Osoby:@Bianka S. Cortez & Cassius Swansea Miejsce rozgrywki: Dormitorium Slytherinu Rok rozgrywki: 10/2019 Okoliczności: Wieczór, farby, wolne dormitoria i chętna do pozowania modelka.
Nie pamiętał już jak długo ją o to męczył. Wysyłał jej listy nie od wczoraj nękając ją prośbami o stawienie się w męskim dormitorium. Zwykle miała coś lepszego do roboty. Słusznie czy nie, tak czy inaczej chodził nieco obrażony, gdy mu odmawiała. Potrzebował modelki, na gwałt wręcz, bo chociaż mógł korzystać z własnej pamięci czy wyobraźni, on wymyślił sobie, że jego modeleczką musi być właśnie ona, nikt inny. Widział ją bez ubrania już niejeden raz i tego widoku nie dało się zapomnieć. A jednak skoro mógł przekonać ją, że naprawdę potrzebuje popatrzeć, aby idealnie ją odwzorować, czemu miałby z tego nie skorzystać? Widok łagodnych, kobiecych krzywizn działał na niego jakoś tak relaksująco, a czego bardziej mu w życiu było potrzeba jak nie właśnie spokoju i ciszy? Nagich piersi unoszących się w rytm oddechów i ostrego zapachu farby. Może chociaż tym razem nie będzie mu to przerwane. Kto wie, dormitoria wszak stały otworem, a Nessa miała denerwującą tendencję do podążania szlakiem Cassiusa, gdy tylko ten zaczynał coś knuć. Ba, nawet jak akurat niczego nie planował to rzucała w jego stronę swoim podejrzliwym spojrzeniem i sprawiała, że dwa razy oglądał się przez ramię zanim sprowadził sobie do łóżka jakąś dziewczynę. Koniec z tym. Więc zabrał wreszcie nowe płótno z rodzinnego domu, zaklęciem przez dłuższą chwilę dopasowując jego wielkość do własnej wizji. Wziął też kilka nowych pędzli, wychodząc z założenia, że ten jeden raz mógłby nie umazać się cały w szarościach i spróbować namalować czystą, przejrzystą formę pozbawioną niekontrolowanych pacnięć paluchami. Nie pamiętał już od czego zaczęło się to zamiłowanie, lecz teraz, gdy tak naprawdę po wielu miesiącach przerwy wreszcie zdecydował się na zaciśnięcie palców na swoim ulubionym pędzelku, leżał mu on w dłoniach jakoś tak niewygodnie i nieporęcznie. Po prostu obco. Przygotowawszy swoje stanowisko, rozwalił się jeszcze na kilka minut we własnym łóżku, machinalnie przeglądając wizzbooka z nadzieją, że Bianka sobie z niego nie zażartowała i niedługo się zjawi.
Nie potrafiła sięgnąć pamięcią tak daleko, aby przypomnieć sobie ile listów wysłał jej Cassius z prośbą o stawienie się w męskim dormitorium. Ich sterta zaległa w kufrze dziewczyny pod warstwą ubrań wykonanych z przeróżnych materiałów, skrzętnie ukryta przed widokiem innych. Znajomość Bianki z jednym z przedstawicieli rodziny Swansea była bardzo skomplikowana, dlatego nigdy nie odnosiła się z nią w "towarzystwie". Z jednej strony wciąż chciała pozostać wierną przyjaciółką, zaś z drugiej wychodziła z niej egoistyczna natura Cortezów, a wciąż rosnący apetyt na nowe doznania zmuszał ją do potajemnych spotkań. Ile to razy pluła sobie w brodę, że za kilka chwil uniesienia w jego towarzystwie zaprzedała swoją duszę, mimo to wracała za każdym razem po więcej. To było jak uzależnienie, potrzeba silniejsza niż zdrowy rozsądek i tak przyjemna. Niezobowiązująca relacje wydawała się być dla nich idealnym układem, z którego oboje czerpali korzyści. Miał on też swoje wady, jednak zdawało się, że ani ona, ani też on zbytnio się nimi nie przejmują; byli do siebie podobni. Kąciki ust wymalowanych czerwoną szminką uniosły się delikatnie ku górze, kiedy przed czarnowłosą Ślizgonką wylądowała koperta zapisana dobrze jej znanym pismem - kolejna prośba. Chwyciła ją dłonią, aby dorzucić do sterty pozostałych, jednak zatrzymała się w połowie drogi, dochodząc do wniosku, że nie ma na dziś ciekawszych planów. Naprędce niewyraźnym pismem odpisała jedynie "przyjdę", biorąc się za przygotowania. Zawsze musiała wyglądać nienagannie; odpowiedni makijaż, idealnie dobrany strój i dodatki, którymi często szokowała, a jeszcze częściej pobudzały wodzę fantazji u przedstawicieli płci przeciwnej. Włożyła na siebie białą, obcisłą sukienkę, której długość sięgała zaledwie do połowy ud z czarną, skórzaną kurtką oraz pasy wykonane z miękkiej skóry przeplatane metalowymi dodatkami. Włosy pozostawiła rozpuszczone z lekko pofalowanymi końcówkami. