym głosem, czując jak w oczach wzbierają się łzy. Zielone tęczówki zalśniły w świetle lamp, ukazując ból w oczach dziewczyny. Zrobiła krok do przodu, wyciągnęła rękę w kierunku Ślizgona, jednak zatrzymała ją w powietrzu, by po sekundzie cofnąć się. Nie była pewna czy dobrym pomysłem jest znajdowanie się tak blisko jego osoby. W głowie miała tak wiele słów, które potokiem mogłyby płynąć przez długi czas, jednak Gab ciężko było spośród ich wszystkich ułożyć nawet proste zdanie. Zbyt duży mętlik i chaos w nich panował. - Tak, dlatego Cassus nazwał mnie mieszańcem, widocznie miał do czynienia z podobnymi mi. - przyznała, zaczynając właściwie od końca i mimo, że w jej wnętrzu szalał wręcz sztorm, starała się mówić spokojnie; tylko głos, który drżał zdradzał prawdziwe emocje. Wzięła głęboki wdech, by uspokoić bijące w piersi serce, które uderzało z taką siłą, jakby miało zaraz wyskoczyć. Nie bawiłam! - oznajmiła ostrzej niż zamierzała, uderzając dłońmi zaciśniętymi w piąstki o blat. Na kłykciach od razu pojawiły się czerwone plamy. - Nigdy się wami nie bawiłam. - powtórzyła, tym razem spokojniej, choć nie miała odwagi by na niego spojrzeć. - Wtedy w lesie rzeczywiście świadomie użyłam swojego uroku na tobie, sprowokowałeś mnie. Ale był to jeden, jedyny raz… Poza tym przed chwilą. Rzadko kiedy świadomie używam tego parszywego daru. - powiedziała, przekręcając głowę w jego kierunku, ich oczy spotkały się i Charlie nie miał żadnych powód by jej nie wierzyć. - Na Williamie nigdy, NIGDY - dwa razy wypowiedziała słowo "nigdy" kładąc na nie duży nacisk - nie użyłam swojego uroku. Nigdy świadomie, bo czasem dzieje się to samoistnie, nie mam nad tym kontroli, dlatego też nie wiem kiedy ktoś lubi mnie naprawdę, a kiedy jest jedynie omamiony. - jeśli Ślizgon chciał w tym momencie zabrać głos, ucieszyła go gestem dłoni. Musiał pozwolić jej, by powiedziała wszystko od razu, to co chciała, bo w innym wypadku zapewne by stchórzyła, na zawsze przekreślając ich znajomość, jeśli już tego nie zrobiła. - Jestem potomnkiem wili, tak zwaną ćwierćwila. Nigdy się z tym nie odnosiłam, bo wciąż się tego boję. To moje przekleństwo, które tylko komplikuje całe moje życie. Prawda. Wtedy w lesie użyłam świadomie na tobie swojego uroku, ale wtedy nie wiedziałam, czy będziemy mieli jeszcze okazję się spotkać. Sądziłam, że to jednorazowe spotkanie, które jednak takim nie było. A im bardziej nasza relacja się rozwijała, tym gorzej się z tym wszystkim czułam.-umilkła na chwilę, ciężko oddychają - Charles. Nie potrafiłam już dłużej przed tobą tego ukrywać. Może to zabrzmi głupio, albo nawet bardzo dramatycznie, ale zależy mi na tobie i chciałam, żebyś znał prawdę o mnie. Jeśli mnie za to znienawidzisz zrozumiem, masz do tego prawo, ale nie myśl, że to wszysytko co się działo to wina tego kim, a raczej czym jestem. Nigdy nie po tamtej akcji w lesie nie używałam już swojego uroku. - wydusiła z siebie przez cały ten czas patrząc mu w oczy. Widać było w tęczówkach Gabrielle bijącą od niej szczerość.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Dla Charliego żaden temat nie robił różnicy, był po prostu gadułą. Nie przejmował się, a przede wszystkim nie bał śmierci, żeby zawracać sobie tym głowę. Podobnie było zresztą z Voldemortem, którego poglądy popierał. Nauczył się jednak akurat o tym głośno nie mówić, zważywszy, ile razy dostał od ojca po łbie. Ludzie źle to znosili. Poznał jasnowłosą na tyle, aby uznać ten temat za nazbyt makabryczny dla jej romantycznej główki, więc nie chciał go dalej drążyć. Powinna myśleć o Willu, pączkach czy innych, przyjemniejszych rzeczach. Nucił coś pod nosem, pewnie jakąś starą, rockową piosenkę, obserwując, jak dzielny pomocnik szuka odpowiednich przypraw, dzięki którym mógłby skomponować idealną, korzenną mieszankę przypraw. Nie raz się przekonał, że bez odpowiednich ziół i dodatków, potrawa nawet z najlepszego mięsa mogła być kompletną klapą. Miał wrażenie, że jego złota myśl dotyczy też wypieków. - Nie