Osoby: Ragnar Anderson x @Lucia S. Ritcher Miejsce rozgrywki: Ulica Pokątna Rok rozgrywki: koniec sierpnia, 2017 rok Okoliczności: Jak co roku o tej porze, Ragnar razem z bratem i matką, udał się na ulicę Pokątną, celem kupienia wszystkich niezbędnych przyborów szkolnych. Nie wiedział tylko, że tym razem zakupy nie będą wyglądały tak samo jak zawsze.
Nieubłaganie zbliżał się ten czas w roku, kiedy to matka Ragnara dostawała pierdolca. Tak, to nie jest wcale żadne przejęzyczenie, bo tak wygląda prawda. Coroczny rytuał wybrania się do Londynu, na ulicę Pokątną, traktowała jak wspaniałe wydarzenie towarzyskie, które jeszcze raz miało pomóc jej dostać się do wymarzonych kręgów kulturowych. Wciąż jeszcze sądziła, że istnieje na to jakakolwiek szansa. Dlatego zawsze przed pojawieniem się w Londynie, w magicznym centrum Wielkiej Brytanii, pragnęła pokazać się z jak najlepszej strony. Szaty zawsze były idealnie dobrane, wyprasowane, włosy spięte tak ciasno, że pojedynczy kosmyk nie miał prawa się wydostać, makijaż nienaganny. Wszystko, byle tylko ktoś zauważył, że to jest TA Anderson. No cóż, Ragnar zwyczajowo miał to w dupie. Dla niego konieczność pojawienia się na Pokątnej oznaczała możliwość wdarcia się w te rejony magicznego świata, które mogłyby dostarczyć mu kolejnych uciech cielesnych. Używki stanowiły naprawdę ważny aspekt jego życia, choć starał się wciąż wmówić sobie, że ma na tym pełną kontrolę. Po wydarzeniach z poprzedniego roku, próbował ją zachować. Nie zawsze się to udawało. Teraz, gdy razem z matką i bratem, teleportowali się do Londynu, pragnął tylko oddzielić się od nich i znaleźć sobie zajęcie na najbliższe kilka godzin. Nie było to łatwym zadaniem. Matka chciała zarówno jego jak i swojego drugiego syna u swego boku, by stanowili wspaniałe dopełnienie jej "idealnej" osoby. Nawet syn po odwyku był potrzebny. Niewiele osób wiedziało o tym, co spotkało Ragnara wcześniej, cóż to by był za skandal! Strzegła tego sekretu najpilniej jak mogła i próbowała zmusić syna do postawy godnej Andersonów. Szli właśnie przez deptak, zmierzając w stronę księgarni, aby zakupić nowe podręczniki. Ona coś mówiła do nich wciąż i wciąż, przedstawiając im ludzi, których nie mieli prawa znać. Pochłonięty swoimi myślami Ślizgon, rozglądał się na wszystkie strony, próbując znaleźć sobie ciekawsze towarzystwo niż rodzina. Skrzętnie kiwał głową do tych uczniów, których znał ze szkoły. Czasami rzucił "cześć, co słychać" by następnie skierować swe kroki dalej. Dopiero w momencie, gdy weszli do środka księgarni wiedział, że może się uwolnić. Matka wraz z bratem ruszyli w kierunku podręczników z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, a on w kompletnie przeciwną stronę. Czemu? Dostrzegł kogoś, kto zaintrygował go swoim wyglądem. Widywał już wcześniej tę dziewczynę w szkole, ale nigdy nie było sposobności by zamienić z nią kilka słów więcej. Teraz, gdy znajdowali się w tym samym pomieszczeniu, mógł to zrobić i właśnie do tego zmierzał. Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej i książce, którą aktualnie trzymała w dłoni, z daleka próbując odszyfrować, co to właściwie było. - Nie sądzisz, że są ciekawsze rzeczy niż wróżbiarstwo? - zapytał, podchodząc do niej od tyłu i zaglądając do książki przez jej ramię. Zabawę czas zacząć!
Na samą myśl o tym, że lato miało się skończyć, łapało ją przygnębienie. Powrót do szkoły nie był najprzyjemniejszą częścią tego rytuału, chociaż kiedyś jedyne, o czym marzyła to znaleźć się za murami uczelni, aby móc swobodnie pooddychać chłodnym powietrzem. W przypadku Hogwartu był on trochę stęchły i zakurzały, jednak było to o wiele lepsze od tego, co czekało na nią, kiedy przekraczała próg domu. Wręcz drżała za każdym razem, kiedy używała tego sformułowania. Lepiej brzmiało miejsce, w którym posiadała swój pokój, chociaż żadna z rzeczy, które się tam znajdowały, nie były jej. Nie odzwierciedlały jej charakteru, nie było czuć od nich ciepłej woni słońca (o ile słońce posiadało woń), czy tego szalonego i trochę nieprzyzwoitego wydźwięku, którym się stała. Gdy tylko mogła, znikała na całe dnie lub uczestniczyła w wyprawach szkolnych, jakby one miały uwolnić ją od ciężaru, który tam zostawiła. Czemu tym razem nie wyjechała? Czemu całe dwa miesiące spędziła w Londynie, zamiast na jakieś cudownej wyspie lub totalnym odludzi dla czarodziei... Wśród ludzi, których nawet nie lubiła? Może ciągnęło ją do świata magii i niespodzianek, które krył, jednak tym razem postanowiła, że wolne dni spędzi na szwendaniu się po mieście, po miejscach, w których jeszcze nie była, po klubach, o których jedynie marzyła. A towarzystwo? Było wszędzie takie samo, a fakt posiadania dodatkowych zdolności nie robił na niej szczególnego wrażenia. Tak więc spędziła wakacje w doborowym towarzystwie, zakładając na siebie najmniejsze warstwy odzienia, jakie tylko mogła. Jak w tym wypadku. Udała się na Pokątną nie dlatego, że poszukiwała przyborów na następny rok szkolny. To zrobiła zawczasu, kiedy ulice nie były przepełnione zlęknionymi uczniami, którzy nie mieli czasu bądź zapomnieli o tym wcześniej, czy ich matkami, których chyba nie znosiła najbardziej. Nie wiedziała, czy to prywatna sprawa, czy też kwestia obserwacji tych kobiet. Wiedziała, że na Nokturnie będzie się coś działo, nie był to wewnętrzny radar, który wyczuwał takie okazje, a zwykła poczta pantoflowa, której była uczestnikiem od niepamiętnych czasów. Podobno miało być tam sporo osób, z którymi już wcześniej się widziała, dlaczego miała więc spędzać te ostatnie dni na przygotowaniach do powrotu do szkoły? Bordowa bluzka odkrywająca ramiona i plecy wzbudzała wzburzenie w oczach kobiet, które mijała. Tradycyjny czarodziejski strój nigdy nie był w jej stylu, dlatego, kiedy wkroczyła do księgarni czuła na swojej opalonej skórze nieprzyjemne spojrzenia, aż uśmiech cisnął się na usta. Dlaczego księgarnia? Gdyby nie pozycja w gablocie przy oknie, nigdy by tutaj nie weszła. Wróżbiarstwo i cały mistycyzm, który się z nim wiązał (przynajmniej dla niej), był czymś, z czym nie potrafiła dać sobie spokoju. Może i była dzieckiem pełnym pozytywnej energii i szczęścia, jednak kroczyła twardo po ziemi. Licząc się z faktami, a nie z czymś, czego nie można w prosty sposób wyjaśnić. Pochłonięta lekturą, nie zorientowała się, że znajdowała się pod obserwacją. Zwykle była w tym całkiem dobra, jakby stalkowanie drugiej osoby miała we krwi. Kiedy usłyszała głos tuż nad swoim uchem, uniosła lekko głowę i odwróciła ją, aby spojrzeć na ów osobnika.-Nie sądzisz, że zachodzenie ludzi od tyłu nie przystoi? Co, gdybym uznała Cię za zagrożenie i zareagowała?-Jednak uśmiech, który zdobił jej usta, wcale nie sugerował, że czuła się zagrożona czy oburzona tym, jak blisko znalazł się jej osoby. Nawet nie zastanawiała się nad tym, czy wcześniej go już poznała... Jednak jego twarz musiała się już kiedyś pojawić w jej głowie.