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze po czym opuściła dormitorium dziewcząt. Od pierwszego roku w szkole dziwił ją fakt, że chłopaki nie mogli przekroczyć drzwi dormitorium dziewcząt, zaś te bez problemu wchodziły do ich. Czyżby dziewczynom ufano bardziej? Błędnie zakładając, iż są one zbyt niewinne i grzeczne, aby przekraczać pewne granice. Bianka była niezaprzeczalnym dowodem na to, że kobiety nie mają zasad i była w tego niebywale dumna. Oparła się o framugę drzwi, wpatrując się niebieskimi tęczówkami w postać Cassiusa rozwaloną na łóżku. Przygryzła delikatnie dolną wargę, odchrząknęła. - Myślałam, że spotkaliśmy się tu w innym celu - rzuciła, do tej pory ich spotkania zawsze rozpoczynały się i kończyły na tym samym. Bez zbędnych pytań, odciągania czy potrzeby bliskości drugiego człowieka - czysty seks. Nie była pewna, czy dobre robi godząc się na bycie jego modelką, to wychodziło poza ustalone ramy, których mieli się trzymać bez względu na wszystko. Biankę trochę to martwiło, zaś z drugiej strony nie od dziś marzyła o tym, aby znalazł się malarz na tyle zdolny, który będzie w stanie uwiecznić jej ciało na płótnie dla przyszłych pokoleń. Była próżna.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Przesuwał niecierpliwie kolejne kartki, nawet nie orientując się, że robi to bardziej dla samego sportu, aniżeli z faktycznej potrzeby. Nie patrzył na księgę, od pewnego momentu lustrując wzrokiem wyłącznie sufit i nasłuchując kroków nadbiegających od strony pokoju wspólnego. Nie spieszyła się, trzeba było to przyznać. Zdążył się już nawet znudzić i zaczął leniwie machać różdżką w powietrzu, kreśląc nią bezmyślne bohomazy, które po kilku sekundach rozpływały się w powietrzu. Nie miał pojęcia dlaczego aż tak bardzo jej do tego potrzebował. Mógł namalować kogokolwiek, a on chciał wyłącznie ją. W normalnych warunkach Bianka była idealną dziewczyną dla niego. Próżna, ładna i nieangażująca się mogła być idealnym obiektem do wyładowywania potrzeb ciała bez jakiegokolwiek innego zaangażowania. Gdyby tylko był bardziej wrażliwy na ludzi, być może uznałby, że to niewłaściwe. Spróbowałby się dopatrzeć w niej czegoś, co warte byłoby jego zachodu, bo, jakby nie patrzeć, dziewczyn pięknych miał naprawdę na pęczki. Widywał je nawet na szkolnych korytarzach, jeszcze na etapie odsiewania ziarna od plew i fantazjując na temat tego co zastanie pod ich szatą. Z Bianką było inaczej. Ona już na samym wstępie krzyczała mu co takiego ma do zaoferowania i najwidoczniej już sama ta otwartość przyczyniła się do tego, że zwrócił na nią uwagę na dłużej. Albo ona na niego? Był w gruncie rzeczy zaskakująco prostym mężczyzną. Gdy widział dekolt, patrzył w biust, a dostrzegając śmieszne pasy otulające uda myślał tylko o tym, że może je z niej zdjąć. Zaprosił ją w celach czysto artystycznych, a gdy wreszcie ją zobaczył, natychmiast zrozumiał, że sam siebie okłamywał. Zawsze wiedziała jak podkręcić jego zainteresowanie. Była jak wyjątkowo ciekawy okaz róży, której kolce nie raniły bezpośrednio, a dopiero po tym jak otoczyły ofiarę niespodziewanymi pnączami. Otaczała go za każdym razem, a on zawsze dawał się nabierać, że tym razem będzie inaczej. Miał słabą wolę i bogatą wyobraźnię. Potrafił dopowiedzieć sobie co zastanie pod golfem, ale jednocześnie jako esteta cenił sobie przejrzystą formę. A teraz cholernie przejrzyście widział jak jej cycki nieomal wyskakują z tej sukienki. Uniósł się powoli na łokciach, przechylając wymownie głowę w jej stronę i dając jej tym samym do zrozumienia, że ją dostrzega. Ba, nie tylko dostrzega, ale również docenia jej starania, gdy tak przesunął wzrokiem wzdłuż jej ud aż po usta. - Myślałaś, że zapraszam cię na seks i przyszłaś dopiero za siódmym razem? - Odpowiedział jej pytaniem, nie mogąc powstrzymać się od sarkastycznego uniesienia brwi. Jego usta rozszerzyły się w nieco uszczypliwym uśmiechu. Wstał, przemierzając