Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Czas było przekierować trochę uwagi na szukających, zwłaszcza, kiedy dostrzegłam kątem oka, że Morgan radzi sobie całkiem nieźle. Na chwilę straciła środek rozgrywki z oczu i kiedy miała tłuczek do dyspozycji, zamiast celować w obrońce czy ścigającego, skierowała go prosto w gryfonkę. Z zaskoczeniem przyjęła fakt, że znowu trafiła. Widocznie w ciąży, mimo dużo mniejszej sprawności też dawała sobie nieźle radę. Widziała, że przerwała jej w najgorszym możliwym momencie i bardzo ją to uciszyło. Kiedy doszła do wniosku, że kupiła sobie trochę cennego czasu, znowu wróciłam spojrzeniem na rozgrywającego kafla. Musieli wziąć się w garść, bo z bramkami z ich strony było różnie.
Kuferek: 5 +6 Kostka: H, trafiam
Autor
Wiadomość
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Siódma trzydzieści, prawie noc. A przynajmniej dla osoby, która od dawna zmagała się z problemami ze snem. Strauss tej nocy przespała jakieś półtorej godziny nim musiała poderwać się z łóżka i chwyciwszy swój nowy nabytej w postaci japońskiej miotły wyścigowej, przeteleportować się w okolice Hogwartu i przybyć na miejsce lekcji. Jej obecny stan jednak z pewnością odbił się na jej grze. Z pozoru nie czekało ją nic aż tak wymagającego. Slalom nie wyglądał na wyjątkowo skomplikowany ze względu na to, że na lekcji także pojawić się mieli mniej doświadczeni latacze. Niemniej jednak lawirowanie pomiędzy tyczkami na nowej miotle okazało się trudniejsze niż sądziła. W dodatku czekało ją jeszcze odbijanie tłuczków. I choć nie trafiła w połowę z nich to jednak udało jej się poprowadzić miotłę na tyle zręcznie, że uniknęła uderzeń. Przynajmniej tyle jej się udało.
PUNKTY GM: 20 Przerzuty: 0/1 kostki – ETAP I74, 5 i nieparzysta Punkty – ETAP I +10
Przyszła pora, żeby w końcu zawitać na lekcje z gier miotlarskich. Zgodnie z zaleceniami podanymi przez nauczyciela, Niemiec nie zjadł zbyt obfitego śniadania, by uniknąć ewentualnego zwrócenia go na siebie podczas lotu. Zjawił się jako jeden z pierwszych na murawie, a gdy Limier zaczął objaśniać ich zadanie, Julius już czuł, że wróci z siniakami do dormitorium. Po wykonaniu rozgrzewki, ustawił się na pozycji startowej i obserwował, jak przed nim wyrastają tyczki, pomiędzy którymi będzie musiał lawirować. Nie mógł też zapomnieć o tym, że będą w niego leciały tłuczki, a dokładnie to sześć. O ile przelot miał bardzo udany, odpowiednia prędkość, dobre wejście w zakręty, blisko tyczek, o tyle nie udało mu się uniknąć nieszczęścia. W zasadzie to sprawnie odbijał tłuczki jeden po drugim, ale podczas drogi powrotnej, jeden z nich ześlizgnął się z pałki Julius i z impetem uderzył go w krocze tuż po tym jak minął ostatnią tyczkę. Niemiec nic nie powiedział, tylko głośno stęknął i gdy dotarł z powrotem do miejsca, z którego zaczynał, powoli, z bólem, osunął się z miotły i zaczął rozchodzić swoją obolałą część ciała, stąpając na piętach, by szybciej pozbyć się nieprzyjemnego uczucia.
Nie potrzebowała żadnej wymówki, żeby zjawić się zupełnym przypadkiem w samym środku treningu na Boisku Quidditcha. Wanda zwyczajnie nie patrzyła gdzie niosą jej jej kroki i podświadomość. Być może gdzieś pomiędzy pochłanianymi stronami Pokuty Iana McEwana obiło jej się o uszy, że Lazare Limier prowadzi dzisiaj trening. Może dlatego zupełnie nieświadoma, z nosem w książce, skierowała swoje kroki właśnie w tamtym kierunku. Nie można jej było jednak zarzucić perfidii, ani podstępu. Wydawała się nieobecna. Wpatrywała się w czytane linijki tekstu. Nie podnosiła głowy z nad przerzucanych kartek papieru. Nawet kiedy jej kroki podprowadziły ją na boisko, gdzie było głośno, szła dalej niezdarnym krokiem przed siebie, kilka razy potykając się na trawie o kępki równo ściętej murawy. Aż w końcu wpadła na wyjątkowo dużą i głośną kępkę. Kępkę złożoną z samych mięśni i czekoladowych, magnetycznych oczu, jakie momentalnie ściągnęły jej spojrzenie, kiedy w końcu, z trudem i siłą wyższą spowodowaną zderzeniem, uniosła ten właśnie wzrok nad tomik, który upadł jej na ziemię. — Lazare! Nie sposób było powiedzieć, co było bardziej wyraźne. Rumieniec na jej twarzy czy uśmiech, jaki rozciagnął jej usta, kiedy tylko go zobaczyła. A chwilę potem spuściła speszony wzrok, pochylając się do ziemi, żeby zebrać z niej książkę. Zamiast tego, walnęła czołem prosto w jego kolana. — Aj... — nie wydawała się zdziwiona. Podobne sytuacje zdarzały się jej dość często, żeby zignorowała poczucie wstydu i skrępowanie. Uniosła naturalnie dłoń do brwi, pocierając obolałe miejsce, już chyba odporne na podobne zderzenia. — Uhhhmmmm... Lazare? Uniosła na niego spojrzenie jasnych oczu, patrząc z dołu na jego przystojną twarz. Nie wiedziała, jak mu powiedzieć i jak to się stało, że... zdeptał Iana McEwana. Aż zabrakło jej słów, jakimi mogłaby to skomentować.
PUNKTY GM: 45 Przerzuty: 1/2 kostki – ETAP I26; 1[/ur] > 39; dorzuty na tłuczki: 2, 4, 5, 1, 4 - dostaję dwoma tłuczkami (łokieć prawy, łydka lewa) Punkty – ETAP I n/d kostki – ETAP II tutaj proszę podlinkować wyniki kostek oraz przerzuty Wynik z pętli czyli jaką łączną ilość punktów udało wam się zdobyć, rzucając kaflem w kierunku pętli Punkty – ETAP II ile punktów dostaliście lub ile wam zabrał ten dziad Limier.