Nie, on nie przejmował się tak prozaicznymi strefami życia jak to, czy zareaguje ona odpowiednio na spotkanie z jego osobą, czy będzie z goła inaczej. Była tylko kobietą, która na pewno miała zdecydowanie mniej siły niż on, znacznie przewyższał ją swoim wzrostem, posturą. Co mogła mu zrobić? Co najwyżej połaskotać po żebrach, gdyby rzuciła się na niego z pięściami. A i tak pewnie nie zrobiłoby to na nim większego wrażenia. A to, czy przystawało takie zachowanie mężczyzny względem kobiety, było już kompletnie inną kwestią. Od wielu lat w nosie miał większość zasad stanowiących o tym, co przystoi, a co nie dla takiego czarodzieja jakim on był. Nie widział żadnego powodu, który szczegółowo wyjaśniałby mu to, dlaczego nie powinien być w tym momencie tak blisko niej. Przecież nawet jej nie dotknął. Jedynie jego oddech muskał nieznacznie jej małżowinę uszną, kiedy to tak nachylał się nad nią, aby zobaczyć, co właściwie miała w dłoni. Poza tym, jej wyraz twarzy nie sugerował, aby poczuła się w jakikolwiek sposób urażona jego zachowaniem. Wręcz przeciwnie! Może cieszyła się na spotkanie, które właśnie nastąpiło? - Nie, nie sądzę. - krótka odpowiedź na krótkie pytanie. Odsunął się od niej na niewielką odległość, a na jego ustach pojawił się krzywy uśmiech. - Niby jak byś mogła zareagować? Jestem niemal pewien, że raczej poważnej krzywdy nie byłabyś w stanie mi uczynić. - odpowiedział zgodnie z prawdą, zaskoczony tym, że właśnie na nią się w tym momencie zdecydował. Przecież normalnie tego nie robił. Lubił kłamać, przysparzało mu to jakiejś dziwnej satysfakcji, kiedy mógł wyprowadzić swojego rozmówcę daleko w pole. I ponownie, niespecjalnie przejmując się tym, co o tym pomyśli, po prostu złapał za grzbiet książki, którą dziewczyna z taką uwagą studiowała i uniósł wyżej, byle dokładniej odczytać fragment, który właśnie przyswajała. Nie rozumiał tego całego mistycznego bełkotu. Wróżbiarstwo było dla niego złem koniecznym, którego unikał jak tylko mógł. Po co miał poświęcać czas, co kompletnie do niczego miało mu się nie przydać? To było nierealne, nie wierzył w te wszystkie wróżby czy przepowiednie. Wolał łapać się rzeczy bardziej materialnych. - Serio, czemu taka ładna dziewczyna czyta taki stek bzdur? - zapytał po chwili, wciąż studiując kolejne wersy stron książki. Dopiero po chwili znów spojrzał na nią, dokładnie studiując jej twarz, wszystko to, co w tym momencie wyrażała. A następnie jego wzrok mimowolnie przeniósł się na odsłonięty brzuch dziewczyny, na jej strój. Ponownie uśmiech zagościł na jego wargach. - Nie jesteś grzeczną dziewczynką. - dodała, w głębi ducha czując, że ta znajomość będzie bardzo ciekawa.
Spokojnie. Ją również kompletnie to nie obchodziło, to czy zachował się nieodpowiednio, czy adekwatnie do sytuacji. Teoretycznie kompletnie się nie znali, a wielu ludzi taka bezpośredniość, pewność siebie i to wszystko, czym emanował w tym momencie... Irytowała. W jej przypadku było odwrotnie. Chciała jedynie sprawdzić, jak bardzo jest to odzwierciedlone w rzeczywistości. Uniosła jedną brew do góry, szczerze zaciekawiona jego tokiem myślenia. I dzięki tym kilku centymetrom za swoimi tyłami, mogła odwrócić się do niego przodem, zadzierając podbródek do góry. Owszem, był wyższy i to była jego wielka zaleta, jej szyja raczej nie ucierpi.-Oczywiście, dziewczyna raczej nie dałaby rady wyższemu, zapewne silniejszemu facetowi w bezpośrednim starciu.-Szczery uśmiech ozdobił jej twarz, jakby była to jedna z najzabawniejszym, naj prawdziwych, ale i bardzo naiwnych rzeczy, o jakich mówiła. Nie musiała chyba spowiadać się z tego, jakie zdolności posiadała, prawda? Nie mówi, że zwaliłaby go na ziemię i przygniotła miażdżącą siłą. Wychowywała się wśród chłopaków, którzy nie zostawiali na niej suchej nitki, a wojskowe geny i musztra, którą przeżyła, wiele ją nauczyły. Może i była śliczną blondyneczką, która odkrywa swoje ciało wedle życzenia... I niech tak pozostanie. Przecież nie ma sensu wyprowadzać kogoś z błędu. Jeszcze nie spotkała się z kimś nieograniczonym własnym umysłem i stereotypami. Może ją jednak zaskoczy. Sama miała problem ze zrozumieniem tego bełkotu. Tutaj w grę wchodziła jej duma, która była chyba jedyną rzeczą, jaka jej pozostała. Była upartym stworzeniem, nieznającym określenia przegrana. Wróżbiarstwo było dla niej wyścigiem, w którym meta była na wyciągnięcie ręki, której jednak nie potrafiła jeszcze dosięgnąć. Proszę, jak naiwne jest myślenie, że ogarnie rozumem coś wychodzącego poza sfery rozumu. Komplement przyjęła jako coś całkowicie normalnego, dlatego nie usłyszał słów podziękowań, czy nie zobaczył zaróżowionych policzków od sztucznego (czy nawet prawdziwego) zawstydzenia. Znała też takie osoby, które doszukiwałaby się ujmy dla własnego intelektu, cóż, dobrze, że zwykła nie przejmować się rzeczami nieistotnymi.-Nie ma tutaj nic, co faktycznie mogłoby mnie zainteresować.-Powiedziała spokojnie, odwracając się ponownie do sterty książek i robiąc dwa kroki wzdłuż stołu, uginającego się pod ich ciężarem. Owszem. Nie było tutaj niczego, co naprawdę chciałaby poczytać. Zaśmiała się, słysząc jego uwagę i dopiero teraz na niego spojrzała, jakby zauważyła w nim coś ciekawego. Uniosła delikatnie brew.-Nie wyglądasz na kogoś, kto chciałby spędzić całe popołudnie w tym miejscu.-Rozejrzała się po pomieszczeniu.-Wolisz spędzić ten czas w towarzystwie, którego nie obchodzi, kim jesteś, czy wolisz spędzić ten czas na zakupach z mamą?-To był czysty strzał, chociaż jej uśmiech mógł wiele sugerować.
Oczywiście, że by nie dała rady. Niestety, to nie podlegało wątpliwości. W szczególności, że Ragnar nie był chłopakiem, który tylko dobrze wyglądał. Lubił dbać o siebie, co równoznaczne było z tym, że lubił ćwiczyć. Często doprowadzając swój organizm naprawdę na skraj. W wakacje, gdy przebywał w rodzinnym Cork, jeździł konno, wiele godzin dziennie. Wbrew temu, co można było sądzić, to naprawdę męczyło ludzi. W czasie trwania roku szkolnego, często bawił się w Zakazanym lesie. Czasami biegał, czasami próbował ujeżdżać hipogryfy z mniejszym bądź większym sukcesem. Ona nie mogła tego wiedzieć. Tak samo jak on tego, że jej ojciec zadbał o to, by umiała się obronić. - Oczywiście. - stwierdził krótko i znów ten nieprzyjemny uśmiech pojawił się na jego wargach. Mogła dzięki temu sądzić, co tylko chciała. Mało go to w tym momencie interesowało. Dla niego wróżbiarstwo miało tylko pozostać bełkotem, nie zrozumiałym dla normalnych ludzi. O dziwo, za takiego się uważał! Nie sądził, aby cokolwiek było z nim nie w porządku tylko dlatego, że lubił zażywać zarówno mugolskie jak i czarodziejskie środki odurzające. Lubił stąpać twardo po ziemi, nawet jeśli dosyć często próbował się od niej oderwać i jej problemów. Tylko, czy to o czymkolwiek znaczyło? Mistycyzm w jakimkolwiek stopniu nigdy go nie interesował. Wolał coś, co mógł dotknąć, złapać, spróbować zrozumieć logiką umysłu, a nie tego głupiego "wewnętrznego oka". -Słuszna decyzja. - skomentował jej odłożenie książki z powrotem na stos. Pewnie nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że po prostu w tym momencie dziewczyna nie dokładnie tego szukała. Omylnie sądząc, że woli po prostu się w to nie zagłębiać. - Bo nie zamierzam tego robić. - odparł krótko i jakby na jakąś niewymówioną głośno komendę, odszukał wzrokiem posturę swojej matki. W tym momencie ta narzucała się jakiejś kobiecie, dzielnie trzymając u swego boku jego brata, który wyglądał, jakby za chwilę miał umrzeć. Tak zajęta rozmową z pewnością jeszcze przez długi czas miała nie zauważyć zniknięcia starszego z jej bliźniaków. Dlatego, niewiele myśląc, złapał dziewczynę za rękę i zręcznie omijając cały ten tłum wewnątrz księgarni, ruszył w stronę wyjścia. Gdy znalazł się już na brukowanej ulicy pokątnej, odetchnął całą piersią, rozkoszując się powietrzem kompletnie nie zatęchłym od starych książek i spoconych ludzi. Wciąż nie puszczając dłoni dziewczyny, dalej przeciskał się przez tłum ludzi, zmierzając w dobrze znanym sobie kierunku. - Masz coś przeciwko Notkurnowi - rzucił, przyglądając się blond piękności, nie do końca przejmując się faktem, czy w ogóle chciała się tam udać. Jak nie będzie, po prostu pójdzie sam i tyle. W międzyczasie wyciągnął z kieszeni spodni paczkę Hogsów i zapalił jednego z nich. Z radością powitał dym rozchodzący się w jego płucach. -Chcesz? - zapytał jeszcze dziewczynę, nie do końca wierząc w fakt, że będzie chciała takich papierosów.