pokój powoli, ale w żadnym razie nie ostrożnie. Wręcz przeciwnie, nonszalancko. Wszak znajdował się teraz na własnym terytorium. I kiedy był już dostatecznie blisko niej, wyciągnął rękę w jej kierunku, aby nieznacznie unieść jej brodę. - Czuję się urażony. - Dodał, a jego oczy rozbłysły milcząco od skrywanej ekscytacji. Pochylił kark, aby pocałować ją krótko w usta w ramach powitania. Następnie odsunął się na długość wyciągniętej ręki, aby przyjrzeć się jej strojowi. - To raczej nie będzie ci potrzebne - zauważył bezpardonowo ciągnąc jedno z jej ramiączek ku dołowi, aby po wykonaniu tego z następnym, przedstawić swojemu płótnu obraz z jej nagich piersi.
Punktualność nigdy nie była mocną stroną panienki Cortez, która notorycznie spóźniała się nie tylko na lekcje, ale również ważniejsze spotkania rodzinne, wciąż wychodząc z założenia, że wówczas robi znacznie większe wrażenie. Ile w tym było prawdy, wiedzieli tylko ci, którzy za każdym razem skupiali na postaci Ślizgonki swoje spojrzenia na ułamek sekundy dłużej niż powinni. Cassius - nie licząc momentów, kiedy wpadali na siebie przez przypadek - zawsze musiał poczekać na nią chwilę dłużej, jednak te uciekające minuty z jego życia, zawsze były mu wynagradzane, zupełnie jak dziś. Usta, w kolorze krwistej czerwieni wygięły się w szerszym uśmiechu, kiedy ujrzała postać chłopaka. W prostej rzeczywistości Bianka i Cassius tworzyliby idealny związek, który opierałaby się jedynie na rozsądku, bez zbędnych romantycznych chwil oraz doniosłych deklaracji, jednak rzeczywistość była zbyt skomplikowana, zawiła, bezwzględna. Czarnowłosa zawiesiła na Ślizgonie spojrzenie niebieskich tęczówek zastanawiając się, dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, żeby to właśnie ona stała się jego modelką. Miał do wyboru tak wiele dziewczyn, którym miękły kolana, w momencie, kiedy zwracał na nie swoją uwagę, ale chciał ją. Godząc się na przyjście tu, ani trochę nie myślała o konsekwencjach. Co, gdyby Dina odkryła, że to właśnie TEN Swansea odpowiedzialny jest za uwiecznienie jej nagiej postaci na płótnie? Nie wiedziała, jak zareagowałaby przyjaciółka, jednak już teraz była pewna, że przyjęłaby to lepiej niż fakt lądowania w łóżku Cassiusa - kilkukrotnie. Zasady. Czy w przypadku Ślizgonów można było o nich mówić, jako ważnej części życia? Wielu z nich wciąż je łamało, zaś Bianka była w tym wręcz mistrzynią. Zdrada to ona tworzyła pierwszy z fundamentów relacji między nią a Cassius, nie była z tego dumna, jednak nie wywoływało to też w niej, aż tak dużych wyrzutów sumienia, aby to nagle przerwała. Drugim fundamentem było pożądanie, pierwotne uczucie, które musiało zostać zaspokojone, zupełnie jak potrzeba oddychania czy jedzenia; ciężko było się mu przeciwstawić. Rządzą wzburzała krew płynącą w żyłach, wypełniała myśli, przejmowała władzę nad ciałem, wówczas człowiek dążył jedynie do jej nasycenia, aby choć na chwilę zyskać spokój. Prawo zawarte w trzeciej zasadzie dynamiki Newtona o wzajemnym oddziaływaniu ciał znane jest od wieków, jednak dla Biankę wciąż zaskakiwała to, jak jej własne ciało reagowało na bliskość Cassiusa, na jego dotyk, często wręcz zachłanny; traciła wówczas nie tylko zdrowy rozsądek, ale i resztki godności wijąc się i skamląc o więcej. Były to jedyne momenty, w których dumnie uniesiona broda oraz surowa postawa dziewczyny znikały, a ona stawała się seksualną niewolnicą. W całym tym dziwnym układzie ciężko było wytyczyć osobę, która miała większą władzę. Oboje byli ludźmi na tyle dominującymi, że łatwo nie było im zrezygnować z własnych rządów na rzecz drugiej osoby. Z tego też powodu często uzupełniali się: raz prawo kontroli miała ona, raz on. Cassius był dla niej niczym zakazany owoc, który nęcić swoim wyglądem i upajał zapachem. Wystarczyło jedynie wyciągnąć po niego dłoń, a mimo tym razem kazała mu czekać niebywale długo, tylko po to, aby posycić jego pożądanie. Niczym drapieżniki gotowy do ataku śledziła każdy jego ruch, czyżby już rozpoczęli swoją grę? Widząc jego spojrzenie była tego niemal