Victoria ostatnio naprawdę nie miała chyba najlepszego czasu, wciąż była co najmniej rozzłoszczona tym, co się wydarzyło i chcąc jak najlepiej, najczęściej kończyła jak najgorzej, co w efekcie było niesamowicie frustrujące. Podejrzewała zatem, że również dzisiejsze zajęcia z miotlarstwa mogą okazać się dla niej koszmarem i nie pomyliła się za mocno, gdy okazało się, że miała odbijać tłuczki. To nie było coś, w czym była dobra, to było raczej tragiczne i musiała to od razu przyznać, starała się zatem nie poruszać nazbyt szybko, by jednak trafić jakieś piłki. To oczywiście nie mogło podobać się nauczycielowi, ale nie zamierzała robić z siebie jeszcze większego pośmiewiska, niż już była i po prostu starała się lecieć poprawnie. Tłuczki zaś były wyraźnie jej zmorą i nie mogła sobie z nimi za nic w świecie poradzić, udało jej się odbić dosłownie jeden, za co powinna spalić się ze wstydu, ale ponieważ nie szkoliła się nigdy do roli pałkarza, cóż, nie była aż tak wściekła. Uniknęła trzech ataków, co poczytywała sobie mimo wszystko za całkiem dobry wynik, niestety dostało jej się w prawy łokieć i lewą łydkę, co bolało, bo jakże by inaczej, ale i tak mocno zacisnęła zęby, by nie wyrazić na głos irytacji, jaką teraz czuła. Wiedziała, że musi się zdecydowanie bardziej postarać, jeśli chciała mimo wszystko wyjść z twarzą z tych zajęć, ale ostatecznie zacisnęła tylko zęby, obiecując sobie, że za chwilę z całą pewnością będzie lepiej, choć, będąc szczerym, wcale a wcale w to nie wierzyła, będąc przekonaną, że jak ma mieć pecha, to już do końca dnia.
PUNKTY GM: 33 Przerzuty: 0/1 kostki – ETAP I32 na 64 i 1; 53161 Punkty – ETAP I 0 kostki – ETAP II tutaj proszę podlinkować wyniki kostek oraz przerzuty Wynik z pętli czyli jaką łączną ilość punktów udało wam się zdobyć, rzucając kaflem w kierunku pętli Punkty – ETAP II ile punktów dostaliście lub ile wam zabrał ten dziad Limier.
Co to tam jakaś siódma trzydzieści? Podnoszę się z łóżka w ostatniej chwili i ogarniam się na tyle, żeby jako-tako wyglądać. Włosy związuję w niechlujny koczek, twarz przemywam wodą i szybko ubieram treningowe ubranie. Na poranny prysznic przyjdzie czas później, kiedy już cała spocona wrócę z treningu. Lazare pisał coś w ogłoszeniu o niejedzeniu dużego śniadania ale dla mnie nie stanowi to żadnego problemu - po prostu nie jem go wcale. Na ile to dobry sposób...? Cóż, przekonam się kiedy okaże się ile mam siły do latania. Na ten moment czuję się całkiem sprawna. Po rozgrzewkowym bieganiu dookoła boiska jestem już trochę zmachana, ale tym chętnie wsiadam na miotłę, bo teraz już na pewno będzie tylko prościej. Z samym zadaniem omijania tyczek radzę sobie w miarę - może nie najszybciej, ale nie odstaję jakoś specjalnie od przeciętnej. Gorzej za to z tłuczkami - ta pałka w zasadzie tylko mi zawadza. Udaje mi się odbić zaledwie jeden tłuczek i to dosyć przypadkowym machnięciem, że niemalże spadam z miotły, a potem jest tylko gorzej. Obrywam kilka razy a to w ramię, a to w udo, potem w łydkę - jestem pewna, że będę potem miała całą kolekcję siniaków. Skupiam się więc na sprawniejszym pokonywaniu trasy i uciekaniu przed piłkami, nawet już nie próbując ich odbijać. Pałkarze ze mnie raczej marny.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
PUNKTY GM: 111 Przerzuty: 3/5 kostki – ETAP I61, 5 → 61 → 82, tłuczek którego nie odbiła ją ominął Punkty – ETAP I +10
Czuła, że wracała do formy, ale nie miała zamiaru polegać wyłącznie na swojej intuicji co do swojego fizycznego stanu, zwłaszcza wtedy, gdy otrzymywała od losu (i Limiera) okazję do wykazania się w bojowych warunkach. Uzbrojona w miotłę i pałę, po pokonaniu rozgrzewkowych kółek, ruszyła na spotkanie z wyzwaniem czasowym i tłuczkami, które w obu przypadkach nie stanowiły dla niej większego wyzwania. A kiedy już rzeczywiście zagapiła się i poczuła zbyt pewnie, los uśmiechnął się na tyle, że chybiony tłuczek ominął ją bez poczynienia szkody. A może instynktownie wykonała jakiś subtelny unik? Niezależnie od okoliczności, tę część lekcji ukończyła bez uszczerbku na zdrowiu. I mogła ze spokojem obserwować wysiłki innych, nie mając w głowie poczucia hańby czy kompromitacji.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
PUNKTY GM: 121 Przerzuty: 4/6 kostki – ETAP I63/ 6 Punkty – ETAP I - kostki – ETAP II tutaj proszę podlinkować wyniki kostek oraz przerzuty Wynik z pętli czyli jaką łączną ilość punktów udało wam się zdobyć, rzucając kaflem w kierunku pętli Punkty – ETAP II ile punktów dostaliście lub ile wam zabrał ten dziad Limier.