zapomnij o goździkach i cynamonie w lasce. Może być też anyż. Rzucił w jej stronę, posyłając krótkie spojrzenie. Nie przeszkadzało mu, że brudną robotę będzie musiał zrobić sam. Gabrielle też nie wyglądała, jakby się z tym źle czuła. Wyglądała, jakby dobrze się bawiła w jego towarzystwie. Była inna, swobodniejsza niż przy Williamie, stąd Rowle wierzył, że ich kumpelska relacja rozwija się doskonale. Czasem zastanawiał się, co robiła w wolnym czasie lub czy dalej snuła się, bo leśnej klasie, ganiając króliki, łapiąc liście we włosy. Nie widział w tym jednak nic złego, ani też dziwnego, bo nie dość, że był urodzonym liderem, to jeszcze gadułą i duszą towarzystwa. Cóż, najważniejsze, żeby z obiecanych ciastek była zadowolona. Westchnięcie sprawiło, że pokręcił głową z niedowierzaniem, machając ręką znad mąki. Z babami czasem nie było po co dyskutować. Strasznie wszystko utrudniały! Nawet Emily tak robiła, chociaż była mniej tajemnicza, niż puchonka. Nie rozumiał tego całego skomplikowana emocjonalnego wcale. Nie skomentowała jednak jego słów w żaden konkretny sposób, zbywając go właściwie. W sumie nie ma co się dziwić, to nie była jego sprawa. Może po prostu uczucia były jeszcze zbyt mało dorodne, aby o nich otwarcie mówić. Dziwne, on nigdy nie miał z tym problemu. On nigdy dłużej nie myślał nad tym, co robił. Szedł za adrenaliną, chęcią. Upraszczał sobie wszystko, wyciągał ręce do swoich celów i łapał, przyciągając. Nieważne, co mówiły na to inne osoby i jak bardzo nie wypadało. Kochał robić to, na co miał ochotę. A najważniejsza była dobra zabawa. - Jak zwykle. Ah baby, Skomplikowane to wy macie te swoje sprawunki przez siebie. - odparł z uśmiechem, wzruszając delikatnie ramionami, wrzucając je wszystkie do jednego worka. Miał wrażenie, że nawet, jak już się zdecydowały, że czegoś chcą, wybierały najbardziej okrężną drogę. Chyba były wszystkie natury masochistkami. Wiadomość o śmiałym czynie Williama była szokująca. Nie był to prosty człowiek, a już na pewno nie wylewny, chociaż połowę szkoły mógłby mieć na pstryknięcie palcami. Nie widział jednak problemu w sytuacji, skoro obydwoje tego chcieli. Pomimo szoku i zmieszania na twarzy bruneta, uśmiechnął się łobuzersko, kiwając głową na jej pytanie. Miał nadzieję, że retoryczne. Na dalszą jej wypowiedź, skrzyżował ręce na piersiach z rozbawieniem. Dlaczego miała aż tak obronną pozycję? - Przechodzimy do nazwiska, bo sytuacja Cię krępuje i próbujesz trzymać dystans, co truskaweczko? Oczywiście, że znaczyło. To mój ziomek, znam go lepiej. I wierz mi, Fitz nie całuje sobie ludzi z czystego kaprysu i zabawy. Lubisz te swoje powieści i rycerzy na białych koniach, dlaczego więc nie dowierzasz w jego intencje? Mało się znam, ale całus w deszczu jest wysoko w rankingu chyba. Mówił sobie, głaszcząc ją po głowie — zupełnie, jak kiedyś Emily, gdy je mózg jeszcze normalnie pracował. Mało tego, uważał, że był zajebistym starszym bratem. Pomijając już wspomnienia rodzinne, jego uwaga skupiona była na jasnowłosej. Była taka krucha i delikatna, a jednocześni miała w sobie tak silną iskrę zadziorności. - Nie jestem aż tak niedojebany, za jakiego ma mnie Emily. Słucham, nawet jak gadam. Zauważył nieskromnie, szczerząc się i cofając dłoń. Nie wiedział, że to będzie jego ostatni uśmiech dzisiejszego popołudnia. Zaistniałe Deja Vu otworzyło puszkę pandory. Kłębiące się w nim emocje wynikające z silnego pożądania, które wywołane magią, zostało zmyte niczym kubłem zimnej wody. Walczył ze sobą, tłumił wybuch. Wiele lat pracował nad opanowywaniem nerw, jednak ostatnimi czasy dość często zostawały one wystawione na próbę. Mięśnie mu drżały, pięści zaciskały się i rozluźniały, a w zielonych ślepiach tliła się jakaś dziwna, niebezpieczna iskra. Miska poleciała z hukiem na ziemię, oprószając ich białym pyłem. Wpatrywał się gdzieś w przestrzeń, nie chcąc patrzeć na nią. Jak mogła go tak oszukać, wykorzystać? Bawić się nim, a co najgorsze, zabrać mu wolną wolę, do której był niezdrowo