pewna, godząc się na przyjście tutaj nie miała złudzeń, że chodzi jedynie o obraz. - Do siedmiu razy sztuka - odpowiedziała, uśmiechając się niewinnie. W tym momencie pozbyła się złudzeń, które sekundę temu miała. Zanim się do niej zbliżył, wygładziła materiał sukienki, który bezwstydnie przylegał do jej ciała, niczym druga skóra ukazując, to co miała najpiękniejsze, a jednocześnie wciąż pozostawiała wiele dla wyobraźni. - W takim wypadku, będę musiała zmazać tą urazę - odparła nadając własnemu głosowi seksownej nuty. Zwolna podążyła koniuszkiem języka po lekko uchlonych wargach, które opuścił cichy jęk, gdy Ślizgona pozbawił jej części garderoby. - Od razu w progu mnie rozbierasz? - zapytała. - Chyba się bardzo stęskniłeś - zaśmiała się.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Jego wyraz twarzy nawet nie drgnął, kiedy musnęła językiem jego usta. Zamarzł, niby to kompletnie nieczuły na jej gest oraz na głos, który zniżony wibrował od nęcącej prowokacji. Obserwował ją, chciwie chwytając każdy szczegół jej mimiki czy zdradliwy ruch ciała. Napawał się jej reakcjami, nie widząc nic piękniejszego w tej naturalnej grze, która zawsze rozgrywała się między nimi. Był do tego stopnia niezdolny do ustępstw, że nie wyobrażał sobie nawet sytuacji, że mogłaby tak po prostu nie zareagować wcale. Sfrustrowany ostatnimi wydarzeniami mającymi miejsce w jego życiu, Cassius bardzo chętnie zamierzał wykorzystać okazję. Prawdę mówiąc, wewnątrz był bliższy rozszalałemu sztormowi, aniżeli gładkiej tafli, którą to właśnie jej prezentował. Nie pomagała mu dzisiaj. Każdy jej gest był prowokujący, a on naprawdę chciał ją namalować. Obawiał się tylko, że nie zdoła postawić nawet jednej kreski zanim zaciągnie ją do łóżka i przykuje do ramy. Wystarczyłoby mu tak niewiele. Opuściwszy jej ramiączka przyjrzał się swojemu dziełu. Ten jęk wydostający się z ust Bianki sprawił, że uniósł spojrzenie z jej delikatnie niesymetrycznego biustu na jej twarz. - I to ja się stęskniłem? - Odgryzł się, a w ramach delikatnego odwdzięczenia jej się za złośliwość, uszczypnął ją w pierś, aby wystawiona na chłód brodawka szybciej ujawniła się jego oczom. - Niby taka niedostępna, a jaka uległa. Tak w progu dajesz się rozbierać? - Pytał dalej, a jego ręce sunęły nieubłaganie. Ściągnęły powoli, bardzo powoli, materiał z jej talii. Zawadzając o biodra zwolnił lekko, aby przesunąć po nich paznokciami. Skorygował lekko jej pozycję, gdy przyszło do całkowitego zrzucenia z niej sukienki, aby przypadkiem nie zdjąć z niej także pasów. Miała w nich pozostać, komunikat był jasny. Zainspirowały go, było to widać po spojrzeniu jakie im posłał, zanim w ogóle przyjrzał się jej sylwetce. Ocenił ją w tak nachalny sposób, jakby była klaczą na wybiegu. Śledził wzrokiem jej obojczyki i łydki, dłonie, stopy i szyję. Rejestrując te szczegóły na nowo miał być pewien, że obraz, który stworzy (dziś lub później) będzie go satysfakcjonował). - Mam dla ciebie strój - oznajmił, dotykając dłonią jej talii, jakby sprawdzał czy ich odcienie skóry do siebie pasują. Potem objął ją ręką, aby móc przyciągnąć ją ku sobie. Tak prawie całkowicie nagą, podczas gdy on pozostawał nieznośnie ubrany. Profesjonalny. Jego bezczelne paluchy znalazły też drogę na jej pośladki. - Proszę cię, ubierz się grzecznie. Będzie pasował ci do reszty. - Spróbował ją przekonać, jednocześnie nachylając się ku niej, gdy wypowiadał te słowa. Ledwie szeptał tym swoim niskim głosem, którego tak często używał przy mrukliwych groźbach. Zerknął kątem oka w stronę swojego łóżka, gdzie lekko nakryte przez pościel czekały akcesoria. Skórzany stanik, który kompletnie nic nie zakrywał, taśma zaciskowa oraz kajdanki. - Chodź - „poprosił”, a może „zażądał”? Interpretacja dowolna. W każdym razie cofnął się o krok, napierając dłonią na jej kształtną pupę, którą sekundę później puścił, aby nie szli jak pokraczne bliźnięta. Zamiast tego złapał ją za rękę, aby poprowadzić ją do swojego łóżka. - Wystarczy, że zapozujesz mi przez pięć minut. Nakreślę sobie szkic, resztę mogę zrobić później. - Oznajmił, jednoznacznie sugerując, że jeśli nudzi ją wielogodzinne prężenie się przed sztalugą, dla niej może zrobić wyjątek od reguły.