Godzina 7:30 była wczesną porą nawet jak dla Brooks, która należała do rannych ptaszków. I choć wstała z łóżka lewą nogą i wyjątkowo nie miała ochoty na jakiekolwiek latanie na miotle, to mimo wszystko zagryzła zęby i z weltschmerzem wypisanym na twarzy, wyrwała się z ciężkiej orbity ciepłego posłania. Wiosna była tuż tuż, przynajmniej w Londynie. Nie miała jednak wątpliwości, że w Szkocji o tej porze będzie dużo chłodniej, zwłaszcza przy lataniu na Nimbusie. Dziewczyna zalała owsiankę błyskawiczną wrzącą wodą, dodała owoców i orzechów i wystawiła za okno na parapet, żeby przestygła, a tymczasem przygotowała w kawiarce dyptamowego smakosza. Kiedy gorzki i cierpki smak naparu uderzył w jej kubki smakowe, a dawka magicznej kofeiny wchłonęła się do krwioobiegu, momentalnie odzyskała wigor i chęci do życia. Po kawie i śniadaniu ubrała się jeszcze w sprzęt do quidditcha, chwyciła za miotłę i teleportowała się pod bramę Hogwartu. Kiedy przybyła na boisko, zobaczyła, że kilku miotlarskich zapaleńców już się rozgrzewa. Przywitała się więc z nimi i sama zaczęła rozciągać mięśnie, a kiedy Limier zwołał ich na środek, zamieniła się w słuch. Na pierwszy ogień poszło pałowanie i slalom między tyczkami. O ile lot szedł jej przywoicie, choć nie idealnie, to odbijanie tłuczków wyglądało w jej wykonaniu tak, jak powinno, a była w końcu zawodową pałkarką. Każda z niesfornych żelaznych kul została przez Krukonkę odbita, choć ta dokładność wpłynęła nieco na jej prędkość. Ostatecznie nie pokonała trasy w jakimś zawrotnym tempie, ale nie oberwała ani razu i wykazała się stuprocentową skutecznością w pałowanku, a to już coś.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
PUNKTY GM: 52 Przerzuty: 2/2 kostki – ETAP I94; 2 i na tłuczki 1, 4, 3, 5 (lewa łydka, prawy bark, lewe przedramię) Punkty – ETAP I +10
Te zajęcia po prostu musiały skończyć się tragicznie. Nie widziała innej ocpji - rano, pogoda mocno średnia (bo do beznadziejności jeszcze trochę jej brakowało), piątek, czyli po poniedziałku najgorszy dzień na wczesne wstawanie, a do tego jeszcze nigdzie nie mogła znaleźć swojej ulubionej, najcieplejszej bluzy. Wszystko jakby sprzymierzyło się przeciwko niej. A jednak przyszła na boisko, bo przecież co jej nie zabije, to ją wzmocni. Przynajmniej tak sobie mówiła. Piętnaście kółek przebiegła bez żadnego mruknięcia, chociaż musiała przyznać sama przed sobą, że jej kondycja przez zimę nieco się pogorszyła. Prawdziwa jazda zaczęła się później. O ile sam slalom raczej dałaby radę pokonać bez większych problemów, tak wiedziała, że odbijanie przy tym tłuczków nie wyjdzie. To po prostu nie mogło się udać. Była beznadziejna na pozycji pałkarza i dlatego unikała jej jak ognia, a ku jej niezadowoleniu los pchał ją na nią całkiem często. Już o wiele bardziej wolałaby bronić pętli, choć i to jej nie wychodziło. Postanowiła, że chce mieć to szybko z głowy. Nabrała prędkości, na tyle jednak stosownej, żeby nie wpaść przy okazji na którąś z tyczek i modliła się, że w ten sposób uda jej się uniknąć spotkania z tymi czarnymi diabłami, bo w starciu z nimi miała małe szanse. Nic z tego. Starała się, naprawdę, bo przecież nie chciała ukończyć zadania połamana, ale poszło jej beznadziejnie i nawet dodatkowe punkty za szybkość nie mogły jej tego zrekompensować. Najpierw dostała w lewą łydkę, co jeszcze dało się przeżyć, ale później przyszedł cios w prawy brak, który szarpnął ją w tył przy jednoczesnym jakże eleganckim, zduszonym 'osz kurwa'. Koniec końców oberwała jeszcze w lewe przedramię i nawet nie chciała myśleć ani tym bardziej słyszeć od nauczyciela, jak to sobie nie poradziła. Dobitnie to czuła.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
PUNKTY GM: 121 Przerzuty:5/6 kostki – ETAP I99 | 1 → 5 + parzysta Punkty – ETAP I +10
Był w wybornym nastroju, czując, że to będzie dobry dzień – ani wczesna pora, ani niezbyt dopisująca pogoda, ani perspektywa zajęć z Limierem nie były w stanie tego zmienić. Z tego względu odpuścił sobie nieco swoją normalną ćwiczeniową rutynę, decydując się jedynie na krótki jogging. Po bieganiu zahaczył obowiązkowo o prysznic – i nieważne, że podczas treningu na pewno z powrotem się spoci – i wrzucił na ząb jakieś lekkie, ale całkiem pożywne śniadanie, by tuż po nim teleportować się pod bramę Hogwartu i stamtąd udać się w kierunku szkolnego boiska. Wysoko podniesiona głowa, sprężysty krok i uśmiech na ustach – całym sobą wręcz oznajmiał, że jest gotów stawić czoła temu, cokolwiek Limier postanowił im zgotować. Obecność pielęgniarki na trybunach, którą rudzielec dojrzał kątem oka, wzbudziła jego zaintrygowanie, bo to mogło zwiastować jakieś bardziej urazogenne ćwiczenia, skoro było potrzeba aż asysty Blanc. Krótkim salutem przywitał się ze znajomymi, których dojrzał wśród grupki zgromadzonej na boisku, zabierając się za jakieś lekkie ćwiczenia rozciągające, by nie stać bezczynnie w oczekiwaniu aż nauczyciel raczy rozpocząć lekcję. W rozmowy z innymi nie było sensu się już wdawać, bo i tak za moment musiałyby zostać przerwane. Piętnaście rozgrzewkowych kółek wokół boiska, które Limier kazał im zrobić na dobry początek po przywołaniu ich do siebie, nie stanowiło dla niego jakiegoś większego wyzwania – sportowa kariera wymagała wszak utrzymywania od niego kondycji na najwyższym poziomie. Slalom z tłuczkami także nie sprawił mu jakichś większych trudności – bardzo zręcznie manewrował między tyczkami, utrzymując przy tym przyzwoitą prędkość i jednocześnie całkiem sprawnie odbijając większość lecących mu na spotkanie tłuczków. Tylko jeden zaskoczył go na tyle, że nie dał rady go wybić i musiał ratować się unikiem, skutecznym rzecz jasna – krwiożercza piłka minęła go, nie wyrządzając żadnych szkód; poczuł jedynie podmuch powietrza, gdy go wyminęła. Z kolei, jak mógł zaobserwować, Olce nie poszło aż tak dobrze w starciu z tłuczkami. Jako zawodowiec zdawał sobie świetnie sprawę, że takie rzeczy w Quidditchu są niemal normą, sam w końcu obrywał znacznie gorzej (chociażby na tym meczu z autorską grą, gdzie skończył z rozkwaszonym nosem), ale patrzenie jak ukochana osoba obrywa nimi trzykrotnie nie należało do rzeczy przyjemnych. Aż się przy tym zauważalnie skrzywił. — Jesteś cała? — dopytał z wyraźnie wyczuwalną troską w głosie i zmierzył ją bacznym spojrzeniem, gdy do niej podszedł w krótkiej przerwie przed kolejnym ćwiczeniem.