Dokładnie, bazował jedynie na tym, jak wyglądała w tym momencie. A domysły raczej pozostawały wiele do życzenia, a chyba raczej nie słynął z tych, którzy wodzili myślami daleko. Pod warstwą ubrań nie mógł dostrzec zarysu mięśni, którego dorobiła się podczas podwórkowych zabaw i szkole, którą wyniosła z domu. Lubiła męczyć swój organizm, lubiła, kiedy nie mogła złapać poprawnie powietrza lub gdy każdy wdech przyprawiał ją o ból, w postaci czystego ognia, który z czasem opanowywał całe jej ciało. Uczucie to sprawiało, że czuła się bardziej żywa. Jakby sam fakt stąpania po ziemi, oddychania i funkcjonowania jej nie wystarczył. Cały czas się sprawdzała, czy dotyczyło to naprawdę trywialnych spraw, czy takich, z którymi miała nie lada problem. Wysiłek fizyczny, umysłowy, a wydawała się wolnym duchem, niezajmującym się sprawami o wyższym znaczeniu. Nie wiedział, że ten uśmiech jej się podobał, prawda? Było w nim coś, co zwyczajnie przyciągało, jakby fakt, że miał on być oddychający, miało zupełnie odwrotny skutek. Cóż, od lat podążają ścieżkami, które nie były odpowiednie dla damy jej pokroju. Szkoda tylko, że damą nigdy nie była. Oh, zostawmy to cholerne wróżbiarstwo za sobą! Kiedy indziej będą się spierać na temat mistycyzmu, którego obydwoje nie ogarniają. Tak samo, jak w kwestii tego, że kompletnie nie robiło na nich wrażenia to, co komu mogło się wydawać na swój własny temat. Za to nie mogła doczekać, się różnić, które mogą wywołać niemałe zamieszanie. Ciekawska z niej istota, dlatego bezceremonialnie powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem, tylko przez moment obserwując to, co jemu zajęło trzy sekundy więcej. Dotknęła palcem okładki jednej z książek, jakby dzięki temu mogła poczuć to, jakie emocje naprawdę mogła wywoływać w czytelniku. Kiedy poczuła jego dłoń, która pewnie oplotła jej palce przeniosła na niego spojrzenie, nie zdążyła jednak dostrzec wyrazu jego twarzy. Jedyne czemu mogła się przyglądać to strukturze jego pleców, których dokładny zarys był ukryty za warstwą ubrań. W duszy podziękowała mu za to, że szybko się stamtąd ulotnili, może i lubiła zapach pergaminu, jednak tam robiło się coraz gorzej. Ludzie wchodzili, jednak nie zamierzali wychodzić. A pomimo tego, że czuła się w tłumie jak ryba w wodzie, z zadowoleniem przyjęła lekki powiew wiatru na rozgrzanej skórze ramion. -Właśnie tam zmierzałam. Czekają na mnie w pewnym miejscu...-Uniosła kącik ust do góry, w bardzo leniwym i trochę podejrzliwym uśmiechu. Czyżby zamierzali do tego samego miejsca? Kiedy wyciągnął paczkę papierosów, była niemal przekonana, że nigdy ich jej nie zaproponuje. Jednak on zrobił coś kompletnie odwrotnego. -Za tego papierosa znajdziesz się na liście honorowej jako moje plus jeden.- Paliła raczej, wtedy kiedy miała na to ochotę, zadziwiające było to, że próbowała tak wiele trucizn... A nie nazwałby się człowiekiem uzależnionym. Mogła zrzucić to na kompletnie inny nałóg. Kiedy wypuściła z płuc dym, przemknęła na moment powieki, rozkoszując się uczuciem lekkości, jaki w tym momencie czuła. Jakby sama była dymem, który ulatywał w powietrze. Odwróciła się teraz tyłem do drogi, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Cóż, nie byłaby sobą, gdyby trochę za dużo energii z niej nie ulatywało. Było to widać w uśmiechu, w lekko skocznym rytmie, który kierował jej ciałem i krokami.
Dla niego wysiłek umysłowy istniał tylko w określonych sytuacjach. Uczył się tylko tego, co uznawał za ważne i przydatne do swojego dalszego życia bądź jakiejkolwiek kariery zawodowej. Wciąż jego celem było stanie się uzdrowicielem, dlatego to do tego przedmiotu przykładał się obecnie najbardziej. Wiedział, że dobry uzdrowiciel również zna się na zielarstwie i eliksirach więc i dla tych przedmiotów poświęcał odpowiednią ilość czasu. Cała reszta? Stanowiła dla niego tylko nieprzyjemną konieczność. Byle tylko zdać i zapomnieć, że to w ogóle istniało. Po co marnować chęci i siły na to, czego wiedział, że nigdy w życiu nie użyje. Po jaką cholerę mu znajomość stu różnych sposobów odplamiania przy użyciu zaklęć, skoro mógłby mieć od tego skrzata. No właśnie, po co?To chyba było jego ulubione pytanie. Nie, nie wiedział, że ona należy do tego grona, którym podoba się taki uśmiech. Zazwyczaj więcej było tych ludzi, którzy przez ten grymas zdobiący jego usta pragnęli uciekać, nie przysuwać się do niego bliżej. Przywykł do tego, nie przykładał znaczącej wagi. Gdy naprawdę chciał, mógł być o wiele bardziej pociągający, ale w tym momencie nie sądził, aby to była odpowiednia droga do poznania tej dziewczyny. Choć... kto wie. Nie wyglądała na taką, coby miała się wystraszyć tak łatwo, jak niektóre miały w zwyczaju. Uniósł delikatnie brwi, kiedy usłyszał jej słowa. - Czekają na ciebie? Wiesz, że na Nokturnie nie ma sklepów z pluszakami? - nie mógł tego skomentować w żaden inny sposób. Po nim od razu było widać, że jest typem z pod ciemnej gwiazdy. Jego ubiór, zachowanie, wyraz twarzy. Nikt o zdrowych zmysłach nawet nie próbowałby sądzić, że może być inaczej? Ona była zupełnie inna. Może i ubrana tak, że wiele kobiet z pogardą podążało za nią wzrokiem, ale Ragnar sądził, że to tylko przykrywka. Jakaś małostkowa próba buntu, która ulotni się po kilku tygodniach, gdy ta moda zwyczajnie odejdzie w zapomnienie. - Będziesz wybierać pluszową chimerę, czy jednorożca? - dodał jeszcze po chwili, wciąż zmierzając przed siebie. Ponownie zaciągnął się i leniwie wypuścił magiczny dym z płuc. Uwielbiał te papierosy. Pozwalały mu choć w minimalnym stopniu zastąpić to, co zwykł używać na co dzień. Nie sądził, że ta dziewczyna będzie miała ochotę zapalić razem z nim. Na pewno musiała wiedzieć, co jest w środku. - Nie dobrnęliśmy nawet do pierwszej bazy a już jestem twoim plus jeden? Musisz się mocniej postarać dziewczyno, nie jestem taki łatwy. - widział to zaciekawienie na jej twarzy i śmiało zamierzał z niego korzystać. Strzepnął nadmiar popiołu na bruk i podszedł do niej jeszcze bliżej. Nachylił się nad nią pozwalając aby wymieszany zapach mięty i dymu papierosowego otulił jej piegowate lico. - To co, masz jakieś pomysły, co mogłabyś zrobić? - zapytał wprost, ciekawe tego, w jaki sposób rozwinie się ta sytuacja. Na jak wiele będzie mógł sobie pozwolić i w którym momencie ona stwierdzi, że już jednak nie chce się bawić w te zabawy dla niegrzecznych dzieci. On zazwyczaj tylko takie preferował. A ona?