Uśmiechnęła się delikatnie, aczkolwiek bardzo wymownie, widząc niewzruszony wyraz twarzy chłopaka, ciemne źrenice rozszerzyły się znacznie, zagarniając prawie w całości niebieskie tęczówki oczu dziewczyny. Wydawał się być wręcz nieczuły, jednak ona znała go na tyle, by wiedzieć, że jest to tylko poza, gdyż w rzeczywistości napawał się wszystkim, co mu oferowała. Ich gra była chora, wiedział o tym on, wiedziała i ona, jednak to wywoływało jedynie jeszcze większe podniecenie. Żadne z nich nie było skore, aby odpuścić, zbyt mocno w to weszli, aby teraz się wycofać. I tylko u Bianki od czasu do czasu, do głosu dochodził zdrowy rozsądek, który wręcz nakazywał przestać, dla dobra Diny - nie ich własnego. Ale jak zrezygnować z czegoś co pobudza zmysły, zatraca myśli? Koniuszkiem języka oblizała własne wargi, zaś dłoń przeniosła na twarz chłopaka. Delikatnie opuszkami palców badała fakturę jego skóry, wydawała się być zbyt miękka, jak na skórę węża. Uśmiech na jej ustach powiększył się. W każdy ruch starała się włożyć niebywale dużo gracji, zwolna przenosząc dłoń z twarzy Ślizgona, na jego tors. Wbiła w niego paznokcie na tyle mocno, aby zostawić ślad na jego ciele, nawet jeśli wciąż miał na sobie ubranie. Przez głowę przemknęła jej myśl; tak bardzo chciała pozbyć się tej niepotrzebnej warstwy, która przysłaniała jej to, po co dziś tu przyszła, lecz ostatnimi pokładami siły powstrzymała się. Nie było żadnej zabawy w tym, aby ze swoją "ofiarą" rozprawić się od razu. - Zdecydowanie - oznajmiła, twarz czarnowłosej czarownicy wykrzywił lekki grymas zadowolenia, kiedy poczuła palce Cassiusa na swoich sutkach, które pod wpływem tego gestu mimowolnie stwardniały. Spojrzała na swojego piersi, by sekundę później przenieść wzrok na chłopaka, w oczach obojga powoli widoczne było pożądanie, jednak za wszelką cenę Bianka starała się trzymać je w ryzach. Inaczej byłoby zbyt łatwo. - Nie chlebiaj sobie - rzuciła, śmiejąc się cicho. Miał nad nią władzę, lecz nie miała zamiaru powiedzieć mu tego wprost. Tyle czasu zwlekała z wizytą u niego, że teraz czuła się jak niewyżyta suka, złakniona nie tylko jego dotyku. Materiał sukienki, która na sobie miała, choć różnie dobrze można było ją określić, jako skrawek materiału przy pomocy dłoni Swansea powoli wędrował coraz niżej jej ciała. Nie opierała się, spięła lekko mięśnie skupiając się na dotyku jego palców oraz wzroku utkwionym w jej sylwetce. Ciało czarnowłosej reagowało automatycznie, nakreslał on na nim własną ścieżkę, wywołując u niej gęsią skórkę. - Coś ci się spodobało - stwierdziła widząc jego głodne spojrzenie, które sprawiało jej satysfakcję. Wybierając dzisiejszy strój liczyła, że osiągnie właśnie taki efekt. Chciała dostarczyć mu nowych wrażeń, póki co wizualnych. Uniosła do góry prawą brew, kiedy wspomniał o stroju, jednak czy powinna dyskutować z wizją artysty? W tym wszystkim nie pasowało jej tylko to, że on wciąż pozostawał ubrany. W momencie, gdy poprosił, aby się ubrała, stanęła. - Ubiorę, jeśli ty pozbędziesz się tego - dała swoje ultimatum, chwytając materiał jego ubrania. Bycie profesjonalnym bardzo jej przeszkadzało, w przypadku Cassiusa.-Nie przyszłam tu po to, żeby oglądać cię w ubraniu - stwierdziła. Po czym puściła jego dłoń i kręcąc biodrami minęła go, podeszła do łóżka, na którym ukryty był jej strój. Przygryzła dolną wargę, patrząc prosto w jego oczy. - Gdybym cię nie znała, uznałabym, że jesteś miły - rzuciła, biorąc w dłonie skórzany stanik, taśmę i kajdanki. - Musisz mi pomóc - poprosiła - Ale najpierw twoje ubranie - dodała, głos który wskazywał na to, że nie godzi się na odmowę.