PUNKTY GM: 11 Przerzuty: 0 kostki – ETAP Ik100-63 i 3/6 tłuczków odbitych, Punkty – ETAP I - kostki – ETAP II - Wynik z pętli - Punkty – ETAP II-
Westchnęła z rezygnacją, widząc tkwiące gdzieś na widoku pałki i już wiedziała, że przyjście na trening nie było mądra. Pamiętała lekcję z tym ustrojstwem z zeszłego roku. Nie była najlepszym pałkarzem, znacznie lepiej sprawdzała się jako ścigający. Podeszła do @Morgan A. Davies, posyłając jej promienny uśmiech i obejmując ją ręką na przywitanie w ramach przytulenia, przeniosła spojrzenie na nauczyciela, który wydawał się odrobinę zadufany w sobie. - Ratuj mnie, gdybym miała umrzeć z tą pałką, Morgana. Tak wiesz, magicznie. - poprosiła ją pół żartem, pół serio, poprawiając materiał ubrania. Wysłuchali instrukcji i rozpoczęła się rozgrzewka, która chyba poszła całkiem przyzwoicie, bo nie czepiał się, ani też nie chwalił jej na tle wszystkich. Nie była taka wolna. Dziewczyna przykładała się do wyścigu, mając nadzieję, że ta forma rozgrzewki poprawi jej humor przed tymi tłuczkami. Gdy tylko rozpoczęło się zadanie tłuczkowo-czasowe, jęknęła z niezadowoleniem, zaciskając palce na drewnie i zajęła odpowiednią pozycję. Chyba zaskoczenie na jej twarzy mówiło samo przez siebie, gdy odbiła z czystego przypadku pierwszą, morderczą piłkę. Przez to wszystko nie zauważyła drugiego tłuczka, który z siłą uderzył ją w brzuch, wytrącając na chwilę z równowagi, chociaż z miotły nie spadła. Musiała wziąć się w garść, bo to mogło się szybko zmienić. W ostatecznym rozrachunku odbiła połowę z sześciu, a pozostałe dwa, które ją trafiły, przeklinała na wieki razem z tą formą rozgrzewki. Nigdy nie będzie na pozycji pałkarza. Zwłaszcza że przez ostatni tłuczek spadła z miotły — na szczęście nie będąc wysoko — i doszła do tego wniosku, leżąc na ziemi. - Moe. Nienawidzę tych pałek. I tłuczków. - rzuciła w stronę zdolnej, rudowłosej przyjaciółki, odszukując ją spojrzeniem. Napotkała też @Victoria Brandon, której posłała łączący się w bólu uśmiech, bo obydwie były "świetne" w tym odbijaniu. Podniosła się do pozycji siedzącej, ręką sięgając po miotłę. - Z przyjaciółką zawsze raźniej być beztalenciem.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
PUNKTY GM: 10 Przerzuty: — kostki – ETAP I45| 3 na tłuczki i wszystkie nieparzyste Punkty – ETAP I —
O ile latanie sprawiało jej ogromną frajdę właściwie od pierwszego kontaktu z miotłą, tak Lazare Limier przerażał ją niezmiennie od lat. Miał w sobie coś... zimnego i niebezpiecznego, jakiś taki dystans, tak bardzo odmienny od tego, co reprezentował profesor Walsh. Nie mogła jednak pozwolić, by strach przed nauczycielem zniechęcił ją do uczestnictwa w zajęciach, prawda? W końcu dostała się do drużyny Quidditcha, powinna więc dołożyć wszelkich starań, by poprawić swoje umiejętności gry. Czas siedzenia na ławce dobiegł już końca. Na boisku stawiła się ze szkolną miotłą, stając gdzieś z tyłu i robiąc wszystko, by się nie wyróżniać, a kiedy Limier nazwał ich nielotami, skuliła się dodatkowo, wyjątkowo dotknięta takim określeniem. Taka gadka ani trochę nie zagrzewała jej do walki, raczej wprowadzała ją w kompleksy i podburzała jej i tak chwiejną pewność siebie do tego stopnia, że nawet wzbicie się w powietrze przyszło jej z pewnym trudem. A może wynikało to ze zmęczenia morderczym biegiem? Piętnaście kółek? Nawet Krukoni tyle nie biegali na swoich treningach. Obserwowała ich kiedyś z trybun. I jeszcze ta pałka! Była ostatnią osobą, która nadawała się na pałkarza. Slalom nie był tutaj największym problemem, stanowiło go uczucie, że zaraz wypluje swoje płuca prosto pod nogi nauczyciela. No ale poleciała. I o ile lot nie sprawił jej ostatecznie aż takiego problemu (bo choć nie rozwinęła w pełni swojej prędkości, to skupiła się na technice), to z tłuczkami było już gorzej. Nienawykła do pałkarstwa, kompletnie nie potrafiła poradzić sobie z ich odbijaniem, a próby sprawiały, że nie wychodziły jej również uniki i koniec końców przyjmowała piłki na własne ciało. Kiedy skończyła, była obolała i miała ochotę stąd uciec. Ze łzami w oczach wpatrywała się w pałkę, rozważając ciśnięcie nią prosto w nauczyciela. Obite trzykrotnie plecy pulsowały bólem.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
PUNKTY GM: 3pkt! Przerzuty: 0/0 kostki – ETAP I49, trzy trafione tłuczki, z kolei dwa mijają, jeden trafia Punkty – ETAP I 0
Nie wiem co przyczyniło się do tego, że jakoś, z niewiadomych przyczyn, zawsze omijałem lekcje i treningi Quidditcha, mimo że sam sport bardzo lubiłem oglądać i oczami wyobraźni widziałem się właśnie na boisku. Tym razem jednak specjalnie sobie w kalendarzyku (tak naprawdę to nie) zaznaczyłem dzisiejszą lekcję, żeby na pewno się na niej pojawić. I o mało bym ją przegapił – szybko takie informacje wypadają mi z głowy, tym bardziej, jeśli miało to być coś nowego. Ogarnąłem się najszybciej jak potrafiłem i wybiegłem z dormitorium, w głowie przypominając sobie wszelkie skróty w zamku, które szybciej zaprowadziłyby mnie na boisko. Wykorzystałem skrót w obrazie. Przejście, które pokazał mi ziomek z Krukolandu, za co mu teraz w myślach bardzo dziękowałem. Ledwo bowiem zdążyłem, ale zdążyłem! Całkowicie zaabsorbowany przebieraniem się w sportowe ciuszki nie zwróciłem nawet uwagi kto był na lekcji, tak też przegapiłem Hope, która również była dzisiaj na zajęciach. Sam osobiście nie wiedziałem nic o nauczycielu, więc podchodziłem do niego całkowicie naturalnie. Nieco zbladłem, kiedy pomyślałem, że miałbym przebiec piętnaście okrążeń stałym tempem, ale nie narzekałem, po prostu zacząłem biec. Po rozgrzewce dostaliśmy pałki i wsiadłem na miotłę i zacząłem slalomować zgodnie z poleceniem nauczyciela. I już pewnie bym uciekł myślami gdzieś daleko, kiedy nagle spod ziemi wyrosły jakieś fikuśne tyczki, których było miljoony. Westchnąłem, powoli zaczynając rozumieć po co mi była ta pałka – zobaczyłem również i tłuczki, które leciały w naszą