Czyli był typem, który wiedział, co zamierza robić w życiu? Szczere gratulacje, bo to nie było takie proste w tych czasach. Mogłaby być nawet zazdrosna, gdyby chociaż rozumiała, o co cały ten szum. Jedyne co wiedziała, to to, że nie będzie stała w miejscu. Nie potrafiła. Nawet teraz, w tym momencie, musiała pozostać w ruchu, aby nie zwariować. Oh, nie. Brakowałoby tylko tego, żeby zaczął się starać! Nie ma nic gorszego od faceta, który desperacko próbuje zwrócić na siebie uwagę. Desperacko, czy specjalnie, jeden pies... Nigdy nie dostawała niczego za darmo, a to, co przychodziło jej ławo, zwyczajnie nie sprawiało jej przyjemności. Brudzenie sobie rączek było jednym z jej ulubionych zajęć i nie, nie była człowiekiem z żelaznymi zasadami. Raczej kierowała się intuicją i własną upartością. Zrobiła dokładnie tę samą minę, jaką raczył ją chłopak, jakby jego słowa zdziwiły ją w równej mierze, co jego. Po sekundach uśmiech zaczął wkradać się w kąciki jej warg, kompletnie psując to, co przed chwilą tak skrupulatnie stworzyła.-No dobrze, skoro nie chcesz iść... Nie będę Cię namawiać.-Wzruszyła ramionami, obojętna na to, co faktycznie zrobi w tej sytuacji. Czy właśnie trafiła na kolejnego, zaślepionego i zwyczajnie ograniczonego kolesia? Nie powinna być w szoku, w końcu w szkole było takich pełno... Naprawdę zaliczał się do tego grona? Zawiodłaby się, nie powie, że nie, bo w końcu liczyła na dozę wrażeń. Lubiła być zaskakiwana. Naprawdę? Nie pamięta, kiedy ostatnio coś ją ruszyło, to, że ktoś zwyczajnie ją lekceważył, było chlebem powszednim, nie był więc pierwszy i zapewne nie ostatni. Wypuściła dym, starannie pozbywając się go z płuc, jakby ten rytuał znaczył coś znacznie więcej od zwykłego pozbywania się trucizny. Jakby próbowała zainfekować wszystko, co znajdowało się w drodze powrotnej na zewnątrz. -Ile masz lat, czternaście? Ktoś jeszcze bawi się w bazy?-Zaśmiała się pod nosem.-Nie jestem jedną z tych, które musisz prosić o zgodę. Prosić również się nie będę.-Przekrzywiła lekko głowę w bok, a kiedy zbliżył się do niej, zaszczycając ją tą cudowną bliskością, uniosła głowę przyglądając się mu. Uśmiechnęła się szeroko, tak, jak mogłaby to zrobić idealna dziewczyna z sąsiedztwa. Niewinna, delikatna, zwyczajnie prosto słodka. To było niemal obrzydliwe. Uniosła się lekko na placach, dotykając palcem wskazującym miejsca na jego klatce piersiowej. Jej buźka nijak pasowała do spojrzenia, którym go obdarzyła. Trafił na równego sobie, czy tego chciał, czy nie... I czy zdawał sobie z tego sprawę... Mało ją to obchodziło.-Ja? Ja zamierzam świetnie się bawić tam, dokąd zmierzam.- Jej twarz, znajdowała się zdecydowanie za blisko jak na znajomość, która trwa tak krótko. Z gracją minęła jego osobę i zaciągnęła się papierosem, który wcześniej znajdował się za jej plecami. Jeżeli chciał zobaczyć, jak to się rozegra, powinien sam się ruszyć i przekonać. Niczego nie planowała, niczego nie przyjmowała za pewnik. Czemu mieliby nie pójść z prądem?
On od wielu lat miał wszystko dokładnie zaplanowane. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której nie miałby osiągnąć zamierzonego celu. Naprawdę napalił się na wizję swojej osoby w kiltu uzdrowiciela. Naprawdę chciał ratować ludzkie życie. Fascynowało go to na tyle, że nie widział dla siebie innej ścieżki kariery. Jeśli nie miałby być uzdrowicielem, prawdopodobnie zajął by się uzdrawianiem magicznych zwierząt, choć to, byłoby tylko substytutem. Innej opcji nawet nie próbował zakładać. Nie, nigdy się nie starał. Uważał to za najgorszą możliwą opcję. Lubił w inny sposób pokazywać swoje ewentualne zainteresowanie drugą osobą, niż przesadne podlizywanie się, czy Merlin jeden raczy wiedzieć, co jeszcze. Sądził, że skoro kogoś zainteresował, to albo przyjmował go takiego jakim jest, albo wcale. Nie zamierzał zmieniać się dla nikogo, bez względu na wszystko. Zaśmiał się krótko słysząc jej słowa. - Ja nie mówię, że nie chcę, tylko uświadamiam cię, że tego na Nokturnie nie znajdziesz. Wypchane jednorożce może i owszem, ale raczej nie pluszowe. - uznał za konieczne sprostować swoje wcześniejsze słowa. Bardzo nie lubił, kiedy ludzie próbowali przeinaczać ich znaczenie. Mówił zazwyczaj wprost to, co sądził i co leżało mu na duchu w danym momencie. Nie zwykł owijać w bawełnę. Może właśnie dlatego uznał za stosowne dopowiedzieć te kilka słów? Poza tym, z pewnością nie był ograniczonym kolesiem, ignorantem dla ludzkiego intelektu i inności. Szanował ją, co nie zmienia faktu, że na jakieś dogryzanie drugiej osobie, lubił sobie pozwalać. - Troszkę więcej niż czternaście. - delikatnie przekrzywił głowę, przysłuchując się jej słowom i dokładnie przyglądając jej twarzy, gdy to wszystko mówiła. Była zadziorna. Już teraz potrafił to stwierdzić. I nie, to bynajmniej nie było czymś, co mogłoby go od niej odrzucić. Lubił takie kobiety. Które dokładnie wiedziały, czego chciały i nie bały się po to sięgać. Które nie pozostawiały złudzeń cnotki i grzecznej dziewczynki, gdy w rzeczywistości było kompletnie odwrotnie. Czyli w sumie lubił takie kobiety, które zachowywały się jak on. O ironię troszeczkę to zakrawało, bo pewnie nie był tego faktu nawet do końca świadomym. Z nieskrywanym zainteresowaniem obserwował jej dalsze poczynania. To, jak próbowała udawać kogoś, kim zapewne w normalnych warunkach nie była, jak przysuwała się do niego, delikatnie dotknęła jego klatki piersiowej swoim palcem. Mimowolnie zatrzymał wzrok na jej ustach, tak niebezpiecznie blisko jego własnych. Zapomniał o ćmiącym się gdzieś w jego dłoni papierosie. Dziewczyna naprawdę potrafiła wywrzeć na nim ogromne wrażenie. I nagły unik... No tak. Czego innego mógłby się spodziewać? Każda z nich była taka sama, choć wszystkie zgodnie twierdziły, że wyróżniają się z tłumu. Bawiło go to i nie zamierzał tego ukrywać. Nawet w tym momencie, pewnie właśnie z tego powodu kolejny raz parsknął śmiechem, podążając wzrokiem za jej sylwetką. - To dokąd w końcu zmierzasz, jak nie po pluszaki? - zapytał szczerze zaintrygowany, wyrównując z nią swój krok. Był znacznie wyższy od niej, więc nadgonienie jej było kwestią kilku sekund. A że aktualnie i tak zmierzali w to samo miejsce, dlaczego miałby jej dalej nie towarzyszyć?
Brawo dla niego. Naprawdę. Jest niewiele osób, które naprawdę wiedzą, co chciałby robić. Nieważne, jak nierealne czy rzeczywiste mogłyby być ich plany. Nie podziwiała, nie negowała, nie zachwalała takich osób. Nie zazdrościła im tego, że wiedziały, dokąd ich drogi naprawdę zmierzały. Nie interesowała się życiem innych na tyle, aby w jakikolwiek sposób to na nią wpłynęło. Nie wchodziła buciarami w życie innych, chyba że naprawdę chciała tam namieszać. Nie chodziło o zmianę dla kogoś. A zwyczajne zamanipulowanie jego wyobrażeniem, to chyba potrafił, prawda? Mogłaby się założyć, że właśnie w taki sposób funkcjonował. O ile oczywiście znajdował na to siły i chęci. Twierdzenie bierzesz mnie takim, jakim jestem również mogło być prawdziwe. Jednak jak bardzo sprawdza się w rzeczywistości? Ile tak naprawdę spotkał osób, które faktycznie brały to, co tam siedziało? Oh, o tym to przekonamy się z czasem. Nie przyjmowała niczego za pewnik, a jak wcześniej wspomniała... Niespodzianki były mile widziane. -Na co komu nielot, w dodatku wypchany?-Poważnie się nad tym zastanawiała. Raczej nigdy nie wypleni przeinaczenia słów. Zawsze je zmieniamy, są tylko dwa rodzaje... Specjalne i takie, których nawet nie zauważamy. Zmienione przez poglądy, zupełnie inny odbiór danego słowa... To raczej nieuniknione. Różnorodność była ciekawa, interesująca... Sprawiała, że rozmowa, jak i znajomość zaczynała robić się wręcz ekscytująca. Po co zawracać sobie głowę tym, jak kto co odebrał czy zrozumiał. Uśmiechnęła się, chociaż sam uśmiech nie sięgnął jej oczu. Specjalnie go zagryzła, nie chcąc dać po sobie poznać, co siedziało w jej główce. Niektórzy mogliby sądzić, że to strefa bardzo skomplikowana, zakrapiana nutką tajemniczości. Nie. Chociaż nie gardziła złożoną i skomplikowaną osobowością, sama była prostym człowiekiem, o bardzo prostych, wręcz prymitywnych potrzebach. Nie musiała ukrywać się za fasadą uroku, aby zażądać tego, czego chciała. Jednak lubiła się bawić, lubiła stawiać się w sytuacjach, które wymagały od niej troszkę więcej wysiłku. Jak teraz... Od jednej rzeczy zawsze uzależniała się łatwo. I nigdy przez myśl nawet jej nie przechodziło, aby to skończyć. Tak jak w tym momencie, podobało jej się to spojrzenie. Wiedziała doskonale na czym skupił swoją uwagę kiedy zbliżyła się do niego na tę naprawdę niepotrzebną odległość. Czy byłby to problem, aby unieść się zaledwie te pięć centymetrów wyżej? Nie. Czy problemem byłoby rozpoczęcie zabawy tutaj, w tym dokładnie miejscu? Nie. Niczego nie unikała, dawała zwyczajnie przedsmak tego, co naprawdę mogło się wydarzyć. -Trzeba hucznie rozpocząć nadchodzący rok szkolny. Tak się złożyło, że znam miejsce oraz osoby, które myślą podobnie do mnie.-Powiedziała spokojnie, skręcającw uliczkę, która zbliżała ich do docelowego miejsca. Wciągnęła zapach Nokturna, który był dla niej czymś znacznie więcej niż szemraną częścią magicznej społeczności. Wszystko, co reprezentował, przemawiało do niej w sposób, którego do końca nie rozumiała, i którego nawet nie zamierzała zrozumieć. Prawdopodobnie utożsamiała się z tym miejscem, bo właśnie takim obrazem była w świecie, z którego pochodziła. Nie przeszkadzało jej to... W końcu tak niewiele było w tym kłamstwa.