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Bianka była tak prowokacyjna, że trudno było znaleźć wystarczająco wyraźną metkę, którą można było jej przyczepić. Musiałaby być nieomal tak wielka jak ego Cassiusa, które tylko niepotrzebnie pęczniało, gdy mógł w ten sposób ją uprzedmiotawiać, a to już byłby pewien wyczyn nawet takową wyczarować. I chyba to sprawiało mu zawsze najwięcej przyjemności. On mógł ją nakłaniać do wyuzdanych strojów, a ona z radością w nie wskakiwała, bo przecież sama nigdy nie grzeszyła skromnością. I wilk syty i owca cała. Tylko, że ta jego owca miała zdecydowanie ostre zębiska i konkretne, zdrowe reakcje. On zresztą również, bo przecież był mężczyzną prostym i zdecydowanie zbyt zdrowym w tej materii. Widział ładną dziewczynę to był zainteresowany. I schlebiać sobie jak najbardziej zamierzał, bo i przecież wiedział, że ma ku temu podstawy, niezależnie od tego co mu Bianka miała dzisiaj powiedzieć. Im bardziej odmawiała mu prawa do zadzierania głowy, tym wyżej unosił brodę. Chociaż w tym momencie jego ręce wykonywały analogiczny ruch w dół, ściągając z niej ubrania. - Niee, wydaje ci się - zakpił, nie widząc potrzeby w przyznawaniu jej tej oczywistej racji. Jeśli potrzebowała komplementów, wystarczyło, żeby zaglądała w jego oczy czy w obrazy, które malował. Kiedy coś go inspirowało, zapisywał to w pamięci innych za pomocą czerni, bieli i szarości. Był to jeden z powodów dla których dzisiaj tutaj byli. I zarówno nie liczył się tutaj obraz jak i dobry seks, którego się spodziewał. To miała być mieszanka po trochu tego i owego, a także relaks i odpoczynek od roller coastera jaki serwowała mu Claudine Harlow. Może dlatego był dziś tak skory do słuchania sugestii… zwyczajnie nawalczył się już w tym tygodniu dostatecznie wiele razy, starając się zadbać o swoje potrzeby, że teraz równie dobrze mógł zadowolić i Biankę. Zwłaszcza, że było to tylko proste zrzucenie z siebie ubrań. Westchnął cicho, ściągając wargi jakby był niezadowolony, ale powoli zsunął z siebie górną część swojego dzisiejszego, równie czarnego jak zazwyczaj, przyodziewku. - Do rosołu czy do bielizny? - Zapytał, jakby chociażby przez chwilę brał pod uwagę jej odpowiedź, chociaż tak naprawdę było kompletnie odwrotnie. Bez wahania zrzucił z siebie nie tylko koszulkę, ale i spodnie oraz bokserki, aby stanąć przed nią tak jak go Merlin stworzył. On nie kręcił zaczepnie biodrami, ani nie manifestował w żaden inny sposób swojego zainteresowania. Wystarczyło, że śledził ją wzrokiem i rozchylił lekko usta, gdy przystanął przy łóżku. - Ja zawsze jestem miły - zełgał, uśmiechając się w istocie tak, jakby Swansea był kiedykolwiek zdolny do faktycznie szczerych uczuć w tej materii. Unosząc jeden kącik warg, bezpardonowo zatrzasnął na jej nadgarstkach skórzane kajdanki, krępując jej ręce w odpowiadający swej woli sposób. Z założeniem jej stanika wcale aż tak się nie spieszył. Jak każdy mężczyzna o wiele lepiej radził sobie ze zdejmowaniem go, a poza tym co to by była za przyjemność? Podotykanie zawsze było miłym wstępem do dalszej części programu. Kiedy brał w ręce taśmę, wydawał się wręcz zamyślony nad własnym dziełem. Otulił jej wąską talię czarnym plastikiem, owijając ją kilka razy i stopniowo, kompletnie się nie spiesząc rozkładając czarne linie zgodnie z własnym zamysłem. Jego oczy nie odrywały spojrzenia od jej skóry. Cassius był genialnym wzrokowcem. Równie dobrze wcale nie musiał dzisiaj dotykać farb, aby doskonale ją namalować, a jednak z jakiegoś powodu nigdy nie pokazywał, że modelka nie jest mu do tego konieczna. I one miały satysfakcje i on zadowolony pogapił się dłużej, czysty interes. Nachylił się nad nią i naparł dłonią na jej pośladki, aby znaleźć pozycje, w której spodoba mu się najbardziej. - Zostań tak na moment. Potrenuj brzuch-uda-pośladki. - Uniósł brew, nawiązując do tych mugolskich zajęć fitness, notabene cholernie morderczych w jego ocenie, a następnie wziął się za bardzo sprawny szkic. Mniej więcej szkic postaci, mniej więcej dodatki i szczegóły. Emocje zamierzał z niej wycisnąć później. Po pięciu minutach jego niebieskie oko wychyliło się zza płótna. - A jak bardzo teraz poprosisz, żebym cię rozkuł? - Zapytał, niby to niewinnie, ale zdradził go ten wężowy uśmiech.