stronę. Skupiając swoją uwagę na paru rzeczach naraz nie byłem tak szybki jakbym mógł być, ale ogólnie chciałem bardziej wyjść cało z całej lekcji, aniżeli być pierwszym ze wszystkich, co i tak graniczyło z cudem. Trzy tłuczki, które obrały mnie za cel udało mi się odbić, dwa kolejne natomiast wystarczyło uniknąć, co było mi na rękę bo przy każdym uderzeniu pałką moją ręką wstrząsało, jakbym uderzył prętem o ziemie. W całym tym rozgardiaszu niestety nie zobaczyłem ostatniego tłuczka, który od tyłu uderzył mnie prosto w lewą łopatkę, wybijając mi pałkę, która poleciała na murawę boiska. - A niech cię chochliki zjedzą kulo obrzydliwa – rzuciłem, bardziej do siebie niż kogokolwiek – przecież nie będę prowadzić dialogu z piłką do Quidditcha! Przy następnym okrążeniu zniżyłem lot, by móc zgarnąć straconą pałką i wróciłem do dalszych slalomów. Wciąż palił mnie ból w lewej łopatce, ale nie było tragedii – nie skończyłem jak Fillin w skrzydle szpitalnym, co mnie osobiście bardzo cieszyło.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
PUNKTY GM: 121 Przerzuty: 0/6 kostki – ETAP I63/ 6 Punkty – ETAP I - kostki – ETAP II6,5,2 - pętle/ 4,5,1 – parzysta/nieparzysta Wynik z pętli 15 pkt Punkty – ETAP II - 5 pkt dla Kruczków :’)
Pierwszy etap poszedł jej wyjątkowo sprawnie. Nie oberwała tłuczkiem ani razu, nie wlokła się niczym wóz z węglem podczas slalomu. W skrócie, bunkrów nie było, ale i tak jest jedwabiście. Kiedy skończyła swój przelot, stanęła nieco na uboczu i rozciągając dokładnie wszystkie mięśnie oraz chodząc tam i z powrotem, aby się nie zastać, obserwowała zmagania innych. Nie wszyscy mieli tyle wprawy w odbijaniu, co ona, przez co raz na jakiś czas, któryś z uczestników musiał podejść do szkolnej pielęgniarki, która przywracała ich do względnej normalności przy pomocy zaklęć. Gdy ten etap ćwiczeń został zakończony przez Limiera, przeszli do kolejnego zadania. Tym razem mieli atakować pętle chronione przez nauczyciela. Brooks za punkt honoru postawiła sobie, że zdobędzie maksymalną liczbę punktów. Ta ambicja szybko ją jednak zgubiła, przypominając dziewczynie, że od dawna nie miała kafla w dłoni. Krukonka za każdym razem starała się zaskoczyć nauczyciela, ten jednak był na to gotowy. Efekt końcowy był taki, że zaledwie jeden z kafli przeszedł przez obręcz, a Limier nazwał ją „pierwszym harpim nielotem w historii” i wlepił jej pięć minusowych punktów za przynoszenie wstydu wszystkim zawodowym graczom quidditcha. A więc co na tyle z dobrego nastroju Brooks.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
PUNKTY GM: 3pkt Przerzuty: 0/0 kostki – ETAP IIklik Pętla: 6, 1, 1 Atak: 6(P),3(NP),4(P) Wynik z pętli 20pkt Punkty – ETAP II +5pkt dla dumnych Gryfonów
Następne zadanie nie było już tak niebezpieczne, co jednocześnie mnie ucieszyło, a z drugiej strony wręcz przeciwnie – powoli zaczynało mi się podobać to wszechogarniające poczucie zagrożenia i świadomość, że jeśli coś spierdolę to mogę skończyć połamany. Teraz przyszło mi po prostu rzucać kafla w pętle, co też nie było oczywiście łatwe, ale zdecydowanie mniej ekscytujące. Ustawiłem się w kolejce do rzutu i przyglądałem się próbom Krukonki przede mną, którą oczywiście, że znałem, to właśnie ona złapała znicz w ostatnim meczu i jest jeszcze zawodową uczestniczką. Liczyłem, że będzie to dla niej coś banalnego wręcz, choć po drodze zapomniałem, że ścigający to nie jej rola i szybko sobie to uświadomiłem, kiedy tylko jeden z rzutów trafił w pętle, najmniejszą, ale tylko raz, resztę Limier obronił, czy to z trudnością czy łatwością nie mi oceniać. Byłem kolejny i podszedłem z pełnym skupieniem do postawionego mi zadania. Nie miałem złudzeń, że najpewniej żaden rzut mi się nie uda, acz warto próbować, prawda? Może wykryję w sobie nowy talent do czegoś, kto wie. Rzuciłem pierwszy raz, w najmniejszą pętle i zdziwiłem tym chyba profesora, ponieważ ten zareagował nieco za późno i kafel przeszedł przez pętle, za co dostałem piętnaście punktów. O cholibka, udało mi się! Tak się podjarałem, że trajektoria drugiego rzutu nie miała prawa trafić w środek pętli, więc Lazare nawet się ruszać nie musiał. Poprawiłem swój rzut trzecim atakiem w tą samą, największą pętlę i tym razem udało mi się trafić, kończąc z dwudziestoma punktami na koncie, co przełożyło się na pięć dla Gryffindoru od Limiera. Bardzo miło.
PUNKTY GM: 24 Przerzuty:0/1 kostki – ETAP IIproszę6-np, 5-p, 4-np Wynik z pętli 10 Punkty – ETAP II -5
Gdy reszta skończyła swoje przeloty i wszyscy byli gotowi na dalszą część zajęć, Julius zaczął wsłuchiwać się w opis ich zadania. Nie wydawało się to zbyt trudne, zwłaszcza, że nie tak dawno miał bardzo podobny indywidualny trening z Brooks, podczas którego też musiał umieścić piłkę w obręczy. Oczywiście warto było wspomnieć o tym, że tamtego dnia ani razu mu się nie udało, co wcale nie było odstępstwem od normy. Wyprowadzał raz po raz groźne, jego zdaniem, ataki, które miały dać mu jakieś punkty podczas tej lekcji, jednak atak na najmniejszą pętlę został zastopowany, a tylko jeden z dwóch na obręcz średniej wielkości dosięgnął celu. Nie był to dobry popis z jego strony co wiedział zarówno on, jak i nauczyciel.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zwykle w roli ścigającej też sobie całkiem nieźle dawała radę. Unikanie tłuczków było ważne na każdej pozycji, a szukający często właśnie w tym zagadnieniu musieli mieć największy dryg, żeby nie zakończyć spotkania przedwcześnie np. ze wstrząśnieniem mózgu zamiast skrzydełek znicza trzepoczących między palcami. Ale tutaj już tłuczków nie było, a zamiast nich uparty Limier, który nie miał zamiaru opuszczać posterunku przy pętlach i wcale nieźle sobie z tym radził. Zwłaszcza w porównaniu do rozgrzewającej się początkowo Morgan, która już chwilę później znów udowadniała, że z kaflem również nie czuła się jak podrzucone pod szatnię dziecko, tylko całkiem realne zagrożenie dla obrońców.