Oh, w manipulowaniu był on mistrzem! Uwielbiał tą zabawę i nigdy jej sobie nie odmawiał. Potrafił wiele osób zmusić do tego, aby uwierzyły w nawet najbardziej nieprawdopodobną historię, tylko dlatego, że to właśnie on ją opowiada. Wręcz kochał to uczucie, które rodziło się w jego piersi, gdy zdawał sobie sprawę z faktu, że włada sytuacją w danym momencie. Niezależnie od tego, czy było to kłamstwo na jego własny temat, czy na coś kompletnie bezsensownego. Niewielu było na tyle odważnych, aby akceptować go dokładnie takim, jakim był. Nikogo nie udawała, bo i nie miał takiej potrzeby. Prędzej czy później, zawsze ktoś próbował go zmienić. Zmusić do tego, by zaczął myśleć w inny sposób, zachowywać się w inny sposób, czy chociażby ubierać się bardziej stosownie do sytuacji. Z takimi personami bardzo szybko się rozstawał. Nie zamierzał się zmieniać dla nikogo i dla niczego. Skoro ktoś go nie akceptował w pełni, to po co ten ktoś w ogóle zaprzątał mu głowę swoją osobą? Zajmował jego cenny czas tylko po to, by przekonać się, że Ragnar nie jest typem, który uwielbia zmiany. Jakiekolwiek. - Jest taka powieść, mugolskiego pisarza, w której to dwoje głównych bohaterów lubiło bardzo kopulować na takim wypchanym nielocie. - wiedział, że jej słowa nie wymagają odpowiedzi, ale nie omieszkał jej jednak udzielić. W końcu, nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. Obserwował przy tym jej reakcję na jego słowa ciekaw, czy ma do czynienie z cnotką, która gdy usłyszy słowo "seks" to dostaje apopleksji. Pozory mogą wiele, ale szczere reakcje na kompletnie niespodziewane słowa, mówią zdecydowanie więcej. On też lubił zabawę! Pod tym względem pasowali do siebie jak ulał! Gdy tylko mógł, sięgał po nią garściami. Tylko właśnie, przez wielu definicja słowa zasada, jest zupełnie inaczej rozumiana, niż przez niego samego. Dla niego zabawa to naprawdę duże słowo. Od seksu zaczynając, przechodząc przez różnego typu imprezy czy nawet czytanie, na używkach kończąc. Słuchał jej słów, okazując jej pełne swoje zainteresowanie. Nie miał co udawać, dziewczyna naprawdę zaczynała go ciekawić. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dawno nie spotkał kogoś tak otwartego, który mógł z nim stanąć w szranki, jak równy z równym. A oto tutaj, kompletnie przez przypadek, spotykał ją. Drobną, niepozorną blondynkę, która zapewne skrywała wiele tajemnic. Pytanie, ile tych tajemnic tego dnia uda mu się poznać. - Wydaje mi się, że też się z nimi dogadam. - odpowiedział bez cienia jakiegokolwiek skrępowania, czy sztucznego zawstydzenia, które kompletnie nie pasowało do jego osoby. Zapowiadała się dobra zabawa. A gdzie dobra zabawa, tam i Ragnar powinien się zjawić. Nie, w ogóle nie brał pod rozważanie, czy ona życzy sobie jego towarzystwa, czy nie. Wszystko w tym momencie przemawiało za tym, że inaczej być nie mogło. Nawet innego rozwiązania nie brał pod uwagę. Po prostu szedł w nią, ciekaw tego, co jeszcze się dziś wydarzy. Na ile będzie gotowa...
Musi to kiedyś na niej przetestować. Bardzo chciałaby zobaczyć, na jak wysokim poziomie znajdowały się jego umiejętności, z których najwidoczniej był naprawdę dumny. Czemu ludzie naciskają na zmiany? To smutne, prawda? Kiedy człowiek wcale nie jest wyobrażeniem drugiego, kiedy stajemy się zbyt niewygodni, aby można nas było znieść. Nie jesteśmy robotami, posiadamy uczucia. Nawet jeżeli mówiły one, że dla nikogo zmieniać się nie będziemy... Złość, irytacją, gniew. W życiu obawiałaby się jedynie tych, którzy naprawdę nie potrafili z siebie niczego wykrzesać. Żadnej emocji, żadnej zmiany w wyrazie twarzy, żadnego tiku, sugerującego... Cóż, cokolwiek. Od razu, kiedy słowa uleciały z jego ust, próbowała sobie to wyobrazić. Przez moment przyglądała mu się, wcale nie z niedowierzaniem wypisanym na piegowatej twarzyczce. Jej myśli błądziły wokół wizji i nowych możliwości, które stały przed nią otworem. Od dzieciaka miała bujną wyobraźnię, nie czuła się w żaden sposób ograniczona, a wręcz, poszerzała jedynie swoje horyzonty dzięki tej niewinnej sztuce. Tak jak teraz. Jej twarz wykrzywił wyraz czystego zainteresowania, wręcz niezdrowej fascynacji.-Kiedyś mi pokażesz.-Powiedziała z uśmiechem. I czy miała na myśli ów utwór mugolskiego autora, czy sam akt w praktyce... To pozostawiała jego woli oraz wyobraźni. Lucia pruderyjna? Proszę Cię. Pamięta doskonale moment, w którym przestała być w oczach swoich podwórkowych kumpli, "kumplem". Nie omieszkała wykorzystywać tego faktu, chociaż z początku odczuwała jedynie zawód. Teraz wiedziała, że była to zwykła, dziecięca niewiedza. Teraz? Wykorzystywała to. To przecież takie proste. Większość ludzi jest tak łatwa do zmanipulowania, szczególnie kiedy Twoje zamiary łatwo przypisać do czegoś innego. Niewielu dostrzega to, co naprawdę kryje się w jej spojrzeniu. Niewielu podejrzewa, że mogłaby mieć ukryte intencje. Jednak ktoś kiedyś miał rację, krzycząc prosto jej w twarz, że była zwykłym potworem. Zesłanym tutaj na rozkaz samego władcy podziemi. Pamięta to spojrzenie, kiedy poczuł na własnej skórze, jakimi to szatańskimi mocami władała. A to przecież były zwykłe, dziecinne zabawy. -Ktoś zdecydowanie zawiedzie się, że zająłeś jego miejsce.-Mruknęła, lekko gryząc dolną wargę. Przecież nie zmierzała na tę imprezę tylko po to, aby upić się do nieprzytomności. Nie była kimś, kto zapamiętuję jedną noc i przeżywa ją przez następne dziesięć miesięcy... Teraz skręcając, zaczęli iść w dół po schodach, prowadząc ich do ostatecznego miejsca ich podróży. Kiedy stanęła przed zaryglowanymi drzwiami, zastukała w nie kilka razy różdżką, która znalazła się w jej dłoni. Wiedziała, że ktoś będzie stał przed drzwiami, pilnując czy aby przypadkiem nie kręci się nikt niepożądany w pobliżu. Uśmiechnęła się szeroko do osoby, która otworzyła im drzwi. Był to średniego wzrostu mężczyzna, który nie był przyjemny ani w obyciu, ani z wyglądu. Dlatego bezceremonialnie uścisnęła go mocno i odsunęła się, nie tak pospiesznie.-George, przyprowadziłam Ci świeżynkę.-Zaśmiała się i wskazała na chłopaka obok siebie. Tak, zdecydowanie pasował do tego miejsca. Mężczyzna przyjrzał się Ragnarowi, aby po chwili wpuścić ich do środka i obdarzając ich uśmiechem, niemal równie szerokim co jej. Uroczy człowiek, chociaż niezbyt rozmowny. Kiedy zeszli po trzech schodkach w dół, mogli usłyszeć gwar, połączony z muzyką, który dochodził zza ciężkich bordowych kotar. Rozchyliła jedną z nich i przeszła przodem, pozwalając, aby ciepło omiotło jej twarz. Zadrżała, kiedy do jej nozdrzy doszła mieszanina zapachów... Na razie rozpoznała jedynie kilka z nich. Powietrze było ciężkie i dało się wyczuć nie tylko magiczne używki, ale i zwykłe zioła, perfumy, alkohol i pot. Odwróciła się do chłopaka, przez chwilę dotykając go nagim ramieniem.-Od czego zaczynamy?-Podniosła głos, próbując przebić się przez odgłosy imprezy. Chociaż ona wiedziała, na co dokładnie w tym momencie miała ochotę. Dlatego pociągnęła go w kierunku baru, zasiadając przy jednym z wysokich stołków. Nachyliła się nad barem i zawołała barmana. Trzymając się blatu, spojrzała na niego.-Stawiam. Tak swoją drogą, jestem Lucia.-Jednak, czy to miało większe znaczenie?