Drzwi do dormitorium trzasnęły potężnie o ścianę, kiedy do pomieszczenia wpadł Stan. Tak, ten Stan, którego Swansea miał nieszczęście znosić przez kilka lat jako współlokatora zanim udało mu się wywinąć z mieszkania z psychopatą. Stan miał zdrowo ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i subtelność spadającej siekiery, wierzył jednak pół swego życia, że będzie artystą, a od kiedy poznał Cassiusa w trzeciej klasie uznał, że nieszczęsny Swansea będzie jego mentorem. Problem ze Stanem był taki, że nie czuł on artyzmu w niczym, ba, nie zauważyłby sztuki nawet gdyby dostał nią w mordę z bliska toteż kiedy wpadł do dormitorium bez ceregieli, widząc skutą dziewczynę i Cassiusa z rysownikiem, oczywiście, nie zrozumiał absolutnie nic a nic z tego co się dzieje. - Cassius! - zachrypiał swoim czarującym głosem. Od dziecka brzmiał jak skrzyżowanie zardzewiałego zawiasu i starej pompy paliwowej, złośliwi śmiali się, że nażarł się żabiego skrzeku, w rzeczywistości Stan opił się wódki. Widzisz, to nie jest jego prawdziwe imię, niewiele osób, w tym Cassius Swansea, wiedziało, że Stan to tak naprawdę Staszek i jak miał trzynaście lat to pił zmrożoną wódkę na jeszcze większym mrozie na zimowisku gdzieś na polskiej wiosce i tak głośno krzyczał kibolskie piosenki, że uszkodził sobie struny głosowe. Magomedycy proponowali naprawienie tej wady, ale jego mugolska rodzina uznała, że bardzo trudno będzie wytłumaczyć sąsiadom cudowne syna ozdrowienie w związku z czym musiał żyć z głosem malowniczym niczym rzężenie starego traktora. - Potrzebuje tego. - zatrzymał się tuż koło artysty-malarza nic sobie nie robiąc z włażenia w jego przestrzeń osobistą z tego prostego względu, że był po prostu nieszkodliwym idiotą- Tego, tego. - pstryknął palcami kilka razy jakimś cudem zupełnie nie zauważając obecności Bianki w pomieszczeniu. Niby taki ogier, a widok roznegliżowanej kobiety obszedł go jak komunijny bigos. - No wiesz! - widać było frustrację malującą się na nieskalanej głębszą myślą twarzy Stana. Zmarszczył on swe obfite, krzaczaste brwi i pokiwał gorliwie głową. Najwyraźniej miał Cassiusa za takiego boga w ludzkiej skórze, że spodziewał się, że ten się domyśli o co mu chodzi bez słów.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Cassius jak najbardziej mógł być bogiem w tym niewinnym, ludzkim przebraniu. Czystym Marsem, przyszłą nadzieją dla trzeciej wojny światowej, a jednak jak na człowieka z zapędami destrukcyjnymi, nieszczególnie zdziwił się widząc, że jego spokój ktoś zakłóca. Spodziewał się go. Cholera, już od tylu lat zawsze się go spodziewał, gdziekolwiek by nie poszedł. Wydawałoby się, że ten pajac Stan w końcu skończy tę budę… albo to ona skończy z nim, ale najwidoczniej tacy jak on po prostu bywali nieśmiertelni. Niepoprawni również, ale wiedział o tym od dawna. Nawet na niego nie spojrzał, a przynajmniej nie od razu. Ciapał leniwie farbami po płótnie, malując wszystkie najważniejsze linie i szczegóły, które chciałby zawrzeć. Nie odwzorowywał jej pozycji jeden do jednego, a ubarwiał ją sobie. Wygładzał też jej skórę, bowiem jego obraz przyjmował wyłącznie ludzi bez skaz. Tymczasem Biance tu czy ówdzie zagięła czy tam zmarszczyła się skóra. Dopiero, kiedy Stan wyraźnie zaczął się pocić nad tym czymś co to mu rzekomo brakowało, zdecydował się oderwać od obrazu, aby może z jego głupiej mordy coś wyczytać. Niestety, była to zagadka zdecydowanie bardziej skomplikowana, niż najtrudniejsze prace domowe ze starożytnych run. - Rozumu? - Zapytał, unosząc sarkastycznie brew i mając zamiar podnieść mu trochę ciśnienie. To zwykle działało zaskakująco ożywczo na tę namokniętą gąbkę, którą nosił pod czaszką. - Czy może trochę taktu? - Dodał po chwili, bo Stan jak zawsze zapomniał o pukaniu. Nie żeby wciąż tego od niego oczekiwał. Mieszkał w tym zamku przez zdecydowanie zbyt długi czas i zdążył się już przekonać, że na niektórych ludzi to nie ma rady.