PUNKTY GM: 111 Przerzuty: 0/5 kostki – ETAP I61, 5 → 61 → 82, tłuczek którego nie odbiła ją ominął Punkty – ETAP I +10 kostki – ETAP II1, 4, 6 + 5, 3, 4 → 3, 4, 6 + 3, 4, 4 Wynik z pętli 0, 10, 15 Punkty – ETAP II +5 Punkty – łącznie +15
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Nie płakała z bólu, płakała z bezsilnej złości na siebie, na tłuczki, na nauczyciela, na tę durną lekcję. Dyskretnie pozwoliła, by kilka łez zbrukało piegowate policzki, a potem otarła je energicznie, tak jakby tym gestem miała jakiekolwiek szanse na poprawienie sobie nastroju. Radosna natura zwykle nie pozwalała jej na długie smutki, ale nie oznaczało to, że ze wszystkim radziła sobie ot tak, jak pstryknięcie palcami. Smutek wcale nie zniknął, a zamienił się w coś innego, coś gorszego – przeobraził się w nastoletnią złość, w gryfoński upór, w rudowłosą zawziętość. Zacisnęła zęby, bez mała z ich zgrzytem chwytając za kafla, którym bezmyślnie cisnęła w byle jaką pętlą i nie wiadomo czy pomógł jej sam fakt, że fizycznie wyładowała złość na piłce, czy może to chybienie tak bardzo ją otrzeźwiło... niemniej wzięła się w garść. Druga piłka powędrowała do środkowej pętli z precyzją godną świeżo upieczonej ścigającej. To ją podbudowało, na tyle, że nawet to, że w ostatnim rzucie trafiła nie do tej pętli, którą rzeczywiście obrała sobie na cel, nie przykuło jej większej uwagi. Liczyło się to, że trafiła, to, że jej się udało, prawda? Więc dlaczego Limier patrzył na nią tak srogo? Dlaczego wyglądał tak, jakby miał zwyzywać ją nie tylko od nielotów, ale i od gumochłonów i wszelkich stworzeń podobnych im ilorazem inteligencji i koordynacją ruchową? Minus pięć punktów dla Gryffindoru. Co? Niech Cię centaur kopnie. — To niesprawiedliwe! — zawołała z oburzeniem do nauczyciela, wyraźnie czerwieniejąc na twarzy. Odezwała się, zanim zdążyła pomyśleć, a teraz... teraz nie było już odwrotu, prawda? Nerwowo odgarnęła wywiane z kucyka kosmyki za ucho, wzięła głębszy wdech i zmusiła się do spojrzenia prosto na nauczyciela. — Nie rozumiem, za co jest ta kara, za wbicie dwóch goli przy trzech podejściach? Nawet zawodowcom zdarza się chybić. Jak mamy czegokolwiek się nauczyć, skoro nie wolno nam się nawet mylić?! Odziana w sportową bluzę pierś unosiła się i opadała w rytm szybkiego oddechu. Czuła się, jakby uprawiała właśnie ekstremalny sport – adrenalina buzowała w jej żyłach, złość przyprawiała o uderzenia gorąca. I choć wiedziała, że to durne, nie potrafiła tak po prostu odpuścić.
PUNKTY GM: 45 Przerzuty: 1/2 kostki – ETAP I26; 1[/ur] > 39; dorzuty na tłuczki: 2, 4, 5, 1, 4 - dostaję dwoma tłuczkami (łokieć prawy, łydka lewa) Punkty – ETAP I n/d kostki – ETAP IIPętle - 5, 6, 3; Rzuty - 2, 2, 2 Wynik z pętli 10 + 15 + 5 = 30 Punkty – ETAP II + 5 pkt
Tłuczki, jak widać, nie były dla niej, zupełnie sobie z nimi nie radziła i wiedziała doskonale, że na pozycję pałkarza nadaje się równie dobrze, jak na zostanie zielarzem. Nie zamierzała się jednak zniechęcać, choć musiała przyznać, że miała naprawdę podły humor. Może jednak z rzucaniem kafla miało pójść jej lepiej? Przynajmniej udało jej się nie stracić żadnych punktów, a to było już plus. Odetchnęła głęboko, przyglądając się przez chwilę celom, jakie zostały przed nią postawione, jednocześnie zastanawiając się, czy uda jej się wygrać z nauczycielem, a następnie przystąpiła do ataku. Najpierw rzuciła w stronę średniej pętli, co wyszło jej właściwie bezbłędnie i być może właśnie to spowodowało, że postanowiła się nie poddawać. Ba! Uznała nawet, że warto spróbować czegoś innego i przechytrzając ponownie prowadzącego, udało jej się zaliczyć rzut do najmniejszej z pętli, co uznała za prawdziwy sukces i aż uśmiechnęła się pod nosem. Doszła do wniosku, że nie ma sensu ponownie ryzykować, nic zatem dziwnego, że zwodząc nauczyciela, zaatakowała jako ostatnią pętlę największą, ponownie trafiając bezbłędnie do celu, co przyjęła z szerokim uśmiechem, a później wylądowała, czując jednocześnie, że może jednak nie była aż tak beznadziejna, jak wydawało jej się na początku tego spotkania. Być może, bo to nie była wcale taka pewna rzecz...
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
PUNKTY GM: 52 Przerzuty: 0/2 kostki – ETAP I94; 2 i na tłuczki 1, 4, 3, 5 Punkty – ETAP I +10 kostki – ETAP II pętle: 4, 4, 2; rzuty: 3, 3, 3, przerzut dwóch pierwszych trójek na 4 i 4 Wynik z pętli 20 Punkty – ETAP II +5
- Nie wiem... Chyba? - odparła na pytanie @William S. Fitzgerald, sama właściwie niepewna, czy była cała. Uderzenia tłuczkami lekkie nie były i wciąż jeszcze czuła tępy ból w miejscach, w których oberwała, ale tylko (i aż) tyle. Zawsze mogło skończyć się gorzej, a skoro nie było krwi i mogła w miarę swobodnie ruszać rękami, to najwyraźniej nie było tak źle. - Tak się czasem zastanawiam, jakim cudem mimo tylu bliskich spotkań z tłuczkami nadal siedzimy w quidditchu i nie zamierzamy odpuszczać. Absurd - powiedziała i uniosła brwi, kręcąc przy tym głową. No ale tak to właśnie wyglądało - nieważne, ile razy się dostało, jakoś machało się na to ręką i dalej robiło swoje. Błędne koło. Na szczęście kolejne zadanie miało być już lekkie i przyjemne. Za wszelką cenę chciała sobie odbić ten pierwszy, nieudany etap lekcji i dlatego z wymalowanym na twarzy skupieniem przymierzyła się do pierwszego rzutu na pętle. Zmierzyła jeszcze nauczyciela wzrokiem, jakby tym samym chciała przewidzieć, w którą stronę się rzuci, ale finalnie i tak nie udało mu się obronić. Tak samo jak drugiego rzutu, chociaż w przypływie pewności siebie zepsuła ten ostatni i kafel wpadł prosto w ręce Limiera. Nie tak to miało wyglądać, ale dwie bramki to był i tak całkiem niezły wynik.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
PUNKTY GM: 121 Przerzuty: 0/6 kostki – ETAP II pętle - 1, 6, 2 → 2 przerzucone na 1 | trafienia - 1, 1, 3 → 1, 4, 4 → 1 przerzucone na 5 Wynik z pętli 20 Punkty – ETAP II +5