przywiązany. Rytmicznie uderzał otwartą dłonią w swoje udo, prychając na jej słowa. - Wyjaśnić? A co Ty mi chcesz wyjaśnić? Nie wiem, że chciałaś sobie przetestować te swoje moce na mnie, zanim rzucisz się na Willa? Czy może, załatwić mi soczysty wpierdol? Zapytał nieco retorycznie, oschło, aczkolwiek spokojnie i bez krzyku. Nawet jeśli głos mu drżał, nie chciał powtórki sytuacji z kuchni. Spojrzał na nią krótko, kręcąc jedynie głową na zaszklone, zielone ślepia. To była jej kolejna sztuczka? Miał jej wybaczyć albo go do tego zmusi? Scenariusze, chaotyczne myśli przelatywały przez głowę bruneta. Nie umiał ich uporządkować, nie wiedział, w co ma wierzyć. Oparł się o blat plecami, chowając twarz w dłoniach, aby zaraz roześmiać się z niedowierzaniem. Los z niego kpił? - Kurwa, nie wierzę. Brzmiał na rozbawionego, chociaż wcale tak nie było. Nie drgnął, nawet gdy jej dłoń poleciała w jego stronę, chociaż gdyby zrobiła krok bliżej i faktycznie miała dotknąć jego skóry, cofnąłby się. Spojrzał na nią, gdy wspomniała o Cassiusie. Swoją drogą, dlaczego ta pała nic mu nie powiedziała? Byli przyjaciółmi, zasługiwał na wyjaśnienia. Gdy ostry ton Gabrielle został podkreślony uderzeniem w stół, łaskawie obrócił głowę w jej stronę i obdarzył chłodnym spojrzeniem, wciąż uderzając dłonią w udo. Widoczna na szyi żyła pulsowała, jakby zaraz miała się rozerwać. Miał też czerwone uszy i policzki. - Mhm, nie bawiłaś. Zmusiłaś mnie do pocałunku, świadomie. Zbliżyłaś się i dałaś się prowokować, nie graj takiego niewiniątka. - zaczął nieco głośniej, chociaż wciąż nie krzyczał. Zaraz jednak chrząknął, obracając się przodem do blatu i uderzając o niego pięściami, znów prychnął. Każda metoda pozbywania się gniewu nawet w małych ilościach była teraz na wagę złota. - Kurwa Gabs, jak mam Ci teraz niby wierzyć? Znów zapytał bardziej siebie i bardziej retorycznie, robiąc krok w tył. Chodził nerwowo w kuchni, przemykając między stołem a blatem roboczym. Stukając pięściami o siebie, myślał intensywnie nad tym, co powinien zrobić. Za wcześnie było, aby ktoś tak narwany, jak on, był w stanie dostrzec jej punkt widzenia i na chłodno spojrzeć na sytuację. Przecież przyznała się, zaufała mu. Tylko godni czarodzieje tak robią. Charles nie był jednak w stanie na razie dostrzec tych argumentów. Słuchał jej jednak, na tyle, ile chaos w głowie mu pozwalał. Milczał jednak wciąż chodząc. Dopiero gdy użyła jego pełnego imienia, tego oficjalnego — stanął w miejscu. Bez słowa obrócił się i podszedł do niej, kładąc jej dłonie na ramionach. Zacisnął trochę mocniej, niż chciał. Pochylił się nad nią, patrząc jej w oczy. Z żalem, wyrzutem, gniewem. - Może każdego chłopaka, którego myślisz, że więcej nie spotkasz, tak traktujesz, co? Wystarczyło powiedzieć, mogłem Cię pocałować i bez tego Twojego uroku. Wystarczyło powiedzieć. - rzucił przez zaciśnięte zęby, unosząc dłonią jej podbródek. Mierzył ją wzrokiem, rozluźniając uścisk jednej dłoni. To było dużo informacji, zbyt dużo , jak na jeden wieczór. Widząc jej minę, uświadomił sobie, jak paskudnie się zachowuje. Westchnął, przymykając na chwilę oczy i za jej plecami uderzając w blat pięścią, kolejny raz powodując pęknięcie kostek. Ostry ból go otrzeźwiał. - Nie nienawidzę Cię, ale pierniczki, będziesz musiała zrobić sama Gabs. Rzucił w końcu, cofając się kilka kroków i wyjmując różdżkę. Serce biło mu jak oszalałe. Kilka zaklęć niewerbalnych, a składniki łączyły się i mieszały, tworząc jednolite, gotowe do wycinania ciasto. Nienawidził używania magii w gotowaniu, bo odbierało to całą przyjemność. Wiedział jednak, że nie może jej zagwarantować bezpieczeństwa, gdy tu zostanie. Przetarł dłonią twarz, zostawiając na buzi ślady krwi z uszkodzonej ręki. Spojrzał na nią raz jeszcze, a cała jego osoba aż krzyczała, że potrzebuje czasu. A potem obrócił się i wyszedł, zostawiając jej pod opieką swój fartuszek. Pomimo wszystko był dobrze wychowany i źle znosił babskie łzy, a nie wiedział, czy dziewczyna zaraz się nie rozpłacze.