Gdy Ragnar się postarał, jego twarz potrafiła wyrazić naprawdę wiele emocji. Nie jego wina (?!) że zazwyczaj królowały jednak na niej pogarda, znudzenie czy brzydki, krzywy grymas, który nie mógł zwiastować niczego dobrego. Nie miał problemów z mówieniem wprost o tym, o czym myśli w danym momencie. Nie uważał, aby ograniczanie się w okazywaniu uczuć, jakichkolwiek, było pożądane. Po co w sobie coś tłumić, skoro można od razu dać upust swoim emocjom? To było jego życiowe motto, którego mocno się trzymał. Czasami niczym kotwicy, która jako jedyna miała utrzymać go na powierzchni życia. Czasami tak niewiele brakowało, aby przetoczyć się leniwie na drugą stronę... Wyraz jej zaciekawienia, goszczący na tym piegowatym licu, był naprawdę intrygujący dla chłopaka. Nie sądził, że taka luźna wzmianka tak mocno będzie mogła oddziaływać na jej wyobraźnię,czy choćby umysł. Ot, luźno rzucił o czymś, o czym kiedyś czytał, ale nie sądził, że zostanie to w ten sposób odebrane. Niemniej, nie dał po sobie poznać tego, co aktualnie działo się w jego głowie. Tak samo jak nie dał poznać po sobie, jak jej kolejne słowa na niego zadziałały. Obietnica? A może luźno rzucona propozycja, z której, miała nadzieję, on nigdy nie zechce skorzystać? Nie był tym, który nie wykorzystuje nadarzających się sytuacji. -Mogę nawet dzisiaj. - jeśli tylko znajdziemy wypchanego jednorożca... dodał do jego słów jego umysł, a on cieszył się, że nie powiedział tego na głos. Akurat o to nie musiał się szczególnie mocno martwić, prawda? W końcu byli na Nokturnie! W królestwie tego, co nieodpowiednie i niekoniecznie dostępne dla zwykłych śmiertelników. Skoro zrodził w niej fantazję, czuł się w obowiązku doprowadzić do jej spełnienia. Kiedyś. Nie wiadomo jeszcze tylko kiedy dokładnie. Podążał za nią, pozwalając sobie na niewielki uśmiech, gdy wspomniała o zajmowaniu miejsca innych ludzi. Był w tym mistrzem. Wpraszać się tam, gdzie właściwie go nie chciano? Tak, to mogło brzmieć w jego stylu. W wielu różnych miejscach nie życzono sobie jego obecności, a on wracał tam jak bumerang, prawdopodobnie tylko po to, aby zrobić innym na przekór. Doprowadzić do jakiegoś konfliktu. Wspaniała wizja. -Uważaj, bo się jeszcze popłaczę z tego powodu. - skomentował to krótko. Zaciągnął się ostatni raz papierosem i wyrzucił niedopałek w bliżej nieokreślonym kierunku, gdy znaleźli się przed drzwiami lokalu. Tego jeszcze nie znał, ale nie oznaczało to, że nie chciał poznać. Mają za towarzysza kogoś takiego jak ona, z chęcią mógł spróbować tej nowości. Przyglądał się bez cienia zaskoczenia czy zniesmaczenia, wylewnemu powitaniu, jakie zaserwowała sobie ta dwójka. Potem ruszył za blondynką w głąb lokalu. Do jego uszu i wszelkich organów docierał mocny bas. Czuł pot wiszący w powietrzu i mieszający się ze wszystkimi innymi wspaniałymi zapachami. Od czego zaczynamy? Ja mógłbym zacząć od rozebrania cię... Te myśli przewinęły się przez jego głowę. Nie zdążył jednak odpowiedzieć coś więcej, bo dziewczyna pociągnęła go za sobą w głąb pomieszczenia i sama usadowiła się przy barze. Jego wzrok podążył za jej pośladkami, kiedy pochylała się do przodu, po czym zajął stołek tuż obok niej. Gdy pojawił się barman od razu spojrzał na niego. - Ognista, myślę że cztery razy na początek. - zawyrokował, niespecjalnie przejmując się tym, że może ma ochotę na coś innego. - Ragnar. Czemu akurat to miejsce? - uznał za konieczne przedstawienie się, skoro i ona zdradziła mu swoje imię. A pytanie wyrwało mu się, nim zdążył je przemyśleć.
Przecież to wciąż jakieś emocje, prawda? Nieważne jak nieprzyjemna mogłaby być jego aparycja, jak wykrzywiona obrzydzeniem byłaby jego twarz. To wciąż tam było, emocje, życie, człowiek. Miała na myśli kogoś, kto naprawdę nie czuł. Znał tylko podstawowe pojęcia, wiedział, jak społeczeństwo funkcjonuje i jakie ma stanowisko wobec pewnych norm czy praw. Jednak nie posiada własnego odczucia wobec nich, bo zwykła nieumiejętność przystosowania się do nich to za mało powiedziane. Wyprute z emocji jednostki istniały, rzadkie i niebezpieczne stworzenia. Bo nie nazwałaby ich ludźmi. Mniejsza. Jeszcze chwila i wcale nie będzie go szokować, jak spaczone mogłyby być jej fantazję, czy zwykle pomysły pojawiające się pod tą blond czupryna. Nie było dla niej prostych rozwiązań, tylko takie, które wymagały od niej pełnego zaangażowania. Niczego nie robiła na pół gwizdka. A jeżeli będzie musiała zdobyć prawdziwego jednorożca, aby wypróbować na nim pozycje godne gimnastyczki złotomedalowej, to tak będzie. Podejrzewała, że nie będzie problemu ze znalezieniem kandydata. Zwyczajnie chodziło o to, że zajął miejsce osobie, która również dzisiaj tutaj była. I zdecydowanie chciała znaleźć się z nią w przyciasnym pokoiku, które również się tutaj znajdowały. Gdzieś trzeba rozładowywać seksualne napięcie, czy dawać sobie w żyłę, jak jednak robi większość osób, które w takowych się znajdowały. Czy z premedytacją nachylała się nad barem? Oczywiście. To nie pozostawało żadnych wątpliwości, cóż, intencje zawsze miała nieczyste. Wiedziała, że nie będzie mu to przeszkadzało. A nawet, spodoba mu się bardziej, aniżeli byłby w stanie to przed sobą przyznać. Zbyt duża pewność siebie? Zwał jak zwał, zwyczajnie wiedziała, co oferowała. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy zamówił ognistą, czyli zaczynamy od konkretów, co zdecydowanie jej się podobało. Usiadła na stołku dwoma pośladkami i odwróciła się do niego. Palce dłoni, która została na blacie w oczekiwaniu na trunek, wybijały tylko jej znany rytm. Połączenie muzyki, która biła równo z jej sercem i to, co wytworzyła we własnej głowie. Nie potrzebowała oględzin miejsca, aby wiedzieć, co się działo wokół. Czy teraz potrzebowała czegoś więcej? -A dlaczego nie?-Nie była to odpowiedź, jednak gdyby się nad tym zastanowić, mogła nią być. Zależy, jak się na to spojrzy. Wzruszyła lekko ramionami i chwyciła naczynie, które im podali.-Nikogo tutaj nie obchodzi to, co tutaj robimy, kim jesteśmy... Chodzi o tę konkretną chwilę.-Lubiła beztroskość, lubiła to uczucie lekkości. Nie mogła jednak odmówić racjonalności. Była skrajnością, a tutaj nikogo nie obchodziło nawet, jak miała na imię. Tak jak dla niej, nie miało to większego znaczenia. Stuknęła naczyniami i opróżniła swój. -Dlaczego ja?-Wiedziała, że mogli kojarzyć się, że szkoły... Jednak to nie jest poprawna odpowiedź. Z pewnością nie interesowała go lektura, o której czytała. Czy ucieczka od zakupów z matką była poprawna? Uśmiechnęła się lekko, przyglądając mu się.