Po niepewnej odpowiedzi Oli (@Aleksandra Krawczyk) raz jeszcze zmierzył dziewczynę uważnym, stroskanym spojrzeniem, by się upewnić, że faktyczne była w jednym kawałku, ale wyglądało na to, że tłuczki nie wyrządziły jej większej krzywdy, poza nieprzyjemnymi doznaniami i prawdopodobnie jakimiś sińcami w miejscu trafienia. I całe szczęście. — Może dlatego, że wszystkie te pozytywne rzeczy, jakich potrafi dostarczyć Quidditch, są tego po prostu warte? — Wzruszył delikatnie barkami, przywołując przy tym jednak na twarz delikatny uśmiech. Sam w sumie nigdy się nad tym nie zastanawiał – w oczach kogoś niezwiązanego z tym sportem prawdopodobnie zakrawało to o jakiś masochizm, takie w zasadzie dobrowolne narażanie się na niebezpieczeństwo i czerpanie z tego wręcz radości, ale on za nic nie byłby w stanie zrezygnować z latania, nieważne jak mocno by nie oberwał i jak bardzo by potem przez to nie cierpiał. Ani razu mu nawet przez myśl nie przeszło, żeby rzucić miotłę w kąt, gdy tak się działo. Takie widać były już uroki tej, jakby nie patrzeć, dość brutalnej gry, która stanowiła jednak niezbywalną część tego, kim był. Kolejne zadanie, które postawił przed nimi Limier okazało się na pewno zdecydowanie mniej urazogenne niż to pierwsze – rzuty kaflem na obręcze, ale w wersji znanej z tej całej „Stówy”. Powinien sobie z tym gładko poradzić, w końcu jego branża można rzec. Już jednak przy pierwszej nie udało mu się do końca przewidzieć ruchu Limiera i piłka miast przelecieć przez pętlę wylądowała w rękach belfra. Zacisnął usta w kreskę, bo nie dało się ukryć, że jak na zawodowego ścigającego nie miał najlepszego początku. Nadrobił to jednak przy dwóch kolejnych rzutach, trafiając odpowiednio w najmniejszą obręcz oraz największą, aczkolwiek i tak to pierwsze pudło przyćmiło trochę satysfakcję, niczym ta przysłowiowa łyżka dziegciu w beczułce miodu. Mimo wszystko powinien był sobie poradzić lepiej.
PUNKTY GM: 33 Przerzuty: 0/1 kostki – ETAP I32 na 64 i 1; 53161 Punkty – ETAP I 0 kostki – ETAP II644; 166 Wynik z pętli 20 Punkty – ETAP II +5
Pierwsze zadanie nie idzie mi najlepiej i zrzucam winę na pozycję w której nie mam specjalnie doświadczenia. Co prawda uciekanie przed tłuczkami kiedy leci się z kaflem jest poniekąd wpisane w pozycję ścigającej, ale na boisku przeważnie mam pałkarzy, którzy powinni się nimi zajmować a ja wtedy prawie nie muszę zawracać sobie głowy niczym poza sprawnym podaniem i odebraniem kafla. Nic więc dziwnego, że nieco większe szanse powodzenia mam nadzieję w drugim zadaniu. Czekam na swoją kolej, trochę tylko sceptycznie podchodząc do tego czy uda mi się trafić, kiedy na pozycji obrońcy jest Limier. Pierwszy rzut (w najmniejszą pętlę - dosyć ambitnie chcę zdobyć od razu najwięcej punktów) nie wychodzi mi najlepiej czy też może to nauczyciel popisuje się dobrą obroną. Dalej celuję więc w tą średnią, szacując, że mimo wszystko z taką taktyką mam nieco większe szanse i dosyć szybko oddaję dwa rzuty, starając się nie zdradzać swoich zamiarów, dzięki czemu są celne. Uśmiecham się zadowolona, szczególnie kiedy słyszę "pięć punktów dla Slytherinu" i odlatuję, żeby dać szansę wykazania się kolejnej osobie.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Czuła, że powinna w tej sytuacji zareagować, choć sama nie była pewna, jakie zachowanie byłoby najodpowiedniejsze. Teoretycznie ten rok kapitaństwa powinien ją nauczyć opiekuńczości, czy matkowania, ale nie takim kapitanem przecież chciała być. I nie taką rolę odgrywać w życiach jej zawodników. - Griffin, wyglądasz jakbyś się czymś przejęła. - rzuciła z jakąś wymuszoną surowością, kiedy już podleciała do dziewczyny od frontu, mijając przy tym profesora i nie posyłając mu żadnego spojrzenia, czy komunikatu. Swoje, teoretycznie, zrobił, posługując się jasnymi zasadami i całkiem znanym sobie przywiązaniem do bezlitosnych reguł. Zatrzymała się zresztą wręcz ramię w ramię z Hope, na koniec kładąc dłoń na jej barku. Być może Limier bywał dupkiem, ale nie była to ostatecznie żadna nowość. Nikt nie potrzebował tutaj awantur i szlabanów, a na pewno nie po ostatnich miotlarskich akcjach, sprawiających powoli, że sama zapominała, dlaczego lubiła ten sport. - Jak plecy? Wystarczy sok dyniowy czy dolać Ci wiggenowego? - jej ton stał się znacznie łagodniejszy, kiedy znalazła się bliżej Gryfonki. Ta wyraźnie potrzebowała trochę ochłonąć i przekonać się, że na świecie jednak istniała sprawiedliwość, albo chociaż jakaś osłoda przyćmiewająca jej brak. - Spadamy. Zanim ktoś straci kończynę. - zarządziła, po czym dźgnęła jeszcze zaczepnie łokciem ex-rezerwową pod ramię i płynnie opadła z Błyskawicą na odżywające nieco po zimie podłoże. Chyba powinna pilnować, by i gryfońska odwilż przebiegała we względnej harmonii.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Miał kilka wolnych chwil w zapasie, które zdecydował się spożytkować na jakimś dodatkowym treningu miotlarskim, a jakże. Samorozwój też w końcu ważna sprawa! Ze swoją nieodzowną – i w jego oczach zdecydowanie niezastąpioną – Błyskawicą przerzuconą przez ramię oraz kaflem pod pachą udał się w kierunku szkolnego boiska. Wcześniej rzecz jasna upewnił się, że nie będzie ono okupowane ani przez żadną z drużyn, ani że nie będą się na nim odbywały jakiekolwiek zajęcia dla młodszych roczników. Do tego co zaplanował sobie dziś przećwiczyć potrzebował pętli; wprawdzie ostatecznie mógłby skorzystać z mniejszego boiska albo dokonać jakiejś wielkiej improwizacji gdzieś na błoniach, ale co pełnowymiarowe boisko, to jednak pełnowymiarowe boisko. Na miejscu przekonał się, że ma je na razie na wyłączność, bo widać żadni inni amatorzy latania nie skusili się, żeby nieco potrenować, przynajmniej nie tutaj. Może ciemne chmury zasnuwające niebo i grożące ulewą w każdej