Wpatrywał się Stan w Cassiusa wyczekująco, gotów spijać każdą mądrość z jego bladych ust więc kiedy ten powiedział słowo, zaraz pokiwał gorliwie głową, zanim zdążył zrozumieć, że słowa ślizgona nie były najświętszą prawdą, a zwyczajną obelgą. Zajęło mu to dodanie dwa do dwóch zatrważająco długo, do tego jednak też Swansea powinien był po prostu przywyknąć. - Nie! - zbulwersował się, aż mu się ta kupa mięśni na karku zatrzęsła. Gdy Cass spróbował sprostować, jakiś cień nadziei zamajaczył w oczach Staszka, by zgasnąć ostatecznie przygnieciona blaskiem chwalebnej ironii. Nieproszony najeźdźca zaburczał coś pod nosem przestępując z nogi na nogę i spoglądając na malowidło wychodzące spod pędzla kolegi, po czym nachylił się z największym namaszczeniem i wysiłkiem przyglądając obrazowi. Dopiero wtedy wydawało się, że wydedukował jakoby coś się w dormitorium odbywało i dopiero wtedy dostrzegł rozwleczoną po łóżku dziewczynę. - O. - wydusił ten nasz ewenement ludzkiej inteligencji, wysilając wszystkie cztery swoje szare komórki, widząc niewygodę Bianki i nonszalancję Cassiusa- No chyba Ci nie przeszkadzam? - zapytał z tak rozbrajającą szczerością i oczywistością tego stwierdzenia, jakby świat miał mu runąć gdyby Swansea zaprzeczył jego przypuszczeniom. Machnął swoim krągłym łapskiem na panienkę Cortez, bo z dwojga pięknego to on przecież i tak zawsze wolał malunki swego mistrza artysty, odwrócił się do niej dupą i ponownie wbił wielce potrzebujące i intensywne spojrzenie w Cassiusa. - To nie są żarty. - powiedział ze śmiertelną powagą - Ja naprawdę potrzebuję! - gotowała się w nim ta potrzeba niemożliwie, jakby chodziło przynajmniej o przepis na życie wieczne i tylko Cass miał takowy w swoich zasobach. Przeszedł się Stan wzdłuż i wszerz pomieszczenia rozglądając na lewo i prawo, jakoby w poszukiwaniu inspiracji do odnalezienia tegoż tajemniczego słowa opisującego jeszcze bardziej tajemniczą rzecz jakiej potrzebował. W końcu tryumfalnym krokiem zrównał się z Cassiusem, podparł pod boki i zadzierając głowę (co czyniło go niezwykle paskudną karykaturą pewnej blondwłosej ślizgonki) oznajmił z satysfakcją: - Kałamarza! - i pokiwał głową, wyczekując aż mu jego mości pan i mentor pożyczy swój.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Nawet brew mu nie drgnęła. Tych dwoje było skrojonych dla siebie, jak głupi i głupszy. Jeden miał się za geniusza, a drugi nawet nie wiedział, że z niego debil. Uśmiechnął się dopiero po chwili, kiedy to Stanowi się szynka przekręciła. W zasadzie to miał pewne szczęście w tym, że ten kretyn widział w nim wzór do naśladowania. Gdy przyszło co do czego, zawsze śmiało podpuszczał go, aby stanowił jego linię obrony. Był tak wielki, że bez problemu przyjmował na siebie większość ciosów, zanim orientował się, że biją nie tego co potrzeba. Cassius uśmiechnął się w tak paskudny sposób, że dla każdego kto miałby chociaż o dwie komórki mózgowe więcej jasnym byłoby, że TAK. - Niee, no gdzieżbyś śmiał mi przeszkadzać. Prawda, Stan? Wcale nie jestem w połowie obrazu, nie krępuj się. - Przeładował tę wypowiedź ironią, ale spodziewał się, że jego były współlokator nie pojąłby jej nawet wówczas, gdyby wyskoczyła zza rogu i z rozpędu strzeliła go z plaskacza w policzek. Kręcił się tak bez ładu i składu, ale nie zamierzał mu przerywać. Aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że Stan potrzebował zdecydowanie więcej czasu, aby coś sobie przypomnieć. Wrócił więc do malowania. Rozcieńczył nieco czerń, aby stworzyć nowy odcień szarości, którym wypełniał malowane, biankowe pośladki. Pochłonięty pracą nieomal zdołał zapomnieć o kręcącym się po dormitorium, niby smród po gaciach, nieproszonym gościu. Drgnął na słowo kałamarz i nieomal wypuścił pędzel z dłoni. Dlaczego, do diaska, on sądził, że pożyczy mu kałamarz? - Ja piszę długopisem. - Zauważył, unosząc brew ku górze, bo i wątpił, aby ktoś pokroju Stana wiedział co to w ogóle jest długopis. - Nie mam kałamarza. - Podkreślił jeszcze, od tak dla pewności i machnął po królewsku dłonią w kierunku drzwi, jakby przeganiał jakieś niesforne zwierzątko. Przy okazji pochlapał koledze szatę odrobiną farby, zupełnie tak jak i siebie. - Zmiataj, słyszałem że Dina Harlow ma mnóstwo kałamarzy.