Oczywiście, że to wciąż były emocje! Jednak dla większości (powiedzmy normalnych) ludzi emocje te są na tyle nie zrozumiałe, bądź niechciane, że po prostu ignorują je, bądź sądzą, że nie są wyrażane. Przecież czy ludzie nie ignorują tego, co jest dla nich obce, nieznane? Może właśnie dlatego nauczył się ignorować te emocje, uznawać je za nieistotne, czy nieistniejące. Gdyby tylko wiedział, że ona już na tym etapie znajomości myśli o rozładowaniu seksualnego napięcia... prawdopodobnie byłby tym faktem zachwycony! Był prostym mężczyzną, który, jak zapewne większość męskiego gatunku kierowało się prawie że wrodzonymi instynktami które kierowały ich do zaspokajania swoich potrzeb i pragnień, jakiekolwiek by one nie były. Lubił seks i w pewien sposób stosował go jako oderwanie od rzeczywistości czy po prostu dobra zabawa. Nie wiązał z nim większych uczuć, chyba nigdy nie miał możliwości robienia tego po prostu z miłości, jak dla wielu jest ważne. Dla niego było to tylko coś co potrzebował, aby zaspokoić i siebie i swoją partnerkę. Po co myśleć o wszystkim innym w tamtym momencie, skoro liczy się doznawanie naprawdę wielkich przyjemności? Dlatego też pewnie doceniał to, jak pochylała się nad barem i odsłaniała pewne swoje walory. A trzeba przyznać, nie znał jej na tyle, aby oceniać ją pod jakimkolwiek innym kontekstem, niż tylko wizualnym. To, co aktualnie widział bardzo mu odpowiadało, w pewien sposób intrygowało i pozwalało na to, aby wciąż kontynuował to spotkanie. Nie ma co się oszukiwać, każdy człowiek jest w jakimś stopniu wzrokowcem. Pierwsze na co zwraca uwagę, to wygląd, nieważne jak wielu próbowałoby temu zaprzeczyć. On nie bał się powiedzieć, że oceniał książkę po okładce. Gdy coś mu się nie podobało, nie brał w ogóle tego pod uwagę. Czy to jeśli chodzi o ludzi, czy o książki. Również delikatnie obrócił się w jej kierunku, jakby w ten sposób pokazywał otwartość na kontynuację tego spotkania. Zaraz za nią uniósł dłoń z zimnym szklanym naczyniem w dłoni. Złocisty trunek zachęcał do tego, aby zatopić w nim usta. Pozwolił jej zainicjować toast i następnie również opróżnił szklankę jednym połknięciem. - Nie wiem. - niepotrzebnie odpowiedział na retoryczne pytanie, które padło z jej ust. Chwilę milczał, po czym postanowił dodać kilka słów wyjaśniających swoje myślenie w tym momencie. - Sądziłem po prostu, że każdy człowiek kieruje się jakimiś wcześniejszymi doświadczeniami, niekoniecznie osobistymi. Jestem nawet o tym przekonany. Chwilę później usłyszał kolejne jej słowa, które wyjaśniły to, co właściwie chciał wiedzieć. I jakby potwierdziły jego własne słowa. To, że miała jakieś doświadczenie. W tym wypadku zapewne pozytywne. - Ludzie często zapominają o tym, że należy celebrować moment, nie przeszłość czy przyszłość. Tak skupiają się na tym, co było, bądź będzie, że zapominają o tym, co jest teraz. - ciężkie rozważania. Dziwne, że już teraz się one u niego pojawiały. Może ta dziewczyna miała na niego dobry wpływ. A może wręcz odwrotnie, tylko jeszcze się to nie ukazało. Dlaczego ja? Tak proste pytanie, a pozostawiające wiele furtek, które mógł przed nią otworzyć, bądź zachować tylko dla siebie. Zamyślił się, nieświadomie jeżdżąc opuszkiem palca wskazującego bo brzegu szklanki, którą dopiero co opróżnił. - Jesteś ładną dziewczyną, która mogłaby pozwolić sobie na więcej. Może chciałem sprawdzić na jak wiele możesz sobie pozwolić? - przeniósł spojrzenie na nią, z pełną premedytacją rzucając jej swojego rodzaju wyzwanie. Jednocześnie ciekaw, czy będzie w stanie je podjąć, czy po prostu podkuli ogon i ucieknie w jakiś cichy kąt.
To chyba naturalne, w końcu jesteśmy tylko ludźmi... I zwierzętami w jakiś sposób. Myślimy instynktowanie, chociaż przez wieki kazano nam ten insynkt powściągnąć. Oczywiście, że nie zamierzała stosować się do tej zasady. I chociaż całe to napięcie i nie mówiła tu o przeciąganiu nieuniknionego, było na swój sposob stymulujące. Nie chodziło o bawienie się drugą osobą... Chodziło o przedłużenie wspólnej zabawy. Nie zamierzała ukrywać swojego stosunku do niego ani do tego, co czuła, kiedy przypadkowo dotykał jej ciała. Może to wina jej niepohamowanej żądzy, a może tak dawno nikogo nie miała... Na ten jeden wieczór, bo przecież nie była zdolna do czegoś, co mogłoby trwać dłużej niż kilka tygodni. Miał całkowitą rację, co tu więcej dodawać. Piękne wypowiedzi, które miały na celu podkreślić to, że dla człowieka liczyło się wnętrze i to, co ktoś reprezentował sobą jako osobą... Każdy wie, że to się liczy przy dłuższym spotkaniu. Ten pierwszy moment zawsze leży po stronie ich zewnętrznej prezencji. Czyż sam tego nie powiedział? Była ładną dziewczyną... I czy to jej ubliżyło? Gdzieżby znowu. Czy uniesie się dumą, że przecież nie była tylko ozdobą, którą nie wstyd pokazać innym? Proszę. Pokazuj, ile tylko chcesz. Wcześniejsze doświadczenia, tak?Jej wargi drgnęły nieznacznie, chociaż spokojnie mógł to zauważyć. Owszem, Lucia była już w tym miejscu, tylko raz. Nie wróciła tutaj dlatego, że był to niezapomniany wieczór i chciała to powtórzyć. Nie miało to żadnego związku z czymś na rodzaj sentymentu do ludzi czy miejsca. Ot, zwyczajnie dostała zaproszenie. -Zwykle nie bywam w jednym miejscu więcej niż trzy razy. Jestem zwolenniczką zmian i nieprzewidywalności... W końcu tak niewiele jeszcze widzieliśmy.-Powiedziała, odwróciwszy się do tłumu i przyglądając mu się z zafascynowaniem widocznym na piegowatej buzi. Widok tych ludzi, tak bardzo zajętych sobą sprawiała, że czuła coś na wzór podniecenia. Siła, która od nich biła była obezwładniające i nawet bez procentów, czy używek potrafiła się temu poddać. Ciało ruszało się w rytm, powieki powoli opadały, jakby w ciemności widziała lepiej kształt dźwięków, niżeli kiedy oczy chłonęły każdy obraz i kolor z zewnątrz. Poczęstowała się trunkiem, który zamówiła. Dopiero teraz na niego spojrzała, uprzednio wsłuchując się w każde jego słowo. Uśmiech, który mu posłała, wcale nie był prześmiewczy, może i ją zdziwiła powaga (nie prawdziwość) słów, które wypowiedział. -Zróbmy więc dokładnie to, co oni. Zatraćmy się.-Powiedziała, zamawiając jeszcze jedną kolejkę. Trunek niemal od razu wypełnił ich naczynia, a Lucia niemal od razu je opróżniła. Uśmiechnęła się do niego, zębami zgarniając ostatnią kroplę alkoholu, który ostał na jej wargach. Nie potrzebowała wyzwań rzucanych w eter. Nie potrzebowała niewymownych obietnic. Przechodziła od razu do czynów, dlatego chwyciła jego dłoń, a kiedy i on odstawił na blat puste naczynie, pociągnęła go w tłum. Zadbała o to, aby go nie zgubić... Chociaż po cichu czuła, że nie byłoby to możliwe, nieważne w jak ogromnym skupisku by go zgubiła. Nie wiedzieli, na co się piszą, wchodząc w to towarzystwo. I właśnie to było w tym cudowne. Pozwoliła porwać się z nurtem ciekawości i ekscytacji, która biła od jego osoby. Nie bała się do tego przyznać, ani tego pokazać. Nagle przystanęła, przyciągając go mocno do piersi, nie chciała go zostawić, czy tak bardzo spodobała jej się jego obecność? Czy to wina alkoholu, który wypiła w szybkim tempie (sądząc po tym, że nie była pierwszą lepszą uczestniczką takich imprez, to nie to), czy wpływ oparów w powietrzu, czy zwyczajnie była tak bezpośrednia. A może było tu tak wiele osób i ścisk był nieunikniony... Uniosła podbródek do góry, aby móc na niego spojrzeć.-Zobaczymy, jak wiele zdołasz udźwignąć, Ragnar.-I ten słodki uśmiech, zahaczający o coś niebezpiecznego i porywającego. Odsunęła kotarę, przy której stali, schodząc o trzy schodki na dół. Do pomieszczenia, w którym mogli wybrać, czym dalej chcieli się truć. Nie czuła na sobie wzroku osób, które się tutaj znajdowały. Były zbyt zajęte swoimi partnerami lub zwyczajnie ich to nie obchodziło. Tylko jedna osoba była w pełni świadoma i w pełni ją rozpoznała. Zerknęła przez ramię na chłopaka i ruszyła na siedzenie, gdzie znajdowała się ich dobra wróżka lub kat, tejże nocy.