chwili ich zniechęciły? Towarzystwo by mu nie przeszkadzało, bo nie potrzebował anektować całego terenu boiska, jedynie jakieś pół, ale absolutnie nie miał zamiaru narzekać. Przynajmniej będzie mógł się w pełni skupić. Najpierw oczywiście nastąpiła obowiązkowa rozgrzewka, którą rozpoczął na ziemi, odkładając tymczasowo piłkę oraz sprzęt latająco-zamiatający. Kilka kółek wokół boiska, jakieś ćwiczenia rozciągające, tego rodzaju rzeczy. Porozciągał się jeszcze trochę w powietrzu, gdy już wskoczył na miotłę, by następnie zgarnąć kafla, gdy już uznał, że jest należycie przygotowany do treningu. Plan na dziś zakładał ćwiczenie zaawansowanych manewrów ścigających używanych w ataku na pętle, jak łomot Finbourgha, skok Dionisusa czy fikoł Chelmondistona. Rozpoczął od łomotu Finbourgha – z kaflem pod pachą ustawił się mniej więcej na linii środkowej, by następnie ruszyć na bramki. W odpowiedniej odległości od nich zeskoczył wyrzucił piłkę w górę, zeskoczył z miotły i wykonał nią zamach, niestety rozmijając się z kaflem, bo coś najwyraźniej źle skalkulował. Westchnął z przekąsem, złapał kafla nim ten spadł na ziemię i spróbował ponownie, biorąc poprawkę na swój wcześniejszy błąd – tym razem poszło znacznie lepiej, ale kąt uderzenia był zły i piłka przeleciała ponad pętlami. Powtarzał manewr aż do skutku, czyli wyeliminowania wszystkich popełnianych błędów. Jak uznał, że łomot przećwiczył już wystarczająco, zajął się skokiem Dionisusa. Tak jak w poprzedniej kombinacji wystartował ze środkowej części boiska. Kafel poleciał w górę, gdy tylko znalazł się w polu bramkowym, zaraz potem sam wybił się z miotły i już za pierwszym razem bez trudu trafił w piłkę, ale sam rzut okazał się niestety niecelny. Nastąpiła więc kolejna seria powtórek o różnym stopniu powodzenia – raz nawet na tyle się rozproszył, że nieomal nie trafił w miotłę, ciesząc się w tym momencie, że nie ma żadnych innych osób na boisku, bo to była trochę żenada. Na ostatni pozostawił sobie fikoł Chelmondistona, który był chyba najbardziej fancy z tych trzech. Znaną już sobie rutyną rozpoczął ze środkowej linii, by tuż przed polem bramkowym stanąć na miotle na ugiętych nogach, a potem wyskoczyć i wykonawszy przewrót do przodu cisnąć kaflem w jedną z pętli. Już przy pierwszej próbie wyszło prawie idealnie – zachwiał się jedynie przy powrotnym lądowaniu na Błyskawicy. Tą niedoskonałość należało oczywiście wyeliminować, po to w końcu trenował, więc i na doszlifowanie tego manewru poświęcił adekwatną ilość czasu. Czuł się całkiem solidnie zmordowany, gdy stwierdził, że na dziś wystarczy. Rutynowo wykonał jeszcze kilka ćwiczeń na rozprężenie nim się pozbierał i udał w kierunku szatni.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Kości / Litery / Przerzuty:3 → 3 → 5 → 5 c': Kuferek: 136 (z runą Algiz) Własny sprzęt: Błyskawica, koszulka, rękawice, kompas, gogle, różdżka Łączna liczba punktów: 151 Pozostałe przerzuty: 12/15
Ich ostatni mecz w sezonie i zarazem jego pierwszy w roli kapitana. Dobrze sobie zdawał sprawę, że to starcie pozostawało już dla nich jedynie walką o honor, by nie skończyć tegorocznych rozgrywek na szarym końcu i z okrągłym zerem. Wiedział też, że Puchoni mają mocny skład – na swoim poprzednim meczu roznieśli Gryfonów w pył, mając nad nimi miażdżącą wręcz przewagę, ale i tak nie tracił ducha, bo szansa – nawet jeśli niewielka – istniała, że dziś kapryśna fortuna wreszcie spojrzy na nich przychylniejszym okiem. — Ślizgoni! — zwrócił się do swojej drużyny jeszcze w szatni, zanim znaleźli się na boisku. — Dajcie z siebie wszystko i jeszcze trochę, by każdy po tym meczu, niezależnie od wyniku, mógł sobie powiedzieć, że zagrał najlepiej jak potrafił. — Przesunął spojrzeniem po wszystkich, by następnie wyszczerzyć się i wyrzucić pięść w górę, jakby chciał ich jeszcze bardziej zmotywować do boju ze słowami: — A teraz pokażmy Borsukom, gdzie są ich nory! Po wyjściu na boisko rzecz jasna nastąpiła tradycyjna wymiana uścisków dłoni między kapitanami, przy której pożyczył Nancy powodzenia, by następnie wznieść się w powietrze i ustawić na swojej pozycji, czekając aż piłki zostaną wypuszczone i mecz oficjalnie się rozpocznie. Gdzieś w międzyczasie nie mógł się powstrzymać, żeby nie zerknąć w kierunku Olki, unosząc przy tym zadziornie kącik ust; uczucia uczuciami, ale na boisku wyznawał bardzo prostą zasadę – żadnej taryfy ulgowej, niezależnie od tego co ich łączyło, nawet jeśli miało być mu ciężko się tego trzymać. Poprawił nieznacznie chwyt na rączce Błyskawicy, kierując swoją uwagę na sędziującego, a kiedy kafel – jego główny cel – poszedł w górę, więc od razu śmignął w jego kierunku, żeby go zgarnąć… tylko po to, żeby już kilka chwil później stracić go na rzecz Puchonów przy tym początkowo meczowym kotle. Cóż, to nie był dobry początek.
Ostatnio zmieniony przez William S. Fitzgerald dnia Sob 17 Kwi - 20:21, w całości zmieniany 1 raz
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Kości / Litery / Przerzuty:4 Kuferek: 54 Własny sprzęt: miotła (+7) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 61 Pozostałe przerzuty: 6/6
To miał być zdecydowanie najcięższy mecz w tym sezonie. O ile wcześniej nie miała jeszcze okazji grać z Willem przeciwko sobie, tak teraz miał być ten pierwszy raz i wcale nie czuła się z tego powodu dobrze. Ale przecież nie byli pierwszymi, których to spotkało i zapewne nie ostatnimi... Co nie zmieniało faktu, że było to w cholerę ciężkie, bo zwycięzca mógł być tylko jeden. Niestety. Szczerze mówiąc, nie miała zielonego pojęcia jak sobie poradzi na boisku, kiedy jednak już się znalazła w powietrzu, poczuła, jak gra ją pochłania i dlatego przejęła kafla od razu po tym, jak Will go stracił. Szybko zresztą podała do Fredki, bo nie znajdowała się w najlepszym położeniu, a tak to może uda im się zdobyć pierwsze punkty.