Naprawdę szanował osoby, które nie miały w zwyczaju ukrywania swoich intencji czy myśli. Doceniał to, że miała śmiałość pokazania wprost o co jej chodzi. W czasach, w których przyszło im żyć nie było to wcale tak często spotykane. Ludzie woleli zasłaniać się słodką iluzją, która kreowała ich na idealnych, pozbawionych wad czy prostych popędów, które jednak kierowały wszystkimi. Tymczasem stała przed nim młoda kobieta, kompletnie inna od tych, które najczęściej spotykał. Czyż to nie wspaniałe? Zwolenniczka zmian i nieprzewidywalności. A to się mu trafiło, nie ma co. Szczerze mówiąc było to swojego rodzaju imponujące. Wielu w końcu wolało podążać utartymi szlakami, tylko dlatego, że są znane i pewne. Wiedzieli dokładnie co na nich spotkają, dlaczego należy zachować się w taki a nie inny sposób. To było nudne. - Ciekawe spostrzeżenie. Nie lubisz wracać do miejsc, które znasz? - niby jego słowa brzmiały jak pytanie, choć w jego własnym odczuciu było to stwierdzenie faktu. Niespiesznie ponownie sięgnął po drinka i popijał go, również pogrążony w przyglądaniu się wszystkiemu dookoła. To miejsce miało w sobie jakąś dziwną, bliżej nieopisaną magię, której nie potrafił nazwać słowami. Mógłby próbować używać wspaniałych frazesów tylko po to, by jakoś nazwać to zjawisko, lecz czy miało to jakikolwiek sens? Wolał chłonąć te doznania wszystkimi zmysłami, nie przejmując się tym, co właściwie się tutaj dzieje. A działo się wiele. Gdzieś jedna para za bardzo pogrążyła się w zabawie, w drugim końcu sali dwóch mężczyzn zdecydowanie zbyt mocno tłumaczyło sobie coś na stronie. Dziesiątki spoconych ciał ocierały się o siebie, jakby miało nie być jutra. Widywał coś takiego wcześniej, ale nie w ten sposób. Jakby coś nowego działo się z jego umysłem i nie mógł tego wytłumaczyć. Słysząc jej słowa jakby odruchowo opróżnił szklane naczynie tylko po to, by kolejne porcje alkoholu miały gdzie osiąść. Jednak w przeciwieństwie do niej kolejnego drinka nie wypił na raz, ledwie wziął niewielki łyk. I nim zdążył cokolwiek powiedzieć, delikatne palce zacisnęły się na jego szorstkiej skórze, po czym Lucia pociągnęła go w dal za sobą. Posłusznie zmierzał w tym samym kierunku co ona, zaskoczony nagłym zatrzymaniem. Jedna brew uniosła się nieznacznie ku górze, gdy przycisnęła się mocno do jego piersi. Sądząc po jej słowach, kompletnie nie miała pojęci z kim ma do czynienia. Mógł śmiało założyć, że przeżył zdecydowanie więcej niż ona, choć nawet nie wiedział, co właściwie ją spotkało. Po prostu życiowe doświadczenie nauczyło go, że w tej kwestii ludzie zazwyczaj nie mieli do niego podejścia. - I vice versa. - zdążył tylko odpowiedzieć, bo po chwili schodzili po schodkach na dół, do ciemnego pomieszczenia. Jakby odruchowo rozejrzał się wokół, próbując ustalić, co właściwie się tutaj dzieje. Ludzie szprycowali się, czym tylko mogli. Leniwy uśmiech rozjaśnił jego oblicze. W zasadzie takiej zabawy dzisiaj oczekiwał. Z matką i i bratem na pokątnej nie mógł na to liczyć. Usiadł na jednej kanapie, bezpardonowo sadzając Lu na swoich kolanach. Mógłby tłumaczyć to tym, że mało miejsca było w środku, ale po co? Po prostu miał na to ochotę i to uczynił, nic więcej. - To co dla mnie masz, mała? - rzucił luźno w jej stronę, nie mogąc się doczekać kolejnych doznań, które miały go dzisiaj spotkać. Niech żyje bal! Czy jakoś tak...
Zdziwiłby się, jak wiele osób spotkała, które faktycznie nie ukrywały swoich prawdziwych intencji. Prawdziwe skarby, w większości nieakceptowane przez społeczeństwo, właśnie ze względu na to, jakimi zasadami w życiu się kierowały. Nic dziwnego, że w tym momencie ludzie ukrywają swoje osobowości za maskami zadowolenia, czy wyuczonej obojętności. Jeżeli nie dajemy szansy innym na szczerość, czy możemy winić ich za jej brak? Znaczy, kto nie lubi tej odrobiny władzy, którą daje umiejętność manipulowania innymi? Czy sama nie była lepsza? Gdyby miała podążać szlakami, które dla niej wyznaczono... Nigdzie by nie wylądowało. Była pozostawiona sama sobie już jako dzieciak, jako mała dziewczynka, która powinna żyć chwilą, marzeniami i wyobrażeniami, które powinny zmieniać się co pięć minut, jak to dziecko powinno. Przez moment się nad tym zastanawiała. Może było to stwierdzenie, może jedynie pytanie rzucone w przestrzeń. Nieistotne.-Nie nazwałabym tego tak. Gdy coś mi się nie podoba, zwyczajnie tego nie robię. Tyczy się to też miejsc, do których idę.-Wzruszyła lekko ramionami.-Powiedzmy, że nie jestem nasycona tym, co widzę. Zawsze chcę więcej.-Uśmiechnęła się do własnych myśli, do wspomnień, do rozmów... To opary. Chociaż nawet bez nich to miejsce miało swój własny magiczny wydźwięk, którego nawet narkotyki, czy spożyty alkohol nie umiał sprawić. Za przyczynę podawała ludzi, którzy tutaj byli. Zbiorowisko cudaków, osób wolnych i zwyczajnie beztroskich. Jak wcześniej wspominała, mających gdzieś to, kim kto tutaj był. Czy warto rozpatrywać ich przeszłość? Kto ile przeżył, kim byli, jakie podłe doświadczenie zdobyli. Nie było to wskazane, nie dzisiaj, nie teraz, zapewne nigdy. On nie chciał poznawać jej historii, a ona jego... Nie dlatego, że miała to kompletnie w dupie. To nie było w tym momencie pożądane. Co innego jej jawne niwelowanie przestrzeni między ich ciałami, to działanie z premedytacją, której nawet nie próbowała ukrywać. Zabawa w pojedynkę mogła być zajmująca, jednak najlepsza jest w towarzystwie. Jeszcze lepiej, kiedy było ono bardziej niż odpowiednie. Nie próżnował. Pomyślała, kiedy pośladkami wylądowała na jego kolanach. Zaznaczenie tego, że była tutaj z nim było dobrym rozwiązaniem. Uśmiechnęła się szeroko, sięgając do stolika, z którego wzięła jedno z wielu metalowych pudełek. To było jak ruletka, która zawsze wprawiała jej żołądek o przyjemne podskakiwanie. Kiedy się wyprostowała, otworzyła wieczko. Zagryzała lekko wargę, spoglądając do środka. Po chwili przeniosła na niego spojrzenie, a palcem zgarnęła trochę maści.-Na pewno wiedziałeś, że wmasowywanie lulka w inne części ciała niż ramiona, daje nam znacznie więcej, niż powszechnie jest znane. -Mruknęła, delikatnie wmasowując maź w jabłko Adama chłopaka. Robiła to powoli, okrągłymi ruchami, tak, jak ktoś nauczył ją dawno temu. Uśmiechnęła się szeroko, posuwając mu pod nos maść i odgarniając włosy z nagich ramion. Oj tak, zabawę czas zacząć...